Jeden z dwóch czołgów PzKpfw V Panther plutonu pancernego "Wacek"

70. rocznica spektakularnego wyzwolenia Gęsiówki. Żołnierze „Zośki” zdążyli w ostatniej chwili: Niemcy chcieli rozstrzelać 348 Żydów. Ci odwdzięczyli się Polakom…

w Bez kategorii/Wspomnienia i pamiętniki/Wydarzenia


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze
Grupa Żydów z Gęsiówki uwolnionych przez żołnierzy kompanii "Giewont" Batalionu "Zośka" dnia 5 VIII 1944 roku. Zdjęcie na terenie obozu. Po prawej stronie, na ziemi siedzi Renata Preczep. Więzień obok niej (w czarnej marynarce) nazywa się Bronisław Miodowski. Wśród więźniarek rozpoznano także Hankę Lux i Marię Morecką.
Grupa Żydów z Gęsiówki uwolnionych przez żołnierzy kompanii „Giewont” Batalionu „Zośka” dnia 5 VIII 1944 roku. Zdjęcie na terenie obozu. Po prawej stronie, na ziemi siedzi Renata Preczep. Więzień obok niej (w czarnej marynarce) nazywa się Bronisław Miodowski. Wśród więźniarek rozpoznano także Hankę Lux i Marię Morecką.

– Kiedy nasze plutony wpadły do baraków, zastano Niemców przy jedzeniu obiadu. Z ich późniejszych zeznań wynika, że właśnie zastanawiali się czy rozstrzelać uwięzionych Żydów, dla których nie mieli żywności – wspomina Witold Sikorski ps. „Boruta”, żołnierz batalionu „Zośka”.

To właśnie ten oddział Zgrupowania Radosław zaatakował 5 sierpnia 1944 roku hitlerowski obóz na warszawskiej Woli. W dawnym więzieniu przy ulicy Gęsiej, dziś Anielewicza 34, Niemcy przetrzymywali 348 Żydów.

Powstańcy zdecydowali się przeprowadzić atak po to, by móc przebić się na Stare Miasto. – Niemcy mieli dobre uzbrojenie, Gęsiówka była ufortyfikowana, ale batalion „Zośka” już miał zdobyty czołg. Dzięki niemu udało się wtargnąć do środka – opowiada dr Szymon Niedziela, kierownik ekspozycji Muzeum Powstania Warszawskiego.

Jak wspomina uczestnik tej walki, Witold Sikorski ps. „Boruta”, akcja nie trwała długo. – Gdy już przegoniliśmy Niemców, nagle zostaliśmy otoczeni przez setki więźniów w pasiakach. Dopiero wtedy zorientowaliśmy się, że uwalniamy Żydów. Pewna ich grupa ustawiła się w dwuszeregu, jeden z nich wystąpił i zameldował naszemu dowódcy plutonu pancernego, że zgłasza ochotników do naszego wojska – opowiada.

Wielu z uwolnionych walczyło później w szeregach Zgrupowania Radosław, a Dawid Goldman ps. Gutek, Henryk Lederman ps. „Heniek” i Henryk Poznański ps. „Bystry” zostali przewodnikami i łącznikami kanałowymi.

Jak wspominają tamten dzień sami żołnierze?

Jeden z dwóch czołgów PzKpfw V Panther plutonu pancernego "Wacek"
Jeden z dwóch czołgów PzKpfw V Panther plutonu pancernego „Wacek”

Wacław Micuta „Wacek”:

Było nas trzech: był „Jan”, był „Jerzy” i byłem ja. „Jan” był dowódcą urodzonym, „Jerzy” dowódcą doskonałym, watażką nie z tej ziemi. Poprosili oni „Radosława”: – Panie pułkowniku, prosimy o pozwolenie na natarcie na „Gęsiówkę” siłą pełnego batalionu.

