Luftwaffe – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Luftwaffe – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Pierwsze zwycięstwo nad Niemcami we wrześniu 1939. Podniebne walki i wojenne losy polskiego pilota. [WIDEO] https://niezlomni.com/pierwsze-zwyciestwo-nad-niemcami-we-wrzesniu-1939-podniebne-walki-i-wojenne-losy-polskiego-pilota-wideo/ https://niezlomni.com/pierwsze-zwyciestwo-nad-niemcami-we-wrzesniu-1939-podniebne-walki-i-wojenne-losy-polskiego-pilota-wideo/#respond Tue, 31 Aug 2021 20:06:33 +0000 https://niezlomni.com/?p=51343

Jak inni polscy lotnicy, Władysław Gnyś wystartował 1 września spod Krakowa, aby powstrzymać niemiecki atak. Walka z liczniejszymi i nowocześniejszymi maszynami najeźdźców była nierówna. Uniknąwszy zestrzelenia przez sztukasy, Władek wracał na lotnisko, gdy trafił mu się niespodziewany łup – dwa bombowce typu Dornier.

Jako doświadczony pilot myśliwski, Gnyś walczył nad Polską, Francją i w bitwie o Anglię. W 1944 roku został zestrzelony nad Francją i rozbił się. Ranny, wzięty do niewoli, uciekł przy wsparciu francuskiego ruchu oporu. Po wojnie wyemigrował do Kanady.
Napisana przez syna, Stefana, barwna biografia Władysława czerpie obszernie z jego dzienników, wspomnień i dokumentów. Została ona także bardzo bogato zilustrowana zdjęciami z rodzinnego archiwum. Opowiada historię Gnysia od dzieciństwa spędzonego na polskiej wsi, przez lata służby w alianckich siłach powietrznych podczas II wojny światowej, aż po symboliczny gest pojednania z niemieckim pilotem, z którym przyszło mu się zmierzyć owego pamiętnego 1 września…

Stefan Gnyś, Pierwsze zwycięstwa. Podniebne walki i wojenne losy polskiego myśliwca Władysława Gnysia, Wyd. Replika, Poznań 2021. Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

Fragment rozdziału piątego: Bitwa o Francję

Podczas patrolu nad linią frontu tego samego dnia – kiedy los Chciuka był jeszcze nieznany – eskadra napotkała formację He 111 ukrytą wcześniej w chmurach. Władek krzyknął, chcąc ostrzec pozostałych, ale Francuzi nie zareagowali, toteż postanowił zaatakować samodzielnie. Puścił się w pogoń za ostatnim bombowcem w szyku. Zbliżył się doń, stając twarzą w twarz ze strzelcem tylnym, który strzelał doń wściekle. Władek odpowiedział ogniem, zachodząc Heinkla z prawej strony. Z bliska poczęstował go dwiema krótkimi seriami. Widział, jak pociski rozrywają bombowiec, ale ni stąd, ni zowąd potężny wstrząs wyrwał mu z ręki drążek sterowy. Gnyś chwycił go z powrotem i strzelał dalej. W końcu Heinkel pokazał brzuch i runął nosem w dół. Władek nie mógł podążyć za nim, bo w oddali dostrzegł eskadrę Messerschmittów wyłaniającą się z chmur i kierującą w jego stronę. Nie miałby z nimi szansy. Natychmiast położył więc maszynę w zakręt o sto osiemdziesiąt stopni, z dala od Heinkla. Poszczęściło mu się: zobaczył przed nosem gęste chmury, w których mógł się schować przed nadciągającymi Niemcami. Prowadzący Messerschmitt już otworzył ogień. Władek z powodzeniem zniknął w białych „poduszkach” i wrócił do bazy.
Wylądowawszy, zobaczył, że jeden z niemieckich pocisków wdarł się do wnętrza jego MS.406 i trafił w stalowy drążek sterowy, a następnie odbił rykoszetem na drugą stronę kabiny. Gruby pręt uratował mu życie. Czyżby Bóg znów nad nim czuwał? Dokonując oględzin samolotu z zewnątrz, zobaczył wiele dziur po kulach wystrzelonych z Heinkla i zdumiał się, że jego samolot nie spadł. A jako że nie widział, żeby Niemiec się rozbił, zaliczono mu jedynie uszkodzenie.

Tymczasem Chciuk, który 16 maja przeżył rozbicie na południowy wschód od Brukseli, usiłował wrócić na lotnisko Auchy-au-Bois i do swojej jednostki. Cały dzień czekał, aż ktoś go podwiezie, ale ponieważ się nie doczekał, postanowił iść piechotą. Po trzech męczących dniach dotarł na miejsce, ale eskadra zdążyła już przenieść się do innej bazy – Le Plessis-Belleville.

Jak więc się tam dostać? Dla Władysława Chciuka odpowiedź była oczywista: wziąć któregoś uszkodzonego Morane’a i polecieć. Na szczęście w bazie wciąż jeszcze było paru mechaników. Mieli oni spalić przed ewakuacją samoloty niezdatne do lotu. Sięgając po części z innych maszyn, mechanicy sklecili jako tako sprawnego Morane’a. Wiele rzeczy w nim nie działało, a gdyby stał się celem ataku Luftwaffe, byłby ugotowany. Chciuk nie miał spadochronu, hełmu ani karabinów, ale wystartował. Leciał tuż nad drzewami. Co gorsza, kiedy przelatywał nad liniami nieprzyjaciela, niemieccy żołnierze ostrzelali jego maszynę.


Ponad dwieście pięćdziesiąt kilometrów dalej, po locie via Paryż, 21 maja w końcu dotarł na lotnisko Le Plessis-Belleville. Z ulgą dołączył do kolegów, zachwyconych ponownym spotkaniem. Eskadra stacjonowała tam od 17 maja. Chciuk nie miał czasu na odpoczynek. Jeszcze tego samego dnia wystartował do lotu w kluczu francuskim na patrol na północ od Paryża. Trzej piloci spotkali i zaatakowali sześć Do 17. Kiedy jednak Chciuk przystępował do ataku, rozejrzał się i spostrzegł, że został sam – bez francuskich towarzyszy. Tymczasem strzelcy z Dornierów strzelali celnie i wielokrotnie trafili jego MS.406. Na szczęście zdołał wylądować swoim poważnie uszkodzonym myśliwcem opodal Clermont. Francuscy piloci nie mieli o tym pojęcia, wobec czego zameldowali, że poległ. W oczach eskadry był więc zaginiony i uznany za prawdopodobnie zmarłego.


A jednak nazajutrz Władek Chciuk przyjechał do jednostki rowerem. Nastąpiło kolejne powitanie pełne wzruszeń. Niestety, Bursztyn, prowadzący klucza, wciąż był nieobecny. Przynajmniej jednak było wiadomo, że żyje i leczy kolano w szpitalu. 25 maja Kazek Bursztyn wrócił ze szpitala do Le Plessis-Belleville i swojej jednostki, niecierpliwie go wyczekującej. „Trzej Muszkieterowie” znów byli razem. Uściskali się niczym bracia. Ta cudowna chwila nie trwała jednak długo, zwłaszcza dla Bursztyna. Wciąż miał opuchnięte kolano i wyraźnie utykał, uparł się jednak, że może wrócić do latania jeszcze tego samego dnia. Władek nalegał, aby nie ryzykował tak szybko, bo sztywna prawa noga może utrudnić mu poruszanie się w kabinie, gdyby wpadł w tarapaty. Kazek był jednak nieprzejednany i zbył te rady wzruszeniem ramion. Oświadczył kategorycznie, że będzie latał i znów prowadził swój klucz. Później tego samego dnia GC III/1 (dwanaście Morane’ów – dziewięć francuskich i trzy polskie) wystartowała do lotu na eskortę pary Potezów 63 wykonujących lot na rozpoznanie. Opodal Bapaume, kawałek na zachód od Cambrai w północnej Francji i siedemdziesiąt kilometrów od granicy belgijskiej, zaatakowało ich czternaście Messerschmittów Bf 109. Tam właśnie przebiegały wówczas linie niemieckie. Polacy lecący w górnym kluczu natychmiast podjęli walkę, ale w tej samej chwili kolejne sześć niemieckich myśliwców zaskoczyło ich z góry. Francuscy myśliwcy uświadomili sobie, że wróg ma przewagę liczebną, i uciekli wraz z Potezami. Teraz Polacy musieli sami doprowadzić do jak najpomyślniejszego rozstrzygnięcia bitwy.

