II RP – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png II RP – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Co Roman Dmowski zrobił dla Polski – jak przyczynił się do odzyskania niepodległości. Biografia w 6 minut [WIDEO] https://niezlomni.com/co-roman-dmowski-zrobil-dla-polski-jak-przyczynil-sie-do-odzyskania-niepodleglosci-biografia-w-6-minut-wideo/ https://niezlomni.com/co-roman-dmowski-zrobil-dla-polski-jak-przyczynil-sie-do-odzyskania-niepodleglosci-biografia-w-6-minut-wideo/#comments Thu, 02 Jan 2020 04:46:52 +0000 http://niezlomni.com/?p=40976

Roman Dmowski jest ciągle postacią nieznaną, jego zasługi pomijane, poglądy zafałszowywane. Warto więc pochylić się nad tą postacią i zrozumieć, jak wielkie zasługi oddał Polsce. To on wspólnie z Ignacym Janem Paderewskim, podpisywali traktat wersalski, który przywracał Polskę po 123 latach zaborów na mapę Europy.

https://www.youtube.com/watch?v=7G8HOEV1_XU

Artykuł Co Roman Dmowski zrobił dla Polski – jak przyczynił się do odzyskania niepodległości. Biografia w 6 minut [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/co-roman-dmowski-zrobil-dla-polski-jak-przyczynil-sie-do-odzyskania-niepodleglosci-biografia-w-6-minut-wideo/feed/ 2
Wstrząsający film o zapomnianej zbrodni na Polakach. Przez dziesiątki lat prawdę o niej ukrywano (wideo) https://niezlomni.com/wstrzasajacy-film-o-zapomnianej-zbrodni-na-polakach-przez-dziesiatki-lat-prawde-o-niej-ukrywano-wideo/ https://niezlomni.com/wstrzasajacy-film-o-zapomnianej-zbrodni-na-polakach-przez-dziesiatki-lat-prawde-o-niej-ukrywano-wideo/#comments Wed, 02 Jan 2019 09:47:07 +0000 https://niezlomni.com/?p=50485

,,Rozstrzelać Polaków" - film Tomasza Sommera i Mirosława Majerana opowiada o operacji antypolskiej, przeprowadzonej przez sowieckie NKWD w czasie Wielkiego Terroru w latach 1937–1938 – ludobójstwa popełnionego na Polakach, obywatelach ZSRS.

Autorami filmu są Tomasz Sommer (scenariusz) i Mirosław Majeran (reżyseria).

Operacja Polska to jedna z białych kart polskiej historii. Do dziś większość Polaków nie zdaje sobie sprawy z masowej skali zbrodni na naszym narodzie.

https://youtu.be/Lk2FMpmciIc

Artykuł Wstrząsający film o zapomnianej zbrodni na Polakach. Przez dziesiątki lat prawdę o niej ukrywano (wideo) pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wstrzasajacy-film-o-zapomnianej-zbrodni-na-polakach-przez-dziesiatki-lat-prawde-o-niej-ukrywano-wideo/feed/ 1
FRAGMENTY pamiętnika jednego z liderów Powstania Wielkopolskiego: Wszędzie tam, gdzie dotarł zew, lud otrząsnął się z bezruchu wyczekiwania. [WIDEO] https://niezlomni.com/znamienity-pamietnik-z-powstania-wielkopolskiego-wszedzie-tam-gdzie-dotarl-zew-lud-otrzasnal-sie-z-bezruchu-wyczekiwania-wideo/ https://niezlomni.com/znamienity-pamietnik-z-powstania-wielkopolskiego-wszedzie-tam-gdzie-dotarl-zew-lud-otrzasnal-sie-z-bezruchu-wyczekiwania-wideo/#respond Sat, 29 Dec 2018 10:28:58 +0000 https://niezlomni.com/?p=50401

Szanowni Czytelnicy, dziś prezentujemy fragmenty pamiętnika z czasów Powstania Wielkopolskiego. I to pamiętnik nie byle kogo, bo jednego z liderów powstania.

„….Wiele kłopotu sprawiała dyr. Frankowskiemu okoliczność, że przewody telefoniczne — zwłaszcza te, które prowadziły ku frontowi — często bywały przerywane i do czasu naprawy trzeba było łączyć się okólnymi drogami. Naprawy dokonywał we własnym zakresie przy pomocy kolumn robotniczych, jakie stawiłem do dyspozycji.— Kiedy pod Obórką w ciągu jednego dnia trzykrotnie przerwano przewody — zabrakło mu cierpliwości i zaraportował mi stan rzeczy. Jasnym było, że nie czynią tego ani powstańcy ani też ludność polska, która dała ochotnika na front; sprawcami tych uszkodzeń mogą być jedynie koloniści niemieccy.

W przeciągu kilku godzin żandarmeria moja sprowadzała około 30 kolonistów spod Obórki — na plac koszarowy. Zapytani o powód niszczenia drutów, tłumaczyli się, że to nie ich wina, że to chyba gęsi — wracając z wody do zagród — wpadają na przewody i rwą je. Kazałem więc kolonistom pozostać na placu koszarowym i ćwiczyć marsze oraz biegi, by nie marzli. Tymczasem kazałem sprowadzić z ich zagród wszystkie gęsi do koszar i sporządzić dokładną ich ewidencję co do ilości i wagi, a także sprawdzić czyją są własnością. Następnie poleciłem wszystkie sztuki zabić i sprzedać na targu po obowiązującej cenie rynkowej. Handel szedł jak po maśle, gdyż po pierwsze: „dobra gęś nie jest zła” — jak twierdzą filozofowie, a po drugie: był to towar dawno nie widziany na rynku gnieźnieńskim — istny „rarytas” — jako że koloniści bojkotowali nasze targi już od początku grudnia.

Po kilku godzinach każdy z czekających gospodarzy otrzymał pieniądze za swoje gęsi. Na pożegnanie pocieszyłem ich, że nie będą mieli teraz kłopotu z dożywianiem ptactwa, a pan dyrektor poczty z ustawiczną naprawą przewodów telefonicznych. Gdyby przypadkiem dla odmiany — pomysł rwania drutów lub obalania słupów telegraficznych wpadł do łba jakiejś...krowie — to musiałbym tak samo całą rogaciznę skazać na karę śmierci! Niech więc lepiej sami na swoje bydło uważają! Zrozumieli mój żart i odetchnąwszy z ulgą — opuścili cało i zdrowo teren koszar. Od tej pory już więcej żadne „zwierzęta domowe” nie psuły drutów ani humoru kochanemu dyrektorowi.

Miałem do czynienia — osobiście — z jednym jeszcze wypadkiem zrywania przewodów telefonicznych na froncie. Było to jesienią 1919 r.— w jakieś 14 dni po zdobyciu Bobrujska. Leżeliśmy w miejscowości Berezino, zamieszkałej prawie wyłącznie przez Żydów. Nie potrzebuję udowadniać, że na każdym kroku sprzyjali oni bolszewikom. Połączenia telefoniczne z dywizją w Bobrujsku — zarówno nasze jak i artylerii — rwały się już drugą noc, pomimo że nie ostrzeliwano nas tak jak naszych poprzedników, których zluzowaliśmy. Nad ranem zwołałem na łączkę za wioską całą gminę żydowską obojga płci od 10—80 lat. Jeden z moich sanitariuszy trzymał gruby i długi sznur w ręku, a ja oznajmiłem zebranym, że jutro powiesi się dziesięciu z nich, pojutrze dalszych dziesięciu i tak codziennie tę samą liczbę — najpierw mężczyzn, później kobiety. Taki mam rozkaz.— „Jesteśmy Poznaniaki — zwani przez was „germańskie wojsko” — wiecie, chyba że germany „akuratnie” wykonują rozkazy” — mówiłem. Kiedy krzyk i lament przycichł trochę — wytłumaczyłem Żydom, że powodem takiego rozkazu jest okoliczność, że bolszewickie szpiegi niszczą w ciągu nocy urządzenia telefoniczne. W rękach tubylców leży możność uratowania życia tylu niewinnych osób. Jeżeli będą co noc czuwać wzdłuż przewodów i druty już więcej nie ulegną zerwaniu, to będę mógł prosić w dowództwie o odwołanie egzekucji. Odtąd przez długi czas telefoniści w dywizji wiedli spokojne życie ku niemałemu zdziwieniu gen. Konarzewskiego, który poprzednio był już poważnie zaniepokojony trudnościami utrzymania stałych połączeń z linią…”.

(...)

Późnym wieczorem udałem się wprost do domu i na wpół przytomny ze zmęczenia rzuciłem się do łóżka. Nie przeszło mi nawet przez myśl, że za chwilę wybije godzina narodzin Nowego Roku. To też z przerażeniem prawie wyskoczyłem z łóżka na odgłos salw karabinowych, grzmiących z wszystkich stron miasta przy równoczesnym wariackim ryku chłopstwa. Czyżby Niemcy nagłym wypadem sforsowali Trzemeszno i wpadli do Gniezna?! Dopiero kiedy niedaleko domu przyłapałem „podgazowanego”, jak zwykle, Jerzaka strzelającego bez przerwy w powietrze, drab ten wyjaśnił mi, że to przecież witają „po wojskowemu” Nowy Rok. Co tylko mozolnie obliczaliśmy z Watschonem szczupły zapas nabojów, rozważając, ile sztuk na głowę wolno nam wydać powstańcom idącym na wyprawę inowrocławską, a tu mi pod oknem wystrzelano może kilka tysięcy!

