Cichociemny, wybitny dowódca, którego oddział trząsł Lubelszczyzną ku przerażeniu UB i NKWD. Jego proces i śmierć pokazały najbardziej sadystyczną twarz reżimu
Na śmierć Hieronima Dekutowskiego pracował cały sztab ludzi – agentów, śledczych, sędziów i prokuratorów. Jego głównym „śledziem” był (zmarły w październiku 2012 r.) Eugeniusz Chimczak, który nawet wśród kolegów z bezpieki miał opinię wyjątkowego sadysty. Drugim – nie mniej okrutnym – żyjący do dziś w Warszawie Jerzy Kędziora, oprawca z Mokotowa i Miedzeszyna.
7 marca 1949 r., po trwającym ponad rok brutalnym śledztwie, stracony wraz z sześcioma podkomendnymi – żołnierzami WiN u – w katowni bezpieki przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Po katyńskim strzale w tył głowy wyrzucony na śmietnik obok Cmentarza Wojskowego na Powązkach. W bezimiennym dole śmierci miał pozostać na zawsze. Diabelski plan komunistów jednak się nie powiódł. Hieronim Dekutowski „Zapora” został zidentyfikowany.
Byłam przekonana, że oprawcy tak go poćwiartowali, spopielili, posypali wapnem, żeby nigdy nie udało się go odnaleźć. Potem, w miarę ekshumacji na „Łączce”, nadzieja, że wróci do nas, była coraz większa. Aż wreszcie stało się
W czasie niemieckiej okupacji zrzucony do kraju jako cichociemny, przeprowadził 83 akcje bojowe i dywersyjne. Zasłynął jako obrońca mieszkańców Zamojszczyzny przed represjami. Po „wyzwoleniu” nie złożył broni. Jako jeden z najsłynniejszych dowódców antysowieckiej partyzantki na Lubelszczyźnie był tropiony przez szwadrony NKWD i UB.Aresztowany wskutek zdrady we wrześniu 1947 r. podczas próby przedostania się na Zachód. Mord usankcjonował krzywoprzysiężny stalinowski sąd.
My nigdy się nie poddamy!
„Był ranek. Pułkownika, który podpisywał zgody na widzenie, nie było. Siadam więc i czekam na niego, a tymczasem sekretarki, młode dziewczyny, krzątały się wśród akt. Czerwone teczki – kara śmierci, zielone – wszystko inne. Biorą te czerwone teczki i jedna z nich czyta nazwisko: Dekutowski Hieronim. Jakie śmieszne imię – mówi. A mnie serce zamarło – wiem, co znaczy czerwona teczka!”.
Tak swoją wizytę w biurze przepustek na ul. Suchej w Warszawie wspominała Irena Siła-Nowicka, żona Władysława Siły-Nowickiego, który był politycznym przełożonym Dekutowskiego, inspektorem Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość na Lubelszczyźnie.
Z więziennego biura przepustek Nowicka poszła do aresztu przy Rakowieckiej:
„Wchodzę ze strażnikiem w bramę, potem korytarzem. Obok przechodzą ludzie niosący na noszach człowieka. Nie wiem, czy był żywy, czy umarły, ale zrobiło to na mnie okropne wrażenie. […] Po jakimś czasie słyszymy stukot drewniaków – prowadzą więźniów. Widzę Władka. Pyta od razu: co z moimi? Odpowiadam – nie wiem, zrobiłyśmy wszystko, co było można. Przecież mu nie powiem o tych teczkach na Suchej. […] Jak się okazało, tego właśnie dnia, 7-go marca 1949 r., rozstrzelano na Mokotowie siedmiu wspaniałych ludzi, towarzyszy broni Władka. A on słyszał te strzały, żegnał się z przyjaciółmi…”.
[quote]„Miał trzydzieści lat, pięć miesięcy i 11 dni. Wyglądał jak starzec. Siwe włosy, wybite zęby, połamane ręce, nos i żebra. Zerwane paznokcie. – My nigdy nie poddamy się! – krzyknął, przekazując przez współwięźniów swoje ostatnie posłanie. Według dokumentów, wyrok wykonano przez rozstrzelanie [o godz. 19.00]. Mokotowska legenda głosi jednak, że ubowscy kaci zapakowali majora »Zaporę« do worka, worek powiesili pod sufitem i strzelali, sycąc swoją nienawiść widokiem płynącej spod sufitu niepokornej krwi. Potem, w pięciominutowych odstępach, mordowali jego żołnierzy: »Rysia«, »Żbika«, »Mundka«, »Białego«, »Junaka« i »Zawadę«”[/quote]
– czytamy w książce Ewy Kurek „Zaporczycy”.
