Kazimierz Górski – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Kazimierz Górski – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Kazimierz Górski doczekał się swojego pomnika https://niezlomni.com/kazimierz-gorski-doczekal-sie-swojego-pomnika/ https://niezlomni.com/kazimierz-gorski-doczekal-sie-swojego-pomnika/#respond Thu, 26 Mar 2015 11:06:43 +0000 http://niezlomni.com/?p=23443

[caption id="attachment_23444" align="alignright" width="530"]kazimierz-gorski fot. materiały promocyjne[/caption]

Za kilka dni polscy piłkarze będą grać z Irlandią w eliminacjach mistrzostw Europy. Podniecenie rośnie, tym bardziej, że mają duże szanse na zwycięstwo i awans do turnieju finałowego. Ale dzisiejszych emocji nie da się porównać do tego, co przeżywali Polacy w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych XX wieku. Piłkarze pod wodzą trenera Górskiego zawładnęli wówczas całkowicie zbiorową wyobraźnia. – Jak się urodzi syn, to nazwiemy go Robert, a jak córka, to Gadocha – kursował taki dowcip oddający nastroje. Mieliśmy wtedy naprawdę doskonałych piłkarzy. Obok Gadochy, Deynę, Latę, Tomaszewskiego, Lubańskiego, by wymienić tylko kilku. Ale szefem dla wszystkich był Pan Kazimierz, bo tak o nim mówiono.

[caption id="attachment_23449" align="aligncenter" width="960"]źródło foto: legia Warszawa źródło foto: Legia Warszawa[/caption]

[caption id="attachment_23451" align="aligncenter" width="960"]źródło foto: legia Warszawa źródło foto: Legia Warszawa[/caption]

[caption id="attachment_23452" align="aligncenter" width="960"]źródło foto: Legia Warszawa źródło foto: Legia Warszawa[/caption]

Ta decyzja zmieniła historię polskiej piłki. Fascynujące życie najlepszego trenera w historii polskiego futbolu - CZYTAJ WIĘCEJ O KAZIMIERZU GÓRSKIM!

Trenerem reprezentacji został, gdy dochodził do pięćdziesiątki. Wcześniej wielkich sukcesów nie osiągnął ani jako piłkarz ani jako trener. Urodził się w kochanym i rozpamiętywanym do końca życia Lwowie. Tu przetoczyła się po nim historia. Przyszło mu grać w piłkę nie tylko w międzywojennym RKS, ale także później w sowieckich Spartaku i Dynamo. Po wojnie znalazł się w Warszawie, jeszcze trochę grał, raz nawet w reprezentacji, ale szybko zajął się trenowaniem innych.

kadra-polski

Cała Polska poznała go w latach siedemdziesiątych. Trafił na świetne pokolenie piłkarzy, sprzyjający gierkowskimi obietnicami społeczny klimat i miał dużo szczęścia. Ale szczęście sprzyja lepszym – często powtarzał. Nie robił z piłki skomplikowanej gry. – Chodzi o to, by strzelić o jedną bramkę więcej niż przeciwnik – tak tłumaczył swoją strategię. I zwykle jego piłkarze strzelali. Mistrzostwo olimpijskie w Monachium w 1972 roku, zwycięski remis na Wembley, i cudowne mistrzostwa świata w Niemczech w 1974, które dla wielu Polaków stały się niemal przeżyciem pokoleniowym.

Sukcesy zawsze kiedyś się kończą. Tak było też z drużyną Górskiego. Ale, co nie trafia się często, sympatia i uznanie dla Pana Kazimierza nie minęły. A nawet, im gorzej się wiodło reprezentacji, tym lepiej mówiono o nim. I tak było do końca jego życia. I stąd pomnik przy Stadionie Narodowym.