Około 7 godziny w dzień Nowego Roku 1919 byłem już w koszarach. Meldują mi, że wyśledzono sierżanta, który podczas pertraktacji w Zdziechowie zabił powstańca120 i że trzymają go z osobna pod kluczem, bo stanowczo należy zatrzymać go i „zakatrupić!”121 Pociąg dla jeńców stoi już pod parą. Obserwuję, że wśród uzbrojonych powstańców, przechadzających się gromadkami po dziedzińcu koszar, panuje rygor i spokój. Młodzież ćwiczy na placu musztrę. Komendanta Kittla nigdzie nie ma, a czekają na niego, bo najwyższy czas, by transport odjechał. Nakazuję więc wyprowadzenie jeńców. Oficerowie wychodzą hardzi i sztywni, ustawiają się w szeregi; żołnierze natomiast przedstawiają dosyć wesoło usposobioną i zupełnie niezdyscyplinowaną zgraję. Ostrą komendą zaprowadzam wśród nich porządek. Następnie przemawiam krótko wyliczając zbrodnie popełnione przez Niemców w Belgii i Królestwie, zdewastowanie północnej Francji, zatapianie pasażerskich i handlowych okrętów, napady Zeppelinami na nieobwarowane miasta, wytruwanie przeciwników gazami — a teraz — w ostatniej chwili próbę przeciwdziałania traktatom, które przyznały Polsce części ziem, zrabowanych kiedyś przez Prusaka. Niebawem wrócą do swej ojczyzny, lecz niech nie ważą. się podnieść kiedykolwiek ręki do walki z Polską! — „Moi rozgoryczeni ziomkowie” — mówiłem — „żądają zadośćuczynienia za zamordowanie powstańca. Winowajca jest — jak wiecie — zamknięty osobno pod kluczem. Wyprowadzić go!” Następne chwile oczekiwania były dla mnie nadzwyczaj ciężkie. Zwycięży mój autorytet, czy też w obliczu jeńców niemieckich nastąpi bunt przeciwko memu zarządzeniu? Kiedy przyprowadzono go — bladego jak ściana — rzekłem: — „Nam wystarczy ta zemsta, że musicie jechać razem z mordercą. Wprowadzić go do szeregu!” Posłuch był. Odetchnąłem w głębi serca. Widziałem też radość, błyszczącą w twarzy niejednego z obecnych. W ostatniej niemal chwili przed odmarszem jeńców na dworzec zwróciłem uwagę na to, że są oni jeszcze w prawie kompletnym rynsztunku: 400 hełmów stalowych122, tyleż plecaków123, grubo wypchanych bielizną, tyleż płaszczy i koców oraz par butów zapasowych124! Niepodobna ich tak wypuścić. Padają krótkie komendy: Plecaki zdjąć! Hełmy zdjąć! Czapki wdziać! Cztery kroki naprzód marsz! W czwórkach na lewo zachodź! W kierunku dworca marsz!

Niewielka garść powstańców gnieźnieńskich, około 30 ludzi pod komendą sierż. Bojanowskiego eskortowała jeńców do Poznania126, gdzie witano ich okrzykiem: Gniezno! Sczaniecki niech żyje! — Z raportu eskorty dowiedziałem się, poza tym, że w Poznaniu wstrzymano transport do czasu, gdy nadejdzie wiadomość o powrocie księdza Zabłockiego i Skwerensa z Bydgoszczy, oraz że odebrano oficerom konie, dołączone z Gniezna do transportu jako wylegitymowaną własność osobistą jeńców. Zabrano im je dlatego, że u wszystkich prawie oficerów znaleziono ukryte rewolwery, chociaż na pozór oddali całą posiadaną broń w Zdziechowie.

Po odejściu transportu jeńców zwołałem starszyznę do kasyna. Ilu ich było? Jakie ich wszystkich nazwiska? Nie znałem wówczas i po dziś dzień nie pamiętam nawet połowy nazwisk. Wszyscy pełni zapału. Był tam Cyms128, Szaliński, Grabiński, dyr. Frankowski, Różakolski, Stabrowski, Osmólski, Watschon i wielu innych. Komendanta Kittla ciągle jeszcze brak. Brak też map, chociażby orientacyjnych; moich własnych nie mam na razie pod ręką. Dostaję jedynie z jakiegoś niemieckiego atlasu dla szkoły ludowej wydartą kartę „prowincji poznańskiej”. Musi mi ona wystarczyć w następnych, tak ważnych dniach dla orientacji w rozmaitych strategicznych poczynaniach.
Przedłożyłem zebranym konieczność wyprawy celem zdobycia Inowrocławia i kazałem poczynić przygotowania na dłuższy wymarsz tak pod względem wyekwipowania oddziałów, jak też i aprowizacji. Komendantowi dworca Grocholskiemu poleciłem mieć w pogotowiu dwa pociągi celem odwiezienia oddziałów. Dyrektor poczty miał wezwać Powidz i Witkowo, by tworzące się tam oddziały ruszyły zaraz wzdłuż „granicy” na Kruszwicę, rozbrajając napotykane po drodze drobne posterunki pruskie. Anders nie miał wracać ze Żnina do Gniezna, lecz podążyć przez Barcin — Pakość, aby stanąć na północ od Inowrocławia. Ponadto kazałem wezwać najbliższe oddziały legionowe w Kole i Włocławku, by od dnia 3 stycznia zapuściły się w lasy pod Gniewkowem — uniemożliwiając przedostanie się tą drogą ewentualnych posiłków niemieckich z Torunia — i aby w dniu 5 stycznia natarły na Inowrocław od wschodu.

Jak już wspomniałem, od wczesnego rana panował ożywiony ruch na placu koszarowym. Formowały się na wyprawę inowrocławską oddziały marszowe. Przygotowuje się tabor dla nich, a więc żywność na 5 dni, kuchnie polowe i jaszczyk z amunicją (jak jej mało!). Lekarz dr. Kruszka, który wraz z dr. Dreckim zgłosił się jako ochotnik w koszarach, pojedzie z wyprawą, zabierając wóz sanitarny.

Pierwszej grupie, już gotowej do wymarszu, w sile około 300 ludzi pod dowództwem Cymsa i Bittnera wyznaczam następujące zadania: zabrać po drodze gotowych do wyprawy trzemeszniaków i podjechać pociągiem dalej aż pod Mogilno, zagarnąć je i ruszyć dalej na
Strzelno. Spotkają tam oddziały powstańców z Witkowa i Powidza, którzy zachodzą Strzelno od południa. Miasto ma silną i zdyscyplinowaną załogę z energicznymi oficerami. Będzie ciężka rozprawa przy zdobywaniu. Trzeba zajść od wschodu, gdyż stamtąd Niemcy nie spodziewają się ataku. W okolicy Kruszwicy znajdą ochotników, których trzeba będzie uzbroić; może uda się to zrobić przy pomocy ewentualnej zdobyczy z Mogilna i Strzelna. Na Inowrocław uderzą od strony południa tj. na koszary artylerii.

Druga grupa w sile 200 „chłopa” pod Bojanowskim wyruszy po odebraniu meldunku, że Mogilno zdobyto i podjedzie na pół drogi do stacji Janikowo. Jest to bowiem wieś silnie obwarowana przez „Grenzschutz”129. Zatrzymują tam pociągi i rewidują pasażerów na przesmyku pomiędzy jeziorami. Próba wjechania na dworzec i zdobycie go jednym zamachem wypadłaby co najmniej bardzo krwawo. Lepiej jest za dnia jeszcze podejść na linię jezior po obu stronach toru i w bezpiecznej odległości od strzałów demonstrować swą obecność zwłaszcza ku północy. O zmroku gros sił ruszy marszem okalającym na południe, by w przeciągu 4 godzin stanąć na wschód od stacji. Tymczasem pozostały słabszy oddział roznieci na szerokiej przestrzeni ognie obozowe, podtrzymywane przez ludność cywilną, a sam, skoro zapadnie zmrok, rozpocznie upozorowany, lecz zawzięty atak wzdłuż grobli toru kolejowego, koncentrując na sobie całą uwagę niemieckiej załogi. Ma przestać strzelać dopiero z chwilą, kiedy wypuszczone rakiety wskażą mu, że główny oddział po odbyciu marszu okalającego rusza do ataku. Zdobywszy Janikowo batalion idzie wzdłuż toru kolejowego na Inowrocław i uderza od zachodu na dworzec i koszary piechoty.

Oddział konny w sile 30 ludzi pod Chełmickim pójdzie na Pakość, dotrze do toru kolejowego Inowrocław — Bydgoszcz, rozkręci szyny i uniemożliwi niesienie pomocy Inowrocławowi od strony Bydgoszczy. Na swej drodze natknie się na oddział Andersa idący od Żnina. Razem będzie ich prawie setka, a zatem będą mogli stawić czoło nawet silniejszym atakom niemieckim. Te wszystkie, zasadniczo dosyć szczegółowe, dyspozycje mogłem wydać dzięki informacjom o rozlokowaniu sił niemieckich, zdobytym podczas mej jazdy z Gdańska do Gniezna.

