Informacja Wojskowa – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Informacja Wojskowa – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Marian Cimoszewicz – oficer Informacji Wojskowej, budzącej większe przerażenie niż UB, który przechwalał się likwidacją akowców. Wraz z rodziną mieszkał w odebranym prawowitym właścicielom domu. Syn – dygnitarz III RP przypominających o ojcu zaliczał do obozu nazistów https://niezlomni.com/marian-cimoszewicz-ojciec-wlodzimierza-cimoszewicza-byl-w-informacji-wojskowej/ https://niezlomni.com/marian-cimoszewicz-ojciec-wlodzimierza-cimoszewicza-byl-w-informacji-wojskowej/#comments Tue, 12 Sep 2017 23:18:07 +0000 http://niezlomni.com/?p=20223 Marian Cimoszewicz - ojciec Włodzimierza Cimoszewicza

Marian Cimoszewicz - ojciec Włodzimierza Cimoszewicza: w październiku 1991 roku doszło do publicznego ujawnienia sprawy przeszłości ojca obecnego marszałka Sejmu i kandydata na prezydenta RP Włodzimierza Cimoszewicza. Poseł OKP Jan Beszta-Borowski stwierdził wręcz, że ojciec Włodzimierza Cimoszewicza był członkiem "organizacji przestępczej" - Informacji Wojskowej.

Według Beszty-Borowskiego:

"Szef Informacji Wojskowej w Wojskowej Akademii Technicznej o nazwisku Cimoszewicz miał zwyczaj rozmawiania z ludźmi, trzymając w ręku pistolet i obracając nim na palcu cynglowym. Znany jest fakt śmierci jednego z podwładnych w wyniku takich rozmów"

(cyt. za "Gazetą Wyborczą" z 11 października 1991 r.).

Oświadczenie posła Beszty-Borowskiego wywołało gwałtowną publiczną ripostę ze strony Włodzimierza Cimoszewicza. Nazwał Besztę-Borowskiego "załganym łobuzem", a w innym tekście (w "Gazecie Współczesnej") stwierdził m.in.: "Rozumiem, że dla Borowskiego, jego szefów i was, nierozumnych dziennikarzy, babrzących się w takich prowokacjach, wybawcami byli naziści, skoro ci, którzy z nimi walczyli, zasługują na miano oprawców. Po wojnie mój ojciec przez 30 lat służył w Wojsku Polskim, w tym także w kontrwywiadzie, instytucji, jaka jest zawsze i w każdej armii. Wy, którzy opluwacie Go dzisiaj, możecie powołać się tylko na fakt służby w tej formacji. Nie przytaczacie, bo nie możecie przytoczyć żadnych prawdziwych zarzutów, dotyczących Jego postępowania. 'Dowody' Borowskiego są łgarstwem"

(cyt. za: Piotr Jakucki "Pułkownik Cimoszewicz", "Gazeta Polska" z 4 listopada 1993 r.).

Oburzony stwierdzeniami W. Cimoszewicza poseł Beszta-Borowski skierował przeciwko niemu skargę do sądu, przedstawiając dowody prawdziwości swych zarzutów pod adresem ojca Cimoszewicza. W osobnym liście do "Gazety Lokalnej" (por. nr 14-15 z 1992 roku) poseł Jan Beszta-Borowski przytoczył uzupełniające dane na temat życiorysu ojca Cimoszewicza jeszcze przed objęciem funkcji szefa Informacji Wojskowej na WAT. Pisał:

"(...) Oto przyszły pułkownik Cimoszewicz w czasie wybuchu wojny w 1939 roku, mając lat 22, nie uczestniczy w obronie Polski, nie jest żołnierzem Armii Polskiej broniącej ojczyzny przed dwoma najeźdźcami. Przeciwnie - już w październiku 1939 r. jest poborcą dostaw obowiązkowych w wołkowyskim Rejnopolnamzakie. Czyli jest na służbie jednego z zaborców - bolszewików. Rekwirował płody rolne od polskich rolników na rzecz najeźdźcy".

Jakucki w cytowanym wcześniej artykule powoływał się na zeznania świadka Romualda U., który zapamiętał M. Cimoszewicza jako "seksota" (tajnego agenta) komisarza kadr, ówczesnego naczelnika kadr w dziale technicznym parowozowni w Białymstoku. W 1943 roku Cimoszewicz skończył szkołę pracowników politycznych i do końca wojny był w aparacie politycznym. Od kwietnia 1945 roku robi błyskawiczną karierę w Informacji Wojskowej - w ciągu 3 lat zostaje komendantem w Głównym Zarządzie Informacji, kontrolowanym wówczas przez dwóch sowieckich zbrodniarzy, pułkowników NKWD w Polsce: Wozniesieńskiego i Skulbaszewskiego, a także szefem Informacji Wojskowej na WAT. Robert Mazurek, autor interesująco naszkicowanej sylwetki Włodzimierza Cimoszewicza ("Metamorfozy pana C.", "Życie Warszawy" z 31 marca 1997 r.) pisał, że ojciec Cimoszewicza "(...) w 1951 r. trafia do Wojskowej Akademii Technicznej. Tam aresztuje komendanta uczelni gen. Floriana Grabczyńskiego. Z jego rozkazu aresztowano też kilkunastu oficerów WAT, którzy wcześniej byli w AK".