źródło: IPN

Artykuł Kazimierz Górski doczekał się swojego pomnika pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/kazimierz-gorski-doczekal-sie-swojego-pomnika/feed/ 0
Ta decyzja zmieniła historię polskiej piłki. Fascynujące życie najlepszego trenera w historii polskiego futbolu https://niezlomni.com/ta-decyzja-zmienila-historie-polskiej-pilki-fascynujace-zycie-najlepszego-trenera-w-historii-polskiej-pilki/ https://niezlomni.com/ta-decyzja-zmienila-historie-polskiej-pilki-fascynujace-zycie-najlepszego-trenera-w-historii-polskiej-pilki/#respond Mon, 02 Dec 2013 16:57:45 +0000 http://niezlomni.com/?p=2673

gorski5

1 grudnia 1970 roku Kazimierz Górski został selekcjonerem reprezentacji Polski w piłce nożnej

Kazimierz Górski urodził się w 1921 r. we Lwowie. Jego ojciec – Maksymilian – był obrońcą Lwowa w 1920 r., pracował jako maszynista na kolei, miał poglądy pepeesowskie. Matka Zofia zajmowała się domem. Rodzina była duża – Kazimierz miał cztery siostry i jednego brata. Mieszkali w kolejarskiej dzielnicy Bogdanówka. Przyszły trener chodził do szkoły powszechnej na ul. Sienkiewicza, a później do IX gimnazjum. Pieszo miał do dworca głównego 15 minut, a 5 minut na boisko Robotniczego Klubu Sportowego.

W domu były bogate tradycje obchodzenia Świąt Wielkanocnych i Bożego Narodzenia. Do kościoła chodzili starsi. My jako uczniowie podczas uroczystości spotykaliśmy się na nabożeństwie w szkole, w sali gimnastycznej, a potem szliśmy oglądać mecze. Trzeciego Maja i 11 Listopada chodziliśmy na defilady. Ojciec brał w nich udział, maszerował razem z innymi obrońcami Lwowa. Pasją ojca była hodowla gołębi pocztowych. Interesowało się nimi wojsko, które puszczało je ze 100, a potem 150, 200 km od naszego domu i sprawdzało, czy są zdolne wrócić na miejsce z rozkazami. Teraz to się może wydawać śmieszne, ale wtedy poważnie podchodzono także do takich sposobów łączności.

„Sarenka”

[caption id="attachment_2674" align="alignright" width="300"]Kazimierz Górski (stoi trzeci z prawej) z kolegami na obozie Przysposobienia Wojskowego; Nadwórna 1939 r. Kazimierz Górski (stoi trzeci z prawej) z kolegami na obozie
Przysposobienia Wojskowego; Nadwórna 1939 r.[/caption]

Gra w piłkę zaczęła się podwórku, potem po lekcjach w szkole. Bramki ustawiało się z teczek. Grałem w RKS-ie w juniorach, a później – mając 16 lat – w lidze okręgowej razem z seniorami. Nie byłem mocno zbudowany, raczej chucherko. Na boisku miałem pseudonim „Sarenka”, dlatego że uczniowie gimnazjum mieli zakaz gry w klubach dla dorosłych. Teraz trudno w to uwierzyć, ale tak było. Takich sportowców było wtedy więcej. Miałem znajomego rekordzistę Polski w biegu na 100 m, który nazywał się Siennicki, a biegał pod pseudonimem Danowski. Za należenie do klubu sportowego groziło wyrzucenie ze szkoły. Określenie „Sarenka” wzięło się stąd, że choć mizernej postury, byłem niezwykle szybki i zwrotny. Grałem w napadzie i na prawym łączniku. Dla mnie prawa czy lewa noga to było wszystko jedno i ogrywałem starszych zawodników. Do dziś zachowałem gazety z tamtego okresu, w których jest napisane, że w meczu wyróżnił się „Sarenka”. Tak było szczególnie w lwowskiej lidze okręgowej, do której przed wojną należały również drużyny ze Stryja, Jarosławia, Przemyśla czy Rzeszowa. Z niej wchodziło się do pierwszej ligi.

Trenowali nas starsi piłkarze. Pamiętam jednego z nich, o nazwisku Deutschmann, który był zawodnikiem Pogoni Lwów. Był naszym grającym trenerem. Czy ktoś jeszcze grał z mojej rodziny? Nie, mój brat miał 10 lat i można powiedzieć, że mi wtedy buty nosił. Piłka była bardzo popularna w mieście i na przykład w niedzielę różne zespoły grały na naszym boisku prawie przez cały dzień.

Zielona trybuna

We Lwowie były wtedy trzy dobre drużyny: Pogoń, Czarni i Lechia. Wcześniej była jeszcze żydowska drużyna Hasmonea. Chodziłem na Pogoń i oglądałem wszystkie mecze ligowych zespołów.

