Portugalia – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Portugalia – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Muzyka, która wyraża cały wachlarz bliskich każdemu uczuć, od nostalgii po radość, pasję i miłość. Portugalskie fado [WIDEO] https://niezlomni.com/muzyka-ktora-wyraza-caly-wachlarz-bliskich-kazdemu-uczuc-od-nostalgii-po-radosc-pasje-i-milosc-portugalskie-fado-wideo/ https://niezlomni.com/muzyka-ktora-wyraza-caly-wachlarz-bliskich-kazdemu-uczuc-od-nostalgii-po-radosc-pasje-i-milosc-portugalskie-fado-wideo/#respond Fri, 01 May 2020 06:14:50 +0000 https://niezlomni.com/?p=51039

„Historia Fado” Ruia Vieiry Nery’ego to najważniejsza i najbardziej znacząca pozycja wydawnicza dotycząca tego gatunku muzycznego. To nie tylko źródło wszechstronnej informacji, ale także punkt wyjścia do dalszej, pogłębionej refleksji i specjalistycznych studiów nad muzycznym i kulturowym zjawiskiem, jakim jest Fado.

Tekst ten niemal całkowicie wyczerpuje temat, tworząc niezwykłą monografię. „Historia Fado” zdobyła uznanie w środowisku akademickim, wśród praktyków Fado i w szerokich kręgach publiczności – wielbicieli melancholijnych, chwytających za serce pieśni, wywodzących się prosto z biednych, portowych dzielnic miast Portugalii. Czy można opowiedzieć muzykę, używając równocześnie języka faktu i ludycznych opowieści? Rui Vieira Nery udowadnia, że tak, i dopełniając tę historię barwnymi archiwami, zaprasza nas już na zawsze do świata Fado.
Czekałem na tę książkę lata całe. Nasze rozumienie Fado było do dziś powierzchowne. Praca Vieiry Nery’ego otwiera na oścież wszystkie drzwi i okna. Sięga do pradziejów, tłumaczy genezę, przytacza naręcza tekstów starych pieśni. Zawarta w niej ikonografia rzuca na kolana. W Lizbonie mieszkam obok Muzeum Fado, do którego często zaglądam. Od dziś wystarczy mi po prostu mieć zawsze pod ręką tę książkę.

Marcin Kydryński, radiowiec, autor, fotograf

Fado to cały wachlarz bliskich każdemu uczuć, od nostalgii, smutku, żalu, tęsknoty, po radość, pasję i miłość. Rui Vieira Nery z wielkim znawstwem i z głęboką wrażliwością przedstawia Fado, a ja z kolei mogę być wdzięczna za możliwość ,,śpiewania” Fado na strunach moich skrzypiec.
Natalia Juśkiewicz, skrzypaczka Fado

Książka Rui Vieiry Nery’ego jest najlepszym przewodnikiem dla wszystkich, którzy chcą zgłębić istotę wspaniałego świata Fado.
João de Sousa, artysta muzyk Fado. Patroni Honorowi: Ambasada Portugalii w Polsce, Instytut Camõesa, Muzeum Fado w Lizbonie.

https://www.youtube.com/watch?v=RY66q43G63Y

FRAGMENT książki Rui Vieira Nery "Historia Fado", Wydawnictwo Replika, Poznań 2015. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika.

Studium Para uma História do Fado zrodziło się z wyzwania rzuconego mi przez João Pinto de Sousę. Znałem go już z innych projektów wydawniczych, książkowych i dyskograficznych, a mianowicie z Movimentos Perpétuos [Wieczne poruszenia], które kiedyś doprowadziły do publikacji serii wydawnictw autorstwa bardzo zróżnicowanej grupy portugalskich artystów i intelektualistów, poświęconych niezwykłej osobowości Carlosa Paredesa. Teraz pod pretekstem świętowania stu lat, które upłynęły od najstarszego z obecnie znanych dyskograficznego na-grania Fado, chodziło o nakreślenie zwięzłej panoramy historycznej ewolucji gatunku i o rozciągnięcie w czasie publikacji tego eseju na szesnaście tygodni (ostatecznie było tych tygodni dziewiętnaście) oraz o wydanie go w formie tyluż cotygodniowych zeszytów. Każdy z tomików miał zawierać również jedno CD z fadowym repertuarem, którego wyborem zajęli się rozmaici specjaliści, a wśród nich na szczególne wyróżnienie zasługuje José Manuel Osório.

Realizacji projektu podjął się prestiżowy dziennik „Público”. Tekst miał być w miarę możliwości przystępny dla czytelnika o przeciętnej zażyłości z kulturą, nieposiadającego specjalistycznego muzycznego wykształcenia. Takie założenie uprzywilejowywało bardziej ogólną wizję Fado jako fenomenu w szerszym kontekście historii kultury portugalskiej, bez dogłębnych analiz o charakterze techniczno-muzycznym. Właśnie niedawno ukończyłem redakcję obszernego artykułu stanowiącego syntezę tego samego tematu, a przeznaczonego do Enciclopédia da Música em Portugal no Século XX, znakomitego i cennego dzieła powstającego pod kierownictwem mojej koleżanki, Salwy El-Shawan Castelo-Branco i znajdującego się aktualnie w fazie finalnych przygotowań edytorskich w wydawnictwach Círculo de Leitores i Editorial Notícias.

https://www.youtube.com/watch?v=ARS7Zi-Zpkw

Aby zrealizować powierzone mi zadanie, musiałem dokonać systematycznego przeglądu całej podstawowej bibliografii o Fado, zorganizować i pogłębić moje własne, formułowane w ciągu wielu lat pomysły na temat tego fenomenu, zbudować oraz zaproponować spójny i logiczny model historycznej kontekstualizacji i wewnętrznej periodyzacji gatunku. Wyniki tej poważnej pracy były we mnie jeszcze zupełnie świeże, gdy pojawiło się to kolejne zaproszenie. Wydało mi się ono bardzo stymulującą okazją do tego, aby wykorzystać podjęty już wysiłek w celu zaprezentowania mojej własnej, historycznej lektury Fado – rozwiniętej wersji encyklopedycznej syntezy – w formie bogatszej i lepiej opracowanej oraz udostępnienia jej szerszemu gronu czytelników. Pokusa była tym silniejsza, że miałem pełną świadomość tego, że proponowana przeze mnie wizja Fado w wielu aspektach znacznie różniła się od tej prezentowanej na kartach wówczas dostępnej, bardzo ubogiej bibliografii tego gatunku. Zaczęła się więc prawdziwa przygoda, czyli redagowanie tekstu tydzień po tygodniu, że tak się wyrażę: „w czasie rzeczywistym”. Czasu wystarczało jedynie na tyle, by wywiązywać się z terminów wyznaczonych na finalizowanie designu, kompozycji i druku każdego z cotygodniowych tomików. Niebawem okazało się, że powstająca w odcinkach książka w dużej mierze przekracza ramy prostego i „neutralnego” rozszerzenia mojego pierwotnego artykułu i że wymaga ode mnie o wiele poważniejszej aniżeli poprzednia wersja pracy – zebrania historycznych danych, teoretycznego pogłębienia, wzbogacenia i rozbudowania problematyki. Fuzja osobistych zbiorów, a więc i wiedzy, nagromadzonych w ciągu wielu lat badań i refleksji nad tą tematyką – ze stymulującym zastrzykiem adrenaliny wywoływanej regularnie przez presję kolejnych terminów oddania cotygodniowych zeszytów – doprowadziła do stworzenia czegoś, co a posteriori nie przestaje mnie zadziwiać: powstał tekst z bazą dokumentalną i bibliograficzną niebudzącą we mnie najmniejszych zastrzeżeń, w którym nie ma jednak ambicji narzucenia płynności gotowego rozumowania ujętego w stopniowe konstruowanie modelu interpretacyjnego – jak to przypadkiem mogłoby się zdarzyć przy pisaniu w rytmie wolniejszym i poddanym późniejszej, bardziej starannej akademickiej obróbce. Przeciwnie, uważny czytelnik sam może śledzić w książce genezę tworzącego się schematu odczytywania dziejów gatunku.

https://www.youtube.com/watch?v=Ved_vBZSY2w

To przelewane na papier „myślenie na głos”, przypominające XIX-wieczne cotygodniowe dodatki do gazet w formie broszur, nadaje decydujący rytm mojemu wykładowi rozdział po rozdziale, przybliżając go w naturalny sposób, całkowicie zrozumiały u nauczyciela ze względu na jego zawodowy habitus, do tego, co mogłoby stanowić strukturę serii zajęć w wyimaginowanym minikursie akademickim poświęconym temu tematowi. W ostatecznej wersji tekstu rozpoznaję na przykład pewną narracyjną strategię spirali, którą z zamysłem stosuję na uniwersyteckich zajęciach, powracając na początku lekcji do esencji poprzedniego wykładu, by następnie przejść do kolejnego etapu trajektorii, którą proponuję studentom przebyć w trakcie całego kursu. To rzeczywiście dzieje się tu w formie pisemnej – każdy rozdział celowo powraca do poprzedniego, zanim przejdzie do nowych zagadnień. Być może nie zastosowałbym tego modelu w pracy przygotowywanej do publikacji jako jeden integralny tekst. Przyznaję jednak, że w tym przypadku zaaplikowany przeze mnie schemat wydaje się całkiem skuteczny, nawet przy retrospektywnej i krytycznej lekturze tekstu jako całości. W obecnej, nowej edycji zastosowałem ponownie tę samą sekwencję przedstawienia tematu, chociaż pogrupowałem pierwotnych dziewiętnaście rozdziałów w siedem. Starałem się uczynić jaśniejszym model periodyzacji zastosowany przeze mnie już w oryginalnym tekście. Uznałem jednak, że podział wynikający bardziej z formalnego, nieuniknionego rozczłonowania tekstu w serii broszur o ściśle określonym rozmiarze niż z oczywistych granic poszczególnych wielkich etapów historycznych dziejów Fado mógłby zaciemniać wyrazistość periodyzacji. Wybór cezur obecnego podziału został podporządkowany logicznemu kryterium pragmatyki: jedne z nich przypadają na konkretne wydarzenie z dziejów gatunku, inne na dany fakt historii powszechnej, który w decydujący sposób uwarunkował fadowe dzieje.

