Kazachstan – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Kazachstan – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 „Fundacja dla Rodaka”: Potrzebujemy pomocy w organizacji wakacji dzieciom polskiego pochodzenia z Kazachstanu https://niezlomni.com/fundacja-dla-rodaka-potrzebujemy-pomocy-w-organizacji-wakacji-dzieciom-polskiego-pochodzenia-z-kazachstanu/ https://niezlomni.com/fundacja-dla-rodaka-potrzebujemy-pomocy-w-organizacji-wakacji-dzieciom-polskiego-pochodzenia-z-kazachstanu/#respond Tue, 20 Jun 2017 15:11:20 +0000 http://niezlomni.com/?p=40380

Obecnie głównym wyzwaniem dla nas jest organizacja wakacyjnego pobytu w Polsce na Warmii i Mazurach, dzieciom i młodzieży polskiego pochodzenia z Kazachstanu - pisze Joanna Wilk-Yaridiz, prezes Fundacji dla Rodaka.

W imieniu Fundacji dla Rodaka pragnę przedstawić nasze działania ukierunkowane głównie na wsparcie Polaków w Kazachstanie, którzy w ramach operacji antypolskiej zostali tam zesłani oraz ich potomków.

[caption id="attachment_40381" align="alignleft" width="500"] fundacjadlarodaka.pl[/caption]

Nasza pomoc i pamięć obejmują także naszych Rodaków na Kresach i w innych krajach. Działania na rzecz potrzebujących Rodaków to nasz cel, nasze zadanie oraz realizacja marzenia. Fundacja dla Rodaka została założona w 2017 roku, jako kontynuacja wcześniejszych patriotyczno-charytatywnych akcji społecznych.

Wszystko zaczęło się od poczucia potrzeby wsparcia Polaków z Kazachstanu.

Do tej pory najważniejszymi akcjami przeprowadzonymi przez fundację były "Książka dla Rodaka", "Kartka dla Rodaka" i „Lekcja dla Rodaka”.

Celem pierwszej z nich jest zapewnienie Polakom za granicą kontaktu z rodzimą literaturą oraz dostępu do materiałów dotyczących polskiej historii i kultury. Akcja ta zakończyła się dużym sukcesem, wykraczającym nawet ponad oczekiwania. Dzięki wspaniałemu odzewowi i pomocy wielu ludzi, w tym także wydawnictw, do tej pory udało się przekazać Polakom w Kazachstanie, na Litwie, Ukrainie, Białorusi, w Obwodzie Kaliningradzkim, Rumunii oraz na Syberii ponad 20 tysięcy książek. Do akcji wspaniale włączyli się polscy autorzy, którzy przekazali na rzecz Rodaków ponad 280 książek z odręcznie wypisanymi dedykacjami. Fundacja organizuje również spotkania autorskie
z pisarzami oraz wieczory z poezją, w czasie których można jeszcze bliżej zapoznać się z aktualną twórczością polskich autorów, a także z nimi samymi.

W wydarzeniu tym świetnie sprawdzili się również kibice reprezentacji Polski, którzy podążając w ślad za reprezentacją, zabierali literaturę i zawozili ją Rodakom. Była to wspaniała pomoc, gdyż dzięki kibicom piłkarskim polska literatura wędrowała do Rodaków nawet i kilka tysięcy kilometrów. „Kibice dla Rodaka” organizuję także akcje promocyjne i popularyzują wszystkie działania fundacji.

[caption id="attachment_40382" align="alignleft" width="462"] fundacjadlarodaka.pl[/caption]

Druga z wymienionych akcji polega na tym, że w przedszkolach i szkołach na terenie Polski dzieci i młodzież własnoręcznie wykonują kartki ze świątecznymi życzeniami dla Rodaków za granicą. W ramach tej akcji zostało zebranych łącznie w obu edycjach ponad 2.750 kartek. Dla wszystkich pamiętających o Rodakach z zagranicy, nagrodą jest ich wdzięczność oraz listy, a także wystawy świątecznych kartek.

„Lekcja dla Rodaka” to zajęcia dla dzieci i młodzieży na temat historii Polaków w Kazachstanie, na Syberii i Kresach, w tym spotkania z Polakami stamtąd. Uczą się oni o bolesnej karcie dziejów, ale tak samo o znaczeniu i doniosłości tych obszarów Rzeczypospolitej. Aktualnie pracujemy nad filmem, w którym zesłańcy z Syberii dzielą się swoimi wspomnieniami.

Obecnie głównym wyzwaniem dla nas jest organizacja wakacyjnego pobytu w Polsce na Warmii i Mazurach, dzieciom i młodzieży polskiego pochodzenia z Kazachstanu. Przybycie 25 dzieci planowane jest na 16. lipca. Potrzebujemy pomocy ludzi dobrej woli oraz firm i instytucji, które pomogą zapewnić podróż do Polski i wakacyjne atrakcje. Kluczowe jest pozyskanie środków na bilety lotnicze. Do tego oczywiście konieczne jest zapewnienie wyżywienia, organizacja wycieczek etc. Pierwsi darczyńcy i osoby, które zorganizują czas dzieciom lub dokonały wpłat już się znaleźli, jednak skala tego wydarzenia jest na tyle duża, że bez dodatkowego wsparcia ten plan i jednocześnie marzenie polskich dzieci z Kazachstanu nie będzie mógł zostać zrealizowany. O tym jak bardzo Ci młodzi Polacy pragną odwiedzić Ojczyznę świadczą choćby ich wzruszające listy, z których kilka załączam na końcu pisma. Dlatego do tej pory zwróciliśmy się do bardzo wielu osób i organizacji choćby o drobne wsparcie.

[caption id="attachment_40383" align="aligncenter" width="735"] fundacjadlarodaka.pl[/caption]

Mamy nadzieję, że tym razem dobra wola będzie mogła zostać przełożona na konkretne czyny. Nie zapominamy jak bardzo ta pomoc jest potrzebna gościom, których szczerze pragniemy przyjąć. Wsparcie nas wszystkich dla Polaków z Kazachstanu, którzy znaleźli się tam w tak trudnych okolicznościach historii, jest im bardzo potrzebne. Docelowo pragniemy pomagać, na ile zdołamy, w ich powrocie do Ojczyzny. Chcemy pomagać rodzinom po powrocie do kraju odnaleźć się i zaadoptować. Temu ma służyć choćby jedna z kolejnych zaplanowanych akcji „Korepetycje dla Rodaka”. Mamy ogromną nadzieję, że dzięki wsparciu wielu życzliwych ludzi uda się pomóc jak największemu gronu osób.

Zapraszamy serdecznie na naszą stronę internetową -  www.fundacjadlarodaka.pl oraz profil na facebook'u - "Fundacja dla Rodaka", gdzie można przeczytać o nas jeszcze więcej, poznać naszych Rodaków, do których kierowane jest wsparcie i włączyć się w działania na ich rzecz. Wszystkiego można się dowiedzieć również bezpośrednio pisząc lub dzwoniąc pod podane dane kontaktowe.

Wyrażamy nadzieję, że Państwo przychylnie spojrzą na zaprezentowane przedsięwzięcia. Bardzo prosimy o rozważanie naszych próśb, wzięcie udziału w akcjach, a szczególnie w wydarzeniu „Wakacje dla Rodaka”. Bylibyśmy bardzo szczęśliwi, gdyby wspólnie z Państwem udało się je nam zorganizować. Zapraszamy także do dzielenie się własnymi pomysłami. Głęboko ufamy, że wspólnie dokonamy jak najwięcej dobra dla naszych Rodaków. Dziękujemy bardzo serdecznie za uwagę, poświęcony czas i za każde wsparcie!

