UB – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png UB – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Nieznana strona komunistycznej bezpieki. Wywiad Wojsk Ochrony Pogranicza. [WIDEO] https://niezlomni.com/nieznana-strona-komunistycznej-bezpieki-wywiad-wojsk-ochrony-pogranicza-wideo/ https://niezlomni.com/nieznana-strona-komunistycznej-bezpieki-wywiad-wojsk-ochrony-pogranicza-wideo/#respond Sun, 10 May 2020 18:20:22 +0000 https://niezlomni.com/?p=51066

O bezpiece cywilnej, znanej jako UB (Urząd Bezpieczeństwa) i SB (Służba Bezpieczeństwa) – słyszał każdy Polak. Zwiad WOP był kolejną bezpieką, tym razem w strukturach Ludowego Wojska Polskiego (LWP), tuż obok zbrodniczej Informacji Wojskowej (IW) i jej następczyni Wojskowej Służby Wewnętrznej (WSW).

Bezpieczniackie służby cywilne zostały po roku 1989 poddane weryfikacji, natomiast wojskowe zwartym szykiem, spokojnie i bez strat, przemaszerowały ku nowej – jak sądziliśmy, niepodległej – już rzeczywistości.

Niniejsza monografia obejmująca lata 1945-1989, wiedzie od kołyski bezpieczniackiej po resortową emeryturę, wszechstronnie dokumentując działalność WOP Polski Ludowej. Ukazuje zasady funkcjonowania formacji, przedstawia kadrę dowódczą i motywy jej postępowania, ułatwiając zrozumienie pozornie niezwiązanych ze sobą mechanizmów transformacji po roku 1989.

Lech Kowalski, Bezpieka pogranicza. Wywiad Wojsk Ochrony Pogranicza, Wydawnictwo Fronda, Warszawa 2020. Książkę można zamówić na stronie wydawnictwa Fronda.

Fragment książki:

Kto więc mógł zostać bezpieczniakiem w Wojskach Ochrony Pogranicza? By ułatwić rekrutację, kadrowcy tej formacji stworzyli nawet model osobowości pracownika operacyjnego służby zwiadu WOP. Chodziło więc o osobę, którą musiała cechować przede wszystkim wysoka ideowość  i odpowiednie wartości moralne (komunistyczne). Takie zauroczenie bolszewizmem przełożeni doktrynerzy nazywali patriotyzmem socjalistycznym. W tak wyselekcjonowanym środowisku profesjonalizm zawodowy bywał zawsze na drugim planie, psychopatów  i pospolitych bandytów z nizin społecznych przyjmowano bez większych zahamowań, podobnie półanalfabetów, ale „błądzących ideologicznie” już z pewnością nie. W brzmieniu urzędowym wytyczne przybrały następującą formę: „Każdego oficera zwiadu WOP powinno cechować oddanie ideom socjalizmu, muszą oni brać aktywny udział w walce o wcielanie ich w życie i być gotowym do ich obrony”. Niezbędne były również stosowne cechy intelektu, niestety nie wyjaśniono jakie, a ponadto dojrzałość emocjonalna, która polegała na bezkompromisowości w walce z wrogiem zewnętrznym i wewnętrznym, oraz opanowanie w sytuacjach trudnych i niebezpiecznych. Liczyły się także umiejętności i sprawności praktyczne.

Bezpieczniacy ze zwiadu mieli być twardzi niczym skała, odporni na korupcję i nieżądni dóbr materialnych przejmowanych na granicach. Nie mieli prawa załamywać się w niepowodzeniach, a jednocześnie powinno ich cechować głębokie poczucie odpowiedzialności za wykonywane zadanie. Kandydat na bezpieczniaka musiał także opanować „zespół podstawowych wiadomości ogólnych, społeczno-politycznych, a w ich ramach wiedzę o prawach i prawidłowościach rozwoju społecznego”. Ostatnie stwierdzenie to typowy resortowy żargon, chodziło w nim o hołdowanie światopoglądowi materialistycznemu (komunistycznemu), co miało bezpieczniaków uchronić przed wszelkim złem i pokusami. Mało kto jednak wiedział, co kryło się pod tym pojęciem, jego egzegezę przeprowadzali po kres PRL.

Poza tym wymagana była lojalność wobec przełożonych i kolegów, uczciwość w pracy operacyjnej i gotowość podporządkowania własnych spraw interesom społecznym i potrzebom służby w zwiadzie. Oczekiwano również samodzielnego myślenia, umiejętności poprawnego wnioskowania oraz przewidywania problemów i zdarzeń, a także dociekliwości w poszukiwaniu nowatorskich i twórczych rozwiązań problemów operacyjnych, jak również spostrzegawczości i szybkości orientacji oraz zdolności poznawania ludzi. Analizując zbiór cech wymaganych od kandydata na bezpieczniaka WOP, można dojść do wniosku, że miał to być bolszewicki cyborg, któremu wystarczyłoby tylko wskazać cel i ofiarę, a on by ją bez większego wysiłku dopadł.”

Artykuł Nieznana strona komunistycznej bezpieki. Wywiad Wojsk Ochrony Pogranicza. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/nieznana-strona-komunistycznej-bezpieki-wywiad-wojsk-ochrony-pogranicza-wideo/feed/ 0
Sowiecka akcja dezinformacyjna na którą nabrali się najwięksi przeciwnicy komunizmu. Rosyjskie służby do dziś wykorzystują jej schemat. [WIDEO] https://niezlomni.com/sowiecka-akcja-dezinformacyjna-na-ktora-nabrali-sie-najwieksi-przeciwnicy-komunizmu-rosyjskie-sluzby-do-dzis-wykorzystuja-jej-schemat-wideo/ https://niezlomni.com/sowiecka-akcja-dezinformacyjna-na-ktora-nabrali-sie-najwieksi-przeciwnicy-komunizmu-rosyjskie-sluzby-do-dzis-wykorzystuja-jej-schemat-wideo/#respond Sat, 09 May 2020 06:45:22 +0000 https://niezlomni.com/?p=51061

Jak zapewnić nowopowstałemu bolszewickiemu państwu okres oddechu dla ustabilizowania sytuacji wewnętrznej? Jak uniknąć interwencji zbrojnej państw zachodnich oszukując „białą” emigrację i obce wywiady? Wystarczy rozgłaszać, że Związek Sowiecki upadnie z hukiem, bo na jego terenie działa rozbudowana konspiracja, która obali władzę czerwonych. Jak zwabić przy okazji liderów „białej” rosyjskiej opozycji do Rosji i jak przewerbować oficerów służb zachodnich penetrujących Bolszewię?

Pomysł tej – nie da się ukryć – błyskotliwej operacji wyszedł z gabinetu Feliksa Dzierżyńskiego. „Trust” to precyzyjnie przygotowana i brawurowo poprowadzona akcja dezinformacyjna – matka wszystkich późniejszych akcji sowieckich służb wywiadu. Czerwona bezpieka stworzyła fikcyjną organizację podziemną „przygotowującą przewrót” w Sowieckiej Rosji i restaurację dawnej władzy.

Smutną rolę w tej paneuropejskiej zagrywce odegrał polski wywiad, wywiedziony umiejętnie w pole.

­

Rosyjskie służby przejęły aktywa wywiadowcze swoich sowieckich poprzedniczek i udoskonaliły akcje dezinformacyjne montowane według schematu kombinacji Trust.

Postsowieckie służby wciąż wmawiają nam, że właściwie ich nie ma, że są bezsilne, że nie wpływają na wydarzenia w naszym kraju. A nasza podejrzliwość to tylko kompleksy i rusofobia. Przyszło nam zatem żyć w rozkwicie akcji Trust 2.0, choć nie chcemy tego przyjąć do wiadomości. Nie znamy rozmachu działań skierowanych przeciwko Polsce, ale możemy podejrzewać, że następcom Dzierżyńskiego z FSB nie brakuje fantazji i - znajomości charakteru Polaków.

Sprawdźmy jak wyglądał mechanizm działania pierwowzoru tych operacji.

Wyselekcjonowani agenci operacji „Trust” ruszyli na Zachód, szukając sprzymierzeńców. Przekonali rządy, służby państw zachodnich i media o słabości sowieckich sił, o nieuchronności upadku Związku Sowieckiego, a przy okazji przejęli wszystkie fundusze przeznaczone na wspomożenie „opozycji”. Państwa zachodnie w znacznym stopniu sfinansowały więc akcję wymierzoną przeciwko sobie.

Do wybuchu drugiej wojny światowej Sowieci przeprowadzili 40 operacji według metodyki Trustu. Po kapitulacji III Rzeszy, kolejne klony Trustu - zwane dwojnikami, zostały zrealizowane na Ukrainie - w ramach zwalczania UPA (akcja „Arsenał 1“), i w Polsce, gdzie ubecja stworzyła całą fikcyjną V komendę WiN (akcja „Cezary”).

Marek Świerczek, Największa klęska polskiego wywiadu. Sowiecka akcja dezinformacyjna „Trust” 1921-1927, Wyd. Fronda, Warszawa 2020. Książkę można zamówić na stronie wydawnictwa Fronda.

https://www.youtube.com/watch?v=otGhyc4YZW0&t=2s

O autorze:

Marek Świerczek (ur. 1970) – polski historyk, publicysta i pisarz. Współpracuje z miesięcznikiem Stosunki Międzynarodowe oraz Przeglądem Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zamieszczał swoje teksty w miesięczniku "Alfred Hitchcock poleca". Na rynku literackim objawił się w 2006 r. przy okazji konkursu na opowiadanie grozy miesięcznika "Nowa Fantastyka" w którym zajął II miejsce. Kilka miesięcy później opublikował powieść Bestia, łączącą powieść gotycką z narodową tradycją i historią powstania styczniowego. W 2013 r. wydał kolejną powieść Dybuk, gdzie wykorzystał historyczne klisze pogromu z 1946 r. Dwa lata później na rynku literackim pojawiła się jego kolejna książka, łącząca powieść szkatułkową, kryminał i horror, zatytułowana Skowyt. Książka Największa klęska polskiego wywiadu jest owocem zawodowych zainteresowań Marka Świerczka – historyka.