I tak rozdział I („Proces zaszczepiania”) prowadzi nas od przełomu XVIII i XIX wieku do początku roku 1840, czyli od afro-brazylijskich tańców do pierwszych wzmianek o Severze i do pierwszych, powtarzających się aluzji do wykonawczej praktyki Fado w stolicy.
Rozdział II („Dzielnicowe ukorzenienie”) rozpoczyna się w 1840 roku, portretuje pierwsze przejawy fadowej praktyki wykonawczej – ograniczonej jeszcze wyłącznie do ubogich dzielnic Lizbony – i doprowadza nas do roku 1869, w którym Fado wkracza do teatru rewiowego wraz z premierą Di-toso Fado [Szczęśliwe Fado] Manuela Roussado.

Rozdział III („Pierwsza ekspansja”) towarzyszy procesowi ekspansji Fado, manifestującej się jego obecnością w teatrze muzycznym, publicznymi spektaklami, publikacjami fadowych tekstów i partytur, co w konsekwencji wywołuje stopniowe przeobrażanie się gatunku, począwszy od końca lat 60. XIX wieku po kryzys świadomości obywatelskiej wywołany przez angielskie ultimatum z 1890 roku.
Rozdział IV („Rewolucyjna radykalizacja”) zaczyna się od momentu upowszechnienia się w fadowym środowisku republikańskiego i socjalistycznego dyskursu, w dekadach 1890 i 1900, przechodzi przez okres złudzeń i frustracji związanych z Pierwszą Republiką i dochodzi do wydarzeń 28 maja 1926 roku, analizując ze szczególną starannością nowe formy i wzorce metryczne przejmowane w tym okresie przez fadowy repertuar.

Rozdział V („Formalizacja «czystego»16 gatunku”) stara się przeanalizować „klasyczną” fazę profesjonalizacji gatunku oraz krystalizowania się jego praktyk wykonawczych i repertuaru w kontekście pragmatycznej, kontrolowanej tolerancji ze strony Nowego Państwa w jego najbardziej charakterystycznym ideologicznie okresie, trwającym do końca drugiej wojny światowej.
Rozdział VI („Kontynuacja i odnowienie”) rozprawia na temat konsolidacji zbioru konwencji przestrzeganych i praktykowanych w domach Fado w okresie późnosalazarowskim, kiedy to chwiejący się reżim próbuje przetrwać mimo międzynarodowych konsekwencji zwycięstwa aliantów, adaptując dla swych celów populistyczny dyskurs, w który włącza również Fado; traktuje także o dynamice poetycko-muzycznych transformacji, jakie równolegle przydarzyły się Fado od początku lat 60. Końcowy rozdział VII („Przełom i ponowne spotkanie”) rozpoczyna się od wydarzeń 25 Kwietnia i omawia proces zmian, jakie wywołały – również w łonie Fado – demokratyzacja i rozwój społeczno-kulturowy Portugalii ostatnich trzech dekad, od początkowych kryzysów do nagłego pojawienia się tzw. nowego/młodego Fado.

 

Z perspektywy całości studium inne wprowadzone do oryginalnej wersji zmiany – poza bardziej przejrzystym ustrukturyzowaniem tekstu – są raczej drobne, choć przekładają się na znaczące poszerzenie spektrum zebranych i przedstawionych informacji. Przeniosłem do niniejszego wstępu, nadając mu charakter uwag wstępnych dla czytelnika, metodologiczne objaśnienia, które w wersji pierwotnej stanowiły instrukcje końcowe, umieszczone bezpośrednio przed bibliografią i przypisami. W zamian zdecydowałem się obecnie dołączyć, jako ostatni punkt rozdziału VII, tuż po zakończeniu właściwej prezentacji historycznej gatunku, całościową syntezę rozwoju badań nad Fado w ostatnich latach, porównując ją z fundamentalnymi trendami wcześniejszej tradycji bibliograficznej na ten temat. Dodałem jeszcze na koniec indeks obejmujący dane z całej książki, ułatwiający czytelnikowi lokalizowanie bardziej specyficznych informacji, których w niej poszukuje. Poza tym starałem się przede wszystkim dokonać uważnej korekty tekstu pierwszej edycji: poprawiłem pojedyncze nieścisłości odnoszące się do przedstawianych faktów; poszerzyłem niektóre cytaty źródłowe, których wcześniej użyłem w formie bardziej okrojonej, szczególnie te o charakterze poetyckim, oraz dodałem wiele nowych; pogłębiłem podejście analityczne, szczególnie w zakresie poetyki i muzyki, do repertuaru Fado w każdej z faz ewolucji gatunku, choć w tej dziedzinie pozostałem wierny zasadzie zredukowania do niezbędnego minimum terminologii muzyczno-technicznej, aby zagwarantować większą przystępność tekstu; rozwinąłem prezentację pewnych bardziej skomplikowanych wywodów, które poprzednio zostały wprowadzone w formie zbyt skondensowanej i hermetycznej; starałem się w kilku fragmentach tekstu w sposób jaśniejszy przedstawić sekwencję pojawiających się informacji i prościej sformułować zaproponowane hipotezy interpretacyjne; przede wszystkim dążyłem do tego, by miarę swoich możliwości poprawić potoczystość i spoistość lektury.

2. Decyzja o wyborze tytułu dla niniejszego studium, a mianowicie: Para uma História do Fado [Przyczynek do Historii Fado], nie była przypadkowa. Nie istnieją żadne „skończone” historie jakiegoś procesu kulturowego, nie są nimi nawet te, które za takie się arbitralnie podają, szafując w obronie swego przeświadczenia przytłaczającym materiałem krytycznym i dokumentalnym. Byłoby więc zabiegiem zbędnym podkreślanie, już w samym tytule, tymczasowego i subiektywnego charakteru, który w żadnym stopniu nie odnosi się wyłącznie do tego lub innego pojedynczego studium, a wręcz przeciwnie, z definicji przynależy do natury – niezmiennie przygodnej – historiograficznego spojrzenia. Nie żywię pozytywistycznych iluzji do możliwości skutecznego uchwycenia absolutnej historycznej prawdy przez jakikolwiek jednostkowy, nawet najambitniejszy esej. Jednak wydaje mi się bezdysksyjny fakt, że kumulacja kolejnych, rozłożonych w czasie studiów po-święconych temu samemu tematowi doprowadza do stworzenia bazowego kapitału informacji, stanowiącego – niezależnie od wielości perspektyw badawczych zastosowanych w poszczególnych pracach – wyjściową spuściznę wiedzy, dostępną dla każdego nowego badania dedykowanego temu samemu zagadnieniu, jak również stanowi ramy i punkt odniesienia dla przyszłych studiów. W przypadku Fado konstruowanie takiego banku danych wymaga jeszcze wiele pracy.

Bardzo mało wiemy – odważę się nawet pokusić stwierdzenie, że w wielu przypadkach nie wiemy prawie nic – o niektórych podstawowych aspektach historii Fado. Musimy pilnie zabrać się za systematyczne kwerendy w XIX-wiecznych archiwach portugalskiej administracji publicznej, szczególnie za dokładne przestudiowanie dokumentacji sądowej i policyjnej, aby uzyskać więcej danych o początkowym, dzielnicowym kontekście lizbońskiego Fado, z jego niepodważalnymi asocjacjami ze światem społecznego marginesu i z czasów, w których powyższe dokumenty stanowiły uprzywilejowane źródło informacji. Musimy eksplorować niewyczerpaną kopalnię informacji, jaką stanowi prasa z XIX i XX wieku – zarówno te do dziś nieopracowane czasopisma wybitnie fadowe, jak i bardziej ogólne gazety oraz inne publikacje z tego samego okresu, które w miarę portretowania coraz to nowych aspektów portugalskiego społeczeństwa udzielały Fado coraz więcej miejsca na swoich łamach.

Nie poświęciliśmy jeszcze odpowiedniej i metodycznej uwagi korpusowi partytur Fado publikowanych do początku XX wieku – jedynemu zapisowi, jakim dzisiaj dysponujemy, niezbędnemu przy rekonstrukcji fadowego repertuaru sprzed epoki nagrań dźwiękowych. Gdy tego dokonamy (a jest to notabene jeden z projektów, którymi obecnie się zajmuję), z pewnością natkniemy się na wielką różnorodność formalnych rozwiązań poetycko-muzycznych i na wynikające z nich rozmaite praktyki interpretacyjne, które – jestem tego pewien – podważą wiele fałszywych przekonań, krążących nadal jako uświęcone prawdy o Fado, jak na przykład domniemana absolutna dominacja pierwotnej fadowej matrycy złożonej zaledwie z trzech fados: Menor [w moll/mniejsze], Corrido [opowiadające jakąś historię] i Mouraria [nazwa tradycyjnej dzielnicy Lizbony].

