II RP – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png II RP – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Pozbawiony skrupułów ludobójca Polaków. Roman Szuchewycz, działacz OUN i dowódca UPA. [WIDEO] https://niezlomni.com/pozbawiony-skrupulow-ludobojca-polakow-roman-szuchewycz-dzialacz-oun-i-dowodca-upa-wideo/ https://niezlomni.com/pozbawiony-skrupulow-ludobojca-polakow-roman-szuchewycz-dzialacz-oun-i-dowodca-upa-wideo/#respond Sun, 20 Feb 2022 22:21:16 +0000 https://niezlomni.com/?p=51379

Autor poszukuje odpowiedzi na pytanie, jak doszło do tego, że członek znanej, inteligenckiej rodziny, stał się ukraińskim terrorystą zwalczającym państwo polskie, a następnie współpracownikiem niemieckiego wywiadu. Przybliża jego działalność na Rusi Podkarpackiej, będącej poligonem doświadczalnym OUN. Omawia współudział w tworzeniu batalionu „Nachtigall”, który w zamyśle ukraińskich nacjonalistów miał stanowić zalążek ich armii.

Podczas służby w batalionie policyjnym SS na Białorusi Szuchewycz nauczył się niemieckiej metody pacyfikacji wsi – wszystkich mieszkańców uznawano za bandytów i mordowano. Sam rozwinął ją potem „twórczo” w Małopolsce Wschodniej, nazywając ludobójstwo Polaków „wysiedleniami”.

Szybko podporządkował sobie zarówno OUN, jak i UPA. Jako faktyczny dyktator starał się działać tak, by za nic nie odpowiadać. Decyzje podejmował formalnie ktoś inny, jak na przykład fikcyjna Ukraińska Główna Rada Wyzwoleńcza.

Jak bardzo zakłamanie i zbrodnia towarzyszyły Szuchewyczowi, autor dowodzi na przykładzie czystki etnicznej w Małopolsce Wschodniej. Jest ona zarazem świadectwem realizowanej przez niego polityki fałszowania rzeczywistości i obarczenia winą kogoś innego.

Dyktator do końca wierzył w wybuch III wojny światowej. Zakładał naiwnie, że mocarstwa zachodnie potraktują OUN-UPA jako sojusznika. Wskutek tego doszło praktycznie do zagłady ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego. Sowiecka sprawiedliwość dosięgła wszystkich, których ręce unurzane były w polskiej krwi…

Autor oparł swą prace na wszelkich dostępnych źródłach – dokumentach, wspomnieniach i relacjach, zwłaszcza ukraińskich. Głównym jego celem jest ukazanie prawdziwego, zbrodniczego oblicza Romana Szuchewycza i wyjaśnienie, dlaczego traktowanie go dziś na Ukrainie jako bohatera musi w Polakach budzić sprzeciw.

Marek A. Koprowski, Rozkaz mordować Polaków. Roman Szuchewycz – krwawy dyktator OUN-UPA, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa REPLIKA.

Fragment rozdziału: W walce z II Rzeczpospolitą

Szuchewycz chciał zamordować Czechowskiego z wielu względów. Przede wszystkim decyzję o jego likwidacji podjęło kierownictwo OUN. Miała to być zemsta organizacji za skuteczne działania polskich władz bezpieczeństwa przeciwko OUN. Zamach miał wstrząsnąć polską opinią publiczną, dać jej do zrozumienia, że wbrew informacjom pojawiającym się w mediach organizacja ukraińska nie została rozbita i kontynuuje swą walkę z państwem polskim. Szuchewycz i kierownictwo OUN zakładali, że w Polsce nie będzie gazety, która zabójstwu komisarza Czechowskiego nie poświęci choćby wzmianki. Szuchewycz chciał też ukarać Czechowskiego, ponieważ na każdym kroku odnosił się do OUN z pogardą, traktując jej członków jak zwykłych rzezimieszków, i podkreślał przy tym, że za nim stoi państwo polskie, które reprezentuje. Szuchewycz chciał poprzez zamach na Czechowskiego pokazać, że w konfrontacji z państwem polskim te rzezimieszki ukraińskie, jak pisze Sergij Michajłenko, mają swoje atuty: „fanatyzm, brak strachu przed śmiercią, zdolność do poświęcenia dla własnej sprawy”.

Szuchewycz miał też z komisarzem Emilianem Czechowskim swoje porachunki. Domyślał się, że ma on w środowisku nacjonalistów swojego agenta i wkrótce rozszyfruje, kto kazał zamordować Tadeusza Hołówkę. Obawiał się, że Czechowski rozpracuje jego środowisko i dobierze mu się do skóry. Mordując Czechowskiego, chciał nie tylko pozbyć się potencjalnego zagrożenia, ale podnieść swoje akcje wewnątrz organizacji i przy okazji wylansować w niej swojego szwagra ‒ Jurkę Berezynskiego. Planował zlecić mu zabicie komisarza. Gdyby mu się to udało, szwagier mógłby chodzić w aureoli bohatera. Zastrzelenie komisarza kierującego wydziałem ukraińskim policji było przecież wielkim wyczynem. W gronie terrorystów taki „cyngiel” byłby otoczony szacunkiem. Część tego uznania z pewnością przeszłaby i na Szuchewycza. Berezynsky należał do grupy bojowej „Bogdaniwka”. Został zwerbowany przez Szuchewycza, był jego podopiecznym i wychowankiem. Nie jest wykluczone, że chciał przekształcić kierownictwo OUN w „rodzinny interes”. Chciał najważniejsze sprawy podziemia załatwić przy pomocy ludzi, z którymi łączyły go więzy rodzinne, a którzy o podziemiu niczego nie wiedzieli. Mieli tylko pełnić rolę „cyngli”, czyli morderców. Jurko Berezynsky, zafascynowany szwagrem, rwał się do czynu i Szuchewycz chciał wykorzystać jego zapał.

Na początku Szuchewycz, formalnie jako referent bojowy Krajowej Egzekutywy OUN o pseudonimie „Dzwon”, kazał śledzić Czechowskiego i ustalić, gdzie mieszka, którędy się porusza, jakimi ulicami chodzi. Berezynsky miał zwłaszcza ustalić, o której godzinie komisarz wychodzi z domu i jaką drogą udaje się do pracy. Przydzielono mu do tego pomocników z bojówki „Bogdaniwka”, którzy od grudnia 1931 r. do lutego 1932 r. rozpracowali tryb życia Czechowskiego. Komisarz nie zorientował się, że jest śledzony. Zachowywał się trochę nonszalancko i odmawiał korzystania z ochrony, co ukraińskim bojówkarzom znakomicie ułatwiało zadanie. Najbardziej przydatna dla Jurija Berezynskiego w obserwacji komisarza miała być według Mychajłenki młoda dziewczyna – członek OUN – „Mira”. Podczas śledzenia Czechowskiego ukraińscy obserwatorzy ustalili, że komisarz każdego ranka między godzinami 7.10 a 7.35 szedł do pracy tą samą drogą: ulicą Stryjską, potem alejką Parku Stryjskiego, wracał na Stryjską, gdzie na przystanku wsiadał do tramwaju. Rano ta okolica była wyludniona. Szuchewycz uznał, że jest to teren idealny do dokonania zamachu. Zamachowiec, czekając w pobliżu przystanku na ulicy Stryjskiej, mógł zaobserwować, czy śledzony wyszedł z domu sam i czy ktoś za nim nie idzie. W alejce parkowej idący komisarz policji był widoczny jak na dłoni. Szuchewycz polecił działać swojemu szwagrowi samodzielnie, bez wsparcia ze strony innych bojówkarzy. Miał strzelić Czechowskiemu w tył głowy z pistoletu o kalibrze 6,35, którego strzał był ledwo słyszalny. Do obrony przed ewentualnym pościgiem otrzymał dodatkowo drugi pistolet o kalibrze 9 mm. Na dzień zamachu Szuchewycz wybrał wtorek, bo uważał ten dzień za szczęśliwy dla siebie. Wynika z tego, że Szuchewycz był człowiekiem zabobonnym. W poniedziałek przed zamachem Berezynsky przebywał u rodziców w Ogladowie. Po północy wstał z łóżka i pieszo udał się na stację w Pawłowie. Przeszedł piechotą jedenaście kilometrów i na stacji wsiadł do pociągu jadącego do Lwowa. Przyjechał do niego o szóstej czterdzieści pięć, wysiadając na stacji Podzamcze, przez którą jak zawsze przewalały się tłumy ludzi jadących do pracy czy na targ. Nikt na młodego bojówkarza nie zwrócił najmniejszej uwagi. Na stacji czekała na niego przydzielona mu do operacji wspomniana wcześniej „Mira”. Wręczyła Berezynskiemu dwa pistolety. Następnie oboje wsiedli do tramwaju i udali się w pobliże miejsca, w którym Berezynsky miał zastrzelić komisarza. „Mira” miała zaczekać na niego na przystanku.

Czechowski niefrasobliwie szedł sam, z rękami w kieszeniach. Gdy wyszedł z parku, Berezynsky ruszył za nim i strzelił mu w tył głowy. Czechowski ugiął się w kolanach i padł na ziemię. Berezynsky rzucił się natychmiast do ucieczki i nieścigany przez nikogo dobiegł do przystanku, gdzie oczekiwała go „Mira”, której oddał broń, a ona wręczyła mu bilet powrotny do stacji Pawłów.

Szuchewycz siedział w tym czasie w domu i słuchał radia. Można wyobrazić sobie jego radość, gdy już o siódmej trzydzieści Polskie Radio podało komunikat, że nieznany osobnik zastrzelił komisarza policji Emiliana Czechowskiego. A także, że prawdopodobnie zabójstwa dokonano z powodów politycznych.

