10 września 1930 aresztowano przywódców Centrolewu i osadzono ich w więzieniu wojskowym w Brześciu nad Bugiem. 13 stycznia 1932 r. przed Sądem Okręgowym w Warszawie zakończył się tzw. proces brzeski. Na kary więzienia skazani w nim zostali przywódcy antysanacyjnej opozycji, wśród nich trzykrotny premier Wincenty Witos, Władysław Kiernik, Norbert Barlicki i Herman Lieberman.
(…) Marszałka Piłsudskiego zluzował wypoczęty Sławek, Cara, który okazał się w sprawie Brześcia nie dość uległym, zastąpił słynny już „prokurator brzeski” Michałowski (znany z lichoty prawniczej). Laskę otrzymał w sejmie Świtalski, znany lepiej z dancingów i kurortów, niż z sal parlamentarnych. Centrolew głosował białymi kartkami, pisząc na nich „Brześć”. Nowy marszałek po wyborze pojechał na Zamek prosić Prezydenta o pozwolenie na przyjęcie wyboru i oczywiście je otrzymał. Zapowiedział też, że porządek dzienny układać będzie wspólnie z szefem rządu, a o żadnych aresztowanych posłów upominać się nie myśli.
Jednak jeżeli ten sejm miał być sejmem, a nie kohortą pretorianów, to musiał dopuścić – zgodnie z konstytucją – do wniosków i interpelacji.
Wniosek w sprawie Brześcia wnieśli 11 grudnia narodowcy, lecz jego nagłość została odrzucona 208 głosami przeciw 148, interpelację zgłosiły stronnictwa Centrolewu 16 grudnia. Obie te próby wyciągnięcia sprawy na światło dzienne większość postarała się pogrzebać odsyłając je do komisji.
Daremna próba – bo w imieniu narodu przemówiło jeszcze inne przedstawicielstwo.10 grudnia czterdziestu i czterech profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego różnych przekonań wystosowało do posła prof. Krzyżanowskiego list otwarty streszczający w 7 pozycjach okropności Brześcia.
[quote]Brześć hańbi imię Polski w Europie, Brześc wprowadza rozkład i zgniliznę w życie polskie[/quote]
– kończyli profesorowie: Zdz. …chimecki [nieczytelne], Wł. Folkierski, J.Smoleński, R.Taubenschlag, Wł. Wolter, T. Czydłowski, ks. Ant. Bystrzonowski, T Lechr-Spławiński, J. M. Rozwadowski, K. Dziewoński, ks. M. Sieniatycki, Wł. Natanson, St. Kreutz, W. Sobieski, ks. J. Archutowski, F. Rogoziński, T. Banachiewicz, R. Dyboski, W. Lednicki, St. Wędkiewicz, Wł. Semkowicz, K. Majewski, St. Windakiewicz, ks. J. Fijałek, Wł. Szafer, E. Godlewski, Ign. Chrzanowski, St. Kot, J. Nowak, St. Zaremba, T. Sinko, K. Nitsch, A. Heydel, J. Dąbrowski, R. Grodecki, L. Piotrowicz, L. Strenbah, T. Kowalski, ks. biskup M. Godlewski, St. Matiarski, H. Hoyer, Maks. Rutkowski, ks. Konst. Michalski, Wit. Rubczyński.
Niechże profesor poseł jako mający wpływ na czynniki rządzące, współodpowiedzialny za ich postępowanie przyjmie do wiadomości fakt Brześcia.
Za tym protestem sunęła lawina dalszych. Podnieśli głos Świętochowski, Weyssenhof, Rodziewiczówna, J. A. Święcicki, Irzykowski, Z. Wasilewski, Art. Górski, Strug. K. H. Rostworowski, Berent, Staff, Nowaczyński, A. G. Siedlecki, M. Dąbrowska, Tuwim, Słonimski, Miłaczewski – cała literatura z minimalnym wyjątkiem.
