SS – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png SS – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 „Auschwitz bez cenzury i legendy”. Konspiracja w niemieckim obozie koncentracyjnym oczami uczestnika. [WIDEO] https://niezlomni.com/auschwitz-bez-cenzury-i-legendy-konspiracja-w-niemieckim-obozie-koncentracyjnym-oczami-uczestnika-wideo/ https://niezlomni.com/auschwitz-bez-cenzury-i-legendy-konspiracja-w-niemieckim-obozie-koncentracyjnym-oczami-uczestnika-wideo/#comments Sat, 05 Sep 2020 19:27:07 +0000 https://niezlomni.com/?p=51124

Wspomnienia więźnia KL Auschwitz, który przesiedział w obozie prawie cały czas jego istnienia. Wspomnienia niezwykłe, bo ukazujące działanie obozu i jego organizacje podziemne w nieco innym świetle.

Jerzy Ptakowski omawia zdarzenia z historii Auschwitz na podstawie własnej pamięci i innych źródeł. Mierzy się z utartymi mitami narosłymi wokół tematyki obozowej wskutek oddziaływania wieloletniej propagandy, doraźnych interesów czy też tarć pomiędzy rozmaitymi frakcjami o rozbieżnych interesach politycznych. Opowiada o bohaterach: o Witoldzie i Janie Pileckich, o. Maksymilianie Kolbem i Janie Mosdorfie. Charakteryzuje organizacje tworzące obozowy ruch oporu i stosunki panujące pomiędzy różnymi narodowościami. Wskazuje, jak wiele ze zbrodni pozostało po wojnie nierozliczonych. Punktuje zdarzenia, które legły u podstaw współczesnych poglądów o tym, że „nie tylko Niemcy ponoszą odpowiedzialność” i że „w Auschwitz mordowali także Polacy”.

Ptakowski trafił do Auschwitz w 1941 roku i opuścił go wraz z likwidacją obozu. Jako członek wysokich władz Stronnictwa Narodowego uwypukla zdecydowanie działalność i bytność narodowców – czy to z SN, czy odłamów ONR – w Auschwitz. Sam również parał się tam konspiracją, uczestnicząc we władzach podziemnych, obozowych struktur.

Spisując wspomnienia, poczuwał się do pełnienia misji. Jak sam zaznacza, chciał uzupełnić istniejącą literaturę i nadrobić występujące w niej luki. Eksponując dokonania narodowców, nie jest jednak stronniczy. Podkreśla, że w dramatycznych warunkach obozowych nad partykularyzmami przeważało po wielokroć poczucie narodowej solidarności i wspólnoty bądź też zwyczajne zrozumienie dla ludzkiej niedoli. Pragnienie pokonania wspólnego wroga przełamywało lody i skłaniało do współpracy najzagorzalszych przedwojennych politycznych oponentów.

Taki obraz zdecydowanie odróżnia książkę Ptakowskiego od podobnej literatury obozowej. Spojrzenie przez pryzmat ugrupowań narodowych czyni zeń wręcz unikat. Dość powszechnie bowiem o narodowcach w Auschwitz napomyka się mało, niechętnie. To temat jakby pomijany, o którym mówić dziś wręcz „nie wypada”.

Jerzy Ptakowski, Auschwitz bez cenzury i legend, Wyd. Replika, Poznań 2020. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika.

Fragment rozdziału Paczka, która kosztowała życie

Dubois zarówno psychicznie, jak i fizycznie trzymał się bardzo dobrze. Pomagał kolegom i sam z ich pomocy korzystał. Nigdy nie spadł do stopnia „muzułmaństwa” i nie pamiętam, aby poważnie chorował. Jako namiętny palacz dużo wysiłku poświęcał na zdobycie papierosów. Nawet w najbardziej ponurym okresie życia obozowego potrafił przynajmniej jeden czy dwa papierosy na dzień wykombinować. Z trudem zdobyty papieros paliliśmy nieraz wspólnie, w pozycji leżącej, pilnie bacząc, aby przedwcześnie nie strącić popiołu.

Trudno przewidzieć, jak ułożyłyby się losy Stanisława Dubois w okresie późniejszym, a zwłaszcza w czasie ewakuacji, ale jego kondycja fizyczna w roku 1942 pozwalała przypuszczać, że miał wszelkie szanse doczekania końca wojny. Śmierć, która go spośród nas zabrała, przyszła w sposób nagły i zgoła nieoczekiwany. Jestem jednym z nielicznych świadków okoliczności, które tę śmierć spowodowały. Pisałem o tym w krótkim poobozowym wspomnieniu już w roku 1947, w redagowanym przeze mnie piśmie polskim „Lech” wydawanym w Monachium. W dniu 19 sierpnia 1942 r. w godzinach popołudniowych przybył do miejsca naszej pracy w betoniarni dobrze mi znany Unterscharführer Oswald Kaduk, który był wtedy jednym z prowadzących raporty i zabrał Staszka ze sobą. Taka wizyta nie wróżyła nic dobrego. Mogła się skończyć śmiercią, osadzeniem w bunkrze na bloku 11 lub przesłuchaniami w Politische Abteilung. Nic więc dziwnego, że byliśmy tym wydarzeniem wstrząśnięci mimo pozornego oswojenia się ze śmiercią, która przecież każdego dnia wisiała nad nami. Przygnębienie malowało się na twarzach najbliższych przyjaciół Dubois z betoniarni, kiedy po skończeniu pracy powracaliśmy do obozu. Nietrudno sobie wyobrazić, jak bardzo byliśmy wzruszeni i uradowani, gdy po przejściu bramy obozowej zobaczyliśmy Staszka żywego wśród współwięźniów oczekujących na apel wieczorny. Radość z tego spotkania pogłębiła wiadomość, że Staszek po przyprowadzeniu go do Politische Abteilung traktowany był dobrze i po sprawdzeniu personaliów otrzymał paczkę przysłaną pocztą na jego nazwisko ze Szwecji. Było to wydarzenie w tym okresie naszego życia obozowego, niesłychane. Odbiór tej przesyłki musiał pokwitować własnoręcznym podpisem. W paczce znajdował się, jak mi mówił, funt cukru i dwa pudełka sardynek. Wydarzenie z paczką miało finał tragiczny. Dwa dni po jej doręczeniu Dubois został na apelu porannym zabrany przez Rapportführera Palitzscha, zabójcę wielu moich przyjaciół i skierowany na blok 11, gdzie został zamordowany strzałem w tył czaszki z karabinku małokalibrowego.

Rozdział VII Narodowcy w Auschwitz

Do Żydów, z którymi utrzymywałem bliższy kontakt, należał m.in. wybitnie inteligentny Żyd z Francji, dawny urzędnik francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, którego imienia niestety już nie pomnę. Na podstawie prowadzonych z nim rozmów przekonałem się, że Żydzi zdawali sobie dobrze sprawę z trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się Polska. Nie oczekiwali od nas większej pomocy aniżeli ta, jaką otrzymywali. Mieli natomiast głęboki żal do swoich wpływowych ziomków zamieszkałych za oceanem. Oskarżali ich o obojętność wobec skazanych na zagładę Żydów wschodnioeuropejskich, obojętność motywowaną rzekomo faktem, że wschodni Żydzi zamykali się w gettach (mowa tu o gettach w znaczeniu przed-wojennym, o gettach dobrowolnych, w odróżnieniu od gett przymusowych, wprowadzonych przez Niemców). Wyobcowywali się w ten sposób z otaczających ich społeczeństw i stawali kamieniem u szyi kulturalnego żydostwa zachodniego, reprezentującego w tym czasie tendencje asymilacyjne. Różnice istniejące między żydostwem „zacofanym” i żydostwem „postępowym” wywoływały wzajemne irytacje i niepotrzebne spory. Zdaniem mego rozmówcy, żydostwo zachodnie starało się nie dostrzegać cierpień żydostwa gettowego. Pozbycie się, czy też osłabienie liczebne elementu „zacofanego” leżało nawet w interesach zachodniego żydostwa. Nie przypuszczali, że nakazana przez Hitlera akcja zagłady przybierze aż takie rozmiary. Dramatyczne samobójstwo szlachetnego Żyda z Polski, Szmula Zygelbuama w Londynie, o którym dowiedziałem się po wojnie, wydaje się być potwierdzeniem tej niezwykłej interpretacji.
Na zadawane często Żydom obozowym pytanie, czym należy tłumaczyć bierną postawę Żydów wobec ich prześladowców, tak różną od postawy walczącego nieustępliwie narodu polskiego, spotykałem się najczęściej z odpowiedzią, że decydujący wpływ wywarło tu wychowanie i religia. Żydzi wierzyli, że nie należy się sprzeciwiać woli Boskiej i że ostatecznie Bóg nie dopuści do zagłady Izraela. Nieuzasadnioną nadzieję podtrzymywała również ich nadmierna ufność w potęgę pieniądza. Zamożni Żydzi sądzili, że za pomocą pieniądza uda się światlejszej i zamożniejszej części żydostwa wykupić od zagłady.

Rozdział XII Ostatnie dni Auschwitz

Ta część, która postanowiła do Kraju opanowanego przez komunistów nie wracać, przeszła gehennę obozów „dipisowskich” i musiała przebijać się ciężko przez życie, aby zdobyć pracę i trwałe warunki utrzymania. Druga część, która wróciła do Polski, a tych była większość, potraktowana została przez władze ludowe nieufnie i poddana wielokrotnym przesłuchaniom przez władze bezpieczeństwa. Byłych więźniów pozbawiono wkrótce możliwości swobodnego zrzeszania się i działania. Najcięższy okres przypadł na lata 1949-1956. Pisze o tym w jednym z krakowskich dzienników w artykule Gorzki obrachunek i poprawki historyczne były więzień Auschwitz Tadeusz Hołuj.
-Odebrano Związkowi prawie wszystkie lokale, roztrwoniono 30 milionów złotych. Odebrano sztandary i wszystkie akta weryfikacyjne oraz bogate archiwalia. Najcenniejsze dokumenty osobiste członków, przechowywane często z narażeniem życia i przedstawiane do weryfikacji, bywały często załącznikiem w aktach śledczych UB. Wystarczy zdradzić taką tajemnicę: w teczce personalnej Cyrankiewicza, w X Dept. MBP, znalazły się też akta archiwalne gromadzone przez oświęcimski ruch oporu, przenoszone przez bohaterski aparat łączności i przechowywane w czasie wojny w Krakowie, a następnie udostępnione przez grupę byłych członków kierownictwa tegoż ruchu oporu Komisji Badań Zbrodni Hitlerowskich. […] Do tragikomicznych wydarzeń należy np. oskarżenie grupy b. oświęcimiaków o… tajny antypaństwowy zjazd w Oświęcimiu, gdy w rzeczywistości chodziło o towarzyskie spotkanie kolegów. Tenże sam autor odpowiada również na pytanie, czym kierowały się komunistyczne władze bezpieczeństwa, tak złośliwie tępiące działalność b. więźniów politycznych: Likwidowano te siły narodu, które niezależnie od poglądów polityczno-społecznych musiały być siłą oporu przeciw stalinizmowi, siłą faktyczną, aktywną lub tylko potencjalną. Były więzień polityczny hitleryzmu (a nie zapominajmy, że rekrutował się on też z ruchu oporu), protestujący szczerze i gorąco przeciw obozom na Korei czy w Grecji, nie mógł być zachwyconym zwolennikiem łagrów, a były partyzant czy działacz patriotycznego podziemia nie mógł zachwalać terroru, łamiącego kości jego towarzyszom broni. Jeśli były takie jednostki, tym gorzej dla nich. Stosunek do byłych więźniów zmienił się na lepsze dopiero po przewrocie październikowym. Na posiedzeniu Rady Naczelnej w roku 1957 przeprowadzono ostrą krytykę siedmioletniej polityki prześladowania, zmieniono skład władz i zrehabilitowano wielu niewinnie oskarżonych członków obozowego ruchu oporu.

