Szymon Nowak – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Szymon Nowak – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Tam, gdzie jest bohaterstwo, często pojawia się małość i zdrada. „Zdrajcy Wyklętych” Szymona Nowaka https://niezlomni.com/tam-gdzie-jest-bohaterstwo-czesto-pojawia-sie-malosc-i-zdrada-zdrajcy-wykletych-szymona-nowaka/ https://niezlomni.com/tam-gdzie-jest-bohaterstwo-czesto-pojawia-sie-malosc-i-zdrada-zdrajcy-wykletych-szymona-nowaka/#respond Tue, 28 Mar 2017 18:12:37 +0000 http://niezlomni.com/?p=36608

Szymon Nowak pokazuje jak zdrajcy, często bohaterscy żołnierze wojennej, a niekiedy i powojennej konspiracji, nagle odwracali się od swoich towarzyszy broni i wydawali ich w ręce wrogów.

Przyczyny mogą być różne, ambicja, marzenia o karierze, pieniądze, urażona miłość własna, bez względu jakie jest podłoże zdrady, nic jej nie tłumaczy. Zdrada towarzyszyła także Żołnierzom Wyklętym.

Gdyby nie Regina Mordas, łączniczka oddziału „Łupaszki” nie wpadłaby „Inka” i „Zagończyk”, gdyby nie prowokatorzy Zygmunt Lercel, Edward Wasilewski, Henryk Wendrowski czy Ryszard Grondkowski bezpiece trudniej byłoby rozpracować oddziały podziemia niepodległościowego.

Charakterystykę i opis działalności nie tylko wymienionych postaci, czytelnik znajdzie oczywiście w książce, ale warto wspomnieć, że tylko Henryk Wendrowski przyczynił się do śmierci kilkuset żołnierzy antykomunistycznej konspiracji, kolejnych kilkuset dzięki jego działalności trafiło do więzień.

Szymon Nowak pokazuje jak zdrajcy, często bohaterscy żołnierze wojennej, a niekiedy i powojennej konspiracji, nagle odwracali się od swoich towarzyszy broni i wydawali ich w ręce wrogów, mając świadomość, że skazują ich na tortury i straszną śmierć. Pisze, co nimi kierowało, dlaczego właśnie tak postępowali. Mocna książka, warto przeczytać! MR

Szymon Nowak, Zdrajcy Wyklętych, Fronda, Warszawa 2017. Książkę można nabyć TUTAJ.

Artykuł Tam, gdzie jest bohaterstwo, często pojawia się małość i zdrada. „Zdrajcy Wyklętych” Szymona Nowaka pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/tam-gdzie-jest-bohaterstwo-czesto-pojawia-sie-malosc-i-zdrada-zdrajcy-wykletych-szymona-nowaka/feed/ 0
Świadectwo niezłomnej postaci uczestniczek podziemia niepodległościowego https://niezlomni.com/swiadectwo-niezlomnej-postaci-uczestniczek-podziemia-niepodleglosciowego/ https://niezlomni.com/swiadectwo-niezlomnej-postaci-uczestniczek-podziemia-niepodleglosciowego/#respond Mon, 13 Jun 2016 06:04:20 +0000 http://niezlomni.com/?p=28256 Po świetnej pierwszej części „Dziewczyn Wyklętych”, czytelnik ma okazję sięgnąć do równie dobrej, drugiej części, w której bohaterki powojennego podziemia niepodległościowego walczą z nowym okupantem…

Artykuł Świadectwo niezłomnej postaci uczestniczek podziemia niepodległościowego pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/swiadectwo-niezlomnej-postaci-uczestniczek-podziemia-niepodleglosciowego/feed/ 0
Bitwy Wyklętych. Skrobów 1945 r. https://niezlomni.com/bitwy-wykletych-skrobow-1945-r/ https://niezlomni.com/bitwy-wykletych-skrobow-1945-r/#respond Fri, 11 Mar 2016 10:31:14 +0000 http://niezlomni.com/?p=26505

– Nie i jeszcze raz nie. Panowie, ja nie mogę decydować w tej sprawie. – Trzej żołnierze, stojący przed oficerem na baczność, w skupieniu, ale z rozczarowaniem wsłuchiwali się w słowa majora Kaweckiego. – I nie chodzi wcale o moją zgodę czy niezgodę na waszą – tu ściszył głos – ucieczkę. Problem w tym, że ja naprawdę nie mogę podjąć żadnej decyzji. Nie mam do tego kompetencji, nie jestem najstarszy stopniem w naszym obozie. Nie mogę też objąć nad waszą grupą dowodzenia. Zwróćcie się w tej sprawie do ppłk. Piskuli. On jest najstarszy szarżą i niech on wyrazi swoją opinię. Ja ze swej strony mogę jedynie życzyć wam, żołnierze, powodzenia.
Trzej główni pomysłodawcy i prowodyrzy planu ucieczki wychodzili z rozmowy z majorem Kaweckim co najmniej zawiedzeni i rozgoryczeni faktem, że wyżsi oficerowie najwyraźniej nie chcą przyłączyć się do ich planu. Przypominało to trochę noc listopadową 1830 roku – zapał młodych głów naprzeciw chłodnej kalkulacji starszych oficerów.
– I co teraz? – spytał niepewnie pchor. Jerzy Michalak „Świda”, patrząc na swoich współtowarzyszy. Zdzisław Jarosz „Czarny” tylko wzruszył ramionami, ale wtedy odezwał się „Wierny”.
– Jak to co? – zagrzmiał. – Idziemy prosto do podpułkownika.

