Słowiańszczyzna – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Słowiańszczyzna – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Jaką rolę Słowianie wyznaczali bogom w swoim życiu codziennym? Wyjątkowa opowieść o wierzeniach Słowiańszczyzny przedhistorycznej https://niezlomni.com/jaka-role-slowianie-wyznaczali-bogom-w-swoim-zyciu-codziennym-wyjatkowa-opowiesc-o-wierzeniach-slowianszczyzny-przedhistorycznej/ https://niezlomni.com/jaka-role-slowianie-wyznaczali-bogom-w-swoim-zyciu-codziennym-wyjatkowa-opowiesc-o-wierzeniach-slowianszczyzny-przedhistorycznej/#respond Wed, 04 Aug 2021 19:36:30 +0000 https://niezlomni.com/?p=51319

Słowiańszczyzna. Nazwą tą zwykliśmy określać terytorium zawarte między zachodnim dorzeczem Odry, a wschodnim dorzeczem Dunaju, między Bałtykiem i Sudetami a międzyrzeczem Bugo-Narwi i Karpatami. Ustalenie siedzib pierwotnych Słowian nie należało do zadań łatwych.


Światowit – groźny bóg o czterech obliczach, gromowładny Perun, władający ogniem Swarożyc, Trygław – czczony w Szczecinie i na Wolinie, a także Weles, Rugiewit, Jarowit i wielu innych. Ich kult stanowił sens życia dawnych Słowian i był podstawowym elementem kultury religijnej. Jaką rolę Słowianie wyznaczali bogom w swoim życiu codziennym? Temat ten stanowi dla Leonarda J. Pełki punkt wyjścia do dalszych rozważań nad kształtowaniem się magicznych praktyk i wierzeń, których ślady spotykamy do dziś w folklorystyce i obrzędowości ludowej. Autor z prawdziwą pasją opisuje również pogańskie zwyczaje, które przetrwały do czasów współczesnych, zachowując świecki charakter i są one obecne w kulturze ludowej, jak choćby dożynki, noc kupalna czy topienie marzanny. U stóp słowiańskiego parnasu. Bogowie i gusła to książka dająca możliwość pełniejszego poznania naszych pradziejów, jakże często mitologizowanych i przedstawianych jako legendy.

Fragment Leonard J. Pełka, U stóp słowiańskiego parnasu. Bogowie i gusła, Wyd. Replika, Poznań 2021. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika.

Słowiańszczyzna. Nazwą tą zwykliśmy określać terytorium zawarte między zachodnim dorzeczem Odry, a wschodnim dorzeczem Dunaju, między Bałtykiem i Sudetami a międzyrzeczem Bugo-Narwi i Karpatami. Ustalenie siedzib pierwotnych Słowian nie należało do zadań łatwych. Na ten temat snuto liczne, mniej lub bardziej fantastyczne przypuszczenia, nie mające niejednokrotnie żadnych podstaw naukowych. Dopiero w oparciu o badania archeologiczne, lingwistyczne i inne (a szczególnie w ciągu lat ostatnich) została wysunięta naukowa teza o umiejscowieniu pierwotnych siedzib Słowian.

Droga do wysunięcia tej tezy była dość żmudna. Rozpoczęto od badań antropologicznych materiału kostnego z dawnych cmentarzysk. Rezultatem tych badań było zaliczenie Słowian do typu nordycznego, dla którego charakterystyczne były następujące cechy: niebieskie oczy, blond włosy, wąski nos, podłużna twarz, wydłużona głowa i wysoki wzrost. Typ ten zamieszkiwał terytorium między ujściem Sekwany a Niemna oraz między północnymi Czechami a Skandynawią. Z tak wielkiego obszaru należało wydzielić teraz już mniejszy teren tylko dla samych Słowian, gdyż do typu nordyckiego m.in. są zaliczani i Germanie.