„Radosław” odmówił, mówiąc: – „Ludzie, wojna to nie zabawa, tu trzeba zrobić rachunek. «Bociany» przy bramie obozu są tak umocnione ciężką bronią i maszynową, że wy stracicie dobry batalion, a nie uratujecie Żydów, bo Niemcom potrzeba tylko parę minut, żeby z tych bocianów skierować ogień na więźniów.”

Wyszliśmy wszyscy z nosami na kwintę i mówimy do siebie: – No tak, batalionem nie możemy uderzać, ale może uda się nam taki Husarenstueck, zaskoczenie jakieś.

I wtedy „Jan” zapytał mnie: – „Wacław, a wjechałbyś czołgiem do środka?”

– „Wjechałbym, spróbuję w każdym razie.”

Wracamy do „Radosława”: – Panie pułkowniku, rzeczywiście batalionem nie będziemy uderzać, to nie ma sensu, ale my szybko, z zaskoczenia. Będziemy udawać, że przygotowujemy natarcie. Od Okopowej jeden pluton będzie wiązał Niemców ogniem i pójdzie w kierunku na Pawiak „Wacek” pojedzie czołgiem, a za czołgiem podciągniemy dwa plutony. Jeżeli „Wackowi” uda się wjechać do obozu, to pierwszymi strzałami zniszczy wieżę narożną i te plutony pójdą wtedy do szturmu. „Radosław” zgodził się pod warunkiem zaskoczenia Niemców i tego, że wszyscy pójdą na ochotnika.

Grupa Żydów z Gęsiówki i ich wybawcy z plutonu "Alek" kompanii "Rudy" Batalionu "Zośka" dnia 5 VIII 1944 roku na terenie obozu. W środku (z karabinem) Mieczysław Szymańczuk "Szymbor"; z lewej Jan Makowelski "Pytek".
Grupa Żydów z Gęsiówki i ich wybawcy z plutonu „Alek” kompanii „Rudy” Batalionu „Zośka” dnia 5 VIII 1944 roku na terenie obozu. W środku (z karabinem) Mieczysław Szymańczuk „Szymbor”; z lewej Jan Makowelski „Pytek”.

I tak właśnie to się stało, szczęśliwie, w dwie godziny po odprawie u „Radosława”. Pojechaliśmy naprzód naszym czołgiem, „Magdą”. Niemcy myśleli, że to był ich czołg, Pantera, krzyczeli: unsere Panzern kommen…; znaki były nasze, ale niewidoczne. Dojechaliśmy do wjazdu z Gęsiej. „Ryk” rzucił się na barykadę z cegieł, przy skręcie z Gęsiej, może dwa metry wysoką. Czołg jakimś szczęściem przeszedł. Zawiesił się na górze i stoczył się nosem w dół, trochę nas przy tym potłukło. Wtedy okazało się, że na prawo od nas było wejście do obozu, a tam jeszcze jedna, niższa barykada, o której nie wiedzieliśmy. Krzyczę: – „Ryk” , wjeżdżaj na górę. To było wielką zasługą kierowcy naszego czołgu, „Ryka”, podchorążego pancernego, który w czasie okupacji jeździł jako szofer w straży pożarnej i był znakomitym szoferem.

Na Woli mieliśmy szczęście, że Niemcy nie mieli tam broni przeciwpancernej. To nas uratowało. Niemcy już jednak zorientowali się i pod tę drugą barykadę podłożyli jakąś minę czy wiązkę granatów. Ta mina rzuciła nas potężnie, ale gąsienica wytrzymała i znaleźliśmy się na wierzchu tej barykady, po czym rozbiliśmy stalową bramę obozu. Od tej chwili Niemcy mieli dwa wyjścia: albo ginąć, albo wiać. I duża część z nich uciekła. Zgodnie z planem, pierwszy strzał w wieżę narożną. Chłopaki z plutonu „Felek”, pod dowództwem „Kuby”, to były wspaniałe chłopaki; nie czekając drugiego strzału z czołgu, ruszyli do ataku. Od drugiego pocisku jeden z nich dostał cegłą w głowę.

