Powstanie Styczniowe – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Powstanie Styczniowe – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Dyrektorka warszawskiej podstawówki chciała być modna i oskarżyła włoskiego bohatera o antysemityzm. Nie spodziewała się, jaką burzę wywoła https://niezlomni.com/dyrektorka-warszawskiej-podstawowki-i-afera-z-giuseppe-garibaldim/ https://niezlomni.com/dyrektorka-warszawskiej-podstawowki-i-afera-z-giuseppe-garibaldim/#comments Fri, 02 Mar 2018 13:22:58 +0000 https://niezlomni.com/?p=47914 Dyrektorka warszawskiej podstawówki i afera z Giuseppe Garibaldim / fot. Wikipedia

Do tradycyjnych zarzutów o antysemityzm np. w stosunku do Żołnierzy Wyklętych zdążyliśmy się przyzwyczaić. To oskarżenie weszło do repertuaru lewicowych środowisk. Co jednak się dzieje, gdy pałki antysemityzmu użyje się w stosunku do innych narodów? Przekonała się o tym dyrektorka warszawskiej szkoły.

Podstawówka nr 29 z ul. Fabrycznej na warszawskim Powiślu imienia bohatera narodowego Włochów Giuseppe Garibaldiego uznała, że jej patron jest ,,antysemitą". Gdyby sprawa dotyczyła jednego z Wyklętych, dyrektorka mogłaby liczyć na medialny poklask. Jednak we Włoszech wypowiedź wywołała wściekłość.

O sprawie pisały największe włoskie gazety (m.in. „Corriere della Sera”, „La Stampa”, „La Repubblica”), wskazując na fałsz takiego twierdzenia i nazywania bohatera antysemitą. Powód? Jolanta Lulkowska na antenie Radia Dla Ciebie mówiła o „awanturniczych przygodach, piractwie, antysemityzmie” Giuseppe Garibaldiego.

Sprawą zainteresował się ambasador Włoch Alessandro De Pedys. W liście wraził ,,swój sprzeciw lub dezaprobatę wobec takiej inicjatywy”. Jego zdaniem słowa dyrektorki ,,nie mają oparcia w wiedzy historycznej, a także są obraźliwe, szczególnie w przypadku gdy kieruje się je pod adresem wybitnego patrioty, jednej z postaci historycznych najbardziej kochanych przez Włochów i najbardziej reprezentatywnych dla kraju utrzymującego bratnie stosunki z Polską, jakim są Włochy”.

niepotrzebnie obraźliwe również wobec wszystkich Włochów, zwłaszcza tysięcy obywateli włoskich mieszkających w Polsce

- tak określił jej wypowiedź.

Dyrektorka postanowiła przeprosić. W piśmie do ambasadora deklaruje, że ,,żałuje tego, co się stało. I będzie namawiała społeczność szkoły do wycofania się z pomysłu zmiany patrona".

Z kolei warszawscy italianiści w piśmie do dyrektor wskazują na inny aspekt sprawy.

słowa te wywołały istną burzę w prasie włoskiej. Zwłaszcza wątek rzekomego antysemityzmu podjęły z oburzeniem najważniejsze redakcje, zaznaczając przy tym, że akurat z Polski w kontekście wydarzeń ostatnich tygodni takie oskarżenie padać nie powinno. Mamy poczucie, że w ten sposób dobre imię naszego kraju zostało ponownie wystawione na szwank

- podkreślają i pokazują rolę Garibaldiego.

W rzeczywistości jest bowiem Garibaldi ikoną Italii, wzorcem patriotyzmu, wokół którego jednoczą się Włosi o bardzo różnych poglądach. Jego pomniki i place obecne są w większości najmniejszych nawet włoskich miasteczek. Wódz słynnej Wyprawy Tysiąca jest bohaterem również dlatego, że swe radykalnie republikańskie i równościowe poglądy (m.in. dążność do emancypacji Żydów) potrafił podporządkować nadrzędnemu celowi, jakim było zjednoczenie narodu włoskiego we wspólnym państwie pod władzą Wiktora Emanuela II, którego właśnie Garibaldi pierwszy obwołał królem Włoch.

Nieprzypadkowo też znany jest jako „bohater dwóch światów”, skoro jego niewątpliwa miłość ojczyzny nie oznaczała ciasnego szowinizmu, lecz pozwalała mu sympatyzować i czynnie wspierać ludzi walczących o wolność nie tylko w Europie, ale i w Ameryce Południowej.

Patronat Garibaldiego nad jedną z warszawskich szkół stanowił dotąd symboliczny wyraz wdzięczności i pamięci Polaków wobec wszystkich naszych włoskich przyjaciół, którzy – nie tylko w czasach zaborów – okazali nam wiele sympatii i pomocy. Nie oznacza to, że sam Giuseppe Garibaldi, który prosił Europę, by „nie opuszczała Polski”, czy jego podkomendny Francesco Nullo, który poniósł śmierć pod Krzykawką podczas powstania styczniowego, pozostawali wobec Polski i Polaków bezkrytyczni. Dzieje naszego kraju – również te najnowsze – zdają się jednak dobitnie dowodzić, że częstokroć warto z wdzięcznością przyjmować oraz wyciągać wnioski z życzliwych rad i mądrych ostrzeżeń płynących od naszych zagranicznych przyjaciół.

Jak widać, posądzanie o antysemityzm uchodzi na sucho tylko wobec polskich bohaterów. W przypadku innych, rządy i media doskonale wiedzą, jak postępować z ahistoryczną narracją.

źródło: Gazeta Wyborcza

Artykuł Dyrektorka warszawskiej podstawówki chciała być modna i oskarżyła włoskiego bohatera o antysemityzm. Nie spodziewała się, jaką burzę wywoła pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/dyrektorka-warszawskiej-podstawowki-i-afera-z-giuseppe-garibaldim/feed/ 6
Juliusz Kossak i ,,Bitwa pod Ignacewem” [przed 1893 r.] https://niezlomni.com/juliusz-kossak-bitwa-ignacewem-1893/ https://niezlomni.com/juliusz-kossak-bitwa-ignacewem-1893/#respond Tue, 01 Aug 2017 16:23:17 +0000 http://niezlomni.com/?p=41912

Obraz Bitwa pod Ignacewem powstał przed 1893 rokiem. To akwarela autorstwa słynnego malarza batalisty Juliusza Kossaka.

Akwarela znajduje się w kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie.

Kossak przedstawił na akwareli jedną z potyczek powstania styczniowego – bitwę pod Ignacewem 8 maja 1863 roku, podczas której oddział Edmunda Taczanowskiego zaatakowany został przez wojska rosyjskie pod wodzą generała Andrzeja Brunnera. W potyczce zginęło 160 Polaków.

Artykuł Juliusz Kossak i ,,Bitwa pod Ignacewem” [przed 1893 r.] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/juliusz-kossak-bitwa-ignacewem-1893/feed/ 0
Zobacz znakomity film „Szwadron” o Powstaniu Styczniowym [WIDEO]. Powstał na podstawie genialnej prozy Stanisława Rembeka https://niezlomni.com/zobacz-znakomity-film-szwadron-o-powstaniu-styczniowym-wideo-powstal-na-podstawie-genialnej-prozy-stanislawa-rembeka/ https://niezlomni.com/zobacz-znakomity-film-szwadron-o-powstaniu-styczniowym-wideo-powstal-na-podstawie-genialnej-prozy-stanislawa-rembeka/#respond Sun, 22 Jan 2017 14:48:38 +0000 http://niezlomni.com/?p=7513

Akcja filmu rozgrywa się w roku 1863 na ziemiach zaboru rosyjskiego. Bohaterem „Szwadronu” jest pochodzący ze szlacheckiej rosyjskiej rodziny młody baron Fiodor Jeremin.

Wstępuje on na ochotnika do szwadronu dragonów – chce zaimponować dziewczynie, w której zakochał się bez wzajemności. W Polsce wybucha powstanie.

Jeremin zgłasza się do oddziału wysłanego do jego stłumienia. Wydaje mu się, że Polacy pokonani zostaną z łatwością, a on bez większego wysiłku zdobędzie stopień oficerski, ordery, łupy i sławę bohatera. W szwadronie służy również rotmistrz Dobrowolski, Polak. Właśnie on wyróżnia się największym okrucieństwem wobec miejscowej ludności. Patrol rosyjski chwyta młodego Żyda, Symchę. Dobrowolski, przekonany, że Symcha jest powstańczym łącznikiem, każe go powiesić mimo protestów innych oficerów. Jeremin głęboko przeżywa egzekucję. Widzi brutalność Kozaków pacyfikujących wsie i zaczyna współczuć walczącym Polakom.

