Smak wojny – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Smak wojny – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 TYLKO U NAS fragmenty najnowszej książki Witolda Gadowskiego „Szlag trafił”. Smoleńsk, prawdziwi szpiedzy i zdrajcy… [WIDEO] https://niezlomni.com/tylko-u-nas-fragmenty-najnowszej-ksiazki-witolda-gadowskiego-szlag-trafil-smolensk-prawdziwi-szpiedzy-i-zdrajcy/ https://niezlomni.com/tylko-u-nas-fragmenty-najnowszej-ksiazki-witolda-gadowskiego-szlag-trafil-smolensk-prawdziwi-szpiedzy-i-zdrajcy/#comments Tue, 18 Dec 2018 07:58:30 +0000 https://niezlomni.com/?p=50433

Los sprawia, że Andrzej Brenner 10 kwietnia 2010 roku ląduje w Smoleńsku. Z bliska zagląda w oczy złu. Co się wtedy naprawdę wydarzyło? Czego do dziś boją się najważniejsi ludzie w państwie? Trzecia – po „Smaku wojny” i „Wieży komunistów” – część trylogii o Brennerze. Mój Czytelniku nie będę owijał w bawełnę: wolałbym tego wszystkiego nie napisać, ale życie zdecydowało za mnie… „Szlag trafił!” – to mocna i bezkompromisowa powieść o Andrzeju Brennerze, niezależnym awanturniku, który nieuleczalnie choruje na …Polskę - Witold Gadowski.

 

"Bardzo złe warunki do lądowania – wtrącił się do rozmowy mechanik Muś. Szum nadlatującej „tutki” słychać było już w kabinie jaka. Wszyscy wyszli przed samolot. Chcieli zobaczyć, jak prezydencki poradzi sobie z mgłą i wyląduje. Jeszcze nie widzieli maszyny, chociaż słyszeli już obroty potężnego silnika...

(...)

Nagle niedaleko rozległ się potężny trzask, potem następne, coraz dłuższe pauzy i znów. Huk, dudnienie, aż naraz spadła na nich cała lawina ostrych dźwięków... Rozległa się ogłuszająca detonacja i chwilę później na twarzach poczuli uderzenie powietrza. Sina mgła warczała do nich przeraźliwym szumem i dzwonieniem... aż nagle wszystko ucichło.

Pierwszy z odrętwienia wyrwał się pilot Wosztyl. Złapał za komórkę i zadzwonił do jakiegoś pułkownika.
– Pułkowniku, co się dzieje?! – wrzeszczał do telefonu. – Raczyński. Proszę... Przepraszam, panie pułkowniku, tu jest tragedia! Brenner znów spojrzał w kierunku „wieży”. Tam jednak nie widać było żadnego ruchu. Ostatni z mężczyzn spokojnie dopalał papierosa. Kilka minut stali w osłupieniu. Brennerowi wydawało się, że to cała wieczność. W końcu z budynku wyszedł młody mężczyzna. Spojrzał w kierunku polskiego samolotu i jakby się zawahał, ale jednak podszedł do Polaków.– Czto s naszoj tutkoj? – wrzasnął do niego Wosztyl.
– Spokojno – mruknął Rosjanin.

– Czto spokojno? Czto spokojno?! Czto słucziłos’? – dopytywał się nerwowo chorąży Muś.

– Spokojno, ona uletieła – odpowiedział przybysz.