Należy również zająć się poważnie dyskografią Fado. Od pierwszych nagrań – być może nawet wcześniejszych od tradycyjnie przyjętej, zgodnie z najnowszymi badaniami José Moçasa daty 1904 roku – upłynęło więcej niż sto lat wypełnionych nagraniami fonograficznymi największych fadistów reprezentujących kolejne pokolenia. Musimy uważnie przesłuchać te nagrania, przeanalizować je, porównać, sklasyfikować według najważniejszych tendencji i etapów, które reprezentują, skonfrontować je ze świadectwami pisanymi, jakimi dysponujemy dzięki prasie, poświęconymi ich recepcji w poszczególnych epokach. Aby tego dokonać, musimy je zgromadzić w odpowiedniej instytucjonalnej przestrzeni, przechować je w sprzyjających warunkach technicznych, zdigitalizować. I nie odnoszę się wyłącznie do przesławnej kolekcji Brytyjczyka Bruce’a Bastina, której zakup z pewnością jest celem priorytetowym, zważywszy na wiek i wyjątkowość jej poszczególnych elementów pochodzących z początku XX stulecia. Włączenie jej do portugalskich zbiorów jest zadaniem wymagającym największego pospiechu. Prawdę mówiąc, choć może się to wydać dziwne, nawet dostęp do całkiem młodych zbiorów, takich jak np. fadowa dyskografia z lat 50.–70. jest współcześnie bardzo utrudniony. W większości, z wyjątkiem najsłynniejszych nazwisk, które doczekały się reedycji swoich nagrań, zdążyły one już zniknąć z rynku i nie istnieją niemal w żadnej z publicznych kolekcji dostępnych dla powszechnej konsultacji.

W przypadku gatunku muzycznego, którego rozwój od zarania opierał się głównie na przekazie ustnym i o którym pamięć przechowywana jest przede wszystkim w indywidualnych świadectwach twórców, wykonawców i współpracowników uczestniczących w poszczególnych momentach tego procesu, palącą potrzebę stanowi konieczność przeprowadzenia wyczerpujących wywiadów z najstarszymi protagonistami historii Fado, do których mamy jeszcze obecnie dostęp. To zbieranie informacji należy wykonać bardzo rzetelnie, podporządkowując je starannie wyselekcjonowanym kryteriom i celom – zupełnie nieodpowiednia jest tu metoda impresjonistycznych rozmów o charakterze na wpół dziennikarskim. Jak długo będziemy mieć jeszcze dostęp do tak cennych źródeł informacji, które sukcesywnie wykrada nam nieubłagalne prawo życia i śmierci?
Wobec tak fundamentalnych ograniczeń natury badawczej oraz przysłowiowo franciszkańskiej ubogości dostępnej bibliografii, jak w swoim czasie będziemy mieć okazję dowieść, bardzo nam daleko – mimo niefrasobliwości licznych, skrojonych w pospiechu konkluzji na temat interesującej nas materii – do zgromadzenia na tyle treściwej masy krytycznej historycznych informacji na temat Fado, abyśmy mogli zaproponować coś więcej niż tylko pierwszy interpretacyjny model rozwoju gatunku w czasie. Takiej eseistycznej pracy jak niniejsze studium nie można traktować inaczej niż tylko jako niewielki i wstępny przyczynek do tego, co – jeśli zabierzemy się wszyscy porządnie do roboty – w niedalekiej przyszłości może dać początek nie tej „jedynej” historii Fado, która już na zawsze pozostanie inspirującą utopią niemożliwą do zredukowania do konkretnego pojedynczego projektu, ale całej serii studiów bardziej pogłębionych, szczegółowych, bogatszych w informacje i o solidniejszych historycznych ramach.
3. Zająłem się przede wszystkim – a wydaje mi się, że takie systematyczne studium pojawiło się po raz pierwszy w literaturze tego tematu – próbą nakreślenia jak najobszerniejszej, transwersalnej panoramy rozwoju Fado jako gatunku, obejmującej nieomal dwieście lat jego historii (jeśli przyjmiemy, że jego faza embrionalna sięga schyłku Starego Reżimu19), krzyżując analizę wewnątrzgatunkowego procesu zmian poetycko-muzycznego repertuaru, praktyk wykonawczych i kontekstów recepcji Fado z jego globalizującym wszczepieniem w podstawowe wątki historii politycznej, społecznej, ekonomicznej i kulturowej Portugalii każdej z epok. Mimo że nie chciałbym się przyznawać do żadnych konkretnych metodologicznoteoretycznych etykiet, sądzę jednak, że nie jest bezpodstawne wskazanie na bliskość tego studium z modelem thick description Clifforda Geertza czy z propozycjami francuskiej i angloamerykańskiej historii kultury, w szczególności z takimi autorami jak Peter Burke i Roger Chartier.
By to osiągnąć, pisałem często o konkretnych grupach społecznych oraz ich specyficznych praktykach kulturowych, jednak w najmniejszym stopniu nie chciałem sugerować – jako perspektywy oglądu tematu – prymitywnego socjologizowania, które zatarłoby całe bogactwo indywidualnych rozwiązań spotykanych u poszczególnych autorów, śpiewaków i gitarzystów, przeplatających się między sobą i tkających zawsze złożoną i delikatną kanwę interakcji, której rzeczywiste istnienie odgrywa o wiele ważniejszą rolę w ostatecznym formowaniu gatunku niż jakiekolwiek domniemane klasowe pulsacje. I jeśli wielokrotnie odniosłem się do najważniejszych etapów współczesnej epoki naszego ekonomicznego rozwoju, uczyniłem to z rozmysłem, by oznaczyć słupy graniczne historycznych ram omawianych dziejów, zakładając jednak, że te cezury w żadnym wypadku nie determinują automatycznie twórczości artystycznej.
Starałem się wskazywać na to, co w danym momencie było specyficzne wyłącznie dla Fado i co Fado dzieliło z innymi, współczesnymi mu formami i gatunkami artystycznymi, czy to popularnymi, czy też należącymi do kultury wysokiej; portugalskimi czy zagranicznymi. Jednocześnie zależało mi na tym, by jasno pokazać wewnętrzną różnorodność, jaką te specyficzne treści w sobie zawierały w każdej fazie rozwoju gatunku i uparcie odrzucałem sztuczne odizolowanie domniemanych „czystych” elementów fadowego repertuaru. Próbowałem ukonkretnić Fado w jego poszczególnych historycznych formach i uciekałem jak diabeł od krzyża od konfabulacji, mniej lub bardziej lirycznych, odizolowujących abstrakcyjne pojęcia od praktyk i konkretnych przedmiotów, w których one się ucieleśniają i które obdarzają je wyjątkową, dotykalną egzystencją („tęsknota”, „melancholia”, „fatalizm”). Wiedziałem bowiem, że takie upoetycznianie to najprostsza droga do wielkiej puszki Pandory z mitami: pseudoceltyckimi, pseudoarabizującymi, pseudotrubadurskimi i im podobnymi, które od ponad stu lat zaciemniają rzetelne studium nad Fado.
Kierowany pragnieniem skonstruowania całościowej i historycznej charakterystyki gatunku podjąłem decyzję o zredukowaniu do reprezentatywnego minimum korpusu nazwisk protagonistów Fado. Celowo zminimalizowałem również informacje biograficzne, z wyjątkiem tych szczególnych emblematycznych nazwisk, w przypadku których odwołanie się do syntetycznej prezentacji ich drogi życiowej i artystycznej oraz do jej ogólnej charakterystyki wydawało mi się niezbędne dla sportretwania bardziej ogólnych tendencji.
W związku z powyższym pragnę podkreślić ze szczególną mocą, że Para uma História do Fado nie jest bezkrytycznym inwentarzem fadistów ani tym bardziej skatalogowanym Hall of Fame fadowego gatunku. Brakuje w tym tekście wielu – naprawdę bardzo wielu – znaczących osobowości Fado, zarówno z przeszłości, jak i współczesnych, a wśród nich i takich, których szczerze szanuję i podziwiam. Jednocześnie czytelnik natrafi na wiele list kluczowych nazwisk danej epoki, traktowanych jako jedna całość, bez zaznaczenia artystycznych indywidualizmów poszczególnych wykonawców. Te pominięcia i to niezróżnicowane traktowanie wynikają wyłącznie z ekonomii przedstawienia właściwej dla historiograficznego podejścia do tematu, które przyjąłem jako metodę i które pokrótce objaśniłem. Ta nieobecność w żadnym wypadku nie może więc być traktowana jako oznaka mniejszego osobistego lub artystycznego uznania wobec artystów, którzy w tej książce się nie pojawiają, tym bardziej że takie podejście byłoby czymś w rodzaju „Sądu Ostatecznego”, którego ewidentnie nie mam prawa wydawać i który z definicji nie jest celem historyka. Mam natomiast nadzieję, że równolegle do ogólnych wizji tematu, podobnych niniejszemu studium, posiadających swoją specyficzną funkcję, powstaną liczne studia monograficzne poświęcone poszczególnym fadistom, rzetelnie kreślące ich biografie i zgłębiające walory ich artystycznej spuścizny. Dla realizacji tego ostatniego, przełomowego celu niezwykłą pomocą okaże się z pewnością archiwistyczna praca wspomnianej już ekipy przygotowującej wydanie dzieła Enciclopédia da Música em Portugal no Século XX.
Wracając jeszcze do tematu prezentacji najwybitniejszych osobowości fadowego panteonu – gdy taki zabieg wydawał mi się niezbędny dla lepszego zrozumienia ich historycznej roli i zawartego w ich repertuarze kulturowego dyskursu, starałem się czasem pogrupować fadistów w duże „bloki” według orientacji polityczno-ideologicznej. Uporządkowania te należy rozumieć jako ogólne odniesienia do podstawowych linii światopoglądowych, a nie jako próbę opisu indywidualnych politycznych credo, a tym bardziej nie jako określenie konkretnych politycznopartyjnych afiliacji, które w łonie tego samego bloku mogły się bardzo między sobą różnić, a w wymiarze indywidualnym nie miały najmniejszego bezpośredniego znaczenia dla zrozumienia konkretnych propozycji artystycznych.