Artykuł Pozbawiony skrupułów ludobójca Polaków. Roman Szuchewycz, działacz OUN i dowódca UPA. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/pozbawiony-skrupulow-ludobojca-polakow-roman-szuchewycz-dzialacz-oun-i-dowodca-upa-wideo/feed/ 0
Prof. Kucharczyk: Niemcy przygotowywali się do zbrodni na Polakach przez ponad 20 lat. [WIDEO] https://niezlomni.com/prof-kucharczyk-niemcy-przygotowywali-sie-do-zbrodni-na-polakach-przez-ponad-20-lat-wideo/ https://niezlomni.com/prof-kucharczyk-niemcy-przygotowywali-sie-do-zbrodni-na-polakach-przez-ponad-20-lat-wideo/#comments Fri, 29 Mar 2019 08:37:18 +0000 https://niezlomni.com/?p=50740

Nienawiść do Polski i do traktatu wersalskiego była obecna we wszystkich nurtach politycznych i na prawicy i na lewicy. Pojawiała się nawet u pacyfistów - mówi prof. Grzegorz Kucharczyk.

Artykuł Prof. Kucharczyk: Niemcy przygotowywali się do zbrodni na Polakach przez ponad 20 lat. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/prof-kucharczyk-niemcy-przygotowywali-sie-do-zbrodni-na-polakach-przez-ponad-20-lat-wideo/feed/ 1
„Stał na stopniach wagonu, a te wszystkie baby obcałowywały go po rękach!”. Mason, teozof, „kapłan”, wyznawca kamienia magicznego i miejsc mocy, Komendant Główny Służby Zwycięstwu Polsce https://niezlomni.com/stal-na-stopniach-wagonu-a-te-wszystkie-baby-obcalowywaly-go-po-rekach-mason-teozof-kaplan-wyznawca-kamienia-magicznego-i-miejsc-mocy-komendant-glowny-sluzby-zwyciestwu-polsce/ https://niezlomni.com/stal-na-stopniach-wagonu-a-te-wszystkie-baby-obcalowywaly-go-po-rekach-mason-teozof-kaplan-wyznawca-kamienia-magicznego-i-miejsc-mocy-komendant-glowny-sluzby-zwyciestwu-polsce/#respond Fri, 29 Sep 2017 05:03:52 +0000 http://niezlomni.com/?p=21047

Najwybitniejszy w Polsce badacz wolnomularstwa,  prof.  Ludwik Hass, podaje:  „W pierwszej  połowie  1921  r.,  powstała w  formalnie znajdującym  się poza granicami  państwa polskiego Wilnie loża »Tomasz Zan«, pomyślana jako loża prowincjonalna dla terenów  Litwy Środkowej,  czy też  w  ogóle ziem litewsko-białoruskich”.

Skupiała ona  -  informuje z  kolei świadek   tamtych  czasów,  Kazimierz   Okulicz:  „[...]   miejscowe  inteligenckie   elementy demokratyczne spod znaku PPS, ludowców i demokratów, czyli krajowców, ze znaczną przewagą ideologicznych wpływów tych ostatnich”.

Wkrótce po erygowaniu, właśnie członkiem wspomnianej loży  zostaje dowódca tamtejszej  19. Dywizji Piechoty, płk Michał Karaszewicz-Tokarzewski.

[caption id="attachment_21049" align="aligncenter" width="601"]Michał Karaszewicz-Tokarzewski, wikipedia.pl Michał Karaszewicz-Tokarzewski, wikipedia.pl[/caption]

Loża  wileńska,    poprzez   swego    Patrona, nawiązywała,  oczywiście,  do  mickiewiczowskich tradycji.  Nie  od   rzeczy  więc   będzie  może przypomnienie,  iż   niczym   innym  jak   para-masońskimi związkami były kiedyś koła filomatów, filaretów i promienistych, a Mickiewiczowska Oda do młodości to -jakby nie zaprzeczać- manifest par excellence wolnomularski.  Znany nam  z Dziadów prokurator,  Hieronim Botwinko  (Senator:  „Hej, posłać  po   Botwinkę!  zatrzymać  tu  klechę  -") uzyskał w 1822 roku od przesłuchiwanego Mistrza loży „Gorliwy  Litwin" wyznanie, iż „[...] główna tajemnica masonerii jest wolność i równość, czyli zaprowadzenie między wszystkimi  klasami ludów wolności i równości, a zniesienie  wszelkiego despotyzmu [...]”; toteż nie dziwi nas, że  sądzony dwa lata później Tomasz Zan skazany zostanie za swą „wywrotową" działalność na rok twierdzy, Jan Czeczot i Adam Suzin  otrzymują po pół roku, a już los Mickiewicza powszechnie wszystkim jest znany.

Symboliczne ma tedy  chyba znamię  fakt, iż nowo erygowana po I wojnie światowej loża wileńska   sprawowała   będzie  z  czasem  swoje  obrzędy   w  murach   pobazyliańskich, unieśmiertelnionych procesem filaretów i przemiana Gustawa w Konrada.

[quote]Tokarzewski,  wstępując w  grono „synów Światła",  poddaje się skomplikowanemu rytuałowi inicjacyjnemu, w czasie którego uroczyście przysięga „[...] prowadzić się i zachowywać uczciwie, być chętnym i godnym  obywatelem, szanującym Prawa Państwa,  wiernym przyjacielem, dobrym członkiem rodziny i Wolnym Mularzem, zwalczającym nałogi i szerzącym cnoty".[/quote]

Pod przewodnictwem,  czyli - wedle wolnomularskiej terminologii - „pod młotkiem" Witolda Abramowicza (prezydenta miasta  Wilna  i  posła na  Sejm Wileński,  a  z  czasem  senatora Rzeczypospolitej) działa  on w  loży wraz z bratem Marszałka,  mecenasem Janem Piłsudskim, a także wespół z  piłsudczykami:  płk.  Józefem  Kordianem  Zamorskim,  Stefanem  Kirtiklisem (wojewodą  - kolejno -  wileńskim, pomorskim i  białostockim), z  Marianem Zyndramem-Kościałkowskim (również  wojewodą białostockim, a następnie -  po  Maju -  ministrem spraw wewnętrznych i premierem, zaś  przed samym wybuchem wojny - ministrem opieki społecznej) oraz - być może  - między innymi  z  późniejszym prezydentem  RP na Uchodźstwie,  Władysławem Raczkiewiczem.

Jak bowiem  stwierdza inny historyk  masonerii, Leon Chajn: „[... ] najliczniej reprezentowaną grupą w zakonie [wolnomularskim] byli piłsudczycy różnych odcieni, z legionową tradycją, peowiacką lub strzelecką - często mający przeszłość socjalistyczną, przeważnie we Frakcji Rewolucyjnej,  radykalno-chłopską  -   działacze  stronnictw   zrzeszających  postępowo -demokratyczną inteligencję".

Według wyliczeń  tegoż Badacza, ponad 60 polskich wolnomularzy służyło  niegdyś  w  Legionach,  około 80  w  POW i  „Strzelcu", kilkunastu było  w  Drużynach Strzeleckich, około 90 należało do PPS, a 50 związało się uprzednio z ruchem ludowym.

Również  i  Ludwik Hass podaje: „Wstąpiło też  do lóż  sporo cywilnych  i wojskowych piłsudczyków, w tym niektórzy z najwyższego szczebla ich elity, jak B. Miedziński, W.  Sławek, A. Skwarczyński, A. Koc, czy znany  bon vivant B. Wieniawa-Długoszowski  [Choć ten  ostatni - zauważa prof. Hass  -należał zapewne do stosunkowo licznej grupy adeptów, która tylko »masońsko się bałamuciła«]".

Jozef_PilsudskiCzego wszakże szukali ludzie Marszałka pośród „dzieci Wdowy" (jak się w swym własnym kręgu określają masoni)? Odpowiedzi udzielił nam niespodzianie,  wspomniany tu przed chwilą, Kordian Zamorski.  W nie wydanym do tej pory Dzienniku pisze bowiem: „Komendant sam  [do masonerii] nie należał, ale uważając, że trzeba wiedzieć co się tam dzieje i pozatem licząc się że przynależność Polski do światowej masonerji może nam dać poparcie w rokowaniach pokojowych polecił nam [do niej] wstąpić.

Po  1926 r. polecił [jednak] szczególniej wojskowym wystąpić, a lożom dać się uśpić uważając, że już jesteśmy dość  silny [sic!], by nie podlegać wpływom międzynarodowym. Większość lóż, zwłaszcza wojskowych, uśpiła się [wtedy]".

Czyli  -  jasno z tego  wynika  - zarówno  Piłsudski,  jak i   jego zwolennicy  traktowali wolnomularstwo całkiem  instrumentalnie.  I  stąd  śmieszyć  ich musiał pewnie skomplikowany
ceremoniał masoński, zaś do szczytnych ideałów tej organizacji odnosili się chyba, w większości, z
przymrużeniem oka.

Owóż -  w przeciwieństwie  do  wielu  „bałamucących się wolnomularsko"  piłsudczyków -
Tokarzewski udział  swój  w pracach  Zakonu potraktował bardzo  serio. J stąd przeżył wnet – wolno sądzić - głęboki konflikt duchowy. Nieobce musiały mu wszak być enuncjacje papieskie. Choćby ta z  encykliki   Mirari vos Grzegorza XVI  z roku  1832, głosząca, iż: „Tajne  organizacje są rynsztokiem, do  którego  spłynęły i w którym się zmieszały  razem  wszystkie krzywoprzysięstwa, nieuczciwość i bluźnierstwo, jakie  się zawierały we  wszystkich najohydniejszych herezjach".