Naraz zobaczyli, jak pod „wieżę” podjeżdżają dwa uazy, karetka pogotowia, pojazd straży pożarnej i kilka terenówek. Nagle cała ta kolumna ostro ruszyła do przodu. Wszyscy trzej musieli uskoczyć, aby nie znaleźć się pod kołami rozpędzonych aut. Samochody jednak po kilku minutach wróciły i wyjechały poza teren lotniska. Dopiero w tym momencie – ze wszystkich stron – rozległ się ogłuszający dźwięk syren. Muś wskoczył do jaka i zaczął wrzeszczeć do mikrofonu:
– Co się stało?! Co się stało?!
– Nie przez radio! – Wosztyl wyjął mu urządzenie z ręki.
Z budynku „wieży” wyszedł rozchełstany mężczyzna.
Trzęsącymi się dłońmi odpalił papierosa.
– Ani mienia ubijut. Ubijut – mamrotał.
Wszyscy odruchowo wyskoczyli z jaka i pobiegli w stronę, z której doleciał odgłos eksplozji. Wosztyl miał ze sobą magnetofon.
– Prędzej, prędzej! – krzyczał do Brennera, który biegł obok niego.
Naraz drogę zastąpiło im dwóch rosłych mężczyzn w wojskowych mundurach. Zdecydowanymi gestami nakazali oddać magnetofon i telefony komórkowe. Brenner szarpnął Rosjanina za poły munduru i w tym samym momencie poczuł, jak coś rozbija mu górną wargę. Twardy przedmiot, może pięść – tego już nie zdążył ustalić. Powoli osunął się w zimne błoto. Słyszał nad sobą podniesione głosy, awanturę... Ale wszystko dochodziło do niego jakby zza mgły, zza zasłony, coraz ciszej, spokojniej, wolniej...

Smoleńsk Szpital

– Przywieziono pana z lotniska.
– Z lotniska?
– Tak, był pan w Smoleńsku, nic pan nie pamięta?
– Zaraz, cholerka, zaraz, coś było... Jezuuu...! – Brenner aż usiadł na parapecie. – Samolot prezydenta!
– Niestety tak. Ale spokojnie. Niech pan odpoczywa. – Lekarz troskliwie ujął go pod rękę.
– Jak to spokojnie! – wrzasnął i natychmiast poczuł, że traci równowagę. Drobny mężczyzna ostatkiem sił zaparł się, aby uchronić Brennera przed osunięciem się na podłogę.
– Siostrooo! – wrzasnął piskliwie.

Następnego ranka Brenner obudził się w porze lekarskiego obchodu. W wianuszku, który nabożnie otaczał łysego jak kolano profesora, dostrzegł drobnego lekarza. Po raz pierwszy zastanowił się nad jego młodą twarzą. Miał nieznośne wrażenie, że gdzieś już ją widział. Nie potrafił odtworzyć sobie w myślach sytuacji, ale był pewien, że kiedyś już miał do czynienia z tym człowiekiem. Nie wytrzymał, kiedy lekarz przechodził obok jego łóżka.
– My się chyba już kiedyś widzieliśmy, prawda? – spytał.
– Tak! – odpowiedział mu pewnie doktor i na jego ustach pojawił się zagadkowy uśmiech. Lekarski tłumek popędził dalej, a Brenner znów został sam na sam ze swoim rebusem. Miał szczególną pamięć do twarzy.

Na szczęście to był już ostatni dzień w szpitalu. Obserwacje i badania nie wykazały w jego organizmie niczego szczególnie niepokojącego. Diagnoza była prozaiczna: silne wzruszenie połączone z utratą przytomności wywołaną nagłym zderzeniem z twardą powierzchnią. Wstrząśnienie mózgu lekkie, bez zauważalnych następstw. Powoli odtwarzał sobie zdarzenia, które wyleciały z jego pamięci. W Smoleńsku wdał się w bijatykę z żołnierzem OMON-u. Ten pchnął go i Brenner, upadając, łupnął głową w duży polny kamień. Ponoć tylko na chwilę stracił przytomność, gdy ją jednak odzyskał, to wygadywał tak niestworzone rzeczy i nie potrafił powiązać ze sobą logiczną nicią najprostszych myśli, że doprowadził załogę jaka do rozpaczy. Nie bardzo wiedzieli, co z nim zrobić. Awanturę z OMON-owcem ułagodziło sto dolarów wsadzone mu do kieszeni, jednak szok po tym, co zobaczyli, i sytuacja z Brennerem sprawiły, że pilot Wosztyl podjął decyzję o jak najszybszym powrocie do Warszawy.