Po odprawie udałem się na nabożeństwo w tumie św. Wojciecha. Pierwszy raz jako wolny obywatel na uwolnionym od wroga skrawku ojczyzny! Tłum wierny przepełniający starą, wspaniałą świątynię odczuwa tę samą radość i dumę, bo oczy iskrzą się ludziom lub zachodzą łzami wzruszenia, a głowy pochylają się w kornej modlitwie dziękczynnej. Pod koniec mszy św. wybucha z tysięcy piersi wezbranych uniesieniem potężny śpiew: „Boże, coś Polskę”.

Do komendy napłynęły tymczasem pomyślne wiadomości ze wszystkich stron. Wszędzie tam, gdzie dotarł zew telefoniczny Frankowskiego: „Gniezno ruszyło! Nie oglądać się na Poznań, lecz działać!” — lud otrząsnął się z bezruchu wyczekiwania. Odgłos strzałów armatnich pod Gnieznem i wieść o jego zupełnym oswobodzeniu — podziałały cudownie. Zaraz wieczorem 30 grudnia dr. Kuliński130 z dzielną garstką około 40 ludzi — rozbroił w Wągrowcu batalion Grenzschutzu i zdobył 5 ckm, 4 lkm oraz cały tabor. Rogoźno, Gołańcz, Kcynia, Żnin i inne miasteczka pozbyły się również szybko „opieki” zaborcy.

Teraz wpływały telefoniczne raporty, gdzie powstańcy gromadzą się i w jakiej liczbie. Proszą o dyrektywy, a zwłaszcza karabiny i amunicję. Telefonowali już do Poznania, lecz tam nie chcą nic wiedzieć o ruchawce i nie chcą, czy też nie mogą, przysłać im naboi. Każę im przeprowadzać ścisłą obserwację pobliskiej strefy kolonizacyjnej, uformować zwarte kompanie, urządzać wypady na posterunki niemieckie, gdzie na pewno jest broń i amunicja; własnej mają oszczędzać. Oddziały, które lada dzień wyruszą z Gniezna, przywiozą im w zapasie tak karabiny jak też amunicję, a w razie potrzeby natychmiast wyślę pomoc. Łżę na czym świat stoi, lecz pocieszam ich, pobudzam ich energię.
O wrześniakach dowiaduję się jedynie tyle, że minęli Żnin. Dalszych wieści o nich nie mam. Anders w Żninie, zasilony przez ochotnika, jest gotów wyruszyć 2 stycznia przez Barcin na Inowrocław tak zresztą, jak się z nim umówiłem podczas wspólnej pogoni w dniu 30 grudnia.
O Mogilnie krążyły najsprzeczniejsze wieści. Żołnierze niemieccy podczas mej jazdy z Gdańska twierdzili, że miasto to, jakkolwiek silnie obsadzone przez Grenzschutz przejdzie zapewne wkrótce w ręce polskie; załoga tamtejsza na pewno nie będzie chciała bić się z powstańcami. Było więc dla mnie zagadką, dlaczego Mogilno nie oswobodziło się samo do tej pory, podobnie jak to zrobiły inne miasta. Oczekiwałem, że lada chwilę otrzymam od Cymsa pomyślną wiadomość o zdobyciu tego miasteczka.

Po powrocie z nabożeństwa zabrałem się do wielu niecierpiących zwłoki prac w zastępstwie wciąż jeszcze nieobecnego komendanta. Jedną z najpilniejszych była sprawa uzbrojenia i amunicji, a zwłaszcza reparacji kulomiotów, gdyż dobre zabrali wrześniacy, wszystkie pozostałe były uszkodzone. Watschon i Andrzejewski — już za Niemca pracowali w zbrojowni — dokazywali cudów w tym dziale przez następne dni. Wypada także wspomnieć o ofiarności starego Nakulskiego, który bezinteresownie przysłał nam swego syna wraz z całą czeladzią wyuczonych rusznikarzy do tej tak paląco nagłej pracy.

Poza tym zarządziłem organizację wewnętrzną w garnizonie. Zwolniłem sierż. Stabrowskiego z komory na jego własną prośbę, uzasadnioną tym, że ma za dużo pracy w Straży Ludowej. Na jego miejsce wyznaczyłem Graneckiego i Czerkowskiego, kuchnią i aprowizacją mieli zająć się Smętkowski i Ratajczak, warsztatem zbrojowni Andrzejewski, na płatniczego poszedł Neuman, piekarnię miał dalej prowadzić Skrobarski, magazyny żywnościowe Siwiński. Stajnią pułkową będzie zajmował się Gruszczyński senior.

Utworzenie oddziału policji i żandarmerii na miasto i powiat, ograniczenie godzin wyszynku, wydawanie przepustek na wolny wyjazd do Niemiec, przepustek na wieś, nakazy zatrzymywania kolejowych transportów o charakterze wojskowym, idących do Niemiec — wszystkie te sprawy waliły się na mnie, a przy tym był także konieczny przegląd koszar i żołnierzy. Dzień minął jak z bicza trzasnął.

 

Najważniejszą w tym dniu rozmowę odbyłem z Walczakiem. Była to gwiazda na firmamencie naszego powstania, która zabłysła krótkim, lecz nadzwyczaj silnym światłem w decydującym momencie, by wkrótce przepaść w ciemność i prawie że w zupełną niepamięć. Z legitymacji był członkiem Centralnej Rady Żołnierskiej w Berlinie; czy i jak działał w Poznaniu — nie wiem. Do Gniezna przybył motocyklem w dniu 28 grudnia 1918 roku rano i porwał garść ludzi (30—50) na koszary. Umiejętnie wywołał rozdźwięk pomiędzy załogą niemiecką a jej oficerami, tak że wystarczyła natarczywa demonstracja ze strony polskiej, by bez rozlewu krwi rozbroić pułk niemiecki i zająć koszary piechoty. Drugie koszary w Gnieźnie (dragonów) wzięła prawie ta sama garść ludzi 29 grudnia między 2—5 godziną.

Fragment książki "Z LUDEM WIELKOPOLSKIM PRZECIW ZABORCOM. Wspomnienia, Wojciech Jedlina-Jacobson, Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ

Znamienity pamiętnik z czasów Powstania Wielkopolskiego. I to pamiętnik nie byle kogo, bo jednego z liderów powstania w północnej części kraju – nie tylko Wielkopolski, bo zakusy Jacobsona sięgały znacznie dalej.

Autor zamyka opisywane perypetie powstańcze w ramach czasowych od grudnia 1918 do połowy lutego 1919 roku. Opowiada, jak będąc jeszcze oficerem niemieckim, trafił w szeregi powstańców, jak objął zwierzchnictwo nad powstańczym „pospolitym ruszeniem” w Gnieźnie i jak zarządzał operacjami powstańców na terenach na północ od Gniezna. Przy czym wszystkie te funkcje sprawował nieformalnie. Jako że działał poza strukturami Naczelnej Rady Ludowej, nie musiał podporządkowywać się jej zarządzeniom i kursowi polityki pójścia na ugodę z Niemcami (co z satysfakcją przyjmować miał formalny komendant Gniezna).

Swoje wspomnienia Jacobson kończy krótkim podsumowaniem. Ocenia zdarzenia, których był uczestnikiem, w kontekście efektów, jakie udało się osiągnąć. Sporo uwagi poświęca „czynnikowi ludzkiemu” – tak pod względem statystyki, jak i sprawowania. Sprawowania nie zawsze tak bohaterskiego i zorganizowanego, jakby mogło się zdawać.

Dr Wojciech Jacobson podzielił całość swoich wspomnień na cztery części. W pierwszej ukazał swoje ostatnie tygodnie w szeregach wojsk niemieckich jesienią 1918 roku, panujące wówczas nastroje oraz sytuację Polaków w jej szeregach. Druga część obejmuje udział autora w Powstaniu Wielkopolskim na terenie Gniezna oraz północnej Wielkopolski. Część trzecia traktuje o udziale autora w wojnie polsko-bolszewickiej 1919–1920. Ostatnia, czwarta, stanowi swego rodzaju załącznik i dotyczy różnych zagadnień z okresu Powstania Wielkopolskiego, takich jak: działania kontrwywiadowcze, zdobycie pociągu pancernego pod Rynarzewem, relacje z gnieźnieńską Strażą Ludową czy stosunek kolonistów niemieckich do powstania - z opracowania dra. Bartosza Kruszyńskiego.

Wojciech Jedlina-Jacobson (ur. 14 kwietnia 1885 roku w Starogardzie Gdańskim) – major, lekarz, pisarz, żołnierz, patriota. Zmarł 9 października 1961 roku w Anglii.

