
Pierwsze zawiadomienie o przestępstwie nastąpiło o 18:32, a pierwsze radiowozy pojawiły się na miejscu sześć minut później. W tym czasie zarządzono blokadę dróg wyjazdowych z Warszawy. Sprawę rozpatrywała warszawska milicja (kryptonim P-64). Sporządzono portrety pamięciowe sprawców, a także manekiny z papier-mâché, zdaniem świadków zdarzenia – bardzo dokładne. Rysopisy były podobne do sprawców poprzednich napadów, w których nie wykryto sprawców: w latach 1957 (napad na kasjerkę) i 1959 (zabójstwo milicjanta i napad na pocztę). Łuski zebrane na miejscu zdarzenia (kalibru 7.62 z dwóch pistoletów: TT i PW-33) również wskazywały na tych samych sprawców. W ciągu kilkunastu dni milicja sprawdziła 10 500 warszaw. Nad sprawą pracowali oficerowie dochodzeniowo-śledczy zebrani z całej Polski). Mimo ogromnego rozmachu śledztwa sprawców przestępstwa nigdy nie schwytano. Jeszcze w toku śledztwa powstała hipoteza, iż napad ma podłoże polityczne. Według innych nieoficjalnych informacji mogli nimi być funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. W 1997 roku do redakcji Expressu Wieczornego przyszedł anonimowy list, nadany w Jaworznie. Jego autor, rzekomy były milicjant, informował redakcję, iż sprawcami byli wysoko postawieni funkcjonariusze MO i SB, którzy po dokonaniu napadu zatarli dowody zbrodni: pieniądze wymienili u cinkciarzy, a samochód przetopili w Hucie Warszawa. Sprawę zatuszowano, choć nieoficjalnie mówi się, że zostali oni schwytani i zabici, a sprawa nie została nigdy nagłośniona z powodu potrzeby zachowania autorytetu Milicji Obywatelskiej. Sprawa uległa przedawnieniu 22 grudnia 1989 roku.
(211)