Północno-wschodnią granicę Słowiańszczyzny określono na podstawie badań lingwistycznych, które wykazały, iż w grupie języków ugrofińskich (obejmującej od niepamiętnych czasów terytorium północno-wschodniej Europy) nie stwierdzono występowania żadnych wpływów języków starosłowiańskich. Wysuwał się stąd nieoparty wniosek, że północno-wschodnia granica Słowiańszczyzny nie mogła przebiegać w bezpośredniej bliskości siedzib tych plemion. Również w wyniku badań prehistorycznych ustalono, iż siedziby plemion germańskich na początku naszej ery posiadały swoje granice południowo-wschodnie na linii łączącej ujście Odry ze źródłami Wezery. Linia ta wobec tego mogła być najdalej wysuniętą na południowy zachód granicą Słowiańszczyzny.Najtrudniejszym problemem było ustalenie południowo-wschodniej granicy siedzib słowiańskich. Dokonano tego w oparciu o badania zasięgu występowania pewnej określonej roślinności. Otóż botanicy zwrócili uwagę na fakt, iż w językach słowiańskich nie istniał własny termin na określenie buku. Używano tu terminu zapożyczonego z języków germańskich. Słowianie natomiast posiadali własne terminy np. dla grabów, bluszczu i cisów. Tak więc siedziby Słowian musiały się znajdować na terytorium, gdzie nie występowały buki, lecz graby, cisy i bluszcz. Po przeprowadzeniu szczegółowych badań okazało się, że terytorium takie leży w środkowym dorzeczu Wisły i zachodnim dorzeczu Bugu wraz z częścią ziem położonych jeszcze dalej na północ.

Były to jednak badania współczesne, a więc ukazujące obecne występowanie tej roślinności, podczas gdy przed wiekami wyglądało to zupełnie inaczej. Zachodziły tu wyraźne zmiany w zależności od warunków klimatycznych. I tak w okresach suchych granica występowania buku przesuwała się bardziej na zachód, a w okresach wilgotnych – na wschód. Wiadomo, że na początku naszej ery na tych terenach był klimat suchy i ciepły, wobec tego terytorium Słowiańszczyzny leżało bardziej na zachód, gdzieś między Odrą a Bugiem.

Na tym terytorium we wczesnej epoce brązu, tj. XVIII–XV w. p.n.e. został zapoczątkowany historyczny proces wyłaniania się słowiańskich wspólnot rodowych z wielkiej prarodziny indoeuropejskiej. Niewątpliwie sam przebieg procesu był długi. Stanowiłby on dla nas dość interesujący przyczynek do badań formowania się życia społecznego i kulturalnego na tych ziemiach, jest jednak trudny do odtworzenia, gdyż pierwsze źródła pisane (z dotychczas nam znanych) pochodzą dopiero z V w. p.n.e. i ukazują Prasłowian w okresie kształtowania się społeczności plemiennych. Odnośnie poprzedniego, dość długiego okresu możemy jedynie opierać się na źródłach archeologicznych (wykopaliska narzędzi, broni, ozdób itp.), które nie są w stanie przedstawić pełnego obrazu życia ówczesnych Słowian.

Pierwsza informacja o Słowianach pochodzi dopiero z drugiej połowy V w. p.n.e. i znajdujemy ją w IV Księdze Historii Herodota z Halikarnasu. Opisuje on szczegółowo wyprawę króla Dariusza I (521–485 r. p.n.e.) na Scytię, wspominając jednocześnie o ludach sąsiadujących ze Scytami, m.in. o Neurach i Budinach, w których współcześni dopatrują się pierwotnych Słowian.

„Neurowie – pisze Herodot – znów obyczaje mają scytyjskie, a na jedno pokolenie przed wyprawą Dariusza musieli opuścić cały swój kraj z powodu żmij. Ziemia ich bowiem wydawała mnóstwo żmij, a jeszcze więcej przychodziło ich z północnych pustkowi, czem udręczeni przenieśli się między Budinów, porzucając własny kraj. Muszą oni być czarownikami, bo zarówno Scyci, jak i Grecy osiedli w Scytii opowiadają, iż raz do roku każdy Neuryjczyk zamienia się w wilka na parę dni i znów na powrót przyjmuje dawną postać… Budinowie zaś używają języka innego jak Gellenowie, a i sposób ich życia nie jest taki sam, bo tubylcy Budinowie są koczownikami i jedyni tylko z ludzi w tych stronach jedzą szyszki… Hellenowie nazywają wprawdzie także Budinów Gelonami, lecz zupełnie niesłusznie. Kraj ich cały porosły jest rozmaitymi lasami. W najgęstszym zaś lesie jest jezioro wielkie i rozległe i moczary, i trzciny naokoło…”

Opis powyższy nie jest wyczerpujący i nie brak w nim pierwiastków fantastycznych, niemniej posiada on dużą wartość historyczną jako pierwszy pisany dokument o Słowianach. Następne źródła historyczne o Słowiańszczyźnie pochodzą spod piór autorów bądź greckich, bądź też silnie związanych ze starą kulturą helleńską, jak np. Prokopiusza czy Lordaniusza.

