Donbas – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Donbas – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Powstała sieć obozów pracy dla Ukraińców – sensacyjne doniesienia mediów https://niezlomni.com/powstala-siec-obozow-pracy-dla-ukraincow-sensacyjne-doniesienia-mediow/ https://niezlomni.com/powstala-siec-obozow-pracy-dla-ukraincow-sensacyjne-doniesienia-mediow/#respond Fri, 14 Jul 2017 10:33:54 +0000 http://niezlomni.com/?p=41314

Niemieckie radio Deutschlandfunk, powołując się na Wschodnioukraińską Grupę Praw Człowieka, zaalarmowało, że w Donbasie powstały ,,gułagi za aprobatą Moskwy". Kontrolujący ten region Rosjanie wykorzystują więźniów do niewolniczej pracy. w 20 obozach karnych na terenie tzw. republik donieckiej i ługańskiej ma przebywać 10 tys. więźniów.

W samym środku Europy istnieje państwo oparte na pracy niewolniczej

- powiedział Paweł Lisianski ze Wschodnioukraińskiej Grupy Praw Człowieka, który dodaje, że przebywają tam również ludzie, którzy już odbyli swoją karę. Pracujący mają za swoją pracę nie otrzymywać żadnego wynagrodzenia, jedynie od czasu do czasu papierosy.

Ukraińcy z grupy badającej przypadki człowieka w ich kraju szacują, że pracuje aktualnie około 10 tysięcy więźniów. Ich praca dostarcza władzom w Donbasie około 300-500 tysięcy euro miesięcznie. Paweł Lisjański ze Wschodnioukraińskiej Grupy Praw Człowieka utrzymuje, że istnieje 20 obozów pracy na terenie republik donieckiej i ługańskiej.

Eksperci podkreślają, że obozy są nielegalne, ponieważ znajdują się na terenie Ukrainy i powinny podlegać władzy w Kijowie. ,,Republiki ludowe" nie są uznawane przez społeczność międzynarodową.

źródło: własne / Defence24.pl

Artykuł Powstała sieć obozów pracy dla Ukraińców – sensacyjne doniesienia mediów pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/powstala-siec-obozow-pracy-dla-ukraincow-sensacyjne-doniesienia-mediow/feed/ 0
„Oni strzelają z ostrych… Następny padł… Widziałem jak ich zabijali”. Reportaże Czunkiewicza ze Majdanu, Smoleńska i Gruzji https://niezlomni.com/strzelaja-ostrych-nastepny-padl-widzialem-zabijali-reportaze-czunkiewicza-ze-majdanu-smolenska-gruzji/ https://niezlomni.com/strzelaja-ostrych-nastepny-padl-widzialem-zabijali-reportaze-czunkiewicza-ze-majdanu-smolenska-gruzji/#respond Thu, 03 Nov 2016 09:11:31 +0000 http://niezlomni.com/?p=33139

Już wiem, że zatrzymano Sławka Wiśniewskiego, naszego montażystę, który wybiegł filmować katastrofę. Widzimy wozy milicyjne i strażackie. Wszyscy biegną w kierunku krzaków. My za nimi - pisze Marek Czunkiewicz w książce "Teatr wojenny. Reportaże. Gruzja, Smoleńsk, Majdan".

„Najważniejsze być pierwszym”

10 kwietnia 2010

Mniej więcej 30 minut po tragedii docieramy na miejsce. Już wiem, że zatrzymano Sławka Wiśniewskiego, naszego montażystę, który wybiegł filmować katastrofę. Ani mi w głowie teraz nim się zajmować. Widzimy wozy milicyjne i strażackie. Wszyscy biegną w kierunku krzaków. My za nimi. Po drodze kątem oka dostrzegam Piotrka Kraśkę. Przyspiesza i równa do nas.

Milicjanci dopiero grupkami ustawiają kordon. Są duże luki. Robią to niespiesznie i wyraźnie widać, że nie
do tego są wyszkoleni. Przed nami tylko czterech lub pięciu. Po czapkach widzę, że szychy. Co najmniej wyżsi oficerowie: pułkownicy, majorowie. Widząc nas chcą zagrodzić drogę. Nie w tym wieku. Panowie. Biegniemy we trzech. Piotrek, Radek i ja. Krzyczę.

– Wy po łuku. Ja ich biorę na siebie. Teraz!