Dokonując tej bezwzględnej czystki na wyższej uczelni, major Marian Cimoszewicz był w tym czasie oficerem bez żadnego wykształcenia. Dopiero kilka lat później - w 1957 roku, skończył liceum i zdał maturę (!).

Dodajmy do tego informacje o wcześniejszej roli Mariana Cimoszewicza w likwidowaniu oddziałów AK - sam się chwalił podczas spotkania z oficerami akademii, że w 1944 r. zlikwidował oddział AK. Według innych źródeł, w 1946 r. jako oficer IW kierował grupą likwidującą "bandę" Bohuna (za: P. Jakucki, op. cit.). Cimoszewiczowie zamieszkali w domu na Boernerowie (Bemowo), odebranym prawowitym właścicielom, których przymusowo wysiedlono z Boernerowa na początku lat 50. jako "element politycznie niepewny" ("Gazeta Lokalna" nr 2/104 z lutego 1996 r.). Żona majora M. Cimoszewicza zaczęła pracę w bibliotece WAT na miejscu poprzedniej pracowniczki tej biblioteki Ewy Cecetki-Cymerman, zwolnionej nagle bez uzasadnienia w sposób bardzo ordynarny przez M. Cimoszewicza ("Gazeta Lokalna" z 27 czerwca 1992 r., nr 12-13/42-43). Porównajmy opisane wyżej fakty z gwałtownym zarzucaniem Beszcie-Borowskiemu łgarstwa przez W. Cimoszewicza i pokrzykiwaniem o tym, że dla takich jak on "wybawcami byli naziści".

Włodzimierz Cimoszewicz, występując z taką furią przeciw przypominaniu przeszłości ojca, jako motto do swej książki wybrał stwierdzenie Anny Uchlig: "Kto przekreśla PRL, ten przekreśla cały mój życiorys". Trzeba przyznać, że swoją publiczną identyfikację z PRL-em zaczął bardzo wcześnie. Już jako maturzysta w 1968 roku kategorycznie przeciwstawił się napiętnowaniu ówczesnych rządów gomułkowskich jako "dyktatury ciemniaków" i uzyskał wydrukowanie proreżimowego tekstu swego wypracowania maturalnego na łamach "Życia Warszawy" (por. W. Cimoszewicz "Czas odwetu", Białystok 1993 r., s. 40). Wielu jego rówieśników było w tym czasie "pałowanych" na rozkaz "ciemniaków".

On w pełni utożsamiał się z totalitarną dyktaturą. Jakżeby mógł inaczej, wychowany pod "opiekuńczymi skrzydłami" pułkownika Cimoszewicza! Od jesieni 1968 roku studiuje na Wydziale Prawa w Warszawie i staje się działaczem uczelnianej organizacji Związku Młodzieży Socjalistycznej. W 1971 roku wstępuje do PZPR, a w 1972 r. zostaje przewodniczącym ZMS na Uniwersytecie Warszawskim. Wchodzi do władz Komitetu Uczelnianego PZPR. Nawet swą błyskawiczną karierę w ZMS tłumaczył później jako swoisty przykład niezależności, twierdząc, że: "Przynależność do ZMS mogła nawet przeszkadzać" (!!!) (W. Cimoszewicz "Czas odwetu", s. 43) - był bowiem dużo częściej odpytywany na zajęciach. Kiedy doszło do połączenia - pomimo protestu wielu studentów - trzech organizacji studenckich w jeden Socjalistyczny Związek Studentów Polskich (SZSP), należał do zdecydowanych zwolenników tego połączenia, narzuconego studentom przez partyjną biurokrację i został... komisarycznym szefem SZSP na UW.

Józef Oleksy wspominał Cimoszewicza z owych czasów jako wręcz zwracającego uwagę swoją pryncypialnością. Pisał, że wionęło pryncypialnością, gdy tylko Cimoszewicz wchodził na trybunę. Miał zaledwie dwadzieścia kilka lat, gdy uzyskał kolejny błyskawiczny awans - został sekretarzem Komitetu Uczelnianego PZPR, akurat w czasie pogłębiającego się kryzysu politycznego późnego Gierka, w okresie aktywizacji opozycji. O dokonanej przez Gierka zmianie konstytucji serwilistycznie uzależniającej Polskę od ZSRS wspominał: "Wszyscy mieliśmy skłonność do usprawiedliwiania miękkiej postawy wobec Związku Radzieckiego, byliśmy przekonani, że inne zachowania mogłyby być groźne dla Polski". W sprawie innego posunięcia ówczesnych władz PZPR - zapisania w konstytucji kierowniczej roli PZPR - szczerze przyznawał: "Nas jako członków PZPR ani to ziębiło, ani grzało. Nie popadaliśmy przez to w jakiś konflikt sami ze sobą" (W. Cimoszewicz, op. cit., s. 53). Poczucie bycia członkiem kierowniczej siły, jak widać, wzmacniało dobre samopoczucie szybko awansującego działacza partyjnego.

W 1980 roku został wysłany na 3 miesiące do pracy w konsulacie w Malmö. We wrześniu tego roku zaś wyjechał na stypendium Fulbrighta do USA dzięki decyzji władz PRL, że jego konkurent do stypendium, Lamentowicz, powinien się wycofać (op. cit., s. 55). Pozostał wierny PZPR-owi w czasach "Solidarności" i po ogłoszeniu stanu wojennego. Podczas pobytu na Uniwersytecie Columbia należał do organizacji PZPR przy konsulacie w Nowym Jorku. W lutym 1982 roku powrócił do pracy na warszawską uczelnię.