Ze szwadronu dezerterują dwaj szeregowcy: Jemieljanow i Niczyporczuk. Jeremin martwi się losem Niczyporczuka, który w jednej z potyczek uratował mu życie. Spostrzega w wiejskiej karczmie polską szlachciankę i urzeczony jej urodą pragnie ją poznać. Tymczasem Rosjanom udaje się aresztować pułkownika Markowskiego. Ten legendarny żołnierz powstania jest dla nich bezcenny. Współpracujący z Rosjanami rządca Petersigle zaprasza oficerów szwadronu na obiad. Emilia Petersigle, jego córka, jest dziewczyną, którą Jeremin zachwycił się w karczmie, lecz ona traktuje go jak wroga, gdyż całym sercem opowiada się po stronie powstańców. Nocą aresztowany pułkownik popełnia samobójstwo. Niczyporczuk wpada w ręce Rosjan. Za dezercję zostaje skazany na karę dwóch tysięcy pałek. W czasie egzekucji umiera. Szwadron Jeremina oddala się z wioski w ulewnym deszczu...

reżyser: Juliusz Machulski

scenarzysta: Juliusz Machulski

na podstawie: Stanisław Rembek "Igła wojewody" i "Przekazana sztafeta" (opowiadanie)

Radosław Pazura - Porucznik Fiodor Jeremin

Janusz Gajos - Rotmistrz Jan Dobrowolski

Jan Machulski - Pułkownik Markowski

Katarzyna Łochowska - Emilia

Artykuł Zobacz znakomity film „Szwadron” o Powstaniu Styczniowym [WIDEO]. Powstał na podstawie genialnej prozy Stanisława Rembeka pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zobacz-znakomity-film-szwadron-o-powstaniu-styczniowym-wideo-powstal-na-podstawie-genialnej-prozy-stanislawa-rembeka/feed/ 0
Taką Rzeczpospolitą planowano w 1863 roku po odzyskaniu niepodległości https://niezlomni.com/taka-rzeczpospolita-planowano-w-1863-roku-po-odzyskaniu-niepodleglosci/ https://niezlomni.com/taka-rzeczpospolita-planowano-w-1863-roku-po-odzyskaniu-niepodleglosci/#respond Mon, 12 Dec 2016 10:43:10 +0000 http://niezlomni.com/?p=34436

Podział administracyjny Rzeczypospolitej w granicach przedrozbiorowych wprowadzony przez Rząd Narodowy w czasie powstania styczniowego w 1863 roku.

Artykuł Taką Rzeczpospolitą planowano w 1863 roku po odzyskaniu niepodległości pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/taka-rzeczpospolita-planowano-w-1863-roku-po-odzyskaniu-niepodleglosci/feed/ 0
Wańkowicz o powstaniach, Brygadzie Świętokrzyskiej NSZ, Dmowskim i „ideowej łatwiźnie” https://niezlomni.com/wankowicz-o-powstaniach-brygadzie-swietokrzyskiej-nsz-dmowskim-ideowej-latwiznie/ https://niezlomni.com/wankowicz-o-powstaniach-brygadzie-swietokrzyskiej-nsz-dmowskim-ideowej-latwiznie/#respond Sat, 08 Oct 2016 13:14:33 +0000 http://niezlomni.com/?p=32266

Od 1794 roku, kiedy wybuchło powstanie narzucone przez agentury obce, nie byłoby powstania, w którym by te agentury nie grały roli decydującej. Ułatwiała im to właśnie taka łatwa i przyjemna gadanina, jak na tym śniadaniu, jak z tym parlamentarzystą w kawiarni.

na zdjęciu powyżej: Melchior Wańkowicz na polu bitwy pod Monte Cassino ogląda niemiecki pocisk

(...) Myślę o tylu chłopcach prawych jak złoto: z powstania, z AK, z Brygady Świętokrzyskiej, z Hubalczyków, z września, z przekraczanych granic, z bitew i patroli. Jestem blisko z wieloma z nich. I kiedy przyjdzie do nich agent i da środki pomsty w rękę i przyjdą do mnie, cóż im powiem? Czy może to, co mnie powiedział wielki Polak, Dmowski, kiedy go podczas tamtej wojny pytałem, cóż więc ma robić młody człowiek, skoro mu się zabrania iść do legionów. Dmowski odpowiedział: „Czekać. A jeśli kogo dręczy bezczynność w tej wojnie, iść na pomocnika do szpitala”.

Wyobrażam sobie na przykład wachmistrza Romana z Hubalczyków, chłopa z pięścią mogącą zabić byka, pochodzącego ze szlachty osadzonej przez wielkiego księcia Witolda na brodzie tatarskim na Berezynce w późniejszym powiecie wołożyńskim, wyhodowanego na Trylogii, towarzysza Hubala do jego śmierci, wywiadowcę AK na przednich liniach niemieckich w głębi Rosji, więźnia Oświęcimia, któremu wymordowano rodzinę i najbliższych kolegów - jeśli mu w trzeciej wojnie dam taką samą radę, jaką mi Dmowski dawał w pierwszej.

Albo Jurka z AK, który uczestniczył w zamachu na Kutscherę, na sztab gestapo na Szucha, który zastrzelił na placu Trzech Krzyży pułkownika gestapo. Teraz nudzi się, wkuwając coś na jakichś jałowych studiach. Kiedy przychodzi do mnie i strzelamy w ogródku z wiatrówkowego pistoletu, kiedy Jurek, mierząc, przymyka oko, jego jasna młodzieńcza twarz ścina się w drapieżny wyraz.

Albo tego młodego podpułkownika, z którym spaliśmy w czasie bitwy w jednym schronie, gdy nagle zjawił się, z uważanych za stracone pozycji, zapędziwszy się ze swymi ludźmi w gąszcz niemieckich bunkrów. Doszedł do stopnia oficerskiego z zawodówki podoficerskiej w Bydgoszczy, trwał w szarym zacukanym życiu przed wojną, w czasie wojny okrył się nimbem legendy, awansował, dostał dwa Virtuti, żył pełną piersią w blasku uwielbienia, a teraz zarabia sprzątaniem banku.

Czy i im odważę się dać radę Dmowskiego?

A przecież nie radził Dmowski głupio, a przecież nie aprobujemy decyzji Powstania Warszawskiego bez zastrzeżeń, przecież nie chcemy, by podejmujący te decyzje mogli się chować za nastroje podwładnych, tak jak ci z 1863 roku za brankę, albo ci z 1831 roku za podchorążych. Kiedyś wreszcie bohaterstwo powinno przestać być krwawą ofiarą odkupienia za brak odwagi cywilnej, męstwo - za brak przemyślenia, improwizacja - za nieprzygotowanie, a ideowość - za wiszfultinkizm.

Jeśli tak oceniamy przeszłość - to poczujmy się, idąc pod prąd nastrojów, odpowiedzialni za przyszłość, żeby nam nie przyniosła dalszego smutnego plonu niepotrzebnych bohaterstw do dalszych szkolnych wypisów. Musimy występować przeciw ideowej łatwiźnie, dającej niepotrzebne straty w czasie wojny i wykolejenie w czasie pokoju, nawet takiego względnego pokoju, jaki przeżywamy.

Ale niech przeciw „ideowej łatwiźnie” nie występują kundle z programem... jeszcze łatwiejszego życia. Nie wolno nam nic uronić z historyzmu w duszy polskiej, nie wolno tej duszy zubażać, odbierając jej poczucie imponderabiliów i zdolność do poświęceń.

Przyszedł do mnie na ostatnie pożegnanie kolega z prac jeszcze przedniepodległościowych. Wywiad na tyłach rosyjskich w 1919 roku, więzienie bolszewickie, wytrwała i wbrew wszelkim nagonkom praca nad tzw. radami ludowymi na kresach, usiłującymi wciągnąć w orbitę walki o prawa socjalne biedotę rolną bez różnicy narodowości, członek Sejmu Wileńskiego, długoletni działacz wśród Polaków w Niemczech, uczestnik wyprawy do Narwiku. Pisał do mnie przez cały czas wojny listy, w których, wbrew wszystkiemu, starał się wierzyć - do końca. Teraz... przyszedł do mnie żegnać się na zawsze. Historycyzm przepalił mu duszę, jak kiedyś Towiańczykom. Wstępował do kontemplacyjnego zakonu. W oczach jego boleśnie pogięta międzyepoka, w której majaczyło ukrzyżowane ciało storturowanej ojczyzny, nagle nabrała jasnego, zrozumiałego wyrazu: Bóg walczy z Szatanem. Nie ma niezaangażowanych w tej kosmicznej walce. Każdy z nas jest uwiązany na niewidzialnej nitce, której drugi koniec znajduje się w ręku bożym lub szatańskim.

