Nowy Sącz – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Nowy Sącz – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 W których polskich miastach zarobki są najwyższe, a w których zarabia się najgorzej. Nieoczekiwany lider (mapa) https://niezlomni.com/w-ktorych-polskich-miastach-zarobki-sa-najwyzsze-a-w-ktorych-zarabia-sie-najgorzej-nieoczekiwany-lider-mapa/ https://niezlomni.com/w-ktorych-polskich-miastach-zarobki-sa-najwyzsze-a-w-ktorych-zarabia-sie-najgorzej-nieoczekiwany-lider-mapa/#respond Tue, 21 Aug 2018 11:11:28 +0000 https://niezlomni.com/?p=49570

W Jastrzębiu-Zdroju odnotowano w 2017 r. najwyższe przeciętne wynagrodzenie w Polsce - 6 609 zł brutto. To niemal dwa razy więcej niż w Piotrkowie Trybunalskim, którego mieszkańcy zarabiają relatywnie najgorzej.

Dane obejmujące 66 miast na prawach powiatu, czyli m.in. dawne stolice województw oraz miasta powyżej 100 tys. mieszkańców, opublikował właśnie Główny Urząd Statystyczny.

Położone w woj. śląskim Jastrzębie-Zdrój, z kwotą przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w wysokości 6 609 zł, kolejny raz znalazło się na czele miast na prawach powiatu, w których zarabia się najwięcej. Kwota przeciętnych zarobków w tym mieście stanowi 146 proc. średniej krajowej, wynoszącej 4 528 zł (dwa lata temu było to 143 proc.). O ile przeciętne wynagrodzenie w Polsce wzrosło rok do roku o 237 zł, to w Jastrzębiu-Zdroju rosło dwa razy szybciej, osiągając tempo 477 złotych.

Na drugim miejscu ponownie znalazła się Warszawa, w której statystyczne wynagrodzenie to 6 059 zł (134 proc. średniej krajowej). Trzecie miejsce - z kwotą średniego wynagrodzenia na poziomie 5 475 zł - zajął Płock. Wyprzedził tym samym Jaworzno, gdzie przeciętne wynagrodzenie było równe 5 370 zł.

Jak wynika z zestawienia, stosunkowo dobrze zarabia się również w Sopocie (5 313 zł), Gdańsku (5 312 zł) i Katowicach (5 290 zł).

W pierwszej dziesiątce znalazły się ponadto: Gliwice (5 117 zł), Dąbrowa Górnicza (5 096 zł) oraz Wrocław (5 070 zł). Przeciętne zarobki w stolicy Dolnego Śląska wyniosły 112 proc. średniej krajowej. Najbliżej tej średniej były Świnoujście (100,2 proc.) i Rzeszów (99,6 proc.).

Natomiast najniższe średnie wynagrodzenie wśród miast na prawach powiatu po raz kolejny odnotowano w Piotrkowie Trybunalskim. Przeciętna pensja w mieście to 3 447 zł, co stanowi 76,1 proc. średniej krajowej (dwa lata temu było to jeszcze mniej - 75,3 proc.).

Na podobnym poziomie kształtowały się zarobki mieszkańców Grudziądza (3 514 zł), Nowego Sącza (3 578 zł) oraz Świętochłowic (3 595 zł).

Dane o wynagrodzeniach GUS podaje w ujęciu brutto, łącznie z zaliczkami na poczet podatku dochodowego od osób fizycznych oraz ze składkami na obowiązkowe ubezpieczenia społeczne (emerytalne, rentowe i chorobowe), płaconymi przez ubezpieczonego pracownika. Kwoty nie obejmują podmiotów gospodarczych, w których pracuje do dziewięciu osób.

Źródło: www.kurier.pap.pl

Artykuł W których polskich miastach zarobki są najwyższe, a w których zarabia się najgorzej. Nieoczekiwany lider (mapa) pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/w-ktorych-polskich-miastach-zarobki-sa-najwyzsze-a-w-ktorych-zarabia-sie-najgorzej-nieoczekiwany-lider-mapa/feed/ 0
Emmanuel Macron nie lubi tego. Tak zażartował Andrzej Duda, odpowiadając na słowa żony, że łączy ich ta sama szkoła (wideo) https://niezlomni.com/andrzej-duda-zartuje-z-macrona-chodzil-do-tej-samej-szkoly-co-zona-ale/ https://niezlomni.com/andrzej-duda-zartuje-z-macrona-chodzil-do-tej-samej-szkoly-co-zona-ale/#comments Mon, 05 Mar 2018 07:37:01 +0000 https://niezlomni.com/?p=47956 Andrzej Duda żartuje z Macrona / fot. screen Twitter

Podczas wizyty w Nowym Sączu para prezydencka wspominała czasy swojej młodości. W tym kontekście Andrzej Duda zażartował, że co prawda chodził do tej samej szkoły, co żona, ale nie była ona jego nauczycielką. Wielu internautów odebrało to jako aluzję do Emmanuela Macrona i jego starszej o blisko 25 lat żony Brigitte.

Szkoła w Nowym Sączu świętuje w tym roku 200-lecie istnienia. Prezydent wpisał się do księgi pamiątkowej, a także przekazał w prezencie sadzonkę dębu, będącą upamiętnieniem 100. rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę. Agata Duda dziękowała władzom i nauczycielom szkoły za ,,patriotyczne wychowanie młodzieży, za świetne przygotowanie młodzieży do pracy zawodowej czy też do dalszej ścieżki edukacyjnej”.

Pierwsza Dama wspomniała przy okazji, że sama kończyła jedną z najstarszych szkół w Polsce - Liceum Ogólnokształcące im. Bartłomieja Nowodworskiego w Krakowie.

Mąż kończył szkołę, w której ja pracowałam

- zaznaczyła.

Ale żeby była jasność, nie pracowała tam wtedy, kiedy ja tam chodziłem

- odpowiedział prezydent.

Sala zareagowała śmiechem i brawami. Ale nie każdemu dowcip się spodobał.

Ktoś mógł się poczuć dziwnie

- zaznaczyła Gazeta.pl.

Artykuł Emmanuel Macron nie lubi tego. Tak zażartował Andrzej Duda, odpowiadając na słowa żony, że łączy ich ta sama szkoła (wideo) pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/andrzej-duda-zartuje-z-macrona-chodzil-do-tej-samej-szkoly-co-zona-ale/feed/ 1
Zwolennicy KOD demonstrowali za przyjęciem uchodźców. Zostali zaatakowani petardami i jajkami [WIDEO] https://niezlomni.com/zwolennicy-kod-demonstrowali-za-przyjeciem-uchodzcow-zostali-zaatakowani-petardami-i-jajkami-wideo/ https://niezlomni.com/zwolennicy-kod-demonstrowali-za-przyjeciem-uchodzcow-zostali-zaatakowani-petardami-i-jajkami-wideo/#respond Mon, 28 Aug 2017 07:56:46 +0000 http://niezlomni.com/?p=42830

Komitet Obrony Demokracji Małopolska przedstawił relację, zgodnie z którą uczestnicy manifestacji proimigracyjnej zostali zaatakowani. ,,Gazeta Krakowska" informuje, że w kierunku demonstrantów leciały petardy i jajka.