Według informacji z listy Macierewicza, Cimoszewicz w 1980 roku pod pseudonimem "Carex" został współpracownikiem wywiadu.

Ustosunkowując się do tej sprawy w swej biografii "Czas odwetu", stwierdzał m.in.: "Z wypowiedzi Czesława Kiszczaka wiedziałem, że w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych istniały możliwości preparowania dokumentów, mających cechy autentyczności dokumentów antydatowanych. Obawiałem się, że kierownictwo MSW może zdecydować się nawet na taką awanturę, jak fabrykowanie archiwaliów. Nie wykluczałem więc, że mogę znaleźć się na liście Macierewicza. Kiedy Olek Kwaśniewski przedstawił mi dokumenty, z dużym zaskoczeniem zauważyłem, że byłem odnotowany w aktach polskiego wywiadu (...). Byłem zaskoczony, ponieważ okazało się, że kontakt, jaki w 1980 roku nawiązał ze mną przed wyjazdem na stypendium Fundacji Fulbrighta przedstawiciel Ministerstwa Spraw Zagranicznych, został w tych dokumentach przedstawiony jako kontakt z wywiadem (...)" (op. cit., s. 25-26).

Alergia na polskość

Po likwidacji PZPR w styczniu 1990 roku Cimoszewicz nie wstąpił do SdRP. Fakt ten próbowano później częstokroć eksponować jako dowód niezależności Cimoszewicza i jego opowiedzenie się po stronie prawdziwie reformatorskiej lewicy. Rację mają jednak raczej ci, którzy sądzą, że Cimoszewicz nie doceniał wówczas prawdziwej siły postkomunistów z SdRP i nie chciał zostać wraz z nimi zmarginalizowany.

W czasie kampanii prezydenckiej 1990 roku właśnie Cimoszewicz został kandydatem postkomunistów na prezydenta. Podobno dlatego, że sam Kwaśniewski obawiał się wówczas całkowitej kompromitacji wyborczej, jakichś trzech procent. W tej sytuacji wynik uzyskany przez Cimoszewicza był traktowany jako duże zaskoczenie - dostał 9 procent głosów, plasując się na czwartym miejscu za Wałęsą, Tymińskim i Mazowieckim. W latach 1991-1993 nadal przewodniczył Parlamentarnemu Klubowi Lewicy Demokratycznej. Po sukcesie wyborczym SLD w 1993 roku Cimoszewicz został wicepremierem i ministrem sprawiedliwości w rządzie Pawlaka. Jako minister sprawiedliwości zasłynął głównie akcją "Czyste ręce". W jej ramach ujawnił nazwiska wysokich urzędników państwowych, którzy biorą równocześnie pieniądze za zasiadanie w radach nadzorczych firm państwowych. Akcja w rzeczywistości nie zaszkodziła osobom skrytykowanym przez Cimoszewicza. Mógł jednak odtąd chodzić w nimbie nieprzekupnego tropiciela gospodarczych patologii.

Resort Cimoszewicza nie mógł się pochwalić żadnymi większymi osiągnięciami; powszechnie narzekano na fatalne funkcjonowanie sądów i prokuratury. Cimoszewicz miał na to szczególne wytłumaczenie - twierdził, że podczas weryfikacji rzekomo wyrzucono najlepszych specjalistów. Po dymisji rządu Pawlaka nie wszedł do rządu Oleksego. Urażony, że nie zaproponowano mu wicepremierostwa, nie chciał przyjąć wyłącznie teki szefa resortu sprawiedliwości. Został wówczas wicemarszałkiem Sejmu.

W nowej sytuacji tym mocniej rozwijał stosunki z lewicowymi środowiskami z kręgu dawnej tzw. opozycji laickiej, zwłaszcza z Michnikiem, Geremkiem i Bujakiem.

Nieprzypadkowo właśnie "różowi" tzw. Europejczycy stanowili najbliższych rozmówców Cimoszewicza spoza SLD i SdRP. Głównym efektem tych zacieśniających się kontaktów stał się głośny artykuł Cimoszewicza i Michnika, wspólnie apelujących o zakończenie wszelkich rozliczeń PRL-owskiej przeszłości. Cimoszewicz, podobnie jak Kwaśniewski i inni liczni politycy SLD, stanowi typ człowieka uodpornionego na takie pojęcia jak polskość, polski patriotyzm, poczucie polskiego interesu narodowego. Tym, którzy chcieliby polemizować z moimi tak kategorycznymi sądami w tej sprawie, polecam uważną lekturę "Czasu odwetu". W tej książce widać aż nadto wyraźnie, że Cimoszewicz nie mógł się przełamać do napisania jakichś cieplejszych słów o Ojczyźnie, patriotyzmie, uczuciach narodowych, nie mówiąc już o trosce z powodu występujących dziś zagrożeń dla Polski i polskości. Więcej tam za to ataków na wszystko, co się z polskimi uczuciami narodowymi kojarzy, czy gwałtownego piętnowania rzekomej siły antyżydowskości w Polsce. Na s. 39 "Czasu odwetu" pisze: "Nie będąc Żydem poznałem, co to znaczy być nim w Polsce". Na s. 192 insynuuje, iż: "Prawdą jest niestety, że w naszym społeczeństwie, i to od lewicy do prawicy, nieustannie można spotkać się z przejawami endemicznego antysemityzmu".