Pomimo całej mojej dbałości o bezstronność narracji byłoby śmieszne udawać, że w moim tekście nie znalazły się wybory podyktowane osobistym gustem. Starałem się je kontrolować w imię kryteriów rzetelności i obiektywizmu, które wydają mi się fundamentalne dla zachowania postawy naukowej powagi i w celu jak najrzetelniejszego i najbardziej precyzyjnego zastosowania dostępnego mi teoretyczno-metodologicznego instrumentarium. Z reguły unikałem konfesyjnego rejestru, co skutkowało bolesnymi zaniechaniami, gdy te wydawały mi się najwłaściwszym sposobem trwania na pozycji bezstronnego obserwatora – muzykologa i historyka. Tytułem przykładu chciałem wspomnieć o głębokim wzru-szeniu, jakie wywołała we mnie wydana niedawno przepiękna płyta Aldiny Duarte, Apenas o Amor [Jedynie miłość], jednak nie znalazłem w tekście odpowiedniego momentu, w którym mógłbym to zrobić bez zakłócenia ogólnego schematu, który próbowałem zbudować. Zostawiam tu więc zapis tej intymnej reakcji jako świadka tylu innych przemilczeń własnych uczuć, których nie uważałem za stosowne wyjawić.
Najczęściej nie ukrywałem sytuacji, w których obiektywne historycznie wyróżnienie pokrywało się z moim osobistym osądem, tak samo jak nie wahałem się wyróżnić – czasami rozwodząc się bardziej szczegółowo – nazwisk tych twórców, z którymi nie łączy mnie żadna osobista empatia, którym jednak starałem się przyznać chwałę, jaka moim zdaniem obiektywnie im się należy. Uważny czytelnik z pewnością bez trudu odszyfruje między wierszami mojego dyskursu tę idiosynkratyczną grę sympatii i antypatii i sformułuje własne oceny.
4. Bardzo lubię – zawsze bardzo lubiłem – Fado, a fakt, że moje wykształcenie akademickie, moja działalność pedagogiczna i naukowo-badawcza oraz moje osobiste muzyczne doświadczenia życiowe w większości wiązały się z innym zakresem muzyki, w niczym nie umniejsza tej namiętności. Dlatego wielką radość sprawiło mi pisanie tej książki, jak również cały proces równoczesnego uczenia się i delektowania nową wiedzą, jaką ta praca mi sprezentowała. To jeszcze jeden powód, by zamieścić tu kilka końcowych podziękowań dla osób, które w bardziej lub mniej bezpośredni sposób przyczyniły się do sukcesu tego projektu: profesorowi Gérardowi Béhague za to, że otworzył mi oczy na bogactwo metodologiczno-teoretyczne wspólne dla etnomuzykologii i muzykologii historycznej, wprowadzając mnie w arkana interdyscyplinarnej refleksji, która – gdy po wielu latach praktyki we mnie dojrzała – natchnęła mnie odwagą do podjęcia tej tematyki; profesor Salwie Castelo-Branco, dzięki której tak wiele się nauczyłem, nieustannie wymieniając poglądy na tematy wspólne naszym naukowym specjalizacjom; profesorowi Manuelowi Moraisowi, mojemu wieloletniemu towarzyszowi badań nad zagadnieniami z historii muzyki portugalskiej; pułkownikowi José Anjosowi de Carvalho i Luísowi de Castro, którzy wielkodusznie oddali do mojej dyspozycji wyjątkowe źródła i informacje, odkryte przez nich samych przy badaniu historii Fado lub należące do ich niezmiernie bogatych prywatnych kolekcji dokumentów; wydawcy José Moçasowi, który wspaniałomyślnie zapoznał mnie z postępem swej pionierskiej pracy nad archiwizowaniem fonograficznych zbiorów Fado; antropologowi Paulo Limie za to, że ze szczodrości serca udzielił mi pozwolenia na zapoznanie się i cytowanie jego studium, wówczas jeszcze nieopublikowanego, na temat robotniczego Fado w Alentejo od początków XX wieku; magister Sarze Pereirze, dyrektor Domu Fado i Gitary Portugalskiej za niezwykle cenne wsparcie w dziedzinie dokumentacji Fado; wydawcy, João Pinto de Sousie, i autorce ilustracji, Marii João Ribeiro, za ogrom pracy i talentu, jaki włożyli w konkretyzację pierwszej edycji mojego studium oraz za bezcenne wsparcie, jakim kolejny raz mnie obdarzyli przy obecnej edycji, poprawionej i rozszerzonej.

Mam również specjalny dług wdzięczności wobec pamięci Amálii Rodrigues, która długo przed narodzinami niniejszego projektu wielokrotnie powtarzała mi, ze swoją naturalną delikatnością przemieszaną z równie naturalnym autorytaryzmem, że właśnie ja „mam obowiązek” napisać „tę” książkę (a jednocześnie wiele razy mnie namawiała, aż do ostatnich tygodni przed swoją śmiercią, do innego projektu, który nierozważnie odkładałem na później, aż zrobiło się zbyt późno na jego realizację – chodziło o zarejestrowanie serii naszych rozmów poświęconych jej drodze arty-stycznej). Ten sam „rozkaz” – ponownie brzmiący jak proroctwo – został mi wydany w sposób bardzo kategoryczny (a do tego jeszcze publicznie, przed kamerami podczas jednego z programów telewizyjnych) przez Carlosa do Carmo. W tych ostatnich latach, w których łącząca nas obecnie przyjaźń zadzierzgała się i nabierała mocy, znajdowałem w nim, jak również w moim drogim José Pracanie i nieodżałowanym, wspaniałym przyjacielu Carlosie Zelu pełną dyspozycyjność i bezgraniczną cierpliwość – wszyscy oni uczyli mnie części tego wielkiego bogactwa, które sami widzieli, którego się nauczyli i czego do-konali w historii Fado. Bezcennych i bezkresnych „lekcji” udzielali mi zawsze i wszędzie fadiści – ci wszyscy śpiewacy i instrumentaliści budujący nieprzerwanie codzienność tej historii i będący pierwotnymi kustoszami praktycznej muzykologicznej wiedzy na temat tego gatunku – których w ciągu wielu lat miałem okazję słuchać. Wszystkim im serdecznie dziękuję.
Myślę, że nikogo nie zaskoczę tym, że ostatnie podziękowanie skieruję do mojego Taty, Raula Nery’ego, wspaniałej osobowości historii Fado. On na zawsze pozostanie dla mnie Mistrzem i przykładem niezwykłego artysty, i to Jego nieustannie zarzucam pytaniami, a odpowiedzi osiemdziesięciotrzyletniego obecnie Ojca budzą we mnie niezmiennie bezgraniczny szacunek dla Jego mądrości i wiedzy.

Artykuł Muzyka, która wyraża cały wachlarz bliskich każdemu uczuć, od nostalgii po radość, pasję i miłość. Portugalskie fado [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/muzyka-ktora-wyraza-caly-wachlarz-bliskich-kazdemu-uczuc-od-nostalgii-po-radosc-pasje-i-milosc-portugalskie-fado-wideo/feed/ 0
Czy Krzysztof Kolumb był Polakiem? „Po 21 latach badań uważam, że syn Władysława Warneńczyka pasuje najbardziej” https://niezlomni.com/czy-krzysztof-kolumb-byl-polakiem-po-21-latach-badan-uwazam-ze-syn-wladyslawa-warnenczyka-pasuje-najbardziej/ https://niezlomni.com/czy-krzysztof-kolumb-byl-polakiem-po-21-latach-badan-uwazam-ze-syn-wladyslawa-warnenczyka-pasuje-najbardziej/#comments Wed, 17 Jul 2019 12:05:04 +0000 http://niezlomni.com/?p=30520

Manuel Rosa to portugalski historyk pochodzący z Azorów, z wyspy Pico. Pracuje na Uniwersytecie Duke’a w Karolinie Północnej. Włada siedmioma językami, okrzyknięty największą żyjącą skarbnicą wiedzy na temat Kolumba. Jego życie bada od ponad 20 lat, przez ten czas napisał już trzy książki poświęcone sławnemu podróżnikowi. Poniżej wywiad z nim.

[caption id="attachment_30523" align="alignright" width="192"]OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA[/caption]

Pochodzi pan z Portugalii, zaś Krzysztof Kolumb jest jedną z najważniejszych postaci w dziejach nie tylko Portugalii i Włoch, ale na dobrą sprawę w historii świata. Tymczasem, Pańska książka wprowadza niemalże rewolucyjne zmiany w naszej wiedzy na jego temat. Jak Pana zdaniem zmieni się postrzeganie jego dokonań, dzięki informacjom przedstawionym przez Pana w książce?

