Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Solidne zwycięstwo z Zagłębiem (3 grudnia 2023) https://niezlomni.com/solidne-zwyciestwo-z-zaglebiem-3-grudnia-2023/ https://niezlomni.com/solidne-zwyciestwo-z-zaglebiem-3-grudnia-2023/#respond Sun, 03 Dec 2023 20:17:30 +0000 https://niezlomni.com/?p=51446 Legia - Zagłębie

Solidne zwycięstwo z Zagłębiem (3 grudnia 2023)

Kolejny mecz Legii w tym sezonie zakończył się wyjazdową wygraną z Zagłębiem Lubin (3:0). Poniżej garść refleksji.

[caption id="attachment_51447" align="alignright" width="389"]Legia - Zagłębie Legia - Zagłębie[/caption]

W porównaniu z poprzednim meczem z Aston Villą (1:2) w składzie Legionistów pojawił się Steve Kapuadi (w miejsce Artura Jędrzejczyka) oraz Blaz Kramer (za Marca Guala). Nie da się ukryć, że pierwsze kilka minut ustawiło mecz, w tym ogromny błąd bramkarza gospodarzy Szymona Weiraucha. O ile wcześniej kibice najwięcej pretensji mieli do obrońców, w tym do Rafała Augustyniaka i Radovana Pankova, mających na sumieniu gole podarowane przeciwnikom, to tym razem to oni w pierwszych minutach byli bohaterami i to im w dużej mierze legioniści zawdzięczają zwycięstwo.

Legia przez większość spotkania kontrolowała mecz, choć obrona nie ustrzegła się błędów, tym razem jednak bez konsekwencji. Na pewno Legii odpowiadał też fakt, że Zagłębie grało otwartą piłkę i nie murowało bramki - co nie jest takie częste na polskich boiskach. Dzięki temu widzieliśmy sporo ładnych akcji Legii, która mogła rozwinąć skrzydła, nie będąc skupiona na rozbijaniu podwójnych zasieków rywali. Mecz nie przerywały też częste faule z obu stron, po czym leżący przez długie minuty grający na czas przeciwnicy (co jest normą w meczach z Legią).

Mieszane uczucia można mieć po karnym dla Legii, nawet jej kibice przyznawali, że był na wyrost - z drugiej strony jego podyktowanie nie miało zasadniczego wpływu na przebieg meczu. Dziwi oczywiście, że sędzia Piotr Lasyk nie sprawdził tego na VAR-ze. Dokładnie tak samo ten sam arbiter zachował się podczas klasyku z Lechem (0:0), rozgrywanego niespełna miesiąc wcześniej, kiedy zagranie w polu karnym ręką Rafała Murawskiego było ewidentne, ale sędzia nawet nie sprawdził tego na powtórkach. Gdyby można tak poprawić oba błędy arbitra (z Lechem i Zagłębiem), niewykluczone, że Legia miałaby obecnie 2 punkty więcej (z Zagłębiem nie wypuściłaby przewagi, a z Kolejorzem dowiozła minimalną wygraną), wyższą pozycję w tabeli (4.) i stratę do wspomnianego Lecha zaledwie dwóch "oczek" (przy jednym zaległym meczu).

Wg statystyk na Sofascore.com najwyższą notę otrzymał Pankov (8,4) oraz Augustyniak (8,1), najniższą Kramer (6,5) i Muci (6,7). Poniżej propozycja naszych not - w skali 1-10:

Tobiasz (6) - Pankov (8), Augustyniak (8), Kapuadi (7) - Wszołek (7), Slisz (8), Elitim (6), Kun (7) - Josue (7), Kramer (6), Muci (7).

Tym razem na zmianę nie wszedł Gual, a Kosta Runjaic dał szanse młodym - Igorowi Strzałkowi (12 minut) i Filipowi Rejczykowi (wpuszczony w ostatniej minucie). Ten pierwszy nie miał okazji wyróżnić się czymś szczególnym. Mniej niż zwykle dał Gil Dias, który w poprzednich spotkaniach miał przebłyski naprawdę dużych jak na naszą ligę możliwości.

Wracając do podstawowego składu - wydaje się, że w optymalnym zestawieniu swoje miejsce miałby Artur Jędrzejczyk (tym razem odpoczywający po batalii w Birmingham). "Jędza" gwarantuje solidność w defensywie, choć Kapuadi ma spory potencjał, który być może w pełni pokaże już na wiosnę.

Kwestią otwartą pozostaje zestawienie ataku, gdzie pomimo swoich niedostatków Kramer mimo wszystko wydaje się lepszą opcją niż mniej mobilny Pekhart (idealny na końcówki przy niekorzystnym wyniku, kiedy może dojść do chaosu w polu karnym, a także jest sporo kornerów i okazji do gry głową). Na miejscu Runjaica częściej korzystalibyśmy z duetu Muci-Gual, szczególnie przy murujących dostęp do bramki drużynach typu Stal Mielec. Łatwiej wtedy rozerwać podwójne zasieki przeciwnika.

Wygrana z Zagłębiem to dobry prognostyk przed grudniową kampanią, gdzie o komplet punktów może być trudno ze względu na zmęczenie sezonem. Ale z drugiej strony Legia prezentuje się dobrze fizycznie - po wyczerpującym starciu z Aston Villą w meczu z Zagłębiem legioniści w najmniejszym stopniu nie odstawali fizycznie od bardziej wypoczętego Zagłębia.

Artykuł Solidne zwycięstwo z Zagłębiem (3 grudnia 2023) pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/solidne-zwyciestwo-z-zaglebiem-3-grudnia-2023/feed/ 0
„Wzięli nas za Żydów”. Niezwykłe wspomnienia Polaka, który w czasie II wojny światowej walczył w serbskiej partyzantce https://niezlomni.com/niezwykle-wspomnienia-polaka-ktory-zbiegl-i-zostal-czetnikiem/ https://niezlomni.com/niezwykle-wspomnienia-polaka-ktory-zbiegl-i-zostal-czetnikiem/#respond Sun, 21 May 2023 11:41:57 +0000 https://niezlomni.com/?p=51442

Burzliwy czas II wojny światowej obfitował na Bałkanach w szczególnie brutalne i krwawe epizody. W grę wchodziły nie tylko potyczki z okupantem, ale także walki narodowe i ideologiczne.


W wydarzeniach przedstawionych z perspektywy królewskiego czetnika brało udział wielu naszych rodaków, a fakt ten wciąż jest mało znany. Te barwne, niekiedy wstrząsające, unikatowe zapiski stanowią niezwykle ciekawy dokument swoich czasów.

Ze wspomnień prof. Błażejczyka wynika, że pomimo upływu lat pozostał mocno związany z czetnikami, o czym mówi z dumą. Jednak swój szlak bojowy zakończył w Berlinie, walcząc w szeregach Wojska Polskiego podległego sowietom…

Tę kontrowersyjną autobiografię – zdumiewający epizod powikłanych polskich losów – uzupełniono o przypisy ułatwiające lepsze zrozumienie historii „bałkańskiego kotła”. Nie jest ona łatwa, gdyż pozostaje obciążona zadawnionymi konfliktami, o czym co pewien czas przypomina w sposób morderczy i bezlitosny.

