PPS – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png PPS – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 „Auschwitz bez cenzury i legendy”. Konspiracja w niemieckim obozie koncentracyjnym oczami uczestnika. [WIDEO] https://niezlomni.com/auschwitz-bez-cenzury-i-legendy-konspiracja-w-niemieckim-obozie-koncentracyjnym-oczami-uczestnika-wideo/ https://niezlomni.com/auschwitz-bez-cenzury-i-legendy-konspiracja-w-niemieckim-obozie-koncentracyjnym-oczami-uczestnika-wideo/#comments Sat, 05 Sep 2020 19:27:07 +0000 https://niezlomni.com/?p=51124

Wspomnienia więźnia KL Auschwitz, który przesiedział w obozie prawie cały czas jego istnienia. Wspomnienia niezwykłe, bo ukazujące działanie obozu i jego organizacje podziemne w nieco innym świetle.

Jerzy Ptakowski omawia zdarzenia z historii Auschwitz na podstawie własnej pamięci i innych źródeł. Mierzy się z utartymi mitami narosłymi wokół tematyki obozowej wskutek oddziaływania wieloletniej propagandy, doraźnych interesów czy też tarć pomiędzy rozmaitymi frakcjami o rozbieżnych interesach politycznych. Opowiada o bohaterach: o Witoldzie i Janie Pileckich, o. Maksymilianie Kolbem i Janie Mosdorfie. Charakteryzuje organizacje tworzące obozowy ruch oporu i stosunki panujące pomiędzy różnymi narodowościami. Wskazuje, jak wiele ze zbrodni pozostało po wojnie nierozliczonych. Punktuje zdarzenia, które legły u podstaw współczesnych poglądów o tym, że „nie tylko Niemcy ponoszą odpowiedzialność” i że „w Auschwitz mordowali także Polacy”.

Ptakowski trafił do Auschwitz w 1941 roku i opuścił go wraz z likwidacją obozu. Jako członek wysokich władz Stronnictwa Narodowego uwypukla zdecydowanie działalność i bytność narodowców – czy to z SN, czy odłamów ONR – w Auschwitz. Sam również parał się tam konspiracją, uczestnicząc we władzach podziemnych, obozowych struktur.

Spisując wspomnienia, poczuwał się do pełnienia misji. Jak sam zaznacza, chciał uzupełnić istniejącą literaturę i nadrobić występujące w niej luki. Eksponując dokonania narodowców, nie jest jednak stronniczy. Podkreśla, że w dramatycznych warunkach obozowych nad partykularyzmami przeważało po wielokroć poczucie narodowej solidarności i wspólnoty bądź też zwyczajne zrozumienie dla ludzkiej niedoli. Pragnienie pokonania wspólnego wroga przełamywało lody i skłaniało do współpracy najzagorzalszych przedwojennych politycznych oponentów.

Taki obraz zdecydowanie odróżnia książkę Ptakowskiego od podobnej literatury obozowej. Spojrzenie przez pryzmat ugrupowań narodowych czyni zeń wręcz unikat. Dość powszechnie bowiem o narodowcach w Auschwitz napomyka się mało, niechętnie. To temat jakby pomijany, o którym mówić dziś wręcz „nie wypada”.

Jerzy Ptakowski, Auschwitz bez cenzury i legend, Wyd. Replika, Poznań 2020. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika.

Fragment rozdziału Paczka, która kosztowała życie

Dubois zarówno psychicznie, jak i fizycznie trzymał się bardzo dobrze. Pomagał kolegom i sam z ich pomocy korzystał. Nigdy nie spadł do stopnia „muzułmaństwa” i nie pamiętam, aby poważnie chorował. Jako namiętny palacz dużo wysiłku poświęcał na zdobycie papierosów. Nawet w najbardziej ponurym okresie życia obozowego potrafił przynajmniej jeden czy dwa papierosy na dzień wykombinować. Z trudem zdobyty papieros paliliśmy nieraz wspólnie, w pozycji leżącej, pilnie bacząc, aby przedwcześnie nie strącić popiołu.

Trudno przewidzieć, jak ułożyłyby się losy Stanisława Dubois w okresie późniejszym, a zwłaszcza w czasie ewakuacji, ale jego kondycja fizyczna w roku 1942 pozwalała przypuszczać, że miał wszelkie szanse doczekania końca wojny. Śmierć, która go spośród nas zabrała, przyszła w sposób nagły i zgoła nieoczekiwany. Jestem jednym z nielicznych świadków okoliczności, które tę śmierć spowodowały. Pisałem o tym w krótkim poobozowym wspomnieniu już w roku 1947, w redagowanym przeze mnie piśmie polskim „Lech” wydawanym w Monachium. W dniu 19 sierpnia 1942 r. w godzinach popołudniowych przybył do miejsca naszej pracy w betoniarni dobrze mi znany Unterscharführer Oswald Kaduk, który był wtedy jednym z prowadzących raporty i zabrał Staszka ze sobą. Taka wizyta nie wróżyła nic dobrego. Mogła się skończyć śmiercią, osadzeniem w bunkrze na bloku 11 lub przesłuchaniami w Politische Abteilung. Nic więc dziwnego, że byliśmy tym wydarzeniem wstrząśnięci mimo pozornego oswojenia się ze śmiercią, która przecież każdego dnia wisiała nad nami. Przygnębienie malowało się na twarzach najbliższych przyjaciół Dubois z betoniarni, kiedy po skończeniu pracy powracaliśmy do obozu. Nietrudno sobie wyobrazić, jak bardzo byliśmy wzruszeni i uradowani, gdy po przejściu bramy obozowej zobaczyliśmy Staszka żywego wśród współwięźniów oczekujących na apel wieczorny. Radość z tego spotkania pogłębiła wiadomość, że Staszek po przyprowadzeniu go do Politische Abteilung traktowany był dobrze i po sprawdzeniu personaliów otrzymał paczkę przysłaną pocztą na jego nazwisko ze Szwecji. Było to wydarzenie w tym okresie naszego życia obozowego, niesłychane. Odbiór tej przesyłki musiał pokwitować własnoręcznym podpisem. W paczce znajdował się, jak mi mówił, funt cukru i dwa pudełka sardynek. Wydarzenie z paczką miało finał tragiczny. Dwa dni po jej doręczeniu Dubois został na apelu porannym zabrany przez Rapportführera Palitzscha, zabójcę wielu moich przyjaciół i skierowany na blok 11, gdzie został zamordowany strzałem w tył czaszki z karabinku małokalibrowego.

Rozdział VII Narodowcy w Auschwitz

Do Żydów, z którymi utrzymywałem bliższy kontakt, należał m.in. wybitnie inteligentny Żyd z Francji, dawny urzędnik francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, którego imienia niestety już nie pomnę. Na podstawie prowadzonych z nim rozmów przekonałem się, że Żydzi zdawali sobie dobrze sprawę z trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się Polska. Nie oczekiwali od nas większej pomocy aniżeli ta, jaką otrzymywali. Mieli natomiast głęboki żal do swoich wpływowych ziomków zamieszkałych za oceanem. Oskarżali ich o obojętność wobec skazanych na zagładę Żydów wschodnioeuropejskich, obojętność motywowaną rzekomo faktem, że wschodni Żydzi zamykali się w gettach (mowa tu o gettach w znaczeniu przed-wojennym, o gettach dobrowolnych, w odróżnieniu od gett przymusowych, wprowadzonych przez Niemców). Wyobcowywali się w ten sposób z otaczających ich społeczeństw i stawali kamieniem u szyi kulturalnego żydostwa zachodniego, reprezentującego w tym czasie tendencje asymilacyjne. Różnice istniejące między żydostwem „zacofanym” i żydostwem „postępowym” wywoływały wzajemne irytacje i niepotrzebne spory. Zdaniem mego rozmówcy, żydostwo zachodnie starało się nie dostrzegać cierpień żydostwa gettowego. Pozbycie się, czy też osłabienie liczebne elementu „zacofanego” leżało nawet w interesach zachodniego żydostwa. Nie przypuszczali, że nakazana przez Hitlera akcja zagłady przybierze aż takie rozmiary. Dramatyczne samobójstwo szlachetnego Żyda z Polski, Szmula Zygelbuama w Londynie, o którym dowiedziałem się po wojnie, wydaje się być potwierdzeniem tej niezwykłej interpretacji.
Na zadawane często Żydom obozowym pytanie, czym należy tłumaczyć bierną postawę Żydów wobec ich prześladowców, tak różną od postawy walczącego nieustępliwie narodu polskiego, spotykałem się najczęściej z odpowiedzią, że decydujący wpływ wywarło tu wychowanie i religia. Żydzi wierzyli, że nie należy się sprzeciwiać woli Boskiej i że ostatecznie Bóg nie dopuści do zagłady Izraela. Nieuzasadnioną nadzieję podtrzymywała również ich nadmierna ufność w potęgę pieniądza. Zamożni Żydzi sądzili, że za pomocą pieniądza uda się światlejszej i zamożniejszej części żydostwa wykupić od zagłady.