Żegnając się, patrzył na mnie z rozdzierającym smutkiem, nie jak na tego bliskiego człowieka, od którego na całą doczesność oddali mur kontemplacyjnego klasztoru, ale jak na tego, którego nie zobaczy w wieczności. „Gdybyś był Murzynem, urodzonym daleko od źródeł prawdy, może zna-lazłbyś miłosierdzie. Ale tobie była dana w twoim katolickim domu cała prawda...”

I ja żegnałem tego bliskiego, dzielnego człowieka, chłonnego na życie - z którym łączyły mnie zainteresowania automobilowe, fotograficzne i wycieczki w odległe kąty świata - u uczuciem duchowego zmiażdżenia. Tragedia życiowa obróci jego żywotność, jego zdolności organizacyjne, jego zdolność poświęcenia - w kontemplację.

Tragedia dziejowa te same wartości innych przemienia w spekulację.

Jak nie dać marnieć temu płomieniowi dusz i jak nim pokierować - celowo? Należy za wszelką cenę utrzymać historycyzm w duszach emigracji odczyszczając jego wynaturzenia.

Melchior Wańkowicz, Klub Trzeciego Miejsca. Kundlizm. Dzieje Rodziny Korzeniewskich, Polonia, Warszawa 1991. 

Artykuł Wańkowicz o powstaniach, Brygadzie Świętokrzyskiej NSZ, Dmowskim i „ideowej łatwiźnie” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wankowicz-o-powstaniach-brygadzie-swietokrzyskiej-nsz-dmowskim-ideowej-latwiznie/feed/ 0
Sztyletnicy – specjaliści od brudnej roboty. „Ktokolwiek współpracujący z zaborcą nie był pewien dnia ani godziny…” https://niezlomni.com/sztyletnicy-specjalisci-od-brudnej-roboty-ktokolwiek-wspolpracujacy-z-zaborca-nie-byl-pewien-dnia-ani-godziny/ https://niezlomni.com/sztyletnicy-specjalisci-od-brudnej-roboty-ktokolwiek-wspolpracujacy-z-zaborca-nie-byl-pewien-dnia-ani-godziny/#respond Mon, 19 Sep 2016 06:26:53 +0000 http://niezlomni.com/?p=31536 Zamach na generała Fiodora Berga

Sztyletnicy byli formacją ściśle zakonspirowaną, swoistą „konspiracją do kwadratu”. Formalnie rzecz biorąc sztyletnicy wchodzili w skład żandarmerii, będącej częścią polskiej policji narodowej (o bardzo skomplikowanej strukturze), jako V Oddział Żandarmerii. Działając w najwyższej tajemnicy, nie pozostawiali po sobie niemal żadnych źródeł.

na obrazie: Zamach na generała Fiodora Berga

Rozkazy w formacji tej przekazywano wyłącznie ustnie, nie tworzono żadnej dokumentacji. Próżno zatem szukać informacji o sztyletnikach w archiwach i wydawnictwach źródłowych. Historycy do dziś nie znają – i zapewne już nie poznają – większości nazwisk osób, zajmujących się wykonywaniem wyroków w imieniu Komitetu Centralnego Narodowego, już po wybuchu insurekcji Rządu Narodowego. Siłą rzeczy niewiele jesteśmy w stanie powiedzieć o ich dalszych losach.

Gdyby pokusić się o portret przeciętnego sztyletnika doby powstania styczniowego, zapewne ukazałby się nam młody, dwudziestokilkuletni mężczyzna. Pochodziłby najczęściej z Warszawy, zajmował się rzemiosłem jako czeladnik bądź pracował w –  mówiąc współczesnym językiem – usługach, jako dorożkarz, cyrulik itp. Cechowałyby go radykalne przekonania polityczne: ideologicznie wywodziłby się z obozu czerwonych. Do takiego portretu pasowaliby Ludwik Jaroszyński, Ludwik Ryll i Jan Rzońca, schwytani i straceni niedoszli skrytobójcy wielkich politycznych tuzów – wielkiego księcia Konstantego i Aleksandra Wielopolskiego.

Sztyletnicy byli formacją od „brudnej roboty”. Mieli wykonywać wyroki śmierci na przedstawicielach rosyjskich władz, carskich agentach, prowokatorach, szpiegach, zdrajcach i najrozmaitszych kolaborantach. Ich rolą było też egzekwowanie wyroków sądów podległych Rządowi Narodowemu i to przede wszystkim w sprawach, w których orzeczono karę śmierci. Ile rzeczywiście takich wyroków wykonali, trudno powiedzieć. Niektórzy przypuszczają, że mogło być ich nawet ponad tysiąc, choć trudno o weryfikację tej hipotezy. Jak już wspomniałem, sztyletnicy nie prowadzili systematycznej dokumentacji swoich działań. Dla zwiększenia strachu, jaki miał być efektem ich działań, przeprowadzali niektóre akcje w biały dzień, a nawet w obecności świadków. Działali brawurowo i pomysłowo. Bardzo rzadko dokonywali kolejnych zamachów w identyczny sposób. Ich podstawową bronią, niczym w antycznym Rzymie, były sztylety (czasem ich ostrza pokrywano trucizną), nie gardzili jednak sznurem, pistoletami, a nawet materiałami wybuchowymi.

Egzekucje dokonywane przez sztyletników wywoływały mieszane uczucia. Wielu Polaków przerażały akty terroru, popierali jednak karanie zdrajców i kolaborantów. Pomimo tego jednoznaczne wskazanie, kto rzeczywiście był carskim sługusem, bywało często trudne. Nawet postawa powszechnie nielubianego margrabiego Wielopolskiego nie była oceniana jednoznacznie. Niektóre jego posunięcia spotykały się z aprobatą, a w momencie, gdy stał się celem zamachowców, towarzyszyło mu współczucie i troska rodaków. Na prowincji działania formacji sztyletników (tam częściej nazywanych żandarmami wieszającymi) niekiedy wywoływały strach tak wielki, iż zrażały lokalną ludność do powstania styczniowego. Oczywiście, zabijanie ludzi z zimną krwią, nawet jeśli – jak wierzono – dokonywane było w słusznej sprawie, nie mogło pozostać bez wpływu na psychikę żołnierzy służących w V Oddziale Żandarmerii.

Jak pisze w książce Rok 1863 jeden z pierwszych historiografów powstania styczniowego – Walery Przyborowski, we wsi Lipie niedaleko Opoczna zdarzyła się sytuacja, gdy miejscowa ludność naprowadziła carski patrol na trop miejscowych partyzantów. W odpowiedzi grupa „żandarmów wieszających” przystąpiła do pacyfikacji wsi. Akcją dowodził Konrad Błaszczyński (ps. Bohdan Bończa), a całe przedsięwzięcie wyglądało następująco:

…otoczono nieszczęsną wieś, dostatnią i dobrze zabudowaną, spalono doszczętnie, a głównego winowajcę, żyda, krawca z Białczewa, powieszono (…) egzekucya ta przykre na oddział wywarła wrażenie, tym przykrzejsze, że teraz młodzież szlachecka drugiego szwadronu po raz pierwszy się dowiedziała, że należy do „żandarmów wieszających”…

Niewiele mamy relacji pamiętnikarskich samych sztyletników, możemy jednak domyślać się, jak wyglądała ich codzienność i jak zadanie egzekutorów wpływało na umysłowość tych młodych ludzi, dostrzegając analogię między nimi a wykonawcami wyroków dla Polski Podziemnej, służących w Armii Krajowej w latach II wojny światowej. Bojownicy AK dokonujący egzekucji stawali się albo ludźmi o zwichniętej psychice, albo tracącymi empatię i wrażliwość na ludzką krzywdę maszynkami do zabijania.

