Joanna Wieliczka-Szarkowa – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Joanna Wieliczka-Szarkowa – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Czy „niekoronowany król Polski” doczeka się beatyfikacji? Niezwykła książka o Prymasie Tysiąclecia. [WIDEO] https://niezlomni.com/czy-niekoronowany-krol-polski-doczeka-sie-beatyfikacji-niezwykla-ksiazka-o-prymasie-tysiaclecia-wideo/ https://niezlomni.com/czy-niekoronowany-krol-polski-doczeka-sie-beatyfikacji-niezwykla-ksiazka-o-prymasie-tysiaclecia-wideo/#respond Mon, 10 Aug 2020 18:41:55 +0000 https://niezlomni.com/?p=51118

Książka przedstawia sylwetkę Prymasa Tysiąclecia, począwszy od jego dzieciństwa i młodości, przez rodzące się powołanie i pierwsze lata kapłaństwa, aż po służbę Kościołowi i Ojczyźnie w najtrudniejszym okresie jej komunistycznego zniewolenia.

Publikację wzbogacają liczne zdjęcia, relacje świadków, a także fragmenty nauczania oraz kalendarium życia Prymasa Tysiąclecia.

Dołączony do książki film dokumentalny Telewizji Polskiej w reżyserii Pawła Woldana przedstawia sylwetkę Prymasa, korzystając z archiwalnych zdjęć i filmów oraz dokumentów dotyczących jego domu rodzinnego, lat szkolnych, okresu studiów w seminarium duchownym we Włocławku i na KUL, lat uwięzienia i wytrwałej posługi, a także spotkań z przedstawicielami komunistycznych władz, wobec których bronił chrześcijańskiej tożsamości narodu i prześladowanych duchownych, przeciwstawiając się zbrodniom, kłamstwu i zniewoleniu ze słowami: Non possumus…

Gratis do książki: płyta DVD z filmem „Non possumus. Prymas Stefan Wyszyński”.

Joanna Wieliczko-Szarkowa, Prymas Tysiąclecia. Błogosławiony Stefan Kardynał Wyszyński, Wyd. AA, Kraków 2020. Książkę można nabyć na stronie religijna.pl. 

 

 

 

 

Artykuł Czy „niekoronowany król Polski” doczeka się beatyfikacji? Niezwykła książka o Prymasie Tysiąclecia. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czy-niekoronowany-krol-polski-doczeka-sie-beatyfikacji-niezwykla-ksiazka-o-prymasie-tysiaclecia-wideo/feed/ 0
„Zginął śmiercią najszczęśliwszą dla żołnierza”. Andrzej Romocki „Morro” – dowódca kompanii „Rudy” w batalionie „Zośka” https://niezlomni.com/14707/ https://niezlomni.com/14707/#respond Fri, 18 Jul 2014 10:33:53 +0000 http://niezlomni.com/?p=14707

Andrzej_Romocki_-_MorroPułkownik „Radosław” powiedział o nim, że „był najbardziej utalentowanym dowódcą kompanii, jakiego w swej karierze spotkał”. Por. Andrzej Romocki „Morro”, dowódca kompanii „Rudy” w Batalionie „Zośka”, zginął, trafiony w serce, 15 września 1944 roku na Solcu, gdy prowadził swoich żołnierzy do natarcia, „które – jak miał prawo przypuszczać – mogło okazać się decydujące. Zginął więc śmiercią najszczęśliwszą dla żołnierza” – pisała łączniczka „Morro” ze Starówki, Anna Borkiewicz-Celińska, autorka monografii Batalionu „Zośka”, dodając, że po śmierci Andrzeja wśród resztek jego żołnierzy zgasły ostatnie iskierki nadziei.

W „Zośce i Parasolu” Aleksander Kamiński opisał Andrzeja jako wysokiego, postawnego chłopca o jasnych blond włosach, niebieskich oczach i podłużnej, regularnej twarzy. Jak wspominała matka, Jadwiga z Niklewiczów Romocka: „Imię dostał Andrzej po siostrzeńcu Pawła, Andrzeju Wasiutyńskim. Bardzo kochał Paweł tamtego Andrzeja. Zdolny, piękny, miał dwadzieścia cztery lata, jak zginął w 1920 roku”. Andrzej Romocki ochrzczony w kościele Zbawiciela miał za patrona św. Andrzeja Bobolę. Imieniny obchodził 16 maja, razem ze swoim młodszym bratem Janem Bonawenturą.

„Morro” przyjaźnił się z Jankiem Bytnarem „Rudym”, Aleksym Dawidowskim „Alkiem” i Tadeuszem Zawadzkim „Zośką”. To on dowodził akcją na strażnicę niemiecką w Sieczychach, w której, jako jedyny, zginął „Zośka”. Potem powtarzał: „musimy Zośkę i Rudego zastąpić, muszą trwać w naszej pracy”. Z jego m.in. inicjatywy Oddział Szturmowy „Wisła” vel „Jerzy” przemianowano na Batalion „Zośka”, w którym dowodził najpierw plutonem, a potem 2. kompanią „Rudy”. W maju 1944 roku Romocki ukończył tajną Szkołę Podchorążych „Agrykola” z trzecią lokatą.

„I tylu ich znowu zostanie”

Andrzej_romocki„Morro” walczył na Woli. Jego plutony zdobyły drugiego dnia Powstania dwie niemieckie Pantery. Atakował Szpital św. Zofii oraz Gęsiówkę. Za dowodzenie „Rudym” na Woli i błyskawiczne uderzenie z rejonu ulicy Sołtyka podczas natarcia Niemców na cmentarz ewangelicki dostał Order Virtuti Militari. 11 sierpnia przeszedł z „Zośką” na Stare Miasto. Następnego dnia w natarciu na niemieckie magazyny przy Stawkach został ranny młodszy brat Andrzeja, Jan Bonawentura. Bracia widzieli się po raz ostatni 17 sierpnia w szpitalu przy Miodowej 23. „Andrzej ’Morro’ wniósł zapach dymu. Miał twarz osmaloną przez wybuch ’szafy’, spalone brwi, obandażowaną głowę” – napisał Kamiński w „Zośce i Parasolu”. Nazajutrz szpital został zbombardowany i Janek zginął.

