wywiad – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png wywiad – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Sowiecka akcja dezinformacyjna na którą nabrali się najwięksi przeciwnicy komunizmu. Rosyjskie służby do dziś wykorzystują jej schemat. [WIDEO] https://niezlomni.com/sowiecka-akcja-dezinformacyjna-na-ktora-nabrali-sie-najwieksi-przeciwnicy-komunizmu-rosyjskie-sluzby-do-dzis-wykorzystuja-jej-schemat-wideo/ https://niezlomni.com/sowiecka-akcja-dezinformacyjna-na-ktora-nabrali-sie-najwieksi-przeciwnicy-komunizmu-rosyjskie-sluzby-do-dzis-wykorzystuja-jej-schemat-wideo/#respond Sat, 09 May 2020 06:45:22 +0000 https://niezlomni.com/?p=51061

Jak zapewnić nowopowstałemu bolszewickiemu państwu okres oddechu dla ustabilizowania sytuacji wewnętrznej? Jak uniknąć interwencji zbrojnej państw zachodnich oszukując „białą” emigrację i obce wywiady? Wystarczy rozgłaszać, że Związek Sowiecki upadnie z hukiem, bo na jego terenie działa rozbudowana konspiracja, która obali władzę czerwonych. Jak zwabić przy okazji liderów „białej” rosyjskiej opozycji do Rosji i jak przewerbować oficerów służb zachodnich penetrujących Bolszewię?

Pomysł tej – nie da się ukryć – błyskotliwej operacji wyszedł z gabinetu Feliksa Dzierżyńskiego. „Trust” to precyzyjnie przygotowana i brawurowo poprowadzona akcja dezinformacyjna – matka wszystkich późniejszych akcji sowieckich służb wywiadu. Czerwona bezpieka stworzyła fikcyjną organizację podziemną „przygotowującą przewrót” w Sowieckiej Rosji i restaurację dawnej władzy.

Smutną rolę w tej paneuropejskiej zagrywce odegrał polski wywiad, wywiedziony umiejętnie w pole.

­

Rosyjskie służby przejęły aktywa wywiadowcze swoich sowieckich poprzedniczek i udoskonaliły akcje dezinformacyjne montowane według schematu kombinacji Trust.

Postsowieckie służby wciąż wmawiają nam, że właściwie ich nie ma, że są bezsilne, że nie wpływają na wydarzenia w naszym kraju. A nasza podejrzliwość to tylko kompleksy i rusofobia. Przyszło nam zatem żyć w rozkwicie akcji Trust 2.0, choć nie chcemy tego przyjąć do wiadomości. Nie znamy rozmachu działań skierowanych przeciwko Polsce, ale możemy podejrzewać, że następcom Dzierżyńskiego z FSB nie brakuje fantazji i - znajomości charakteru Polaków.

Sprawdźmy jak wyglądał mechanizm działania pierwowzoru tych operacji.

Wyselekcjonowani agenci operacji „Trust” ruszyli na Zachód, szukając sprzymierzeńców. Przekonali rządy, służby państw zachodnich i media o słabości sowieckich sił, o nieuchronności upadku Związku Sowieckiego, a przy okazji przejęli wszystkie fundusze przeznaczone na wspomożenie „opozycji”. Państwa zachodnie w znacznym stopniu sfinansowały więc akcję wymierzoną przeciwko sobie.

Do wybuchu drugiej wojny światowej Sowieci przeprowadzili 40 operacji według metodyki Trustu. Po kapitulacji III Rzeszy, kolejne klony Trustu - zwane dwojnikami, zostały zrealizowane na Ukrainie - w ramach zwalczania UPA (akcja „Arsenał 1“), i w Polsce, gdzie ubecja stworzyła całą fikcyjną V komendę WiN (akcja „Cezary”).

Marek Świerczek, Największa klęska polskiego wywiadu. Sowiecka akcja dezinformacyjna „Trust” 1921-1927, Wyd. Fronda, Warszawa 2020. Książkę można zamówić na stronie wydawnictwa Fronda.

https://www.youtube.com/watch?v=otGhyc4YZW0&t=2s

O autorze:

Marek Świerczek (ur. 1970) – polski historyk, publicysta i pisarz. Współpracuje z miesięcznikiem Stosunki Międzynarodowe oraz Przeglądem Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zamieszczał swoje teksty w miesięczniku "Alfred Hitchcock poleca". Na rynku literackim objawił się w 2006 r. przy okazji konkursu na opowiadanie grozy miesięcznika "Nowa Fantastyka" w którym zajął II miejsce. Kilka miesięcy później opublikował powieść Bestia, łączącą powieść gotycką z narodową tradycją i historią powstania styczniowego. W 2013 r. wydał kolejną powieść Dybuk, gdzie wykorzystał historyczne klisze pogromu z 1946 r. Dwa lata później na rynku literackim pojawiła się jego kolejna książka, łącząca powieść szkatułkową, kryminał i horror, zatytułowana Skowyt. Książka Największa klęska polskiego wywiadu jest owocem zawodowych zainteresowań Marka Świerczka – historyka.

Fragment książki Największa klęska polskiego wywiadu:

Rola sowieckich służb specjalnych

Głównym narzędziem do osiągnięcia bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego Rosji Sowieckiej była oczywiście policja polityczna, która stała się wszechobecną strukturą biurokratyczną, obejmującą kontrolą całość życia publicznego Rosji Sowieckiej1. Szczególną rolę w tym zadaniu powierzono kontrwywiadowi, który od samego początku swego istnienia miał charakter ofensywny i nie uznawał granic państwowych, prowadząc gry kontrwywiadowcze w Europie i Azji2. Z tego też powodu wywiad sowiecki, który powstał relatywnie późno, bo dopiero w kwietniu 1920 roku, był od początku uplasowany w strukturach kontrwywiadu, dopiero z czasem przekształcając się w osobną jednostkę3.

W założeniach teoretycznych bolszewików w Rosji Sowieckiej miało nie być tajnej policji. Lenin nawet w swoim utopijnym credo wyłożonym w „Państwie i rewolucji” zakładał, że nie będzie nawet policji kryminalnej. Szybko jednak okazało się, że opór wobec reżimu bolszewickiego jest na tyle poważny, a wsparcie mas tak słabe, że niezbędne jest oparcie się na RKKA chroniącej „socjalistyczną republikę” od wrogów zewnętrznych oraz na „organach” walczących z wrogiem wewnętrznym.

20 grudnia 1917 roku na posiedzeniu Sownarkomu Feliks Dzierżyński zażądał utworzenia organów dla rewolucyjnego rozliczenia się z kontrrewolucję4. Tego samego dnia powołano CzeKa5. Pomimo początkowego braku w niej wyodrębnionych struktur odpowiedzialnych za wywiad i kontrwywiad, od samego początku swego istnienia prowadziła działalność na tych kierunkach6. W maju 1918 roku powstała sekcja kontrwywiadowcza Czeka, która w latach 1921-1922 została powiększona do rangi wydziału (Kontrrazwiedywatielnyj Otdiel – KRO).

CzeKa (przemianowana wkrótce na GPU i OGPU) – choć formalnie była tylko jedną z wielu historycznie ukształtowanych w Europie służb specjalnych – de facto była zjawiskiem historycznym bez analogii7. Wszystkie istniejące ówcześnie służby specjalne, nawet tak brutalne jak carska Ochrana, były instytucjami państwowymi działającymi w mniejszym lub większym stopniu w ramach obowiązującego porządku prawno-moralnego8, zaś CzeKa powstała na gruzach dawnych instytucji państwowych i nie respektowała ani dawnych praw, ani moralności, traktowanej jako burżuazyjny przeżytek.

Żadna służba specjalna działająca na terenie własnego kraju nie miała wcześniej tak szerokich pełnomocnictw i nie stosowała tak brutalnych metod. Ponadto, w CzeKa doszło do niezwykłego zjawiska polegającego na dokonaniu syntezy byłych struktur ochrony prawa z przedstawicielami przestępczego podziemia. W CzeKa/GPU pracowali bowiem ramię przy ramieniu byli urzędnicy carskiego MSW i zawodowi rewolucjoniści. Dzięki współpracy dwóch do tej pory zwalczających się grup, możliwym stała się praktyczna weryfikacja stosowanych do tej pory metod i stworzenia nowych, całkowicie rewolucjonizujących dotychczasowy modus operandi służb specjalnych. Zainicjowano proces, w czasie którego w skostniałe formy tajnej, carskiej policji politycznej wlano doświadczenie rewolucyjnych spiskowców oraz rewolucyjny ferment myśli, który ogarnął wtedy elity Rosji Sowieckiej9. Tego typu procesom zwykle towarzyszą rewolucyjne zmiany w działalności służb specjalnych10 i tak też było w CzeKa/GPU, która wypracowała narzędzia, sprawiające, że skuteczność jej działania była nieprawdopodobnie wysoka.

Pierwszym z nich był terroryzm. Sowieckie służby specjalne sięgały do metod niestosowanych zwykle w Europie wobec ludności własnej: do masowych egzekucji, brania zakładników z rodzin i tortur.