Bitwy_wykletych_okladkaBył zdecydowany działać i to jak najprędzej. Kilka dni wcześniej w obozie rozeszła się pogłoska, że uwięzionych AK-owców lada dzień będą wywozić do sowieckich łagrów daleko na Wschodzie. Nie było czasu, aby zastanawiać się nad swoim położeniem, rachować bilans zysków i strat oraz próbować przekonywać pana majora. Minął już etap dyskusji i planów – nadszedł czas działania.
Trzej żołnierze przepisowo zameldowali się u ppłk. Piskuli i wyłuszczyli mu te same argumenty, z którymi przyszli do mjr. Kaweckiego. Starszy już podpułkownik wysłuchał podchorążych z uwagą, ale kiedy zaczął mówić, pojęli, że nie podziela ich entuzjazmu.
– Panowie, wojna powoli dobiega kresu. Dla mnie i chyba dla wszystkich przetrzymywanych w tym miejscu najważniejszą sprawą jest to, aby dożyć jej końca. I tak się chyba stanie, prawda?

„Wierny” stał przed podpułkownikiem, zaciskając pięści. Wiedział już, że nie ma co liczyć na masowe wsparcie oficerów, których w obozie była przecież większość. Z szacunku względem starszego stopniem, podobnie jak jego towarzysze, przytaknął jego słowom, ale w głowie kłębiły mu się całkiem inne myśli.
– Jestem starym oficerem – mówił dalej Piskula. – Potrafię docenić waszą odwagę. Ale nie mogę brać odpowiedzialności za życie kilkuset ludzi zamkniętych w tym obozie. Według mojej oceny szanse na powodzenie takiej ucieczki, jak ta planowana przez was, równe są zaledwie jednemu procentowi. To za mało, aby podejmować taką próbę i ryzykować życie.
– Z całym szacunkiem, panie pułkowniku – wtrącił zdenerwowanym głosem „Wierny” – ale według naszych rachunków szanse na powodzenie akcji wynoszą nie jeden, ale piętnaście procent.
– To i tak za mało. – Podpułkownik uśmiechnął się z goryczą. – Jeśli jednak swoimi argumentami nie odwiodłem panów od tej śmiałej i ryzykowanej akcji, życzę powodzenia – zakończył rozmowę.
– No to klapa – powiedział „Czarny”, kiedy wracali do siebie po spotkaniu z Piskulą.
– Żadna tam klapa. Robimy akcję sami, bez oficerów – powiedział „Wierny”, prowadząc swych kolegów na kolejną tajną naradę, tym razem w szerszym gronie.

[caption id="attachment_26507" align="alignleft" width="383"]Partyzanci z Polesia w lecie 1944 r. Po prawej Piotr Mierzwiński „Wierny”, po lewej Stanisław Nabiałek „Marek” (Narodowe Archiwum Cyfrowe) Partyzanci z Polesia w lecie 1944 r. Po prawej Piotr Mierzwiński „Wierny”, po lewej Stanisław Nabiałek „Marek” (Narodowe Archiwum Cyfrowe)[/caption]

Podporucznik Piotr Mierzwiński „Wierny” trafił do Skrobowa pod fałszywym nazwiskiem. Dodatkowo zataił przed komunistami swój oficerski stopień wojskowy i dlatego znalazł się w pomieszczeniu dla szeregowców i podchorążych. Miał swoje powody. Jako oficer AK dowodził jednym z oddziałów Armii Krajowej na Polesiu, a jego grupa brała udział w operacji „Burza” jako część składowa 30 Poleskiej Dywizji Piechoty AK. Kiedy jego oddział szedł z odsieczą powstańczej Warszawie, został w rejonie Otwocka otoczony przez Sowietów i rozbrojony.

Podporucznik „Wierny” musiał się ukrywać. Niestety NKWD znalazło go i aresztowało. To wtedy Mierzwiński skłamał, że nazywa się Jan Jarocki i jest zwykłym partyzantem, a nie oficerem i dowódcą oddziału. Tymczasowo uratował swą skórę i trafił do komunistycznej polskiej armii.

Niedługo cieszył się wolnością. Jako dawny AK-owiec był niebezpieczny dla „władzy ludowej” i kiedy komuniści robili czystkę w swojej armii, aresztowany został również Piotr Mierzwiński. W taki sposób znalazł się w Skrobowie. Warto dodać, że przed wojną był uczniem szkoły podoficerskiej dla małoletnich, a potem służył w 4 Dywizjonie Pancernym w Brześciu nad Bugiem.

W czasie kampanii wrześniowej walczył w składzie 90 Samodzielnej Kompanii Czołgów Rozpoznawczych „Wilk”. Pomimo klęski „Wierny” nie dostał się wówczas do niewoli i praktycznie od początku konspirował w Związku Walki Zbrojnej (ZWZ)-AK.

„Zaplute karły” z AK. Skrobów, 27 marca 1945 roku

Fragment książki Wydawnictwa Fronda, „Bitwy Wyklętych”, Szymon Nowak.

Więcej informacji o książce:
http://wydawnictwofronda.pl/ksiazki/bitwy-wykletych

Artykuł Bitwy Wyklętych. Skrobów 1945 r. pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/bitwy-wykletych-skrobow-1945-r/feed/ 0
Historyk wyjaśnia, dlaczego pamięć o Żołnierzach Wyklętych jest wciąż zakłamywana. Ale to się zmienia: ,,Młodzi nie wierzą już Kuroniowi, gdy ten pisze, że „Ogień” terroryzował ludzi na Podhalu” https://niezlomni.com/wywiad-specjalnie-dla-niezlomni-com-o-tym-dlaczego-pamiec-o-zolnierzach-wykletych-jest-wciaz-zaklamywana-falszowaniu-historii-i-o-niepodleglej-rzeczpospolitej-kampinoskiej/ https://niezlomni.com/wywiad-specjalnie-dla-niezlomni-com-o-tym-dlaczego-pamiec-o-zolnierzach-wykletych-jest-wciaz-zaklamywana-falszowaniu-historii-i-o-niepodleglej-rzeczpospolitej-kampinoskiej/#respond Tue, 28 Jul 2015 21:46:08 +0000 http://niezlomni.com/?p=15775

Rozmawiamy z Szymonem Nowakiem, autorem takich książek jak "Oddziały Wyklętych", "Warszawa 1944. Alternatywna historia Powstania Warszawskiego" czy "Przyczółek Czerniakowski".

sznowakNIEZLOMNI.COM: - Na rynku jest wiele pozycji poświęconych Żołnierzom Wyklętym. Czym Pan zaskoczy Czytelników, którzy czytali pozycje innych autorów?
SZYMON NOWAK: - Nie o to chodzi aby kogoś „zaskakiwać”. Do niedawna skrywane dzieje Żołnierzy Wyklętych, same aż się proszą, by je opowiadać szerszemu gronu. Tak, aby każdy Polak wiedział, kim byli Wyklęci, dlaczego w PRL o nich w ogóle nie mówiono lub wypaczano ich walkę, nazywając „bandytami”. Dlaczego nawet teraz w niektórych kręgach próbuje się wyszukiwać jakieś kontrowersje związane z Wyklętymi.