A Andrzej walczył dalej i wyróżniał się swoją postawą: „jednakowo spokojny, stanowczy, zawsze podejmujący błyskawiczne decyzje, panujący nad sytuacją. Wśród hałasu motorów, czołgów, goliatów, wybuchu pocisków umiejący zadbać zarówno o to, w którym kierunku wzmóc ogień, jak i o to, który posterunek zmienić ze względu na wyczerpanie żołnierzy” – stwierdzała jego łączniczka Anna Borkiewicz.

„Za wykazane walory dowódcze w okresie 4-tygodniowych walk” generał „Bór” mianował Romockiego 30 sierpnia podporucznikiem czasu wojny. Z 30 na 31 sierpnia w czasie przebijania się do Śródmieścia „Morro” dostał postrzał w nos, ale jego kompanii, jako jedynej, udało się nie wchodzić do kanałów i przejść przez Ogród Saski wśród pozycji wroga, udając niemiecki oddział. Dostał za to drugi Krzyż Walecznych i 5 września przeszedł na Czerniaków. Gdy dowódca „Zośki” kpt. Ryszard Białous „Jerzy” objął „Brodę 53”, Andrzej został jego zastępcą. Do kompanii „Rudy” dołączono resztki „Maćka” i „Giewonta”. Na Powiślu Czerniakowskim walczyły jeszcze bataliony: „Czata 49” i „Parasol” oraz Zgrupowanie „Kryska” kpt. Zygmunta Netzera, w składzie którego znajdował się 535. pluton Słowaków pod dowództwem ppor. Mirosława Iringha „Stanki”.

Zadanie obrony przyczółków na Czerniakowie Andrzej przyjął z entuzjazmem: „To może być punktem zwrotnym całego powstania! Tylko że znowu my! Chłopcy są tacy przemęczeni… I tylu ich znowu zostanie”. Do dowódców plutonów, m.in. Andrzeja Samsonowicza „Księcia” i Jerzego Gawina „Słonia”, powiedział: „Koledzy! Zostało nam powierzone zadanie utworzenia przyczółka na Wiśle. Łączność z drugim brzegiem została nawiązana i może dziś w nocy wyląduje u nas armia Berlinga. Utworzenie przyczółka jest rzeczą bardzo trudną i dlatego powierzono to zadanie nam. Bo my musimy tego dokonać! I kto wie? Może właśnie nam przypadnie chwała ocalenia Warszawy?”.

[caption id="attachment_14710" align="alignleft" width="640"]Krzyż nad grobem hm. kpt Andrzeja Morro na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie Krzyż nad grobem hm. kpt Andrzeja Morro na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie[/caption]

Żołnierze „Zośki” zajęli stanowiska na brzegu Wisły o północy z 14 na 15 września – „pod silnym ostrzałem Niemców, idącym od portu czerniakowskiego i od mostu Poniatowskiego, z którego ocalało jedno przęsło. Chłopcy odpowiadają ogniem i udaje się nieprzyjaciela odepchnąć – pisze Barbara Wachowicz w „To ’Zośki’ wiara!” – Niebo jaśnieje późnym wrześniowym świtem. Słońce wzejdzie o 6.26 i uczyni się złoto-jesienny dzień 15 września roku 1944. Tuż przed wschodem Andrzej grupuje swoich chłopców w okolicy białego, parterowego domku u wylotu ulicy Wilanowskiej”.

Ostatnia łączniczka „Morro”, Krystyna Musiatowicz, zapamiętała, że „Andrzej chwilę naradzał się z Witoldem; za chwilę z jakiejś narzuty i podszewki przygotowują sztandar biało-czerwony. ’Kto ze mną na ochotnika?’. Zrywa się trzech, wśród nich Wojtek Burek. Pierwszy przez dziurę w murze przechodzi Andrzej, za nim pozostali chłopcy”. Wtedy Krystyna ostatni raz widziała Andrzeja i Wojtka. „Wściekła strzelanina, ale już dopadli do białego domku po drugiej stronie. Cisza. A potem pojedyncze strzały. I krzyk: ’Sanitariuszka, prędzej! Andrzej ranny!’. Najbliżej była Zosia Sadowa – zrywa się i przeskakuje ulicę. Znowu straszna strzelanina; po chwili Zosia wraca zapłakana: ’Andrzej nie żyje! I drugi też dostał, ten Burek’. […] Zbliża się Witold i rozkazującym tonem mówi: ’Biegnij do pułkownika Radosława i zamelduj: łączność z Berlingowcami nawiązana, Andrzej ’Morro’ nie żyje. Spytaj, kto ma objąć dowództwo’”. Wiadomość o śmierci Andrzeja bardzo poruszyła płk. „Radosława” i kpt. „Jerzego”, a także wszystkich żołnierzy. Aleksander Kamiński stwierdził: „Każde życie jest bezcenne. I każdy z poległych towarzyszy Andrzeja ’Morro’ ofiarował życie narodowi. Ani mniej, ani więcej niż Andrzej. Ale śmierć Andrzeja była także ciosem w zespół. Andrzej ’Morro’ bowiem stał się w toku walk powstańczych uosobieniem ’Rudego’, nadzieją ’Zośki’, wcieleniem ideałów szaro-szeregowych”.

„Kiedy się teraz wszyscy zobaczymy?”