Obejmują one chronologicznie następny okres dziejów Słowiańszczyzny – V w. p.n.e. – V w. n.e. Do ciekawszych opisów należy obraz życia Antów i Sklawinów (poludniowo-wschodnich plemion słowiańskich) przedstawiony przez uczonego Greka Prokopiusza z Cezarei. W swojej Historii wojen (545–554) pisze on, że „Sklawinowie i Antowie nie podlegają władzy jednego człowieka, lecz od dawna żyją w ludowładztwie i dlatego zawsze wszystkie pomyślne i niepomyślne sprawy załatwiane bywają na ogólnym zgromadzeniu. A także co się tyczy innych szczegółów te same mają, krótko mówiąc, urządzenia i obyczaje jedni i drudzy ci północni barbarzyńcy. Uważają bowiem, że jeden tylko bóg, stwórca błyskawicy jest panem całego świata i składają mu w ofierze woły i wszystkie inne zwierzęta ofiarne. O przeznaczeniu nic nie wiedzą, ani nie przyznają mu większej roli w życiu ludzkim, lecz kiedy śmierć im zajrzy w oczy, czy to w chorobie, czy na wojnie, ślubują wówczas, że jeśli jej unikną, złożą bogu natychmiastową ofiarę w zamian za ocalenie życia, a uniknąwszy składają ją jak przyobiecali i są przekonani, że kupili sobie ocalenie za tę ofiarę. Oddają ponadto także cześć rzekom, nimfom i innym jakimś duchom i składają im wszystkim ofiary, a w czasie tych ofiar czynią wróżby.

Mieszkają w nędznych chatach rozsiedleni z dala jedni od drugich, a przeważnie kilkakrotnie każdy zmienia miejsce zamieszkania. Stając do walki, na ogół pieszo idą na nieprzyjaciela, mając w ręku tarczę i oszczepy, pancerza natomiast nigdy nie wdziewają. Niektórzy nie mają ani koszuli, ani płaszcza, lecz jedynie długie spodnie podkasane aż do kroku i tak stają do walki z wrogiem. Obydwa plemiona mówią jednym językiem niesłychanie barbarzyńskim. A nawet i zewnętrznym wyglądem nie różnią się między sobą: wszyscy bowiem są rośli i niezwykle silni, a skóra ich i włosy nie są ani bardzo białe względnie płowe, ani nie przechodzą w zdecydowanie kolor ciemny, lecz wszyscy są rudawi. Życie wiodą twarde i na najniższej stopie, jak Massageci i brudem są okryci stale jak i oni. A przecież bynajmniej nie są niegodziwi z natury i skłonni do czynienia złego, lecz prostotą obyczajów również przypominają Hunnów. Także i imię mieli z dawien dawna jedno Sklawinowie i Antowie: jednych i drugich zwano bowiem Sporami, a sądzę, że dlatego, ponieważ rozproszeni (z języka greckiego sporadem) z dala od siebie zamieszkują swój kraj. Dlatego też mają tam u siebie wiele ziemi…” .

Początkowo źródła historyczne dotyczyły przede wszystkim południowych i wschodnich Słowian. Znacznie później dopiero zaczynają ukazywać się wzmianki o plemionach zamieszkujących dorzecze Wisły. Wynikało to z ówczesnego układu politycznego i ekonomicznego Europy. Plemiona Słowian nadwiślańskich znajdowały się w centrum Słowiańszczyzny i przez długi czas były otoczone ze wszech stron przez inne ludy słowiańskie. Ich siedziby były położone w pewnym oddaleniu od morza i na uboczu od ówczesnych wielkich szlaków handlowych. W tym czasie największe skupiska życia gospodarczego w Europie znajdowały się w rejonie basenu Morza Śródziemnego. Stąd szły wielkie szlaki handlowe do małej Azji i na wybrzeża afrykańskie oraz w kierunku dzisiejszej Francji i Hiszpanii. Natomiast obszary Europy wschodniej częściowo i środkowej leżały w oddaleniu od tego kwitnącego życiem rynku hellenistycznego. Lecz i one budzą zainteresowanie Greków, Persów, a następnie Rzymian.