Z wyrazami szacunku,
Joanna Wilk-Yaridiz
(prezes Fundacji dla Rodaka)

Artykuł „Fundacja dla Rodaka”: Potrzebujemy pomocy w organizacji wakacji dzieciom polskiego pochodzenia z Kazachstanu pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/fundacja-dla-rodaka-potrzebujemy-pomocy-w-organizacji-wakacji-dzieciom-polskiego-pochodzenia-z-kazachstanu/feed/ 0
,,Dziewczyny kresowe”: Zapytałam gospodyni, co się dzieje. Powiedziała mi, żebym się nie bała, bo to tylko nasi Polaków „reżut” https://niezlomni.com/polskie-losy-zapytalam-gospodyni-sie-dzieje-powiedziala-mi-zebym-sie-bala-nasi-polakow-rezut/ https://niezlomni.com/polskie-losy-zapytalam-gospodyni-sie-dzieje-powiedziala-mi-zebym-sie-bala-nasi-polakow-rezut/#respond Tue, 18 Apr 2017 19:23:30 +0000 http://niezlomni.com/?p=37386

Książka Dziewczyny kresowe zawiera wspomnienia i świadectwa kobiet wywodzących się z Kresów II Rzeczpospolitej. Ich los był typowy dla dziewcząt polskich z tych terenów.

Po wkroczeniu Niemców na Żytomierszczyznę za radą sąsiadów postanowiłam udać się na Wołyń, który do 1939 roku należał do Polski. Ci, którzy tam pojechali i wrócili, mówili, że tamtejszym chłopom powodziło się lepiej, bo bolszewicy nie zdążyli zapędzić wszystkich chłopów do kołchozów, a te, które udało im się założyć, zostały rozwiązane.

W 1943 roku znalazłam się więc za Słuczą, która wyznaczała w tych stronach polsko-sowiecką granicę, i trafiłam do wsi koło Międzyrzecza Koreckiego. Mieszkali w niej zarówno Polacy, jak i Ukraińcy. Ja znalazłam pracę u Ukraińca, który miał duże gospodarstwo. Żyło mi się tam dobrze, bo choć ciężko pracowałam, to nie głodowałam. Jadłam razem z gospodarzami. Poza tym, co było dla mnie bardzo ważne, mogłam chodzić do kościoła w pobliskim Niewirkowie. Po kilku miesiącach sytuacja jednak uległa pogorszeniu, kiedy Ukraińcy zaczęli rżnąć Polaków.

Wtedy szybko zorientowałam się, że tamtejsi Ukraińcy nienawidzą Polaków i w straszny sposób są gotowi ich zabijać. Noce rozświetlały łuny płonących polskich wsi. Początkowo nie wiedziałam, co to wszystko oznacza. Zapytałam gospodyni, co się dzieje. Ona, chcąc mnie uspokoić, powiedziała mi, żebym się nie bała, bo to tylko nasi Polaków „reżut”! Przestałam wtedy chodzić do kościoła, obawiając się, że mnie też zarżną. Gospodarze też zabronili mi uczęszczać na niedzielną mszę świętą. Nie chcieli, by otoczenie dowiedziało się, że jestem Polką. Szybko okazało się, że banderowcy w biały dzień zabili koło figury młodą dziewczynę idącą do kościoła. Strasznie ją ponoć zmasakrowali. Ja jej nie widziałam, bo gospodarze mnie nie puścili. Od tej pory przestali do mnie zwracać się „Janka”, tylko zaczęli mówić po ukraińsku „Ninka”. Ja się bałam i nie mogłam spać. Raz zobaczyłam, jak przed wieczorem gospodarz ostrzy siekierę. Przestraszyłam się nie na żarty. Myślałam, że szykuje się, by mnie zarąbać. Przypuszczałam, że należy do jakiejś bandy, bo często nocami znikał z domu.

Polacy mieszkający w tej wiosce też się bali. Wieczorem zostawiali cały swój dobytek i szli spać do kościoła w Niewirkowie. Tam stali jeszcze Niemcy, więc Polacy uznali, że Ukraińcy ich nie zaatakują. Którejś nocy obudziła mnie łuna. W domu gospodarzy zrobiło się jasno jak w dzień. Płonęły zabudowania sąsiadki – Polki. Mój gospodarz dostał od wodzów bandy polecenie spalenia ich. Rano, jak gdyby nic się nie stało, obudził mnie i powiedział, że pójdziemy na pole kosić pszenicę. On miał kosić, a ja ubierać i wiązać w snopki. Gdy ruszyliśmy na pole, okazało się, że idziemy na pole tej sąsiadki. Gdy zdziwiona powiedziałam o tym Ukraińcowi, ten stwierdził krótko: „Ona już tu nie wróci!”.

[caption id="attachment_37391" align="alignleft" width="447"] Aleja Ofiar OUN-UPA w Legnicy, fot.Paweł5586, commons.wikimedia.org[/caption]

Na następny dzień postanowiłam wracać w rodzinne strony. Powiedziałam o tym gospodyni i ta nie protestowała. Jej mąż był zdziwiony. Oświadczył, że gdybym go uprzedziła wcześniej, to kupiłby mi obiecane buty. Przyszłam bowiem do nich na bosaka i na bosaka chodziłam. Nie chciałam jednak czekać na te buty, wzięłam, co mi dała gospodyni, i ruszyłam w drogę. Gospodyni dała mi bochenek chleba i materiał na dwie sukienki. Upakowałam to do węzełka i poszłam w stronę Korca, za którym przebiegała dawniej polsko-sowiecka granica.

Zanim dotarłam do końca wsi, na skraju lasu dogonił mnie zdyszany gospodarz i udzielił ostatnich instrukcji. Powiedział mi, żebym nikomu nie przyznawała się do tego, że jestem Polką, i wszystkim mówiła, że jestem prawosławną Ukrainką. Przez kilka minut uczył mnie, jak mam się żegnać, żeby udawać prawosławną. Poinstruował mnie także, że gdyby kazali mi się modlić, to mam mówić, że w mojej wsi bolszewicy zniszczyli cerkiew i nie nauczyłam się modlić. Ostrzegł mnie, że jeśli przyznam się, że jestem Polką, to oni będą mnie strasznie męczyć! Widocznie był świadkiem, jak członkowie jego bandy torturowali Polaków, i nie chciał, bym zginęła w męczarniach. Może ruszyło go sumienie, a może bał się, że jak mnie złapią, to torturowana przyznam się, że u niego pracowałam, i będzie miał kłopoty z tego tytułu, że mnie nie zarąbał. Poradził mi on również, jak najprościej dotrzeć na drogę prowadzącą na Korzec. Miałam dojść do Niewirkowa, za kościołem skręcić w prawo i pójść traktem wzdłuż cmentarza. Tak zrobiłam, ale jak trafiłam na cmentarz, to się przeraziłam. Stały na nim sterty trumien, których nie miał kto pochować. Ludzie zwozili je furmankami z trupami pomordowanych przez Ukraińców Polaków, a grabarze nie nadążali z kopaniem dla nich grobów. Trumny te były w większości prymitywne, zbite z desek. Niektóre bardziej przypominały skrzynie niż trumny. W każdej z nich złożono po kilka porąbanych ciał. To był straszny widok. Ja, stale się modląc, pomaszerowałam dalej do Korca, odległego od Niewirkowa o jakieś dwadzieścia pięć kilometrów. Przed wieczorem dotarłam do tego miasta. Wzruszyłam się, gdy na ulicach usłyszałam polską mowę i zobaczyłam kościół, ale już się nie zatrzymywałam.

