Niemieckie media martwią się o demokrację i wolność słowa w Niemczech. A jak ta prezentuje się w kraju rządzonym przez Angelę Merkel? Oto wymowna debata: wolność słowa, poziom: Niemcy.
Same niemieckie media przyznają, że „Klartext, Frau Merkel!”, gdzie można było kanclerz zadać pytanie, był od początku do końca wyreżyserowany. Dziennik ,,Berliner Morgenpost” twierdzi, że stacja ZDF wyprosiła rzeczniczkę rodzin ofiar zamachu w Berlinie. Astrid Passin straciła w nim swojego ojca. Tuż przed programem dostała telefon, że jednak nie wystąpi w programie, do którego wcześniej ją zaproszono. Powód? Merkel miała sobie nie życzyć trudnych pytań w związku z islamskim terroryzmem i bezpieczeństwem w kontekście fali uchodźców. Rzeczniczka mówi, że stacja chciała również znać pytania, jakie zada.
Na dowód Passin pokazuje umowę, którą zawarł ze stacją.
Tuż przed programem zadzwonili, by mi powiedzieć, bym jednak nie przychodziła, uzasadniając to tym, że uczestnicy poprzedniej rundy pytań do Martina Schulza byli potem atakowani w mediach społecznościowych. Chcieli mi to oszczędzić. Ale dla mnie to tylko tania wymówka. Czułam, że jestem dla nich niewygodna, że nie chcą bym przyszła
– powiedziała kobieta, która dodaje, że dotąd (od 19 grudnia 2016) nie udało się zrealizować spotkania z Merkel z ofiarami zamachu.
To nie przypadek. Media społecznościowe obiegło zdjęcie kartki trzymanej przez jednego z moderatorów. Widać tam zdjęcia osób, które zadadzą pytanie i ich treść.
Gazeta „Münchner Merkur” sugeruje, że goście byli starannie przygotowani, a ich role odgrywane. Syryjski uchodźca posunął się do tego, że wyznał… kanclerz miłość.
Stacja tłumaczy, że nikt wcześniej nie ustalał z gośćmi pytań, podobnie Merkel nie znała ich treści.
źródło: wPolityce.pl
(3377)