W przeciwieństwie do terroru jakobińskiego, większość egzekucji odbywała się w piwnicach, a nie na oczach tłumu, co wzmagało lęk społeczeństwa i generowało legendy na temat orgii okrucieństwa mających miejsce w lochach tajnej policji. Co więcej, terror nie miał charakteru jednostkowego, lecz odbywał się według kryteriów klasowych. Powodowało to niezdolność do stworzenia przez przeciwników nowej władzy strategii przetrwania w postaci udawania bierności lub wycofania się z życia publicznego. Można było przecież być aresztowanym bez powodu, na podstawie czyjegoś donosu lub po prostu wskutek bycia carskim żandarmem lub posiadaczem ziemskim. W tej sytuacji jedyną rozsądną strategią nie mogła być pasywna próba przeczekania, tylko aktywne współuczestnictwo, które – w sytuacji irracjonalnych kryteriów doboru ofiar – mogło dawać nadzieję przeżycia. W tej sytuacji nie mogło dziwić wykorzystywanie przez Czeka/GPU byłych wrogów do działań operacyjnych. Ludzie – złamani torturami, śmiertelnie przerażeni i świadomi tego, że ich rodziny padną ofiarą represji w razie niebezpieczeństwa – podejmowali współpracę, gdyż jedynie ona dawała szansę uratowania siebie i bliskich. Po czym, włączały się (opisane w dalszej części pracy) psychologiczne mechanizmy dysonansu poznawczego, które mogły prowadzić nawet do pełnej identyfikacji z oprawcami12. Jednak sam terror nie mógł zapewnić sukcesu13, gdyż łatwo jest przekroczyć granicę, gdy ludzie zaczynają wierzyć, że nie mają już nic do stracenia i kierują się jedynie nienawiścią i żądzą zemsty. Dlatego koniecznym uzupełnieniem terroru była ideologia komunistyczna, która po pierwszej wojnie światowej nabrała rangi quasi religijnej i była atrakcyjna nie tylko dla sporej części społeczeństwa sowieckiego, ale i dla szerokich kręgów w całej Europie14. Lewicowa inteligencja i spora część robotników widziała w Rosji Sowieckiej „Nowe Jeruzalem”15. Pomagało to z jednej strony oprawcom w uporaniu się z poczuciem winy i dawało im przekonanie o swojej misji, a z drugiej, stawiało przeciwników na słabych pozycjach obrońców skompromitowanego porządku społecznego, który po wiekach eksploatacji upośledzonych grup, doprowadził do hekatomby I wojny światowej.

Z tego punktu widzenia, łatwo było propagandzie bolszewickiej przedstawiać swoich ideologicznych przeciwników jako zdegenerowane jednostki, pragnące jedynie odzyskania swoich uprzywilejowanych pozycji społecznych, obojętnych na los społeczeństwa sowieckiego i całej ludzkości, którą rewolucja miała doprowadzić do komunizmu, kiedy to – zdaniem Lenina – nie miało już być wyzysku człowieka przez człowieka. Ideologia bolszewicka, wraz z jej tak zadziwiającymi przejawami, jak wolna miłość i rozbicie tradycyjnych więzów religii, rodziny, moralności i obyczaju, jawiła się jako nowa jakość, jako droga do nowego, wspaniałego świata. Było to niebywale atrakcyjne, zwłaszcza dla ludzi, których dotychczasowy światopogląd zdruzgotała wojna światowa. W tej sytuacji, terror był przedstawiany jako samoobrona młodej republiki przed siłami reakcji, a w naturze ludzkiej leży zgoda na użycie wszelkich dostępnych środków do samoobrony. Co więcej, oprawcy z Czeka/GPU nie tylko przedstawiali tak własne działania, ale – jak się wydaje – sami w to wierzyli16, co dawało im w zetknięciu z przeciwnikami politycznymi niebywałą przewagę argumentacji. (…)

Artykuł Sowiecka akcja dezinformacyjna na którą nabrali się najwięksi przeciwnicy komunizmu. Rosyjskie służby do dziś wykorzystują jej schemat. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/sowiecka-akcja-dezinformacyjna-na-ktora-nabrali-sie-najwieksi-przeciwnicy-komunizmu-rosyjskie-sluzby-do-dzis-wykorzystuja-jej-schemat-wideo/feed/ 0
Boris Akunin powraca w niesamowitym stylu! Fragment „Bruderszaftu ze śmiercią” https://niezlomni.com/boris-akunin-powraca-niesamowitym-stylu-fragment-bruderszaftu-ze-smiercia/ https://niezlomni.com/boris-akunin-powraca-niesamowitym-stylu-fragment-bruderszaftu-ze-smiercia/#respond Fri, 22 Dec 2017 07:47:04 +0000 https://niezlomni.com/?p=45608

Wszystko było jak należy, miejsce spotkania zostało wybrane bardzo rozsądnie. Agenci rosyjskiego kontrwywiadu nie mieli się właściwie gdzie ukryć. Chyba że w środku - pisze Boris Akunin.

Randez-vous zostało wyznaczone na wpół do pierwszej w Księgarni Żeglarskiej, w Alei Admiralicji. Zgodnie z profesjonalnym nawykiem Josef von Teofels zastosował zwykłe środki ostrożności.

Najpierw dwukrotnie przejechał obok dwiema różnymi dorożkami, potem przesiedział pół godziny z gazetą w Parku Aleksandrowskim, obok Przewalskiego i wielbłąda, z daleka obserwując wejście do księgarni i wchodzących tam ludzi. Nie zauważył nic podejrzanego.

Wszystko było jak należy, miejsce spotkania zostało wybrane bardzo rozsądnie. Agenci rosyjskiego kontrwywiadu nie mieli się właściwie gdzie ukryć. Chyba że w środku.

Na dziesięć minut przed umówioną godziną, udając klienta, do księgarni wszedł jeden ze współpracowników piotrogrodzkiej siatki agenturalnej o pseudonimie „Niuchacz”. Miał sprawdzić wszystkie trzy sale i niby to przez pomyłkę zajrzeć do wszystkich pomieszczeń na zapleczu. Jak stwierdzi, że jest czysto, wychodząc na ulicę, upuści i podniesie melonik. Co też uczynił.
Wszystko w porządku. Można iść.

Zepp doczytał w „Nowym Czasie” zajmujący artykulik o powszechnej trzeźwości narodu rosyjskiego, będącej rezultatem prohibicji. Niespiesznie odłożył gazetę, przeciągnął się. Jak smakosz napawał się czekającą go przyjemnością.

Przez ostatnie dwa miesiące Teofels był poddany tak zwanej hibernacji — a mówiąc zwyczajnie, po prostu zbijał bąki: pracował jako buchalter w stoczni remontowej w Twierdzy Szwedzkiej w Helsinkach, która to twierdza nie miała żadnego znaczenia strategicznego. W takiej dziurze jeden z najważniejszych asów wywiadu niemieckiego nie miał zupełnie nic do roboty. Za sprawą bezczynności i ciężkiego fińskiego jedzenia Zepp przytył pięć kilogramów.

Podczas wojny nikt specjalistom tej klasy nie organizuje wakacji bez przyczyny. Majora od dawna szykowano do jakiegoś szczególnie ważnego zadania, ale przedtem postanowiono poddać go kwarantannie. Albo może tam u nich, na górze, nie wszystko jeszcze zdążyli przygotować.

Teofels — dobrze to o sobie wiedział — miał jedną jedyną, jednak istotną dla wywiadowcy wadę: brakowało mu cierpliwości. Jego żywy jak rtęć temperament potrzebował nieustannego ruchu, krew marzyła o podwyższonym pulsie, mózg domagał się stresu, nerwy — napięcia. Nie nadawał się do głębinowego zalegania wymagającego wagi ciężkiej, a na tym opiera się wywiad strategiczny. Całymi latami nic nie robić, jedynie budując sieć kontaktów i gromadząc informacje — tego by nie potrafił, po prosty by zwiądł. Jednak dowództwo wiedziało, kogo i do czego należy wykorzystywać. Generał Zimmermann, szef zarządu wywiadowczo-dywersyjnego, w czasie wolnym od służby zajmował się stolarką, dlatego też w specyficzny sposób klasyfikował swoich agentów. Rezydentów przeznaczonych do zadań strategicznych nazywał „piłami tarczowymi”, drobnych wykonawców — „dłutkami”, specjalistów do „sprzątania”, w zależności od stopnia delikatności zadania — „heblami” albo „pilnikami”, „wkrętom” zlecano operacje w rodzaju szantażu albo werbunku, „śrubokrętom” — rozwiązywanie analitycznych łamigłówek. I tak dalej, i tak dalej — zestaw narzędzi dawał gwarancję obsłużenia każdego przypadku.

Zepp wiedział, że u szefa figuruje jako Spaltaxt, „topór”, ale nie obrażał się na tę mało romantyczną charakterystykę swoich możliwości. Toporem szybko i równiutko rozłupuje się twardy pień. Stalowe ostrze zalśni jak błyskawica, chrup — i kloc rozpada się na dwie równe połówki.
Pospieszne wezwanie z obrzydłego Sveaborga na konspiracyjne spotkanie do stolicy oznaczało, że dłużące się oczekiwanie minęło. Nastał czas topora.
Ciekawe, co oni tam wymyślili…

Czym mogę służyć? — rzucił w jego stronę ekspedient.
Przybysz ze Sveaborga zupełnie nie wyglądał na buchaltera. Ze względu na konieczność konspiracji oraz by wyglądać bardziej stosownie w stołecznym światku, Teofels przeobraził się podczas podróży z prowincjonalnego gryzipiórka w stołecznego franta — hiszpańska bródka, złote binokle, jedwabny cylinder, jasne palto, angielskie sztyblety.

— Chciałbym, gołąbeczku, do działu kahtoghafii — wyrzekł po profesorsku, grasejując jak wielki pan.
Od razu było widać, że to solidny klient. Może jakaś gwiazda rodzimej kartografii albo nawet członek Towarzystwa Geograficznego.
— Pan pozwoli, zaprowadzę…

W księgarni było prawie pusto. Tylko kilku oficerów marynarki i jakichś urzędników wypatrywało czegoś na półkach albo grzebało w bibliograficznej kartotece. Była to znakomita księgarnia, najlepsza w Rosji, ale przecież, co zrozumiałe, nie dla szerokiej klienteli.

Niuchacz wykonał swoją robotę jak należy. Wprawne oko majora od razu sklasyfikowało wszystkich: nie było wśród nich żadnych przebierańców. Czysto. Można spokojnie czekać na łącznika. Jeśli przyprowadził ze sobą ogon, na placu rozlegnie się klakson samochodu — wszystko zostało starannie zaplanowane. Należy wtedy po prostu wymknąć się tylnym wyjściem: z działu kartografii przez maleńkie brązowe drzwi, potem korytarzem, dwa zakręty: w lewo i w prawo, przebieżka przez podwórko i przechodnią bramą na ulicę Grochową.