[caption id="attachment_14711" align="alignright" width="400"]Andrzej Romocki "Morro" Andrzej Romocki "Morro"[/caption]

Matka, Jadwiga Romocka, wróciła do zrujnowanej Warszawy w lutym 1945 roku: „Widocznie musiałam żyć, aby Was pochować. I odnalazłam Was, Jasieńku, tego samego dnia Obydwóch – tam na Miodowej na cmentarzyku i na Solcu przy domku i rowie…”. Na grobie Janka Bonawentury przy Miodowej zachowały się nagrobne tabliczki, miejsce pod drzewem zapamiętał ostatni dowódca „Rudego”, Witold Morawski „Czarny”, który pomógł w odszukaniu grobu. Andrzeja znaleźli na Solcu, w miejscu gdzie zginął, jego przyjaciele i podwładni. Jadwiga Romocka zapisała w swoim pamiętniku: „Chłopcy odkopali do połowy Andrzeja, wręczyli mi krzyż harcerski, odcięli koalicyjkę z odznaką ’Agricoli’ – pokazali ryngraf z Matką Boską Ostrobramską, którego nie wzięłam – zostawiłam. Podali mi płócienną torbę, z której posypały się zupełnie świeże cukierki Wedla… Żadnych dokumentów, ale tożsamość najzupełniej stwierdzona”.

Pogrzeb Janka odbył się 13 marca 1945 roku i był pierwszym na kwaterze Batalionu „Zośka”. Andrzeja pochowano obok brata 31 października 1945 roku. Trumnę „Morro” owinięto biało-czerwoną flagą ze znakiem Polski Walczącej. Położono na niej jego hełm ze znakiem Grup Szturmowych, w pokrowcu z panterki, podziurawiony odłamkami. Trumnę niósł m.in. Jan Rodowicz „Anoda” i Bogdan Celiński „Wiktor”. Kondukt szedł od Wisły, poprzez Czerniaków, Śródmieście, koło kościoła Świętego Antoniego, ulicą Senatorską, przez ruiny getta, do Okopowej – przez całą Warszawę na cmentarz wojskowy – tak jak prowadził szlak bojowy Andrzeja – tylko w przeciwnym kierunku.

fragment książki Joanny Wieliczki-Szarkowej „Powstanie Warszawskie 1944. Gloria victis”

TUTAJ MOŻESZ KUPIĆ KSIĄŻKĘ

Artykuł „Zginął śmiercią najszczęśliwszą dla żołnierza”. Andrzej Romocki „Morro” – dowódca kompanii „Rudy” w batalionie „Zośka” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/14707/feed/ 0
O „największym w historii świata buncie przeciw okrutnej niewoli”. Ciekawa książka „Gloria Victis 1944” ze wstępem Witolda Kieżuna https://niezlomni.com/o-najwiekszym-w-historii-swiata-buncie-przeciw-okrutnej-niewoli-ciekawa-ksiazka-gloria-victis-1944-ze-wstepem-witolda-kiezuna/ https://niezlomni.com/o-najwiekszym-w-historii-swiata-buncie-przeciw-okrutnej-niewoli-ciekawa-ksiazka-gloria-victis-1944-ze-wstepem-witolda-kiezuna/#respond Mon, 14 Jul 2014 08:12:18 +0000 http://niezlomni.com/?p=14230

witold-kiezun70 lat temu wybuchło Powstanie Warszawskie – wielki zryw do walki o wolność Stolicy i całego narodu.

Książka wprowadza nas w rzeczywistość Powstania – począwszy od przygotowań i nastrojów przed jego wybuchem. Autorka opisuje pierwsze zwycięskie walki Powstańców, najważniejsze boje z wojskami okupanta, kreśli sylwetki bohaterów Powstania.

[quote]Zwraca uwagę na zmieniające się nastroje żołnierzy prowadzących nierówną, samotną walkę z wrogiem przy braku pomocy ze strony aliantów. Przedstawia dramat mieszkańców, Warszawy skazanych wraz ze swym miastem na całkowita zagładę. Choć miasto legło w gruzach, a Powstańcy ulegli przytłaczającej sile nieprzyjaciela, pozostali niezłomnymi bohaterami, gotowymi poświecić dla Ojczyzny to, co najdroższe.[/quote]

Prof. dr hab. Witold Kieżun, Kapral podch. „Wypad”:

Powstanie Warszawskie 1944 roku było największym w historii świata buntem ludności milionowego miasta przeciwko okrutnej niewoli, walka o jedna z najwyższych wartości, jaka jest Wolność. Mnie, jako jednemu z już nielicznych żyjących żołnierzy Powstania, wypada wyrazić serdeczne podziękowania, autorce za tak staranne i trafne uchwycenie głębszej istoty naszego bojowego trudu, który, niestety, zbyt często jest szkalowany zarówno z wrogich pozycji politycznych, jak i ze względu na zbyt uboga znajomość całej aparatury politycznej tego okresu wojny. Mając stale w pamięci, podobnie jak większość moich towarzyszy broni, ten chyba najwspanialszy okres w naszym życiu, czytając te prace odnalazłem się na nowo w atmosferze oceny Powstania, dokonanej przez ks. Kardynała Wyszyńskiego: „Straszne to były dni, ale jakże wspaniałe”. Mogę tylko serdecznie podziękować autorce, ze właśnie w taki sposób przedstawiła nasz epos.

Wydawnictwo AA, „Powstanie Warszawskie 1944 GLORIA VICTIS”, format: 140x200, s. 320, oprawa twarda, cena detaliczna 44,00 zł. Książka dostępna w dobrych księgarniach, oraz na www.religijna.pl. Do książki dołączono płytę z pieśniami Powstania Warszawskiego.

Dr Joanna Wieliczka-SzarkowaO Autorce:

Dr Joanna Wieliczka-Szarkowa, historyk, autorka książek: Czarna Księga Kresów (Kraków 2012 r.), Żołnierze Wyklęci Niezłomni Bohaterowie (Kraków 2013 r.), Wołyń we krwi (Kraków 2013 r.), Żołnierze Niepodległości (Kraków 2013 r.), „Bitwy Polskich Żołnierzy” (2014 r.), (III Rzesza. Narodziny i zmierzch szaleństwa (Kraków 2006); Józef Piłsudski 1867-1935. Ilustrowana biografia (Kraków 2007); Współautorka książki W cieniu czerwonej gwiazdy. Zbrodnie sowieckie na Polakach (1917-1956) (Kraków 2010) oraz serii książek historycznych dla dzieci Kocham Polskę.