Powiedzmy szczerze – każdy życiorys Bohaterów Niezłomnych – to gotowy materiał na interesującą opowieść, książkę, film. Liczy się też pamięć o narodowych bohaterach, także tych wyklętych przez komunistów, którą powinniśmy kultywować.

Pracuję nad kolejnym tematem, ale jest jeszcze zbyt wcześnie, by powiedzieć coś więcej.

- Losy którego Wyklętego zrobiły na Panu największe wrażenie?
SZYMON NOWAK:

- Dla mnie takim wzorcowym przedstawicielem Wyklętych jest major Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko”. Oficer WP, żołnierz września 1939, konspirator, dowódca 5 Wileńskiej Brygady AK, walczący z Niemcami, wspomagającymi ich Litwinami oraz zdradziecką partyzantką sowiecką. Po „wyzwoleniu” walczył przeciw komunistycznemu zniewoleniu Polski, a swoją brygadę reaktywował na Białostocczyźnie, a potem na Pomorzu. Znakomity żołnierz, partyzant, ale - według relacji najbliższych – także wspaniały człowiek. I chociaż porzucił walkę, aresztowany przez UB został skazany aż na 18-krotną karę śmierci. Wyrok wykonano. Gdy szedł na śmierć powiedział towarzyszom z celi: Zostańcie z Bogiem Panowie.

- Jako historyk z zawodowego obowiązku musiał Pan czytać książki i artykuły propagandowe z okresu komunizmu poświęcone Wyklętym. Czy pamięta Pan szczególne przypadki manipulacji faktami?
SZYMON NOWAK: - Ale to nie tylko dotyczyło Wyklętych. Np. w 8 klasie podstawówki (88r.) uczyłem się z podręcznika do historii, że w Katyniu Polaków mordowali hitlerowcy, a nie Sowieci. Piłsudski przedstawiony był tam jako faszystowski samozwańczy dyktator, a Powstanie Warszawskie wyłącznie jako chęć zagarnięcia władzy przed PKWN...

Jeśli chodzi o propagandę dotyczącą Wyklętych, to nazywani byli wyłącznie „bandytami”, którzy walczą z prawowitą władzą naszego kraju. Na myśl nasuwają mi się też popularne wydawnictwa: „Front bez okopów” (oczerniający m. in. „Inkę”), „Rano przeszedł huragan” (o „Ogniu”) oraz zbiór komiksów pt. „Diamentowa rzeka” (dwa odcinki o „bandytach”: „Było to na Podhalu...” i „Osaczony”).

- Czy zbierał Pan relacje od Niezłomnych? Jak wyglądały Pana spotkania z nimi i jakie wrażenia Pan wyniósł? Czy po latach nie żałowali podjęcia walki skazanej na niepowodzenie?
SZYMON NOWAK: - Niestety w obecnych latach żyjący Wyklęci to pokolenie odchodzące. A najbardziej znani partyzanci już nie żyją, zamordowani w czasach PRL. Ale udało mi się np. spotkać z Lidią Lwow-Eberle ps. „Lala” (narzeczoną „Łupaszki”), Krystyną Winiarz z d. Świątoniowską (dziewczyną „Wołyniaka”) i Zbigniewem Kurasiem (synem „Ognia”). To bardzo życzliwi ludzie, prawdziwi Polacy. Chyba mają świadomość, że pozostaje coraz mniej czasu na przekazanie swych, zacieranych coraz bardziej w pamięci, wspomnień. Ogólnie rzecz biorąc, nie żałują wyborów swoich i swych bliskich. Niekiedy tylko zadają pytanie retoryczne, jak mogły potoczyć się losy, gdyby nie poszli do lasu...

- Pisze Pan, że pamięć po Niezłomnych jest dalej zacierana. Jaki jest tego powód?
SZYMON NOWAK: - Proszę Pana, przecież żyją jeszcze ubecy, którzy katowali i mordowali Wyklętych, ówcześni sędziowie, prokuratorzy, milicjanci, żołnierze „ludowego” WP. W III RP pobierają wysokie resortowe emerytury, „poustawiali” kariery swym dzieciom, wnukom. To ogromna siła. Kto w 1989 r. miał pieniądze, by wykupić jakieś przedsiębiorstwo, rozpocząć swój własny biznes? Zresztą na scenie politycznej naszego kraju działają partie, które chętnie i teraz zakopałyby z powrotem Żołnierzy Wyklętych do bezimiennego dołu zapomnienia.

sznowak2Proszę zwrócić uwagę na uroczysty pogrzeb Wojciecha Jaruzelskiego. Dygnitarze III RP i biskupi Kościoła lali krokodyle łzy żegnając z honorami „brata naszego, Wojciecha”... A przecież ten człowiek całe życie służył zbrodniczemu systemowi i wykonywał rozkazy Kremla. Czyż to nie chichot, a może zgrzyt, historii?
Ale powiedzmy szczerze, jeśli uważamy, że w latach 1944-89 Polska była zniewolona – to bez wątpienia walczący o niepodległość Ojczyzny Żołnierze Wyklęci są naszymi bohaterami, a służący Moskwie Jaruzelski to zbrodniarz i zdrajca.