(…)

Historyk   podaje  dalej:   ...W   1913   r.   nawiązali   teozofowie  współpracę  z   ruchem niepodległościowym"  ;  my  zaś z  innych  źródeł  wiemy, że Lutosławski  podejmował jeszcze wcześniej od Królewiaków starania wokół organizacji  polskiej siły zbrojnej; i mamy też w pamięci, że w okopach nad  Styrem zetknął  się był Tokarzewski z żołnierzem o  legionowym pseudonimie „Teozofowicz”.  Tak że - jak widać  - „chmura" teozofii już przed pierwszą wojną światową wisiała nad Polską w powietrzu.

KaraszewiczTeraz zaś, po odzyskaniu niepodległości, twórca „Eleuterii" podejmuje obie swe dawne misje:  z
jednej  strony  -  wydaje szereg  antybolszewickich broszur,  a  z drugiej  -  kontynuuje rozważania,
utrwalone poprzednio w pracy pt.  Rozwój potęgi woli przez psychofizyczne ćwiczenia, po  którą-
choćby tylko z profesjonalnego zainteresowania - sięgnął pewnie Dowódca  19. Dywizji Piechoty.

Równocześnie, powołane na nowo do życia Polskie Towarzystwo Teozoficzne, wybiera na swym I Zjeździe  -  w  lutym  1921  roku - prezesem  organizacji Wandę Dynowską  „[...] osobę  mającą dostęp  do  J. Piłsudskiego",  a w  skład Zarządu  Głównego wchodzą,  w przeważającej liczbie, zwolennicy Pierwszego Marszałka.

W tym właśnie czasie w szeregi teozofów wstępuje także płk Tokarzewski, by z miejsca stać się
wśród  nich  postacią  sztandarową,   wiodącą;   niewątpliwie  -  najwybitniejszym  członkiem
Towarzystwa.

Prowadzone dotychczas z inspiracji masońskich studia ezoteryczne uzupełnia obecnie Pułkownik
o lektury - przetłumaczonych akurat na język polski - utworów poetyckich Rabindranatha Tagore,
jak również fragmentów  Wed i  Upaniszad  oraz innych  świętych ksiąg Jndii; rozczytuje się
zwłaszcza  w przepięknym wytworze hinduskiego  mistycyzmu  - w słynnej Bhagawadgicie. J, jak wiemy  z   kierowanej  doń  korespondencji, wkrótce całe  partie  tego  poematu  potrafił  będzie recytować z pamięci.

Poznanie Bhagawadgity to fakt niezwykle ważny w jego duchowym rozwoju. Sygnalizowaliśmy już wcześniej, że okrucieństwa wojny, że bezwzględny przymus zabijania przeciwników kłóciły się w umyśle  niejednego legionisty z przeświadczeniem o  świętości życia. Eliminowanie wrogów wywoływało ich moralne rozterki; zwłaszcza po krwawej masakrze kostiuchnowskiej.

[caption id="attachment_21053" align="aligncenter" width="717"]Wanda Dynowska, bhagavadgita.eu Wanda Dynowska, bhagavadgita.eu[/caption]

(...)
Dla kszatriji, jakim  się czuł  bez wątpienia Tokarzewski,  oznaczało to, że  prawo dharmy (czyli moralny obowiązek wypełniania powinności nakazanych przez stanową kondycję) urastało do rangi prawa Natury, któremu musi się podporządkować nie tylko on, dowódca Wielkiej Jednostki, ale także każdy jego podkomendny, i  to niezależnie od tego, czy tego  chce,  czy nie. J stąd każdy też żołnierz - zgodnie z tym, do czego został powołany - musi, w razie potrzeby, wypełnić  nałożony nań rozkaz zabijania.

(…)

Dotykamy tu po drodze innego podstawowego terminu hinduistycznego, a mianowicie - karmy. Pojęcie to interpretowała Bławatska, jako prawo przyczyny i skutku, lub - jak to też formułowała -„przyczynowości etycznej"  .

[quote]Mówiąc jaśniej (ale też i nieuchronnie przy tym trywializując), Bławatska - w ślad za naukami Orientu - uważała,  iż człowiek realizuje  w życiu zadania, nałożone nań jeszcze w poprzednich wcieleniach,  albo - mówiąc jeszcze  inaczej - twierdziła, że ludzkie czyny  są, przynajmniej po części, zdeterminowane wolą kosmicznego Prawa i nawet po śmierci indywiduum przechodzą - w celu ich kontynuowania - do dalszych inkarnacji. Nie jesteśmy więc - według niej - tak do końca  kowalami własnego losu.[/quote]

[caption id="attachment_21054" align="alignleft" width="250"]Symbol Towarzystwa Teozoficznego założonego przez H. Bławatską. Symbol Towarzystwa Teozoficznego założonego przez H. Bławatską.[/caption]

Że poglądy owe przyjął Tokarzewski za własne, poświadcza dobry dziesiątek świadectw:

Jeśli wierzyć, na przykład, gen. Marianowi Kukielowi, to podczas dramatycznych sporów między Piłsudskim a  Sikorskim na temat  organizacji  najwyższych władz wojskowych "[...]  pułkownik Michał Tokarzewski-Karaszewicz, na perswazje, by nie rozwalać wojska i nie burzyć uczciwej w nim roboty, miał jako odpowiedź fatalistyczne »Kiszmet«”.

Podobnie w pierwszych miesiącach hitlerowskiej  okupacji,  gdy Dowódca Główny  Służby Zwycięstwu Polski ukrywał się  w mieszkaniu ówczesnej  żony mjr. Aleksandra Krzyżanowskiego(słynnego później  z Wileńszczyzny „Generała  Wilka"),  to prowadził  z  nią „[...] bardzo często rozmowy podtrzymujące na duchu, wytyczające drogę nadziei".

Doktor Janina Makowska, ps. „Josek" - bo o niej tu mowa - w biesiadzie z autorem tej  książki, podkreśliwszy  wpierw, iż  wszyscy  wtedy przybici byli wojennymi  wypadkami, oświadczyła: „Mówił także [Tokarzewski] wiele ze mną o sensie życia.  Zapamiętałam dokładnie słowa, które stały mi  się dewizą na cały czas okupacji: »Pamiętaj, Josek, nic  się więcej nie stanie, niż  się stać musi«". A więc - czystej wody  determinizm, iście godny bramina!

(...)

Kiedy  Wanda  Dynowska   dokona  po   drugiej  wojnie   światowej  własnego   przekładu Bhagawadgity, to jeden z egzemplarzy dzieła Tokarzewski i Antonina Płońska ofiarują - jak głosi, wpisana  ręką Generała,  dedykacja - współmieszkance ich domu na londyńskim Ansonie,  por. Jadwidze Baranowskiej. Otóż w zachowanej książce, pośród licznych podkreśleń, znajdą się dwa - wyróżnione ołówkiem - akapity, pochodzące z „Objaśnień terminów sanskryckich", sporządzonych przez samą Tłumaczkę.

39853601975KS
(…)

Nauki  Wschodu  to jednakże  tylko  jedno  ze  źródeł,  z których  czerpał  natchnienie ruch neoteozoficzny. Historyczną zasługą Bławatskiej wydaje się nam również to, że próbowała  (udolnie czy nie, to inna kwestia) zbudować system, łączący okcydentalne intuicje filozoficzne z mistyczną wiedzą Orientu.  Stąd w nauce jej,  prócz hinduistycznych  i buddyjskich inspiracji,  wiele było odniesień do  eleuzyńsko-orfickiego  nurtu myśli greckiej i  do  tradycji pitagorejsko-platońskiej, rozwijanej  później   przez  tzw.  filozofów  aleksandryjskich, a  zarazem  -  do tajemnej  wiedzy chaldejskich magów i kapłanów staroegipskich.

Ten ostatni  nurt  będzie niezmiernie ważny  w  biografii Tokarzewskiego.  Albowiem  -  jak wskazują odkryte przez nas dokumenty - został on pod koniec lat dwudziestych wprowadzony w tajniki starożytnych  misteriów egipskich oraz przyjęto go do ekskluzywnego - otoczonego nawet wśród teozofów aurą sekretności - bractwa pod nazwą The Egyptian Rite  of the Ancient Mysteries, a w latach pięćdziesiątych, w Londynie, powołany będzie nawet do jego dziewięcioosobowego ciała kierowniczego - The Sovereign Sanctuary, czyli do „Najwyższej Świątyni”.

Jeszcze innym źródłem filozoficznej  inspiracji była dla uczniów i  naśladowców Bławatskiej chrześcijańska  mistyka  średniowieczna,  uosabiana  w   takich   zwłaszcza   postaciach,  jak dominikańscy „gwałtownicy Boży" - błogosławiony Henryk Suzo, jak mistrz Jan Eckhart, głoszący „konieczność totalnego (psychologicznego i moralnego) ogołocenia się  w celu zjednoczenia się z Bogiem" i w związku z tym oskarżony o herezję, czy też jak Jan Tauler, „teolog głębi woli".

