Auschwitz – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Auschwitz – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 „Auschwitz bez cenzury i legendy”. Konspiracja w niemieckim obozie koncentracyjnym oczami uczestnika. [WIDEO] https://niezlomni.com/auschwitz-bez-cenzury-i-legendy-konspiracja-w-niemieckim-obozie-koncentracyjnym-oczami-uczestnika-wideo/ https://niezlomni.com/auschwitz-bez-cenzury-i-legendy-konspiracja-w-niemieckim-obozie-koncentracyjnym-oczami-uczestnika-wideo/#comments Sat, 05 Sep 2020 19:27:07 +0000 https://niezlomni.com/?p=51124

Wspomnienia więźnia KL Auschwitz, który przesiedział w obozie prawie cały czas jego istnienia. Wspomnienia niezwykłe, bo ukazujące działanie obozu i jego organizacje podziemne w nieco innym świetle.

Jerzy Ptakowski omawia zdarzenia z historii Auschwitz na podstawie własnej pamięci i innych źródeł. Mierzy się z utartymi mitami narosłymi wokół tematyki obozowej wskutek oddziaływania wieloletniej propagandy, doraźnych interesów czy też tarć pomiędzy rozmaitymi frakcjami o rozbieżnych interesach politycznych. Opowiada o bohaterach: o Witoldzie i Janie Pileckich, o. Maksymilianie Kolbem i Janie Mosdorfie. Charakteryzuje organizacje tworzące obozowy ruch oporu i stosunki panujące pomiędzy różnymi narodowościami. Wskazuje, jak wiele ze zbrodni pozostało po wojnie nierozliczonych. Punktuje zdarzenia, które legły u podstaw współczesnych poglądów o tym, że „nie tylko Niemcy ponoszą odpowiedzialność” i że „w Auschwitz mordowali także Polacy”.

Ptakowski trafił do Auschwitz w 1941 roku i opuścił go wraz z likwidacją obozu. Jako członek wysokich władz Stronnictwa Narodowego uwypukla zdecydowanie działalność i bytność narodowców – czy to z SN, czy odłamów ONR – w Auschwitz. Sam również parał się tam konspiracją, uczestnicząc we władzach podziemnych, obozowych struktur.

Spisując wspomnienia, poczuwał się do pełnienia misji. Jak sam zaznacza, chciał uzupełnić istniejącą literaturę i nadrobić występujące w niej luki. Eksponując dokonania narodowców, nie jest jednak stronniczy. Podkreśla, że w dramatycznych warunkach obozowych nad partykularyzmami przeważało po wielokroć poczucie narodowej solidarności i wspólnoty bądź też zwyczajne zrozumienie dla ludzkiej niedoli. Pragnienie pokonania wspólnego wroga przełamywało lody i skłaniało do współpracy najzagorzalszych przedwojennych politycznych oponentów.

Taki obraz zdecydowanie odróżnia książkę Ptakowskiego od podobnej literatury obozowej. Spojrzenie przez pryzmat ugrupowań narodowych czyni zeń wręcz unikat. Dość powszechnie bowiem o narodowcach w Auschwitz napomyka się mało, niechętnie. To temat jakby pomijany, o którym mówić dziś wręcz „nie wypada”.

Jerzy Ptakowski, Auschwitz bez cenzury i legend, Wyd. Replika, Poznań 2020. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika.

Fragment rozdziału Paczka, która kosztowała życie

Dubois zarówno psychicznie, jak i fizycznie trzymał się bardzo dobrze. Pomagał kolegom i sam z ich pomocy korzystał. Nigdy nie spadł do stopnia „muzułmaństwa” i nie pamiętam, aby poważnie chorował. Jako namiętny palacz dużo wysiłku poświęcał na zdobycie papierosów. Nawet w najbardziej ponurym okresie życia obozowego potrafił przynajmniej jeden czy dwa papierosy na dzień wykombinować. Z trudem zdobyty papieros paliliśmy nieraz wspólnie, w pozycji leżącej, pilnie bacząc, aby przedwcześnie nie strącić popiołu.

Trudno przewidzieć, jak ułożyłyby się losy Stanisława Dubois w okresie późniejszym, a zwłaszcza w czasie ewakuacji, ale jego kondycja fizyczna w roku 1942 pozwalała przypuszczać, że miał wszelkie szanse doczekania końca wojny. Śmierć, która go spośród nas zabrała, przyszła w sposób nagły i zgoła nieoczekiwany. Jestem jednym z nielicznych świadków okoliczności, które tę śmierć spowodowały. Pisałem o tym w krótkim poobozowym wspomnieniu już w roku 1947, w redagowanym przeze mnie piśmie polskim „Lech” wydawanym w Monachium. W dniu 19 sierpnia 1942 r. w godzinach popołudniowych przybył do miejsca naszej pracy w betoniarni dobrze mi znany Unterscharführer Oswald Kaduk, który był wtedy jednym z prowadzących raporty i zabrał Staszka ze sobą. Taka wizyta nie wróżyła nic dobrego. Mogła się skończyć śmiercią, osadzeniem w bunkrze na bloku 11 lub przesłuchaniami w Politische Abteilung. Nic więc dziwnego, że byliśmy tym wydarzeniem wstrząśnięci mimo pozornego oswojenia się ze śmiercią, która przecież każdego dnia wisiała nad nami. Przygnębienie malowało się na twarzach najbliższych przyjaciół Dubois z betoniarni, kiedy po skończeniu pracy powracaliśmy do obozu. Nietrudno sobie wyobrazić, jak bardzo byliśmy wzruszeni i uradowani, gdy po przejściu bramy obozowej zobaczyliśmy Staszka żywego wśród współwięźniów oczekujących na apel wieczorny. Radość z tego spotkania pogłębiła wiadomość, że Staszek po przyprowadzeniu go do Politische Abteilung traktowany był dobrze i po sprawdzeniu personaliów otrzymał paczkę przysłaną pocztą na jego nazwisko ze Szwecji. Było to wydarzenie w tym okresie naszego życia obozowego, niesłychane. Odbiór tej przesyłki musiał pokwitować własnoręcznym podpisem. W paczce znajdował się, jak mi mówił, funt cukru i dwa pudełka sardynek. Wydarzenie z paczką miało finał tragiczny. Dwa dni po jej doręczeniu Dubois został na apelu porannym zabrany przez Rapportführera Palitzscha, zabójcę wielu moich przyjaciół i skierowany na blok 11, gdzie został zamordowany strzałem w tył czaszki z karabinku małokalibrowego.

Rozdział VII Narodowcy w Auschwitz

Do Żydów, z którymi utrzymywałem bliższy kontakt, należał m.in. wybitnie inteligentny Żyd z Francji, dawny urzędnik francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, którego imienia niestety już nie pomnę. Na podstawie prowadzonych z nim rozmów przekonałem się, że Żydzi zdawali sobie dobrze sprawę z trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się Polska. Nie oczekiwali od nas większej pomocy aniżeli ta, jaką otrzymywali. Mieli natomiast głęboki żal do swoich wpływowych ziomków zamieszkałych za oceanem. Oskarżali ich o obojętność wobec skazanych na zagładę Żydów wschodnioeuropejskich, obojętność motywowaną rzekomo faktem, że wschodni Żydzi zamykali się w gettach (mowa tu o gettach w znaczeniu przed-wojennym, o gettach dobrowolnych, w odróżnieniu od gett przymusowych, wprowadzonych przez Niemców). Wyobcowywali się w ten sposób z otaczających ich społeczeństw i stawali kamieniem u szyi kulturalnego żydostwa zachodniego, reprezentującego w tym czasie tendencje asymilacyjne. Różnice istniejące między żydostwem „zacofanym” i żydostwem „postępowym” wywoływały wzajemne irytacje i niepotrzebne spory. Zdaniem mego rozmówcy, żydostwo zachodnie starało się nie dostrzegać cierpień żydostwa gettowego. Pozbycie się, czy też osłabienie liczebne elementu „zacofanego” leżało nawet w interesach zachodniego żydostwa. Nie przypuszczali, że nakazana przez Hitlera akcja zagłady przybierze aż takie rozmiary. Dramatyczne samobójstwo szlachetnego Żyda z Polski, Szmula Zygelbuama w Londynie, o którym dowiedziałem się po wojnie, wydaje się być potwierdzeniem tej niezwykłej interpretacji.
Na zadawane często Żydom obozowym pytanie, czym należy tłumaczyć bierną postawę Żydów wobec ich prześladowców, tak różną od postawy walczącego nieustępliwie narodu polskiego, spotykałem się najczęściej z odpowiedzią, że decydujący wpływ wywarło tu wychowanie i religia. Żydzi wierzyli, że nie należy się sprzeciwiać woli Boskiej i że ostatecznie Bóg nie dopuści do zagłady Izraela. Nieuzasadnioną nadzieję podtrzymywała również ich nadmierna ufność w potęgę pieniądza. Zamożni Żydzi sądzili, że za pomocą pieniądza uda się światlejszej i zamożniejszej części żydostwa wykupić od zagłady.

Rozdział XII Ostatnie dni Auschwitz

Ta część, która postanowiła do Kraju opanowanego przez komunistów nie wracać, przeszła gehennę obozów „dipisowskich” i musiała przebijać się ciężko przez życie, aby zdobyć pracę i trwałe warunki utrzymania. Druga część, która wróciła do Polski, a tych była większość, potraktowana została przez władze ludowe nieufnie i poddana wielokrotnym przesłuchaniom przez władze bezpieczeństwa. Byłych więźniów pozbawiono wkrótce możliwości swobodnego zrzeszania się i działania. Najcięższy okres przypadł na lata 1949-1956. Pisze o tym w jednym z krakowskich dzienników w artykule Gorzki obrachunek i poprawki historyczne były więzień Auschwitz Tadeusz Hołuj.
-Odebrano Związkowi prawie wszystkie lokale, roztrwoniono 30 milionów złotych. Odebrano sztandary i wszystkie akta weryfikacyjne oraz bogate archiwalia. Najcenniejsze dokumenty osobiste członków, przechowywane często z narażeniem życia i przedstawiane do weryfikacji, bywały często załącznikiem w aktach śledczych UB. Wystarczy zdradzić taką tajemnicę: w teczce personalnej Cyrankiewicza, w X Dept. MBP, znalazły się też akta archiwalne gromadzone przez oświęcimski ruch oporu, przenoszone przez bohaterski aparat łączności i przechowywane w czasie wojny w Krakowie, a następnie udostępnione przez grupę byłych członków kierownictwa tegoż ruchu oporu Komisji Badań Zbrodni Hitlerowskich. […] Do tragikomicznych wydarzeń należy np. oskarżenie grupy b. oświęcimiaków o… tajny antypaństwowy zjazd w Oświęcimiu, gdy w rzeczywistości chodziło o towarzyskie spotkanie kolegów. Tenże sam autor odpowiada również na pytanie, czym kierowały się komunistyczne władze bezpieczeństwa, tak złośliwie tępiące działalność b. więźniów politycznych: Likwidowano te siły narodu, które niezależnie od poglądów polityczno-społecznych musiały być siłą oporu przeciw stalinizmowi, siłą faktyczną, aktywną lub tylko potencjalną. Były więzień polityczny hitleryzmu (a nie zapominajmy, że rekrutował się on też z ruchu oporu), protestujący szczerze i gorąco przeciw obozom na Korei czy w Grecji, nie mógł być zachwyconym zwolennikiem łagrów, a były partyzant czy działacz patriotycznego podziemia nie mógł zachwalać terroru, łamiącego kości jego towarzyszom broni. Jeśli były takie jednostki, tym gorzej dla nich. Stosunek do byłych więźniów zmienił się na lepsze dopiero po przewrocie październikowym. Na posiedzeniu Rady Naczelnej w roku 1957 przeprowadzono ostrą krytykę siedmioletniej polityki prześladowania, zmieniono skład władz i zrehabilitowano wielu niewinnie oskarżonych członków obozowego ruchu oporu.