Wszystkie ściany w pomieszczeniu, do którego sprzedawca zaprowadził mówiącego z francuska dżentelmena, były obwieszone mapami. Na stołach leżały ogromne plansze, na półkach stały atlasy.
— Ma pan „Atlas Mohski” Efhona, ostatnie wydanie?
Zepp wiedział, że mają. Ostatni.
— Mamy jeden egzemplarz. Niestety, ktoś go teraz ogląda — o, tamten pan.

To był nieprzyjemny zbieg okoliczności. Niezadowolony Teofels spojrzał w kierunku, który delikatnym ruchem podbródka wskazywał ekspedient.

Jakiś człowiek, odwrócony do nich szerokimi plecami, oglądał grubą księgę solidnego formatu.
Tego rodzaju przypadek był mało prawdopodobny. To pewnie łącznik. Jednak jak tu wszedł niezauważony? Tego szarego palta z diagonalu i mieszczańskiego kapelusza Zepp ze swojego punktu obserwacyjnego nie widział. Ale przecież, żeby wykluczyć głupie zbiegi okoliczności, ludzie wymyślili hasła.

— Zechce pan poczekać? A może obejrzy pan coś innego? — gruchał do niego sprzedawca.
— Zapytam, może ten dżentelmen pozwoli mi… Dziękuję panu, młody człowieku…
Sprzedawca ukłonił się, ale nie odszedł. Najwyraźniej chciał się upewnić, czy nie dojdzie do jakiegoś nieporozumienia między pretendentami do nabycia jedynego egzemplarza atlasu.
— Nie będzie panu przeszkadzać, jeśli też rzucę okiem? Przez hamię…
Mężczyzna nie zareagował.
— Nie rozumie po rosyjsku. To jakiś Francuz czy Belg — wyjaśnił sprzedawca i zwrócił się do mężczyzny w palcie z diagonalu: — Mil pardon, se mesje wiu wuar osi se liwr. Sa wu ne deranż pa ?

Mężczyzna odwrócił się i uniósł kapelusz, błyskając monoklem.
— Pas du tout. S’il vous plaît, monsieuer .
Uspokojony sprzedawca oddalił się wreszcie. Nie doszło do konfliktu. Obaj klienci byli ludźmi kulturalnymi. Zepp, żeby dojść do siebie, potrzebował całej sekundy — to bardzo długo jak na człowieka z tak fenomenalnym refleksem.
Hasło okazało się niepotrzebne.
— Ekscelencjo?!

Boże jedyny, generał major Zimmermann (zwany popularnie Monoklem) we własnej osobie! W samym środku stolicy wrogiego państwa to jakby… To jakby natknąć się nagle na owieczkę spokojnie przechadzającą się w samym środku stada wilków. Albo na wilka pasącego się pośród owieczek.
Oszołomiony major, plącząc się w tej metaforze, bąknął coś całkiem głupiego:

— Nie widziałem, jak pan wszedł…
— Dziękuję. — Szef wyglądał na usatysfakcjonowanego. — Widać nie wszystko jeszcze zapomniałem.
— Ale… po co pan tak ryzykuje?! Spodziewałem się zwykłego łącznika!

W sztabie, siedząc na krześle na wprost biurka Monokla, albo wręcz stojąc na baczność, Teofels nigdy nie ośmieliłby się zadawać mu jakichkolwiek pytań, ale na tyłach wroga ogromny dystans, jaki dzielił generała od majora, był niemal niewyczuwalny.

I ekscelencja też odpowiedział zupełnie inaczej, niż zrobiłby to w Berlinie albo w sztabie naczelnego dowództwa. Odezwał się tonem nieoficjalnym, znamionującym, można by rzec, coś w rodzaju skrępowania:

— Dość już miałem tego siedzenia w sztabie. Chciałem się trochę rozerwać. I przy okazji przeprowadzić inspekcję rezydentury. Przecież dawniej byłem takim samym „toporem” jak pan. Niech pana Bóg broni, Teofels, przed wielką karierą…
Westchnął ciężko i Zepp przypomniał sobie, że Zimmermann też pracował kiedyś „w polu”, i to na dodatek w jakichś egzotycznych krajach — w Afryce czy w Chinach. Nawet mu się go zrobiło żal. Przecież nie jest jeszcze taki stary. Kiśnie w tym swoim sztabie.
— A jak pana aresztują? Nawet boję się o tym myśleć.
Monokl prychnął tylko.

— Po pierwsze, mam szwajcarski paszport dyplomatyczny. Po drugie, ampułkę w zębie… — Obejrzał się, bo do księgarni, śmiejąc się z czegoś głośno, weszło dwóch marynarzy ze straży przybrzeżnej. Przeszedł z niemieckiego na francuski: — A w ogóle to nie pana sprawa. — Palec w białej rękawiczce zatrzymał się na jakimś punkcie na mapie: — Pana sprawa to udać się w to miejsce i wykonać zlecone zadanie.
Rzuciwszy spojrzenie na mapę, Zepp zapytał:
— Do Sewastopola? To nowe zadanie ma coś wspólnego z marynarką? Dlatego kisiłem się w tej stoczni remontowej?

Strażnicy zatrzymali się przy mapie Oceanu Lodowatego, czegoś na niej wypatrywali i rozmawiali z ożywieniem. Słychać było fragmenty zdań: „nowy port w Murmańsku”, „konwój”, „eskadra ścigaczy”. Najwyraźniej młodzi ludzie zostali odkomenderowani na służbę na północy. Jeden z nich, słysząc prowadzoną po francusku rozmowę, zasalutował do marynarskiej czapki bez daszka:

— Vivat, France! Vivat, Verdun!
Monokl ukłonił się ceremonialnie:
— Vive la Russie!
Chwycił swego rozmówcę za ramię i skierował go do wyjścia.

Fragment książki: Boris Akunin, „Maria”, Maria… Żadnych świętości.  Bruderszaft ze śmiercią, tom 4”, Wyd. Replika, Zakrzewo 2017. Książkę można nabyć TUTAJ.

[caption id="attachment_45610" align="alignleft" width="319"] Boris Akunin, fot. wyd. Replika.[/caption]

Czwarta odsłona cyklu Bruderszaft ze śmiercią to kolejne dwie mini-powieści, utrzymane w eksperymentalnej konwencji „powieści-filmu”, która ma na celu połączenie tekstu literackiego z wizualnością dzieła filmowego.

„Maria”, Maria… to przewrotna, pełna zwrotów akcji opowieść, która rzuca światło na tajemnicę zniszczenia słynnego krążownika. Bohaterem dywersyjnej operacji jest oczywiście Josef von Teofels, niemiecki oficer wywiadu, major, działający potajemnie w Rosji.

Opowieść Żadnych świętości ukazuje Rzeszę Niemiecką na skraju upadku, wyczerpaną walką na dwa fronty. Pośród wojennego chaosu rodzi się spisek dotyczący zamachu na życie rosyjskiego cara Mikołaja II.

Wyborny humor i doskonale skonstruowana fabuła tylko potwierdzają kunszt pisarski Borisa Akunina!

 

 

Artykuł Boris Akunin powraca w niesamowitym stylu! Fragment „Bruderszaftu ze śmiercią” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/boris-akunin-powraca-niesamowitym-stylu-fragment-bruderszaftu-ze-smiercia/feed/ 0
Pułkownik wywiadu: ,,To co się stało w Polsce, nie byłoby to możliwe w żadnym innym kraju NATO” https://niezlomni.com/pulkownik-agencji-wywiadu-piotr-wronski-zatrudnianie-obcokrajowcow-w-spolkach-typu-pwpw-jest-naruszeniem-ochrony-kontrwywiadowczej-polski/ https://niezlomni.com/pulkownik-agencji-wywiadu-piotr-wronski-zatrudnianie-obcokrajowcow-w-spolkach-typu-pwpw-jest-naruszeniem-ochrony-kontrwywiadowczej-polski/#respond Tue, 20 Dec 2016 05:58:03 +0000 http://niezlomni.com/?p=34755

Pomoc dla potrzebujących, uchodźców wojennych i wszystkich skrzywdzonych przez siły, na które wpływu nie mieli to rzecz godna najwyższej pochwały i szacunku - pisze były płk Agencji Wywiadu Piotr Wroński.

Musi to być jednak proces przemyślany, szczególnie gdy chodzi o państwo i jego bezpieczeństwo, a także gdy angażują się weń instytucje państwowe. Zanim przejdę do rzeczy wspomnę, iż będzie to historia z PWPW (Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych) w tle, spółką skarbu państwa, jedną z najważniejszych w Polsce o szczególnej wrażliwości kontrwywiadowczej, a która czasem korzysta z moich usług.

Wspominam o tym, gdyż dziennikarze dawnego mainstreamu już zaatakowali kierownictwo Wytwórni między innymi za wynajmowanie mojej skromnej osoby, by uderzyć w osoby pragnące rzeczywiście dobrych zmian i przywrócenia Polsce podmiotowości w kwestiach wyjątkowo ważnych dla jej bezpieczeństwa. Uspokoję wielu: moje honoraria są mniejsze od honorariów tzw. wywiadowni gospodarczych i bywam dużo bardziej skuteczniejszy od nich. Ten wstęp nie jest autoreklamą, a tylko wprowadzeniem w złożoność sytuacji oraz ukazaniem w jakich warunkach działają ludzie odpowiadający za nasze wspólne dobro.

PWPW prowadzi szeroko zakrojoną działalność charytatywną. Nie unika też pomocy potrzebującym. Nie będę tego opisywał, ponieważ każdy może zajrzeć do dwóch artykułów na ten temat. Pierwszy zamieścił „Wprost”, drugi „Do Rzeczy”. W obu pojawia się nazwisko państwa Znovenko, uchodźców z Ukrainy i o nich chciałbym napisać kilka słów. Część ich historii oraz to, co polski podatnik dla nich zrobił znajdziemy we wspomnianych publikacjach. Nie ma tam jednak całości, a przede wszystkim pytań, które jako były oficer kontrwywiadu zadać muszę.

