Jan Rodowicz „Anoda” – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Jan Rodowicz „Anoda” – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 „Dla ubecji konieczne było zrobienie z Anody samobójcy, dlaczego informacja, że zginął ZAKATOWANY jest tak bardzo niewygodna do dzisiaj?”. List Joanny Rodowicz do autora książki „Anoda” https://niezlomni.com/dla-ubecji-konieczne-bylo-zrobienie-z-anody-samobojcy-dlaczego-informacja-ze-zginal-zakatowany-jest-tak-bardzo-niewygodna-do-dzisiaj-list-joanny-rodowicz-do-autora-ksiazki-anoda/ https://niezlomni.com/dla-ubecji-konieczne-bylo-zrobienie-z-anody-samobojcy-dlaczego-informacja-ze-zginal-zakatowany-jest-tak-bardzo-niewygodna-do-dzisiaj-list-joanny-rodowicz-do-autora-ksiazki-anoda/#respond Tue, 07 Mar 2017 12:58:36 +0000 http://niezlomni.com/?p=23860

Panie Autorze, Piotrze Lipiński,
chciałam się odnieść do pana książki pt „Anoda”.

[caption id="attachment_23861" align="alignleft" width="409"]Jan Rodowicz "Anoda" Jan Rodowicz "Anoda"[/caption]

Jestem zdziwiona, że poświęcił pan z pewnością wiele godzin tylko po to, aby „odbrązowić” postać mojego wuja Janka Rodowicza -„ANODY”.
W czasach, gdy tak mało jest ludzi mogących być przykładem dla innych, gdy nie bardzo wiadomo co oznacza prawość, uczciwość, patriotyzm i kultura osobista, pan podważa wszystkie te cechy. Osobom bez moralnego kręgosłupa, czyli bez skrupułów udaje się z łatwością zniszczyć tych prawych i uczciwych. Wygłaszając kłamliwe opinie, przygotowując sfałszowane dane, łatwo osiągnąć cel, bo czym może obronić się człowiek prawy i uczciwy? Prawdą?
Z książki wynika, że starał się pan bardzo umniejszyć zasługi Anody i tym samym zabić Jego pamięć. Janka Rodowicza „Anody” pan nie zniszczy, bo on nawet tyle lat po męczeńskiej śmierci sam się broni. Tak bohatersko jak bronił Ojczyzny, honoru, swoich żołnierzy i bliskich.
Czymże są „dokumenty” podpisane przez UBowskich śledczych, jak nie opisem zdarzeń wygodnych dla piszącego i kłamstwami podawany przez pana jako dokumenty źródłowe.
Jak o panu świadczy fakt że powołuje się pan na dokumenty Ubeckie a wspomnienia o Janku z wiarygodnych ust rodziny i jego przyjaciół nie są dla pana podstawą do prowadzonego „śledztwa”?
Dziennikarz śledczy - jak pan się przedstawił, zazwyczaj idzie o krok dalej od znanych już wszystkim faktów. Czego dowiedzieliśmy się od pana w drogo wydanej książce? Może jakie były metody Bezpieki? A może jak płaciła cała rodzina za bohaterstwo swoich bliskich? A może ile Ci przesłuchiwani znosili tortur? A może to, że do dzisiaj wielu pozostałych cudem przy życiu bohaterów czasów nie tylko wojny ale i pokoju jest upokarzanych? Nie, nie wiemy tego z wielu grubych kartek, wiemy tyle, że Janek to głupek lubiący psikusy.

Nawet „fakty” dotyczące rodziny Anody, podawane z niewiarygodnych dokumentów też są nieprawdziwe. Więc co jest warta taka książka?
Dla Ubecji konieczne było zrobienie z Anody samobójcy, dlaczego informacja, że zginął ZAKATOWANY jest tak bardzo niewygodna do dzisiaj?
Pan zna odpowiedź, szkoda, ze nie dowiedzieliśmy się jej podczas spotkania promującego książkę.