Rozdział XII Ostatnie dni Auschwitz

Ta część, która postanowiła do Kraju opanowanego przez komunistów nie wracać, przeszła gehennę obozów „dipisowskich” i musiała przebijać się ciężko przez życie, aby zdobyć pracę i trwałe warunki utrzymania. Druga część, która wróciła do Polski, a tych była większość, potraktowana została przez władze ludowe nieufnie i poddana wielokrotnym przesłuchaniom przez władze bezpieczeństwa. Byłych więźniów pozbawiono wkrótce możliwości swobodnego zrzeszania się i działania. Najcięższy okres przypadł na lata 1949-1956. Pisze o tym w jednym z krakowskich dzienników w artykule Gorzki obrachunek i poprawki historyczne były więzień Auschwitz Tadeusz Hołuj.
-Odebrano Związkowi prawie wszystkie lokale, roztrwoniono 30 milionów złotych. Odebrano sztandary i wszystkie akta weryfikacyjne oraz bogate archiwalia. Najcenniejsze dokumenty osobiste członków, przechowywane często z narażeniem życia i przedstawiane do weryfikacji, bywały często załącznikiem w aktach śledczych UB. Wystarczy zdradzić taką tajemnicę: w teczce personalnej Cyrankiewicza, w X Dept. MBP, znalazły się też akta archiwalne gromadzone przez oświęcimski ruch oporu, przenoszone przez bohaterski aparat łączności i przechowywane w czasie wojny w Krakowie, a następnie udostępnione przez grupę byłych członków kierownictwa tegoż ruchu oporu Komisji Badań Zbrodni Hitlerowskich. […] Do tragikomicznych wydarzeń należy np. oskarżenie grupy b. oświęcimiaków o… tajny antypaństwowy zjazd w Oświęcimiu, gdy w rzeczywistości chodziło o towarzyskie spotkanie kolegów. Tenże sam autor odpowiada również na pytanie, czym kierowały się komunistyczne władze bezpieczeństwa, tak złośliwie tępiące działalność b. więźniów politycznych: Likwidowano te siły narodu, które niezależnie od poglądów polityczno-społecznych musiały być siłą oporu przeciw stalinizmowi, siłą faktyczną, aktywną lub tylko potencjalną. Były więzień polityczny hitleryzmu (a nie zapominajmy, że rekrutował się on też z ruchu oporu), protestujący szczerze i gorąco przeciw obozom na Korei czy w Grecji, nie mógł być zachwyconym zwolennikiem łagrów, a były partyzant czy działacz patriotycznego podziemia nie mógł zachwalać terroru, łamiącego kości jego towarzyszom broni. Jeśli były takie jednostki, tym gorzej dla nich. Stosunek do byłych więźniów zmienił się na lepsze dopiero po przewrocie październikowym. Na posiedzeniu Rady Naczelnej w roku 1957 przeprowadzono ostrą krytykę siedmioletniej polityki prześladowania, zmieniono skład władz i zrehabilitowano wielu niewinnie oskarżonych członków obozowego ruchu oporu.

Artykuł „Auschwitz bez cenzury i legendy”. Konspiracja w niemieckim obozie koncentracyjnym oczami uczestnika. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/auschwitz-bez-cenzury-i-legendy-konspiracja-w-niemieckim-obozie-koncentracyjnym-oczami-uczestnika-wideo/feed/ 1
Ludzie i fakty na krętym szlaku wiodącym ku niepodległej Polsce. Nieznana historia Legionów Polskich [WIDEO] https://niezlomni.com/ludzie-i-fakty-na-kretym-szlaku-wiodacym-ku-niepodleglej-polsce-zanim-legiony-wyruszyly-do-walki-wideo/ https://niezlomni.com/ludzie-i-fakty-na-kretym-szlaku-wiodacym-ku-niepodleglej-polsce-zanim-legiony-wyruszyly-do-walki-wideo/#respond Mon, 30 Jul 2018 17:23:19 +0000 https://niezlomni.com/?p=49128

Historia Legionów Polskich jest mało znana, a mity pokutujące na ich temat nie odpowiadają prawdzie historycznej. Zakorzeniły się one mocno w świadomości narodowej już w okresie międzywojennym. Były przekazywane z pokolenia na pokolenie, a ich egzemplifikacją jest przekonanie, że w roku 1918 odzyskaliśmy wolność wyłącznie dzięki Józefowi Piłsudskiemu. Podobnym mitem jest opinia, że to przyszły Marszałek Polski stworzył Legiony Polskie.

[caption id="attachment_49130" align="alignleft" width="381"] Wyd. Replika[/caption]

Niniejsza książka nie ma owych legionowych mitów obalać. Każda tego typu próba z góry skazana jest klęskę. Tym bardziej, że Józef Piłsudski ma dla Polski konkretne zasługi, których nikt pozbawić go nie może.

Ambicją tej publikacji jest ukazanie całej złożoności i wielobarwności ruchu legionowego z jego różnorodnymi korzeniami. Zaczyna się nie od wymarszu Pierwszej Kadrowej, ale od działalności Organizacji Bojowej-PPS. Autor omawia działalność Związku Walki Czynnej, a następnie Związku Strzeleckiego. Przybliża proces kształtowania się związanego z nimi obozu politycznego, funkcjonującego w Galicji.

Autor wskazuje jednak także inne środowiska niepodległościowe, działające w Galicji i ścieranie się ich wizji walki o niepodległość Polski. Przypomina, że u progu wybuchu I Wojny Światowej wiele innych ugrupowań, z endecją na czele, tworzyło swoje organizacje zbrojne. Prężnie działały m.in. Polskie Drużyny Strzeleckie, Drużyny Bartoszowe, Drużyny Podhalańskie i wreszcie Stałe Drużyny Sokole, bazujące na Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół”.

Książka ma charakter popularnonaukowy. Jej atutem są zamieszczone w dużej ilości: wspomnienia, treści najważniejszych dokumentów oraz bezpośrednie relacje. Oddają one znakomicie atmosferę tamtych dni, ilustrują działania i decyzje osób, które wówczas tworzyły historię i o których współcześni uczą się z podręczników. Pozwalają lepiej zrozumieć ich argumenty, racje, sposób rozumowania.

Wielu z nich, mając siedemnaście czy osiemnaście lat, przerwało naukę w szkołach, spakowało plecaki i wyruszyło w pole, by z dnia na dzień stać się żołnierzami Rzeczypospolitej, której granic wówczas jeszcze na mapie nie było.

Utworzone w 1914 r. Legiony Polskie były formacją podobną do Legionów Polskich, stworzonych przez Jana Henryka Dąbrowskiego. Zamierzały tak jak one walczyć o odzyskanie niepodległości. Wyrastały one oczywiście z tradycji Organizacji Bojowej PPS, która prowadziła przeciwko caratowi walkę rewolucyjną, polegającą głównie na dokonywaniu zuchwałych aktów terrorystycznych, mających spełnić podwójną rolę. Miały one – za pomocą napadów na banki, kasy czy pociągi pocztowe – dostarczać środków na prowadzenie działalności, a także budować w społeczeństwie Królestwa Polskiego przekonanie, że do niepodległości Polski może prowadzić tylko czyn zbrojny wymierzony w zaborcę. Na jej czele stał Józef Piłsudski, który redagując „Robotnika”, propagował hasło: „Polski wymodlić ani wyszachrować się nie da. Ją trzeba krwią własną wywalczyć”. W szczytowym okresie działalności OB. PPS liczyła dwa tysiące członków. Uruchomiła sekcję cywilną i militarną. Wzmocniła krakowską szkołę bojową, kształcącą instruktorów. Tylko w 1906 r. w Królestwie Polskim bojowcy napadli na 561 pociągów przewożących pieniądze, urzędy gminne i pocztowe oraz sklepy monopolowe. Dokonali 678 zamachów na przedstawicieli władzy. W ich trakcie zostało zabitych 336 osób (68 wojskowych i 268 urzędników), a 235 osób było rannych.


Po rozłamie w PPS Organizacja Bojowa opowiedziała się za Frakcją Rewolucyjną. Kierował nią nadal Józef Piłsudski, wspomagany przez Stefana Dąbkowskiego, Mieczysława Mańkowskiego, Józefa Montwiłła-Mireckiego, Tomasza Arciszewskiego i Edwarda Gibalskiego. Współpracowali z nimi także Walery Sławek, Aleksander Prystor i Władysław Dehnel.

Kierowane przez Piłsudskiego bojówki w latach 1907– 1909 dokonały 270 zamachów i napadów, z których najsłynniejsza była akcja na Wileńszczyźnie pod Bezdanami. Piłsudski dowodził nią osobiście. Liczył się z tym, że z akcji może już nie wrócić. Napisał list do Feliksa Perla, który obiecał mu napisać nekrolog „gdy go diabli wezmą”. Warto go zacytować w całości, bo oddaje on ówczesne poglądy i system wartości przyszłego marszałka Polski. Przywoływanie go we fragmentach zniekształca często jego myśli. Piłsudski pisał:

Do Felka lub tego, co mój nekrolog pisać będzie,
Mój Drogi! Niegdyś obiecywałeś mi, że napiszesz śliczny nekrolog, gdy diabli mnie wezmą. Teraz, gdy idę na wyprawę, z której może nie wrócę, posyłam Ci swoją kartkę, jako nekrolog iście, z małą prośbą. Nie idzie mi, naturalnie, o to, bym Ci miał dyktować ocenę mojej pracy i życia – nie! – masz pod tym względem zupełną swobodę, proszę tylko o to, byś nie robił ze mnie „dobrego oficera lub mazgaja i sentymentalistę…”, tj. człowieka poświęcenia, rozpinającego się na krzyżu dla ludzkości, czy czego tam. Byłem do pewnego stopnia takim, lecz było to za czasów młodości durnej i chmurnej. Teraz nie, to minęło i minęło bezpowrotnie – te mazgajstwa i krzyżowanie się dokuczyło mi, gdym na to u naszych inteligentów patrzył – takie to słabe i beznadziejne! Walczę i umrę jedynie dlatego, że w wychodku, jakim jest nasze życie, żyć nie mogę, to ubliża – słyszysz! – ubliża mi, jako człowiekowi z godnością nie niewolniczą. Niech inni się bawią w hodowanie kwiatów czy socjalizmu, czy polskości, czy czego innego w wychodkowej (nawet nie klozetowej) atmosferze – ja nie mogę! To nie sentymentalizm, nie mazgajstwo, nie maszynka ewolucji społecznej, czy ta, co, to zwyczajne człowieczeństwo. Chcę zwyciężyć, a bez walki, i to walki na ostre, jestem nie zapaśnikiem nawet, ale wprost bydlęciem, okładanym kijem czy nahajką. Rozumiesz chyba mnie. Nie rozpacz, nie poświęcenie mną kieruje, a chęć zwyciężenia i przygotowania zwycięstwa.

Fragment rozdziału I Od terroru do polskiej armii, Marek A. Koprowski, Legiony. Droga do legendy. Przed wyruszeniem w pole 1906-1914, wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można kupić TUTAJ.