Artykuł „Auschwitz bez cenzury i legendy”. Konspiracja w niemieckim obozie koncentracyjnym oczami uczestnika. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/auschwitz-bez-cenzury-i-legendy-konspiracja-w-niemieckim-obozie-koncentracyjnym-oczami-uczestnika-wideo/feed/ 1
O Auschwitz powiedziano już wszystko?! Wspomnienia Stanisława Głowy dowodzą, że to temat, który nie przestanie przerażać. [WIDEO] https://niezlomni.com/o-auschwitz-powiedziano-juz-wszystko-wspomnienia-stanislawa-glowy-dowodza-ze-to-temat-ktory-nie-przestanie-przerazac-wideo/ https://niezlomni.com/o-auschwitz-powiedziano-juz-wszystko-wspomnienia-stanislawa-glowy-dowodza-ze-to-temat-ktory-nie-przestanie-przerazac-wideo/#comments Sat, 04 Jul 2020 04:39:18 +0000 https://niezlomni.com/?p=50737

Wydaje się, że o Auschwitz powiedziano już dość. Jednak wspomnienia Stanisława Głowy dowodzą, iż jest to temat, który, zgłębiany choćby wielokrotnie, nigdy nie przestanie zadziwiać i przerażać.

Muszę się jednak chwilę zatrzymać nad grupą młodych chłopców przywiezionych do Oświęcimia po pacyfikacji Zamojszczyzny i skazanych na śmierć przez zaszpilowanie. Chłopcy w wieku od lat siedmiu do czternastu w liczbie około stu. Wśród nich był tylko jeden Żyd, bardzo przyjemny brunecik. Pewnego dnia rankiem po apelu Rapportführer Palitsch z grupą SS-manów prowadzili tych chłopców na blok 11. Nie wiem, z jakich przyczyn nie doszło do ich rozstrzelania, prawdopodobnie z uwagi na dużą ich liczbę. Wszyscy byli już więźniami politycznymi, bo posiadali numerację obozową.

Po jakiejś godzinie całą tę grupę przeprowadzono na blok 20., polecono chłopcom rozebrać się i ulokowano ich w Waschraumie rzekomo do kąpieli. Na korytarzu zobaczyłem Pańszczyka oraz dwóch pomocników przygotowujących się do akcji. Zatrzymałem Mietka na korytarzu i do głębi wzburzony nawymyślałem mu od zbrodniarzy i morderców dzieci polskich. Dodałem, że nigdy dotąd nie widzałem podobnych morderców. „Jeżeli poważysz się zabijać polskie dzieci, to my ciebie, Mieciu, zamordujemy tak, że nawet nie będziesz wiedział kiedy”.

Było mi już wszystko jedno, a słowa moje, podobnie jak innych kolegów, którzy przeciw niemu występowali, poskutkowały. Miecio gdzieś zniknął, schował się, zarył pod ziemię. Nastąpiła kilkugodzinna zwłoka w egzekucji. Ja tymczasem zająłem się dziećmi, które wszystkiego się domyślały.

W Waschraumie jeden płacz. Pocieszałem i tuliłem jak mogłem do serca te polskie płowe czupryny. Pamiętam, że pierwsi, którzy się opanowali, byli chłopcy o nazwiskach Rycak i Rycaj (nr 86910, 86911), bardzo podobne polskie nazwiska. Obaj byli starsi, nie przekroczyli jednak czternastego roku życia.

Atmosferę polepszył nieco kocioł gorącej zupy, którą zorganizowaliśmy i którą wniesiono do sali. Wszyscy byli głodni. Zacząłem wydawać zupę i dolewki. Po posiłku języki dzieci rozwiązały się. Adwokat Weber z Krakowa śpiewał dzieciom przeróżne piosenki. Mówili cudnie, mówili prosto, mówili o rodzicach, o wsi rodzinnej i o tym, jak strasznie dziecięcymi serduszkami kochają swoją Ojczyznę.
Byłem twardym i zahartowanym już więźniem, ale tego wytrzymać nie mogłem. Łzy ciekły same wbrew mej woli. Widziałem całą umęczoną Polskę, widziałem wówczas morze krwi i ofiar. Widząc to, Rycaj mówi do mnie:

– Pan płacze? To my zapewne wszyscy pójdziemy na śmierć. Niech nam pan powie prawdę.
Egzekucja zaczęła się z kilkugodzinnym opóźnieniem. Pańszczyka nie odszukano. Jego miejsce zajęli Hauptscharführer Scherpe i Rottenführer Hantl. Zaczęła się Golgota. Mordowanie dzieci wśród ogromnego płaczu, wrzasku i jęków. Może oprawcy nie rozumieli polskiej mowy, ale do ich świadomości musiały dotrzeć okrzyki:
– Za co nas pan zabija, czy pan nie ma dzieci?
– Czy pan nigdy nie był ojcem?
– Jezus Maria, za co my musimy umierać?
– Mamusiu, tatusiu, ratujcie mnie, ginę niewinny!
Trzy i pół godziny trwała ta dantejska scena, a ja do dnia dzisiejszego mam poważne wyrzuty sumienia, dlaczego odciągałem od akcji Pańszczyka. Przy swojej technice byłby całą akcję zakończył w godzinę. Tymczasem nieobeznany Niemiec robił to niedołężnie, powoli, wywołując wśród dzieci tak przerażającą panikę. O was, dzieci Zamojszczyzny, ani ja, ani my wszyscy nie zapomnimy nigdy. Wasze buzie mam stale przed oczyma. Miałem najlepsze intencje, że grą na zwłokę uda mi się was uratować, względnie przedłużyć życie. Niestety stało się inaczej.

4. Kariera w obozowym „szpitalu”.

Stosunki na bloku 20. i w izbie chorych nie były najlepsze. Ton, oczywiście w złym znaczeniu, nadawał pisarz blokowy, oznaczony numerem 100 Roman Gabryszewski.

W obozie przebywał ze swoim bratem Tadeuszem. Obaj zginęli. Obu muszę poświęcić parę słów. Pochodzili z Zakopanego. Ich ojciec, którego nie znałem, był znanym i cenionym lekarzem w Zakopanem, a wśród górali cieszył się dużym szacunkiem i poważaniem. Ale te dwa rumiane jabłuszka, synalkowie, daleko odpadli od pnia. Roman miał być z zawodu śpiewakiem. W Zakopanem uchodził za zdecydowanego hochsztaplera. Być może jego wychowanie w pełnym dobrobycie, życie bez trosk, a może też słabe morale zaciążyły na całym jego burzliwym życiu i postępowaniu. Na bloku był panem życia i śmierci. Chorzy drżeli przed nim, bali się bowiem nie tylko jego pięści, ale i wyrzucenia ze szpitala, w którym pobyt, aczkolwiek bardzo ciężki, nie zmuszał jednak do pracy. Były wypadki katowania chorych przez niego. A i ja w pierwszym okresie spotkałem się z jego pięścią. Jego wyszukana łacina budzić musiała wśród wszystkich odrazę.

Pewnego dnia przechodziłem korytarzem do ubikacji. Byłem słaby, a nie mogąc się utrzymać na nogach, oparłem się o ścianę korytarza, która została świeżo pomalowana. Za ten czyn zostałem przez niego straszliwie pobity. Unikałem go, a czas starałem się wypełnić tylko pracą. Jako pomocnik sanitariusza cały czas poświęcałem chorym. Starałem się porządkować salę, podnosić samopoczucie kolegów, zapisywać i mierzyć temperaturę, zakładać na kartkach zeszytu karty gorączkowe. Wspólnie z chorymi wydaliśmy walkę wszom. Za chwytanie wszy i nabijanie ich na igły chorzy otrzymywali dolewki zupy. Niektórzy pobijali rekordy. Mieli w ciągu dnia nabitych na igły po parę tysięcy. W grudniu odwiedził salę lekarz obozowy dr Entress. Widząc dość schludną i uporządkowaną salę nr 3 i karty gorączkowe, zapytał blokowego, czyje to dzieło. Wskazano mnie. Wówczas polecił przyjąć mnie w stan sanitariuszy. Dostałem portki i bluzę, bo dotychczas jako chory pracowałem w brudnej i zawszonej bieliźnie. Spałem na sali pielęgniarzy. Zdobyłem niewątpliwy awans. Zetknąłem się wówczas z grupą polskich lekarzy pełniących również obowiązki tylko pielęgniarzy. Byli to: dr Fejkiel, dr Suchnicki, dr Diem, dr Dering, dr Szymański i wielu innych. Byli to koledzy, którzy całym sercem, prawie bez żadnych środków lekarskich, nieśli pomoc chorym, jak mogli i umieli.

Trzeba przyznać, że i wśród nich wielu bało się Romka Gabryszewskiego. Z sanitariuszy poznałem Kuryłowicza, Sowula, Tolińskiego, z którym – jako krakowianinem – rychło się zaprzyjaźniliśmy. Oprócz Gabryszewskiego bardzo ciekawą postacią na bloku był Miecio Pańszczyk, krakowianin, uczeń Akademii Sztuk Pięknych i uczeń profesora Dunikowskiego. Ale o nim nieco później. Zostawszy sanitariuszem mogłem już otwarciej występować przeciwko biciu chorych przez Romana. Szereg razy naraziłem się mu. Szereg razy zwymyślał mnie, ale do bicia już się nie posuwał. Przypuszczałem jednak, że niedługo to nastąpi, zwłaszcza że widząc małego i dość chudego więźnia, nie potrzebował się mnie obawiać. W czasie wydawania obiadów dla chorych zwróciłem mu w sposób uprzejmy uwagę, żeby mieszał w kotle, bowiem niektórzy z chorych dostają samo rzadkie, inni zaś sam gąszcz. Wówczas Roman palnął mnie w twarz. Nie wiem co i jak się stało, ale pamiętam, jak dr Fejkiel wycałował mnie, a inni gratulowali, bowiem Romcio leżał jak długi na posadzce. Walka rozpoczęła się na dobre, ale równocześnie wzrósł respekt przed moją ciężką, a kościstą chłopską ręką. W kilka dni po wypadku udawał już mojego wielkiego przyjaciela. Wypadek z pisarzem tak już sławnym z jego setnym numerem nie uszedł uwagi „taty” Bocka. Był to Niemiec, Lagerältester Krankenbaum. Wezwał mnie do siebie i po przedstawieniu sprawy polecił, że od zaraz będę pełnił funkcję głównego Schreibera. Broniłem się, jak mogłem, stwierdzając przy tym, że nikogo w życiu nie pobiłem, nie chcę nikogo bić, a w stosunku do Gabryszewskiego był to jakiś sporadyczny odruch rozpaczy czy samoobrony. Nic nie pomogło. Jestem pewien, że w całej tej sprawie maczali palce i Władzio Fejkiel, i inni koledzy lekarze. Po prostu wrobili mnie. Musiałem ulec, zwłaszcza że Tadzio Szymański nie dał mi żyć. Stanowisko pisarza przyjąłem, mimo że zdawałem sobie sprawę, iż funkcje te pełnili często reichsdeutsche czy volksdeutsche.

Stanisław Głowa, MROK I MGŁA NAD AUSCHWITZ. Wspomnienia więźnia nr 20017, Wyd. Replika, Poznań 2020. Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

Cztery lata piekła w relacji naocznego świadka.

Wydaje się, że o Auschwitz powiedziano już dość. Jednak wspomnienia Stanisława Głowy dowodzą, iż jest to temat, który, zgłębiany choćby wielokrotnie, nigdy nie przestanie zadziwiać i przerażać.

Głowa przeżył w KL Auschwitz blisko cztery lata i zrobił tam swoistą „karierę”. Dzięki umiejętnościom, obrotności, sprzyjającym okolicznościom oraz ludziom – czasem nawet wbrew sobie – „awansował” na kolejne stanowiska. Na nich nie tylko mógł przetrwać we względnie lepszych warunkach, ale także konspirować i obserwować, a w końcu opisać funkcjonowanie różnych członów obozu, przeplatając swą relację obrazami z życia codziennego.