Jak szacuje badająca temat dr Zofia Strzyżewska, w Warszawie od stycznia 1863 do stycznia kolejnego roku sztyletnicy dokonali 47 zamachów, w wyniku których zginęły 24 osoby, a 23 zostały ranne. Nieco przesadzone wydaje się być stwierdzenie, że:

…żaden miejscowy zdrajca albo generał lub oficer carskiej policji, poborca podatkowy czy ktokolwiek współpracujący z zaborcą nie był pewien dnia ani godziny i drżał ze strachu w obawie, że zbliżający się akurat policjant, urzędnik, lokaj albo dostojna dama niosą mu właśnie śmierć.

Faktem jest, iż funkcjonariusze rosyjskiej administracji oraz współpracujący z nimi Polacy nie mogli – nawet w całkowicie kontrolowanej przecież przez wojsko carskie Warszawie – spać spokojnie.

SZTYLETY, PISTOLETY I BOMBY

Pierwszym spektakularnym zamachem dokonanym przez sztyletników był atak z 27 czerwca 1862 r., dokonany w Ogrodzie Saskim. Celem – namiestnik Królestwa Polskiego Aleksander Nikołajewicz von Lüders. Zamachowcem – były oficer rosyjskiej armii, Ukrainiec Andrij Potebnia. Zamach miał być odwetem za politykę terroru, jaką Lüders wprowadził w Królestwie celem spacyfikowania spisków. Potebnia oddał do Lüdersa strzał z bliskiej odległości, trafiając carskiego urzędnika w kark, po czym szybkim krokiem oddalił się z miejsca zdarzenia. Poszczęściło mu się. Nie został ujęty. Sam Lüders ciężko ranny przeżył jednak zamach, choć został odwołany ze stanowiska namiestnika i wrócił do Petersburga, gdzie został członkiem Rady Stanu – organu ustawodawczego i doradczego carów rosyjskich. Jego następca, sam wielki książę Konstanty, młodszy syn cara Mikołaja I i brat Aleksandra II, zasiadającego wówczas na tronie w Petersburgu, również stał się celem ataku sztyletnika i to tuż po przybyciu do kraju.

2 lipca 1862 r. na Dworzec Kolei Petersburskiej w Warszawie podjechał specjalny pociąg. Z salonki wyszedł wielki książę Rosji. Witały go tłumy rekrutujące się nie tylko spośród administracji rosyjskiej, ale też ludu Warszawy. Wśród witających był współpracownik Jarosława Dąbrowskiego, zwolennik rychłego powstania i wyrzucenia Rosjan z Polski – czeladnik krawiecki Ludwik Jaroszyński. Miał przy sobie broń. Gotowy był użyć jej, aby nowego namiestnika w pierwszych chwilach w Warszawie pozbawić życia. Zawahał się jednak, gdy zobaczył Konstantego idącego pod rękę ze śliczną, będącą w zaawansowanej ciąży żoną, księżną Aleksandrą. Ostatecznie podjął decyzję o odłożeniu zamachu. Dzień później wielki książę uczestniczył w przedstawieniu na deskach Teatru Wielkiego. Jaroszyńskiemu palec na spuście tym razem nie zadrżał, kula nie wyrządziła jednak namiestnikowi wielkiej szkody, trafiając w szlify munduru. Tak opisywał to wydarzenie liberalny i szeroko komentujący wydarzenia w Królestwie Polskim „Dziennik Poznański”:

21 czerwca [wg kalendarza juliańskiego, przypis autora] o wpół do dziesiątej wieczorem, kiedy JC wysokość, w. ks. Konstanty Mikołajewicz, po ukończeniu drugiego aktu przedstawienia w Teatrze Wielkim, wyszedłszy z podjazdu wsiadał do powozu celem udania się do Pałacu Belwederskiego, jeden spośród stojących przy podjeździe kilku ludzi, po cywilnemu ubrany, jak się później okazało Ludwik Jaroszyński, wystąpił naprzód i zbliżywszy się do samego powozu, wyciągnął złożone ręce, jakby dla podania prośby, a tymczasem w tejże samej chwili dał wystrzał z rewolweru do JC wysokości. (…) Schwytali go i przyaresztowali.

Konstanty przeżył i zarządzał Królestwem jeszcze przez ponad rok. To właśnie on był tym, który formalnie zatwierdził decyzję o przeprowadzeniu branki do wojska carskiego według list imiennych, realizując inicjatywę Wielopolskiego. Nie udało mu się jednak zapobiec wybuchowi insurekcji. Odwołany w jej trakcie, wrócił do Petersburga, gdzie objął stanowisko dowódcy marynarki wojennej, które piastował przez kolejne kilkanaście lat. Sam Jaroszyński dostał się w ręce policji, czekało go zatem więzienie w Cytadeli, ciężkie śledztwo na Pawiaku i proces, którego wynik od początku wydawał się być przesądzony.

7 i 15 sierpnia 1862 r. ręce zamachowców targnęły się na margrabiego Aleksandra Wielopolskiego, jednak ani Ludwikowi Ryllowi, ani Janowi Rzońcy nie udało się pozbawić życia naczelnika Rządu Cywilnego. Pierwsze z tych wydarzeń prasa zagraniczna (a taką był przecież „Dziennik Poznański”) relacjonowała następująco:

Dziś o godzinie trzy kwadranse przed trzecią do J.W. naczelnika rządu cywilnego, wysiadającego z powozu przy głównych schodach gmachu komisji rządowej przychodów i skarbu, strzelono z pistoletu. Sprawcę zamachu ujęto, J.W naczelnik rządu cywilnego raniony nie został. Sprawcą zamachu przeciw naczelnikowi był Ludwik Ryll, litograf, mający lat dziewiętnaście, w szkołach nie był, czytać i pisać umie.

Jan Rzońca zaatakował Wielopolskiego tydzień później, gdy ten w towarzystwie żony jechał wieczorem karetą ulicami Warszawy. Zamach z łatwością udaremniono, a przy Rzońcy znaleziono sztylet pokryty trucizną – strychniną. Zapewne celem takiego zabiegu było uśmiercenie margrabiego nawet w wypadku, gdyby rana mu zadana była lekka i powierzchowna. Strychnina użyta do ataku na margrabiego była silną toksyną. „Jeden gram tej masy, zadany dwumiesięcznemu szczenięciu spowodował śmierć natychmiastową” – napisał o wyniku przeprowadzonych ekspertyz historyk rosyjski i kronikarz powstania styczniowego Nikołaj Berg. „Dziennik Poznański” natomiast donosił:

Dnia wczorajszego nastąpił nowy zamach na życie JW. Naczelnika rządu cywilnego Królestwa. JW. Margrabia wyjechawszy wieczorem o zwykłej godzinie wraz z małżonką swoją, otwartym powozem w Ujazdowskie Aleje, napadnięty został ok. 7 ½ przez człowieka, który wybiegł ku powozowi, trzymając oburącz wymierzony w margrabiego duży sztylet. Zanim dobiegł do powozu, stangret na koźle siedzący uderzył złoczyńcę biczem przez głowę. Tenże zachwiany (…) ujęty został. Nazwisko mordercy jest Jan Rzońca, robotnik w tejże samej litografii, co sprawca poprzedniego zamachu – Ryll.

Jaroszyńskiego, Rylla i Rzońcę skazano na karę śmierci i stracono na stokach Cytadeli. Miało to zastraszyć mieszkańców Warszawy i służyć przestrodze, przestrzegać przyszłych zamachowców przed pójściem w ślady nieszczęśników. Wywołało jednak też skutek odwrotny od zamierzonego. Jak słusznie zauważa Zofia Strzyżewska:

Jakieś współczucie w stosunku do nich było. Tak jak w Czeczenii teraz. Kiedy Rosjanie zabijają Czeczenów, to pokazują potem w telewizji, szczycą się tym. To głupota, bo każdy Czeczen, dziecko czy dorosły, patrząc na to, hoduje w sobie nienawiść do Rosjan. Bo skazany to przecież czyjś brat lub wujek. Tak samo było z publicznym wieszaniem Polaków.

Po Warszawie krążył nawet wierszyk:

Jeszcze Polska nie zmarniała
Kiedy w jednym dniu wydała
Tak obfity plon.
Trzech młodzieńców – dzieci gminu
Wybujałych kwieciem czynu,
Gotowych na skon.
Ich kolebką była chata,
Niemym świadkiem kazamata
Ich ostatnich chwil.
A na krwawej tarczy słońca
Trzy imiona błyszczą: Rzońca,
Jaroszyński, Ryll.

