Agencja Wywiadu – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Agencja Wywiadu – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Temat na doskonały film. Były oficer Agencji Wywiadu: Czy PRL pomógł Pakistanowi zbudować bombę atomową https://niezlomni.com/temat-na-doskonaly-film-byly-oficer-agencji-wywiadu-czy-prl-pomogl-pakistanowi-zbudowac-bombe-atomowa/ https://niezlomni.com/temat-na-doskonaly-film-byly-oficer-agencji-wywiadu-czy-prl-pomogl-pakistanowi-zbudowac-bombe-atomowa/#respond Wed, 24 May 2017 06:03:40 +0000 http://niezlomni.com/?p=38899

Do napisania tego tekstu natchnął mnie, choć zupełnie nieświadomie, profesor Sławomir Cenckiewicz, który mniej więcej rok temu na swoim facebookowym profilu opublikował facsimile „Trybuny Ludu”, albo „Żołnierza Wolności” ze stycznia 1971 r. - pisze były oficer Agencji Wywiadu Piotr Wroński w artykule opublikowanym na stronie Pressmania.pl.

Zresztą, mniejsza o szczegóły. Głównym elementem szpalty było duże zdjęcie z wizyty w stoczni Edwarda Gierka, któremu dłoń ściskał Lech Wałęsa, „typowy robotnik, stoczniowiec”, jak głosił podpis. Nie to jednak przykuło moją uwagę (mam takie zboczenie zawodowe, że czytam nawet „stopki). Na dole strony zauważyłem króciutką wzmiankę, której tytuł był większy od jednozdaniowego tekstu. Otóż, władze PRL pochwaliły się, iż polski komputer został kupiony przez Pakistan. Przetarłem oczy! Rok 1971, komputer, Pakistan? Zapachniało mi Sowietami, wojskiem i bronią atomową. W tamtych czasach, a pamiętam je doskonale, dziennik TV (19:30 codziennie) w koło podawał informację o jakiejś bombie lub próbie atomowej w Chinach, Indiach lub właśnie w Pakistanie. Zacząłem grzebać i dogrzebałem się. Nie będę Państwa zanudzać, gdzie grzebałem i powiem tylko, że natknąłem się na historię człowieka, z której to historii zrobiłbym film, serial, a na pewno powieść.

Jeśli miałaby to być bomba atomowa, to konieczni są naukowcy, a jak wiadomo naukowcy są na uczelniach. Tak sobie myślałem i doszedłem do katedry fizyki jądrowej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Ku mojemu zdziwieniu prace doktorskie pisali tam obywatele Pakistanu, którzy wcześniej studiowali na WAT. Nie sądziłem wtedy, że taka przyjaźń łączy nas z tym islamskim krajem. Zainteresowałem się ich opiekunami. Na UMK był wydział objęty kontrolą operacyjną przez toruńskie SB w ramach sprawy obiektowej „Atom”. Sam kryptonim rozśmieszył mnie do łez, bo ukryć w ten sposób pracę nad bronią atomową i jeszcze pomoc Sowietów poprzez nas dla Pakistanu?! Bezcenne. Szukałem opiekunów naukowych i tak doszedłem do bohatera mojego artykułu. Jest nim ówczesny obywatel RP, pracownik naukowy UMK dr Ryszard Bauer, a później prywatny przedsiębiorca niemiecki i jednocześnie Herr Professor Richard Bauer z Uniwersytetu w Berlinie Zachodnim najpierw i potem zjednoczonym. Jak doszło do tej przemiany? Zacznijmy od czasów starożytnych dla wielu, czyli od lat przedwojennych.

W latach dwudziestych ubiegłego wieku do Wąbrzeźna przyjechał z Olsztyna niejaki Herbert Bauer, kapitan armii niemieckiej w czasie I Wojny Światowej. Kupił browar i kamienicę mieszkalną przy ul. Grudziądzkiej. Zakochał się i ożenił z ewangeliczką Heleną Milke z Radomia. W 1925 roku urodziło im się dziecko, któremu nadali imię Ryszard, potem córka – Irena.