Artykuł FRAGMENTY pamiętnika jednego z liderów Powstania Wielkopolskiego: Wszędzie tam, gdzie dotarł zew, lud otrząsnął się z bezruchu wyczekiwania. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/znamienity-pamietnik-z-powstania-wielkopolskiego-wszedzie-tam-gdzie-dotarl-zew-lud-otrzasnal-sie-z-bezruchu-wyczekiwania-wideo/feed/ 0
Chińczyk, który walczył w Powstaniu Wielkopolskim. „Uważa się za Polaka, ma przekonania narodowe i nie zamierza wracać do Mandżurii” https://niezlomni.com/chinczyk-ktory-walczyl-w-powstaniu-wielkopolskim-uwaza-sie-za-polaka-ma-przekonania-narodowe-i-nie-zamierza-wracac-do-mandzurii/ https://niezlomni.com/chinczyk-ktory-walczyl-w-powstaniu-wielkopolskim-uwaza-sie-za-polaka-ma-przekonania-narodowe-i-nie-zamierza-wracac-do-mandzurii/#respond Mon, 20 Aug 2018 15:56:55 +0000 https://niezlomni.com/?p=49545

Józef Zdzisław Czen De-fu to pochodzący z Chin uczestnik powstania wielkopolskiego.

O narodzinach i młodości Czen De-fu brak jest w źródłach informacji. Pewne jest, że urodził się w Chinach. W trakcie wojny rosyjsko-japońskiej w 1905 roku Czen De-fu był początkowo żołnierzem carskiej armii, później został ordynansem kapitana Kazimierza Skorotkiewicza, z którego rozkazu został wysłany do Warszawy, gdy Skorotkiewicz trafił do japońskiej niewoli.

[caption id="attachment_4922" align="aligncenter" width="720"]Józef Zdzisław Czen De-Fu Józef Zdzisław Czen De-Fu[/caption]

W Warszawie nauczył się stolarstwa i podjął pracę jako stolarz w fabryce mebli Chojnackiego. Używał wówczas nazwiska Bazyli Jan Charczeńko. Po pewnym czasie Chojnacki odesłał go do rodziny wWielkopolsce. Czen De-fu osiedlił się w Barcinie i tam pracował jako stolarz. Tam też spolszczył się do tego stopnia, że przeszedł na katolicyzm i przyjął polskie imiona Józef Zdzisław. Działał w Towarzystwie Gimnastycznym Sokół.

W styczniu 1919 roku Józef Czen De-fu przyłączył się do walk powstania wielkopolskiego jako naczelnik drużyny skautowej. Najprawdopodobniej brał udział w walkach o Inowrocław w nocy z 4 na 5 stycznia. Być może brał tez udział w starciach pod Łabiszynem, we Florentynowie i pod Rynarzewem. Rok później jako ochotnik zapisał się do wojsk generała Józefa Hallera i walczył w wojnie polsko-bolszewickiej.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, Józef Czen De-fu starał się o obywatelstwo polskie, które ostatecznie zostało mu nadane dopiero w 1933 roku.

Pan Czendefu uważa się za Polaka, ma przekonania narodowe i nie zamierza wcale powracać do swojej ziemi ojczystej, odległej Mandżurii. Z Chinami - jak mówi - nic go teraz nie łączy - opuścił je przed 30 laty - z Polską - wszystko

- pisał "Kurier Poznański".

Chińczyk miał być zaciętym graczem w karty. W drugiej połowie lat 30. miał w ten sposób wygrać olbrzymią sumę. Dłużnik w jej ramach przekazał mu mieszkanie w Toruniu przy ul. Św. Ducha. Tam też zamieszkał i tam zastała go II wojna światowa. Zmarł w połowie lat 50. nie zostawiając po sobie potomstwa. Niestety, nie wiadomo czy jego grób jeszcze istnieje.

źródło: Wikipedia / TVN24 / More Maiorum

Artykuł Chińczyk, który walczył w Powstaniu Wielkopolskim. „Uważa się za Polaka, ma przekonania narodowe i nie zamierza wracać do Mandżurii” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/chinczyk-ktory-walczyl-w-powstaniu-wielkopolskim-uwaza-sie-za-polaka-ma-przekonania-narodowe-i-nie-zamierza-wracac-do-mandzurii/feed/ 0
To zdjęcie miało pokazać potęgę polskiego lotnictwo, ale okazało się fotomontażem. Prawdę o nim wkrótce obnażyła wojna… [foto] https://niezlomni.com/to-zdjecie-mialo-pokazac-potege-polskiego-lotnictwo-ale-okazalo-sie-fotomontazem-prawde-o-nim-wkrotce-obnazyla-wojna-foto/ https://niezlomni.com/to-zdjecie-mialo-pokazac-potege-polskiego-lotnictwo-ale-okazalo-sie-fotomontazem-prawde-o-nim-wkrotce-obnazyla-wojna-foto/#comments Tue, 27 Mar 2018 10:32:24 +0000 http://niezlomni.com/?p=5716

Powyższe zdjęcie miało ukazywać potęgę polskiego lotnictwa. Zostało umieszczone na jednym z plakatów sprzed 1939 r. marszałek Edward Rydz-Śmigły oraz jego sztab jest zaprezentowany na tle eskadry samolotów. Jednak jak się okazało, był to fotomontaż, ponieważ doklejono samoloty niemieckie. Tło wzięto fotografii przedstawiające formację lotniczą na zjeździe NSDAP w 1937 r.

To jeden z elementów tworzenia kultu jednostki Edwarda Rydza-Śmigłego. Jak jednak napisał profesor Paweł Wieczorkiewicz:

" "apologetyczna, sztuczna legenda Śmigłego nie była wstanie zastąpić autentycznej charyzmy Piłsudskiego, rozpoczęto więc urzędowe szerzenie i utrwalanie kultu „Wielkiego Marszałka".

Janusz Jędrzejewicz mówił:

„Ten miły kulturalny, inteligenty człowiek uległ jakby zaczadzeniu w dymach pochlebstw otoczenia, często najfatalniej dobranego i nie wytrzymał niebezpieczeństwa pokus, które daje każde wybitne w społeczeństwie stanowisko.”

W urzędach pojawiły się plakaty Rydza-Śmigłego, a Uniwersytet Stefana Batorego w Wilnie nadał mu tytuł doktora medycyny honoris causa, mimo że ten nie miał z medycyną nic wspólnego. Były również znaczki pocztowe z jego wizerunkiem...

znaczek-rydz-smigly

Po agresji Niemiec na Polskę dojmująca była przewaga w powietrzu. III Rzesza wystawiła około 3000 samolotów, natomiast Polska tylko 400.

18 września 1939 marszałek Edward Śmigły-Rydz przekroczył granicę z Rumunią, krótko po północy przejeżdżając samochodem most graniczny na rzece Czeremosz. Następnego dnia został internowany. 27 października 1939 zrzekł się pełnionych funkcji Naczelnego Wodza i Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych. Później przedostał się na Węgry. Pod fałszywym nazwiskiem udało mu się dotrzeć do Polski 27 października 1941. Edward Śmigły-Rydz zmarł w nocy z 1 na 2 grudnia 1941 roku w Warszawie, prawdopodobnie na zawał mięśnia sercowego. 6 grudnia pochowano go na warszawskich Powązkach. Grób (kwatera 139-IV-1) oznaczony został nazwiskiem "Adam Zawisza".

Artykuł To zdjęcie miało pokazać potęgę polskiego lotnictwo, ale okazało się fotomontażem. Prawdę o nim wkrótce obnażyła wojna… [foto] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/to-zdjecie-mialo-pokazac-potege-polskiego-lotnictwo-ale-okazalo-sie-fotomontazem-prawde-o-nim-wkrotce-obnazyla-wojna-foto/feed/ 5
Eustachy Sapieha – podkomendny ,,Łupaszki”, walczył w wojnie z bolszewikami, więziony na Łubiance, skazany na śmierć. Został… księciem buszu (wideo) https://niezlomni.com/eustachy-sapieha-podkomendny-lupaszki-ksiaze-buszu/ https://niezlomni.com/eustachy-sapieha-podkomendny-lupaszki-ksiaze-buszu/#comments Mon, 05 Mar 2018 12:37:58 +0000 http://niezlomni.com/?p=35696 20 lutego 1963 r. w Nairobi ( Kenia) zmarł śp.książę Eustachy Sapieha – minister spraw zagranicznych II RP, polityk konserwatywny. Urodzony w 1881 r. w…

Artykuł Eustachy Sapieha – podkomendny ,,Łupaszki”, walczył w wojnie z bolszewikami, więziony na Łubiance, skazany na śmierć. Został… księciem buszu (wideo) pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/eustachy-sapieha-podkomendny-lupaszki-ksiaze-buszu/feed/ 2
Holokaust był możliwy tylko na terenie naszego kraju. Powód? Badacz odpowiada i zdradza niewygodne dla zachodniej opinii publicznej fakty https://niezlomni.com/holokaust-byl-mozliwy-terenie-naszego-kraju-powod-badacz-odpowiada-zdradza-niewygodne-dla-zachodniej-opinii-publicznej-fakty/ https://niezlomni.com/holokaust-byl-mozliwy-terenie-naszego-kraju-powod-badacz-odpowiada-zdradza-niewygodne-dla-zachodniej-opinii-publicznej-fakty/#comments Fri, 09 Feb 2018 09:43:10 +0000 https://niezlomni.com/?p=46862

Rabin Moskwy, Pinkas Goldszmidt mówił niedawno w proklemowskiej telewizji, że Niemcy „nie bez powodu” zbudowali obozy koncentracyjne i obozy zagłady właśnie na ziemiach polskich, kłamiąc, że „obozów nie było we Francji, Holandii a nawet Niemczech”. Sugerował również współudział Polaków w mordach na Żydach. Genealog Marek Jerzy Minakowski mówi ,,Dziennikowi Gazecie Prawnej", dlaczego obozy musiały być na terenie naszego kraju.