W okresie Wielkanocy przyjeżdżały wtedy do Lwowa zagraniczne drużyny. Podglądałem wybitnych zawodników z drużyn austriackich, czeskich czy węgierskich. To była czołówka Europy. Miałem miejsce na tak zwanej zielonej trybunie, czyli na drzewie. Bardzo trudno było się na nie dostać, bo policjanci jeździli na koniach i nas spędzali. Te drzewa to były rozłożyste kasztany, które rosły za parkanem. Dziś już ich nie ma, bo teraz jest tam jednostka wojskowa.

Moim idolem był zawodnik Pogoni Lwów Michał Matyas. Był świetnym bramkostrzelnym technikiem. Pamiętam też najlepszego polskiego zawodnika Ernesta Wilimowskiego z Ruchu Chorzów (który później w czasie wojny grał w reprezentacji Niemiec). Kiedy przyjeżdżał ze swoją drużyną, na mecz przychodziło od razu o dwa tysiące kibiców więcej. Miał wspaniały drybling, jak dostał piłkę w polu karnym, to bramka była niemal pewna. Mijał obrońcę, bramkarza i wjeżdżał do pustej bramki, a ludzi to podrywało.

Podpatrywałem też innych zawodników. Świetny był Sindelar z reprezentacji Austrii, Pitza z Czech czy Binder z Rapidu Wiedeń, który był bardzo wysoki i dobrze zbudowany i po boisku poruszał się tak, jakby chodził, a nie biegał. Strzał miał straszny, widziałem, jak strzelił z 40 metrów i ta piłka nie wiadomo kiedy wpadła do bramki. To były dla mnie wzory, które naśladowałem razem z kolegami. Tak się to zaczęło.

Klub szachowy

Nigdy nie przypuszczałem, że będę trenerem. Gra w piłkę sprawiała mi satysfakcję, ale obok mieścił się jeszcze ligowy klub szachowy Legion i w okresie jesienno-zimowym chodziłem tam i patrzyłem, jak grają w szachy. Zacząłem grać i wygrywać, nawet ze starszymi panami. Wróżono mi nawet wielką przyszłość szachową, ale zostawiłem ją dla piłki, bo młodzież musi się wyżyć, wybiegać. Szachy na pewno mi pomogły, bo rozwijały umysłowo i analitycznie. Spotkania szachowe rozpisywane były na poszczególne ruchy, które później się analizowało i wyciągało wnioski, zwłaszcza po przegranych meczach. To pokazywało, gdzie popełniło się błąd, czego można było uniknąć, a także uczyło przewidywania ruchu przeciwnika. Zalecam to podczas spotkań młodzieży. Dobrze grali w szachy także moi koledzy trenerzy Apostel czy Strejlau. Po latach te umiejętności pomagały mi wyciągnąć wnioski z przegranych spotkań na boisku. Pamiętam, jak przyjeżdżali mistrzowie szachowi i grali jednocześnie na 20 szachownicach, wtedy się zastanawiałem, jak oni pamiętają te swoje pociągnięcia. Ale oni mieli swoje systemy i przewidywali kolejne ruchy.

Wojna

[caption id="attachment_2675" align="alignleft" width="300"]Kazimierz Górski (czwarty z prawej) z drużyną Spartaka Lwów, na charakterystycznie przystrojonym przez Sowietów portretami przywódców stadionie, Lwów 1940 r. Kazimierz Górski (czwarty z prawej) z drużyną Spartaka Lwów, na charakterystycznie
przystrojonym przez Sowietów portretami przywódców stadionie, Lwów 1940 r.[/caption]

Gdy wybuchła wojna, miałem 18 lat. Pamiętam, że pierwszego września leżałem z kolegami na boisku i widzieliśmy, jak przelatują nad nami samoloty, potem usłyszeliśmy wybuchy. Niemcy zbombardowali lwowskie lotnisko i zrzucili bomby na miasto. Pozabijali zwłaszcza emerytów, którzy przyszli odebrać swoje emerytury.

Potem Rosjanie. Spotkałem ich 70 kilometrów od Lwowa, bo po agresji niemieckiej uciekaliśmy z kolegami na wschód. Hitlerowcy byli już pod Lwowem od strony Przemyśla, nie wiedzieliśmy, co będzie dalej. Gdy zobaczyliśmy Rosjan, zaczęliśmy wracać.

Jak wyglądały wojska rosyjskie? Nieciekawie, tak jakbyśmy zobaczyli innych ludzi. Inaczej wyglądał elegancki polski żołnierz, a zupełnie inaczej oni. To było zderzenie. Oni mieli przecież karabiny na sznurkach, a my oglądaliśmy nasze wojsko na paradach, kawalerię na koniach... Rosjanie doszli do Przemyśla i tam była granica z Niemcami.