[quote]Kolejny rezerwuar, z którego czerpali inspiracje teozofowie, to działalność ideowa templariuszy i katarów oraz (po części  apokryficzne) „obrazoburcze" poczynania różokrzyżowców, a wreszcie - doświadczenia  duchowe   Jakuba   Boehme,   Emanuela   Swedenborga,  Angelusa  Silesiusa (spolszczonego przez Mickiewicza na Anioła Ślązaka)  i Ludwika Klaudiusza  de  Saint-Martina, którego  parę myśli  przyswoił  nam także Pierwszy Wieszcz.  Ci ostatni  ezoterycy,  szerzej spopularyzowani w  Polsce  dopiero  przez  Czesława Miłosza w  Ziemi  Ulro, studiowani bywali przez  rodzimych naszych  teozofów już w  połowie  międzywojennego  dwudziestolecia,   co niewątpliwie należy na dobro kręgowi temu zapisać.[/quote]

(…)

I nie zaskoczy nas  też  wiadomość, iż przechowywał  on pieczołowicie  w  biurku horoskopy, sporządzane mu przez profesora  paryskiej  Sorbony  Jeana Marcaulta, oraz że - wierząc w siłę astralnych koniunkcji  -  zwracał  zawsze uwagę na  dokładny  czas narodzin  bliskich  swoich  i krewnych (Stąd - mówiąc nawiasem - ze skrupulatnych jego zapisków wiemy,  iż, między innymi, Córka urodziła mu się o  godz. 19.15,  a stryjeczny wnuk,  Michał Tokarzewski,  przyszedł na świat 15 minut po północy).

[caption id="attachment_21061" align="aligncenter" width="800"]Dworek w Mężeninie Dworek w Mężeninie[/caption]

Poza tym dysponujemy świadectwem, że przekonany on był o istnieniu „kosmicznych fluidów" (czy może tylko tzw. sił magnetycznych, lub, po prostu, promieniowania jonizującego?), albowiem Aleksandra Piłsudska  twierdzi, iż  pewnego  dnia, pod  nieobecność  w  willi  w  Sulejówku  jej Gospodarza, ani też kogokolwiek z mieszkańców, „[...] wpadł do domu gen. Tokarzewski, podobno z jakąś panią /później  dowiedziałam się - wyjaśnia Marszałkowa - że była to  pani Meklińska/. Gen. Tokarzewski przeszedł całe mieszkanie, jakoby dla stwierdzenia, czy i jaką stwarzam atmosferę w domu. Pani ta podobno stwierdziła, że fluidy  są dobre i dodatnie dla męża".

[quote]Na koniec wreszcie, głoszona  i uprawiana  przez teozofów gliptomancja  przejawiała  się u Tokarzewskiego  w tym, że  stale nosił  na  palcu pierścień  z pokaźnych rozmiarów ametystem, „namagnesowanym" ponoć przez  następczynię Bławatskiej  i Przewodniczącą Międzynarodowego Towarzystwa Teozoficznego, Annę  Besant. Ów  kamień  magiczny stał się  zresztą  wkrótce źródłem komicznego nieporozumienia, aby potem przez lat jeszcze wiele  przysparzać Generałowi podejrzanej sławy, „promieniującej" nawet po śmierci Właściciela pierścienia.[/quote]

po-trzykroc-pierwszy,pdl,33302
Kiedy bowiem autor tych słów przeprowadzał kwerendę w Londynie, to rozmowy o MTK  - prowadzone z osobami spoza kręgu „wtajemniczonych" - rozpoczynały się zazwyczaj od pytania: „A czy pan wie, że był On biskupem teozofów?"

Tak zaczął, w każdym razie, rozmowę z  nami ś.p. prezydent RP na Uchodźstwie, Kazimierz Sabbat, tak premier jego rządu in Exile, prof. Edward Szczepanik, i takie  też pytanie wtrącił w dyskurs  ówczesny minister do  spraw Kraju,  a następnie ostatni prezydent II Rzeczypospolitej, Ryszard Kaczorowski.

Mało tego, nieżyjący już dziś emigracyjny  dziennikarz, Wiesław Wohnout, napomykając również o  owym mniemanym biskupstwie, wspomniał,  iż  w latach dwudziestych był przypadkowym świadkiem  pożegnania Tokarzewskiego na  dworcu w Poznaniu przez grono  - jak je  nazwał  - „wielbicielek".

„I niech pan  sobie  wyobrazi  - mówił do  magnetofonowego mikrofonu Wohnout  - On stał na stopniach wagonu, a te wszystkie baby obcałowywały go po rękach!".

Oczywiście, nie -  „po rękach" i nie „obcałowywały". Bo nie były to  zwykłe „wielbicielki" (których, zresztą miał MTK  zawsze  na kopy), lecz  z całą pewnością teozofki, oddające  cześć magicznemu  kamieniowi  Anny  Besant, nie zaś  przystojnemu  „biskupowi"  w  generalskim mundurze, a tym bardziej - nie jego „biskupiemu" pierścieniowi.

Ponieważ jednak podobne scenki będą się jeszcze nieraz pojawiać w różnych wspomnieniach, śpieszymy już teraz z zapewnieniem, iż Polskie Towarzystwo Teozoficzne nie miało episkopalnej struktury i -  ma się  rozumieć - z tego  choćby powodu  Tokarzewski nie mógł w nim być „biskupem". A chociaż, faktycznie, został z czasem wyświęcony na kapłana, to przecież nie było to „u teozofów". Ale o tym już wkrótce, z zachowaniem chronologicznego rzeczy porządku.

[caption id="attachment_21062" align="aligncenter" width="536"]Stopnie masońskie w rycie szkockim Stopnie masońskie w rycie szkockim[/caption]

Wcześniej musimy bowiem opowiedzieć o kolejnej inicjatywie Tokarzewskiego na polu ezoterii.

Ludwik Hass tak o niej pisze:  „W 1924 r. sekretarz Towarzystwa Teozoficznego W. Dynowska wespół  z  jego  niedawnej daty członkiem  gen.  M. Karaszewicz[em]-Tokarzewskim,  wówczas adeptem obediencji  polskiej, powzięli zamiar utworzenia w kraju wolnomularstwa mieszanego [zwanego  też »zjednoczonym«  {mix co-free masonry) - D.B.], o którym zapewne słyszeli,  że  na świecie skupia  wiele  czołowych osobistości ze  środowisk  teozoficznych".

[quote]Sama zaś Wanda Dynowska stwierdza w liście do znanego historyka Władysława Poboga-Malinowskiego: „Gdy gen. Tokarzewski wstąpił do T.[owarzystwa]  T.[eozoficznego]  i dowiedziałam  się, że  jest  członkiem Zakonu Woln.[omularskiego Rytu] Szkockiego, gdzie był Strug i b. wielu wybitnych ludzi  w Polsce, przyszło nam na myśl, że warto  by i u nas założyć  Zjednoczone [Wolnomularstwo] -  I, rewelując  dalej,  czołowa polska  Teozofka powiada: [...] Gdy uznaliśmy z generałem, że  warto założyć Z.[akon] W.[olnomularstwa]  Zj.[ednoczonego] w   Polsce,  zwróciłam   się z  tym  do Komendanta,  pytając o zdanie, radę, niemal »pozwolenie«". Piłsudski, będący podówczas „osobą prywatną", „samotnikiem z Sulejówka", wypytał wpierw ponoć Dynowską o szczegóły nieznanego mu dotąd  obrządku,  a upewniwszy się, iż jego obediencja angielska nie jest powiązana  z żadnymi określonymi siłami politycznymi: „[...]  zastanawia! się długo,  wreszcie powiedział, iż widzi nasze motywy,  zgadza się  z  nimi,  »pozwala  i  zachęca«, bylebym go zawsze  o  rozwoju  prac informowała”.[/quote]

 

[caption id="attachment_21063" align="alignleft" width="389"]Loża masońka Loża masońska[/caption]

Nieco  odmiennie zrelacjonuje  tę  samą sprawę  Małżonka  Piłsudskiego  (która jednakże  - uprzedźmy z miejsca - nie uczestniczyła w najistotniejszych rozmowach, o jakich pisze po latach): „Było to w Sulejówku zdaje się  w r. 1924. Bytność jego [tj. MTK] mam w pamięci  z powodu długich jego  wykładów o teozofach i ich charytatywnej działalności oraz, jak  mi mówił Ziuk, narzekań na Peowiaczki. To mnie oczywiście niemal osobiście dotykało. Zarzucać im miał, że nie umieją trzymać  języka za zębami  i  wiele spraw dekonspirują. Równocześnie  zainteresował Piłsudskiego organizacją kobiecą, prowadzoną przez panią Dynowską,  organizacją teozofów, której dobór personalny odpowiada wszelkim wymogom konspiracji. Uważał, że jeżeli zajdzie potrzeba, Piłsudski może się nią posłużyć bez obawy, gdyż p. Dynowską ręczy za solidność członkiń.

Pamiętam też - dodaje dawna Towarzyszka »Ola« - że Piłsudski rzeczywiście zainteresował się
wówczas działalnością teozoficzną tak Tokarzewskiego jak  i Dynowskiej, która była  doskonale zorjentowana, jak stwierdził Piłsudski  w ustnych  z nią rozmowach,  w stosunkach polskich i w organizacjach społecznych.

[...] Ponieważ teozofowie byli odłamem masonerji  angielskiej, o czem Ziuk wiedział, dlatego nalegał w  rozmowach  z Dynowską i Tokarzewskim na odłączenie się i  stworzenie samodzielnej polskiej organizacji teozoficznej”.

Jak więc widzimy, miszmasz w relacji  tej panuje całkiem spory. Francuska masoneria mieszana myli się bowiem Piłsudskiej wyraźnie z angielskim ruchem teozoficznym.