Spis treści
Od autora 9
Od ilustratora 11
Podziękowania 13
Przedmowy 15
Słowniczek 17
Rozdział 1. Polska wieś i stary młyn 19
Rozdział 2. Służba w lotnictwie polskim 42
Rozdział 3. Wrzesień 1939: Blitzkrieg 57
Rozdział 4. Ucieczka. Z Rumunii do lotnictwa francuskiego 81
Rozdział 5. Bitwa o Francję 109
Rozdział 6. Bitwa o Wielką Brytanię 129
Rozdział 7. Listopad 1940 – czerwiec 1944 171
Rozdział 8. Zestrzelony nad Francją 215
Rozdział 9. Kanada 248
Rozdział 10. Powrót do Polski 281
Rozdział 11. Pojednanie 289
Rozdział 12. Powitanie bohatera 299
Rozdział 13. Koniec epoki 318
Epilog. Ashley Gnyś 322
Addendum. Upamiętnienie 326

Artykuł Pierwsze zwycięstwo nad Niemcami we wrześniu 1939. Podniebne walki i wojenne losy polskiego pilota. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/pierwsze-zwyciestwo-nad-niemcami-we-wrzesniu-1939-podniebne-walki-i-wojenne-losy-polskiego-pilota-wideo/feed/ 0
Najlepsze scenariusze pisze życie: Niemiecki as lotnictwa walczył z Sowietami nad tundrą. Po wojnie szkolił Syryjskie Siły Powietrzne https://niezlomni.com/najlepsze-scenariusze-pisze-zycie-niemiecki-as-lotnictwa-walczyl-z-sowietami-nad-tundra-po-wojnie-szkolil-syryjskie-sily-powietrzne/ https://niezlomni.com/najlepsze-scenariusze-pisze-zycie-niemiecki-as-lotnictwa-walczyl-z-sowietami-nad-tundra-po-wojnie-szkolil-syryjskie-sily-powietrzne/#respond Sat, 09 Jun 2018 05:12:17 +0000 https://niezlomni.com/?p=48853

Kiedy sowieckie bombowce w eskorcie Polikarpowów I-16 Rata i Hurricane’ów przeleciały po południu nad linią frontu, zameldował o nich jeden z posterunków obserwacyjnych, a nasza Staffel dostała rozkaz alarmowego startu - wspomina Walter Schuck.

Tym razem dowódca Hauptmann Scholz pierwszy zobaczył samoloty przeciwnika i w słuchawkach usłyszałem jego głos: „Uwaga! 110 stopni, przypuszczalnie wróg. Utrzymywać pozycje i za mną!”. Spojrzałem w prawo i rzeczywiście – na horyzoncie odznaczały się czarne kropki. Scholz, doświadczony taktyk, wyprowadził połowę naszych Messerschmittów Bf 109 rozciągniętym długim lewym wirażem na pozycję pomiędzy słońce a sowieckimi bombowcami. Pozostała część Staffel utworzyła osłonę przeciw sowieckim myśliwcom eskortującym, pozostając jakieś 1800 metrów nad nimi. Kiedy zbliżaliśmy się do nich coraz bardziej, zrozumieli nagle, że już zabraliśmy się za bombowce. Nie poświęcając uwagi myśliwcom z ich eskorty, spadliśmy na ugrupowanie bombowców.

Feldwebel Bruno Strasser wycelował w maszynę prowadzącą i ostrzelał ją, wzniecając pożar. Kiedy jeszcze ciągnęła za sobą gęstą chmurę dymu, już następny DB-3 został postrzelany jak sito pociskami Unteroffiziera Schumachera i poleciał w dół. Potem ostrzelał on Pe-2, a gdy ten samolot też roztrzaskał się o ziemię, zwrócił się ku myśliwcom eskortującym. Po zestrzeleniu w ciągu dalszej walki jeszcze dwóch myśliwców Hurricane Schumacher mógł zapisać tego dnia na swym koncie sześć zwycięstw w powietrzu; już rano walczył z Hawkerami i zestrzelił dwa z nich. Nasze energiczne ataki musiały do tego stopnia zdenerwować pozostałe załogi bombowców, że zawróciły, zrzucając awaryjnie swoje bomby. Pogoniłem w ślad za jednym z uciekających DB-3, zbliżyłem się do niego bardziej, trzymając go dokładnie w środku mojego celownika kolimatorowego. Nagle w kadłubie bombowca coś się podniosło. To strzelec pokładowy zaczął strzelać do mnie ze swego kaemu! Czerwony grad kul pędził ku mnie i nawet teraz, kiedy sobie to przypominam, robi mi się gorąco. Wykonałem ślizg na skrzydło w lewo, wcisnąłem Messerschmitta w dół, powracając po po 360-stopniowym wirażu na miejsce. Aczkolwiek tym razem odstęp jakichś 400 metrów właściwie był jeszcze zbyt duży, aby otwierać ogień, pociągnąłem spust broni. Raczej przypadkiem trafiłem w skrzydło Iljuszyna, które zostało rozerwane pociskami pomiędzy kadłubem a prawym silnikiem. Silnik się palił i widziałem, że sowiecki pilot miał duże trudności, by wykonać uszkodzonym Iliuszynem lądowanie, i tak zakończone rozbiciem. Potem rozejrzałem się za następnym przeciwnikiem. Nagle rozległ się huk, do kabiny wdarło się lodowate powietrze, a w dachu kabiny pokazała się mała dziura. Kiedy zrozumiałem, że to pochodzi od ostrzału, usłyszałem w krótkofalówce głos Steinbacha: „Walter, uważaj! Za tobą Indianin!”. Szybkie spojrzenie do tyłu – dwa myśliwce przeciwnika, oceniłem, że to Hurricane’y, ustawiały się właśnie w pozycji do strzału.

Kiedy wznosiłem się swoją maszyną w górę, silnik Daimler-Benz dudnił na pełnym obciążeniu. Pode mną Hurricane’y podejmowały wyzwanie, wznosząc się za mną. Mimo pokusy, by ciągnąć jeszcze bardziej stromo w górę, wiedziałem, jaki muszę utrzymać kąt wznoszenia, aby uniknąć przepadnięcia. Dwaj moi prześladowcy wciąż jeszcze do mnie strzelali, ale ich pociski omijały stery. Sfrustrowani piloci sowieccy ustawili nosy swych samolotów jeszcze bardziej stromo w niebo, aby wpakować mi przynajmniej przypadkowe trafienie. Na to właśnie liczyłem. Przez kilka sekund wyglądało to tak, jakby ich samoloty zawisły nieruchomo w powietrzu, potem opadły dziobami w dół w wyniku przepadnięcia. Gdy w locie nurkowym znów zyskali na szybkości, odkryli lecącego prosto Messerschmitta Bf 109. To był Feldwebel Bruno Strasser, który zapomniał chyba o obserwowaniu przestrzeni powietrznej. Lecąc ponad Strasserem i Sowietami dostrzegłem groźną sytuację, zszedłem w nurkowanie, ostrzegając Strassera okrzykiem. Kiedy jeden z Hawkerów odszedł w lewo, by uzyskać lepszy kąt strzału w kierunku Strassera, znowu stracił na szybkości. Tymczasem ja nadleciałem, usadawiając się za Sowietem. Po jednej krótkiej serii długie kawałki blachy oderwały się od sterów i krótko potem maszyna poleciała w korkociągu w dół. Nie zajmując się dalej losem pokonanego, zwróciłem się teraz ku drugiemu Hurricane’owi. Aby móc lecieć razem z nim w manewrze ucieczki, zmniejszyłem prędkość. Ale to zrobiło mnie znów na tyle powolnym, że Rosjanin, który tymczasem wszedł w lot nurkujący swym cięższym samolotem, zyskał przewagę odległości. Próbowałem jeszcze lecieć za nim, ale musiałem po jakimś czasie uznać, że było to bezcelowe. Skutecznie odparliśmy próbę zaatakowania naszego lotniska, powróciliśmy bez strat własnych do domu, osiągając w tej akcji osiem zwycięstw powietrznych.

