wieś – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png wieś – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Pożegnanie z diabłem i czarownicą. Kolejna pozycja na temat słowiańskich podań i wierzeń autora książki „W kręgu upiorów i wilkołaków” https://niezlomni.com/pozegnanie-z-diablem-i-czarownica-kolejna-pozycja-na-temat-slowianskich-podan-i-wierzen-autora-ksiazki-w-kregu-upiorow-i-wilkolakow/ https://niezlomni.com/pozegnanie-z-diablem-i-czarownica-kolejna-pozycja-na-temat-slowianskich-podan-i-wierzen-autora-ksiazki-w-kregu-upiorow-i-wilkolakow/#comments Mon, 04 May 2020 07:58:25 +0000 https://niezlomni.com/?p=51046

Diabeł i czarownica są postaciami, które przywołujemy po dziś dzień. Nie zawsze jednak mamy świadomość, jakie znaczenie odgrywają w naszej kulturze. Profesor Bohdan Baranowski wyjaśnia, jak na przestrzeni wieków kształtował się wizerunek diabła i czarownicy.


Korzystając ze źródeł zarówno pisanych, jak i przekazów tradycji ustnej, pozyskanych w bezpośrednich rozmowach, autor stopniowo rozwiązuje zagadkę kiedy, skąd i dlaczego te postacie pojawiły się w kulturze. Ujawnia, jak ewoluowały, jaki stosunek do niej miał Kościół kiedyś oraz jakie stanowisko zajmuje współcześnie.
W książce nie brakuje barwnych powiedzeń, przyśpiewek, przesądów oraz autentycznych historii, w które uwikłane były czarownice i diabły. Z perspektywy minionych lat próbuje racjonalnie wyjaśnić przyczyny przypisywania tym postaciom takich, a nie innych mocy. Pożegnanie z diabłem i czarownicą to bowiem nie tylko opowieść o zabobonach i wierzeniach, ale zarazem bogate w treść źródło cennych informacji na temat kultury, tej dawnej, jak i zupełnie współczesnej.

Fragment książki prof. Bohdana Baranowskiego pod tytułem "Pożegnanie z diabłem i czarownicą", Wyd. Replika, Poznań 2020. Książkę można zamówić na stronie wydawnictwa Replika.

ROZDZIAŁ I.
OFIARY CIEMNOTY

Tytuł informacji dziennikarskiej był pasjonujący – Reportaż niesamowity. Sprawa dotyczyła wsi, w której „od wielu lat grasuje szatan, a czarownice uprawiają bezkarnie swój proceder.” Gdzie szukać tej wsi ogarniętej histerią lęku przed siłami nieczystymi? Może gdzieś w Ameryce Południowej, w dolinie odizolowanej od reszty świata niebotycznymi szczytami Andów, czy też w dżunglach Środkowej Afryki lub Nowej Gwinei? A może chodzi tu o film sensacyjny, którego akcja toczy się przed kilkuset laty? Podtytuł w dzienniku wyjaśniał jednak, że jest to reportaż ze „wsi położonej 74 km od Warszawy”.

Byłem w tej wsi. Jeden z moich informatorów, dobroduszny, flegmatyczny rolnik w średnim wieku, dygotał po prostu z wściekłości, gdy rozmawialiśmy na ten drażliwy temat:
– Cała wieś zatłuc powinna kłonicami cholerę! Utopić ją! Ludzie zdrowie i życie potracili przez jej czary. Milicja zamiast zastrzelić lub zgnoić w więzieniu jeszcze ją ochrania. Gdzie ta sprawiedliwość!

„Gdzie ta sprawiedliwość!” – Istotnie, minęły te dawne dobre czasy, gdy na mocy prawomocnego wyroku, w obecności sędziów płonął stos z czarownicą, a jęki męczonej kobiety zagłuszane były pobożnymi pieśniami tłumu cieszącego się, że ramię sprawiedliwości dosięgło jeszcze jedną wspólniczkę szatana.
I oto dziś człowiek, który głęboko wierzy w działalność złych mocy i ich wspólniczek, staje bezradny wobec faktu, że czarownice, które spowodowały tyle nieszczęść w jego otoczeniu, bezkarnie uprawiają swoje praktyki, a żadne czynniki administracyjne nie stają w jego obronie. Żaden sąd nie wyda dziś wyroku na czarownicę. Jej ofiary mogą więc odwoływać się tylko do aktów samosądu.
„Usłyszałam krzyki i poszłam zobaczyć, co na drodze się dzieje. Szłam jakiś czas z gromadą ludzi, którzy prowadzili czarownicę. Bili ją jakimiś przedmiotami, a kiedy krzyczała – zatykali jej usta.” To nie relacja naocznego świadka z tak częstych w XVII czy pierwszej połowie XVIII wieku sądów czy samosądów nad czarownicami. Nie! To fragment zeznań związanych z pobiciem domniemanej czarownicy Leokadii Adaś w... 1955 r.

A oto zeznanie jednego z oskarżonych, nie jakiegoś wioskowego analfabety, wychowanego w dusznej atmosferze przesądów, lecz młodego, 28-letniego radiomechanika: „Mojej siostrze dała Adaś jako prezent weselny poduszkę. Jak stwierdzono, w pierzu była brudna szmata, na której były naszyte różne włosy ludzkie, włożony kamień marmurowy, porobione były wianuszki z różnego rodzaju piór, a poza tym sznurek długości trumny, na którym był zrobiony węzeł. Niejaka Z. dostała od niej poduszkę dla dziecka. Również w tej poduszce była lalka z brudnych szmat, porobione wianuszki z piór, a poza tym zgniłe jakieś drewna. Takie prezenty dała Adaś wielu osobom ze wsi. Poza tym sama Adaś chwaliła się, że odebrała krowie Pawła O. mleko.”

Jeszcze dziś samosądy nad czarownicami prowadzą niekiedy do ciężkich zbrodni. Oto notatka prasowa pod znamiennym tytułem: Niewiarogodne, a jednak prawdziwe – zamordowali czarownicą. „Mordercami byli: 35-letni Józef i 37-letni Franciszek Głowniowie z zawodu cieśle. Jak wykazało dotychczasowe śledztwo, przeprowadzone przez funkcjonariuszy MO, motywem zbrodni były urojenia i nieprawdopodobna wprost ciemnota sprawców. Otóż jeden z morderców, Józef Głownia, był przekonany, że Barbara Waindlich rzuciła nań «czary» i spowodowała u niego chorobę umysłową. Pragnąc zlikwidować urojoną w jego umyśle «czarownicę», wespół z bratem w nocy z 3 na 4 b.m. zamordowali Barbarę Waindlich. Obaj bracia zadali swej ofierze około 40 ran kłutych, a następnie zwłoki zakopali w piwnicy. Jak stwierdzono, Józef Głownia przebywał przez pewien okres w zakładzie psychiatrycznym, zwolniony z zakładu utrzymywał, że przyczyną jego choroby są «czary» rzucone przez Barbarę Waindlich i często odgrażał się, że musi pozbyć się swej prześladowczym.”