Manifestacja odbyła się w Oświęcimiu, a także w Nowym Sączu pod hasłem ,,Jezus też był uchodźcą". Zdaniem zwolenników KOD-u ,,doszło do agresywnych i napastliwych zachowań ze strony obserwującego tłumu".

KOD czyni analogię między obecnymi czasami a... miejscem, gdzie doszło do manifestacji, czyli Oświęcimiem ,,gdzie w czasie II wojny światowej w nazistowskim obozie zagłady wskutek skrajnie nacjonalistycznej i faszystowskiej ideologii, zginęło niemal półtora miliona ludzi".

Jak relacjonują, ,,w trakcie odczytywania wiersza Warsan Shire, która opisuje okrucieństwa wojny w swoim kraju, kilkunastu młodych ludzi ubranych na czarno zaatakowało osoby uczestniczące w happeningu. W ludzi trzymających tablice z hasłami przeciw ksenofobii i rasizmowi zostały rzucone petardy hukowe i dymne oraz jajka. Jedno z nich uderzyło w tablicę. Na szczęście nikt nie został ranny".

,,Gazeta Wyborcza" identyfikuje napastników jako kiboli i członków ONR. Nikogo nie zatrzymano. Policja wylegitymowała kilku uczestników kontrmanifestacji.

Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych informuje:

Choć o mało nie doszło do tragedii, policjanci nikogo nie zatrzymali. Nasz Ośrodek złoży w tej sprawie zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa

Artykuł Zwolennicy KOD demonstrowali za przyjęciem uchodźców. Zostali zaatakowani petardami i jajkami [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zwolennicy-kod-demonstrowali-za-przyjeciem-uchodzcow-zostali-zaatakowani-petardami-i-jajkami-wideo/feed/ 0
Nietypowe wydarzenie w Polsce. Chasydzi świętują wielki powrót po 75 latach [WIDEO] https://niezlomni.com/nietypowe-wydarzenie-we-wspolczesnej-polsce-chasydzi-swietuja-wielki-powrot-75-latach-wideo/ https://niezlomni.com/nietypowe-wydarzenie-we-wspolczesnej-polsce-chasydzi-swietuja-wielki-powrot-75-latach-wideo/#comments Thu, 01 Jun 2017 13:13:07 +0000 http://niezlomni.com/?p=39374

22 maja 2017 r. miała miejsce rzadko spotykana we współczesnej Polsce uroczystość. Po 75 latach przerwy, do synagogi w Nowym Sączu powróciła Tora.

Uroczystemu wniesieniu Tory towarzyszyły radosne tańce i śpiewy. Do Nowego Sącza przyjechało 200 chasydów, głównie z Nowego Jorku.

Funkcję religijną nowosądecka synagoga straciła w 1942 roku, tuż po likwidacji getta. Tory, uznawanej przez Żydów za świętą księgę, nie było tu 75 lat.

– Synagoga jest jak ciało, Tora to dusza. Nie mogą bez siebie istnieć – mówił o wydarzeniu Łukasz Połomski, sądecki historyk.

Uroczystościom przewodniczył rabin Aaron Teitelbaum. Torę ufundował amerykański chasyd, Berl Jacobowitz.

Jak informuje portal Twój Sącz, obecny budynek synagogi przejęła Gmina Wyznaniowa Żydowska w Krakowie w połowie 2015 roku. Z kolei Fundacja Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego Bonei Sanz Polska przywraca synagodze funkcje religijne. Jet ona kierowana przez mieszkającego na stałe w Nowym Jorku rabina sądeckiego Joela Halberstama, praprawnuka cadyka Chaima Halberstama (którego grób w Nowym Sączu odwiedza tysiące chasydów z całego świata).

źródło: własne / Twój Sącz

Artykuł Nietypowe wydarzenie w Polsce. Chasydzi świętują wielki powrót po 75 latach [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/nietypowe-wydarzenie-we-wspolczesnej-polsce-chasydzi-swietuja-wielki-powrot-75-latach-wideo/feed/ 1
Konie, czyli piękna polska tradycja. W tak nietypowy sposób właściciele żegnają się z zasłużonymi końmi https://niezlomni.com/konie-czyli-piekna-polska-tradycja-w-tak-nietypowy-sposob-wlasciciele-zegnaja-sie-z-zasluzonymi-konmi/ https://niezlomni.com/konie-czyli-piekna-polska-tradycja-w-tak-nietypowy-sposob-wlasciciele-zegnaja-sie-z-zasluzonymi-konmi/#comments Mon, 21 Jul 2014 22:23:00 +0000 http://niezlomni.com/?p=15139

kChowanie koni na cmentarzach to nie pojedynczy przypadek. W Polsce najbardziej znanym przykładem jest cmentarzysko dla koni, położone na terenie pałacu w Kliczkowie, koło Bolesławca, na terenach pałacowych należących niegdyś do rodu von Promnitz, a potem - Solms-Baruth. Do dziś zachowały się dwa nowsze, pamiątkowe obeliski (jeden, konia Juno, z 1938 roku).

Była to jednak nie tylko "wielkopańska" moda: w Sromowcach Niżnych koło Nowego Sącza w przeszłości zakładano ogrodzone żerdziami cmentarze dla koni. Jeden z nich znajdował się na Noklu. Padłe lub dobijane z powodu starości, wypadku czy choroby zwierzęta chowane były z szacunkiem dla lat ich pracy. Niektórzy właściciele stawiali nagrobki swoim ulubionym koniom. Takim jest np. grób konia Rall w Leonczynie pod Krasiczynem. Koń należał do księcia Józefa Sapiehy, służył w wojnie bolszewickiej w 1920 r, a zginął w 1926 r. w wyniku złamania nogi podczas skoku przez przeszkodę.

Zaś w Janowie Podlaskim jest cmentarz dla koni z pamiątkowymi głazami z tabliczkami, na których widnieją imiona koni zasłużonych dla stadniny.

[caption id="attachment_15141" align="aligncenter" width="720"],,Tu leży koń RALL. Był w wojnie przeciw Bolszewikom w 1920 r. pod Józefem Xięciem SAPIEHĄ. Zginął na przeszkodzie 8.X.1926 r.” ,,Tu leży koń RALL. Był w wojnie przeciw Bolszewikom w 1920 r. pod Józefem Xięciem SAPIEHĄ. Zginął na przeszkodzie 8.X.1926 r.”[/caption]

[caption id="attachment_15142" align="aligncenter" width="900"]źr. dolny-slask.org.pl cmentarz w Kliczkowie, źr. dolny-slask.org.pl[/caption]

[caption id="attachment_15143" align="aligncenter" width="656"]źr. dolny-slask.org.pl cmentarz w Kliczkowie, źr. dolny-slask.org.pl[/caption]

[caption id="attachment_15144" align="aligncenter" width="1500"]źr. dolny-slask.org.pl cmentarz w Kliczkowie, źr. dolny-slask.org.pl[/caption]