W trudnych do pokonania obszarach tundry panuje najgłębsza samotność i budząca grozę cisza. Pomiędzy akcjami miewałem od czasu do czasu możliwość stwierdzić, jak szybko zmienia się wiosną przyroda, która w miesiącach zimowych jest tak nieprzyjazna dla człowieka. Flora Dalekiej Północy składała się przeważnie z nisko rosnących zarośli jałowca, krzaczków brusznicy, brzóz, skarlałych sosen, chrobotka reniferowego i porostów. Wraz z wydłużającymi się dniami niemal niemożliwe staje się zatrzymanie w tej okolicy. Wtedy bowiem na ścieżkę wojenną wychodzą, zwłaszcza w bezwietrznym czasie, setki tysięcy muszek i komarów. Podczas jednego z moich rozpoznań odkryłem teren z grzybami wielkości dłoni, wyrastającymi wszędzie z ziemi. Opowiedziałem o tym dowódcy Staffel, namawiając go do przekazania mi jego samochodu terenowego do zbierania grzybów. Po mojej wycieczce wróciłem z wozem pełnym grzybów, przekazując je naszemu szefowi kuchni Juppowi Heinrichsowi. Był on grubym, wesołym facetem, który z powodu swej nieforemności używał dwóch stołków do siadania. Kilka porcji przyrządził od razu, większość grzybów jednak powiesił do suszenia, jako zapasy na zimę. Chętnie się z nim przekomarzałem, grożąc mu, że wyjdę z nim na ring bokserski. Wtedy wybuchał śmiechem na całe gardło, przy czym jego ogromny brzuch nie chciał przestać się trząść; „Uważaj tylko, ty nawet nie połowo porcji, jak wciągnę głęboko powietrze, zwiśniesz mi w poprzek pod nosem jak wąsy!”

Fragment książki Walter Schucka ZESTRZELONY! Od Bf 109 do Me 262 – wspomnienia pilota Jagdgeschwader 5. i 7., Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ

Walter Schuck został niemieckim asem myśliwskim z 206 strąceniami na koncie. Oto jego relacja z walk nad Oceanem Arktycznym i nad Niemcami.

Autobiografia Schucka zaczyna się w czasach jego młodości. Dalej opisuje on swoje przeżycia od okresu kształcenia, przez starcia powietrzne nad Oceanem Lodowatym i przygody pomiędzy walkami, aż po akcje w samolotach odrzutowych JG 7 i koniec wojny.

Schuck spisał swoje wspomnienia za namową przyjaciół. Jasnym, rzeczowym językiem opowiada o specyfice walk powietrznych nad Oceanem Lodowatym, gdzie niezachodzące słońce latem i ciemna zima wyznaczają rytm życia. Prowadzone tam zacięte boje zmierzały do zniszczenia dostaw przeciwnika lub zabezpieczenia własnych. Szczegółowe sprawozdanie z zatopienia „Tirpitza” nadaje nowego wymiaru jego historii.

Walter Schuck, skuteczny w walce, nie zapomina o wdzięczności dla personelu naziemnego i swych kolegów. Szanowany za umiejętności lotnicze i odwagę, miał też wiele współczucia dla zastrzelonych, rannych lub schwytanych towarzyszy lotników. Dlatego nazywano go „Rycerzem Północy” i „Orłem Tundry”.

Relacjonuje wydarzenia z punktu widzenia młodego lotnika, który bardzo szybko osiągnął wysoki status w armii i wszedł do grona myśliwskich sław. Stara się ukazać mało zrozumiały dziś pogląd, iż wraz ze swymi towarzyszami starali się działać dla „ludzi i kraju”. Trochę usprawiedliwia się, stwierdzając, że ich szlachetne motywacje były nadużywane, a oni sami należą do zdradzonego pokolenia.

Jednak w swych wspomnieniach w ogóle niewiele uwagi poświęca polityce. Nie stara się umniejszać „zasług” III Rzeszy i narodowego socjalizmu. Natomiast bardziej skupia się na aspektach wojskowych: codziennym funkcjonowaniu sił powietrznych, misjach bojowych prowadzonych w trudnych warunkach nad Oceanem Arktycznym i beznadziejnych już walkach nad terytorium Rzeszy.

Walter Schuck urodził się we Frankenholz nad Saarą 30 czerwca 1920 r. Wcześnie odkrył w sobie zamiłowanie do lotnictwa i już w wieku 16 lat ubiegał się o przyjęcie do służby w Luftwaffe.

Walczył nad Oceanem Arktycznym i nad terytorium Niemiec, gdzie z myśliwca Bf 109 przesiadł się na odrzutowy Me 262. Osiągnął ogólną liczbę 206 potwierdzonych zestrzeleń w 500 potyczkach.

Po wojnie pracował jako instruktor lotniczy, szkoląc między innymi Syryjskie Siły Powietrzne. Zmarł 27 marca 2015 roku.

 

Artykuł Najlepsze scenariusze pisze życie: Niemiecki as lotnictwa walczył z Sowietami nad tundrą. Po wojnie szkolił Syryjskie Siły Powietrzne pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/najlepsze-scenariusze-pisze-zycie-niemiecki-as-lotnictwa-walczyl-z-sowietami-nad-tundra-po-wojnie-szkolil-syryjskie-sily-powietrzne/feed/ 0
Ten niemiecki film propagandowy miał opiewać chwałę Luftwaffe. Tymczasem „kobiety wyraziły Polakom swoje współczucie” [WIDEO] https://niezlomni.com/niemiecki-film-propagandowy-mial-opiewac-chwale-luftwaffe-tymczasem/ https://niezlomni.com/niemiecki-film-propagandowy-mial-opiewac-chwale-luftwaffe-tymczasem/#respond Tue, 13 Sep 2016 18:16:25 +0000 http://niezlomni.com/?p=31281

Chrzest bojowy (Feuertaufe), 1940, reż. Hans Bertram, to pełnometrażowy film dokumentalny z agresji hitlerowskich Niemiec na Polskę.

Powstał w oparciu o materiały nakręcone przez członków Kompanii Propagandowych Luftwaffe podczas wojny z Polską jako sugestywna ilustracja hitlerowskiej „wojny błyskawicznej” i apoteoza czynów bojowych niemieckiego lotnictwa pod rozkazami Hermanna Göringa. Propagandowy charakter filmu nie umniejsza jego wagi jako dokumentu. Szczególne wrażenie robią sceny bombardowania polskich miast, obrazy zniszczonego Sochaczewa, pobojowiska bitwy nad Bzurą, płonącej Warszawy…

Niemiecki film propagandowy "Die Feuertaufe" („Chrzest bojowy”) z kwietnia 1940 r. wyprowadził widzów do tego stopnia z równowagi, że - jak pisali funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa SS - „kobiety wyraziły Polakom swoje współczucie, a widok zniszczonej Warszawy nie wzbudził u widzów heroicznej dumy, lecz wytworzyła się atmosfera przygnębienia i trwogi z powodu «okropności wojny»”.

Źródło: Jochen Böhler, Najazd 1939. Niemcy przeciw Polsce, Kraków 2011

https://www.youtube.com/watch?v=HK9wXMgA9_g

źródło: własne / Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego / Karta

Artykuł Ten niemiecki film propagandowy miał opiewać chwałę Luftwaffe. Tymczasem „kobiety wyraziły Polakom swoje współczucie” [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niemiecki-film-propagandowy-mial-opiewac-chwale-luftwaffe-tymczasem/feed/ 0
„Ci, którzy nigdy nie nosili wojskowych mundurów bądź nie zostali zbombardowani w swoich domach czy świątyniach, nigdy tak naprawdę nie pojmą wojny”. Wojna Polaków https://niezlomni.com/niepokonani-ci-ktorzy-nigdy-nie-nosili-wojskowych-mundurow-badz-nie-zostali-zbombardowani-w-swoich-domach-czy-swiatyniach-nigdy-tak-naprawde-nie-pojma-wojny-wojna-polakow-1939-1945/ https://niezlomni.com/niepokonani-ci-ktorzy-nigdy-nie-nosili-wojskowych-mundurow-badz-nie-zostali-zbombardowani-w-swoich-domach-czy-swiatyniach-nigdy-tak-naprawde-nie-pojma-wojny-wojna-polakow-1939-1945/#respond Tue, 09 Aug 2016 10:00:36 +0000 http://niezlomni.com/?p=30003

Chłodna, bałtycka bryza przyniosła ze sobą chwilowe oberwanie chmury. Deszczówka zalała szary bruk, betonową ścieżkę oraz potężny pomnik Obrońców Wybrzeża na Westerplatte. Gdzieś w pobliżu wiatr mocuje się ze zwiedzającą kobietą, próbując wyrwać jej z rąk różowy parasol, podczas gdy jej mąż, stojący niecały metr dalej, stara się sfotografować monument.