„Pluton egzekucyjny” stanowił st. sierż. Piotr Śmietański – to on uśmiercał skazańców strzałem w potylicę. Ten sam kat Mokotowa, który zabił zidentyfikowanego razem z „Zaporą” mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę” i do dziś nieodnalezionego rtm. Witolda Pileckiego.
Wybitny dowódca
Hieronim Dekutowski, rocznik 1918 r., był w Tarnobrzegu harcerzem drużyny im. Jana Henryka Dąbrowskiego, członkiem Sodalicji Mariańskiej. Podczas wojny obronnej 1939 r. ochotnik, 17 września po przekroczeniu granicy z Węgrami internowany. Po ucieczce z obozu przedostał się do Francji, a następnie do Wielkiej Brytanii. W marcu 1943 r., zaprzysiężony jako cichociemny, przyjął pseudonimy „Zapora” i „Odra” (używał głównie tego pierwszego).
W nocy z 16 na 17 września 1943 r. zrzucony do Polski na placówkę „Garnek” 103 (okolice Wyszkowa). Początkowo dowodził oddziałem AK w Inspektoracie Zamość, broniąc ludności Zamojszczyzny przed wysiedleniami. W styczniu 1944 r. mianowany szefem Kedywu AK w Inspektoracie Lublin-Puławy. Siła-Nowicki zapamiętał:
„Wkrótce zyskał opinię wybitnego dowódcy. Cechowała go odwaga, szybkość decyzji, a jednocześnie ostrożność i ogromne poczucie odpowiedzialności za ludzi. Znakomicie wyszkolony w posługiwaniu się bronią ręczną i maszynową, niepozorny, ale obdarzony wielkim czarem osobistym, umiał być wymagający i utrzymywał żelazną dyscyplinę w podległych mu oddziałach, co w połączeniu z umiarem i troską o każdego żołnierza zapewniało mu u podkomendnych ogromny mir. Nazywali go »Starym«, choć nie miał jeszcze trzydziestu lat”.
Dwustuosobowy oddział „Zapory” brał udział w akcji „Burza” na Lubelszczyźnie, po czym bezskutecznie próbował przedrzeć się na pomoc walczącej Warszawie.
„Trzęśli” Lubelszczyzną
Po wejściu Sowietów Dekutowski kontynuował walkę. Dla Ojczyzny poświęcił nawet prywatne życie. „Idę do lasu, nie wiem, czy przeżyję, nie możemy być razem” – powiedział narzeczonej.
W odpowiedzi na czerwony terror jego oddział WiN dokonał wielu brawurowych akcji odwetowych na NKWD, UB, KBW i MO. Schwytanym komunistom na ogół wymierzał kary chłosty, a następnie puszczał ich wolno. Jeśli zabijał, to nie za samą przynależność do PPR u czy bezpieki, ale za wyjątkowo szkodliwą działalność.
Rozbijał także więzienia, uwalniając aresztowanych. Dzięki zdobycznym pojazdom zaporczycy potrafili przeprowadzić w ciągu doby kilka akcji nawet w dwóch czy trzech powiatach i błyskawicznie odskoczyć. Ze względów bezpieczeństwa ciągle zmieniali kwatery, nigdy nie stacjonowali dwa razy z rzędu w tej samej wiosce. Dlaczego byli dla bezpieki szczególnie niebezpieczni?
Siła-Nowicki:
„Około dwustu–dwustu pięćdziesięciu ludzi o wysokim poziomie ideowym, dobrze uzbrojonych i wyszkolonych, utrzymywanych w dyscyplinie, »trzęsło« połową województwa. Stan ten przypominał pewne okresy Powstania Styczniowego, gdy władza państwowa ustabilizowana była jedynie w dużych ośrodkach, w terenie zaś istniała tylko iluzorycznie. Oczywiście partyzantka opierała się na pomocy miejscowej ludności ogromnej większości wsi, udzielającej ofiarnie poparcia, kwater i informacji”.
Ostatni rozkaz
Po kolejnej amnestii z lutego 1947 r. i nieudanych rozmowach z przedstawicielami MBP o ujawnieniu się, Dekutowski podjął próbę przedostania się na Zachód. 12 września 1947 r. wydał – jak się później okazało – swój ostatni rozkaz, przekazując dowództwo kpt. Zdzisławowi Brońskiemu „Uskokowi”. W prywatnym liście do „Uskoka” napisał: „Ja dziś wyjeżdżam na angielską stronę – jestem umówiony z chłopakami co do kontaktów, jak będę po tamtej stronie. Stary – najważniejsze nie daj się nikomu wykiwać i bujać, jak tam wyjadę, załatwię nasze sprawy pierwszorzędnie – kontakt będziemy mieć i tak. Czołem – Hieronim”.