Charakteryzuje więc szczegółowo rozkład dnia, tamtejsze praktyki, obozowych strażników – sadystów i sprzyjających więźniom. Nie waha się przed wskazywaniem wszelkich przejawów tchórzostwa, ale i bohaterstwa, jakie napotkał. Stąd też obraz, który rysuje, nie jest czarno-biały.
Dostaje się tym, którzy utracili swe człowieczeństwo, na hołd zasługują ci, którzy hart ducha zachowali. Bezimienna większość w tle tworzy ludzką masę, podlegającą mechanizmowi wyniszczającej pracy w fabryce śmierci.

Autor nie oddaje oczywiście całości obozowego życia, ale jego opis jest bardzo szeroki, a nadto rzeczowy, treściwy i bezpośredni. Nie obawia się nazywać spraw i sprawców po imieniu. Dzięki temu właśnie jego wspomnienia wywierają ogromne wrażenie.

Główny tekst wspomnień uzupełniony został w niniejszej książce treścią artykułów i dokumentów spisanych w innym czasie przez Stanisława Głowę, a w których rozwija on i pogłębia niektóre wątki obozowe.

Opracowanie zilustrowano zdjęciami z archiwów rodziny.

 

Artykuł O Auschwitz powiedziano już wszystko?! Wspomnienia Stanisława Głowy dowodzą, że to temat, który nie przestanie przerażać. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/o-auschwitz-powiedziano-juz-wszystko-wspomnienia-stanislawa-glowy-dowodza-ze-to-temat-ktory-nie-przestanie-przerazac-wideo/feed/ 1
Niemcy i Austria nie chcą o tym pamiętać! Zakłady opiekuńcze, które służyły jako centra eutanazji. [WIDEO] https://niezlomni.com/niemcy-i-austria-nie-chca-pamietac-o-tej-niewygodnej-prawdzie-zaklady-opiekuncze-ktore-sluzyly-nazistom-jako-centra-eutanazji-wideo/ https://niezlomni.com/niemcy-i-austria-nie-chca-pamietac-o-tej-niewygodnej-prawdzie-zaklady-opiekuncze-ktore-sluzyly-nazistom-jako-centra-eutanazji-wideo/#respond Mon, 20 Apr 2020 17:49:58 +0000 https://niezlomni.com/?p=51020

Badając sprawę pewnej paczki ze złotem, wysłanej przez jednego z techników z obozu koncentracyjnego Auschwitz do żony, Konrad Morgen przekonał się, że tego typu praktyki to codzienność. Przechwycona przesyłka okazała się wierzchołkiem góry lodowej nielegalnego procederu kradzieży, korupcji i przemytu, mającego miejsce w obozach.

Na miejscu, w Auschwitz, Morgen zaobserwował także, iż załoga obozu regularnie dopuszcza się samowolnych zbrodni na więźniach. W cieniu pracujących pełną parą komór gazowych postanowił więc tropić owe „nielegalne” morderstwa.

Przenosząc się na kolejne placówki z rozkazu Reichsführera SS Heinricha Himmlera, Morgen wizytuje także inne obozy, na obszarach mu podległych: Hertogenbosch/Vught, Kraków Płaszów, Majdanek.

Bada przypadek aresztowanego w KL Buchenwald Karla Kocha i jego zboczonej żony Ilse. Za jego sprawą Karl zostaje ostatecznie skazany na śmierć i trafia przed pluton egzekucyjny na tydzień przed zajęciem obozu przez Amerykanów.

Z 800 wszczętych przez Morgena spraw, 200 kończy się wyrokami skazującymi, 5 wniosków o wszczęcie sprawy wobec komendantów umorzono.

Po wojnie Morgen występuje jako świadek w głośnych procesach zbrodniarzy wojennych, m.in. w procesach norymberskich i w drugim procesie oświęcimskim we Frankfurcie nad Menem. W czasie procesu w Norymberdze określa SS jako praworządną organizację, która nie miała nic wspólnego z zagładą Żydów…

 

Fragment rozdziału "Samotna krucjata przeciw „Endlösung”?" z książki Kevina Prengera pod tytułem "Sędzia w Auschwitz. Sędzia SS Konrad Morgen i jego walka z korupcją oraz „nielegalnymi” morderstwami w obozach koncentracyjnych", Wyd. Replika, Poznań 2020 r. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika. 

Eutanazja stosowana wobec więźniów oznaczana była kodem 14f13, i w większości przypadków była wykonywana w zakładach opiekuńczych, używanych poprzednio do „eutanazjowania” osób upośledzonych w ramach operacji „Aktion T4”. W sumie od 10 000 do 20 000 więźniów stało się ofiarami akcji 14f13. Istot­nie, operacja ta została oficjalnie wstrzymana w 1943 roku, ale w tym również nie było udziału Morgena. Himmler zakończył tę akcję, uważając, że uśmiercanie zdolnych do pracy więźniów jest nieodpowiedzialne. Od tej pory tylko psychicznie upośledzeni więźniowie byli nadal poddawani „eutanazjowaniu”. Wszystkie centra eutanazyjne zostały zamknięte z wyjątkiem Hartheim w Austrii, gdzie w 1944 roku uśmiercono około 3 000 więźniów z obozów koncentracyjnych Mauthausen i Gusen. Chociaż Morgen twierdził co innego, jego dochodzenia w żadnym momencie nie miały wpływu na realizację programu zagłady i euta­nazji.

W jego późniejszym wywiadzie udzielonym The World of War, Morgen był nieco bardziej realistyczny, opisu­jąc swoją rolę w czasie wojny. Opowiedział wówczas, że Auschwitz „[był] dla niego tak strasznym doświad­czeniem, że rozmyślał nad planem prześlizgnięcia się przez granicę, do Szwajcarii”. Ostatecznie postanowił tego nie robić, gdyż obawiał się, że nikt mu nie uwie­rzy w jego opowieści o komorach gazowych. „Z trud­nością mogłem uwierzyć moim oczom i uszom, kiedy po raz pierwszy to zobaczyłem”. Ponadto bał się, że zostanie uznany za „agenta-prowokatora, szpiega lub szaleńca”. „Mogło to doprowadzić tylko do tego, że ja lub moi rodzice bardzo by ucierpieli. A i tak nie miało to sensu, gdyż nie byłem w stanie niczego zmienić”.

Potem obmyślił inny plan:

„Jakkolwiek nie mogłem nic zrobić tym, którzy ponosili odpowiedzialność za zagładę milionów ludzi, mogłem przynajmniej posta­wić przed sądem tych spośród wykonawców owych zbrodni, którzy zboczyli z tak zwanej legalnej ścieżki i z własnej inicjatywy działali dla własnego wzbogace­nia się, próbowali zakamuflować swoje przestępstwa, których pobudką do działania była żądza władzy, lub mieli inne motywy brutalnego traktowania więźniów. Za takie czyny mogłem ich postawić w stan oskarże­nia, umieścić te potwory w zamknięciu za kratami i położyć kres ich zbrodniom”.

Rozumiał dobrze, że nie był w stanie zmienić całego systemu, „zwłaszcza w czasie wojny”. To oświadczenie jest znacznie bar­dziej wiarygodne niż jego zeznania w Norymberdze. Można z pewnością założyć, że było ono oparte na prawdzie.

W zeznania, które Morgen złożył w Norymberdze, niektórzy ludzie jednak uwierzyli, i nie był to byle kto. Jednym z nich był amerykański pisarz historyczny i laureat nagrody Pulitzera – John Toland. W swojej biografii Adolfa Hitlera, opublikowanej w 1976 roku, pisał o Morgenie: „samotnie usiłował powstrzymać «Endlösung»” i doszedł do wniosku, że „samotna krucjata Morgena […] miała druzgocący skutek dla kompleksu obozów zagłady w Lublinie. Kriminalkom­missar Wirth otrzymał polecenie zlikwidowania bez zostawienia śladu trzech z czterech obozów, które sam zbudował – w Treblince, Sobiborze i Bełżcu”.

Toland pisał dalej, że 24 listopada 1944 roku Himmler wydał rozkaz zamknięcia centrów masowej zagłady, „zmu­szony do tego szybkim zbliżaniem się Armii Czerwo­nej i nieustającymi dochodzeniami upartego Konrada Morgena […]”. Toland opierał się przy tym na wy­wiadzie, jaki przeprowadził z Morgenem, i którego zapis dźwiękowy się zachował. Można tam usłyszeć fascynację Tolanda dochodzeniami prowadzonymi przez Morgena w obozach koncentracyjnych. Wyrażał też zdumienie faktem, że była tam mowa o „jedynym [prawdziwym] wymiarze sprawiedliwości” w Trzeciej Rzeszy. „Wielu ludzi na Zachodzie nie dałoby temu wiary”, zapewniał Morgena.

Pisarz okazywał zdziwienie, że Morgen nigdy nie został uhonorowany po wojnie za swoją pracę, którą wykonywał w obozach jako sędzia SS, przy czym, we­dług niego, ryzykował za nią swoim życiem. Amery­kanin pozwalał sobie na zbyt wielką fascynację opo­wiadaniami Morgena i prawie wcale nie zadawał mu krytycznych pytań. Nie było mowy o żadnej jednooso­bowej krucjacie, gdyż Morgen pracował z zespołem sę­dziów śledczych, a orzekanie wyroków należało do za­dań sądów SS i Policji pod nadzorem Gerichtsherren, z Himmlerem i Hitlerem jako najwyższymi sędziami. Toland nie podbudował żadnymi dowodami przedsta­wionego przez siebie związku pomiędzy działalnością Morgena a zakończeniem programu zagłady Żydów. Podobnie jak zamknięcie obozów, „Aktion Reinhard” nie miało nic wspólnego z działalnością Morgena, tak i zamknięcie Auschwitz w rzeczywistości nie było z nim związane. Fabryka śmierci w Auschwitz została unieruchomiona dopiero w listopadzie 1944 roku. Je­dynym powodem, dla którego Himmler wydał rozkaz zniszczenia krematoriów w Birkenau, była jego chęć ukrycia śladów masowej zagłady przed coraz bardziej zbliżającą się Armią Czerwoną. Krótko przed wyzwo­leniem obozu 27 stycznia, esesmani dokonali egzeku­cji kilkuset więźniów, ale nie mieli wystarczająco dużo czasu, by wymordować wszystkich pozostałych309. Ocaleli z Auschwitz zawdzięczali swoje życie szybko nacierającej sowieckiej armii, a nie sędziemu z SS.

Artykuł Niemcy i Austria nie chcą o tym pamiętać! Zakłady opiekuńcze, które służyły jako centra eutanazji. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niemcy-i-austria-nie-chca-pamietac-o-tej-niewygodnej-prawdzie-zaklady-opiekuncze-ktore-sluzyly-nazistom-jako-centra-eutanazji-wideo/feed/ 0
Takiej historii nie da się wymyśleć, mogło napisać ją tylko życie. Niezwykłe dzieje polskiego sportowca z Auschwitz. [WIDEO] https://niezlomni.com/takiej-historii-nie-da-sie-wymyslec-moglo-napisac-ja-tylko-zycie-niezwykle-dzieje-polskiego-sportowca-wideo/ https://niezlomni.com/takiej-historii-nie-da-sie-wymyslec-moglo-napisac-ja-tylko-zycie-niezwykle-dzieje-polskiego-sportowca-wideo/#respond Mon, 27 Jan 2020 05:52:11 +0000 https://niezlomni.com/?p=50849

Wojenna zawierucha uczyniła życie utalentowanego sportowca Henryka Zgudy pasmem tragicznych i szczęśliwych zdarzeń, które złożyły się na niezwykłą epopeję.

Wojenna zawierucha uczyniła życie utalentowanego sportowca Henryka Zgudy pasmem tragicznych i szczęśliwych zdarzeń, które złożyły się na niezwykłą epopeję. Zguda zaczyna swą opowieść od przedwojennego Krakowa. Mówi o życiu w ubogim domu koło dworca, o beztroskiej młodości i o sportowym współzawodnictwie. Był bowiem zapalonym pływakiem i waterpolistą, osiągając w tych dyscyplinach bardzo dobre wyniki.