Artykuł O „największym w historii świata buncie przeciw okrutnej niewoli”. Ciekawa książka „Gloria Victis 1944” ze wstępem Witolda Kieżuna pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/o-najwiekszym-w-historii-swiata-buncie-przeciw-okrutnej-niewoli-ciekawa-ksiazka-gloria-victis-1944-ze-wstepem-witolda-kiezuna/feed/ 0
Pierwszy oficer z armii niemieckiej, który chciał walczyć dla Polski po odzyskaniu niepodległości. I wywalczył dla niej Wielkopolskę https://niezlomni.com/pierwszy-oficer-z-armii-niemieckiej-ktory-chcial-walczyc-dla-polski-po-odzyskaniu-niepodleglosci-i-wywalczyl-dla-niej-wielkopolske/ https://niezlomni.com/pierwszy-oficer-z-armii-niemieckiej-ktory-chcial-walczyc-dla-polski-po-odzyskaniu-niepodleglosci-i-wywalczyl-dla-niej-wielkopolske/#respond Fri, 27 Dec 2013 12:26:52 +0000 http://niezlomni.com/?p=4761

Stanisław TaczakBył pierwszym oficerem Polakiem z armii niemieckiej, który zgłosił się w Warszawie do dyspozycji Ministerstwa Spraw Wojskowych zaraz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Przyszedł z polskim orzełkiem przypiętym do niemieckiej oficerskiej czapki.

Jak sam wspominał:

„Rozbrajano wtedy Niemców na ulicach Warszawy, (…) kiedy grupka młodych i ze mną chciała to uczynić, ofuknąłem chłopców ostro po polsku. Stanęli jak wryci. Powiedziałem im, że jestem Polakiem i niezwłocznie wstąpię do Wojska Polskiego, co też niebawem uczyniłem”.

Już 17 listopada 1918 roku poprowadził ulicami Warszawy pochód Polaków z byłej armii niemieckiej. A wkrótce kapitan Stanisław Taczak został głównodowodzącym powstania w Wielkopolsce, zakończonego naszym zwycięstwem.

Homer i Wergiliusz w oryginale

Taczakowie na początku XIX wieku sprowadzili się do Mieszkowa, małej osady leżącej niedaleko Jarocina, przy dawnym szlaku handlowym z Poznania do Kalisza. Rodzina była tradycyjnie polska, patriotyczna i katolicka, w takim duchu wychowywała też kolejne pokolenia. Rodzice Stanisława, Andrzej, który walczył w Powstaniu Styczniowym, oraz Balbina pochodząca z Litwy, skąd w obawie przed popowstaniowymi represjami przeniosła się do zaboru pruskiego, mieli oberżę przy placu targowym. Poza sklepem kolonialnym i restauracją urządzili w niej także salę bilardową z grającą szafą, gdzie odbywały się chrzty, wesela i stypy oraz wszelkie zebrania polskich organizacji i towarzystw.

Stanisław, urodzony 8 kwietnia 1874 roku, miał pięciu braci (jeden zmarł niedługo po urodzeniu) oraz siostrę Marię. Wszystkim dzieciom rodzice zapewnili wykształcenie. Ignacy został nauczycielem, Michał – lekarzem, a Teodor i Leon obrali stan duchowny. Początkowo teologię chciał też studiować Stanisław, ale ostatecznie wybrał Akademię Górniczą we Freibergu w Saksonii. Wcześniej ukończył gimnazjum klasyczne w Ostrowie Wielkopolskim, w którym jedynym nauczycielem Polakiem był ksiądz od religii.

Stanisław jednak, należąc do kółka samokształceniowego Towarzystwa Tomasza Zana, umacniał swój charakter narodowy i doskonale nauczył się języka polskiego oraz poznał historię Polski. Z niemieckiego gimnazjum wyniósł zaś biegłą znajomość greki i łaciny, tak że jeszcze mając 85 lat, recytował Homera i Wergiliusza w oryginale, tłumaczył klasycznych autorów i udzielał wnukom korepetycji z łaciny.

[caption id="attachment_4766" align="alignleft" width="300"]Prezydent RP Ignacy Mościcki po zwiedzaniu kościoła ewangelickiego. Widoczni m.in. generał Stanisław Taczak, minister komunikacji Alfons Kuhn, minister reform rolnych Witold Staniewicz. Prezydent RP Ignacy Mościcki po zwiedzaniu kościoła ewangelickiego. Widoczni m.in. generał Stanisław Taczak, minister komunikacji Alfons Kuhn, minister reform rolnych Witold Staniewicz.[/caption]

Na studiach nie tylko objawił talent przyszłego uczonego, ale nie zaniedbał też polskich obowiązków. Należał do Związku Młodzieży Polskiej oraz przez kilka lat do Polskiej Partii Socjalistycznej, w której – jak wspominał – był gorącym sympatykiem wydawanego w Londynie czasopisma „Przedświt”. Jako inżynier dyplomowany został asystentem na Politechnice Berlińskiej, w Instytucie Doświadczalnym w Dahlem na przedmieściach Berlina. Razem ze znanym uczonym prof. Friedrichem W. Hinrichsenem napisał jedno z najważniejszych dzieł w dziedzinie chemii węgla. Od 1904 roku Stanisław był żonaty z Ewą Wichmann, córką bogatego rentiera z Kołobrzegu, z którą stworzył prawdziwie polski dom. Mieli dwoje dzieci – Stanisława i Aleksandrę.

Przez cały czas, kiedy Taczakowie mieszkali w Berlinie, Stanisław „utrzymywał żywe kontakty z młodzieżą polskiego pochodzenia i organizacjami krzewiącymi umiłowanie Ojczyzny”. Jego dom był zawsze otwarty dla Polaków, bywał w nim m.in. poseł Władysław Seyda. Na święta i letnie wakacje rodzina wyjeżdżała najczęściej do Poznania.