Chłopcy odskoczyli i pobiegli dalej. A ja wybiłem się. Rozwarłem ręce i nogi i poleciałem na panów oficerów. Pamiętam przerażenie w ich oczach. Trochę ważę, a przy tym zachowałem się jak wariat. Przewróciłem trzech. Czwartego złapałem i trzymałem. Porwałem mu kurtkę. Spadły czapki. Nie biłem się. Dałem się obezwładnić. Chłopcy byli już daleko. Jednak za nimi rzuciło się zbyt wielu. Nie mieli wsparcia. Leżałem w błocie. Musieli się wycofać. Ale coś zrobili. A poturbowani milicjanci mieli klasę. Nie bili, nie zakuli w kajdany. Wzięli legitymację, popatrzyli i stwierdzili, że nie ma sprawy. Rozumieją emocje. Ale takie jest prawo. I oni muszą bronić dostępu do miejsca tragedii. Wypuścili. Bolało mnie tylko ramię i bark. Każdy, kto zna Rosję to wie, że zasłużyłem, co najmniej na 3 lata łagru. Byłem w szoku. Docierali kolejni dziennikarze, operatorzy, fotoreporterzy. Milicja zdążyła już postawić kordon. Ale to taka zwykła milicja, dzielnicowi. Nie ma, co się bać.

– Do przodu. Kurwa, do przodu! Nie bójcie się. To nasz Prezydent! Razem!

Próbowałem jakoś opanować grupę polskich dziennikarzy. Niestety to nie takie proste. Większość osób nie
miała doświadczenia w relacjonowaniu demonstracji. Bali się mundurów. Niepotrzebnie traciliśmy impet
grupy. Niepotrzebnie koledzy weszli w rozmowy. Mieliśmy szansę rozerwać kordon. Wszyscy by nie zrobili zdjęć, ale komuś na pewno by się udało. Niestety nie umiemy działać solidarnie. Rosjanie podciągnęli OMON. Wzmocnili kordon. To koniec. Już się nie uda. Spojrzałem do tyłu. Podjechał wóz satelitarny. Niemal w biegu zaczął się rozkładać. Dojeżdżały ekipy zdjęciowe. Od tej chwili antena była nasza. Mogliśmy relacjonować. Byliśmy pierwsi.

https://www.youtube.com/watch?v=3btINzLhHQw

Rozdział „Na froncie propagandy”

Pod koniec sierpnia 2008 roku nie było wielkich walk, ale sytuacja wojenna ciągle niepewna. Niby trwał rozejm, a co i rusz dochodziło do ostrzału. Rosjanie raz się wycofywali, raz wracali na pozycje. Decyduję się przejechać przez góry. Ominąć rosyjskie patrole. Chcę sprawdzić, co się dzieje w zachodniej części kraju, nad morzem, przy granicy z Abchazją. Tam też weszli okupanci, ale jest zdecydowanie mniej relacji o tym, co się tam dzieje. Jedziemy UAZem naszego kierowcy Lewana. (…) Wychodzimy z kamerą. I nagle krzyki ludzi. Nieprzyjazne. Wrogie. To niemożliwe. W Gruzji nas niemal kochają. O co chodzi? Wyjaśnia Dato, nasz gruziński reporter. Wyjaśniam ja. Tłum gęstnieje. W końcu są oznaki porozumienia.

– To Polacy. Uspokójcie się.

Krzyczy starsza kobieta. I od razu zaczyna płakać. Straciła córkę. A my dalej nie wiemy skąd ta początkowa wrogość. Okazuje się, że nie do Polaków. Do telewizji. Przed nami była już tu ekipa. Rosyjska.
– Wszystko nakręcili. I co pokazują. Zobaczcie. Zobaczcie.

Mówi, krzyczy z pięć osób naraz. Po rosyjsku, po gruzińsku. Ciągną do kafejki. Tu młody człowiek odtwarza rosyjski program informacyjny. Ten sam budynek. Jeszcze płonie. Ci sami ludzie w wielkim szoku. Krzyczą, płaczą. Nasza pierwsza rozmówczyni pochyla się nad ciałem. Wszystko jest. Cała tragedia wojny. Prawda. Nie. To nie jest prawda. Rosyjski napis na ekranie „Cchinwali po gruzińskim ataku”. W komentarzu opowieść o barbarzyństwie Gruzinów, o tragedii osetyńskich mieszkańców. A zdjęcia z Senaki, wypowiedzi ludzi z Senaki. To dla nich dramat. Stracili bliskich, dom, dobytek. A do tego okradziono ich jeszcze z godności. Posłużono się przeciwko Ojczyźnie. A mówili chętnie. Niczego nie skrywali. Przeżywali. To były ich emocje, ich intymność. Tego nie zabiły bomby. Zabili ludzie z telewizji. Tacy jak my. (…)

