System komunistyczny w Europie wykazywał w 1967 r. pewne oznaki destabilizacji. Szczególny niepokój Kremla budziła sytuacja w Czechosłowacji.
4 stycznia 1968 r. nowym I sekretarzem Komunistycznej Partii Czechosłowacji został Alexander Dubček, który zapowiadał reformy skostniałego systemu komunistycznego pod hasłem „socjalizmu z ludzką twarzą”. Odnowa życia publicznego w Czechosłowacji oraz ewolucja wewnątrz partii pchały Dubčeka ku radykalnym zmianom, mimo sprzeciwu Moskwy. 6 kwietnia 1968 r. KC KPCz uchwalił program demokratyzacji: niezależne od partii organizacje społeczne, kres propagandy, normalizacja stosunków z Kościołem, federacyjna struktura państwa. W maju 1968 r. ogłoszono amnestię, w czerwcu zniesiono cenzurę, zreorganizowano policję bezpieczeństwa, wprowadzono swobodę wyjazdów zagranicznych i reformy gospodarcze. Nie kwestionowano przyjaźni z ZSRR, udziału CSRS w Układzie Warszawskim ani podstaw systemowych, co miało wytrącić argumenty z ręki Kremla.
W nocy z 20 na 21 sierpnia 1968 r. rozpoczęła się z terytorium PRL i NRD inwazja na Czechosłowację wojsk ZSRR, PRL (40 tys.), NRD, Węgier i Bułgarii. Władysław Gomułka nie miał wątpliwości, że należy podjąć działania zbrojne, nie gwarantując stabilności sytuacji w Polsce w razie braku interwencji w Czechosłowacji. Armia Czechosłowacka w zasadzie nie podjęła walki, jednak społeczeństwo stosowało bierny opór. Przywódcy czechosłowaccy zostali aresztowani i przewiezieni do Moskwy, na oficjalne rozmowy przyprowadzano ich z więzienia. Za cenę utrzymania władzy dotychczasowe kierownictwo zgodziło się na unieważnienie uchwał tajnego XIV Zjazdu KPCz i na tymczasowe stacjonowanie wojsk radzieckich. Udział Wojska Polskiego w interwencji pozostawił uraz w świadomości Czechów i Słowaków. Trudno zwłaszcza wytłumaczyć akty przemocy w rejonie stacjonowania oddziałów polskich koło Hradca Kralove.
2. Armia Wojska Polskiego operowała na obszarze północnych Czech, w rejonie pomiędzy Jicinem, Podiebradami, Kutną Horą, Havlickovym Brodem i Ołomuńcem (przejętym po kilku dniach przez siły radzieckie) – łącznie na ok. 20,5 tys. km2 i w takich miastach, jak Hradec Králové czy Pardubice.
Podstawowym zadaniem sił polskich było unieszkodliwienie Czechosłowackiej Armii Ludowej. W pierwszych dniach inwazji liczono się z koniecznością rozbrajania żołnierzy czechosłowackich. Okazało się jednak, że dzięki interwencjom gen. Dzúra oraz spadku morale w armii nie było to konieczne. Rola żołnierzy polskich sprowadzała się od tej pory do blokowania garnizonów CzAL. W ich pobliżu rozlokowano pododdziały polskie w odpowiedniej sile, które miały kontrolować działalność armii czechosłowackiej.
Polegało to na tym, że wzdłuż osi jednej z dróg okalających obrzeża miasta rozmieszczono czołgi i transportery „Skot” tak, że stały od siebie w odległości średnio co 100 m z lufami zwróconymi w kierunku Ołomuńca. Jednocześnie pouczono nas, że mamy zwracać uwagę, by czołgami i transporterami nie tratować upraw, pól, dróg itp. Nie za bardzo więc było gdzie się rozwinąć, ten szyk absolutnie nie odpowiadał wymogom bojowym. Właściwie to byliśmy wystawieni jak na dłoni; nie było mowy o znalezieniu stanowisk ogniowych z prawdziwego zdarzenia. Była to więc pokojowa demonstracja siły, która miała raczej oddziaływać na psychikę mieszkańców i wojsk tego garnizonu, niż im zagrażać
– zauważa płk Żytecki.