- Nie obawia się Pan, że moda na przypominanie o Żołnierzach Wyklętych nie okaże się tylko chwilowa? Czy jest to może dopiero początek rozszerzenia świadomości społeczeństwa polskiego o zakłamane przez komunistyczną propagandę fakty z historii Polski?
SZYMON NOWAK: - Czas na bohaterów Polski będzie trwał bez końca. Czy to będą szeregowi żołnierze „Cudu nad Wisłą”, Wyklęci, Powstańcy Warszawy, czy też elita naszego kraju zamordowana w 2010 r. w Smoleńsku.

Uważam, że świadomość polskiego społeczeństwa ma się dobrze. Kibice pamiętają o Powstaniu Warszawskim, o Wyklętych. Młodzi w szkołach organizują uroczystości o bohaterach Powstania Antykomunistycznego. Nie oddają czci Jaruzelskiemu, Wałęsie, Kiszczakowi. Nie wierzą Kuroniowi, gdy ten pisze, że „Ogień” terroryzował ludzi na Podhalu. Młodzi już wybrali swych bohaterów, którymi są np.: „Inka” zamordowana przez komunę (która wtedy nawet złamała swoje prawo skazując na śmierć nieletnią), ksiądz „Rudy” zamordowany przez Niemców na Czerniakowie, czy wileńska łączniczka „Sarenka”.

- Pisząc o Żołnierzach Wyklętych odsłania Pan nieznane karty z historii Polski. Czy takich nieopowiedzianych historii jest więcej?
SZYMON NOWAK: - Jak już wcześniej wspomniałem, każdy życiorys to gotowy scenariusz. Dzieje każdego bohatera kryją w sobie nieodkryte, nieznane fakty, niezwykle ciekawe epizody. Dlatego historia jest taka interesująca i pasjonująca. Proszę sobie wyobrazić, ile wiadomości o Wyklętych zawierają komunistyczne dokumenty – protokoły ich przesłuchań, czy stenogramy rozpraw sądowych.

- W książce "Puszcza Kampinoska - Jaktorów 1944" opisuje Pan mało znany fakt istnienia Niepodległej Rzeczpospolitej Kampinoskiej. Czym ona była?
SZYMON NOWAK: - Można powiedzieć, że przez dwa miesiące we wsiach pośrodku Puszczy Kampinoskiej, pod nosem Niemców, funkcjonowała polska wolna przestrzeń, całkowicie opanowana i kontrolowana przez partyzantów. Jeśli już jakiś niemiecki oddział przez przypadek zagłębił się w te strony, momentalnie zostawał rozbity. Te reguły nie dotyczyły wojsk węgierskich, z którymi zawarto porozumienie, aby „nie wchodzić sobie w drogę”. Węgrzy przepuszczali Polaków idących z odsieczą Warszawie, a Polacy przez swe „terytorium” przepuszczali Węgrów, jak by nie patrzeć – sojuszników III Rzeszy. Potem „ronowcy” próbowali wyprzeć Polaków z tych leśnych baz, lecz w dwóch brawurowych nocnych akcjach zostali całkowicie rozbici. Dopiero pod koniec września 44 r. Niemcy mogli przeprowadzić skuteczne akcje (z bombardowaniami lotniczymi), w wyniku których polskie zgrupowanie opuściło gościnne wsie i próbowało przebijać się w Góry Świętokrzyskie.

- W książce "Przyczółek Czerniakowski" wspomina Pan o udziale berlingowców w Powstaniu Warszawskim. Sympatykom Żołnierzy Wyklętych nie kojarzą się oni zbyt dobrze...
SZYMON NOWAK: - Dlaczego zaraz „niezbyt dobrze”? Wyklęci z zasady z wojskiem nie walczyli, a często nawet współpracowali (np. Antoni Żubryd i jego oddział współpracował z żołnierzami 34 pp). Czasami całe grupy z komunistycznego wojska przechodziły na stronę Wyklętych. Zdarzało się często, że kiedy oddziały spotykały się przed walką, ich dowódcy podczas rozmowy załatwiali sprawę i odchodzono bez jednego strzału. Oczywiście, kiedy od razu strzelano nie było czasu na rozmowy i pertraktacje. Ale nawet wtedy po walkach, pojmanych żołnierzy WP od Berlinga czy milicjantów, najczęściej po rozbrojeniu puszczano wolno. Te względy nie dotyczyły funkcjonariuszy NKWD i UB.

Warto pamiętać, że szeregowi berlingowcy często do wojska wstępowali ratując się z sowieckich łagrów i obozów pracy. Niektórzy berlingowcy mieli AK-owskie korzenie, inni byli wcielani do armii z polskich Kresów i nowowyzwolonych obszarów już po tej stronie Bugu. Na pewno nie pałali miłością do komunizmu.

- Pisząc o Powstaniu, dochodzi Pan do wniosku, że nie było od początku skazane na klęskę. Czytelnicy "Obłędu 44" Piotra Zychowicza mogą mieć inne zdanie. Czy na pewno przy tak rażącej różnicy w potencjale militarnym Polacy mieli szanse? Liczenie na pomoc Sowietów było przecież ogromną naiwnością, podobnie na chłodno kalkulujących aliantów.
SZYMON NOWAK: - Ano właśnie, nawet współcześnie kreowany jest wypaczony obraz Powstania Warszawskiego. Jakoby decyzję w Warszawie powzięło w wąskim gronie kilku nieodpowiedzialnych oficerów AK, że walka była od początku samobójcza i bez szans na powodzenie. Ale przecież decyzja o wybuchu walk zgodna była z wytycznymi Naczelnego Wodza z początku lipca, oraz dokładnie wypełniała zapis uchwały polskiego rządu na wychodźstwie z 25 lipca. Pomimo ogromnej dysproporcji, uważam że szanse na militarne zwycięstwo były.