Z moich ustaleń wynika, iż państwo Znovenko zostali skierowani do pracy w PWPW przez MSW rządzone jeszcze przez PO, przy czym nie jest wiadome, kto zmusił ówczesny zarząd Wytwórni do zatrudnienia pary Ukraińców. Czy poprzednie kierownictwo tego resortu nie wiedziało o roli Spółki w zabezpieczeniu kontrwywiadowczym państwa? Jeśli uznało, że państwo Znovenko nie stanowią zagrożenia, to dlaczego nie zatrudniło ich u siebie, albo nie znalazło pracy bardziej zgodnej z ich preferencjami zawodowymi i oczekiwaniami? I tu przechodzimy do następnego pytania.

U siebie, na Ukrainie, państwo Znovenko mieli dobrą pracę. Przynajmniej głowa rodziny. Pan Znovenko do marca 2015 roku był kierownikiem działu obsługi POS-terminali i bankomatów obwodu Ługańskiego. W swojej karierze zawodowej pracował m.in. w ukraińskim banku „Aval”, który jest ukraińską mutacją niemieckiego banku „Reiffeisen”. Zajmował stanowiska kierownicze, bezpośrednio związane z systemami komputerowymi, sieciami informatycznymi, bazami danych. Każdy kontrwywiad powinien założyć, że takiej pracy nie dostaje się „z ulicy”, a przynajmniej miejscowa służba specjalna nie pozostawi takich osób w spokoju, nie mówiąc już o oligarchicznej specyfice Ukrainy Janukowicza.

Pani Znovenko nie miała tak odpowiedzialnej pracy i do października 2014 roku prowadziła prace badawcze i kierowała „Działem Przyrodniczym” Muzeum Krajoznawczego w Ługańsku. Do Polski przyjechała pierwsza, po czym ściągnęła męża. Czy ABW, przyznając Karty stałego Pobytu wzięło pod uwagę możliwość, iż nasi uchodźcy, mogą nimi nie być, a tylko wykorzystali sytuację do uplasowania się w Polsce? Tego nie wiem. Nie mam dostępu do tajnych materiałów, ale bardzo chciałbym wiedzieć w jaki sposób owa para dostała się do Polski i dlaczego akurat nimi, spośród wielu tysięcy ludzi uciekających przed wojną, zainteresowały się polskie instytucje, których zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa, a nie narażanie polskich podmiotów na zagrożenia.

Tak! Zagrożenia, bo uważam, że zatrudnianie obcokrajowców w spółkach typu PWPW jest naruszeniem ochrony kontrwywiadowczej Polski. Nie byłoby to możliwe w żadnym innym kraju NATO. Czy ktoś z ówczesnych władz MSW i ABW pomyślał w ten sposób? Wątpię. Wątpię również, by zastanowił się, dlaczego wykształcone i doświadczone w konkretnych polach zawodowych osoby, godzą się na podjęcie pracy na stanowiskach robotniczych, z dostępem, co prawda, do spraw uznawanych w Spółce za poufne, ale bardzo odległych od tego, co robili dotychczas. Właśnie! Znów pytanie: czy jakaś służba specjalna kontrolowała ich poczynania w Polsce? Każdy kontrwywiad na świecie robiłby to wobec każdego uchodźcy tego typu. Przykro mi, ale bezpieczeństwo państwa, jego zapewnienie, nie może polegać li tylko na wierze, iż każdy mówi prawdę. Taka to praca i taka to służba. Idźmy dalej.

Państwo Znovenko skończyli okres próbny. Umowy z nimi nie przedłużono, co stało się dla niektórych środowisk kolejną okazją do rzucenia kamieniem w „okrutne” kierownictwo PWPW. Nikt jednak nie zadał sobie trudu, by sprawdzić, dlaczego ta umowa nie została przedłużona i na czyj wniosek tak się stało. Otóż, państwo Znovenko nie mieli dobrej opinii w pracy. Ich poszczególni kierownicy niezbyt chcieli mieć dalej takich pracowników. W dodatku, pan Znovenko usilnie i trochę nachalnie, wykorzystując w tym swoich politycznych „opiekunów”, starał się o przejście do wyjątkowo chronionego działu IT.

Nie chciał być już robotnikiem, ale wrócić na stanowisko kierownicze, podobne do tego, jakie piastował na Ukrainie. To pewnie nie ma znaczenie, lecz muszę w tym miejscu przytoczyć pewne zdarzenie sprzed kilku lat. Otóż, w Wytwórni pracował pewien „Polak”, urodzony w ZSRR, w rodzinie rosyjskiej, bez śladu polskich korzeni. Służył nawet w Armii Czerwonej. Pomińmy, jak przyjechał do Polski i został „Polakiem” (taką narodowość podawał wbrew świadectwom urodzenia). Ten pan pracował przy systemach IT i bazach danych. Pewnego dnia, kilka lat temu, udostępnił dość wrażliwe bazy „komuś z zewnątrz” oraz zablokował je uniemożliwiając na kilka dni niektóre transakcje. Nikt nie wie komu, ponieważ poprzedni zarząd Spółki rozwiązał z nim, po prostu, umowę o pracę, nie powiadamiając nikogo, ani prokuratury, ani jakiejkolwiek służby.

Nic więc dziwnego, że w tej sytuacji, przy negatywnych opiniach bezpośrednich przełożonych, kierownictwo PWPW nie przedłużyło umowy o pracę z państwem Znovenko. Tym bardziej, że nasi „uchodźcy” mieli już w Polsce niezłą i stabilną pozycję. Nie pozostawiło ich też w sytuacji beznadziejnej, ponieważ złożono im wiele propozycji, na przykład mieszkaniowych. Tu wyjaśnię, iż małżeństwo zamieszkało w lokalu Wytwórni, wyremontowanym specjalnie dla nich za pieniądze Spółki. Niestety, Ukraińcy odrzucili każdą ofertę. Interesowała ich wyłącznie praca w PWPW i pewnie na kierowniczych stanowiskach.

To jednak nie koniec historii. Państwo Znovenko postanowili zawalczyć, a raczej ktoś postanowił zawalczyć z nimi. Wykorzystano do tego dziennikarkę, panią Annę M. Pani Anna podała się za dziennikarza telewizji publicznej i jako taka dotarła, a właściwie wymusiła interwencję na szczeblu ministerialnym. Jak wiadomo, nasi politycy strasznie boją się prasy. Nie mają też czasu i nie sprawdzili, iż Anna M. już od jakiegoś czasu nie jest dziennikarką żadnej telewizji publicznej i posługuje się jedynie mailem prywatnym. To też ciekawa postać, ponieważ rzeczywiście kiedyś pracowała w TVP Info, lecz dość dawno. Poza tym jest absolwentką filologii rosyjskiej, co samo w sobie nie jest naganne oczywiście, oraz współpracowniczką portali związanych z naftą i gazem, które to portale są dość enigmatyczne i dokładnie nie wiadomo, kto jest ich właścicielem. „Dziennikarz” Anna M. to już inna historia i nie ja powinienem się zająć jej osobą, ponieważ wydaje mi się, że podszywanie się pod określone redakcje, kiedy nie jest się tychże redakcji pracownikiem oraz „straszenie” nimi polityków jest przestępstwem.

Na koniec ostatnie pytanie, chociaż proszę je potraktować jako spekulację. Państwo Znovenko zostali zainstalowani w PWPW poprzez MSW w momencie przegrywanych przez prezydenta Komorowskiego wyborów. Można już wtedy było przewidzieć dalszy bieg wydarzeń. Ówczesne kierownictwo państwa oraz Spółki dobrze wiedziało, że „nowi” będą musieli poradzić sobie z zastawionymi minami i pułapkami. Czyżby dlatego użyto biednych, w sumie, ludzi? Może chciano ich wykorzystać w innych celach, bo przecież ABW i AW musiało uczestniczyć w sprawdzaniu „uchodźców”? Pozostawię te pytania bez odpowiedzi.

Casus państwa Znovenko przypomina mi szereg spraw, z którymi miałem do czynienia w ZK UOP. Wielu „uciekinierów” z krajów ZSRR prezentowało postawy roszczeniowe i konsekwentnie dążyło do plasowania siebie w miejscach, umożliwiających dotarcie do instytucji wrażliwych kontrwywiadowczo. Nie twierdzę, że państwo Znovenko są takimi osobami. Wręcz przeciwnie! Uważam, że zostali wykorzystani i nadal są wykorzystywani w walce Polską sprywatyzowanej przeciwko Polsce państwowej. Oni sami nie rozumieją, że ich „sponsorzy” nie interesują się zupełnie ich losem. Dla tych „opiekunów” są tylko przedmiotami, którymi uderza się każdego, kto stanął na przeszkodzie prywatnym, nie polskim interesom i zyskom, o których my maluczcy możemy tylko pomarzyć.

Piotr Wroński - wRealu24.pl

Artykuł Pułkownik wywiadu: ,,To co się stało w Polsce, nie byłoby to możliwe w żadnym innym kraju NATO” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/pulkownik-agencji-wywiadu-piotr-wronski-zatrudnianie-obcokrajowcow-w-spolkach-typu-pwpw-jest-naruszeniem-ochrony-kontrwywiadowczej-polski/feed/ 0
Po ujawnieniu dokumentów na temat Kiszczaka: „Nikt już więcej nigdy nie zobaczył Cz., a sam Cz. także nie ujrzał młodego, podobnego do niego człowieka” https://niezlomni.com/ujawnieniu-dokumentow-temat-kiszczaka-nikt-juz-wiecej-nigdy-zobaczyl-cz-a-cz-takze-ujrzal-mlodego-podobnego-niego-czlowieka/ https://niezlomni.com/ujawnieniu-dokumentow-temat-kiszczaka-nikt-juz-wiecej-nigdy-zobaczyl-cz-a-cz-takze-ujrzal-mlodego-podobnego-niego-czlowieka/#respond Thu, 03 Nov 2016 09:56:52 +0000 http://niezlomni.com/?p=33147

W świetle odnalezionych raportów Kiszczaka. Będę nieskromny i stwierdzę, że "Czas Nielegałów" przyniósł i przyniesie mi wiele niespodzianek. Krótki fragment książki pod roboczym tytułem, a w kontekście całości "Czasu" nabiera innego znaczenia - pisze Piotr Wroński na facebooku.