Polacy rozpoczęli służbę patrolową wokół garnizonów, nie dopuszczali do koncentracji większej liczy żołnierzy, reagowali, gdy podejmowano kroki mające na celu podwyższenie gotowości bojowej (załadunek amunicji na czołgi, wyjścia na poligon). Doszło do weryfikacji danych wywiadowczych i okazało się, że stosunek sił polskich do słowackich jest niekorzystny dla Wojska Polskiego. Postanowiono więc jeszcze w sierpniu dokonać przegrupowań polskich oddziałów, do Czechosłowacji wkroczyła 4. Dywizja Zmechanizowana, a z ćwiczeń na Mazurach przerzucono do Kotliny Kłodzkiej 6. Pomorską Dywizję Powietrzno-Desantową – 1/5 jej oddziałów podjęła akcję blokowania przygranicznych garnizonów, reszta stanowiła drugi rzut sił polskich. Dowódca dywizji gen. Edward Dysko wspominał po latach:
Jednostki dywizji stacjonowały przy drogach, stosunkowo ruchliwych, na otwartych przestrzeniach, sprzęt bojowy nie był wcale maskowany. Szkoliliśmy się na oczach Czechów. Mogli sobie wszystko obejrzeć, policzyć, przemnożyć, pytanie tylko, po co? Nikt nie miał zamiaru wojować z nimi. Nasza obecność była tylko manifestacją siły. Jeśli więc wywiad czechosłowacki chciał penetrować nasze jednostki i obiekty, mógł robić to o każdej porze dnia i nocy.
W miejscach gdzie stacjonowały jednostki polskie tworzono Komendy Garnizonów odpowiedzialne za kontakty z dowódcami armii czechosłowackiej, władzami lokalnymi, kierownictwem partii i służbą bezpieczeństwa.
Uczestniczyły one też w działalności polityczno-propagandowej. Łącznie utworzono 12 Komend Garnizonu, do pracy w których sprowadzono także aktywistów partyjnych z kraju. W pierwszych dniach operacji „Dunaj” organizowanie komend, wobec oporu ludności i niechęci władz czeskich, nastręczało Polakom wiele problemów (przykładem jest konieczność użycia komandosów w Hradcu Králové).
Nie zapominano także o propagandzie, którą kierował m.in. gen. Włodzimierz Sawczuk, zastępca dowódcy 2. Armii ds. politycznych. Niepowodzeniem okazało się użycie wozów propagandowych w awangardzie kolumn marszowych, wzywających do poniechania oporu. Także przygotowane wcześniej źle zredagowane ulotki były ignorowane przez Czechów i demonstracyjnie niszczone. Propagandziści dysponowali dużymi środkami, m.in. dwoma drukarniami polowymi i pięcioma radiostacjami o dużym i średnim zasięgu, a także wozami propagandowymi oraz odbiornikami radiowymi i telewizyjnymi. Cele były dwojakie, chodziło zarówno o prowadzenie propagandy wśród Czechów, jak i kontynuowanie pracy partyjnej wśród własnych żołnierzy (specjalnym samolotem sprowadzano polską prasę, m.in. „Trybunę Ludu” i „Żołnierza Wolności”). Uruchomiono retransmisję programu Polskiego Radia w języku czeskim. Przygotowano specjalną audycjęProblemy w pytaniach i odpowiedziach, która miała sprawiać wrażenie merytorycznej dyskusji. 25 sierpnia z samolotów i śmigłowców rozrzucono ponad 30 tys. ulotek, m.in. pt. Prisli vam na pomoc vasi tridni bratri. Kolejne rozrzucono z samochodów, a przy użyciu ręcznych urządzeń miotających rozpropagowano ulotki w koszarach CzAL. Do 28 sierpnia rozrzucono ogółem 600 tys. ulotek, gazet i broszur (w tym 100 tys. egzemplarzy radzieckiej „Izwiesti” i „Prawdy”). W centrum Hradec Králové prowadzono akcje przy użyciu niechronionych przez wojsko wozów propagandowych. Propaganda odnosiła jednak marne skutki wobec postawy biernego oporu i ignorowania żołnierzy armii interwencyjnych. Starano się także organizować spotkania władz garnizonowych z władzami miejskimi i załogami przemysłowymi. Żołnierze polscy oferowali swoją pomoc w pracach polowych.