Artykuł „Auschwitz bez cenzury i legendy”. Konspiracja w niemieckim obozie koncentracyjnym oczami uczestnika. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/auschwitz-bez-cenzury-i-legendy-konspiracja-w-niemieckim-obozie-koncentracyjnym-oczami-uczestnika-wideo/feed/ 1
Niemcy i Austria nie chcą o tym pamiętać! Zakłady opiekuńcze, które służyły jako centra eutanazji. [WIDEO] https://niezlomni.com/niemcy-i-austria-nie-chca-pamietac-o-tej-niewygodnej-prawdzie-zaklady-opiekuncze-ktore-sluzyly-nazistom-jako-centra-eutanazji-wideo/ https://niezlomni.com/niemcy-i-austria-nie-chca-pamietac-o-tej-niewygodnej-prawdzie-zaklady-opiekuncze-ktore-sluzyly-nazistom-jako-centra-eutanazji-wideo/#respond Mon, 20 Apr 2020 17:49:58 +0000 https://niezlomni.com/?p=51020

Badając sprawę pewnej paczki ze złotem, wysłanej przez jednego z techników z obozu koncentracyjnego Auschwitz do żony, Konrad Morgen przekonał się, że tego typu praktyki to codzienność. Przechwycona przesyłka okazała się wierzchołkiem góry lodowej nielegalnego procederu kradzieży, korupcji i przemytu, mającego miejsce w obozach.

Na miejscu, w Auschwitz, Morgen zaobserwował także, iż załoga obozu regularnie dopuszcza się samowolnych zbrodni na więźniach. W cieniu pracujących pełną parą komór gazowych postanowił więc tropić owe „nielegalne” morderstwa.

Przenosząc się na kolejne placówki z rozkazu Reichsführera SS Heinricha Himmlera, Morgen wizytuje także inne obozy, na obszarach mu podległych: Hertogenbosch/Vught, Kraków Płaszów, Majdanek.

Bada przypadek aresztowanego w KL Buchenwald Karla Kocha i jego zboczonej żony Ilse. Za jego sprawą Karl zostaje ostatecznie skazany na śmierć i trafia przed pluton egzekucyjny na tydzień przed zajęciem obozu przez Amerykanów.

Z 800 wszczętych przez Morgena spraw, 200 kończy się wyrokami skazującymi, 5 wniosków o wszczęcie sprawy wobec komendantów umorzono.

Po wojnie Morgen występuje jako świadek w głośnych procesach zbrodniarzy wojennych, m.in. w procesach norymberskich i w drugim procesie oświęcimskim we Frankfurcie nad Menem. W czasie procesu w Norymberdze określa SS jako praworządną organizację, która nie miała nic wspólnego z zagładą Żydów…

 

Fragment rozdziału "Samotna krucjata przeciw „Endlösung”?" z książki Kevina Prengera pod tytułem "Sędzia w Auschwitz. Sędzia SS Konrad Morgen i jego walka z korupcją oraz „nielegalnymi” morderstwami w obozach koncentracyjnych", Wyd. Replika, Poznań 2020 r. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika. 

Eutanazja stosowana wobec więźniów oznaczana była kodem 14f13, i w większości przypadków była wykonywana w zakładach opiekuńczych, używanych poprzednio do „eutanazjowania” osób upośledzonych w ramach operacji „Aktion T4”. W sumie od 10 000 do 20 000 więźniów stało się ofiarami akcji 14f13. Istot­nie, operacja ta została oficjalnie wstrzymana w 1943 roku, ale w tym również nie było udziału Morgena. Himmler zakończył tę akcję, uważając, że uśmiercanie zdolnych do pracy więźniów jest nieodpowiedzialne. Od tej pory tylko psychicznie upośledzeni więźniowie byli nadal poddawani „eutanazjowaniu”. Wszystkie centra eutanazyjne zostały zamknięte z wyjątkiem Hartheim w Austrii, gdzie w 1944 roku uśmiercono około 3 000 więźniów z obozów koncentracyjnych Mauthausen i Gusen. Chociaż Morgen twierdził co innego, jego dochodzenia w żadnym momencie nie miały wpływu na realizację programu zagłady i euta­nazji.

W jego późniejszym wywiadzie udzielonym The World of War, Morgen był nieco bardziej realistyczny, opisu­jąc swoją rolę w czasie wojny. Opowiedział wówczas, że Auschwitz „[był] dla niego tak strasznym doświad­czeniem, że rozmyślał nad planem prześlizgnięcia się przez granicę, do Szwajcarii”. Ostatecznie postanowił tego nie robić, gdyż obawiał się, że nikt mu nie uwie­rzy w jego opowieści o komorach gazowych. „Z trud­nością mogłem uwierzyć moim oczom i uszom, kiedy po raz pierwszy to zobaczyłem”. Ponadto bał się, że zostanie uznany za „agenta-prowokatora, szpiega lub szaleńca”. „Mogło to doprowadzić tylko do tego, że ja lub moi rodzice bardzo by ucierpieli. A i tak nie miało to sensu, gdyż nie byłem w stanie niczego zmienić”.

Potem obmyślił inny plan:

„Jakkolwiek nie mogłem nic zrobić tym, którzy ponosili odpowiedzialność za zagładę milionów ludzi, mogłem przynajmniej posta­wić przed sądem tych spośród wykonawców owych zbrodni, którzy zboczyli z tak zwanej legalnej ścieżki i z własnej inicjatywy działali dla własnego wzbogace­nia się, próbowali zakamuflować swoje przestępstwa, których pobudką do działania była żądza władzy, lub mieli inne motywy brutalnego traktowania więźniów. Za takie czyny mogłem ich postawić w stan oskarże­nia, umieścić te potwory w zamknięciu za kratami i położyć kres ich zbrodniom”.

Rozumiał dobrze, że nie był w stanie zmienić całego systemu, „zwłaszcza w czasie wojny”. To oświadczenie jest znacznie bar­dziej wiarygodne niż jego zeznania w Norymberdze. Można z pewnością założyć, że było ono oparte na prawdzie.

W zeznania, które Morgen złożył w Norymberdze, niektórzy ludzie jednak uwierzyli, i nie był to byle kto. Jednym z nich był amerykański pisarz historyczny i laureat nagrody Pulitzera – John Toland. W swojej biografii Adolfa Hitlera, opublikowanej w 1976 roku, pisał o Morgenie: „samotnie usiłował powstrzymać «Endlösung»” i doszedł do wniosku, że „samotna krucjata Morgena […] miała druzgocący skutek dla kompleksu obozów zagłady w Lublinie. Kriminalkom­missar Wirth otrzymał polecenie zlikwidowania bez zostawienia śladu trzech z czterech obozów, które sam zbudował – w Treblince, Sobiborze i Bełżcu”.

Toland pisał dalej, że 24 listopada 1944 roku Himmler wydał rozkaz zamknięcia centrów masowej zagłady, „zmu­szony do tego szybkim zbliżaniem się Armii Czerwo­nej i nieustającymi dochodzeniami upartego Konrada Morgena […]”. Toland opierał się przy tym na wy­wiadzie, jaki przeprowadził z Morgenem, i którego zapis dźwiękowy się zachował. Można tam usłyszeć fascynację Tolanda dochodzeniami prowadzonymi przez Morgena w obozach koncentracyjnych. Wyrażał też zdumienie faktem, że była tam mowa o „jedynym [prawdziwym] wymiarze sprawiedliwości” w Trzeciej Rzeszy. „Wielu ludzi na Zachodzie nie dałoby temu wiary”, zapewniał Morgena.

Pisarz okazywał zdziwienie, że Morgen nigdy nie został uhonorowany po wojnie za swoją pracę, którą wykonywał w obozach jako sędzia SS, przy czym, we­dług niego, ryzykował za nią swoim życiem. Amery­kanin pozwalał sobie na zbyt wielką fascynację opo­wiadaniami Morgena i prawie wcale nie zadawał mu krytycznych pytań. Nie było mowy o żadnej jednooso­bowej krucjacie, gdyż Morgen pracował z zespołem sę­dziów śledczych, a orzekanie wyroków należało do za­dań sądów SS i Policji pod nadzorem Gerichtsherren, z Himmlerem i Hitlerem jako najwyższymi sędziami. Toland nie podbudował żadnymi dowodami przedsta­wionego przez siebie związku pomiędzy działalnością Morgena a zakończeniem programu zagłady Żydów. Podobnie jak zamknięcie obozów, „Aktion Reinhard” nie miało nic wspólnego z działalnością Morgena, tak i zamknięcie Auschwitz w rzeczywistości nie było z nim związane. Fabryka śmierci w Auschwitz została unieruchomiona dopiero w listopadzie 1944 roku. Je­dynym powodem, dla którego Himmler wydał rozkaz zniszczenia krematoriów w Birkenau, była jego chęć ukrycia śladów masowej zagłady przed coraz bardziej zbliżającą się Armią Czerwoną. Krótko przed wyzwo­leniem obozu 27 stycznia, esesmani dokonali egzeku­cji kilkuset więźniów, ale nie mieli wystarczająco dużo czasu, by wymordować wszystkich pozostałych309. Ocaleli z Auschwitz zawdzięczali swoje życie szybko nacierającej sowieckiej armii, a nie sędziemu z SS.

Artykuł Niemcy i Austria nie chcą o tym pamiętać! Zakłady opiekuńcze, które służyły jako centra eutanazji. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niemcy-i-austria-nie-chca-pamietac-o-tej-niewygodnej-prawdzie-zaklady-opiekuncze-ktore-sluzyly-nazistom-jako-centra-eutanazji-wideo/feed/ 0
Czy zamach na Franza Kutscherę był w interesie Abwehry? Sensacje z Generalnego Gubernatorstwa, królestwa Hansa Franka. [WIDEO] https://niezlomni.com/czy-zamach-na-franza-kutschere-byl-w-interesie-abwehry-sensacje-z-generalnego-gubernatorstwa-krolestwa-hansa-franka-wideo/ https://niezlomni.com/czy-zamach-na-franza-kutschere-byl-w-interesie-abwehry-sensacje-z-generalnego-gubernatorstwa-krolestwa-hansa-franka-wideo/#comments Sat, 01 Feb 2020 07:13:18 +0000 https://niezlomni.com/?p=50416

Generalne Gubernatorstwo – nielegalne „państwo” utworzone przez Niemców na terenach okupowanej Rzeczpospolitej. Jego dzieje rozciągają się na wszystkie lata wojny – od 1939 do 1945 roku. Polakom ten dziwny administracyjny twór kojarzył się głównie z ulicznymi łapankami, egzekucjami, deportacjami do obozów koncentracyjnych lub na roboty przymusowe, a także z dwoma przegranymi powstaniami.

O godzinie 8:50 w piątek, 28 stycznia 1944 roku, uczestnicy akcji pod dowództwem „Lota” zajęli wyznaczone stanowiska na narożniku Alei Ujazdowskich i ulicy Piusa XI. Czterdzieści minut później zeszli z nich, ponieważ tego dnia generalska limuzyna nie pojawiła się na swej stałej trasie. Akcję odroczono więc do najbliższego wtorku, 1 lutego.

Tego dnia kilka minut po dziewiątej Franz Kutschera wyszedł z budynku w alei Róż i wsiadł do swej limuzyny opel admiral, która natychmiast ruszyła w kierunku niedalekiego gmachu komendantury SS i policji. W najbliższych minutach doszło do zamachu na kata Warszawy, wielokrotnie potem opisywanego, a nawet zrekonstruowanego w kilku filmach, z których najbardziej cenię sobie surowy, czarno-biały Zamach Jerzego Passendorfera z 1958 roku.