W książce z pasją atakował "niepodległościowe slogany" (s. 13), "narodową tromtadrację", oczywiście idącą w parze z "zoologicznym antykomunizmem" (s. 270), "polską ksenofobię" (s. 273) etc.

Po dojściu do władzy jak mógł dawał wyraz napadom skrajnego filosemityzmu. Wystąpienie Cimoszewicza jako premiera RP podczas uroczystości w Kielcach, w lipcu 1996 r., ku czci ofiar kieleckiej prowokacji z 1946 roku przyniosło jaskrawy dowód tego, jak bardzo nieważna dla niego jest prawda o historii i godność własnego kraju. W sprawach stosunków polsko-żydowskich, tak skomplikowanych i złożonych, po dziesięcioleciach przemilczeń i niedomówień, postkomunistyczny premier pozwolił sobie na publiczne, obelżywe dla Polaków stwierdzenia, jednostronnie obciążające ich winą za wszystkie problemy w stosunkach z Żydami.

Prof. dr. hab. Jerzy Robert Nowak, fragment książki "Czerwone dynastie"

Artykuł Marian Cimoszewicz – oficer Informacji Wojskowej, budzącej większe przerażenie niż UB, który przechwalał się likwidacją akowców. Wraz z rodziną mieszkał w odebranym prawowitym właścicielom domu. Syn – dygnitarz III RP przypominających o ojcu zaliczał do obozu nazistów pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/marian-cimoszewicz-ojciec-wlodzimierza-cimoszewicza-byl-w-informacji-wojskowej/feed/ 7
Wnuk oficera komunistycznej Informacji Wojskowej – polityk PO porównał Żołnierzy Wyklętych do hitlerowców. ,,Jeżeli PO go nie wyrzuci, oznacza to, że popiera takie słowa” [WIDEO] https://niezlomni.com/wnuk-oficera-komunistycznej-informacji-wojskowej-a-obecnie-polityk-porownal-zolnierzy-wykletych-hitlerowcow-jezeli-go-wyrzuci-oznacza-ze-popiera-slowa-wideo/ https://niezlomni.com/wnuk-oficera-komunistycznej-informacji-wojskowej-a-obecnie-polityk-porownal-zolnierzy-wykletych-hitlerowcow-jezeli-go-wyrzuci-oznacza-ze-popiera-slowa-wideo/#comments Thu, 02 Mar 2017 12:11:37 +0000 http://niezlomni.com/?p=35944

Tomasz Cimoszewicz, poseł PO, na Twitterze napisał, że konkurs wiedzy o Żołnierzach Wyklętych to wyraz ,,brunatnej propagandy". Patryk Jaki z PiS w ostrych słowach skomentował skandaliczną wypowiedź.

Brunatne koszule to były jednostki szturmowe NSDAP. Jeżeli polityk Platformy Obywatelskiej porównuje Żołnierzy Wyklętych do NSDAP, to żądam od kierownictwa PO, żeby odcięła się od tych słów i wyrzuciła Tomasza Cimoszewicza ze swojego klubu. Jeżeli tego nie zrobi, to będzie oznaczało, że popiera i akceptuje te słowa

– powiedział Jaki.

Warto przypomnieć, że dziadek Mariana Cimoszewicza to oficer okrytej ponurą sławą Informacji Wojskowej, która w niezwykle brutalny sposób rozprawiała się z wrogami władzy ,,ludowej",

http://niezlomni.com/marian-cimoszewicz-oficer-informacji-wojskowej-budzacej-wieksze-przerazenie-niz-ub-ktory-przechwalal-sie-likwidacja-akowcow-wraz-z-rodzina-mieszkal-w-odebranym-wlascicielom-domu-syn-dygnitarz/

Artykuł Wnuk oficera komunistycznej Informacji Wojskowej – polityk PO porównał Żołnierzy Wyklętych do hitlerowców. ,,Jeżeli PO go nie wyrzuci, oznacza to, że popiera takie słowa” [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wnuk-oficera-komunistycznej-informacji-wojskowej-a-obecnie-polityk-porownal-zolnierzy-wykletych-hitlerowcow-jezeli-go-wyrzuci-oznacza-ze-popiera-slowa-wideo/feed/ 1
„Bogata” kariera ojca sędziego. Nazistowski Grenzschutz i Informacja Wojskowa. Na skutek jego donosu rozstrzelano kolegę, który zdradził mu, że walczył w AK https://niezlomni.com/bogata-kariera-ojca-sedziego-nazistowski-grenzschutz-informacja-wojskowa-skutek-donosu-rozstrzelano-kolege-ktory-zdradzil-mu-ze-walczyl-ak/ https://niezlomni.com/bogata-kariera-ojca-sedziego-nazistowski-grenzschutz-informacja-wojskowa-skutek-donosu-rozstrzelano-kolege-ktory-zdradzil-mu-ze-walczyl-ak/#comments Fri, 09 Sep 2016 21:02:38 +0000 http://niezlomni.com/?p=31133

Jak informuje "Gazeta Polska, ojciec sędziego Marka Safjana - Zbigniew był nie tylko współpracownikiem komunistycznej Informacji Wojskowej, lecz także funkcjonariuszem hitlerowskiego Grenzschutzu, walczącego z Armią Krajową. Sam syn odcina się od ojca...

powyżej: Grób Zbigniewa Safjana na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie

Czytamy tam, że "w latach 1943–1944 Zbigniew Safjan służył w mundurze hitlerowskiej policji Grenzschutz, zwanej też „Zoll”".