Natarcie poszło jak błyskawica, te chłopaki runęli biegiem, szturmowo, nieomal nie zatrzymując się dla osłony, jednego widziałem na rowerze. Pedałował z całej siły środkową aleją obozu, myślałem, że lada moment padnie, ale szczęśliwie pod koniec alei rzucił rower i zaczął razić Niemców z pistoletu maszynowego. Wszystkie punkty ogniowe Niemców znalazły się pod bezpośrednim naszym ostrzałem z czołgu. Obsługa działa naszego czołgu, celowniczy „Bajan” i zamkowy „Wiktor-Kadłubek”, rozbiła wszystkie wieże wartownicze, jedną po drugiej, skąd szedł ogień, kończąc wypędzanie Niemców z „białego domu”, zamykającego obóz od strony wschodniej. Siedząc w czołgu, czułem wtedy przyjemność myśliwego z tego strzelania. Po walce w pierwszych dwóch wieżach znaleźliśmy zabitych i rannych Niemców.

W pewnym momencie ogień ustaje i uwięzieni Żydzi, którzy byli przekonani, że to już koniec, że już śmierć, raptem widzą, że to jest oswobodzenie. Wszyscy oni wychodzą na zewnątrz, a ja zdaję sobie sprawę z tego, że nie wiem, gdzie są nasi chłopcy, że jesteśmy najsłabsi w tym pierwszym momencie. Amunicji już nie mamy, za chwilę Niemcy mogą kontratakować i nie tylko, że naszych wybiją, ale tych wszystkich Żydów też. Zjawiają się nasze nowe oddziały.

Otwieram właz, krzyczę do nich, nie pomaga, wyciągam pistolet i strzelam nad głowami, nic nie pomaga, oni podchodzą, całują, euforia straszna. Są wolni. Nasi chłopcy krzyczą do nich po polsku i niemiecku, próbują usuwać ich z pola walki, bo nie mogą strzelać do uciekających Niemców. I batalia się kończy. Straty baonu były niewielkie: dwoje zabitych i kilku rannych.

Wszyscy byliśmy zaczadzeni, bo w czołgu nie działał wentylator. Kiedy już się uspokoiło, potłuczony, wylazłem z czołgu, żeby spokojnie odetchnąć. Wtedy dopiero człowiek czuje zmęczenie. Wychodzę, a tam z tyłu, na środku Appelplatzu stoi dwuszereg pasiaków w doskonałym szyku wojskowym. Wyprostowałem się zaczerpnąłem tchu, podchodzę tam. Na czele stoi jeden pasiak i krzyczy: – „Baaaczność!, Na leewo patrz!”. Podchodzi do mnie i mówi: – „Podchorąży Henryk Lederman z takiego a takiego pułku piechoty melduje batalion żydowski gotowy do boju.” Za gardło mnie chwyciło. Ci ludzie, natychmiast gotowi do walki, ze stu ludzi dobra kompania bojowa! Powiadam do niego – „Poruczniku! Trzymać kompanię do mego rozkazu” – i biegnę do „Jerzego” i „Jana”. Oni mnie uścisnęli, że nam się udało. Mówię do nich: – „Słuchajcie, ja mam tutaj kompanię, oddział żydowski, co z tym fantem zrobić?”

Idziemy do „Radosława”. Jak tylko weszliśmy, to on krzyczy: – Cholera, ale mieliście szczęście.

Potem rozczulił się, uściskał nas. Mówię do niego: – Panie pułkowniku, mam prośbę. Tam jest oddział żydowski, to bohaterscy ludzie, dobry żołnierz. Niech mi Pan pozwoli dowodzić tym oddziałem.

Ten na mnie skoczył: – Nie czytałeś rozkazu? Generał „Bór”, dowódca naczelny, wydał rozkaz, żeby zwalniać z pierwszej linii wszystkich ludzi, którzy nie mają broni. Żołnierz bez broni na pierwszej linii to straszna demoralizacja. Skąd tę broń wziąć?