Artykuł Konie, czyli piękna polska tradycja. W tak nietypowy sposób właściciele żegnają się z zasłużonymi końmi pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/konie-czyli-piekna-polska-tradycja-w-tak-nietypowy-sposob-wlasciciele-zegnaja-sie-z-zasluzonymi-konmi/feed/ 1
Tak wyglądała powódź stulecia z 1934 r. Zakopane, zamiast zasypane śniegiem, zalane wodą… [foto] https://niezlomni.com/tak-wygladala-powodz-stulecia-z-1934-r-zakopane-zamiast-zasypane-sniegiem-zalane-woda-foto/ https://niezlomni.com/tak-wygladala-powodz-stulecia-z-1934-r-zakopane-zamiast-zasypane-sniegiem-zalane-woda-foto/#respond Mon, 14 Jul 2014 10:28:39 +0000 http://niezlomni.com/?p=14249

Powódź z 1934 roku była jedną z największych powodzi ubiegłego wieku. W połowie lipca w Małopolsce wystąpiły bardzo obfite opady deszczu. 16 lipca osiągnięty został polski rekord wysokości opadów w ciągu jednej doby, kiedy to na Hali Gąsienicowej spadło 255 mm deszczu na 1 metr kwadratowy. Wylały Dunajec, Raba, Poprad i Wisłoka. 22 lipca fala powodziowa dotarła do Warszawy. Powódź dotknęła 23 powiaty. Pod wodą znalazły się m.in. Zakopane, Nowy Sącz, Nowy Targ, Rzeszów i wiele wsi - przypomina Nowahistoria.interia.pl.

[caption id="attachment_14250" align="aligncenter" width="597"]1 Jeden ze zniszczonych domów na Kamieńcu pod Gubałówką, Zakopane, 16.07.1934[/caption]

[caption id="attachment_14251" align="aligncenter" width="593"]2 Mieszkańcy Zakopanego przyglądają się wezbranym wodom potoku Bystra na ulicy Sienkiewicza, 16.07.1934[/caption]

[caption id="attachment_14252" align="aligncenter" width="421"]3 Zniszczone przez wody Bystrego Potoku domy w Zakopanem, 16.07.1934[/caption]

[caption id="attachment_14253" align="aligncenter" width="589"]4 Zniszczone domy na Kamieńcu, zalane przez potok Bystry, Zakopane, 16.07.1934[/caption]

[caption id="attachment_14254" align="aligncenter" width="599"]5 Nowy Targ, Zerwany most na Białym Dunajcu, 1934[/caption]

[caption id="attachment_14255" align="aligncenter" width="603"]6 Porządkowanie mostu na Dunajcu w Krościenku po powodzi. Grupa ludzi oczyszcza most z gałęzi i pni drzew, które naniosła fala powodziowa, 1934[/caption]

[caption id="attachment_14256" align="aligncenter" width="596"]7 Nowy Sącz. Ruiny domów zniszczonych przez wody Dunajca, 1934[/caption]

więcej zdjęć na: Nowahistoria.interia.pl

Artykuł Tak wyglądała powódź stulecia z 1934 r. Zakopane, zamiast zasypane śniegiem, zalane wodą… [foto] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/tak-wygladala-powodz-stulecia-z-1934-r-zakopane-zamiast-zasypane-sniegiem-zalane-woda-foto/feed/ 0
Jak walczono z Kościołem i z niepodległością 60 lat temu. W akcji brały też udział obecne autorytety https://niezlomni.com/jak-walczono-z-kosciolem-i-z-niepodlegloscia-60-lat-temu-w-akcji-braly-tez-udzial-obecne-autorytety/ Mon, 28 Oct 2013 10:09:32 +0000 http://niezlomni.com/?p=840

[caption id="attachment_841" align="alignleft" width="300"]Biskup Kaczmarek podczas procesu Biskup Kaczmarek podczas procesu[/caption]

Gdy biskup kielecki Czesław Kaczmarek stanął 14 września 1953 roku przed sądem, miał za sobą dwa lata i osiem miesięcy pobytu w więzieniu.

Izolowany od świata, głodzony, poddawany psychicznemu terrorowi, traktowany środkami farmakologicznymi wywołującymi otępienie i zmiany osobowości, był strzępem człowieka. Przeszedł – jak obliczyli historycy – 223 przesłuchania, trwające po kilkadziesiąt godzin, podczas których przekonywano go, że duchowni i wierni nie chcą już znać ordynariusza, „niemieckiego kolaboranta”, że nikt na niego w diecezji nie czeka, że nie ma dla niego innej drogi niż przyznanie się do „winy”.

Przed pokazowym procesem biskup Kaczmarek został poddany intensywnej kuracji medycznej dla zatarcia śladów nieludzkiego traktowania. Razem z nim na ławie oskarżonych zasiedli księża:

Jan Danilewicz – były skarbnik kurii kieleckiej

Józef Dąbrowski – były kapelan biskupa Kaczmarka

Władysław Widłak – były prokurator seminarium duchownego w Kielcach

zakonnica Waleria Niklewska

– wszyscy „winni działalności szpiegowskiej” na rzecz imperialnych ośrodków. Władzom zależało na nadaniu sprawie jak największego rozgłosu.

ROZSADZIĆ OD ŚRODKA

[quote]Prześladowania Kościoła rozpoczęły się już w Polsce Lubelskiej. Księża ginęli od kul MO i UB, jak rozstrzelany w lesie pod Rzeszowem 8 grudnia 1944 roku ks. Michał Pilipiec, który w kazaniach występował przeciwko sowieckiej przemocy, czy skrytobójczo zamordowany 10 marca 1945 roku ks. Stanisław Zieliński – obrońca kraśnickich parafian przed czerwonym terrorem. 12 maja 1946 roku zginął ks. Michał Rapacz – zawleczony z plebanii w Płokach na sznurze do lasu pod Trzebinią i tam zamordowany za otwarte głoszenie niezgody na komunizm.[/quote]

[caption id="attachment_844" align="alignleft" width="214"]ksiądz Michał Rapacz ksiądz Michał Rapacz[/caption]

Władze nadały rozgłos pokazowemu procesowi ks. Władysława Gurgacza, skazanego w 1949 roku w Krakowie na śmierć i rozstrzelanego za roztoczenie opieki duszpasterskiej nad oddziałem partyzanckim Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców w Nowosądeckiem (14 września 1949 r.). „Herszta w sutannie” – jak pisała prasa – fotografowano w celach propagandowych z plikami dolarów i z pistoletem wis na kolanach.

„Pokazówkę” urządzono w Nowym Sączu ks. Józefowi Dryi, aresztowanemu w 1951 roku za kazanie, w którym przestrzegał: „Nie idźcie za gwiazdą ze Wschodu”. Zaciekły atak na Kościół rozpoczął się pod koniec lat 40., gdy władze komunistyczne rozprawiły się ze zbrojnym podziemiem niepodległościowym i z PSL opozycją polityczną. Do 1955 roku w więzieniach znalazły się setki duchownych. Funkcjonariusze UB torturowali ich, dręczyli psychicznie, przesłuchiwali bez końca, przedłużali im tymczasowe areszty.