Przypomnę wiec tylko, że kierowany przez „Misia” (Michała Issajewicza, który czternaście lat później był konsultantem podczas realizacji filmu Zamach) samochód osobowy marki adler zagrodził drogę limuzynie brigadeführera, doprowadzając do czołowego, ale niegroźnego zderzenia. Gdy oba samochody stanęły, do opla podbiegł „Lot” i z pistoletu maszynowego oddał serię do siedzącego wewnątrz wozu Kutschery i jego kierowcy. W tym samym momencie przy samochodzie znalazł się „Kruszynka” (Zdzisław Poradzki) i strzelił do wyskakującego z limuzyny kierowcy, a następnie oddał serię do Kutschery. Wówczas ze swego samochodu wybiegł „Miś” i wraz z „Kruszynką” wyciągnęli zakrwawionego, ale dającego jeszcze oznaki życia Kutscherę, do którego tym razem strzelił „Miś”, prawdopodobnie dobijając
brigadeführera.

Bodaj najwięcej czasu zajęło zamachowcom szukanie po kieszeniach munduru zabitego jego dokumentów. Tych jednak nie znaleźli. Zabrali więc teczkę Kutschery i jego pistolet.

W tym czasie na skrzyżowaniu Alei Ujazdowskich z ulicą Piusa XI trwała już walka akowców z próbującymi spieszyć na pomoc brigadeführerowi Niemcami. Strzały padały z wielu stron. Uczestników akcji miał wspomóc granatami „Ali” (Stanisław Huskowski), który był zastępcą „Lota”. Jednak „Ali” zmagał się z zamkami teczki z granatami, nie mogąc jej otworzyć. Jak później ustalono, gdy „Lot” otrzymał postrzał w brzuch, „Ali” powinien był go zastąpić. Tymczasem coraz bardziej zdenerwowany Huskowski pobiegł w kierunku samochodu opel kapitän kierowanego przez „Bruna” (Bronisława Hellwiga) i nie wykonał tego, czego ze względu na odniesione obrażenia nie mógł zrobić „Lot”. „Ali” powinien ogłosić, że akcja jest zakończona i należy zajmować miejsca w samochodach. „W momencie odskoku od samochodu Kutschery został ranny w głowę »Miś«, któremu krew zalewała twarz. Akcja przedłużała się ponad potrzebę, walka z obu stron trwała. Do ostrzału włączyli się już Niemcy z budynku położonego przy Szopena. […] Rozkazu zakończenia akcji nie było, ranni wycofywali się o własnych siłach, a za nimi reszta. Samochody ruszyły. Zaczęło się wycofywanie, czyli odskok z miejsca akcji” – pisał Piotr Stachiewicz w wydanej w 1982 roku książce Akcja „Kutschera”.

„Ali” w raporcie przedstawionym po akcji twierdził, że obok teczki z granatami miał jeszcze pistolet parabellum i kontynuował walkę, ale o tym milczą inne relacje.

Obok „Misia” ranny został też „Olbrzym” (Henryk Humięcki), a ciężkie rany odnieśli i wkrótce potem zmarli „Lot” i „Cichy” (Marian Senger), zaś dwaj inni uczestnicy akcji, „Sokół” (Kazimierz Scott) i „Juno” (Zbigniew Gęsicki), próbując – wbrew rozkazowi „Lota” – doprowadzić samochód do znanego im garażu, na moście Kierbedzia natknęli się na kordon Niemców. Skoczyli więc do Wisły i w jej nurtach zginęli, zastrzeleni przez żandarmów.

Wśród setek programów kinowych, które zbierałem w dzieciństwie, zachował się i ten ze wspomnianego filmu Zamach. W tekście omawiającym ów obraz można przeczytać: „1 lutego 1944 do samochodu Kutschery mierzą z pistoletów maszynowych ludzie z konspiracji. A potem zaczyna się gehenna rannych, okrwawionych chłopców, błąkających się od szpitala do szpitala po ulicach pełnych szarozielonych mundurów ze znakami SS. To wszystko ujrzymy w filmie. Chociaż niezupełnie… Film nie jest wierną relacją, dokładnym sprawozdaniem o historycznych wypadkach. Tak więc słowo »odtworzenie« nie jest w pełni adekwatne, gdy mowa o Zamachu. To chyba dobrze. Zajmowanie się autentycznymi detalami akcji, skrupulatne liczenie się z prawdą historyczną aż do prawdziwych pseudonimów zamachowców włącznie – jest zadaniem historyka. Historia raz już stworzyła fabułę – zadaniem ambitnego twórcy nie jest niewolnicze kopiowanie”. I konkludując, anonimowy autor tekstu zamieszczonego w programie stawia widzom siedzącym w kinie i czekającym na projekcję Zamachu ważne pytania: „Czy akcja, która pociągnęła za sobą takie ofiary, była potrzebna? Czy był to jeszcze jeden objaw typowego hurra-bohaterstwa, nieprzemyślane szafowanie krwią? A może wyczyn nie poszedł na marne, może dodał zmęczonemu okupacją społeczeństwu ducha odwagi, nadziei, może pokazał, że żadna zbrodnia bezkarnie nie uchodzi?”.

Wróćmy jednak do 1 lutego 1944 roku. Gdy z miejsca akcji wycofali się zamachowcy, do stojących na środku Alei Ujazdowskich samochodów podbiegło kilku Niemców, wśród których był lekarz. On mógł już tylko stwierdzić, że brigadeführer zmarł od kilku strzałów w głowę i pierś. Później Niemcy rozpuścili pogłoskę, że miał jeszcze zmiażdżoną kolbą od rewolweru twarz, co nie było prawdą. Nie można jednak wykluczyć, że podczas wyciągania trupa  Kutschery z samochodu nie mogło nastąpić jakieś mechaniczne uszkodzenie twarzy. Kierowca samochodu dowódcy SS i policji również leżał na ulicy. Był tylko lekko ranny i tuż po postrzeleniu na tyle przytomny, że padł na bruk udając zabitego, co prawdopodobnie uratowało mu życie.

Oprócz Kutschery zamachowcy śmiertelnie postrzelili – wliczając do akcji w Alejach Ujazdowskich również strzelaninę na moście Kierbedzia – pięciu innych Niemców, a dziewięciu ranili. Nie, tego okupant się nie spodziewał. Kilka godzin po zamachu, w Krakowie na Wawelu zabrał głos wyższy dowódca SS i policji w Generalnym Gubernatorstwie i jednocześnie sekretarz stanu do spraw bezpieczeństwa w rządzie GG obergruppenführer SS Wilhelm Koppe. „Nacjonaliści [czyli AK i inne organizacje konspiracyjne podporządkowane rządowi RP w Londynie – przyp. L. A.]
skupili teraz swą główną uwagę na czołowych osobistościach SS i policji, gdyż uważają ich za inicjatorów zaostrzonego kursu. Niemcy nieustannie popełniają błędy. Gdy ruch oporu na podstawie swych obserwacji ustali, którędy zwykle przejeżdża upatrzony funkcjonariusz, przeprowadzenie udanego zamachu nie przedstawia już najmniejszej trudności” – mówił Koppe i postulował, by – jak się wyraził – czołowe osobistości nie jeździły stale tą samą drogą. Sam też wybrał kilka alternatywnych tras dojazdu z Wawelu, gdzie mieszał, do siedziby rządu GG, gdzie urzędował. A mimo to niemal ta sama grupa zamachowców, którzy wykonali wyrok na Kutscherze, pięć miesięcy później na ulicach Krakowa czekać będzie na Koppego…

W odwecie za śmierć dowódcy SS i policji na dystrykt warszawski Niemcy w publicznych egzekucjach rozstrzelali około 200 Polaków i nałożyli na Warszawę i gminy podmiejskie 100 milionów złotych kontrybucji.

W piątek, 4 lutego 1944 roku, z setek mieszkań w centrum Warszawy Niemcy na kilka godzin wypędzili polskich mieszkańców. Alejami Ujazdowskimi, placem Trzech Krzyży, Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem do Deutsches Haus (Domu Niemieckiego, obecnie Pałacu Prezydenckiego) przeszedł kondukt żałobny. Na lawecie armatniej, ciągnionej przez szóstkę koni, jechała trumna z ciałem Franza Kutschery, przykryta flagą z runicznymi znakami SS. Obok szli wysocy rangą oficerowie SS, a w kondukcie kroczyły poczty sztandarowe oraz pododdziały SS i Wehrmachtu, a także liczni dygnitarze różnych szczebli władz hitlerowskich.

„Trumnę – wspominała po latach Teodora Żukowska – ustawiono na parterze, w hallu, wśród sztywnej zieleni laurowych drzewek. Tam Niemcy oddawali oficjalnie ostatni hołd swemu dygnitarzowi, który w przeciągu kilku miesięcy potrafił sobie zarobić na wyrok śmierci Polski Podziemnej. Stałam wśród innych w półmroku, przypatrując się ponuremu widowisku. Cóż mogłam w tej chwili czuć innego jak satysfakcję? Jakież nieludzkie to były czasy! Wesele przepadło, ale ślub się odbył! Obok katafalku stanęła oblubienica z oznakami zaawansowanej ciąży. Urządzono tę niezwykłą ceremonię po to, aby nienarodzone jeszcze dziecko mogło otrzymać nazwisko ojca, który zasłużył sobie na miano kata Warszawy”.

Z Deutsches Haus kondukt Wybrzeżem Kościuszkowskim dotarł do Dworca Gdańskiego, gdzie trumnę załadowano do specjalnego wagonu, którym zwłoki Kutschery przewieziono do Berlina.

Na początku lat 90. XX wieku wychodzący wówczas w Poznaniu tygodnik „Wprost” zamieścił artykuł Podziemie w sieci autorstwa 38-letniego historyka niemieckiego Michaela Foedrowitza. Napisał on miedzy innymi: „Zamach na Franza Kutscherę 1 lutego 1944 roku miał prawdopodobnie wymiar polityczny. Ten plan podziemia znany był dobrze Abwehrze [niemieckiemu wywiadowi i kontrwywiadowi wojskowemu – przyp. L. A.], ale nie uczyniła ona z tej wiedzy żadnego użytku. Może na rękę było jej osłabienie SS? A może Niemcy poświęcili Kutscherę, aby utorować sobie drogę do ważnych rozmów z Polakami? Czy śmierć kata Warszawy była ceną, jakiej żądała strona polska?”. Foedrowitz studiował historię współczesną na Uniwersytecie w Hanowerze, a napisaną w Londynie pracę magisterską poświęcił żydowskiemu ruchowi oporu na okupowanych ziemiach polskich. Dała ona początek jego zainteresowaniom dotyczącym działalności niemieckich sił bezpieczeństwa i sił porządkowych Generalnego Gubernatorstwa w walce z polskim ruchem oporu.

Foedrowitz znał więc temat, a mimo to jak sępy „rzucili” się na niego znani na początku lat 90. historycy polscy, że rzuca oskarżenia nie przedstawiając żadnych dowodów. Albo – jak pisał profesor Tomasz Szarota z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk – Foedrowitz za prawdę uznał poszlaki, przypuszczenia czy wymagające dopiero udowodnienia hipotezy. Szarota zakwestionował zwłaszcza „ustne i pisemne relacje gestapowców, składane po kilkudziesięciu latach samemu Foedrowitzowi”.

Niemiecki historyk spokojnie odpowiedział swym adwersarzom, że dysponuje nie hipotezami, ale dowodami. „Jeżeli zamach na Franza Kutscherę – pisał – przez całe dziesięciolecia przedstawiany jest jako doskonale od strony organizacyjnej przygotowany, bohaterski czyn polskiego podziemia, a ja znajduję i ujawniam dokument na wcześniejszą znajomość planu tego zamachu przez Abwehrę, to musi to skłonić do istotnych przewartościowań. Oczywiście, można się spierać, czy moje przypuszczenia […] nie idą zbyt daleko, ale fakt przecież pozostaje faktem”.