W trakcie lotu Brenner kilka razy stracił przytomność. Prosto z lotniska został więc przywieziony do Wojskowego Instytutu Medycznego przy ulicy Szaserów 128 w Warszawie. Całą sprawę załatwił dowódca jaka."

 

Skrytka bankowa

Gmach BLOM Banku był taki jak wszystko w zamożnych dzielnicach miasta – szkło, metal i sprężony beton dający się formować w ekskluzywne kształty. "(...)

"W niewielkiej salce od podłogi po sufit mieściły się ponumerowane szufladki i szafki rozmaitej wielkości.– Proszę, dwieście sześćdziesiąt siedem. – Egipcjanin otworzył prostokątny schowek i dyskretnie opuścił pomieszczenie.

Przed Saternusem na dnie dużej szuflady leżały skórzana aktówka i dyktafon. Na urządzeniu przyklejona była karteczka z wykaligrafowanym po polsku napisem: „Pierw słuchej, Gabrielu”.

Saternus był sam, nie spiesząc się więc, usiadł w wygodnym fotelu i włączył dyktafon.

„Pan niech wybaczy, ale mówie dalej po angielski”. Matowy męski głos na pewno nie należał do Josefa Noama Ostrovskiego. Sprawiał wrażenie wygenerowanego przez maszynę. „Tu znajdzie pan uwierzytelnione przez oryginalne stemple CIA zapisy nagrań dwóch satelitów szpiegowskich z dnia dziesiątego kwietnia dwa tysiące dziesiątego roku. Pochodzą dokładnie znad lotniska Siewiernyj w Smoleńsku. Sam pan zrozumie, co one oznaczają i co pokazują. Lotnisko było obserwowane ze względu na fakt, że wcześniej przeładowywał na nim swoje transporty broni rosyjski handlarz

Wiktor But, a potem czynił to jeszcze jeden wielki hurtownik. Nie przekazaliśmy tej wiedzy polskiemu rządowi ani służbom. To byłoby bezcelowe, nikt w Warszawie nie chciał tego wiedzieć. Nikt nie chciał się tym zajmować. Właściwie to było najlepsze wyjście z sytuacji, ale jednak ktoś powinien znać prawdę. To, co jest w teczce, pomoże do prawdy dotrzeć. To, co pan z tym zrobi, to już pańska sprawa. Proszę jednak pamiętać, że w tym świecie żywi nie popełniają błędów. Proszę zapamiętać! Żywi...”.

Saternus natychmiast otworzył teczkę i zaczął czytać...

Po godzinie wyszedł z pomieszczenia i poprosił uczynnego urzędnika o wezwanie taksówki.

– Na pocztę – zakomenderował krótko, gdy znalazł się już w samochodzie.

Witold Gadowski, Szlag trafił, Wyd. Witold Gadowski Think Force, Kraków 2018. KSIĄŻKĘ MOŻNA NABYĆ TUTAJ

Mój Czytelniku nie będę owijał w bawełnę: wolałbym tego wszystkiego nie napisać, ale życie zdecydowało za mnie… „Szlag trafił!” – to mocna i bezkompromisowa powieść o Andrzeju Brennerze, niezależnym awanturniku, który nieuleczalnie choruje na …Polskę - Witold Gadowski.

Los sprawia, że Andrzej Brenner 10 kwietnia 2010 roku ląduje w Smoleńsku. Z bliska zagląda w oczy złu. Co się wtedy naprawdę wydarzyło? Czego do dziś boją się najważniejsi ludzie w państwie? Trzecia – po „Smaku wojny” i „Wieży komunistów” – część trylogii o Brennerze. Mój Czytelniku nie będę owijał w bawełnę: wolałbym tego wszystkiego nie napisać, ale życie zdecydowało za mnie… „Szlag trafił!” – to mocna i bezkompromisowa powieść o Andrzeju Brennerze, niezależnym awanturniku, który nieuleczalnie choruje na …Polskę.