Mimo, że w podziemnych audycjach często podkreślano ugodowe i pełne taktu zachowanie Polaków (czasem określane nawet jako rycerskie) nie obyło się bez przykrych incydentów. Mimo bezwzględnego zakazu rekwizycji (całość zaopatrzenia 2. Armii sprowadzano z Polski) zdarzały się wymuszenia alkoholu czy też środków transportu. Dochodziło do grożenia bronią oraz postrzeleń żołnierzy czeskich i cywilów. Drugiego dnia interwencji w jeden z budynków na rynku w Novym Bydžovie wjechał polski czołg. 8 października polski transporter opancerzony na niestrzeżonym przejeździe kolejowym został staranowany przez czechosłowacki pociąg. Zginął polski żołnierz, trzech kolejnych oraz maszynista zostało rannych. Najtragiczniejszy wypadek miał miejsce 7 września w Jicinie. 21-letni szer. Stefan Dorna pod wpływem alkoholu rozpoczął kłótnię ze swoimi kolegami, dwóch z nich postrzelił, po czym otworzył ogień do cywilów. Pięć osób ranił, dwie z premedytacją i brutalnością zabił, usiłował też zgwałcić ranną kobietę. Przybyli zbyt późno Polacy z oficerem na czele obezwładnili napastnika. Natychmiast rozpoczęto śledztwo, a 18 października Dorna stanął przed doraźnym sądem wojskowym. Skazano go na karę śmierci, utratę praw obywatelskich i przepadek mienia. Cały Jicin był w szoku, incydent stał się głośny w całych Czechach. Pracownicy jednego z zakładów przemysłowych w mieście wydali następujące oświadczenie:
ten bestialski czyn nie ma w naszym mieście, powiecie ani całym kraju analogii do czasów okupacji faszystowskiej. […] Do czasu okupacji uważaliśmy naród polski i jego wojsko za swoich braci i sojuszników, z którymi przez wieki walczyliśmy przeciwko wspólnemu wrogowi, za naród Sienkiewicza i Mickiewicza, lecz teraz jesteśmy, niestety, zmuszeni patrzeć na nich jak na gwałcicieli i morderców.
Gen. Sawczuk i całe dowództwo wyraziło ubolewanie w związku z incydentem, zastępca ds. politycznych armii był gotów osobiście złożyć kondolencje rodzinom ofiar, jednak odradzono mu to.
Decyzja o wyprowadzeniu 2. Armii z Czechosłowacji zapadła po podpisaniu czechosłowacko-radzieckiego porozumienia o pobycie wojsk radzieckich w CSSR z 16 października. Ustalono wtedy, że do 11 listopada wszystkie jednostki sojusznicze i część radzieckich ma opuścić terytorium czechosłowackie i udać się do miejsc stałego garnizonu. Ostatnią polską jednostką opuszczającą najechany kraj był 25. Pułk Zmechanizowany z 10. DPanc. W czasie powrotu niektóre jednostki przeznaczono do udziału w uroczystościach powitalnych i defiladach w Wałbrzychu i Zielonej Górze. Jeszcze przed rozpoczęciem powrotu do kraju gen. Sawczuk oświadczył:
każdy z nas i każdy nasz rezerwista powinien odchodzić stąd z przekonaniem, że istniały w Czechosłowacji siły kontrrewolucyjne, że zdołały rozbroić ideologicznie partię, która bezwolnie zbaczała z prostej drogi do socjalizmu na drogę socjaldemokracji, że udało się tym siłom rozsadzić aparat bezpieczeństwa i inne organa władzy państwowej. […] Wojska sojusznicze i nasza armia w ich składzie udaremniła wyprowadzenie Czechosłowacji z Układu Warszawskiego i obozu socjalistycznego, udaremniły planowaną neutralizację Czechosłowacji, postawiły tamę na drodze rozwijania infiltracji zachodnioniemieckiej. To powinien wiedzieć każdy żołnierz i to powinien propagować.
W inwazji uczestniczyło 24,3 tys. żołnierzy polskich, 647 czołgów, 566 transporterów opancerzonych, ok. 450 dział, 4,7 tys. samochodów i 36 śmigłowców. Wojska polskie przebywały w Czechosłowacji 84 dni. W czasie operacji zginęło w wyniku wypadków nadzwyczajnych 10 żołnierzy – trzech w wyniku wypadków, jeden samobójca oraz sześciu w wyniku nieostrożnego obchodzenia się z bronią. Według kalkulacji Leszka Pajórka koszty operacji (zarówno w budżecie MON, jak i gospodarce narodowej) wyniosły ok. 670 mln złotych i 340 tys. koron czeskich. Interwencja spowodowała też niedobory na rynku krajowym (węgiel, artykuły spożywcze, odzież).
źródło: Muzeum Historii Polski / Tomasz Leszkowicz, Histmag
ten materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
(5913)