(…)

Po-trzykroc-pierwszy-Michal-Tokarzewski-Karaszewicz-General-broni-teozof-wolnomularz_D,images_product,22,83-87893-76-5Do niej  to właśnie,  do Londynu - po uzyskaniu aprobaty  Piłsudskiego -  udała się w 1924 r. Wanda Dynowska, i wkrótce przyjęto ją tam - wraz z Tadeuszem Bibrą, przywódcą krakowskiego ogniska teozoficznego - do loży o rytuale mieszanym.

„Po jego [tj. Bibry] powrocie  do kraju  -  pisze Ludwik Hass - utworzono w maju 1925 r. w Warszawie pierwsze w Polsce kółko obrządku mieszanego. Na jego otwarcie  przyjechał do stolicy Polski wybitny działacz teozoficzny,  zarazem piastujący odpowiedzialne stanowisko w Federacji Brytyjskiej »Droit Humain« /ofic. nazwa: Universal Co-Masonry in Great Britain and the British Dependenciesl, George Sydney Arundale”.

Wraz z Arundalem przybyła  do Warszawy jego zjawiskowo piękna żona, tancerka i choreografka Shrimati Rukmini Devi. Oboje zostają z miejsca oczarowani nie tylko naszą ojczyzną, ale także i... osobą Tokarzewskiego. Jerzy Sydney Arundale, który był bojownikiem o wolność Indii i nawet z tego powodu, wraz z Następczynią Bławatskiej, parę lat I wojny spędził w brytyjskim więzieniu, fascynuje się krajem, potrafiącym po 123 latach niewoli „wybić się na niepodległość" ; odwiedza Piułsudzkiego i staje się, wedle słów samej Rukmini: „[...] najgorętszym orędownikiem Polski".

Zaś  miłość  do   Tokarzewskiego  (bo  takim słowem należy chyba określić uczucie,  żywione do  Generała  przez tę egzotyczną parę)  trwać będzie w sercach Arundale'ów aż po grób.

Po  „zapaleniu świateł"  w warszawskiej loży rytu „Le Droit Humain", udają się Arundale'owie wraz  z Tokarzewskim  do  Krakowa.  W roku 1964,  na  prośbę  Rukmini  Devi,  napisze nasz Generał wspomnienie ojej  Mężu. Przeczytamy tam: „Po drodze do Krakowa zatrzymaliśmy się w   Częstochowie,   gdzie   w   jasnogórskim klasztorze znajduje się  słynny obraz Madonny [...] Arunda-le'owie byli  poruszeni [impressed]

[caption id="attachment_21066" align="aligncenter" width="938"]Cyrkiel i węgielnica. Masońskie symbole i przedmioty rytualne. Cyrkiel i węgielnica. Masońskie symbole i przedmioty rytualne.[/caption]

(…)

„W parę miesięcy później [tj. po zainstalowaniu przez Arundale'ów obrządku mieszanego w Polsce - D.B.] - pisze L. Hass - ta pierwsza komórka organizacyjna została przekształcona w lożę-matkę »Orzeł Biały«. Przez oddzielenie się od niej grup członków powstały następnie kolejne warsztaty [tak w terminologii masońskiej nazywają się loże - D.B.]".

„Bratem Najczcigodniejszym", czyli  przewodniczącą,  loży-matki  została Wanda Dynowska, przybrawszy imię zakonne „Doboszówna" . „W tymże roku albo na początku 1925 - twierdzi ona - pytałam  [Piłsudskiego]  czy nie  będzie miał nic przeciwko  temu, że do W.[olnomularstwa] Zj.[ednoczonego] będą wstępowali wojskowi, co przy członkostwie wówczas płk. Tokarzewskiego może być bardzo łatwe. Odpowiedź była: będę rad jeśli moralny i idealistyczny wpływ dosięgnie i oficerów, których poziom nie zawsze odpowiada moim życzeniom".

(…)

Daniel Bargiełowski, Po trzykroć pierwszy, Rytm, Warszawa 2000.

po-trzykroc-pierwszy-a,pdl,33292

Artykuł „Stał na stopniach wagonu, a te wszystkie baby obcałowywały go po rękach!”. Mason, teozof, „kapłan”, wyznawca kamienia magicznego i miejsc mocy, Komendant Główny Służby Zwycięstwu Polsce pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/stal-na-stopniach-wagonu-a-te-wszystkie-baby-obcalowywaly-go-po-rekach-mason-teozof-kaplan-wyznawca-kamienia-magicznego-i-miejsc-mocy-komendant-glowny-sluzby-zwyciestwu-polsce/feed/ 0
Ziemkiewicz o kulcie Piłsudskiego: „Cofa nas w rozwoju. Niszczy to, co stanowi naszą cywilizacyjną odrębność, co decyduje o naszej wyjątkowości” https://niezlomni.com/ziemkiewicz-o-kulcie-pilsudskiego-cofa-nas-rozwoju-niszczy-stanowi-nasza-cywilizacyjna-odrebnosc-decyduje-o-naszej-wyjatkowosci/ https://niezlomni.com/ziemkiewicz-o-kulcie-pilsudskiego-cofa-nas-rozwoju-niszczy-stanowi-nasza-cywilizacyjna-odrebnosc-decyduje-o-naszej-wyjatkowosci/#comments Tue, 25 Apr 2017 19:11:26 +0000 http://niezlomni.com/?p=37626 Marszałek Józef Piłsudski

Jest to książka poświęcona nie tyle samemu Józefowi Piłsudskiemu, co mitowi „twórcy naszej niepodległości”.

Mitowi, który budowano jeszcze za jego życia i w ciągu kilkuletnich rządów następców czyniono na siłę wyznaniem państwowym – ale który naprawdę powszechnym uczyniła dopiero antykomunistyczna opozycja lat osiemdziesiątych.

Tym, co zmusiło mnie do napisania tej książki, jest fakt, że kult Piłsudskiego nie tylko zaszkodził nam w przeszłości, przyczyniając się walnie do szybkiej utraty wywalczonej niepodległości i obłędu maksymalizowania wojennych strat aż do granicy biologicznej zagłady, ale szkodzi nam także i dziś. Cofa nas w rozwoju. Niszczy to, co stanowi naszą cywilizacyjną odrębność, co decyduje o naszej wyjątkowości, co nam pozwoliło odnieść największy sukces w dziejach, jakim było odzyskanie i obronienie niepodległości po I wojnie światowej – i co powinno pozostać, jak za dawnych czasów, podstawą polskości: polski republikanizm.

Piłsudski w oczach i w rękach swych przybocznych, podwładnych i entuzjastów przestał być przywódcą ludzi wolnych, „pierwszym spośród równych”. Stał się Nietzscheańskim „nadczłowiekiem”, któremu trzeba się bezwolnie poddać, który wie lepiej i dalej sięga wzrokiem, z którym nie wolno dyskutować, trzeba go tylko czcić. Stał się późną realizacją „absolutum dominium”, przed którym Sarmacja, póki była wolna i potężna, broniła się i obroniła, a bezbronnymi uczyniła nas wobec niego dopiero niewola.
"Złowrogi cień Marszałka" - fragment
O Piłsudskim, ludzie jego czasów:

Ten Ziuk ma szalone szczęście, wszystko jemu na dobre wychodzi, a wszystko dlatego, że zawsze siebie stawia na pierwszym planie, a durni wierzą mu i zachwycają się nim... Zawsze gbur, egoista zarozumiały, i szczęście jego coraz bardziej go psuje.
~ Bronisław Piłsudski, dzienniczek z dzieciństwa

***
Naród polski jest narodem wyjątkowo patriotycznym. Ten, kto umie poruszać struny naszego patriotyzmu, może wygrywać melodie zupełnie dowolne.
~ Stanisław Cat-Mackiewicz

***

Piłsudski wierzy albo wmawia sobie, że jest przywódcą i zbawcą swego narodu, a zwłaszcza właściwym dowódcą wojska. Dlatego uważa za niewłaściwe, co inni robią i zabrania swym poplecznikom, by szli za głosem innych.
~ Gen. Hans von Beseler (w raporcie dla cesarza Wilhelma II)

***

Od dłuższego już czasu doszedłem do przekonania, że Piłsudski śni o dyktaturze wojskowej, o roli Napoleona wypływającego na fali rewolucji. Taki człowiek, podniecany przez swoich współkonspiratorów, łakomych na władzę, łatwo gotów pokusić się o zamach na Sejm. Zamach taki, moim zdaniem, skazany jest na fiasko w tym znaczeniu, że Polską rządzić bez poparcia narodu nikt nie jest w stanie... [jednak] sama próba takiego zamachu może Polskę zarżnąć.
~ Roman Dmowski (list do Stanisława Grabskiego, 1919)

***

Wytworzyłem całe mnóstwo pięknych słówek i określeń, które po mojej śmierci zostaną, a które naród polski stawiają w rzędzie idiotów.
~ Józef Piłsudski (Zjazd Legionistów 1927)

Rafał A. Ziemkiewicz, Złowrogi cień Marszałka, Fabryka Słów, Lublin 2017. Książkę można nabyć TUTAJ. Premiera książki: 10 maja 2017 r.
O Autorze:
Bystry analityk i obserwator. Błyskotliwy komentator rzeczywistości. Nowoczesny endek.