„Safjan pewnego razu w potyczce z partyzantami specjalnie się wyróżnił, od wojskowych władz niemieckich otrzymał pochwałę i był stawiany jako wzór dobrego żołnierza”

- taką informacją dysponowała PRL-owska prokuratura wojskowa.

Następnie Safjan przedostał się następnie przez linię frontu i wstąpił do Armii Czerwonej. Z niej trafił do szeregów II Armii WP.

Po wojnie został szefem wydziału propagandy Głównego Zarządu Politycznego.

W grudniu 1944 r., gdy służył w 2. Armii Wojska Polskiego, Safjan senior złożył donos na Jana Nesslera, gdy ten opowiedział mu o swojej walce w oddziałach Armii Krajowej.

Doszedłem do wniosku, że z takimi jak Nessler trzeba prowadzić bezkompromisową walkę, i chociaż czułem do Nesslera słabość, lubiłem go, zdecydowałem się donieść oficerowi informacji

- sam pisał. Nesslera aresztowano, postawiono przed sądem, skazano na śmierć i rozstrzelano 11 lutego 1945 r.

W wojsku uchodził za "oficera szczerze oddanego sprawie Polski Demokratycznej”. Safjan był wyróżniany przez kierownictwo GZP za polityczne uświadamianie kadr i walkę z „prawicowo-nacjonalistycznymi odchyleniami”.

Początkowo utajnił współpracę z nazistami, jednak gdy prawda wyszła na jaw, został zdegradowany do szeregowca i wykluczony z partii. Jednak w cywilu dalej służył Polsce Ludowej.

stał się autorem bestsellerów takich jak „Potem nastąpi cisza”, „Do krwi ostatniej” czy sztandarowej „Stawki większej niż życie”, w której to wykreował na „bohatera” PRL agenta NKWD Hansa Klossa.

Był też agentem Informacji Wojskowej o pseudonimie "Żerań".

„Zobowiązuję się współpracować z organami Informacji MON w ujawnianiu szpiegów, dywersantów i innych wrogów Demokratycznej Polski i Wojska Polskiego”

- pisał.

Sam syn - sędzia Marek Safjan mówił:

A cóż ja mam wspólnego z moim ojcem? Opuścił naszą rodzinę, gdy miałem trzy lata. Sprzeciwiałem się jego poglądom. Łączenie mojego życiorysu z jego biografią jest prymitywizowaniem dyskusji o państwie

- powiedział.

więcej w Gazecie Polskiej

Artykuł „Bogata” kariera ojca sędziego. Nazistowski Grenzschutz i Informacja Wojskowa. Na skutek jego donosu rozstrzelano kolegę, który zdradził mu, że walczył w AK pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/bogata-kariera-ojca-sedziego-nazistowski-grenzschutz-informacja-wojskowa-skutek-donosu-rozstrzelano-kolege-ktory-zdradzil-mu-ze-walczyl-ak/feed/ 3
Odkłamujemy postać Ryszarda Kuklińskiego. I przypominamy o prawdzie o Jaruzelskim zawartej w amerykańskich aktach https://niezlomni.com/jak-ryszard-kuklinski-ogral-sowietow-dzieki-temu-ratujac-polske-i-o-prawdzie-o-jaruzelskim-zawartej-w-amerykanskich-aktach/ https://niezlomni.com/jak-ryszard-kuklinski-ogral-sowietow-dzieki-temu-ratujac-polske-i-o-prawdzie-o-jaruzelskim-zawartej-w-amerykanskich-aktach/#comments Wed, 06 Nov 2013 14:03:56 +0000 http://niezlomni.com/?p=1228

[caption id="attachment_1229" align="alignleft" width="550"]Ryszard Kukliński Ryszard Kukliński[/caption]

PAMIĘTAMY:

Dokładnie 32 lata temu 6 listopada 1981 r. z Polski musiał uciekać pułkownik Ryszard Kukliński. 7 listopada 1981 roku, zamknięty w drewnianej skrzyni, uciekał przed rządzącymi Polską w imieniu wrogiego państwa. 

Najpóźniej po inwazji Czechosłowacji przez Armię Czerwoną i formacje tubylcze tzw. Paktu Warszawskiego, pułkownik Ryszard Jerzy Kukliński zrozumiał, że Polska jest w sowieckiej niewoli. Postanowił aktywnie włączyć się do walki o wolność kraju. Skontaktował się z Amerykanami.

Naturalnie dla znakomitej większości Polaków byłoby najbardziej zrozumiałe, gdyby oficer ten zachowywał się zgodnie z czytelnymi regułami tradycji polskiej. Na przykład, nikt chyba nie odnosiłby się do niego z ambiwalencją, gdyby płk. Kukliński skontaktował się z opozycją – bez względu na to, że była ona do dużego stopnia zinfiltrowana przez tajną komunistyczną policję. Nieważne, że wkrótce by wpadł – tak jak kpt. SB Adam Hodysz, który odważnie pomagał podziemiu. Ważne aby płk. Kukliński zrobił coś na polską, lokalną skalę. Najbardziej pewnie wszyscy antykomunistyczni patrioci ucieszyliby się gdyby oficer ten wykonał Wielki, Romantyczny Gest. Jak pięknie byłoby gdyby wysadził się w powietrze wraz z gen. Wojciechem Jaruzelskim czy innymi sowieckimi plenipotentami w Polsce, a może nawet z samym kremlowskim marszałkiem Wiktorem Kulikowem.