W 1941 r. Niemcy bardzo szybko zajęli Lwów. Po wkroczeniu do Lwowa Rosjanie zlikwidowali polskie kluby. W 1940 r. grałem w stworzonym przez nich Spartaku Lwów. Drużyny reprezentowały wtedy różne branże zawodowe, Spartak był klubem rzemieślniczym. Trenował nas Austriak.

100 gram spirytu

Gdy miałem 23 lata, w 1944 r. poszedłem na ochotnika do wojska. Tworzyliśmy zapasowy pułk, którym uzupełniano straty. Zgrupowani byliśmy na Majdanku, potem poszliśmy do Warszawy. Tam dowództwo wybierało osoby do szkoły oficerskiej. Zapytali mnie, co robiłem wcześniej, odpowiedziałem, że grałem w piłkę. A oni na to, że tacy też są potrzebni, i właśnie z takich osób powstała wojskowa drużyna. W parku Skaryszewskim mieliśmy boisko – dziś mieści się tam boisko Drukarza.

Pierwszy mecz rozegraliśmy 1 maja z drużyną Syreny, w której grało wielu przedwojennych piłkarzy, na przykład profesor Ciszewski czy bracia Przeździeccy z Legii.  Pamiętam, wynik był 3:3. Całe dowództwo naszej jednostki było na stadionie i gdy strzeliliśmy pierwszą bramkę, radziecki pułkownik, który był naszym dowódcą, wezwał kwatermistrza i powiedział: „nada im siewodnia dać po 100 gram spirytu”. Taka nagroda... ale gdy oni nam strzelili gola, dowódca wołał kwatermistrza i mówił mu, że „nienada im dać”. I tak go wołał za każdym razem, bo co my strzeliliśmy, to oni wyrównywali. Ale po powrocie do jednostki dostaliśmy jednak do obiadu po 100 gram spirytusu.

Trener

[caption id="attachment_2676" align="alignleft" width="300"]Z piłkarzami i działaczami PZPN na statku, lata siedemdziesiąte Z piłkarzami i działaczami PZPN na statku, lata siedemdziesiąte[/caption]

Z tego naszego zespołu powstał CWKS Warszawa, który później wrócił do nazwy Legia. Wtedy grałem i jednocześnie pracowałem w Izbie Skarbowej, gdzie niszczyłem prywatną inicjatywę. Chodziłem po różnych firmach i robiłem notatki. Pracowałem tak trzy lata.

Potem poszedłem do Legii na etat instruktora. Zrobiłem trzymiesięczny kurs na AWF w Krakowie i zacząłem się bawić w trenera, najpierw jako asystent Wacława Kuchara, a później już samodzielnie. Od 1955 r. przez pięć lat prowadziłem reprezentację juniorów, potem młodzieżówkę i wreszcie przez sześć lat pierwszą reprezentację. Trenowałem również samodzielnie przez sześć lat Legię, rok ŁKS, cztery lata Gwardię Warszawa, wprowadziłem też do drugiej ligi Marymont i Lubliniankę. Później byłem trenerem najlepszych drużyn Grecji: Panathinaikosu i Olympiakosu. Odpowiadał mi tamten klimat, gdzie gra się w piłkę cały rok. Gdy dzisiaj wspominam mecz z Anglikami na Wembley w 1973 r., to mam świadomość, że wtedy nastąpił jakiś przełom. Nikt nam nie dawał szans na zwycięstwo, a jednak pojechaliśmy na Mundial.

[caption id="attachment_2677" align="alignleft" width="300"]Z polską kadrą narodową na X Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej 1974 r Z polską kadrą narodową na X Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej 1974 r[/caption]

Inny Lwów
W 1946 r. moja rodzina repatriowała się ze Lwowa do Szczecina. Po wojnie zobaczy-łem Lwów dopiero w 1990 r. To miasto wygląda inaczej. Dawniej mieszkało w nim 360 tys. ludzi, a teraz 900 tys. I choć Lwów ma swoje niezmienione centrum, to obrzeża są inne, dominują duże bloki. Rok temu znów byłem we Lwowie ze znajomymi i tak się złożyło, że tego samego dnia przedstawiciele PZPN mieli spotkanie z Ukraińskim Związkiem Piłki Nożnej. Doszło do podpisania umowy o wspólnej organizacji przez nasze kraje Mistrzostw Europy w 2012 r.