Śmierć podąża tropem tych, którzy odważyli się szukać prawdy…czy dopadnie też Andrzeja Brennera?
Prawdziwe akcje, świat zdrajców i agentów to wszystko ukryte w powieściowych realiach.
Tą powieść napisały całe lata tragicznych doświadczeń. Tak się teraz nie pisze, tak teraz nie wolno myśleć!
Zacznij czytać a zobaczysz jak szlag trafił, kogo i gdzie?... i jak teraz szlag trafiał będzie tych wszystkich ważniaków, gdy powieść zacznie zataczać coraz szersze kręgi…
„Szlag trafił!” – powieść autora, który z nikim się nie układa, z nikim nie patyczkuje. Po tej lekturze inaczej spojrzysz na otaczającą cię rzeczywistość.
Smoleńsk, prawdziwi szpiedzy i zdrajcy…przeczytaj o tym co się z nami stało i dlaczego jest tak jak jest.
Czeka Cię zarwana noc! To pewne.

Artykuł TYLKO U NAS fragmenty najnowszej książki Witolda Gadowskiego „Szlag trafił”. Smoleńsk, prawdziwi szpiedzy i zdrajcy… [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/tylko-u-nas-fragmenty-najnowszej-ksiazki-witolda-gadowskiego-szlag-trafil-smolensk-prawdziwi-szpiedzy-i-zdrajcy/feed/ 1
Andrzej Brenner trafia do Kosowa, w sam środek „bałkańskiego kotła”. TYLKO U NAS „Smak Wojny” Witolda Gadowskiego. [WIDEO] https://niezlomni.com/andrzej-brenner-trafia-do-kosowa-w-sam-srodek-balkanskiego-kotla-tylko-u-nas-smak-wojny-witolda-gadowskiego-wideo/ https://niezlomni.com/andrzej-brenner-trafia-do-kosowa-w-sam-srodek-balkanskiego-kotla-tylko-u-nas-smak-wojny-witolda-gadowskiego-wideo/#respond Sat, 15 Dec 2018 05:30:43 +0000 https://niezlomni.com/?p=50420

Fabuła powieści Smak wojny rozgrywa się kilka lat przed wydarzeniami znanymi czytelnikom z bestsellerowej Wieży komunistów. Andrzej Brenner, niezależny dziennikarz i awanturnik, jako korespondent wojenny zostaje wysłany wraz ze swoim przyjacielem do Kosowa, gdzie osobiście doświadcza chaosu będącego konsekwencją działań militarnych na południu Europy. Jest świadkiem krwawych starć między Albańczykami i Serbami, a przy tym niespodziewanie wplątuje się w rozprzestrzenioną na całe Bałkany niebezpieczną aferę.

Puste mieszkania są jak płytki oddech, wystarczy go na to, by żyć, i niewiele więcej.
To mieszkanie było puste bardziej niż inne. Nikt nie otwierał w nim okien ani nie przesuwał ubogich sprzętów. Kurz wielomiesięczną warstwą pokrył parapet, poplamiony parkiet, a nawet dwa nieumyte talerze leżące w zlewie.
Mieszkania, w których od dawna nikt nie oddychał, stają się obce dla każdego, kto przekroczy ich próg.
To mieszkanie wyglądało tak, jakby właściciel pozostawił je na pastwę losu. Jakby nagle zniknął albo w pewnym momencie te ciasne pomieszczenia przestały go interesować. Było tak puste, że nawet nie zalęgły się w nim insekty.
Było puste i suche – kaloryfery wciąż grzały w nim jak wściekłe. Tylko ciężkie od kurzu powietrze i głuche pomruki miasta, tłumione nieco przez brudne szyby, sprawiały, że odbijały się w nim blade oznaki życia.