W okresie I–IV w. n.e. w związku z powstaniem nowego szlaku handlowego, zwanego sławnym szlakiem bursztynowym, zaczynają się ukazywać wzmianki i o tych terenach. Szlak ten wiódł przez Morawy do Bramy Morawskiej, skąd wzdłuż Odry dochodził do okolic Opola, a następnie w kierunku prostym na północ do okolic Kalisza. Od Kalisza prowadziła droga do przejścia przez Wartę (w pobliżu Koła) i poprzez Kujawy biegła w kierunku Gopła, dalej wzdłuż dolnej Wisły docierała do Bałtyku.

Pisarz rzymski Pliniusz podaje wiadomość o podjętej za czasów Nerona (54–68) wyprawie bogatego kupca rzymskiego, który wyruszył z naddunajskiego miasta Carnuntum, dotarł do Bałtyku i zakupił tam tyle bursztynu, że wystarczyło do ozdobienia całego amfiteatru na otwarcie igrzysk. Również geograf aleksandryjski z II w., Ptolemeusz, wymienia w dziele swoim Zarys geografii miasto Calisia, którego umiejscowienie jest zgodne z położeniem współczesnego nam Kalisza. Szlak ten nie tylko służył do przewozu bursztynu zwanego „złotem północy”, ale również do wywozu z tych terenów przypuszczalnie i innych towarów, jak niewolników, skóry, miodu, wosku oraz larw czerwca, służących jako barwnik do otrzymywania purpury.

Na identyczność istnienia tego szlaku handlowego wskazują nie tylko źródła historyczne, ale również liczne odkrycia archeologiczne. Np. w Partynicach na przedmieściu Wrocławia odkopano składy zawierające ponad 2700 kg bursztynu, skąd wyprowadza się wniosek o istnieniu odgałęzienia tego wielkiego szlaku. Odgałęzienie prowadziło z krainy Markomanów i Kwadów przez Kotlinę Kłodzką na Śląsk, gdzie przecinało Odrę w okolicach Wrocławia i poprzez południowo-wschodnią Wielkopolskę docierało do Kalisza; tu łączyło się ze szlakiem głównym. Oprócz tego głównego szlaku istniał i inny, którym wędrowali kupcy z Aquincum (rejon dzisiejszego Budapesztu), wydostając się poprzez przełęcze karpackie na tereny Małopolski i zachodniej Ukrainy. Stąd płynęli Wisłą do Bałtyku.

W wielu miejscach starych osad, grobowcach itp. odkryto rzymskie wyroby przemysłowe, jak artystycznie zdobione naczynia z brązu, puchary srebrne i szklane, czary ze szkła i ceramiki, ozdoby kobiece, posążki bóstw egipskich, greckich czy rzymskich i wiele innych przedmiotów niesłowiańskiego pochodzenia. Rzymianie płacili widocznie za zakupione towary własnymi wyrobami i pieniędzmi.
Napływ fali towarów rzymskich na terytorium południowej i środkowej Słowiańszczyzny osiągnął swoje nasilenie w II w., powodując pewne następstwa ekonomiczne na tych ziemiach. Handel wewnętrzny uległ silnym zmianom – jest to okres przejścia z form handlu wymiennego na formy handlu pieniężnego, przy czym monetą obiegową był głównie denar rzymski (srebrny). Monety te masowo napływały na tereny Słowiańszczyzny południowej i środkowej już od I w. Do 1958 r. zarejestrowano tylko na terenie Polski ponad 1500 miejscowości, gdzie zostały one znalezione. Nie należy jednak denara rzymskiego uważać za popularną monetę obiegową na ziemiach słowiańskich, ponieważ posiadali go jedynie przywódcy i starszyzna plemienna, zajmująca się handlem z Rzymianami.
Pieniądze były przez nich troskliwie chronione i chowane, przeważnie zakopywali je w ziemi, w naczyniach glinianych. Odkrycie w Polsce ponad 100 takich skarbów wskazuje na fakt, że niejednokrotnie ich właściciele umierali, nie zdradzając potomstwu miejsca ukrytych monet.
Równolegle z handlem zaczęła się rozwijać metalurgia. Ślady istnienia wielkiego ośrodka górniczo-hutniczego odkryto w Górach Świętokrzyskich – w tym rejonie wykopano ponad 1200 pieców do wytapiania rudy. Jak wskazują badania archeologiczne, był to największy kombinat metalurgiczny owych czasów w Europie. Pomniejsze ośrodki górniczo-hutnicze odkryto na terenie Śląska, zachodniej Małopolski, Wielkopolski, Pomorza i Mazowsza.
Drugą ważną dziedziną przemysłową ziem słowiańskich było garncarstwo; w rejonie Igołomii i Nowej Huty odkryto około 80 pieców garncarskich z III–IV w. Wysuwa się przypuszczenie, iż naczelnicy plemion słowiańskich przyjmowali pod swoją opiekę rzemieślników z terenu północnych prowincji rzymskich, którzy zmuszeni byli wyemigrować, na skutek wojen i panujących tam zamieszek, do sąsiednich krajów słowiańskich. Ci rzemieślnicy tworzyli tu ośrodki przemysłu ceramicznego. Na przyjęcie takiej tezy wskazuje, między innymi, sama budowa pieców, które posiadają zakończenia kopułowe na wzór pieców używanych przez Celtów i ludność krajów naddunajskich.
Tak więc rozwój handlu, przemysłu i rolnictwa (zastosowanie radlic żelaznych, sierpów, półkos itp.) wskazywał na szybki wzrost kultury Słowian środkowych. Nastaje rozpad tradycyjnej rodziny patriarchalnej i powstaje prywatna własność ziemska – obserwujemy rozkład wspólnoty pierwotnej. Powstają swoiste ośrodki centralne poszczególnych plemion, w formie pewnego rodzaju osad. Ślady takich skupisk odkryto m.in. na terenie Krakowa, Sandomierza, Kalisza, Wrocławia i Poznania. Były to ośrodki handlowe i prawdopodobnie centra władzy politycznej, gdyż np. na przedmieściu Wrocławia, Krakowa i Sandomierza odkryto groby ówczesnych władców plemiennych.
Tak więc w IV w. na terenie Słowiańszczyzny środkowej istniały silne przesłanki do powstania jednolitej organizacji państwowej. Czemu jednak do tego nie doszło?