„Jego wojennym i powojennym życiorysem dałoby się obdzielić kilka osób, zaś sama jugosłowiańska epopeja mogłaby posłużyć za fabułę wbijającego w fotel filmu fabularnego”.

Marian Błażejczyk, Polski czetnik. Krwawa bałkańska droga. 1943-1945, Wyd. Replika, Poznań 2023. Książkę można już nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

Fragment rozdziału Chorwaccy ustasze

Okrążyli nas. Zobaczyliśmy, że są dziwnie ubrani w stroje niewojskowe, takie góralskie kurtki. Zobaczyłem, że jeden miał trochę rozpiętą, z czerwoną podszewką. Nosił jednakowe, brązowe ubrania z takiego samodziału, ale wszyscy mieli na sobie niemieckie pasy wojskowe, z tą charakterystyczną sprzączką i wytłoczonym na niej hasłem „Gott mit uns” (Bóg z nami). Za pasem pozatykane niemieckie granaty, te z trzonkami drewnianymi „handgranaten” i niemieckie „mausery” oraz ładownice na amunicję. Zaczęli na nas strasznie krzyczeć i wszystkich bić kolbami karabinów. Spędzili nas w gromadkę i ustawili pod ścianą dworca. Niczego z tego, co mówili, nie mogliśmy zrozumieć. Kiedy zaczęliśmy wyrażać radość, że to partyzanci, zaprzeczali gwałtownie, że nie, nie są partyzantami. Byliśmy zdumieni, nie wiedząc, kim oni są.
Jeden z nich krzyczał, żeby coś pokazać. Sądziłem, że to może dokumenty, wyjąłem legitymację gimnazjalną, którą miałem przy sobie. Ale nie, nie to. Inny podszedł do mnie i swój strasznie wielki, brudny palec włożył mi w usta. Zaglądając na prawo i na lewo, śmiał się pokazując takie obcęgi. Były to pierwsze słowa, które zrozumiałem: „Ja sam zubar, leczim zube”. Zrozumiałem, że on leczy zęby. Nie rozumiałem jednak, jak to może być lekarz z taką brudną łapą i obcęgami do wyciągania gwoździ, a nie zębów. Kiedy odszedł do kogoś innego, splunąłem, bo trudno było po tym brudnym palcu zachować się inaczej. Za to następny zdzielił mnie kolbą w usta z lewej strony i, jak się okazało, wybił mi trzy zęby. Niezupełnie wypadły, ale jeden usunięto mi nazajutrz w Belgradzie, a dwa następne kilka tygodni później.

Ten, który krzyczał „pokaži balalu”, wreszcie rozpiął spodnie i pokazał sam, co my mamy pokazać jemu. Tak więc zrozumieliśmy, że oni wzięli nas za Żydów. Ale rzeczywiście mój kolega Stanisław Rastawicki z Warszawy miał czarne, kręcone włosy – wypisz wymaluj z wyglądu Żyd. Inny kolega, Janek Wąwoźny, też był właściwie ciemnowłosy. Byłem w tej grupie jedynym blondynem i to też ciemnym blondynem. Stąd wzięli nas za Żydów.

No więc krzyczymy, że jesteśmy katolicy, Polacy. Nie zrozumieli co to „Polacy”, ale zrozumieli słowo „katolicy”. Wtedy przestali nas bić, ale już wszyscy krwawili i to przeważnie z głów, z nosów. Jednemu krew leciała z uszu. Wszystkich nas strasznie pobili, tak że nie wszyscy staliśmy. Dwóch się oparło, siedziało opartych o ścianę.

Mówią: „Katolici, to se prekriżite” (Katolicy, to się przeżegnajcie). I to zrozumieliśmy, bo pokazywali, żeby się przeżegnać. No to każdy z nas się przeżegnał, mówiąc wyraźnie: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen”. Zobaczyli, że żegnamy się prawidłowo. Mówili więc: „Dobrze, jeśli katolicy, to powiedzcie »Ojcze nasz«”. No to wszyscy razem mówimy, wyciągając w międzyczasie medaliki. Rozpinamy pod brodą koszule i wyjmujemy krzyżyki. Na szczęście każdy miał. Wszyscy byli wierzący i każdy miał krzyżyk na łańcuszku albo sznureczku. No więc przestali nas bić i zaczęli obcałowywać: „Braćo katolici” itd.

Zrozumieliśmy, że „braćo” to „bracia”. Język podobny do polskiego. Jak się okazało, pomylili się. Ten, który wybił mi te zęby, wyciągnął z kieszeni kilka zębów w złotych koronach i wsunął do mojej kieszeni. Później je wyrzuciłem z obrzydzeniem, bo strasznie śmierdziały, gdyż powyciągał je gdzieś ludziom. Pokazywał mi, że wyciągał te złote zęby tymi obcęgami. Ja byłem młodym chłopcem i nie miałem żadnych złotych zębów. Nikt więc żadnego nam nie wyrwał, skoro nie mieliśmy złotych koron. Wybito nam natomiast wiele zdrowych zębów. Nasi prześladowcy, a teraz już „bracia”, zaprowadzili nas do swego oddalonego o kilkadziesiąt metrów lokum w postaci bunkrów wkopanych w burtę toru kolejowego.

SPIS TREŚCI
Od Wydawcy 11
Wstęp. Za Boga i Króla! 13
1. Indje 22

2. Chorwaccy ustasze 26
3. Polska wieś – Topolnica 33
4. Pod niemiecką ochroną 38
5. Wyboista droga znad Wisły 43
6. Wywózki do Berlina 48
7. Ku Jugoslawii 53
8. Z Borskiego Rudnika do Heidenau 57
9. Życie i praca w Heidenau 60
10. Frankenau 66
11. Žagubica 72
12. Pravac Homolje 75
13. Homoljska Brygada 78
14. Polski cichociemny z Londynu 85
15. Polski skandal wojenny i jego skutki 88
16. Złudny miraż nieoczekiwanej polskości 92
17. Ravanička Brygada 94
18. Rozkład dnia w brygadzie 100
19. Čika Vlado 104
20. Kolaboracja z okupantami 108
21. Geneza kolaboracji hitlerowsko-komunistycznej 112
22. Dramat wojny domowej 116
23. Katolički Božić 121
24. Nowojorskie relacje radiowe 124
25. Skłócenie komunistów z Niemcami 126
26. Zgrana drużyna 133
27. Troskliwa służba sanitarna 136
28. Śmierć kapitana Maciąga 140
29. Baliści 145
30. Organizacyjna destabilizacja i rozwiązanie polskiej brygady 149
31. Pierwsza wyprawa do Kosowa 153
32. Amerykańscy lotnicy 157
33. Klęska pod Gaglovem 163
34. Śmierć Janka 171
35. Ponowna wyprawa do Kosowa 175
36. Wywiadowcze sianokosy 180
37. Verenica czyli narzeczona 186
38. Sznurowa wyprawa 189
39. Wyzwoleńcze powstanie 194
40. Podstępne wyzwolenie Ravnej Reki 199
41. Oblężenie i zdobycie Senjskiego Rudnika 206
42. Nawiązanie współdziałania z sojuszniczą Armią Czerwoną 221
43. Rozbrojenie Ravaničkiej Brygady 228
44. Dwuletnie dokonania i doznania oraz refleksje 237
45. Belgrad – Bukareszt – Budapeszt – Śniatyn – Kołomyja – Lwów – Lublin 245
46. Ku Berlinowi 250
47. Niełatwe pożegnanie z mundurem 258
48. Z perspektywy minionego czasu 265
49. Październikowa triada 270
50. Supplementum ad futuram rei memoriam 272
Dodatki 278
Przypisy 282

