– Jedną z kardynalnych i najbardziej charakterystycznych cech żydostwa jest bagatelizowanie najświetniejszych zdobyczy ducha ludzkiego – pisał w ,,Wiadomościach Literackich” 31 sierpnia 1924 r.Antoni Słonimski, poeta, prozaik i felietonista urodzony w rodzinie pochodzenia żydowskiego .
Żydzi bagatelizują wszystko: kaleczą język, którym mówią, lekceważą czystość mowy, ciała i serca, przeceniają zaś nierozumnie znaczenie pieniędzy. „Ważna różnica!” – jest to frazes, który słyszy się w ustach co drugiego Izraelity. Powiedzieć zamiast „papierosy Seraj” – „papieresy Rataj”, jest to drobnostka niewarta najmniejszej uwagi. To lekceważenie języka przenosi się na lekceważenie całej literatury. Realnie myślący kupiec mówi do nierealnie myślącego agenta: „Idź pan czytać Sienkiewicza”. Podobny stosunek do rzeczy spotyka się również i w społeczeństwie polskem, u Żydów występuje on jednak o tyle jaskrawiej, iż wątpię już, czy w innem społeczeństwie można spotkać typ poety, który nie wierzy w istnienie poezji i uważa poezję za zwykłą zręczną robotę, podlegającą modzie i gustom odbiorców. Pewien młody literat tego pokroju prosił mnie zupełnie poważnie, abym zdradził mu sekret pisania wierszy, które chętnie drukują i „o których potem dużo się mówi”. Lekceważenie Żydów dla zniewagi czynnej (widziałem bowiem Żydów, którzy policzkowali się w kawiarni i nie wstając od stolika kończyli dalej swoje targi) tyczy się również lekceważenia pracy fizycznej. Praca fizyczna dobra jest dla „chamów”. Żydzi nie mają prawie swojej kasty pracującej fizycznie – jest to bowiem naród nie produkujący: zajmuje się przeważnie handlem i pośrednictwem. Dziewięćdziesiąt procent handlarzy żywym towarem to są właśnie Żydzi. Na podobne spostrzeżenia odpowiadają zwykle, że jest to wina warunków, w których znajduje się naród. Być może Żydzi są uciskani i wypierani z wielu placówek pracy -nie do tego stopnia jednak, żeby się koniecznie zajmowali handlem żywym towarem. Psychologja żydowskiego handlarza dziewczętami odsłania nam jeszcze jeden rodzaj bagatelizowania rzeczy tak czystych, jak miłość i cześć kobiety. Wszystko – cały świat, gwiazdy, morza, lądy i ludzie – znika i staje się nieważne wobec żądzy pieniądza. W dowcipach żydowskich przebija się to śmiesznie i zarazem tragicznie. Nie mogę się powstrzymać od zacytowania tutaj następującej anegdoty. – Młody biedny Żyd chce się ożenić z dziewczyną bez posagu. Ojciec jego tłumaczy, że tego robić nie powinien. – „No dobrze, – odpowiada syn, – ale ja zato będę szczęśliwy”. Ojciec na to odpowiada: „No, a jak już będziesz szczęśliwy, to co ty z tego będziesz miał?” Oto jest tragikomiczne lekceważenie wszystkiego poza bogactwem.