Fragment książki Największa klęska polskiego wywiadu:

Rola sowieckich służb specjalnych

Głównym narzędziem do osiągnięcia bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego Rosji Sowieckiej była oczywiście policja polityczna, która stała się wszechobecną strukturą biurokratyczną, obejmującą kontrolą całość życia publicznego Rosji Sowieckiej1. Szczególną rolę w tym zadaniu powierzono kontrwywiadowi, który od samego początku swego istnienia miał charakter ofensywny i nie uznawał granic państwowych, prowadząc gry kontrwywiadowcze w Europie i Azji2. Z tego też powodu wywiad sowiecki, który powstał relatywnie późno, bo dopiero w kwietniu 1920 roku, był od początku uplasowany w strukturach kontrwywiadu, dopiero z czasem przekształcając się w osobną jednostkę3.

W założeniach teoretycznych bolszewików w Rosji Sowieckiej miało nie być tajnej policji. Lenin nawet w swoim utopijnym credo wyłożonym w „Państwie i rewolucji” zakładał, że nie będzie nawet policji kryminalnej. Szybko jednak okazało się, że opór wobec reżimu bolszewickiego jest na tyle poważny, a wsparcie mas tak słabe, że niezbędne jest oparcie się na RKKA chroniącej „socjalistyczną republikę” od wrogów zewnętrznych oraz na „organach” walczących z wrogiem wewnętrznym.

20 grudnia 1917 roku na posiedzeniu Sownarkomu Feliks Dzierżyński zażądał utworzenia organów dla rewolucyjnego rozliczenia się z kontrrewolucję4. Tego samego dnia powołano CzeKa5. Pomimo początkowego braku w niej wyodrębnionych struktur odpowiedzialnych za wywiad i kontrwywiad, od samego początku swego istnienia prowadziła działalność na tych kierunkach6. W maju 1918 roku powstała sekcja kontrwywiadowcza Czeka, która w latach 1921-1922 została powiększona do rangi wydziału (Kontrrazwiedywatielnyj Otdiel – KRO).

CzeKa (przemianowana wkrótce na GPU i OGPU) – choć formalnie była tylko jedną z wielu historycznie ukształtowanych w Europie służb specjalnych – de facto była zjawiskiem historycznym bez analogii7. Wszystkie istniejące ówcześnie służby specjalne, nawet tak brutalne jak carska Ochrana, były instytucjami państwowymi działającymi w mniejszym lub większym stopniu w ramach obowiązującego porządku prawno-moralnego8, zaś CzeKa powstała na gruzach dawnych instytucji państwowych i nie respektowała ani dawnych praw, ani moralności, traktowanej jako burżuazyjny przeżytek.

Żadna służba specjalna działająca na terenie własnego kraju nie miała wcześniej tak szerokich pełnomocnictw i nie stosowała tak brutalnych metod. Ponadto, w CzeKa doszło do niezwykłego zjawiska polegającego na dokonaniu syntezy byłych struktur ochrony prawa z przedstawicielami przestępczego podziemia. W CzeKa/GPU pracowali bowiem ramię przy ramieniu byli urzędnicy carskiego MSW i zawodowi rewolucjoniści. Dzięki współpracy dwóch do tej pory zwalczających się grup, możliwym stała się praktyczna weryfikacja stosowanych do tej pory metod i stworzenia nowych, całkowicie rewolucjonizujących dotychczasowy modus operandi służb specjalnych. Zainicjowano proces, w czasie którego w skostniałe formy tajnej, carskiej policji politycznej wlano doświadczenie rewolucyjnych spiskowców oraz rewolucyjny ferment myśli, który ogarnął wtedy elity Rosji Sowieckiej9. Tego typu procesom zwykle towarzyszą rewolucyjne zmiany w działalności służb specjalnych10 i tak też było w CzeKa/GPU, która wypracowała narzędzia, sprawiające, że skuteczność jej działania była nieprawdopodobnie wysoka.

Pierwszym z nich był terroryzm. Sowieckie służby specjalne sięgały do metod niestosowanych zwykle w Europie wobec ludności własnej: do masowych egzekucji, brania zakładników z rodzin i tortur.

W przeciwieństwie do terroru jakobińskiego, większość egzekucji odbywała się w piwnicach, a nie na oczach tłumu, co wzmagało lęk społeczeństwa i generowało legendy na temat orgii okrucieństwa mających miejsce w lochach tajnej policji. Co więcej, terror nie miał charakteru jednostkowego, lecz odbywał się według kryteriów klasowych. Powodowało to niezdolność do stworzenia przez przeciwników nowej władzy strategii przetrwania w postaci udawania bierności lub wycofania się z życia publicznego. Można było przecież być aresztowanym bez powodu, na podstawie czyjegoś donosu lub po prostu wskutek bycia carskim żandarmem lub posiadaczem ziemskim. W tej sytuacji jedyną rozsądną strategią nie mogła być pasywna próba przeczekania, tylko aktywne współuczestnictwo, które – w sytuacji irracjonalnych kryteriów doboru ofiar – mogło dawać nadzieję przeżycia. W tej sytuacji nie mogło dziwić wykorzystywanie przez Czeka/GPU byłych wrogów do działań operacyjnych. Ludzie – złamani torturami, śmiertelnie przerażeni i świadomi tego, że ich rodziny padną ofiarą represji w razie niebezpieczeństwa – podejmowali współpracę, gdyż jedynie ona dawała szansę uratowania siebie i bliskich. Po czym, włączały się (opisane w dalszej części pracy) psychologiczne mechanizmy dysonansu poznawczego, które mogły prowadzić nawet do pełnej identyfikacji z oprawcami12. Jednak sam terror nie mógł zapewnić sukcesu13, gdyż łatwo jest przekroczyć granicę, gdy ludzie zaczynają wierzyć, że nie mają już nic do stracenia i kierują się jedynie nienawiścią i żądzą zemsty. Dlatego koniecznym uzupełnieniem terroru była ideologia komunistyczna, która po pierwszej wojnie światowej nabrała rangi quasi religijnej i była atrakcyjna nie tylko dla sporej części społeczeństwa sowieckiego, ale i dla szerokich kręgów w całej Europie14. Lewicowa inteligencja i spora część robotników widziała w Rosji Sowieckiej „Nowe Jeruzalem”15. Pomagało to z jednej strony oprawcom w uporaniu się z poczuciem winy i dawało im przekonanie o swojej misji, a z drugiej, stawiało przeciwników na słabych pozycjach obrońców skompromitowanego porządku społecznego, który po wiekach eksploatacji upośledzonych grup, doprowadził do hekatomby I wojny światowej.

Z tego punktu widzenia, łatwo było propagandzie bolszewickiej przedstawiać swoich ideologicznych przeciwników jako zdegenerowane jednostki, pragnące jedynie odzyskania swoich uprzywilejowanych pozycji społecznych, obojętnych na los społeczeństwa sowieckiego i całej ludzkości, którą rewolucja miała doprowadzić do komunizmu, kiedy to – zdaniem Lenina – nie miało już być wyzysku człowieka przez człowieka. Ideologia bolszewicka, wraz z jej tak zadziwiającymi przejawami, jak wolna miłość i rozbicie tradycyjnych więzów religii, rodziny, moralności i obyczaju, jawiła się jako nowa jakość, jako droga do nowego, wspaniałego świata. Było to niebywale atrakcyjne, zwłaszcza dla ludzi, których dotychczasowy światopogląd zdruzgotała wojna światowa. W tej sytuacji, terror był przedstawiany jako samoobrona młodej republiki przed siłami reakcji, a w naturze ludzkiej leży zgoda na użycie wszelkich dostępnych środków do samoobrony. Co więcej, oprawcy z Czeka/GPU nie tylko przedstawiali tak własne działania, ale – jak się wydaje – sami w to wierzyli16, co dawało im w zetknięciu z przeciwnikami politycznymi niebywałą przewagę argumentacji. (…)

Artykuł Sowiecka akcja dezinformacyjna na którą nabrali się najwięksi przeciwnicy komunizmu. Rosyjskie służby do dziś wykorzystują jej schemat. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/sowiecka-akcja-dezinformacyjna-na-ktora-nabrali-sie-najwieksi-przeciwnicy-komunizmu-rosyjskie-sluzby-do-dzis-wykorzystuja-jej-schemat-wideo/feed/ 0
Akcja „Wisła”. Kres krwawych walk z OUN-UPA czy komunistyczna zbrodnia? [WIDEO] https://niezlomni.com/akcja-wisla-kres-krwawych-walk-z-oun-upa-czy-komunistyczna-zbronia-wideo/ https://niezlomni.com/akcja-wisla-kres-krwawych-walk-z-oun-upa-czy-komunistyczna-zbronia-wideo/#respond Mon, 22 Jul 2019 10:31:45 +0000 https://niezlomni.com/?p=50781

− Na tle praktyki międzynarodowej stosowanej po I i II wojnie światowej sprawa przesiedlenia ludności ukraińskiej w ramach Operacji „Wisła” nie jest więc odosobniona – mówi Władysław Filar.

− Wymuszone różnymi okolicznościami masowe przesiedlenia ludności miały miejsce także w innych krajach Europy. Była to po prostu zaakceptowana i przyjęta praktyka, która nie budziła niczyich zastrzeżeń. Takie podejście wynikało przede wszystkim z surowej oceny tragicznych wydarzeń, a także doświadczeń wojennych z okresu II wojny światowej i po jej zakończeniu. Nawiązywało do istniejącej wówczas sytuacji politycznej, społecznej i gospodarczej. Dlatego też nie można, w odniesieniu do podjętej przez władze polskie decyzji o przesiedleniu, stosować normy i oceny dnia dzisiejszego. Profesor Krzysztof Skubiszewski w artykule Akcja „Wisła” i prawo międzynarodowe opublikowanym w „Tygodniku Powszechnym” odrzucił tezę, że przesiedlając Ukraińców, strona polska złamała dwie konwencje międzynarodowe o ochronie ludności cywilnej podczas konfliktów wojskowych, a mianowicie konwencję haską z 1907 r. i genewską z 1947 r. Konwencja haska bierze w obronę ludność cywilną w konfliktach między państwami lub między państwami i organizacjami powstańczymi, a UPA nie była w tym czasie przez nikogo uznawana za stronę wojującą ani za organizację powstańczą. Konwencję genewską Polska podpisała po 1949 r. i ratyfikowała w 1955 r., a więc już po Akcji „Wisła”. Zdanie profesora w tej kwestii jest ważne nie tylko dlatego, że był on wówczas ministrem spraw zagranicznych, ale też
uznanym autorytetem w zakresie prawa międzynarodowego, sędzią Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze, przewodniczącym Trybunału Rozjemczego Iran−USA, a także wykładał na uczelniach we Francji, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii. Napisał również wiele publikacji, w których zajmował się m.in. problematyką wysiedleń ludności. Jest autorem pracy Wysiedlenia Niemców po II wojnie światowej. Oczywiście oceniając całą sprawę, trzeba się zgodzić, że przesiedlenie ludności ukraińskiej było dla niej rozwiązaniem bolesnym, ale wymuszonym przez zbrodniczą działalność OUN-UPA, koniecznym dla zlikwidowania na południowo - wschodnich terenach Polski stanu niepokoju i wrzenia oraz przywrócenia normalizacji życia kraju po zniszczeniach wojennych. Rzecz jasna, można się zastanawiać, czy można było zgnieść ukraińskie podziemie bez wysiedlenia resztek ludności ukraińskiej. Moim zdaniem żadne inne rozwiązanie nie istniało. Dopóki ludność ta mieszkałaby w południowo– wschodniej Polsce, OUN-UPA działałaby, prowadząc w dalszym ciągu terrorystyczną działalność wymierzoną w struktury państwa polskiego i jego obywateli.