Artykuł Ludzie i fakty na krętym szlaku wiodącym ku niepodległej Polsce. Nieznana historia Legionów Polskich [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/ludzie-i-fakty-na-kretym-szlaku-wiodacym-ku-niepodleglej-polsce-zanim-legiony-wyruszyly-do-walki-wideo/feed/ 0
16 lutego 1893 r. urodził się pierwszy przewodniczący Rady Pomocy Żydom „Żegota”. Przyczynił się do uratowania Ireny Sendlerowej. Wydał bezwzględną wojnę szmalcownikom https://niezlomni.com/16-lutego-1893-r-urodzil-sie-pierwszy-przewodniczacy-rady-pomocy-zydom-zegota-przyczynil-sie-uratowania-ireny-sendlerowej-wydal-bezwzgledna-wojne-szmalcownikom/ https://niezlomni.com/16-lutego-1893-r-urodzil-sie-pierwszy-przewodniczacy-rady-pomocy-zydom-zegota-przyczynil-sie-uratowania-ireny-sendlerowej-wydal-bezwzgledna-wojne-szmalcownikom/#respond Thu, 16 Feb 2017 14:19:30 +0000 http://niezlomni.com/?p=35645

16 lutego 1893 r. w Brzezinach k. Łodzi urodził się Julian Grobelny (ps. „Trojan”, „Julek”, „Anarchista”), powstaniec śląski, działacz PPS, Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Pierwszy przewodniczący Rady Pomocy Żydom „Żegota” (styczeń 1943-marzec 1944).

Postulował zdecydowane zwalczanie tzw. szmalcowników i szantażystów (chciał dla nich kary śmierci). Wraz z żoną Heleną ukrywał kilka osób narodowości żydowskiej. Przyczynił się do uwolnienia aresztowanej przez gestapo Ireny Sendlerowej. Od października 1944 r. (aż do śmierci w grudniu 1944 r.) starosta powiatowy w Mińsku Mazowieckim.

Irena Sendlerowa wspominała go:

We wspomnieniach zachowałam Juliana Grobelnego, jako wielkiego człowieka i patriotę. Szanował i zawsze niósł pomoc mniejszościom narodowym. Był niezmordowanie pracowity, wymagający najwięcej od siebie, a dopiero potem od podwładnych. Miał kryształowy charakter. Posiadał rzadko spotykaną cechę u ludzi na wysokich stanowiskach – działał w sprawach wielkich i ważnych, a jednocześnie liczył się dla niego każdy człowiek. Potrafił okazać zainteresowanie każdemu potrzebującemu. (…) Pracował bez wytchnienia całe dnie, a często i noce. Miał usposobienie bardzo pogodne, a jednocześnie dziwna moc jego wnętrza działała na otoczenie ogromnie uspokajająco. W jego towarzystwie, mimo ciągłego zagrożenia naokoło, mimo grozy, która była wszędzie, ta jego wewnętrzna siła działała tak, że każdy czuł się bezpiecznie

Artykuł 16 lutego 1893 r. urodził się pierwszy przewodniczący Rady Pomocy Żydom „Żegota”. Przyczynił się do uratowania Ireny Sendlerowej. Wydał bezwzględną wojnę szmalcownikom pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/16-lutego-1893-r-urodzil-sie-pierwszy-przewodniczacy-rady-pomocy-zydom-zegota-przyczynil-sie-uratowania-ireny-sendlerowej-wydal-bezwzgledna-wojne-szmalcownikom/feed/ 0
Dr Tochman: Dlaczego bohaterski żołnierz podziemia, cichociemny, major Franciszek Pukacki ps. “Gzyms” został agentem SB? https://niezlomni.com/dr-krzysztof-tochman-ipn-rzeszow-dlaczego-bohaterski-zolnierz-podziemia-cichociemny-major-franciszek-pukacki-ps-gzyms-zostal-agentem-sb/ https://niezlomni.com/dr-krzysztof-tochman-ipn-rzeszow-dlaczego-bohaterski-zolnierz-podziemia-cichociemny-major-franciszek-pukacki-ps-gzyms-zostal-agentem-sb/#respond Sat, 14 Jan 2017 21:17:30 +0000 http://niezlomni.com/?p=35253

Czy ktoś mógłby przypuszczać, że swoje doświadczenie, odwagę i etos w służbie dla Ojczyzny lat wojny mjr “Gzyms” mógłby poświęcić w późniejszej pracy dla Służby Bezpieczeństwa? - pisze dr Krzysztof Tochman.


Londyn pod nadzorem SB

Franciszek Pukacki był nie tylko bohaterem kampanii wrześniowej 1939 r., gdy jako młody podchorąży III baonu 60. pp prowadził na bagnety swój pluton do boju o Łęczycę, odznaczony za ten czyn Virtuti Militari, ale również obrońcą Warszawy i sławnym spadochroniarzem Armii Krajowej o ps. “Gzyms” i dowódcą ośrodka dywersyjnego na Wołyniu w ramach organizacji “Wachlarz” już w stopniu porucznika. Szczególnie wyróżnił się jednak jako dowódca I baonu 45. pp AK 27. Wołyńskiej DP AK, odznaczony powtórnie Orderem Virtuti Militari 5 kl. za męstwo i dowodzenie na całym szlaku walk dywizji z nieprzyjacielem, Niemcami i innymi formacjami sprzymierzonymi z wrogiem. Czy ktoś mógłby przypuszczać, że swoje doświadczenie, odwagę i etos w służbie dla Ojczyzny lat wojny mjr “Gzyms” mógłby poświęcić w późniejszej pracy dla Służby Bezpieczeństwa?

Nie mogłem w to uwierzyć, aż…

Gdy w letnie dni 1996 r. prowadziłem kwerendę w archiwach londyńskich, nie mogłem nie zawitać do POSK-u, w tym czasie skupiającym wiele dróg polskiej emigracji powojennej i niezależnej myśli polityczno-kulturalnej. Wówczas w czasie jednego ze spotkań z dyr. Biblioteki Polskiej w Londynie śp. dr. Zdzisławem Jagodzińskim dowiedziałem się, że Pukacki był niebezpiecznym agentem bezpieki wykonującym zadania operacyjne, mające na celu rozpracowywanie emigracyjnych ośrodków władzy niepodległej Rzeczypospolitej, swoich kolegów i przyjaciół cichociemnych. Tych na emigracji i w kraju. Nie mogłem w to uwierzyć… Aż do 2006 r. Wówczas dotarły do mnie dwie jego teczki jako tajnego informatora, współpracownika SB o ps. “Franciszek”, “Cichy” vel “Cichyj”. Teczka personalna i teczka pracy Franciszka Pukackiego…

Droga życiowa

Franciszek Pukacki rodem z Wyskoci (woj. wielkopolskie), ur. w 1916 r., był elewem słynnej podchorążówki piechoty Ostrów Mazowiecka–Komorowo. We wrześniu 1939 r. walczył na czele plutonu i kompanii w ramach 25. DP. Ranny w Lasku Bielańskim, brał udział w obronie Warszawy, a po kapitulacji miasta unikając niewoli, powrócił do rodzinnego Krotoszyna. Kilkakrotnie Niemcy brali go jako zakładnika.

[caption id="attachment_35259" align="alignleft" width="445"] Franciszek Pukacki, Narodowe Archiwum Cyfrowe, Sygnatura: 37-1113/commons.wikimedia.org[/caption]

W grudniu 1939 r. przez Słowację, Węgry i Jugosławię dotarł do Francji, a stamtąd po jej kapitulacji w czerwcu 1940 r. do Wielkiej Brytanii. Tam przeszedł przeszkolenie na kursach dla cichociemnych, został awansowany na porucznika. Po skoku do okupowanego kraju w nocy z 3 na 4 marca 1942 r. (4 ekipa) przydzielony został do “Wachlarza”, odcinek wołyński, gdzie m.in. założył bazy konspiracyjne i ośrodki dywersyjne na linii kolejowej Szepietówka–Kijów.
Osobiście z niewielkim zespołem przeprowadził szereg akcji zbrojnych przeciwko Niemcom, wsławiając się m.in. spreparowaniem specjalną mieszanką 5 samolotów bombowych wroga na lotnisku w Charkowie (maj-czerwiec 1943 r.). Odznaczony po raz pierwszy Krzyżem Walecznych. Zorganizował oddział partyzancko-dywersyjny, działając z różnym powodzeniem nad rzeką Horyń przeciwko Ukraińcom z UPA i Niemcom.

Na początku stycznia 1944 r. wyruszył z okolic Ostroga, przez tereny opanowane przez UPA, i w lutym, po pokonaniu wielu kilometrów w walkach przybył na koncentrację 27. Wołyńskiej DP AK w Kupiczowie. Objął dowodzenie nad I batalionem 45. pp AK (ok. 380 ludzi). W czasie ciężkich walk dywizji od Oździutycz na Wołyniu po Lasy Firlejskie na Lubelszczyźnie “Gzyms” dał się poznać jako wybitny dowódca radzący sobie w każdej sytuacji, nawet bez wyjścia. Zawsze na nim w tym czasie można było polegać. Z dniem 3 maja 1944 r. został odznaczony po raz drugi Krzyżem Walecznych i awansowany na kapitana. Już na Lubelszczyźnie na czele baonu (18 lipca) otworzył drogę wyjścia z okrążenia niemieckiego dla całej 27. DP AK w Lasach Parczewskich pomiędzy Gródkiem a Brzeźnicą Książęcą.

Po rozbrojeniu dywizji kpt. “Gzyms” zatrzymał się w Otwocku i tam został aresztowany przez NKWD i wywieziony do łagru, m.in. w Griazowcu i Riazaniu. Podjął nieudaną próbę ucieczki, lecz na granicy, w grudniu 1947 r. został złapany i uwięziony w Brześciu. Ostatecznie w czerwcu 1948 r. opuścił więzienie i powrócił do kraju. Już w lipcu znalazł zatrudnienie w Grodzisku Mazowieckim jako planista w Fabryce Sieci i Węży Pożarniczych.