wysłuchał i opracował Jarosław Wróblewski, tekst ukazał się w Biuletynie IPN (nr 12, grudzień 2004)

Artykuł Ta decyzja zmieniła historię polskiej piłki. Fascynujące życie najlepszego trenera w historii polskiego futbolu pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/ta-decyzja-zmienila-historie-polskiej-pilki-fascynujace-zycie-najlepszego-trenera-w-historii-polskiej-pilki/feed/ 0
Leo Messi lat 50., czyli jak tokarz z Huty Batory upokorzył Sowietów [wideo] https://niezlomni.com/leo-messi-lat-50-czyli-jak-tokarz-z-huty-batory-upokorzyl-sowietow-dzis-odszedl-od-nas-wideo/ Sun, 03 Nov 2013 13:11:26 +0000 http://niezlomni.com/?p=1070

[caption id="attachment_1071" align="alignleft" width="200"]Gerard Cieślik Gerard Cieślik[/caption]

Gerard Cieślik. Najlepszy polski piłkarz czasów przedtelewizyjnych. Był legendą, strzelał gole ZSRS. W nocy z soboty na niedzielę 3 listopada 2013 r. zmarł w chorzowskim szpitalu...

Był drobny i niski, taki Leo Messi lat pięćdziesiątych. Zaraz po wojnie większość chłopców, którym witaminę dostarczała brukiew, wyglądała właśnie tak. Stawali się dorośli, kiedy byli jeszcze nastolatkami. Wojna przyśpieszała ich rozwój i uczyła życia.

Jako dziecko Cieślik przychodził na boisko Ruchu, gdzie mógł oglądać najlepszych piłkarzy w Polsce. Ernest Wilimowski po mistrzostwach świata w roku 1938 stał się sławny dzięki czterem bramkom wbitym Brazylii. Lewoskrzydłowy Gerard Wodarz i środkowy napastnik Teodor Peterek byli wtedy dla naszej reprezentacji jak Robert Lewandowski i Kuba Błaszczykowski dziś.

PRZY LODACH I CIASTKU

[quote]Chciał być napastnikiem, więc uczył się trafiać piłką w to samo miejsce. Aż nadszedł czas i mógł stanąć do naboru. Kiedy kazano mu trafić w spojenie bramki, udało mu się za pierwszym razem. A potem za każdym kolejnym uderzeniem. Egzaminujący go starszy piłkarz – Peterek właśnie! – zaczął mu się przyglądać z niedowierzaniem. Wkrótce grał już w pierwszym składzie. Gerard Cieślik był fenomenalnym piłkarzem.[/quote]

Tak wspominał piłkarza Kazimierz Kutz w książce „Klapsy i ścinki".

We wstępie do książki „Gerard Cieślik. Urodzony na boisku" katowickiego dziennikarza Rafała Zaremby profesor Jan Miodek pisze o Cieśliku:

[quote]Kiedy jako kilkuletni chłopiec – za sprawą Ojca – zaczynałem się we wczesnych latach 50. interesować sportem, nie mogłem się nie stać wielbicielem Gerarda Cieślika i jego Ruchu. On był przecież wtedy najlepszy i najpopularniejszy, a chorzowianie, z nim na czele, w latach 1951, 1952 i 1953 zdobywali mistrzostwo Polski (...). A zaczęło się wszystko w roku 1953 w tarnogórskiej kawiarni Sedlaczka. Siedziałem z Rodzicami przy lodach i ciastku, gdy nagle Ojciec wskazał mi mężczyznę w sztruksowej brązowej marynarce siedzącego z drugim panem przy stoliku w rogu sali: »Patrz, synku, to jest Gerard Cieślik«.[/quote]

WALDEMAR FORNALIK W FILMIE O GERARDZIE CIEŚLIKU:

Kim był piłkarz, który zawładnął sercem Kazimierza Kutza, Jana Miodka i premiera Jerzego Buzka? Urodził się w Hajdukach Wielkich (Chorzowie) w 29 kwietnia 1927 roku i nie opuścił tego miasta do dziś. Jego ojciec – Antoni Cieślik walczył w powstaniach śląskich i kiedy rozpoczęła się wojna, rodzina postanowiła uciec z Chorzowa. Ale pod Wolborzem, podczas nalotu Luftwaffe, ojciec poniósł śmierć.