I rzeczywiście, cień trzech powieszonych nie przesłonił innym bojownikom kolejnych celów, jakimi były osoby publiczne współpracujące z carską administracją.

8 listopada 1862 r. zginął namiestnik kancelarii tajnej policji Paweł Felkner, zajmujący się inwigilacją spiskowców. Zaatakowany w bramie własnego domu przy ul. Twardej został śmiertelnie ugodzony sztyletem. Całą akcją dowodził 22-letni wówczas konspirator Władysław Kotkowski. Felknerowi zabrano dokumenty, a Kotkowski postanowił uzyskać jeszcze jeden, makabryczny i zaczerpnięty jakby żywcem ze średniowiecza dowód, że egzekucję wykonano. Własnoręcznie odciął ucho carskiego policjanta i zabrał to trofeum z miejsca zbrodni. Ujęto go wiele miesięcy później, skazując na dożywotnią katorgę, jednak młody bojownik nie pogodził się z losem. Należał później do kadry kierowniczej powstania zabajkalskiego, za udział w którym został skazany na śmierć i rozstrzelany w Irkucku. Udział w zabójstwie Felknera wyszedł na jaw w trakcie śledztwa komisji badającej wypadki zabajkalskie i stanowił dodatkową okoliczność obciążającą Kotkowskiego, która najprawdopodobniej zadecydowała o posłaniu go przed pluton egzekucyjny.

2 maja 1863 r. „karząca ręka sprawiedliwości”, przynajmniej w mniemaniu kierownictwa powstania, dosięgła Józefa Aleksandra Miniszewskiego, jednego ze współpracowników Wielopolskiego, pisarza i pamflecistę piszącego w rządowym „Dzienniku Powszechnym” zjadliwe i kąśliwe artykuły na temat manifestacji patriotycznych, konspiracji i powstania (jak chcieli jego przeciwnicy: „obrzucającego cały naród błotem zniewagi”). Miniszewskiego zasztyletowano na werandzie jego domu przy ul. Rymarskiej.

Rano dnia 2 maja zakradli się [sztyletnicy] do galeryi oszklonej, a gdy Miniszewski wychodził w szlafroku i naturalnie bez broni, wypadli z ukrycia i zadali mu trzy śmiertelne rany w szyję, serce i piersi, tak, że nie wydawszy najmniejszego okrzyku, jak piorunem rażony, runął na ziemię. Sztyletnicy najspokojniej zeszli z galeryi i napotkanemu w bramie policjantowi powiedzieli, by poszedł na górę, gdyż komuś tam zrobiło się słabo!

– tak śmierć Miniszewskiego opisywał Nikołaj Berg.

Spektakularna była śmierć Aleksandra Mirzy Tuhan-Baranowskiego, polskiego Tatara pozostającego lojalnym wobec władzy carskiej, służącym na wysokim stanowisku w rosyjskiej policji. Tuhan-Baranowski odpowiedzialny był m.in. za zarządzenie wysokich kontrybucji dla mieszkańców Warszawy w czasie trwania powstania. Mimo policyjnej ochrony, jaka została mu przydzielona, zamachowiec wdarł się do jego mieszkania i zadał śmiertelne ciosy. W wyniku zaistniałej szamotaniny raniona szablą została także Bogu ducha winna żona Mirzy.

Niekiedy akcje sztyletników nie przebiegały po myśli ich zwierzchników. Rząd Narodowy na ogół nie odcinał się od czynów swojej Straży Przybocznej, choć zbędny rozlew krwi był wyraźnie nie w smak przywódcom powstania. Zdarzały się w oddziale V Oddziale Żandarmerii akty niesubordynacji, w niektórych akcjach nie brakowało niczym nieuzasadnionej przemocy. Tak było w przypadku akcji ukarania Konstantego Wicherta, który wraz z siostrą został skazany na chłostę za wydanie w ręce carskie poborcy podatku narodowego. Gdy sztyletnicy pojawili się w ich domu na ul. Świętokrzyskiej, aby wymierzyć karę, Wichert podniósł krzyk, wzywając policję na pomoc. Bojąc się dekonspiracji i aresztowania, zamachowcy sami wykonali surowszy wyrok, używając sztyletów. Od śmiertelnych pchnięć stracił życie nie tylko Wichert i jego siostra, ale też niewinna służąca, która akurat przebywała w domu. Wojna i konspiracja często ujawniają w ludziach najgorsze instynkty. W formacji takiej jak sztyletnicy o ich ujście było łatwiej niż gdzie indziej.

Sztyletnicy trzymali okupanta w szachu nie tylko dokonując zamachów na ważne osobistości Królestwa Polskiego, ale też stosując pogróżki, zastraszanie i nękanie. Wspominany już przez nas historyk rosyjski Nikołaj Berg cytuje adiutanta namiestnika Konstantego, gen. Jewgienija Rożnowa: „Raz przysłano mi woreczek, zawierający porąbane na drobno kości jednego z moich ajentów”. Tego typu akcje miały na celu sianie paniki wśród administracji rosyjskiej. Był to akt bez wątpienia terrorystyczny.

TERROR ZA TERROR

Najbardziej „widowiskowy” i chyba najsłynniejszy wyczyn sztyletników miał miejsce 19 września 1863 r. Można półżartem powiedzieć, iż dnia tego tradycji stało się zadość. Trzeci, kolejny namiestnik Królestwa Polskiego, powołany w miejsce wielkiego księcia Konstantego, niemłody już, ale niezwykle energiczny i zdeterminowany w działaniach na rzecz stłumienia buntu, gen. Fiodor Berg, przeżył zamach na swoje życie. Berg był postacią ponurą. Od początku budził strach w wielu mieszkańcach Warszawy. Już latem 1863 r. mówiło się w salonach Petersburga, że zastąpi cesarskiego brata na stanowisku namiestnika, gdy będzie potrzebne rozpętanie brutalniejszego terroru w Królestwie. Berg budził w Warszawie mieszane uczucia – lęk przed nim mieszał się z podziwem. Generał, mimo swoich 73 lat, świetnie trzymał się w siodle. Mówił mocnym, gromkim głosem i kategorycznie domagał się egzekwowania swoich poleceń. Podobno kazał policjantom wyłapywać mieszkańców Warszawy, którzy nie kłaniali mu się, gdy pokazywał się publicznie. W różnego rodzaju manifestacjach i pochodach zwykł jechać konno ulicami Warszawy. Krążył nawet po stolicy wierszyk:

A dalej Berg jedzie, mumia ze szlifami,
Oczy jak tygrysie świecą pod rzęsami.
Wąsy farbowane, a mina Mefista,
Wygląda, jak gdyby miał lat tysiąc trzysta.

Inicjatorem zamachu na namiestnika był Ignacy Chmieleński, radykalny rewolucjonista, zwolennik krwawych akcji przeciwko caratowi. Wieczorem 19 września, gdy Berg wracał ze służbowego objazdu miasta na Zamek Królewski, na jego powóz z poddasza domu należącego do niegdysiejszego prezesa Towarzystwa Rolniczego, hr. Andrzeja Zamoyskiego, zwanego Pałacem Zamoyskich (choć w praktyce nie był on rezydencją, a kamienicą czynszową) spadły bomby i butelki z płynem zapalającym (chciałoby się powiedzieć: koktajle Mołotowa). Namiestnik nie został jednak nawet ranny. Poszkodowane zostały jedynie konie z eskorty, lekko ranny został też adiutant generała. Zamach okazał się spektakularną klapą. Szczęśliwie dla Chmieleńskiego i dowodzącego samą akcją Pawła Landowskiego, nie zostali oni schwytani. Niestety Fiodor Berg wziął srogi odwet na mieszkańcach potężnej kamienicy.