 

Wydaje mi się, że rzeczywiście niektóre przypuszczenia Foedrowitza szły zbyt daleko i nie wytrzymały próby czasu. Wielu jego hipotez nie da się już udowodnić, co wcale nie świadczy, że zostały one wymyślone. Pytanie, które nas tu interesuje, powinno brzmieć: czy Abwehra mogła znać akowski plan zamachu na Kutscherę? Mogła. Jest bowiem faktem historycznym, że na szczytach hitlerowskich służb specjalnych, między kierowaną przez admirała Wilhelma Canarisa Abwehrą a SS Heinricha Himmlera trwała zacięta walka konkurencyjna. W lutym 1944 roku, a więc krótko po zamachu na Kutscherę, ale bez żadnego z tym związku, Canarisa zwolniono z zajmowanego stanowiska i wysłano na emeryturę, a najważniejsze wydziały Abwehry podporządkowano człowiekowi Himmlera – brigadeführerowi SS i generałowi majorowi Waffen SS Walterowi Schellenbergowi. Jednocześnie pozostawiono go na stanowisku szefa Urzędu VI (wywiad zewnętrzny) Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy.

Gdy wyszło na jaw, że Canaris od lat ściśle współpracował z ludźmi, którzy 20 lipca 1944 roku wysłali pułkownika Clausa von Stauffenberga z ukrytą w teczce bombą do „Wilczego Szańca”, by w zamachu zabił Hitlera, tenże Schellenberg aresztował Canarisa. Były szef wywiadu i kontrwywiadu wojskowego nie przeżył wojny. Na osobiste polecenie Hitlera 9 kwietnia 1945 roku zamordowano go w obozie koncentracyjnym Flossenbürg. W zaświaty zabrał on wiele tajemnic Wielkoniemieckiej Rzeszy.

Jeśli Abwehra rzeczywiście poznała plan zabicia Kutschery przez Armię Krajową, to Canaris i wtajemniczeni oficerowie mogli tę wiedzę zachować dla siebie i spokojnie obserwować, czy żołnierzom Polski Podziemnej uda się unicestwić groźnego także i dla nich generała SS. Bez odpowiedzi pozostaje tylko pytanie, w jaki sposób Abwehra poznała tajny wszak plan zamachu na kata Warszawy? Mówiąc wprost: kto zdradził?

 

W KRÓLESTWIE HANSA FRANKA. Sensacje z Generalnego Gubernatorstwa, Leszek Adamczewski, Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ

 

Generalne Gubernatorstwo – nielegalne „państwo” utworzone przez Niemców na terenach okupowanej Rzeczpospolitej.
Jego dzieje rozciągają się na wszystkie lata wojny – od 1939 do 1945 roku. Polakom ten dziwny administracyjny twór kojarzył się głównie z ulicznymi łapankami, egzekucjami, deportacjami do obozów koncentracyjnych lub na roboty przymusowe, a także z dwoma przegranymi powstaniami.

Nie pomijając tych tragedii, autor pokazuje także nieco inne oblicze Generalnego Gubernatorstwa: od losów skarbów kultury po testy z rakietami V-2.

Adamczewski prowadzi czytelników na tajne narady dygnitarzy hitlerowskich, zagląda za kulisy przygotowań do zamachów Armii Krajowej na Franza Kutscherę oraz Hansa Franka i Wilhelma Koppego. Odwiedza schrony dwóch kwater Führera zbudowanych w Generalnym Gubernatorstwie. Próbuje także ustalić, czy Adolf Hitler mógł gościć w klasztorze jasnogórskim w Częstochowie.

Leszek Adamczewski – poznański pisarz i dziennikarz, urodzony w 1948 roku w Szczecinie. Absolwent Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pracę dziennikarską rozpoczął już na studiach.

Autor prawie trzydziestu książek o zagadkowych i tajemniczych wydarzeniach z lat drugiej wojny światowej, w tym o losach skarbów kultury.
Od 2009 roku współpracuje z Wydawnictwem Replika. Utrzymana w charakterystycznym dla Adamczewskiego stylu książka W królestwie Hansa Franka jest pierwszą w jego dorobku w całości poświęconą Generalnemu Gubernatorstwu.

 

Artykuł Czy zamach na Franza Kutscherę był w interesie Abwehry? Sensacje z Generalnego Gubernatorstwa, królestwa Hansa Franka. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czy-zamach-na-franza-kutschere-byl-w-interesie-abwehry-sensacje-z-generalnego-gubernatorstwa-krolestwa-hansa-franka-wideo/feed/ 1
Niemiecki morderca, który rozpętał II wojnę światową. To on zorganizował akcję pozorowanego ataku na radiostację w Gliwicach. [WIDEO] https://niezlomni.com/niemiecki-morderca-ktory-rozpetal-ii-wojne-swiatowa-to-on-zorganizowal-akcje-pozorowanego-ataku-na-radiostacje-w-gliwicach-wideo/ https://niezlomni.com/niemiecki-morderca-ktory-rozpetal-ii-wojne-swiatowa-to-on-zorganizowal-akcje-pozorowanego-ataku-na-radiostacje-w-gliwicach-wideo/#comments Wed, 19 Jun 2019 05:01:37 +0000 https://niezlomni.com/?p=50772

Przełożeni opisywali go jako „desperado i łotra”, który podejmie się nawet najbardziej ryzykownego zadania bez mrugnięcia okiem.

To on zorganizował akcję pozorowanego ataku na radiostację w Gliwicach 31 sierpnia 1939 r. Zdarzenie to posłużyło jako pretekst do napaści Niemiec na Polskę. Wiosną 1939 r. strategia podjęcia próby zawarcia sojuszu z Polską zakończyła się niepowodzeniem. W kwietniu Hitler wydał Wehrmachtowi rozkaz przygotowywania ataku na Polskę – został on zaplanowany na 1 września. 28 kwietnia Reichstag wypowiedział niemiecko-polski pakt o nieagresji. W następnych miesiącach mniejszość niemiecka w Polsce stanowiła przede wszystkim przedmiot ofensywy propagandowej przeciwko państwu ościennemu. Mniejszość narodowa i wyznaniowa w okresie międzywojennym znajdowała się w ciężkim położeniu. Latem 1939 r. ludność niemiecka była narażona na represje ze strony państwa polskiego. Propaganda narodowosocjalistyczna bez skrupułów wykorzystała ich sytuację, by pogorszyć klimat polityczny. Paralelnie do propagandy terroru, która miała wy-wołać uczucie nienawiści w stosunku do Polaków, w Gdańsku przeprowadzono wzmożoną kampanię namawiającą do solidaryzowania się z Niemcami mieszkającymi w Polsce. Bodźcem zewnętrznym były zatargi pomiędzy Niemcami a Polską dotyczące statusu Wolnego Miasta Gdańsk. Od wiosny 1939 r. niemiecka prasa zradykalizowała ton odnośnie do Polski. Latem 1939 r., gdy przygotowania militarne szły już pełną parą, na masową skalę poczyniono przygotowania ludności niemieckiej do wojny z Polską – przy czym niebagatelną rolę odgrywało tutaj publikowanie sensacyjnych wiadomości: od budzących niepokój doniesień o polskich represjach wobec Niemców, po informacje o polskich planach inwazji oraz aneksji kraju. W ostatnich dniach sierpnia niemiecka propaganda nasilała się coraz bardziej. Jej celem było przekonanie ludności, że pokojowe rozwiązanie sporu z Polską nie jest możliwe. Upozorowanie ataków było przewidziane przez niemiecką propagandę narodowosocjalistyczną skierowaną przeciw Polsce jako ostatnią możliwość zwiększenia dramaturgii przed wybuchem wojny. Rzekomo polskie ataki na obszary należące do Rzeszy miały definitywnie zakończyć tę kampanię i uzasadnić niemiecką agresję na Polskę.

Za planowanie upozorowanych ataków odpowiedzialny był Heydrich. Ich przeprowadzenia nie zlecił jednak określonej jednostce SD bądź Gestapo, lecz wybrał sobie sprawdzonych dowódców SS, którym szczególnie ufał. Wśród nich znalazł się także Alfred Naujocks. Do wykonania tego zadania został wyznaczony na wniosek Heydricha. Fakt, że Naujocks jako Sturmbannführer był najniższy rangą z powołanych do pełnienia funkcji kierowniczych dowódców SS przemawia za tym, że Heydrich darzył go dużym zaufaniem. Sam Naujocks stwierdził w 1946 r., że szef SD znał go od lat i ufał mu. Herbert Mehlhorn, wysoki rangą doódca SS, któremu zlecono koordynację pozorowania ataków, zauważył po wojnie: „Od Naujocksa, którego zadaniem było przeprowadzenie tak zwanego ataku na radiostację w Gliwicach, tak czy owak nie oczekiwano czegoś błahego.”

10 sierpnia 1939 r. Heydrich wezwał do siebie Naujocksa i oznajmił mu, że Hitler zdecydował się napaść na Polskę. Aby świat uwierzył, że agresja nastąpiła ze strony Polski, na granicy trzeba zainscenizować incydenty. W tym celu mieli zostać zamordowani więźniowie obozów koncentracyjnych skazani na długoletnią karę pozbawienia wolności, przebrani w polskie mundury, a ostatecznie posiekani kulami. Następnie mieli zostać ułożeni na starannie wybranych miejscach wzdłuż granicy polsko-niemieckiej, aby sprawić wrażenie, że stracili życie podczas nieudanych ataków na niemieckie tereny. Wkrótce po rozmowie z Heydrichem Naujocks udał się do Gliwic wraz z funkcjonariuszami zasilającymi szeregi oddziału, którym dowodził. [….]

31 sierpnia po południu Heydrich przekazał Naujocksowi hasło do rozpoczęcia akcji: „babka zmarła”. Pomiędzy 19:00 a 20:00 podczas narady w hotelu Naujocks poinformował członków swojego oddziału, że dostarczona zostanie albo jedna osoba nieprzytomna, albo jedne zwłoki. Aż do tej pory mężczyźni nie wiedzieli, o jaki rodzaj misji chodzi. Na wypadek aresztowania opuścili hotel w zniszczonych ubraniach i nie wzięli ze sobą dokumentów tożsamości. Około 20:00 weszli do budynku radiostacji. Dwóch funkcjonariuszy pełniło straż przy wejściu. Mężczyźni ci oddali strzały w powietrze z pistoletów oraz pistoletów maszynowych. Naujocks rozkazał skrępować pracowników i zamknąć ich w pomieszczeniu piwnicznym. Twierdził, że wobec personelu rozgłośni był „nieco szorstki, przeklinał, trochę strzelał, jak to podczas koncentrowania się na wykonaniu zdania.” W studio oddział napotkał niespodziewane problemy techniczne – nie udało się uruchomić urządzeń nadawczych. Członkiem grupy Naujocksa był posiadający tytuł doktora fizyk, który w związku ze służbą w marynarce wojennej był wykwalifikowanym radiooperatorem, a w szeregach oddziału pełnił funkcję eksperta do spraw radiofonii. Jednak również jemu nie udało się obsłużyć mikrofonu. Pod groźbą pobicia pracownicy zostali przyprowadzeni z piwnicy i wypytani o urządzenie. Mimo wszystkich przygotowań Naujocksowi nie udało się wyemitować własnego programu – został on zagłuszony przez oddaloną o 150 kilometrów stację wzmacniakową we Wrocławiu. Poczyniono więc gorączkowe próby odszukania mikrofonu burzowego – dzięki temu urządzeniu można było przerwać program w czasie burzy i poinformować słuchaczy, że nadajnik radiowy został uziemiony. W końcu odnaleziono ten mikrofon w szafie i przerwano program z Wrocławia. Wtedy funkcjonariusz SS nawoływał w języku polskim do polskiego powstania na Górnym Śląsku. „Das 12 Uhr Blatt” donosił:

„Polscy powstańcy zameldowali się przy mikrofonie jako polska radiostacja gliwicka i przemawiali w imieniu polskiego Korpusu Ochotniczego Powstańców Górnośląskich. Ogłosili, że miasto Gliwice i radiostacja gliwicka znajdują się w polskich rękach oraz wygłosili podłą i oszczerczą mowę względem Niemiec, a mówili o polskim Wrocławiu i o polskim Gdańsku. Apel sygnowany był przez komendanta polskiego Korpusu Ochotniczego.”