Już od początku lat 50. w ramach przedsięwzięć operacyjnych prowadzonych przez UB przeciwko żołnierzom PSZ, w tym m.in. “szóstkarzom” do których zaliczano i cichociemnych (szkolonych w ramach Oddziału VI Sztabu Naczelnego Wodza PSZ), znalazł się w kręguw zainteresowania MBP. Jak wynika z dokumentów, niedocenione do dzisiaj zasługi w jego rozpracowaniu, oddał wówczas bezpiece bardzo “pracowity” tajny informator tego “resortu” TW “Jan” w 1950 r. zawerbowany przez UB. TW “Jan” tak charakteryzował “Gzymsa”: Wymieniony posiada średnie wykształcenie, poziom ogólny dobry. Jednak jako organizator słaby, ale za to jest zdecydowany na wszystko, należy umiejętnie go kierować. (...) wymaga systematycznego kierownictwa nad sobą. Jest starym kawalerem, z zawodu artysta rzeźbiarz, zam. w Brwinowie (...). Obecnie buduje sobie willę na Saskiej Kępie (źródło “Jan” z dn. 8.VI.1957 r. na podstawie rozmowy z pasierbicą).

Pukacki w 1968 r. został uwikłany w sprawę noża, z serii tych, jakim dokonano zabójstwa syna Bolesława Piaseckiego, Bohdana, 11 lat wcześniej. Nóż był w jego posiadaniu, a skradziono go na jesieni jesienią 1956 r. Pracował wówczas jako kamieniarz-przekuwacz w pracowni mieszczącej się w Ogrodzie Saskim. Przesłuchiwany był kilkakrotnie w MSW i rozpracowywany w ramach sprawy krypt. “Zagubiony”. Wówczas składał obszerne zeznania i udzielał informacji odnośnie zatrudnionych z nim, m.in. o Stanisławie Ledóchowskim i rodzinie. Wówczas pozyskany został do współpracy przez SB na rzecz Samodzielnej Grupy Operacyjnej MSW pod ps. “Franciszek” jako tzw. kontakt operacyjny (KO).

Inwigilacja emigracji w Londynie

Od 1974 r. był wykorzystywany przez SB jako tzw. KP i współpracował z kpt. SB Stanisławem Gołębiewskim, pracownikiem Samodzielnej Grupy Operacyjnej MSW z Departamentu I. W ramach porozumienia między jednostkami, wykonywał zadania Dep. I w lutym–marcu 1977 r. Jego działalność nadzorował z-ca kier. Samodzielnej Grupy Operacyjnej MSW płk mgr Feliks Dwojak.

M.in. KP “Franciszek” brał udział w realizacji operacji SB o krypt. “Truteń” przeciwko Adamowi Michnikowi. Wziął m.in. udział w zjeździe cichociemnych w Londynie, gdzie 20.02.1977 r. wygłosił przemówienie mające na celu skompromitować “Trutnia” w środowisku kombatanckim. Powołał się przy tym na dokument komisji rehabilitacyjnej i wyeksponował rolę Stefana (przyrodni brat Adama), znanego zabójcę sądowego z lat 50.

[caption id="attachment_12294" align="alignleft" width="582"] wikimedia.org[/caption]

Podczas pobytów w Londynie w lutym–marcu 1976 r. i listopadzie 1977 r. oraz styczniu 1978 r., już jako TW “Cichy”, odnowił i nawiązał kontakty m.in. z: Kazimierzem Irankiem-Osmeckim, pełniącym wówczas funkcję dyrektora Biura Komisji Skarbu Narodowego, Adamem Ciołkoszem, przewodniczącym PPS, Franciszkiem Wilkiem, prezesem PSL, dr. Zdzisławem Jagodzińskim, dyr. Biblioteki Polskiej, Tadeuszem Zawadzkim-Żenczykowskim, red. RWE, Stanisławem Grocholskim, dziennikarzem i szefem wydawnictwa “Veritas”, Bohdanem Wenforffem, szefem Kancelarii Cywilnej prezydenta prof. dr. Stanisława Ostrowskiego, Zygmuntem Szadkowskim, prezesem SPK, Stefanem Soboniewskim, gen. bryg. Tadeuszem Pełczyńskim, przewodniczącym Rady Studium Polski Podziemnej.

Z tych pobytów TW “Cichy” przekazał szereg wartościowych informacji z życia emigracji, działalności rządu, funduszu Skarbu Narodowego i finansowania elementów antysocjalistycznych w kraju.

23 września 1977 r. przejęty został przez Dep. I Wydz. XI MSW jako TW “Cichy” vel “Cichyj”, a jego oficerem prowadzącym był por. SB J. Sosnowski, insp. Wydz. XI Dep.

Podczas wyjazdów do Londynu Pukacki rozpoznawał również środowisko cichociemnych, m.in. Józefa Zabielskiego, Jacka Bętkowskiego, Tadeusza Klimowskiego, Antoniego Pospieszalskiego, red. BBC, prof. Jerzego Lerskiego i innych. Zabiegał również o kontakty z Jerzym Giedroyciem, szefem paryskiej “Kultury”, wyjeżdżając do Paryża.
Podczas pobytów na terenie Anglii TW “Cichy” był na kontakcie “Hixa”, a później “Esta”, rezydentów wywiadu reżimowego z ambasady PRL w Londynie. Spotkał się tam również z cichociemnym mjr. Jerzym F. Szymańskim TW “Bober” (?), zwerbowanym przez bezpiekę, często przyjeżdżającym od 1956 r. do kraju.

Inwigilacja ROPCiO

Realizując instrukcję SB, Pukacki pogłębił w kraju kontakty w środowisku opozycyjnym, opierając się na dawnych znajomościach z osobami aktualnie związanymi z ROPCiO (np. M. Gołębiewski). Umiejętnie wykorzystując swe związki z emigracją londyńską, stał się dla działaczy ROPCiO osobą atrakcyjną i godną zaufania. Dzięki temu wszedł w bliski kontakt z przywódcami “Ruchu”, przekazując informacje dotyczące działalności ROPCiO.

W czasie od stycznia do czerwca 1978 r. TW “Cichy” sterowany przez swoich mocodawców ugruntował swą pozycję w ROPCiO. W wyniku zrealizowanych przedsięwzięć operacyjnych otrzymał od Andrzeja Czumy, po konsultacjach z innymi członkami “Ruchu”, propozycję reprezentowania ROPCiO za granicą i wyjazdu na pół roku do Londynu jako przedstawiciel “Ruchu”. Pukacki wyposażony w pisemne upoważnienie podpisane przez Stefana Kaczorowskiego, Bohdana Papiernika, Wojciecha Ziembińskiego, Piotra Typiaka i A. Czumę.

Przed wyjazdem do Londynu, 3 lipca 1978 r., gruntownie został przygotowany przez SB, m.in. potajemnie nagrał rozmowę na magnetofon z Andrzejem Czumą. W czasie pobytu w Londynie, trwającym do 26 listopada, TW “Cichy” natrafił na mocnego konkurenta w osobie Eugeniusza Smolara, który - występując jako przedstawiciel KOR-u - torpedował jego wysiłki wśród Polonii, w celu uzyskania funduszy na działalność niepodległościową. Przez cały czas pobytu w Anglii wykonywał zlecone mu w instrukcji wyjazdowej zadania inspiracyjne i destrukcyjne, podważające wśród swoich licznych rozmówców zaufanie do KOR-u.

W trakcie pobytu w Londynie, wobec utrzymywania kontaktów z rezydentem wywiadu SB reżimowej ambasady PRL oraz agentami bezpieki, m.in. TW “Bober” (?) i “Rzewuski” (prawdopodobnie Jarosław Szeptycki), został namierzony przez kontrwywiad brytyjski, który ostrzegał przed nim niektórych działaczy emigracyjnych i krajowych przez różnego rodzaju “przecieki”, m.in. Zdzisława Jagodzińskiego i A. Czumę.

Dla SB opracował spis spadochroniarzy AK

Pukacki rozpracowywał również cichociemnych w kraju, m.in. zestawiając dla SB spis wszystkich spadochroniarzy AK zarówno żyjących, zmarłych w kraju i na świecie, poległych i zamordowanych (razem 316), przy niektórych z nich dopisując krótką charakterystykę. Wykaz ten z adresami i telefonami przyniósł 13 października 1977 r. na spotkanie ze st. inspektorem Wydz. VIII Dep. I MSW ppłk. J. Mazurkiem, które odbyło się w LK (lokal konspiracyjny, kontaktowy) “Lando”. Przedstawił również na piśmie program swojego pobytu w Anglii. Zrozumiał dobrze (…) potrzeby operacyjne SB i wybrał najistotniejsze kontakty, które pozwolą mu zdobywać istotne informacje.

Ponadto napisał odręcznie informacje o możliwościach nawiązania kontaktu z gen. M. Borutą-Spiechowiczem, członkiem ROPCiO. Otrzymał m.in. zadanie, aby ok. 26 października spotkać się z nim.

Pukacki był wynagradzany przez SB sumami w ratach od kilkudziesięciu do kilku tysięcy złotych, od kilkudziesięciu do kilkuset funtów brytyjskich i dolarami USA w podobnych kwotach. Według raportu z 2 czerwca 1978 r. podpisanego przez por. J. Sosnowskiego, insp. Wydz. XI Dep. I MSW, i naczelnika Wydz. XI tegoż dep. płk. S. Lipowskiego, przeznaczonego dla dyr. Dep. I MSW gen. bryg. SB Jana Słowikowskiego, TW “Cichy” (F. Pukacki) jest: b zdyscyplinowany i punktualny. Zna zasady konspiracji i stosuje je w kontaktach z SB. Współpraca z “C” (“Cichym” – przyp. K.A.T.) oparta jest na podstawie patriotycznej. Poglądy głoszone przez niego wskazują, że jest patriotą, akceptującym ustrój PRL. Krytycznie odnosi się wyłącznie do niektórych aspektów polityki gospodarczej, jednakże nie zauważono u niego przejawów malkontenctwa. Sam stwierdza, że motywem jego współpracy z nami jest chęć działania przeciwko osobom i grupom, które swoją działalnością szkalują Polskę, co przynosi nam szkodę na arenie międzynarodowej i jest na rękę obcym, głównie syjonistycznym (żydowskim – przyp. K.A.T.) siłom na świecie".