Jak podaje S. Kieniewicz, w Pałacu Zamoyskich mieszkało wówczas 660 osób, w tym profesorowie, arystokraci, burżuazja miejska, a w nieco gorszych mieszkaniach na górnych piętrach studenci i niżsi urzędnicy. Wkrótce po zamachu do domu wtargnęło carskie wojsko. Wszyscy mężczyźni zostali aresztowani i osadzeni w Cytadeli, natomiast kobiety, dzieci i starcy wyrzuceni z mieszkań. Kwatery splądrowano doszczętnie. Cenniejsze rzeczy zabierano, a te, których nie dawało się wynieść, niszczono. Przez okna carscy żołdacy wyrzucili wiele cennych mebli czy obrazów. Książki, rękopisy i pozostałe ruchomości znajdujące się w mieszkaniach zebrano w wielki stos pod pomnikiem Kopernika. Spłonął on jeszcze tej samej nocy, przepadła w ten sposób m.in. biblioteka cenionego polskiego orientalisty Józefa Szczepana Kowalewskiego. Płomień według świadków zdarzenia miał sięgać dzwonnicy św. Krzyża. Żołnierze carscy jeszcze przez wiele dni sprzedawali za bezcen ukradzione z kamienicy srebra i lepszą odzież. Jedwabną suknię można było podobno kupić za jednego rubla srebrem. Najtragiczniejszym i mającym najsilniejszą symboliczną wymowę wydarzeniem było jednak wyrzucenie przez okno fortepianu należącego niegdyś do Fryderyka Chopina. Zniszczeniu uległy też pamiątki po artyście, zebrane przez zamieszkującą Pałac Zamoyskich siostrę Fryderyka, Izabellę z Chopinów Barcińską. Smutnemu temu wydarzeniu poświęcił poemat Fortepian Chopina Cyprian Kamil Norwid. Pozwólmy sobie zacytować fragment tego poruszającego wiersza.

Oto — patrz, Fryderyku!… to — Warszawa:
Pod rozpłomienioną gwiazdą
Dziwnie jaskrawa — —
— Patrz, organy u Fary; patrz! Twoje gniazdo (…)

I znów widzę, acz dymem oślepian,
Jak przez ganku kolumny
Sprzęt podobny do trumny
Wydźwigają… runął… runął — twój fortepian!

Ten!… co Polskę głosił, od zenitu (…)
Ten sam — runął — na bruki z granitu! (…)
Ideał — sięgnął bruku” — –

Krwawe rozprawienie się z niewinnymi lokatorami Pałacu Zamoyskich nie przeszło bez echa w Europie. Powszechnie krytykowano rząd rosyjski za nadmierną brutalność, choć samych aktów terrorystycznych, jakich dopuszczali się powstańcy, także nie pochwalano. Oto, jak wydarzenia z września 1863 r. relacjonował w ich rocznicę (a więc już po wygaśnięciu powstania) „Dziennik Poznański”:

Rok blisko mija, jak po znanym zamachu na hr. Berga przejeżdżającego przez Nowy Świat w Warszawie, zniszczono z barbarzyńską dzikością pałace hr. Andrzeja Zamoyskiego i popędzono do cytadeli wszystkich mężczyzn, lokatorów tych obszernych gmachów.

Zamach na Berga i brutalna pacyfikacja Pałacu Zamoyskich rozpętały w Warszawie prawdziwy krwawy szał. We wrześniu i październiku sztyletnicy dokonali kilkunastu zamachów na szpiegów i oficerów policji. Z drugiej strony Rosjanie rozstrzeliwali aresztowanych żandarmów narodowych. 30 września na pięciu placach miasta plutony egzekucyjne wykonały wyroki na 5 żandarmach: Janiszewskim, Kosińskim, Jegoszewskim, Raczyńskim i Zelnerze. Nie było tygodnia, by nie stawały nowe szubienice. Wydano specjalne ustawy, wprowadzające elementy odpowiedzialności zbiorowej. I tak od września wszyscy świadkowie mieli odpowiadać za zamach na równi ze sprawcami czynu. Dom, w którym popełniono zbrodnię, podlegał konfiskacie. Właściciel odpowiadał karnie za wszystkich swoich lokatorów, mógł za to dokonywać u nich rewizji w poszukiwaniu broni. Postanowiono nawet, iż jeśli zamachowiec ucieknie przez sklep na podwórze, towar danego kupca miał być rekwirowany przez wojsko. Gdy doszło do zamordowania szpiega w Hotelu Europejskim, cały gmach natychmiast zajęto na potrzeby wojska. Jak często w takich sytuacjach bywa, terror rebeliantów pociągnął za sobą brutalne akcje odwetowe sił rządowych, w których najbardziej ucierpiała postronna ludność cywilna.

SPACYFIKOWANI I POKONANI

Ostatecznie terror rosyjski, prowadzony znacznie większymi siłami i przy zastosowaniu różnorodnych metod, zwyciężył. W starciu terroryzmu państwowego i niepaństwowego górą był ten pierwszy. W październiku, gdy upadł Rząd Narodowy, władzę przekazano Romualdowi Trauguttowi, który samodzielnie i w ukryciu kierował powstaniem. Działalność sztyletników w zasadzie wygasła, choć pojedyncze akty terroru jeszcze się zdarzały. Epilog dziejów tej formacji napisany został niemal rok po upadku powstania, kiedy to śmierć na szubienicy poniosła najbardziej bodaj malownicza postać wśród sztyletników – Emanuel Szafarczyk, ostatni naczelnik warszawskich sztyletników. Jeszcze w listopadzie 1863 r. przygotowywał on zamach na oberpolicmajstra Trepowa, a w styczniu 1864 r. operację podpalenia schodów w Pałacu Namiestnikowskim. Obie akcje nie były udane, ale Szafarczyk i tak, cytując Węgłowskiego, był „ścigany przez Rosjan niczym Osama bin Laden”[22]. Smaczku całej historii dodaje fakt, że Szafarczyk był inwalidą: od dzieciństwa cierpiał bowiem na niedowład prawej ręki. Ostatecznie, zadenuncjowanego bojownika ujęto, gdy jechał dorożką. Mimo próby oporu, kaleki partyzant nie miał szans uniknąć aresztowania. „Dałem w mordę oficerowi, dozorcy, lecz obaj nawiesili się jak pijawki w gardło i bronić się już nie mogłem, gdyż opadłem z sił (…)”[23]. Czekało go ciężkie śledztwo na Pawiaku. Jak sam wspominał w grypsach, które jego matka wynosiła z więzienia pod obcasem:

Twarz mi zapuchła jak bulwa, oczy sine, że patrzeć nie mogłem, przez kilka dni nic nie słyszałem – ból głowy nieustanny, po tych kontuzjach wzięli mnie na rózgi i co dzień przez 3 dni po 40 odbierałem.[24]

Emanuel Szafarczyk został powieszony 17 lutego 1865 r. na stokach Cytadeli wraz z Aleksandrem Waszkowskim, ostatnim powstańczym naczelnikiem miasta Warszawy, trwającym na posterunku nawet po aresztowaniu Traugutta. Zachowały się sprzeczne relacje dotyczące jego zachowania w ostatnich chwilach życia. Niektórzy świadkowie zapamiętali, że do samej śmierci zachowywał się niezwykle godnie, inni wspominali, że nie wytrzymał nerwowo i w szpetnych słowach złorzeczył na powstanie. Tak oto w ostatniej publicznej egzekucji w Warszawie doby powstania styczniowego stracił życie ostatni przywódca sztyletników.

OCENY

Ocena działań omawianej przez nas formacji nie jest sprawą łatwą. Stosowane przez nią akty terroru w oczach wielu budziły odrazę. Trudno jednak odmówić bojownikom rewolucyjnego zapału i odwagi w walce o niepodległość Polski i zniesienie barier klasowych między polskimi chłopami, mieszczanami i ziemiaństwem. Różnie sztyletnicy byli oceniani przez współczesnych, różnie też patrzą na nich potomni:

W oczach bourgeois z zachodniej Europy, skądinąd przychylnego Polsce, skrytobójstwa sztyletników i wieszających żandarmów” były czymś gorszącym i haniebnym. Nie umiano sobie uświadomić w tamtych ustabilizowanych społeczeństwach, że walczące, „podziemne” państwo nie może, tak jak państwo jawne, wymuszać posłuchu groźbą więzienia albo też gilotyny ustawionej na placu publicznym. Państwo podziemne mogło karcić błahe wykroczenia grzywną albo chłostą; potem zostawał już tylko sztylet albo stryczek – pisał prof. Stefan Kieniewicz.

Trzeba podkreślić, iż to właśnie sztyletnicy i żandarmi wieszający ponieśli największe straty na szafotach carskich. Jednak, jak zaznacza dr Jarosław Klejnocki, dyrektor Muzeum Literatury w Warszawie:

Podobnie jak sprawa likwidatorów z AK podczas II wojny światowej, to też nie jest taka do końca chlubna karta; to się wyciąga z pewną dwuznacznością. Na poziomie edukacji w ogóle tego nie ma.

Jedyne, co w przypadku sztyletników jednoznaczne i nie wzbudzające kontrowersji, to fakt, iż pamięć o nich nie powinna całkowicie wygasnąć.