Gdy znalazłam się za Korcem, dosłownie padałam z nóg. Przy drodze stała jakaś chatka, do której zaszłam i po ukraińsku zapytałam gospodarzy, czy mogę u nich przenocować. Ci zapytali, skąd idę. Odpowiedziałam, że z zachodniej Ukrainy. Wtedy ożywił się jakiś staruszek siedzący przy piecu, pewnie ojciec gospodarza. „Tam Lachów palą!” – powiedział. „Ja tam nic nie wiem” – odpowiedziałam, nie chcąc podejmować tematu. Nie wiedziałam bowiem, do kogo trafiłam. Szybko okazało się, że zrobiłam bardzo dobrze, bo ten staruszek zaraz dodał: „Bardzo dobrze, że palą Lachów, ja bym ich sam za noc zarżnął ze stu pięćdziesięciu”. Znów się przeraziłam. „Boże wielki! – pomyślałam. – Gdzie ja trafiłam, teraz mnie na pewno zarżną”.

Fragment wspomnień Janiny Całko Zaczęli rżnąć Polaków. Niezwykłe świadectwo kobiet poddanych represjom tylko za to, że były Polkami

Marek A. Koprowski, Dziewczyny kresowe, Replika, Poznań 2017. Książkę można nabyć TUTAJ.

Książka zawiera wspomnienia i świadectwa kobiet wywodzących się z Kresów II Rzeczpospolitej. Ich los był typowy dla dziewcząt polskich z tych terenów.

Po zajęciu Kresów przez Sowietów, jedne zostały deportowane do Kazachstanu, inne na Sybir wraz ze swymi matkami czy dziadkami. Ich ojcowie, w większości oficerowie Wojska Polskiego, dostojnicy państwowi, urzędnicy bądź policjanci, aresztowani wcześniej, już przebywali w obozach, z których zwykle nie wracali.

Unikatowy charakter mają wspomnienia Reginy Szablowskiej-Lutyńskiej. W wieku 11 lat została ona wraz z matka i dziadkami zesłana do północnego Kazachstanu. Będąc tam, prowadziła pamiętnik, zapisując w nim codziennie, w punktach, najważniejsze wydarzenia każdego dnia. To jedyne tego typu zapiski sporządzone przez polskie dziecko, zesłane na dalekie stepy. Dlatego też relacje Reginy Szablowskiej-Lutyńskiej, choć subiektywne, mają bezcenną wartość dokumentalną.
Niemniej ważne dla poznania i zrozumienia losów Polaków na Wschodzie są świadectwa tych Polek z Kresów, które z wyroku historii lub wyboru rodziców pozostały na zawsze w Rosji, na Ukrainie, w Kazachstanie lub w Mołdawii. Nigdy nie przestały być Polkami, a ich ostoją pozostał Kościół Katolicki. W jego obronie walczyły.

W książce znalazły się relacje Janiny Górskiej ‒ żywej legendy Polonii w Bielcach, Ludmiły Walewicz ‒ działaczki polskiej z Gagauzji (Mołdawia), Antoniny Biełołus z Mohylowa Podolskiego (Ukraina), Marii Jasińskiej z Tambowa (Rosja), Zofii Sobczak z Żanaszaru (Kazachstan) i Mirosławy Jefimowej z Władywostoku (Rosja).
Oto kresowe dziewczyny, którym w trudnych czasach przyszło zdać egzamin z życia. I zdały go celująco.

Marek A. Koprowski

Pisarz, dziennikarz, historyk zajmujący się tematyką wschodnią i losami Polaków na Wschodzie. Plonem jego wypraw i poszukiwań jest wiele książek, z czego kilkanaście ukazało się nakładem Wydawnictwa Replika. Za serię Wołyń. Epopeja polskich losów 1939–2013 otrzymał Nagrodę im. Oskara Haleckiego w kategorii „Najlepsza książka popularnonaukowa poświęcona historii Polski w XX wieku”. Jest też laureatem nagrody „Polcul – Jerzy Bonicki Fundation” za działalność na rzecz utrzymania kultury polskiej na Wschodzie.

Marek Koprowski jest jednym z najciekawszych polskich popularyzatorów historii. „Do Rzeczy".

Artykuł ,,Dziewczyny kresowe”: Zapytałam gospodyni, co się dzieje. Powiedziała mi, żebym się nie bała, bo to tylko nasi Polaków „reżut” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/polskie-losy-zapytalam-gospodyni-sie-dzieje-powiedziala-mi-zebym-sie-bala-nasi-polakow-rezut/feed/ 0
Odnowiony Biuletyn IPN”. Bardzo dobra decyzja wydawnicza Instytutu https://niezlomni.com/odnowiony-biuletyn-ipn-bardzo-dobra-decyzja-wydawnicza-instytutu/ https://niezlomni.com/odnowiony-biuletyn-ipn-bardzo-dobra-decyzja-wydawnicza-instytutu/#respond Sat, 25 Mar 2017 21:08:35 +0000 http://niezlomni.com/?p=36625

Po kilku latach nieobecności na rynek wydawniczy powrócił „Biuletyn IPN”, odnowione pismo prezentuje się ciekawie, jest dużo mniej naukowe niż poprzednia wersja pisma i bardziej interesujący niż „Pamięć.pl”, z której wydawania Instytut zrezygnował.

Nowa bardziej przejrzysta szata graficzna, lepsza edycja, dużo ilość zdjęć, sprawiają, że pismo dobrze się prezentuje i jest przyjemne w odbiorze.

Teksty są bardziej popularnonaukowe niż w poprzedniej wersji pisma, ale biuletyn nie ucieka od trudnych i poważnych tematów, jak tekst Ewy Siemaszko o świeceniu przez prawosławnych i grekokatolickich popów narzędzi używanych przez Ukraińców do mordowania Polaków, opowieści doktora Kazimierz Krajewskiego o żołnierzu niepodległościowego podziemia podporuczniku Bolesławie Sawiczu-Korsaku, tekście doktora Witolda Bagieńskiego o działalności wywiadu PRL w Rzymie, czy rozważaniach Mirosława Jeziorskiego i Krzysztofa Płaski o zbiorze zastrzeżonym.

Ciekawym przyczynkiem do losów polskich rodzin są dwudziestowieczne dzieje małopolskiej rodziny Majdzików, opisane przez Annę Zechenter. Nie są to jedyne artykuły po które warto sięgnąć w odnowionym numerze „Biuletynu IPN”, czytelnik znajdzie tu wiele interesujących tekstów.

Do zakupu zachęca również przystępna cena (8 zł) za 200 stron tekstu na dobrym kredowym papierze oraz film na DVD o księdzu Władysławie Bukowińskim, apostole Polaków w sowieckim Kazachstanie „Człowiek Boga”.

Biuletyn IPN, nr 1-2. Biuletyn można nabyć TUTAJ.