Jednoznacznie można to wnioskować z lektur wspomnień dowódców upowskich sotni, których ostatnio ukazało się bardzo dużo. Weźmy chociażby pod uwagę wspomnienia Stepana Stebelskiego „Chrina”, które są tym cenniejsze, że pisał on je w bunkrze na Ukrainie, a nie gdzieś na Zachodzie, gdzie miały służyć głównie propagandzie działalności ukraińskich nacjonalistów. Stebelski pisze w nich, że dzięki działalności OUN-UPA w południowo-wschodniej Polsce:
[…] świat dowiedział się, że naród ukraiński broni swoich zachodnich ziem, dążąc do niepodległego państwa, stawia czoło wszystkim okupantom jednocześnie. Przez dłuższy czas na terenach Zakerzonia autorytet polsko-bolszewickiej władzy był nadszarpnięty. I dopiero po porozumieniu trzech państw: ZSRR, czerwonej Polski i Czech − przy bezwarunkowym wysiedleniu ukraińskiej ludności Zakerzonia − nasze dalsze działania na jego terenach stały się politycznie niepotrzebne. W momencie wysiedlenia resztek ludności ukraińskiej nasze zadanie było zakończone". 

Takich wypowiedzi można cytować znacznie więcej. Wszyscy upowcy, którzy spisali swoje wspomnienia, zgodnie podkreślają, że wysiedlenie ludności ukraińskiej położyło kres działalności ich formacji na Zakerzoniu. Żadne inne rozwiązanie nie wchodziło w grę. Twierdzenia niektórych historyków, sugerujące, że można było rozbić ukraińskie podziemie bez wysiedlania ukraińskiej ludności, wynikają z politycznej poprawności, a nie z realnej oceny faktów. Odrzucić trzeba jako absurdalną tezę, że z ukraińskim podziemiem powinny rozprawić się władze bezpieczeństwa. Jak wcześniej mówiłem, UB wobec OUN-UPA był całkowicie bezradny. Nie potrafił rozpracowywać tego środowiska. Dysponował tylko ogólnym rozeznaniem na temat oddziałów UPA. Nie potrafił zdobyć żadnych konkretnych informacji dotyczących struktur, oddziałów czy osób. Nie przekazywał wojsku użytecznych informacji. Działał po omacku, uderzając w próżnię. Dopiero w trakcie samej Operacji „Wisła” zwiększył ilość informatorów w środowisku ukraińskim, werbując ich głównie spośród jeńców wziętych do niewoli i dezerterów. Wtedy jednak już los OUN-UPA stał się przesądzony. Informacje pozyskiwane od jeńców i dezerterów były przydatne w zasadzie
już w końcówce Operacji „Wisła” i po jej zakończeniu, do lokalizacji i niszczenia niewykrytych jeszcze bunkrów i schronów UPA. Najbardziej cennym współpracownikiem pozyskanym w OUN-UPA był, jak mówiłem, Jarosław Hamiwka − „Wyszyński”, „Meteor” i „UNRRA”. W sumie dobrowolnie do władz zgłosiło się tylko 35 członków cywilnej siatki OUN i UPA.

Był to więc bardzo nikły procent spośród tak dużej struktury. Nie można też zapominać, że ci „dobrowolcy” zaczęli się zgłaszać, kiedy zrozumieli, że z chwilą wysiedlenia ludności ukraińskiej gra stanie się skończona. Wcześniej UB nie był w stanie zdobyć informatora na żadnej ukraińskiej wsi czy wewnątrz UPA. OUN miał wyspecjalizowaną strukturę w postaci Bojówek Służby Bezpieczeństwa, które wykonywały zadania wywiadowcze i kontrwywiadowcze. Jednocześnie zajmowały się prowadzeniem śledztw, wykonywaniem wyroków i sprawowaniem funkcji policyjnych na danym terenie. Sprawowały też władzę sądowniczą wobec ludności zamieszkałej na podległym jej terytorium. BSB dzieliła się na rejony i nadrejony. W każdym Łuszczu, obejmującym kilka wsi, działali tajni informatorzy. Z kolei w każdej wsi był co najmniej jeden tajny współpracownik, a najczęściej dwóch lub trzech. Raz w miesiącu składali oni raporty rejonowemu referentowi SB. Ten analizował je, prowadził śledztwa, przesłuchania oraz wydawał wyroki. Jego organem wykonawczym była bojówka. Zatrzymywała ona podejrzanego i uprowadzała do lasu, jeżeli spodziewała się, że torturami wydobędzie z niego jakieś informacje. Po „przesłuchaniu” obwiniony bardzo rzadko był zwalniany i najczęściej od razu wykonywano na nim wyrok śmierci przez powieszenie albo mordowano go strzałem w tył głowy. Wyroki, choć nie zawsze, realizowano publicznie, by zastraszyć ludność. Bojówki Służby Bezpieczeństwa z równym okrucieństwem mordowały Polaków, jak i Ukraińców, zarówno mężczyzn, jak i kobiety, a nawet dzieci. Od lektury „sprawozdań z pracy” tej zbrodniczej formacji włosy się jeżą na głowie. W sprawozdaniu z pracy za okres od 10 października do 10 listopada 1945 r. Referaty SB Nadrejonu „Chołodnyj Jar” czytamy m.in.:

W okresie sprawozdawczym aresztowano i zatrzymano 83 osoby. Z tej liczby zlikwidowano 27 osób, protokolarnie przesłuchano 12 osób. Z liczby zatrzymanych zwolniono 56 osób, z czego 45 osób przed zwolnieniem ukarano kijami za prowadzenie agitacji przesiedleńczej, za zmianę metryk oraz niepodporządkowanie się władzom organizacyjnym. Prócz tego zlikwidowano również dwie podejrzane rodziny polskie z tego powodu, że gdy BSB weszła do ich domów, celem przesłuchania ich i aresztowania, wówczas na bojówkarzy posypały się strzały. Obydwie wspomniane rodziny w liczbie 15 osób zlikwidowano.

Do dokumentu tego dołączono listę zamordowanych. Wszystkich zgładzono, jak głosi napis na dokumencie na „Chwałę Ukrainie!”. Działalność BSB-OUN rażąco odbiegała od norm prawnych obowiązujących w cywilizowanym świecie. W Armii Krajowej była ona nie do pomyślenia. Także w poakowskim podziemiu niepodległościowym skazać kogoś na śmierć mógł tylko sąd, a wyrok musiał być zatwierdzony na wyższym szczeblu. Często skazany dostawał pisemne ostrzeżenie, że jeżeli się poprawi, to wyrok nie zostanie na nim wykonany. Nie do przyjęcia było, żeby o czyimś życiu czy śmierci decydował referent lub jego pomocnik, i to po poddaniu podejrzanego torturom! BSB-OUN terroryzowała nie tylko ludność cywilną, ale także oddziały UPA. W każdym z nich SB miała swojego rezydenta, który obserwował
postawy żołnierzy, ich lojalność, morale itp. Jeżeli któryś z upowców wydawał się podejrzany, to SB też brała go na tapetę. Po ewentualnym skazaniu delikwent był rozstrzeliwany przez bojówkę przed frontem sotni. Zdarzało się też, że wyrok wykonywano przez powieszenie na szubienicy. Gdy 2 lutego patrol strażnicy z XXXVI Batalionu WOP odkryli w rejonie wsi Braniów 7 zamaskowanych bunkrów, zobaczyli w ich pobliżu szubienicę. W jednym z bunkrów odkryli też areszt na kilka osób. Bunkry te należały do sotni „Burłaki” i „Łastowki”. W miarę zaostrzającej się sytuacji SB-OUN doskonaliła swoje metody. „Dalnycz”, krajowy referent Służby Bezpieczeństwa Zakerzonia, wydał 16 marca 1947 r. instrukcję dla referentów SB nadrejonów, którą zaopatrzył w klauzulę: „Nie podawać na piśmie do rejonów”. Dwa punkty z tej instrukcji głosiły:

Pkt. 8. W każdym nadrejonie zbudować 1–2 kryjówki wyłącznie do prowadzenia śledztwa. Śledztwo prowadzone na wolnym powietrzu nie daje pełnego rezultatu.

Pkt. 9. Ważnym jest, by przy aresztowaniu i przesłuchiwaniu agenta występować w polskim mundurze. W takich przypadkach trzeba dobrze władać językiem polskim, aby siebie nie zdekonspirować przed otoczeniem i badanym, jeśli chcemy osiągnąć odpowiedni wynik.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Polacy mają prawo wiedzieć, kto stał za ludobójstwem na Wołyniu! Marek Koprowski pokazuje twarze katów [WIDEO]

Podkreślić też trzeba, że OUN-UPA nie wymuszała lojalności na ludności ukraińskiej wyłącznie terrorem. Prowadziła wśród niej intensywną pracę propagandową. Agitatorzy regularnie organizowali na wsiach zebrania, na których mamili cywilną ludność, że III wojna światowa wybuchnie lada dzień, Amerykanie pobiją Sowietów i ich polskich sługusów oraz wyzwolą Ukrainę, musi więc ona jeszcze trochę wytrwać! Nie można też zapominać, że UPA była bardzo związana z miejscową ludnością.