Kamil Potrzuski, źródło: Dzienniki Powstania

opublikowane na licencji CC BY-SA 3.0.

Artykuł Sztyletnicy – specjaliści od brudnej roboty. „Ktokolwiek współpracujący z zaborcą nie był pewien dnia ani godziny…” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/sztyletnicy-specjalisci-od-brudnej-roboty-ktokolwiek-wspolpracujacy-z-zaborca-nie-byl-pewien-dnia-ani-godziny/feed/ 0
Michalkiewicz: Wszystkie polskie powstania zawierają mroczną zagadkę. „Skatynizowanie” Polaków – prawdziwy cel Powstania? https://niezlomni.com/michalkiewicz-wszystkie-polskie-powstania-zawieraja-jakas-mroczna-zagadke/ https://niezlomni.com/michalkiewicz-wszystkie-polskie-powstania-zawieraja-jakas-mroczna-zagadke/#respond Thu, 04 Aug 2016 08:07:47 +0000 http://niezlomni.com/?p=29793

W polskiej historii powstania odgrywają szczególną rolę. Nie tyle może jako nauka, z której należy wyciągać wnioski na przyszłość, co raczej jako silne przeżycie emocjonalne.

Adam Grzymała-Siedlecki wspomina, jak to jesienią 1918 roku przez Warszawę przeciągały jedna za drugą patriotyczne manifestacje. Przy jednaj takiej okazji spotkał znajomą, konspiratorkę, Sybiraczkę. Padli sobie w objęcia i Grzymała-Siedlecki powiada: widzi pani, wreszcie doczekaliśmy się niepodległości! – No tak, odpowiedziała jego rozmówczyni. – To wielkie szczęście, żeśmy doczekali, ale… – Jakie „ale” – zdumiał się Siedlecki. – Co za „ale”? – Ale już powstań nie będzie – z nutką melancholii w głosie wyjaśniła znajoma.

Tymczasem wszystkie polskie powstania zawierają jakąś mroczną zagadkę. Do wybuchu insurekcji kościuszkowskiej doszło do na skutek decyzji rosyjskiego posła i ministra nadzwyczajnego i pełnomocnego w Rzeczypospolitej Igelstroma, który zredukował o połowę etat wojsk polskich. Bardzo możliwe, że była to prowokacja obliczona na wywołanie powstania, w następstwie którego państwo polskie zostałoby zlikwidowane. Jeśli tak, to prowokacja udała się całkowicie; powstanie upadło, a państwo polskie przestało istnieć.

Podobnie zagadkowe przesłanki towarzyszyły wybuchowi Powstania Listopadowego. Na podstawie postanowień Kongresu Wiedeńskiego, Królestwo Polskie było złączone z Imperium Rosyjskim jedynie unia personalną – ale miało własne wojsko, Sejm, walutę i szkolnictwo, a językiem urzędowym był język polski. Mikołaj I metodą faktów dokonanych stopniowo ograniczał te odrębności, co oczywiście wywoływało oburzenie w Królestwie, podsycane przez rozbudowane loże masońskie, powiązane z Wielkim Wschodem Francji, który ekscytował Polaków do wywołania powstania, by jego tłumienia związało wojska rosyjskie, które wskutek tego nie mogły interweniować w Belgii i Francji. O tym „eskcytowaniu” wspomina „Warszawianka”:

Słońcem lipca (tzn. rewolucji lipcowej we Francji, w następstwie której na tronie osadzony został Ludwik Filip – SM) podniecany woła do nas z górnych stron: powstań Polsko, skrusz kajdany, dziś twój triumf, albo zgon”.

Nastąpił oczywiście „zgon”, to znaczy – likwidacja resztek autonomii Królestwa, które stało się integralną częścią Imperium Rosyjskiego – ale Belgia utrzymała niepodległość.

Wreszcie Powstanie Styczniowe; żydowski finansista Leopold Kronenberg wyłożył milion rubli na zakup broni dla Powstania. Zakupiona w Anglii broń wpadła w ręce Rosjan za sprawą rosyjskiego agenta Tugenholda, który był sekretarzem płk Teofila Łapińskiego, organizującego ten przerzut. Nie to jednak jest najbardziej zagadkowe, tylko fakt, że po upadku Powstania, cesarz rosyjski odznaczył Leopolda Kronenberga Orderem św. Włodzimierza i nadal mu tytuł szlachecki, zaś Żydzi, których zrównał w prawach jeszcze margrabia Wielopolski, wykupywali za bezcen majątki skonfiskowane przez rząd za udział w Powstaniu. Konfiskaty objęły 4254 majątki ziemskie nie licząc zaścianków i mienia ludności miejskiej. Można powiedzieć, że na Powstaniu Styczniowym najbardziej skorzystali Żydzi, zwielokrotniając swój stan posiadania kosztem Polaków, no i oczywiście Rosja, która ostatecznie zlikwidowała wszelkie ślady autonomii Królestwa, ustanawiając w jego miejsce Kraj Prywiśliński.

Jeśli chodzi o Powstanie Warszawskie, najbardziej zagadkowa wydaje się postać gen. Leopolda Okulickiego, który prawdopodobnie został zamordowany w Moskwie w roku 1946, a w 1944 roku był najbardziej aktywnym zwolennikiem wywołania w Warszawie powstania. A oto co na ten temat pisze w swoich „Dziennikach” pod datą 16 sierpnia 1944 roku Józef Goebbels:

„Tymczasem rząd (brytyjski – przyp. SM) trzyma się niezmiennie i sztywno promoskiewskiego kursu. Zresztą w tym momencie nie pozostaje mu nic innego. Widać to teraz znowu przy okazji dyskusji na temat partyzanckiego powstania w Warszawie. Prasa angielska nazwała je już teraz «brudnym interesem». Najwyraźniej polscy emigranci w Londynie wezwali warszawskich partyzantów do oporu, ponieważ sądzili, że Stalin niezwłocznie wkroczy do Warszawy. Stalin jednak nie zrobił im tej uprzejmości. Wskutek tego warszawski ruch oporu został wystawiony na masowe działanie naszej broni; skutki można sobie wyobrazić. Ruch podziemny poniósł ogromne straty i można go uważać za całkowicie wyeliminowany. Nawet jeśli tu i ówdzie stawia się na ulicach Warszawy silny opór, to nie ma to już większego znaczenia. Tym samym polscy emigranci w Londynie utracili swoje jedyne oparcie w polskiej stolicy, a Stalin w najtańszy sposób skatynizował polską arystokrację i obóz narodowo-polski. I taki był chyba cel tego przedsięwzięcia.”

Wprawdzie Goebbels jest dzisiaj uważany za „ojca kłamstwa”, ale co nam szkodzi zapoznać się również z jego opinią, zwłaszcza, że dzieło „katynizacji” polskiego elementu patriotycznego kontynuowali później agenci Stalina: Jakub Berman i inni Żydzi, których zatrudnił, by tresowali tubylców do komunizmu.

No i jaki mamy dzisiaj tego epilog? Oto grupa kombatantów – powstańców warszawskich – zbojkotowała uroczystości 30 lipca w Muzeum Powstania Warszawskiego, między innymi z uwagi na obecność na nich prezydenta Andrzeja Dudy, który zapowiedział wszczęcie procesu lustracyjnego pana generała Aleksandra Ścibora-Rylskiego, przez IPN podejrzewanego o agenturalną współprace z Urzędem Bezpieczeństwa. Sygnatariusze apelu do prezydenta Dudy twierdzą, że „to nie generał współpracował, tylko nieświadomie bezpieka współpracowała” i apelują, by położył kres „chamskiej działalności IPN”. Czyżby to była ostatnia reduta Powstania Warszawskiego?

Stanisław Michalkiewicz, źródło: Michalkiewicz.pl

Artykuł Michalkiewicz: Wszystkie polskie powstania zawierają mroczną zagadkę. „Skatynizowanie” Polaków – prawdziwy cel Powstania? pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/michalkiewicz-wszystkie-polskie-powstania-zawieraja-jakas-mroczna-zagadke/feed/ 0
Antoni Kozakiewicz i obraz „Wiosna” [1900 r.] https://niezlomni.com/antoni-kozakiewicz-i-obraz-wiosna/ https://niezlomni.com/antoni-kozakiewicz-i-obraz-wiosna/#respond Sat, 04 Jun 2016 11:58:53 +0000 http://niezlomni.com/?p=27975 Antoni Kozakiewicz i obraz Wiosna

Antoni Kozakiewicz i obraz "Wiosna" [1900 r.]; technika:  olej, płótno.