Manuel Rosa: Sądzę, że im więcej osób będzie czytać moją książkę, tym więcej będzie widzieć Kolumba inaczej niż dotychczas. Do tej pory myślano, że Kolumb nie wiedział, co robi, że się zgubił, że wierzył, że był w Indiach, że był ubogim, głupim chłopem z Włoch… Dzięki mojej książce to może się zmienić. Udowadniam, że wcale nie był biedny, nie zgubił się, nie wierzył też, że trafił do Indii. Fakt, udało mu się sprawić, by ludzie wierzyli w jego nieporadność, ale była to mistyfikacja

Więc te wszystkie działania były celowe?

Tak. W gruncie rzeczy z rozkazu króla Portugalii realizował tajną misję, której celem było oszukanie Hiszpanii. Król Portugalii chciał, by Hiszpanie uwierzyli, że Ameryka to Indie tak, by dwór portugalski mógł zachować Indie dla siebie. I tak się też stało.

Jak doszło do tego, że zainteresował się Pan całą sprawą? W jaki sposób zdobył pan potrzebne materiały do udowodnienia swojej tezy?

Uczono mnie oficjalnej wersji historii o biednym facecie z Włoch, który miał swoją idée fixe o dotarciu do Indii podróżując w „złą” stronę, który potrafił przekonać ludzi, by mu pomogli, dali statki i pieniądze, aby mógł wyruszyć. Na początku nie wiedziałem nawet, że był Portugalczykiem! Dopiero po przybyciu do USA zacząłem uczyć się o Kolumbie, tym „biednym facecie z Włoch”. W 1991 pracowałem nad tłumaczeniem książki z portugalskiego na angielski, w której napisane było, że Kolumb poślubił portugalską szlachciankę. Byłem zaskoczony: największy odkrywca świata żeni się z naszą rodaczką, a nas tego nie uczą w szkołach. Zacząłem czytać, żeby dowiedzieć się czegoś o niej i odkryłem, że była damą bardzo wysokiego rodu. Pomyślałem, że być może poślubił ją, gdy był już sławny, ale okazało się, że związek małżeński zawarli piętnaście lat wcześniej. Zacząłem badać sprawę, bo to wszystko nie miało żadnego sensu: biedny wieśniak bierze za żonę dobrze urodzoną szlachciankę, nie dokonawszy niczego wielkiego. Stąd wzięło się moje zainteresowanie. Zacząłem czytać i badać sprawę samodzielnie. Mamy tu faceta, który nie umie żeglować, gubi się, ale po powrocie do domu nie jest już zagubiony, mamy faceta, który ukrywa swoją tożsamość, mamy biedaka żeniącego się ze szlachcianką. Mamy duże nagromadzenie niezwykłych wydarzeń…

Do ostatecznego potwierdzenia stawianych przez Pana tez potrzebne są badania DNA. Czy istnieje rzeczywista szansa na ich przeprowadzenie?

Testy DNA to rzeczywiście jeden z solidniejszych sposobów udowodnienia prawdziwości mojej teorii. Możemy to także udowodnić przez odkrycie, jakiego nazwiska używał, zanim zmienił je na fałszywe. Przed rokiem 1494, kiedy przybył do Hiszpanii, pozostawił po sobie w Portugalii dokumenty, w których występuje pod prawdziwym nazwiskiem. Ale historycy portugalscy nie wiedzą, kto kryje się pod tym nazwiskiem. W Portugalii nie nazywał się Kolumb, więc nawet, jeśli historycy widzą wymieniający go dokument, nie zdają sobie sprawę, kogo tak naprawdę dotyczy. Ale testy DNA mogą to ostatecznie przesądzić. Jeśli wyniki będą się zgadzały, to będzie to dowód potwierdzający moją teorię. Jeśli nie, to albo jakiś element mojej tezy będzie błędny, albo, no cóż, Władysław III mógł nie być synem Władysława Jagiełły...

http://niezlomni.com/wladyslaw-warnenczyk-przezyl-bitwe-pod-warna-jego-synem-mial-byc-krzysztof-kolumb-sensacyjne-tezy-portugalskiego-historyka-ktory-20-lat-badal-zyciorys-kolumba-wideo/

Jest wiele powodów, dla których testy mogłyby nie wykazać pokrewieństwa. Kiedy ludzie przeczytają książkę, może powiedzą: „Wow, to ma sens. Musimy zrobić testy DNA!”. Może to uprości sprawę i łatwiej będzie przekonać osoby decyzyjne do przeprowadzenia testów. Ale mogą też powiedzieć: „To jest szalone! Nie ma co robić testów.” Zrobiliśmy badania DNA we Włoszech na 477 Kolumbach, żaden się nie zgadzał. To bardzo podważa teorię włoską. Skoro to nie Kolumb „jest na obrazie” musimy się dowiedzieć, kto jest. Teraz, po 21 latach badań uważam, że syn Władysława III pasuje najbardziej.

Nie mogę powstrzymać się od pytania: jak Pana rodacy zareagowali na opublikowaną przez Pana książkę?

Reakcja zwykłych czytelników, którzy ją przeczytali, zawsze była pozytywna. Ci naukowcy, którzy ją przeczytali, też reagowali pozytywnie. Ale mamy w Portugalii wielu akademików, którzy nie chcą przeczytać mojej książki i nie chcą, aby ktokolwiek ją czytał. Wielu usiłuje ją zohydzić. Znam przypadek portugalskiego profesora, który przeczytał moją książkę i w wywiadzie pozytywnie ją ocenił, mówiąc, że jest bardzo dobra i ukazuje historię w innym świetle. Następnego dnia wezwał go jego przełożony i postawił mu ultimatum: albo będzie milczał, albo straci pracę. Z tym musimy się zmierzyć: nie tylko z błędną wersją historii, ale także z ludźmi, którzy nie chcą jej naprostować.

Zawsze powinno istnieć pole do dyskusji i zawsze powinna być możliwość czytania. Mogę się mylić, ale ludzie powinni móc to przeczytać i zdecydować. Tylko na tym mi zależy, niech przeczytają nowe informacje, a duża część tych materiałów jest nowa. Nowe są interpretacje, ale nowe są także dokumenty. Na przykład żona Kolumba, Filipa de Moniz, należała do portugalskiego Zakonu Santiago. Istnieje dokument Konwentu Wszystkich Świętych, który należał do tego Zakonu. Była więc jego członkiem i aby mogła kogoś poślubić, musiała otrzymać pozwolenie mistrza zakonu. A mistrzem był wówczas przyszły król Portugalii, Jan II. Dokument, o którym mówimy, został notabene znaleziony w 1991, ale człowiek, który go znalazł, nie miał pojęcia w posiadaniu czego się znalazł Teraz zadajmy sobie pytanie: czy król Portugalii wyraziłby zgodę na ślub swojej szlachcianki z kimś, kto dwa lata temu był rozbitkiem, z katastrofy nie wyniósł nic, nie mówił po portugalsku, nie miał pracy ani pieniędzy?

I taki jest cel mojej książki: pokazać, że wszystko, dosłownie wszystko co do tej pory twierdzono na temat Kolumba, było błędem. Błąd z jego nazwiskiem, jego małżeństwem, jego pochodzeniem… Ale nie jest winą historyków, że je popełnili. Winą jest, że od 400 lat nie podchodzą krytycznie do tego, co czytają.

Czyli można powiedzieć, że celem pańskiej książki jest otworzenie dyskusji?

Tak, dokładnie. Chcę, żeby ludzie przeczytali i powiedzieli: „No dobra, teraz rozumiemy, co się stało, rozumiemy, dlaczego historia została zapisana źle, dlaczego i jak sfałszowano jego testament, dlaczego zatajono informacje o jego rodzicach i dlaczego twierdził, że dopłynął do Indii, kiedy wiedział, że tego nie zrobił”. I teraz możemy zacząć badać, kim był naprawdę.

Wyłożyłem w mojej pracy konkluzję, do której doszedłem po 21 latach pracy i sądzę, że mam rację. Jeśli okaże się, że się myliłem, zacznę szukać innej osoby. Będzie to musiał być ktoś wysoko urodzony, znający łacinę, portugalski, kastylijski, astronomię, geografię, łacinę, kartografię, nawigację, algebrę i kryptografię, bo przecież Kolumb porozumiewał się z bratem wiadomościami szyfrowanymi, kiedy król Hiszpanii wtrącił go do więzienia. To nie może być ktokolwiek. To są fakty. Nie możemy szukać handlarza wełną z Genui.

Zmieńmy nieco temat. Jeżeli spojrzeć na najlepiej sprzedające się książki historyczne, to jak na dłoni widać, że dużą popularnością cieszą się przede wszystkim te, które zawierają w sobie pierwiastek sensacji czy tajemnicy. Jak Pan sądzi, czy ten sposób pisania jest już ogólnoświatową normą? Czy historia czegoś w ten sposób nie traci?