Holokaust był możliwy tylko na terenie naszego kraju. Gdyż właśnie tu, razem z nami, żyła niemal połowa żydowskiej populacji ówczesnego świata

- wyjaśnia i twierdzi, że o ile zasymilowani Żydzi mieli jakieś szanse na przeżycie, to tych, mówiących tylko w jidysz lub po rosyjsku, zginęło najwięcej.

Na Zachodzie znają tylko tych bogatych Żydów, bo sami swoją czerń wcześniej wygnali, a Polska ją przyjęła

- podkreśla. Zwraca uwagę, że stąd antysemityzm na Zachodzie ma zupełnie inne podłoże.

Hitler był Austriakiem, a była ongiś grupa bardzo bogatych bankierów wiedeńskich żydowskiego pochodzenia. I w 1873 r., po wojnie austriacko-pruskiej, wynikł problem z kredytami, to był pierwszy ogólnoświatowy kryzys bankowy, więc cała nienawiść społeczna obróciła się przeciwko instytucjom finansowym i ich właścicielom. To z tej epoki wzięło się przekonanie, że żydowscy bankierzy rządzą światem

- dodaje, przypominając też o aferze Dreyfusa, oficera oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Niemiec, gdy Francuzi chcieli ukrócić awanse Żydów w wojsku.

Zwraca uwagę na liczbę Żydów w przedwojennej Polsce w stosunku do studentów na wyższych uczelniach. O ile stanowili ok. 10 proc. społeczeństwa, to średnio co trzeci student był Żydem.

na UW w 1924 r. na 8,1 tys. wszystkich studentów było 2,2 tys. Żydów. Na UJ z 4 tys. żaków 1,6 tys. to judaiści. Natomiast na Uniwersytecie Lwowskim z 2,8 tys. studentów pochodzenie żydowskie miało 2,2 tys. Te liczby wiele mówią

- przytacza dane Minakowski.

Tu wspomniany na początku wywiad z Pinkasem Goldszmidten:

https://www.youtube.com/watch?time_continue=1&v=Mh2NU6tYNsc

źródło: Dziennik Gazeta Prawna

Artykuł Holokaust był możliwy tylko na terenie naszego kraju. Powód? Badacz odpowiada i zdradza niewygodne dla zachodniej opinii publicznej fakty pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/holokaust-byl-mozliwy-terenie-naszego-kraju-powod-badacz-odpowiada-zdradza-niewygodne-dla-zachodniej-opinii-publicznej-fakty/feed/ 1
Antoni Słonimski: Polska nie znosi Żydów, ale jak Żydzi nie znoszą Polski – mało kto sobie zdaje sprawę… https://niezlomni.com/antoni-slonimski-polska-znosi-zydow-zydzi-znosza-polski-malo-zdaje-sprawe/ https://niezlomni.com/antoni-slonimski-polska-znosi-zydow-zydzi-znosza-polski-malo-zdaje-sprawe/#comments Sun, 04 Feb 2018 12:24:32 +0000 https://niezlomni.com/?p=46596

- Jedną z kardynalnych i najbardziej charakterystycznych cech żydostwa jest bagatelizowanie najświetniejszych zdobyczy ducha ludzkiego - pisał w ,,Wiadomościach Literackich" 31 sierpnia 1924 r.Antoni Słonimski, poeta, prozaik i felietonista urodzony w rodzinie pochodzenia żydowskiego .

Żydzi bagatelizują wszystko: kaleczą język, którym mówią, lekceważą czystość mowy, ciała i serca, przeceniają zaś nierozumnie znaczenie pieniędzy. „Ważna różnica!” – jest to frazes, który słyszy się w ustach co drugiego Izraelity. Powiedzieć zamiast „papierosy Seraj” – „papieresy Rataj”, jest to drobnostka niewarta najmniejszej uwagi. To lekceważenie języka przenosi się na lekceważenie całej literatury. Realnie myślący kupiec mówi do nierealnie myślącego agenta: „Idź pan czytać Sienkiewicza”. Podobny stosunek do rzeczy spotyka się również i w społeczeństwie polskem, u Żydów występuje on jednak o tyle jaskrawiej, iż wątpię już, czy w innem społeczeństwie można spotkać typ poety, który nie wierzy w istnienie poezji i uważa poezję za zwykłą zręczną robotę, podlegającą modzie i gustom odbiorców. Pewien młody literat tego pokroju prosił mnie zupełnie poważnie, abym zdradził mu sekret pisania wierszy, które chętnie drukują i „o których potem dużo się mówi”. Lekceważenie Żydów dla zniewagi czynnej (widziałem bowiem Żydów, którzy policzkowali się w kawiarni i nie wstając od stolika kończyli dalej swoje targi) tyczy się również lekceważenia pracy fizycznej. Praca fizyczna dobra jest dla „chamów”. Żydzi nie mają prawie swojej kasty pracującej fizycznie – jest to bowiem naród nie produkujący: zajmuje się przeważnie handlem i pośrednictwem. Dziewięćdziesiąt procent handlarzy żywym towarem to są właśnie Żydzi. Na podobne spostrzeżenia odpowiadają zwykle, że jest to wina warunków, w których znajduje się naród. Być może Żydzi są uciskani i wypierani z wielu placówek pracy -nie do tego stopnia jednak, żeby się koniecznie zajmowali handlem żywym towarem. Psychologja żydowskiego handlarza dziewczętami odsłania nam jeszcze jeden rodzaj bagatelizowania rzeczy tak czystych, jak miłość i cześć kobiety. Wszystko – cały świat, gwiazdy, morza, lądy i ludzie – znika i staje się nieważne wobec żądzy pieniądza. W dowcipach żydowskich przebija się to śmiesznie i zarazem tragicznie. Nie mogę się powstrzymać od zacytowania tutaj następującej anegdoty. – Młody biedny Żyd chce się ożenić z dziewczyną bez posagu. Ojciec jego tłumaczy, że tego robić nie powinien. – „No dobrze, – odpowiada syn, – ale ja zato będę szczęśliwy”. Ojciec na to odpowiada: „No, a jak już będziesz szczęśliwy, to co ty z tego będziesz miał?” Oto jest tragikomiczne lekceważenie wszystkiego poza bogactwem.

Gdybyśmy chcieli sięgnąć do genezy tego bagatelizowania, lekceważenia, a nawet nienawiści, znaleźlibyśmy to wszystko już w Starym Testamencie, gdzie nienawiść do innych narodów zarysowana jest zdecydowanie, i gdzie sam Bóg lekceważy wszelką etykę, a nawet prostą uczciwość, jeżeli chodzi o zdobycie Kraju (deszcz kamienny na Amalekitów) lub przysporzenie bogactw wybranemu ludowi (kradzież naczyń srebrnych w Egipcie). „Naród wybrany” oto jest ten rdzeń, ten tajemniczy znak kabalistyczny, który porusza Golema żydostwa. Bardzo niewielu znam Żydów, którzy nie mają głębokiego przeświadczenia o tej wyższości rasy żydowskiej. Dlatego właśnie ten naród, tak chętnie wszystko bagatelizujący, nie lekceważy najlżejszego zarzutu, najmniejszej krytyki. Drażliwość jest tak wielka, że każde śmielsze wystąpienie staje się wprost niebezpieczne dla pisarza. Wolno jest u nas pisać źle o kelnerach, Czechach, Niemcach lub posłach sejmowych, – mogą denerwować pisarza rzeczy tak doskonałe, jak katedra Notre-Dame, – można wytykać błędy kompozycyjne Michałowi Aniołowi, – ale nie wolno pisać źle i rozumnie przeciw Żydom, bo pisać głupio – znaczy to sprawiać im rzetelną satysfakcję. Jeśli pisze Nowaczyński lub Pieńkowski, jest to poniekąd na rękę Żydom, gdyż łatwo mogą ośmieszyć antysemityzm tak ordynarny i chamski. Mają przytem realne dowody swojej krzywdy i potwierdzenie opinji zagranicznej o Polsce. Z triumfalnym hałasem rozsyłają o tem wieści do wszystkich prasowych agencyj całego świata. Jeżeli jednak ktoś, stojący na boku życia politycznego, powie jakąś nieprzyjemną prawdę o Żydach, chętnieby go ukamienowali na miejscu. Zwłaszcza jeśli to powie właśnie Żyd, który zdawałoby się ma największe prawo do krytykowania swego narodu. „Odszczepieniec”, – człowiek, który narusza potwornie potężną solidarność Żydów, jest najwięcej znienawidzoną jednostką. Doprawdy, gdyby nie rząd i prawo angielskie w Palestynie, – mimo dwu tysięcy lat, które minęły od czasu ukrzyżowania Chrystusa, rabini jerozolimscy ukrzyżowaliby każdego Żyda – chrześcijanina, każdego członka tej nielicznej sekty, mieszczącej się po dziś dzień w Galilei.