Wyświetl większą mapę

[quote]– Została mama, brat i trzy siostry. Nie bardzo wiedzieliśmy co ze sobą zrobić bez ojca, i postanowiliśmy wrócić na Śląsk – opowiadał mi przed laty Gerard Cieślik. – Zastaliśmy zaplombowane mieszkanie, dzieci powstańców nie miały prawa kształcić się ani uczyć zawodu. Jakoś udało mi się uniknąć tzw. landjahr, czyli rocznej wywózki na przymusowe roboty do Niemiec. Ale w roku 1944, kiedy miałem 17 lat, zostałem wcielony do Wehrmachtu. Wtedy Niemcy już się tylko cofali, a ja z nimi. Po kilku miesiącach zebraliśmy się w gronie pięciu - sześciu Ślązaków i postanowiliśmy uciec do Amerykanów. Przeprawialiśmy się przez Łabę na tratwie skleconej z jakichś skrzynek i desek. Ja bardzo słabo pływałem, więc założyłem na szyję nadmuchaną dętkę samochodową. Przeprawa przez rzekę to było piekło. Strzelali do nas, znosił nas prąd i na kilka metrów od brzegu musieliśmy skakać do wody. Dętka spadła mi z szyi, zacząłem się topić. Uratował mnie Teodor Wieczorek, starszy ode mnie o cztery lata, znaliśmy się z boisk w Chorzowie. On później też grał w reprezentacji Polski, bardzo mi pomagał w pierwszych latach po wojnie. Został znanym trenerem, w roku 1968 doprowadził Ruch do tytułu mistrza Polski i nawet, jako współpracownik Kazia Górskiego, pojechał na mistrzostwa świata do Niemiec. Jego syn Heniek też grał w kadrze, a teraz jest przewodniczącym Rady Miasta Chorzowa. Takie to są koleje losu. A wtedy do Amerykanów nie dotarliśmy. Złapali nas Rosjanie i wsadzili na pół roku do obozu w Brandenburgu. To, że w ogóle wróciliśmy stamtąd do domu – to cud.[/quote]

Kiedy był w formie, sam wygrywał mecze, strzelał po kilka bramek. Nie chciał opuszczać Chorzowa, na grę w Wiśle Kraków namawiał go przyjaciel, także reprezentant Polski Mieczysław Gracz. Nie udało mu się.

To o nich jest słynna w latach pięćdziesiątych piosenka „Trzej przyjaciele z boiska" Władysława Szpilmana ze słowami Artura Międzyrzeckiego. Jest w niej mowa o skrzydłowym, bramkarzu i łączniku: „Jeden rodem jest z miasta Warszawy, drugi rodem jest z miasta Chorzowa, no a trzeci jest rodem z Krakowa. Co ich łączy? I przyjaźń, i sport". Cieślik był łącznikiem napadu.

To, co nie udało się Graczowi po przyjacielsku i dobroci, Legia, czyli Centralny Wojskowy Klub Sportowy, chciała załatwić siłą. Legia sprowadzała do Warszawy najlepszych piłkarzy pod pozorem odbycia służby wojskowej. W istocie chodziło o to, aby,jako żołnierze mogli grać dla Legii. Mało kto mógł się przeciwstawić wojsku, ale Cieślikowi się udało. Na początku lat pięćdziesiątych miał mocną pozycję i komunistyczna władza musiała się liczyć z jego popularnością wśród kibiców. A kibice – wiadomo, to klasa robotnicza. Hutnicy, górnicy. Kiedy śląskim piłkarzom zmieniano imiona i nazwiska, żeby lepiej brzmiały po polsku, Cieślik się postawił. Został przy swoim imieniu, mimo że z Gerarda chciano zrobić Czesława.

Kiedy więc Legia kolejny raz podjęła próbę sprowadzenia go do Warszawy, Ruch poprosił o interwencję przodownika pracy socjalistycznej, swojego kibica Wiktora Markiefkę. Ten udał się do wojewody śląskiego generała Aleksandra Zawadzkiego. Zagroził, że jeśli Cieślik opuści Ruch, to Huta Batory ogłosi strajk. Zawadzki się przestraszył, pojechał do marszałka Konstantego Rokossowskiego i od tej pory Cieślik miał spokój.