Ludzie nie będą czytać czegoś, czego nie uznają za interesujące. Tak jest ze wszystkim, z filmami, które nie są oglądane, jeśli nie ma eksplozji (śmiech). Dobrze, jeśli książki mają w sobie element sensacji. W innym wypadku czytelnicy musieliby siedzieć nad nimi niczym nad nudnymi dokumentami w archiwach, a to nie jest przesadnie interesujące. Pisząc moją książkę, za każdym razem, gdy zastanawiałem się, w jakiej formie podać moje interpretacje, doradzano mi: „Pisz to tak, jak powieść. To podniesie sprzedaż”. A ja odpowiadałem: „nie, chcę dać ludziom dokładne informacje”. Chcę, by ludzie po przeczytaniu mojej książki uzyskali informacje, które pozwolą im rozwiązać problem, a nie stwierdzą, że świetnie się czytało i pójdą dalej bez zastanowienia się nad faktami.

Na koniec, proszę powiedzieć, co dla Pana jako autora książek jest największą nagrodą? Czy bardziej ceni Pan sobie trafienie do czytelnika-hobbysty czy poważanie wśród kolegów historyków?

Ludzie tworzą rozróżnienie, jakby akademicy byli inni od „normalnych” ludzi. Jeśli ktoś nie jest naukowcem, to nie oznacza to, że jest głupi i odwrotnie, jeśli nim jest, nie musi od razu być mądry. Ucieszy mnie, jeśli ludzie będą moją książkę po prostu czytać, nieważne, naukowcy, czy nie. Jeśli naukowiec powie, że po lekturze nie jest już bez zastrzeżeń przekonany do obowiązującej wersji o tożsamości Kolumba, ucieszy mnie to, bo przekonam kogoś nieprzekonanego. Ale tak samo będzie mi sprawiało radość, gdy ktoś powie po odłożeniu książki: „To ciekawe, nie wiedziałem o pewnych sprawach.”, bo zamieściłem tam dużo informacji nie tylko o samym Kolumbie, ale też o historii Portugalii i Świata. Największą nagrodą będzie dla mnie, jeśli moja praca położy solidny fundament pod przyszłe badania.

źródło: Histmag

ten materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

Artykuł Czy Krzysztof Kolumb był Polakiem? „Po 21 latach badań uważam, że syn Władysława Warneńczyka pasuje najbardziej” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czy-krzysztof-kolumb-byl-polakiem-po-21-latach-badan-uwazam-ze-syn-wladyslawa-warnenczyka-pasuje-najbardziej/feed/ 1
Zaskakujące wyniki sondażu, który mówi wiele o ,,racjonalności” dzisiejszych Europejczyków. Oto co zastępuje chrześcijaństwo https://niezlomni.com/zaskakujace-wyniki-sondazu-ktory-mowi-wiele-o-racjonalnosci-dzisiejszych-europejczykow-oto-co-zastepuje-chrzescijanstwo/ https://niezlomni.com/zaskakujace-wyniki-sondazu-ktory-mowi-wiele-o-racjonalnosci-dzisiejszych-europejczykow-oto-co-zastepuje-chrzescijanstwo/#comments Tue, 05 Jun 2018 12:51:18 +0000 https://niezlomni.com/?p=48720

W Europie chrześcijaństwo jest w odwrocie. Ateiści święcą triumfy: uważają, że zabobon zostaje zastąpiony przez racjonalizm i w końcu na Starym Kontynencie króluje zdrowy rozsądek. Okazuje się, że stereotypowe myślenie nie znajduje potwierdzenia w badaniach.

Te pokazują, że odwrót od chrześcijaństwa nie oznacza automatycznie braku wiary. Okazuje się, że średnio co czwarty mieszkaniec kraju Europy Zachodniej uważa jogę za ćwiczenie duchowe, a nie jedynie zestaw ćwiczeń. Tak sądzi np. 37 procent Hiszpanów.

Oczekiwanie na zapowiedziane przez Jezusa Królestwo Boże dziś niewielu Europejczyków traktuje poważnie, ale aż co piąty wierzy w reinkarnację (31 procent Portugalczyków). Wiara w osobowego szatana, opisywanego na kartach Biblii, jest wyśmiewana, tymczasem co trzeci Europejczyk wierzy w fatum (60 i 59 proc. Hiszpanów i Portugalczyków, 48 procent Belgów). Co trzeci Belg wierzy w astrologię. 49 procent Hiszpanów uważa, że rzeczy mogą mieć energię duchową.

Co piąty Europejczyk uprawia medytację, co piąty Belg i Duńczyk sięga po karty tarota lub posiłkuje się horoskopami.

Dziennikarz Rzeczpospolitej Jerzy Haszczyński komentował na Twitterze:

Dawno nie widziałem tak ciekawego sondażu. O naiwnej wierze i praktykach parareligijnych zachodnich Europejczyków. Joga, astrologia, tarot. Niesamowite jednak

Co ciekawe, mimo takich zwyczajów wprost zaczerpniętych z religii Wschodu większość Europejczyków wciąż uważa się za... chrześcijan, mimo że astrologia i wróżbiarstwo są potępione na kartach Biblii.

[caption id="attachment_48721" align="aligncenter" width="420"] źródło: Pew Research[/caption]

Mimo to liczby mówią wprost, że do kościołów chrześcijańskich chodzi niewiele osób.

[caption id="attachment_48722" align="aligncenter" width="640"] źródło: Pew Research[/caption]

Artykuł Zaskakujące wyniki sondażu, który mówi wiele o ,,racjonalności” dzisiejszych Europejczyków. Oto co zastępuje chrześcijaństwo pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zaskakujace-wyniki-sondazu-ktory-mowi-wiele-o-racjonalnosci-dzisiejszych-europejczykow-oto-co-zastepuje-chrzescijanstwo/feed/ 1
Polska na przedzie, Francja pogrążona w rozpaczy. Wystarczyło jedno pytanie. Efekt? Wymowna mapa https://niezlomni.com/polska-przedzie-francja-pograzona-rozpaczy-wystarczylo-jedno-pytanie-efekt-wymowna-mapa/ https://niezlomni.com/polska-przedzie-francja-pograzona-rozpaczy-wystarczylo-jedno-pytanie-efekt-wymowna-mapa/#respond Tue, 16 Jan 2018 12:56:29 +0000 https://niezlomni.com/?p=46088

Polska i Francja po dwóch stronach barykady. Wystarczyło jedno pytanie: jak sądzisz, czy życie obecnych dzieci będzie trudniejsze niż twojego pokolenia. Okazuje się, że Polacy wraz z Portugalczykami są największymi optymistami.

A to bardziej szczegółowe zestawienie - tu równie wysoko plasują się Portugalczycy.

źródło: jodi.graphics

Artykuł Polska na przedzie, Francja pogrążona w rozpaczy. Wystarczyło jedno pytanie. Efekt? Wymowna mapa pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/polska-przedzie-francja-pograzona-rozpaczy-wystarczylo-jedno-pytanie-efekt-wymowna-mapa/feed/ 0
Poruszające zdjęcie, które mówi wiele o tragedii, ale i bohaterstwie strażaków, obiegło świat [FOTO+WIDEO] https://niezlomni.com/poruszajace-zdjecie-ktore-mowi-o-tragedii-bohaterstwie-strazakow-obieglo-swiat-fotowideo/ https://niezlomni.com/poruszajace-zdjecie-ktore-mowi-o-tragedii-bohaterstwie-strazakow-obieglo-swiat-fotowideo/#respond Wed, 21 Jun 2017 20:51:59 +0000 http://niezlomni.com/?p=40443

Portugalia zmaga się z pożarami, które wybuchły w centralnej części kraju. Dotychczas zginęły 64 osoby, a ogień strawił 30 tys. hektarów lasów i gruntów rolnych. Próbują go powstrzymać strażacy, którzy dniem i nocą walczą z żywiołem.

Pedro Brás z ochotniczej straży pożarnej w Tondeli zrobił to zdjęcie wycieńczonych strażaków, którzy po akcji gaszenia kolejnego pożaru trwającej kilkanaście godzin, usnęli zmęczeni na trawniku.

Strażacy zrobili wszystko, co mogli. Kilku z nich zostało poważnie rannych - mówił minister Portugalii Antonio Costa. Portugalskich strażaków wspiera setka ich kolegów z Hiszpanii.

Artykuł Poruszające zdjęcie, które mówi wiele o tragedii, ale i bohaterstwie strażaków, obiegło świat [FOTO+WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/poruszajace-zdjecie-ktore-mowi-o-tragedii-bohaterstwie-strazakow-obieglo-swiat-fotowideo/feed/ 0
Żyjąc w Polsce, mieszkasz w Kazachstanie, Rumunii czy Portugalii… https://niezlomni.com/zyjac-polsce-mieszkasz-kazachstanie-rumunii-portugalii/ https://niezlomni.com/zyjac-polsce-mieszkasz-kazachstanie-rumunii-portugalii/#respond Mon, 03 Oct 2016 13:06:00 +0000 http://niezlomni.com/?p=32055

PKB per capita (produkt krajowy brutto na jednego mieszkańca) polskich województw porównane do PKB per capita poszczególnych krajów. Województwa oznaczone na niebiesko posiadają PKB per capita powyżej średniej krajowej, a te zaznaczone na czerwono poniżej.

geomapy

więcej podobnych grafik na Geomapy

Artykuł Żyjąc w Polsce, mieszkasz w Kazachstanie, Rumunii czy Portugalii… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zyjac-polsce-mieszkasz-kazachstanie-rumunii-portugalii/feed/ 0
W ciągu jednego pokolenia Europa zmieni się nie do poznania. „Sytuacja jest tak sejsmiczna jak w trakcie Wielkiej Zarazy w XIV w.” https://niezlomni.com/ciagu-jednego-pokolenia-europa-zmieni-sie-poznania/ https://niezlomni.com/ciagu-jednego-pokolenia-europa-zmieni-sie-poznania/#respond Mon, 29 Aug 2016 10:26:28 +0000 http://niezlomni.com/?p=30682

W 2015 roku w Unii Europejskiej urodziło się 5,1 mln osób, a 5,2 mln osób zmarło. To pierwszy przypadek w historii, kiedy UE odnotowała ujemny przyrost naturalny swojej populacji - przytacza dane Eurostatu Gatestone Institute, wyrokując: w ciągu jednego pokolenia Europa będzie nie do poznania.