Ponure wierzenia związane ze złymi siłami piekielnymi i czarownicami zanikają. Jednak jeszcze dziś w pewnych środowiskach, na szczęście coraz mniej licznych, są one żywe. I otóż niniejsza książka chce wyjaśnić zagadnienie powstania, rozkwitu i zanikania tej zabobonnej atmosfery na ziemiach polskich, a szczególnie na obszarze województwa łódzkiego i terenów przyległych.
Zjawiskiem powszechnie znanym niemal u wszystkich ludów na różnych kontynentach była, a niekiedy jest jeszcze dziś, wiara w możliwość wyrządzania zła przy pomocy czarów. W zależności od stopnia rozwoju kultury, religii, tradycji, zwyczajów, a także specyfiki geograficznej, gospodarczej i społecznej, wierzenia te przybierają odmienny charakter.

Dość powszechną była zasada, że osoby szkodzące innym przy pomocy czarów należy karać. W krajach starożytnego Wschodu, jak również w Grecji i Rzymie, ludzie posądzeni o to, że swymi czarami działali na szkodę jednostki czy też całego społeczeństwa, karani byli surowo. Pierwsi chrześcijanie, którym stawiano zarzut uprawiania czarów, padali z tego powodu ofiarą krwawych prześladowań. I oto, gdy nowa religia stała się panującą, dawne przepisy prawne, dające przedtem podstawę do prześladowania chrześcijan, posłużyły teraz do poskramiania ich przeciwników. Zwolenników kultów pogańskich, jak i domniemanych czarowników, karano męczarniami i śmiercią. Ludy germańskie, które przyjęły chrystianizm, połączyły w swych wierzeniach rodzime wątki z różnymi zabobonami rzymskimi, czy nawet tajemnymi praktykami pochodzenia wschodniego, i stworzyły pojęcie wspólniczki szatana – czarownicy. Na terenie frankońskiego państwa Merowingów rozpoczęły się procesy czarownic, którym zarzucano stosunki z największym wrogiem świata chrześcijańskiego – szatanem. W tym też czasie
(VI–VIII wiek) ustalił się, tak bardzo później rozpowszechniony, typ procesów czarownic.

Procesy o czary rozpowszechniły się szczególnie w XV–XVII wieku na terenie Niemiec, a także na obszarach politycznie lub kulturalnie z nimi związanych5. Ponury zabobon krzewił się zarówno wśród ludności katolickiej, jak i protestanckiej. Także na terenie Francji i w innych krajach Zachodniej Europy6, a nawet w posiadłościach kolonialnych (np. w Ameryce), palono na stosach wspólniczki szatana. Jednak zjawisko to nie występowało tam z taką siłą, jak na terenie Niemiec i obszarów sąsiednich. Stosunkowo rzadko dochodziło do procesów o czary w krajach prawosławnych7, które ze względu na pewną izolację kulturalną uniknęły atmosfery procesów czarownic.
W XV wieku, gdy w zachodniej Europie płonęły stosy z nieszczęśliwymi ofiarami zabobonu, w Polsce było jeszcze o tym głucho. Wprawdzie ustawodawstwo kościelne już od dawna występowało przeciwko czarownicom, ale nie traktowało ono czarów jako przestępstwa, za które należało karać śmiercią. W XV i w początkach XVI wieku czary najczęściej nie miały jeszcze nic wspólnego z diabłem. Mimo to zajmowanie się czarami ścigane było przez władze duchowne – traktowane jako przestępstwo przeciwko wierze. W większości wypadków oskarżenie okazywało się nieuzasadnione i obwinioną uwalniano, domagając się tylko złożenia przysięgi, że czarami się nie zajmowała i nie będzie się zajmować. Gdy uważano, że oskarżonej udowodnione zostało zajmowanie się czarami, domagano się od niej publicznego odwołania błędów i złożenia uroczystej przysięgi, że nie będzie się zajmować niedozwolonymi praktykami. Niekiedy stosowano jeszcze pokutę kościelną, najczęściej niezbyt surową. Wypadki, gdy sąd groził oskarżonym o czary karą śmierci zdarzały się rzadko.
Dopiero na przełomie XVI i XVII wieku pojawił się w Polsce nowy rodzaj procesu o czary, ściśle według niemieckich wzorów. Procesy związane z osobą diabła odbywały się już nie przed sądami kościelnymi, lecz świeckimi, najczęściej miejskimi. Prawdopodobnie pierwszy wypadek kary śmierci za czary z wyroku sądu miejskiego miał miejsce w 1511 r. w Chwaliszewie koło Poznania. Domniemanej czarownicy zarzucano, że swymi praktykami zniszczyła kilka browarów i naraziła ich właścicieli na wielkie szkody materialne.

Jeszcze w pierwszej połowie XVI wieku sprawy o czary przed sądami miejskimi należały do rzadkości. Powoli jednak przedostawać się poczęła z Niemiec atmosfera polowań na czarownice. Procesy o czary rozpowszechniły się najpierw w tych rejonach Polski, gdzie istniały większe skupiska ludności niemieckiej lub w poważniejszym stopniu występowały wpływy kultury niemieckiej, szczególnie zaś na zachodnich ziemiach polskich, które nie wchodziły w skład dawnej Rzeczypospolitej, a więc na Śląsku, Pomorzu Zachodnim i Ziemi Lubuskiej. W pierwszej połowie XVII wieku procesy czarownic rozprzestrzeniły się w całej Wielkopolsce i w Prusach Królewskich. Atmosferę panującą w Wielkopolsce doskonale malują słowa współczesnego bezimiennego autora: „a iż tymi czasy nasza Wielkopolska nie zwyczajnie zagęściła się na kształt pożarów czarownicami, lubo prawdziwymi, lubo mniemanymi, tak iż na posiedzeniu i schadzkach zwyczajnych o żadnej materiej nie usłyszysz jako o czarownicach”.9 Powoli również i na innych ziemiach dawnej Rzeczypospolitej coraz częściej płonęły stosy. Pod koniec XVII i na początku XVIII wieku procesy czarownic były bardzo częste na Mazowszu, natomiast znacznie słabiej występowały w Małopolsce.

Na ziemiach wchodzących w skład obecnego województwa łódzkiego procesy o czary pojawiły się dość późno. W Kaliszu pierwszy większy proces czarownic miał miejsce już w 1580 r.10, ale w mniejszych miastach dawnego województwa łęczyckiego, sieradzkiego i ziemi wieluńskiej procesy czarownic rozpoczęły się dopiero w XVII wieku.
Rozpowszechnienie manii polowań na czarownice przypisać należy specjalnym warunkom gospodarczym i kulturalnym. Wojny toczące się na ziemiach polskich w drugiej połowie XVII wieku doprowadziły kraj do ruiny gospodarczej i zarazem stworzyły warunki sprzyjające upowszechnieniu zabobonów. Zabiedzeni, głodni ludzie o wiele łatwiej poddawali się złudzeniom, że wszystkie klęski, jakie na nich spadły, należy przypisać złym siłom. Atmosfera podniecenia wywołanego walką z czartem doszła do punktu szczytowego w pierwszym ćwierćwieczu XVIII stulecia. Był to zresztą okres największego upadku gospodarczego i kulturalnego Polski.