A Ojczyzna nasza wolna

Stanisław po odbyciu jednorocznej służby wojskowej w armii pruskiej, po studiach oraz późniejszych okresowych ćwiczeniach, od 1913 roku był porucznikiem i chociaż w chwili wybuchu pierwszej wojny światowej miał już 40 lat, został zmobilizowany do armii cesarskiej. Wkrótce awansował na kapitana i dowodził batalionem na froncie rosyjskim. W grudniu 1916 roku, gdy Legiony Polskie po aresztowaniu Piłsudskiego miały być reorganizowane na wzór armii niemieckiej, kapitan Taczak poprosił o przeniesienie jako instruktor do 2. Batalionu 6. Pułku Piechoty Legionów do Nałęczowa, a potem Dęblina. Pozostawił tam po sobie „pamięć dobrego patrioty, gdyż mimo że był oficerem armii niemieckiej – umiał w szeregach podkomendnych podtrzymać i rozbudzić ducha patriotyzmu i myśl o niepodległej”.

Po zgłoszeniu się do Wojska Polskiego, w połowie grudnia 1918 roku, Taczak, zaniepokojony wiadomościami z Berlina, poprosił generała Stanisława Szeptyckiego o urlop, aby spotkać się z rodziną. W drodze powrotnej zajechał do Poznania do swoich braci. Teodor był w Poznańskiem bardzo znany, najpierw jako wikary w kościele św. Wojciecha, a potem profesor prawa kanonicznego, teologii moralnej i nauk społecznych w seminarium gnieźnieńskim oraz kanonik przy kolegiacie św. Jerzego w Gnieźnie. Był autorem czterech podręczników prawa kościelnego i redaktorem „Wiadomości Apologetycznych”, znał poza tym wszystkich najważniejszych polskich działaczy społecznych w Poznańskiem, w tym ks. Stanisława Adamskiego i Wojciecha Korfantego.

Właśnie ks. Teodor opowiedział bratu o wydarzeniach, jakie zaszły w Poznaniu w czasie wizyty światowej sławy pianisty Ignacego Jana Paderewskiego, który swoje przemówienie do tłumnie zgromadzonych przed hotelem Bazar rodaków zakończył słowami:

[quote]Niech żyje Polska, zgoda, jedność, a ojczyzna nasza wolna, zjednoczona z naszym polskim Wybrzeżem żyć będzie po wsze czasy[/quote]

stanislaw-taczak2Następnego dnia, 27 grudnia, podczas kolejnych wielotysięcznych, patriotycznych manifestacji doszło do pierwszych starć z grupami Niemców prowokująco znieważających biało-czerwone flagi oraz demolujących polskie lokale. Oddziały Straży Bojowej i Polskiej Organizacji Wojskowej rozpoczęły przejmowanie głównych budynków w mieście (zginął wtedy Franciszek Ratajczak, członek „Sokoła” i Służby Straży i Bezpieczeństwa, pierwszy poległy w powstaniu). Wieczorem znaczna część Poznania była w polskich rękach. Tak rozpoczęło się Powstanie Wielkopolskie. Jego celem było uwolnienie Wielkopolski spod niemieckich rządów i zjednoczenie z Polską. Wkrótce walki objęły cały region.

65-letni ochotnik

Powstania, które było przygotowywane na wiosnę, nie dało się już powstrzymać. Wobec takiego rozwoju sytuacji Naczelna Rada Ludowa potrzebowała natychmiast dowódcy dla walczących oddziałów. Wojciech Korfanty, jeden z przywódców NRL, powiadomiony przez ks. Teodora o przybyciu do Poznania jego brata – oficera Sztabu Generalnego, spotkał się z kpt. Stanisławem Taczakiem 28 grudnia około godziny 20.00 i zaproponował mu objęcie stanowiska tymczasowego głównodowodzącego powstania. Następnego dnia, po porozumieniu się z Warszawą, kpt. Taczak, za zgodą Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, przyjął propozycję Korfantego. Zakwaterowany ze swoim sztabem w hotelu Royal, awansowany do stopnia majora, od razu przystąpił do energicznych działań. Pracowali od świtu, z krótką przerwą na obiad, do wieczora, także w niedziele.

[quote]Efekty działalności pierwszego głównodowodzącego były zadziwiające. Udało mu się utrzymać wszystkie osiągnięcia powstania. Razem ze swoim szefem sztabu płk. Julianem Stachiewiczem opracował cele operacyjne powstania. Podjął decyzję o ataku na niemiecką stację lotniczą na Ławicy – ostatni niemiecki punkt oporu w Poznaniu, który powstańcy opanowali nocą z 5 na 6 stycznia 1919 roku. Generałowi Józefowi Dowbór-Muśnickiemu, nowemu dowódcy powstania, „przekazał zorganizowany sztab Dowództwa Głównego, kadry przyszłego Szefostwa Aprowizacji, dowództwa frontowe, kadry przyszłej armii regularnej” – podsumował prof. Bogusław Polak, autor biografii Stanisława Taczaka.[/quote]

stanislaw-taczakW 1923 roku Taczak został generałem brygady, pozostając w służbie czynnej do 1930 roku. Po wybuchu drugiej wojny światowej jako 65-latek zgłosił się na ochotnika do Armii „Poznań” i po kapitulacji trafił do niemieckiej niewoli, w której pozostał do końca wojny. Do Polski wrócił w 1946 roku, mieszkał w Janikowie i potem w Malborku. Na uroczyste obchody 40. rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego nie został zaproszony, co sprawiło mu wielką przykrość. Wynagrodzili mu to jego dawni podkomendni, zapraszając na obchody lokalne, m.in. w Gostyniu. Generał zmarł w 1960 roku i spoczął na cmentarzu w Malborku, skąd po wielu latach starań rodziny i weteranów został w 1988 roku przeniesiony do Poznania, na cmentarz Zasłużonych Wielkopolan na wzgórzu św. Wojciecha. Jego ostatnim życzeniem było bowiem spocząć w ukochanym Poznaniu.