Artykuł „Wzięli nas za Żydów”. Niezwykłe wspomnienia Polaka, który w czasie II wojny światowej walczył w serbskiej partyzantce pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niezwykle-wspomnienia-polaka-ktory-zbiegl-i-zostal-czetnikiem/feed/ 0
Nagrodzona Pulitzerem, wybitna biografia ojca bomby atomowej. [WIDEO] https://niezlomni.com/nagrodzona-pulitzerem-wybitna-biografia-ojca-bomby-atomowej-wideo/ https://niezlomni.com/nagrodzona-pulitzerem-wybitna-biografia-ojca-bomby-atomowej-wideo/#respond Mon, 24 Oct 2022 03:20:23 +0000 https://niezlomni.com/?p=51439

Po zrzuceniu przez Amerykanów bomby atomowej na Hiroszimę, Robert Oppenheimer okrzyknięty został najsłynniejszym naukowcem swego pokolenia.

Dla wielu stał się także współczesnym ucieleśnieniem mitu o Prometeuszu, człowiekiem zmagającym się z konsekwencjami postępu naukowego, do którego przyłożył rękę. Pierwsza połowa XX wieku była złotym okresem fizyki teoretycznej, jednak obserwując w praktyce konsekwencje własnych odkryć, Oppenheimer stanowczo sprzeciwił się dalszemu rozwojowi broni atomowej, w szczególności bomby wodorowej. Krytykował plany sił powietrznych dotyczące potencjalnego przeprowadzenia niewyobrażalnie niebezpiecznej dla ludzkości wojny nuklearnej.

Książka dogłębnie przedstawia życie i czasy Roberta Oppenheimera, ujawniając wiele zdumiewających i bezprecedensowych szczegółów, intryg i napięć. To portret genialnego i ambitnego, a zarazem złożonego i pełnego wad człowieka, który na zawsze zmienił świat.
Już wkrótce premiera filmu w reżyserii Christophera Nolana. W rolach głównych wystąpią m.in. Cillian Murphy, Robert Downey Jr., Matt Damon i Emily Blunt.

Kai Bird Martin J. Sherwin, Oppenheimer. Triumf i tragedia ojca bomby atomowej, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika. 

Rozdział 23 „Ci biedni, mali ludzie”
Fragment
„(…)6 sierpnia 1945 roku, dokładnie o godzinie 8.14 rano, samolot B-29 Enola Gay,
nazwany tak na cześć matki pilota Paula Tibbets’a, zrzucił nieprzetestowaną
bombę uranową na Hiroszimę. John Manley był tego dnia w Waszyngtonie
i niecierpliwie czekał na wiadomości. Oppenheimer wysłał go tam tylko po
to, by poinformował go o bombardowaniu. Po pięciogodzinnym opóźnieniu
w nawiązaniu łączności z samolotem Manley w końcu otrzymał dalekopisową depeszę od komandora Parsonsa – który był oficerem uzbrajającym Enola
Gay – „efekt wizualny był większy niż w czasie próby w Nowym Meksyku”.
Lecz kiedy chciał zadzwonić do Oppenheimera w Los Alamos, powstrzymał
go Groves. Nikomu nie wolno było przekazywać żadnych informacji o bombardowaniu atomowym dopóki nie obwieści o nim sam prezydent. Zniechęcony Manley wybrał się na nocny spacer do parku Lafayette naprzeciwko Białego Domu. Wczesnym rankiem następnego dnia dowiedział się, że Truman wystąpi o godzinie 11.00 rano. W końcu Manley zadzwonił do Oppiego dokładnie w chwili, gdy słowa prezydenta transmitowane były przez radio. Choć wcześniej uzgodnili, że do przekazania wiadomości przez telefon użyją kodu, pierwsze słowa Oppenheimera brzmiały: „Co ty, do diabła, myślisz, po co wysłałem cię do Waszyngtonu?”.
Tego samego dnia o godzinie 14.00 w Waszyngtonie generał Groves chwycił słuchawkę telefonu i zadzwonił do Oppenheimera w Los Alamos. Generał
był w nastroju do składania gratulacji. „Jestem dumny z pana i z wszystkich
pańskich ludzi”, powiedział.
– Czy wszystko poszło dobrze? – zapytał Oppie.
– Wybuchło z ogromnym hukiem.
– Wszyscy są z tego powodu bardzo zadowoleni – powiedział Oppie. – Gratuluję z całego serca. Przebyliśmy długą drogę.
– Tak – odpowiedział Groves. – To była bardzo długa droga i myślę, że
jedną z najmądrzejszych rzeczy, jakie zrobiłem, był wybór pana na dyrektora
Los Alamos.
– Cóż – odpowiedział nieśmiało Oppenheimer – mam pewne wątpliwości,
generale Groves.
– Wie pan, że ani przez chwilę ich nie podzielałem – odparł Groves.
Później nowina została przekazana przez radiowęzeł w Los Alamos: „Uwaga, uwaga! Jedna z naszych jednostek została właśnie z powodzeniem zrzucona na Japonię”. Frank Oppenheimer usłyszał wiadomość, gdy stał w korytarzu
tuż obok biura brata. Jego pierwszą reakcją było: „Dzięki Bogu, że to nie był
niewypał”. Jednak po kilku sekundach „ogarnęło go przerażenie z powodu
wszystkich ludzi, którzy zginęli”.
Żołnierz Ed Doty opisał tę scenę swoim rodzicom w wysłanym następnego
dnia liście: „Te ostatnie 24 godziny były bardzo ekscytujące. Jeszcze nigdy
nie widziałem, żeby wszyscy byli tak bardzo podnieceni […]. Ludzie wychodzili na korytarze i tłoczyli się, jak podczas Nowego Roku na Times Square.
Wszyscy szukali radia”. Tego wieczora w auli zebrał się tłum. Jeden z młodszych fizyków, Sam Cohen, pamięta, jak ludzie, wiwatując i przytupując, czekali na pojawienie się Oppenheimera. Wszyscy spodziewali się, że tak jak to
miał w zwyczaju, przejdzie na scenę ze skrzydła auli. Lecz Oppie postanowił
wejść bardziej efektownie – od tyłu przez środek sali. Według relacji Cohena, gdy stanął na środku, splótł dłonie i uniósł je nad głową niby zwycięski
zawodnik. Cohen zapamiętał, że Oppie powiedział wiwatującym ludziom, iż
„jest za wcześnie, by stwierdzić, jakie są rezultaty bombardowania, lecz jest
pewien, że nie spodobało się ono Japończykom”. Gdy rzekł, że jest dumny
z tego, co osiągnęli, podniosły się wiwaty, a następnie ryk. Według Cohena
„Oppenheimer żałował tylko tego, że nie udało się zbudować bomby na tyle
wcześniej, by użyć jej przeciw Niemcom. Po tych słowach dach niemal uniósł
się w powietrze”.