[quote]Tak samo cała młodzież akademicka z wyjątkiem sanacyjnego Legionu Młodych. W Poznaniu protestowało sto kilkadziesiąt stowarzyszeń. Na Śląsku sto kilkadziesiąt tysięcy kobiet ujmowało się za Korfantym. W stolicy – zrzeszenie adwokackie. Na prowincji – koła ziemiańskie – gdzieniegdzie ogromna większość. Kto nie miał odwagi solidaryzować się bezwzględnie z Uniwersytetem Jagiellońskim ten podpisywał oświadczenie oględne, chłodne czasem wprost mydłkowate. Tak postąpili między innymi pozostający pod wpływem Bartla profesorowie Politechniki Lwowskiej oraz kilkunastu masonizujących profesorów Uniwersytetu Warszawskiego.[/quote]
Czy Piłsudski czytał choćby kiedy nazwiska najwybitniejszych remonstrantów nie ręczymy. Z pewnością notowali wszystko pilnie w policyjnych kartotekach jego satelici: Stamirowscy i Kaweccy i Jędrzejewicze. Z dużym też prawdopodobieństwem można twierdzić, że najwyższe sfery zamkowe i belwederskie mile słuchały raportów o ludziach, którzy albo się z Brześcia cieszyli, chwalili albo protestujących atakowali, albo przynajmniej notorycznie odmawiali udziału w manifestacji.
Warto, więc wspomnieć i o nich – według kategorii zawodowych.
Wśród literatów w obronie katów brzeskich wystąpił Wacław Sieroszewski, milczeli Kaden Bandrowski, Kossak-Szczucka i Miriam Przesmycki.
Wojskowość – gen. Dąb Biernacki – w przeciwieństwie do innych Biernackich co wyrażali swój wstręt przesłał wyrazy uznania Kostkowi, gen. Konarzewski bronił w sejmie oficerów dozorców, jako że działali na rozkaz, więc zarzut niehonorowego postępowania przeciw nim jest bezzasadny. Władze oficerów rezerwy zignorowały skierowany doń apel protestacyjny pułk. Franciszka Arciszewskiego.
Ziemiaństwo – poseł Kleszczyński (odtąd zwany polskim Puryszkiewiczem) wołał w Sejmie: „Mało bili Bagińskiego, trzeba było bić 4 razy tyle po mordzie”. Hr. Wojciech Rostworowski w „Dniu Polskim” trzeba było sądzić na miejscu zuchwałą anarchię”. Hupka w „Czasie” apologizuje Kostka i Bat…..
Świat naukowy – we Lwowie profesorowie St.Zakrzewski, Weigl, Zaleski tłumili odruch protestującej młodzieży. W Poznaniu 19 profesorów oburzyło się na kolegów za wprowadzenie polityki do uniwersytetu (przeważnie lichej marki naukowej).
Duchowieństwo – ks. prof. Czuj, interpelowany publicznie jako poseł przez 20 konfratrów wykręcił się oświadczeniem, że od dawna pracuje nad utworzeniem większości parlamentarnej.
Kobiety za Brześciem opowiedziała się Z. Moraczewska.
Publicystyka: „Czas” krakowski potępia „insynuacje, ogólnikowe oskarżenia, osobiste napaści, zohydzanie rządu”, bo to wywołuje w kraju zamęt i rozdwojenie. W rok po Brześciu tenże „Czas” otwarcie zachwala użycie bata..
Wileńskie „Słowo” Cat Mickiewicz: „Sprawa brzeska przez rząd wygrana w płaszczyźnie moralnej”. Lwowskie „Słowo Polskie” życzy protestującym rychłej śmierci.
„Polska Zachodnia” Grażyński ,cieszy się, że poskromiono twardą ręką niesfornych pupilów, bez szukania zgniłych kompromisów. Moraczewski o Korfantym: „Drań nach Osten, drań nach Brześć”.
Prawnicy: Paschalski trzymał przez miesiąc w Komisji Prawniczej wniosek narodowców by wreszcie oświadczyć, że sprawa przekracza zakres Komisji. Peretiarkowicz chce ograniczyć autonomię uniwersytecką, aby profesorowie nie mogli uprawiać polityki przeciw rządowi.
Dziennikarstwo: Na Walnym Zebraniu Związku Syndykatu Dziennikarzy sprawę brzeską większością 2 głosów zdjęto z porządku dziennego.