 

Wyjeżdżaliśmy z Senaki z poczuciem odkrycia moralnego barbarzyństwa. W wielkiej złości i w milczeniu.
Nie mieliśmy pojęcia, dokąd jechać. Rosjanie się wycofali, ale gdzie? Jechaliśmy w kierunku Abchazji. Nagle na pustej drodze auto. Stoi na poboczu. Mignięcie światłami. Krótkie i długie. Stajemy. Już wiemy. Przez te kilka tygodni wojny poznaliśmy tajny kod. To gruziński kontrwywiad. Podchodzę.

– Nie jedźcie dalej. Tam stoi rosyjska kolumna. Wygląda jak grupa operacyjna.
– Jak daleko?
– Kilka kilometrów.
– Ale tu miało ich nie być.
– Są.
– Jedziemy. Wiecie, że to ważne.
– Kogo powiadomić jakby co?
Daję numery do biura.
– Powodzenia.
Wracam do auta. Streszczam rozmowę.
– I co jedziemy?
Nikt nie protestuje. Jedziemy.

https://www.youtube.com/watch?v=TPu5Oj2PPYI

Rozdział „Igrając z losem”

Kwiecień 2014 roku. Donieck. Od wielu dni relacjonujemy jak na wschodniej Ukrainie rozlewa się pożoga
separatyzmu. To już nie jest sprzeciw wobec nowych władz w Kijowie. To jawna wojna przeciwko Ukrainie. Niedługo zostanie określona, jako „hybrydowa”. Bez wypowiedzenia i bez oficjalnego wskazania agresora. Wszystko rękoma samych mieszkańców, którzy uwierzyli wrogiej propagandzie. To tak naprawdę rzeczywisty obraz zwycięstwa wojny informacyjnej i doskonałego planu dywersyjnego. Tam gdzie narastają emocje niezadowolenia pojawiają się, specjalnie przygotowani, agitatorzy. Zazwyczaj tutejsi lub pochodzący z tych terenów. Podgrzewają napięcie, organizują wiece. Nikt im nie przeszkadza. Urzędnicy, prokuratorzy, milicjanci albo pakują się i uciekają albo zaczynają gorąco popierać przewrót. Tu żyją i chcą przeżyć. W momencie gdy niezadowolenie sięga zenitu, a na ulicach gromadzą się tłumy pada hasło „Przejmijmy władzę”. To wystarcza, aby mieszkańcy poszli przejąć jej symbole – budynki miejskiej lub obwodowej administracji i znienawidzonej Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. W tym momencie już nie są sami. Ujawniają się, wcześniej przysłani i przygotowani, doradcy. Najczęściej emerytowani oficerowie armii rosyjskiej. W rzeczywistości aktywni agenci rosyjskiego wywiadu. Oni dowodzą. Oni znają plan i priorytety. Na wszelki wypadek, gdyby coś się nie powiodło, a także, aby buntownicy czuli wsparcie pojawiają się osławione „zielone ludziki”. To świetnie wyszkoleni żołnierze rosyjskiego specnazu, świetnie wyposażeni i uzbrojeni, ubrani w ciemnozielone mundury i hełmy bez jakichkolwiek oznaczeń. Elita szturmowców. Tworzą z miejscowych zbrojne oddziały. Wskazują cele. Rozkazują.