Fragment książki Marka A. Koprowskiego, "AKCJA „WISŁA”. Kres krwawych walk z OUN-UPA", Wyd. Replika, Poznań 2019. Książkę można nabyć TUTAJ

 

Wszystkim pasjonatom historii polskich kresów, Marka A. Koprowskiego nie trzeba przedstawiać. Za serię książek pod wspólnym tytułem „Wołyń” otrzymał Nagrodę im. Oskara Haleckiego w kategorii „Najlepsza książka popularnonaukowa poświęcona historii Polski w XX wieku”. Jest też laureatem nagrody „Polcul – Jerzy Boniecki Foundation” za działalność na rzecz utrzymania kultury polskiej na Wschodzie. „Akcja Wisła”, „Kaci Wołynia” oraz „Wołyń. Krwawa Epopeja Polaków” to trzy ostanie książki Koprowskiego poświęcone tematyce kresowej.

II RP przez całe swoje istnienie nie potrafiła sobie poradzić z problemem ukraińskiego terroryzmu, którego kulminacją było zamordowanie w czerwcu 1934 roku ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego. W czasie II wojny światowej ukraińscy nacjonaliści sprzymierzyli się z III Rzeszą i brali czynny udział w mordowaniu polskiej ludności, kontynuując swoją zbrodniczą działalność zaraz po wojnie. Książka Marka A. Koprowskiego to ostatni akt krwawych zmagań polsko-ukraińskich.

W 1943 r. ukraińscy nacjonaliści rozpoczęli czystki etniczne na Wołyniu. Niniejsza książka dowodzi, że Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, podobnie jak ukraińscy komuniści, dążyła do opanowania części ziem, stanowiąc realne zagrożenie dla integralności Polski. W efekcie tuż po wojnie, na przełomie lat 1946-47, sytuacja w południowo-wschodniej Polsce daleka była od stabilizacji. Wsie ukraińskie w dalszym ciągu stanowiły zaplecze UPA. Najgorzej było w Bieszczadach i na Pogórzu Przemyskim. Działaniom OUN-UPA sprzyjał ponadto górzysty, silnie zalesiony teren, słabo rozwinięte sieci dróg, a w zasadzie ich brak, a także mała liczba ośrodków miejskich i garnizonów wojskowych.

UPA zbudowała tam sieć bunkrów, kryjówek, w których rozlokowano składy materiałowe oraz szpitale. Doraźne działania grupy operacyjnej wojsk WP i KBW nie przyniosły oczekiwanych skutków. By skończyć z OUN-UPA, postanowiono połączyć zmasowaną operację przeciwko oddziałom UPA z przesiedleniem ludności ukraińskiej na Ziemie Zachodnie i Północne. W tym celu powołano Grupę Operacyjną „Wisła”. Wokół jej działań, jak i samej akcji, narosło mnóstwo pytań i kontrowersji. Wciąż toczy się wiele polemik. Historycy ukraińscy dążą do wyizolowania operacji „Wisła” z całego procesu dziejowego lat czterdziestych i stosunków polsko-ukraińskich. Nazywają ją „zbrodnią komunistyczną”, „czystką etniczną”, a nawet ludobójstwem. Koncepcja akcji „Wisła” zbudowana została na bazie prawa przedwojennego, które zezwalało na wysiedlenie ze strefy przygranicznej każdego obywatela, którego władze uznały za „niepożądanego ze względu na bezpieczeństwo granic państwa”. Nie miała zatem nic wspólnego z komunizmem. Nie jest więc prawdą, że Polska złamała prawo międzynarodowe.

Akcja Wisła przeprowadzona w 1947 roku była szybką i humanitarną operacją antyterrorystyczną, która zakończyła banderowskie ludobójstwo, tym samym była operacją konieczną dla zapewnienia bezpieczeństwa ludności polskiej.

Artykuł Akcja „Wisła”. Kres krwawych walk z OUN-UPA czy komunistyczna zbrodnia? [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/akcja-wisla-kres-krwawych-walk-z-oun-upa-czy-komunistyczna-zbronia-wideo/feed/ 0
Ten klip po prostu trzeba zobaczyć. Doskonała odpowiedź dla tych, którzy atakują Polskę. ,,(…) mnie nikt nie przeprasza” (wideo) https://niezlomni.com/mnie-nikt-nie-przeprasza-klip-respectus-w-odpowiedzi-na-ataki-na-polske/ https://niezlomni.com/mnie-nikt-nie-przeprasza-klip-respectus-w-odpowiedzi-na-ataki-na-polske/#comments Wed, 28 Feb 2018 07:51:36 +0000 https://niezlomni.com/?p=47778

Coraz głośniej w mediach społecznościowych o kampanii #RespectUS. Jej autorzy podkreślają: ,,Międzynarodowa kampania przypisywania Polakom współodpowiedzialności za Holocaust to jedno z najbardziej szokujących i skandalicznych wydarzeń najnowszej historii Polski". W sieci pojawiło się nagranie, które po prostu trzeba zobaczyć.

Organizatorzy akcji przygotowali klip, na którym zakrwawiony mężczyzna mówi o wszystkich wydumanych winach Polaków, przepraszając za to.

Wstydu rumieniec zalewa mi twarz, łza polska powiekę mi zrasza, przepraszam was bardzo o wszystkie narody, serdecznie was tutaj przepraszam. Przepraszam was Niemcy, przezacni Germanie, za Grunwald, Drzymałę i Wrześnię. Przepraszam gorąco, postawię wam chlanie, za wuja Adolfa i resztę. Ciebie szlachetny narodzie radziecki, za Sybir, wywózki Stalina. Prastitie, przepraszam was słowem serdecznym

- mówi. Podkreśla:

Tylko jedno mnie przenika do głębi, że mnie nikt nie przeprasza

W klipie wykorzystano tekst zespołu Lumpex'75 - ,,Przepraszam".

Jednocześnie autorzy spotu prezentują objaśnienie:

„(…) Przepraszam cię także narodzie radziecki za Sybir, wywózki Stalina”

Syberia

– nieludzka ziemia. Jedna z najbardziej wyludnionych i wrogich człowiekowi części Rosji. Sybir stał się dla Polaków symbolem wielkiego cierpienia i śmierci. Od XVIII do XX wieku władze rosyjskie zsyłały na Syberię setki tysięcy naszych rodaków zmuszając ich do ciężkiej i katorżniczej pracy przy temperaturach sięgających (-40 stopni Celsjusza). Zsyłki Polaków na Syberię miały miejsce zarówno w czasach panowania rosyjskich carów jak i w XX wieku. Za tę hekatombę nikt nigdy nas nie przeprosił i nie zadośćuczynił cierpieniu setek tysięcy ludzi.

„(…)Prostitie przepraszam was słowem serdecznym, za testament Dubynina”

Wiktor Dubynin - radziecki generał. W 1980 i 1981 (lata stanu wojennego wprowadzonego w Polsce przez sowieckich emisariuszy) stał z dowodzoną przez siebie dywizją pancerną na granicy z Polską w rejonie Grodna na Białorusi. Przed śmiercią poinformował, że w roku 1981 armia sowiecka miała przekroczyć granice Polski.

„(…) Za carską cenzurę, czerwoną cenzurkę, Łysenkę, piosenkę i ciszę”

Trofim Łysenko - radziecki uczony z początku XX wieku. Jego pomysły „restrukturyzacji” rolnictwa doprowadziły do śmierci z głodu kilka milionów obywateli Związku Radzieckiego.

„(…) Za koniak gruziński z kiszonym ogórkiem. Przepraszam was towarzysze”

Koniak gruziński w czasach okupacji Polski przez sowietów i komunistów do roku 1989 był synonimem iluzorycznego luksusu. Był to alkohol niskiej jakości, na który stać było nielicznych.

„(…) Przepraszam was Szwedzi, zamorscy sąsiedzi za potop i mój kraj dziki”

"Potop Szwedzki" to Polska nazwa II Wojny Północnej. Był to trwający 5 lat najazd Szwecji na Polskę pomiędzy rokiem 1655 a 1660. Szacuje się, że w wyniku najazdu Polska utraciła 50% całego swojego majątku. Celowo niszczone były przez Szwedów średniowieczne zamki, twierdze i kościoły, które dziś miałyby po 800 i 900 lat.

„(…) Przepraszam cię także bolszewio-komuno za UB, Bermana, Humera”

W roku 1945 władzę w Polsce przejęli okupanci sowieccy. Najbrutalniejszym okresem okupacji był stalinizm trwający do 1954 roku. W latach 1944-1956 działał na terenie Polski Urząd Bezpieczeństwa (UB), organizacja militarna o charakterze przestępczym, założona przez Sowietów. Należało do niej wielu wyrodnych synów Polski. Bardzo duży procent w jej władzach stanowili obywatele polscy pochodzenia żydowskiego.

Jakub Berman - działacz komunistyczny żydowskiego pochodzenia. Nadzorował aparat represji stalinowskich w Polsce. Był współodpowiedzialny za represyjną działalność Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Koordynował przygotowywania licznych procesów politycznych, prześladowania kilkusettysięcznej rzeszy polskich bohaterów.

Adam Humer - stalinowski, komunistyczny zbrodniarz. Śledczy odpowiedzialny za stosowanie tortur na polskich więźniach politycznych. Chociaż bestialskich czynów dopuszczał się pomiędzy 1944 a 1954 rokiem został skazany dopiero w roku 1996. Humer podczas przesłuchań stosował – głównie wobec kobiet - bicie prętem zakończonym stalową kulką oraz drutem kolczastym w piersi i krocze.

Artykuł Ten klip po prostu trzeba zobaczyć. Doskonała odpowiedź dla tych, którzy atakują Polskę. ,,(…) mnie nikt nie przeprasza” (wideo) pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/mnie-nikt-nie-przeprasza-klip-respectus-w-odpowiedzi-na-ataki-na-polske/feed/ 6
Uratowali go polscy Sprawiedliwi. Jak się ,,odwdzięczył”? Historia, której nigdy nie poznacie w szkole… https://niezlomni.com/uratowali-go-polscy-sprawiedliwi-sie-odwdzieczyl-historia-ktorej-nigdy-poznacie-szkole/ https://niezlomni.com/uratowali-go-polscy-sprawiedliwi-sie-odwdzieczyl-historia-ktorej-nigdy-poznacie-szkole/#comments Tue, 13 Feb 2018 11:25:09 +0000 https://niezlomni.com/?p=47063

Frank Blaichman został uratowany przez rodzinę Głosów, którzy zostali później odznaczeni Medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Ale jego późniejsze losy to prawdziwe pasmo działań wymierzonych w Polskę.