Zaznaczył, że korzyści materialne z tytułu współpracy z nami nie wchodzą w rachubę. (…) ceni sobie współpracę z naszą służbą. Wypowiada się o niej i jej pracownikach z uznaniem. Zadania wykonuje sumiennie i z zaangażowaniem, nie kryjąc, iż daje mu to satysfakcję i możliwość wyżycia się.
Już będąc na emeryturze, dalej kontynuował swoją działalność i współpracę z SB. Aż do śmierci…
Zmarł nagle w niewyjaśnionych do końca okolicznościach 4 listopada 1980 r. w pociągu między Ostrowem Wielkopolskim a Kaliszem.

Pochowany w Krotoszynie, w którym jedna z ulic nosi jego imię. Odznaczony 2-krotnie Virtuti Militari 5 kl., 3-krotnie Krzyżem Walecznych, Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami.

Dr Krzysztof A. Tochman, IPN Rzeszów, źródło: tygodnik Nasza Polska. Książki i komiksy wydane przez IPN Rzeszów można nabyć TUTAJ.

Autor jest historykiem i badaczem dziejów najnowszych. Współpracuje m.in. z redakcjami “Polskiego słownika biograficznego” Instytutu Historii PAN w Krakowie i “Małopolskiego słownika biograficznego uczestników działań niepodległościowych 1939-1956”. Autor książek m.in.: “Cichociemny z izdebek. Kapitan Michał Fijałka” (1993), “Michał Fijałka. W obronie Wołynia” (2004), “Słownik biograficzny cichociemnych”, t. 1-3 (1994-2002), “Adam Boryczka. Z dziejów WiN-u”, t. 1-2 (1991-2001). Najnowszą pozycją jest pierwszy tom książki “Z ziemi obcej do Polski” (2006), przedstawiającej losy żołnierzy PSZ na Zachodzie, którzy wrócili do kraju po II wojnie światowej.

Artykuł Dr Tochman: Dlaczego bohaterski żołnierz podziemia, cichociemny, major Franciszek Pukacki ps. “Gzyms” został agentem SB? pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/dr-krzysztof-tochman-ipn-rzeszow-dlaczego-bohaterski-zolnierz-podziemia-cichociemny-major-franciszek-pukacki-ps-gzyms-zostal-agentem-sb/feed/ 0
O romansie polskiej lewicy z trockizmem i fascynacji Che Guevarą. Józef Pinior w roli rewolucjonisty-radykała https://niezlomni.com/o-romansie-polskiej-lewicy-z-poludniowoamerykanskim-trockizmem-jozef-pinior-w-roli-rewolucjonisty-radykala/ https://niezlomni.com/o-romansie-polskiej-lewicy-z-poludniowoamerykanskim-trockizmem-jozef-pinior-w-roli-rewolucjonisty-radykala/#respond Tue, 29 Nov 2016 13:50:31 +0000 http://niezlomni.com/?p=1528

Trockiści namówili nas, gdy przyjechała do Polski Margaret Thatcher (na zaproszenie m.in. „Solidarności”), na wspólną akcję. Rozrzucaliśmy ulotki: „Górnikom polskim i brytyjskim pracy i chleba!”.

Ale później trockiści uznali, że władze w PPS-RD powinny być dzielone proporcjonalnie i że oni powinni zyskać część władzy. Chcieli nas przejąć. No i zwabili w swoje szeregi Józefa Piniora. Zabrali go zdaje się do Argentyny lub Brazylii, powstał z tego film. Józef w imieniu polskich robotników przemawiał na stadionach do prawdziwych tłumów, tysięcy ludzi. Tam ruch radykalny był bardzo mocny, to Piniora zafascynowało, wrócił do kraju jako neofita-trockista. Szybko mu zresztą to przeszło.

My jako PPS-RD chcieliśmy być formacją między „starą” socjaldemokracją a komunistami. Zachodnia socjaldemokracja, totalnie wówczas zgnuśniała, która w dodatku miała w d… Europę Wschodnią, zupełnie nam nie odpowiadała.

A Józef, na tej fali, chciał być „nowym rewolucjonistą”, zaczął wokół siebie montować grupę ludzi, no i w roku 1990 musieliśmy się rozstać.

Cezary Miżejewski w rozmowie "Radykalni i szaleni" (Lewicowo.pl)

Jarosław Wardęga, współpracownik Piniora, mówił Gazecie Wyborczej:

Razem z Józkiem Piniorem, którego uważam za swojego nauczyciela politycznego. [..] Byłem zafascynowany postacią Che Guevary, którego uważam za bohatera ludowego. Poniekąd takim bohaterem ludowym był dla mnie Lech Wałesa jako przywódca Solidarności. Choć oczywiście tak rewolucyhny nie był i na szczęście nie zginął z karabinem w ręku. Ale oczywiście Solidarność była dla mnie ruchem rewolucyjnym. [...] Na pierwszym zjeździe regionalnym Solidarności w lutym 1990 Pinior w uchwale dziękował m.in. właśnie IV MIędzynarodówce za pomoc w walce z systemem.

Kim jest Józef Pinior?

W 1980 organizował (m.in. wraz z Władysławem Frasyniukiem) struktury „Solidarności” na Dolnym Śląsku. Był członkiem zarządu regionu NSZZ „S” i jej rzecznikiem finansowym. Po aresztowaniu Władysława Frasyniuka (we wrześniu 1982) reprezentował Dolny Śląsk w Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej.

W listopadzie 1987 współtworzył Polską Partię Socjalistyczną, a od 1988 do 1990 był członkiem rady naczelnej PPS-RD.

W 1990 został liderem trockistowskiego Socjalistycznego Ośrodka Politycznego. Wraz z jego działaczami został w lutym tego samego roku usunięty z PPS-RD.

Od 1996 do 1999 był członkiem Unii Pracy, w której od 1998 do 1999 pełnił funkcję wiceprzewodniczącego. Od 2002 do 2003 był pełnomocnikiem wojewody dolnośląskiego ds. referendum unijnego, zaś od 2003 do 2004 ds. europejskich.

W Europarlamencie od 2004 do 2009 roku. Od 2011 W Senacie z ramienia Platformy Obywatelskiej. W wyborach w 2015 nie został ponownie wybrany do izby wyższej polskiego parlamentu, przegrywając z Jarosławem Obremskim.

29 listopada 2016 został zatrzymany przez CBA wraz z ośmioma innymi osobami, w związku z podejrzeniem o korupcję. Sprawa jest prowadzona przez prokuraturę w Poznaniu

Artykuł O romansie polskiej lewicy z trockizmem i fascynacji Che Guevarą. Józef Pinior w roli rewolucjonisty-radykała pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/o-romansie-polskiej-lewicy-z-poludniowoamerykanskim-trockizmem-jozef-pinior-w-roli-rewolucjonisty-radykala/feed/ 0
„Zbrodnia ta nikczemna, spada niezatartym piętnem na socjalistów” https://niezlomni.com/zbrodnia-ta-nikczemna-spada-niezatartym-pietnem-na-socjalistow/ https://niezlomni.com/zbrodnia-ta-nikczemna-spada-niezatartym-pietnem-na-socjalistow/#respond Mon, 29 Feb 2016 22:48:41 +0000 http://niezlomni.com/?p=26443

baranowski

Więcej o W. Baranowskim czytaj TUTAJ.

Artykuł „Zbrodnia ta nikczemna, spada niezatartym piętnem na socjalistów” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zbrodnia-ta-nikczemna-spada-niezatartym-pietnem-na-socjalistow/feed/ 0
Walenty Baranowski, lat 24, zmarł w obronie idei narodowej https://niezlomni.com/walenty-baranowski-lat-24-zmarl-w-obronie-idei-narodowej/ https://niezlomni.com/walenty-baranowski-lat-24-zmarl-w-obronie-idei-narodowej/#respond Sun, 31 Jan 2016 21:51:11 +0000 http://niezlomni.com/?p=26201

20150724_185229"Początkowo łudzono się, że to odosobnione przypadki i nie dojdzie do rozlewu krwi na większą skalę. Narodowcy nie zdecydowali się odpowiedzieć na te zabójstwa przeciwterrorem, być może nie byli jeszcze do tego organizacyjnie i psychicznie przygotowani.

Sytuacja zmieniła się, gdy 2 sierpnia 1906 r. został zabity w Warszawie znany działacz Narodowego Związku Robotniczego Walenty Baranowski.

NZR wydał wówczas odezwę, w której zapowiedział, że jakkolwiek dotąd nie odwoływał się do przemocy, to obecnie odstępuje od tej zasady i zabójcy poniosą śmierć.

Dziewięciu bojówkarzy PPS odpowiedzialnych za śmierć Baranowskiego zostało zabitych, dzięki czemu czerwony terror w Warszawie został wstrzymany.

NZR starał się doprowadzić do deeskalacji konfliktu, aby zapobiec wybuchowi niekontrolowanych walk między konkurentami politycznymi".

O walkach 1905-1906 r.

Marek J. Chodakiewicz, Jolanta Mysiakowska-Muszyńska, Wojciech Muszyński, Polska dla Polaków! Kim byli i są polscy narodowcy, Zysk i S-ka, 2015.

Książkę można nabyć TUTAJ.

Na zdjęciu grób W. Baranowskiego na Powązkach w Warszawie, fot. TP.