Naturalnie – na globalną skalę – takie gesty nic nie znaczyłyby. Nawet najbardziej spektakularny zamach co najwyżej poprawiłby na krótko humor więźniom baraku PRL zamkniętym w Gułagu Sowieckiego Imperium. Współpraca z opozycją, pomijając wszystko inne, miała by co najwyżej małe znaczenie doraźne i lokalne. Może kontakt z Kuklińskim pomógłby zidentyfikować kilku kapusiów, a działacze opozycji byliby lepiej poinformowani o nastrojach władz wojskowych reżimu reprezentującego Kreml w Warszawie. I nic ponadto. Czyli – w wymiarze wielkiej polityki: praktycznie nic.

Jest to jasne dla każdego wyrastającego ponad PRL-owski grajdołek. Dlatego płk. Kukliński zdecydował się na inne wyjście.

[quote]Postawił sobie pytanie: Kto ma największy wpływ na sytuację w Polsce? Odpowiedź: Sowieci. A kto ma największy wpływ na Sowietów? Amerykanie. Trzeba więc pomóc Amerykanom tak, aby mogli wpłynąć na Sowietów z korzyścią dla RP.[/quote]

Kukliński najpierw zamierzał stworzyć podziemną, kadrową organizację niepodległościową wśród oficerów polskich. Wnet zachodni sprzymierzeńcy Polski wyperswadowali mu to: nie był to czas na kadrową nawet konspirację. Tylko praca w pojedynkę mogła przynieść pożądane rezultaty. Obie strony – amerykańska i polska, reprezentowana przez Kuklińskiego chciały tego samego: zwycięstwa nad Sowietami.

Kukliński nie widział więc siebie jako „szpiega CIA”, a tylko jako oficera polskiego, który manipuluje USA na korzyść Polski. W jaki sposób? Dając Amerykanom informacje o najtajniejszych sekretach Sowietów. W ten sposób Kukliński umożliwił Amerykanom wykonywać cały szereg antysowieckich ruchów podczas końcowego okresu Zimnej Wojny.

kuklinskiZwykle ruchy antysowieckie były siłą rzeczy zgodne z interesem Polski, z walką o niepodległość kraju. Ale nie wszystkie. Na przykład, USA – w wypadku sowieckiego najazdu na Europę Zachodnią – planowały za pomocą ataku nuklearnego powstrzymać tzw. „drugi sowiecki eszelon” w marszu, gdy ten przemieszczać się miał przez terytorium Polski. Groźba nuklearnej zagłady kraju była jednym z najsilniejszych bodźców kierujących decyzją płk. Kuklińskiego.Uznał, że informacje, jakie podaje do Waszyngtonu, wymuszą na Amerykanach zmianę planów, wskażą na słabości sowieckiego przeciwnika poza Polską i tym samym odsuną groźbę nalotu nuklearnego od Polski. No bo po tym jak Kuklińskiemu udało się zdobyć i dostarczyć USA plany i lokację bunkra, w którym mieli się ukrywać sowieccy przywódcy, to przecież logicznym jest, że na wypadek inwazji Armii Czerwonej na Europę, czy gdzie indziej, Amerykanie najpierw wysłaliby rakietę nuklearną w ten bunkier (w głębi Związku Sowieckiego), a nie w Warszawę. Tak słusznie rozumował Kukliński.

Oczywiście pamiętajmy, że wojna nie zawsze kieruje się logiką, a plan nuklearnego nalotu na Polskę był tylko jednym z rozmaitych wariantów amerykańskiej odpowiedzi na sowiecką agresję. Najbardziej prawdopodobne było, że ponieważ Sowieci mieli wystarczającą ilość wojska w Niemczech Wschodnich, Czechosłowacji i PRL, udałoby im się za jednym zamachem – bez broni nuklearnej i bez pomocy tzw. „drugiego eszelonu” -- zdobyć całą Europę. Nie było potrzeby bombardowania Polski. Poza tym Amerykanie wiedzieli, że sowiecka doktryna wojenna zakładała, że odpowiedzią na nawet pojedynczą rakietę z głowicą nuklearną wystrzeloną w jakiekolwiek miejsce w Imperium Sowieckim – a w tym w PRL – Kreml miał zamiar odpowiedzieć natychmiastowym i zmasowanym atakiem jądrowym na USA.

Amerykanie długo zastanawialiby się czy unicestwienie Polski przestraszyłoby Sowietów na tyle, aby zarzuciliby swoje plany zrównania z ziemią USA. Prawda, Sowieci mieli w nosie Polskę. Ale uznaliby atak na nią za zagrożenie swego własnego bytu. Najpewniej zareagowaliby zgodnie z planem, posyłając salwę nuklearną w USA.

Z drugiej strony Amerykanie baliby się też innych konsekwencji ataku nuklearnego na Polskę. Jego rezultat pośredni to całkowite zatrucie radioaktywne Bałtyku, państw bałtyckich, terenów ukraińskich i białoruskich, Czechosłowacji wybrzeży Skandynawii, oraz Niemiec Wschodnich. Z Polski i Polaków nie zostałoby nic, ale większość Europy Środkowej i Północnej przemieniłaby się też w pustynie. Miliony nie-Polaków zmarłyby w powolnych męczarniach.