Po przeciwnej stronie wąskiego pasa wody Martwej Wisły, oddzielającej Westerplatte od polskiego miasta Gdańsk, na tle pochmurnego nieba bezbarwne domy usadowiły się obok niskich magazynów. Dwa małe frachtowce oraz biały prom pasażerski, ozdobiony polskimi barwami narodowymi, stoją na kotwicy.

Pogięte ramiona portowych żurawi wykrzywiają się w oczekiwaniu, zastygłe metalowe palce gotowe na jeszcze gorszą pogodę. Jest październik 2013 roku, a ja stoję w miejscu, gdzie siedemdziesiąt cztery lata temu rozpoczęła się druga wojna światowa.

Zażarte zmagania o ten niczym niewyróżniający się skrawek ziemi zwiastowały nie tylko wybuch wrogości, ale również okrutny i bezpardonowy charakter nadchodzącej wojny. Wojny, która pod tym względem przewyższyła wszystkie wcześniejsze.

Ci, którzy nigdy nie nosili wojskowych mundurów bądź nie zostali zbombardowani w swoich domach czy świątyniach, nigdy tak naprawdę nie pojmą wojny. Wojna nie jest zestawem strzałek na mapie. Żadna bomba nie trafia z absolutną precyzją, żadne uderzenie wojsk nie pozostaje „punktowe” – zawsze pojawiają się straty uboczne. Matkom, ojcom, braciom czy siostrom nieuchronnie przychodzi opłakiwać bliskich. Nieodmiennie poprzysięga się zemstę. Ziarno odwetu zostaje zasiane, a ci, którym przypadnie się odpłacić, już gromadzą się tuż za horyzontem.

Latem 1939 roku nad Europą rozpętała się burza. Czarne chmury zbierały się od wielu lat. Nadciągnęła fala mściwych działań, mających wyrównać szkody – rzeczywiste i urojone – oraz utratę twarzy, dla niektórych nie do przyjęcia.

Wraz z dojściem do władzy w 1933 roku partii nazistowskiej pod przewodem Führera, Adolfa Hitlera, w sercu kontynentu zaczęła rozlewać się plama mroku. Niemcy byli narodem, który stworzył niektóre z najznakomitszych przykładów europejskiej kultury: dzieła sztuki, literatury, muzyki. Kraj ten był ojczyzną ludzi mających wielki wkład we współczesną naukę i filozofię. Wytyczali drogę, promując nowoczesne wartości demokratyczne oraz wolnościowe. Przez całe wieki tolerowali, o ile nie aktywnie wspierali rasową i religijną różnorodność.

Obecnie Niemcy stały się krajem, którego kształt naznaczały kolumny ludzi w mundurach, wznoszących płonące pochodnie, gdzie dyskurs polityczny sprowadzono do przesyconych nienawiścią butnych wrzasków oraz obietnic krwawej zemsty. Fabryki produkujące niegdyś różnego rodzaju dobra konsumpcyjne obecnie wytwarzały czołgi, działa, samoloty i łodzie podwodne.

Dzieci, które uprzednio ćwiczyły śpiewanie swoich pieśni oraz tradycyjnych rymowanek, aktualnie wykuwały na pamięć nazistowskie marsze i donosiły urzędnikom o politycznej niepewności własnych rodziców. Tymczasem w Polsce wielu ludzi pozostawało niepomnych nadciągającej nieuchronnie katastrofy. Czesława Gryzybowska w 1939 roku miała siedem lat. Była czwartym z pięciorga dzieci – miała dwie starsze siostry i brata, jak również jedną młodszą, dwuletnią siostrę. Zapamiętała ostatnie lato przed wybuchem wojny. Było słonecznie, a w powietrzu rozbrzmiewały trele skowronków. Jak mówiła, niebo było błękitne, upstrzone maleńkimi ptaszkami, latającymi bardzo wysoko. Na łąkach i polach rodzina zbierała kwiaty, wliczając w to znaczną ilość białego maku. Kiedy wybuchła wojna, Gryzybowska miała rozpocząć drugi rok nauki w szkole.

Niedaleko na wschodzie inne wielkie mocarstwo, Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich bądź ZSSR, szerzyło własne hasła, mówiące o równości i robotniczym raju, jednocześnie budując i przymusowo zaludniając największą sieć więzień i obozów pracy, o jakich dotąd słyszał świat. Ludzie, których polityczne poglądy reżim uznał za niepewne, byli bezwzględnie wysiedlani z obszarów przygranicznych i przenoszeni na tereny głęboko wewnątrz kraju. Tam niezliczone miliony nie przeżywały w ciężkich warunkach. Po prostu znikały. Setki tysięcy chłopów umierały z głodu z powodu braku pożywienia nawiedzającego tereny wiejskie.

W tym samym czasie rząd Stalina dalej inwestował swoje ograniczone zasoby w rozwój największej na świecie armii. Ta, stając w szyku skierowanym na zachód, łypała złowrogo na Niemców poprzez przeszkodę, jaką stanowiła Polska. Było jasne, że coś musi się wydarzyć.

Napięcie między od niedawna niepodległym państwem polskim a Niemcami rosło systematycznie od momentu, jak tylko rządy objęli naziści, którzy zlikwidowali wszystkie partie opozycyjne. Niemcy od dawna rościli sobie prawa do zachodnich i południowych części Polski, której granice zostały określone na nowo po ich porażce w pierwszej wojnie światowej.

Niemiecka prowincja Prusy Wschodnie, niegdyś połączona z resztą Rzeszy, została obecnie oddzielona od niej korytarzem ziemi oraz Wolnym Miastem Gdańsk. Takie rozwiązanie od początku wywołało rozgoryczenie strony niemieckiej. Kolejne incydenty graniczne doprowadziły już prawie do wybuchu konfliktu pod koniec sierpnia 1939 roku.

Nowoczesna i rozbudowana do gigantycznych rozmiarów armia niemiecka w całej swej potędze szykowała się na granicy, gotowa zaprezentować mniej licznym i gorzej uzbrojonym siłom polskim nowy, szybki i mobilny sposób prowadzenia wojny. Żołnierze Wehrmachtu, piloci Luftwaffe oraz marynarze Kriegsmarine tylko czekali na rozkaz Hitlera, aby uderzyć.

"Książka historyczna dla ludzi nie lubiących historii". "Książka obyczajowa z dodatkiem wojennym".

Fragment rozdziału „Geneza” książki Marka Johnsona i Esti Medyńskiej, "Niepokonani. Wojna Polaków 1939-1945", Replika, Poznań 2016. 

Książkę można zamówić TUTAJ.

Niepokonani_czerwony

Artykuł „Ci, którzy nigdy nie nosili wojskowych mundurów bądź nie zostali zbombardowani w swoich domach czy świątyniach, nigdy tak naprawdę nie pojmą wojny”. Wojna Polaków pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niepokonani-ci-ktorzy-nigdy-nie-nosili-wojskowych-mundurow-badz-nie-zostali-zbombardowani-w-swoich-domach-czy-swiatyniach-nigdy-tak-naprawde-nie-pojma-wojny-wojna-polakow-1939-1945/feed/ 0
W 1950 roku został skazany przez komunistów na karę śmierci za „szpiegostwo”. Jednak jego jedyną winą było to, że był najlepszym polskim asem myśliwskim podczas II wojny światowej. Niemcy nazywali go „latająca śmierć” https://niezlomni.com/22263/ https://niezlomni.com/22263/#respond Wed, 12 Nov 2014 10:33:02 +0000 http://niezlomni.com/?p=22263

skalski-2

Artykuł W 1950 roku został skazany przez komunistów na karę śmierci za „szpiegostwo”. Jednak jego jedyną winą było to, że był najlepszym polskim asem myśliwskim podczas II wojny światowej. Niemcy nazywali go „latająca śmierć” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/22263/feed/ 0
Akcja „Ostra Brama”, czyli sowiecka zdrada i polska naiwność. Decyzję o współpracy z Sowietami wielu żołnierzy przypłaciło życiem, co ułatwiło sowietyzację Polski https://niezlomni.com/akcja-ostra-brama-czyli-sowiecka-zdrada-i-polska-naiwnosc-decyzje-o-wspolpracy-z-sowietami-wielu-zolnierzy-przyplacilo-zyciem-i-ulatwilo-sowietyzacje-polski/ https://niezlomni.com/akcja-ostra-brama-czyli-sowiecka-zdrada-i-polska-naiwnosc-decyzje-o-wspolpracy-z-sowietami-wielu-zolnierzy-przyplacilo-zyciem-i-ulatwilo-sowietyzacje-polski/#comments Thu, 17 Jul 2014 08:48:36 +0000 http://niezlomni.com/?p=14532

Latem 1944 roku oddziały Armii Krajowej podjęły próbę samodzielnego oswobodzenia Wilna spod okupacji niemieckiej. Jak zwykle mogliśmy liczyć na ofiarne bohaterstwo polskich żołnierzy. Jednak zawiedli dowódcy – najpierw lekkomyślnie szafując życiem własnych żołnierzy w ataku na i tak wycofujących się Niemców, później wydając w zbrodnicze ręce Sowietów tysiące podkomendnych.