Pewien mieszkaniec Gliwic, który śledził zajścia w radiu, dwadzieścia lat później wspomina to, co słyszał:

„Zamieszki, przerwa w nadawaniu programu, zamieszanie, wygłaszane w formie przemowy polskie slogany, później znów zamieszanie, a krótko potem komunikat o tym, że Polacy napadli na radiostację i ją zajęli. Tego wszystkiego słuchało się jak słuchowiska dobranego niewłaściwie do trudnych czasów. Na początku niektórzy mieszkańcy Gliwic myśleli, że może to ktoś pijany pozwolił sobie na głupi żart.”
Oddział opuścił budynek rozgłośni zaledwie po kwadransie, pozostawiwszy po sobie jedną ofiarę śmiertelną, pochodzącego z Górnego Śląska Franciszka Honioka. Mężczyzna ten nie był więźniem obozu koncentracyjnego, lecz 30 sierpnia 1939 r. bez podania powodu został aresztowany w swojej rodzinnej miejscowości Łubie [ówczesnie Hohenlieben – przyp. tłum.], która położona była na Górnym Śląsku. Gestapo wybrało Honioka, ponieważ jego biografia zdawała się być odpowiednia do przedstawienia go opinii publicznej jako powstańca śląskiego. W latach 20. żył w Polsce, a w 1921 r. podczas powstania śląskiego sympatyzował z Polakami. Także w latach 30. opowiadał się po stronie Polaków. W marcu 1938 r. Honiok wziął udział w odbywającym się w Berlinie kongresie utworzonego w 1922 r. Związku Polaków w Niemczech. Przed II wojną światową ten zakazany w 1939 r. związek liczący ponad 60 000 członków był najważniejszą organizacją reprezentującą interesy mniejszości polskiej mieszkającej w Niemczech. Dopiero dzięki złożonym w latach 60. zeznaniom pracownika placówki Gestapo w Opolu, Honiok mógł zostać zidentyfikowany jako ofiara śmiertelna z Gliwic. Mimo że urzędnik uczestniczył w aresztowaniu Honioka, nie był w stanie podać nazwiska, lecz tylko miejsce, gdzie aresztowanie to nastąpiło. Dopiero kolejne ustalenia w latach 60. przyniosły pewność co do tożsamości ofiary śmiertelnej oraz okoliczności dokonania przestępstwa. Wieczorem, tego samego dnia, w którym upozorowano atak, Franciszka Honioka przewieziono z aresztu śledczego do budynku radiostacji, a tam zamordowano. Funkcjonariusz policji, który w 1968 r. zeznawał w prokuraturze w Dusseldorfie, stwierdził, że Honiok na komendzie policji w Gliwicach otrzymał odurzający zastrzyk, zanim przewieziono go niemal nieprzytomnego do budynku radiostacji. Dokładna przyczyna jego śmierci nie jest znana.[…]

Fragment książki Floriana Altenhönera pt. "CZŁOWIEK, KTÓRY ROZPĘTAŁ II WOJNĘ ŚWIATOWĄ. Alfred Naujocks – fałszerz, morderca, terrorysta", Wyd. Replika, Poznań 2019. Książkę można nabyć TUTAJ. 

Zabójca, fałszerz, szpieg – tajny agent SD
Alfred Naujocks. Artysta terroru.

Przełożeni opisywali go jako „desperado i łotra”, który podejmie się nawet najbardziej ryzykownego zadania bez mrugnięcia okiem.
To on zorganizował akcję pozorowanego ataku na radiostację w Gliwicach 31 sierpnia 1939 r. Zdarzenie to posłużyło jako pretekst do napaści Niemiec na Polskę. W późniejszym czasie brał udział w wielu podobnych akcjach. Z tego tytułu sam nazwał siebie po wojnie „niemieckim Jamesem Bondem”.

W latach 50. i 60. sprzedawał swe opowieści mediom, piszącym chętnie o jego „fantazji”, pomniejszając jednocześnie wszelkie kwestie niewygodne.

Florian Altenhöner charakteryzuje życie Naujocksa bez jakichkolwiek upiększeń. Widzi w nim jednego z największych niemieckich zbrodniarzy wojennych. Opisuje kulisy działania agentów SD, pokazuje, jak Naujocks wprowadzał zamęt w szeregach organizacji działających przeciwko nazistom.

Swoje informacje czerpie ze źródeł już publikowanych, ale także nowych, opracowanych po raz pierwszy. Pośrednio ukazuje również, jak możliwe stało się, by narodowy socjalizm funkcjonował tak sprawnie i tak długo.

Naujocks zmarł w 1966 roku, w Niemczech nigdy nie wniesiono przeciwko niemu żadnych oskarżeń.

Florian Altenhöner urodził się w 1968 roku w Buchholz/Nordheide.

W 2005 roku obronił doktorat na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie i otrzymał nagrodę DHI London Prize za rozprawę za pracę Komunikacja i kontrola o propagandzie w historii Niemiec i Wielkiej Brytanii.

Współpracuje jako niezależny historyk z Sachsenhausen Memorial, Deutsches Hygiene-Museum w Dreźnie, magazynem „Spiegel” i innymi mediami.

Artykuł Niemiecki morderca, który rozpętał II wojnę światową. To on zorganizował akcję pozorowanego ataku na radiostację w Gliwicach. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niemiecki-morderca-ktory-rozpetal-ii-wojne-swiatowa-to-on-zorganizowal-akcje-pozorowanego-ataku-na-radiostacje-w-gliwicach-wideo/feed/ 1
Gdzie leży granica pomiędzy sprawiedliwością a obłudą? Sędzia SS i jego walka z korupcją oraz „nielegalnymi” morderstwami w obozach koncentracyjnych. [WIDEO] https://niezlomni.com/gdzie-lezy-granica-pomiedzy-sprawiedliwoscia-a-obluda-sedzia-ss-i-jego-walka-z-korupcja-oraz-nielegalnymi-morderstwami-w-obozach-koncentracyjnych-wideo/ https://niezlomni.com/gdzie-lezy-granica-pomiedzy-sprawiedliwoscia-a-obluda-sedzia-ss-i-jego-walka-z-korupcja-oraz-nielegalnymi-morderstwami-w-obozach-koncentracyjnych-wideo/#respond Sat, 11 Aug 2018 07:52:59 +0000 https://niezlomni.com/?p=49417

W SS i w siłach policyjnych w Generalnej Guberni, na których czele od 1939 do 1943 roku stał Wyższy Dowódca SS i Policji, SS-Obergruppenführer Friedrich Wilhelm Krüger, również panowała nieograniczona chciwość i chęć bogacenia się. Była tam zatem wystarczająca ilość pracy dla sędziego SS.

[caption id="attachment_49418" align="alignleft" width="550"] Wyd. Replika[/caption]

Po okresie przygotowawczym w Monachium, Morgen w styczniu 1941 roku został przeniesiony do Sądu SS i Policji w Krakowie, stolicy Generalnej Guberni i siedziby Hansa Franka, jako sędzia pomocniczy. 1 marca 1941 roku został mianowany SS-Untersturmführerem. Jako sędzia śledczy prowadził wiele spraw. Jedna z nich toczyła się w obozie szkoleniowym SS w Dębicy w południowo-wschodniej Polsce. To, co go zaskoczyło, to duża liczba spraw karnych stamtąd zgłaszanych. Rozpoczął więc śledztwo i ustalił, że komendant obozu, Leckebusch, czerpał zyski z nielegalnego kasyna w jednej z willi w Krakowie. Morgen polecił zająć kasyno i przeprowadzić rewizję w prywatnym domu Leckebuscha. Odkryto, że komendant obozu posyłał podarunki Wyższemu Dowódcy SS i Policji, przypuszczalnie by go przekupić. Większość esesmanów pracujących w obozie została aresztowana. Leckebusch popełnił samobójstwo, zanim doszło do jego aresztowania.

Kilka miesięcy po jego nominacji w Krakowie Morgen wyjaśnił inny skandal korupcyjny w magazynach SS. Doprowadził do aresztowania szefa magazynów, SS-Hauptsturmführera dr. Georga von Sauberzweiga i jego sztabu (40 osób), podejrzanych o poważne przestępstwa gospodarcze. Von Sauberzweig sprzedawał rekwirowane w Polsce dobra, a zyskami dzielił się z podległymi mu wspólnikami. Pomimo jego wysokiego statusu w partii nazistowskiej, jako zasłużonego długoletniego towarzysza, został on postawiony przed Sądem SS i Policji w Warszawie. Tam uznano go za winnego „długotrwałego przekupywania urzędników, stałych grabieży i poważnych defraudacji”. Skazano go na rozstrzelanie przez pluton egzekucyjny. Nie pomogło mu nawet to, że cieszył się osobistą protekcją Oswalda Pohla, szefa Hauptamt Verwaltung und Wirtschaft (wydziału odpowiedzialnego za sprawy ekonomiczne i administracyjne w SS), ani nawet prośba o ułaskawienie skierowana do Hitlera. 9 marca 1942 roku wyrok został zatwierdzony przez Führera i 9 kwietnia 1942 roku egzekucja została wykonana.

Sprawa przeciwko von Sauberzweigowi naprowadziła Morgena na ślad innego skorumpowanego oficera SS. Zanim von Sauberzweig został zatrzymany, zdołał zaalramować swoją żonę, że Standartenführer Fegelein musi być zawiadomiony o jego aresztowaniu. Hermann Fegelein (1906–1945) wstąpił do Allgemeine-SS w 1933 roku i jako doświadczony kawalerzysta pełnił rozmaite dowódcze funkcje w kawalerii SS. W czasie wojny dowodził 8. Dywizją Kawalerii SS (8. SS-Kavallerie-Division), ale zasłynął przede wszystkim jako małżonek siostry Evy Braun, Gretl, którą poślubił w 1944 roku. W ostatnich tygodniach wojny był także łącznikiem pomiędzy Himmlerem a kwaterą główną Führera w Berlinie. Ta pełna sukcesów kariera skończyła się jednak 29 kwietnia 1945 roku, kiedy Fegelein został zastrzelony na rozkaz Hitlera na podstawie podejrzenia o dezercję. Gdy Morgen w 1941 roku rozpoczął śledztwo w jego sprawie, Fegelein był wciąż wielce obiecującym oficerem SS i jednym z faworytów Himmlera. Podczas śledztwa w sprawie von Sauberzweiga Morgen odkrył, że wielkie ilości luksusowych artykułów były w podejrzanych okolicznościach sprzedawane magazynom SS przez członków regimentu kawalerii dowodzonego przez Fegeleina. Ponadto okazało się, że von Sauberzweig przekazał kierownictwo skonfiskowanej żydowskiej firmy futrzarskiej jednemu z oficerów SS z jednostki Fegeleina. Zamieszani w to osobnicy twierdzili, że wiele międzynarodowych kontaktów tej firmy było wykorzystywanych do celów szpiegowskich, ale nie znaleziono na to żadnych dowodów. Bogacenie się na sprzedawaniu futer niemieckim klientom wydawało się jedynym

Fragment rozdziału 6 W GENERALNEJ GUBERNI, Kevin Prenger, Sędzia w Auschwitz. Sędzia SS Konrad Morgen i jego walka z korupcją oraz „nielegalnymi” morderstwami w obozach koncentracyjnych, Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ

Gdzie leży granica pomiędzy sprawiedliwością a obłudą? Badając sprawę pewnej paczki ze złotem, wysłanej przez jednego z techników z obozu koncentracyjnego Auschwitz do żony, Konrad Morgen przekonał się, że tego typu praktyki to codzienność. Przechwycona przesyłka okazała się wierzchołkiem góry lodowej nielegalnego procederu kradzieży, korupcji i przemytu, mającego miejsce w obozach. Na miejscu, w Auschwitz, Morgen zaobserwował także, iż załoga obozu regularnie dopuszcza się samowolnych zbrodni na więźniach. W cieniu pracujących pełną parą komór gazowych postanowił więc tropić owe „nielegalne” morderstwa.