Złożył się na to cały szereg przyczyn, których wyjaśnienia udzielić nam może jedynie historia. Otóż od początku tworzenia się wspólnot słowiańskich istniały wśród Słowian różnice językowe, pogłębiające się z biegiem czasu. Ten brak jednolitości językowej doprowadził do powstania różnic powodujących wyłonienie się trzech grup językowych: południowej, wschodniej i zachodniej. Wpływały na to następujące warunki: koczowniczy tryb życia niektórych plemion, ich wędrówki i wreszcie organizowanie życia osiadłego w oparciu o zasadę wzajemnej izolacji terytorialnej. Nie jesteśmy w stanie przedstawić obrazu tych wędrówek ludów słowiańskich, brak na to rzeczowych źródeł historycznych.

Pierwsze ślady wędrówek Słowian pochodzą z VII w. p.n.e. i są one dość hipotetyczne. Z występowania śladów kultury łużyckiej obok kultury celtyckiej na Podkarpaciu nasuwa się wniosek, iż plemiona zachodnio-południowych Słowian przywędrowały tu i osiadły w wyniku zagrożenia od plemion germańskich (prawdopodobnie Rastarów i Skirów). III w. p.n.e. przynosi dalsze przesunięcia plemion słowiańskich z rejonu Podkarpacia w kierunku południowo-wschodnim.

Wielka inwazja plemion wschodniogermańskich (Burgundów, Rugiów, Wandalów, Lombardów, Gotów i Gepidów) na ziemie słowiańskie miała miejsce w II i I w. p.n.e. Obejmuje ona bez mała całą Słowiańszczyznę. Plemiona germańskie przechodzą terytorium Słowian, kierując się na południe i południowy wschód. W rezultacie zachodzą duże zmiany w rozmieszczeniu siedzib słowiańskich. Niektóre plemiona słowiańskie pod naporem Germanów wycofują się na południowy wschód, gdzie wreszcie umiejscawiają się z południowej strony Karpat, izolowani od pozostałych plemion pasmem górskim.

Artykuł Jaką rolę Słowianie wyznaczali bogom w swoim życiu codziennym? Wyjątkowa opowieść o wierzeniach Słowiańszczyzny przedhistorycznej pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/jaka-role-slowianie-wyznaczali-bogom-w-swoim-zyciu-codziennym-wyjatkowa-opowiesc-o-wierzeniach-slowianszczyzny-przedhistorycznej/feed/ 0
Gdzie w kraju nad Wisłą znajdują się wrota do piekieł? Bogate w legendy i podania źródło wiedzy na temat polskich diabłów. [WIDEO] https://niezlomni.com/gdzie-w-kraju-nad-wisla-znajduja-sie-wrota-do-piekiel-bogate-w-legendy-i-podania-zrodlo-wiedzy-na-temat-polskich-diablow-wideo/ https://niezlomni.com/gdzie-w-kraju-nad-wisla-znajduja-sie-wrota-do-piekiel-bogate-w-legendy-i-podania-zrodlo-wiedzy-na-temat-polskich-diablow-wideo/#respond Tue, 03 Nov 2020 17:51:24 +0000 https://niezlomni.com/?p=51177

Jakie sposoby wymyślano, aby pokonać diabła Borutę? Do czego zdolny był najsłynniejszy spośród polskich czartów – Rokita? Z czego tak naprawdę słynął Fugas?