Żelazne łóżko, przypominające te, które zwykle można znaleźć w powiatowych szpitalach, niepasujące do siebie sztućce w kredensie i dawno niemalowane ściany.
To mieszkanie wyglądało tak, jakby kiedyś mieszkał w nim samotny mężczyzna.

Ktoś nie mógł, albo nie chciał, już tu mieszkać, a może tego kogoś już nie było?

Drrrryńńń dryń dryń – coś sprawiało mu ból, niepokoiło, czuł, jak obcy dźwięk wdziera się w jego mózg.
Naraz rozmyły się kontury oświetlonego słońcem budynku, zniknęły zbudowane ze stali i szkła ściany. Budynek stał naprzeciw niego. Dostrzegał go z wysokiego dachu, skąd napawał się widokiem rozedrganej panoramy wielkiego miasta.
Stał na dachu i z lubością wystawiał twarz na smagnięcia ciepłego wiatru.
Aż tu nagle ten podstępny, nieprzewidziany jazgot…
Brenner z trudem uniósł powieki i uderzeniem dłoni uciszył wyjący budzik. Nakrył się kołdrą. Skulił się przy tym tak, aby uniknąć światła, które przez brudne okno wdzierało się do jego pokoju.
Uwielbiał zwijać się w kłębek i leżeć z kolanami podciągniętymi pod brodę. Napełniało go wtedy poczucie spokoju. Czuł, że zwinięty potrafi odgrodzić się od wszystkich problemów.


Naraz z przedpokoju dobiegł go dźwięk domofonu.
Zrezygnowany wyskoczył spod kołdry i kilkoma susami dopadł do skrzeczącego głośnika.
– Andrzej, czekam pod twoim blokiem. Jesteś gotowy? – zniecierpliwiony głos Witka przywrócił go do rzeczywistości.
Spojrzał na stół, na którym stał niewielki, odrapany budzik, i zrozumiał, że najzwyczajniej w świecie zaspał. Piąta trzydzieści – o tej porze mieli razem z Witkiem wyjechać do Nowego Targu.
Pospiesznie odszukał bieliznę i niedbale obandażował kolana. Robił tak już od kilku tygodni, czując, jak kolejne skoki coraz mocniej naruszają mu stawy. Właściwie już dawno powinien był odwiedzić porządnego lekarza.
Szybko włożył luźne, sportowe spodnie i ciepłą polarową kurtkę. W biegu złapał wysokościomierz i ulubioną skórzaną pilotkę, wyłuskał z niej okulary, zamknął drzwi i wciskając stopy w czarne adidasy, pognał schodami w dół. Przeskakiwał po kilka stopni naraz.
Witek czekał na niego przy swoim samochodzie. Niebieski fiat tempra był jedyną wartościową rzeczą, jaką posiadał. Przyjaciel Brennera palił papierosa. Kiedy zobaczył, że z odrapanej klatki schodowej wyłoniła się szczupła postać w pilotce, teatralnym gestem stuknął palcem w zegarek.


– Co, zapomniałeś o naszej randce? Dziesięć minut po czasie. Już mnie nie kochasz? – warknął modulowanym głosem, naśladując sposób mówienia Bogusława Lindy.
Patrząc na jego minę, Andrzej nie mógł powstrzymać uśmiechu. Poza filmowego twardziela zbyt jaskrawo kontrastowała z pogodną, okrągłą twarzą. Zwalista sylwetka przyjaciela wzbudzała sympatię i zaufanie. Brenner często miał ochotę klepnąć go w wiecznie trzęsące się od rechotania brzuszysko.
Wielki jak drwal, prawie dwumetrowy Witek na pewno w niczym nie przypominał neurotycznego Franza Maurera z filmu Psy. Brenner wiedział jednak, że ta chodząca pogodność i gargantuiczny sposób bycia to tylko pozory, które często okazywały się niebezpieczną pułapką. Flegmatyczny i dobroduszny z natury Witek w sytuacji zagrożenia przemieniał się w niesłychanie szybką i sprawną maszynę do walki. Jego sto pięćdziesiąt kilogramów żywej wagi potrafiło poruszać się z dynamiką i zwinnością wprawnego zapaśnika.
– Czołem, niedźwiadku. – Rozbawiony Andrzej klepnął wielkoluda w zarośnięty policzek. – Zerwałeś mnie z łóżka, to teraz za karę będziesz całą drogę prowadził – mruknął, udając głos rozkapryszonej panienki.
– Jak wreszcie nauczysz się powozić czymś, co ma więcej niż dwa koła, to chyba umrę z rozpaczy. – Wielkolud westchnął i wtłoczył swoje cielsko na przednie siedzenie fiata.