Równolegle do prześladowań prowadzono politykę rozsadzania Kościoła od wewnątrz przez zorganizowany na przełomie lat 40. i 50. ruch „księży patriotów”, popierający – wbrew Prymasowi Kardynałowi Stefanowi Wyszyńskiemu – władzę „ludową”, a także za pośrednictwem Stowarzyszenia PAX, katolickiej organizacji świeckich, która otrzymała prawo wydawania własnej prasy. Zamiast niszczyć Kościół brutalnymi metodami na wzór sowiecki, co mogło wzmocnić w polskim społeczeństwie antykomunistyczne nastroje, władze podjęły przemyślaną akcję skompromitowania go w oczach wiernych.

BISKUP "KOLABORANT"

Biskup kielecki był osobą nadającą się znakomicie – z punktu widzenia komunistów – do obnażenia przed wiernymi „prawdziwego” oblicza Kościoła. Trzy listy pasterskie z lat 1939 i 1940, w których nawoływał do zachowania spokoju społecznego, potraktowano jako dowód na jego „kolaboracyjną” przeszłość. – Niemcy byli silni, a przelewanie krwi, zdaniem biskupa, było bezsensowne – wyjaśnia ks. prof. Jan Śledzianowski, autor opracowania „Czesław Kaczmarek. Biskup Kielecki 1895–1963”. – Ordynariusz wyraźnie wskazywał, na czym się skupiać: na pracy dobroczynnej, charytatywnej, pomocowej. Taką postawę uważał w tym czasie za wskazaną. Potem, gdy wybuchła wojna niemiecko-rosyjska i pojawiła się szansa na skuteczną walkę, biskup wspierał ruch oporu, patronował kapelanom Armii Krajowej, którzy byli powoływani za jego zgodą, od początku wojny pomagał Żydom – zaznacza ks. prof. Śledzianowski.

[quote]Przykładem zastosowanej przez propagandę manipulacji niech będzie zmiana słowa „godność” na „gościnność” w jego liście z 9 października 1939 roku, który w oryginalnej wersji brzmiał: „Dlatego wzywam Was, żebyście, nasamprzód wierni świętym przykazaniom Boga i Kościoła, okazali się posłusznymi względem władz administracyjnych we wszystkim, co nie sprzeciwia się sumieniu katolickiemu i naszej polskiej godności”.[/quote]

Co zdecydowało, że właśnie biskupowi Kaczmarkowi postanowiono urządzić pokazowy proces z nagonką prasową o niezwykłym nawet jak na lata 50. natężeniu? Historycy wymieniają zdecydowanie antykomunistyczną postawę ordynariusza po wojnie, jego krytyczny stosunek do projektu umowy między Kościołem a państwem z 1950 roku, a także bezkompromisowe stanowisko wobec ruchu „księży patriotów”. Wspominają też jego bliskie kontakty z ambasadorem USA w Polsce Arthurem Bliss Lanem, którego znał ze studiów we Francji i któremu po lipcowym pogromie kieleckim w 1946 roku przekazał raport powołanego przez siebie zespołu – dokument wskazujący bezpiekę jako inspiratora zbrodni oraz podkreślający kontekst polityczny tragedii.

Kierowana odgórnie prasa mściła się, obciążając ordynariusza w latach 40. winą za kielecki dramat. Zastanawiające jest jednak to, dlaczego podczas procesu w 1953 roku prokuratura nie wytoczyła przeciwko niemu żadnego zarzutu związanego z tą sprawą.

MOSKIEWSKI ŚLAD

[caption id="attachment_845" align="alignleft" width="215"]Ksiądz Piotr Oborski Ksiądz Piotr Oborski[/caption]

Bezpośrednim pretekstem aresztowania był fakt, że biskup Kaczmarek odmówił wszczęcia postępowania kanonicznego wobec dwóch księży z Wolbromia: Piotra Oborskiego i Zbigniewa Gadomskiego, aresztowanych 19 kwietnia 1950 roku za współpracę z partyzantką antykomunistyczną. Władze utrzymywały, że złamał umowę między Kościołem a państwem, zobowiązującą Kościół do karania duchownych zaangażowanych w działalność podziemną.

Każda z tych okoliczności i wszystkie razem uzasadniają zatrzymanie księdza, nie wyjaśniają jednak, zdaniem wielu historyków, dlaczego władze postanowiły złamać i zniszczyć publicznie przedstawiciela Episkopatu Polski. Pojawiają się w związku z tym sugestie, że jego proces miał stanowić przygotowanie do ostatecznej rozprawy z Kościołem: procesu Prymasa Wyszyńskiego. Przecież „ostateczna decyzja o wytoczeniu rządcy diecezji kieleckiej pokazowego procesu niewątpliwie została zaopiniowana przez kierownictwo ZSRS” – na co zwraca uwagę Tomasz Domański w publikacji „Wokół procesu biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka”, przypominając, że „w maju 1953 roku podczas wizyty w Moskwie Bierut pytał o celowość przeprowadzania otwartego procesu i najprawdopodobniej takie potwierdzenie uzyskał, bowiem bez tego do procesu by nie doszło”.

Być może na Łubiance zrodził się przewrotny plan, według którego „sprawę kielecką” traktowano jako przymiarkę do pełnej kompromitacji polskiego Kościoła.

OSKARŻENI "PRZYZNAJĄ SIĘ" DO WINY

Ordynariusz kielecki został aresztowany w styczniu 1950 roku przez ekipę UB z płk. Józefem Światło, wicedyrektorem X Departamentu MBP na czele, co świadczy o znaczeniu, jakie władze przywiązywały do sprawy. Równocześnie zatrzymano wikariusza generalnego ks. Jana Jaroszewicza, a do września 1952 roku kilkunastu następnych duchownych, spośród których czworo zasiadło obok biskupa Kaczmarka w procesie pokazowym.

[quote]Bezpieka przygotowała się do rozprawy z biskupem: torturom fizycznym w śledztwie towarzyszyły moralne – wykorzystano słynny „zielony zeszyt” ks. Leonarda Świderskiego, sekretarza biskupa, a zarazem jego osobistego wroga, w którym zarejestrowany w 1950 roku jako agent UB „Iwa” ksiądz opisywał nieobyczajne rzekomo życie biskupa. W rękach UB znalazł się więc pierwszorzędny materiał do szantażu.[/quote]

Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie kilkakrotnie przedłużał biskupowi areszt tymczasowy, zatrzymując wciąż kolejnych duchownych i świeckich – sprawę najwyraźniej traktowano jako „rozwojową”. Jej ciąg dalszy przewidział Prymas Stefan Wyszyński, który 14 stycznia 1952 roku zanotował w swoich zapiskach:

[quote]Kielce mogą być poligonem w sprawach kościelnych […]. Nowe aresztowania wskazują na to, że przygotowywany jest proces bpa Kaczmarka. Aresztowania są kompletowaniem przyszłych świadków. […] taktyka tu wprowadzona jest polem doświadczalnym dla rozkładu od wewnątrz Kościoła.[/quote]

Zadbano o głośną medialną oprawę procesu, który rozpoczął się 14 września 1953 roku przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie. Dzienniki ogólnopolskie oraz radio wzięły udział w kreowaniu obrazu biskupa „zdrajcy” i „kolaboranta”. Transmisje z sali sądowej odbywały się na żywo, organizowano wiece piętnujące zmaltretowanych śledztwem duchownych, a bezpieka zbierała codziennie doniesienia informatorów o nastrojach społecznych.