Oppenheimer musiał odegrać rolę, do której nie całkiem się nadawał. Uczeni nie są zwycięskimi generałami. On był jednak tylko człowiekiem i cieszył
się z sukcesu. Udało mu się zdobyć metaforyczne złote runo i teraz radośnie
nim wymachiwał. Poza tym publiczność spodziewała się, że będzie upojony
sukcesem i triumfujący. Ta chwila trwała jednak bardzo krótko.
Ludzi, którzy widzieli oślepiający błysk i czuli podmuch eksplozji w Alamogordo, rozczarowała oczekiwana wiadomość z Oceanu Spokojnego. Było to tak, jakby po Alamogordo już nic nie mogło ich zdziwić. Innych wiadomość
ta jedynie otrzeźwiła. Phil Morrison usłyszał ją na Wyspie Tinian, gdzie pomagał przygotować bombę i załadować ją na pokład Enola Gay. „Tej nocy my z Los Alamos urządziliśmy przyjęcie – wspominał. – Była wojna, odnieśliśmy zwycięstwo i mieliśmy prawo świętować, ale pamiętam też, że siedziałem […] na skraju łóżka […], zastanawiając się, jak to wyglądało po tamtej stronie, co działo się tej nocy w Hiroszimie”. (…)”

Artykuł Nagrodzona Pulitzerem, wybitna biografia ojca bomby atomowej. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/nagrodzona-pulitzerem-wybitna-biografia-ojca-bomby-atomowej-wideo/feed/ 0
Anne Frank i jej towarzysze. Bohaterowie „Dziennika” w obozach zagłady. [WIDEO] https://niezlomni.com/anne-frank-i-jej-towarzysze-bohaterowie-dziennika-w-obozach-zaglady-wideo/ https://niezlomni.com/anne-frank-i-jej-towarzysze-bohaterowie-dziennika-w-obozach-zaglady-wideo/#respond Sun, 23 Oct 2022 13:05:20 +0000 https://niezlomni.com/?p=51435

„Dziennik” Anne Frank – młodej Żydówki zmuszonej ukrywać się wraz z rodziną przed ogarniającym świat niemieckim szaleństwem– stał się wyjątkowym, dramatycznym świadectwem epoki.

Oczami Anne świat poznał ośmioro bohaterów, którzy przez dwa lata ukrywali się w budynku przy Prinsengracht, widzianych z bliska w świetle osobistych przeżyć dorastającej nastolatki. Niniejsza książka dotyczy losów tych ośmiu osób, którymi są:

Otto, Edith, Margot i Anne Frank, Hermann, Auguste i Peter van Pels oraz Fritz Pfeffer i zaczyna się tam, gdzie kończy się „Dziennik” Anne Frank. Ostatni wpis do niego nosi datę 1 sierpnia 1944 roku, trzy dni później wszyscy ukrywający się w „oficynie” wraz z rodziną Franków zostali aresztowani. Co było potem?

27 stycznia 1945 roku Otto Frank doczekał wyzwolenia z obozu koncentracyjnego Auschwitz. Natychmiast rozpoczął poszukiwania informacji o tym, co stało się z jego żoną Edith, córkami Margot i Anne oraz czterema innymi osobami, z którymi przez dwa lata ukrywał się przy ulicy Prinsengracht w Amsterdamie. Kilka miesięcy później przekonał się, że pozostał jedynym, który przeżył Holokaust.

Książka holenderskiego badacza Bas von Benda-Beckmann stanowi pogłębioną kontynuację poszukiwań rozpoczętych przez Otto Franka.

Bazując na szczegółowych badaniach archiwalnych oraz dostępnych świadectwach odnośnie do dalszych losów ośmiu osób ukrywających się „oficynie”, autor rekonstruuje ich dzieje po aresztowaniu.

Efektem jego śledztwa jest porażająca relacja o życiu w obozach zagłady. Tym wnikliwsza i aktualniejsza, że mimo upływu tak wielu lat udało się mu dotrzeć do nowych informacji na temat życia i śmierci Anny Frank oraz jej współmieszkańców z „oficyny”.

Bas von Benda-Beckmann, Anne Frank i jej towarzysze. Bohaterowie „Dziennika” w obozach zagłady, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

 

Fragment rozdziału „Mamo, czy wiesz, że Margot tu jest?”. Więzienie i obóz Westerbork

Więzienie

„(…)Po aresztowaniu 4 sierpnia 1944 r. osiem ukrywających się osób oraz pomagający im Johannes Kleiman i Victor Kugler po krótkim przesłuchaniu zostali przewiezieni ciężarówką do biura Zentralstelle für jüdische Auswanderung w Amsterdamie przy Adama van Scheltemaplein 1. Otto Frank był tu krótko przesłuchiwany przez dowódcę oddziału aresztowań, austriackiego esesmana Oberscharführera Karla Josepha Silberbauera. Przesłuchanie odbywało się spokojnie. Silberbauer nie używał żadnej przemocy i zadał tylko kilka pytań. Otto nie wiedział nic o innych przypadkach ukrywania się i został pozostawiony w spokoju. Następnego dnia, 5 sierpnia, przewieziono ich do więzienia przy Weteringschans w Amsterdamie. Od tego momentu osiem ukrywających się osób zostało uwięzionych jako „przypadki kryminalne”, nieuchronnie czekała je deportacja.

Johannes Kleiman i Victor Kugler zostali przeniesieni do więzienia na Havenstraat w Amsterdamie, a następnie przebywali w innych niemieckich zakładach karnych, czego nie będziemy tu omawiać. W więzieniu mężczyźni i kobiety zostali rozdzieleni i umieszczeni w dwóch oddzielnych, dużych celach. Według opisu Jacoba Swarta, innego więźnia, który trafił do więzienia przy Weteringschans po aresztowaniu 26 maja 1944 r., cela była „dużym, nagim pomieszczeniem z trzema szorstkimi drewnianymi stołami i kilkoma ławkami pośrodku, po lewej stronie było dziesięć łóżek i na górze za balustradą kolejne dziesięć łóżek (żelazne łóżeczka z workiem słomy); na ścianie wisiał regulamin i lustro, ponadto we wszystkich ścianach były judasze, tzw. oczka, przez które od czasu do czasu nas podglądano.

Gdy tylko cele zostały zapełnione – około 40 mężczyzn i 40 kobiet – następował transport do Westerbork. Jacob Swart przypomina sobie, że cela była prawie pusta w czasie, gdy go zamykano, ponieważ 26 maja rano odjechał właśnie pociąg do Westerbork. Opisuje, jak każdego dnia przybywało siedmiu lub ośmiu nowych więźniów – głównie byli to aresztowani, ukrywający się Żydzi.