 

[caption id="attachment_37627" align="alignleft" width="392"] fot. Fabryka Słów[/caption]

Mało jest w Polsce tak barwnych postaci jak Rafał A. Ziemkiewicz. To dziennikarz, który od 35 lat funkcjonuje w mediach jako autor felietonów i książek publicystycznych, ale także jako twórca powieści i opowiadań.
Ukończył polonistykę na Uniwesytecie Warszawskim. Karierę publicysty rozpoczął jako felietonista Najwyższego Czasu!.
Od 2013 roku związany z tygodnikiem Do Rzeczy oraz Telewizją Republika, gdzie prowadzi Salonik polityczny. Poza tym pisuje felietony dla portalu informacyjnego Interia.pl oraz komentuje bieżące wydarzenia dla Dziennika Związkowego wydawanego w Chicago. Jego osobę regularnie można spotkać na szklanym ekranie w TVP.
Laureat Nagrody im. Janusza Zajdla i innych wyróżnień przyznawanych w plebiscytach czytelników fantastyki oraz Nagrody Kisiela za rok 2001, największą popularność zdobył sobie książkami o meandrach naszej polityki i transformacji ustrojowej: Polactwo, Michnikowszczyzna. Zapis choroby, Myśli nowoczesnego endeka, Życie seksualne lemingów, Pycha i upadek, Jakie piękne samobójstwo. Tą ostatnią otworzył nowy rozdział w twórczości. To już nie jest "zwyczajna" publicystyka, to błyskotliwa analiza powodów, dla których na przestrzeni dziejów nasze bohaterstwo obracało się przeciw nam. Złowrogi cień Marszałka mierzy się z "mitem twórcy naszej niepodległości" - Józefem Piłsudskim. Wyjaśnia dlaczego jego kult cofa nas w rozwoju. Niszczy to, co stanowi naszą cywilizacyjną odrębność, co decyduje o naszej wyjątkowości i co powinno pozostać podstawą polskości: polski republikanizm.

Z recenzji:

(...) autor stawia ważne dla nas tezy. Robi to w sposób niemiły dla miłośników Marszałka, ale nie warto się gniewać i obrażać. Lepiej sie zastanowić czy przypadkiem nie uczestniczymy w programie pomniejszania zdolności widzenia własnej polskiej historii.
Jan Żaryn, redaktor naczelny "wSieci Historii", historyk, wykładowca INH UKSW, publicysta i działacz społeczny, m.in. prezes SPJN, członek Komitetu dla Upamiętnienia Polaków Ratujących Żydów, senator RP

***

"Złowrogi cień Marszałka" jest pozycją bardzo, ale to bardzo potrzebną, nie tylko po to, aby przebudować trochę naszą świadomość, skonfrontować wyobrażenie o wodzu z faktami czy przypomnieć, iż to nie azjatyckie trendy wodzowskie lecz racjonalny republikanizm jest dla Polaków stanem naturalnym (...)
Arkady Saulski, redaktor wGospodarce.pl, dziennikarz Gazety Bankowej, publicysta wNas.pl

***

(...) to studium nad... nienawiścią do Polaków. Nienawiścią żywioną jednak nie przez Prusaków, Rosjan czy socjalistycznych internacjonałów, a przez - uwaga, uwaga - Pierwszego Marszałka, Komendanta, Dziadka, Ziuka, czyli Józefa Piłsudskiego.
pch24.pl

***

Ziemkiewicz czyni z Piłsudskiego (szerzej: z sanacji) kozła ofiarnego, odpowiedzialnego za wszystko, co w Polsce złe lub co on sam za złe uważa. Często wbrew faktom. Ale jest mu to potrzebne, bo cała książka ma zamierzenie polityczne. Otóż Marszałek i sanacja są dla Ziemkiewicza figurami Kaczyńskiego oraz PiS (...)
Piotr Skwieciński, publicysta tygodnika "wSieci"

Artykuł Ziemkiewicz o kulcie Piłsudskiego: „Cofa nas w rozwoju. Niszczy to, co stanowi naszą cywilizacyjną odrębność, co decyduje o naszej wyjątkowości” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/ziemkiewicz-o-kulcie-pilsudskiego-cofa-nas-rozwoju-niszczy-stanowi-nasza-cywilizacyjna-odrebnosc-decyduje-o-naszej-wyjatkowosci/feed/ 1
Prof. Czesław Partacz: problem nacjonalizmu ukraińskiego w II i III RP [WIDEO] https://niezlomni.com/prof-czeslaw-partacz-problem-nacjonalizmu-ukrainskiego-ii-iii-rp-wideo/ https://niezlomni.com/prof-czeslaw-partacz-problem-nacjonalizmu-ukrainskiego-ii-iii-rp-wideo/#respond Thu, 29 Dec 2016 18:18:56 +0000 http://niezlomni.com/?p=35062

Wykład prof. dr hab. Czesława Partacza - Problem nacjonalizmu ukraińskiego w polityce wewnętrznej i zagranicznej II i III RP. Rys historyczno-politologiczny, wygłoszony w Lublinie 9 grudnia 2016 r.

https://www.youtube.com/watch?v=icBwULpTlPg&feature=youtu.be

Artykuł Prof. Czesław Partacz: problem nacjonalizmu ukraińskiego w II i III RP [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/prof-czeslaw-partacz-problem-nacjonalizmu-ukrainskiego-ii-iii-rp-wideo/feed/ 0
Z wizytą w piekle, czyli, jak wyglądały lochy Czeka oczami Polaka. ,,To, co zobaczyłem, było straszne…” https://niezlomni.com/wizyta-piekle-czyli-wygladaly-lochy-czeka-zobaczylem-bylo-straszne/ https://niezlomni.com/wizyta-piekle-czyli-wygladaly-lochy-czeka-zobaczylem-bylo-straszne/#respond Mon, 28 Nov 2016 21:58:31 +0000 http://niezlomni.com/?p=33984

"Pierwszą moją czynnością było odszukanie lokalu sławnej Wsieukrainskoj Czerezwyczajnoj Komisji (WCzK), myśląc, że tam mogę znaleźć interesujące papiery czy dokumenty. Okazało się, że to nie był tylko jeden dom, lecz cały kompleks domów z dużym gmachem jakiegoś banku pośrodku, w którym mieściły się biura Czeki.

Wszystkie okoliczne domy zamienione zostały na więzienia, które – jak obliczyliśmy– mogły pomieścić kilka tysięcy ludzi. Wszedłem do pierwszego z brzegu domu.

Ściany tego domu były pokryte od dołu do góry napisami.Tysiącami napisów identycznej treści: Imię, nazwisko, wiek, i dodatek „idu na razstrieł”, „idu na razstrieł”, „idu na razstrieł”. Od ścian wiało męką i  grozą… I tak było w dziesiątkach innych domów.W jednym tylko zauważyłem popularny już wierszyk: „Jabłoczko, jabłoczko, kuda totiszsia, popadisz w czerezwyczajku nie worotiszsia”… Dużo nazwisk polskich.

Schodami z białego marmuru zszedłem na dół usłyszawszy jakiś odgłos życia. Wszedłem do obszernej, pustej, białej Sali. Zza węgła wypadł mały chłopczyk bawiący się piłką. Gdy mnie zobaczył, stanął jak wryty. Patrzał na mnie i mój mundur dużymi okrągłymi oczami. Zagadałem do niego po rosyjsku: skąd się tu wziął? Odpowiedział mi, że jest synem stróża, ale ojciec i matka uciekli przed „Biełopolakami” i jego zostawili. „Bawię się piłką, zawsze się tu bawię piłką, czekiści pozwalają mi.”

Rozglądając się po tej pustej sali, spojrzałem na boczną ścianę z poodbijanym tynkiem, spod którego wyzierały czerwone cegły. Ślady postrzałach. Podszedłem bliżej, myśląc, że to tu na pewno rozstrzeliwano. Niebyło widać śladów krwi. Moje zamyślenie przerwał chłopiec. „ Tu – powiada-stawiali kontrrewolucjonistę i straszyli go rozstrzałem, strzelali naokoło niego, aby się przyznał. Jak to nie pomagało, prowadzili na „rozwał” – wskazał ręką na uchylone, malowane na biało drzwi. Zobaczyłem na drzwiach krwawe ślady rąk ,czepiających się krawędzi. Chłopiec otworzył szeroko drzwi do małego pokoiku.To, co zobaczyłem, było straszne: cementowa podłoga buro-czerwona od krwi,której nadmiar wessały na dużą wysokość bielone ściany. Cuchnęło krwią, moczem i ekskrementami ludzkimi. Róg tego pokoiku, czy kuchenki był tak postrzelany, że cegła była wybita na głębokość dłoni. Wokół tej białej dziupli rozbryzgi krwi na białej ścianie. Patrzyłem jak porażony. Mój przewodnik po tym piekle przerwał ciszę nie pytany: Tu w tym rogu stawiało się bandytę, aby go ranić, a nie zabić, ale jak nie chciał mówić to waliło się go karabinem po głowie (na podłodze leżały umazane we krwi karabiny z  resztkami potrzaskanych kolb) aż mózg pryskał” – wskazał ręką na niski sufit. Nad moją głową zwisły jakieś brudno-szare grzyby zastygłej papki. Oparte o ścianę stały czerwone od krwi nosze.

Więc tak wyglądała izba badań w słynnej Czeka? Ostatnie badanie odbyło się wczoraj w przeddzień naszego zajęcia Kijowa."