Syn żydowskiego drobnego kupca zbożowego zbiegł z rodzinnej wsi Kamionka na wieść o przygotowanym przesiedleniu Żydów do getta w Lubartowie. Ukrywał się w Kierzkówce u rodziny odznaczonej później Medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Jednak potem zdecydował się opuścić schronienie i wspólnie z grupą Żydów stworzył kilkuosobową grupę zbrojną działającą w okolicznych lasach. Jak sam pisze w pamiętnikach, jego oddział zamordował m.in. dwóch młodych żołnierzy AK.

Kiedy zaczęliśmy ich przesłuchiwać, okazało się, że są członkami AK – antysemickiej Armii Krajowej. Dostali rozkaz zabicia nas, ponieważ byliśmy Żydami i okradaliśmy chłopów

- napisał.

Partyzanci współpracowali także z partyzantką komunistyczną. Wspomnienia Blaichmana wskazują, że wspólnie tworzyli grupę rabunkową.

Po wojnie został funkcjonariuszem komunistycznego aparatu represji, najpierw jako pracownik Urzędu Bezpieczeństwa, potem sprawując funkcję kierownika Wydziału Więzień i Obozów kieleckiego WUBP.

W 1951 r. wyemigrował do USA, gdzie opublikował pamiętnik ,,Rather Die Fighting: A Memoir of World War II" (,,Wolę zginąć walcząc. Wspomnienia z II wojny światowej"). Na publikację spadła lawina krytyki: autorowi zarzucano stanowisko antypolskie i fałszowanie historii. W publikacji Bleichman oskarżał AK o kolaborację z Niemcami i programowy antysemityzm. Pisał m.in.:

Drapieżczo antysemicka Armia Krajowa prowadziła niepohamowaną kampanię mającą na celu mordowanie Żydów

Tłumacz polskiego wydania Kamil Janicki podsumował:

Opisując początek wojny Frank Blaichman wielokrotnie stawia znak równości między działaniami Niemców i Polaków

W 2010 r. IPN wszczął śledztwo w sprawie podejrzenia Blaichmana o popełnienie przestępstw stalinowskich oraz mordowanie członków polskiego ruchu oporu.

Blaichman mieszka obecnie w Nowym Jorku. Ma dwójkę dzieci i sześcioro wnuków.

źródło: Rzeczpospolita / Bibuła / Wikipedia

Artykuł Uratowali go polscy Sprawiedliwi. Jak się ,,odwdzięczył”? Historia, której nigdy nie poznacie w szkole… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/uratowali-go-polscy-sprawiedliwi-sie-odwdzieczyl-historia-ktorej-nigdy-poznacie-szkole/feed/ 5
Nie tylko pakt Ribbentrop – Mołotow? Litwini mieli dogadać się z Hitlerem w sprawie przyłączenia Wileńszczyzny https://niezlomni.com/nie-tylko-pakt-ribbentrop-molotow-litwini-mieli-dogadac-sie-z-hitlerem-w-sprawie-przylaczenia-wilenszczyzny/ Sun, 01 Oct 2017 06:24:05 +0000 http://niezlomni.com/?p=767

23 sierpnia 1939 w Moskwie zawarty został układ Ribbentrop-Mołotow. Do oficjalnej umowy dołączono tajny protokół przewidujący rozbiór Polski oraz podział strefy wpływów w Europie Wschodniej.

Punkt 1 tajnego protokołu stanowił: „Na wypadek przekształcenia terytorialno-politycznego obszaru należącego do państw bałtyckich (Finlandia, Estonia, Łotwa, Litwa), północna granica Litwy stanowiłaby zarazem granicę między strefą interesów Niemiec i ZSRR, przy czym obie strony uznają pretensje Litwy do terytorium wileńskiego”.

Przy lekturze cytowanego zapisu rodzi się pytanie:

[quote]Jak to się stało, że w supertajnej umowie dwaj bezwzględni grabieżcy, nieliczący się z nikim i z niczym, postanowili uczynić podarunek terytorialny małemu, niewiele znaczącemu państwu, które nie było stroną kontraktu? Czy istniała jakaś ukryta przyczyna powodująca taki stan rzeczy?[/quote]

Próbując odpowiedzieć na to pytanie, warto byłoby zajrzeć do dokumentów pewnego śledztwa, toczącego się w Polsce w latach 1948-1949. Otóż w lecie 1948 roku, w ramach skoordynowanej akcji policyjnej, aresztowano na terenie całego kraju kilka tysięcy byłych żołnierzy wileńskiej AK. Wśród zatrzymanych znaleźli się trzej byli oficerowie kontrwywiadu Okręgu Wileńskiego AK, działający w utworzonej w roku 1944 specjalnej komórce zajmującej się zwalczaniem wpływów komunistycznych na tym terenie. Komórka miała kryptonim organizacyjny „Cecylia”, pochodzący od pseudonimu jej szefa Mirosława Głębockiego.

[caption id="attachment_966" align="alignleft" width="150"]Sergiusz Piasecki Sergiusz Piasecki[/caption]

Jednym z trzech zatrzymanych oficerów „Cecylii” był 32-letni wówczas podporucznik Witold Milwid. Zanim został skierowany do „Cecylii” był członkiem Kedywu wileńskiej AK, gdzie posługiwał się pseudonimem „T-9”. To on razem z Sergiuszem Kościałkowskim ps. „Czaruś” dokonał w marcu 1943 skutecznego zamachu na redaktora wileńskiej gadzinówki Czesława Ancerewicza w kruchcie kościoła św. Katarzyny. Instruktorem członków Kedywu z ramienia Dowództwa Okręgu był znany pisarz o bujnej przeszłości Sergiusz Piasecki. Po latach na emigracji w Wielkiej Brytanii opisał akcje Kedywu wileńskiej AK w powieści „ Dla honoru organizacji”. Sportretował tam m. in. Milwida pod postacią chemika o pseudonimie „R-7”.

W dniu 1 listopada 1948 w ramach toczącego się śledztwa w sprawie działalności „Cecylii” Witold Milwid złożył do protokołu ciekawe zeznania na temat prawdopodobnego zawarcia w roku 1939 przez rządy Niemiec i Litwy tajnej umowy dotyczącej przyłączenia Wileńszczyzny do Republiki Litewskiej. Według zaprotokołowanej przez funkcjonariusza UB Adama Kujawę wersji Milwida, w roku 1942 lub 1943 dowiedział się on od Sergiusza Piaseckiego, że ówczesny administrator apostolski diecezji wileńskiej biskup Mečislovas Reinys, były minister spraw zagranicznych Litwy, przechowuje w kancelarii biskupiej albo w skarbcu katedry wileńskiej egzemplarz tajnej umowy pomiędzy Niemcami a Litwą, zawartej w okresie przejęcia Kłajpedy przez III Rzeszę, na mocy której rząd niemiecki obiecał w możliwie najbliższej przyszłości przyłączenie Wilna do Litwy w zamian za zainstalowanie na jej terytorium niemieckich baz wojskowych.

[caption id="attachment_967" align="alignleft" width="150"]Józef Mackiewicz Józef Mackiewicz[/caption]

Piasecki miał się dowiedzieć o tym od Józefa Mackiewicza, który w latach 1939-1940 wydawał koncesjonowaną przez władze „Gazetę Wileńską” i z tego względu utrzymywał dobre kontakty z wieloma prominentami litewskimi.

Mackiewicz w rozmowie z Piaseckim twierdził, że o istnieniu tajnej umowy dowiedział się od samego Reinysa. Członkowie wileńskiego Kedywu AK postanowili zdobyć ten dokument. W tym celu wysłali do kancelarii biskupiej zamieszkałą w Wilnie przy ulicy Wielkiej 22/11 łączniczkę AK o imieniu Lucyna, która pod pretekstem zasięgnięcia informacji na temat kościelnego unieważnienia małżeństwa miała rozejrzeć się po pomieszczeniach. Następnie Sergiusz Piasecki miał dokonać profesjonalnego włamania do sejfu z przechowywanym dokumentem.

Plan spalił na panewce, gdyż Lucyna nie potrafiła znaleźć pretekstu, by dostać się również do prywatnego mieszkania biskupa i w tej sytuacji Piasecki nie podjął się przedsięwzięcia dalszych kroków.

[caption id="attachment_968" align="alignleft" width="183"]Antanas Smetona Antanas Smetona[/caption]

Pokazowy proces członków grupy „Cecylia” odbywał się na przełomie sierpnia i września 1949 w Bydgoszczy. Wszyscy trzej podsądni zostali skazani na karę śmierci. Wyroki wykonano. Pomimo że proces był szeroko relacjonowany przez wszystkie gazety ogólnopolskie, żadna z nich nie zamieściła wzmianki na temat zeznań Milwida dotyczących paktu Hitler-Smetona. Ujawnienie ich treści z miejsca nasunęłoby skojarzenia z zapisami punktu 1 tajnego protokołu do paktu Ribbentrop-Mołotow.

Treść tego protokołu została upubliczniona na Zachodzie w roku 1946, jednakże Związek Sowiecki do roku 1989 konsekwentnie zaprzeczał jego istnieniu. Jedynie „Gazeta Pomorska”, organ KW PZPR w Bydgoszczy, z uwagi na to, że sprawa ta wypłynęła incydentalnie w czasie rozprawy sądowej, zamieściła w dniu 24 sierpnia 1949 pełen niedomówień i zafałszowań odredakcyjny komentarz następującej treści:

[quote]Siatka wywiadowcza ustaliła, że w skarbcu katedry wileńskiej biskup katolicki Wilna Reinys przechowuje »cenny« dokument, w którym Niemcy zaciągnęli szereg zobowiązań wobec litewskiego faszystowskiego rządu Smetony. Agenci »Cecylii« próbowali ten dokument wydobyć ze skarbca katedry. Jednak na rozkaz Piaseckiego »akcja« ta została przerwana.[/quote]

W dalszej części komentarza pada twierdzenie, że Piasecki jako agent polskiego kontrwywiadu wojskowego uczynił to na rozkaz przełożonych, którzy współpracowali z hitlerowcami i nie chcieli ich kompromitować. Do roku 1946 na temat istnienia tajnego protokołu do paktu Ribbentrop-Mołotow wiedziały tylko kręgi przywódcze Niemiec i ZSRR oraz przedstawiciele najwyższych władz kilku innych państw, które pozyskały informacje na drodze wywiadowczej.