Gdybyśmy chcieli sięgnąć do genezy tego bagatelizowania, lekceważenia, a nawet nienawiści, znaleźlibyśmy to wszystko już w Starym Testamencie, gdzie nienawiść do innych narodów zarysowana jest zdecydowanie, i gdzie sam Bóg lekceważy wszelką etykę, a nawet prostą uczciwość, jeżeli chodzi o zdobycie Kraju (deszcz kamienny na Amalekitów) lub przysporzenie bogactw wybranemu ludowi (kradzież naczyń srebrnych w Egipcie). „Naród wybrany” oto jest ten rdzeń, ten tajemniczy znak kabalistyczny, który porusza Golema żydostwa. Bardzo niewielu znam Żydów, którzy nie mają głębokiego przeświadczenia o tej wyższości rasy żydowskiej. Dlatego właśnie ten naród, tak chętnie wszystko bagatelizujący, nie lekceważy najlżejszego zarzutu, najmniejszej krytyki. Drażliwość jest tak wielka, że każde śmielsze wystąpienie staje się wprost niebezpieczne dla pisarza. Wolno jest u nas pisać źle o kelnerach, Czechach, Niemcach lub posłach sejmowych, – mogą denerwować pisarza rzeczy tak doskonałe, jak katedra Notre-Dame, – można wytykać błędy kompozycyjne Michałowi Aniołowi, – ale nie wolno pisać źle i rozumnie przeciw Żydom, bo pisać głupio – znaczy to sprawiać im rzetelną satysfakcję. Jeśli pisze Nowaczyński lub Pieńkowski, jest to poniekąd na rękę Żydom, gdyż łatwo mogą ośmieszyć antysemityzm tak ordynarny i chamski. Mają przytem realne dowody swojej krzywdy i potwierdzenie opinji zagranicznej o Polsce. Z triumfalnym hałasem rozsyłają o tem wieści do wszystkich prasowych agencyj całego świata. Jeżeli jednak ktoś, stojący na boku życia politycznego, powie jakąś nieprzyjemną prawdę o Żydach, chętnieby go ukamienowali na miejscu. Zwłaszcza jeśli to powie właśnie Żyd, który zdawałoby się ma największe prawo do krytykowania swego narodu. „Odszczepieniec”, – człowiek, który narusza potwornie potężną solidarność Żydów, jest najwięcej znienawidzoną jednostką. Doprawdy, gdyby nie rząd i prawo angielskie w Palestynie, – mimo dwu tysięcy lat, które minęły od czasu ukrzyżowania Chrystusa, rabini jerozolimscy ukrzyżowaliby każdego Żyda – chrześcijanina, każdego członka tej nielicznej sekty, mieszczącej się po dziś dzień w Galilei.
Żydzi, którzy wygwizdywali w teatrze na Pradze „Księdza Marka” Słowackiego, – Żydzi, napadający w swoim czasie na Heinego, – Żydzi, którzy wyklęli mego dziadka za to, że wydawał pismo naukowe w języku hebrajskim, -Żydzi, którzy demonstrowali przeciw Tuwimowi za wiersz p. t. „Giełdziarze”, – zdawaćby się mogło – są tak drażliwi, iż nie powinni żyć w kraju, gdzie im obcinają brody, znieważają na każdym kroku lub rżną poprostu, jak to miało nieraz miejsce w Rosji lub Rumunji. W kraju, gdzie słowo „Żyd” uważane jest za obelgę, nie można być zbyt drażliwym. Albo się chce stulić uszy i robić interesa, albo ma się dumę narodową – i ta każe iść precz. Polska nie znosi Żydów, ale jak Żydzi nie znoszą Polski – mało kto sobie zdaje sprawę.
Wszystko, co tu powiedziałem, nie tyczy się prostych, cichych marzycieli Talmudu, którzy obok szczytowej inteligencji żydowskiej stanowią najlepszą część narodu, – ale mówię tu o tej nikczemnej większości ludzi nic nie produkujących, pośredników i handlarzy najbogatszych, najcyniczniejszych, – mówię o tych wszystkich szrajbełesach nacjonalizmu żydowskiego, którzy podnoszą gwałt o swoją parszywą godność. W Palestynie, w okolicach Tyberjady nad jeziorem Galilejskiem widziałem Żydów dumniejszych i godniejszych od was, gudłaje z żydowskich pisemek. Mówili oni o swoim narodzie słowa stokroć ostrzejsze od tych, – któreby was zaczerwieniły krwią ich potu i trudu. Jeżeli ktoś z was, panowie, ma tak wiele ambicji rasy i godności narodu, niech się nie bawi w drażliwostki warszawskie, ale tak jak oni pracuje w malarycznych nizinach Galilei albo w skwarze Jerycho. A jeżeli ma się już przytartą wrażliwość, jeżeli rozum każe cierpieć zniewagi, – to gdzież, pytam, miejsce na zapienioną, plugawą wściekłość, którą budzi krytyka cech narodu? W interesie samych narodowych Żydów leży wywalczenie możności krytyki i satyry narodowej. Gdyby Żydzi mieli takiego Shawa, który kpi z wszystkiego co święte przeciętnemu Anglikowi, – zabitoby go laskami na ulicy.