Posłowie:
[quote]Anusz ciężko przeżył Brześć, ale „w nim widzi kolejne stadium walki Marszałka Piłsudskiego z duchem anarchii, wichrzycielstwa i prywaty”. Janusz Radziwiłł płakał nad Brześciem – ale podzielał pogląd Anusza. Tomaszkiewicz uspokajał Polonię amerykańską, że
Brześć nie taki straszny i że więźniowie sami sprowokowali kary.[/quote]
[quote]Również komuniści wstrzymali się od protestu, „zeznali bowiem, że to burżuazja pobiła w Brześciu swych lokajów”.[/quote]
Opinia o Brześciu i pacyfikacji była już całkiem nie dwuznaczna, kiedy sprawa w Sejmie wróciła z Komisji na plenum (26 stycznia). Na pierwszy ogień poszła pacyfikacja.
Referent prorządowy Zdzisław Stroński, uszanowany narodowiec, starał się przedstawić rzecz tak, że na Rusi Czerwonej wszystko układało się jak najlepiej póki nie przyszli nasłani z zagranicy sabotażyści, uśmierzyciele zasłużyli się dobrze całej spokojnej ludności. Ukraińcy pp. Borsz i Ładycho przeciwstawiali jego suchym datom ociekające krwią obrazy rzeczywistości, wypierając się wszelkiej solidarności z sabotażem. Socjalista Dubois poparł wołanie Rusinów o komisję śledczą. Rząd (Składkowski) obiecał wszystko zbadać bez komisji i całe BB wyrażało mu swe zaufanie. Wniosek Klubu Narodowego w sprawie Brześcia uzasadniał z wielką siłą, odsłaniając nowe wstrząsające szczegóły Stanisław Stroński.
[quote]Mamy na sobie wielki ciężar, dostojny ciężar naszej spuścizny dziejowej. Dlatego, że jesteśmy od tysiąca lat narodem, prymas Polski upomniał się o sprawę brzeską. Dlatego, że jesteśmy narodem Kopernika, Kochanowskiego, Skargi, Zamoyskiego, Żółkiewskiego, Sobieskiego i Sienkiewicza, przedstawiciele nauki polskiej powiedzieli, że to, co się dzieje, jest hańbą. W Polsce wytworzyło się jakby pewne bractwo, które chciałbym nazwać brzeska konfederacja dusz, która pragnie wolności. Czujemy krzywdę ludzi w tej sprawie, ale daleko bardziej czujemy krzywdę, wyrządzone państwu polskiemu i narodowi polskiemu i czci imienia polskiego. I dlatego jestem przekonany, że dobrze służymy Polsce, jeżeli domagamy się, żeby kiedyś powiedziano, że naród polski potępił to, co się działo w Brześciu.[/quote]
Na to premier Sławek wystąpił w obronie rzeczywistego sprawcy Brześcia z taką samą cywilną czy też policyjną odwagą, z jaką przedtem znieważył Marka:
[quote]był spisek na obalenie przemocą prezydenta i rządu, intrygowano przeciw rządowi zagranicą chciano Piłsudskiemu popsuć stosunki z demokracjami zachodu. Skamlano u obcych czynników o obronę zagrożonych swobód idąc w ślady targowiczan i na ich wzór szukając gwarantów wolności, organizowano tajne bojówki. To wszystko godziło w partie lewicy i środka. Narodowcom wypominał premier oczywiście po raz setny Narutowicza i rzucił oskarżycielskie pytanie: „Czy Obóz Wielkiej Polski nie szykował się stale do zamachu stanu. W Brześciu był regulamin więzienny ciężki, lecz ci, którzy o Polskę walczyli, nie przeciw niej przechodzili przez więzienie znacznie cięższe. Tylko tamci w obliczu śmierci nie przejawiali takiego strachu, jakiego wielu więźniów brzeskich dało i moralne i fizyczne dowody. Pragnę pod jednym względem opinię uspokoić. Zbadałem sprawę i stwierdzam, że sadyzmu i znęcania nie było, lecz i tam jak w każdym więzieniu posłuch musiał być w razie oporu wymuszony siłą. Innych więzień na świecie nie ma. Próbujecie oczernić oficerów, którzy chwalebniejszą niż wy mieli przeszłość. Regulaminów i przepisów oni nie przekroczyli….”. Przerwijmy tok tej niesłychanej mowy. Tak przemawiać mógł do skrzywdzonych, bezbronnych ludzi, tylko ktoś, kto wiedział, że nań nikt się nie targnie, bo jednego mściciela zamorduje się 10 jego przyjaciół, a na dziesiątki rzuca się tysiące.[/quote]
Nad Polską, jak przedtem nad Italią i Rosją, jak wkrótce nad Niemcami zapanowała zbrojna, zorganizowana Zemsta. Nie było więc dyskusji nad twierdzeniami Sławka, nie było sprostowań. Nikt w izbie nie porównał komfortu Brześcia z okropnościami Cytadeli, ani Magdeburgiem. Klub BB odrzucił wniosek Klubu Narodowego o powołanie Komisji do zbadania sprawy brzeskiej. Dwudziestu jej członków odgrażało się, że złoży mandaty, ale tylko prof. Krzyżanowski sam jeden spełnił tę obietnicę.