Jednak w tym samym czasie, ogólna populacja europejska zwiększyła się. Powód? O ile liczebność rdzennej ludności spadła, to przybyło 2 miliony imigrantów.

Mamy do czynienia z wymianą ludności. Sytuacja jest demograficznie tak sejsmiczna jak w trakcie Wielkiej Zarazy w XIV w.

podsumowuje Gatestone Institute.

Malejący współczynnik urodzin rdzennych Europejczyków de facto zbiega się z instytucjonaliacją islamu w Europie oraz "re-islamizacją" mieszkających tu muzułmanów

- dodaje David Coleman, brytyjski demograf.

Najniższy wskaźnik urodzeń miały Włochy, najniższy wskaźnik urodzeń Portugalia. Niemcy wyprzedziły Japonię pod względem najniższego na świecie wskaźnika urodzin w ostatnich pięciu latach. Ujemny przyrost naturalny spadł do -2,3 %. Również Europa Wschodnia doświadcza obecnie "największych strat w populacji w historii współczesnej"

Jak podaje Bloomberg, firma Procter&Gamble, produkująca pieluszki zaczął zmieniać swoje produkty dla osób starszych.

Włoski misjonarz, ojciec Piero Gheddo w rozmowie z Daily Telegraph twierdzi, że

Islam raczej prędzej niż później dokona podboju większej części Europy.

I nie jest to głos odosobniony.

Agnostyczny i bezpłodny kontynent – pozbawiony swoich bogów i dzieci, ponieważ ich wygnał – nie będzie miał siły walczyć ani asymilować cywilizacji ludzi gorliwych i młodych. Niepowodzenie w przeciwdziałaniu zbliżającej się transformacji wydaje się dawać łatwe zwycięstwo islamu. Czy to właśnie widzimy w ostatnich dniach lata?

- podsumowuje Giulio Meotti, redaktor kulturalnyr Il Foglio, włoski dziennikarz i pisarz.

cały raport TUTAJ

Artykuł W ciągu jednego pokolenia Europa zmieni się nie do poznania. „Sytuacja jest tak sejsmiczna jak w trakcie Wielkiej Zarazy w XIV w.” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/ciagu-jednego-pokolenia-europa-zmieni-sie-poznania/feed/ 0
Zaszczytny tytuł dla Polski, o którym niewielu wie https://niezlomni.com/regnum-orthodoxum-zaszczytny-tytul-dla-polski-o-ktorym-niewielu-wie-nie-zakorzenil-sie-w-swiadomosci-polakow/ https://niezlomni.com/regnum-orthodoxum-zaszczytny-tytul-dla-polski-o-ktorym-niewielu-wie-nie-zakorzenil-sie-w-swiadomosci-polakow/#comments Thu, 05 May 2016 21:01:18 +0000 http://niezlomni.com/?p=4469

Jak pamiętamy, Królestwo Hiszpańskie było nazywane Regnum Catholicissimum ze względu na ofiary i zasługi położone w wypędzeniu Saracenów z Półwyspu Iberyjskiego. Natomiast Królestwo Francuskie – tę najstarszą córę Kościoła – określano jako Regnum Christianissimum w uznaniu stateczności w wierze świętej i zasług w jej obronie. Królowie Portugalii otrzymali miano „najwierniejszych”, zaś królowie Węgier „apostolskich”.

Chyba jednak mało kto wie, że Królestwo Polskie również miało swoje określenie stawiające nasze państwo w jednym szeregu z wybitnymi katolickimi monarchiami Europy.

Za panowania króla Jana Kazimierza Rzym zaczął tytułować Królestwo Polskie Regnum Orthodoxum.

Wiele wydarzeń złożyło się na zdobycie miana Monarchii Prawowiernej przez Polskę. Najpierw ocalono przed heretyckimi Szwedami Jasną Górę (listopad-grudzień 1655). Następnie ważnym aktem były lwowskie śluby Jana Kazimierza 1 kwietnia 1656 roku. Na podstawie tych ślubów jasnogórska Bogurodzica, którą król zawezwał „ku obronie Narodu Polskiego”, została ogłoszona Królową Korony Polskiej. Królestwo Polskie i wszyscy jego mieszkańcy zostali oddani pod opiekę Przenajświętszej Panny Maryi. Na wieść o tym królewskim akcie Papież Aleksander VII odprawił nabożeństwo dziękczynne w kościele polskim św. Stanisława w Rzymie.

[caption id="attachment_4471" align="alignleft" width="242"]Papież Aleksander VII Papież Aleksander VII[/caption]

Kolejnym znamiennym wydarzeniem było wydanie w 1658 r. przez Sejm warszawski edyktu, w którym arianie (bracia polscy), najbardziej radykalny odłam reformacji w naszym kraju, zostali zobowiązani do przejścia na katolicyzm lub opuszczenia Polski. Arianom nakazano opuścić nasze ziemie nie tylko dlatego, że w czasie wojny ze Szwedami chętnie przechodzili na stronę wroga i przy tej zdradzie trwali, ale przede wszystkim dlatego, że odegrali ważną rolę w przygotowaniu dokumentu rozbiorowego Rzeczypospolitej, tzw. traktat w Radnot w 1656 roku. I to właśnie po wydaniu tego sejmowego edyktu Papież Aleksander VII ogłosił Polskę Monarchią Prawowierną w 1658 roku.

Jak głosi tradycja, poza wymienionymi wyżej faktami historycznymi Papież tytułem Regnum Orthodoxum wynagradzał Polskę nie tylko za wierność wierze katolickiej, ale także papiestwu. Polacy nigdy nie nałożyli polskiej korony na głowę poganina czy heretyka. (Nawet poganin Jagiełło, nim został koronowany na króla Polski, musiał najpierw przyjąć katolicyzm.) Natomiast w walce o inwestyturę Polska zawsze stawała po stronie Papieża, nigdy nie uznała żadnego antypapieża.

Jednak są i inne drobne, a znamienne fakty, które podpowiadają, że Polska słusznie otrzymała papieski tytuł. Wystarczy wspomnieć stary szlachecki zwyczaj dobywania przez szacunek dla Boga na pół pochwy szabel podczas czytania w kościołach Ewangelii, w czasie Mszy Świętej. Zwyczaj ten symbolizował gotowość bronienia aż do śmierci świętej wiary przodków. Również senatorowie I Rzeczypospolitej tę gotowość ogłaszali, na swych orderach grawerując sentencję: „Pro Fide, Lege, Rege et Patria” (Za wiarę, prawo, króla i ojczyznę). Senat polski także świadczył o naszym przywiązaniu i szacunku dla wiary katolickiej, dając pierwsze miejsca biskupom katolickim. Szkoda, że tytuł Regnum Orthodoxum nie przylgnął na trwałe do Polski i nie zakorzenił się w świadomości Polaków.

Artur Górski, "Nasz Dziennik" (artykuł ukazał się w numerze z 23 grudnia 2013 r.)

Artykuł Zaszczytny tytuł dla Polski, o którym niewielu wie pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/regnum-orthodoxum-zaszczytny-tytul-dla-polski-o-ktorym-niewielu-wie-nie-zakorzenil-sie-w-swiadomosci-polakow/feed/ 3
Jak PRL niszczył pisarzy wybitnych i kto zajmował ich miejsce. „Za nimi żaden pies nie pójdzie” https://niezlomni.com/jak-prl-obchodzil-sie-z-pisarzami-wybitnymi-i-kto-zajmowal-ich-miejsce-za-nimi-zaden-pies-nie-pojdzie/ Sat, 02 Nov 2013 21:58:44 +0000 http://niezlomni.com/?p=1014

[caption id="attachment_1015" align="alignleft" width="200"]Lech Leon Beynar "Nowina", Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka". Lech Leon Beynar "Nowina", Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka".[/caption]

Nie można o nich mówić jako o rówieśnikach w sensie dosłownym, bo Paweł Jasienica (1909 – 1970) był o 13 lat starszy od Janusza Przymanowskiego (1922 – 1998). Ale obaj wzięli czynny udział w II wojnie światowej, obaj później zajmowali się pisaniem o historii i obaj najsilniej oddziaływali na społeczeństwo w okresie Gomułki. Poza tym – same różnice. Jak między partyzantką Armii Krajowej a Armią Czerwoną, między wielką historiozofią a propagandą i bajkami dla dzieci, wreszcie między troską, by rodacy widzieli dzieje ojczyzny we właściwym wymiarze, a fałszowaniem przeszłości w interesie PRL i Sowietów. Czy ten drugi ze spokojnym sumieniem?

PAWEŁ JASIENICA

19 marca 1968 roku prawdziwe nazwisko Pawła Jasienicy – Leon Lech Beynar – usłyszała cała Polska. Z ust Władysława Gomułki, który na wiecu w Sali Kongresowej wskazał winnych tzw. wydarzeń marcowych. I sekretarz KC PZPR za jednego z głównych oskarżonych uznał właśnie Beynara, pod nazwiskiem Jasienicy znanego jako autor historycznych bestsellerów: „Myśli o dawnej Polsce”, „Polska Piastów”, „Polska Jagiellonów”.