A potem wybuchła wojna i Zguda, oskarżony o działalność polityczną, rozpoczął więzienną wędrówkę po obozach Auschwitz, Buchenwald, Flossenbürg i Dachau. Podkreśla, że mógł zginąć wielokrotnie i że przeżył cudem, często dzięki napotkanym przyjaciołom. Jednak nie skupia się tylko na tym. Nawet chętniej wspomina epizody, które pozwalały oderwać się od upiornej, obozowej rzeczywistości.

Życie sportowca we wczesnym PRL-u nie było złe, ale gdy system zaczął zaciskać pętlę, lepiej było uciec. I tak zaczął się ostatni, amerykański etap historii Henryka. Do nowego świata Zguda przypłynął, nie znając zupełnie języka angielskiego, jednak w odnalezieniu swego miejsca pomogło mu znów pływanie. No i przyjaciele – w ich gronie Jerzy Kosiński. Dzieje Henryka spisała Katrina Shawver – dziennikarka, która poznała go przypadkiem. Na podstawie wspomnień i szeregu rozmów z samym Zgudą, a po jego śmierci – z jego żoną, stworzyła portret człowieka nietuzinkowego i opis jego równie barwnych i zagmatwanych losów, jakie stały się w XX wieku udziałem wielu Polaków.

Fragment książki Katriny Shawver „Od Auschwitz do Ameryki. Niezwykła historia polskiego pływaka”, wyd. Replika, Poznań 2019. Książkę można nabyć TUTAJ.

Gdy weszliśmy, zabrali nam nasze nazwiska, nadali numery i poszliśmy do umywalni, gdzie dostaliśmy ubrania więzienne – koszule, spodnie i buty, które natychmiast nam ukradziono. Musieliśmy je ukraść z powrotem. Buty składały się z drewnianej podeszwy ze skórzanym paskiem na górze. Nie było skarpetek. Ogolili nam głowy. Potem poszliśmy do fotografa. Głowa oparta o pręt wystający ze ściany. Z lewej. Z prawej. Z przodu. Bach, bach, bach, załatwione w trzydzieści sekund.

Wiesz, wtedy jeszcze nie robili tatuaży. Dlatego robili zdjęcia. Kiedyś myślałem o tym, by wydać dziesięć dolarów, by mieć wytatuowany numer – ładny i schludny. Wiesz, ludzie chcą je zobaczyć. Zawsze są zawiedzeni, kiedy pokazuję pusty nadgarstek, tak jakbym faktycznie tam nie był. Ale zmieniłem zdanie. Zapomnijmy o tym. Nie potrzebuję tatuażu, by wiedzieć, gdzie byłem. Powiem ci zabawną historyjkę o esesmanach i ich tatuażach.

Niemcy myśleli, że są bardzo sprytni. Wielu esesmanów i innych Niemców miało wytatuowaną pod lewą pachą grupę krwi, by w razie zranienia można było przetoczyć nieprzytomnemu żołnierzowi właściwą krew. Ale po wojnie żałowali tych tatuaży. Gdy Amerykanie albo Rosjanie zatrzymali jakiegoś Niemca i podejrzewali, że był w SS, wystarczyło, że kazali mu podnieść rękę, aby się upewnić. Rosjanie przeważnie od razu ich zabijali.

Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Wiesz, historycznie ich podziwialiśmy, ale oni nami pogardzali. Gdy golili głowę, bolało piekielnie, bo nie przejmowali się tym. Powiedziałem – golili, ale golarki zużywały zbyt dużo prądu, więc zamiast nich używali nożyczek. Bycie fryzjerem w obozie to była dobra robota – pasowałaby mi.

Po wykonaniu zdjęć poszliśmy prosto do bloku 11 na kwarantannę. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że to blok śmierci.

Blok 11 znajdował się naprzeciwko bloku 10, jakby po drugiej stronie dziedzińca. Bloki te były dwukondygnacyjnymi budynkami z cegły. Okna wychodzące na dziedziniec były zasłonięte – zamurowane cegłami albo zabite deskami, więc nie było nic widać. Blok 10 był blokiem eksperymentalnym. Przez te okna usłyszałem żydowskie dziewczynki wołające matkę i babcię. Otwór w osłonie okna był skierowany w górę, widać było tylko niebo.

– Mamo! Mamo! Pomóż mi! Pomóż mi!

Tu Henryk wzruszył ramionami i rozłożył ręce.

– Ale co mogłem zrobić?

Kapo stojący na czele bloku 11 był wielkim facetem. Był mistrzem bokserskim wagi ciężkiej z Holandii, był mistrzem bokserskim Poznania. Był też pływakiem… Nie najlepszym, ale znał mnie. Jego obowiązkiem było trzymanie nas z dala od okien. Rozmawialiśmy trochę.

Co kilka godzin kapo Jakub mówił:

– Wszyscy razem na środek sali, nie podchodzić do okien. Zostańcie tam .

Wraz ze strażnikami pilnował nas z kijem w ręku, byśmy tam pozostali. Słyszeliśmy esesmanów chodzących lub śmiejących się na dziedzińcu. Wtedy właśnie dowiedziałem się, że na dziedzińcu jest ściana, przy której rozstrzeliwują więźniów.

Esesmani przychodzili i krępowali ręce więźniów drutem za ich plecami. Inny esesman też tam stał, choć nieraz chodził, śmiał się i rozmawiał z innymi esesmanami. Nie słyszeliśmy wystrzałów – brzmiało to bardziej jak spfft. Kapo Jakub wyjaśnił mi, że używali czegoś w rodzaju pistoletu do wstrzeliwania gwoździ – tak Niemcy oszczędzali amunicję. Strzelali w tył głowy. Czasem skazańcy krzyczeli. Niektórzy ginęli w milczeniu, niektórzy zdołali wykrzyknąć: „Niech żyje Polska!”.

– Więc jak się stąd wydostaniemy? – zapytałem Jakuba.

– Czy wiesz, co to za blok? To blok śmierci. Na zewnątrz zabijają więźniów. Zabijają ich każdego ranka i wieczora przed tą ścianą na dziedzińcu. Zabijają za każdym razem dziesięciu, pięciu, jednego, dwóch lub trzech.

Udało mi się jakoś zachować złote pióro w drodze z Montelupich. Powiedziałem mu, że mam złote pióro. Chcesz? Dam ci je.

Kapo Jakub podszedł ze mną do okna i wskazał na komin krematorium, który piekielnie dymił. – To jest jedyny pewny sposób wydostania się stąd – powiedział.

– Pewnie, że chcę. Teraz słuchaj, coś ci powiem. Zawsze kiedy kierownik komanda pyta o robotników, obojętnie jakich, mów mu, że jesteś najlepszy. Zapamiętałem to.
Po kwarantannie zostaliśmy przeniesieni do innych bloków. Pierwszego dnia na stałym bloku najstarszy Niemiec z tego bloku wygłasza przemówienie do nowych więźniów.

Dwustu nas stało na baczność. Musieliśmy sprawiać wrażenie, że słuchamy i rozumiemy, tak jakby sam Bóg stał przed nami i przemawiał. Więźniowie i wieśniacy, którzy nie znali niemieckiego potrząsali tylko głowami, stojąc z założonymi rękami.

Nadzorca zaczął przemowę od słów: „Jest tylko jedna droga do wolności. Musicie podążać za tymi kamieniami milowymi.” Wyszczekiwał numer, nim wymienił każdy z kamieni milowych. „Jeden! Posłuszeństwo.” Bang! Walnął kijem w pryczę. Gdy Henryk powiedział „bang”, uderzył w stół ogrodowy, aż wszystko, co na nim leżało, natrzęsło się. Podskoczyłam od nagłego hałasu, tak jak zrobiliby to po przerażeni ludzie w baraku. „Dwa! Pilność.” Bang! Walnął znów kijem w stół. Liczył dalej. „Trzy! Uczciwość.”
Łup! Walnął kogoś kijem w głowę. Mocno. „Cztery! Porządek.”

Łup! Ktoś inny dostaje po głowie. Po wymienieniu każdego kamienia milowego uderza albo kopie kogoś nowego. „Pięć! Czystość. Sześć! Poświęcenie. Siedem! Prawdomówność. Osiem! Trzeźwość”. Mówiąc, chodził po baraku z długim kijem w rękach, zadowolony z siebie. Te kamienie milowe były słynne. Na każdym bloku wisiała tablica z nimi. Gdy zrobiło się coś nie tak, esesmani kazali je powtarzać. Wieśniacy tylko potrząsali głowami i stali z założonymi rękami. Nie rozumieli po niemiecku. Dostawali po łbie za to, że byli głupi. Pamiętam te kamienie milowe bardzo wyraźnie. Następnie rozkazuje: Macie być czyści. Możecie korzystać z toalety przez godzinę dziennie. Bez wody, tylko godzinę dziennie. Wylicza kolejne zasady. Niemcy nie zapewniają możliwości, by się umyć. Potem nauczyłem się, że im czystszym się jest, tym dłużej się żyje. Niemcy lubią czystość.

Rano esesmani budzą nas. „Schnell, schnell, raus, raus”. Wychodzić, szybko, szybko.

Mamy pięć minut na to, by trzystu facetów skorzystało z latryny i stanęło na zewnątrz w równej formacji. Apele, były wcześnie, przed szóstą rano. Każdego ranka strażnik liczy: Eins, zwei, drei, vier… Scheiber (pisarz blokowy) woła: Mam dwustu więźniów na
liście. Rapportführer (raportowy) odpowiadał: Mam tylko stu siedemdziesięciu ośmiu. Brakuje dwudziestu dwóch. Kapo brał kilku więźniów i wracał do bloku. Kazał więźniom po kolei wyciągać brakujących dwudziestu dwóch – wszystkich zmarłych w ciągu nocy – i układali ich zwłoki na stosie. Każdego ranka leichenträger (tragarze zwłok) przychodzili z wózkami i wywozili poranny stos trupów. Wiesz, Niemcy nigdy nie dotykali trupów. Więźniowie chwytali zwłoki za nogi i ciągnęli je w stronę wózka. Drugi więzień chwytał je pod ramiona i wrzucali je na stos trupów na wózku. Potem słyszeliśmy, jak pisarz meldował raportowemu: „Stan się zgadza”. Dopiero wtedy mogliśmy się rozejść do wyznaczonych prac.

Fragment książki Katriny Shawver „Od Auschwitz do Ameryki. Niezwykła historia polskiego pływaka”, wyd. Replika, Poznań 2019. Książkę można nabyć TUTAJ. 

Katrina Shawver – dziennikarka z ponad dwudziestoletnim stażem. Przez pierwsze jedenaście lat pracowała dla „The Arizona Republic”. Przygotowując cykl artykułów dla tej gazety poznała Henryka Zgudę, jego historia na tyle ją zafascynowała, że postanowiła napisać książkę, za którą otrzymała wiele prestiżowych nagród:
2018 Polish Heritage Award from Polish American Congress of Arizona
2018 Arizona Authors Association Literary Contest – First Place for Published Nonfiction
2018 IBPA Benjamin Franklin Award – Silver for Biography
2017 The Wishing Shelf Book Awards (UK) – Gold for Adult Non-Fiction
2018 Reader Views Literary Awards – Winner in Four categories:
First Place Biography, First Place Regional, Best Nonfiction Book of the Year,
Best Regional Book of the Year
2018 Feathered Quill Book Award – Second Place for Historical
2017 Advice Books (Italy) – Voted Best of 2017

Artykuł Takiej historii nie da się wymyśleć, mogło napisać ją tylko życie. Niezwykłe dzieje polskiego sportowca z Auschwitz. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/takiej-historii-nie-da-sie-wymyslec-moglo-napisac-ja-tylko-zycie-niezwykle-dzieje-polskiego-sportowca-wideo/feed/ 0
Niemieccy doktorzy z piekła rodem. Jedna z najmroczniejszych kart historii. [WIDEO] https://niezlomni.com/niemieccy-doktorzy-z-piekla-rodem-jedna-z-najmroczniejszych-kart-historii-wideo/ https://niezlomni.com/niemieccy-doktorzy-z-piekla-rodem-jedna-z-najmroczniejszych-kart-historii-wideo/#comments Fri, 05 Apr 2019 05:18:31 +0000 https://niezlomni.com/?p=50747

Wstrząsająca opowieść o niemieckich eksperymentach medycznych prowadzonych na więźniach   obozów koncentracyjnych podczas II wojny światowej. Autorka książki "Doktorzy z piekła rodem" była najmłodsza w gronie dziennikarzy relacjonujących przebieg Procesów Norymberskich, podczas których świat poznał szokującą prawdę o zbrodniach oprawców w białych fartuchach.