[quote]Pozostawało nagrodzić głównych aktorów dramatu. O awansie Michałowskiego już wiemy. Beck pójdzie z czasem w jego ślady do ministerium. Ci dwaj podzielą pomiędzy siebie funkcje kancelarskie, spadek po Zamojskim. Sędzia Demant będzie miał ponoć dyscyplinarkę, ale to mu kariery nie zepsuje. Pułkownikowi Kostek-Biernackiemu włos z głowy nie spadnie, otrzyma on kolejną nominacje na wojewodę nowogródzkiego i poleskiego. Ludność zbuduje dlań w Nieświeżu bramę tryumfalną, panie wręczą mu kwiaty i Marszałkowa Piłsudska zaprosi go na herbatkę z udziałem korpusu dyplomatycznego.[/quote]
Ryszankowi poszczęściło się gorzej, padł na egzaminie dyplomowym, mimo to awansowany na podpułkownika otrzyma postrzał w kłótni z oficerem.
A Sławoj? Biedny Sławoj rozpromienił się nie na żarty słysząc z ust Jego pochwałę:
„Teraz zrobił Pan dobre wybory – zrobił je Pan dobrze wraz z innymi”, ledwo jednak otworzył usta, by wyrecytować: „wedle rozkazu” – Komendant burknął: „Jest Pan nudny” i napędził go bez ceremonii. No i pójdzie Sławoj wkrótce do wojska na szefa administracji.
[quote]Czym był dla Polski Brześć, to stało się jasne po brzeskich wyborach: pognębił on przepaść jaka od maja r.1926 dzieliła naród na ciemiężycieli i uciemiężonych. Teraz tę przepaść wypełniła ogniem obustronna nienawiść i nieufność, lęk i odraza. O ile sądy zła tego nie naprawią, zabrudzi ona skrzydła i pierś Białego Orła – w oczach całego świata.[/quote]
Dla Piłsudskiego osobiście ten tryumf nad „Targowicą”, „mordercami” i „złymi anarchicznymi obyczajami” był przeżyciem głębokim i strasznym. Jeżeli po najściach oficerów i policji na Sejm ciężko sapał, pocił się i bladł, to teraz mimo bezpiecznego usadowienia się na tyłach, mimo folgowania sobie w wywiadach, mimo tylu tryumfów wyborczych, mimo nadstawienia zań karku przez Sławków i Sławojów, czuł się naprawdę dziadkiem zmęczonym i wyczerpanym. Przerażone oko ministra lekarza śledziło w nim symptomy choroby nerwowej, jeżeli nie czegoś gorzej.
„Ja już poirytowałem się tak, że boję się z ludźmi rozmawiać” – mówił Marszałek zaraz po wyborach do Senatu. „Nie mogę dalej pracować… Jest zima, ciężka pora, i wtedy zawsze staję na progu śmierci, a ja tego nie chcę… „ Ostatecznie pracować można będzie w ciasnym zakresie jeszcze przez lat kilka – ale to będzie praca wraz z innymi, ale jego własna twórczość starła się w okresie przedbrzeskim i brzeskim na miazgę. Pisma Zbiorowe w gruncie rzeczy utykają na roku 1930, widać jak mózg jałowieje. Wyczerpały się ciepłe wspomnienia legionowe, i wariacje na tematy Słowackiego czy Żeromskiego, wyładowały się inwektywy na sejm czy posłów, urągowiska i k..prolacje. W walkach ze sobą na które tak się skarżył, a z których bodaj nigdy nie wychodził zwycięsko, zniszczała ta świetna indywidualność w tym samym czasie, gdy wszystko rozbrzmiewało naokoło chwalbą dla geniusza.