W drugim ćwierćwieczu XVIII stulecia procesy czarownic są jeszcze nadal częste, ale widać już było pewne symptomy zachodzących zmian. Szczególnie większe miasta przestają palić czarownice, a sędziowie o wiele krytyczniej podchodzą do spraw tego rodzaju. Natomiast w małych miasteczkach i wsiach stosy płonęły w dalszym ciągu, choć już nie tak często, jak w latach poprzednich. Zmniejszenie ilości procesów o czary było następstwem pewnych przeobrażeń kulturalnych zachodzących na terytorium Rzeczypospolitej. Coraz częstsza krytyka groźnego zabobonu, wychodząca z różnych kół postępowych, musiała dać pewne wyniki.
W trzecim ćwierćwieczu XVIII stulecia groźny zabobon powoli wygasał. Dość istotne zmiany gospodarcze i kulturalne wywarły zbawienny wpływ. Akcja sfer oświeconych poczęła wydawać rezultaty. Sądy większych miast z zasady odmawiały rozpatrywania spraw o czary. Sędziowie w małych miasteczkach wykazywali na tym polu znacznie mniejszą aktywność.

Żniwo ponurego zabobonu było niemałe. Od XVI do XVIII wieku na terenie obecnego państwa polskiego około 20-40 tysięcy kobiet, posądzonych o spółkę z szatanem, poniosło śmierć na stosie lub straciło życie w wyniku samosądów.
Duże zniszczenie źródeł archiwalnych, a nade wszystko ksiąg miejskich, powoduje, że trudno jest ustalić nasilenie tego zjawiska w XVII i XVIII wieku. Co najwyżej można wysuwać pewne przypuszczenia, że na terenie obecnego województwa łódzkiego było ono trochę słabsze niż we właściwej Wielkopolsce, natomiast znacznie silniejsze niż w Małopolsce. Również ze względu na olbrzymie luki w źródłach można jedynie wysuwać pewne przypuszczenia na temat rozpowszechniania ponurego zabobonu w różnych częściach omawianego terenu. Można jednak zaryzykować twierdzenie, że procesy czarownic były znacznie silniejsze w jego części zachodniej, na obszarach nad Wartą i Prosną, niż w południowo-wschodniej, nad Pilicą.

Przyczyny procesów o czary były dość różne. Prawie zawsze zaczynało się od prywatnych oskarżeń osób poszkodowanych, które jakoby na skutek czarów straciły zdrowie, poniosły straty w dobytku itp. Bardzo często procesy o czary brały początek z antagonizmów klasowych, jakie istniały wewnątrz wsi czy małego miasteczka. Niekiedy wiązały się one ze sporami między gospodarzem a jego komornikami. I wreszcie wzajemna nienawiść skłóconych z sobą sąsiadek mogła być przyczyną wysłania jednej z nich na stos.

Dość często procesy czarownic wywołane były lękiem, jaki przedstawiciele szlachty żywili przed swymi uciskanymi poddanymi, którzy nie mogąc się zemścić w inny sposób, mogli chwytać się magicznej broni. Spora ilość procesów czarownic wiązała się z obawą, że wyzyskiwani chłopi mogą się mścić przy pomocy czarów. Niekiedy dochodziło do procesów czarownic na tle niesnasek rodzinnych, a nawet prób pozbycia się przez męża niewygodnej żony. Zdarzały się wypadki, że przyczyną procesu czarownic stawały się niewinne czary miłosne, mające na celu zachowanie uczuć niewiernego kochanka. Najczęściej jednak wiązały się one z zawodową działalnością wiejskich znachorek, które szczególnie łatwo mogły być posądzone o spółkę z diabłem.

Zgodnie z panującymi wówczas poglądami prawnymi tylko kobiety z ludu, a więc chłopki lub mieszczanki, mogły być posądzone o czary. Szlachcianki już przez swoje urodzenie wolne były od tego rodzaju podejrzeń. Inna rzecz, że niekiedy próbowano wplątać w sprawę o czary biedną szlachciankę, ale zasadniczo było to sprzeczne z obowiązującymi przepisami prawnymi.
W XVII i XVIII wieku sądy nie zawsze przyjmowały bez zastrzeżeń wszystkie oskarżenia o czary. Niekiedy sąd pobieżnie rozpatrzywszy sprawę, odrzucał oskarżenie, a niefortunnego oskarżyciela skazywał na cielesną lub pieniężną karę. Z pewnością najważniejszą rolę odgrywało tu stanowisko społeczne i opinia oskarżonego. Jeśli oskarżenie wniesione było przez człowieka nie posiadającego wpływów ani odpowiedniego stanowiska społecznego, a skierowane było przeciwko osobie cieszącej się ogólnym szacunkiem, wtedy łatwo było całą sprawę zbagatelizować i przejść nad nią do porządku dziennego. Czasami sąd, chcąc się upewnić o niewinności oskarżonej, a nie mając zamiaru brać jej na tortury, domagał się przedstawienia świadków, którzy by wydali o niej odpowiednią opinię. Oskarżona zjawiała się wtedy w sądzie w asyście sześciu świadków, którzy stwierdzali jej niewinność.

Jeśli w mniemaniu sędziów wina oskarżonej nie była zbyt jasna, sąd udzielał jej tylko napomnienia i przestrzegał, że w razie powtórnej skargi oddana zostanie w ręce kata. Miało to miejsce przeważnie w małych miasteczkach, które nie posiadały własnego „mistrza sprawiedliwości”. Musimy bowiem pamiętać, że wypożyczenie kata z drugiego miasta nastręczało nieraz pewne trudności i narażało na znaczne wydatki.
Jednak w olbrzymiej większości wypadków oskarżenie o czary znajdowało uznanie u sędziów, a po uwięzieniu domniemanej sojuszniczki diabła sąd mógł przystąpić do dalszych badań. Zgodnie z praktyką prawną przyjętą w zachodniej Europie, pierwszą czynnością związaną z badaniem posądzonych o czary kobiet było przeprowadzenie tzw. prób, które miały wykazać ich niewinność lub słuszność oskarżenia. Próby te wywodziły się ze średniowiecznych sądów bożych. W zachodniej Europie stosowano wiele rodzajów tych prób. W procesach o czary najbardziej rozpowszechnioną była próba wody. Czasami stosowano i inne próby, a więc próbę ognia, łez, ważenia, nakłuwania itp.
Rozpowszechniona w Polsce próba wody mogła być stosowana w dwojaki sposób: jako pławienie lub rzadziej spotykana tzw. kąpiel. Ów drugi sposób stosowano najczęściej wobec opętanych przez diabła. Niekiedy brano też do kąpieli kobiety posądzone o spółkę z diabłem. Do tego rodzaju zabiegu używano przeważnie dużej kadzi. Woda powinna być przecedzona przez prześcieradło, które służyło jako swego rodzaju filtr przed diabelskimi siłami. Można zresztą spotkać różne lokalne sposoby przeprowadzania kąpieli, jak święcenie wody, puszczanie na nią zboża, spróchniałych kości, kamyków itd. Niekiedy poświęconą wodę przepuszczano przez prześcieradło i na tym filtrze badano, co pozostało po kąpieli. Zabieg taki posiadał podwójne znaczenie: mógł służyć jako dowód stosunków z szatanem, bądź stosowano go w tym celu, aby przedstawiciel piekieł opuścił ciało oskarżonej i nie udzielał jej żadnej pomocy. Na naszym terenie kąpiel była stosowana dość rzadko. W 1700 r. sąd miejski ze Szczercowa rozpatrywał sprawę domniemanych czarownic ze wsi Osiny. W protokole tego procesu jest wzmianka: „będąc w kąpieli w wodzie święconej, aby się przyznała, taż Ewa Burska żadnym sposobem nie przyznała się do żadnej rzeczy, mówiąc, że nic nie wiem, nie umiem”12. Odnosi się więc wrażenie, że ową kąpiel w wodzie święconej sąd traktował jako sposób odpędzenia diabła, aby nie przeszkadzał czarownicy w składaniu zeznań.