[caption id="attachment_1074" align="alignleft" width="510"]Gerard Cieśli znoszony na rękach Gerard Cieśli znoszony na rękach[/caption]

Mimo że rozegrał setki meczów i strzelił dziesiątki bramek, zapamiętany został jako bohater meczu ze Związkiem Sowieckim. Dokładnie rok po polskim Październiku Polacy rozgrywali z Rosjanami w Chorzowie mecz eliminacyjny do mistrzostw świata. Cieślika nie powoływano do kadry od kilku miesięcy. Miał już 31 lat, uważano, że w starciu z potężnymi Rosjanami nie da sobie rady.

[caption id="attachment_1072" align="alignleft" width="233"]Henryk Reyman Henryk Reyman[/caption]

W tygodniu poprzedzającym mecz kadra rozegrała jednak sparing z

reprezentacją Śląska. Cieślik wystąpił właśnie w jej barwach. Ale w drugiej połowie trener kadry Henryk Reyman zaprosił go do swojej drużyny. Cieślik strzelił dwie bramki i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku pojechał do domu.

W radiowej „Kronice Sportowej" usłyszał, że został dodatkowo powołany do kadry. Chwilę później do drzwi zapukał drugi trener kadry Ewald Cebula z potwierdzeniem tej wiadomości. Powstał jednak problem. Cieślik był mistrzem tokarskim w Hucie Batory i powinien być nazajutrz w pracy. Kiedy piłkarze wyjeżdżali na mecze reprezentacji, brali urlopy, a wolnych sobót wtedy nie było. Tym razem zrobiono wyjątek. Brygadzista w hucie też słuchał radia i Cieślik mógł pojechać tramwajem z Batorego na zgrupowanie w Katowicach.

PORACHUNKI Z ROSJANAMI

[quote]– Dopiero w czwartek w południe zgłosiłem się na zgrupowanie – opowiada piłkarz. – A mecz w niedzielę [20 października 1957]. Żyła nim cała Polska. 400 tysięcy ludzi złożyło zamówienia na bilety. Miliony siedziały przy radioodbiornikach, bo telewizja jeszcze wtedy meczów nie transmitowała. Tylko w Polskiej Kronice Filmowej później pokazali. Niektórzy ludzie myśleli, że nawet gdyby nas było stać na pokonanie Rosjan, to władza by nam nie pozwoliła. Takie czasy. Związek Radziecki miał bardzo dobrą drużynę, a bramkarz Lew Jaszyn już wtedy był legendą. Większość z nas miała jakieś porachunki z Rosjanami, co nas dodatkowo mobilizowało. A kiedy jeszcze usłyszeliśmy, jak 100 tysięcy ludzi na Stadionie Śląskim śpiewa hymn, to wiedzieliśmy, że nie możemy przegrać. Widzieliśmy też, że Ruskie się boją. Zwyciężyliśmy 2:1, a to, że akurat ja strzeliłem obydwa gole, jest bez znaczenia. Wszyscy zagrali wspaniale, a Edek Szymkowiak w bramce i „Kici" Brychczy w ataku - fantastycznie – kończy Cieślik.[/quote]

PÓŁ WIEKU Z RUCHEM
gerard-cieslik-ruch

Kibice zanieśli go na ramionach do szatni. Tym meczem zapewnił sobie nieśmiertelność. Grał jeszcze przez dwa lata. Od pół wieku przychodzi na stadion Ruchu Jest tam kimś takim jak Alfredo di Stefano w Realu i Bobby Charlton w Manchesterze United. Został Honorowym Obywatelem Chorzowa. W Klubie Wybitnego Reprezentanta (kryterium – 60 występów w drużynie narodowej) dla Cieślika zrobiono wyjątek. W jego czasach nie grało się tak często jak obecnie, rozegrał tylko 46 meczów w reprezentacji.

cieslik-gerard

1 czerwca 1958 roku ojciec zabrał mnie na Stadion Dziesięciolecia na mecz Polska - Szkocja. – Chodź, synku, zobaczysz, jak gra Cieślik – powiedział. Jakże jestem wdzięczny ojcu, że mogłem zobaczyć na boisku największego polskiego piłkarza lat pięćdziesiątych.

Stefan Szczepłek, artykuł "Łącznik napadu ze Śląska" ("Rzeczpospolita")

Artykuł Leo Messi lat 50., czyli jak tokarz z Huty Batory upokorzył Sowietów [wideo] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>