Wilno – przez wieki potężny bastion polskości, jeden z najważniejszych na naszych ziemiach ośrodków re­ligijnych, kulturalnych i naukowych – zostało sro­go potraktowane w latach drugiej wojny światowej. Już 13 września 1939 roku padło ofiarą nalotu nie­mieckiej Luftwaffe. Sześć dni później wkroczyły doń oddziały sowieckie, łamiąc opór nielicznych sił pol­skich. Po zawarciu porozumienia między Związ­kiem Sowieckim a Litwą Kowieńską, od październi­ka 1939 do czerwca 1940 roku wilnianie doświadczyli z kolei okupacji litewskiej. Następnie miasto zosta­ło ponownie zajęte przez Armię Czerwoną. Rządy sowieckie, choć trwały tylko rok, zapisały się w pa­mięci mieszkańców niezwykle tragicznie jako czas okrutnego terroru. 22 czerwca 1941 roku na miasto znowu spadły niemieckie bomby, a po dwóch dniach na wileńskich ulicach załomotały buty żołnierzy Wehrmachtu. Nowi okupanci zdystansowali Sowie­tów pod względem brutalności. Podwileńskie Ponary stały się miejscem masowych zbrodni dokonanych przez Niemców i ich litewskich kolaborantów.

Burza-1Współpraca z Sowietami źle kończyła się dla oddziałów AK już wcze­śniej. Władze sowieckie zale­cały oddziałom czerwonej par­tyzantki uni­kanie współ­pracy z pol­ską konspiracją oraz stosowa­nie wobec niej i wspierającej ją ludności wszel­kich form ter­roru. Sposo­bem likwida­cji polskich od­działów było nawiązanie z nimi kontak­tów, rozbraja­nie i rozstrze­liwanie albo wydawanie ich niemieckiemu okupantowi

„Burza”

Do jesieni 1943 roku przywódcy Polski Podziem­nej byli przekonani, że ziemie Rzeczypospolitej zo­staną oswobodzone przez aliantów zachodnich. Tymczasem rozwój sytuacji na frontach wymusił re­wizję tych założeń. Spodziewana inwazja Anglosasów na Bałkanach nie nastąpiła. Aliancką ofensywę na Półwyspie Apenińskim ogromnie spowalniał za­ciekły opór wojsk niemieckich. Drugi front został otwarty we Francji dopiero w czerwcu 1944 roku.

Tymczasem na froncie niemiecko-sowieckim przewagę zaczęła uzyskiwać Armia Czerwona. Jej dywizje nieubłaganie postępujące za wycofującymi się Niemcami systematycznie zbliżały się do granic Rzeczypospolitej.

Przez poprzednie ćwierć wieku państwo sowiec­kie, hołdujące doktrynie eksportu rewolucji komuni­stycznej, stwarzało nieustanne zagrożenie dla suwe­renności Rzeczypospolitej. We wrześniu 1939 roku wojska sowieckie uczestniczyły wraz z Niemcami w inwazji na Polskę, w następnych miesiącach oku­powały ponad połowę jej ziem, mordując dziesiątki tysięcy obywateli, a setki tysięcy poddając różnora­kim represjom. Trudno się było spodziewać, że Józef Stalin, który nigdy nie wyrzekł się „prawa” do za­anektowanych ziem polskich, teraz poda Polakom wolność na tacy.

Dowództwo Armii Krajowej opracowało plan wzmożonej akcji sabotażowo-dywersyjnej o krypto­nimie „Burza”. Rozkazy Komendy Głównej AK na­kazywały przygotowanie, a następnie przeprowadze­nie w odpowiednim czasie krótkotrwałych wystąpień zbrojnych, wymierzonych w ustępujących Niemców. Po usunięciu Niemców polska podziemna admini­stracja cywilna oraz żołnierze AK mieli ujawniać się przed wkraczającymi Sowietami i występować w roli prawowitego gospodarza ziem polskich.

[quote]Trudno dociec, skąd wzięła się ufna wiara do­wództwa AK, że Sowieci nie wykorzystają ujawnienia polskiego podziemia do jego zniszczenia. Niekiedy zwykli żołnierze i młodzi oficerowie wykazywali się większym realizmem politycznym i zdolnością prze­widywania niż generałowie i pułkownicy. Na odpra­wie oficerów Nowogródzkiego Okręgu AK porucz­nik Stanisław Sabunia „Licho” zapytał wprost, co będzie, gdy Sowieci zaczną rozbrajać Polaków. W od­powiedzi usłyszał, że do tego nie dojdzie, bo jest po­rozumienie. Uparty oficer drążył temat. Co jednak, zapytywał, gdy mimo porozumienia Sowieci przystą­pią do rozbrajania akowców? Jak wtedy postępować? Poddać się, podjąć walkę czy uciekać? Niestety, nie doczekał się odpowiedzi na kwestię nurtującą wielu.[/quote]

2

Bitwa o miasta

4 stycznia 1944 roku Ar­mia Czerwona przekro­czyła w rejonie Sarn na Wołyniu przedwojenną granicę Rzeczypospolitej. 15 stycznia dowództwo Okręgu Wołyń AK wydało rozkaz o rozpoczęciu „Burzy”. Rychło sformowano dużą jednostkę – 27. Wołyń­ską Dywizję Piechoty AK, której liczebność sięgnęła 7000 żołnierzy. W następnych miesiącach wołyńscy akowcy stoczyli ponad sto walk z Niemcami i ban­derowcami, często współpracując w tym dziele z od­działami Armii Czerwonej, wyzwalając szereg miej­scowości, czy to u jej boku, czy samodzielnie.

Wkrótce akcja „Burza” objęła nowe obszary wo­jewództw wschodnich. Mnożyły się potyczki i akcje dywersyjne. Szczególnie widoczne rezultaty przynio­sły typowe dla wojny partyzanckiej ataki na linie ko­munikacyjne – wykolejanie pociągów z zaopatrze­niem, zrywanie trakcji kolejowej, niszczenie mostów, zasadzki na kolumny samochodowe.

W czerwcu 1944 roku dowództwo AK rozszerzy­ło zakres „Burzy”. Podziemnemu wojsku nakaza­no wyzwolenie dużych miast – Wilna i Lwowa. Była to decyzja niesłychanie kontrowersyjna. Oznaczała rzucenie partyzantów dysponujących na ogół tylko podstawowym uzbrojeniem strzeleckim, bez broni ciężkiej, do otwartej bitwy z regularnym wojskiem niemieckim.

Droga ku Ostrej Bramie

Zdobycie Wilna powierzono żołnierzom Okręgu Wileńskiego i Nowogródzkiego AK. Operacja otrzy­mała kryptonim „Ostra Brama”. Komendant Okrę­gu, podpułkownik Aleksander Krzyżanowski „Wilk” zatwierdził plan ataku na miasto, którego miało do­konać pięć zgrupowań partyzanckich, wspartych wy­stąpieniem garnizonu miejskiego Armii Krajowej.