Czy opanowanie większej części miasta i walka jak równy z równym przez dwa miesiące, to już w pewnym sensie zwycięstwo? Czy jeśliby Powstańcy bronili się przez pół roku, a może nawet rok, a potem kapitulowali, to czy to byłaby klęska?
SZYMON NOWAK: - Teoretycznie Polska od 3 września 1939 r. była w wielkiej antyhitlerowskiej koalicji. Naszymi sprzymierzeńcami były USA, W.Brytania, a w sierpniu 44 r. także i Francja, i Włochy. Należy również pamiętać o „sojusznikach naszych sojuszników”, czyli o Sowietach. Jeśli możliwa była współpraca Armii Czerwonej i AK przy wyzwoleniu Wilna i Lwowa, to dlaczego nie Warszawy?

Dziś wiemy, że zachód nas sprzedał, że cała pomoc Powstaniu nie wiązała się z technicznymi trudnościami, tylko polityczną kalkulacją. Ale teherańskie decyzje dotyczące Polski, przy dobrej chęci i twardemu postanowieniu przywódców USA i W.Brytanii, można było próbować zmienić. Często jedna, odmienna decyzja Hitlera, Stalina, Roosevelta i Churchilla, mogła sprawić, że dzieje Powstania Warszawskiego mogły potoczyć się zupełnie inaczej. Jak? Zapraszam do lektury książki „Warszawa 1944. Alternatywna historia Powstania Warszawskiego”.

Artykuł Historyk wyjaśnia, dlaczego pamięć o Żołnierzach Wyklętych jest wciąż zakłamywana. Ale to się zmienia: ,,Młodzi nie wierzą już Kuroniowi, gdy ten pisze, że „Ogień” terroryzował ludzi na Podhalu” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wywiad-specjalnie-dla-niezlomni-com-o-tym-dlaczego-pamiec-o-zolnierzach-wykletych-jest-wciaz-zaklamywana-falszowaniu-historii-i-o-niepodleglej-rzeczpospolitej-kampinoskiej/feed/ 0
„Był krzyż, płomień świecy i jakaś nienaturalna wręcz powaga w szeregach tych młodych ludzi”. Jak o wolność walczyły Dziewczyny Wyklęte https://niezlomni.com/byl-krzyz-plomien-swiecy-i-jakas-nienaturalna-wrecz-powaga-w-szeregach-tych-mlodych-ludzi-jak-o-wolnosc-walczyly-dziewczyny-wyklete/ https://niezlomni.com/byl-krzyz-plomien-swiecy-i-jakas-nienaturalna-wrecz-powaga-w-szeregach-tych-mlodych-ludzi-jak-o-wolnosc-walczyly-dziewczyny-wyklete/#respond Wed, 11 Mar 2015 09:20:59 +0000 http://niezlomni.com/?p=23205

Miało się ku wieczorowi i dzień się już nachylił, a czerwień zachodzącego słońca przyświecała jeszcze złowróżbnie nad wsią. Choć strzały w Kuryłówce wygasły, to w powietrzu czuć było wciąż ostry zapach strzelniczego prochu, swąd dymu i spalenizny. Dopiero co zakończone dudnienie wystrzałów spowodowało, że powietrze nadal falowało i drżało, jak gdyby nadciągała burza. Zwierzęta, które pochowały się podczas walki, zaczęły powoli wychodzić z ukrycia i gasić pragnienie. Kilka psów lizało rany zabitych, a może tylko rannych, żołnierzy. Sowieci uciekli, pozostawiwszy sporo trupów, ale i polskich partyzantów nie ominęły straty. Z naszej strony zginęło siedmiu ludzi, pięciu było ciężko rannych. Tych ostatnich znoszono i opatrywano na miejscowej plebanii, a sanitariuszki oraz ksiądz dwoili się i troili, by ulżyć im w cierpieniach.

[caption id="attachment_23206" align="alignleft" width="431"]Stefania Krupa, fot. wyd. Fronda Stefania Krupa, fot. wyd. Fronda[/caption]

Dwudziestoletnia Stefania Krupa została trafiona pod koniec bitwy. To prawdziwy pech – była sanitariuszką i biegła z pomocą swemu rannemu koledze, ale po drodze coś podcięło jej nogi. Próbowała się jeszcze podnieść, by dopaść do potrzebującego, lecz już nie zdołała. Lewa noga stawała się coraz bardziej bezwładna, a z dziur po postrzale tryskała krew. Czy czuła strach? Rany wyglądały przerażająco. Spróbujcie wbić sobie w nogę z całych sił ostrza wideł, a potem gwałtownie je wyszarpnijcie. Właśnie tak to wyglądało – małe dziurki w równych odstępach. No i strużki krwi, miarowo wypływające z otworów po sowieckich nabojach.

Potem okazało się także, że jedna z kul (a była to cała seria z wrogiej pepeszy) uszkodziła kość. Stefania nie straciła przytomności, w pobitewnym i pourazowym szoku obserwowała wszystko, co się wokół niej działo. Ci, którzy znosili ją z drogi, próbowali być bardzo delikatni, ale „Perełka” czuła się jak bezwładna kłoda drzewa targana po wertepach, a potem jeszcze chybocząca się w takt nierównych kroków „noszowych”. Noszowych? Jakich znowu noszowych? Żadnych noszy nie było – partyzanci nieśli ją na jakiejś starej wyblakłej kapie znalezionej w jednej z najbliższych chat. Przy kościele na plebanii koleżanki sanitariuszki zaraz zajęły się jej ranami. Spod lekko przymkniętych powiek obserwowała świat, jej twarz stawała się nawet nie blada, lecz szara, a rysy w grymasie bólu wyostrzały się. Zgryzła wargi, kiedy bezpośrednio na ranę lali jej roztwór kalihipermanganikum, stary, ale sprawdzony środek odkażający. A potem sprawne ręce obandażowały ranę.