[caption id="attachment_846" align="alignleft" width="224"]Stanisław Zarako-Zarakowski Stanisław Zarako-Zarakowski[/caption]

Akt oskarżenia przygotowywali funkcjonariusze z samych szczytów władzy, m.in. Józef Różański, dyrektor Departamentu Śledczego MBP, i płk Stanisław Zarako-Zarakowski, naczelny prokurator wojskowy. Znalazły się w nim takie zarzuty, jak: „popieranie faszystowskich ugrupowań”, „współdziałanie z niemiecką władzą okupacyjną”, „nawoływanie wiernych do uległości i współpracy z okupantem”, „usiłowania obalenia przemocą władzy robotniczo-chłopskiej i ludowo-demokratycznego ustroju Polski”, „prowadzenie akcji przeciwko odbudowie kraju i planowej gospodarce”, „organizowania i kierowania akcją wywiadowczą na terenie Polski w interesie imperializmu amerykańskiego i Watykanu”, „przyjmowanie od zagranicznych ośrodków dywersyjnych i szpiegowskich pieniędzy w walucie obcej”.

Biskup Kaczmarek „przyznał się”, odczytując notatki przygotowane wcześniej przez Różańskiego, podobnie uczynili pozostali oskarżeni. 22 września ordynariusza skazano na 12 lat więzienia, ks. Danilewicza na 10, ks. Dąbrowskiego na 9, ks. Widłaka na 6, a siostrę Niklewską na 5 lat w zawieszeniu.

"ODCINAMY SIĘ..."

Kilka dni później, gdy skazani trafili za kraty, władze wykorzystały do ich szkalowania Stowarzyszenie PAX.

[quote]Na rozprawie sądowej zanalizowana została przestępcza działalność oskarżonych, jak i jej skutki” – pisał w adresowanym do inteligenckiego odbiorcy „Wrocławskim Tygodniku Katolików” Tadeusz Mazowiecki. „[…] atmosfera środowiska społecznego rozniecająca lub choćby tylko podtrzymująca bezwzględną wrogość wobec osiągnięć społecznych Polski Ludowej, wpływy polityczne przychodzące z zewnątrz i wyrosła na tym wszystkim błędna postawa polityczna ks. biskupa Kaczmarka, która doprowadziła go do kolizji z prawem, oto sumarycznie ujęte przyczyny działalności przestępczej oskarżonych. […] Doprowadziły ks. biskupa Kaczmarka do działalności wrogiej wobec interesu narodowego i postępu społecznego […]. Doprowadziły w szczególności nie tylko do postawy przeciwnej nowej rzeczywistości naszego kraju, nie tylko do podrywania zaufania w trwałość władzy ludowej i naszych stosunków społecznych w Polsce, ale i do uwikłania się we współpracę z ośrodkami wywiadu amerykańskiego. […] Dlatego więc nie tylko bolejemy, ale i odcinamy się od błędnych poglądów ks. biskupa Kaczmarka, które doprowadziły go do akcji dywersyjnej wobec Polski Ludowej […][/quote].

[caption id="attachment_847" align="alignleft" width="300"]Tadeusz Mazowiecki (po prawo) Tadeusz Mazowiecki (po prawo)[/caption]

Cztery dni po procesie biskupa Kaczmarka, jeszcze przed publikacją we „WTK”, został aresztowany Prymas Stefan Wyszyński, zaś we wrześniu 1953 roku jego współpracownik biskup Antoni Baraniak (W nocy z 25 na 26 września - przyp. red.), którego nazwisko padało podczas „procesu kieleckiego” w kontekście sporządzania przez Prymasa „szpiegowskich raportów” dla Watykanu.

Biskup Baraniak milczał jednak przez ponad dwa lata w więzieniu przy Rakowieckiej, w celi z niemieckimi mordercami, milczał trzymany nago dniami i nocami w pomieszczeniu, gdzie po ścianach spływała nieustannie woda, milczał torturowany. Nie wydobyto od niego zeznań, które – jak przypuszczają badacze – miały posłużyć do pokazowego procesu Prymasa, więc zwolniono go w 1955 roku – wyniszczonego i skrajnie wyczerpanego.

Po pięciu latach więzienia, 8 lutego 1955 roku, władze zgodziły się wypuścić biskupa Kaczmarka na rok ze względu na stan jego zdrowia. Ostatecznie został zwolniony w maju 1956 roku. W tym czasie Prymas

[caption id="attachment_848" align="alignleft" width="150"]Anna Zechenter Anna Zechenter[/caption]

Wyszyński przebywał izolowany pod strażą w klasztorze w Komańczy. Do Warszawy powrócił na fali październikowych zmian – tak kończył się pierwszy etap walki z Kościołem, która miała trwać aż do 1989 roku, a w nowej odsłonie kontynuowana jest do dzisiaj.

Anna Zechenter, "Skompromitować Kościół" ("Nasz Dziennik", 26 sierpnia 2013 r.)

Artykuł Jak walczono z Kościołem i z niepodległością 60 lat temu. W akcji brały też udział obecne autorytety pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
Syn „bandyty” Józefa Kurasia mówi: My, Polacy, nie szanujemy naszej historii https://niezlomni.com/syn-bandyty-jozefa-kurasia-mowi-my-polacy-nie-szanujemy-naszej-historii/ Mon, 21 Oct 2013 17:05:00 +0000 http://niezlomni.com/?p=555

[caption id="attachment_556" align="alignleft" width="300"]Józef Kuraś "Ogień" Józef Kuraś "Ogień"[/caption]

Zbigniew Kuraś urodził się 1 lutego 1947 roku. Kiedy zginął jego ojciec, major Józef Kuraś "Ogień", jeden z najbardziej znanych polskich dowódców partyzanckich z czasów II wojny światowej i okresu powojennego, miał zaledwie trzy tygodnie. Nie mógł więc pamiętać ojca, ale komunistyczne władze nigdy nie dały mu zapomnieć, że jest synem "bandyty". - Do dziś reakcje ludzi bywają bardzo niemiłe - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Maciejem Pałahickim.

Maciej Pałahicki: Pana ojciec był żołnierzem wyklętym, a pan dzieckiem przeklętym?

Zbigniew Kuraś: Tak to wychodzi. Ja się urodziłem w Krakowie, a potem mama zapakowała mnie do wagonu towarowego i przy minus 30 stopniach zajechaliśmy do Warszawy. Tam dotarła do nas wiadomość o śmierci ojca. No i tam matka ujawniła na UB nasze istnienie. Po tym już śmiało wróciliśmy do domu w Nowy Targu. Do domu, to może za dużo powiedziane, bo mieliśmy tu tylko jeden mały pokoik, a naokoło byli przyjezdni lokatorzy i funkcjonariusze UB. Były momenty nieprzyjemne, bo nas od bandytów wyzywali i w takiej pogardzie mieli. Mieli do tego prawo, mieli takie przyzwolenie. To było przykre i smutne.