Wiktor Tomir Drymmer, W służbie Polsce, Warszawa 1998, s. 77-78 (źródło)

http://niezlomni.com/lewica-w-pigulce-czyli-film-czekista-kwintesencja-ustroju-ktory-pochlonal-miliony-ofiar-oczami-katow-film/

Artykuł Z wizytą w piekle, czyli, jak wyglądały lochy Czeka oczami Polaka. ,,To, co zobaczyłem, było straszne…” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wizyta-piekle-czyli-wygladaly-lochy-czeka-zobaczylem-bylo-straszne/feed/ 0
Od Grodna po Monte Cassino. Świetny sposób na popularyzację historii wśród najmłodszych https://niezlomni.com/od-grodna-po-monte-cassino-swietny-sposob-na-popularyzacje-historii-wsrod-najmlodszych/ https://niezlomni.com/od-grodna-po-monte-cassino-swietny-sposob-na-popularyzacje-historii-wsrod-najmlodszych/#respond Thu, 06 Oct 2016 16:25:08 +0000 http://niezlomni.com/?p=28350

„Wojenna odyseja Antka Srebrnego” odzwierciedla losy tysięcy Polaków z lat 1939–1944,

którzy, mimo przegranej kampanii wrześniowej i represji ze strony dwóch okupantów (III Rzeszy Niemieckiej oraz ZSRS), w każdym zakątku świata gotowi byli stanąć do walki o wolną Polskę.

1-57461

Wojenna odyseja Antka Srebrnego. IPN pokazał, jak skutecznie zainteresować historią najmłodszych Polaków

Opowieść zaczyna się w połowie września 1939 roku w Grodnie. Antek Srebrny bierze udział w przygotowaniach do obrony miasta przed Niemcami. 17 września okazuje się jednak, iż przyjdzie mu walczyć z drugim wrogiem Polski – Rosją sowiecką. Podobnie jak jego autentyczni rówieśnicy (np. trzynastoletni Tadeusz Jasiński), Antek uczestniczy w obronie swojego rodzinnego miasta (20–22 września). Po kapitulacji Grodna Antek pada ofiarą pierwszej deportacji obywateli polskich daleko na wschód ZSRS (10 lutego 1940 roku). Trafia do Kazachstanu, w miejsce przymusowego osiedlenia, gdzie udaje mu się przeżyć tylko dzięki pomocy miejscowych (Serika i baby Wandy). Wkrótce opuszcza go jednak szczęście. Mimo młodego wieku Antek zostaje aresztowany i skazany na pobyt w prawdziwym „piekle na ziemi” – sowieckim obozie pracy (łagrze). Spotyka tam „bezprizonych” i „urków”, będących postrachem Gułagu.

1-57462

Dzięki pomocy jednego z więźniów udaje mu się uciec i – wzorem autentycznej historii Witka Glińskiego – wydostać z ZSRS. Skrawek wolnej Polski odnajduje w Syrii, w szeregach Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. Wraz z nią bierze udział w jednej z najważniejszych batalii w Afryce Północnej – obronie twierdzy w Tobruku. Na tym nie kończy się jego odyseja. Po połączeniu SBSK z Armią Polską na Wschodzie Antek – już jako żołnierz 2. Korpusu Polskiego – trafia do Włoch, gdzie uczestniczy w zwycięskiej bitwie o klasztor Monte Cassino. Jego długa droga do wolnej Polski kończy się we Włoszech latem 1944 roku... z nadzieją na dalszy ciąg.

1-57463

W skład pakietu wchodzą:
cztery komiksy opowiadające o kolejnych etapach odysei Antka Srebrnego: obronie Grodna (1939), pobycie „na nieludzkiej ziemi” (1940), walkach o Tobruk (1941) i bitwie o Monte Cassino (1944);
gra planszowa oparta na fabule komiksów – uzupełniona informacjami historycznymi i ikonografią, w istotny sposób poszerzy wiedzę graczy o wydarzeniach, w których uczestniczy główny bohater komiksów i jego przyjaciele;
dwustronne puzzle, które przedstawiają udział Polskich Sił Zbrojnych w czasie II wojny światowej;
zestaw naklejek na ubrania, prezentujący 12 naszywek noszonych przez żołnierzy SBSK, 2. Korpusu Polskiego oraz tzw. Cyrku Skalskiego
replika orzełka, którego nosili polscy żołnierze w Afryce i we Włoszech

Koncepcja pakietu: dr Tomasz Łabuszewski, Anna Obrębska
Koncepcja gry: dr Tomasz Łabuszewski i Aleksandra Wierzchowska we współpracy z Urszulą Martyńską oraz Marcinem Łaszczyńskim
Scenariusze komiksów: Tomasz Robaczewski
Opracowanie graficzne: Hubert Ronek
Koncepcja i opracowanie naukowe puzzli: Magdalena Duber we współpracy z dr. Tomaszem Łabuszewskim
Projekt graficzny puzzli: Marcin Urbanek

Pakiet można nabyć w IPN

Artykuł Od Grodna po Monte Cassino. Świetny sposób na popularyzację historii wśród najmłodszych pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/od-grodna-po-monte-cassino-swietny-sposob-na-popularyzacje-historii-wsrod-najmlodszych/feed/ 0
Wkroczenie Polski na Zaolzie w 1938 – naprawdę hańba i zabór? O micie pokutującym do dnia dzisiejszego [WIDEO] https://niezlomni.com/wkroczenie-polski-na-zaolzie-w-1938-naprawde-hanba-i-zabor-o-micie-pokutujacym-do-dnia-dzisiejszego-wideo/ https://niezlomni.com/wkroczenie-polski-na-zaolzie-w-1938-naprawde-hanba-i-zabor-o-micie-pokutujacym-do-dnia-dzisiejszego-wideo/#respond Sun, 02 Oct 2016 12:44:46 +0000 http://niezlomni.com/?p=16288

Gośćmi Piotra Zychowicza w programie "Kontra" byli historyk, prof. dr hab. Marek Kazimierz Kamiński oraz historyk mieszkający w Pradze Michał Wołłejko.

Poniżej również nagranie archiwalne z zajęcia Zaolzia:

https://youtu.be/q11Bo7X-F_4

Artykuł Wkroczenie Polski na Zaolzie w 1938 – naprawdę hańba i zabór? O micie pokutującym do dnia dzisiejszego [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wkroczenie-polski-na-zaolzie-w-1938-naprawde-hanba-i-zabor-o-micie-pokutujacym-do-dnia-dzisiejszego-wideo/feed/ 0
Stefan Ossowiecki – najsłynniejszy polski jasnowidz. Wiele razy rozmawiał z Józefem Piłsudskim… https://niezlomni.com/stefan-ossowiecki-najslynniejszy-polski-jasnowidz-razy-rozmawial-jozefem-pilsudskim/ https://niezlomni.com/stefan-ossowiecki-najslynniejszy-polski-jasnowidz-razy-rozmawial-jozefem-pilsudskim/#comments Mon, 22 Aug 2016 06:30:26 +0000 http://niezlomni.com/?p=30374 Stefan Ossowiecki przyszedł na świat w Moskwie 22 sierpnia 1877 r. w rodzinie zamożnego inżyniera i potentata chemicznego pochodzenia szlacheckiego. Gdy miał 14 lat, po…

Artykuł Stefan Ossowiecki – najsłynniejszy polski jasnowidz. Wiele razy rozmawiał z Józefem Piłsudskim… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/stefan-ossowiecki-najslynniejszy-polski-jasnowidz-razy-rozmawial-jozefem-pilsudskim/feed/ 1
Mało znane polskie Termopile. Poświęcili swoje życie, by ratować życie innych. Nawet wrogowie przystawali ze zdumienia, kiedy na wezwanie do kapitulacji odpowiedziano strzałami https://niezlomni.com/malo-znane-polskie-termopile-poswiecili-swoje-zycie-by-ratowac-zycie-innych-nawet-wrogowie-przystawali-ze-zdumienia-kiedy-na-wezwanie-do-kapitulacji-odpowiedziano-strzalami/ https://niezlomni.com/malo-znane-polskie-termopile-poswiecili-swoje-zycie-by-ratowac-zycie-innych-nawet-wrogowie-przystawali-ze-zdumienia-kiedy-na-wezwanie-do-kapitulacji-odpowiedziano-strzalami/#comments Fri, 26 Sep 2014 09:37:55 +0000 http://niezlomni.com/?p=20918

[caption id="attachment_20919" align="alignright" width="300"]Widok kosciółka mogilnego poświęconego dnia 21 września 1930 roku Widok kosciółka mogilnego poświęconego dnia 21 września 1930 roku[/caption]

Dytiatyn to mała miejscowość pod Haliczem. Niespełna 30 km od Stanisławowa (dzisiejszego Iwano-Frankiwska), niecałe 100 km od Lwowa.

16 września 1920 roku był miejscem bohaterskiej i tragicznej zarazem bitwy w wojnie polsko – bolszewickiej, zwanej Polskimi Termopilami, stoczonej tu ze słynną dywizją „Czerwonych Kozaków”, wspieraną przez brygadę bolszewickiej piechoty.

Miała ona kluczowe znaczenie dla utrzymania ofensywy na froncie w Małopolsce Wschodniej. Poświęcając swoje życie, niewielki oddział Wojska Polskiego zatrzymał na wiele godzin nieprzyjaciela, ratując przed rozbiciem swą macierzystą VIII Dywizję Piechoty oraz ukraińską dywizję kawalerii. Za swój czyn bohaterowie otrzymali Krzyż Virtuti Militari a miejsce bitwy otoczone zostało wielką czcią ze strony wojska i mieszkańców Ziemi Halickiej.

W połowie września 1920 roku rozpoczęło się Galicji Wschodniej natarcie polskiej VI Armii, wspieranej na prawym skrzydle przez Armię Ukraińskiej Republiki Ludowej gen. Pawłenki. Dodać należy, że współdziałanie polskiej i ukraińskiej armii w walce przeciwko bolszewikom warte jest dziś podkreślenia i propagowania, również wśród Ukraińców. Głównym celem tej operacji było zepchnięcie bolszewików na polską III Armię i odcięcie im drogi na Tarnopol.