W końcu było ich tak wielu, że brakowało łóżek i nowi przybysze musieli spać na słomianych workach na podłodze. Raz dziennie więźniowie (osobno kobiety i mężczyźni) przez piętnaście minut mogli się przewietrzyć na dziedzińcu. Swart pisze, że jedzenie nie było złe. Rano i wieczorem otrzymywał cztery kromki chleba bez masła lub dodatków, napój, który był uważany za „kawę” i „gorący posiłek” w południe. Opowiada też, jak niektórzy mężczyźni przykładali ucho do drzwi celi, aby usłyszeć głosy swoich żon, gdy te były w korytarzu przy umywalce, kiedy pozwalano im wylać wodę po myciu i odświeżały wodę do picia.(…)”

Artykuł Anne Frank i jej towarzysze. Bohaterowie „Dziennika” w obozach zagłady. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/anne-frank-i-jej-towarzysze-bohaterowie-dziennika-w-obozach-zaglady-wideo/feed/ 0
Poznaj początki kariery słynnego dżentelmena włamywacza. Arsène Lupin i Hrabina Cagliostro. [WIDEO] https://niezlomni.com/poznaj-poczatki-kariery-slynnego-dzentelmena-wlamywacza-arsene-lupin-i-hrabina-cagliostro-wideo/ https://niezlomni.com/poznaj-poczatki-kariery-slynnego-dzentelmena-wlamywacza-arsene-lupin-i-hrabina-cagliostro-wideo/#respond Tue, 20 Sep 2022 04:16:36 +0000 https://niezlomni.com/?p=51424

Arsène Lupin, występujący pod przybranym nazwiskiem hrabiego Roula, staje się świadkiem przygotowań do egzekucji przepięknej hrabiny. Zauroczony jej pięknem, nie może pozwolić, żeby kobieta straciła życie i oswobadza ją z rąk oprawców.

Jakież jest jego zdziwienie, gdy następnego dnia po hrabinie nie ma już śladu. Poruszony i zaintrygowany rozpoczyna poszukiwania, których finał okaże się dla niego wielce nieoczekiwany. Maurice Leblanc z kunsztem plecie intrygę, zabierając czytelnika do Paryża końca dziewiętnastego wieku. Powoli rodzi się dżentelmen włamywacz, który swoich rąk nigdy nie splami krwią. Na platformie Netflix czeka serial inspirowany przygodami Arsène’a Lupina.

Maurice Leblanc, Arsène Lupin. Hrabina Cagliostro, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

Dwudziestoletni Arsène Lupin

Raoul d’Andrésy zgasił lampkę roweru, zsiadł z niego, oparł go o porośnięte krzakami zbocze. W tej chwili zegar na dzwonnicy w Bénouville wybił trzecią.

W gęstym mroku nocy Raoul szedł wiejską drogą prowadzącą do zamku zwanego Haie d’Étigues. Wkrótce znalazł się u stóp otaczającego rezydencję muru. Odczekał chwilę. Słyszał parskanie koni, stukot kół na kamiennym dziedzińcu, dzwonki uprzęży. Nagle otworzyły się oba skrzydła bramy i drogą pomknął rozpędzony powóz. Raoul dosłyszał głosy i dostrzegł lufę strzelby. Brek wjeżdżał już na główną drogę, kierując się w stronę Etretat.

— Cóż — rzekł do siebie — polowanie na ptactwo wodne to wciągające zajęcie, a skały, gdzie całe ich krocie można mordować, znajdują się daleko. Teraz wreszcie się dowiem, co oznacza owa niespodziewana wyprawa na łowy oraz w ogóle te wszystkie przyjazdy i wyjazdy.

Skierował się wzdłuż muru na lewo i za jego drugim załomem odliczył czterdzieści kroków. W ręce już trzymał klucze. Pierwszym otworzył małe, niskie drzwiczki, za którymi zaczynały się schody prowadzące wewnątrz grubego muru obronnego otaczającego jedno ze skrzydeł zamku. Doszedł nimi do tajemnego wejścia na pierwszym piętrze. Otworzył je drugim kluczem.

Zapalił latarkę. Nie podejmował jakichś szczególnych środków ostrożności, bo wiedział, że służba zamieszkuje przeciwległe skrzydło, a Clarisse d’Étigues, jedyna córka barona, przebywa na drugim piętrze. Podążył korytarzem, który zaprowadził go do obszernego gabinetu. To tutaj kilka tygodni temu Raoul poprosił barona o rękę jego córki, a odpowiedzią był wybuch gniewu i oburzenia, który pozostawił Raoulowi nader niemiłe wspomnienie.

Mijane lustro pokazało mu młodzieńczą twarz, bledszą niż zwykle. Jednak Raoul panował nad sobą, przywykł do silnych przeżyć. Z zimną krwią zabrał się do dzieła.

Nie trwało to długo. Podczas rozmowy z baronem spostrzegł, że arystokrata rzuca od czasu do czasu okiem w stronę pokaźnych rozmiarów mahoniowej sekretery, której pokrywa była wówczas podniesiona. Raoul znał doskonale wszystkie rodzaje skrytek wymyślanych przez ebenistów i wiedział, jakie mechanizmy stosuje się w podobnych meblach. Nie minęła minuta, a odkrył szczelinę, w której znajdował się list, napisany na bardzo cienkiej bibułce i zwinięty w rulonik jak papieros. List bez podpisu, bez adresata.
Raoul przestudiował wiadomość, która z początku wydawała się dziwnie banalna jak na to, by tak starannie ją ukrywać. Jednak dokonawszy wnikliwej, pracochłonnej analizy, uwzględniając pewne słowa, które wydawały się znamienne, i pomijając zdania wyraźnie służące jedynie temu, by zapełnić puste miejsca między nimi, zdołał odtworzyć, co następuje:


Odnalazłem w Rouen trop naszej nieprzyjaciółki i zadbałem, by w lokalnych gazetach zamieszczono wiadomość, że pewien wieśniak z okolic Etretat wykopał na swojej łące stary miedziany świecznik o siedmiu ramionach. Natychmiast do najemcy powozów w Etretat wysłała telegram z poleceniem, by dwunastego, o trzeciej po południu, przysłano jej coupé na dworzec w Fécamp. Rankiem tego dnia najemca otrzyma ode mnie depeszę odwołującą to polecenie. Tak więc to twój powóz czekać będzie w Fécamp i przywiezie ją pod odpowiednią eskortą tam, gdzie się odbędzie nasze zgromadzenie.
Powołamy wówczas trybunał i wydamy bezlitosny wyrok. W czasach, gdy szczytny cel uświęcał środki, kary wykonywano bez zwłoki. Martwa żmija nie kąsa. Wybierz rozwiązanie, które Ci przypadnie do gustu, pamiętaj jednak o ustaleniach, które powzięliśmy podczas naszego ostatniego spotkania,
i miej na uwadze, że powodzenie naszych przedsięwzięć i nawet nasze życie zależą od tej kreatury z piekła rodem. Bądź ostrożny. Aby odwrócić podejrzenia, udaj, że się wybierasz na polowanie. Przyjadę z Hawru punktualnie o czwartej w towarzystwie dwóch naszych przyjaciół. Nie niszcz tego listu, zwrócisz mi go we właściwym czasie.