W "Żywotach diabłów polskich" spisanych przepięknym językiem, istoty piekielne zaprezentowane zostały ze swadą i kunsztem. To przebogate kompendium wiedzy na temat polskich czartów poparte ogromną wiedzą autora, a nadto okraszone wybornym humorem. Witold Bunikiewicz przedstawia legendy i podania, zarówno te bardziej, jak i mniej znane, wzbogacając je o charakterystykę poszczególnych diabłów. Mądre, głupie, złośliwe, naiwne, niemiarkujące w jedzeniu czy piciu – wszystkie znane są nam od zarania dziejów, a opowieści na ich temat krążą po całym świecie. „Żywoty diabłów polskich” – przekonaj się, czy naprawdę są takie straszne, jak je malują?

Witold Bunikiewicz, Żywoty diabłów polskich. Legendy i podania, Wyd. Replika, Poznań 2020. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika.

WSTĘP

Pełne uroku, humoru i dowcipu „Żywoty diabłów polskich” Witolda Bunikiewi­cza (1883-1946) przenoszą nas w tajemni­czy świat ludowej demonologii i dawnych wiejskich wierzeń. Pokazują, jak mieszkań­cy wsi postrzegali diabły. A widzieli je jako stworzenia niebezpieczne, złośliwe, prze­biegłe, ale i takie, które dzięki chłopskiemu sprytowi można było pokonać, a niekiedy i wykorzystać do swoich celów.

„Powieści naszego ludu pokazują, że nasz diabeł w rozumie zawsze ustępuje chłopkowi. Czy tym chcieli okazać chłopski rozum, który jest jednym z najdzielniejszych przymiotów naszego narodu” – tak pisał znakomity badacz folkloru Kazimierz W. Wójcicki (1807-1879) w „Klechdach starożyt­nych podaniach i powieściach ludowych”, które po raz pierwszy ukazały się w 1837 r. I dodawał: „Tak chłop oszukał diabła, bo sprzedał mu duszę za pie­niądze, ale pod warunkiem, aż wszystko liście zie­lone opadnie z drzewa. A gdy diabeł przyszedł po dusze jak po swoją, pokazał mu sosny zawsze zie­lone i zadrwił sobie z głupca. Tak drugi wieśniak brał złoto na miarę ćwierci bez dna, pod którą był dół głęboki, a w terminie oddał tą ćwiercią, ale dno wyprawiwszy. Tak wreszcie stracił diabeł na spółce z innym znowu chłopem”.

Ale nie zawsze chłopski spryt dawał sobie radę z rozeznaniem diabelskich poczynań. Nie zawsze był w stanie im przeciwdziałać i przechytrzyć bie­sa. Tak jest w opowiadaniu „Diabla parafia”, gdzie zwycięską walkę ze złem przeprowadził dopiero uczony scholastyk, którego dziś nazwalibyśmy katolickim filozofem. A czarci pomysł był niezwy­kle udany, parafia prowadzona przez diabły do­skonale trafiała w ludzkie oczekiwania.

„Nic też dziwnego, że pleban bardzo się podobał wiernym, więc wędrowali do niego ludzie nie tylko z pobliża, ale nawet z dalekich okolic, bo nigdzie nie można było dostać szybciej odpuszczenia grzechów jak w Niepustowie, nigdzie łatwiej nie przebaczano wiarołomstwa, kłamstwa oszustwa i łamania po­stów jak w nowym kościele, a o pokucie nikt na­wet nie myślał, gdyż proboszcz nie obarczał nią grzeszników i nie domagał się zadośćuczynienia za popełnione winy” – czytamy u Bunikiewicza. Zło często przyjmuje pozór dobra, aby zwodzić i to się nie zmieniło.