Joanna Wieliczko-Szarkowa, artykuł ukazał się w "Naszym Dzienniku" (27 grudnia 2013 r.)

Artykuł Pierwszy oficer z armii niemieckiej, który chciał walczyć dla Polski po odzyskaniu niepodległości. I wywalczył dla niej Wielkopolskę pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/pierwszy-oficer-z-armii-niemieckiej-ktory-chcial-walczyc-dla-polski-po-odzyskaniu-niepodleglosci-i-wywalczyl-dla-niej-wielkopolske/feed/ 0
Na pohybel poprawności politycznej: o tym nie powiedzą Ci w telewizji https://niezlomni.com/na-pohybel-poprawnosci-politycznej-o-tym-nie-powiedza-ci-w-telewizji/ Mon, 21 Oct 2013 23:13:50 +0000 http://niezlomni.com/?p=561

[caption id="attachment_562" align="alignleft" width="212"]"Wołyń we krwi" "Wołyń we krwi"[/caption]

11 lipca 1943 r. ukraińskie ludobójstwo na Polakach rozpoczęte wiosną osiągnęło apogeum. Była niedziela, więc Ukraińcy mieli ułatwione zadanie, atakowali ludzi zgromadzonych na mszach świętych. Nie było litości. Narzędzia gospodarskie skutecznie niosły śmierć. Na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej zginęło 130 tysięcy Polaków.

Stwierdzenie, że druga wojna światowa była dla Polaków okresem ludobójstwa jest truizmem. Jednak należy go powtarzać i przypominać, aby pamięć o zbrodniach i zbrodniarzach nigdy nie wyblakła. Polacy jako jeden z nielicznych narodów podczas ostatniej wojny doświadczyli ludobójstwa z rąk trzech katów - niemieckiego, sowieckiego i ukraińskiego. Mówienie o popełnionych przez nich zbrodniach zależy od okresu historycznego i uwarunkowań politycznych i sojuszniczych, w jakich aktualnie znajduje się Polska.

[quote]W pewnym okresie nie mówiło się o zbrodniach sowieckich, później zaczęto zapominać o zbrodniach niemieckich, wypychając je z ludzkiej i historycznej świadomości zbrodniami mitycznych nazistów pozbawionych narodowości, o zbrodniach ukraińskich też czasem się nie mówi, czasem nie publikuje się niewygodnych, bo odsłaniających Prawdę teksty.[/quote]

Wcześniej świadomość ukraińskich zbrodni na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej żyła głównie w środowisku dawnych mieszkańców polskich Kresów Wschodnich i części historyków. Dziś prawda ma szansę dotrzeć do jak najszerszego ogółu społeczeństwa. Zbrodnie niemieckie były opisywane w czasach PRL. Ze względów politycznych nie pisano o ludobójstwie sowieckim, jednak te biały plamy polskiej historii zostały nadrobione przez polską historiografię po 1989 r. Prawda o ludobójstwie ukraińskim jak podkreśla Ewa Siemaszko, badaczka dziejów Polaków na Wołyniu i autorka wielu cennych prac obejmujących tą tematykę, jest Polakom najmniej znana. Zaczęła być odkrywana na szerszą skalę i przywracana w pamięci historycznej Polaków dopiero po 2000 r.

Książka Joanny Wieliczki-Szarkowej „Wołyń we krwi. 1943” jest publikacją niezwykle cenną, i to z kilku powodów. Stanowi wynik żmudnych badań naukowych, których owocem jest przystępne przedstawienie historii ukraińskich zbrodni dokonanych na Polakach. Praca będzie interesująca zarówno dla tych na co dzień zajmujących i interesujących się historią, jak i dla tych, dla których historia nie jest pasją. Książka krakowskiej badaczki najnowszych dziejów ojczystych stanowić będzie doskonały wstęp do zainteresowania się historią. Niewiele historyków może poszczycić się umiejętnością przystępnego pisania o trudnych sprawach.

Nie można pisać o zbrodniach ukraińskich na Polakach bez przedstawienia dziejów obecności Polaków na Wołyniu - autorka nie pominęła tego ważnego fragmentu naszej historii. Przedstawienie świata, którego już dawno nie ma, jest niezbędne do zrozumienia dalszych zdarzeń. Historia polskiej obecności na tamtych ziemiach jest niezwykle długa. Jak wynika z tradycji ustnej dawnych mieszkańców Ostrówek Wołyńskich, mieszkańcy tej wsi byli osadnikami z Mazowsza i osiedlili się na Wołyniu już w czasach panowania króla Władysława Jagiełły.

Autorka omawia również późniejsze dzieje Polaków na Wołyniu, jak na przykład czasy powstania pod wodzą Bohdana Chmielnickiego czy mordów dokonywanych na Polakach przez Ukraińców w latach 1918-1919. Pokazuje trudne lata międzywojenne, kiedy młode państwo polskie rozwijało się na tych terenach, solidarnie zwalczane przez terrorystyczne działania ukraińskich komunistów i nacjonalistów, z których najważniejszą była Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. Oddając dokładnie tło autorka przechodzi do wydarzeń wojennych, które stanowiły preludium do zbrodni ludobójstwa na Polakach. Zbrodni założycielskiej, która miała „oczyścić” ziemie z Polaków i stać się terenami państwa ukraińskiego sprzymierzonego z III Rzeszą.

 OUN i Ukraińska Powstańcza Armia nie miała dla Polaków litości. Wynikało to ze zbrodniczej logiki: chodziło o fizyczne unicestwienie, o przejęcie mienia i ziemi. Ataki były doskonale zorganizowane. Mordowano wszystkich, nie było wyjątku dla kobiet i dzieci. Do zabijania używano sprzętu gospodarskiego - siekier, noży, wideł, znęcano się nad ofiarami, palono ludzi żywcem w domach i stodołach, topiono w studniach.