Władze polskie pozostawały niestety w zupełnej nieświadomości. W związku z tym nieprawdopodobne jest, aby Milwid i inni konspiratorzy z wileńskiej AK znali w roku 1942 lub 1943 treść punktu 1 tegoż protokołu. Można oczywiście założyć, że Milwid wymyślił wszystko dopiero w roku 1948, gdy już znał te ustalenia. Taki krok z jego strony byłby jednakże wielce ryzykowny. Gdyby bowiem komuniści z jakichś przyczyn zdecydowali się na nagłośnienie tej sprawy, wówczas przebywający na Zachodzie Piasecki i Mackiewicz mogliby fantazje Milwida skutecznie zdezawuować.

Sergiusz Piasecki już w trakcie trwania procesu grupy „Cecylii” na łamach emigracyjnego „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza” zabrał głos w sprawie innych zeznań Milwida przed bydgoskim sądem, opisywanych przez prasę ogólnopolską. Całkowicie niewiarygodne byłoby założenie, że treść omawianych zeznań podsunęli potwornie skądinąd torturowanemu Milwidowi sami funkcjonariusze UB. Gdyby to uczynili, komunistyczne media nagłośniłyby sprawę we wszystkich mediach.

[caption id="attachment_969" align="alignleft" width="155"]Juozas Urbšys Juozas Urbšys[/caption]

W sprawie tej warto prześledzić szczegółowo wydarzenia związane z przejęciem Kraju Kłajpedzkiego przez III Rzeszę w marcu 1939. W dniu 22 marca 1939 korespondent Polskiej Agencji Telegraficznej donosił z Kowna, że dzień wcześniej wrócił z Berlina minister spraw zagranicznych Litwy Juozas Urbšys i zdał sprawozdanie z toczonych tam rozmów w sprawie Kłajpedy. Zaraz po powrocie Urbšysa poseł niemiecki w Kownie dr Zechlin wręczył władzom litewskim notę z żądaniem przekazania Kraju Kłajpedzkiego Niemcom drogą legalnej uchwały Sejmu litewskiego.

Jeszcze tego samego dnia odbyła się zamknięta narada posłów na Sejm przy udziale członków rządu, a po jej zakończeniu zwołano posiedzenie rady ministrów pod przewodnictwem prezydenta Smetony. Bezpośrednio po zakończeniu tej narady odbyło się zamknięte posiedzenie Sejmu. Według uzyskanych przez dziennikarzy informacji Urbšys referował posłom, że jeśli zwrot Kłajpedy nastąpi w drodze porozumienia, Rzesza uwzględni w szerokim zakresie interesy gospodarcze Litwy. Postanowiono wysłać niezwłocznie do Berlina delegację rządową gwoli zawarcia stosownej umowy. Podpisana została już 22 marca 1939. Ze strony niemieckiej podpis złożył Joachim von Ribbentrop, natomiast w imieniu Litwy uczynili to Juozas Urbšys oraz poseł pełnomocny w Berlinie Kazys Škirpa.

Artykuł 4 umowy stanowił:

[quote]Dla wzmocnienia swej decyzji co do zapewnienia przyjaznego rozwoju stosunków między Niemcami a Litwą, obie strony zobowiązują się nie uciekać wzajemnie do stosowania przemocy ani nie popierać użycia przemocy, skierowanej przeciwko jednemu z kontrahentów przez stronę trzecią.[/quote]

Ostatecznie, w dniu 30 marca 1939 litewski Sejm na specjalnym posiedzeniu poświęconym wyłącznie tej sprawie, jednomyślnie ratyfikował umowę o przekazaniu Niemcom Kłajpedy. Posiedzenie Sejmu trwało, według różnych źródeł, od 5 do 15 minut.

W dniu 28 września 1939 nastąpiła korekta tajnej umowy pomiędzy Hitlerem a Stalinem. W zamian za Lubelszczyznę i wschodnie Mazowsze ZSRR przejął protektorat nad Litwą. 10 października 1939 zawarto w Moskwie oficjalną umowę, na mocy której Litwa miała przejąć władanie nad Wileńszczyzną oraz wyrażała zgodę na utworzenie na jej terytorium baz wojskowych Armii Czerwonej.

W roku 1973 ukazała się w Wilnie książka „Czerwiec 1940” pióra V. Kancevičiusa. Autor opierając się na źródłach sowieckich podawał, że pod koniec roku 1939 prezydent Smetona szukał możliwości zmiany protektora. W tym celu wysłał w poufnej misji do Berlina dyrektora departamentu bezpieczeństwa A. Povilaitisa.

Wysłannik Smetony spotkał się z szefem RSHA Heydrichem oraz z szefem Gestapo Müllerem. Przekazał Niemcom informacje na temat tajnych polskich organizacji działających na Wileńszczyźnie oraz na temat działalności komunistów na Litwie, popieranych przez ZSRR. Po powrocie Povilaitisa do Kowna zawarto utajnioną umowę litewsko-niemiecką o współpracy policyjnej.

W związku z tymi wydarzeniami nasuwa się pytanie, czy wymierzona w Polaków i w komunistów poufna oferta wymiany usług policyjnych nie była jedynie pretekstem do skierowania przez Litwę prośby o zmianę protektora ? Czy przy tej okazji Smetona nie przypomniał Hitlerowi o jakichś utajnionych zobowiązaniach Niemiec wobec Litwy, podjętych w niedalekiej przeszłości? Późniejsze wydarzenia dowiodły, że starania Smetony stanowiły już tylko przysłowiową musztardę po obiedzie.

Jeremi Sidorkiewicz, artykuł "Tajny pakt Hitler-Smetona?" ("Kurier Wileński")

Artykuł Nie tylko pakt Ribbentrop – Mołotow? Litwini mieli dogadać się z Hitlerem w sprawie przyłączenia Wileńszczyzny pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
Żołnierz WiN: „Terror panował ogromny. Władze więzienne robiły wszystko, żeby jak najwięcej więźniów, których ułaskawiono, zmarło z wycieńczenia” [WIDEO] https://niezlomni.com/zolnierz-win-terror-panowal-ogromny-wladze-wiezienne-robily-wszystko-zeby-jak-najwiecej-wiezniow-ktorych-ulaskawiono-zmarlo-z-wycienczenia-wideo/ https://niezlomni.com/zolnierz-win-terror-panowal-ogromny-wladze-wiezienne-robily-wszystko-zeby-jak-najwiecej-wiezniow-ktorych-ulaskawiono-zmarlo-z-wycienczenia-wideo/#respond Thu, 08 Jun 2017 06:43:24 +0000 http://niezlomni.com/?p=39691

- Miałem pomóc UB w aresztowaniu Józka Franczaka - wspomina żołnierz WiN Wacław Szacoń.

Bardzo ciężki był dla nas początek 1949 r. 22 i 23 stycznia milicja oraz KBW przeprowadziły operację przeciwko patrolowi „Lalusia”. W trakcie tej akcji zginął Jerzy Marciniak „Sęk”. Ja przeszedłem do patrolu „Strzały”. „Laluś” od tego momentu ukrywał się samotnie.
Władze doskonaliły się w walce z podziemiem. Po terenie zaczęły krążyć niewielkie patrole UB udające partyzantów. Zachodziły one do wsi podejrzewanych o sprzyjanie partyzantom i prosiły o pomoc, usiłując zdekonspirować nasze meliny, składy broni.... Postanowiłem naszą ukrytą w Wilczopolu koło Lublina broń przenieść do lasów bliżej swego rodzinnego domu. Pewien znajomy zgodził się przewieźć swoim wozem arsenał ukryty pod workami z owsem. Było tego ze czterysta kilogramów; erkaem, dużo amunicji, angielskie granaty, a nawet radiostacja. Całość zawinięto w brytyjskie celty, była to bowiem broń zrzutowa. Ukryłem ją w leśnym zagłębieniu, w gęstym sosnowym zagajniku, pięćdziesiąt metrów od skrzyżowania leśnych dróg. Wracałem zmęczony ze stenem pod pachą i łopatą w ręku, gdy nagle natknąłem się na patrol złożony z ubowca i straży leśnej. Na domiar złego z mojego stena wypadł magazynek i nie mogłem podjąć walki. Aresztowano mnie i zawieziono do siedziby Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie przy ulicy Chopina 17. Trzymano mnie tam pięć dni.

Następnie zostałem przewieziony do więzienia na Zamku Lubelskim. W śledztwie, jak każdego schwytanego bandytę, brutalnie mnie bito. Związano mnie w kij, bito po nogach i karku, do nosa lano wodę… Najgorsze było bicie po jądrach. W wyniku tego ostatniego po wyjściu z więzienia musiałem mieć operację chłoniaka. Śledztwo, na szczęście, było krótkie. Dzięki wcześniejszym zeznaniom aresztowanych członków podziemia UB sporo wiedziało i uznało, że nie ma co ze mnie wybijać następnych zeznań, bo to, co mają, i tak wystarczy, żeby mnie skazać. Ja też uznałem, że nie mam co zatajać tego, co UB i tak już wie. Przyznałem się. Zataiłem jednak wszystko, czego UB nie wiedziało. Nie powiedziałem, co robiłem w czasie okupacji ani dwa lata po wojnie. Sądzono mnie za działalność od 1947 r.