– „Panie pułkowniku, broni to zdobyliśmy dosyć dużo na tych «bocianach». Oczywiście nasi przyjaciele z plutonu byli tam pierwsi, to naszabrowali, ale nam też coś zostało. A jeśli nie będzie broni, to ja muszę mieć oddział mechaników, który będzie utrzymywał czołgi na chodzie. One chodzą od rana do nocy, a w nocy trzeba je naprawiać.”

„Radosław” zgodził się. Do plutonu pancernego wziąłem tylu ludzi, ilu mogłem, i w ten sposób zostałem dowódcą nie tylko plutonu pancernego, ale i oddziału żydowskiego, który był chyba jedynym zwartym oddziałem Żydów w Armii Krajowej [Żydzi z rozbitych w czasie Powstania więzień warszawskich wcielani byli także i do innych oddziałów AK i AL. W AK był np. oddział żydowski w batalionie „Wigry”, a Żydzi węgierscy i czescy, uwolnieni z więzienia na Muranowie przy ul. Dzikiej, służyli w oddziale „Gozdawy” w Śródmieściu -red.].

Początkowo oddział ten zajmował się utrzymaniem obu zdobycznych czołgów w ruchu. Było to w tamtych warunkach rzeczą niezmiernie trudną. Wśród żołnierzy znaleźli się różni specjaliści. „Filar” znał się doskonale na instalacji elektrycznej, „Heniek”, „Rysiek” i inni, których pseudonimów nie pamiętam, byli mechanikami samochodowymi. To, że nasze czołgi działały do końca walk na Woli, aż do skończenia się amunicji działowej, było w dużej mierze zasługą tego oddziału. 11 sierpnia, w ostatniej chwili przed wycofaniem się na Starówkę „Heniek” oblał je benzyną i podpalił.

Jan Zenka „Walek”

Ja też wyszedłem z czołgu. Wtedy podszedł jakiś stary Żyd i ze szczęścia klęknął przed naszą Panterą, ręce złożył, głowę zadarł do góry, płakał, jakby go kto wodą oblał. Mówię mu na to – człowieku wstań. Przyszedł jeszcze mały chłopiec, Czech, miał może 14 lat. Przyniósł nam małą, porcelanową panterę – maskotkę, którą zostawił u nas w Panterze.

Juliusz Bogdan Deczkowski „Laudański”

Po wejściu do obozu ukazał się nam dziwny, ale wspaniały widok. W tłumie żołnierzy z naszego baonu było pełno ludzi w biało-niebieskich pasiakach. Radość uwolnionych więźniów była olbrzymia, trudna do opisania. Twarze ich były rozpromienione i podniecone, prawie każdy coś mówił, w przeróżnych językach. Pamiętam, jak jedna z więźniarek równocześnie śmiała się i płakała ze szczęścia.

Baon „Zośka” uwolnił z „Gęsiówki” 348 więźniów, Żydów (324 mężczyzn i 24 kobiety), w tym 89 obywateli polskich. Każdy z nich miał swobodę decydowania o swoim dalszym losie. Część z nich dołączyła do plutonu pancernego baonu „Zośka”. Brali oni udział w walkach na Woli, Starym Mieście i Czerniakowie. Kilku innych walczyło w baonie „Parasol”. Najwięcej żołnierzy z grupy uwolnionych Żydów było w oddziale kwatermistrzowskim „Fila”. Na Czerniakowie, z budynku przy ul. Książęcej l, widziałem kilka razy kolumnę transportową, wracającą nocą ze Śródmieścia przez nasze pozycje, w której pełniło służbę 10-15 byłych więźniów „Gęsiówki”. W baonie AK „Parasol” z uwolnionych więźniów „Gęsiówki”, śmiercią żołnierza polegli w Powstaniu: Henryk Poznański – „Bystry”, Peter Forrö – „Paweł” , Soltan Safijew – „Dr Turek”.

(160)

Chcesz podzielić się z Czytelnikami portalu swoim tekstem? Wyślij go nam lub dowiedz się, jak założyć bloga na stronie.
Kontakt: niezlomni.com(at)gmail.com. W sierpniu czytało nas blisko milion osób!
Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.