Powszechnie stosowano pławienie, choć było ono kwestionowane przez wielu pisarzy prawniczych i teologicznych. Niekiedy dziedzic, chcąc wykryć czarownicę, nakazywał pławić po kolei wszystkie kobiety ze swojej wsi. Najczęściej jednak pławiono kobiety już podejrzane o czary. Związane sznurami spuszczano ostrożnie na wodę – jeśli szły do dna były niewinne, jeśli utrzymywały się na powierzchni było to dowodem, że woda nie chce przyjąć diabelskich wspólniczek. Powszechnie zresztą uważano, że czarownice po ślubie z szatanem stają się bardzo lekkie i na skutek tego nie mogą tonąć. Podczas pławienia większość delikwentek szło na dno. Na skutek jednak specjalnego układu związanego ciała, wełnianych spódnic i fartuchów, niektóre kobiety utrzymywały się przez pewien czas na powierzchni. Stanowić to mogło dość istotny argument dla poddania oskarżonej torturom.

Aż do rozpoczęcia właściwych badań oskarżona osadzona była w tzw. kłodzie (dybach) lub w specjalnej beczce w wyjątkowo niewygodnej pozycji. Kilkudniowy pobyt w kłodzie lub beczce mógł złamać najsilniejszy organizm. Nic więc dziwnego, że oskarżoną wyjmowano prawie półprzytomną. Zgodnie z wierzeniami przejętymi z zachodniej Europy, czarownice osadzone w kłodzie lub beczce nie miały kontaktu z ziemią, która mogła być źródłem ich siły. Od chwili więc uwięzienia, aż do wykonania wyroku, nie powinny one dotykać ziemi. Owe beczki pokrapiane były wodą święconą, a do ziemi przytwierdzano kartki z pobożnymi wezwaniami, aby odstraszyć przedstawicieli piekieł.
Stosowane tortury potrafiły rozwiązać język najbardziej wytrzymałego na ból człowieka. Na naszym terenie spotyka się w procesach o czary najczęściej tzw. rozciąganie na drabinie, bloku lub ławie. Rozciągniętym kobietom przypalano świecą, rozpaloną blachą lub siarką boki i pachy. Niekiedy stosowano buty hiszpańskie – żelazne formy z wystającymi do środka ostrymi zębami. Zasadniczo torturowanie nie powinno było trwać dłużej niż godzinę, ale sądy zbytnio tego nie przestrzegały. W protokołach procesów czarownic spotykamy wzmianki, że np. „taż Katarzyna przez dobrą godzinę będąc na torturach”. Nikt nie korzystał wtedy z zegarka, a pojęcie „dobrej godziny” mogło dotyczyć znacznie dłuższego czasu.

Jeśli w trakcie tortur oskarżona przyznała się do zarzucanych jej zbrodni, musiała jeszcze po spuszczeniu z bloku potwierdzić swoje zeznania. Nazywało się to zeznaniami ...dobrowolnymi. Przeważnie umęczone kobiety potwierdzały wszystko, co podczas tortur powiedziały. Należy przypuszczać, że strach przed torturami był większy, niż przed śmiercią na stosie. Gdy bowiem oskarżona odwołała swe zeznania, sędziowie orzekali następne tortury.

Zgodnie z obowiązującym w sądach miejskich zwyczajem, tortury można było powtarzać trzykrotnie. Przeważnie wystarczyły dwukrotne tortury. W niektórych jednak wypadkach sądy małomiasteczkowe nakazywały czterokrotne stosowanie tortur. Oto np. wyjątek z protokołu: „będąc trzykrotnie torturowana i świecami palona, i czwarty raz mimo prawa, do najmniejszych rzeczy nie chciała się przyznać, ani do żadnych czarów, mówiąc, żem nigdy nic złego nie czyniła”.

Od oskarżonych starano się wydobyć na torturach wiadomości o ich wspólniczkach, które wraz z nimi bywały na czartowskich bankietach na Łysej Górze. Bardzo często się to udawało i męczone kobiety wymieniały podpowiadane im imiona domniemanych wspólniczek. Niekiedy same oskarżały którąś ze znienawidzonych sąsiadek. Nazywało się to „powołaniem”. W następstwie takiego „powołania” można było wszcząć proces nowej wspólniczki szatana. Nieraz taka „powołana czarownica” powoływała na torturach dalsze wspólniczki, a te z kolei jeszcze inne. Tragiczny łańcuszek mógł pociągnąć za sobą śmierć na stosie kilkunastu osób.

W praktyce sądowej bardzo dużą uwagę zwracano na przyznanie się oskarżonego, choćby pod wpływem tortur, do zarzucanych mu zbrodni. W pewnych jednak wypadkach sąd stosował się nie do przepisów prawnych, ale do nastrojów miejscowej ludności. Oto w 1715 r. sąd miejski ze Szczercowa zjechał do wsi Strobin. Jedna z kobiet oskarżonych o czary dzielnie wytrzymała trzykrotne tortury i nie przyznała się do spółki z diabłem. Sąd postanowił więc uwolnić nieszczęśliwą. Wówczas energicznie zaprotestowała miejscowa ludność. Pod presją opinii wiejskiej sąd szczercowski zmienił swe stanowisko i wydał wyrok śmierci.

W procesach o czary oskarżone skazywane były najczęściej na spalenie żywcem na stosie. W niektórych wypadkach łagodzono wyrok w ten sposób, że najpierw delikwentka miała być ścięta przez kata, a dopiero jej ciało spalone na stosie. Niekiedy jednak karę śmierci jeszcze zaostrzano, np. gdy czarownica przyznała się do świętokradztwa. Wtedy skazywano ją najpierw na upalenie ręki lub rąk, którymi miała się dopuścić świętokradztwa, a następnie dopiero na spalenie na stosie.

Niekiedy córki lub siostry skazanych kobiet, od których mogły nauczyć się sztuki czarowania, bywały wysmagane chłostkami przez kata i wypędzane ze wsi. Zabraniano im powrotu pod groźbą stosu.