W kolonjach w Palestynie widziałem ubogich studentów, marzycieli i idealistów, – ale nie spotkałem ani jednego z tych geszefciarzy, których stać na kupienie terenów w Palestynie i którzy powinni swoje na krzywdzie ludzkiej zarobione fortuny oddać garstce ludzi rehabilitującej idealizm narodu. Prawdziwa miłość ojczyzny czasem mnie zachwyca, lecz fałszywa zawsze budzi wstręt. Musi bowiem budzić odrazę wygodna miłość ojczyzny, uwarunkowana szeregiem zastrzeżeń. Trudno jest kochać i co godzina obliczać, wiele to kosztuje i jaki to zysk przynosi. Stosuje się to zarówno do Żydów miejscowych – fałszywych sjonistów, jak i do tych zasymilowanych „Polaków z trzydniowem wymówieniem”, którzy bardzo kochają Polskę, ale jeżeli broń Boże coś się zdarzy – to już nie tak bardzo.
Prócz wstrętu budzi jeszcze we mnie gniew fałszywy i nikczemny stosunek Żydów do zagadnień narodowych. Naród ten, narzekający na szowinizm innych ludów, jest sam najbardziej szowinistycznym narodem świata. Żydzi, którzy skarżą się na brak tolerancji u innych, są najmniej tolerancyjni. Naród, który krzyczy o nienawiści, jaką budzi, sam potrafi najsilniej nienawidzieć.
Panowie z żydowskich pisemek biadają, że stałem się antysemitą, gdyż napisałem kiedyś także parę słów ujemnych o Żydach. – „Wnuk Zeliga Słonimskiego wymyśla na Żydów!”
Nie, panowie, nie jestem antysemitą, ale nie zabroni mi nikt mówić o tem, co jest złe wśród Żydów. Proszę mi też oczu nie mydlić tradycją mojego nazwiska, – wiem dobrze, czem byli moi przodkowie, i wiem o tem, że dziad mój – właśnie ów Zelig Słonimski – został wyklęty przez gminy żydowskie (i to nie tylko w Polsce) za to, że ośmielił się wydawać naukowe pismo hebrajskie, że ośmielał się mówić ciemnym Hebrejom o zdobyczach wiedzy, że zwalczał średniowieczny kahał rabinów-ortodoksów. Na pomniku mego dziadka mściwość żydowska wplotła do szumnego napisu jadowite słowa: „Tu leży wielka acz zbłąkana gwiazda narodu żydowskiego”. Nie jestem zaślepiony jakąkolwiek niechęcią do Żydów – tak jak potrafię wyliczyć złe cechy tego narodu, potrafię wyliczyć i dobre, – ale bronię bezwzględnie swobody krytykowania, i nic chyba nie uleczy głębokiego wstrętu, jaki mam do pewnych sfer żydowskich. Wybaczcie mi, lecz ośmielam się twierdzić, że Żydzi nie są gorsi od innych, ale i nie są napewno lepsi, i nic mnie o tem nie przekona, że naród, z którego pochodzę rasowo, jest „narodem wybranym”. Niejeden z czytelników zapyta się może: dobrze, lecz dlaczego o tem nagle piszę, i co to kogo obchodzi?
Parę wydarzeń, w które życie mnie ostatnio wplątało, skłoniło myśl moją do tego tematu. Pewien mały artykulik, ogłoszony przed trzema miesiącami w „Wiadomościach Literackich”, spowodował szereg napaści na moją osobę. To samo spotkało Jana Lechonia, który ośmielił się napisać, że na wieczorze wielkiego rosyjskiego aktora sala pełna była „straszliwych Żydów”, to samo spotkało Juljana Tuwima za wierszyk p. t. „Srulki”. Na tle paru tych drobnych faktów zarysowała się w moich poglądach tak znaczna różnica z opinją nie tylko pismaków żargonowych, ale i wielu inteligentnych Semitów, iż uświadomiłem sobie z przerażeniem, że drażliwość żydowska nie jest tylko lokalnym stanem zapalnym, ale płynie ona z głębokiego, przerażającego przekonania Żydów o bezwzględnej wyższości „narodu wybranego”.