Żydzi, którzy wygwizdywali w teatrze na Pradze „Księdza Marka” Słowackiego, – Żydzi, napadający w swoim czasie na Heinego, – Żydzi, którzy wyklęli mego dziadka za to, że wydawał pismo naukowe w języku hebrajskim, -Żydzi, którzy demonstrowali przeciw Tuwimowi za wiersz p. t. „Giełdziarze”, – zdawaćby się mogło – są tak drażliwi, iż nie powinni żyć w kraju, gdzie im obcinają brody, znieważają na każdym kroku lub rżną poprostu, jak to miało nieraz miejsce w Rosji lub Rumunji. W kraju, gdzie słowo „Żyd” uważane jest za obelgę, nie można być zbyt drażliwym. Albo się chce stulić uszy i robić interesa, albo ma się dumę narodową – i ta każe iść precz. Polska nie znosi Żydów, ale jak Żydzi nie znoszą Polski – mało kto sobie zdaje sprawę.

Wszystko, co tu powiedziałem, nie tyczy się prostych, cichych marzycieli Talmudu, którzy obok szczytowej inteligencji żydowskiej stanowią najlepszą część narodu, – ale mówię tu o tej nikczemnej większości ludzi nic nie produkujących, pośredników i handlarzy najbogatszych, najcyniczniejszych, – mówię o tych wszystkich szrajbełesach nacjonalizmu żydowskiego, którzy podnoszą gwałt o swoją parszywą godność. W Palestynie, w okolicach Tyberjady nad jeziorem Galilejskiem widziałem Żydów dumniejszych i godniejszych od was, gudłaje z żydowskich pisemek. Mówili oni o swoim narodzie słowa stokroć ostrzejsze od tych, – któreby was zaczerwieniły krwią ich potu i trudu. Jeżeli ktoś z was, panowie, ma tak wiele ambicji rasy i godności narodu, niech się nie bawi w drażliwostki warszawskie, ale tak jak oni pracuje w malarycznych nizinach Galilei albo w skwarze Jerycho. A jeżeli ma się już przytartą wrażliwość, jeżeli rozum każe cierpieć zniewagi, – to gdzież, pytam, miejsce na zapienioną, plugawą wściekłość, którą budzi krytyka cech narodu? W interesie samych narodowych Żydów leży wywalczenie możności krytyki i satyry narodowej. Gdyby Żydzi mieli takiego Shawa, który kpi z wszystkiego co święte przeciętnemu Anglikowi, – zabitoby go laskami na ulicy.

W kolonjach w Palestynie widziałem ubogich studentów, marzycieli i idealistów, – ale nie spotkałem ani jednego z tych geszefciarzy, których stać na kupienie terenów w Palestynie i którzy powinni swoje na krzywdzie ludzkiej zarobione fortuny oddać garstce ludzi rehabilitującej idealizm narodu. Prawdziwa miłość ojczyzny czasem mnie zachwyca, lecz fałszywa zawsze budzi wstręt. Musi bowiem budzić odrazę wygodna miłość ojczyzny, uwarunkowana szeregiem zastrzeżeń. Trudno jest kochać i co godzina obliczać, wiele to kosztuje i jaki to zysk przynosi. Stosuje się to zarówno do Żydów miejscowych – fałszywych sjonistów, jak i do tych zasymilowanych „Polaków z trzydniowem wymówieniem”, którzy bardzo kochają Polskę, ale jeżeli broń Boże coś się zdarzy – to już nie tak bardzo.

Prócz wstrętu budzi jeszcze we mnie gniew fałszywy i nikczemny stosunek Żydów do zagadnień narodowych. Naród ten, narzekający na szowinizm innych ludów, jest sam najbardziej szowinistycznym narodem świata. Żydzi, którzy skarżą się na brak tolerancji u innych, są najmniej tolerancyjni. Naród, który krzyczy o nienawiści, jaką budzi, sam potrafi najsilniej nienawidzieć.

Panowie z żydowskich pisemek biadają, że stałem się antysemitą, gdyż napisałem kiedyś także parę słów ujemnych o Żydach. – „Wnuk Zeliga Słonimskiego wymyśla na Żydów!”

Nie, panowie, nie jestem antysemitą, ale nie zabroni mi nikt mówić o tem, co jest złe wśród Żydów. Proszę mi też oczu nie mydlić tradycją mojego nazwiska, – wiem dobrze, czem byli moi przodkowie, i wiem o tem, że dziad mój – właśnie ów Zelig Słonimski – został wyklęty przez gminy żydowskie (i to nie tylko w Polsce) za to, że ośmielił się wydawać naukowe pismo hebrajskie, że ośmielał się mówić ciemnym Hebrejom o zdobyczach wiedzy, że zwalczał średniowieczny kahał rabinów-ortodoksów. Na pomniku mego dziadka mściwość żydowska wplotła do szumnego napisu jadowite słowa: „Tu leży wielka acz zbłąkana gwiazda narodu żydowskiego”. Nie jestem zaślepiony jakąkolwiek niechęcią do Żydów – tak jak potrafię wyliczyć złe cechy tego narodu, potrafię wyliczyć i dobre, – ale bronię bezwzględnie swobody krytykowania, i nic chyba nie uleczy głębokiego wstrętu, jaki mam do pewnych sfer żydowskich. Wybaczcie mi, lecz ośmielam się twierdzić, że Żydzi nie są gorsi od innych, ale i nie są napewno lepsi, i nic mnie o tem nie przekona, że naród, z którego pochodzę rasowo, jest „narodem wybranym”. Niejeden z czytelników zapyta się może: dobrze, lecz dlaczego o tem nagle piszę, i co to kogo obchodzi?

Parę wydarzeń, w które życie mnie ostatnio wplątało, skłoniło myśl moją do tego tematu. Pewien mały artykulik, ogłoszony przed trzema miesiącami w „Wiadomościach Literackich”, spowodował szereg napaści na moją osobę. To samo spotkało Jana Lechonia, który ośmielił się napisać, że na wieczorze wielkiego rosyjskiego aktora sala pełna była „straszliwych Żydów”, to samo spotkało Juljana Tuwima za wierszyk p. t. „Srulki”. Na tle paru tych drobnych faktów zarysowała się w moich poglądach tak znaczna różnica z opinją nie tylko pismaków żargonowych, ale i wielu inteligentnych Semitów, iż uświadomiłem sobie z przerażeniem, że drażliwość żydowska nie jest tylko lokalnym stanem zapalnym, ale płynie ona z głębokiego, przerażającego przekonania Żydów o bezwzględnej wyższości „narodu wybranego”.

Bardzo niedawno temu byłem na meczu „Hakoah” z reprezentacją Warszawy. Tam, na boisku sportowem, wolnem na całym świecie od walk nacjonalistycznych, byłem świadkiem jaskrawej solidarności żydowskiej. Niema w tem nic złego, iż Żydzi cieszą się z sukcesu swej zawodowej zresztą drużyny footballowej. Natomiast czarny tłum ciemnych Żydów, nie rozumiejących ani trochę zasad gry, wyjący, gwiżdżący i ryczący, – dał mi obraz gwałtownego, wojującego nacjonalizmu. Ten „rewanż” żydowski za wszelkie doznane „krzywdy” stał się wielką manifestacją narodową. Żydzi, których ciągle kopią, zemścili się kopiąc piłkę.

Nie wolno jest Lechoniowi napisać, że sala pełna była „straszliwych Żydów”, jak gdyby nie istnieli wśród Żydów ludzie naprawdę straszliwi, – ale wolno Lechoniowi napisać, „że dobrze Ibsen robił, że rodaków nienawidził” – i za to wśród społeczeństwa polskiego nie obrzucano go błotem. Nie wolno mi było, rysując obraz powojennego pokolenia, pisać źle o Żydach, ale nikt z Polaków nie obraził się, gdy pisałem o chamstwie i sklepikarstwie Aryjczyków. W walce Żydów z Polską i w walce Polski z Żydami zaiste nie wiem, kto jest stroną silniejszą, – lecz jeżeli obrazem tej walki był mecz Warszawy z „Hakoah”, to wyznać muszę, że wszystkie moje sympatje były po stronie znacznie słabiej grającej reprezentacji stolicy. W metodach walki między tymi starymi wrogami po obu stronach są rzeczy brzydkie, lecz napewno więcej fałszu jest po stronie Żydów.

Więc jeżeli już istnieje tak żywiołowy i namiętny nacjonalizm, jest najzupełniej oczywiste, iż nacjonalizm ten skierować należy w stronę najszlachetniejszą i najczystszą ideowo, w stronę odrodzenia Palestyny. Tam nie wątpię, iż Żydzi w obliczu swojej ziemi, w pracy i spokoju, który daje każdy wysiłek produkcyjny, stracą tę nerwową drażliwość i zwyczaj bagatelizowania twórczości, piękna, rozumu i spokoju, – wszystkiego, mówiąc poprostu, czego nie można kupić za pieniądze.