Na podstawie relacji z tychże procesów, wzbogaconych własnymi obserwacjami, powstała zatrważająca książka. Traktuje ona szczegółowo o potwornych zbrodniach popełnionych rzekomo w imię nauki i patriotyzmu.

Całości dopełniają unikatowe zdjęcia oraz porażające fragmenty autentycznych protokołów z przesłuchań oskarżonych.
Doktorzy z piekła rodem to świadectwo upiornej deprawacji ludzkiej natury i ostatecznego tryumfu sprawiedliwości.
Vivien Spitz – amerykańska dziennikarka uczestnicząca jako reporterka w Procesach Norymberskich (1946-48). W roku 2000 otrzymała nagrodę Humanitarian Award, ustanowioną przez Krajowe Stowarzyszenie Reporterów Sądowych (National Court Reporters Association). Jest także członkinią University of Denver Holocaust Awareness Institute’s Speakers Bureau.

Książka Vivien Spitz, Doktorzy z piekła rodem.
Przerażające świadectwo nazistowskich eksperymentów na ludziach, Wyd. Replika, Poznań 2019. Książkę można nabyć TUTAJ

Historia pierwszych międzynarodowych procesów
norymberskich

Norymberskie procesy dotyczące zbrodni wojennych toczyły się między listopadem 1945 a kwietniem 1949 roku i były to pierwsze w historii międzynarodowe procesy kryminalne. Cztery państwa: Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja i Związek Radziecki postawiły przywódców jednego państwa, Niemców, przed sądem, oskarżając o zbrodnie przeciwko ludzkości i rozmyślne ludobójstwo. Czynów tych, będących przedmiotem oskarżenia, dokonywano w okresie dwunastu lat, od 1933 roku, gdy Adolf Hitler doszedł do władzy, do roku 1945, gdy skończyła się II wojna światowa. Międzynarodowy Trybunał Wojskowy prowadzący proces głównych przywódców nazistowskich składał się z jednego głosującego sędziego i jego zastępcy z każdego z czterech zwycięskich mocarstw. Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Francja miały wysoko postawionych sędziów cywilnych, natomiast Związek Radziecki wybrał jako sędziów wysokiej rangi oficerów wojska. Po zakończeniu rozpraw głównych przywódców nazistowskich, przed kilkoma sądami wojskowymi często równocześnie toczyły się późniejsze postępowania prawne przed amerykańskimi sądami cywilnymi. Tam oskarżycielami byli tylko Amerykanie. Wszystkie rozprawy dotyczyły trzech głównych punktów: podstawowych praw człowieka i godnego życia, różnicy między dobrem i złem oraz obojętności wobec zła. W zbrodni występują zawsze sprawca i ofiara. Jeżeli ktoś nie chce być zamieszany, pozostaje neutralny lub milczy; zawsze pomaga sprawcom, nigdy ofiarom. W nazistowskich Niemczech istnieli sprawcy, natomiast Żydzi i inne grupy ludności prześladowanej byli ofiarami. Zwykli Niemcy przeważnie odwracali wzrok, gdy ich żydowscy sąsiedzi byli wypędzani i wywożeni. Nie wtrącali się, nie pytali dlaczego, nie protestowali. Ci milczący świadkowie swym milczeniem pomagali nazistowskim oprawcom: z powodu strachu o swoje bezpieczeństwo, ze względu na własne przekonania antysemickie albo po prostu ze zwykłej obojętności. Głos zabrało tylko kilku pastorów i społecznych przywódców.

Oskarżeni

Oskarżonymi w wielu sprawach byli wybitni niemieccy naukowcy, naczelni lekarze i chirurdzy klinik, instytutów i szpitali, a także uniwersytetów w całych Niemczech. Pracowali też jako lekarze lub asystenci w obozach koncentracyjnych. Brali udział w przerażających eksperymentach medycznych lub wręcz kierowali nimi w takich obozach jak: Auschwitz, Dachau, Buchenwald, Ravensbrueck, Sachsenhausen, Natzweiler, Bergen-Belsen, Treblinka i inne.
Poniżej krótkie dane oskarżonych:
Karl Brandt, generał dywizji SS. Osobisty lekarz Adolfa Hitlera i główny architekt programu zmieniającego lekarzy w narzędzia tortur i morderców;
Siegfried Handloser, generał broni, służby medyczne;
Paul Rostock, naczelny chirurg Berlińskiej Kliniki Chirurgicznej;
Oskar Schroeder, szef służby medycznej Luftwaffe;
Karl Genzken, szef wydziału medycznego Waffen SS;
Karl Gebhardt, generał dywizji Waffen SS i prezes Niemieckiego Czerwonego
Krzyża;
Kurt Blome, wyznaczony do badań nad chorobami nowotworowymi;
Rudolf Brandt, osobisty oficer administracyjny Reichsführera SS Heinricha
Himmlera;
Joachim Mrugowsky, główny higienista lekarza Rzeszy SS;
Helmut Poppendick, szef osobistego sztabu lekarza Rzeszy SS;
Wolfram Sievers, dyrektor stowarzyszenia Ahnenerbe3 Rzeszy Niemieckiej;
Gerhard Rose, generał brygady z Służby Medycznej Sił Powietrznych;
Siegfried Ruff, dyrektor Wydziału Medycyny Lotniczej Instytutu Doświadczalnego;
Hans Wolfgang Romberg, lekarz sztabowy w Niemieckim Instytucie Doświadczalnym Lotnictwa;
Viktor Brack, naczelny oficer administracyjny w kancelarii führera;
Herman Becker-Freyseng, dyrektor Departamentu Medycyny Lotniczej;
Georg August Weltz, szef Instytutu Medycyny Lotniczej;
Konrad Schaefer, lekarz sztabowy w Instytucie Medycyny Lotniczej;
WaldemarHoven, naczelny lekarz obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie;
Wilhelm Beiglboeck, lekarz, konsultant sił powietrznych;
Adolf Pokorny, lekarz-specjalista chorób skórnych i wenerycznych;
Herta Oberheuser, lekarka w obozie koncentracyjnym Ravensbrueck;
Fritz Fischer, asystent lekarza oskarżonego Gebhardta.


Dwudziestu podsądnych zasiadających w ławach oskarżonych było lekarzami, trzech nimi nie było: Rudolf Brandt, Wolfram Sievers i Viktor Brack. Oskarżonych podzielono na trzy zasadnicze grupy. Ośmiu wchodziło w skład służb medycznych niemieckich sił powietrznych (Luftwaffe). Siedmiu służyło w oddziałach medycznych SS. Ośmiu – razem z trzema oskarżonymi niebędącymi lekarzami – zajmowało najwyższe stanowiska w hierarchii medycznej. Wszyscy lekarze naruszyli przykazania przysięgi Hipokratesa, której uroczyście przysięgali przestrzegać, razem z fundamentalną zasadą primum non nocere (z łac. „po pierwsze nie szkodzić”). Jednego, często wymienianego lekarza z Luftwaffe, doktora Siegmunda Raschera, nie było w ławie oskarżonych. On i jego żona zostali straceni pod koniec wojny za oszukanie swych nazistowskich zwierzchników. Dotyczyło ono kradzieży niemowląt przez żonę Raschera w procedurze nielegalnych adopcji, gdy twierdziła, że sama je urodziła. Heinrich Himmler często pojawiał się w dokumentach trybunału i zeznaniach. Był Reichsführerem SS i szefem niemieckiej policji. Na rozkaz führera Adolfa Hitlera wprowadził w życie program eksterminacji Żydów i ludzi uważanych za element „niepożądany” w ramach Endlösung. W maju 1945 roku, pod koniec wojny, Himmler usiłował uciec w przebraniu, ale został złapany i popełnił samobójstwo. W dekrecie z lipca 1942 Hitler powołał na stanowisko urzędnika do spraw zdrowia i medycyny pod swoim bezpośrednim zwierzchnictwem Karla Brandta. Brandt był jego osobistym lekarzem od 1934 roku i w czasie, gdy go mianował, miał trzydzieści osiem lat. Tym samym w sierpniu 1944 roku stał się najwyższym w Rzeszy autorytetem medycznym i jako jedyny z wszystkich
oskarżonych odpowiadał wprost przed Hitlerem. 21 listopada 1946 roku Karl Brandt, w wieku czterdziestu pięciu lat, zasiadł w Norymberdze na ławie oskarżonych. Szacuje się, że z trzystu pięćdziesięciu lekarzy (w przybliżeniu), którzy popełniali zbrodnie medyczne, tylko dwudziestu lekarzy i trzech asystentów medycznych stanęło przed sądem i znalazło się na ławie oskarżonych w norymberskim procesie nr I – „sprawa medycyny”. Inni lekarze mieli swoje odrębne procesy, uznano ich winnymi i skazano na śmierć w innych amerykańskich procesach sądowych w Dachau.Wielu lekarzy uciekło, a między nimi ten najgorszy i niesławny „doktor” Josef Mengele, „anioł śmierci”, który prowadził doświadczenia i zabijał dzieci (często bliźniaki) w Auschwitz. Zdążył się ukryć w Bawarii, a potem uciekł do Ameryki Południowej. Proces toczył się publicznie, w otwartym sądzie, podobnie jak wszystkie inne tego typu rozprawy. Oskarżeni mogli wybrać dla siebie niemieckiego
obrońcę. Po przyznaniu lub nieprzyznaniu się do winy 21 listopada postawiono podsądnych w stan oskarżenia i Trybunał odroczył posiedzenie do 9 grudnia 1946 roku.

EKSPERYMENTY Z ZAMRAŻANIEM

Moje rasowe uczucia rani odkrywanie w obozie koncentracyjnym takich elementów jak dziewczyna będąca prostytutką, a która – jak się okazało – była rasowo czysto nordycka i którą, być może, udałoby się usilną pracą sprowadzić na właściwą drogę. doktor Sigmund Rascher
Eksperymenty z zamrażaniem prowadzono w Dachau od sierpnia 1942 roku do mniej więcej maja 1943 roku, głównie na użytek niemieckich sił powietrznych. Sprawdzano, jak przywracać zdrowie ludziom poważnie wychłodzonymnlub zmarzniętym. Eksperymenty z lodem i mrozem na suchym lądzie symulowały zimno, jakiego doświadczali niemieccy lotnicy, których samoloty strącono nad morzem, albo żołnierze walczący na lądzie w ekstremalnie niskich temperaturach lub w głębokim śniegu. Celowo prowadzono różnorodne testy, by zbadać, jak przywracać do życia (przez „ogrzanie”) lotników i żołnierzy. Oskarżeni Karl Brandt, Handloser, Schroeder, Gebhardt, Rudolf Brandt,
Mrugowsky, Poppendick, Sievers, Becker-Freyseng iWeltz odpowiadali przed Trybunałem za zbrodnicze skutki tych eksperymentów. Departament Medycyny Lotniczej, którego dyrektorem był Becker-Freyseng, wyznaczył temat badań1. Oskarżony Weltz i jego podwładny, doktor Sigmund Rascher, wydali rozkaz rozpoczęcia prowadzenia eksperymentów. Zespół eksperymentalny wchłonął też doktora Holzloehnera i doktora Finkego z uniwersytetu w Kiel, a także wszystkich oficerów Służby Medycznej Powietrznych Sił Zbrojnych.
Prowadzono dwa rodzaje eksperymentów z zamrażaniem: zamrażanie zimną wodą i zamrażanie na sucho. Do eksperymentów z zamrażaniem zimną wodą użyto od około dwustu osiemdziesięciu do trzystu więźniów politycznych narodowości niemieckiej, a do przeprowadzenia od trzystu sześćdziesięciu do czterystu eksperymentów użyto więźniów wojennych. Osiemdziesiąt lub dziewięćdziesiąt ofiar zmarło. Rascher prowadził dodatkowe eksperymenty z około pięćdziesięcioma, sześćdziesięcioma ludźmi. Z tych ofiar zmarło od piętnastu do osiemnastu osób. Najlepszym sposobem opisania tych eksperymentów jest przedstawienie złożonych przed Trybunałem zeznań świadka Waltera Neffa, więźnia obozu koncentracyjnego, który był przy nich obecny. 17 i 18 grudnia 1946 roku Neff został przesłuchany przez prokuratora Jamesa McHaneya.