Dość rzadko zdarzały się wypadki, by sąd uniewinnił oskarżoną. Miało to miejsce przeważnie wtedy, gdy domniemana czarownica stanęła przed sądem na skutek „powołania”, a oskarżenie było w mniemaniu sędziów słabo umotywowane. Gdy na pierwszych torturach oskarżona do niczego się nie przyznała, sąd rezygnował niekiedy z dalszego badania. W sprawie uwolnienia oskarżonej decydujący głos miał przeważnie dziedzic. Mógł on, będąc przekonanym o winie oskarżonej, zgodzić się na oddanie sprawy w ręce sądu, ale później wycofać ją, jeśli nabrał przekonania, że oskarżenie jest niesłuszne. Wreszcie opinia i poręczenie gromady również mogły spowodować uwolnienie oskarżonej. Tak np. w 1693 r. w toczącej się przed sądem z Uniejowa sprawie o czary, dzierżawca klucza uniejowskiego wzywał po kolei chłopów z tej wsi, z której pochodziła dziewczyna, aby wydali o niej odpowiednią opinię. „Wszyscy zeznali, od starszych aż do młodszych, że żadnej noty, ani nijakich pogwarków nie słyszeli przez te czasy.” Wypytywano się również o rodzinę dziewczyny. „Którą to dziewczynę, nie rozumiejąc ani nie wiedząc nic na nią złego, coby miało szkodzić, wzięli na porękę swoją, co jeżeliby na potym miała komu szkodzić, tedy obiecują ją na każde prawo, kiedy tego będzie potrzeba, stawić”16. Poręka gromady uwolniła więc dziewczynę od tortur, a prawdopodobnie i od śmierci.
Zgodnie z powszechnie praktykowaną w tamtych czasach zasadą, wykonanie wyroku odbywało się publicznie. Stanowiło to prawdziwe widowisko dla całej okolicy. Zbierały się niekiedy tysiące widzów, by obejrzeć egzekucję. Z satysfakcją patrzono na ukaranie wspólniczek szatana.

Rzadko natomiast spotykamy w źródłach wiadomości o samosądach nad domniemanymi czarownicami. Ale miały one miejsce, choć samosądy uważane były za bezprawie. Prawdopodobnie jednak nikt nie pociągał do odpowiedzialności uczestników samosądów, którzy topili, zabijali kijami lub nawet palili na stosie kobiety uważane powszechnie za wspólniczki szatana.

Ostatni wielki proces czarownic w dawnej Rzeczypospolitej odbył się w 1775 r. we wsi Doruchów, w ziemi wieluńskiej. Ukarano wtedy śmiercią 14 domniemanych wspólniczek szatana. Rozprawa odbyła się przed sądem miejskim z Grabowa, małego miasteczka ziemi wieluńskiej, leżącego na zachód od Prosny. Już wcześniej w wielu krajach Europy Środkowej władze państwowe zakazały procesów o czary. W Polsce sferom oświeconym udało się w 1776 r. przeprowadzić na sejmie uchwałę, która zabroniła sądom rozpatrywać sprawy o czary i zakazała stosowania tortur. Można to uważać za wielkie osiągnięcie w dziejach naszego sądownictwa. Wprawdzie Polska należała do krajów gdzie stosunkowo najdłużej utrzymywały się procesy czarownic, ale ustawa znosząca tortury wyprzedziła szereg krajów zachodnioeuropejskich, które znacznie później zrezygnowały z tego rodzaju metod śledczych. Po roku 1776 nie można było w Polsce karać na drodze sądowej domniemanych wspólniczek szatana, tych tzw. przez lud „ciot”. Wiemy jednak, że po cichu przeprowadzano różnego rodzaju samosądy, które często kończyły się śmiercią osób posądzonych o czary. Po drugim rozbiorze urzędnicy pruscy znaleźli w pobliżu pewnego miasteczka ślady po stosie, a od jednego z mieszkańców dowiedzieli się, że spalono na nim dwie czarownice.

W XIX wieku, w miarę podnoszenia się poziomu kulturalnego ludności, samosądy nad czarownicami stawały się coraz rzadsze. W dalszych rozdziałach tej pracy zobaczymy jednak, że relikty ponurych zabobonów przetrwały jeszcze do naszych czasów.

Artykuł Pożegnanie z diabłem i czarownicą. Kolejna pozycja na temat słowiańskich podań i wierzeń autora książki „W kręgu upiorów i wilkołaków” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/pozegnanie-z-diablem-i-czarownica-kolejna-pozycja-na-temat-slowianskich-podan-i-wierzen-autora-ksiazki-w-kregu-upiorow-i-wilkolakow/feed/ 1
Strzygonie, zmory, południce, latawce, kikimory, leśne duchy, wąpierze, polowania na czarownice. Demonologia słowiańska [WIDEO] https://niezlomni.com/strzygonie-zmory-poludnice-latawce-kikimory-lesne-duchy-wapierze-polowania-na-czarownice-demonologia-slowianska-wideo/ https://niezlomni.com/strzygonie-zmory-poludnice-latawce-kikimory-lesne-duchy-wapierze-polowania-na-czarownice-demonologia-slowianska-wideo/#comments Fri, 06 Dec 2019 19:03:13 +0000 https://niezlomni.com/?p=50879

Strzygonie, zmory, południce, latawce, kikimory, leśne duchy, wąpierze, przypadki polowań na czarownice w kraju nad Wisłą – zostały tu opisane szczegółowo, okiem prawdziwego znawcy tematu.


Autor w sposób rzetelny i przejrzysty poddaje analizie demoniczne istoty, występujące w mitologii słowiańskiej, a także opisuje wierzenia, które przywędrowały do miast za sprawą zabobonnych mieszkańców wsi.

Ta książka to wyjątkowe i kompletne źródło wiedzy na temat słowiańskich wierzeń i podań, stanowiące inspiracje zarówno dla badaczy tematu, jak i twórców gier, filmów czy fanów fantastyki.

Jedna z najważniejszych książek na temat słowiańskiej demonologii!

W kręgu upiorów i wilkołaków. Demonologia słowiańska, Bohdan Baranowski, wyd. Replika, Poznań 2019. Książkę można nabyć TUTAJ.