 

[caption id="attachment_23862" align="alignleft" width="461"]Grób Jana Rodowicza na warszawskich Powązkach Grób Jana Rodowicza na warszawskich Powązkach[/caption]

Wuj zginął gdy miałam rok, całe życie żałowałam że nie znałam wspaniałego, mądrego, bohaterskiego i wesołego wuja, zakatowanego na Koszykowej.
Chciałabym kiedyś, w modlitwie powiedzieć wujowi: - leż już w spokoju, Twoje bohaterstwo nie poszło na marne!
Niestety jeszcze ten czas nie nadszedł.
Tą książką wydał pan opinie nie o Janku Rodowiczu „Anodzie”, ale o sobie, niesolidnym, nieuczciwym dziennikarzu lekceważącym podstawy zasad zawodu dziennikarza, traktując czytelnika jakby był idiotą.
Po przeczytaniu pana książki określenie „dziennikarz śledczy” będzie mi się kojarzyło z bezwzględnością i zakłamaniem śledczych stalinowskiego okresu.
Joanna Rodowicz, jedna z trzech córek Krystyny i Stanisława Rodowiczów

Artykuł „Dla ubecji konieczne było zrobienie z Anody samobójcy, dlaczego informacja, że zginął ZAKATOWANY jest tak bardzo niewygodna do dzisiaj?”. List Joanny Rodowicz do autora książki „Anoda” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/dla-ubecji-konieczne-bylo-zrobienie-z-anody-samobojcy-dlaczego-informacja-ze-zginal-zakatowany-jest-tak-bardzo-niewygodna-do-dzisiaj-list-joanny-rodowicz-do-autora-ksiazki-anoda/feed/ 0
„Zginął śmiercią najszczęśliwszą dla żołnierza”. Andrzej Romocki „Morro” – dowódca kompanii „Rudy” w batalionie „Zośka” https://niezlomni.com/14707/ https://niezlomni.com/14707/#respond Fri, 18 Jul 2014 10:33:53 +0000 http://niezlomni.com/?p=14707

Andrzej_Romocki_-_MorroPułkownik „Radosław” powiedział o nim, że „był najbardziej utalentowanym dowódcą kompanii, jakiego w swej karierze spotkał”. Por. Andrzej Romocki „Morro”, dowódca kompanii „Rudy” w Batalionie „Zośka”, zginął, trafiony w serce, 15 września 1944 roku na Solcu, gdy prowadził swoich żołnierzy do natarcia, „które – jak miał prawo przypuszczać – mogło okazać się decydujące. Zginął więc śmiercią najszczęśliwszą dla żołnierza” – pisała łączniczka „Morro” ze Starówki, Anna Borkiewicz-Celińska, autorka monografii Batalionu „Zośka”, dodając, że po śmierci Andrzeja wśród resztek jego żołnierzy zgasły ostatnie iskierki nadziei.

W „Zośce i Parasolu” Aleksander Kamiński opisał Andrzeja jako wysokiego, postawnego chłopca o jasnych blond włosach, niebieskich oczach i podłużnej, regularnej twarzy. Jak wspominała matka, Jadwiga z Niklewiczów Romocka: „Imię dostał Andrzej po siostrzeńcu Pawła, Andrzeju Wasiutyńskim. Bardzo kochał Paweł tamtego Andrzeja. Zdolny, piękny, miał dwadzieścia cztery lata, jak zginął w 1920 roku”. Andrzej Romocki ochrzczony w kościele Zbawiciela miał za patrona św. Andrzeja Bobolę. Imieniny obchodził 16 maja, razem ze swoim młodszym bratem Janem Bonawenturą.

„Morro” przyjaźnił się z Jankiem Bytnarem „Rudym”, Aleksym Dawidowskim „Alkiem” i Tadeuszem Zawadzkim „Zośką”. To on dowodził akcją na strażnicę niemiecką w Sieczychach, w której, jako jedyny, zginął „Zośka”. Potem powtarzał: „musimy Zośkę i Rudego zastąpić, muszą trwać w naszej pracy”. Z jego m.in. inicjatywy Oddział Szturmowy „Wisła” vel „Jerzy” przemianowano na Batalion „Zośka”, w którym dowodził najpierw plutonem, a potem 2. kompanią „Rudy”. W maju 1944 roku Romocki ukończył tajną Szkołę Podchorążych „Agrykola” z trzecią lokatą.