Artykuł Odnowiony Biuletyn IPN”. Bardzo dobra decyzja wydawnicza Instytutu pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/odnowiony-biuletyn-ipn-bardzo-dobra-decyzja-wydawnicza-instytutu/feed/ 0
Jak socjalizm zlikwidował… morze. Jego powierzchnia odpowiadała wielkości Irlandii, dziś jest zaledwie silnie skażonym jeziorem https://niezlomni.com/socjalizm-zlikwidowal-morze-powierzchnia-odpowiadala-wielkosci-irlandii-dzis-zaledwie-silnie-skazonym-jeziorem/ https://niezlomni.com/socjalizm-zlikwidowal-morze-powierzchnia-odpowiadala-wielkosci-irlandii-dzis-zaledwie-silnie-skazonym-jeziorem/#respond Wed, 12 Oct 2016 08:10:53 +0000 http://niezlomni.com/?p=32430

Morze Aralskie było właściwie ogromnym bezodpływowym, słonym jeziorem leżącym na pograniczu Kazachstanu i Uzbekistanu, zasilanym przez dwie wielkie rzeki Azji środkowej: Syr-darię i Amu-darię. Jego powierzchnia odpowiadała mniej więcej powierzchni Irlandii, zaś okoliczna ludność żyła głównie z rybołówstwa.

Obecnie niepodległe kraje: Kazachstan i Uzbekistan należały do carskiej Rosji od XIX wieku, a po rewolucji bolszewickiej weszły w skład Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (ZSRR), jako Kazachska SRR (Socjalistyczna Republika Radziecka) i Uzbecka SRR. Na obszarze tych krajów rozciąga się wielka pustynia Kyzył-kum o powierzchni mniej więcej odpowiadającej powierzchni Polski. Ponieważ prawdziwy socjalizm nie zna żadnych ograniczeń, z pustyni tej postanowiono uczynić pola uprawne bawełny i ryżu. Zaś potrzebną do tego wodę postanowiono zaczerpnąć z rzek Amu-darii i Syr-darii, rozprowadzając ją przy pomocy gigantycznej sieci kanałów.

Jak to w socjalizmie, budowa (prowadzona głównie siłami więźniów z Gułagu) charakteryzowała się skrajnym dyletanctwem. Nie zadbano nawet o zabezpieczenie kanałów przed wsiąkaniem wody w podłoże, wskutek czego znaczna jej część po prostu się marnowała. Marnuje się zresztą do dziś bowiem kanały cały czas funkcjonują i cały czas nie są zabezpieczone (udało się zabezpieczyć około 12% z nich). Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku, rozpoczęła się wyraźna degradacja Morza Aralskiego. Poziom morza obniżał się początkowo o kilkanaście centymetrów rocznie, w latach siedemdziesiątych o kilkadziesiąt centymetrów, a w latach osiemdziesiątych już o ponad metr rocznie.

[caption id="attachment_32433" align="alignright" width="489"]Na nowo powstałej pustyni można spotkać statki - nawet kilkadziesiąt kilometrów od dzisiejszego brzegu Na nowo powstałej pustyni można spotkać statki - nawet kilkadziesiąt kilometrów od dzisiejszego brzegu[/caption]

Ubytek wody w Morzu Aralskim, powodował wzrost jego zasolenia. Wskutek tego wszystkie organizmy zamieszkujące akwen – wymarły. Źródło utrzymania większości mieszkańców regionu – ryby – przestało istnieć. Zwolennicy socjalizmu, których dziś przecież nie brakuje, zwykli podkreślać, że ambitne działania ich ideologicznych braci, rzeczywiście doprowadziły do likwidacji morza, ale za to spowodowały powstanie wielkiej i malowniczej pustyni Aral-kum. Problem jednak w tym, że ta pustynia, rozciągająca się na dnie dawnego morza, jest bardzo silnie skażona. Po pierwsze środkami ochrony roślin, spłukiwanymi z pól przez kanały nawadniające, a po drugie pozostałościami wielkiego laboratorium produkcji broni biologicznej, które znajdowało się na wyspie Odrodzenia, w południowej części morza.

Do dziś nie wiadomo, jak wielkie zagrożenia mogą kryć się na wyspie, która oczywiście przestała być wyspą, a stała się częścią pustyni. W 2003 roku, na teren ten udała się ekspedycja zorganizowana na mocy porozumienia pomiędzy rządami Stanów Zjednoczonych i Kazachstanu. Ekspedycji udało się zneutralizować od 100 do 200 ton wąglika.

W tym samym roku 2003 ruszył wielki program wspierany przez Bank Światowy, mający uratować północny skrawek Morza Aralskiego, zwany obecnie Jeziorem Północnoaralskim. W 2005 roku ukończono budowę tamy Kökarał, która oddzieliła wody północnej części morza od jego znacznie większej, południowej części. Tama ta wybudowana jest w przewężeniu jeziora, na przedłużeniu naturalnego półwyspu Kökarał i od niego wzięła nazwę. Od tego czasu poziom zasilanego wodami Syr-darii Jeziora Północnoaralskiego podniósł się, a jego zasolenie spadło, kosztem jednak wód południowej części.

Udział Banku Światowego w ratowaniu resztek Morza Aralskiego, ma wymiar symboliczny. Bowiem zawsze, ruiny i zgliszcza, które pozostawia po sobie socjalizm, są przywracane do życia przez kapitalizm. Co zresztą nie zmienia wiary wielu ludzi w to, że socjalizm jest dobry, a kapitalizm jest zły. Głupich nie sieją.

Jan Adamski, źródło: JanAdamski.eu

Artykuł Jak socjalizm zlikwidował… morze. Jego powierzchnia odpowiadała wielkości Irlandii, dziś jest zaledwie silnie skażonym jeziorem pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/socjalizm-zlikwidowal-morze-powierzchnia-odpowiadala-wielkosci-irlandii-dzis-zaledwie-silnie-skazonym-jeziorem/feed/ 0
Żyjąc w Polsce, mieszkasz w Kazachstanie, Rumunii czy Portugalii… https://niezlomni.com/zyjac-polsce-mieszkasz-kazachstanie-rumunii-portugalii/ https://niezlomni.com/zyjac-polsce-mieszkasz-kazachstanie-rumunii-portugalii/#respond Mon, 03 Oct 2016 13:06:00 +0000 http://niezlomni.com/?p=32055

PKB per capita (produkt krajowy brutto na jednego mieszkańca) polskich województw porównane do PKB per capita poszczególnych krajów. Województwa oznaczone na niebiesko posiadają PKB per capita powyżej średniej krajowej, a te zaznaczone na czerwono poniżej.

geomapy

więcej podobnych grafik na Geomapy

Artykuł Żyjąc w Polsce, mieszkasz w Kazachstanie, Rumunii czy Portugalii… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zyjac-polsce-mieszkasz-kazachstanie-rumunii-portugalii/feed/ 0
„Tak, tak, Bukowiński, zdemoralizowaliście dużo ludzi”. O człowieku z Bogiem w sercu w kraju bez Boga https://niezlomni.com/tak-tak-bukowinski-zdemoralizowaliscie-duzo-ludzi-o-czlowieku-z-bogiem-w-sercu-w-kraju-bez-boga/ https://niezlomni.com/tak-tak-bukowinski-zdemoralizowaliscie-duzo-ludzi-o-czlowieku-z-bogiem-w-sercu-w-kraju-bez-boga/#respond Sat, 10 Sep 2016 19:59:38 +0000 http://niezlomni.com/?p=4869

W tym piekle zła, niesprawiedliwości, krzywdy, bólu i cierpienia szukałem człowieka – wzoru dla siebie. Tym wzorem człowieka i kapłana był dla mnie przez dziewięć lat w łagrach ks. Władysław Bukowiński – wspominał greckokatolicki duchowny Eliasz Głowacki.