Czyli można twierdzić, że z rozmaitych powodów wymienionych powyżej scenariusz jakiegokolwiek, nawet minimalnego, użycia broni nuklearnej w Europie był raczej nierealny. Ale właśnie dlatego – aby nigdy nie doszło do takiej makabry – Amerykanie musieli mieć nad Sowietami przewagę. Musieli ich trzymać w szachu. I dlatego potrzebowali nie tylko przewagę technologiczno-naukową, ale również przewagę informacyjną. I tutaj tą przewagę dostarczył im płk. Kukliński w formie ponad 60.000 stron tajnych dokumentów Paktu Warszawskiego. Amerykanie mogli grać i ogrywać Sowietów, bowiem znali z góry ich ruchy.

Na przykład, gdy Armia Czerwona szykowała się do inwazji Polski jesienią 1980 r., prezydent Jimmy Carter wprost ostrzegł Leonida Breżniewa, że USA wiedzą co Związek Sowiecki szykuje. Zmusiło to Kreml do szukania innych opcji, a przynajmniej do traktowania bezpośredniej inwazji jako środka ostatecznego. Sowieci zażądali od swoich tubylczych plenipotentów „przywrócenia spokoju” w Warszawie.Naturalnie gdyby tubylczym komunistom nie powiodłoby się, to Kreml interweniowałby. USA nie podniosłyby ręki. W obliczu możliwej wojny nuklearnej pomoc militarna dla Polski byłoby to samobójstwo. Dlatego Amerykanie woleli, żeby – z dwojga złego – „Solidarność” zdławili tubylczy komuniści. I dlatego Carter interweniował przeciw sowieckiemu najazdowi, a zezłoszczeni Sowieci niemiłosiernie naciskali na swoich plenipotentów w Warszawie.

I tutaj więc płk. Kukliński miał rację. Informacje od niego zapobiegły sowieckiej inwazji. A tubylczy komuniści dołączyli stan wojenny do szeregu zbrodni popełnionych na Narodzie Polskim od czasu ich pojawienia się z Armią Czerwoną w 1918 r., a szczególnie po 1944 r.

[quote]Zbrodnia Jaruzelskiego nie miała nic wspólnego z ratowaniem Polski, a tylko z ratowaniem własnego stołka. Dokumenty przekazane przez Kuklińskiego mówią o tym jednoznacznie.[/quote]

Tyle o powodach działań płk. Kuklińskiego i korzyściach płynących z tego dla Polski. A teraz o wymiarze moralnym jego czynu.

[quote]Zarzuca mu się, że złamał przysięgę wojskową. To prawda. Jednak gdy ją składał, nie było suwerennego państwa polskiego. Przecież PRL to nie Polska. To była sowiecka kolonia z autonomią wewnętrzną z ograniczonym mandatem władzy dla tubylczych plenipotentów Kremla. PRL powstała na skutek gwałtu zadanego Polakom przez Stalina. W świetle prawa liczyła się tylko przysięga przed Rządem RP w Londynie.[/quote]

[caption id="attachment_1232" align="alignleft" width="620"]Kukliński (stoi) i Jaruzelski podczas spotkania dowództwa Układu Warszawskiego. Kukliński (stoi) i Jaruzelski podczas spotkania dowództwa Układu Warszawskiego.[/caption]

Zresztą nie był to dla Polaków dylemat nowy. No bo jak mamy sądzić rodaków naszych, którzy wcieleni zostali do armii rosyjskiej za cara czy niemieckiej za Kajzera bądź Hitlera? Jeśli przeszli na stronę przeciwników cara, Kajzera, bądź Hitlera, to przecież też złamali przysięgę. Oficer Wojska Polskiego Walerian Łukasiński ją złamał i brał udział w spiskowej, anty-kremlowskiej organizacji Wolnomularstwo Narodowe. A przecież przysięgał carowi jako królowi Polski. Naczelnik Powstania Styczniowego Romuald Traugutt ją złamał. Jak również generał Haller, generał  i wszyscy inni wojskowi, którzy zaczęli I wojnę światową pod sztandarami zaborców.

Naturalnie nie zawsze wszystko jest tak jednoznaczne. Przecież nie wszystkim Polakom udało się samorzutnie uciec ze służby w Wehrmachcie. Czasami okoliczności sprawiały, że – wraz ze swoimi niemieckimi „współtowarzyszami” – dostawali się do niewoli tylko po krwawej walce. Ale potem mieli szanse wykazania swego patriotyzmu w szeregach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.

[quote]I właśnie to jest klucz, według którego należy sądzić wojskowych, również w czasie pokoju, również w PRL. Czy służyli Polsce, czy służyli Kremlowi? Czy opowiadali poborowym o prawdziwych tradycjach oręża polskiego czy o sowieckich? Czy ścigali kadrę i poborowych za uczęszczanie na mszę świętą? Czy donosili na kolegów-oficerów? Czy kradli wraz z nomenklaturową sitwą? Czy szli po trupach na szczyt struktury sowieckiej okupacji przez tubylczych przedstawicieli? Czy w sercu grało im nieśmiertelne: „Lance do boju, szable w dłoń, bolszewika goń, goń, goń!” Czy w trakcie powstania poznańskiego w 1956 r., czy masakr na Wybrzeżu w 1970 r., czy dławienia „Solidarności” w grudniu 1981 r., rozkazywali swoim żołnierzom bezwzględnie według kremlowskiego przykazania, czy też przechodzili na drugą stronę, bądź też z sympatią traktowali walczących o niepodległość braci-Polaków, źle wypełniając rozkazy tubylczych plenipotentów Kremla?[/quote]