– Trzymaj się, mała – rzuciły jej na odchodne i musiały biec dalej do kolejnego rannego.
– Nie umieraj tylko – ostrzegła jedna z nich.
Nie chciała teraz umierać, była za młoda! Chciała żyć! Pragnęła poznać tego najukochańszego, jedynego. I jak każdy – wziąć ślub, urodzić dzieci, mieć rodzinę. A tu takie nieszczęście i ciężka rana.
– Chciałabym mieć chłopca, a potem męża – szepnęła księdzu, który właśnie udzielał ostatniego namaszczenia konającemu obok żołnierzowi.
– Panienko – odrzekł ksiądz Węgłowski lekko zmęczonym głosem – a ja bym chciał, żeby wszyscy komuniści wymarli. Naprawdę – zaśmiał się nienaturalnie, ale nie odszedł. Zbliżył się do Stefanii tak, że końcówka zakrwawionej stuły wisiała przed jej oczyma.

– Moje dziecko, nie minie rok, a będziesz miała swego wymarzonego wspaniałego męża, od zaraz będę się o to modlił. Obiecuję. Pocałował ją w czoło i odszedł ciąć prześcieradła na bandaże. W tej samej chwili „Perełka” zauważyła, że cichną odgłosy bitwy. Coraz rzadsze strzały zwiastowały koniec walki. Ale czy to był kres obrony naszych, czy też koniec natarcia wroga? Obok przegalopowało kilku konnych jeźdźców. Nasi uciekają? I co teraz? Wejdą Ruskie i wybiją wszystkich rannych, jak to było w Surkontach? Nie słyszeliście? Po tamtej walce Sowieci z NKWD (Narodnyj Komissariat Wnutriennich Dieł – Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych) dobijali rannych Polaków. Żeby oszczędzić amunicję, uśmiercali ich wprawnymi dźgnięciami swych długich stożkowych bagnetów. Raz za razem, każdego z osobna, wszystkich, do samego końca…

– Wygraliśmy! – zakrzyknął ktoś obok podnieconym młodzieńczym głosem.
To prawda! Choć z pewnością przewaga była po stronie sowieckich wojsk NKWD, pod Kuryłówką wygrali Polacy. Do leżącej Stefanii podbiegł jej brat – Michał, zdyszany, ale szczęśliwy.
– Jak tam, siostrzyczko? E tam, tylko noga. To nic wielkiego. W końcu ma się dwie – zaśmiał się ze swojego dowcipu. – Dobrze, że to nic poważnego. Wiesz, jest decyzja, że będziemy się wycofywać, jeszcze nie wiem, jak i gdzie, ale powoli żegnaj się z Kuryłówką.
Chciał pogładzić siostrę po głowie, ale wyszło mu niezgrabne pacnięcie, więc tylko potarmosił jej włosy. Michał ps. „Wierzba” pobiegł dalej, a Stefania została sama. No, nie całkiem, wokół leżeli inni ranni, niektórzy jęczeli, niektórzy wzdychali, inni szeptali bezgłośnie słowa modlitwy.
– Pani, wysłuchaj modlitwy nasze, a wołanie nasze niech do Ciebie przyjdzie – w otchłaniach skłębionych myśli odnalazła tylko melodię i słowa przepięknych Godzinek. – Błogosławmy Panu, Bogu chwała, a dusze wiernych zmarłych przez miłosierdzie Boże niech odpoczywają w pokoju. Amen.

Wojna jest straszna. Nie daj, Panie Boże, wojny. To wojna przerwała szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo Stefanii. To wojna sprawiła, że zamiast się uczyć, musiała konspirować. Nie używała już książek, pióra. Nie czytała gazet i nie pisała listów. Nawet rozmowy i spotkania z rówieśniczkami ograniczyły wojna, okupacja, godzina policyjna. Stefania Krupa urodziła się w 1925 roku w Kuryłówce w powiecie leżajskim. Do wybuchu walk zdążyła ukończyć szkołę powszechną. Potem zostały jej jedynie tajne komplety i nauka przysposobienia wojskowego. Przez tych zaprzańców – Hitlera i Stalina – normalne życie wszystkich Polaków wywróciło się do góry nogami.

– Chcę konspirować – powiedziała któregoś dnia swemu bratu.
Na początku wyśmiał ją – wiadomo, przecież Michał był od niej starszy aż o pięć lat. Jednak minęło kilka dni, a brat sam wrócił do tematu rozmowy. Na wstępie przedstawił trudności i niedogodności życia konspiratorów podziemnej armii. Miało to naturalnie zniechęcić Stefanię. Potem opowiedział, co może się stać z rodziną, z nią samą, kiedy gestapo wpadnie na jej trop i zaczną się aresztowania. Przestrzegał praktycznie przed wszystkim.
– To nie dla ciebie – mówił, dodając, że jest na to zbyt delikatna.

DZIEWCZYNY-3D-72dpiZniechęcał, ale równocześnie dawał czas do namysłu. Był wtedy rok 1943 i wiele zmieniło się od wybuchu wojny. Po pierwsze, Niemcy dostawali solidnego łupnia na wschodzie i przegrywali bitwę za bitwą. Po drugie, polscy partyzanci coraz śmielej sobie poczynali w terenie. Bardzo wielu znajomych gdzieś należało, coś robiło w wielkiej tajemnicy, znikało co pewien czas na kilka dni. Stefania też tego chciała i nie ustąpiła, więc brat koniec końców wciągnął ją do organizacji. Była to Narodowa Organizacja Wojskowa, scalona z Armią Krajową.

Przysięgę złożyła z kilkorgiem innych osób w jakiejś tajnej konspiracyjnej kwaterze. Był krzyż, płomień świecy i jakaś nienaturalna wręcz powaga w szeregach tych młodych ludzi. Jako pseudonim Stefania wybrała sobie określenie „Perełka” – tak w dzieciństwie, kiedy miała kilka lat, mawiał do niej ojciec: jesteś moją perełką. Wreszcie mogła konspirować. Jej zadaniem było początkowo utrzymywanie konspiracyjnej placówki w Kuryłówce. To wtedy poznała bliżej Jankę Oleśkiewicz ps. „Jaga”, z którą dzieliła tę podziemną misję. Dziewczęta szybko się zaprzyjaźniły.