Niestety, tak ogromne przedsięwzięcie najwyraź­niej przerosło możliwości konspiracyjnego wojska. Poważna część oddziałów leśnych nie zdążyła do­trzeć w rejon przewidzianej koncentracji. W samym mieście na wysiłek wystawienia powstańczego bata­lionu zdobyła się jedynie dzielnica kalwaryjska (w za­łożeniu miała tak uczynić każda z pięciu wileńskich dzielnic). Ostatecznie, zamiast spodziewanych dzie­sięciu tysięcy żołnierzy, w chwili rozpoczęcia akcji podpułkownik „Wilk” miał do dyspozycji najwyżej cztery i pół tysiąca.

Burza-3

Zawiodło rozpoznanie. Na odprawach dowódcy zapewniali, że Niemcy nie zamierzają bronić Wil­na. Tymczasem okupanci zgromadzili pokaźne siły i zamienili miasto w twierdzę. W celu obrony przed nadciągającymi Sowietami przygotowali okazałą sieć fortyfikacji, w skład której wchodziło między innymi dwanaście wielkich węzłów obrony (Stiitzpunktów), tworzonych przez betonowe schrony bojowe oraz sta­nowiska broni maszynowej w żelbetowych bunkrach połączone rowami strzeleckimi i łącznikowymi. Gar­nizon niemiecki liczył 17500 żołnierzy, zatem był czterokrotnie liczniejszy od atakujących oddziałów AK. Niemcy mieli w Wilnie sześćdziesiąt czołgów i dział samobież­nych, pięćdziesiąt samocho dów pancernych, dwieście siedemdziesiąt dział, czter­dzieści osiem moździe­rzy i pociąg pancerny, a na lotnisku w Porubanku sta­cjonowało kilkadziesiąt sa­molotów bojowych. Akow­cy mogli przeciwstawić tej masie ciężkiego sprzętu za­ledwie dwa działka prze­ciwpancerne, ponadto kil­ka moździerzy, granatników i rusznic przeciwczołgowych.

W trakcie akcji popełniono poważne błędy. Jeden z uczestni­ków operacji wspominał z goryczą:

Oddziały nowogródzkie weszły na teren Okręgu Wilno bez map i planów miasta, któ­re miały zdobyć. Mało tego, nie postarano się nawet o przewodników, którzy prowadziliby je w nieznany teren, nie mówiąc o punktach zaopatrzenia, kwate­rach dla rannych, składnicach meldunkowych itp.

Co gorsza, partyzantom nakazano nacierać na Wilno od wschodu i południowego wschodu – tam, gdzie umocnienia niemieckie były najsilniejsze…

Szturm

W nocy z 6 na 7 lipca 1944 roku oddziały Ar­mii Krajowej ruszyły do ataku. Rozpoczęła się bitwa o Wilno. Szturm na linie umocnień niemieckich za­kończył się niepowodzeniem. Niemcy powstrzymali go gwałtownym ogniem z broni maszynowej. Zaraz potem Polacy znaleźli się pod ostrzałem nieprzyja­cielskich dział i moździerzy. Z lotniska w Porubanku wystartowały samoloty, które zbombardowały akowców i ostrzelały ich ogniem z broni pokładowej. W rejonie stacji Kolonia Wileńska Niemcy wprowa­dzili do akcji pociąg pancerny.

Znaczne straty w zabitych i rannych poniosły zwłaszcza 3. i 8. Brygada AK. Podczas próby zdoby­cia bunkrów na Hrybiszkach poległ dowódca 9. Bry­gady Oszmiańskiej chorąży Jan Kolendo „Mały”.

[quote]Polacy walczyli z uporem, odnosząc lokalne suk­cesy. 3. Br6ygada AK porucznika Gracjana Fróga „Szczerbca” zdołała dotrzeć do Belmontu, następ­nie Zarzecza, Traktu Batorego i Antokolu. We wsi Góry żołnierze porucznika Bolesława Piaseckiego „Sablewskiego” zdobyli szturmem niemiecki bun­kier, biorąc sześćdziesięciu jeńców, a wśród zdoby­tych tam trofeów znalazło się działko przeciwpan­cerne i dwa moździerze. Pod Szwajcarami 6. i 12. Brygada AK uwolniły tysiąc jeńców sowieckich, jugosłowiańskich i włoskich ewakuowanych przez Niemców z obozu w Mińsku.[/quote]

Tym niemniej główne siły polskie zostały po­wstrzymane. Przedłużająca się walka groziła całko­witym unicestwieniem oddziałów. Dlatego po kilku­godzinnym boju padł rozkaz odwrotu.

Podczas szturmu poległo stu pięćdziesięciu żoł­nierzy Armii Krajowej, a kilkuset odniosło rany. Bitwa ujawniła ogromną przewagę garnizonu nie­mieckiego, doskonale przygotowanego do obrony. Z drugiej strony pokazała też dobrą postawę pol­skiego żołnierza, który nie uległ panice i zniechęce­niu mimo wysokich strat.

Polskie Wilno

Polskie podzie­mie najpierw wykrwawia­ło się czyszcząc przedpole woj­skom Stalina, a później w so­wieckich wię­zieniach.

Wieczorem 7 lipca na miasto uderzyły sowiec­kie jednostki pancerne. Jednak garnizon niemiecki wciąż stawiał zacięty opór. Dowództwo Armii Czer­wonej zmuszone było skierować do miasta pięć dywi­zji piechoty oraz kilkaset czołgów wspieranych przez artylerię i lotnictwo. Ogółem do bitwy o Wilno za­angażowano ponad sto tysięcy czerwonoarmistów. Niemcy ponosili ciężkie straty, ich garnizon topniał w walkach, uparcie jednak bronili swych pozycji. Dopiero 13 lipca ewakuowali z miasta resztki swo­ich wojsk.

Rozmiary batalii oraz fakt, że Wilno okazało się twardym orzechem do zgryzienia nawet dla ponad stutysięcznych sił regularnych dysponujących ciężką bronią, pokazały dobitnie, że założenia akcji „Ostra Brama” – samodzielne zajęcie miasta przez słabo uzbrojone oddziały partyzanckie i konspiracyjne – były całkowicie nierealne.

Natomiast podczas szturmu sowiec­kiego żołnierze AK odegrali dość znacz­ną rolę, współdziałając w walce z czerwo­noarmistami. W dzielnicy kalwaryjskiej walczył mężnie batalion kapitana Bole­sława Zagórnego „Jana”. Biły się z po­święceniem batalion kapitana Józefa Grzesiaka „Kmity”, oddział podporucz­nika Mariana Homolickiego „Wikto­ra” i wiele innych. Żołnierze AK zdoby­li bądź uczestniczyli w zdobyciu szeregu ważnych obiektów w mieście, takich jak siedziba starostwa, więzienie na Łukiszkach czy potężny bunkier łączności na uli­cy Subocz. Polacy zadali Niemcom znaczne straty, zdobyli sporo uzbrojenia, w tym nawet jeden czołg, który przemierzał potem dumnie ulice miasta ozdobiony biało-czerwoną flagą.

Wycofujące się z Wilna wojska niemieckie wpa­dły pod Krawczunami na zgrupowanie AK majora Mieczysława Potockiego „Węgielnego”. Mimo dwu­krotnej przewagi liczebnej nieprzyjaciela Polacy utrzymali pole bitwy, zabijając setki wrogów i biorąc trzystu jeńców przy stratach własnych sięgających osiemdziesięciu poległych. Ogółem straty Okręgu Wileńskiego i Nowogródzkiego AK podczas akcji „Burza”, w tym w trakcie operacji „Ostra Brama”, wyniosły pięciuset zabitych żołnierzy.

[quote]Po walce Wilno raz jeszcze zademonstrowało swą polskość. Miasto tonęło w powodzi biało-czerwonych flag pieczołowicie przechowywanych w ukry­ciu przez lata obcych okupacji bądź uszytych napręd­ce. Wedle raportu podpułkownika „Wilka”: Polskość miasta bije w oczy. Pełno naszych żołnierzy. Służba OPL polska. Szpitale przepełnione, wszystkie w polskich rękach. W fabrykach warsztatach tworzą się komitety i zarządy polskie. Władze administracji ujawnią się w najbliższym czasie.[/quote]

Zdrada

Negocjacje dowódców AK z przedstawicielami sowieckiego 3. Frontu Białoruskiego, jak się począt­kowo zdawało, dały nadspodziewanie dobre efekty. Sowieci wyrazili zgodę na sformowanie korpusu AK składającego się z dwóch dywizji piechoty oraz bry­gady kawalerii. Dowódcy AK nakazali więc swym oddziałom koncentrację w rejonie Turgiele, Taboryszki i Wołkorabiszki. Komendant „Wilk” zażą­dał od przedstawicieli Delegatury Rządu ujawnie­nia i oddania do dyspozycji Sowietów całego aparatu administracyjnego. W przemówieniu do członków Konwentu Stronnictw Politycznych „Wilk” nie ukry­wał entuzjazmu:

Jeśli ta umowa zostanie zatwierdzona, to śmiało stwierdzić mogę, że rozpoczniemy nową erę stosun­ków polsko-sowieckich. To, czego nie potrafili osią­gnąć dyplomaci za stołem, przy zielonym suknie, osiągniemy my, żołnierze, na zielonej murawie.