„I tylu ich znowu zostanie”

Andrzej_romocki„Morro” walczył na Woli. Jego plutony zdobyły drugiego dnia Powstania dwie niemieckie Pantery. Atakował Szpital św. Zofii oraz Gęsiówkę. Za dowodzenie „Rudym” na Woli i błyskawiczne uderzenie z rejonu ulicy Sołtyka podczas natarcia Niemców na cmentarz ewangelicki dostał Order Virtuti Militari. 11 sierpnia przeszedł z „Zośką” na Stare Miasto. Następnego dnia w natarciu na niemieckie magazyny przy Stawkach został ranny młodszy brat Andrzeja, Jan Bonawentura. Bracia widzieli się po raz ostatni 17 sierpnia w szpitalu przy Miodowej 23. „Andrzej ’Morro’ wniósł zapach dymu. Miał twarz osmaloną przez wybuch ’szafy’, spalone brwi, obandażowaną głowę” – napisał Kamiński w „Zośce i Parasolu”. Nazajutrz szpital został zbombardowany i Janek zginął.

A Andrzej walczył dalej i wyróżniał się swoją postawą: „jednakowo spokojny, stanowczy, zawsze podejmujący błyskawiczne decyzje, panujący nad sytuacją. Wśród hałasu motorów, czołgów, goliatów, wybuchu pocisków umiejący zadbać zarówno o to, w którym kierunku wzmóc ogień, jak i o to, który posterunek zmienić ze względu na wyczerpanie żołnierzy” – stwierdzała jego łączniczka Anna Borkiewicz.

„Za wykazane walory dowódcze w okresie 4-tygodniowych walk” generał „Bór” mianował Romockiego 30 sierpnia podporucznikiem czasu wojny. Z 30 na 31 sierpnia w czasie przebijania się do Śródmieścia „Morro” dostał postrzał w nos, ale jego kompanii, jako jedynej, udało się nie wchodzić do kanałów i przejść przez Ogród Saski wśród pozycji wroga, udając niemiecki oddział. Dostał za to drugi Krzyż Walecznych i 5 września przeszedł na Czerniaków. Gdy dowódca „Zośki” kpt. Ryszard Białous „Jerzy” objął „Brodę 53”, Andrzej został jego zastępcą. Do kompanii „Rudy” dołączono resztki „Maćka” i „Giewonta”. Na Powiślu Czerniakowskim walczyły jeszcze bataliony: „Czata 49” i „Parasol” oraz Zgrupowanie „Kryska” kpt. Zygmunta Netzera, w składzie którego znajdował się 535. pluton Słowaków pod dowództwem ppor. Mirosława Iringha „Stanki”.

Zadanie obrony przyczółków na Czerniakowie Andrzej przyjął z entuzjazmem: „To może być punktem zwrotnym całego powstania! Tylko że znowu my! Chłopcy są tacy przemęczeni… I tylu ich znowu zostanie”. Do dowódców plutonów, m.in. Andrzeja Samsonowicza „Księcia” i Jerzego Gawina „Słonia”, powiedział: „Koledzy! Zostało nam powierzone zadanie utworzenia przyczółka na Wiśle. Łączność z drugim brzegiem została nawiązana i może dziś w nocy wyląduje u nas armia Berlinga. Utworzenie przyczółka jest rzeczą bardzo trudną i dlatego powierzono to zadanie nam. Bo my musimy tego dokonać! I kto wie? Może właśnie nam przypadnie chwała ocalenia Warszawy?”.

[caption id="attachment_14710" align="alignleft" width="640"]Krzyż nad grobem hm. kpt Andrzeja Morro na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie Krzyż nad grobem hm. kpt Andrzeja Morro na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie[/caption]

Żołnierze „Zośki” zajęli stanowiska na brzegu Wisły o północy z 14 na 15 września – „pod silnym ostrzałem Niemców, idącym od portu czerniakowskiego i od mostu Poniatowskiego, z którego ocalało jedno przęsło. Chłopcy odpowiadają ogniem i udaje się nieprzyjaciela odepchnąć – pisze Barbara Wachowicz w „To ’Zośki’ wiara!” – Niebo jaśnieje późnym wrześniowym świtem. Słońce wzejdzie o 6.26 i uczyni się złoto-jesienny dzień 15 września roku 1944. Tuż przed wschodem Andrzej grupuje swoich chłopców w okolicy białego, parterowego domku u wylotu ulicy Wilanowskiej”.