Pamiętam taki epizod. Mieszkał u nas taki ubowiec, bardzo zły - tak mówili, był też drugi, który tam kończył bić (na UB - red.) a potem przychodził do domu i bił jeszcze żonę. Kiedyś w jakimś takim "amoku" dobroci, wziął mnie za rękę i zaprowadził do sklepu, a w sklepie taka długa kolejka była. On krzyczy na cały głos: tu dla syna "Ognia" czekoladę proszę. Taki zdziwiony stałem, a on mnie trzymał za rękę. Tę czekoladę dostałem, do domu pobiegłem i pomyślałem: "no nie są przecież tacy źli". A wieczorem, jak się napili, to zaczęli strzelać, a u nas są drewniane sufity, więc kule leciały. Mama mnie przykryła pierzyną i jeszcze nakryła mnie swoim ciałem, żeby mnie chronić. Takie to były różne niemiłe niespodzianki. Czekolada okazała się gorzką, bardzo.

Później, w miarę upływu czasu, już sam wychodziłem na ulicę no i też się spotykałem z różnymi... Czasem mi dokuczali. A w szkole podstawowej to już wyraźnie widziałem różnicę między innymi uczniami a mną. W średniej miałem już zupełnie przechlapane. Był taki jeden nauczyciel, który mnie bardzo, bardzo nie lubił, no i miałem z tego przykre konsekwencje, wtórowali mu też inni. Nic nikomu nie zrobiłem, a tak jakoś się to wszystko nie układało.

Młody człowiek, to patrzy jak tego oceniają, jak innego oceniają i widzi, że się taka wielka niesprawiedliwość dzieje, a dlaczego...? To sobie sam musiałem pisać listy do Pana Boga ze skargą i tak żyć. Później poszedłem do wojska. Wojsko mi odpowiadało, chociaż jak jechałem to mi mówili "tam cię już wykończą". Ale ja też zrobiłem jeden numer, o którym nie chcę wspominać i po prostu wyszedłem zadowolony. Potem praca, ale tam też już wiedzieli...

W wojsku myślałem że jestem incognito. Zbigniew Kuraś i koniec. Ale spotkałem się z kolegami, jeden z nich był pisarzem sztabowym i mówi: Zbyszek ty tam w papierach coś masz. Udaję głupiego. Ale co? Nie przyszło mi nawet na myśl, że tam może być coś takiego. W wolnej chwili przyszedłem do niego, pokazał mi papiery i faktycznie było: "Zbigniew Kuraś syn bandyty Ognia". I to szło za mną cały czas, no ale to też trzeba było przeżyć. Potem pracowałem w Czarnym Dunajcu i Rabce jako technik weterynarii i tam też dało się bardzo odczuć, to moje pochodzenie. Bardzo mi w życiu zaszkodziło. Takie mieli dyrektywy, żeby dać mi w kość. To się odbiło na moim zdrowiu, na moim wyglądzie.

Maciej Pałahicki: Pan miał zaledwie trzy tygodnie, gdy stracił ojca, a tak naprawdę całe życie ciąży na panu jego przeszłość.

Co mam Panu odpowiedzieć? Jeden, jak mnie spotka, to jest to miłe i pogratuluje mi ojca, że wytrwałem, że się człowiek nie zbłaźnił. A drugi będzie patrzył na mnie i pytał w duchu dlaczego się jeszcze kręcę po tym świecie i się jeszcze jakoś trzymam. To jest bardzo przykre.

Często koledzy w pracy mnie pytali dlaczego "Ogień" drugi raz poszedł w góry ("Ogień" w 1945 tworzył Milicję Obywatelską w Nowym Targu, ale nie podporządkował się partyjnej władzy i zdezerterował, a wraz z nim wielu jego ludzi - red.). Dlaczego? Bo musiał. Do nich to jednak nie docierało, byli już na fali ormowskiej, takiego paskudnego donosicielstwa, to było najgorsze. Inni mogli kraść, mogli nie przychodzić do pracy, wystarczyło jednak, że ja raz nie przyszedłem i zaraz był krzyk i oskarżenia że coś kombinuję. No, a co ja mogłem kombinować? Ja chciałem normalnie żyć i pracować.

Maciej Pałahicki: A nie miał pan czasami tak w głębi ducha pretensji do ojca?

Jak można mieć do niego pretensje? Chociaż czasami widziałem jak przyjeżdżał inny ojciec, brał syna za rękę i szedł na spacer. Pewne problemy ojciec pomoże rozwiązać i wtedy jest dużo łatwiej. A ja byłem sam. Sam tylko z mamą. Ojczym też za mną nie przepadał. To również odczułem. No, ale przecież nie będę bez przerwy do mikrofonu narzekał. Miałem młodość, a w niej piękne chwile, i wzniosłe, i wspaniałe, i koniec. I cóż tu narzekać.

Maciej Pałahicki: To pomówmy o tych dobrych chwilach. Kiedy poczuł pan taką prawdziwą dumę z ojca?

Może było tych momentów wiele. Kiedy przychodzili nas partyzanci, którzy wychodzili z więzień. Może wtedy po raz pierwszy poczułem z ojcem taką bliskość. Jednak potem wszystko ustało.

[caption id="attachment_557" align="alignleft" width="717"]Pomnik Józefa Kurasia w Zakopanem Pomnik Józefa Kurasia w Zakopanem[/caption]

Wiele lat później (w 2006 roku - red.) w Zakopanem odsłonięto pomnik ojca. Przed tym wydarzeniem dzwonili do mnie znajomi i mówili, że w końcu doczekam się tej sprawiedliwości i ludzie poznają prawdę o tym, skąd się wzięło to nazwanie ojca "bandytą". To było dla mnie naprawdę wzruszające i piękne. Przy odsłonięciu pomnika w Zakopanem, to już była faktycznie taka pompa (w uroczystości uczestniczył prezydent RP Lech Kaczyński - red.).

Chociaż wtedy również wielu się sprzeciwiało. Nawet Słowacy sprzeciwiali się i chcieli ingerować w decyzję polskich władz (Według Ludomira Molitorisa z Towarzystwa Słowaków, w Polsce podczas swej działalności na Spiszu i Orawie Kuraś nękał tam zamieszkujących Słowaków, dopuszczał się zbrodni i grabieży - red.).

[quote]I to jest właśnie bardzo przykre, że my Polacy nie szanujemy naszej historii. Bo to jest nasza prawdziwa, powojenna historia. Ładna historia i kawałek również mojego życia. Ojciec walczył przecież o Polskę, ale u nas nie wszyscy to potrafią uszanować...[/quote]

[caption id="attachment_558" align="alignleft" width="255"]Władysław Machejek Władysław Machejek[/caption]

Pamiętam, jak - jako chłopiec - stałem wśród ludzi w wielkiej kolejce przy kiosku ruchu, by kupić gazetę. Nie pamiętam już teraz nawet jaką. W niej były odcinki książki Machejka "Rano przyszedł huragan" (Władysław Machejek, sekretarz powiatowy PPR w Nowym Targu, brał udział w akcjach MO i KBW przeciw partyzantom Józefa Kurasia. W 1955 wydał powieść "Rano przeszedł huragan", w której opublikował rzekomy pamiętnik Kurasia, do dziś cytowany jako autentyk - red.).

To nie była ładna książka, ale władzom bardzo odpowiadała, bo w niej obrzucano fałszem i zakłamaniem działalność "Ognia". No i tak ludzie to kupowali, bo nie było innej wiedzy na ten temat. Kupowali, czytali i komentowali. Coś usłyszeli. A to, że kogoś napadł. A to się czasami ubowcy przebierali za partyzantów, a czasem ktoś inny się podszywał.