"Generał Cz. - scenariusz hipotetyczny"

Był sobie raz generał. Nie zawsze był generałem. Urodził się w małej białoruskiej wiosce. Nazwijmy ją Czepietowo. Była to typowa dla tej części Związku Sowieckiego rolnicza wioska, biedna i tkwiąca w dziewiętnastym wieku, zamieszkana przez Białorusinów, Żydów i Polaków, częściowo zrusyfikowanych, a częściowo zapomnianych przez władzę ludową. Na Kremlu osiadł Józef Stalin i Czepietowo zostało objęte kolektywizacją. Część mieszkańców zniknęła pewnego dnia. Pozostały po nich sieroty, którymi zaopiekowali się przyjezdni w skórzanych, długich płaszczach z nieodłącznym naganem przy boku. Nikt z tych, którzy pozostali nie interesował się losem swoich sąsiadów, bowiem groziło to poważnymi, śmiertelnymi wręcz konsekwencjami. W chatach portret przywódcy sąsiadował z podniszczonymi ikonami, chociaż popa i księdza zabrano gdzieś daleko, jeszcze w czasie wojny domowej. Rabin też gdzieś wyjechał pewnego piątkowego wieczoru i ślad po nim zaginął.

W tej właśnie wiosce, w roku 1925 urodził się chłopiec o imieniu Sierioża. Wychowywał się wśród białoruskich i polskich przekleństw, przeplatanych zaklęciami w jidysz. Nic więc dziwnego, że słowa mieszały mu się i często dopasowywał swój język do rozmówcy. Jak każde dziecko w Czepietowie smakował żydowską macę na równi z blinami i polskim chlebem z cukrem. Wszyscy i tak dzielili tą samą biedę. Na początku lat trzydziestych mały Sierioża został sam. Pewnego dnia, ludzie w skórzanych płaszczach zabrali jego białoruskiego ojca, a potem matkę. Sam Sierioża, pojechał wraz z grupą takich jak on sierot, daleko, za Ural, do specjalnego ośrodka dla dzieci wrogów ludu. Tam go zmierzono, zważono, zbadano, czy nie ma wszy i umieszczono w sali ozdobionej tylko portretem Stalina i wielką czerwoną gwiazdą. Razem z nim płakało w nocy dziewiętnastu innych chłopców. Po pewnym czasie, opiekun grupy zauważył, że Sierioża szybko uczy się czytać i pisać, pogodził się z losem i często przeplata rosyjskie słowa polskimi. Znów mały Sierioża został zabrany ze środowiska, do którego zaczął się już przyzwyczajać. Podróż także trwała długo, lecz tym razem chłopiec znalazł się w pięknym ośrodku pod Moskwą, umieszczonym w odremontowanym pałacyku carskim, z ogromną czerwoną gwiazdą na frontonie i strzeżonym przez umundurowanych żołnierzy. Sierioża zauważył na pagonach litery „NKWD”.

Szybko przestał się bać mundurowych, bo wszyscy byli dla niego bardzo mili. Nikt nie krzyczał, nikt nie wytykał go palcem, a i jedzenia oraz cukierków było w bród. Czegóż chcieć więcej? Sierioża starał się być grzeczny i wykonywać szybko i dokładnie wszystkie polecenia. Bał się, że znów zabiorą go za Ural. I uczył się pilnie. Na lekcjach dowiedział się, że jego państwo założył Lenin, a teraz wszystko zawdzięcza potężnemu, surowemu, lecz sprawiedliwemu Stalinowi. Odtąd, przechodząc głównym hallem, podchodził do wiszącego na tle czerwonego sztandaru ogromnego portretu swojego dobroczyńcy, zatrzymywał się i kłaniał nabożnie. Trochę tak, jak jego rodzice kłaniali się przed ikoną w czepietowskiej chacie. Powoli, zresztą, i te wspomnienia zacierały się w jego głowie. Nie miał na nie czasu. Uczył się pilnie o swoim państwie – ojczyźnie sprawiedliwości i pokoju, kraju robotników i chłopów. W dodatku, miał jeszcze specjalne lekcje, na których rozwijał swoją znajomość języka polskiego i Polski. Potem przyszła wojna. Sierioża chciał walczyć za Stalina, lecz czekało go inne zadanie. Włożył mundur, ale znów usiadł w ławce szkolnej. Tym razem przedmioty były inne i dotyczyły walki partyzanckiej, działań dywersyjnych, imperialistycznych wywiadów, zwalczania wrogów państwa Sowietów. Po roku kazano mu zdjąć mundur i zabrano do kolejnego ośrodka. W lesie, daleko od frontu. Tu był zupełnie sam. Ludzie, których nazwisk nawet nie znał uczyli go, jak być Polakiem i zabronili mówić po rosyjsku. Zostawmy Sieriożę na razie i nie przeszkadzajmy w nauce.

Mniej więcej w tym samym roku, co Sierioża, w odległych o tysiąc kilometrów od Czepietowa Lubczycach, urodził się Cz. Ojciec był robotnikiem w stalowni, a matka gospodynią domową. Typowa polska rodzina, mieszkająca w małym domku, w małym miasteczku położonym na południu kraju, blisko granicy z Niemcami. Lubczyce opierały się na stalowni. Prawie każdy mężczyzna w mieście w niej pracował. Oprócz polskich robotników miasteczko zamieszkane było przez nielicznych sklepikarzy żydowskich oraz kolonię niemiecką. Na rynku stał kościół katolicki, obok ewangelicki, a trochę z boku – synagoga. W latach trzydziestych Cz. cierpiał trochę biedy, bo jego ojca zwolniono z pracy. Podobno brał udział w strajku robotników. Pewnego dnia granatowy policjant przyszedł rano do domu i zabrał ojca ze sobą. Ojciec wrócił dopiero wieczorem, a na drugi dzień, jak gdyby nic poszedł do pracy. Nigdy nie mówił o tym wydarzeniu, a i Cz. zabronił wspominać o wizycie policjanta komukolwiek. We wrześniu 1939 roku wybuchła wojna. Wermacht zajął szybko Lubczyce. Cz. widział żołnierzy w czarnych płaszczach z trupimi główkami na czapkach, zabierających sąsiadów żydowskich do pobliskiego lasu. Słyszał potem strzały. Lubczyce nie zostały włączone do Rzeszy. Pozostały w Generalnej Guberni.

Ojciec Cz. miał trochę kłopotów z Niemcami, ze względu na strajk zorganizowany kiedyś przez komunistów, ale jakoś obronił się i dalej pracował w stalowni. W roku 1941, władze niemieckie postanowiły deportować robotników do Mielca, gdzie tworzono ogromną fabrykę zbrojeniową. Cz. został skierowany na roboty do Breslau. Uciekł, został złapany i umieszczony w obozie przejściowym, a stamtąd przewieziono go do pracy w kopalni. Znowu uciekł i znalazł się w Krakowie. Wpadł w trakcie ulicznej łapanki. Niemcy wysłali go do Wiednia, gdzie, jako robotnik przymusowy, pracował na kolei. W roku 1945 Armia Czerwona zdobyła Wiedeń. Oficerowie NKWD zaczęli przeszukiwać obozy jenieckie, koncentracyjne oraz sprawdzać wszystkich wywiezionych przez Niemców na roboty. Szukali, przede wszystkim swoich krajanów, których Stalin polecił poddać specjalnemu traktowaniu. Iluż wśród nich musiało być imperialistycznych agentów?
czas-nielegalow-okladka-360x512Zbrodniarzy, którzy skażą Związek Sowiecki zachodnią zgnilizną. Oficerowie NKWD przesłuchiwali ich, pakowali do wagonów i wywozili za Ural. Przedstawicieli innych narodowości puszczali na ogół wolno, chociaż przyglądali im się bacznie. Cz., jak tylko pojawili się Rosjanie, zgłosił się sam do obozu przejściowego, do którego polecono udać się wszystkim więźniom i robotnikom. Opowiedział swoją historię oficerowi. Ten zapisał wszystko dokładnie i odesłał do baraku. Po dwóch tygodniach wezwali go znowu do biura. Tym razem zobaczył innego oficera, a wraz z nim młodego, mniej więcej w tym samym wieku co on, człowieka. Nawet trochę podobnego. Przynajmniej z postury i wzrostu. Oficer raz jeszcze zapytał go o krewnych. Cz. opowiedział wszystko szczerze, jak na spowiedzi. Wojskowy wstał, skinął na niego i zaprowadził do pokoju sąsiadującego z pomieszczeniem biurowym. „Pojedziesz do domu!” – powiedział z uśmiechem i dodał – „Nie w tych starych, jenieckich ciuchach. Przebierz się w nowy garnitur. Władza Sowiecka dobrze traktuje Polaków”. Cz. zobaczył nowe ubranie, przebrał się i już chciał wrócić do biura, lecz otworzyły się drzwi z drugiej strony i dwóch żołnierzy skinęło na niego. Wyszedł i wsiadł do samochodu czekającego przed wejściem. Nikt nie widział go wyjeżdżającego z obozu. Nikt już więcej nigdy nie zobaczył Cz., a sam Cz. także nie ujrzał młodego, podobnego do niego człowieka, który przebrał się w jego ubranie, zabrał jego dokumenty i wyszedł główną bramą z obozu, zaopatrzony w pismo NKWD, polecające mu tworzenie w Wiedniu Milicji Robotniczej. Ten młody człowiek to Sierioża. Od tej pory już nigdy nie będzie chłopcem z Czepietowa. Już na zawsze pozostanie Cz. z polskich Lubczyc.

Dalszy los Sierioży – Cz. potoczył się modelowo. Wrócił do Polski, skończył szkołę PPR, służył w wojsku, w Informacji Wojskowej, pojechał na misję zagraniczną, w końcu został szefem wojskowych służb specjalnych, ministrem i wicepremierem. Zorganizował rozmowy z opozycją i długo żył spokojnie na emeryturze. Dorobił się nawet oficjalnego życiorysu w Wikipedii. Na krótko przed śmiercią obudził się w nim Sierioża. Przypomniał sobie Czepietowo, sąsiadów, ikony w rodzinnej chacie. Tak już jest, że starość przywraca nam dzieciństwo. Niestety, w jego przypadku misja musi trwać i po śmierci. Dopóki nie umrą wszystkie implikacje, a często trwa to o wiele dłużej niż ciało obróci się w proch i pył. Żył długo. Gdy zmarł, Sierioża znów się w nim odezwał i pochowano go na prawosławnym cmentarzu z pełnym prawosławnym obrządkiem. Nawet komuniści wolą ułożyć się z Bogiem na koniec.