Ostatnia łączniczka „Morro”, Krystyna Musiatowicz, zapamiętała, że „Andrzej chwilę naradzał się z Witoldem; za chwilę z jakiejś narzuty i podszewki przygotowują sztandar biało-czerwony. ’Kto ze mną na ochotnika?’. Zrywa się trzech, wśród nich Wojtek Burek. Pierwszy przez dziurę w murze przechodzi Andrzej, za nim pozostali chłopcy”. Wtedy Krystyna ostatni raz widziała Andrzeja i Wojtka. „Wściekła strzelanina, ale już dopadli do białego domku po drugiej stronie. Cisza. A potem pojedyncze strzały. I krzyk: ’Sanitariuszka, prędzej! Andrzej ranny!’. Najbliżej była Zosia Sadowa – zrywa się i przeskakuje ulicę. Znowu straszna strzelanina; po chwili Zosia wraca zapłakana: ’Andrzej nie żyje! I drugi też dostał, ten Burek’. […] Zbliża się Witold i rozkazującym tonem mówi: ’Biegnij do pułkownika Radosława i zamelduj: łączność z Berlingowcami nawiązana, Andrzej ’Morro’ nie żyje. Spytaj, kto ma objąć dowództwo’”. Wiadomość o śmierci Andrzeja bardzo poruszyła płk. „Radosława” i kpt. „Jerzego”, a także wszystkich żołnierzy. Aleksander Kamiński stwierdził: „Każde życie jest bezcenne. I każdy z poległych towarzyszy Andrzeja ’Morro’ ofiarował życie narodowi. Ani mniej, ani więcej niż Andrzej. Ale śmierć Andrzeja była także ciosem w zespół. Andrzej ’Morro’ bowiem stał się w toku walk powstańczych uosobieniem ’Rudego’, nadzieją ’Zośki’, wcieleniem ideałów szaro-szeregowych”.

„Kiedy się teraz wszyscy zobaczymy?”

[caption id="attachment_14711" align="alignright" width="400"]Andrzej Romocki "Morro" Andrzej Romocki "Morro"[/caption]

Matka, Jadwiga Romocka, wróciła do zrujnowanej Warszawy w lutym 1945 roku: „Widocznie musiałam żyć, aby Was pochować. I odnalazłam Was, Jasieńku, tego samego dnia Obydwóch – tam na Miodowej na cmentarzyku i na Solcu przy domku i rowie…”. Na grobie Janka Bonawentury przy Miodowej zachowały się nagrobne tabliczki, miejsce pod drzewem zapamiętał ostatni dowódca „Rudego”, Witold Morawski „Czarny”, który pomógł w odszukaniu grobu. Andrzeja znaleźli na Solcu, w miejscu gdzie zginął, jego przyjaciele i podwładni. Jadwiga Romocka zapisała w swoim pamiętniku: „Chłopcy odkopali do połowy Andrzeja, wręczyli mi krzyż harcerski, odcięli koalicyjkę z odznaką ’Agricoli’ – pokazali ryngraf z Matką Boską Ostrobramską, którego nie wzięłam – zostawiłam. Podali mi płócienną torbę, z której posypały się zupełnie świeże cukierki Wedla… Żadnych dokumentów, ale tożsamość najzupełniej stwierdzona”.

Pogrzeb Janka odbył się 13 marca 1945 roku i był pierwszym na kwaterze Batalionu „Zośka”. Andrzeja pochowano obok brata 31 października 1945 roku. Trumnę „Morro” owinięto biało-czerwoną flagą ze znakiem Polski Walczącej. Położono na niej jego hełm ze znakiem Grup Szturmowych, w pokrowcu z panterki, podziurawiony odłamkami. Trumnę niósł m.in. Jan Rodowicz „Anoda” i Bogdan Celiński „Wiktor”. Kondukt szedł od Wisły, poprzez Czerniaków, Śródmieście, koło kościoła Świętego Antoniego, ulicą Senatorską, przez ruiny getta, do Okopowej – przez całą Warszawę na cmentarz wojskowy – tak jak prowadził szlak bojowy Andrzeja – tylko w przeciwnym kierunku.

fragment książki Joanny Wieliczki-Szarkowej „Powstanie Warszawskie 1944. Gloria victis”

TUTAJ MOŻESZ KUPIĆ KSIĄŻKĘ

Artykuł „Zginął śmiercią najszczęśliwszą dla żołnierza”. Andrzej Romocki „Morro” – dowódca kompanii „Rudy” w batalionie „Zośka” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/14707/feed/ 0