Zmory i Nocnice

Fragment (…)

Na wschodnim Mazowszu w końcu XIX w. prawdziwym autorytetem w walce ze zmorami stał się pewien owczarz z Czarnostowa koło Makowa Mazowieckiego. Według, z pewnością ubarwionych, informacji jakoby przysyłano po niego karety, aby jeździł do nawiedzanych przez zmory ziemian aż hen pod Łomżę lub Płock. Metody postępowania tego owczarza były owiane tajemnicą.
Przywoził ze sobą zamknięty worek, do którego nikomu nie dał zajrzeć. Kategorycznie domagał się, aby nikt prócz niego nie nocował w nawiedzanej przez zmorę chałupie. W nocy sąsiedzi w okolicznych domach słyszeli głośne hałasy. Dochodziły do nich odgłosy walki, krzyki, jęki, trzaskanie owczarskiego bata. Rano następnego dnia owczarz ów wychodził z nawiedzanej przez zmory chałupy w porwanej koszuli, posiniaczony, ale z miną zwycięzcy. Niósł coś zawiniętego w małym woreczku, który dodatkowo obciążał kamieniami i topił w jakiejś odległej rzece lub stawie. Na temat swych magicznych praktyk czy zwycięskich walk, które staczał ze zmorami czy nawet ich poplecznikami diabłami nie chciał nigdy powiedzieć ani słowa. Praktyki jego były jednak jakoby bardzo skuteczne i przepędzana czy też utopiona zmora nigdy już nie wracała do takiej chałupy. Owczarz ten jednak znany był ze swej chciwości. Nigdy nie godził się rozpoczynać swych magicznych zabiegów, nie otrzymawszy uprzednio 10 rubli (sumę na owe czasy w środowisku chłopskim niebagatelną). I otóż według krążących już po wielu latach opowieści, pewnego razu połakomił się na olbrzymi okup, jaki mu dała schwytana do worka zmora. Miał jakoby otrzymać za to tysiąc czy nawet dziesięć tysięcy rubli. Od tego jednak momentu stracił „rękę” do takich magicznych praktyk. Zmory nadal po jego zabiegach nawiedzały chałupę. Nikt już nie wzywał owczarza do tego rodzaju zabiegów. Ponoć rozpił się i umarł jako zwykły żebrak. (...)

Wodny świat Topielców i Rusałek

(….)
Niewyjaśnionym w pełni zagadnieniem może być sprawa ofiar składanych demonom wodnym. Na terenie etnicznie rosyjskim nad Oką, w pierwszej połowie XIX w. chłopi wiosną, gdy poczynały przybierać wody, wspólnie kupowali konia, nie targując się zupełnie, przez kilka dni intensywnie go żywili, a następnie nasmarowawszy łeb miodem i uwiesiwszy mu dwa młyńskie kamienie u szyi, zatapiali. Podobnie niektóre ludy ugrofińskie z terenów wschodniej Rosji składały demonom wodnym ofiarę ze źrebięcia. Czy na terenach Polski tego rodzaju ofiary były składane, trudno jest odpowiedzieć. Niemal jedyną pewną informacją na ten temat jest świadectwo znanego badacza kultury ludowej ziem północno-wschodniej Polski, Zygmunta Glogera, z 1887 r., że nad jednym z jezior
w Augustowskiem, w którym co roku ktoś tracił życie, aby tego uniknąć, miejscowi chłopi rzucali każdego roku kurę dla topielców. Dość niejasna jest wzmianka z terenu Wielkopolski z końca jeszcze XIX w., że w Trzemesznie w dzień św. Jana zawsze tonęły trzy osoby. Otóż, aby zapobiec ofiarom w ludziach, pod poświęconym dębem zabijano trzy koguty.

(….)
W Różanie nad Narwią pewien rybak miał wyłowić z wody małego Żydziaka w mycce i chałacie, który mamrotał coś po żydowsku. W pewnej chwili energicznym ruchem rozerwał sieci i skoczył do wody. Pozostał po nim silny zapach piekielnej siarki. A wreszcie liczne były warianty opowiadań o tym, jak złapany topielec starał się wciągnąć do wody trzymającego sieć rybaka.

(….)

W Mielniku nad Bugiem na Podlasiu opowiadano, że rusałkami zostają dusze młodych kobiet, które zmarły na skutek nadużycia alkoholu. Wspominano tam o pewnej dziewczynie, która podczas swego wesela wypiwszy zbyt wiele wódki zmarła, a jej dusza przemieniła się w wyjątkowo groźną i okrutną rusawkę.

Wilkołaki
(….)
Bardzo trudno jest stwierdzić, na jakich obszarach ziem polskich rozpowszechniona była wiara w wilkołactwo. Z całą pewnością występowały te wierzenia na Podlasiu, częściowo jednak również na Chełmszczyźnie, Lubelszczyźnie, wschodnim Mazowszu, wschodniej części Mazur. Również jednak i na innych terenach, nawet leżących na zachód od Wisły, badacze kultury ludowej z XIX w. zapisywali informacje o jakichś bardzo zresztą niejasnych i częściowo zamazanych reliktach wierzeń w wilkołactwo. Otóż przypuszczać można, że wierzenia te znane były ongiś na całym prawie terenie ziem polskich. Być może jednak były one dość słabe i nigdy nie odgrywały tam większej roli, a w drugiej połowie XIX w. z wyjątkiem wschodnich rubieży ziem polskich miały już charakter reliktowy. Wyjaśnienie tych zagadnień nigdy już chyba nie będzie możliwe. Tradycyjne wierzenia w wilkołaki, z wyjątkiem terenów północno-wschodnich ziem polskich, prawie zupełnie zamarły i już dziś nie można odszukać prawie żadnych ich śladów. A wiadomości pochodzące ze źródeł pisanych są przeważnie bardzo skąpe, a co gorsza niezbyt precyzyjne. Najstarsza chyba informacja o wierzeniach w wilkołactwo na ziemiach etnicznej Polski pochodzi z XVI w. Wówczas to jakoby na Mazurach pruskich pochwycono człowieka, który sam o sobie twierdził, że był wilkołakiem. W wilka przemieniać się on miał 2 razy do roku, a mianowicie na Boże Narodzenie oraz w dzień świętego Jana (24 czerwca). Udawał się on jakoby wówczas do lasu, gdzie współżył z wilkami, wraz z nimi zdobywając pożywienie. Istotnie ów człowiek wykazywał pewne wilcze cechy, twarz jego miała dziki wyraz, a zeszpecona była licznymi bliznami i śladami ran, zadanymi jakoby kłami psów, z którymi jako wilk staczał boje. Autentyczność tego podanego powyżej faktu schwytania człowieka podającego się za wilkołaka, wzbudzać może zastrzeżenia. Jeśli jednak informacja ta byłaby prawdziwą, to łatwo wyjaśnić ją psychiczną chorobą schwytanego osobnika, który wyobrażał sobie, że jest wilkołakiem. Wzmianka ta jednak świadczy chyba o tym, że już wówczas na tamtym terenie znane były wierzenia w przemienianie się ludzi w wilki. W wielu zabytkach literatury pięknej XVI-XVIII w. wzmiankowany był wilkołak, nazywany wówczas częściej wilkołkiem.