 

Kobiety używane do rozgrzewania

Do rozgrzewania ofiar po przeprowadzeniu eksperymentu z zamrażaniem używano w obozie kobiet, które nazywano prostytutkami. W notatce datowanej 5 listopada 19427 doktor Rascher pisał:
Do reanimowania za pomocą ciepła zwierzęcego po eksperymentach z zamrażaniem – jak rozkazał Reichsführer SS – miałem do dyspozycji cztery kobiety z obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. Jedna z przydzielonych kobiet wykazywała niezbite cechy rasy nordyckiej: włosy blond, błękitne oczy, odpowiedni kształt głowy i budowę ciała; wiek – prawie dwadzieścia dwa lata. Zapytałem ją, dlaczego dobrowolnie zgłosiła się do burdelu.

Odpowiedziała: „Żeby móc wyjść z obozu koncentracyjnego. Obiecano nam, że wszystkie, które na pół roku dobrowolnie zgłoszą się do burdelu, zostaną zwolnione z obozu”. Na moją uwagę, że to wielki wstyd dobrowolnie zatrudniać się w burdelu, usłyszałem odpowiedź: „Wolę pół roku w burdelu niż pół roku w obozie koncentracyjnym”. Potem nastąpiło wyliczenie wielu dość szczególnych warunków panujących w obozie Ravensbrück. Wiele z nich potwierdziły trzy inne prostytutki oraz kobiece strażniczki, które towarzyszyły im z Ravensbrück. Moje rasowe uczucia rani odkrywanie w obozie koncentracyjnym tego, że dziewczyna-prostytutka była czystej rasy nordyckiej. Być może udałoby się usilną pracą sprowadzić na właściwą drogę. Dlatego odmówiłem użycia tej dziewczyny do moich eksperymentów i przekazałem odpowiednie doniesienie do komendanta obozu i adiutanta Reichsführera SS
Poniżej umieszczam list od Raschera do Himmlera, z 17 lutego 1943 roku. W liście streszcza on skuteczność procesu rozgrzewania ludzi.
Monachium, 17 lutego 1943
Do Reichsführera SS i szefa niemieckiej policji Heinricha Himmlera
Berlin SW 11, Prinz Albrechstr. 8

Szanowny Panie!
Załączam w postaci skondensowanej wyniki eksperymentów: ogrzewania przy użyciu ciepła zwierzęcego, ludzi wychłodzonych w wyniku doświadczeń z zamrażaniem. Obecnie jestem w trakcie prowadzenia doświadczeń na ludziach i próbuję udowodnić możliwość ich ogrzania po wychłodzeniu w lodowatej wodzie i przywrócenia do życia. Lekarz SS, Gruppenführer dr Grawitz, bardzo wątpił w powodzenie moich eksperymentów i żądał, żebym to udowodnił w stu przypadkach. Do teraz wychłodziłem około trzydziestu ludzi na wolnym powietrzu, w czasie od dziewięciu do czternastu godzin, do temperatury dwudziestu siedmiu, dwudziestu dziewięciu stopni. Potem, uwzględniając transport w czasie jednej godziny, umieściłem ich w gorącej kąpieli. Jak dotąd każdy pacjent rozgrzał się w ciągu godziny, chociaż niektórzy z nich mieli ręce i stopy białe i zimne. W niektórych przypadkach zaobserwowano osłabienie i lekki wzrost temperatury na drugi dzień
po eksperymentach. Nie stwierdziłem żadnych niepożądanych objawów po tak szybkim rozgrzaniu ciała. Nie mogłem przeprowadzić żadnego rozgrzewania typu „sauna” – jak pan rozkazał, mój drogi Reichsführerze – gdyż w grudniu i styczniu było za ciepło na tego rodzaju eksperymenty na powietrzu. Teraz natomiast obóz jest zamknięty ze względu na panujący tyfus i dlatego nie pozwolono mi zabrać ludzi do eksperymentów z „sauną”.
Ze szczerym pozdrowieniem i wdzięcznością, Heil Hitler! Szczerze oddany Rascher

Do listu załączony był dokument, opatrzony klauzulą tajności, zatytułowany następująco: „Eksperymenty z rozgrzewaniem intensywnie wychłodzonych ludzi za pomocą ciepła zwierzęcego”. Oto jego treść.

A. Cel eksperymentów:
Ustalenie, czy rozgrzanie silnie wychłodzonego człowieka ciepłem zwierzęcym – to znaczy ciepłem zwierząt lub ludzi – jest tak samo dobre lub lepsze od rozgrzewania metodami fizycznymi czy medycznymi.
B. Metodologia eksperymentów:
Osoba poddawana eksperymentom była wychładzana w zwykły sposób – w ubraniu lub bez ubrania – w zimnej wodzie o temperaturze wahającej się od 4oC do 10oC. Temperatura odbytnicza u każdej osoby poddawanej eksperymentom była rejestrowana termoelektrycznie. Spadek temperatury następował w ciągu zwykłego upływu czasu, różniąc się zgodnie z ogólną kondycją fizyczną ciała osoby badanej i temperaturą wody. Osobę badaną wyjmowano z wody, gdy temperatura osiągała 30oC. W tym czasie badany tracił przytomność. W ośmiu przypadkach umieszczano go między dwiema nagimi kobietami w obszernym łóżku. Kobiety leżały tak blisko wychłodzonego ciała, jak to tylko możliwe. Następnie trzy ciała nakrywano kocami. Nie stosowano przyspieszania ogrzewania za pomocą lamp lub środków medycznych.
C. Wyniki:
1. Charakterystyczne, że temperatura po pierwotnym spadku wzrosła o trzy stopnie Celsjusza, co było większą wartością niż w przypadku zastosowania jakiejś innej metody ogrzewania. Zaobserwowano jednak, że przytomność wracała wcześniej – co znaczy, że wracała w niższej temperaturze niż
w innych metodach ogrzewania. Każda osoba poddawana eksperymentom, która odzyskała przytomność, nie traciła jej ponownie, ale bardzo szybko uświadamiała sobie sytuację, w jakiej się znalazła, i tuliła się do nagich ciał kobiecych. Teraz wzrost temperatury ciała następował prawie tak
samo szybko jak u osób, które rozgrzewano kocami. Wyjątek stanowiły cztery przypadki osób, u których temperatura ciała wahała się między 30 a 32oC i które odbyły zbliżenie seksualne. U tych osób, po zbliżeniu seksualnym, temperatura rosła bardzo szybko, co można porównać do szybkości
wzrostu temperatury w gorącej kąpieli.
2. Inny zestaw eksperymentów dotyczył rozgrzewania wyziębionego ciała przez jedną kobietę. W tych przypadkach ogrzanie nastąpiło znacznie szybciej niż w obecności dwóch kobiet. Osobiście odnoszę wrażenie, że w rozgrzewaniu przy użyciu tylko jednej kobiety zanikają u niej wszelkie wewnętrzne zahamowania, kobieta bardziej „gorąco” tuli się do rozgrzewanej osoby i robi to w bardziej intymny sposób. W tych też przypadkach szybciej następuje powrót świadomości. Tylko w jednym przypadku nie wróciła świadomość i efekt rozgrzewania był znikomy. Ta osoba zmarła z objawami wylewu krwi do mózgu, co później potwierdziła autopsja.
D. Podsumowanie:
Doświadczenia z rozgrzewaniem osób silnie wyziębionych w czasie prowadzenia eksperymentów z zamrażaniem, przy użyciu ciepła zwierzęcego, wykazały bardzo wolne rozgrzanie ciał. Tylko w przypadkach, gdy kondycja fizyczna badanych umożliwiała im zbliżenie seksualne, rozgrzewanie następowało znacząco szybko. Badani wykazywali równocześnie uderzająco gwałtowny powrót do pełnej sprawności fizycznej. Zbyt długie wystawianie ciała na niskie temperatury łączy się z niebezpieczeństwem uszkodzenia organów wewnętrznych, dlatego wybrana metoda rozgrzewania
musi gwarantować szybki powrót do zdrowia i uniknięcie niebezpieczeństwa wynikającego z niskich temperatur. Ta metoda, zgodnie z naszym doświadczeniem, jest skuteczna i szybko dostarcza ciepło – niczym gorąca kąpiel.
Dlatego ogrzanie silnie wychłodzonego ciała ludzkiego innym ludzkim ciałem lub ciepłem zwierzęcym należy polecać tylko wtedy, gdy nie można zastosować innych metod, lub w przypadkach osób, które nie zniosą szybkiego i intensywnego ogrzewania. Jako przykład mogę podać wychłodzone
dzieci, które najlepiej rozgrzać ciepłem ciał matek i przez stosowanie butelek z gorącą wodą.
Dachau, 12 lutego 1943
dr S. Rascher, Hauptsturmführer SS.
Zeznania w sprawie eksperymentów z zamrażaniem trwały do 14 kwietnia 1947 roku.
W odrębnie prowadzonych prywatnych eksperymentach doktor Rascher użył od pięćdziesięciu do sześćdziesięciu obiektów, z których od piętnastu do siedemnastu osób zmarło. Handloser, Schroeder, Rudolf Brandt i Sievers zostali oskarżeni o prowadzenie zbrodniczych doświadczeń z zamrażaniem.

Fragment rozdziału „Kolekcja żydowskich szkieletów”

Oskarżeni Rudolf Brandt i Wolfram Sievers zostali uznani winnymi i skazani za być może najbardziej odrażające zbrodnie – mordowanie cywilów i członków sił zbrojnych narodów będących w stanie wojny z Niemcami. Mówiąc dokładniej, otrzymali zarzut zamordowania stu dwunastu Żydów celem skompletowania kolekcji szkieletów dla Uniwersytetu Rzeszy w Strasburgu. Ta zbrodnicza akcja miała miejsce w obozie koncentracyjnym Natzweiler. Dowodem oskarżenia 175 był raport doktora Hirta wysłany przez Sieversa w lutym 1942 do Rudolfa Brandta, w którym Hirt stwierdza:

Mamy do dyspozycji prawie kompletną kolekcję czaszek wszystkich ras i typów ludzi. Jednak dostępnych jest tylko kilka okazów czaszek rasy żydowskiej, co uniemożliwia wyciągnięcie precyzyjnych wniosków z ich badania. Wojna na Wschodzie [z Rosją] daje nam teraz okazję uzupełnienia tego niedoboru. Zdobywając czaszki żydo-bolszewickich komisarzy reprezentujących prototypy odrażających, lecz charakterystycznych podludzi, mamy szansę otrzymać niepodważalny naukowy dokument. Najlepszą praktyczną metodą uzyskiwania i kolekcjonowania czaszek jest bezpośrednia pomoc Wehrmachtu, który może policji polowej przekazywać złapanych żydo-bolszewickich komisarzy. Specjalnie wyznaczony pracownik jest odpowiedzialny za zabezpieczanie „materiału”; ma dostarczać wcześniej wybrane fotografie, pomiary antropologiczne i dodatkowo – o ile to było możliwe – dane dotyczące więźnia, jak pochodzenie, data urodzenia i inne.
Po śmierci Żyda, któremu nie uszkodzono czaszki, delegat oddziela głowę od tułowia i lokuje w odpowiednim miejscu, przenosząc w hermetycznie zalutowanej cynowej puszce specjalnie zrobionej do tego celu i wypełnionej konserwującym płynem. Po dostarczeniu czaszki do laboratorium, przystępuje się do testów porównawczych i badań anatomicznych. Ponadto, na podstawie patologicznych cech czaszki, jej budowy, pojemności mózgu i tym podobnych, określa się przynależność do odpowiedniej rasy. Bazą do tych studiów są fotografie, pomiary i inne dane uzyskiwane z czaszki i ostatecznie same testy przeprowadzane na czaszce. Później Himmler, Sievers i Rudolf Brandt postanowili pozyskiwać czaszki więźniów obozu koncentracyjnego w Auschwitz, zastępując je czaszkami Żydów zabijanych na wojnie z Rosją. Sievers pisał w czerwcu 1943: Ogólnie pozyskano sto piętnaście osób, siedemdziesiąt dziewięć to Żydzi, trzydzieści to Żydówki, dwie były Polkami i cztery osoby pochodziły z Azji”.