Nadmiar ostrożności wiedzie do zguby — pomyślał Raoul. — Gdyby korespondent barona nie był aż tak nieufny, pan d’Étigues po prostu spaliłby list, a ja nie dowiedziałbym się o planowanym porwaniu, samosądzie… Ba, morderstwie. A niech to! Mój niedoszły teść, choć niby tak pobożny, najwyraźniej wplątał się w jakieś diabelskie machinacje. Czy posunie się do zbrodni? To poważna sprawa, a skoro już o niej wiem, może dzięki temu zyskam nad nim przewagę.
Raoul zatarł dłonie. Taki obrót spraw przypadł mu do gustu, przy czym nie był szczególnie zdumiony, bo już od kilku dni jego uwagę zwracały pewne znamienne detale. Postanowił więc wrócić do oberży, przespać się, a potem wrócić na czas, by się dowiedzieć, co knuje baron wraz ze swoimi gośćmi i kim jest ta „kreatura”, którą najwyraźniej zamierzali uśmiercić.
Odłożył list na miejsce i zamknął skrytkę, lecz zamiast odejść, siadł przed gerydonem, na którym stała oprawiona w ramki fotografia Clarisse. Ustawił zdjęcie tak, by się znajdowało naprzeciwko, i przez chwilę z czułością mu się przyglądał. Clarisse d’Étigues, młodziutka, młodsza jeszcze od niego! Zaledwie dziewiętnaście lat. Zmysłowe usta… Rozmarzone oczy… Twarzyczka okolona jasnymi włosami, taka delikatna. I te włosy jak u dziewczynek, które widuje się na wiejskich drogach w krainie Caux, sama słodycz i wdzięk!…
Błogi wyraz na twarzy Raoula z wolna ustępował miejsca determinacji. Pragnienie, którego nie potrafił pohamować, zaczynało brać górę nad rozsądkiem. Clarisse była sama, piętro wyżej, w swoich pokojach, z dala od reszty domowników. Już dwukrotnie, posługując się kluczami, które sama mu wręczyła, owszem, już dwukrotnie ją tam odwiedził w godzinie podwieczorku. Cóż więc teraz mogło go powstrzymać? Służba nie usłyszy najmniejszego szelestu. Baron wróci dopiero po południu. Wracać do oberży? Co za absurd.
Raoul nie miał w sobie nic z cynicznego uwodziciela. Wrodzona delikatność i poczucie przyzwoitości walczyły w nim o lepsze z instynktem i aż nazbyt gwałtownym pożądaniem. Jak jednak się oprzeć takiej pokusie? Duma, żądza, miłość, wola zdobywcy… Wszystko to wzywało go do działania. Zapomniał o skrupułach, szybko wbiegł po schodach.
Zawahał się jednak przed zamkniętymi drzwiami. Owszem, przekraczał już ten próg, ale w blasku dnia, jako pełen uszanowania wielbiciel. Tymczasem ten sam czyn w środku nocy nabierał całkiem innego znaczenia!
Rozterki sumienia nie trwały długo. Zastukał cichutko, szepcząc jednocześnie:
— Clarisse… Clarisse… to ja.
Minęła minuta bez odzewu. Już miał zapukać mocniej, gdy drzwi buduaru uchyliły się i ujrzał w nich dziewczynę, trzymała w dłoni latarnię.
Dostrzegł, jaka jest blada i przestaszona, zmieszał się do tego stopnia, że aż postąpił krok w tył, gotów uciec.
— Wybacz mi, Clarisse… To silniejsze ode mnie… Jednak powiedz tylko, że mam odejść, a zniknę.
Clarisse musiała nie dosłyszeć tych ostatnich słów, bo w przeciwnym razie niewątpliwie wszystko potoczyłoby się inaczej. Przecież bez trudu rozprawiłaby się z przeciwnikiem, który od razu gotów był się poddać. Jednak nie słyszała nic i widziała niewiele więcej. Pragnęła wyrazić na głos swoje oburzenie, lecz zdołała wykrztusić tylko jakieś niezrozumiałe słowa wyrzutu. Chciała go odepchnąć, ale zabrakło jej siły, by choćby ruszyć ręką. Drżąca dłoń odstawiła lampę na ziemię. Clarisse bez sił osunęła się w jego ramiona…

Artykuł Poznaj początki kariery słynnego dżentelmena włamywacza. Arsène Lupin i Hrabina Cagliostro. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/poznaj-poczatki-kariery-slynnego-dzentelmena-wlamywacza-arsene-lupin-i-hrabina-cagliostro-wideo/feed/ 0
Członkowie polskiej konspiracji na Wołyniu bronili zagrożonej ludności. Nie wolno pozwolić, aby ich imiona zatarły się w pamięci. [WIDEO] https://niezlomni.com/czlonkowie-polskiej-konspiracji-na-wolyniu-bronili-zagrozonej-ludnosci-nie-wolno-pozwolic-aby-ich-imiona-zatarly-sie-w-pamieci-wideo/ https://niezlomni.com/czlonkowie-polskiej-konspiracji-na-wolyniu-bronili-zagrozonej-ludnosci-nie-wolno-pozwolic-aby-ich-imiona-zatarly-sie-w-pamieci-wideo/#respond Fri, 16 Sep 2022 02:40:43 +0000 https://niezlomni.com/?p=51415

Członkowie polskiej konspiracji na Wołyniu występowali w obronie zagrożonej ludności, przeciwko mordom i masowej eksterminacji. O polską rację walczyło wielu bohaterów. Nie wolno pozwolić, aby ich imiona zatarły się w pamięci.


Zorganizowany opór wobec okupanta pojawił się na Wołyniu już w kilka tygodni po zajęciu tego terenu przez Sowietów. Samodzielne grupy konspiracyjne składały się najczęściej z młodych, niedoświadczonych zapaleńców, dlatego Sowieci rozbijali je bez trudu.
Kierownictwo polskiego podziemia nie pozostawiło biegu spraw samemu sobie. Związek Walki Zbrojnej skierował na Wołyń oficera mającego zmontować tam siatkę organizacyjną. Ją również rozbito bardzo szybko, a Sowieci dokonali masowych aresztowań, zatrzymując ponad dwa tysiące osób. Utrudniło to niezmiernie zbudowanie struktur konspiracyjnych po wkroczeniu Niemców. Brakowało zwłaszcza osób mających jakiekolwiek doświadczenie wojskowe.

Co prawda Komenda Główna ZWZ-AK powołała tam do istnienia struktury „Wachlarza”, miał też powstać Okręg AK, ale wszystko skończyło się gigantyczną „wsypą” i aresztowaniem kolejnych dwustu członków konspiracji, co ponownie ogromnie ją osłabiło.

Funkcjonująca na tych terenach administracja cywilna pozbawiona była zaplecza wojskowego. W efekcie, wobec narastającej agresji ze strony Ukraińców, niektórzy Wołyniacy zaczęli tworzyć samorzutne oddziały samoobrony. Były one zalążkiem legendarnej 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK – formacji stanowiącej absolutny fenomen nawet w skali Polskiego Państwa Podziemnego.

Pamiętając, że historia poznawana przez pryzmat indywidualnych ludzkich losów, jest ciekawsza od narracji ogólnej, niniejsza książka przybliża kilkunastu bohaterów, którzy trwale zapisali się w dziejach Wołynia. Praca ta oparta jest na ich osobistych wspomnieniach i relacjach, a także na dokumentach i innych opracowaniach. Są to zarazem dzieje polskiego oporu wobec trzech wrogów: Sowietów, Niemców i Ukraińców.