Nieprzypadkowo pojawia się na kartach żywotów diabelski wojewoda Boruta, którego legenda łączy z zamkiem w Łęczycy. Był to diabeł znany nie tylko w tamtych okolicach, ale w różnych ziemiach roz­ległej terytorialnie I Rzeczypospolitej. „Podania o Borucie, który zajęty był straszeniem ludzi nocą po groblach i lasach i płataniem psot przez spro­wadzanie ich z dobrej drogi, a ukazywał się nie­raz w postaci psa czarnego, krążyły w całym kraju, zarówno u ludu, jak szlachty, z tą różnicą, że lud w nie wierzył, a szlachta z nich się śmiała” – pisze Zygmunt Gloger (1845-1910) w pierwszym tomie „Encyklopedii Ilustrowanej Staropolskiej”.

Ety­mologię polsko-słowiańskiego imienia Boruta wy­wodzi wybitny badacz folkloru od borów iglastych: „Że zaś w dawnych pojęciach narodu, przechowa­nych dotąd przez lud wiejski, istniał zły duch czyli czart borowy, leśny, borowiec, borowik, skutkiem więc podobieństwa w brzmieniu i związku z poję­ciem boru, lud przeniósł nazwisko ludzkie Boruta (jak to potwierdza i Karłowicz) na diabła, zwane­go także borowym, rokitą, rokickim, wierzbickim, łozińskim, jako na ducha, mieszkającego w boru, rokitach, łozach i suchych wierzbach”.

Stare, spróchniałe wierzby miały być miejscem zamieszkania demona, któremu Bunikiewicz po­święca „Opowieść o nieprzyjemnym diable Roki­cie”. Diabeł ten swe imię przyjął od wierzby, któ­rą w dawnych czasach nazywano rokitą. „W wielu województwach Polski i na Rusi, lud powszechnie uważa, że najulubieńszym pomieszkaniem diabła jest stara i spróchniała wierzba. W niej przemie­niwszy się w puszczyka (strix ulula), lubi śmierć ludziom przepowiadać. Stąd wieśniak wierzby stojącej, choć spróchniałej, nie ścina, aby nie ob­razić diabła, co w niej przesiaduje i w rozmaitych postaciach okazuje się ludziom” – wyjaśnia Kazi­mierz W. Wójcicki w „Klechdach starożytnych po­daniach i powieściach ludowych”. Rokita uchodził za niezwykle złośliwego ducha, który mścił się na chłopach, bo nie mógł od nich kupić ziemi. „Jed­nego wepchnie w bagno, innemu gnaty przetrąci w sprzeczce, są tacy, na których spuści taki tuman, iż błądzą po ostępach i nie mogą trafić do domu. Niejednemu upuścił krwi lub zamroził na zimnie, i tak czyniąc łajdactwa, raduje piekło i gubi dusze ludzkie” – pisze Bunikiewicz w „Opowieści o nie­przyjemnym diable Rokicie”.

Wśród diabłów polskich, podobnie jak w ówcze­snym społeczeństwie I Rzeczypospolitej, wystę­powały różnice stanowe. Wojewoda Boruta repre­zentował magnaterię. Rokita, chociaż złośliwy dla chłopów, jest przedstawicielem stanu włościań­skiego – bo jak pisze autor „Żywotów..” – „pań­skich diabłów nie znosi, a gdy go zagadną wykręca się do nich zadem i takie brzydkie słowa mówi, iż lepiej nie słuchać”. Na kartach książki pojawiają się też paradujące w kontuszach diabły szlachec­kie. Nie brak i diabłów zagranicznych, charakte­ryzujących się cudzoziemskim strojem, ale one nie cieszą się sympatią krajowych pobratymców.

Przykładem jest niemiecki czart Mefistofeles, któ­ry został pobity i wypędzony z naszych ziem przez rodzime diabły. „(…) zdążał jak mógł najspieszniej do swego kraju, obawiając się, że w razie zwłoki może jeszcze po raz drugi wpaść w ręce polskich diabłów” – czytamy w „Pokaraniu Mefista”.

Warto również wspomnieć o autorze opowiadań, postaci współcześnie praktycznie nieznanej, o któ­rej informacji trudno szukać w słownikach pisarzy pisarzy czy encyklopediach. Witold Kazimierz Bu­nikiewicz urodził się 21 lipca 1883 r. w Dobrkowie (Małopolska), zmarł w kwietniu 1946 r. w Pro­boszczewicach (Mazowsze).