– Wysoki, wychudły, w lichym odzieniu, lecz zawsze pogodny i uśmiechnięty. Ile światła, pociechy i siły wlewały w nasze serca Jego słowa, dzięki którym przetrwaliśmy. Kontakty z Nim podtrzymywały mnie na duchu, zrozumiałem wartość cierpienia, dzięki czemu nie załamałem się”.

Za wierność Bogu i misji duszpasterza przyszło zapłacić Słudze Bożemu ks. Władysławowi Bukowińskiemu ponad trzynastoma latami sowieckich więzień i łagrów. Mógł w latach 50. wrócić do Polski, lecz pozostał z kazachskimi katolikami, narażając się na szykany i aresztowanie. Niepojęty jest ten bezmiar poświęcenia w czasach triumfu antywartości, mody na wyświechtane frazesy o „samorealizacji” i „prawie do szczęścia”; w czasach małych ludzi kreowanych na celebrytów i głośnych medialnych karier księży – nielicznych na szczęście – którym kamery przesłoniły powołanie.

Ocalał z masakry

[caption id="attachment_4871" align="alignleft" width="242"]Adam Stefan Sapieha Adam Stefan Sapieha[/caption]

Święcenia kapłańskie ks. Władysław Bukowiński przyjął z rąk ks. kard. Adama Sapiehy, metropolity krakowskiego, w 1931 roku, kiedy miał 27 lat. Zanim przyjechał na Wołyń, był kapłanem w Rabce i Suchej Beskidzkiej. Urodzony w Berdyczowie na Żytomierszczyźnie, chciał bardzo pracować na Kresach. Gdy wreszcie wysłano go do Łucka, rzucił się w wir miejscowego życia. W ciągu czterech lat do 17 września 1939 roku dał się poznać wszystkim jako nauczyciel religii w szkołach i wykładowca w wyższym seminarium duchownym.

Po inwazji ZSRS na Polskę władze kościelne mianowały go proboszczem katedry w Łucku, ponieważ potrzebny był tam człowiek umiejący radzić sobie w trudnych sytuacjach, mówiący biegle po rosyjsku. Jeśli ktoś miał ochronić wiernych i wywalczyć sobie u Sowietów autorytet, mógł to być tylko ks. Władysław. Jednak i jego dosięgła w końcu ręka „czekistowskiej sprawiedliwości”. Aresztowany w sierpniu 1940 roku, został skazany na osiem lat łagrów. Wybuch wojny między III Rzeszą a ZSRS zastał go jeszcze w łuckim więzieniu.

23 czerwca 1941 roku, gdy armia niemiecka zbliżała się do miasta, NKWD dostało rozkaz „opróżnienia” miejscowego więzienia, gdzie przetrzymywano Polaków i Ukraińców. Ludzie spędzeni na dziedziniec ginęli od salw karabinów maszynowych. Tego jednego dnia w łuckim więzieniu zastrzelono około trzech tysięcy kobiet, mężczyzn i dzieci. „Na dziedzińcu leżał mężczyzna z rozprutym brzuchem – wspominał Wojciech Podgórski. – Ukląkł przy nim człowiek w czarnych spodniach i białej, brudnej, podartej koszuli. Powiedział, że jest księdzem i chce nas przygotować na śmierć. Był to ks. Bukowiński. Wszyscy żywi i mniej ranni poklękali, a ksiądz recytował modlitwy przeznaczone na taką okoliczność”. Kapłan cudem uniknął śmierci – kula przeleciała tuż obok jego głowy, nie czyniąc mu krzywdy.

On sam zapamiętał tę chwilę:

Byłem dziwnie spokojny. Całe moje wówczas 36-letnie życie skurczyło się do jakiejś znikomej chwilki. Myśl moja pracowała niezwykle intensywnie. Przeżywałem koniec doczesności i brzask wieczności. (…) Duch krążył swobodnie między doczesnością a wiecznością.

Pod dwiema okupacjami

Ocalały z masakry 23 czerwca 1941 roku, wrócił do swojej parafii w katedrze, gdzie zaczął się dla niego czas ciężkiej pracy konspiracyjnej.

Ratował żydowskie dzieci, znajdując dla nich bezpieczne schronienie w katolickich rodzinach, troszczył się o polskich uciekinierów, docierał do więźniów na gestapo.

W książce „Spotkałem człowieka. Ks. Władysław Bukowiński w pamięci wiernych i przyjaciół” znalazły się relacje osób pamiętających czasy okupacji sowieckiej i niemieckiej.

Szybko zrozumieliśmy, że zarówno On, jak i my traktowani jesteśmy przez przybyłych ze Wschodu jako wrogowie – wspomina jeden z jego uczniów. – Katechizacja odbywała się jednak jawnie w głównej nawie kościoła, choć oczywiście mieliśmy nieograniczony wstęp także do zakrystii, gdzie ks. Władysław Bukowiński pokazywał nam różne sprzęty. Był w bliskich kontaktach z rodzicami, i to nie tylko chodząc po kolędzie. Po latach dowiedziałem się od Mamy, że starał się – i zalecał innym – pamiętać jak najmniej nazwisk, by w razie przesłuchań w NKWD nie dawać pretekstów do aresztowania innych. Również po latach uświadomiłem sobie, że wspierał wszelkimi sposobami Żydów z getta w czasie okupacji niemieckiej. W kościele wypisywano metryki. Ks. Bukowiński organizował pomoc zarówno dla Żydów, jak i więzionych w Łucku jeńców sowieckich, morzonych głodem.

Kapłan – nocny stróż

W więzieniu znalazł się po raz drugi w styczniu 1945 roku, zgarnięty przez NKWD wraz z biskupem łuckim i innymi kapłanami, gdy Armia Czerwona parła na Zachód. Tym razem wyrok brzmiał: dziesięć lat obozu.

"22 stycznia wyjeżdżaliśmy z Łucka pod konwojem – wspominał tę chwilę. – Patrząc z samochodu więziennego na znikający nam z oczu Łuck wraz z całą kopułą katedry, jasno pojąłem, że Łuck to przeszłość bezpowrotnie miniona w moim życiu i w dziejach Polski współczesnej. Co przyniesie przyszłość?”. Moment ten określał później jako jeden z dwóch przełomowych w swoim życiu – gdy „przeszłość kończy się bezpowrotnie, a wkracza przyszłość całkiem nowa.

Pognano go najpierw do pracy na Uralu, później trafił do kopalni miedzi w okolicach Karagandy w Kazachstanie. Uwolniony w 1954 roku, został zesłany na przymusowe osiedlenie w Karagandzie, gdzie musiał zgłaszać się każdego miesiąca do NKWD i nie miał prawa bez pozwolenia opuszczać miasta.

Nie wiedział jeszcze wówczas, że właśnie w Kazachstanie przyjdzie mu spędzić resztę życia. Jako zesłaniec musiał mieć stałe zatrudnienie. „Wziąłem taką pracę, która dawała mi stosunkowo dużo wolnego czasu na pracę duszpasterską. Pracowałem co drugą noc jako stróż nocny” – czytamy w jego pamiętnikach.