Bardzo niedawno temu byłem na meczu „Hakoah” z reprezentacją Warszawy. Tam, na boisku sportowem, wolnem na całym świecie od walk nacjonalistycznych, byłem świadkiem jaskrawej solidarności żydowskiej. Niema w tem nic złego, iż Żydzi cieszą się z sukcesu swej zawodowej zresztą drużyny footballowej. Natomiast czarny tłum ciemnych Żydów, nie rozumiejących ani trochę zasad gry, wyjący, gwiżdżący i ryczący, – dał mi obraz gwałtownego, wojującego nacjonalizmu. Ten „rewanż” żydowski za wszelkie doznane „krzywdy” stał się wielką manifestacją narodową. Żydzi, których ciągle kopią, zemścili się kopiąc piłkę.
Nie wolno jest Lechoniowi napisać, że sala pełna była „straszliwych Żydów”, jak gdyby nie istnieli wśród Żydów ludzie naprawdę straszliwi, – ale wolno Lechoniowi napisać, „że dobrze Ibsen robił, że rodaków nienawidził” – i za to wśród społeczeństwa polskiego nie obrzucano go błotem. Nie wolno mi było, rysując obraz powojennego pokolenia, pisać źle o Żydach, ale nikt z Polaków nie obraził się, gdy pisałem o chamstwie i sklepikarstwie Aryjczyków. W walce Żydów z Polską i w walce Polski z Żydami zaiste nie wiem, kto jest stroną silniejszą, – lecz jeżeli obrazem tej walki był mecz Warszawy z „Hakoah”, to wyznać muszę, że wszystkie moje sympatje były po stronie znacznie słabiej grającej reprezentacji stolicy. W metodach walki między tymi starymi wrogami po obu stronach są rzeczy brzydkie, lecz napewno więcej fałszu jest po stronie Żydów.
Więc jeżeli już istnieje tak żywiołowy i namiętny nacjonalizm, jest najzupełniej oczywiste, iż nacjonalizm ten skierować należy w stronę najszlachetniejszą i najczystszą ideowo, w stronę odrodzenia Palestyny. Tam nie wątpię, iż Żydzi w obliczu swojej ziemi, w pracy i spokoju, który daje każdy wysiłek produkcyjny, stracą tę nerwową drażliwość i zwyczaj bagatelizowania twórczości, piękna, rozumu i spokoju, – wszystkiego, mówiąc poprostu, czego nie można kupić za pieniądze.
Straciłem bowiem wiarę w to, aby ten naród, przeznaczony – zdawaćby się mogło – do propagowania idei kosmopolityzmu, do walki z ciasnym patriotyzmem i do głoszenia haseł wszechludzkich, – mógł łatwo wyzbyć się szowinizmu i braku tolerancji. Wojna rosyjsko-japońska, która ozdobiła naród japoński nimbem aureoli bohaterskiej, stworzyła modę Wschodu, przydając wiele demonizmu rasie japońskiej. Wytworzyły się legendy o potędze i sile tego dzielnego ludu, jak i teraz, gdy niewątpliwie Żydzi stali się modni na Zachodzie, sugerują im wiele niezwykłej siły i potęgi intelektualnej. Jaskrawym symptomatem tego jest oficjalne stwierdzanie swego żydostwa przez artystów: plastyków i pisarzy! Każdy prawie żydowski artysta w Paryżu, Londynie lub New-Yorku przyznawał się chętnie do kraju, w którym się urodził, zwłaszcza do umiłowanej Rosji, – obecnie zaś w sztukę żydowską wkroczył zwycięsko nacjonalizm. Modny jest czar umysłowości semickiej, dowcip żydowski i semicka realność patrzenia na życie. Co drugi snob żydowski mówi teraz o starości swej rasy. Żydzi zaczynają się uważać za śmietankę towarzyską nawet w banalnem, wielkoświatowem pojęciu. Trudno jest więc wytłumaczyć Żydom, że nie są tak niezwykli, że w sztuce niczego nie dokazali, że mają w sobie tragiczną nieproduktywność, wobec której nieproduktywność słowiańska jest mrzonką. W literaturze poza czarującym Heinem, piszącym po niemiecku, kogóż ma literatura żydowska? Jakiego wielkiego muzyka wydał ten najmuzykalniejszy naród? Sztuk plastycznych nie mają zupełnie, a jeżeli znajdzie się nawet w literaturze i muzyce parę nazwisk szlachetnych artystów – nie należą oni do sztuki żydowskiej, jak Conrad nie należy do literatury polskiej.