Georg Konrad Morgen (8 czerwca 1909 r. - 4 lutego 1982 r.) Był sędzią SS i zajmował się śledztwami w sprawie nadużyć i zbrodni popełnianych w niemieckich obozach koncentracyjnych.

Przenosząc się na kolejne placówki z rozkazu Reichsführera SS Heinricha Himmlera, Morgen wizytuje także inne obozy, na obszarach mu podległych: Hertogenbosch/Vught, Kraków Płaszów, Majdanek. Bada przypadek aresztowanego w KL Buchenwald Karla Kocha i jego zboczonej żony Ilse. Za jego sprawą Karl zostaje ostatecznie skazany na śmierć i trafia przed pluton egzekucyjny na tydzień przed zajęciem obozu przez Amerykanów.

Z 800 wszczętych przez Morgena spraw, 200 kończy się wyrokami skazującymi, 5 wniosków o wszczęcie sprawy wobec komendantów umorzono.

Po wojnie Morgen występuje jako świadek w głośnych procesach zbrodniarzy wojennych, m.in. w procesach norymberskich i w drugim procesie oświęcimskim we Frankfurcie nad Menem. W czasie procesu w Norymberdze określa SS jako praworządną organizację, która nie miała nic wspólnego z zagładą Żydów…

Kevin Prenger, urodzony w 1980 roku, mieszka w Holandii. Jest redaktorem naczelnym Go2War2.nl, największego holenderskiego portalu poświęconego II wojnie światowej, a ponadto autorem licznych artykułów zamieszczanych m.in. w portalu Historiek.net oraz czasopiśmie „Wereld in Oorlog” („Świat w stanie wojny”). W swych publikacjach stara się rzucać światło na mniej znane aspekty II wojny światowej oraz Holokaustu.

 

Artykuł Gdzie leży granica pomiędzy sprawiedliwością a obłudą? Sędzia SS i jego walka z korupcją oraz „nielegalnymi” morderstwami w obozach koncentracyjnych. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/gdzie-lezy-granica-pomiedzy-sprawiedliwoscia-a-obluda-sedzia-ss-i-jego-walka-z-korupcja-oraz-nielegalnymi-morderstwami-w-obozach-koncentracyjnych-wideo/feed/ 0
Zdobyć Budapeszt! Sowiecka ofensywa na Węgrzech, operacja na miarę „Market-Garden”. [WIDEO] https://niezlomni.com/zdobyc-budapeszt-sowiecka-ofensywa-na-wegrzech-operacja-na-miare-market-garden-wideo/ https://niezlomni.com/zdobyc-budapeszt-sowiecka-ofensywa-na-wegrzech-operacja-na-miare-market-garden-wideo/#respond Mon, 09 Jul 2018 05:42:06 +0000 https://niezlomni.com/?p=49064

Podobnie jak ich koledzy po fachu z innych jednostek naziemnych i powietrznych, sztabowcy. 2. Gwardyjskiego Korpusu Zmechanizowanego spędzili noc z 28 na 29 października rozplanowując wejście tej potężnej formacji pancernej do bitwy o Budapeszt.

[caption id="attachment_49065" align="alignleft" width="550"] Wyd. Replika[/caption]

Około godziny 22.00 dnia 28 października, generał Swiridow został wezwany do kwatery głównej 46. Armii, gdzie poinformowano go, że jego korpus został podporządkowany Szleminowi i ma ruszyć w bój już następnego dnia. W zależności od sytuacji, zostanie rzucony do walki albo w sektorze 10. Gwardyjskiego Korpusu Strzeleckiego (pod Kiskunmajsą), albo na styku wojsk 10. Gwardyjskiego Korpusu Strzeleckiego i 37. Korpusu Strzeleckiego (pod Kiskunfélegyházą). Bez względu jednak na to, w którym z tych rejonów formacja zostanie użyta, jej cel będzie ten sam: zdobyć Kecskemét, zająć rubież Alberti–Örkény, i stamtąd nacierać dalej na Budapeszt.

Po wysłuchaniu tych ustnych instrukcji, Swiridow i jego oficerowie opracowali plan, zawierający następujące punkty:

– Korpus przemieści się w nowy rejon koncentracji (na zachód od miasta Kistelek), znajdujący się znacznie bliżej linii frontu.

– Korpus rozpocznie natarcie uformowany w dwa rzuty: pierwszy rzut będzie się składać z 4. i 6. Gwardyjskiej Brygady Zmechanizowanej, jednostek wspieranych, odpowiednio, przez 1509. i 251. Pułk Artylerii samobieżnej; drugi rzut będzie składać się z 5. Gwardyjskiej Brygady Zmechanizowanej i 37. Gwardyjskiej Brygady Pancernej (wspartej przez 30. Gwardyjski Pułk Czołgów Ciężkich).

– Oddziały otrzymają dwa zakodowane rozkazy: „Wołga 3333” („Przygotować się do akcji!”) oraz „Orzeł 5555” („Rozpocząć natarcie!”).

– Oddziały zwiadowcze i wysunięte elementy brygad pierwszego rzutu zostaną rozmieszczone w linii dywizji piechoty. Po przełamaniu nieprzyjacielskiej obrony, pododdziały te miały posuwać się zaraz za piechotą aż do linii folwark Jozsef–Puszta Páka–Szappanyos (w połowie drogi pomiędzy Kiskunfélegyházą a Kecskemétem), stamtąd zaś miały ruszyć naprzód jako czołówka natarcia.

– Napotkane na drodze brygad korpusu nieprzyjacielskie punkty umocnione należy otaczać i likwidować.

– Z uwagi na znaczenie odpowiedniego tempa natarcia, największe z napotkanych punktów umocnionych należy omijać i pozostawiać dywizjom piechoty, które mają za zadanie je likwidować.

Sowieckie podręczniki i akademie wojskowe zalecały rozwijanie oddziałów w kilku rzutach podczas ofensywy i w wielu wielkich bitwach rozwiązanie takie okazało się korzystne. Innymi podstawowymi zasadami rosyjskiej sztuki wojennej były: koncentracja sił, natarcia wykonywane przy użyciu wszystkich rodzajów broni, oraz formowanie „dalekosiężnych” zgrupowań zmechanizowanych. Trzonem tych ostatnich była zwykle armia pancerna, kombinowana grupa wojsk pancernych i kawalerii, lub jeden korpus pancerny. Ich zadaniem było wyjść na otwartą przestrzeń na zapleczu ugrupowania nieprzyjaciela, gdzie miały nie tyle nawet okrążać siły Osi, ile raczej je rozdzielać i rozbijać na mniejsze zgrupowania oraz uderzać na ich głębokie tyły, pozostawiając zadanie likwidowania izolowanych punktów oporu wojskom drugiego rzutu (piechocie). Aby zapewnić tego rodzaju zgrupowaniom odpowiednie „narzędzia” do wykonywania określonych w ten sposób zadań, wzmacniano je zazwyczaj dodatkowymi jednostkami artylerii (zob. poniżej) i zapewniano im ścisłe współdziałanie ze strony sił powietrznych.

Tempo sowieckich działań ofensywnych wyznaczały tak zwane oddziały wysunięte. Te niewielkie, lecz potężne awangardy bojowe stanowiły czołówkę zgrupowań zmechanizowanych. Ich zadanie polegało na rozbijaniu niemieckich odwodów pancernych w „bojach spotkaniowych”, spychaniu z osi natarcia nieprzyjacielskich pozycji obronnych, stworzonych na drodze zgrupowania zmechanizowanego, zajmowaniu kluczowych węzłów drogowych, przepraw i tym podobnych ważnych strategicznie punktów, i utrzymywaniu ich do chwili nadejścia głównych sił macierzystej formacji.

2. Gwardyjski Korpus Zmechanizowany nie był wyjątkiem od tej reguły i każda z jego brygad także sformowała takie oddziały wysunięte. I tak 4. Gwardyjska Brygada Zmechanizowana utworzyła czołówkę złożoną z kompanii zwiadu, 23. Gwardyjskiego Pułku Czołgów, 2. Zmotoryzowanego Batalionu Strzeleckiego, 1509. Pułku Artylerii Samobieżnej i batalionu holowanych dział kalibru 76 mm280. Podobny skład miał oddział wysunięty 6. Gwardyjskiej Brygady Zmechanizowanej, natomiast czołówkę 37. Gwardyjskiej Brygady Pancernej tworzył 2. Batalion Czołgów i dwie kompanie 30. Gwardyjskiego Pułku Czołgów Ciężkich281. Jak się później przekonamy, podobnie postąpił również nadciągający na pole walki 4. Gwardyjski Korpus Zmechanizowany.

Operacja budapeszteńska podobna była pod wieloma względami do innej pospiesznie przygotowywanej „błyskawicznej” w zamyśle jej twórców ofensywy, która zakończyła się zaledwie przed miesiącem, a mianowicie operacji „Market Garden”, wielkiej klęski Montgomery’ego. Obydwa pomysły zrodziły się z chęci przyspieszenia końca wojny poprzez wykorzystanie pewnych słabych z pozoru punktów niemieckiej linii frontu. Obydwa też zmierzały w gruncie rzeczy do osiągnięcia celów natury politycznej: zajęcia jak największego terytorium przed nadejściem wojsk pozostałych sprzymierzeńców. Obydwa plany były też wielce ryzykowne, a odpowiedzialni za nie planiści naiwnie wierzyli, że kiedy uda się dokonać wyłomu w linii frontu, setki czołgów wedrą się przez powstała lukę i niebawem dotrą, odpowiednio, do Berlina i Monachium. W obydwu ofensywach miały wziąć udział potężne formacje pancerne, lecz brakowało im możliwości manewrowania, gdyż zmuszone były posuwać się naprzód wzdłuż jednej jedynej utwardzonej drogi. W obu przypadkach ich głównymi celami było kilka kluczowych mostów na wielkich rzekach. Operacja „Market Garden” zakończyła się klęską, lecz najwyraźniej Stalin nie zwrócił uwagi na wszystkie powyższe podobieństwa.

Fragment rozdziały Kto kogo przechytrzy z książki: Kamen Nevenkin, ZDOBYĆ BUDAPESZT, Kampania na Węgrzech 1944, Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ

Ogromna ofensywa na Węgrzech – sowiecka operacja na miarę „Market-Garden”.

W październiku 1944 roku wojska rosyjskie przypuściły potężny atak na Budapeszt. Uderzenie wyprowadzone z południa miało doprowadzić Armię Czerwoną pod Monachium.

Natarcie na Budapeszt, wraz z oblężeniem miasta i niemieckimi przeciwdziałaniami, zmierzające do odwrócenia losów zmagań w dorzeczu Dunaju, stanowiło kulminację działań zaczepnych rozpoczętych przez armię sowiecką w sierpniu 1944 roku i zmierzających do wyparcia sił Osi z Bałkanów.

Pod względem politycznym była to ze strony Rosjan próba jeszcze poważniejszego osłabienia państw Osi poprzez wyeliminowanie Węgier z wojny. Szybko doszło jednak do sytuacji patowej i wojskom sowieckim nie udało się dotrzeć do Bawarii.