A życie w Azji Środkowej było bardzo trudne. Najniższe temperatury zimą dochodzą w Karagandzie do minus pięćdziesięciu stopni Celsjusza, letnie sięgają czterdziestu stopni. Dla człowieka urodzonego w Polsce klimat kontynentalny bywa zabójczy. Ksiądz Władysław aż do śmierci w 1974 roku nie chciał jednak wrócić z ZSRS, uważał bowiem, że jego miejsce jest wśród prześladowanych

Przyjął obywatelstwo sowieckie – i to był drugi przełomowy moment w jego życiu.

Dokonał się tak prosto i zwyczajnie. Tym razem ja sam dobrowolnie pokierowałem własnym życiem, doskonale zdając sobie sprawę z podjętej decyzji.

Gdy w czerwcu 1955 roku lotem błyskawicy rozeszła się wieść, że „zapisują na repatriację”, każdy biegł do komendantury. Tymczasem ks. Bukowiński na propozycję wyjazdu do Polski odpowiedział: „Pragnę pozostać”.

„Jestem domokrążcą”

Konsekwencję tej decyzji poniósł trzy lata później, kiedy w 1958 roku aresztowano go po raz trzeci i osądzono. Na pytanie śledczego, dlaczego nie wyjechał, odpowiedział, że uczynił to „ze względów ideowych, dla pracy duszpasterskiej wśród tak bardzo jej potrzebujących, a niemających swoich kapłanów katolików Związku Sowieckiego”.

„Tak, tak, Bukowiński, zdemoralizowaliście dużo ludzi” – odparł sędzia.

Tak właśnie komunistyczny czynownik podsumował najpiękniej owoce wieloletniej posługi kapłańskiej. „Demoralizował” ks. Bukowiński ludzi, jak tylko potrafił – przed aresztowaniem i po wyjściu z łagru w 1961 roku. Nic nie mogło go powstrzymać – ani brak zezwoleń, ani zakaz wyjazdów. Służył Polakom wygnanym z okolic Kamieńca, Żytomierszczyzny oraz Winnicy i Niemcom rzuconym wolą Stalina w głąb Azji znad Wołgi, gdzie mieszkali od końca XVIII wieku.

Objeżdżał wsie, sprawował Najświętszą Ofiarę w domach, tam spowiadał, chrzcił, udzielał ślubów.

Jestem ustawicznie domokrążcą. Całe moje duszpasterstwo dokonuje się w cudzych domach, lecz w żadnym wypadku nie w jednym – pisał we wspomnieniach zredagowanych podczas pobytu w Polsce w 1969 roku. – Mszę św. w naszych warunkach trzeba odprawiać raniutko lub wieczorem. Ołtarz – zwyczajny stół z białym obrusem. Na stół kładzie się duże pudełko lub dwie grube książki, przykrywa się białą chustką i stawia krucyfiks.

Potem zaczynał spowiadać, o dziewiątej wieczorem odbywała się Msza św., po niej znów spowiedź… A były to spowiedzi szczególne: ludzie ci nie widzieli księdza przez kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat.

"Wreszcie krótki spoczynek nocny. Krótki, bo kładę się zwykle po północy, a już o 5 lub 6 rano jest poranna Msza św., a potem dalej spowiedź, czasami chrzty i namaszczenia olejami świętymi, czasami śluby. Ponieważ to się powtarza wciąż na nowo w różnych domach, więc sypiam częściej w cudzych łóżkach niż w swoim własnym”. Błogosławił pary żyjące ze sobą od wielu lat. „Miałem i takie wypadki, że dawałem równocześnie ślub ojcu i synowi, matce i córce” – wspominał. Do I Komunii Świętej przystępowali dorośli – zapamiętał 52-letnią wdowę. „A takich, którzy przyjęli u mnie komunię św., mając 40 lat, trudno by porachować” – odnotował.

wladyslaw-bukowinskiNa odprawiane potajemnie Msze św. przybywało w niedziele około setki wiernych z okolicy, w dzień powszedni – około 50. Schodzili się często i Polacy, i Niemcy. Wtedy czytał Ewangelię w obu językach, a kazanie głosił po rosyjsku, żeby rozumieli wszyscy.

„My takie sieroty…”

Ludzie, którym odebrano Kościół, wyczekiwali go i przyjmowali jak objawienie. W 1957 roku, gdy objeżdżał wioski w okolicach Ałma Aty, w jednej z nich stary mieszkaniec powitał go słowami: „Wywieźli nas pod te góry, zostawili tutaj i wszyscy zapomnieli o nas. Nikt nas nie pamiętał. Dopiero Ojciec Duchowny do nas przyjechał. My takie sieroty, my takie sieroty…”. Płakali wszyscy, a ks. Bukowiński z nimi. „Ale były to dobre łzy” – zapamiętał.

Pod koniec lat 50. udało mu się zdobyć stałe pomieszczenie do celów liturgicznych. Jak powstawały takie potajemne świątynie?

„Wierni składali ofiary, kupowano dom. Usuwano kilka wewnętrznych ścian i w ten sposób (…) powstawał jeden wielki pokój”. Wystarczyło urządzić ołtarz, poświęcić Boży przybytek i zaczynały się nabożeństwa. Jego kościółek przetrwał zaledwie rok.

Przed uwięzieniem i po zwolnieniu odbył, jak sam pisał, „osiem wielkich wypraw misyjnych”: do Turkmenistanu, na południe w okolice Ałma Aty, gdzie mieszkali Polacy wysiedleni w 1936 roku z Ukrainy, na wschód i do Semipałatyńska. „Tylko na północ od Karagandy nie urządzałem żadnych większych wypraw misyjnych, bo tam działali ks. Bronisław Drzepecki i ks. Józef Kuczyński” – najbliżsi przyjaciele, jak on gotowi poświęcić wszystko dla ratowania dusz w kraju bez Boga. Pierwszy z nich spędził w obozach i więzieniach 15 lat, a drugi – 17.

Nigdy nie ustawał w walce o duszę człowieka odartego z wiary. A mimo to dręczyły go skrupuły: „Nieraz miewałem poważne wątpliwości, czy nie bywałem zbyt wygodny czy ostrożny – pisał. – Kiedy ks. Józef Kuczyński odsiadywał siedem lat za dwa i pół roku swojej pracy w Kazachstanie, nieraz mówił mi: ’Bardzo ciężko jest siedzieć siedem lat, gdy się już przedtem siedziało dziesięć. Ale muszę przyznać, że za tamte dwa i pół roku opłaci się znowu siedzieć’”.

wladyslaw-bukowinski„Tego szczęścia nie zamieniłbym na zaszczyty”

Kiedy ucisk chrześcijan nieco zelżał, ks. Bukowiński mógł sprawować swoją posługę jawnie. Pozwolono mu też wyjeżdżać do Polski, gdzie wieści ze Wschodu wyczekiwał kardynał Karol Wojtyła. „Wszystkiego, co wiem o Kazachstanie, dowiadywałem się od księdza Bukowińskiego” – wspominał, gdy już był Papieżem. Podczas trzech pobytów w kraju zatrzymywał się w krakowskiej parafii św. Floriana, gdzie działa dziś Stowarzyszenie im. ks. Władysława Bukowińskiego „Ocalenie”, szerzące jego kult – od 2006 roku trwa proces beatyfikacyjny duchownego.