https://www.youtube.com/watch?v=EjIwk9s0Kzk

Taki scenariusz dzień po dniu obserwowaliśmy w kolejnych miastach Donbasu. Codziennie gdzieś zdobywano budynki, codziennie gdzieś dochodziło do strzelaniny. Zjeździliśmy niemal cały region. Od Ługańska po Mariupol. Bazę mieliśmy w Doniecku. Ale i tu z dnia na dzień zmieniała się atmosfera. Było coraz niebezpieczniej. Siedziba władz regionu od dawna była w rękach separatystów. Do tej pory jednak odczuwaliśmy tylko słowne ataki agresji. Zaczęły się też fizyczne. Podczas jednego z wejść „na żywo” Pawła Szota otoczyła grupa młodzieńców z pałkami. Leciały epitety. Zaczęły się popychania. Stojący obok milicjanci zamknęli się w aucie. Bijatyka wisiała w powietrzu. Atmosferę udało się rozładować. Kolejny raz myśleliśmy, że to już koniec. Nawet relacjonująca do „Wiadomości” Arleta Bojke powiedziała na antenie, że relacja może być, w każdej chwili przerwana. Staliśmy pod samym budynkiem władz. Trwał program. Nagle komuś coś się nie spodobało. Do wozu satelitarnego podbiegło kilkunastu mężczyzn. Wraz z inżynierami zamknęliśmy się w środku. Rozpoczęło się dobijanie. Rękoma, nogami, pałkami. Napastnicy rozbujali auto. Wewnątrz wiedzieliśmy, że nadajemy „na żywo”. Aby nie przerwać emisji każdy z nas trzymał jakiś kluczowy element stacji – koder lub wzmacniacz. Samo bujanie sygnału nie zerwało, bo antena na dachu to była tylko atrapa. Prawdziwą łączność utrzymywaliśmy przez antenę stojącą kilkanaście metrów dalej i zamaskowaną w krzakach. Po wejściu, poobijani, otworzyliśmy drzwi. Mężczyźni agresywnie wyciągnęli nas. Zajrzeli do środka.

– Co pokazujecie? Szpiegujecie nas!
– Przekazujemy to, co pokazuje tamta kamera naprzeciw administracji. Tu nie ma innych kamer.
– Kto to ogląda?
– Cała Europa.
– Nie potrzebujemy Europy.
– Stoimy tu drugi tydzień. Co się stało?
– Szukamy ukraińskich szpiegów.

I to było sedno sprawy. Zamkniętym w budynku młodym buntownikom puszczały nerwy. Dowództwo
robiło im kilka razy na dobę ostre alarmy. Co chwilę rozchodziła się plotka, że będzie szturm. Patrolowali
puste ulice. Biegali wokół budynku. Zajmowali pozycje. Czekali. I nic. Raz, dwa, trzy… pięćdziesiąt. I nic. Nikt nie atakuje. Atakuje tylko adrenalina. To celowe działanie rosyjskich dowódców.

Marek Czunkiewicz, „Teatr wojenny. Reportaże. Gruzja, Smoleńsk, Majdan”, Editions Spotkania, Warszawa 2016.

Książkę można nabyć TUTAJ.

Artykuł „Oni strzelają z ostrych… Następny padł… Widziałem jak ich zabijali”. Reportaże Czunkiewicza ze Majdanu, Smoleńska i Gruzji pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/strzelaja-ostrych-nastepny-padl-widzialem-zabijali-reportaze-czunkiewicza-ze-majdanu-smolenska-gruzji/feed/ 0
Reportaż: Utkani z własnych wspomnień https://niezlomni.com/reportaz-utkani-z-wlasnych-wspomnien/ https://niezlomni.com/reportaz-utkani-z-wlasnych-wspomnien/#respond Fri, 29 Jul 2016 12:26:40 +0000 http://niezlomni.com/?p=29563

Błękitna laguna

Każdego pogodnego dnia znajduje się w tym samym miejscu. W cieniu drzew, siedząc na lichej ławce zbitej z kilku desek i na moment zastyga. Ale to przecież dla niej nie jest zwykła ławka. To ławka-pamiętnik. Wehikuł czasu.

Siedzi, jedną ręką trzymając swoją przeszłość. To nią zasłania wyryte w drewnie inicjały, jakby w obawie, że ktoś jej je odbierze. Wraca wspomnieniami do tamtych chwil.
V2gT5-_n6CAWidzi małą rumianą dziewczynkę w dziurawej bluzeczce z wiecznie obdartymi kolanami. Tuż obok niej chłopiec, nieco wyższy, o ciemniejszej karnacji. Coś kombinują. Zrywają liście, do starych glinianych kubeczków wlewają wodę i błoto z kałuży. Chłopiec łamie cieniutkie patyczki leżące pod lipą. Jeden szczególnie przykuwa jego uwagę. Woła dziewczynkę, marszczy czoło i z przesadnym wysiłkiem wyrywa na ławce dwie literki: K i R. Siadają obok siebie z wyrazistym uśmiechem od ucha do ucha. Dziewczynka zakrywa dłonią inicjały. Nagle otwiera oczy. Jest tą samą małą dziewczynką, tyle że w ciele 18-latki. Podczas gdy jedna jej ręka staje się skarbonką przeszłości, druga trzyma kurczowo teraźniejszość- rączkę wózka dziecięcego…
Mija kilkadziesiąt minut, czas wrócić do rzeczywistości. Roksolana Jakobczuk (18 l.), Ukrainka, wraca do niskiego ceglanego domu we wsi Lanivtsi. Drzwi otwiera jej mama – Svetlana, pomaga przenieść wózek przez próg.