Otoczenie postanowiło go ratować. W grudniu pojechał, żeby nie powiedzieć uciekł, na pokładzie kontrtorpedowca „Wicher” na Maderę. Tam pod opieką zaufanego lekarza i adiutanta z dala od Polski i Polaków, unikając ludzi, wygrzewając się na słońcu bawił się Piłsudski lekturą pamiętników Bilińskiego i Daszyńskiego i pisaniem do nich poprawek. W pierwszym widział słusznie intryganta i „agenturę”, w drugim kabotyna-primadonnę, więc łatwa była nad nimi praca krytyczna. O tym by wziął do ręki Dmowskiego, mocny wywód polityki polskiej, lub Seydy 1-szy tom Polski na przełomie dziejów i żeby i do nich zaryzykował Poprawki historyczne, nie słychać. Zresztą i to co napisał o tamtych nie zawsze zasługiwało na nazwę „poprawki”.
Na św. Józefa zaaplikowano mu niezwykłe lekarstwo: sugestię, że go Polska kocha i to Polska jutrzejsza, najmłodsza. Pod presją dyrektorów i nauczycieli z całego kraju dziatwa pisała doń pocztówki imieninowe. Ile przy tym było skrzywionych min, ile postrachu, niekiedy nawet bicia, ile nieszczerej frazeologii, a niekiedy i złośliwych konceptów, nie da się sprawdzić, bo cały ten zapas 2 1/2 miliona pocztówek został później odesłany do kraju i spalony. Dość, że dziatwa pisała pozdrawiała, życzyła, dziękowała. Za co? Pewnie za zwycięstwa, mocarstwowość, za Brześć, za ukaranie warchołów, za pomszczonego Czechowicza, za Sikorskiego i Żymierskiego – za Gdynię i Obóz Wielkiej Polski
Uporawszy się z warcholstwem partyjników większość bezpartyjna w izbach postanowiła pokazać, jak to ona opracowuje budżet i naprawia ustrój. Wszystkie referaty budżetowe podzieliła pomiędzy swych członków, wyścig pracy z poprzednimi izbami wygrać mogła tym łatwiej, im bezkrytyczniej przyjmowała rządowe przedłożenia. Jeżeli dawniejszy poseł według słów Piłsudskiego chciał być nadinżynierem, nadkonduktorem, nadfinansistą i w miarę własnych lub zapożyczonych świateł starał się polepszyć gospodarkę państwową, to poseł uszanowany rozumiał przez współpracę wychwalanie ministrów i puszczanie mimo uszu wszystkich przestróg opozycji, stawał się więc nadposłem, ale za to podurzędnikiem. A zobaczymy niżej, że było co w przedłożeniach Sławka i Matuszewskiego poprawiać.
Tym razem wszystkie partie opozycyjne uznały, że rządowi, który aprobował w całości Brześć nie należy dawać pieniędzy i głosowały przeciw budżetowi, a PPS popadając w drugą ostateczność głosowała nawet przeciwko kontyngentowi rekruta.
Jakże się przedstawia ten odpartyjniony budżet z punktu widzenia postulatów reformatorskich Marszałka? Piłsudski wypowiedział je ostatnio w czwartym wywiadzie z Miedzińskim po odbyciu ze swym doradcą finansowym tj. Matuszewskim, szeregu konferencji czy raczej korepetycji wychodząc z założenia, które byłoby bardzo trafne przed półwiekiem w Żułowie, a nie teraz w Warszawie: że państwo ustala swe wydatki według dochodów, chciał on przede wszystkim mieć dla siebie więcej czasu na przygotowanie budżetu według doświadczeń roku ubiegłego, a za to dać go mniej sejmowi. Gdy rząd z całym aparatem skarbowym będzie miał na to 9 miesięcy, a Sejm i Senat razem najwyżej trzy (od stycznia do końca marca), to wówczas panowie posłowie nie zdążą nadokuczać ministrom i zastosują jakieś racjonalniejsze metody pracy.
Ten postulat zrealizował Piłsudski po Brześciu w wysokim stopniu, mniejsza o to czy z korzyścią dla państwa. […]
Cytat z nieopublikowanej książki prof. Władysława Konopczyńskiego, Piłsudski a Polska.
(315)