Powoli organizm wyczerpany wieloletnią posługą ponad siły zaczął odmawiać księdzu Władysławowi posłuszeństwa. W 1962 roku, kiedy miał 58 lat, pisał już o starzeniu się: „Jest to sztuka umiejętnego likwidowania remanentów doczesnych i wkraczania w wieczność z wiarą, nadzieją, miłością, no i skruchą, oczywiście”. Mimo utrudzenia dożył siedemdziesiątki, wyjeżdżając do wsi i miasteczek sowieckiej Azji Środkowej. Po śmierci w 1974 roku jego ciało przyjęła na zawsze kazachska ziemia.

Pracę dla wygnańców na Wschodzie uważał za szczególną Bożą łaskę. „Któregoś dnia czerwcowego przejeżdżałem z jednej wioski do drugiej – wspominał. – I wówczas poczułem się bardzo szczęśliwy i wdzięczny Opatrzności za to, że mnie tam przyprowadziła do tych tak biednych i opuszczonych, a przecież tak bardzo wierzących i miłujących Chrystusa. Tego szczęścia doznanego na trzęsącej się furce nie zamieniłbym na największe zaszczyty i przyjemności”.

Anna Zechenter, tekst ukazał się w "Naszym Dzienniku" (28 grudnia, 2013 r.)

Artykuł „Tak, tak, Bukowiński, zdemoralizowaliście dużo ludzi”. O człowieku z Bogiem w sercu w kraju bez Boga pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/tak-tak-bukowinski-zdemoralizowaliscie-duzo-ludzi-o-czlowieku-z-bogiem-w-sercu-w-kraju-bez-boga/feed/ 0
Boruc jak Borat. Kibice Kazachstanu wściekli https://niezlomni.com/boruc-borat-kibice-kazachstanu-wsciekli/ https://niezlomni.com/boruc-borat-kibice-kazachstanu-wsciekli/#respond Sun, 04 Sep 2016 10:35:59 +0000 http://niezlomni.com/?p=30918

Artur Boruc opublikował na swoim profilu na Instagramie zdjęcie z hotelu w Kazachstanie, gdzie obecnie przebywa reprezentacja Polski przygotowująca się do meczu z gospodarzami. - "Jest miło" jak mawiał Borat - napisał bramkarz. W Internecie zawrzało...

Satyryczny film "Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej" nie jest lubiany przez mieszkańców. Władze rozważały nawet podanie twórców do sądu.

boruc1

Boruc szybko zdjęcie usunął. Ale zamieścił kolejne, pod którym zaczęły pojawiać się atakujące Polaka wpisy. Boruc usunął je i zablokował możliwość dodawania kolejnych.

Ale to nie koniec. W niedzielę zamieścił zdjęcie Borata bez żadnego podpisu. Na komentarze nie trzeba było długo czekać. Wśród nich były również groźby.

Borat to zły żart dla Kazachstanu. Uważaj na słowa! Nie ma w tym poczucia humoru. Na przyszłość, naucz się albo przeczytaj informacje o kraju, do którego jedziesz. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Powodzenia!

- pisał jeden fan.

Boruc odpisał mu:

Zajmij się prawdziwym życiem. Wciąż uważam, że to był dobry żart. Usunąłem go, bo nie wiedziałem, że to was tak bardzo obrazi. Jeśli nie wiesz, jestem z Polski, a on (Borat - przyp. red.) nabijał się także z Polaków, jeśli oglądałeś ten film

boruc2

Boruc zakończył specyficzny rodzaj dyskusji z miejscowymi fanami, wstawiając swoje zdjęcie i pisząc: koniec żartów, pora do pracy.

boruc3

Mecz Polski z Kazachstanem o godzinie 18:00.

Artykuł Boruc jak Borat. Kibice Kazachstanu wściekli pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/boruc-borat-kibice-kazachstanu-wsciekli/feed/ 0
Góry Tien-Szan w Kirgizji – zobacz galerię zdjęć [foto] https://niezlomni.com/gory-tien-szan-w-kirgizji-zobacz-galerie-zdjec-foto/ https://niezlomni.com/gory-tien-szan-w-kirgizji-zobacz-galerie-zdjec-foto/#respond Fri, 13 Jun 2014 11:31:48 +0000 http://niezlomni.com/?p=14274

Tien-Szan to wielki system górski w Azji Centralnej, na pograniczu Kazachstanu, Kirgistanu i Chin. Długość pasma wynosi około 2500 km, zaś najwyższym szczytem jest Szczyt Zwycięstwa (także pik Pobiedy; 7439 m n.p.m.)

Artykuł Góry Tien-Szan w Kirgizji – zobacz galerię zdjęć [foto] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/gory-tien-szan-w-kirgizji-zobacz-galerie-zdjec-foto/feed/ 0
Król Białych Kurierów. „Mały Władzio” uratował wiele osób przed zesłaniem na Sybir. Ale siebie nie zdołał… https://niezlomni.com/krol-bialych-kurierow-maly-wladzio-uratowal-wiele-osob-przed-zeslaniem-na-sybir-ale-siebie-nie-zdolal/ https://niezlomni.com/krol-bialych-kurierow-maly-wladzio-uratowal-wiele-osob-przed-zeslaniem-na-sybir-ale-siebie-nie-zdolal/#respond Wed, 06 Nov 2013 08:56:58 +0000 http://niezlomni.com/?p=1198

[caption id="attachment_1214" align="alignright" width="611"]Władysław Ossowski (po prawej) Władysław Ossowski (po prawej)[/caption]

Władysław Ossowski odszedł z tego świata z ogromnym bagażem bolesnych doświadczeń. Nie zapominajmy o Nim. Jest cząstką nas. Wspominajmy Go. Króla Białych Kurierów. Harcerza, przewodnika ratującego innych, zesłańca, więźnia, patriotę.

Władysław Ossowski urodził się 5 listopada 1925 roku we wsi Iwaszkowce w województwie lwowskim. Gdy skończył szkołę powszechną, nuczycielka, Emilia Sozańska skierowała go do gimnazjum w Turce. Już w szóstej klasie wstąpił do harcerstwa i w chwili wybuchu wojny był zastępowym zastępu Lisy.

Na tereny Polski wschodniej wkroczyła Armia Sowiecka. Rodzinna wieś Władka znajdowała się na granicy węgierskiej. Znał doskonale te rejony, po jednej i po drugiej stronie, gdyż wraz z innymi dziećmi chodził na grzyby i jagody. W polskich czasach była tam placówka KOP, ale przez granicę można było swobodnie wędrować.


Wyświetl większą mapę

Pewnego dnia, a było to w październiku 1939 roku, nauczycielka Sozańska powiedziała młodemu Ossowskiemu, że ukrywa polskich oficerów i trzeba ich przeprowadzić na stronę węgierską. – Zgoda - powiedział i wywiązał się z trudnego zadania znakomicie. W Budapeszcie mieszkał dwa miesiące u rotmistrza Jana Billewicza. Od niego otrzymał nazwiska i adresy następnych osób, które miał przeprowadzić. Byli to oficerowie i cywile. Za trzecim razem prowadził niebezpiecznymi szlakami ukrywających się ludzi spod Lwowa.