[quote]Znam taki przypadek kiedy siostrze zginął brat i przez trzydzieści lat miała pretensje do ogniowców. A dopiero po latach okazało się, że za śmiercią jej brata stali ubowcy. Innym razem znowu wyklinali, że nigdy "Ogniowi" nie wybaczą, bo ogniowcy przyszli do ich domu zabrać świnie i na to wpadli ubowcy. W wyniku wymiany ognia zginął ojciec - jedyny żywiciel rodziny. Po latach okazało się, że to brat rodzony ściągnął tych ubowców do domu i taka była prawda. Ale jak to ludziom wytłumaczyć, gdy często powielają tyle kłamstw i niesprawdzonych historii. Oni nadal nie wiedzą na czym polegała tamta walka, co się wtedy naprawdę działo i dlaczego.[/quote]

Teraz mamy komórki, przez które można kontrolować człowieka, a i tak to się często nie udaje, a co dopiero wtedy, gdy obszar walki był po Wadowice, po Kraków i nawet dalej? W jaki sposób mógł to wszystko utrzymać w ryzach jeden człowiek? Przecież inny element również działał na tym terenie, jednak wszystko co złe, zrzucili na niego.

Ja uważam że "Ogień" był taką wygodną choinką, na której można wieszać było wszystko: i mord Żydów, których nie zabił, mord Łatanków z Gronkowa, z którymi wcześniej byli kolegami. Oni byli kilkakrotnie ostrzegani. Ludzie ze wsi chodzili do ojca na skargi na nich, że kradli krowy, jak teraz kradnie się samochody. Prosili, by wymierzyć im sprawiedliwość. To byli złodzieje, zwykli bandyci.

[quote]I tak można oczerniać i fałszować historię. A to był przecież bohater i koniec. Partyzanci to byli młodzi chłopcy, często w wieku osiemnastu, dwudziestu lat, którzy zostawili rodziny i poszli walczyć o Polskę. Nie do końca wiadomo było właściwie, jaką Polskę. Tam była dyscyplina, było umundurowanie, złodziejstwo się karało, przestępstwa się karało. Była modlitwa, honor i polskość, a dziś się ich oczernia, stawia na równi z pijakami, gwałcicielami. No to czemu to UB i KBW ojca goniło przeszło dwa lata po górach goniło, jak oni byli tacy pijani?[/quote]

Takie łatki mu poprzyklejali. Ale to była walka polityczna, o której my nie mieliśmy pojęcia i dopiero po latach dowiedzieliśmy się jak ona wyglądała.

[caption id="attachment_559" align="alignleft" width="211"]Stanisław Wałach Stanisław Wałach[/caption]

Maciej Pałahicki: Co dla pana było gorsze: to, że do tej pory nie wie pan, gdzie ojciec jest pochowany, czy też to, że musiał pan spotkać się z jego oszczercą Stanisławem Wałachem, by wskazał to miejsce pochówku? (Stanisław Wałach, szef powiatowych UBP w Chrzanowie, Limanowej i Nowym Sączu, naczelnik Wydziału III WUBP w Krakowie, który również brał udział w akcjach przeciw "Ogniowi", w 1965 wydał książkę "Był w Polsce czas", a w 1976 - "Świadectwo tamtym dniom" - opisujące działania "Ognia")

Jechałem z nadzieją, ale czułem, że nic z tego nie wyniknie. Jednak w głębi ducha liczyłem, że mając władzę, może jednak coś powie... Ja, szary człowiek, nie byłem przecież dla niego zagrożeniem. To ciągnęło się przez długi czas, zadawałem sobie w duchu pytania: co ja im zrobiłem złego? Za co mnie karzą? Dlaczego ukrywają przede mną miejsce pochówku ojca? Przecież zarówno z jednej, jak i z drugiej strony spotykał się wtedy żołnierz z żołnierzem. Ale wtedy nikt tak tego nie pojmował, była wtedy inna siła polityczna, takie kreowanie niepodległości.

Maciej Pałahicki: Ciężko było siąść naprzeciwko Wałacha i spojrzeć mu prosto w oczy, wiedząc, że przyczynił się do śmierci pana ojca?

Tak się miało stać, jak się stało, a przyczynili się do tego agenci. Państwo polskie w tym czasie krzyczało, że jest chłopskie i robotnicze, a tu chłopi występowali przeciwko tej władzy, to znaczy, że coś się źle dzieje i po prostu to ich jakoś ubodło. Świadomość, że ludzie tak łatwo kupują tamte stare kłamstwa, bardzo boli.

Kiedyś przyniosłem znajomemu taką fajną książkę, nie zmyśloną, lecz pokazującą fakty z tego okresu. To, że AK miało na niego wyrok. Że "Zawisza" - ich dowódca - chciał go sprzątnąć z jakiś przyczyn. I stąd również wynikały ojca problemy z AK i z Machejkiem. A potem były ludowe służby bezpieczeństwa. Miał swoje uzbrojone wojsko. Była nadzieja i mieli chęć do walki, a potem gdy zgasła nadzieja, to tak trwali i trwali.

To byli młodzi ludzie, każdy chciał mieć rodzinę, dom. Kilku się takich znalazło. UB już wyjeżdżało w Ostrowską, ale któryś dał znać, że ojciec tam jest i wtedy właśnie zginął on, zginął "Zimny", "Kruk", a jeszcze dwóch innych się przedarło przez zasadzkę.

Gdy już można było, to przed domem gdzie zginął ojciec, zapaliliśmy świece w rocznicę jego śmierci. Jednak z domu wybiegł syn ówczesnego gospodarza i zgasił. Powiedział, że on tyle wycierpiał na skutek tych wydarzeń. A przecież nikt go specjalnie nie skrzywdził. Ogniowcy się bronili, a UB strzelało z czego popadnie. To są sprawy historyczne, które były i minęły dawno temu...

I tu właśnie mam pretensje do ludzi, którzy krytykują ojca, a nie zastanowią się nad faktami historycznymi. Mają pretensję, a sami się nieraz bronią, bo mieli w rodzinie mamy czy babki, którym ogolono głowę. A wtedy ogolona głowa była hańbą i świadczyła o tym, że się ktoś źle prowadził, donosił czy współpracował. Ci ludzie do dzisiejszego dnia nie zostali rozliczeni, a teraz rodziny się bronią, nie przyznają się do przeszłości i o wszystko co złe obwiniają "Ognia".

A ojciec przecież niósł swoje nieszczęście: stracił syna, żonę i ojca, których Niemcy mu zabili. Ludzie mówili, że w tym także jest wina ojca, że to stało się z powodu jego działalności. Twierdzili, że to na skutek wcześniejszej akcji, która okazała się prowokacją niemiecką, ale uważali, ze to również była wina ojca. Ludzie, którym nie chciało się dojść do prawdy obwinili go za wszystko.

Nikt już nie pamięta, że okres, gdy oni byli w górach, to nie był łatwy czas. Siedzieli ukryci w bunkrach, unikali oczu konfidentów, nie mogli zostawić po sobie śladów, a przecież jakoś trzeba było przetrwać, wyżywić oddział, pokonać różne przeszkody i trudności. Jeśli ktoś był w górach, to wie, jak łatwo jest w lecie - ale nie zimą. Trzeba wykazać duży hart ducha. Nie ma co więcej o tym opowiadać.