Piotr Wroński, Czas nielegałów. Krótki kurs kontrwywiadu dla amatorów, Fronda, Warszawa 2016. Książkę można nabyć TUTAJ.

Naszą recenzję przeczytasz TUTAJ.

Fragment wywiadu rzeki z Piotrem Wrońskim.

https://www.youtube.com/watch?v=TyvsUszVEpA

 

Artykuł Po ujawnieniu dokumentów na temat Kiszczaka: „Nikt już więcej nigdy nie zobaczył Cz., a sam Cz. także nie ujrzał młodego, podobnego do niego człowieka” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/ujawnieniu-dokumentow-temat-kiszczaka-nikt-juz-wiecej-nigdy-zobaczyl-cz-a-cz-takze-ujrzal-mlodego-podobnego-niego-czlowieka/feed/ 0
Zapraszamy na premierę książki płk. Piotra Wrońskiego „Czas nielegałów”. [WIDEO] https://niezlomni.com/zapraszamy-premiere-ksiazki-plk-piotra-wronskiego-czas-nielegalow-wideo/ https://niezlomni.com/zapraszamy-premiere-ksiazki-plk-piotra-wronskiego-czas-nielegalow-wideo/#respond Sun, 04 Sep 2016 09:02:19 +0000 http://niezlomni.com/?p=30967

Zapraszamy na premierowe spotkanie wokół książki płk. Piotra Wrońskiego "Czas nielegałów. Krótki kurs kontrwywiadu dla amatorów"

Czas: 6 września (wtorek) godzina 18:00.
Miejsce: państwomiasto, ul. Andersa 29, Warszawa

Spotkanie poprowadzi Cezary Gmyz. Ponadto udział wezmą:
płk Piotr Wroński, Sebastian Rybarczyk oraz Przemysław Wojciechowski.

Zachęcamy do zapraszania znajomych i zgłaszania swojej obecności na Facebooku: https://www.facebook.com/events/1730584153859901/

Wstęp wolny
CZAS NIELEGAŁÓW. KRÓTKI KURS KONTRWYWIADU DLA AMATORÓW

Czym różni się kadrowy oficer wywiadu od agenta wpływu i który z nich stanowi większe wyzwanie dla bezpieczeństwa Polski?
Czym zajmuje się kontrwywiad? Czym jest Kontrwywiadowcza Charakterystyka Terenu? Jak działają rezydentury obcych wywiadów w Polsce? Kogo w „branży” nazywają „matrioszką”, a kto jest figurantem?

Skąd biorą się nielegałowie? Czym nielegał różni się od agenta? Jak w biografii nielegała odnaleźć dowody na jego agenturalne powiązania? Kim jest „wtórnik”? W jaki sposób fałszowana jest tożsamość nielegałów i jak tworzy się legendę biograficzną?

W całej historii realnego socjalizmu to w Polsce było najwięcej niepokojów społecznych. Rosjanie nigdy nie interweniowali zbrojnie. Wszystko „załatwiali” naszymi rękami, a właściwie rękami ludzi, których wybrali lub stworzyli.

Zachęcamy do obejrzenia krótkiego wykładu płk. Piotra Wrońskiego

https://www.youtube.com/watch?v=nIUhzPnJEzs&index=1&list=PLRb-1gaO-m8OBocUKcOdvdj2d2cRa0kgz

 

https://www.youtube.com/watch?v=VC7VSSCT69A&index=2&list=PLRb-1gaO-m8OBocUKcOdvdj2d2cRa0kgz

czas_spotkanie_3 500

Artykuł Zapraszamy na premierę książki płk. Piotra Wrońskiego „Czas nielegałów”. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zapraszamy-premiere-ksiazki-plk-piotra-wronskiego-czas-nielegalow-wideo/feed/ 0
NASZ WYWIAD: Na Bonda wywiadu PRL kreował się Zacharski https://niezlomni.com/bonda-wywiadu-prl-kreowal-sie-marian-zacharski/ https://niezlomni.com/bonda-wywiadu-prl-kreowal-sie-marian-zacharski/#respond Fri, 27 May 2016 09:43:11 +0000 http://niezlomni.com/?p=27701

Na Bonda wywiadu PRL kreował się Marian Zacharski – z dr hab. Patrykiem Pleskotem, pracownikiem naukowym oddziału IPN w Warszawie rozmawia Tomasz Plaskota.

TOMASZ PLASKOTA: Kilka miesięcy temu na ekrany kin weszła kolejna część przygód superszpiega Jamesa Bonda. Wywiad komunistycznej PRL miał swojego Bonda?

PATRYK PLESKOT: Na Bonda kreował się Marian Zacharski. Można powiedzieć, że był ponadprzeciętnie zdolnym, ale jednak amatorem. W swoich opublikowanych wspomnieniach Zacharski pierwszy okres swojej działalności nieco podkręcił, zrobił z siebie świetnie przeszkolonego oficera kadrowego, a więc osobę najwyżej cenioną w niepisanej wywiadowczej hierarchii. Tymczasem w momencie werbunku był przestraszonym, młodym handlowcem, którego czekał wyjazd do USA. Przypadek jednak sprawił, że w Los Angeles, podczas regularnej gry w tenisa, poznał i pozyskał bezcennego agenta, amerykańskiego inżyniera, człowieka z dostępem do różnych, ściśle tajnych amerykańskich technologii. Dopiero wtedy został „ukadrowiony”, czyli w pewnym sensie pasowany na zawodowca. Nie ulega przy tym wątpliwości, że Zacharski – przystojny, wysoki, z naturalnym wdziękiem – dobrze pasuje do profilu osobowościowego agenta 007.

Jakie były główne cele działania wywiadu PRL? Jakie informacje były najistotniejsze dla wywiadu PRL?

Służby interesowały się wszystkim – od informacji, które można było znaleźć w prasie codziennej, po ściśle tajne materiały wojskowe. Im tajniejsze materiały, tym lepiej, ale nie do pogardzenia były też plotki towarzyskie i smaczki obyczajowe, które mogły stanowić podstawę do tzw. kombinacji operacyjnych, czyli prób zwerbowania danej osoby lub wydobycia od niej informacji.

Jak wywiad PRL zdobywał informacje na Zachodzie i w USA?

Przez pierwsze lata, a nawet dziesięciolecie wywiad PRL-u po prostu się uczył, zdarzała się amatorszczyzna pełną gębą. Łowiono agenta, pospiesznie szkolono i wysyłano na Zachód w ciągu dwóch dni! To był jakiś absurd. Dochodziło wręcz do sitcomowych sytuacji, jak ta z Gustawem Markusem, kiedy oficerowie wywiadu nie znający niemieckiego werbowali agenta, który nie znał polskiego. Błędnie rozpoznali i teren, i osobę. Przynajmniej na początku było to przaśne, prowizoryczne i w dużej mierze nieskuteczne. Wywiad z biegiem czasu się uczył, ale główne sukcesy, jakie odnosił, były zwykle wynikiem łutu szczęścia, zbiegu okoliczności i pracy samorodnych talentów amatorów.

Właśnie, dlaczego tacy szpiedzy jak Zacharski czy Madejczyk byli skuteczniejsi niż pracownicy wywiadu, którzy przeszli profesjonalne szkolenie?

Po pierwsze, okazali się samorodnymi talentami, a po drugie – po prostu, najczęściej dzięki przypadkowi zyskali możliwość dotarcia do niezwykle ciekawych źródeł informacji. W zawodzie szpiega najlepszą szkołą jest życie.

Korzystano z usług nielegałów?

Nielegałowie stanowili najbardziej elitarną i zarazem wystawioną na największe niebezpieczeństwo kategorię szpiegów PRL. Zwykle działali, kryjąc się za fałszywą tożsamością. W związku z tym, że z zasady unikali kontaktów z instytucjami PRL działającymi za granicą (np. z ambasadą) trudno ich było namierzyć wrogim kontrwywiadom. Jednocześnie jednak takiego „nielegalnego” szpiega – w przeciwieństwie do „legalnego”, pracującego zazwyczaj jako dyplomata – można było aresztować i skazać w normalnym trybie. Wywiad nielegalny szczególnie upodobały sobie służby Izraela, a także państwa bloku wschodniego. Wiązał się on jednak z wielkim nakładem czasu i kosztów, przy miernych nieraz efektach. Nawet Markus Wolf, szef wschodnioniemieckiego wywiadu STASI, przyznawał po latach: "żartowaliśmy między sobą, że nim nasi nielegałowie staną się przydatni operacyjnie, zapomnimy, kim byli, albo po co ich wysłaliśmy".

Wywiad PRL nie cofał się przed wykorzystywaniem osób kolaborujących z III Rzeszą jak np. Jan Kaszubowski, który pracował dla Gestapo, a w 1945 r. przeszedł na służbę NKWD.

Kaszubowski współpracował z każdym, z kim się dało. Niewykluczone, że oprócz Gestapo, NKWD i UB/SB, donosił również dla przedwojennego wywiadu polskiego, zachodnich Niemców, Francuzów… Gry wywiadów tworzą niekiedy pole działania dla szpiegowskich „wolnych strzelców”, którzy są w stanie – za pieniądze – służyć każdemu, a najlepiej kilku stronom na raz. A jeśli mają możliwości (a przynajmniej robią takie wrażenie) dotarcia do ciekawych informacji – wywiady ani myślą krępować się uwarunkowaniami ideologicznymi.

Zdarzali się również szpiedzy z przypadku jak Czechowicz, z którego propaganda PRL chciała zrobić następcę sowieckiego szpiega, serialowego Hansa Klossa.