[quote]Otrzeźwienie przyszło szybko i okazało się nader bolesne. 17 lipca podpułkownik „Wilk” udał się na rozmowy z dowództwem sowieckim. Towarzyszył mu jego szef sztabu, major Teodor Cetys „Sław”. Obaj oficerowie zosta­li aresztowani przez Sowietów. W tym samym dniu większość dowódców brygad AK wraz ze sztabami stawiła się na odprawę w folwarku Bogusze. Zostali tam otoczeni przez Sowietów, a następnie rozbrojeni. Wtedy przyszła kolej na pozbawione dowództwa oddziały AK.[/quote]

Wkrótce ludowy komisarz spraw wewnętrz­nych Ławrientij Beria raportował Stalinowi, że podległe mu służby w ciągu zaledwie trzech dni zatrzymały i rozbroiły 7924 żołnierzy AK. W ostę­pach leśnych szukały jeszcze schronienia drobne od- działki polskie, zaciekle ścigane i tępione przez So­wietów.

Zagłada

Burza-4

Dramat wileńskiej Armii Krajowej winien był stanowić ważną przestrogę dla przywódców Pol­ski Podziemnej. Bitwa o Wilno udowodniła, że wysyłanie oddziałów partyzanckich i konspiracyj­nych do otwartej bitwy z wojskami niemieckimi, kiedy przeciwnik mógł wykorzystać swą ogromną przewagę w sile ognia, musiało się zakończyć po­rażką. Sam tylko ideowy patriotyzm i męstwo żołnierzy nie były w stanie zastąpić samolotów, czołgów i armat, którymi Armia Krajowa nie dysponowała. Z kolei podstępne rozbrojenie przez NKWD polskich oddziałów ukazało bez żadnych niedomówień cele i zamiary sowieckiego „sojusznika naszych sojusz­ników”. Nikt już nie powinien był żywić najmniej­szych złudzeń, że ujawnienie struktur podziemnej administracji i wojska ułatwi jedynie pracę służbom specjalnym Stalina.

[quote]Niestety, dowództwo Armii Krajowej zdawało się nie wyciągać wniosków z zaistniałej sytuacji. Na całym niemal obszarze Polski wschodniej oddziały Armii Krajowej kontynuowały akcję „Burza”, męż­nie występując przeciw Niemcom, by następnie zo­stać rozbrojone bądź wymordowane przez Sowietów. Zagłada podziemnej armii otwierała drogę do całko­witego zniewolenia kraju.[/quote]

Pomimo wie­dzy na temat zbrodniczego charakteru so­wieckiej machi­ny wojennej, polskie władze podziemne zde­cydowały się na współpracę z nią, co wielu żołnierzy przy­płaciło życiem.

Andrzej Solak

Pisarz historyczny, publicysta. Autor m.in. książek Modlitwa mieczy. Opowieść o obrońcach wiary i Mę­czennicy katoliccy ostatniego stulecia oraz strony interneto­wej krzyzowiec.prv.pl

ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ NA STRONIE KLUB INTELIGENCJI POLSKIEJ

Artykuł Akcja „Ostra Brama”, czyli sowiecka zdrada i polska naiwność. Decyzję o współpracy z Sowietami wielu żołnierzy przypłaciło życiem, co ułatwiło sowietyzację Polski pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/akcja-ostra-brama-czyli-sowiecka-zdrada-i-polska-naiwnosc-decyzje-o-wspolpracy-z-sowietami-wielu-zolnierzy-przyplacilo-zyciem-i-ulatwilo-sowietyzacje-polski/feed/ 2
Leo Messi lat 50., czyli jak tokarz z Huty Batory upokorzył Sowietów [wideo] https://niezlomni.com/leo-messi-lat-50-czyli-jak-tokarz-z-huty-batory-upokorzyl-sowietow-dzis-odszedl-od-nas-wideo/ Sun, 03 Nov 2013 13:11:26 +0000 http://niezlomni.com/?p=1070

[caption id="attachment_1071" align="alignleft" width="200"]Gerard Cieślik Gerard Cieślik[/caption]

Gerard Cieślik. Najlepszy polski piłkarz czasów przedtelewizyjnych. Był legendą, strzelał gole ZSRS. W nocy z soboty na niedzielę 3 listopada 2013 r. zmarł w chorzowskim szpitalu...

Był drobny i niski, taki Leo Messi lat pięćdziesiątych. Zaraz po wojnie większość chłopców, którym witaminę dostarczała brukiew, wyglądała właśnie tak. Stawali się dorośli, kiedy byli jeszcze nastolatkami. Wojna przyśpieszała ich rozwój i uczyła życia.

Jako dziecko Cieślik przychodził na boisko Ruchu, gdzie mógł oglądać najlepszych piłkarzy w Polsce. Ernest Wilimowski po mistrzostwach świata w roku 1938 stał się sławny dzięki czterem bramkom wbitym Brazylii. Lewoskrzydłowy Gerard Wodarz i środkowy napastnik Teodor Peterek byli wtedy dla naszej reprezentacji jak Robert Lewandowski i Kuba Błaszczykowski dziś.

PRZY LODACH I CIASTKU

[quote]Chciał być napastnikiem, więc uczył się trafiać piłką w to samo miejsce. Aż nadszedł czas i mógł stanąć do naboru. Kiedy kazano mu trafić w spojenie bramki, udało mu się za pierwszym razem. A potem za każdym kolejnym uderzeniem. Egzaminujący go starszy piłkarz – Peterek właśnie! – zaczął mu się przyglądać z niedowierzaniem. Wkrótce grał już w pierwszym składzie. Gerard Cieślik był fenomenalnym piłkarzem.[/quote]

Tak wspominał piłkarza Kazimierz Kutz w książce „Klapsy i ścinki".

We wstępie do książki „Gerard Cieślik. Urodzony na boisku" katowickiego dziennikarza Rafała Zaremby profesor Jan Miodek pisze o Cieśliku:

[quote]Kiedy jako kilkuletni chłopiec – za sprawą Ojca – zaczynałem się we wczesnych latach 50. interesować sportem, nie mogłem się nie stać wielbicielem Gerarda Cieślika i jego Ruchu. On był przecież wtedy najlepszy i najpopularniejszy, a chorzowianie, z nim na czele, w latach 1951, 1952 i 1953 zdobywali mistrzostwo Polski (...). A zaczęło się wszystko w roku 1953 w tarnogórskiej kawiarni Sedlaczka. Siedziałem z Rodzicami przy lodach i ciastku, gdy nagle Ojciec wskazał mi mężczyznę w sztruksowej brązowej marynarce siedzącego z drugim panem przy stoliku w rogu sali: »Patrz, synku, to jest Gerard Cieślik«.[/quote]

WALDEMAR FORNALIK W FILMIE O GERARDZIE CIEŚLIKU:

Kim był piłkarz, który zawładnął sercem Kazimierza Kutza, Jana Miodka i premiera Jerzego Buzka? Urodził się w Hajdukach Wielkich (Chorzowie) w 29 kwietnia 1927 roku i nie opuścił tego miasta do dziś. Jego ojciec – Antoni Cieślik walczył w powstaniach śląskich i kiedy rozpoczęła się wojna, rodzina postanowiła uciec z Chorzowa. Ale pod Wolborzem, podczas nalotu Luftwaffe, ojciec poniósł śmierć.