Maciej Pałahicki: Czy pana nie boli, że nie zna miejsca pochówku ojca, nie ma nawet gdzie świeczki mu zapalić?

Mam gdzie pójść, bo sobie idę na cmentarz, świeczkę zapalę i sobie pomyślę o nim. A mnie już od lat tak zwodzą. I tak się to ciągnie. Ja pewnie już tego nie doczekam. Pewnie, że to boli, ale jak nie ma, to nie ma, co zrobić... Już jestem zrezygnowany, żyję bez nadziei.

Maciej Pałahicki: Myśli pan, że oni nadal są żołnierzami wyklętymi? Czy jednak w świadomości ludzi coś się zmieniło?

Nie jest łatwo odpowiedzieć na takie pytanie. Na pewno coś się zmieniło. Na lepsze, ale co?... Trochę się zmieniło...

Artykuł Syn „bandyty” Józefa Kurasia mówi: My, Polacy, nie szanujemy naszej historii pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
Gotowy scenariusz na hollywoodzki hit, czyli jak mały wielki bokser wygrał walkę o życie https://niezlomni.com/gotowy-scenariusz-na-hollywoodzki-hit-czyli-jak-maly-wielki-bokser-wygral-walke-o-zycie/ https://niezlomni.com/gotowy-scenariusz-na-hollywoodzki-hit-czyli-jak-maly-wielki-bokser-wygral-walke-o-zycie/#respond Thu, 17 Oct 2013 21:38:09 +0000 http://niezlomni.com/?p=293

[caption id="attachment_294" align="alignleft" width="200"]Tadeusz Pietrzykowski na wycinkach z gazet Tadeusz Pietrzykowski na wycinkach z gazet[/caption]

„Więcej potu na treningu, mniej krwi w walce” to zasada wpajana adeptom sztuk walki. Była to też zasada, którą bardzo szybko przyswoił sobie Tadeusz Pietrzykowski, bokser, który największe sukcesy osiągnął w obozie koncentracyjnym. Stawką walk było jedzenie i życie. Nie przegrał ani razu.

Tadeusz Pietrzykowski urodził się 8 kwietnia 1917 r. w Warszawie. Należał do pokolenia „Polski niepodległej”, ludzi, których dzieciństwo i młodość toczyło się już w wolnej Polsce. Nauka nie sprawiała mu kłopotów, był uczniem wszechstronnie uzdolnionym. Ale prawdziwy przełom w jego życiu nastąpił, kiedy został harcerzem. Wtedy odkrył, że sport jest dla niego czymś najważniejszym.

Boks nie był jedynym sportem, który uprawiał w młodości Pietrzykowski. Zaczynał od piłki nożnej w WKS Warszawianka, ale to nie był sport dla niego, nie ze względu na umiejętności, bo tych mu nie brakowało, ale ze względu na charakter, który predysponował go bardziej do sportów indywidualnych. Rozpoczął treningi w warszawskiej Legii. Walczył w wadze koguciej, na ringu występował jako „Teddy” – gimnazjaliści nie mogli w II RP zawodowo uprawiać boksu, więc trener Feliks Stamm nadał mu taki przydomek.

Robił bardzo szybkie postępy, podczas turnieju o mistrzostwo Warszawy w 1936 r., jeszcze jako siedemnastolatek, w ćwierćfinale turnieju wygrał z mistrzem Polski, Antonim Czortkiem. Był chwalony przez trenerów i prasę za szybkość, serce do walki i mocne uderzenie, szybko zdobył sobie drugi przydomek „Żelazna Pięść”. Nie były to pochwały na wyrost, potwierdziły je wygrane walki i zdobyte tytuły.

Kiedy we wrześniu 1939 r. wybuchła II wojna światowa, Pietrzykowski nie przypuszczał, że boks będzie miał tak duży wpływ na jego dalsze życie. Nie zdawał sobie sprawy, że umiejętności zdobyte w sali treningowej i na ringu przydadzą mu się w walce o przetrwanie. Podczas kampanii wrześniowej brał udział w obronie Warszawy. Już w listopadzie 1939 r. rozpoczął działalność konspiracyjną, wstąpił też do oddziału szturmowego ZWZ.

Wiosną 1940 r. próbował przedostać się do polskiego wojska do Francji. Z niepowodzeniem, po krwawym przesłuchaniu na Gestapo, po pobycie w więzieniach w Nowym Sączu i Tarnowie, trafił w pierwszym transporcie do Oświęcimia. Otrzymał nr 77.

teddy2Pierwszą walkę bokserską stoczył w kwietniu 1941 r. z niemieckim kapo, Walterem Dunningiem, ważącym 70 kg, Pietrzykowski ważył zaledwie 40 kg. Stawką walki było pół bochenka chleba i pół kostki margaryny. Niemiec poddał się po drugiej rundzie. Była to nie tylko pierwsza walka Pietrzykowskiego w obozie, ale i pierwsza walka bokserska w obozie z udziałem więźniów. Tak rozpoczęła się obozowa kariera bokserska Pietrzykowskiego.

Wkrótce został mistrzem wszechwag KL Auschwitz. Zwycięstwa pomagały przetrwać jemu i jego kolegom, za każdą walkę zdobywał jedzenie. Pietrzykowski w Oświęcimiu nie tylko pracował i boksował, był zaangażowany w podziemie zorganizowane przez rotmistrza Pileckiego. Obozową karierę bokserską kontynuował w KL Neuengamme i KL Bergen-Belsen.

Po wojnie był nauczycielem w szkołach w Bielsku-Białej, trenował następne pokolenie polskich bokserów.

Gdyby „Teddy” był Amerykaninem jego historię opowiedziałby film na miarę „Człowieka ringu” opowiadający historię bokserskiego mistrza świata z czasów wielkiego kryzysu, Jamesa Braddocka.

[quote]Film o Pietrzykowskim do popularnej historii wniósłby historię boksera walczącego o chleb i przetrwanie, człowieka, który nie dał złamać się, który nawet w obozie zachował swoją godność. [/quote]

Takiego filmu pewnie nie będzie, nadwiślańskie „fabryki snów” wolą nagrywać filmy o fikcyjnych wydarzeniach. Dlatego nie zobaczyliśmy do tej pory na ekranach losów rotmistrza Pileckiego, ani dobrego filmu o powstaniu warszawskim. Jest za to „Pokłosie”. Ale na szczęście dobre książki cały czas się ukazują.

Matusz Rawicz, tekst ukazał się w tygodnik „Nasza Polska” (nr 3 (898), 15 stycznia 2013 r.)

Marta Bogacka, "Bokser z Auschwitz. Losy Tadeusza Pietrzykowskiego", Demart, Warszawa, 2013 r.

Artykuł Gotowy scenariusz na hollywoodzki hit, czyli jak mały wielki bokser wygrał walkę o życie pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/gotowy-scenariusz-na-hollywoodzki-hit-czyli-jak-maly-wielki-bokser-wygral-walke-o-zycie/feed/ 0