Samochód ostrzegawczo zakołysał się i jęknął.
– No to batem go, panie woźnico, i w drogę! – fuknął Brenner.
– Jakoś marnie dziś wyglądasz, drobinko. – Witek zmarszczył brwi, położył wielkie łapska na kierownicy i sprawnie manewrując pomiędzy wiosennymi kałużami, wyjechał na drogę.
Pół godziny później pędzili już zakopianką w stronę Nowego Targu. Na trasie panował jeszcze względny spokój. Dzięki wczesnej porze wyjazdu mieli szansę dotrzeć na miejsce przed siódmą rano.
Na nowotarskim lotnisku umówili się na spotkanie z Andrzejem Palenikiem, szefem „Fabryki Spadochroniarzy”.
To był dzień skoków. Plan lotów przewidywał delikatny rozruch o ósmej rano, potem filiżankę kawy i od dziesiątej pierwsze wyloty. Andrzej i Witek mieli zamiar wykonać trzy skoki.
Planowali poćwiczyć loty w parze, co przy różnicy wagi, jaka dzieliła obu przyjaciół – Brenner, nawet gdy intensywnie ćwiczył, nigdy nie przekraczał wagi osiemdziesięciu kilogramów – wcale nie było łatwe.
Dotychczasowe próby kończyły się zwykle tym, że Brenner jak odważnik pikował w dół, ściągany przez – zachowujące nawet najbardziej klasyczną pozycję „deski” – sto pięćdziesiąt kilogramów przyjaciela.
Długo wymyślali technikę chwytów i lotu, tak aby sprawić, że będą mogli razem swobodnie spadać. Obaj wierzyli w te same magiczne reguły, więc nie ogolili się przed wyjazdem do Nowego Targu.


Witek co chwila rzucał na Brennera badawcze spojrzenie. Od jakiegoś czasu martwił się o przyjaciela – ten stał się melancholijny, nieobecny, a bruzdy pod oczami były wyraźniejsze niż zwykle.
Silnik samochodu mruczał miarowo. Brenner szybko zapadł w drzemkę. Kiedy Witek odrywał wzrok od drogi i spoglądał na jego prawie czterdziestoletnią twarz, widział, jak ten marszczy brwi i nerwowo porusza głową. Wyglądało na to, że spiera się z kimś we śnie. Kilka razy się budził. Nie żartował jednak z ocierającego się prawie o kierownicę brzuszyska, nie próbował nawet, jak zwykle, wmotać Witka w kolejną, wymyśloną przez siebie, historię romansową.
– No a ta… – tu padało zwykle imię kolejnej dziewczyny, na którą aktualnie zwrócona była uwaga kompana. – Ostatnio tylko o tobie mówi – kusił i nieodmiennie wciągał Witka w krąg sercowych wynurzeń.
Czynił tak wiele razy i zawsze udawało mu się wprowadzić go w stan duchowej nieważkości. Twarz mu kraśniała i zasypywał Brennera dziesiątkami pytań, dotyczących okoliczności, w jakich miały paść przychylne dla niego słowa.