Wysoki drewniany próg, typowy dla starego budownictwa, sprowadza nastoletnią matkę na ziemię. Powraca do rutynowych zajęć. Dwadzieścia cztery godziny na dobę przeznacza dla swego małego-wielkiego szczęścia. Jest jeszcze młoda, powinna „cieszyć się życiem”, ale teraz, trzymając na rękach niewinne dzieciątko, przez głowę by jej nie przeszło, że lepiej by było gdyby go nie miała.
U3yKTRziajo– Wraz z narodzinami Timura spadła na mnie duża odpowiedzialność. Niełatwo żyć tu, na Ukrainie, szczególnie w cieniu wojny w Donbasie – mówi Roksolana.
– Lanivtsi leży daleko od wschodniej granicy, jednak tu także wojna daje się we znaki. Większość z naszych ludzi wzywana jest do wojska, a później odsyłana, tyle że w trumnach. My nic nie możemy zrobić, poza pójściem na ich pogrzeb  i modlitwą – przyznaje ze smutkiem w oczach.
– Część pieniędzy z pensji odebrano na potrzeby armii, wystarcza tylko na podstawowe rzeczy i jedzenie, musimy  oszczędzać. Ubranka dla Timura dostałam od sąsiadki, po jej  synku, który ma już 4 lata. To kobieta o wielkim sercu.
Codziennie mnie odwiedza i pomaga – chwali z uśmiechem na twarzy.
– Część rzeczy mama znalazła na strychu. Nie możemy sobie pozwolić na nic więcej. Żyjemy z dnia na dzień, nie mamy wyboru.
Życie nie oszczędza Roksolany, stale martwi się o to, czy jej synek będzie miał co jeść. Trudno żyć w ciągłej niepewności, jednak nie jest sama. Na duchu podtrzymuje ją przyjaciel z piaskownicy - mąż Kristian Jakobczuk. Chłopczyk, który przez ławeczkowe inicjały przepowiedział ich wspólną przyszłość.

– Na szczęście nie jestem sama. Mam męża Kristiana. Pobraliśmy się szybko, niedługo po tym jak dowiedziałam  się, że jestem w ciąży. Nie było hucznego wesela, mimo to czułam się szczęśliwa - wspomina.
– Nie było pieniędzy na wielkie przyjęcie. Byłam za to na przyjęciu weselnym mojej kuzynki. To jednodniowe szczęście zmieniło się w koszmar ich życia. Do dzisiaj  spłacają kredyt. Bo ludzie chcą choć na chwilę poczuć się  bogaci …, nie wiem, a może po prostu robią to na pokaz…-  dodaje w zamyśleniu.
W opiece nad Timurem pomaga jej także mama, o ile ma czas, bo ciągle ciężko pracuje. Roksolana nie chce jej dodatkowo obciążać. Matka zajmuje się małym gospodarstwem. To tylko dwie krowy, kilka gęsi i kaczek oraz niewielki ogródek warzywny, ale jak na jedną osobę, to i tak bardzo dużo pracy. Mąż – Sasha już jej nie pomoże, bo wzięli go do wojska, tak jak wielu innych z Lanivtsi. Od ponad trzech miesięcy Svetlana nie ma z nim kontaktu. Wciąż niecierpliwie czeka na jakiekolwiek wieści.

YkUxrCZRC4A– W naszym kraju nigdy nie było sielanki, w porównaniu do Polski - stwierdza.
– Wiem, bo byłam w Polsce i zdążyłam zauważyć rażącą różnicę. W Lanivtsi cztery zbite deski i wąż  z wodą jako prysznic lub krowa zaglądająca przez okno do kuchni to nic dziwnego – śmieje się.
– Ale my już nauczyliśmy się żyć w ten sposób, a teraz ja muszę nauczyć tak żyć Timura. Chciałabym  opuścić Ukrainę – przyznaje Roksolana, po czym milknie na parę minut; po chwili dopiero dodaje.
– Ktoś mógłby mnie oskarżyć o brak patriotyzmu, ale życie tutaj to nie bajka i boję się, po prostu się boję.  Boję się, że za kilka lat ta wojna ogarnie większą część Ukrainy i działania zbrojne, będą widoczne przez  okno. Czy nie mam prawa się bać? Wyjechali tylko najbogatsi. Najbogatsi w naszej skali. Na zachodzie to nadal biedota. Ja przecież nie wyjadę, nie mam takiej możliwości.