Fragment książki Marek A. Koprowski, Obrońcy Wołynia, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

Działalność polskiej konspiracji na Wołyniu podczas okupacji sowieckiej w latach 1939–41 jest mało znana i popada w zapomnienie. Warto więc przypomnieć postać Kazimierza Tadeusza Majewskiego, który był pierwszym komendantem Okręgu Wołyń w Równem i za polskość Wołynia oddał życie. Nie przewidział, że sowieckie organy bezpieczeństwa będą aż tak sprawne. Do końca był wierny swoim ideałom.

Urodził się w 1894 r. we wsi Słoboda Komarowce, położonej na terytorium ówczesnego Księstwa Bukowiny. Ukończył Seminarium Nauczycielskie we Lwowie. Od 1910 r. należał do Polskich Drużyn Strzeleckich. Ukończył Szkołę Podchorążych i objął funkcję dowódcy plutonu, posługując się pseudonimem „Wallenrod”. Przed I wojną światową został komendantem Polskich Drużyn w Brodach. Po wybuchu wojny wyjechał z ośmioma „drużyniakami” do Krakowa, gdzie wstąpił do legionów. Walczył w I, a następnie w IV Baonie I Brygady.

W lipcu 1915 r. został mianowany chorążym, a w kwietniu 1916 r. był już podporucznikiem. Jako kadet-aspirant ukończył kurs oficerski w XXIII Korpusie Austriackim w Borowicy. W 1918 r. działał bardzo aktywnie w Polskiej Organizacji Wojskowej. W Kijowie był kurierem i oficerem do zleceń specjalnych. Następnie został dowódcą okręgu Równe („F”) POW. Po mobilizacji POW został kierownikiem posterunków wywiadowczych na tyłach armii ukraińskiej, kierował też działalnością dywersyjną. Dowodził między innymi akcją wysadzenia mostu pod Nimowiczami, na linii Sarny – Kowel. Następnie pracował w Oddziale Informacyjnym Dowództwa Okręgu Lublin. Następnie w wojnie polsko-bolszewickiej dowodził baonem w 35 Pułku Piechoty. Wyróżnił się zwłaszcza w bitwie pod Kalenkowiczami.

W następnych latach służby był zastępcą dowódcy i dowódcą pułku. W 1939 r., u progu wojny, powierzono mu dowództwo Pomorskiej Brygady Obrony Narodowej. Miał znakomitą opinię, w której podkreślano, że jest wybitnym oficerem, który świetnie sobie radzi jako dowódca powierzonych mu jednostek. W wojnie obronnej w 1939 r. dowodził Oddziałem Wydzielonym ze Zgrupowania „Chojnice”, a także innymi jednostkami, które organizował z różnych rozbitych oddziałów. Udało mu się uniknąć niewoli i zaraz potem zaangażował się w konspirację. W 1939 r. został członkiem podziemnej organizacji Służba Zwycięstwu Polski, założonej przez generała Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza. 26 września 1939 r. przyprowadził go do niego pułkownik Stefan Rowecki z propozycją wysłania Majewskiego na Wołyń. Pułkownik Majewski był Tokarzewskiemu doskonale znany. Jak zapisał we własnoręcznie złożonych uzupełnieniach do zeznań po aresztowaniu przez NKWD, znał go jeszcze z I Brygady Legionów Polskich, i potem jako dowódcę pułku w Przemyślu.

Wtedy, we wrześniu, rozmowa była krótka. Zorientował się tylko, że Majewski chce jechać na Wołyń, ponieważ ma tam krewnych i zna tamtejsze stosunki. Tokarzewski kazał Roweckiemu przyjąć Majewskiego do organizacji i w ciągu dwóch, trzech tygodni zapoznać z jej działalnością. Był jednak przeciwnikiem wysłania Majewskiego na Wołyń. Zapisał, że ze względów konspiracyjnych uważał za niewskazane wysyłanie go do sowieckiej strefy okupacyjnej, ponieważ kierownictwo organizacji nic nie wiedziało o sytuacji panującej na tym terenie. Uważał, że należy skierować tam najpierw jakiegoś młodego oficera, aby rozeznał się w terenie. Dopiero po jego powrocie i złożeniu raportu zostałaby podjęta decyzja o wyjeździe (lub nie) Majewskiego. Uważał, że nie należy szafować krwią pułkowników, których w organizacji nie było zbyt wielu.

Fragment rozdziału Kazimierz Tadeusz Majewski „Szmigiel” • Służył zwycięstwu Polski

Artykuł Członkowie polskiej konspiracji na Wołyniu bronili zagrożonej ludności. Nie wolno pozwolić, aby ich imiona zatarły się w pamięci. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czlonkowie-polskiej-konspiracji-na-wolyniu-bronili-zagrozonej-ludnosci-nie-wolno-pozwolic-aby-ich-imiona-zatarly-sie-w-pamieci-wideo/feed/ 0
Jak poznać, że szatan zaczyna interesować się człowiekiem? Jak bronić się przed demonem? Wywiad z najsłynniejszym egzorcystą. [WIDEO] https://niezlomni.com/jak-poznac-ze-szatan-zaczyna-interesowac-sie-czlowiekiem-jak-bronic-sie-przed-demonem-wywiad-z-najslynniejszym-egzorcysta-wideo/ https://niezlomni.com/jak-poznac-ze-szatan-zaczyna-interesowac-sie-czlowiekiem-jak-bronic-sie-przed-demonem-wywiad-z-najslynniejszym-egzorcysta-wideo/#respond Tue, 13 Sep 2022 02:32:05 +0000 https://niezlomni.com/?p=51430

Przejmująca, szokująca, a nade wszystko fascynująca rozmowa z najbardziej znanym egzorcystą na świecie. Jak poznać, że szatan zaczyna interesować się człowiekiem? Jak mocno złe duchy potrafią wpływać na nasze życie? Jak się bronić przed demonem? Wreszcie – kto może zostać egzorcystą?

Włoski paulista, ksiądz Gabriele Amorth, przez ponad 30 lat pełnił funkcję oficjalnego egzorcysty Watykanu. W niniejszej książce zdradza kulisy swej posługi, szczerze opowiadając o sprawach, które przez lata owiane były tajemnicą lub znane jedynie połowicznie. Przybliża czytelnikowi szczegóły wielu przypadków opętań, ujawnia przebiegłość diabła, prezentuje także problem oddziaływania złych mocy na duchowieństwo.

Wspomnienia egzorcysty to poruszający wywiad z księdzem, który niejednokrotnie wypędzał demony, stawał oko w oko z samym szatanem, pomagając dręczonym i opętanym. To lektura zmuszająca do zastanowienia nad wydarzeniami znanymi z horrorów, które niekiedy przenikają do prawdziwego życia.

Gabriele Amorth, Marco Tosatti, Wspomnienia egzorcysty, Moje życie w walce z szatanem, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

Życiowy zwrot

W 1986 roku otrzymał Ksiądz od kardynała Polettiego nominację na egzorcystę. Minęło ponad dwadzieścia lat, odkąd toczy Ksiądz tę walkę. Jak bardzo zmieniło się Księdza życie?