[caption id="attachment_27977" align="alignright" width="431"]Antoni Kozakiewicz podczas Powstania Styczniowego Antoni Kozakiewicz podczas Powstania Styczniowego[/caption]

Obraz należał do zbiorów Zygmunta Rosińskiego z Poznania. W roku 1920, wraz z blisko setką obrazów z tej wspaniałej kolekcji, został zdeponowany w nowo otwartym Muzeum Wielkopolskim w Poznaniu i do II wojny światowej był eksponowany w salach galerii malarstwa polskiego.

Antoni Kozakiewicz (ur. 1841 w Krakowie, zm. 3 stycznia 1929 w Krakowie) – polski malarz realista, powstaniec styczniowy.

Był młodszym bratem Piotra rzeźbiarza. W latach 1857-1866 kształcił się w Szkole Sztuk Pięknych w Krakowie u Władysława Łuszczkiewicza i Feliksa Szynalewskiego. Uczestniczył w Powstaniu Styczniowym i dostał się do niewoli rosyjskiej. Po uwolnieniu wyjechał do Wiednia by studiować na Akademii Sztuk Pięknych. Dzięki cesarskiemu stypendium przeniósł się do Monachium gdzie jego tradycyjne malarstwo przyniosło mu powodzenie. W Monachium spędził 30 lat. Następnie wyjechał w 1900 roku do Warszawy, w której przebywał 5 lat. Nie odniósł tu jednak sukcesów, zapomniany i ubogi zamieszkał w Szczawnicy.

Kozakiewicz malował sceny historyczne, pejzaże i portrety. Tworzył obrazy o tematyce rodzajowej, ubarwione folklorem i scenami z życia wsi, Cyganów i Żydów.

źródło: Wikipedia

[caption id="attachment_27976" align="alignright" width="1024"]Antoni Kozakiewicz i obraz Wiosna Antoni Kozakiewicz i obraz Wiosna[/caption]

Artykuł Antoni Kozakiewicz i obraz „Wiosna” [1900 r.] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/antoni-kozakiewicz-i-obraz-wiosna/feed/ 0
Kulisy powstania styczniowego https://niezlomni.com/kulisy-powstania-styczniowego/ https://niezlomni.com/kulisy-powstania-styczniowego/#respond Fri, 22 Jan 2016 08:15:10 +0000 http://niezlomni.com/?p=26028

kulisy_powstania_styczniowego_30Reprint pracy „Kulisy powstania styczniowego” wydany w 150. rocznicę powstania styczniowego oraz w 110. rocznicę urodzin Jędrzeja Giertycha. Jest to w dorobku narodowego ideologa i historyka praca chyba najmniej znana. Książka pierwotnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Towarzystwa imienia Romana Dmowskiego w 1965 roku i w okresie późniejszym nie była praktycznie wznawiana (poza drugoobiegowymi wydawnictwami). Dziś w swoim oryginalnym wydaniu jest praktycznie niedostępna.
Praca Giertycha zdaje się rozwijać myśl Romana Dmowskiego, którą lider obozu narodowego sformułował na łamach swojej pracy z początku lat 30. ub. wieku, zatytułowanej „Świat powojenny i Polska”. W pracy tej Dmowski w następujący sposób opisywał XIX-wieczną politykę Prus, prowadzoną w stosunku do Polski:

„Dopóki Rosja posiadała swą ustaloną przez zwycięstwo nad Napoleonem, wielką pozycję w Europie, Prusy oddawały jej całkowity głos w kwestii polskiej, manifestowały swoją z nią solidarność, przyjaźń i gotowość okazania swej pomocy przeciw Polakom, gdyby jej potrzebowała (…) W miarę wszakże wzrostu potęgi pruskiej, a gromadzenia się trudności dla Rosji, zarówno w jej stosunkach wewnętrznych, jak w jej rywalizacji z państwami europejskimi, Prusy przybierały coraz aktywniejszą postawę w kwestii polskiej. Dużo jeszcze czasu upłynie, zanim zostanie wyjaśnione, w jakiej mierze ich dziełem było powstanie 63-go roku w Królestwie. Dziś wiadomo tylko, jaką korzyść z niego odniosły, jak na tym powstaniu wyrosła cała kariera historyczna Bismarcka, jak pomogło mu ono do związania ze swą polityką Rosji, a co za tym idzie, do załatwienia się z Austrią w r. 1866 i z Francją w latach 1870-1871” („Świat powojenny i Polska”, Wrocław 1999).

[quote]Z punktu widzenia wojskowego, powstanie styczniowe było od samego początku przedsięwzięciem beznadziejnym i kompletnie nieudanym. „Żadne większe miasto nie dostało się w ręce powstania ani nie opanowano żadnej połaci kraju — pisze wybitny polski historyk, a zarazem znawca zagadnień wojskowych, generał Kukieł. — Okazała się wyraźnie bezsilność improwizowanych sił polskich z 600 strzelbami myśliwskimi, a przeważnie kosynierów, czy nawet ‘drągalierów’ przeciw wojsku rosyjskiemu przy jego sile ogniowej, wyjąwszy wypadki zupełnego zaskoczenia. Z przeszło 160 miejscowości, w których stały wojska rosyjskie, zaatakowano zaledwie 18, staczając 33 potyczki; przeciw armii z górą stutysięcznej wystąpiło 5000–6000 walczących”.[/quote]

Tak było w pierwszych dniach powstania. Dla porównania można przypomnieć, że w powstaniu warszawskim 1944 roku opanowana została większa część stolicy kraju, a w powstaniu wielkopolskim 1918 roku w ciągu kilku dni opanowano Poznań z otaczającymi go fortami, większą część Prowincji Poznańskiej tylko bez Bydgoszczy i przyległego do niej pasa ziemi na północy, oraz bez skrawków terytorium na zachodzie i południu; opanowano na tym obszarze wszystkie miasta, linie kolejowe, lotniska, radiostacje, centrale telefoniczne i koszary. Gdyby powstanie styczniowe było w pierwszej fazie przedsięwzięciem udanym, powinno było opanować Warszawę wraz z cytadelą, linię kolejową warszawsko-wiedeńską, większą część prowincji, a o ile możności także i twierdze w Modlinie, Dęblinie i gdzie indziej.
Nie lepiej wiodło się powstaniu i później...
(fragment książki)

Jędrzej Giertych, Kulisy powstania styczniowego, Ostoja, Kraków 2013.

Książkę można nabyć TUTAJ.

SPIS RZECZY
Słowo wstępne
Wstęp
I. Powstanie, które przyniosło klęskę
II. Data powstania
III. Zmarnowane perspektywy
IV. Tylko Prusy odniosły korzyść z powstania
V. Ocena konwencji Alvenslebena: pogląd tradycyjny
VI. Ocena konwencji Alvenslebena: Robert H. Lord
VII. Ocena konwencji Alvenslebena: autorzy najnowsi
VIII. Rozgrywka dyplomatyczna wokół powstania
IX. Rola Anglii
X. Prusy a sytuacja w Królestwie w przededniu powstania
XI. Kto wywołał powstanie?
XII. Czy możliwa była w powstaniu inspiracja obca?
XIII. Powiązania międzynarodowe powstania styczniowego
XIV. Pruskie wichrzenia powstańcze
XV. Do czego dążył Bismarck w Królestwie?
XVI. Metody i charakter Bismarcka
XVII. Inne ślady ręki pruskiej w powstaniu
XVIII. Rola Wielopolskiego
XIX. Rola Żydów
XX. Powstanie a sprawa chłopska
Zakończenie
Indeks
Lista przedpłacicieli
Komunikaty
Errata

Artykuł Kulisy powstania styczniowego pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/kulisy-powstania-styczniowego/feed/ 0
Piwny gród. Miasto Pułaskiego i Wysockiego https://niezlomni.com/piwny-grod-miasto-pulaskiego-i-wysockiego/ https://niezlomni.com/piwny-grod-miasto-pulaskiego-i-wysockiego/#respond Fri, 05 Jun 2015 11:46:13 +0000 http://niezlomni.com/?p=24206 Artykuł Piwny gród. Miasto Pułaskiego i Wysockiego pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/piwny-grod-miasto-pulaskiego-i-wysockiego/feed/ 0