Straciłem bowiem wiarę w to, aby ten naród, przeznaczony – zdawaćby się mogło – do propagowania idei kosmopolityzmu, do walki z ciasnym patriotyzmem i do głoszenia haseł wszechludzkich, – mógł łatwo wyzbyć się szowinizmu i braku tolerancji. Wojna rosyjsko-japońska, która ozdobiła naród japoński nimbem aureoli bohaterskiej, stworzyła modę Wschodu, przydając wiele demonizmu rasie japońskiej. Wytworzyły się legendy o potędze i sile tego dzielnego ludu, jak i teraz, gdy niewątpliwie Żydzi stali się modni na Zachodzie, sugerują im wiele niezwykłej siły i potęgi intelektualnej. Jaskrawym symptomatem tego jest oficjalne stwierdzanie swego żydostwa przez artystów: plastyków i pisarzy! Każdy prawie żydowski artysta w Paryżu, Londynie lub New-Yorku przyznawał się chętnie do kraju, w którym się urodził, zwłaszcza do umiłowanej Rosji, – obecnie zaś w sztukę żydowską wkroczył zwycięsko nacjonalizm. Modny jest czar umysłowości semickiej, dowcip żydowski i semicka realność patrzenia na życie. Co drugi snob żydowski mówi teraz o starości swej rasy. Żydzi zaczynają się uważać za śmietankę towarzyską nawet w banalnem, wielkoświatowem pojęciu. Trudno jest więc wytłumaczyć Żydom, że nie są tak niezwykli, że w sztuce niczego nie dokazali, że mają w sobie tragiczną nieproduktywność, wobec której nieproduktywność słowiańska jest mrzonką. W literaturze poza czarującym Heinem, piszącym po niemiecku, kogóż ma literatura żydowska? Jakiego wielkiego muzyka wydał ten najmuzykalniejszy naród? Sztuk plastycznych nie mają zupełnie, a jeżeli znajdzie się nawet w literaturze i muzyce parę nazwisk szlachetnych artystów – nie należą oni do sztuki żydowskiej, jak Conrad nie należy do literatury polskiej.

Dziwne jest, iż w tym wielkim narodzie wszystko co jest wybitniejsze zabiera inny naród. Anglja zgarnia jak śmietanę najzdolniejsze jednostki ghetta żydowskiego, – nawet słaba Polska każe pisać po polsku nacjonalistom żydowskim i kształci ich i czaruje swoją sztuką i kulturą. Ba, nawet w sprawach pieniądza Żydzi wyróżniają się na tle bezradnych chłopów Polski lub Rosji, -ale niebardzo wytrzymują konkurencję z talentami kalkulacyjnemi Niemców lub Amerykanów. Gdzież jest więc ta wielkość narodu wybranego? Chyba nie w tem, że najpiękniejsza książka napisana od początku świata, najszlachetniejszy owoc, wydany przez rasę ludzką, wielka nauka Jezusa Chrystusa, znienawidzona jest przez Żydów? Tragiczny w swoim upadku i podziwu godny w swojej żarliwej miłości do siebie, naród ten, rozsypany po całej kuli ziemskiej, nieraz niósł przed ludzkością sztandar cywilizacji, nieraz umysł i serce Żyda wznosiło się ponad przeciętność ludzką, – lecz nigdy się to nie stało w imię nienawiści do świata.

Jeżeli jest mowa o odrodzeniu narodu, to tem samem konstatuje się jego upadek. Do was więc zwracam się, wszyscy młodzi bojownicy i twórcy wielkości narodu, – do was, szlachetnie myślących, którzy nie mają zaćmionych oczu bielmem nienawiści, – do was, którzy kochacie swój naród, wiedząc, że jest biedny i słaby, i śnicie o jego sprawiedliwej wielkości i pracy na ojczystych ziemiach, – do was zwracam się z żądaniem, abyście zabili rozpalonem piórem drażliwość i zacietrzewienie, które przeszkadza zawsze czystemu i spokojnemu patrzeniu na sprawy tego świata.

Gdybym miał choć odrobinę uczuć nacjonalistycznych, bez chwili wahania zamieszkałbym z wami w tym trudnym, lecz pięknym kraju. Pisałbym i pracował nad brzegami morza Śródziemnego w pachnącej pomarańczami Jaffie albo w zielonej Galilei. O, gdybym mógł się czuć Żydem! Należę jednak sercem do małej, ale wyniosłej ojczyzny ludzi zbłąkanych wśród świata, snujących się po wszystkich lądach ziemi, nieprzywiązanych wstęgą wspomnień ani nie wrósłych korzeniami w ziemię rodzinną. Z ręką na sercu mogę wyznać, iż nie mam wcale uczuć narodowych! Nie czuję się ani Polakiem ani Żydem. Nie bez zazdrości patrzałem na pionierów żydowskich, rozpinających namioty w dolinie Saronu, i słuchałem ich pieśni hebrajskich wieczorem przy ognisku, – jak niegdyś nie bez zazdrości słuchałem pieśni polskich żołnierzy idących na daleką wojnę z Rosją.

Jeżeli powiedziałem tu parę słów twardych, nie znaczy to, abym nienawidził Żydów, – ale nie myślcie także, że to miłość dyktuje mi te słowa pełne goryczy.

źródło: Retropress.pl

Artykuł Antoni Słonimski: Polska nie znosi Żydów, ale jak Żydzi nie znoszą Polski – mało kto sobie zdaje sprawę… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/antoni-slonimski-polska-znosi-zydow-zydzi-znosza-polski-malo-zdaje-sprawe/feed/ 2
Fascynujący klip z mapą Europy: widzimy nie tylko zmianę granic, ale również liczby ludności [WIDEO] https://niezlomni.com/fascynujacy-klip-mapa-europy-widzimy-zmiane-granic-rowniez-liczby-ludnosci-wideo/ https://niezlomni.com/fascynujacy-klip-mapa-europy-widzimy-zmiane-granic-rowniez-liczby-ludnosci-wideo/#comments Thu, 18 Jan 2018 15:43:18 +0000 https://niezlomni.com/?p=46185

To prawdziwa gratka dla wszystkich interesujących się historią Europy. Oto jak zmieniał się Stary Kontynent - nie tylko pod względem granic, ale również pod względem liczby ludności.

https://youtu.be/UY9P0QSxlnI

Artykuł Fascynujący klip z mapą Europy: widzimy nie tylko zmianę granic, ale również liczby ludności [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/fascynujacy-klip-mapa-europy-widzimy-zmiane-granic-rowniez-liczby-ludnosci-wideo/feed/ 3
Roman Dmowski: „Co bym robił, gdybym był wrogiem Polski…” https://niezlomni.com/roman-dmowski-co-bym-robil-gdybym-byl-wrogiem-polski/ https://niezlomni.com/roman-dmowski-co-bym-robil-gdybym-byl-wrogiem-polski/#respond Wed, 03 Jan 2018 10:53:01 +0000 http://niezlomni.com/?p=29034

Uważam to za rzecz bardzo pożyteczną zastanawiać się od czasu do czasu nad tym, co bym robił, gdybym był wrogiem Polski, gdyby odbudowanie Polski było mi niedogodne i gdyby mi chodziło o jej zniszczenie.

Otóż przede wszystkim używałbym wszelkich wysiłków i nie żałowałbym żadnych ofiar na to, ażeby nie dopuścić do zapanowania w tym kraju zdrowego rozsądku, ażeby postępowaniem Polaków nie zaczęła kierować trzeźwa ocena stosunków i położenia ich państwa. Utrzymywałbym w Polsce na swój koszt legion ludzi, których zajęciem byłoby szerzenie zamętu pojęć, puszczanie w obieg najrozmaitszych fałszów, podsuwanie najbardziej wariackich pomysłów. Ilekroć bym zauważył, że Polacy zaczynają widzieć jasno swe położenie i wchodzić na drogę do naprawy stosunków i do wzmocnienia państwa, natychmiast bym zrobił wszystko, żeby odwrócić ich uwagę w inną stronę, wysunąć im przed oczy jakieś nowe idee, nowe plany, wytworzyć jakiś nowy ruch, w którym by rodząca się myśl zdrowa utonęła.