Dziwne jest, iż w tym wielkim narodzie wszystko co jest wybitniejsze zabiera inny naród. Anglja zgarnia jak śmietanę najzdolniejsze jednostki ghetta żydowskiego, – nawet słaba Polska każe pisać po polsku nacjonalistom żydowskim i kształci ich i czaruje swoją sztuką i kulturą. Ba, nawet w sprawach pieniądza Żydzi wyróżniają się na tle bezradnych chłopów Polski lub Rosji, -ale niebardzo wytrzymują konkurencję z talentami kalkulacyjnemi Niemców lub Amerykanów. Gdzież jest więc ta wielkość narodu wybranego? Chyba nie w tem, że najpiękniejsza książka napisana od początku świata, najszlachetniejszy owoc, wydany przez rasę ludzką, wielka nauka Jezusa Chrystusa, znienawidzona jest przez Żydów? Tragiczny w swoim upadku i podziwu godny w swojej żarliwej miłości do siebie, naród ten, rozsypany po całej kuli ziemskiej, nieraz niósł przed ludzkością sztandar cywilizacji, nieraz umysł i serce Żyda wznosiło się ponad przeciętność ludzką, – lecz nigdy się to nie stało w imię nienawiści do świata.
Jeżeli jest mowa o odrodzeniu narodu, to tem samem konstatuje się jego upadek. Do was więc zwracam się, wszyscy młodzi bojownicy i twórcy wielkości narodu, – do was, szlachetnie myślących, którzy nie mają zaćmionych oczu bielmem nienawiści, – do was, którzy kochacie swój naród, wiedząc, że jest biedny i słaby, i śnicie o jego sprawiedliwej wielkości i pracy na ojczystych ziemiach, – do was zwracam się z żądaniem, abyście zabili rozpalonem piórem drażliwość i zacietrzewienie, które przeszkadza zawsze czystemu i spokojnemu patrzeniu na sprawy tego świata.
Gdybym miał choć odrobinę uczuć nacjonalistycznych, bez chwili wahania zamieszkałbym z wami w tym trudnym, lecz pięknym kraju. Pisałbym i pracował nad brzegami morza Śródziemnego w pachnącej pomarańczami Jaffie albo w zielonej Galilei. O, gdybym mógł się czuć Żydem! Należę jednak sercem do małej, ale wyniosłej ojczyzny ludzi zbłąkanych wśród świata, snujących się po wszystkich lądach ziemi, nieprzywiązanych wstęgą wspomnień ani nie wrósłych korzeniami w ziemię rodzinną. Z ręką na sercu mogę wyznać, iż nie mam wcale uczuć narodowych! Nie czuję się ani Polakiem ani Żydem. Nie bez zazdrości patrzałem na pionierów żydowskich, rozpinających namioty w dolinie Saronu, i słuchałem ich pieśni hebrajskich wieczorem przy ognisku, – jak niegdyś nie bez zazdrości słuchałem pieśni polskich żołnierzy idących na daleką wojnę z Rosją.
Jeżeli powiedziałem tu parę słów twardych, nie znaczy to, abym nienawidził Żydów, – ale nie myślcie także, że to miłość dyktuje mi te słowa pełne goryczy.
(26406)
Cała prawda!
No i cóż na te czasy zapewne miał rację co więcej i tak nie wspomniał o wszystkim.
Szczęśliwie dla Żydów tych wychowanych gdzie indziej czyli na „zachodzie”sytuacja odwróciła się,a przynajmniej w dziedzinie kulturalnej,naukowej bo o finansach mówić chyba nie muszę.
Patrząc jednak na te słowa okazuje się że wady społeczności Żydowskiej zagarnęliśmy pełnymi garściami.
My Polacy też powinniśmy się wyzbyć wad które Słonimski tak zręcznie wytyka swoim Żydom. Przekonanie o misyjności,wściekłość na inne narody i tych Polaków którym się udało,przekonanie o naszej „mądrości”absolutny brak autoironii,pogarda dla współobywateli,podejrzliwość,o powszechnej akceptacji dla ukrycia dochodów nie wspominając, och przejęliśmy wiele wad od nich.
Polacy więcej szacunku do siebie a będziemy wielcy.Trzymajmy się razem tu w Polsce i za granica.