(W 1949 r. „Uskok” zdetonował pod sobą granat, nie chcąc wpaść w ręce UB podczas obławy). Ludzie „Zapory”, docierając kolejno (w połowie września 1947 r.) do punktu przerzutowego w Nysie na Opolszczyźnie, trafiali bezpośrednio w ręce katowickiego UB. Wydanych przez konfidenta zaporczyków przewieziono na Rakowiecką.
W mundurach Wehrmachtu
Stefan Korboński, delegat rządu na kraj, zapamiętał: „O tym, że »bandyta Zapora« to Hieronim Dekutowski, »opinia publiczna« dowiedziała się dopiero po rozpoczęciu procesu”.
3 listopada 1948 r. w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie oprócz Dekutowskiego na ławie oskarżonych zasiedli jego podkomendni: kpt. Stanisław Łukasik ps. Ryś, por. Jerzy Miatkowski ps. Zawada, por. Roman Groński ps. Żbik, por. Edmund Tudruj ps. Mundek, por. Tadeusz Pelak ps. Junak, por. Arkadiusz Wasilewski ps. Biały i ich polityczny przełożony Władysław Siła-Nowicki.
Siła-Nowicki wspominał, że na rozprawę ubrano ich w mundury Wehrmachtu:
„Ten mundur hańbił katów, nie ofiary. I nieskończenie ważniejszym od naszego ubrania było to, co przed sądem krzywoprzysiężnym mówiliśmy podczas procesu”.
Żaden z oskarżonych nie przyznał się do absurdalnych zarzutów, nie pokajał się. „Zapora” wziął na siebie całą odpowiedzialność. Pytany, dlaczego zamiast się ujawnić, pozostał ze swoimi żołnierzami, odpowiedział:
„Byłem związany ze swoimi ludźmi trudem i walką, byłem ich dowódcą. Nie mogłem umyć rąk i zostawić ich jak grupy bandyckiej w terenie, bez dowództwa”.
15 listopada 1948 r. „sąd” skazał siedmiu zaporczyków na kilkakrotne kary śmierci. Po rozprawie przewieziono ich ponownie na Rakowiecką, również w niemieckich mundurach i pod silnym konwojem. Dekutowski znów został poddany brutalnemu śledztwu (co było częstą praktyką stalinowskich oprawców).
W celi dla kaesowców, w której siedziało ponad sto osób, zaporczycy podjęli próbę ucieczki – przez kilka tygodni wiercili dziurę w suficie i przez strych chcieli się dostać na dach jednopiętrowych zabudowań gospodarczych, a stamtąd zjechać na powiązanych prześcieradłach i zeskoczyć na chodnik Rakowieckiej. Wsypał ich jeden z więźniów kryminalnych, licząc na złagodzenie swojego wyroku. Skuty w kajdany „Zapora” trafił na kilka dni do karceru.
Chimczak, Kędziora, Badecki
Na śmierć Hieronima Dekutowskiego pracował cały sztab ludzi – agentów, śledczych, sędziów i prokuratorów. Jego głównym „śledziem” był (zmarły w październiku 2012 r.) Eugeniusz Chimczak, który nawet wśród kolegów z bezpieki miał opinię wyjątkowego sadysty. Drugim – nie mniej okrutnym – żyjący do dziś w Warszawie Jerzy Kędziora, oprawca z Mokotowa i Miedzeszyna.
Rozprawie przed warszawskim WSR przewodniczył Józef Badecki, który wydał co najmniej 29 wyroków śmierci na polskich patriotów, co plasuje go w czołówce najbardziej krwawych stalinowskich sędziów. Pod dyktando bezpieki wyrokował też podczas procesu „grupy szpiegowskiej” Witolda Pileckiego. Badecki, potem sędzia Sądu Najwyższego i wykładowca Oficerskiej Szkoły Prawniczej, zmarł w 1982 r. Spoczął na Powązkach Wojskowych, niedaleko… „Łączki”.
W PRL u „Zapora” był przemilczany i opluwany, doceniany był jedynie na Zachodzie. Rząd RP na uchodźstwie przyznał pośmiertnie mjr. Dekutowskiemu Srebrny Krzyż Virtuti Militari, a w 1989 r. awansował go do stopnia pułkownika. III RP sądownie go zrehabilitowała – na wniosek Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej – dopiero w 1994 r. Teraz, odkopany z dołu śmierci, po 64 latach od skrytobójczego mordu, Hieronim Dekutowski doczeka się swojego grobu. Tak jak dwaj jego podkomendni, zidentyfikowani przez IPN już wcześniej: Stanisław Łukasik ps. Ryś i Tadeusz Pelak ps. Junak.
Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...
1 komentarz
Zdjęcie Zapory z oddziałem jest ubecką fałszywką!
Proszę zmienić to zdjęcie.
Zdjęcie Zapory z oddziałem jest ubecką fałszywką!
Proszę zmienić to zdjęcie.