 

 

Artykuł Niemieccy doktorzy z piekła rodem. Jedna z najmroczniejszych kart historii. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niemieccy-doktorzy-z-piekla-rodem-jedna-z-najmroczniejszych-kart-historii-wideo/feed/ 1
Polska oczami Brazylijczyków. Nagrali niezwykły klip o naszym kraju – zachwyca nie tylko Polaków (wideo) https://niezlomni.com/polska-oczami-brazylijczykow-nagrali-niezwykly-klip-o-naszym-kraju-zachwyca-nie-tylko-polakow-wideo/ https://niezlomni.com/polska-oczami-brazylijczykow-nagrali-niezwykly-klip-o-naszym-kraju-zachwyca-nie-tylko-polakow-wideo/#respond Tue, 21 Aug 2018 07:50:37 +0000 https://niezlomni.com/?p=49555

Jak nasz kraj jest postrzegany przez obcokrajowców? Widzimy to w nagraniu stworzonym przez przez niezależnych filmowców z Brazylii, którzy wybrali najbardziej charakterystyczne dla Polski obrazy. Całość zachwyca nie tylko Polaków - pod nagraniem w serwisie YouTube widzimy wiele komentarzy internautów z zagranicy.

Krótki film jest częścią cyklu "Live While You Travel" opisującym podróże twórców.

W niecałe dwie minuty zobaczymy widoki z Krakowa czy Trójmiasta, ale też na przykład byłego niemieckiego obozu zagłady Auschwitz.

https://youtu.be/upAHQAZm5ws

Artykuł Polska oczami Brazylijczyków. Nagrali niezwykły klip o naszym kraju – zachwyca nie tylko Polaków (wideo) pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/polska-oczami-brazylijczykow-nagrali-niezwykly-klip-o-naszym-kraju-zachwyca-nie-tylko-polakow-wideo/feed/ 0
Gdzie leży granica pomiędzy sprawiedliwością a obłudą? Sędzia SS i jego walka z korupcją oraz „nielegalnymi” morderstwami w obozach koncentracyjnych. [WIDEO] https://niezlomni.com/gdzie-lezy-granica-pomiedzy-sprawiedliwoscia-a-obluda-sedzia-ss-i-jego-walka-z-korupcja-oraz-nielegalnymi-morderstwami-w-obozach-koncentracyjnych-wideo/ https://niezlomni.com/gdzie-lezy-granica-pomiedzy-sprawiedliwoscia-a-obluda-sedzia-ss-i-jego-walka-z-korupcja-oraz-nielegalnymi-morderstwami-w-obozach-koncentracyjnych-wideo/#respond Sat, 11 Aug 2018 07:52:59 +0000 https://niezlomni.com/?p=49417

W SS i w siłach policyjnych w Generalnej Guberni, na których czele od 1939 do 1943 roku stał Wyższy Dowódca SS i Policji, SS-Obergruppenführer Friedrich Wilhelm Krüger, również panowała nieograniczona chciwość i chęć bogacenia się. Była tam zatem wystarczająca ilość pracy dla sędziego SS.

[caption id="attachment_49418" align="alignleft" width="550"] Wyd. Replika[/caption]

Po okresie przygotowawczym w Monachium, Morgen w styczniu 1941 roku został przeniesiony do Sądu SS i Policji w Krakowie, stolicy Generalnej Guberni i siedziby Hansa Franka, jako sędzia pomocniczy. 1 marca 1941 roku został mianowany SS-Untersturmführerem. Jako sędzia śledczy prowadził wiele spraw. Jedna z nich toczyła się w obozie szkoleniowym SS w Dębicy w południowo-wschodniej Polsce. To, co go zaskoczyło, to duża liczba spraw karnych stamtąd zgłaszanych. Rozpoczął więc śledztwo i ustalił, że komendant obozu, Leckebusch, czerpał zyski z nielegalnego kasyna w jednej z willi w Krakowie. Morgen polecił zająć kasyno i przeprowadzić rewizję w prywatnym domu Leckebuscha. Odkryto, że komendant obozu posyłał podarunki Wyższemu Dowódcy SS i Policji, przypuszczalnie by go przekupić. Większość esesmanów pracujących w obozie została aresztowana. Leckebusch popełnił samobójstwo, zanim doszło do jego aresztowania.

Kilka miesięcy po jego nominacji w Krakowie Morgen wyjaśnił inny skandal korupcyjny w magazynach SS. Doprowadził do aresztowania szefa magazynów, SS-Hauptsturmführera dr. Georga von Sauberzweiga i jego sztabu (40 osób), podejrzanych o poważne przestępstwa gospodarcze. Von Sauberzweig sprzedawał rekwirowane w Polsce dobra, a zyskami dzielił się z podległymi mu wspólnikami. Pomimo jego wysokiego statusu w partii nazistowskiej, jako zasłużonego długoletniego towarzysza, został on postawiony przed Sądem SS i Policji w Warszawie. Tam uznano go za winnego „długotrwałego przekupywania urzędników, stałych grabieży i poważnych defraudacji”. Skazano go na rozstrzelanie przez pluton egzekucyjny. Nie pomogło mu nawet to, że cieszył się osobistą protekcją Oswalda Pohla, szefa Hauptamt Verwaltung und Wirtschaft (wydziału odpowiedzialnego za sprawy ekonomiczne i administracyjne w SS), ani nawet prośba o ułaskawienie skierowana do Hitlera. 9 marca 1942 roku wyrok został zatwierdzony przez Führera i 9 kwietnia 1942 roku egzekucja została wykonana.

Sprawa przeciwko von Sauberzweigowi naprowadziła Morgena na ślad innego skorumpowanego oficera SS. Zanim von Sauberzweig został zatrzymany, zdołał zaalramować swoją żonę, że Standartenführer Fegelein musi być zawiadomiony o jego aresztowaniu. Hermann Fegelein (1906–1945) wstąpił do Allgemeine-SS w 1933 roku i jako doświadczony kawalerzysta pełnił rozmaite dowódcze funkcje w kawalerii SS. W czasie wojny dowodził 8. Dywizją Kawalerii SS (8. SS-Kavallerie-Division), ale zasłynął przede wszystkim jako małżonek siostry Evy Braun, Gretl, którą poślubił w 1944 roku. W ostatnich tygodniach wojny był także łącznikiem pomiędzy Himmlerem a kwaterą główną Führera w Berlinie. Ta pełna sukcesów kariera skończyła się jednak 29 kwietnia 1945 roku, kiedy Fegelein został zastrzelony na rozkaz Hitlera na podstawie podejrzenia o dezercję. Gdy Morgen w 1941 roku rozpoczął śledztwo w jego sprawie, Fegelein był wciąż wielce obiecującym oficerem SS i jednym z faworytów Himmlera. Podczas śledztwa w sprawie von Sauberzweiga Morgen odkrył, że wielkie ilości luksusowych artykułów były w podejrzanych okolicznościach sprzedawane magazynom SS przez członków regimentu kawalerii dowodzonego przez Fegeleina. Ponadto okazało się, że von Sauberzweig przekazał kierownictwo skonfiskowanej żydowskiej firmy futrzarskiej jednemu z oficerów SS z jednostki Fegeleina. Zamieszani w to osobnicy twierdzili, że wiele międzynarodowych kontaktów tej firmy było wykorzystywanych do celów szpiegowskich, ale nie znaleziono na to żadnych dowodów. Bogacenie się na sprzedawaniu futer niemieckim klientom wydawało się jedynym

Fragment rozdziału 6 W GENERALNEJ GUBERNI, Kevin Prenger, Sędzia w Auschwitz. Sędzia SS Konrad Morgen i jego walka z korupcją oraz „nielegalnymi” morderstwami w obozach koncentracyjnych, Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ

Gdzie leży granica pomiędzy sprawiedliwością a obłudą? Badając sprawę pewnej paczki ze złotem, wysłanej przez jednego z techników z obozu koncentracyjnego Auschwitz do żony, Konrad Morgen przekonał się, że tego typu praktyki to codzienność. Przechwycona przesyłka okazała się wierzchołkiem góry lodowej nielegalnego procederu kradzieży, korupcji i przemytu, mającego miejsce w obozach. Na miejscu, w Auschwitz, Morgen zaobserwował także, iż załoga obozu regularnie dopuszcza się samowolnych zbrodni na więźniach. W cieniu pracujących pełną parą komór gazowych postanowił więc tropić owe „nielegalne” morderstwa.

Georg Konrad Morgen (8 czerwca 1909 r. - 4 lutego 1982 r.) Był sędzią SS i zajmował się śledztwami w sprawie nadużyć i zbrodni popełnianych w niemieckich obozach koncentracyjnych.

Przenosząc się na kolejne placówki z rozkazu Reichsführera SS Heinricha Himmlera, Morgen wizytuje także inne obozy, na obszarach mu podległych: Hertogenbosch/Vught, Kraków Płaszów, Majdanek. Bada przypadek aresztowanego w KL Buchenwald Karla Kocha i jego zboczonej żony Ilse. Za jego sprawą Karl zostaje ostatecznie skazany na śmierć i trafia przed pluton egzekucyjny na tydzień przed zajęciem obozu przez Amerykanów.

Z 800 wszczętych przez Morgena spraw, 200 kończy się wyrokami skazującymi, 5 wniosków o wszczęcie sprawy wobec komendantów umorzono.

Po wojnie Morgen występuje jako świadek w głośnych procesach zbrodniarzy wojennych, m.in. w procesach norymberskich i w drugim procesie oświęcimskim we Frankfurcie nad Menem. W czasie procesu w Norymberdze określa SS jako praworządną organizację, która nie miała nic wspólnego z zagładą Żydów…

Kevin Prenger, urodzony w 1980 roku, mieszka w Holandii. Jest redaktorem naczelnym Go2War2.nl, największego holenderskiego portalu poświęconego II wojnie światowej, a ponadto autorem licznych artykułów zamieszczanych m.in. w portalu Historiek.net oraz czasopiśmie „Wereld in Oorlog” („Świat w stanie wojny”). W swych publikacjach stara się rzucać światło na mniej znane aspekty II wojny światowej oraz Holokaustu.