 

Pisali o nim autorzy z XVI w., nadmieniał o nim w XVII w. Jakub Kazimierz Haur w Skarbcu znakomitych sekretów ekonomiej ziemiańskiej czy też w XVIII w. ks. Benedykt Chmielowski w Nowych Atenach wszelkiej sciencyi pełnych. Widocznie więc ta postać demoniczna dość dobrze znana była ludziom z tamtych czasów. A wreszcie w początkach XIX stulecia Kazimierz Władysław Wóycicki zaznaczał, że wilkołak „u nas i na Rusi znaczy człowiek czarami zamieniony w wilka”. Również w procesach czarownic z XVII i XVIII w. pojawia się motyw przemieniania się wspólniczek szatana w wilki i w tej postaci napadania na ludzi lub zwierzęta gospodarskie. Naturalnie można mieć dużo wątpliwości do tego, co na torturach plotły nieszczęśliwe kobiety wiejskie posądzone o spółkę z szatanami. Opowieści o przemienianiu się w wilki, obojętne czy podawane przez same czarownice, czy też podpowiadane im przez asystujących podczas tortur sędziów, w prywatnym życiu zwykle rzemieślników lub mieszczan rolników z małych miasteczek, świadczą jednak o pewnym rozpowszechnieniu tych wierzeń na ziemiach polskich, leżących również i na zachód od Wisły. Z demonologicznych wierzeń z terenu ziem północno- -wschodniej Polski dowiadujemy się o trzech zasadniczych formach wilkołactwa, a więc o umiejętności przemieniania się pewnych ludzi w wilki; o umiejętności prze- mieniania na zawsze lub na pewien okres innych ludzi w wilki; o duszach ludzkich pokutujących pod postacią wilków. Pierwszego typu uzdolnienia posiadali w wierzeniach ludowych tylko bardzo nieliczni ludzie. Zwykle byli to czarownicy lub czarownice, niekiedy jednak również owczarze lub nawet zupełnie inni ludzie. Z pewnością częściowo byli to umysłowo chorzy, którzy wygadywali różne głupstwa, a niekiedy nawet na całe tygodnie znikali w lasach, czy też wreszcie osobnicy o wyjątkowo dzikim wyglądzie, wyróżniający się pewnymi drapieżnymi cechami charakteru. (….)

Artykuł Strzygonie, zmory, południce, latawce, kikimory, leśne duchy, wąpierze, polowania na czarownice. Demonologia słowiańska [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/strzygonie-zmory-poludnice-latawce-kikimory-lesne-duchy-wapierze-polowania-na-czarownice-demonologia-slowianska-wideo/feed/ 1
Rolnicy mówią: Dość! „Obecna polityka rolna nie jest przyjazna dla Polskiej Wsi” https://niezlomni.com/rolnicy-mowia-dosc-obecna-polityka-rolna-nie-jest-przyjazna-dla-polskiej-wsi/ https://niezlomni.com/rolnicy-mowia-dosc-obecna-polityka-rolna-nie-jest-przyjazna-dla-polskiej-wsi/#respond Sun, 16 Sep 2018 20:36:30 +0000 https://niezlomni.com/?p=49926

Obecna polityka rolna nie jest przyjazna dla Polskiej Wsi i stawia pod dużym znakiem zapytania czy kierunki z kampanii wyborczej Prawa i Sprawiedliwości nie zboczyły na tory dawnego PSL a PIS nie wszedł w buty PSL - alarmuje Związek Zawodowy Rolników Rzeczypospolitej SOLIDARNI.

Szanowni Rolnicy i Związkowcy

Ze względu na łamanie praw rolników i nie tylko rolników ale i pracowników ARiMR powiązanych z prawidłowym funkcjonowaniem rolnictwa jako najważniejszej gałęzi gospodarki Państwa podjąłem decyzję o zgłoszeniu protestu na dzień 22.09.2018 w Warszawie.
Sytuacja szacowania szkód związanych z Suszą w naszym kraju przechodzi najszczersze wyobrażenia propagandy stosowania pomocy dla sektora rolnego. Należy w tym miejscu podkreślić że od wielu lat wszystkie partie mają świadomość wadliwości systemu IUNG który nie obejmuje całego obszaru kraju. Niestety siana propaganda przez resort rolnictwa wprowadza opinię publiczną w błąd a ceny nawozów i pasz w ostatnim czasie skoczyły diametralnie co przełoży się na wzrost produkcji a w efekcie końcowym na ceny żywności dla konsumentów.

Szanowni Państwo kłamstwa wygłaszane w mediach nie mówią o kwestii istotnej że rolnicy na których to obszarach IUNG nie stwierdził suszy nie otrzymają protokołów a wiec podstawy prawnej do wystąpienia o pomoc a i zarówno umorzenie czynszów z KOWR czy pomoc z kredytów klęskowych. Nie otrzymają wsparcia hodowcy drobiu, bydła mlecznego , mięsnego etc oraz producenci okopowych w tym ziemniaka i buraka ale i wielu producentów produkcji roślinnej

Wystąpienie przez Związek o klęskę żywiołową pozostaje bez echa jak i zarówno wnioski o wyłączenie programów rolno środowiskowych ekologicznych i klimatycznych do Ministra i Prezes ARiMR. Pozostawiono rolników z problemem kontraktów i nie możliwości się z nich wywiązania za co będą zmuszeni płacić kary.

W tym miejscu należy podkreślić że wielu rolników nie otrzymało też odszkodowań za wybite zwierzęta w związku z ASF a Ci co ucierpieli i postanowili nadal hodować inwestując w ogrodzenia w ramach bioasekuracji nie otrzymali zwrotu w ramach ARiMR do dziś. Celowo im blokuje się wypłatę środków szukając wszelkich metod aby odrzucić wniosek co uważamy za dywersję w branżę trzody chlewnej. Sadowników robi się w banbuko ogłaszając pomoc za pomocą Orelen Polska gdzie sprzedaje Orlen 1 jabłko za 1zł 20 gr. A soki po 250 ml za 7 zł najtaniej w promocji przy zakupie 2 butelek. Powstaje pytanie kto to kupi. Nie mówiąc już o największej hoddogarni jaką jest Orlen który kupuje parówki od Chińskiego Animexu Morliny zamiast pomagać Polskim producentom trzody

Dnia 13 .09.2018 przekazałem osobiście do rąk własnych asystentowi Pana Ardanowskiego pismo w sprawie pilnego spotkania i podjęcia negocjacji do środy przed protestem i uzgodnienia form zmiany pomocowych tak aby wszyscy otrzymali pomoc. Nie można się zgodzić na dyskryminację rolników i dzielenie na lepszych i gorszych. Pora na zmiany rzeczywiste dla rolników i działalności okołorolniczej

Pan Asystent Hubert otrzymał osobiście pismo jak i Pan Karol Krajewski dyrektor gabinetu politycznego Ministra z prośbą o pilne spotkanie przed protestem. Pan Hubert zadzwonił osobiście do mnie informując że Minister wyraża wolę spotkania

Jeśli nie dojdzie do spotkania i rozmów przy stole a znów zostaniemy potraktowani z buta to dnia 22.09.2018 roku wyjdziemy na ulicę i mam nadzieje że wszystkie branże zaczną się wzajemnie wspierać.

Obecna polityka rolna nie jest przyjazna dla Polskiej Wsi i stawia pod dużym znakiem zapytania czy kierunki z kampanii wyborczej Prawa i Sprawiedliwości nie zboczyły na tory dawnego PSL a PIS nie wszedł w buty PSL.

Jeśli do spotkania nie dojdzie i nie zawrzemy porozumienia które da podstawę zawieszenia protestu wyznaczonego na dzień 22.09.2018 w uzgodnieniu z wszystkimi uczestnikami spotkania to protest nie zostanie wstrzymany i zapraszam wszystkie branże w imieniu Związku Solidarni do udziału w proteście w obronie Polskich gospodarstw rodzinnych i Polskiego rolnictwa.