Po niespodziewanym, zwłaszcza dla samego Czechowicza powrocie do Warszawy w 1971 r., w Biurze Prasy KC postawiono rzucić na propagandowy front najlepszych krajowych specjalistów od problematyki szpiegowskiej i sensacyjnej. Nakręcenie filmu o misji Czechowicza zamierzano zlecić słynnemu reporterowi Krzysztofowi Kąkolewskiemu i Andrzejowi Konicowi – reżyserowi właśnie „Stawki większej niż życie”. W podobnym duchu temat miał podjąć na łamach tygodnika „Perspektywy” Witold Szymanderski, autor wielu powieści z serii „07 zgłoś się”, w oparciu o które powstał popularny serial milicyjny o por. Borewiczu. Mimo nakładów sił i środków, mit „kapitana Czechowicza” budowany był niezręcznie i nieprzekonująco. Najdobitniej określił to znany z niewyparzonego języka Stefan Kisielewski: „ogłoszono z ogromnym trzaskiem, że oficer polskiego wywiadu, Andrzej Czechowicz, pracował szereg lat w Wolnej Europie, teraz powrócił i będzie opowiadał rewelacje. Istotnie pokazał się w telewizji, wygląda trochę na debila, choć ma wyższe wykształcenie […]. Jego rewelacje jak na razie prezentują się zgoła skromnie: że Wolna Europa jest na utrzymaniu amerykańskim i że zbiera od Polaków informacje. Nie jest to straszna nowość […]. Ten «as wywiadu» […] właściwie nic konkretnego do powiedzenia nie ma, choć daje do zrozumienia, że ma”.

Wywiad PRL podlegał sowieckim służbom. Jak wyglądały te zależności?

Dopóki nie będziemy mieli szerszego dostępu do archiwów rosyjskich, dopóty nie będziemy mogli satysfakcjonująco odtworzyć tych zależności. Ogólne podporządkowanie wywiadu PRL-owskiego sowieckiemu jest oczywista, choć nie było tak, by każdy krok strony polskiej był śledzony i kontrolowany przez "przyjaciół radzieckich". Poszczególne piony (jak i samo kierownictwo) służb prowadziły regularne konsultacje i spotkania, wymieniano się informacjami; przy czym nie ulegało wątpliwości, który "partner" dominuje w tym związku. Jednocześnie wywiad sowiecki prowadził też własne gry w Polsce, o których nie informował polskich kolegów. Bez wątpienia w różnych strukturach cywilnych i wojskowych służb pracowali ludzie, którzy współpracowali z Rosjanami na zasadzie agenturalnej.

Jak Pan ocenia wywiad PRL na tle innych wywiadów państw „demokracji ludowej”?

Można powiedzieć, że mieścił się on, co najwyżej, w okolicach „światowej średniej”. Wbrew temu, co czasem można usłyszeć z ust emerytowanych oficerów, na pewno nie należał do ścisłej czołówki i nie mógł się równać ze służbami obu supermocarstw. Zasłużoną renomą do dziś cieszy się też wywiad izraelski. Natomiast w przypadku wywiadów państw bloku wschodniego, za najlepszy uchodził wywiad NRD, zarówno wojskowy, jak i cywilny. Wywiad PRL można porównywać z wywiadem węgierskim, czechosłowackim czy rumuńskim. I to jest taka liga średniaków.

Wywiad PRL miał jakieś znaczące sukcesy?

Niewątpliwie do wywiadowczego Eldorado dotarł Marian Zacharski. Dzięki niemu wywiad zdobył szczegółowe dane techniczne dotyczące nowoczesnego systemu obrony przeciwlotniczej złożonego z rakiet średniego zasięgu typu ziemia-powietrze o nazwie „Hawk”. W ręce polskiego wywiadu wpadły też specyfikacje ściśle tajnego oprzyrządowania radarowego dla supertajnych, niewykrywalnych bombowców typu stealth, a także dla wprowadzanego dopiero w wielkim sekrecie do użytku bombowca strategicznego Rockwell B-1. „Pato” (informator Zacharskiego) dostarczył również dane podobnego typu dotyczące nienowego już, ale wciąż groźnego myśliwca F-15 Eagle, oraz śmiercionośnych rakiet ziemia-ziemia Cruise. Sukces ten niejako przeskoczył jednak możliwości PRL. Informacje były tak cenne, że Polska nie potrafiła ich wykorzystać. Tak naprawdę to Moskwa była ostatecznym odbiorcą materiałów „Pato” (za pośrednictwem Zacharskiego), bo tylko ona mogła zrobić z nich właściwy użytek w ramach zimnowojennego wyścigu zbrojeń.

Jakie były motywacje szpiegów, o których Pan pisze, a jakie osób, które dla nich świadomie pracowały?

Najlepsi agenci to ci działający z pasji, z wewnętrznego przekonania. Takich jednak trudno było znaleźć, dominowały osoby, które chciały zarobić, a przy tym zostały dodatkowo „zmotywowane” – prośbą (obietnicami „kokosów”, awansu itp.) lub groźbą (np. szantażem). Dla niektórych – np. nielegała Jerzego Kaczmarka, który „skradł” tożsamość pewnej niemieckiej sierocie – atrakcyjna była też adrenalina, chęć przeżycia „filmowej” przygody.

Nie może być dobrej historii o szpiegach bez pięknych kobiet. W pracy szpiegów PRL też takie się pojawiały?

Bez wątpienia to kobieta – Alice Kraffczyk – była jedną z najlepszych agentek wywiadu PRL, działającą blisko 20 lat. Może nie była asem, ale nie można jej było odmówić zaangażowania. Nie zaliczyła ani jednej wpadki. Nie rozstawała się ze swoim miniaturowym Minoxem, systematycznie robiła zdjęcia i przekazywała swoim mocodawcom. Gdy zachorowała przeszła na rentę, którą wypłacało jej polskie MSW. Trzeba jednocześnie pamiętać, że wywiad PRL – jeśli chodzi o oficerów operacyjnych – był instytucją skrajnie zmaskulinizowaną. Inaczej było w przypadku tajnych współpracowników: tu obie płcie były dobrze reprezentowane. Kobiety były wykorzystywane głównie jako agentki do zdobywania serc figurantów, do których chciano dotrzeć. Zarazem w Polsce nie przyjęła się metoda „Romeo”, często stosowana przez Rosjan i STASI. Może SB nie zachęcił przykład Franciszka Czajkowskiego, który w Nowym Jorku miał dotrzeć do profesora Uniwersytetu Columbia, specjalisty od spraw międzynarodowych państw bloku wschodniego. Czajkowski poznał sekretarkę profesora i się w niej zakochał, z wzajemnością zresztą. Ta miłość chyba nawet uratowała profesorowi życie, bo są pogłoski, że chciano go otruć. Jednak przez emocjonalne zaangażowanie Czajkowskiego misterna kombinacja operacyjna legła w gruzach.

Artykuł NASZ WYWIAD: Na Bonda wywiadu PRL kreował się Zacharski pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/bonda-wywiadu-prl-kreowal-sie-marian-zacharski/feed/ 0
„ABW ocenia, że około 300 dyplomatów akredytowanych w Polsce to funkcjonariusze obcych służb”. O wywiadzie i kontrwywiadzie w państwie współczesnym [wywiad] https://niezlomni.com/abw-ocenia-ze-okolo-300-dyplomatow-akredytowanych-w-polsce-to-funkcjonariusze-obcych-sluzb-o-wywiadzie-i-kontrwywiadzie-w-panstwie-wspolczesnym-wywiad/ https://niezlomni.com/abw-ocenia-ze-okolo-300-dyplomatow-akredytowanych-w-polsce-to-funkcjonariusze-obcych-sluzb-o-wywiadzie-i-kontrwywiadzie-w-panstwie-wspolczesnym-wywiad/#respond Mon, 24 Nov 2014 17:08:59 +0000 http://niezlomni.com/?p=22400

Z prof. Mirosławem Minkiną, wykładowcą Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach i autorem książki „Sztuka wywiadu w państwie współczesnym” rozmawia Tomasz Plaskota.

TOMASZ PLASKOTA: - Jak Pan ocenia informację o zatrzymaniu przez polskie służby oficera i prawnika, którzy mieli szpiegować na rzecz Rosji? Czy to sukces polskiego kontrwywiadu? Czy informacje o takich zdarzeniach powinny trafiać do mediów?

PROF. MIROSŁAW MINKINA: - Zatrzymanie osób pracujących na rzecz innego państwa mieści się w formule działania służb specjalnych, w tym przypadku kontrwywiadu. Trudno o ocenę, bo kontrwywiad zrobił po prostu swoje. Nie dopatrywałbym się w tym sensacji i nie patrzył na to zdarzenie w kategoriach sukcesu. Wywiady działając w państwach usiłują zdobyć informacje, które państwo chroni, a kontrwywiady maja temu zapobiec. Nie widzę nic nagannego w podaniu tej informacji do mediów. Służby z pewnością tę decyzję przemyślały i oceniły, że być może spełni ona funkcję, chociażby profilaktyczną.

ksiazka_788367_9788373995932_sztuka-wywiadu-w-panstwie-wspolczesnym

Czy działania polskich służb w zakresie zwalczania nie tylko rosyjskich, ale i innych obcych służb są wystarczające?

Ostatnie zatrzymanie dowodzi skuteczności takich działań. Istotne przy tym jest także i to, że dowody są na tyle wystarczające, że mogą mieć znaczenie procesowe. ABW w jednym ze swoich publikowanych oficjalnie raportów ocenia, że około 300 dyplomatów akredytowanych w Polsce to funkcjonariusze obcych służb specjalnych. A więc skoro taka wiedza istnieje to z pewnością podejmowane są działania aby chronić państwo przed działalnością wywiadowczą.

Zajmował się Pan działalnością rosyjskich „nielegałów” w USA. Na czym skupiała się ich działalność wywiadowcza?