W obecnej chwili wielce by mię zaniepokoiło to, że w polityce polskiej zapanowały nad wszystkim zagadnienia skarbowe i gospodarcze, że Polacy zaczynają sobie naprawdę zdawać sprawę z tego, iż dotychczas szli do ruiny finansowej i gospodarczej, a tym samym do utraty niezawisłości, że zaczynają widzieć błędy dotychczasowego sposobu rządzenia, otwarcie i śmiało do tych błędów się przyznają, chcą się z nich otrząsnąć i objawiają w tym kierunku wyraźną wolę. Uważałbym za rzecz bardzo niepomyślną fakt, że po dymisji Grabskiego Sejm zdobył się, acz z trudem, na utworzenie rządu koalicyjnego, w którym stronnictwa, bardzo dalekie od siebie w swych programach, postanowiły współdziałać w doprowadzeniu budżetu państwa do równowagi i w ratowaniu kraju od popadnięcia w ostatnią nędzę. I wcale by mnie nie cieszyło, że nowy minister skarbu tak daleko poszedł w swej otwartości, odsłaniając niebezpieczne położenie państwa i wskazując potrzeby zmniejszenia jego rozchodów o tak olbrzymią sumę. Czułbym, że mię spotyka największy zawód, mianowicie że się zawodzę na Sejmie, na który liczyłem z całą pewnością, że nigdy nie dopuści do uzdrowienia gospodarki państwowej, że każdy wysiłek w tym kierunku unicestwi. I zacząłbym się obawiać, czy te słabe początki nie rozwiną się w coś mocniejszego, czy te objawy otrzeźwienia, postępu pojęć i poczucia odpowiedzialności za losy kraju nie staną się wyraźniejszymi, i czy Polska nie zaczyna istotnie wchodzić na drogę naprawy. Uważałbym to za rzecz tym bardziej niepożądaną, że obecnie stan finansowy i gospodarczy państw europejskich w ogóle psuje się, że rządy i parlamenty coraz mniej wykazują zdolności zaradzenia złemu i że, gdyby Polska zdobyła się na wysiłek i gospodarkę swą jako tako uporządkowała, mogłoby to utrwalić jej pozycję w Europie i nawet uczynić ją wcale mocną.

Postanowiłbym temu zapobiec za wszelką cenę. Ale jak?...

Przede wszystkim, rozwinąłbym swoimi środkami i przez swoich agentów agitację w Polsce, odwracającą uwagę społeczeństwa od spraw gospodarczych i skarbowych. Nie to jest nieszczęściem Polski, że za mało wytwarza, a za wiele spożywa, że skarb państwa ma za małe dochody - a większych mieć nie może, bo z ubogiego społeczeństwa więcej nie wyciśnie - a za wielkie wydatki, że i obywatel kraju, i państwo samo jest obdzierane przez niecną spekulację... Dziś głównym nieszczęściem jest zły ustrój polityczny państwa. Ten ustrój trzeba przede wszystkim zmienić. Rzucić wszystko, a tym się zająć.

I tu bym radykalnie zmienił swoje dotychczasowe stanowisko: gdy dawniej byłem za tym, żeby Polska miała najbardziej demokratyczną konstytucję w Europie, gdym starał się, ażeby miał w niej wszechwładzę Sejm, który jak spodziewałem się, nigdy nie pozwoli na utworzenie rządu, kierującego się zdrowym rozsądkiem, prowadzącego rozumną gospodarkę państwową - dziś, widząc w tym Sejmie pierwsze objawy, świadczące, że ludzie się czegoś nauczyli, że zaczynają zdawać sobie sprawę z położenia kraju, z twardej rzeczywistości, że zaczynają nieśmiało wstępować na drogę, na której jedynie można stworzyć trwałe podstawy bytu państwowego, dziś, powiadam, stałbym się bezwzględnym przeciwnikiem konstytucji demokratycznej, Sejmu, dziś zacząłbym głosić potrzebę zamachu stanu, dyktatury, czy nawet autokratycznej monarchii.

A gdyby mi się jeszcze udało znaleźć jakiego militarystę śniącego o czynach wojennych i czekającego na sposobność wpakowania Polski w jakąś awanturę, np. w wojnę z Sowietami, obsypałbym go złotem - o ile bym je miał - i wszelkimi środkami pomógłbym mu do pokierowania polityką polską według swej woli. Wtedy już byłbym pewny, że wszystko będzie dobrze.

Na to wszystko, gdybym był wrogiem Polski, nie żałowałbym wysiłków, ani ofiar.

Co prawda, wrogowie Polski, bliżsi i dalsi, tyle mają kłopotów dzisiaj u siebie w domu, te kłopoty tak z dnia na dzień rosną, złoto, które jeszcze posiadają, tak szybko topnieje, że za wiele myśli nie mogą Polsce poświęcać i nie mogą się zdobywać na zbyt wielkie ofiary dla doprowadzenia jej do ostatecznej zguby

Na szczęście dla nich w samej Polsce istnieje sporo ludzi, którzy starają się za nich robotę robić.

Zdarza się to czasami w życiu, że jakiś biedak, nic nie posiadający i ciężko walczący z twardymi warunkami bytu, naraz, nieoczekiwanie dostaje wielki spadek. Że zaś nigdy większej ilości pieniędzy nie widział, większymi sumami nie operował, wobec tego majątku, który mu spadł bez żadnego z jego strony wysiłku, doznaje zawrotu głowy, wydaje mu się on czymś nieskończonym, niewyczerpanym. Zaczyna tego majątku używać: żyje, jak we śnie, rzuca pieniędzmi na prawo i na lewo, bez planu, bez sensu, bez rachunku.

Majątek w ciągu paru lat rozprasza się i na powrót zaczyna się bieda. Tylko teraz już cięższa, bo się zaznało dostatku.

Takim biedakiem, który niespodziewanie dostał wielki spadek, jest obecne pokolenie polskie, tym spadkiem jest zjednoczona niepodległa Polska.

Nic dziwnego, że pokolenie, które ją dostało - bo przecie nie zdobyło jej własnymi wysiłkami - doznało zawrotu głowy: Ludzie u nas zaczęli żyć, jak we śnie, zamknęli oczy na otaczającą ich rzeczywistość. Własne państwo, które posiedli, traktowali tylko jako źródło wszelakich rozkoszy: łatwego dorabiania się, zaspakajania najbardziej wybujałych ambicji, kąpania się w godnościach i zaszczytach okazałych, często śmiesznych w swej okazałości reprezentacji, delektowania się uroczystościami, obchodami... Z tego, że ten wielki spadek pociąga za sobą wielkie obowiązki, sprawy sobie nie zdawali.

I w ciągu siedmiu lat zdążyli ogromną część odziedziczonego majątku roztrwonić.

W pewnej mierze było to nieuniknione. Nie można było żądać takiego cudu od Pana Boga, żeby pokoleniu, które nic nie miało i niczym nie rządziło, spuścił z nieba dar rozumnego od razu rządzenia wielkim państwem, a nawet tego, żeby je uchronił od zawrotu głowy wobec tak nagłej zmiany losu.

Ten jednak zawrót głowy, to życie we śnie trwało przydługo. Od paru lat zaczęły się próby obudzenia społeczeństwa z tego snu niebezpiecznego, przywrócenia go do przytomności. Te próby były bezskuteczne. Budzić się zaczęli dopiero pod wpływem przykrych odczuć rzeczywistości. To rozkoszne łoże, na którym śnili swoje sny o władzy, zaszczytach, fortunach itd., zaczęło się robić coraz twardszym, przewracanie się z boku na bok nic nie pomaga. I oto dziś zaczyna się przebudzenie, ludzie zaczynają myśleć i przytomnie postępować. Zaczynają rozumieć, iż na to, żeby żyć dalej, żeby istnieć, trzeba wielkiego, nieustannego wysiłku.

Ale są dwa gatunki ludzi, którzy z łożem snów rozkosznych rozstać się nie chcą. Jedni zawsze stali z dala od życia, od jego potrzeb i konieczności, dla nich zrozumienie rzeczywistości zawsze było niedostępne, przed wielką wojną i w czasie tej wojny postępowali, jak nieprzytomni, upojeni haszyszem rozmaitych fikcji o świecie, o własnym kraju i o samych sobie. Inni odczuwają silnie dzisiejszą rzeczywistość, twardość łoża, na którym dotychczas spoczywali, dokucza im mocno, ale wstrętna im jest myśl o długich wysiłkach i ofiarach na rzecz stopniowej naprawy: Ci pocieszają się, że im ktoś to łoże prześciele, że za nich zrobi robotę dyktator, czy król, a im pozwoli spoczywać. Ostatni to często ludzie nie tylko najlepszych chęci, ale dostępni dla logiki. Dlatego chciałbym i z nimi na tym miejscu pogadać.

Roman Dmowski, Pisma, tom X; Od Obozu Wielkiej Polski do Stronnictwa Narodowego/Przemówienia, artykuły i rozprawy z lat 1925-1934/ (Częstochowa: Antoni Gmachowski i ska, 1939): ss. 13-18.
Roman Dmowski napisał artykuł „Gdybym był wrogiem Polski...” w 1925 r., kiedy Związek Ludowo-Narodowy współtworzył centroprawicowy rząd. Był to również okres, kiedy coraz większą aktywność przejawiali zwolennicy Józefa Piłsudskiego. Wszystkie te wydarzenia znajdują odzwierciedlenie w tym tekście. Z drugiej jednak strony uważny Czytelnik dostrzeże, że tekst ten jest przynajmniej częściowo aktualny i dzisiaj... (red.). Glaukopis.pl

Więcej o Romanie Dmowskim i jego teksty przeczytasz TUTAJ.

Artykuł Roman Dmowski: „Co bym robił, gdybym był wrogiem Polski…” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/roman-dmowski-co-bym-robil-gdybym-byl-wrogiem-polski/feed/ 0