[caption id="attachment_35928" align="alignleft" width="480"] 1 marca, NSZ, wyklęci[/caption]

Śledczy podejrzewali, że ich oszukuję, ale żadnych dowodów nie mieli. Mój proces w trybie doraźnym przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Lublinie odbył się w listopadzie 1949 r. Zdaniem sądu byłem: „jednostką wybitnie aspołeczną, wrogo ustosunkowaną do obecnego ustroju” i jako jednostka powinienem „zostać wyeliminowany raz na zawsze ze społeczeństwa”. Oskarżono mnie, że od 11 lipca 1947 r. do 26 kwietnia 1949 r. brałem udział w walkach w bandzie „Uskoka”, będąc członkiem patrolu pod dowództwem „Strzały”, posługując się pseudonimem „Czarny”. Oskarżono mnie również o to, że posiadałem bez zezwolenia automat pepeszę, pistolet vis, automat sten, pistolet steyr oraz cztery granaty. Prokurator zarzucił mi także udział w szeregu akcji, między innymi w napadzie na spółdzielnię w Nowej Soli w styczniu 1948 r., napadzie na salę biletową i ambulans pocztowy na stacji Grudek we wrześniu 1948 r. i napadzie na stację kolejową w Dominowie. To oczywiście wystarczyło, żeby mnie skazać na karę śmierci. Wyrok 26 listopada wydała trójka orzekająca: porucznik Bolesław Kardasz, a także ławnicy: st. strzelec Jan Jankowski i strzelec Lech Wasik. Właściwie psychicznie byłem przygotowany na taki werdykt.

Jakoś za bardzo nie przejmowałem się tym, że skazano mnie na śmierć. Mam taką naturę, że nastawiam się zawsze na najgorsze, spodziewałem się tego. Po jakimś czasie miałem widzenie z siostrami, które płakały, sądząc, że widzą mnie po raz ostatni. Powiedziałem im, żeby przestały, bo przecież nikt nie będzie żył wiecznie, a ja ginę za wiarę i Ojczyznę, a nie jako sowiecki pachołek. Wyroki wydane w trybie nadzwyczajnym wykonywano z reguły w dwadzieścia jeden dni po ich wydaniu. 17 grudnia 1949 r. ówczesny prezydent Bolesław Bierut ułaskawił mnie, zamieniając mi karę śmierci na dożywotnie więzienie. Mój adwokat, nie pytając mnie nawet o zdanie, napisał podanie z prośbą o łaskę do Bieruta, i ten się przychylił.

[caption id="attachment_467" align="alignleft" width="567"] Józef Franczak "Lalek"[/caption]

Z Lublina przewieziono mnie do więzienia w Rawiczu. Spędziłem w nim cztery lata. Na kwarantannie siedziałem ze słynnym pilotem Stanisławem Skalskim. W Rawiczu panowały bardzo ciężkie warunki. O, to zdecydowanie było najgorsze ze wszystkich więzień komunistycznych. Oddział przeznaczony dla więźniów politycznych nie był zimą ogrzewany. Woda w celach zamarzała. Często trafiałem do karceru, bo byłem hardym więźniem; siedziało się tam nago, w absolutnych ciemnościach, w wodzie i fekaliach. Podpaść można było bardzo łatwo. Władze więzienne robiły wszystko, żeby jak najwięcej więźniów, których ułaskawiono, zmarło z wycieńczenia. Bywało, że w tygodniu umierało dwóch, trzech… Zdarzały się takie okresy, że codziennie umierał jakiś więzień. Jeżeli rano usłyszeliśmy stukot kopyt na wybrukowanym dziedzińcu, znaczyło to, że wywożą kogoś w skrzyni na cmentarz.

Cele były zatłoczone. Pamiętam, że w długiej na 380 cm, szerokiej na 240 cm i 260 cm wysokiej siedziało szesnastu więźniów. W celi o połowę mniejszej przebywało zazwyczaj od siedmiu do dziesięciu. Jak się człowiek w takiej celi położył, to mógł przewrócić się tylko na komendę. Spało się na siennikach, w których było tylko trochę pyłu. Pomieszczenia były zapluskwione i pełne wszelkiego robactwa.

Terror panował olbrzymi. Z jedzenia do spożycia nadawał się tylko chleb, taki, jaki dostawało wojsko. Rano do chleba dodawano czarną kawę. Na obiad otrzymywaliśmy zupę, która poza nazwą nie miała z zupą nic wspólnego. Jak dali niby grochówkę, to w każdej misce było około dwudziestu wołków zbożowych i łupinki z grochu. Dostawaliśmy też zupę z suszonej kapusty i marchwi. Niektórzy się załamywali, popełniali samobójstwa, wieszali się… Wytrzymywali przede wszystkim ci, którzy mieli mocną psychikę. Ci stawali się nawet twardsi! Odsuwali wołki na brzeg miski i jedli tę lurę.

Jeśli chodzi o personel więzienny, czyli oddziałowych, z którymi najczęściej mieliśmy do czynienia, muszę stwierdzić, że nie można wszystkich wrzucać do jednego worka.

Owszem, zdarzali się zwyrodnialcy, ale byli też i ludzie. Pamiętam takiego Majchra, przedwojennego komunistę, który walczył w Hiszpanii, a który później, aresztowany przez wojska Franco, siedział przez wiele lat w więzieniu w Maroku. Po powrocie do kraju w nagrodę za przekonania władze komunistyczne zrobiły go oddziałowym w Rawiczu. Zakładali zapewne, że jako prześladowany przez faszystów będzie się mścił na wrogach. Tymczasem on okazał się bardzo dobrym człowiekiem. Współczuł więźniom i starał się im pomagać. Zdarzało się, że za swoje pieniądze kupował im papierosy. Jak się go poprosiło, żeby zaniósł papierosa do sąsiedniej celi i dał koledze, zawsze to zrobił. W rozmowach z nami mówił: Ja myślałem, że będę księży i burżujów trzymał, a tu same chłopy i robotniki! Nie mógł się nadziwić, że to oni, a nie jacyś panowie, są głównymi wrogami ustroju. Mówił, że wie, co to siedzieć w więzieniu, i podkreślał, że dopóki on będzie oddziałowym, krzywda nam się nie stanie. Opowiadał nam też, że hiszpańscy faszyści lepiej traktowali siedzących w ich więzieniach komunistów, niż polskie władze swoich przeciwników. Jedzenie, które sam otrzymywał za kratami, było znacznie lepsze. Dostawał mięso i owoce, o czym my mogliśmy tylko pomarzyć.
Kiedyś poprosiłem go, żeby zaniósł papierosa koledze z jednej z cel. On wziął, ale po chwili się zawahał: A wiesz, kto tam jest, kapusia tam też mają… Spojrzał na mnie i wulgarnie dodał: Chuj mu na grób! Poszedł z tym papierosem do tej celi i powtórzył to samo. Oświadczył chłopakom w celi, że mają kapusia, którego powinni rozdeptać jak mysz.
Zapamiętałem także takiego Lidziejewskiego, też był porządnym człowiekiem. Zawsze po cichu podkreślał, że jest przedwojennym kapralem, a nie jakimś komunistą.

Jak umarł Stalin, to ja pierwszy z całego pawilonu zobaczyłem wiszący na budynku młyna informujący o tym transparent. Miałem wtedy bardzo dobry wzrok, a drzewa na plantach, oddzielające więzienie od sąsiednich budynków, nie miały jeszcze liści; mogłem zobaczyć napis przez gołe konary. Natychmiast zastukałem do sąsiedniej celi z tą wiadomością.

Wkrótce wszyscy już wiedzieli. Kiedy wyszliśmy na spacer, wszyscy byli uśmiechnięci i szli z podniesionymi głowami. Taki strażnik Przekota, warszawiak, od razu to zauważył i zaczął wrzeszczeć: Co wam tak wesoło?

W 1952 r. wyrok dożywocia zamieniono mi na dwanaście lat więzienia. W Rawiczu spędziłem w sumie cztery; potem na rok przeniesiono mnie do więzienia we Wronkach, a następnie do Strzelec Opolskich. Zwolniono mnie 10 grudnia 1956 r.

W lipcu 1956 r. grupa więźniów zaczęła przygotowywać ucieczkę. Zaczęła się odwilż, rygor w więzieniach zmalał. Pracując w kamieniołomach, zgromadziliśmy nawet materiał wybuchowy. Teoretycznie bunt i ucieczka mogłyby nam się udać, za daleko byśmy jednak nie uciekli. Starałem się wyperswadować to kolegom, o co niektórzy mieli do mnie nawet pretensje. Tłumaczyłem zwolennikom tego rozwiązania, wśród których większość trafiła do więzienia tuż po wojnie, że czasy się zmieniły i władza ludowa znacznie się umocniła. Nawet jak się uda, szybko wpadniemy, bo milicja zrobi gigantyczną obławę. Wszystkie drogi, mosty, dworce i tym podobne zostaną obstawione, a w domu na każdego będzie czekał kocioł. Tłumaczyłem, że skoro sytuacja polityczna się zmienia, pewnie nas wypuszczą. Okazało się, że miałem rację.

Kiedy zamieniono mi dożywocie na dwanaście lat więzienia, przyjechał do mnie oficer śledczy, niejaki Stachyra, którego znałem, bo w czasie okupacji ukrywał się w naszej wiosce. Jak tylko mnie zobaczył, powiedział: Wacek, przywiozłem ci wolność! Zdziwiłem się, ale szybko okazało się, że za owo wyjście wyznaczono określoną cenę. Miałem pomóc UB w aresztowaniu Józka Franczaka. Wcześniej w ogóle nie wiedzieli, że go znałem, bo się do tego nie przyznawałem. Z czasem jednak, na podstawie zeznań innych aresztowanych, UB ustaliło, że nie tylko znam Józka, ale i się z nim przyjaźnię. Józek dalej działał w podziemiu i jako wyjęty spod prawa był jednym z najbardziej poszukiwanych ludzi w kraju. UB uznało, że jeżeli wyjdę na wolność, to on na pewno się ze mną skontaktuje. Stachyra powiedział, że wyposażą mnie w takie urządzenie, w którym tylko przycisnę guzik, i oni będą wiedzieli, w którym kwadracie się znajdujemy; dotarliby do nas pół godziny później. I że nic więcej nie będę musiał robić. Oczywiście zdecydowanie odmówiłem.

Fragment wspomnień Wacława Szaconia W kontrwywiadzie WiN, Marek A. Koprowski, Żołnierze Wyklęci. Wspomnienia i relacje. Tom 2, Replika, Zakrzewo 2017. Książkę można nabyć TUTAJ.

Żołnierze Wyklęci – Niezłomni, którzy walczyli za wolną Polskę, nie wątpiąc w to, czy warto.
Po zakończeniu II wojny światowej nie wszyscy złożyli broń. Wciąż byli ludzie, dla których walka o wolność ojczyzny z każdym jej wrogiem stanowiła oczywistość. Tak zostali wychowani.