Artykuł Walenty Baranowski, lat 24, zmarł w obronie idei narodowej pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/walenty-baranowski-lat-24-zmarl-w-obronie-idei-narodowej/feed/ 0
Barwne i unikatowe wspomnienia żołnierza Brygady Świętokrzyskiej, który opowiada, jak wyglądały historyczne starcia z jego perspektywy https://niezlomni.com/barwne-i-unikatowe-wspomnienia-zolnierza-brygady-swietokrzyskiej-ktory-opowiada-jak-wygladaly-historyczne-starcia-z-jego-perspektywy/ https://niezlomni.com/barwne-i-unikatowe-wspomnienia-zolnierza-brygady-swietokrzyskiej-ktory-opowiada-jak-wygladaly-historyczne-starcia-z-jego-perspektywy/#comments Mon, 21 Jul 2014 06:55:08 +0000 http://niezlomni.com/?p=15034

[caption id="attachment_15035" align="aligncenter" width="540"]Starcie Brygady Świętokrzyskiej z UB i Sowietami 8 września 1944 r. pod wsią Rząbiec. Komuniści schwytali wcześniej kilku żołnierzy Brygady; byli pobici i czekała ich egzekucja. Odsiecz uratowała ich, gdy stali już nad grobami. Zdobyto obóz nieprzyjaciela i rozbito jego zgrupowanie. Zginęło 34 komunistów, do niewoli wzięto 67 Sowietów i 40 Polaków. Był wśród nich znany w PRL partyjny publicysta Władysław Machejek, który kilka dni pełnił funkcję ordynansa „Bohuna”, a następnie zbiegł. Starcie Brygady Świętokrzyskiej z UB i Sowietami 8 września 1944 r. pod wsią Rząbiec. Komuniści schwytali wcześniej kilku żołnierzy Brygady; byli pobici i czekała ich egzekucja. Odsiecz uratowała ich, gdy stali już nad grobami. Zdobyto obóz nieprzyjaciela i rozbito jego zgrupowanie. Zginęło 34 komunistów, do niewoli wzięto 67 Sowietów i 40 Polaków. Był wśród nich znany w PRL partyjny publicysta Władysław Machejek, który kilka dni pełnił funkcję ordynansa „Bohuna”, a następnie zbiegł.[/caption]

W pamięci partyzanta zaciera się często kolejność wydarzeń; przemarsze, bitwy, potyczki, zlewają się w symfonię życia pełnego przygód i ciągłego napięcia.

Chcąc przypomnieć sobie daty Rząbca i Cacowa, musiałbym zajrzeć do kalendarzyka, pamiętam tylko, że było to we wrześniu i że wpierw był Rząbiec, a później Caców; w Rząbcu otrzymałem nowiutki karabin, zdobyty na Moskalach, z którego już pod Cacowem strzelałem do Niemców, tej zaś kolejności „żelaznej” nic nie zmieni i nie zatrze w pamięci.

A więc najpierw był Rząbiec. Kronikarz podał na pewno wzajemny stosunek sił Brygady Świętokrzyskiej oraz połączonych oddziałów Iwana Iwanowicza Lwowskiego [właśc. Karawajewa] i herszta komunistycznego „Tadka Białego”, jak również wszystkie koleje tej bitwy, ilość zużytej amunicji, pozycje obydwóch przeciwników, tudzież wszystkie inne tak ważne okoliczności.

Zwykły partyzant, chociażby z cenzusem, dowiaduje się o tych rzeczach znacznie później, sam wszystkiego nie widzi. Pamięta natomiast, że po całonocnym marszu i po przespaniu dwóch godzin, przygotował się właśnie do skonsumowania smacznej zalewajki. Ten zasłużony posiłek ranny, urozmaicony pogawędką z gospodarzem, został nagle przerwany alarmem, a więc chleb do kieszeni i biegiem marsz. Jeszcze nie wiadomo z kim zaszczyt. Ale to mniejsza. Po drodze sytuacja się wyjaśnia – nasz podjazd został w gajówce zaskoczony przez komunistyczny oddział dywersyjny, idziemy odbić kolegów, a może przy okazji zdobędziemy trochę broni.

Flankujemy po lesie, rolujemy zagajniki, rozsypujemy się w tyralierę, wreszcie mamy ich na muszce. Zaczynamy się orientować, że nasza kompania jest ostatnim ogniwem zamkniętego koła, w środku którego, o 20–30 kroków od nas przylgnęli do ziemi przeciwnicy, Moskale i alowcy (AL). Teraz się nie wymkną, albo się poddadzą, albo dojdzie do walki wręcz.

Strzelać zakazano, rozmawiać nie wolno, palić również; przyjemnie leżeć na ciepłym mchu, oddychać żywicznym aromatem sosen, wśród gęstego podszycia, ale trochę nudno, więc czołgając się, łasujemy rzadkie, bo już ostatnie, ale za to tak słodkie i soczyste czernice. Obok mnie leży partyzant z bandażem na stopie. Zbiegł z izby chorych. Na moje wymówki odpowiada: „przecież nie nogą będę strzelał, a ręka zdrowa”.

Tymczasem dowódca baonu major Rusin krzyczy, że aż wrony uciekają, rozstawia po kątach całą rodzinę komunistyczną, że aż uszy więdną od najsoczystszych wyrazów polskich, rosyjskich i ukraińskich. Poliglota – psiakrew! Połajanki wzajemne przed bitwą znali starożytni Grecy, znali Polacy, Turcy i Tatarzy i zagrzewali się niemi do bitwy, ale widocznie nie byli oni tak wymowni, lub też Homer i Sienkiewicz mieli uboższy język w porównaniu z naszym majorem. Bo ten zwyciężył samym „Słowem”. Początkowo pojedynczo, a później grupkami podrywają się przeciwnicy i składają broń we wskazanych miejscach.

Teraz i my, bez komendy, ruszamy oglądać zdobycz i zwartym kołem otaczamy jeńców. Partyzant polski nie wie, co okrucieństwo, w bój idzie jak do tańca, ale rozbrojonym jeden za drugim podał machorczaka, czasem częstuje jabłkiem: „Bić się nie potrafisz, patałachu, ale zapalić to byś owszem, masz ofermo, zaćmij sobie. Może to już twój ostatni” – dodaje groźnie.

Kilkuset jeńców, jedni wzięci w boju, drudzy rozbrojeni krzykiem, wśród nich koło 100 Moskali i Żydów, reszta Polacy, broni w bród, i to maszynowej, a nawet ciężkiej; pierwszorzędny nowiutki ckm. typu Maxim, model 1944, granatniki, przeciwpancerne, aparat radiowy, baterie, wreszcie gratka dla dwójki: dziennik z depeszami radiowym, nadanymi przez grupę do Moskwy i rozkazami stamtąd.

szaniec

 

Dzień po dniu, godzina po godzinie, wszystko zapisane: pamiętajcie

[quote]AK to wrogi element faszystowski, PPS to nacjonaliści, bataliony chłopskie to niebezpieczna drobna burżuazja.[/quote]

Śmiejemy się – ładnie wyglądają te nasze bratnie formacje, wierzące jeszcze w szczerość i przyjaźń Moskwy… Pokażemy im dziennik, ale i tak nie uwierzą, owszem poszczególny oficer, żołnierz – tak, ale góra znów zacznie deklamować o współpracy z „sojusznikiem naszych wielkich sprzymierzeńców”. Kto ma ćwieka w głowie, temu gładko nie wybiją go nawet oczywiste powody.

W nocy Moskale, już rozbrojeni, próbowali buntu i ucieczki, rychło w czas i zapłacili za to drogo. Już Polski nie opuszczą.

Więcej kłopotu z jeńcami Polakami. Po zbadaniu jeńców okazuje się, że większość to równe chłopaki; ten uciekł z okopów, a tamten z Oświęcimia, ten znów wraca z pracy w Rzeszy. Spotkał oddział, dostał broń, czasem buty, to przystał. Później jeden z drugim coś zmiarkował, że za dużo Moskali, a teraz już wiedzą, o co chodzi, ale do domu nie chcą wracać, chcą do prawdziwego polskiego wojska. To już nie nasza rzecz, lekarz zbada, czy zdrów na ciele; dwójka, czy nie zarażony trądem bolszewickim, co nieprzydatne pójdzie do domu.

A w bitwie pod Cacowem wielu z naszych „jeńców” spod Rząbca już walczyło… z Niemcami. Kiedyś wyciągnę pamiętniki zagryzmolone na postojach i opiszę, jak to było. Może tego nie zrobię, ale zawsze zostanie kronika Brygady, ta nasza złota księga, która w swoim rejestrze nie pominie ani bitwy, ani potyczki, ani większej pościgówki, ani nawet ćwiczeń aplikacyjnych. Natomiast na pewno nie nadmieni, że bitwa pod Cacowem przerwała niejednemu słodką drzemkę w rannym słonku za stodołą, że dla mnie rozpoczęła się w chwili, gdy z podchorążym „Szarym” przygotowywałem się do spożycia jajecznicy omaszczonej kupioną za własny grosz słoninką. Dla kronikarza to mało ważne szczegóły, a myśmy w czasie bitwy i jeszcze kilka dni później żałowali nieskonsumowanego śniadania.

Była to w ogóle pechowa doba. Wyruszyliśmy dnia poprzedniego z miejscowości Raszków, jak zwykle po zachodzie słońca, było to na nowiu; noc ciemna, drogi leśne wąskie, piaszczyste, pełne wykrotów. Po chwili tabor nawala, pobiliśmy wtedy chyba wszystkie rekordy złamanych kół i przewróconych wozów. Wreszcie na skraju lasu lepsza droga, ale o 150 metrów – placówka niemiecka; nie palimy, nie rozmawiamy, przesuwamy się jak stado wilków, idące po łup, ale mogące samo stać się łupem. Wtem salwa cekaemów, nie tylko słychać, ale i widać. Pociski zapalające zasypują nas wspaniałą kaskadą krwawych serpentyn na tle ciemnej nocy. Ale konie się na tym nie znają, więc ponoszą i część taborów idzie w rozsypkę. Nasza tyraliera już się rozwinęła. Czekamy. Nie strzelamy. Szkoda amunicji. Noc i las do nas należą. Niemcy dali salwę i pewno zwiali… Dobra jest. Uporządkowany tabor rusza dalej. O brzasku znów strzelanina na szosie równoległej do naszej osi marszu. Przez ranną mgłę dostrzegamy samochód. Krótka salwa i sprawa skończona. Samochód niemiecki wjechał na nasz zwiad konny, ten otworzył ogień: dwaj oficerowie lotnicy zabici: trzeci w niewoli.

„Będziemy mieli dzień gorący, zaczyna się znów seria niemiecka” – gaworzą partyzanci. W Cacowie chwilowy postój. Wiemy, że niedługi, jedni marzą o drzemce, inni o jedzeniu, rzecz gustu. Ostre pogotowie, konie w zaprzęgach… a o 11 samoloty nad wsią, padają pociski, już jedna zagroda płonie. Za chwilę ogon naszego taboru sprawnie znika w pobliskim lesie. Jeden samolot celnie trafiony z pióropuszem dymu ginie na horyzoncie, tyraliera niemiecka idzie na wieś.