Poświęciłem na ten temat jeden z podrozdziałów książki. Centrala w Moskwie żądała od nich informacji i ciekawostek o bieżących wydarzeniach nieznanych publicznie, ale posiadanych i ujawnionych przez źródła mające dostęp do Departamentu Stanu, innych instytucji rządowych oraz liczących się ośrodków analitycznych (think-tanków). Otrzymywali także zapotrzebowanie na informacje dotyczące polityki zagranicznej USA. Zastanawiający był także nacisk na  informacje o charakterze politycznym, a nie zdobywanie strzeżonych nowych technologii, których Rosja potrzebuje, a Stany Zjednoczone są światowym liderem w badaniach naukowych. Żadna z uzyskanych informacji nie wskazuje, że rosyjskim nielegałom udało się zdobyć tajną wiedzę zagrażającą interesom bezpieczeństwa USA. Nie dokonano też żadnego werbunku. Ich działania koncentrowały się na typowaniu pewnego kręgu osób, które nieświadomie dostarczały informacje oraz utrzymywaniu z nimi stałego kontaktu. Ciekawe, że prokuratura amerykańska nie była w stanie postawić im zarzutu szpiegostwa.

Czym różnią się „nielegałowie” od tzw. zwykłych szpiegów?

Tak zwany przez Pana „zwykły szpieg” to obywatel jakiegoś państwa, który, na podstawie różnych motywów, został zwerbowany przez oficera wywiadu innego państwa. Innymi słowy namówiony do zdrady własnej ojczyzny. Osoba taka jest prowadzona, czyli otrzymuje zadania od prowadzącego oficera wywiadu. W języku fachowym jest to źródło osobowe. Nielegał to pracownik wywiadu z przybraną tożsamością, który działa za granicą. Tożsamość ta budowana jest mozolnie czasem przez wiele lat. Jego przybrana narodowość, obywatelstwo i życiorys nie mogą budzić podejrzeń. Tę formę działalności wywiadowczej rozwijał Związek Radziecki już w dwudziestoleciu międzywojennym i po drugiej wojnie światowej. Jak dowodzi przykład zatrzymanych w 2010 r. przez FBI, metoda ta nie jest obca wywiadowi Federacji Rosyjskiej.

1260553493_by_Akinom02_600

Jakie są podstawowe zadania instytucji wywiadowczych?

[quote]Zbieranie i przetwarzanie informacji. Informacje te dostarczane są osobom funkcyjnym w państwie i służą podejmowaniu optymalnych decyzji. Informacjom tym można przypisać funkcje, jaką pełnią w państwie. Należą do nich: wsparcie polityki zagranicznej i polityki bezpieczeństwa państwa, monitorowanie traktatów i porozumień międzynarodowych, wsparcie planowania obronnego i operacyjnego sił zbrojnych, wykrywanie i przeciwdziałanie działaniom za granicą zagrażającym bezpieczeństwu państwa i sojuszy, informacyjne wsparcie gospodarki, prowadzenie walki informacyjnej. Oprócz zbierania informacji piony operacyjne wywiadu prowadzą tajne operacje pozainformacyjne (covert action). Operacja tego typu to działanie rządu zmierzające do wpływania na wydarzenia w innym państwie lub na innym terytorium bez ujawnienia swego zaangażowania. Ukryta natura takich wysiłków, umożliwia państwu stosowanie tego instrumentu, kiedy dyplomacja nie jest wystarczającym środkiem do osiągnięcia celu, a działania wojenne są nieopłacalne lub nie przyniosą oczekiwanego rezultatu. Wydaje się jednak, że można je skategoryzować, wyodrębniając następujące działania: propagandowe (zwane niekiedy operacjami psychologicznymi), polityczne, ekonomiczne, paramilitarne.[/quote]

Na czym polega specyfika wywiadu wojskowego?

Wywiad zawsze towarzyszył i towarzyszy operacjom wojskowym. Jego podstawowym zadaniem jest zoptymalizowanie planowania, decyzji dowódców oraz prowadzenia operacji. Innymi słowy, skuteczne działania wojskowe wymagają informacji wywiadowczych nie tylko w celu osiągnięcia oczekiwanych rezultatów, ale także ze względu na dążenie to redukcji lub całkowitej eliminacji ryzyka wobec wojsk zaangażowanych w operacji. Oczywistym jest bowiem, że żołnierz w realnych działaniach bojowych narażony jest na ciągłe zagrożenie. Stopień redukcji ryzyka w działaniach bojowych, z operacyjnego punktu widzenia, zależy od trzech współzależnych czynników. Pierwszy to posiadane siły i środki techniczno-materiałowe i zasoby kadrowe, drugi – poziom i jakość sztuki wojennej, trzeci – jakość dowodzenia i kierowania. Na siły i środki składają się m.in. struktura sił, siła ognia, logistyka, łączność, wywiad oraz techniczny poziom wymienionych składników. Stosując powyższą klasyfikację, wywiad zaliczyć należałoby do kategorii sił i środków materiałowo-technicznych, ale efekty jego działań wpływają także na lepsze zrozumienie przez dowódcę sytuacji oraz możliwości operacyjnych, czyli na jakość sztuki wojennej oraz jakość dowodzenia i kierowania. W wojsku stosowany jest także termin „rozpoznanie wojskowe”.

Z analizy dokumentów krajowych i zagranicznych wynika, że chodzi o ten sam obszar funkcjonowania i tę samą materię – informację. Na podstawie przeprowadzonych badań możliwe jest sformułowanie tezy, że państwo określa, kiedy mamy do czynienia z rozpoznaniem, a kiedy z wywiadem wojskowym. Należy jeszcze raz potwierdzić, że te same procedury i zadania można w odniesieniu do sił zbrojnych uznać za wywiad lub rozpoznanie wojskowe. Nie ma zastosowania podział kompetencji według szczebla. Istnieje wywiad strategiczny i jego informacje, ale jednocześnie „strategiczne dane rozpoznawcze, oznaczające niezbędne dane do prawidłowego funkcjonowania Naczelnych Organów Państwa i Sił Zbrojnych RP w zakresie spraw politycznych, dyplomatycznych, ekonomiczno-gospodarczych i militarnych”.

Jednocześnie: w wielu obszarach gromadzenie i rozpowszechnianie danych wybiega poza możliwości i kompetencje sił oraz środków rozpoznania wojskowego SZ RP. W takim przypadku mówimy o strategicznych danych wywiadowczych, które są niezbędne do formułowania strategii oraz planów wojskowych odnoszących się do państwa i środowiska międzynarodowego. Tak więc państwo daje uprawnienia do kwalifikowania określonych działań albo jako czynności służby specjalnej (wywiad), albo czynności i procedury pozostające w kompetencji sił zbrojnych – struktur rozpoznania wojskowego.

[caption id="attachment_22403" align="aligncenter" width="830"]fot. WSieci/wpolityce.pl fot. WSieci/wpolityce.pl[/caption]

Czym zajmuje się kontrwywiad?

Kontrwywiad stanowi jedną z form aktywności służb specjalnych, inną niż wywiad, chociaż sens jej istnienia wynika właśnie z faktu istnienia wywiadu. Celem kontrwywiadu jest wykrywanie działalności obcych służb wywiadowczych, uniemożliwienie im funkcjonowania oraz niszczenie lub neutralizacja rezultatów pracy obcego wywiadu. Cel ten realizowany jest poprzez zapobieganie infiltracji państwa przez ulokowaną w nim agenturę, a także prowadzenie gry operacyjnej polegającej na manipulowaniu oraz kontrolowaniu operacji wywiadowczych skierowanych przeciwko własnemu państwu.

Podobnie jak wywiad, kontrwywiad może być rozumiany w znaczeniu funkcjonalnym – jako określony rodzaj działalności i procedur, organizacyjnym – instytucje prowadzące dane działania oraz wiedza niezbędna do ochrony i utrzymania gospodarczej, politycznej, społecznej oraz militarnej siły państwa. Innymi słowy, kontrwywiad chroni obywateli przed szeroko pojętym szpiegostwem oraz sabotażem wymierzonym w system państwowy, zabezpiecza dobro obywateli, infrastrukturę oraz zasoby informacyjne.

Pojęcie kontrwywiadu jest tak samo szerokie jak wywiadu. Obejmuje ono zwalczanie wszystkich wrogich działań wywiadowczych oraz innych wrogich aktywności podmiotów zagranicznych, przed którymi należy chronić państwo, poprzez formy pasywne i aktywne. W znaczeniu węższym odnosi się do zapobiegania uzyskaniu przez przeciwnika wiedzy, która daje mu przewagę, pozwalającą na przeciwdziałanie szpiegostwu.

[caption id="attachment_22404" align="alignleft" width="300"]Prof. Mirosław Minkina, http://www.insib.uph.edu.pl/o-nas/wlasze-instytutu Prof. Mirosław Minkina, http://www.insib.uph.edu.pl/o-nas/wlasze-instytutu[/caption]

Czy wywiad komercyjny może być wykorzystywany do ochrony bezpieczeństwa państwa? W jakim zakresie?

Nie dostrzegam formalnych możliwości jego wykorzystania. Nie są mi znane jakieś formalne porozumienia. Jednostki wywiadu komercyjnego, zwane popularnie wywiadowniami, wykorzystywane są do analiz dotyczących ograniczenia ryzyka nieotrzymania zapłaty oraz informacji o rzetelności kontrahentów. Niektóre struktury wywiadu komercyjnego posiadają ogromne bazy danych o firmach w Polsce i za granicą. Jedna z międzynarodowych agencji informacyjnych na przykład  dysponuje danymi o ponad 2 milionach firm z kilkudziesięciu krajów, kilkudziesięciu tysiącach produktów i usług oraz ponad 4 milionami nazwisk o osobach z kierownictwa firm. Wydaje się, że dane takie mogłyby być wykorzystane równe dobrze przez wywiady państwowe.

 Źródło: tygodnik Nasza Polska.

 Mirosław Minkina, Sztuka wywiadu w państwie współczesnym, Rytm, Warszawa.

 

 

Artykuł „ABW ocenia, że około 300 dyplomatów akredytowanych w Polsce to funkcjonariusze obcych służb”. O wywiadzie i kontrwywiadzie w państwie współczesnym [wywiad] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/abw-ocenia-ze-okolo-300-dyplomatow-akredytowanych-w-polsce-to-funkcjonariusze-obcych-sluzb-o-wywiadzie-i-kontrwywiadzie-w-panstwie-wspolczesnym-wywiad/feed/ 0