Pamiętajmy, że jednoznacznych jurgieltelników jak zwykle była raczej mała grupa. Ich potęga polega na tym, że potrafią obłudnie – broniąc własnej skóry – wmówić całej rzeszy z gruntu porządnych – choć pasywnych – osób, że Polacy ci również winni są zdradzie bo współpracowały z tubelczymi plenipotentami Kremla. Naturalnie to bzdura. Winnymi zdrady są główni plenipotenci Kremla, a nie oficerowie polscy służący polskiej tradycji w szeregach wojska pod komunistyczną komendą. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie kwestionowałby patriotyzmu większości żołnierzy i oficerów młodszych (oprócz politruków i związanych z sowieckimi służbami specjalnymi) w tzw. „armii Berlinga”.

Wypada jeszcze zapytać jakie miał korzyści płk. Kukliński ze swego poświęcenia się dla Polski. Podkreślmy: dokumenty CIA jednoznacznie potwierdzają, że pułkownik NIGDY nie upominał się o pieniądze. Co więcej, w PRL miał willę, jacht, dostęp do przywilejów zarezerwowanych dla najwyższych tubylczych funkcjonariuszy struktury sowieckiej okupacji przez przedstawiciela. To prawda, gdy udało mu się ewakuować siebie i swoją rodzinę z Polski, władze amerykańskie zadbały o jego utrzymanie. Dostał pracę odpowiednią dla swych kwalifikacji. Ale jego standard życia właściwie się nie zmienił. Ponadto, stracił obu synów w bardzo tajemniczych „wypadkach” – a osoby związane ze służbami specjalnymi USA prywatnie podkreślały wielokrotnie, że najpewniej chłopcy padli ofiarą komunistycznych skrytobójców.

Na koniec kilka spostrzeżeń o książce Benjamina Weislera. Czyta się to jak podręcznik dla szpiega, z mnóstwem szczegółów technicznych tego fachu. Autor unika zbyt wielu sądów. Prawie zupełnym milczeniem zbywa sprawę tajemniczej śmierci synów płk. Kuklińskiego.

Weisler podaje natomiast garść ciekawych szczegółów z wczesnego życia swego bohatera. Jego ojciec był w konspiracji, został aresztowany przez Gestapo i zamordowany w narodowo-socjalistycznym niemieckim obozie koncentracyjnym.

Czternastoletni Rysiek uciekł. Starał się wstąpić do organizacji podziemnej. AK go odrzuciła jako małoletniego. Plakatował miasto dla „Miecza i Pługa”. Potem w podwarszawskich lasach przystąpił do złożonej z młodych chłopców grupy przetrwania, która – pod wodzą żydowskiego nastolatka – zdobywała środki do życia w okolicznych wsiach. Stale nękani obławami policji, grupa rozpadła się. W desperacji, aby zalegalizować się, Rysiek Kukliński „dobrowolnie” zgłosił się na roboty do Niemiec. Po wojnie znalazł się we Wrocławiu. Zakochał się w dziewczynie, której ojciec był szefem zabezpieczenia mienia państwowego w tym mieście. Ten okres życia Kuklińskiego jest niejasny. Najprawdopodobniej służył u ojca swej dziewczyny. Chyba nie było to UB, a raczej jakaś podległa milicji grupa ochrony mienia państwowego. Potem, w 1947, poszedł do wojska, do szkoły elewów, a następnie szkoły oficerskiej. Został aresztowany przez Informację Wojskową za zatajenie przynależności do podziemia niepodległościowego. Dzięki znajomościom udało mu się uniknąć większych konsekwencji: uratował go też młody wiek w czasie okupacji.

kuklinski2

Ogólnie: Tajne życie to praca dziennikarska. Nie ma w niej właściwie żadnych informacji historycznych, brak tła dziejowego. Jak zauważył Herb Romerstein, żaden przeciętny czytelnik amerykański nie dowie się, dlaczego Sowieci i komuniści rządzili Polską i jak się tam znaleźli. Mimo wszystko jednak Weisler zrobił dobrą robotę opisując działalność „pierwszego polskiego oficera w NATO” – jak go określił jego największy sojusznik, profesor Zbigniew Brzeziński. Natomiast wywiad USA scharakteryzował płk. Kuklińskiego jako patriotę i idealistę, którego celem była walka o wolność Polski. Symptomem głębokiego zaawansowania syndromu zniewolonego umysłu u PRLowców jest to, że w Warszawie większość jeszcze nie dostrzegła tej prostej prawdy.

Marek Jan Chodakiewicz, artykuł "Jednoosobowa konspira: Pułkownik Kukliński skończyłby 80 lat" (opublikowany na blogu Autora chodakiewicz.salon24.pl)

Autor pisze o publikacji:
Benjamin Weiser
, A Secret Life: The Polish Officer, His Covert Mission, and the Price He Paid to Save His Country (New York: PublicAffairs, 2004)

Artykuł Odkłamujemy postać Ryszarda Kuklińskiego. I przypominamy o prawdzie o Jaruzelskim zawartej w amerykańskich aktach pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/jak-ryszard-kuklinski-ogral-sowietow-dzieki-temu-ratujac-polske-i-o-prawdzie-o-jaruzelskim-zawartej-w-amerykanskich-aktach/feed/ 3