Pomimo podobnego charakteru, uderzenie na Budapeszt nie zyskało takiej sławy jak operacja „Market –Garden”. A przecież zamysł i zaznaczenie dla frontu wschodniego było podobne. Co więcej, w ostatecznym rozrachunku Stalin nie był niezadowolony. Napór od południa zmusił Hitlera do przerzucenia tam znacznych sił odwodowych. Manewr ten znacząco ułatwił Żukowowi marsz na Berlin.

Kamen Nevenkin opowiada historię natarcia na Budapeszt w sposób żywy i fascynujący. Korzysta przy tym z wielu niepublikowanych wcześniej dokumentów – niemieckich i sowieckich. W tym także z dokumentów niemieckich, które dostępne są wyłącznie w archiwach rosyjskich.

Dynamicznemu tekstowi towarzyszy bardzo wiele nieznanych dotąd fotografii.

To najlepsze, co może mieć do zaoferowania historia wojskowości na szczeblu operacyjnym: znani z nazwiska wojskowi, z powodzeniem lub bez, dowodzą konkretnymi, rozpoznawalnymi formacjami na dającym się wciąż odtworzyć polu bitwy, pośród istniejących często do dziś miast i wsi czy otwartych przestrzeni. Na polu tym, jak zwykle, panuje niepodzielnie mgła wojny, z której wyłaniają się niezliczone przykłady zwycięstw, porażek, miłych bądź przykrych niespodzianek i nieuniknionych ludzkich rozczarowań i frustracji. Ta żywa opowieść znajduje oparcie w jasnych i czytelnych mapach, jakże potrzebnych do tego, by nieco rozwiać tę mgłę i wyjaśnić czytelnikowi, co rzeczywiście wydarzyło się na polu bitwy, i dlaczego - David M. Glantz, autor Czerwonej burzy nad Bałkanami.

Kamen Nevekin urodził się w Sofii, w Bułgarii. Historią interesował się od dzieciństwa, jednak decyzję, by zająć się nią zawodowo, podjął w roku 2000. W kolejnych latach poświęcił się studiom językowym oraz badaniu i gromadzeniu materiałów archiwalnych. Jego pierwsza, monumentalna praca Fire Brigades: The Panzer Divisions 1943-1945 odbiła się szerokim echem i spotkała z ogromnym uznaniem. Po jej publikacji Nevenkin zajął się praktycznie wyłącznie studiami nad tematem bitew prowadzonych na froncie wschodnim w latach 1944-45, Pierwszym owocem jego badań jest niniejsza monografia bitwy o Budapeszt.

 

 

Artykuł Zdobyć Budapeszt! Sowiecka ofensywa na Węgrzech, operacja na miarę „Market-Garden”. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zdobyc-budapeszt-sowiecka-ofensywa-na-wegrzech-operacja-na-miare-market-garden-wideo/feed/ 0
Co stało się z członkami Gestapo po II wojnie światowej? Los niemieckich zbrodniarzy (wideo) https://niezlomni.com/co-stalo-sie-z-czlonkami-gestapo-po-ii-wojnie-swiatowej-los-niemieckich-zbrodniarzy-wideo/ https://niezlomni.com/co-stalo-sie-z-czlonkami-gestapo-po-ii-wojnie-swiatowej-los-niemieckich-zbrodniarzy-wideo/#respond Wed, 04 Apr 2018 05:55:16 +0000 https://niezlomni.com/?p=48199

W lutym 1944 roku Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) dokonał ostatniego zachowanego do dziś zestawienia istniejących zasobów kadrowych.

Według niego 1 stycznia tego roku do Gestapo należały 31374 osoby, do Policji Kryminalnej Rzeszy – 12792, a do Służby Bezpieczeństwa SS Reichsführera Rzeszy (SD) – 6482, w sumie więc 50648 osób. Wiele z nich straciło życie w walkach podczas wycofywania się wojsk niemieckich lub poległo podczas walk o Berlin w 1945 roku. Ocenia się, że co najmniej 25000 funkcjonariuszy Gestapo, czyli zdecydowana większość, mogło przeżyć wojnę. Dla nich dzień 8 maja 1945 roku oznaczał wielką niewiadomą. Instytucja, do której należeli, została co prawda rozbita, ale właśnie wtedy ich zbrodnie uwidoczniły się w całej pełni. Jednocześnie w tym samym czasie rozpoczęło się drugie życie narodowego socjalizmu, w pewnym sensie drugi etap jego historii. Był to początek trwających do dziś, pełnych konfliktów zmagań dotyczących poczucia winy i jej wypierania, walk pomiędzy zmianami o charakterze politycznym a trwaniem specyficznej mentalności, nawarstwiania się procesów publicznego odzyskiwania pamięci i spychania w niepamięć, historiograficznych interpretacji i reinterpretacji, odnajdywania faktów z przeszłości i ich przemilczania.

Przed funkcjonariuszami Gestapo piętrzyło się wiele pytań: jaki będzie stosunek do nich ze strony aliantów? Jakie stanowisko najlepiej będzie zająć w powojennym społeczeństwie? Czy otrzymają drugą szansę? Czy możliwa będzie kontynuacja kariery? Jaki będzie stosunek do nich niemieckiego społeczeństwa? Czy pozwoli ona na ich reintegrację? Jakie będą powszechne wyobrażenia o sprawcach tych zbrodni? Czy będzie im dane prowadzenie polityki historycznej w swoim własnym interesie, wpływanie na obraz historii czy wręcz jego kształtowanie? Jaki będzie stosunek do nich wymiaru sprawiedliwości? Jakie kary czekają ich za popełnione zbrodnie? Czy będzie istniała możliwość odrzucenia winy? Jak dalece będą się różnić pod tym względem powstające właśnie na gruzach Trzeciej Rzeszy powojenne społeczeństwa Republiki Federalnej, NRD i Austrii? Tak właśnie wyglądają podstawowe kwestie omawiane w tym tomie. W centrum uwagi znajdują się zagadnienia: analiza dalszej życiowej drogi byłych funkcjonariuszy Gestapo po 1945 roku, ich dostosowanie się do zmienionych warunków, strategie legitymizacji przeszłości i wszelkie opcje dotyczące przyszłości. W jaki sposób przetrwali pierwsze powojenne lata i jak odnosili się do swej własnej przeszłości, czy i jak odnaleźli drogę powrotu do społeczeństwa, jak ono na nich reagowało, jak bardzo to społeczeństwo zostało ukształtowane przez narodowo-socjalistyczne elity lub zmaganie się z nimi – wszystkie te kwestie były dotąd przez badaczy okresu powojennego podejmowane niechętnie i fragmentarycznie.

Zachodnie strefy okupacyjne: interregnum norymberskie

Początkowo to właśnie proces norymberski określał perspektywy wszystkich dopuszczalnych po 1945 roku sposobów postrzegania przeszłości. W sporach wokół odpowiedzialności za zbrodnie udało się Policji Porządkowej (Ordnungspolizei), Policji Kryminalnej i Wehrmachtowi wycofać poza obszar oskarżeń, podczas gdy Gestapo i SD uznano za „organizacje zbrodnicze”. Ta pierwsza próba uporządkowania przeszłości niosła ze sobą dalekosiężne, oddziałujące do dzisiaj konsekwencje dla zbiorowej pamięci. Umieszczając sprawców zbrodni w zaklętych rewirach postrzeganej w czarnych barwach Rzeszy Himmlera i tym samym rugując je z przestrzeni wspólnej, dokonano instytucjonalnego aktu wykluczenia zbrodni. Jednocześnie w ten sposób wyjęto Gestapo poza nawias społeczeństwa, naznaczając je stygmatem całkowitej odmienności i demonizując jako siedlisko zjawisk patologicznych, dostępne jedynie poprzez kategorie używane przy analizie patologii. Dzięki tej operacji wydzielenia i odsunięcia udało się mocno zredukować szeregi sprawców, a także przeprowadzić pozorny rozdział przeszłości na dwie sfery: zbrodni i normalności. Aresztowanych lub ukrywających się funkcjonariuszy Gestapo to uznanie winy całej instytucji mogło wręcz szokować nie mniej niż wydanie wyroku śmierci na ich byłego szefa, dr. Ernsta Kaltenbrunnera. Zaczęli podejrzewać, że wszyscy osobiście mogą zostać potraktowani jako zwykli przestępcy. Także następujące po głównym procesie zbrodniarzy wojennych decyzje o egzekucji z powodu linczów na załogach alianckich samolotów, podejmowane w Dachau, dotyczące również licznych zbrodniarzy z szeregów Gestapo, przestraszyły ich nie na żarty. Gdy Amerykanie w roku 1948, w dziewiątym norymberskim procesie dotyczącym Einsatzgruppen, wobec 14 spośród 24 oskarżonych oficerów SS z Gestapo i SD orzekli karę śmierci, ostatecznie stało się jasne, że alianci swoje zadanie traktują poważnie.

Rzeczywiście główne dowództwo brytyjsko-amerykańskie już w listopadzie 1944 roku ogłosiło „automatyczny areszt” wszystkich funkcjonariuszy Gestapo, których liczbę szacowano wtedy zaledwie na 15000 osób. Aresztowania ich rozpoczęły się natychmiast w momencie wkroczenia wojsk alianckich na terytorium Niemiec i miały pierwotnie za zadanie niedopuszczenie do utworzenia podziemnych struktur narodowosocjalistycznych. Okres internowania jeńców trwał z reguły od dwóch do trzech lat. Przedsięwzięcie to okazało się skuteczne, gdyż na długo wyeliminowało z życia publicznego grupę najważniejszych osób reżimu narodowosocjalistycznego, a oprócz tego okazało się najskuteczniejszym narzędziem denazyfikacji zastosowanym przez aliantów. W trzech zachodnich strefach okupacyjnych do 1 stycznia 1947 roku uwolniono 86244 z ogólnej liczby 182713 internowanych. W areszcie pozostały przede wszystkim osoby, wobec których istniały najcięższe zarzuty, wśród nich wielu funkcjonariuszy Gestapo, ponieważ Komisje Weryfikacyjne względnie niemieckie Obozowe Izby Orzekające w pierwszej kolejności rozpatrywały przypadki tak zwanych biernych uczestników (Mitläufer). W obozach na terenie amerykańskiej strefy okupacyjnej 28 lutego 1947 roku pozostawało jeszcze 1367 internowanych funkcjonariuszy Gestapo.

Fragment rozdziału Mordercy są wśród nas. Funkcjonariusze Gestapo w społeczeństwach powstałych po upadku Trzeciej Rzeszy, GESTAPO PO 1945 ROKU.

Kariery, konflikty, konteksty, Klaus-Michael Mallmann, Andrej Angrick, Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ.

Co stało się z członkami zbrodniczej tajnej policji Gestapo po II wojnie światowej?

Gestapo zlikwidowano w 1945 r., a jego zbrodnie zostały w pełni ujawnione przed światem. Jednak większość członków tajnej policji Hitlera przeżyła wojnę.

Jak odnaleźli się i zachowywali w okresie powojennym? Jak potraktowało ich niemieckie społeczeństwo? Jaki obraz wytworzyło? Jak podchodziły do nich instytucje prawne? Czy ich zbrodnie doczekały się rzetelnego wyjaśnienia i osądzenia?

Oto główne pytania stawiane przez autorów tej wielowątkowej książki. Piętnastu uznanych badaczy stara się na nie odpowiedzieć, opierając się na losach konkretnych członków Gestapo. Bazując na ich przykładach, autorzy wykazują pewne tendencje. Wskazują tych, którzy spokojnie funkcjonowali po wojnie w społeczeństwie, jak i tych, których więziono i po wyrokach zabito.