Pozostawiwszy niedojedzoną jajecznicę, wpadam na kwaterę po plecak. Stopniowo bitwa przenosi się do lasu, panującego nad wsią. Batalion 202. PP dopuszcza tyralierę niemiecką na 50 kroków i salwą kładzie kilkudziesięciu Niemców. Pierwszy impet powstrzymany. Melduje o tym pułkownikowi Bohunowi goniec konny –

Pan major Jaxa melduje, że trzyma się dobrze, jeśli dostanie kilka papierosów, będzie trzymał się jeszcze lepiej”.

Niech lasy cacowskie i błota tynieckie opowiedzą o innych potyczkach tego dnia, a szczególnie tej nocy, gdy artyleria niemiecka wstrzelała się w nasz tabor, który w ciemnościach chyłkiem przemknął się bez strat przez groble, bagna i przeszedł bród przez Nidę.

Pod Rząbcem zostawiliśmy dwóch kolegów, pod Cacowem jednego, krzyże z brzozy i jedlina na grobach… a Brygada pomaszerowała dalej. Dziś walczy z dywersantami sowieckimi, wczoraj zniosła oddziały komuny rodzimej, jutro stoczy bój z Ukraińcami w obronie gnębionej ludności, to znów jak wilk skrwawi zęby w walce z Niemcami.

[quote]Od Rząbca do Cacowa i z powrotem od miesięcy, a nawet od lat, bo Brygada przejęła tradycję i chwałę swych części składowych. Brygadzie nikt nie daje broni, Brygada broń zdobywa sama![/quote]

Na postojach chodzimy do akowców (AK), lub przyjmujemy ich wizyty, czym chata bogata, tym rada. Oni się chwalą bronią zrzutową. „Wy macie zrzuty, a my skoki i rzuty”, odpowiadają nasi chłopcy… A po Mszy Świętej, na defiladzie, piersi się prężą pod stenami [bryt. pistolet maszynowy], pepeszami i bergmanami. Wzrok zuchwały, aż krzyczy: to nasze, to moje – zdobyczne, to na Moskalach, a to na Niemcach, a to znów na Ukraińcach.

[quote]Brygada wie, że nie jest sama, za nią rozrzucone po kraju okręgi i załogi NSZ, a znów za tą organizacją – Obóz Narodowy, wreszcie cały Naród, nie ten papierowy, z ckliwych deklaracji, lecz ten, który walczy, cierpi i czeka na chwilę ostatecznej rozprawy z Moskalami i Niemcami, z Ukraińcami i zdrajcami różnego gatunku. Żołnierz Brygady wie, że walka musi być doprowadzona aż do zwycięskiego końca z wrogami zewnętrznymi i domowymi. Z dumą śledzi walki swych kolegów na froncie zachodnim i południowym, sam zaś walczy, maszeruje i śpiewa:[/quote]

Brygada Świętokrzyska
To Polski znak!
Brygada Świętokrzyska
To orzeł, wolny ptak!

artykuł żołnierza Brygady Świętokrzyskiej z podziemnego pisma „Szaniec” ze stycznia 1945 r.

źródło: dodatek specjalny IPN

Artykuł Barwne i unikatowe wspomnienia żołnierza Brygady Świętokrzyskiej, który opowiada, jak wyglądały historyczne starcia z jego perspektywy pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/barwne-i-unikatowe-wspomnienia-zolnierza-brygady-swietokrzyskiej-ktory-opowiada-jak-wygladaly-historyczne-starcia-z-jego-perspektywy/feed/ 3
Pierwszy oficer z armii niemieckiej, który chciał walczyć dla Polski po odzyskaniu niepodległości. I wywalczył dla niej Wielkopolskę https://niezlomni.com/pierwszy-oficer-z-armii-niemieckiej-ktory-chcial-walczyc-dla-polski-po-odzyskaniu-niepodleglosci-i-wywalczyl-dla-niej-wielkopolske/ https://niezlomni.com/pierwszy-oficer-z-armii-niemieckiej-ktory-chcial-walczyc-dla-polski-po-odzyskaniu-niepodleglosci-i-wywalczyl-dla-niej-wielkopolske/#respond Fri, 27 Dec 2013 12:26:52 +0000 http://niezlomni.com/?p=4761

Stanisław TaczakBył pierwszym oficerem Polakiem z armii niemieckiej, który zgłosił się w Warszawie do dyspozycji Ministerstwa Spraw Wojskowych zaraz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Przyszedł z polskim orzełkiem przypiętym do niemieckiej oficerskiej czapki.

Jak sam wspominał:

„Rozbrajano wtedy Niemców na ulicach Warszawy, (…) kiedy grupka młodych i ze mną chciała to uczynić, ofuknąłem chłopców ostro po polsku. Stanęli jak wryci. Powiedziałem im, że jestem Polakiem i niezwłocznie wstąpię do Wojska Polskiego, co też niebawem uczyniłem”.

Już 17 listopada 1918 roku poprowadził ulicami Warszawy pochód Polaków z byłej armii niemieckiej. A wkrótce kapitan Stanisław Taczak został głównodowodzącym powstania w Wielkopolsce, zakończonego naszym zwycięstwem.

Homer i Wergiliusz w oryginale

Taczakowie na początku XIX wieku sprowadzili się do Mieszkowa, małej osady leżącej niedaleko Jarocina, przy dawnym szlaku handlowym z Poznania do Kalisza. Rodzina była tradycyjnie polska, patriotyczna i katolicka, w takim duchu wychowywała też kolejne pokolenia. Rodzice Stanisława, Andrzej, który walczył w Powstaniu Styczniowym, oraz Balbina pochodząca z Litwy, skąd w obawie przed popowstaniowymi represjami przeniosła się do zaboru pruskiego, mieli oberżę przy placu targowym. Poza sklepem kolonialnym i restauracją urządzili w niej także salę bilardową z grającą szafą, gdzie odbywały się chrzty, wesela i stypy oraz wszelkie zebrania polskich organizacji i towarzystw.

Stanisław, urodzony 8 kwietnia 1874 roku, miał pięciu braci (jeden zmarł niedługo po urodzeniu) oraz siostrę Marię. Wszystkim dzieciom rodzice zapewnili wykształcenie. Ignacy został nauczycielem, Michał – lekarzem, a Teodor i Leon obrali stan duchowny. Początkowo teologię chciał też studiować Stanisław, ale ostatecznie wybrał Akademię Górniczą we Freibergu w Saksonii. Wcześniej ukończył gimnazjum klasyczne w Ostrowie Wielkopolskim, w którym jedynym nauczycielem Polakiem był ksiądz od religii.

Stanisław jednak, należąc do kółka samokształceniowego Towarzystwa Tomasza Zana, umacniał swój charakter narodowy i doskonale nauczył się języka polskiego oraz poznał historię Polski. Z niemieckiego gimnazjum wyniósł zaś biegłą znajomość greki i łaciny, tak że jeszcze mając 85 lat, recytował Homera i Wergiliusza w oryginale, tłumaczył klasycznych autorów i udzielał wnukom korepetycji z łaciny.

[caption id="attachment_4766" align="alignleft" width="300"]Prezydent RP Ignacy Mościcki po zwiedzaniu kościoła ewangelickiego. Widoczni m.in. generał Stanisław Taczak, minister komunikacji Alfons Kuhn, minister reform rolnych Witold Staniewicz. Prezydent RP Ignacy Mościcki po zwiedzaniu kościoła ewangelickiego. Widoczni m.in. generał Stanisław Taczak, minister komunikacji Alfons Kuhn, minister reform rolnych Witold Staniewicz.[/caption]

Na studiach nie tylko objawił talent przyszłego uczonego, ale nie zaniedbał też polskich obowiązków. Należał do Związku Młodzieży Polskiej oraz przez kilka lat do Polskiej Partii Socjalistycznej, w której – jak wspominał – był gorącym sympatykiem wydawanego w Londynie czasopisma „Przedświt”. Jako inżynier dyplomowany został asystentem na Politechnice Berlińskiej, w Instytucie Doświadczalnym w Dahlem na przedmieściach Berlina. Razem ze znanym uczonym prof. Friedrichem W. Hinrichsenem napisał jedno z najważniejszych dzieł w dziedzinie chemii węgla. Od 1904 roku Stanisław był żonaty z Ewą Wichmann, córką bogatego rentiera z Kołobrzegu, z którą stworzył prawdziwie polski dom. Mieli dwoje dzieci – Stanisława i Aleksandrę.

Przez cały czas, kiedy Taczakowie mieszkali w Berlinie, Stanisław „utrzymywał żywe kontakty z młodzieżą polskiego pochodzenia i organizacjami krzewiącymi umiłowanie Ojczyzny”. Jego dom był zawsze otwarty dla Polaków, bywał w nim m.in. poseł Władysław Seyda. Na święta i letnie wakacje rodzina wyjeżdżała najczęściej do Poznania.

A Ojczyzna nasza wolna

Stanisław po odbyciu jednorocznej służby wojskowej w armii pruskiej, po studiach oraz późniejszych okresowych ćwiczeniach, od 1913 roku był porucznikiem i chociaż w chwili wybuchu pierwszej wojny światowej miał już 40 lat, został zmobilizowany do armii cesarskiej. Wkrótce awansował na kapitana i dowodził batalionem na froncie rosyjskim. W grudniu 1916 roku, gdy Legiony Polskie po aresztowaniu Piłsudskiego miały być reorganizowane na wzór armii niemieckiej, kapitan Taczak poprosił o przeniesienie jako instruktor do 2. Batalionu 6. Pułku Piechoty Legionów do Nałęczowa, a potem Dęblina. Pozostawił tam po sobie „pamięć dobrego patrioty, gdyż mimo że był oficerem armii niemieckiej – umiał w szeregach podkomendnych podtrzymać i rozbudzić ducha patriotyzmu i myśl o niepodległej”.