Po pechowej i przegranej przez Polaków partyzanckiej bitwie w Grabie (grudzień 1943 roku) spaleni u niemieckiego okupanta konspiratorzy musieli się ukryć w lesie. Tak również postąpiła Stefania, dołączając do oddziału Józefa Zadzierskiego „Wołyniaka”, gdzie zaufanym człowiekiem był jej brat – Michał Krupa. To wtedy jej zadania stały się trudniejsze i wymagające. Była łączniczką, sanitariuszką, zajmowała się zdobywaniem informacji i ochroną osób.

Okazało się, że mimo obiekcji brata nadawała się do partyzantki – świetnie jeździła konno i (to raczej rzadkość wśród kobiet) rzucała celnie nożem. Uzbrojona była najczęściej w niezawodny rewolwer Nagant, bagnet oraz dwa granaty, a ubierała się po męsku – nosiła spodnie i wysokie buty z cholewami oraz ostrogami. Często wysyłano ją na stację kolejową do Leżajska, gdzie jako łączniczka i przewodniczka doprowadzała do oddziału przybywających w ten rejon oficerów i kurierów podziemnej armii, gdyż świetnie znała okoliczne lasy. Kilkakrotnie w ten sposób eskortowała np. siostrę „Wołyniaka” – Alinę Glińską.

Fragment książki „Dziewczyny Wyklęte”, Szymona Nowaka, wydawnictwo Fronda s. 13-17.

Książkę można nabyć TUTAJ.

Artykuł „Był krzyż, płomień świecy i jakaś nienaturalna wręcz powaga w szeregach tych młodych ludzi”. Jak o wolność walczyły Dziewczyny Wyklęte pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/byl-krzyz-plomien-swiecy-i-jakas-nienaturalna-wrecz-powaga-w-szeregach-tych-mlodych-ludzi-jak-o-wolnosc-walczyly-dziewczyny-wyklete/feed/ 0
Gdyby powstanie wygrało. Alternatywna historia Powstania Warszawskiego https://niezlomni.com/gdyby-powstanie-wygralo-alternatywna-historia-powstania-warszawskiego/ https://niezlomni.com/gdyby-powstanie-wygralo-alternatywna-historia-powstania-warszawskiego/#respond Fri, 01 Aug 2014 10:13:33 +0000 http://niezlomni.com/?p=16080

okladka-alternatywy-1944Czy istniała dla Niemców jakaś alternatywa prócz bezwzględnego rozprawienia się z niepokornym polskim miastem? Polacy, wywołując powstanie wobec widocznych oznak niemieckiej klęski na Wschodzie, liczyli z pewnością na wyjście wojsk niemieckich z miasta. Według domniemanych wydarzeń Niemcy mieli opuścić Warszawę i zachować się w taki sam sposób, jak to miało już kiedyś miejsce – w listopadzie 1918 roku, kiedy po latach niewoli Polska odzyskiwała niepodległość.

Tadeusz Sawicki twierdzi, że w roku 1944, wobec ówczesnej sytuacji politycznej, większe korzyści dla Niemców przyniosłaby nie walka z powstańcami, ale oddanie Warszawy całkowicie w ręce AK. Wedle tej koncepcji Warszawa zajęta przez polską AK mogła spowodować poważny kryzys między sojusznikami – USA i Wielką Brytanią, uznającymi polski rząd w Londynie, i Związkiem Sowieckim, który powołał i dawał poparcie PKWN. „Przecież strona niemiecka na tym etapie wojny” – pisał Tadeusz Sawicki – „bardzo liczyła właśnie na nieunikniony, jej zdaniem, konflikt w „nienaturalnym” – jak określała – sojuszu mocarstw zachodnich ze Związkiem Radzieckim”. Nie bez podstawy niedługo po zakończeniu II wojny światowej rozpoczęła się zimna wojna pomiędzy demokratycznym Zachodem, reprezentowanym przez USA i Wielką Brytanię, a sowieckim komunistycznym totalitaryzmem Stalina.

Adolf Hitler był bardzo wzburzony po wysłuchaniu od Himmlera wiadomości o „wielkim świństwie” w Generalnym Gubernatorstwie, czyli o polskim powstaniu w Warszawie. Nie było tajemnicą, że wodzowi III Rzeszy nie służyło duszne letnie powietrze mazurskich bagien koło Gierłoży. Na domiar złego wszystkim dawały się we znaki roje kąsających niemiłosiernie komarów. Równowagę i pewność siebie Hitlera nadwyrężył niewątpliwie nieudany zamach na jego życie sprzed kilku dni, przeprowadzony przez Clausa von Stauffenberga, oraz lekkie urazy, jakie otrzymał w jego wyniku. Po otrzymaniu wiadomości o walkach wznieconych przez „polskich bandytów” w Warszawie Fuhrer nie krył głębokiego zdenerwowania.

[quote]Nawet uspokajające wypowiedzi Himmlera – że takie powstanie to dla Niemców błogosławieństwo, a wynik walk i zwycięstwo wojsk niemieckich są z góry przesądzone – nie potrafiły ukoić nerwów wodza. Jego usta ciskały gromy, a pośród najgorszych wyrazów można było rozpoznać słowa: zabić, wymordować, zniszczyć, zdeptać! Pomimo tego wzburzenia swą decyzję i rozkazy co do Warszawy Hitler odłożył do czasu narady, która miała się odbyć rankiem dnia następnego. Poproszono na nią szefa SS Heinricha Himmlera oraz szefa sztabu Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych gen. Heinza Guderiana. Następnego dnia rano w bunkrze Hitlera odbyła się narada.[/quote]

Na początku Himmler przedstawił swoje plany stłumienia rozruchów w Warszawie. 2 sierpnia rano Niemcy w kwaterze głównej Hitlera nie wiedzieli jeszcze nic dokładnego o skali polskiego powstania. Wystąpienie zbrojne Armii Krajowej zamierzali spacyfikować niewielkimi siłami policyjnymi. Dlatego też Himmler proponował ściągnąć do Warszawy oddziały SS i ochronne, między innymi policyjne kompanie z Poznania oraz jednostki kozackie, ukraińskie i rosyjską Brygadę RONA. Szef SS przedstawił bezlitosny plan zabicia polskich prowodyrów rozruchów oraz wymordowania wszystkich mieszkańców. Miasto miało zostać całkowicie zniszczone, najpierw spalone, a następnie wyburzone, tak aby w tej „norze polskości” nie został kamień na kamieniu.