Ważną część tego zadania miała wykonać 8 Dywizja Piechoty (8 DP) i jej 13 Pułk Piechoty (13 pp). 16 września III batalion 13 pp wspierany przez 4 baterię 1 Pułku Artylerii Górskiej oraz 7 baterię 8 Pułku Artylerii Polowej, w sile około sześciuset żołnierzy, wyruszył w kierunku Rudnik, aby tam połączyć się z macierzystą dywizją. Po drodze jednak, na terenie wsi Dytiatyn Polacy zostali zaatakowani przez niewielki oddział bolszewicki. Gdy odrzucili wroga i zajęli pobliskie wzgórze, oczom ich ukazała się kolumna wojska. Po ustaleniu przez konnych zwiadowców, że są to bolszewicy, dowódca kpt. Jan Gabryś wydał rozkaz ostrzelania nieprzyjaciela.

Wywiązała się zacięta walka, która trwała od dziewiątej rano do godziny piętnastej bez przerwy. Ławy kawalerii sowieckiej, wspierane przez piechotę zalewały wzgórze, a nieliczni obrońcy dzielnie odpierali kolejne ataki wroga. Kapitan Gabryś wiedział, że musi utrzymać wzgórze przez wiele godzin, aby bolszewicy nie przedarli się przez Dytiatyn i nie rozbili atakiem od tyłu ósmej DP. Wreszcie, wydał rozkaz do wycofania się polskich pododdziałów, ponieważ zrozumiał, iż dłużej nie jest w stanie utrzymać zajmowanych pozycji.

Sześciuset naszych żołnierzy stawiło opór dywizji kawalerii i brygadzie piechoty bolszewickiej w sile kilku tysięcy wojska. Gdy już część oddziałów zdołała już się wycofać, na wzgórzu została bateria artylerii górskiej z częścią 9 kompanii piechoty, które również rozpoczęły przygotowania do odwrotu.

[caption id="attachment_20920" align="alignleft" width="420"]Całkowicie zniszczony cmentarz, z którego wyróżnia się niewielki krzyż (Fot. dytiatyn.pl) Całkowicie zniszczony cmentarz, z którego wyróżnia się niewielki krzyż (Fot. dytiatyn.pl)[/caption]

Jednakże o godzinie szesnastej Rosjanie przystąpili do piątego już w tym dniu uderzenia. Kawaleria atakowała czołem oraz na lewym skrzydle. Dwa ostatnie, właśnie naprawione, karabiny maszynowe rozpoczęły ostrzał kozaków. Na wzgórzu artyleria górska strzelała z dwóch ocalałych haubic. Nie powstrzymywało to jednak szarży gęstych ław kawalerii, które zalały najpierw punkt obserwacyjny, a następnie wpadły na linię okopów naszej piechoty. Nikt nie wpadł w panikę, nikt nie szukał ocalenia w ucieczce. Żołnierze bronili się kolbą i bagnetem.

Wszystko to działo się pięćdziesiąt metrów od stanowisk 4 baterii artylerii górskiej. Jej dowódca, kapitan Zając, widząc w jakim położeniu jest 9 kompania, zebrał wszystkich artylerzystów, którzy ruszyli z bagnetami na odsiecz strzelcom. Zaskoczony nieprzyjaciel został odrzucony bohaterskim kontratakiem.

Kawaleria rosyjska zdawała sobie jednak sprawę z tego, że Polacy są u kresu sił, więc nie schodząc z pola przegrupowała się do kolejnej szarży. Artyleria bolszewicka zamilkła, pozostawiając rozstrzygnięcie bitwy jeździe. Polskie karabiny maszynowe nieustannie strzelały. Wreszcie, gdy woda zagotowała się w chłodnicach, odmówiły posłuszeństwa.

Korzystając z milczenia polskich dział, sowieckie taczanki podjeżdżały blisko i zasypywały polskich żołnierzy gradem pocisków. Po ciężkiej walce, resztki obu kompanii zostały zepchnięte ze wzgórza odsłaniając pozycje baterii artylerii. Około pięćdziesięciu żołnierzy obsługi zajęło pozycje wśród porozbijanych dział. Dołączył do nich II pluton 9 kompanii. Kawaleria bolszewicka podjechała na kilkadziesiąt kroków od polskiej linii obrony na wzgórzu 385. W stronę dowódcy obrony kapitana Zająca padały okrzyki: Poliak, zdajsia! Nie ujdiosz! Kapitan, nie zważając na to, chodził między działami i krzyczał: Bronić się do ostatniej kropli krwi! Wiedział, że przedłużając tę walkę ratował życie swoich kolegów, którzy wycofywali się z Dytiatyna i chronił macierzystą dywizję przed atakiem od tyłu. Niektórzy kozacy przystawali i przyglądali się ze zdumieniem walczącym dzielnie Polakom. Na wezwanie do kapitulacji odpowiedziano strzałami.

[caption id="attachment_20921" align="alignleft" width="600"]Dytiatyn 1920 - Polskie Termopile Dytiatyn 1920 - Polskie Termopile[/caption]

W odległości trzystu kroków od milczących dział kawaleria rosyjska przygotowywała ostatnią szarżę, zasilaną przez nowe oddziały, które okrążały powoli broniącą się baterię. Przed godziną siedemnastą na dany znak, kawalerzyści ruszyli w szyku zwartym na baterię. Powitały ich rzadkie strzały karabinowe, które wkrótce ucichły. Wyczerpanym obrońcom pozostały tylko bagnety. Otoczeni przez kozaków żołnierze stanęli przy swoich oficerach, broniąc się zaciekle. Kpt. Zając i por. Wątroba, strzelając z pistoletów wprost w twarze czerwonoarmistów, oddali życie zarąbani szablami. Z karabinem w ręku zginął ppor. Świebocki.

Po kilkunastu minutach padli ostatni obrońcy. Bolszewicy przeszukiwali pole bitwy, znęcając się nad rannymi i bezczeszcząc zwłoki poległych. Niektórzy mieli jeszcze dość sił, aby doczołgać się do najbliższych zarośli, jednak umierali tam z zimna i upływu krwi. Oddziały Armii Czerwonej rozlokowały się bowiem na nocleg w Dytiatynie i Bokowie, co uniemożliwiło tutejszym mieszkańcom udzielenie pomocy ciężko rannym żołnierzom. Patrole sowieckie zabierały bowiem tylko swoich rannych.

Polskie Termopile

O świcie 17 września mieszkańcom Dytiatyna ukazał się przerażający widok. Na wzgórzu 385 oraz na polach między Dytiatynem, Bokowem, Szumlanami i Bybłem leżały ciała zabitych Polaków, czerwonoarmistów oraz koni. Ziemia była czerwona od krwi. Polskich bohaterskich obrońców miejscowa ludność pochowała na cmentarzu w Bokowie i w Dytiatynie.

Przez całe dwudziestolecie międzywojenne mieszkańcy Małopolski, a w szczególności mieszkańcy województwa stanisławowskiego otaczali wielkim szacunkiem to miejsce. Każdego roku, z okazji święta 3 Maja i 16 września dzieci i młodzież z okolicznych szkół, oddalonych nawet o 20 kilometrów, udawały się marszem do Dytiatyna. Tam, w bardzo podniosłej atmosferze, z udziałem księży obu obrządków odbywało się nabożeństwo, a po nim występy dzieci.

Po wybudowaniu kościółka mogilnego, poświęconego 21 września 1930 roku, w uroczystościach regularnie brali udział dowódcy okolicznych garnizonów oraz specjalnie zaproszeni goście. Przy zbiorowej mogile, oprócz dzieci i młodzieży, żołnierze zaciągali honorową wartę. Od 1945 roku rozpoczęła się dewastacja mogiły i kościółka. Dziś cmentarz jest całkowicie zniszczony, wśród okolicznych pól wyróżnia go jedynie niewielki krzyż, umieszczony w latach dziewięćdziesiątych przez miejscowych mieszkańców.

Gdy 4 kwietnia 1925 odbyło się losowanie piętnastu pobojowisk, z których miały zostać ekshumowane zwłoki Nieznanego Żołnierza, wśród nich znalazł swoje poczesne miejsce dytiatyński panteon. Napis „Dytiatyn 16 IX 1920” umieszczono na pylonie Grobu. Po przymusowym zapomnieniu w PRL, 3 maja 1991 roku nazwa Dytiatyn wróciła na tablice Grobu Nieznanego Żołnierza.

Również w Krakowie, w kościele na Skałce znajduje się tablica pamiątkowa, upamiętniająca żołnierzy I Pułku Artylerii Górskiej. Przy tej tablicy honory oddają w dniu swojego święta żołnierze Dywizjonu Artylerii Samobieżnej z 10 Brygady Kawalerii Pancernej w Świętoszowie, którzy kultywują tradycje swoich bohaterskich poprzedników. Dytiatyn został upamiętniony również przez Jerzego Kossaka, który w 1929 roku namalował tryptyk „Bój pod Dytjatynem”.

Szymon Hatłas, tekst ukazał się w nr 16 (92) Kuriera Galicyjskiego, 31 sierpnia 2009

Artykuł Mało znane polskie Termopile. Poświęcili swoje życie, by ratować życie innych. Nawet wrogowie przystawali ze zdumienia, kiedy na wezwanie do kapitulacji odpowiedziano strzałami pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/malo-znane-polskie-termopile-poswiecili-swoje-zycie-by-ratowac-zycie-innych-nawet-wrogowie-przystawali-ze-zdumienia-kiedy-na-wezwanie-do-kapitulacji-odpowiedziano-strzalami/feed/ 1