Po zgłoszeniu się do Wojska Polskiego, w połowie grudnia 1918 roku, Taczak, zaniepokojony wiadomościami z Berlina, poprosił generała Stanisława Szeptyckiego o urlop, aby spotkać się z rodziną. W drodze powrotnej zajechał do Poznania do swoich braci. Teodor był w Poznańskiem bardzo znany, najpierw jako wikary w kościele św. Wojciecha, a potem profesor prawa kanonicznego, teologii moralnej i nauk społecznych w seminarium gnieźnieńskim oraz kanonik przy kolegiacie św. Jerzego w Gnieźnie. Był autorem czterech podręczników prawa kościelnego i redaktorem „Wiadomości Apologetycznych”, znał poza tym wszystkich najważniejszych polskich działaczy społecznych w Poznańskiem, w tym ks. Stanisława Adamskiego i Wojciecha Korfantego.

Właśnie ks. Teodor opowiedział bratu o wydarzeniach, jakie zaszły w Poznaniu w czasie wizyty światowej sławy pianisty Ignacego Jana Paderewskiego, który swoje przemówienie do tłumnie zgromadzonych przed hotelem Bazar rodaków zakończył słowami:

[quote]Niech żyje Polska, zgoda, jedność, a ojczyzna nasza wolna, zjednoczona z naszym polskim Wybrzeżem żyć będzie po wsze czasy[/quote]

stanislaw-taczak2Następnego dnia, 27 grudnia, podczas kolejnych wielotysięcznych, patriotycznych manifestacji doszło do pierwszych starć z grupami Niemców prowokująco znieważających biało-czerwone flagi oraz demolujących polskie lokale. Oddziały Straży Bojowej i Polskiej Organizacji Wojskowej rozpoczęły przejmowanie głównych budynków w mieście (zginął wtedy Franciszek Ratajczak, członek „Sokoła” i Służby Straży i Bezpieczeństwa, pierwszy poległy w powstaniu). Wieczorem znaczna część Poznania była w polskich rękach. Tak rozpoczęło się Powstanie Wielkopolskie. Jego celem było uwolnienie Wielkopolski spod niemieckich rządów i zjednoczenie z Polską. Wkrótce walki objęły cały region.

65-letni ochotnik

Powstania, które było przygotowywane na wiosnę, nie dało się już powstrzymać. Wobec takiego rozwoju sytuacji Naczelna Rada Ludowa potrzebowała natychmiast dowódcy dla walczących oddziałów. Wojciech Korfanty, jeden z przywódców NRL, powiadomiony przez ks. Teodora o przybyciu do Poznania jego brata – oficera Sztabu Generalnego, spotkał się z kpt. Stanisławem Taczakiem 28 grudnia około godziny 20.00 i zaproponował mu objęcie stanowiska tymczasowego głównodowodzącego powstania. Następnego dnia, po porozumieniu się z Warszawą, kpt. Taczak, za zgodą Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, przyjął propozycję Korfantego. Zakwaterowany ze swoim sztabem w hotelu Royal, awansowany do stopnia majora, od razu przystąpił do energicznych działań. Pracowali od świtu, z krótką przerwą na obiad, do wieczora, także w niedziele.

[quote]Efekty działalności pierwszego głównodowodzącego były zadziwiające. Udało mu się utrzymać wszystkie osiągnięcia powstania. Razem ze swoim szefem sztabu płk. Julianem Stachiewiczem opracował cele operacyjne powstania. Podjął decyzję o ataku na niemiecką stację lotniczą na Ławicy – ostatni niemiecki punkt oporu w Poznaniu, który powstańcy opanowali nocą z 5 na 6 stycznia 1919 roku. Generałowi Józefowi Dowbór-Muśnickiemu, nowemu dowódcy powstania, „przekazał zorganizowany sztab Dowództwa Głównego, kadry przyszłego Szefostwa Aprowizacji, dowództwa frontowe, kadry przyszłej armii regularnej” – podsumował prof. Bogusław Polak, autor biografii Stanisława Taczaka.[/quote]

stanislaw-taczakW 1923 roku Taczak został generałem brygady, pozostając w służbie czynnej do 1930 roku. Po wybuchu drugiej wojny światowej jako 65-latek zgłosił się na ochotnika do Armii „Poznań” i po kapitulacji trafił do niemieckiej niewoli, w której pozostał do końca wojny. Do Polski wrócił w 1946 roku, mieszkał w Janikowie i potem w Malborku. Na uroczyste obchody 40. rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego nie został zaproszony, co sprawiło mu wielką przykrość. Wynagrodzili mu to jego dawni podkomendni, zapraszając na obchody lokalne, m.in. w Gostyniu. Generał zmarł w 1960 roku i spoczął na cmentarzu w Malborku, skąd po wielu latach starań rodziny i weteranów został w 1988 roku przeniesiony do Poznania, na cmentarz Zasłużonych Wielkopolan na wzgórzu św. Wojciecha. Jego ostatnim życzeniem było bowiem spocząć w ukochanym Poznaniu.

Joanna Wieliczko-Szarkowa, artykuł ukazał się w "Naszym Dzienniku" (27 grudnia 2013 r.)

Artykuł Pierwszy oficer z armii niemieckiej, który chciał walczyć dla Polski po odzyskaniu niepodległości. I wywalczył dla niej Wielkopolskę pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/pierwszy-oficer-z-armii-niemieckiej-ktory-chcial-walczyc-dla-polski-po-odzyskaniu-niepodleglosci-i-wywalczyl-dla-niej-wielkopolske/feed/ 0
O tym, że PPR była sekcją Międzynarodówki, w pełni kontrolowaną z Moskwy. O tajnym obliczu partii mówi Władysław Gomułka https://niezlomni.com/o-tym-jak-ppr-byla-sekcja-miedzynarodowki-kierowana-z-moskwy-o-tajnym-obliczu-partii-mowi-wladyslaw-gomulka/ https://niezlomni.com/o-tym-jak-ppr-byla-sekcja-miedzynarodowki-kierowana-z-moskwy-o-tajnym-obliczu-partii-mowi-wladyslaw-gomulka/#respond Sat, 16 Nov 2013 11:08:51 +0000 http://niezlomni.com/?p=1629

ppr

[caption id="attachment_1631" align="alignleft" width="649"]Warszawa, 12 grudnia 1948. Kongres Zjednoczeniowy Polskiej Partii Robotniczej (PPR) i Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS) obradował 15-21 grudnia w auli Gmachu Głównego Politechniki Warszawskiej. Powstała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza (PZPR). Na zdjęciu udekorowana ul. Noakowskiego. Warszawa, 12 grudnia 1948. Kongres Zjednoczeniowy Polskiej Partii Robotniczej (PPR) i Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS) obradował 15-21 grudnia w auli Gmachu Głównego Politechniki Warszawskiej. Powstała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza (PZPR). Na zdjęciu udekorowana ul. Noakowskiego.[/caption]

Z mieszanymi uczuciami słuchałem Findera, jego informacji i zarazem instrukcyjnych wskazówek naświetlających rolę, zadania i oblicze PPR. Wynikało z nich, że kierownictwo Kominternu - rea­lizujące zawsze dyrektywy WKP (b) - nowo powołanej partii nadało niejako dwa oblicza, jawne i tajne.

Na jawne oblicze partii składała się cała jej nie skrywana przed nikim działalność podziemna, tajne zaś, czyli skrywane przed narodem, miały pozostać powiązania kierownictwa partii z Moskwą, z Kominternem, uznawanie ich zwierzchnictwa nad partią mimo formalnego wyrzeczenia się przez nią przynależności do Międzynarodówki Komunistycznej.

O tym dru­gim, tajnym aspekcie oblicza partii wiedział jedynie w stopniu bar­dzo zróżnicowanym jej kierowniczy aktyw. Najgłębiej znała te spra­wy trójka kierownicza partii wchodząca w skład pierwszej Grupy Inicjatywnej. Mniej wtajemniczeni byli pozostali uczestnicy tej gru­py, jak też przerzuceni później do kraju członkowie II Grupy Inicja­tywnej. Aktyw krajowy PPR był w tym przedmiocie na ogół powie­rzchownie zorientowany, z wyjątkiem tych działaczy PPR, którzy współpracowali z wywiadem, radzieckim. (…)

Udzielone mi przez Findera wyjaśnienia i informacje podważało nieco moje pierwotne, wysnute z treści odezwy założycielskiej PPR pojęcia dotyczące politycznych i ideologicznych zasad konstytucyjnych nowej partii. Nie budziła we mnie najmniejszych zastrzeżeń nowa nazwa partii uwypuklająca jej narodowy charakter. Istotnie otwierało to przed partią szerokie możliwości docierania do klasy robotniczej, do szerokich rzesz ludzi pracy, stwarzało dla niej dogodniejsze warunki organizowania walki z okupantem.

Podzielałem całkowicie argumentację Findera, że nowa partia, przyjmując nazwę PPR, podkreślała tym samym jeszcze mocniej swój negatywny stosunek do błędnej, fałszywej, dogmatyczno-sekciarskięj polityki b. KPP, która właśnie z racji tej polityki nie mogła stać się partią obejmującą swoimi wpływami szerokie masy pracujące.

[quote]Jednakże jednocześnie z tym nie żywiłem złudzeń, że przez przyjęcie nazwy Polska Partia Robotnicza i złożenie przez jej kierownictwo publicznego oświadczenia, iż nie jest na sekcją Międzynarodówki Komunistycznej, zdezorientujemy naszych wrogów i przeciwników politycznych, zdołamy wmówić ugrupowaniom politycznym, na których bazowała Delegatura krajowa rządu emigracyjnego, jakoby PPR była partią w pełni samorządną, nie mającą żadnych powiązań z Moskwą i Kominternem.[/quote]

Władysław Gomułka, Pamiętniki t. II, BGW, Warszawa 1994, s. 115-116.

Artykuł O tym, że PPR była sekcją Międzynarodówki, w pełni kontrolowaną z Moskwy. O tajnym obliczu partii mówi Władysław Gomułka pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/o-tym-jak-ppr-byla-sekcja-miedzynarodowki-kierowana-z-moskwy-o-tajnym-obliczu-partii-mowi-wladyslaw-gomulka/feed/ 0