 

Artykuł Gdzie leży granica pomiędzy sprawiedliwością a obłudą? Sędzia SS i jego walka z korupcją oraz „nielegalnymi” morderstwami w obozach koncentracyjnych. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/gdzie-lezy-granica-pomiedzy-sprawiedliwoscia-a-obluda-sedzia-ss-i-jego-walka-z-korupcja-oraz-nielegalnymi-morderstwami-w-obozach-koncentracyjnych-wideo/feed/ 0
Dlaczego w Auschwitz nie wolno śpiewać polskiego hymnu tam, gdzie ginęli polscy patrioci? Historyk przypomina absurdalny zakaz, który poruszył dziennikarzy i internautów https://niezlomni.com/dlaczego-w-auschwitz-nie-wolno-spiewac-polskiego-hymnu-tam-gdzie-gineli-polscy-patrioci-historyk-przypomina-absurdalny-zakaz-ktory-poruszyl-dziennikarzy-i-internautow/ https://niezlomni.com/dlaczego-w-auschwitz-nie-wolno-spiewac-polskiego-hymnu-tam-gdzie-gineli-polscy-patrioci-historyk-przypomina-absurdalny-zakaz-ktory-poruszyl-dziennikarzy-i-internautow/#comments Mon, 28 May 2018 06:23:02 +0000 https://niezlomni.com/?p=48486

Sprawa Muzeum w Auschwitz elektryzuje wielu internautów. Mimo to niewielu z nich wie o absurdalnym zakazie, o którym jakiś czas temu pisały media, a teraz przypomina historyk Jerzy Klistała. Ma tam obowiązywać zakaz śpiewania hymnu polskiego pod ścianą straceń i obok bloku 11 oraz zakaz odprawiania Mszy św. przy bloku 11.

W liście opublikowanym na stronie Tygodnika Solidarność Tysol.pl Klisała odnosi się do zarzutów dyrektora Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau Piotra Cywińskiego, który zarzuca mu nierzetelność podawanych informacji.

Co zaś do wprowadzonej przez Pana „strefy ciszy” - zakazu śpiewania hymnu w miejscu (pod „Ścianą Straceń” i obok bloku 11), przypominam, że tam hymn śpiewany był niejednokrotnie przez ofiary prowadzone na śmierć!

- przypomniał historyk, który dodaje:

Wprowadza Pan zakaz do tradycji wprowadzonej zatem przez Polaków - ofiary hitlerowskiego barbarzyństwa, ginących z hymnem na ustach! Inny problem – Pana problem, jak się ma zakaz odprawiania mszy św. przy bloku 11 – bloku gdzie ginęli więźniowie skazani na śmierć lub okresowe odsiadywali kary w bunkrach (podziemiach) tego bloku, gdzie przecież zagłodzony i skazany na śmierć był św. Maksymilian Kolbe. Więc albo jest to „uświęcone” miejsce lub nie?

O sprawie w 2016 r. pisała ,,Rzeczpospolita" w artykule ,,Spór o ciszę".

Zakaz głośnych wystąpień i odgrywania hymnu. Nowe zasady obowiązujące w Auschwitz budzą opór

- pisał dziennik. Decyzję oprotestowało m.in. Chrześcijańskie Stowarzyszenie Rodzin Oświęcimskich, które uważało, że ,,to przejaw szerszej polityki ograniczania na terenie obozu obecności znaków religijnych i kulturowych".

Nic dziwnego, że do dziś sprawa budzi duże emocje:

Dużo kontrowersji budzi także odpowiednie wyeksponowanie miejsca pamięci po Witoldzie Pileckim.

Artykuł Dlaczego w Auschwitz nie wolno śpiewać polskiego hymnu tam, gdzie ginęli polscy patrioci? Historyk przypomina absurdalny zakaz, który poruszył dziennikarzy i internautów pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/dlaczego-w-auschwitz-nie-wolno-spiewac-polskiego-hymnu-tam-gdzie-gineli-polscy-patrioci-historyk-przypomina-absurdalny-zakaz-ktory-poruszyl-dziennikarzy-i-internautow/feed/ 1
Daniels: ,,90 proc. tego, co uważa się na świecie za polski antysemityzm, to historie bez oparcia w rzeczywistości”. Ale jego pomysł w związku z Auschwitz wywołał burzę https://niezlomni.com/daniels-o-auschwitz-oboz-w-auschwitz-mozna-oddac-w-administracje/ https://niezlomni.com/daniels-o-auschwitz-oboz-w-auschwitz-mozna-oddac-w-administracje/#comments Tue, 27 Feb 2018 06:57:47 +0000 https://niezlomni.com/?p=47700 Daniels o Auschwitz

Lapid i Bergman podawali nieprawdę o swoich bliskich, a przy oskarżali Polskę? Prezes fundacji ,,From the Depths" Jonny Daniels twierdzi w rozmowie z tygodnikiem ,,Sieci", że 90 proc. tego, co uważa się na świecie za polski antysemityzm, to historie, które nie mają oparcia w rzeczywistości.

Uważa, że młodzi Żydzi mają wypaczony obraz Polaków. Sam pamięta swoje reakcje.

Gdy dotarliśmy do Krakowa rozpytywałem wokół, czy mogę bezpiecznie chodzić po mieście. Naprawdę się bałem, że zdarzy się coś złego, że zostanę pobity na ulicy. Taki obraz Polski miałem w głowie. To było coś równie oczywistego jak obawa, że gdy pojadę do RPA, to mogę zostać łatwo zabity albo porwany. To nie była nawet konkretna wiedza, ale ukryte założenie, rodzaj emocjonalnego nastawienia do tego kraju.

Negatywny stosunek ocalonych z Holokaustu Żydów ma jego zdaniem następujące źródła:

większość ocalonych z Zagłady nie pochodziła z Polski, ale z innych krajów, w tym wielu z Węgier. Dla nich Polska była miejscem śmierci milionów, miejscem, które można było znienawidzić bez żadnego kosztu osobistego

- uważa. Uważa, że oskarżanie Polski o współudział w Holokauście ma też inne źródła:

Nie ma wątpliwości, że z Berlina płyną nieoficjalne dyrektywy, by wciągać inne narody do współudziału w zbrodni. Określenie „polskie obozy śmierci” jest tego częścią.

Daniels bywa atakowany w Polsce, a jak sam twierdzi, to samo spotyka go w Izraelu.

Atakuje mnie również lewicowa prasa w Izraelu, ostatnio lewicowy dziennik określił mnie jako „wybielacza” Polski, kogoś, kto pomaga Polakom w wyparciu się win. A musicie wiedzieć, że jeśli zostanę uznany za człowieka, który pośrednio pomaga w „zaprzeczaniu Holokaustowi”, to nie będzie przede mną przyszłości w moim kraju, zostanę persona non grata. Już dziś atakują mnie dziesiątki organizacji zajmujących się Holokaustem – za sam fakt, że mam dobre kontakty z polskimi władzami

- podkreśla. W wywiadzie padła również wypowiedź, która spotkała się z wieloma negatywnymi reakcjami na Twitterze:

Muzeum w Auschwitz powinna zarządzać międzynarodowa instytucja, mająca własną straż. Chodzi o to, by te miejsca maksymalnie oderwać od współczesnej Polski. Moim zdaniem to nie wy powinniście też płacić za ich utrzymanie.

Dziennikarz Wojciech Mucha komentował:

Artykuł Daniels: ,,90 proc. tego, co uważa się na świecie za polski antysemityzm, to historie bez oparcia w rzeczywistości”. Ale jego pomysł w związku z Auschwitz wywołał burzę pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/daniels-o-auschwitz-oboz-w-auschwitz-mozna-oddac-w-administracje/feed/ 1
,,Jak chcecie dowiedzieć się, jak wyglądał udział Żydów w mordowaniu Żydów, to wystarczy…”. Dr Ewa Kurek przypomina znamienne słowa [WIDEO] https://niezlomni.com/jedno-najbardziej-wstrzasajacych-zydowskich-zrodel-o-udziale-zydow-zagladzie-zydow-rekoma-zydow-zadano-smierc-zydom-bezbronnym-zydom/ https://niezlomni.com/jedno-najbardziej-wstrzasajacych-zydowskich-zrodel-o-udziale-zydow-zagladzie-zydow-rekoma-zydow-zadano-smierc-zydom-bezbronnym-zydom/#respond Wed, 14 Feb 2018 15:10:28 +0000 http://niezlomni.com/?p=37864

1 maja 1944 r., w KL Auschwitz zamordowany został Icchak Kacenelson, żydowski poeta i dramaturg, autor poematu "Pieśń o zamordowanym żydowskim narodzie". Dr Ewa Kurek pisała, że jego wiersze są jednym z najbardziej wstrząsających żydowskich źródeł o udziale Żydów w zagładzie Żydów

W getcie warszawskim Kacnelson prowadził tajną działalność oświatowo-kulturalną. Wywieziony w kwietniu 1943 roku do obozu koncentracyjnego; zamordowany w 1944 roku. Jego poemat opowiada o zagładzie Żydów właśnie z perspektywy naocznego świadka.

Doktor Ewa Kurek pisała:

Jednym z najbardziej wstrząsających żydowskich źródeł o udziale Żydów w zagładzie Żydów są wiersze Icchaka Kacenelsona. Z wrażliwością poety, autor w sposób najbardziej bodaj czytelny oddaje koszmar zbrodni dokonanej przez Żydów na Żydach. W poemacie „O bólu mój” będącego częścią zbioru „Pieśni o zamordowanym żydowskim narodzie” znajdujemy takie oto strofy:

Icchak Kacnelson, „O bólu mój”

Jam jest ten, który to widział, który przyglądał się z bliska,
Jak dzieci, żony i mężów, i starców mych siwogłowych
Niby kamienie i szczapy na wozy oprawca ciskał
I bił bez cienia litości, lżył nieludzkimi słowy.

Patrzyłem na to zza okna, widziałem morderców bandy –
O, Boże, widziałem bijących i bitych, co na śmierć idą…
I ręce załamywałem ze wstydu… wstydu i hańby –
Rękoma Żydów zadano śmierć Żydom – bezbronnym Żydom!

Zdrajcy, co w lśniących cholewach biegli po pustej ulicy
Jak ze swastyką na czapkach – z tarczą Dawida, szli wściekli
Z gębą, co słowa im obce kaleczy, butni i dzicy,
Co nas zrzucali ze schodów, którzy nas z domów wywlekli.

Co wyrywali drzwi z futryn, gwałtem wdzierali się, łotrzy,
Z pałką wzniesioną do ciosu – do domów przejętych trwogą.
Bili nas, gnali starców, pędzili naszych najmłodszych
Gdzieś na struchlałe ulice. I prosto w twarz pluli Bogu.

Odnajdywali nas w szafach i wyciągali spod łóżek,
I klęli: „Ruszać, do diabła, na umschlag, tam miejsce wasze!”
Wszystkich nas z mieszkań wywlekli, potem szperali w nich dłużej,
By wziąć ostatnie ubranie, kawałek chleba i kaszę.

A na ulicy – oszaleć! Popatrz i ścierpnij, bo oto
Martwa ulica, a jednym krzykiem się stała i grozą –
Od krańca po kraniec pusta, a pełna, jak nigdy dotąd –
Wozy! I od rozpaczy, od krzyku ciężko jest wozom…

W nich Żydzi! Włosy rwą z głowy i załamują ręce.
Niektórzy milczą – ich cisza jeszcze głośniejszym jest krzykiem.
Patrzą… Ich wzrok… Czy to jawa? Może zły sen i nic więcej?
Przy nich żydowska policja – zbiry okrutne i dzikie!

A z boku – Niemiec z uśmiechem lekkim spogląda na nich,
Niemiec przystanął z daleka i patrzy – on się nie wtrąca,
On moim Żydom zadaje śmierć żydowskimi rękami!

Icchak. Kacenelson, Pieśń o zamordowanym żydowskim narodzie, Warszawa 1982, s. 25-27.

Artykuł ,,Jak chcecie dowiedzieć się, jak wyglądał udział Żydów w mordowaniu Żydów, to wystarczy…”. Dr Ewa Kurek przypomina znamienne słowa [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/jedno-najbardziej-wstrzasajacych-zydowskich-zrodel-o-udziale-zydow-zagladzie-zydow-rekoma-zydow-zadano-smierc-zydom-bezbronnym-zydom/feed/ 0