Dla przykładu przytoczmy jedno z wielu świadectw zawartych w książce:

[quote]Para narzeczonych z Budek udała się do Bystrzyc - po spaleniu Ludwipola tam były władze rejonowe - dla rejestrowania ślubu. Po paru dniach znaleziono cały orszak weselny wymordowany okrutnie w lesie. Wszyscy byli pokaleczeni, bez nosów, uszu, z wykłutymi oczyma.[/quote]

Książka jest cennym świadectwem zbrodni nigdy nie rozliczonej i nie osądzonej. Jest też pomnikiem pamięci tych, którzy w Wołyniu i Małopolsce Wschodniej ginęli tylko za to, że byli Polakami. Ale wskazuje też na przemilczany często w wielu publikacjach fakty - traktowania przez część Ukraińców byłych żołnierzy OUN i UPA jako bohaterów wojennych, członków podziemia walczącego o wolność…

Mateusz Rawicz, artykuł ukazał się w gazecie "Nasza Polska"

Joanna Wieliczka-Szarkowa, "Wołyń we krwi. 1943", wyd. AA, Kraków

Artykuł Na pohybel poprawności politycznej: o tym nie powiedzą Ci w telewizji pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
50 lat temu zginął ostatni Niezłomny: Józef Franczak „Lalek”. Historia bohaterstwa, poświęcenia i zdrady [foto] https://niezlomni.com/50-lat-temu-zginal-ostatni-niezlomny-jozef-franczak-lalek-historia-bohaterstwa-poswiecenia-i-zdrady-foto/ https://niezlomni.com/50-lat-temu-zginal-ostatni-niezlomny-jozef-franczak-lalek-historia-bohaterstwa-poswiecenia-i-zdrady-foto/#respond Sun, 20 Oct 2013 09:11:57 +0000 http://niezlomni.com/?p=466

[caption id="attachment_467" align="alignleft" width="300"]Józef Franczak "Lalek" Józef Franczak "Lalek"[/caption]

Był jednym z tych, o których mówiło się w domach ściszonym głosem. Legendarny, niezłomny, bohaterski... 21 października 1963 r. w Majdanie Kozic Górnych na Lubelszczyźnie od kul obławy ZOMO zginął Józef Franczak ps. Lalek, sierżant WP, żołnierz ZWZ-AK. Franczak, działający przez 24 lata w konspiracji - to ostatni „Żołnierz Wyklęty”, który poległ z bronią w ręku.

W całym kraju na różne sposoby patrioci upamiętniają śmierć Franczaka. My informujemy o akcji Narodowej Łęcznej: 

W piątkowy wieczór działacze Narodowej Łęcznej postanowili przybliżyć mieszkańcom miasta postać Józefa Franczaka. Z tej okazji przeprowadziliśmy akcję plakatową, podczas której rozklejono ok. 200 plakatów przypominających postać słynnego „Lalka”, jak również zachęcających do udziału w niedzielnej Mszy św. w Piaskach.parking przy cmentarzu o godz. 10.45. [flagallery gid=3 skin=nivo_slider_js]

[quote]Wierzył, że doczeka wolnej Polski. Takich jak on, ukrywających się, było wtedy w Polsce kilkunastu. Ich schwytanie zajęło komunistom kolejne kilka lat - pisze o Franczaku Joanna Wieliczka-Szarkowa w książce "Żołnierze Wyklęci".[/quote]

Nazywany "Lalkiem" lub "Lalusiem", ze względu na nienaganną prezencję, Franczak urodził się 25 maja 1918 r. w Kozicach Górnych na Lubelszczyźnie. Przed wojną ukończył Szkołę Podoficerską Żandarmerii w Grudziądzu, po czym przeszedł do służby w Plutonie Żandarmerii w Równem na Wołyniu. W Wojsku Polskim Franczak dosłużył się stopnia sierżanta. Po ataku ZSRS na Polskę 17 września 1939 r. nie złożył broni i walczył z najeźdźcą ze Wschodu. Dostał się do sowieckiej niewoli, z której udało mu się zbiec po kilku dniach. Od tego momentu, aż do śmierci w 1963 r., prowadził konspiracyjną działalność na rzecz wolnej Polski. Jako żołnierz polskiego podziemia niepodległościowego działał w obwodzie lubelskim ZWZ.

Po raz pierwszy padł ofiarą denuncjacji w 1941 r., kiedy doniósł na niego do Gestapo jeden z mieszkańców Piask pod Lublinem. W sierpniu 1944 r. Lubelszczyznę zajęła Armia Czerwona, a Franczak został wcielony do 2. Armii Wojska Polskiego, stacjonującej w rejonie Kąkolewnicy koło Radzynia Podlaskiego. Tam też był świadkiem mordów na żołnierzach podziemia, dokonywanych przez komunistów na uroczysku "Baran", zwanym niekiedy Małym Katyniem. W obawie o swój los Franczak zdezerterował z ludowego Wojska Polskiego.

Ukrywał się w Łodzi i w Sopocie, po czym powrócił w rodzinne strony, gdzie zaangażował się w działalność podziemną. Brał udział w akcjach skierowanych przeciwko funkcjonariuszom UB, wykonywał wyroki śmierci na konfidentach. W czerwcu 1946 r. "Lalek" i jego współtowarzysze zostali aresztowani przez bezpiekę. Udało im się jednak uciec z transportu do więzienia i powrócić do podlubelskich lasów. W 1947 r. Franczak stanął na czele kilkuosobowego patrolu w oddziale WiN dowodzonym przez kpt. Zdzisława Brońskiego "Uskoka".

W następnym roku patrol "Lalka" wpadł w zasadzkę UB - z życiem uszedł jedynie Franczak. Jeszcze w tym samym roku wdał on się w strzelaninę z milicjantami, w wyniku której został ranny w brzuch. Wymierzone w komunistów akcje bojowe partyzantki poakowskiej na Lubelszczyźnie wyraźnie osłabły po śmierci przełożonego Franczaka - "Uskoka", który zginął w obławie UB 21 maja 1949 r. we wsi Nowogród w pobliżu Łęcznej.