Moje życie uległo radykalnej zmianie. Wcześniej dużo pisałem, byłem dyrektorem maryjnego czasopisma Madre di Dio (Matka Boża), miesięcznika wydawanego przez Towarzystwo Świętego Pawła. Pracowałem w nim wiele lat. Mogę powiedzieć, że zakres mojej specjalizacji obejmował właśnie dziedzinę mariologii. W każdym razie od tego pamiętnego roku 1986 moje życie zmieniło się radykalnie, gdyż teraz całkowicie poświęcam się egzorcyzmom. A ponieważ widzę, że potrzeby są ogromne, a egzorcystów jest niewielu, pracuję siedem dni w tygodniu, rano i popołudniu, włączając w to święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Tak więc praktycznie nie zajmuję się niczym innym, za wyjątkiem jakichś sporadycznych kazań, które głoszę dla grup czy wspólnot – tylko dużych wspólnot, zwłaszcza dla Odnowy Charyzmatycznej albo grup związanych z Medjugorje (to są dwa ruchy, którymi się zajmuję). Następnie raz w miesiącu prowadzę konferencję w Radio Maria oraz udzielam odpowiedzi na pytania od 18.00 do 19.30, przez półtorej godziny, w każdą drugą środę miesiąca. Ta seria konferencji liczy sobie już szesnaście lat, a ja widzę, że ludzie jeszcze się nie znudzili, chociaż poruszam wciąż ten sam temat, jakim są egzorcyzmy. Wiadomo, ludziom podobają się takie tematy, ponieważ do czegoś im służą. Otrzymuję wiele listów i telefonów z podziękowaniami, pytań jest zawsze dużo i wiele osób mi mówi: „Nigdy nie udaje mi się dodzwonić i zadać księdzu pytanie…”. Mówię przez 45 minut, a potem dostaję telefon i ludzie zadają mi pytania. A ja jedno po drugim staram się na nie odpowiedzieć. Za każdym razem spostrzegam, że wielkiemu milczeniu na temat diabła, które panuje nawet wewnątrz Kościoła, towarzyszy ogromne pragnienie wiedzy ze strony wiernych.

Tak więc rzeczywiście w moim życiu nastąpił radykalny zwrot, tak radykalny, że bardziej już nie można sobie wyobrazić! Nie jestem znany jako mariolog, którym byłem kiedyś – albo jako teolog „maryjny”… – lecz jako egzorcysta. Również dlatego, że później, zważywszy na fakt, jak mało jest egzorcystów, przyszło mi na myśl, aby pisać książki. Odniosły one tak duży sukces, że myślę, że to Matka Boża pobłogosławiła to dzieło. Moja pierwsza książka Un esorcista racconta (Wyznania egzorcysty) doczekała się we Włoszech 21 wydań i została przetłumaczona na 23 języki. To sukces na poziomie światowym, który sprawił, że jestem znany w wielu krajach. Zapraszają mnie wszędzie, m.in. do Polski… – Mówią mi: „W Polsce jesteś bardzo znany” – albo do Brazylii, gdzie też jestem bardzo znany, albo do Stanów Zjednoczonych itd. Jestem znany w tych krajach z powodu książek, ponieważ nigdy wcześniej nie byłem w tych miejscach i nie zamierzam być. Mam zbyt wiele do zrobienia tutaj.

Później pomyślałem, żeby założyć Stowarzyszenie Egzorcystów, i tak uczyniłem. Na początku miało ono charakter lokalny, następnie zyskało zasięg międzynarodowy. Proszę pomyśleć, że na pierwszym spotkaniu w 1991 roku w Rzymie, w kościele Świętych Piotra i Pawła, było nas dwunastu. Miałem nadzieję, że na to pierwsze zebranie przybędzie ojciec Candido Amantini, ponieważ jeszcze wtedy żył. Jednak nie przybył, nie czuł się na siłach. W każdym razie było nas dwunastu. Ale już w następnym roku było nas znacznie więcej, a potem przybywało nas z każdym rokiem, aż nastał rok 1994, w którym Stowarzyszenie zyskało wymiar międzynarodowy, jako że było coraz więcej księży pochodzących z zagranicy. Obecnie jestem emerytowanym przewodniczącym Stowarzyszenia, ponieważ po kilku latach i dziesięciu zorganizowanych kongresach pomyślałem sobie: lepiej wprowadzić rotację, niech pokaże się ktoś inny. Obecnie Stowarzyszeniu przewodniczy ksiądz Giancarlo Gramolazzo. Ale członkowie mianowali mnie honorowym przewodniczącym ad vitam. Tak więc po kilku latach posługi egzorcysty przyszła mi myśl, aby założyć międzynarodowe Stowarzyszenie. Sądząc po tym, jak się rozwija, a także po rosnącej liczbie członków, mogę wnioskować, że Pan Bóg rzeczywiście udzielił swego błogosławieństwa tej inicjatywie, uznając ją za swoją.

Fragment
Walka miłości

Biorąc pod uwagę fakt, że zaczął Ksiądz sprawować posługę egzorcysty w pewnym wieku i obecnie przekroczył Ksiądz 80 lat, nie mogę powstrzymać się od pytania, czy z fizycznego punktu widzenia ten obowiązek nie jest zbyt uciążliwy?

Oczywiście, że jest, tym bardziej że zdarza mi się rzecz dziwna: co roku jestem o rok starszy… Obecnie mam 84 lata, które skończyłem 1 maja. Nie jest to dzień przypadkowy. Uważam, że urodziłem się pierwszego dnia miesiąca poświęconego Maryi właśnie na cześć Matki Bożej. Wracając do uciążliwości mojej szczególnej posługi, muszę stwierdzić, że największy ciężar wypływa z faktu, że widzę potrzeby ludzi, którzy wywołują u mnie głębokie współczucie. Spotykam bowiem przypadki ogromnego cierpienia, trwającego całe lata. I widzę, jak poprzez egzorcyzm można pomóc, a czasem nawet osiągnąć całkowite uwolnienie. Święty Alfons Liguori, który dość dobrze znał tę problematykę, mówił: „Nie zawsze może dojść do całkowitego uwolnienia, ale zawsze można zyskać jakąś korzyść”. I tak się dzieje. Dlatego co jakiś czas mam kogoś, kto nie został jeszcze całkowicie uwolniony, ale osiągnął taką autonomię, że nikt nie jest w stanie dostrzec jego szczególnych uwarunkowań. Może prowadzić normalne życie w rodzinie i w pracy. Czasem może czuć potrzebę przyjścia raz, dwa razy do roku, aby otrzymać egzorcyzm. Ale raz czy dwa razy w roku to nic w porównaniu do tego, jak było wcześniej, kiedy zaczynało się od jednego spotkania w tygodniu i jeszcze trzeba było przytrzymywać osobę albo przywiązywać do łóżka. Natomiast teraz osoby bliskie całkowitego uwolnienia przychodzą tutaj same i spokojnie siadają na fotelu. Jednak zazwyczaj, w trudniejszych przypadkach, kiedy jesteśmy na początku procesu uwalniania, dochodzi do objawów tak wielkiej agresji, że potrzebuję sześć, siedem osób, aby pomogły mi opanować reakcje i wyładowania osoby opętanej. Pomoc fizyczna współpracowników jest potrzebna, aby trzymać nieruchomo szaleńców, ale również żeby wycierać im twarz albo ubranie, kiedy się pienią i ślinią, jak to często ma miejsce. Ich pomoc polega także na modlitwie, która nieustannie towarzyszy działaniom podczas egzorcyzmu. Oprócz świeckich pomocników o