Z wyrazami szacunku
Przewodniczący Związku Zawodowego Rolników Rzeczypospolitej SOLIDARNI Marcin Bustowski
kontakt 792434657

 

Artykuł Rolnicy mówią: Dość! „Obecna polityka rolna nie jest przyjazna dla Polskiej Wsi” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/rolnicy-mowia-dosc-obecna-polityka-rolna-nie-jest-przyjazna-dla-polskiej-wsi/feed/ 0
Tych słów Polacy długo Stuhrowi nie zapomną. W wywiadzie z ,,GW” wygarnął, co go boli https://niezlomni.com/tych-slow-polacy-dlugo-stuhrowi-zapomna-wywiadzie-gw-wygarnal-go-boli/ https://niezlomni.com/tych-slow-polacy-dlugo-stuhrowi-zapomna-wywiadzie-gw-wygarnal-go-boli/#comments Fri, 20 Oct 2017 07:09:40 +0000 http://niezlomni.com/?p=44015

Pogarda części celebrytów dla zwykłych Polaków jest już przysłowiowa. Ale słowa Jerzego Stuhra są wyjątkowo ostre jak na wyśrubowane już ,,standardy". W wywiadzie dla ,,Gazety Wyborczej" aktor postanowił dać upust swojej antypatii dla pewnej grupy polskiego społeczeństwa - mieszkańców wsi.

powiem pani, że do części naszego narodu nigdy nie miałem specjalnych złudzeń. Mieszkam na wsi, obserwuję ludzi od 30 lat. To się tliło i nagle doszło do głosu

- zaczął aktor i wyliczał:

Mówię o takim zaprzaństwie, o narodzie gnuśnym, nacjonalistycznym i antysemickim. O lenistwie, brudzie, wewnętrznym niechlujstwie, nieposzanowaniu prawa

Inwektywy usprawiedliwia osobistą historią, kiedy w jego wsi chciano zrobić kanalizację. Tymczasem ludzie mieli pisać listy protestacyjne:

Nie będą Żydy po mojej ziemi orać

- cytuje Stuhr. Aktor jest po części zrezygnowany, ale wciąż widzi promyczek nadziei. Uważa, że kaganek oświaty pod siermiężną polską strzechę mógłby zanieść m.in. Lech Wałęsa.

Niby nie powinienem mieć większych złudzeń, a jednak cały czas myślę: "No nie, trzeba ludzi edukować, rozmawiać z nimi". Trzeba było do ludzi z małych miejscowości wysłać takiego Jacka Kuronia czy Lecha Wałęsę. Oni potrafili nawiązać kontakt.

Wałęsa jednak nie nauczał ludzi i stało się.

Nie zrobiono tego i ta lawa nagle się wylała

- ubolewa Stuhr. W dalszej części wywiadu aktor podkreśla, że Polska oddala się od Europy, bo ,,dają o sobie znać te nasze anarchiczne, genetycznie zakorzenione ciągoty, że prawo nic nie znaczy". Jego bardzo to boli, bo ,,pochodzi z prawniczej rodziny". Obawia się, że jego dzieci i wnuki odejdą od Polski (mąż córki ma amerykańskie obywatelstwo).

Jest we mnie też jakiś niepokój o wnuki. Boję się, że jak sytuacja w kraju będzie się pogarszać, moje dzieci wyjadą.

Sam bardziej czuje się związany z całą Europą Środkową, co nie wyklucza polskiego patriotyzmu:

Gdybym zaczął głośniej mówić, że przynależę bardziej do Europy Środkowej niż do Polski, co nie wyklucza patriotyzmu, byłbym uznany za donosiciela i zdrajcę

źródło: Gazeta.pl

Artykuł Tych słów Polacy długo Stuhrowi nie zapomną. W wywiadzie z ,,GW” wygarnął, co go boli pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/tych-slow-polacy-dlugo-stuhrowi-zapomna-wywiadzie-gw-wygarnal-go-boli/feed/ 2
Piękny wpis Justyny Kowalczyk. Internauci od razu porównali go do zachowania Jarosława Kuźniara. ,,Porównajcie dumę wielkiej Justyny ze wstydem małego Kuźniara” https://niezlomni.com/piekny-wpis-justyny-kowalczyk-internauci-razu-porownali-go-zachowania-jaroslawa-kuzniara-porownajcie-dume-wielkiej-justyny-ze-wstydem-malego-kuzniara/ https://niezlomni.com/piekny-wpis-justyny-kowalczyk-internauci-razu-porownali-go-zachowania-jaroslawa-kuzniara-porownajcie-dume-wielkiej-justyny-ze-wstydem-malego-kuzniara/#respond Wed, 13 Sep 2017 09:03:02 +0000 http://niezlomni.com/?p=43430

Justyna Kowalczyk przygotowuje się do kolejnego intensywnego sezonu. Ale znajduje czas, aby pomóc rodzinie. Na Twitterze zamieszcza wymowne zdjęcia z rodzinnej miejscowości.

Drugi wpis:

Tu wszystko się zaczęło. Szacunek do pracy. Wychowałam się na wsi i mam nadzieję, że słoma zawsze będzie mi z butów wystawać

skojarzył się internautom z wypowiedziami Jarosława Kuźniara.

Redaktor naczelny Sławomir Jastrzębowski napisał:

Skąd pochodzisz? Porównajcie dumę wielkiej Justyny ze wstydem małego Kuźniara...

Artykuł Piękny wpis Justyny Kowalczyk. Internauci od razu porównali go do zachowania Jarosława Kuźniara. ,,Porównajcie dumę wielkiej Justyny ze wstydem małego Kuźniara” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/piekny-wpis-justyny-kowalczyk-internauci-razu-porownali-go-zachowania-jaroslawa-kuzniara-porownajcie-dume-wielkiej-justyny-ze-wstydem-malego-kuzniara/feed/ 0
Polska wieś w czasie okupacji niemieckiej i pierwszych latach komuny. Mało znany serial, w którym wystąpiła plejada znanych polskich aktorów https://niezlomni.com/polska-wies-w-czasie-okupacji-niemieckiej-i-pierwszych-latach-komuny-popielec-malo-znany-serial-w-ktorym-wystapila-w-nim-plejada-znanych-polskich-aktorow/ https://niezlomni.com/polska-wies-w-czasie-okupacji-niemieckiej-i-pierwszych-latach-komuny-popielec-malo-znany-serial-w-ktorym-wystapila-w-nim-plejada-znanych-polskich-aktorow/#respond Thu, 26 Feb 2015 04:12:43 +0000 http://niezlomni.com/?p=23042 Serial Popielec emitowany w latach osiemdziesiątych wywołał oburzenie ze względu na brutalne sceny i przedstawienie niemieckiej okupacji w sposób wolny od retoryki. Popielec – polski…

Artykuł Polska wieś w czasie okupacji niemieckiej i pierwszych latach komuny. Mało znany serial, w którym wystąpiła plejada znanych polskich aktorów pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/polska-wies-w-czasie-okupacji-niemieckiej-i-pierwszych-latach-komuny-popielec-malo-znany-serial-w-ktorym-wystapila-w-nim-plejada-znanych-polskich-aktorow/feed/ 0