W części pierwszej pojawiają się, m.in. Walter Rauff, Horst Kopkow, Ludwig Hahn czy Hans Schumacher. Część druga ukazuje sytuacje powojenne, uwarunkowania społeczne i polityczne, w których znaleźli się byli gestapowcy. Największy nacisk kładzie na niemożność wyegzekwowania odpowiedzialności, zwłaszcza od ludzi często powiązanych mocno z rożnymi instytucjami powojennymi. Tu też padają konkretne nazwiska: Otto Bradfisch czy Albert Rapp.

Część trzecia dotyczy konsekwencji wchłonięcia członków Gestapo przez społeczeństwo oraz obrazów tej instytucji kreowanych w powszechnej świadomości, np. przez media.

Klaus-Michael Mallmann jest dyrektorem naukowym Centrum Badawczego Ludwigsburg i profesorem historii nowożytnej na Uniwersytecie w Stuttgarcie.

Andrej Angrick jest badaczem w Hamburskiej Fundacji na rzecz Promocji Nauki i Kultury.

Książka w ciekawy sposób traktuje o złożonych procesach zachodzących w społeczeństwie niemieckim po przegranej wojnie oraz wymierzaniu sprawiedliwości indywidualnej i masowej. Pozycja obowiązkowa dla miłośników powojennej historii — Artur Parzybut, Historyk.eu

Artykuł Co stało się z członkami Gestapo po II wojnie światowej? Los niemieckich zbrodniarzy (wideo) pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/co-stalo-sie-z-czlonkami-gestapo-po-ii-wojnie-swiatowej-los-niemieckich-zbrodniarzy-wideo/feed/ 0
Banowane w mediach społecznościowych nagranie pokazuje niewygodną prawdę historyczną. 2 minuty o faktach, o których wiele europejskich narodów chciałoby zapomnieć (wideo) https://niezlomni.com/ilu-ochotnikow-ss-z-krajow-europy-polska-na-tle-europy/ https://niezlomni.com/ilu-ochotnikow-ss-z-krajow-europy-polska-na-tle-europy/#comments Mon, 05 Mar 2018 14:18:27 +0000 https://niezlomni.com/?p=47986 Ilu ochotników SS z krajów Europy

Internauci skarżą się, że opublikowanie tego nagrania grozi zbanowaniem na portalach społecznościowych. Niepoprawny politycznie filmik pokazuje, ilu członków-ochotników z danego europejskiego państwa miało w swoich szeregach niemieckie SS.

SS po wojnie została uznana za organizację zbrodniczą. Często złożone z kryminalistów jednoski niemających nic do stracenia degeneratów dopuszczały się okrutnych mordów na ludności cywilnej (brygada pod dowództwem Dirlewangera – kryminalisty skazanego za gwałt na nieletniej). W czasie kiedy to Polska jest oskarżana o współudział w Holokauście, internauci przypominają, że wiele państw zamiast bić się w cudze piersi, powinno pamiętać o swoich ciemnych kartach historii...

Artykuł Banowane w mediach społecznościowych nagranie pokazuje niewygodną prawdę historyczną. 2 minuty o faktach, o których wiele europejskich narodów chciałoby zapomnieć (wideo) pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/ilu-ochotnikow-ss-z-krajow-europy-polska-na-tle-europy/feed/ 1
Zaskakujące odkrycie: na jednym ze strychów znaleziono archiwum AK. A tam sensacyjny raport na temat policji żydowskiej i Judenratu https://niezlomni.com/zaskakujace-odkrycie-jednym-ze-strychow-znaleziono-archiwum-ak-a-sensacyjny-raport-temat-policji-zydowskiej-judenratu/ https://niezlomni.com/zaskakujace-odkrycie-jednym-ze-strychow-znaleziono-archiwum-ak-a-sensacyjny-raport-temat-policji-zydowskiej-judenratu/#respond Wed, 14 Feb 2018 16:50:33 +0000 https://niezlomni.com/?p=47152 W październiku 2017 r. w Przemyślu nieoczekiwanie natrafiono na archiwum wywiadu Armii Krajowej z 1943 roku. Polskie podziemie dysponowało szczegółową wiedzą na temat obiektów strategicznych,…

Artykuł Zaskakujące odkrycie: na jednym ze strychów znaleziono archiwum AK. A tam sensacyjny raport na temat policji żydowskiej i Judenratu pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zaskakujace-odkrycie-jednym-ze-strychow-znaleziono-archiwum-ak-a-sensacyjny-raport-temat-policji-zydowskiej-judenratu/feed/ 0
Oto prawdziwy architekt zbrodni w Jedwabnem? Ustalenia niemieckiego historyka obalają teorię Jana Tomasza Grossa. Oto co naprawdę się stało https://niezlomni.com/oto-prawdziwy-architekt-zbrodni-jedwabnem-ustalenia-niemieckiego-historyka-obalaja-teorie-jana-tomasza-grossa-oto-naprawde-sie-stalo/ https://niezlomni.com/oto-prawdziwy-architekt-zbrodni-jedwabnem-ustalenia-niemieckiego-historyka-obalaja-teorie-jana-tomasza-grossa-oto-naprawde-sie-stalo/#comments Tue, 13 Feb 2018 15:57:49 +0000 https://niezlomni.com/?p=47080

Komando śmierci z SS szło w 1941 r. od miejscowości do miejscowości, działając według tego samego schematu. w końcu czerwca Wizna, 5 lipca Wąsosz, 7 lipca Radziłów, 10 lipca Jedwabne, w sierpniu (bez dokładnej daty) Łomża, około 22 sierpnia Tykocin, 4 września Rutki. łączy je postać Hermanna Schapera.

W Polsce to postać praktycznie nieznana, a tymczasem jak twierdzi Thomas Urban, historyk, wieloletni korespondent dziennika "Süddeutsche Zeitung" w Warszawie, to on prawdopodobnie kierował "akcją likwidacji Żydów" w Jedwabnem. Zadaje on kłam twierdzeniom Grossa, który twierdzi, że Niemcy zostawili wolną rękę Polakom podczas mordu. Przywołuje badania radcy Sądu Okręgowego Opitz, który zajął się sprawą ,,eksterminacji Żydów" w okręgu Łomża, opierając się na wypowiedziach członków SS i wspomnieniach ocalałych Żydów. Ustalił, że akcję przeciw Żydom przeprowadziło Einsatzkomando SS Zichenau (Ciechanów)-Schröttersburg (Płock). Wypełniali rozkaz zapewnienia ,,próżni bezpieczeństwa policyjnego" w rejonie Łomży i dokonania ,,czystki" - enigmatyczne nazwy na mord ludności żydowskiej. Niemieckie dokumenty wskazują, że marsz śmierci przebiegał następująco:

w końcu czerwca Wizna, 5 lipca Wąsosz, 7 lipca Radziłów, 10 lipca Jedwabne, w sierpniu (bez dokładnej daty) Łomża, około 22 sierpnia Tykocin, 4 września Rutki. Do tego ,,akcje żydowskie" w Zambrowie i Borkowie.

,,Know-how" było takie samo jak na dzisiejszej Litwie, Białorusi, Ukrainie, w Mołdawii - rekrutowano mężczyzn z nizin społecznych, zapewniając im łupy i bezkarność. Reinhard Heydrich podkreślał:

Polacy zamieszkali na tych terenach okażą się na podstawie swoich doświadczeń antykomunistyczni, a także antyżydowscy

Dlatego zalecał wykorzystanie odpowiednio nastawionych ludzi do zainicjowania pogromów. Były komisarz kryminalny Schaper z żelazną konsekwencją realizował plan. Jak wskazują naoczni świadkowie, kierował ,,akcjami żydowskimi" i w Radziłowie, i w Tykocinie. Potwierdzają to dokumenty, które z Izraela otrzymał radca sądowy Opitz - raport (sygn. P. Ain. - 0189) biura śledczego do ścigania zbrodni nazistowskich przy sztabie policji izraelskiej. W Radziłowie Żydzi zostali zapędzeni do stodoły, którą podpalono. Na rynku znajdował się Schaper, który wydawał rozkazy. Również w Tykocinie Schaper został rozpoznany. Tam Żydzi zostali rozstrzelani, a polskich chłopów zmuszono do kopania dołów. Badając dokumenty i protokoły przesłuchań radca Opitz w Ludwigsburgu doszedł do wniosku, że Einsatzkomando Schapera odpowiada za zbrodnię w Jedwabnem.

Jego raport trafił na biurko prokuratora w Hamburgu i wszczęto dochodzenie przeciwko Schaperowi, który po wojnie żył pod fałszywym nazwiskiem Karl Bielinski. Mimo że jego fałszywa tożsamość została zdemaskowana, zaprzeczył on udziału w zbrodniach. Postępowanie umorzono. Prokurator stwierdził, że co prawda ocaleni z Radziłowa i Tykocina rozpoznali Schapera jako kierującego akcją, ale ryzyko pomyłki wynikające z błędnego rozpoznania postaci na fotografii było zbyt duże.

Nawet jeśli Schaper nadzorował gromadzenie Żydów, to jeszcze nie dowodzi, że wiedział, iż zostaną następnie zabici, a cóż dopiero, że on sam w tym zabijaniu jakoś uczestniczył

- stwierdził prokurator. Urban podsumowuje:

Był to czas, gdy większość niemieckich prokuratorów niezbyt się wysilała, żeby oskarżyć nazistowskich sprawców.

Jednak sprawiedliwość dosięgnęła Schapera w 1974 r. Spędził za kratkami kilka miesięcy w areszcie śledczym, ale adwokat załatwił mu zwolnienie i przed sądem odpowiadał z wolnej stopy. Sąd w mieście Giessen w Hesji orzekł, że on, a także czterech innych członków komando SS Zichenau-Schröttersburg są winni ,,współudziału w mordzie na Polakach i Żydach". Główną winę mieli ponieść ich zwierzchnicy, którzy odpowiedzialni byli za stworzenie całego prawodawstwa, legitymizującego podobne zbrodnie. Schaper został skazany na sześć lat. Jednak złożył rewizję:

adwokat argumentował, że Schaperowi nie można zarzucić nienawiści rasowej, bo twierdzi, że wśród jego przyjaciół miał kilku Żydów. A poza tym, on tylko wykonywał rozkazy. Ta argumentacja pozwoliła Schaperowi i jego adwokatowi wygrać przed Trybunałem Federalnym w Karlsruhe. Najwyżsi sędziowie uznali, że w sprawie Schapera sąd w Giessen nie sprawdził dostatecznie zarzutu "nienawiści rasowej", i przekazali jego postępowanie do innej izby karnej. Do drugiego procesu jednak nigdy nie doszło, ponieważ stan zdrowia 68-letniego wtedy Schapera pogorszył się na tyle, że na podstawie zaświadczenia lekarskiego nie mógł brać udziału w rozprawie

- pisze Urban, który wskazuje na inny ślad będący dowodem winy Niemców: liczne łuski znalezione na miejscu zbrodni. Urban jednoznacznie podważa rewelacje Grossa, pisząc, że ,,wersja Grossa, że istniało porozumienie między radą miejską Jedwabnego a Niemcami w sprawie zamordowania żydowskiej ludności, nie da się udowodnić na podstawie relacji świadków. Nie było mianowicie w ogóle rady miejskiej w Jedwabnem". Niemcy sięgnęli po kolaborantów. Miejscowa elita nie istniała, bo albo zginęła, albo została deportowana przez Sowietów.

To raczej Niemcy ten mord wymyślili, zorganizowali, wyreżyserowali i swoją bronią ostatecznie dopełnili

- podsumowuje swoje ustalenia Urban.

źródło: Rzeczpospolita

Artykuł Oto prawdziwy architekt zbrodni w Jedwabnem? Ustalenia niemieckiego historyka obalają teorię Jana Tomasza Grossa. Oto co naprawdę się stało pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/oto-prawdziwy-architekt-zbrodni-jedwabnem-ustalenia-niemieckiego-historyka-obalaja-teorie-jana-tomasza-grossa-oto-naprawde-sie-stalo/feed/ 1