Początkowo Hitlerowi spodobała się wizja zburzonej byłej polskiej stolicy. Oczami wyobraźni widział kikuty gołych osmolonych murów, ogromną pustynię gruzów i morze polskich niepochowanych śmierdzących trupów. Ale wówczas głos zabrał Guderian. Szef sztabu opowiadał o „chorym” (jego zdaniem) sojuszu zachodnich kapitalistów z komunistycznym Związkiem Sowieckim. Przypominał, że tylko przypadek spowodował, że w czasie zajmowania Polski jej sojusznicy z Zachodu – Francja i Wielka Brytania – nie wypowiedziały wojny wkraczającej na wschodnie obszary kraju Rosji Stalina. Guderian wspomniał również o sprawie katyńskiej, po ujawnieniu której rząd sowiecki zerwał stosunki z rządem polskim przebywającym w Londynie. Podkreślił, że do tej pory relacje te nie zostały odnowione, a wkraczające na przedwojenne ziemie polskie wojska Stalina bezlitośnie rozprawiają się z polską Armią Podziemną, likwidując jej przywódców i aresztując polskich partyzantów.

Dlatego też niemiecki generał zaklinał Fuhrera, aby poskromił swoją zemstę na Polakach, a zadziałał w sposób bardziej wyrafinowany. Na rozwiązanie siłowe zawsze będzie czas – perswadował. W obecnej trudnej sytuacji proponował rozwiązanie dyplomatyczne, aczkolwiek niezwykle przebiegłe. Guderian przedstawił plan, aby zostawić samo miasto w rękach polskich bojowników, opasując Warszawę silnym kordonem policyjno - wojskowym. Oparciem i wyznacznikiem tego pierścienia miały być lotniska – Bielany na północy i Okęcie na południu, które ze zrozumiałych względów bezwzględnie należało utrzymać w niemieckich rękach. W swoim projekcie szef sztabu przedstawił nawet sugestię, aby po wyjściu z miasta zaproponować polskiej Armii Podziemnej możliwość przelotu nad Niemcami przedstawicieli polskiej władzy i dowództwa z Zachodu do Warszawy.

Naturalnie należałoby się dogadać z dowodzącymi Polakami co do ułatwienia ewakuacji wszystkich Niemców przebywających w mieście. Warszawa w rękach Armii Krajowej oraz przylot oficjalnej delegacji rządu polskiego uznawanego przez USA i Anglię z pewnością wniosłyby nowy rozdźwięk w stosunkach amerykańsko-angielsko-sowieckich. Przecież Stalin rościł sobie prawa do nowej Polski, która albo stanie się kolejną republiką radziecką, albo też będzie marionetkowym tworem wykonującym nakazy przychodzące z Kremla. Adolf Hitler w spokoju wysłuchał projektu gen. Guderiana. I choć raczej nie był przekonany do tego pomysłu, to swą decyzję odłożył do następnego dnia – 3 sierpnia. Mimo wszystko nakazał Himmlerowi, by ten czynił kroki do organizacji i przerzutu dodatkowych sił do Warszawy.

pwNoc z 2 na 3 sierpnia była pod Gierłożą bardzo ciężka. Wieczorna duchota zabierała cały tlen z powietrza, a koszule lepiły się do spoconych ciał. Nocą przeszła gwałtowna letnia burza, a pioruny uderzały często i blisko. Rano meldunki esesmanów pilnujących Wilczego Szańca podawały nawet, że w jednej z niedalekich wsi wybuchł pożar od uderzenia piorunu. Po męczącym poprzednim dniu i ciężkiej burzowej nocy świt przyniósł zwiastun dobrego, spokojnego dnia.

Na porannej naradzie Hitler był całkowicie odprężony. Zniknęło zdenerwowanie z dnia poprzedniego. Jego umysł był trzeźwy, a wydawane rozkazy pewne i bezdyskusyjne. Wódz III Rzeszy przychylił się do koncepcji Guderiana i choć nakazał koncentrację wojsk przeciw Polakom w Warszawie, to jego przekaz brzmiał jasno: wyprowadzić wojska niemieckie i niemieckich cywilów z miasta. Natychmiast! Ten właśnie rozkaz wyszedł 3 sierpnia 1944 roku z Wilczego Szańca. Jeszcze tego samego dnia przebijające się przez miasto frontowe oddziały otrzymały polecenie zawrócenia, a pododdziały garnizonu miały trwać na swych posterunkach, ale nie wzniecać bez potrzeby walk z Polakami. Już 4 sierpnia zrzucono z samolotów ulotki skierowane do Polaków o zaprzestaniu walk i wstępne propozycje prowadzenia rozmów z lokalnymi dowódcami niemieckimi, którzy także otrzymali już instrukcje co do swego postępowania.

„Polakożerca” Adolf Hitler nawet nie przypuszczał, że przez swoje postępowanie stał się niemal „przyjacielem” Polaków w Warszawie. W mieście zapanowała euforia. „Wygraliśmy Powstanie!” – krzyczeli żołnierze powstańczej armii i mieszkańcy polskiej stolicy.

Fragment książki Szymon Nowak, Warszawa 1944. Alternatywna historia Powstania Warszawskiego, Fronda, s. 56 - 61.

 

 

Artykuł Gdyby powstanie wygrało. Alternatywna historia Powstania Warszawskiego pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/gdyby-powstanie-wygralo-alternatywna-historia-powstania-warszawskiego/feed/ 0