Wyświetl większą mapę

[quote]– Została mama, brat i trzy siostry. Nie bardzo wiedzieliśmy co ze sobą zrobić bez ojca, i postanowiliśmy wrócić na Śląsk – opowiadał mi przed laty Gerard Cieślik. – Zastaliśmy zaplombowane mieszkanie, dzieci powstańców nie miały prawa kształcić się ani uczyć zawodu. Jakoś udało mi się uniknąć tzw. landjahr, czyli rocznej wywózki na przymusowe roboty do Niemiec. Ale w roku 1944, kiedy miałem 17 lat, zostałem wcielony do Wehrmachtu. Wtedy Niemcy już się tylko cofali, a ja z nimi. Po kilku miesiącach zebraliśmy się w gronie pięciu - sześciu Ślązaków i postanowiliśmy uciec do Amerykanów. Przeprawialiśmy się przez Łabę na tratwie skleconej z jakichś skrzynek i desek. Ja bardzo słabo pływałem, więc założyłem na szyję nadmuchaną dętkę samochodową. Przeprawa przez rzekę to było piekło. Strzelali do nas, znosił nas prąd i na kilka metrów od brzegu musieliśmy skakać do wody. Dętka spadła mi z szyi, zacząłem się topić. Uratował mnie Teodor Wieczorek, starszy ode mnie o cztery lata, znaliśmy się z boisk w Chorzowie. On później też grał w reprezentacji Polski, bardzo mi pomagał w pierwszych latach po wojnie. Został znanym trenerem, w roku 1968 doprowadził Ruch do tytułu mistrza Polski i nawet, jako współpracownik Kazia Górskiego, pojechał na mistrzostwa świata do Niemiec. Jego syn Heniek też grał w kadrze, a teraz jest przewodniczącym Rady Miasta Chorzowa. Takie to są koleje losu. A wtedy do Amerykanów nie dotarliśmy. Złapali nas Rosjanie i wsadzili na pół roku do obozu w Brandenburgu. To, że w ogóle wróciliśmy stamtąd do domu – to cud.[/quote]

Kiedy był w formie, sam wygrywał mecze, strzelał po kilka bramek. Nie chciał opuszczać Chorzowa, na grę w Wiśle Kraków namawiał go przyjaciel, także reprezentant Polski Mieczysław Gracz. Nie udało mu się.

To o nich jest słynna w latach pięćdziesiątych piosenka „Trzej przyjaciele z boiska" Władysława Szpilmana ze słowami Artura Międzyrzeckiego. Jest w niej mowa o skrzydłowym, bramkarzu i łączniku: „Jeden rodem jest z miasta Warszawy, drugi rodem jest z miasta Chorzowa, no a trzeci jest rodem z Krakowa. Co ich łączy? I przyjaźń, i sport". Cieślik był łącznikiem napadu.

To, co nie udało się Graczowi po przyjacielsku i dobroci, Legia, czyli Centralny Wojskowy Klub Sportowy, chciała załatwić siłą. Legia sprowadzała do Warszawy najlepszych piłkarzy pod pozorem odbycia służby wojskowej. W istocie chodziło o to, aby,jako żołnierze mogli grać dla Legii. Mało kto mógł się przeciwstawić wojsku, ale Cieślikowi się udało. Na początku lat pięćdziesiątych miał mocną pozycję i komunistyczna władza musiała się liczyć z jego popularnością wśród kibiców. A kibice – wiadomo, to klasa robotnicza. Hutnicy, górnicy. Kiedy śląskim piłkarzom zmieniano imiona i nazwiska, żeby lepiej brzmiały po polsku, Cieślik się postawił. Został przy swoim imieniu, mimo że z Gerarda chciano zrobić Czesława.

Kiedy więc Legia kolejny raz podjęła próbę sprowadzenia go do Warszawy, Ruch poprosił o interwencję przodownika pracy socjalistycznej, swojego kibica Wiktora Markiefkę. Ten udał się do wojewody śląskiego generała Aleksandra Zawadzkiego. Zagroził, że jeśli Cieślik opuści Ruch, to Huta Batory ogłosi strajk. Zawadzki się przestraszył, pojechał do marszałka Konstantego Rokossowskiego i od tej pory Cieślik miał spokój.

[caption id="attachment_1074" align="alignleft" width="510"]Gerard Cieśli znoszony na rękach Gerard Cieśli znoszony na rękach[/caption]

Mimo że rozegrał setki meczów i strzelił dziesiątki bramek, zapamiętany został jako bohater meczu ze Związkiem Sowieckim. Dokładnie rok po polskim Październiku Polacy rozgrywali z Rosjanami w Chorzowie mecz eliminacyjny do mistrzostw świata. Cieślika nie powoływano do kadry od kilku miesięcy. Miał już 31 lat, uważano, że w starciu z potężnymi Rosjanami nie da sobie rady.

[caption id="attachment_1072" align="alignleft" width="233"]Henryk Reyman Henryk Reyman[/caption]

W tygodniu poprzedzającym mecz kadra rozegrała jednak sparing z

reprezentacją Śląska. Cieślik wystąpił właśnie w jej barwach. Ale w drugiej połowie trener kadry Henryk Reyman zaprosił go do swojej drużyny. Cieślik strzelił dwie bramki i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku pojechał do domu.

W radiowej „Kronice Sportowej" usłyszał, że został dodatkowo powołany do kadry. Chwilę później do drzwi zapukał drugi trener kadry Ewald Cebula z potwierdzeniem tej wiadomości. Powstał jednak problem. Cieślik był mistrzem tokarskim w Hucie Batory i powinien być nazajutrz w pracy. Kiedy piłkarze wyjeżdżali na mecze reprezentacji, brali urlopy, a wolnych sobót wtedy nie było. Tym razem zrobiono wyjątek. Brygadzista w hucie też słuchał radia i Cieślik mógł pojechać tramwajem z Batorego na zgrupowanie w Katowicach.

PORACHUNKI Z ROSJANAMI

[quote]– Dopiero w czwartek w południe zgłosiłem się na zgrupowanie – opowiada piłkarz. – A mecz w niedzielę [20 października 1957]. Żyła nim cała Polska. 400 tysięcy ludzi złożyło zamówienia na bilety. Miliony siedziały przy radioodbiornikach, bo telewizja jeszcze wtedy meczów nie transmitowała. Tylko w Polskiej Kronice Filmowej później pokazali. Niektórzy ludzie myśleli, że nawet gdyby nas było stać na pokonanie Rosjan, to władza by nam nie pozwoliła. Takie czasy. Związek Radziecki miał bardzo dobrą drużynę, a bramkarz Lew Jaszyn już wtedy był legendą. Większość z nas miała jakieś porachunki z Rosjanami, co nas dodatkowo mobilizowało. A kiedy jeszcze usłyszeliśmy, jak 100 tysięcy ludzi na Stadionie Śląskim śpiewa hymn, to wiedzieliśmy, że nie możemy przegrać. Widzieliśmy też, że Ruskie się boją. Zwyciężyliśmy 2:1, a to, że akurat ja strzeliłem obydwa gole, jest bez znaczenia. Wszyscy zagrali wspaniale, a Edek Szymkowiak w bramce i „Kici" Brychczy w ataku - fantastycznie – kończy Cieślik.[/quote]

PÓŁ WIEKU Z RUCHEM
gerard-cieslik-ruch

Kibice zanieśli go na ramionach do szatni. Tym meczem zapewnił sobie nieśmiertelność. Grał jeszcze przez dwa lata. Od pół wieku przychodzi na stadion Ruchu Jest tam kimś takim jak Alfredo di Stefano w Realu i Bobby Charlton w Manchesterze United. Został Honorowym Obywatelem Chorzowa. W Klubie Wybitnego Reprezentanta (kryterium – 60 występów w drużynie narodowej) dla Cieślika zrobiono wyjątek. W jego czasach nie grało się tak często jak obecnie, rozegrał tylko 46 meczów w reprezentacji.

cieslik-gerard

1 czerwca 1958 roku ojciec zabrał mnie na Stadion Dziesięciolecia na mecz Polska - Szkocja. – Chodź, synku, zobaczysz, jak gra Cieślik – powiedział. Jakże jestem wdzięczny ojcu, że mogłem zobaczyć na boisku największego polskiego piłkarza lat pięćdziesiątych.

Stefan Szczepłek, artykuł "Łącznik napadu ze Śląska" ("Rzeczpospolita")

Artykuł Leo Messi lat 50., czyli jak tokarz z Huty Batory upokorzył Sowietów [wideo] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>