Cztery lata później w Piaskach ofiarą reżimu padł Stanisław Kuchcewicz "Wiktor", ostatni z najbliższych współpracowników Brońskiego. Rok 1953 był istotną cezurą w działalność Franczaka - jako jeden z ostatnich partyzantów ograniczył zbrojny udział w zwalczaniu nowej władzy i rozpoczął samotną walkę o przetrwanie. Ukrywał się na prowincji dzięki pomocy zwykłych ludzi, choć groziły za nią wysokie kary. Według źródeł SB, z "Lalkiem" współpracowało ok. 200 osób.

We wrześniu 1961 r., w ramach akcji rozpracowywania partyzanta objętej kryptonimem "Pożar", władze komunistyczne rozesłały za Franczakiem list gończy (opublikowano go wraz ze zdjęciem "Lalka" w "Kurierze Lubelskim" z 8 września 1961 r.), w którym uznano go za bandytę stanowiącego postrach dla mieszkańców podlubelskich wsi.

Według raportów bezpieki, Franczak brał udział w zamachach na życia członków partii komunistycznej, funkcjonariuszy UB i MO, prowadził działalność terrorystyczną i rabunkową. Komuniści głosili, że poszukiwany osobiście zamordował 5 osób. Za jego schwytanie wyznaczono wysoką nagrodę pieniężną.

Wzrost ok. 175 cm, ciemny blond, włosy szpakowate, lekko łysy. Czesze się do góry, oczy niebieskie, czoło wysokie, nos średni, lekko pochylony do przodu, twarz owalna, koścista, śniada. Uszy duże odstające, usta duże wypukłe. Posiada 5 zębów sztucznych, trzy srebrne w szczęce górnej, a dwa złote w szczęce dolnej. Głowa grubsza, typowo męska. Jest dobrze zbudowany, barczysty, pierś wysunięta do przodu, chód ciężki, stopy nóg są duże, lekko kuleje na prawą nogę po postrzale. Na prawym ręku pomiędzy palcami: kciukiem a wskazującym, posiada bliznę z postrzelenia. W wypadku osobistego kontaktu zachować ostrożność, ponieważ poszukiwany osobnik nosi broń krótką, dwa pistolety i trzy granaty - podano w rysopisie poszukiwanego.

Na bezpośredni trop Franczaka bezpieka wpadła w roku 1963. Było to możliwe dzięki nawiązaniu przez SB współpracy ze Stanisławem Mazurem (pseudonim operacyjny "Michał"), mieszkańcem wsi Wygnanowice, który przyznał się do kontaktów z "Lalkiem". Za wydanie partyzanta miał otrzymać 5 tys. złotych. SB wiedziała, że Franczak darzył Mazura zaufaniem, był on bowiem bratankiem ojca narzeczonej "Lalka" - Danuty Mazur. Franczak miał z nią nieślubnego syna Marka, który przyszedł na świat w styczniu 1958 r. Towarzysz "Michał" szybko nawiązał kontakt z nie przeczuwającym zdrady Franczakiem. Informacje przekazane bezpiece przez konfidenta pozwoliły na dotarcie do miejsca ukrywania się "Lalka" - wytropiono go na podstawie numeru rejestracyjnego motoru, którym Franczak przyjechał na spotkanie z Mazurem.

Trop prowadził do gospodarstwa Wacława Becia z Majdanu Kozic Górnych. 21 października 1963 r. gospodarstwo zostało otoczone przez funkcjonariuszy SB i ZOMO, łącznie 37 ludzi. Widząc zagrożenie, "Lalek" oddał w kierunku komunistów kilka strzałów.

[quote]W tej sytuacji grupa likwidacyjna ZOMO przystąpiła do likwidacji. Franczak mimo wzywania go do zdania się podjął obronę i wykorzystując słabe punkty obstawy pod osłoną zabudowań wycofał się około 300 m od meliny, gdzie podczas wymiany strzałów został śmiertelnie ranny i po kilku minutach zmarł - napisano w raporcie po obławie.[/quote]

Sekcja zwłok Franczaka wykazała, że jego zgon nastąpił w wyniku postrzału serca. Rodzinie oddano zwłoki pozbawione głowy.

W chwili śmierci ostatni polski partyzant miał 45 lat. Ciało Franczaka w tajemnicy przed rodziną złożono w anonimowej mogile na jednym z lubelskich cmentarzy. Dopiero po 20 latach szczątki "Lalka" za sprawą jego siostry Czesławy Kasprzak zostały przeniesione na cmentarz parafialny w Piaskach.

[quote]Poświęcił życie za wolność ojczyzny, której nie doczekał - brzmi napis umieszczony na grobie partyzanta.[/quote] W 2007 r. w Piaskach wzniesiono poświęcony mu pomnik. W 2008 r., w uznaniu zasług Franczaka w walce o niepodległą Polskę, prezydent Lech Kaczyński odznaczył go pośmiertnie Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

Człowiek, który wydał ostatniego polskiego "Żołnierza Wyklętego", do swej śmierci w 1996 r. wiódł spokojne życie (za zdrajcę uznawano Becia, choć w 1964 r. Sąd Wojewódzki w Lublinie skazał go na 5 lat więzienia). Współpraca Mazura z SB wyszła na jaw dopiero w 2005 r., dzięki badaniom Stanisława Poleszaka, historyka z lubelskiego oddziału IPN.

Artykuł 50 lat temu zginął ostatni Niezłomny: Józef Franczak „Lalek”. Historia bohaterstwa, poświęcenia i zdrady [foto] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/50-lat-temu-zginal-ostatni-niezlomny-jozef-franczak-lalek-historia-bohaterstwa-poswiecenia-i-zdrady-foto/feed/ 0