Awanturnicy, badacze, tajni wysłannicy, szpiedzy i mnisi. Polacy, którzy docierali do nieznanych zakątków świata

w Cytaty/Książki/Ważne książki


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze

Zebrali się nad ranem. Góry Kostaryki dla badacza urodzonego w Wilnie były objawieniem.

Szli przez budzący się świat. Krzyczały papugi, szczyty jeszcze spowite mgłą powoli zaczynały się zielenić. Gdy słońce wzeszło wyżej, pomiędzy listowiem błyskać zaczęły błękitne skrzydła olbrzymich motyli Morpho. Ścieżka, którą podążali, wspinała się łagodnie po zboczu. Trasa ich wiodła szczytami niezbyt wyniosłych gór z widokami na całą okolicę. Z lasu poniżej dobiegały głuche, nieziemskie ryki. To wyjce rozpoczynały dzień. Wypatrywał drzew z rodzaju Ceiba o niezwykle lekkim drewnie. Odruchowo dotykał każdego kwitnącego krzewu, który po drodze mijali, z przyjemnością odnotowując w myślach, że ma już go w swoich zbiorach. 

Po południu dotarli do wioski starca, która była niemal identyczna jak ta, w której mieli bazę. W jednym z szałasów na posłaniu z wyplecionej maty spoczywał mężczyzna. Warszewicz najpierw, przy użyciu specyfików przywiezionych jeszcze z Europy, opatrzył mu nogę, Indianin cierpiał bowiem po ugryzieniu węża. Następnie podarował mężczyźnie duży nóż, starcowi dał maczety i lekarstwa dla zięcia, by wreszcie wyciągnąć z sakwy zielnik i atlas.
– Nie. Nie. Nie – na widok kolejnych rysunków padały niewymagające tłumaczenia odpowiedzi.
– Nie… – mężczyzna trochę się zawahał przy rycinie orchidei z rodzaju Cattleya.
– Momentito. – Przytrzymał kartkę z ilustracją bladoróżowej, odkrytej przed dwudziestu laty w Peru Cattleya maxima i wykrzyknął:
– Eso est! Pero mas grande. Mucho mas grande y mas rosa.
– Gdzie to rosło? – Warszewicz próbował zachować spokój. Czuł narastającą ekscytację. Gdy tylko będzie wiedział gdzie, popędzi tam i będzie szukał, aż znajdzie. Nie mógł usiedzieć. Wstał.
– Gdzie to rosło!?
– Bardzo daleko. Widziałem to miesiąc drogi stąd. Nad rzeką. – Ręką na piasku narysował prostą mapę.
– W Nowej Granadzie? – dopytywał się Warszewicz, próbując rozczytać rysunek.
– Tak. – Mężczyzna doprecyzował mapę kilkoma szczegółami. Informacje były wystarczające na tyle, by wyznaczyć kierunek poszukiwań. Nie było sensu dłużej wypytywać. Chciał ozłocić informatora, w zamian wręczył mu ściągnięty z własnej szyi srebrny łańcuszek, na którym wisiał medalik z Matką Boską Ostrobramską. Odwrócił się i niemal wybiegł z chaty.

Szybko wrócił przez wzgórza. Jeszcze szybciej zwinięto obóz. Zeszli do uroczego Paraiso, gdzie czekały na niego listy oraz czeki za eksponaty. Nadał do Europy kolejną, idealnie zapakowaną przesyłkę; nie chciał, aby owoc jego mrówczej pracy zniszczył się w transporcie. Tym bardziej, że kolekcja zawierała, oprócz bulw i nasion, delikatne kłącza nowo odkrytych gatunków, pozyskane na kostarykańskich Kordylierach i wulkanach. Cały czas głowił się, jak nadać żywą roślinę, nie tylko kłącza czy cebulki, tak aby zniosła podróż przez ocean i niezniszczona dotarła do europejskich kolekcjonerów.

W miasteczku wynajął konie. Dopiero na noclegu przejrzał dokładniej korespondencję z Europy. Pisał Reichenbach, oferując mu bajecznie płatne zlecenie, z jednym zadaniem – aby szukał dla niego storczyków. Van Houtte w długim liście dziękował za zbiory botaniczne i informował, że przesłane okazy rosną w siłę w jego szkółce ogrodniczej. Prosił o dalsze przesyłki ze szczególnym uwzględnieniem orchidei, a także przesyłał magazyn z rycinami kwiatów tak kolorowymi, że wyglądały jak prawdziwe, w którym wymieniona była długa lista roślin odkrytych przez polskiego badacza. Uśmiechał się, widząc łacińskie nazwy zawierające jego nazwisko, i choć cieszył się z uznania, czuł się tak, jakby nic nie osiągnął. Dopóki nie zdobędzie nieznanej światu Cattleya gigant – jak sam nazwał ją w myślach – nie zazna spełnienia.
Gnany niespotykaną pasją odkrywania, dotarł do wybrzeża karaibskiego, skąd drogą morską, wzdłuż wybrzeży Mezoameryki, udał się w kierunku Republiki Nowej Granady.
– Niech no cię uściskam – rzekł przed wejściem na niewielki szkuner do wiernego przewodnika, Juana. Pozostałych ludzi odprawił zaraz po tym, jak cenny sprzęt zapakowany został na statek.
– Życzę panu odnalezienia tego kajteja.
– „Cattleya”, mój drogi Juanie.
– Czy spotkamy się jeszcze?
– Na pewno tu wrócę. Twoja Gwatemala podobała mi się najbardziej. Tam jest dużo do odkrycia.
Tymczasem w Londynie trwała aukcja nieznanych wcześniej, nowo odkrytych okazów botanicznych.
– Stanhopea warszewicziana, cena wywoławcza 1000 funtów.
– 1500 funtów po raz pierwszy…
– 2000 funtów!
– 2200 funtów po raz pierwszy…
Nikt nie chciał ustąpić. Nazwisko polskiego odkrywcy w nazwie rośliny było gwarancją najwyższej jakości i niepowtarzalności. Niosło ze sobą egzotykę i autentyczność, powiew innego świata.

polscy-podroznicy-okladka

Fragment książki „Poza horyzont. Polscy podróżnicy” autorstwa Joanny Łenyk-Barszcz i Przemysława Barszcza, wyd. ZOna Zero, Warszawa 2016.

Książkę można nabyć TUTAJ.

 

(167)

Chcesz podzielić się z Czytelnikami portalu swoim tekstem? Wyślij go nam lub dowiedz się, jak założyć bloga na stronie.
Kontakt: niezlomni.com(at)gmail.com. W sierpniu czytało nas blisko milion osób!
Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.