Dziecko sprawiło, że nastolatka szybciej dojrzała. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego jak ciężko jest utrzymać dom, rodzinę. Timur stał się dla niej wszystkim. Potrafi odmówić sobie jedzenia, aby synek miał nową czapeczkę i zimą nie zachorował. Wstaje bardzo wcześnie rano. Musi wydoić krowę i zagotować mleko dla dziecka. Robi też śniadanie dla Kristiana.

– Przynajmniej tyle mogę dla niego zrobić, wiem jak ciężko pracuje – wyrzuca sobie w duchu.
– Mimo jego “harówki” wciąż brakuje pieniędzy. Minimalne wynagrodzenie na Ukrainie jest prawie trzy razy niższe niż w Polsce, a ceny niewiele się różnią.

Dla Timura poświęciła swoje hobby. Już nie jest mażoretką i rzadziej spotyka się z przyjaciółkami z grupy i znajomymi z orkiestry. To dzięki wspólnej pasji ją poznałam. Spotkałyśmy się na wymianie organizowanej przez orkiestry, do których należymy. Roksolana przez tydzień mieszkała w moim domu. Mimo bariery językowej świetnie się rozumiałyśmy. Później to ja gościłam u niej. Wtedy mogłam na własne oczy dostrzec rażące różnice między życiem w Polsce, a na Ukrainie. Przerażały mnie warunki, w których mieszkańcy Lanivtsi funkcjonowali. Najbardziej wzruszające było dla mnie ich podejście do tych wszystkich trudności, z którymi musieli się zmierzyć każdego dnia, a mimo to uśmiech nie znikał z ich twarzy. Swoim ciepłem i gościnnością zarażali otoczenie. A Roksolana? Ona zawsze była taka uśmiechnięta i pogodna. Uderzyła mnie w niej ta wewnętrzna siła i ten błysk w oku. Tak wiele było w niej ciepła i pogody ducha. To nieprawdopodobne, że można być szczęśliwym, żyjąc w takim kraju.

IMG_ 565.jpg– Żałuję, bo takie występy i wspólne spotkania były dla mnie oderwaniem od rzeczywistości. Ale teraz jako priorytet postawiłam sobie synka – stanowczo stwierdza.
– Często spotykam się z koleżanką, która ma córeczkę Katiuszę w wieku Timura. Razem jeździmy na spacery. Mojej najlepszej przyjaciółki już przy mnie nie ma – mówi z wyraźnym smutkiem w oczach.
– Wyjechała za granicę, jak wiele innych osób. To kolejny skutek konfliktu w Donbasie. Został tylko telefoniczny kontakt, ale bardzo znikomy…- dodaje po chwili.

Zwykła nastolatka stała się niezwykłą matką. Macierzyństwo odebrało jej młodość, ale podarowało szczęście w innej postaci. Pozostały jej jedynie wspomnienia zapisane na drewnianej ławeczce. Z niej widzi siebie bawiącą się z rówieśnikami lub tańczącą w szeregu mażoretek przed orkiestrą.

Dzisiaj z perspektywy czasu dostrzega między tymi dwoma wymiarami znaczącą różnicę – wtedy czuła spokój, czuła się bezpiecznie, była bardzo szczęśliwa, pogodna teraz też jest szczęśliwa, ale inaczej i nie czuje się już taka bezpieczna. A jednak jej twarz jest pełna spokoju . Rysuje się na niej miłość i trudne do opisania szczęście. Co daje jej tyle siły? To wspomnienia, które jak tlen umacniają ją w codziennym trudzie, kiedy brakuje chleba, kiedy synek choruje, kiedy docierają wieści o kolejnym pogrzebie.

To ławeczka – wehikuł czasu - przenosi ją w inną rzeczywistość, tam zastyga na moment i niczym pajęcza nić oplata jej teraźniejszość.

Zdjęcia pochodzą z prywatnego albumu bohatera, zgoda na wykorzystanie zdjęć dołączona do reportażu.

Edyta Pytel 

Artykuł Reportaż: Utkani z własnych wspomnień pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/reportaz-utkani-z-wlasnych-wspomnien/feed/ 0