Oto zbiór autentycznych relacji żołnierzy podziemia antykomunistycznego, którzy ocaleli z nierównej walki z komunistyczną władzą. Tych nielicznych, którzy wyszli cało z sowieckich więzień i katowni. Wielokroć spoglądali oni śmierci w oczy, znosili nieludzkie tortury, porzucali domy i rodziny, aby nie dać się złapać. Pokonywali wszelkie przeciwności za sprawą charyzmatycznych dowódców oraz dzięki własnej odwadze, sprytowi i poświęceniu. Słowa bezpośrednich świadków tamtych czasów ukazują szeregowych żołnierzy i dowódców nie jako spiżowych bohaterów, ale jako zwykłych ludzi. Tym bardziej wstrząsający jest obraz represji, jakim poddawano nie tylko ich samych, ale także ich rodziny czy kolegów. Męczeni w ubeckich katowniach, trzymani w więzieniach i zakładach karnych, byli skazywani na śmierć lub nieustannie nadzorowani nawet po wyjściu na wolność.

[caption id="attachment_39729" align="alignleft" width="503"] Marek A. Koprowski, fot. screen youtube.com TV Republika[/caption]

Bohaterowie Koprowskiego również obecnie udowadniają, że ojczyzna i jej losy wciąż są dla nich niezwykle ważne. Angażują się w pielęgnowanie pamięci o Żołnierzach Wyklętych i należnej im pamięci.

Marek A. Koprowski - pisarz, dziennikarz, reporter, od ponad dwudziestu lat zajmujący się problematyką wschodnią i losami Polaków na Wschodzie. Jako wysłannik kilku pism odbył ponad sto dwadzieścia podróży – od Brześcia po Sachalin i Kamczatkę, odwiedzając wszystkie kraje na obszarze postsowieckim. Plonem tych wypraw, oprócz tysięcy artykułów, jest też kilkanaście książek. Laureat nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego w 2007 r. za działalność na rzecz utrzymania kultury polskiej na Wschodzie. Obok pierwszego tomu Żołnierzy Wyklętych, ostatnio ukazały się dwa tomy zebranych przez niego relacji Wołyń. Wspomnienia ocalałych oraz integralnie związana z tą tematyką Akcja „Wisła”. Krwawa wojna z OUN–UPA.

- Marek Koprowski jest jednym z najciekawszych polskich popularyzatorów historii - „Do Rzeczy”

Artykuł Żołnierz WiN: „Terror panował ogromny. Władze więzienne robiły wszystko, żeby jak najwięcej więźniów, których ułaskawiono, zmarło z wycieńczenia” [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zolnierz-win-terror-panowal-ogromny-wladze-wiezienne-robily-wszystko-zeby-jak-najwiecej-wiezniow-ktorych-ulaskawiono-zmarlo-z-wycienczenia-wideo/feed/ 0
Wybuchowa święconka w UB. „Jak walnęło, to dach chałupy podniósł się kilka metrów do góry, a ludzie mogli świętować wysyłkę ekspresem do piekła jednej więcej kanalii” https://niezlomni.com/wybuchowa-swieconka-jak-walnelo-to-dach-chalupy-podniosl-sie-kilka-metrow-do-gory/ https://niezlomni.com/wybuchowa-swieconka-jak-walnelo-to-dach-chalupy-podniosl-sie-kilka-metrow-do-gory/#respond Sat, 15 Apr 2017 06:54:01 +0000 http://niezlomni.com/?p=13077

Przy okazji dzisiejszej święconki przypomniała mi się niezwykle smaczna opowieść śp. Mariana Gołębiewskiego bodaj z 1945 r.

W Krasnymstawie lub Hrubieszowie, dobrze nie pamiętam, działał miejscowy ubek, który strasznie dał się we znaki podziemiu. Zasłynął też tym, że po pijanemu strzelał z pepeszy do przypadkowych ludzi na ulicy...

[caption id="attachment_13079" align="alignleft" width="200"]Marian Gołębiewski, fot. Glaukopis.pl Marian Gołębiewski, fot. Glaukopis.pl[/caption]

Zapadła decyzja żeby klienta zlikwidować. Ale nie było to proste bo "żydokomuna" jak go Marian nazywał, się pilnował. W związku z tym likwidacja musiał się odbyć metodami nadzwyczajnymi. Marian (z każdym przechodził od razu na Ty wiec i ja się załapałem) sporządził wielka święconkę, do której napchał jaj, kiełbasy, papierosów, itp wiktuałów i przez gońca dostarczył ją do siedziby UB. Uprzednio zresztą została ona poświęcona w kościele z odpowiednią intencją.

"Liczyłem, że jak to zobaczą jego kumple ubecy, to zrobią wielki bankiet. Ale żydokomuna był pazerny, nie podzielił się z kompanami i zabrał cały kosz do domu. Jak walnęło to dach chałupy podniósł się kilka metrów do góry. Żona ubeka okazała się dobrą katoliczką bo przeżyła - nawet jej nie drasnęło a z chałupy została jej w ręce tylko klamka". Potem zeznawała na sprawie Mariana i powiedziała, ze mąż zaczął się obżerać wiktuałami a tu nagle kiełbasa zaczęła dymić! To ona wyskoczyła do kuchni po wodę, ze ugasić - a tu buuuum!!![

I tak oto w Hrubieszowie czy Krasnymstawie - nie pamiętam dobrze - dobrzy ludzie mogli świętować nie tylko Zmartwychwstanie Pana, ale także wysyłkę ekspresem do piekła jednej więcej kanalii.

I tym optymistycznym akcentem pozdrawiam wszystkich świątecznie, Alleluja.

Źródło: Glaukopis

Artykuł Wybuchowa święconka w UB. „Jak walnęło, to dach chałupy podniósł się kilka metrów do góry, a ludzie mogli świętować wysyłkę ekspresem do piekła jednej więcej kanalii” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wybuchowa-swieconka-jak-walnelo-to-dach-chalupy-podniosl-sie-kilka-metrow-do-gory/feed/ 0
Wstrząsający film ,,W imieniu Polski Ludowej”. Co przeszły kobiety-więźniowie w komunistycznych więzieniach skazane na śmierć. Świadkowie mówią… [WIDEO] https://niezlomni.com/wstrzasajacy-film-imieniu-polski-ludowej-przeszly-kobiety-wiezniowie-komunistycznych-wiezieniach-skazane-smierc-swiadkowie-mowia-wideo/ https://niezlomni.com/wstrzasajacy-film-imieniu-polski-ludowej-przeszly-kobiety-wiezniowie-komunistycznych-wiezieniach-skazane-smierc-swiadkowie-mowia-wideo/#respond Thu, 06 Apr 2017 14:24:44 +0000 http://niezlomni.com/?p=36969

W imieniu Polski Ludowej i jego druga część ,,Jestem niewinna" przedstawia los kobiet-więźniów politycznych osadzonych w komunistycznych więzieniach za współpracę z podziemiem niepodległościowym.

Reżyseria: Maria Miętus
Scenariusz: Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski

https://vimeo.com/69777690

Artykuł Wstrząsający film ,,W imieniu Polski Ludowej”. Co przeszły kobiety-więźniowie w komunistycznych więzieniach skazane na śmierć. Świadkowie mówią… [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wstrzasajacy-film-imieniu-polski-ludowej-przeszly-kobiety-wiezniowie-komunistycznych-wiezieniach-skazane-smierc-swiadkowie-mowia-wideo/feed/ 0
Szewach Weiss: czytam nazwiska żydowskich sędziów, prokuratorów czy ubeków, którzy mordowali Polaków. Czy ja mam prawo krytykować Polaków? https://niezlomni.com/szewach-weiss-czytam-nazwiska-zydowskich-sedziow-prokuratorow-ubekow-ktorzy-mordowali-polakow-ja-prawo-krytykowac-polakow/ https://niezlomni.com/szewach-weiss-czytam-nazwiska-zydowskich-sedziow-prokuratorow-ubekow-ktorzy-mordowali-polakow-ja-prawo-krytykowac-polakow/#comments Fri, 31 Mar 2017 08:23:50 +0000 http://niezlomni.com/?p=36674

Szewach Weiss w rozmowie z Robertem Mazurkiem dla Dziennika Gazety Prawnej opowiada o relacjach polsko-żydowskich. - Może ja mam zbyt dobre podejście do Polaków, bo mnie uratowali? - pyta retorycznie.

W rozmowie zostaje również poruszony temat tego, jak po wojnie część Żydów zamieniła się w katów z UB. Weiss podkreśla, że to ,,niesłychanie gorzka historia".

Czasami myślę sobie tak: „Może ja mam zbyt dobre podejście do Polaków, bo mnie uratowali? A co z tymi, których nie tylko nie uratowali, lecz których wydali na śmierć, co z ofiarami szmalcowników?”. I wtedy się miarkuję, staram się być obiektywny. Ale zaraz potem włączam telewizor i oglądam film dokumentalny o wojnie i przypominam sobie, jak wielką tragedią była ona dla Polaków. A później czytam nazwiska żydowskich sędziów, prokuratorów czy ubeków, którzy mordowali Polaków w czasach stalinowskich. Myślę wtedy: „Czy ja mam prawo krytykować Polaków? A jak Żydzi zachowali się wobec nich?”

- mówi. Dodaje, że obecnie społeczeństwo Żydów się zmienia, ,,tych ludzi, którzy czasem tęsknili za Polską jako krainą ich młodości, już nie ma".

Na to miejsce przyszedł zupełnie inny obraz. Nie widzą Polski przedwojennej, nie znają powojennej, żywa jest tylko pamięć zagłady. Niestety, myśli tak ogół. Żydowska inteligencja, która przyjechała do Izraela, była rozkochana w polskiej kulturze, tęskniła do swoich profesorów uniwersyteckich, do pięknego krajobrazu, ale z drugiej strony Polska jako całość kojarzyła im się źle. Czuli się w niej obco, a przez to zagrożeni. Dziś coraz więcej ludzi postrzega historię Żydów w Polsce jak dzieje Indian w Ameryce – kiedyś byli, ale ich zabili

- podkreśla.

Artykuł Szewach Weiss: czytam nazwiska żydowskich sędziów, prokuratorów czy ubeków, którzy mordowali Polaków. Czy ja mam prawo krytykować Polaków? pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/szewach-weiss-czytam-nazwiska-zydowskich-sedziow-prokuratorow-ubekow-ktorzy-mordowali-polakow-ja-prawo-krytykowac-polakow/feed/ 2