Wyglądało na to, że pomimo wielokrotnych wpadek Witek wciąż z łatwością dawał się przenosić w krainę własnych marzeń o kobietach i prawdziwej miłości. Skłonność do bujania w obłokach i słodkiego rozmyślania o prawdziwym, platonicznym uczuciu, której ulegał Witek, stała się nawet tematem wielu środowiskowych anegdot.
Tym razem Brenner nie miał jednak najmniejszej ochoty na przekomarzania.
Półtorej godziny jazdy do Nowego Targu minęło im więc w ciszy. Wewnątrz samochodu słychać było jedynie urywane chrapnięcia i świszczenie drzemiącego Brennera. Jego oddech budził podejrzenie o rozwijające się schorzenia o podłożu astmatycznym. Ciężki, często chrapliwy odgłos sprawiał wrażenie, jakby oddychanie było nieustanną, ciężką
walką.
Przypadłość ta miała jednak prozaiczną przyczynę. Była wynikiem kilku bijatyk, po których Brennerowi pozostał wielokrotnie złamany nos. Nie był to jednak płaski, bokserski nochal. Zachował swój wyrazisty, lekko garbaty kontur – prawdziwe spustoszenie kryło się jednak pod niewinnie wyglądającą powłoką. Nastąpiło tam skomplikowane pokręcenie korytarzy, którymi z trudem przeciskało się
powietrze.
Dawno powinien to zoperować, ale kto by mu kazał iść do lekarza – pomyślał Witek i skierował samochód w stronę murawy okalającej nowotarskie lotnisko. (…)

Fragment pierwszego rozdziału książki Witolda Gadowskiego Smak Wojny, Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ

Smak wojny to uderzająco prawdziwa, pełna przemocy, ale również poruszająca powieść, od której nie sposób się oderwać.
Fabuła powieści Smak wojny rozgrywa się kilka lat przed wydarzeniami znanymi czytelnikom z bestsellerowej Wieży komunistów. Tym razem Andrzej Brenner, niezależny dziennikarz i awanturnik, jako korespondent wojenny zostaje wysłany wraz ze swoim przyjacielem do Kosowa, gdzie osobiście doświadcza chaosu będącego konsekwencją działań militarnych na południu Europy. Jest świadkiem krwawych starć między Albańczykami i Serbami, a przy tym niespodziewanie wplątuje się w rozprzestrzenioną na całe Bałkany niebezpieczną aferę. Jego dziennikarski zmysł pcha go coraz głębiej w rzeczywistość, którą rządzą krwawe porachunki i handel bronią, a jednocześnie pozwala mu poznać wojnę z perspektywy pojedynczego człowieka, który próbuje odnaleźć swoje miejsce w opisywanym konflikcie.
Wśród wystrzałów i wybuchów, cierpienia i śmierci – Brenner ma również szansę odnaleźć miłość. Piękna Serbka Vesna okazuje się promieniem słońca w tym ogarniętym ciemnością świecie.

Kołysanka Vesny, słowa Witold Gadowski:

Artykuł Andrzej Brenner trafia do Kosowa, w sam środek „bałkańskiego kotła”. TYLKO U NAS „Smak Wojny” Witolda Gadowskiego. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/andrzej-brenner-trafia-do-kosowa-w-sam-srodek-balkanskiego-kotla-tylko-u-nas-smak-wojny-witolda-gadowskiego-wideo/feed/ 0
Spotkanie z Witoldem Gadowskim w Warszawie https://niezlomni.com/spotkanie-z-witoldem-gadowskim-w-warszawie/ https://niezlomni.com/spotkanie-z-witoldem-gadowskim-w-warszawie/#respond Wed, 14 May 2014 08:54:44 +0000 http://niezlomni.com/?p=13513

plakat A3_gadowski_balkanizacja_W-wa

Wywiad z Witoldem Gadowskim

Witold Gadowski o bałkanizacji Europy

smak-wojny-b-iext23609989

Artykuł Spotkanie z Witoldem Gadowskim w Warszawie pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/spotkanie-z-witoldem-gadowskim-w-warszawie/feed/ 0