Był absolwentem rzeszowskiego gimnazjum (1904), zastępcą nauczyciela w VII (1910/11-1912/13), a następnie w VIII Gimnazjum (1910/11-1911/12) oraz w VI Gimnazjum we Lwowie (1913/14). We Lwowie, Berlinie, Monachium i Paryżu studiował filozofię, historię literatury i sztuki. W 1913 r. uzy­skał doktorat z filozofii. Podczas I wojny światowej jako mieszkaniec zaboru austriackiej zmobilizo­wany do armii austriackiej, ranny na froncie czar­nogórskim. Nie wrócił już do armii, ponieważ do zakończenia wojny przebywał na rekonwalescencji w Pradze. Tam poznał miejscowy język i twórców literackich, co zaowocowało wydaniem w 1924 r. dobrze ocenianego przez krytyków tomiku przekła­du pt. „Współczesna liryka czeska”. Oficer rezerwy piechoty w stopniu kapitana ze starszeństwem od dniem 1 czerwca 1919 r. Obrońca Lwowa, w 1920 r. walczył w wojnie z bolszewikami. Później praco­wał w dyplomacji odrodzonego państwa polskiego. W 1926 r. zajął się dziennikarstwem, był redakto­rem czasopisma „Panowa” i stałym recenzentem artystycznym związanej ze Stronnictwem Chrze­ścijańsko-Narodowym gazety codziennej „Kurier Warszawski”. Okupację spędził w resztówce ma­jątku ziemskiego w Proboszczewicach pod Płoc­kiem, gdzie osiadł z żoną Marią pod koniec lat 30. Majątek został rozparcelowany w 1945 r. w wyni­ku reformy rolnej przeprowadzonej przez władze komunistyczne. Maria, również literatka, przeżyła męża o dwa lata. Zmarła w 1948 r. i spoczęła obok męża na cmentarzu w Proboszczowicach Starych.

Zadebiutował w 1909 r. tomikiem wierszy „Kome­dia olimpijska”. Autor m.in. tomików poetyckich: „Wiosna” (1910), „Ballady” (1920), „Rapsod ma­zowiecki”, „Rycerz śmierci” (1930); komedii po­etyckich i legend dramatycznych pisanych w for­mie balladowej: „Ostatni husarz Króla Jegomości”, „Zet” (1910),„Złote czasy” (1912), „Piosenki ułań­skie” (1917), „Sowizdrzały” (1918), „Wazon i róża” (1922), „Cud miłości” (1928); misterium bożona­rodzeniowego „Wesoła nowina (1934) oraz zbioru opowiastek anegdotyczno-fantastycznych „Magia drogich kamieni” (1932). spod jego pióra wyszły powieści: „Żywoty polskich diabłów” (1930), „Ży­cie w kolorach” (1936, przedstawiające szkołę ga­licyjską na przełomie stuleci) i „Czarny karnawał” (1938). Był również autorem kilku studiów z hi­storii sztuki. Jego utwory były wystawiane na war­szawskich scenach teatralnych.

W krótkim biogramie Bunikiewicza, który zamy­ka wydanie „Żywoty diabłów polskich” z 1960 r. anonimowy autor podkreślił, że jego twórczość po­etycka i dramaturgiczna to „epigońskie kontynu­owanie poetyki Młodej Polski”, a największy wpływ literacki na nią mieli czołowi pisarze epoki: Artur Górski (1870-1959), Antoni Lange (1862-1929) i Stanisław Przybyszewski (1868-1927). Wierność trendom epoki, zdaniem cytowanego autora spra­wiła, że większość dzieł, które wyszły spod pióra Bunikiewicza zostały po jego śmierci zapomniane. „Pozostała po nim jedynie zaczęta w późniejszych latach życia twórczość prozatorska, z czego na­joryginalniejszym i pełnym swoistego uroku jest właśnie nasz tomik humorystycznych opowiadań, napisanych na podstawie rozproszonych podań i klechd ludowych oraz literackiej tradycji, cykl jednolitej w rubasznym tonie i dowcipnej demo­nologii polskiej” – wskazano w pierwszym powo­jennym wydaniu książki, którą dziś Państwo trzy­macie w rękach.

 

Artykuł Gdzie w kraju nad Wisłą znajdują się wrota do piekieł? Bogate w legendy i podania źródło wiedzy na temat polskich diabłów. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/gdzie-w-kraju-nad-wisla-znajduja-sie-wrota-do-piekiel-bogate-w-legendy-i-podania-zrodlo-wiedzy-na-temat-polskich-diablow-wideo/feed/ 0