Zdumionemu narodowi towarzysz Wiesław oznajmił, że wzięty pisarz w czasie wojny był prawą ręką „Łupaszki”, w którego „bandzie” (właściwie: V Brygada Wileńska AK) podpalał po wojnie wsie i zabijał niewinnych ludzi. Beynara, aresztowanego w 1948 roku, zwolniono jednak z powodów – zaakcentował mówca – mu znanych. W ten sposób Jasienica został potrójnie

[caption id="attachment_1016" align="alignleft" width="300"]Władysław Gomułka Władysław Gomułka[/caption]

unicestwiony: jako człowiek ukrywający tożsamość (zapewne Żyd), bandyta strzelający do chłopów na Białostocczyźnie, wreszcie jako ubecka wtyka, która w ręce władz wydała towarzyszy broni (w tym samego „Łupaszkę”, mjr. Zygmunta Szendzielarza, aresztowanego również w 1948 r., a dwa lata później skazanego na karę śmierci i straconego).

Pisarz wiedział, że najbliższe mu środowisko zna prawdę o nim i jego pochodzeniu, z korzeniami – jeśli już, to tatarskimi. Ma też świadomość, że nie prowadził akcji w Narewce, gdzie zginęli czterej sprzyjający komunistom chłopi, a „w Boćkach i Siemiatyczach (zdarzyć się tam miały podobne wypadki – przyp. K.M.) nie był nigdy w życiu, nie spalił żadnej wioski, białoruskiej ani innej”.

Znane też były okoliczności jego zwolnienia z więzienia, w którym przesiedział dwa miesiące. Po skutecznej interwencji Bolesława Piaseckiego, który za niego poręczył, zapewniając, że Jasienica nie należy do żadnej konspiracji, uwolniła go dyrektor Departamentu Politycznego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, sławna Luna Brystygierowa, mówiąc:

„Wyjdzie pan na wolność, zobaczymy, czy się to Ojczyźnie opłaci”.

Ale wyjaśnienia Jasienicy trafiły do ograniczonej liczby osób, a większość zapamiętała oszczerstwa Gomułki, czytała też to, co wypisywali o Jasienicy Ryszard Gontarz i inni marcowi propagandyści. Autor „Polski Piastów” był tym zgnębiony, co niewątpliwie – obok nieuleczalnej choroby nowotworowej – przyspieszyło jego zgon w 1970 roku. Miał 61 lat.

Jego ostatnią, nieukończoną książką był „Pamiętnik”, w którym m.in. stwierdzał z goryczą:

[quote]Mój dom wcale nie jest moją twierdzą. Nie jestem panem szuflady własnego biurka.[/quote]

Jasienica nie wiedział nawet, do jakiego stopnia prawdziwe są te słowa: donosiła bowiem na niego Służbie Bezpieczeństwa Zofia Nena Beynarowa, z którą ożenił się w 1969 r.

Był historykiem z wykształcenia i zamiłowania, autorem nie tylko słynnej trylogii z dziejów Polski („Polska Piastów”, „Polska Jagiellonów”, „Rzeczpospolita Obojga Narodów”), ale książki o Annie Jagiellonce – „Ostatnia z rodu”, i pasjonujących reportaży archeologicznych z zamierzchłej przeszłości, jak „Słowiański rodowód”, czy wreszcie wydanych już po jego śmierci szkiców „Polska anarchia” i „Rozważania o wojnie domowej”.

Ten urodzony w Symbirsku (jak Lenin), wykształcony w Wilnie, terminujący literacko w krakowskim „Tygodniku Powszechnym” autor od 1950 roku mieszkał w Warszawie. Był ostatnim prezesem rozwiązanego przez władze w 1962 r. Klubu Krzywego Koła. Wiceprezesował Polskiemu Pen Clubowi i Związkowi Literatów Polskich. W 1964 r. podpisał „List 34”, protest największych autorytetów polskiego świata nauki i kultury przeciw ograniczeniom wydawniczym i działalności cenzury.

Za zasługi dla Rzeczypospolitej i za wybitne osiągnięcia pisarskie 3 maja 2007 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Pawła Jasienicę Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski.

JANUSZ PRZYMANOWSKI

[caption id="attachment_1017" align="alignleft" width="300"]Janusz Przymanowski Janusz Przymanowski[/caption]

W lipcu 1988 roku Michaił Gorbaczow spotkał się na Zamku Królewskim w Warszawie ze starannie wyselekcjonowanymi przez władze przedstawicielami polskiego świata kultury. Był wśród nich Janusz Przymanowski, który zaproponował, że załaduje na ciężarówkę 50 tysięcy egzemplarzy swoich książek i będzie je sprzedawał w Kraju Rad. – Niech mi pan, panie Michale, pozwoli to zrobić – poprosił. Gorbaczow nie ustosunkował się do tej oferty.

Książką, którą pisarz sprzedawałby w ZSRR z ciężarówki, mogliby być jedynie „Czetyre tankista i sobaka”. W Związku Sowieckim ta spopularyzowana przez serial telewizyjny opowieść o dzielnej załodze czołgu „Rudy” i mądrym psie Szariku, którzy do spółki pokonali połączone siły Wehrmachtu i jednostek SS, cieszyła się dużym powodzeniem; na spotkania z aktorami grającymi role czołgistów przychodziły tłumy, a książka doczekała się czterech masowych wydań. W NRD „Pancerni” też mieli cztery edycje („Vier Panzernsoldaten und ein Hund” – to dopiero brzmiało!), a w Czechosłowacji sześć. W PRL 17.

[caption id="attachment_1018" align="alignleft" width="173"]Maria Hulewiczowa Maria Hulewiczowa[/caption]

„Pancernych” pokochały narody miłujące pokój (ale, odnotuję, były też tłumaczenia na szwedzki i portugalski), co umożliwiło ich twórcy nabyć w Warszawie dom przy ulicy Idzikowskiego, niedaleko willi generała Jaruzelskiego. Zamieszkał tam z drugą żoną Marią Hulewiczową, dawną współpracowniczką Stanisława Mikołajczyka, torturowaną w śledztwie przez UB.

Ale w lutym 1982 r. Mieczysław F. Rakowski zanotował w „Dzienniku”, że autor „Czterech pancernych i psa” „połowę swojego domu musi wydzierżawić Pumie (Przedsiębiorstwu Usług Mieszkaniowych i Administracji, w latach komuny zajmującemu się wynajmem mieszkań dla cudzoziemców – przyp. K.M.), ponieważ nie jest w stanie go utrzymać”. Komunikat ten ówczesny wicepremier opatrzył zgryźliwym komentarzem: „Chyba nie należy do najbiedniejszych”. Przymanowski w końcu sprzedał ten dom... Andrzejowi Szczypiorskiemu. Czy ten wyrzucił z ogrodu tabliczkę z napisem „Ulica Czterech Pancernych”, historia milczy.

W latach 1980 – 1985 Przymanowski był posłem na Sejm PRL, po wprowadzeniu stanu wojennego wsławiając się wystąpieniami wyjątkowo agresywnymi wobec „Solidarności”. W stanie wojennym krążył po Polsce krótki wierszyk:

 

[quote]Hołuj, Żukrowski, Przymanowski, Lenart

czterej pancerni.

Mierni, ale ujdzie.

Na nowy serial byłby niezły temat,

cóż, gdy za nimi żaden pies nie pójdzie.[/quote]

 

[caption id="attachment_1019" align="alignleft" width="197"]Andrzej Szczypiorski Andrzej Szczypiorski[/caption]

W 1939 roku zgłosił się do wojska na ochotnika. Internowany pod Tarnopolem, trafił do sowieckiego obozu, skąd go – jako nieletniego (miał 17 lat) – zwolniono do... pracy w kopalni bazaltu na Wołyniu. W 1941 r. wstąpił do Komsomołu. W styczniu 1943 r. zasilił szeregi Armii Czerwonej i walczył nad Morzem Azowskim, gdzie został ranny. Następnie zmienił mundur na polski. W 1. Armii Wojska Polskiego był politrukiem, by w 5. Brygadzie Artylerii dojść do funkcji zastępcy dowódcy baterii, a wkrótce dywizjonu. W lutym 1945 r. wstąpił do PPR.

15 lat później był już członkiem Komitetu Warszawskiego PZPR. Bibliografia jego książek jest bardzo obszerna. Pisał powieści i opowiadania, utwory dla dzieci, broszury propagandowe i piosenki. Np. „Takie ładne chłopaki” czy „Balladę studziankowską” ze słowami:

Dziesiąty sierpnia upalny dzień,
Ziemia pod stalą zadrży,
Trzecia kompania przez dymów
cień
Wali w pancernej szarży.

Większą popularność poza „Czterema pancernymi i psem” (1964, przerobionymi też na musical i komiks) zdobyły „Tajemnice wzgórza 117” (1954), napisani razem z Owidiuszem Gorczakowem „Minerzy podniebnych dróg” (1959) i „Bitwa pod Studziankami” (1964). Pułkownik Janusz Przymanowski zmarł w 1998 roku.

Krzysztof Masłoń, "Rzeczpospolita" (2007 r.)

Artykuł Jak PRL niszczył pisarzy wybitnych i kto zajmował ich miejsce. „Za nimi żaden pies nie pójdzie” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>