Oświadczenie. 20 sierpnia 1991 roku.
[quote]"Oświadczam uroczyście - wszem wobec - co następuje: Władysław Ossowski z Iwaszkowiec, powiat Turka n/Stryjem pełnił w pierwszym roku II wojny światowej funkcję Kuriera ZWZ. Podlegał - podobnie jak ja sam rtm. Janowi Billewiczowi, odpowiedzialnemu w bazie "Romek" w Budapeszcie za łączność kurierską pod okupacją sowiecką.

Wielokrotnie przekraczał granicę, przeprowadził wiele osób, m. in. oficerów, żołnierzy, ochotników do armii generała Sikorskiego, uratował wiele osób od wywózki na Sybir lub do Kazachstanu, pomagał organizującemu się podziemiu pod okupacją sowiecką. W mojej książce" Biali Kurierzy" piszę o Władysławie Ossowskim. Nazywam go Małym Władkiem lub Królem Kurierów, gdyż ten 14-letni wówczas chłopiec najlepszym z nas był kurierem.[/quote]

[caption id="attachment_1215" align="alignleft" width="223"]Tadeusz Chciuk Tadeusz Chciuk[/caption]

Podpisał: Tadeusz Chciuk ("Marek Celt") - były biały kurier rządu generała Sikorskiego, były emisariusz premiera Mikołajczyka, były cichociemny, były wicedyrektor Radia Wolna Europa, prezes Samodzielnego Oddziału Byłych Żołnierzy AK w Niemczech.

W końcu stało się najgorsze. Mały Władzio prowadził przez granicę osiemnaście osób. 7 maja dotarli do Komarnik. Nocowali w stodole. O świcie zobaczyli, jak przez kartoflisko biegną ku nim sowieccy żołnierze z karabinami maszynowymi. Sowieci kazali wszystkim położyć się na ziemi, związali nogi, skuli ręce, wrzucili na ciężarówkę i zawieźli do więzienia w Drohobyczu.

Przesłuchania odbywały się tylko nocą. Ossowski stał sześć, siedem godzin, a kiedy wyczerpany opierał się o ścianę, śledczy bezpardonowo walił go w twarz. Tak było przez trzy miesiące. Postawiono mu zarzut szpiegostwa na rzecz rządu polskiego w Paryżu, a potem w Londynie. Śledczy prawdopodobnie nie mógł pojąć, że to właśnie Mały Władzio prowadził całą grupę. Był przecież najmłodszy i najmniejszy.

Po więzieniu w Drohobyczu były inne: we Lwowie, w Złoczowie,

[caption id="attachment_1218" align="alignright" width="300"]Książka Biali Kurierzy Książka Biali Kurierzy[/caption]

Starobielsku, łagier w Starobielsku. Wciąż nie otrzymywał wyroku. Po dwóch miesiącach został wraz ze wszystkimi ewakuowany. Szli cały miesiąc. Jedzenie stanowiło tylko to, co znaleźli na polach. Na stacji kolejowej Liski załadowano ich do bydlęcych wagonów. Po sto osób. Stłoczonych niemiłosiernie. Od czasu do czasu pociąg zatrzymywano, by wyrzucić wiele trupów. Do więzienia w Ufie w Baszkirii dojechało siedem - osiem osób w każdym wagonie.

W Ufie siedział do jesieni 1942 roku. I wtedy usłyszał wyrok: 5 lat w Istrawitielnowej Trudowoj Kołonii (ITK) - Poprawczym Obozie Pracy. Łagier nr 9 nad rzeką Białą. Początkowo pracował przy wydobywaniu ściętego drzewa spod lodu. Następnie budował ufimskie rafinerie naftowe. Był tam do 1945 roku.

[quote]W lipcu skończył się mu pięcioletni wyrok. Nie zwolniono go jednak. Teraz na Uralu rąbał i ładował drzewo w innym obozie pracy. Tak do maja 1947 roku. I ponowny wyrok. Pięć lat zesłania do iszymskiego rejonu, tiumeńskiej obłasti. Jeszcze przed upłynięciem terminu - ponowne zesłanie Króla Białych Kurierów do tasiejewskiego rejonu w Krasnojarskim Kraju. Był tam do 1957 roku.[/quote]

[caption id="attachment_1216" align="alignleft" width="300"]Tadeusz Jasudowicz Tadeusz Jasudowicz[/caption]

Nawiązał kontakt z matką. Mieszkała na tzw. Ziemiach Zachodnich. Ojciec umarł. Tyle lat poza domem minęło. Myślał o powrocie do Polski. Miał już żonę - Rosjankę. Elizę. Dzieci obowiązkowo do sowieckich szkół chodziły. A gdzie uczyć się miały w Wielkim Sowieckim Związku?

A czy te obce Ziemie Zachodnie to moja Polska? - zastanawiał się wieczorami.

Do Polski po raz pierwszy przyjechał w 1966 roku. Potem wracał jeszcze dwa razy. Na stałe nie mógł wrócić. Był zarejestrowany jako Ukrainiec. Obywatel Związku Sowieckiego. Gdy tylko powstała możliwość powrotu na stałe do ojczyzny ukochanej, chciał z niej skorzystać. Wrócić z całą rodziną. Na przeszkodzie stał brak polskiego obywatelstwa.

[quote]I zdarzył się prawie cud. Profesor Tadeusz Jasudowicz z Katedry Praw Człowieka Uniwersytetu Toruńskiego w ciągu jednej nocy napisał odpowiednią ekspertyzę i posłał ją do Klubu Parlamentarnego OKP. W oparciu o ten dokument - 17 września 1991 roku, w 52. rocznicę napaści na Polskę wojsk sowieckich Władysław Ossowski, Król Białych Kurierów odzyskał polskie obywatelstwo.[/quote]

Na początku osiedlił się z częścią rodziny w Legnicy, gdzie obiecano repatriantowi - bohaterowi nad bohaterami - wiele, a dano niewiele. A może mniej. Inna była ta Polska od tej, od której Władysława oderwano siłą wojny i sowieckiej przemocy i więzień strasznych, i obozów pracy...

Władysław Ossowski robił co mógł, aby sprowadzić wszystkich bliskich do Polski. Tu szukał dla nich mieszkań i pracy. Nigdy nie prosił na kolanach, ale często przez swoich był upokarzany...W ojczyźnie, za którą walczył, którą darzył wielką, największą synowską miłością. Mały Władzio. Król...

Trafił także do Szczecina. Właśnie w tym mieście Autor miał okazję Go poznać i z Nim rozmawiać. A plonem tych rozmów jest artykuł, cząstka opisu niezwykłego życia Wielkiego Króla Białych Kurierów.

[quote]Władysław Ossowski nie żyje. Odszedł z tego świata z ogromnym bagażem bolesnych doświadczeń. Nie zapominajmy o Nim. Jest cząstką nas. Wspominajmy Go. Króla Białych Kurierów. Harcerza, przewodnika ratującego innych, zesłańca, więźnia, patriotę. Jak nie my, to kto Go wspomni?[/quote]

Lech Galicki

[caption id="attachment_1217" align="aligncenter" width="358"]Władysław Ossowski Władysław Ossowski[/caption]

 

Artykuł Król Białych Kurierów. „Mały Władzio” uratował wiele osób przed zesłaniem na Sybir. Ale siebie nie zdołał… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/krol-bialych-kurierow-maly-wladzio-uratowal-wiele-osob-przed-zeslaniem-na-sybir-ale-siebie-nie-zdolal/feed/ 0