Herbert był działaczem mniejszości niemieckiej i jednocześnie członkiem SA, zakonspirowanej w ramach organizacji Landbund. Miał też brata, Uli Bauera, absolwenta szkoły podchorążych kawalerii w Grudziądzu i oficera tamtejszej jednostki wojska polskiego. W roku 1938 kontrwywiad aresztował Uli Bauera pod zarzutem szpiegostwa na rzecz III Rzeszy. Skazano go na karę śmierci i wyrok wykonano. Chciano też aresztować Herberta, który był łącznikiem swojego brata z placówką niemiecką, ale ten, wraz z małym Ryszardem, uciekł do Wolnego Miasta Gdańska, gdzie podjął pracę w policji. Do Wąbrzeźna, wcielonego do Rzeszy, wrócił w roku 1940 jako aktywny członek NSDAP, organizator drużyn bojowych pod szyldem SS. Jego serdecznym przyjacielem był członek tej formacji i jednocześnie przywódca miejscowego SA – Mattheus Martin. Zadbał też o syna. Ryszard Bauer działał aktywnie w Hitlerjungen. W roku 1942 rodzice wysłali syna do elitarnej szkoły, prywatnego gimnazjum w Turyngii. Do domu powrócił w roku 1944. Jego siostra, Irena, wyjechała zaś do Berlina, gdzie wyszła za mąż za oficera wojsk niemieckich i przyjęła nazwisko Bolz. W tym samym czasie Herbert, ojciec Ryszarda został powołany do wermachtu w stopniu kapitana. Służył w sztabie dowódcy obrony Torunia. Miał zaginąć w roku 1945 „podczas podróży”, jak zgłosiła w sądzie w Łodzi w roku 1949 Helena Milke, żona Herberta i matka Ryszarda. W rzeczywistości zginął w „obronie Torunia”.

Herbert zginął nadszedł czas Ryszarda. W tym miejscu muszę powiedzieć, że czytając materiały na temat Ryszarda Bauera poczułem się jak w gabinecie luster, z których każde pokazywało jedynie wykrzywiony fragment rzeczywistości.

W roku 1945 Sowieci zajmują Wąbrzeźno. Oczywiście, nie uszła ich uwadze pozostałość po znanej w tym mieście z sympatii nazistowskich rodzinie Bauer. Helenę Milke-Bauer, przeciwko której toczyło się śledztwo o wydanie Gestapo Polek pracujących w browarze męża, wywieziono do Rosji, a jej syna Ryszarda umieszczono w więzieniu w Grudziądzu. Państwo Sowieckie zaopiekowało się sierotami po kapitanie Herbercie Bauerze. Dziwi Was pewnie ta ironia i brak cudzysłowu, ale jak nazwać zadziwiające dalsze losy tej rodziny jak nie opieką potężnego sponsora? Oboje zostali zwolnieni po kilku miesiącach. Matkę, Helenę Milke Sowieci przywieźli „nienaruszoną” z ZSRS i „oddali” jej syna w stanie lepszym niż w momencie ich internowania. To cud i niespotykany wprost, jak na Sowietów, przejaw „humanitaryzmu”. Co więcej, Rosjanie wdowę po działaczu nazistowskim, oskarżoną o zbrodnie przeciw narodowi polskiemu przenieśli wraz z synem…do Kłodzka na Ziemie Odzyskane. Jest to ewenement, zaprzeczający obowiązującej obecnie w Niemczech teorii o „wypędzonych”. W roku 1949 wycofano przeciwko niej oskarżenia o wydawanie Polaków Gestapo i uznano Herberta za „zmarłego w czasie podróży”. Ślad po Wermachcie zaginął. Czytałem dokumenty na temat Heleny Milke-Bauer z Radomia i pytałem siebie „kiedy”. Nie „czy” lub „kto”, ale „kiedy”. Czy jeszcze w Radomiu na początku lat dwudziestych ubiegłego wieku? Jej ojciec miał piekarnię i dostarczał chleb również do jednostek wojskowych. Browar jej męża również otrzymywał zamówienia z wojska i SS. Może dopiero w 1945 roku? Musiała przecież dużo wiedzieć o znajomych Herberta. Zostawmy to, bo nikt już Heleny Milke nie niepokoił. W roku 1962 sprzedała kamienicę w Wąbrzeźnie (nikt jej nie zabrał tego domu!) i zmarła kilka lat później. Wróćmy do Ryszarda.

Ryszard Bauer w roku 1949 uczęszczał do liceum w Kłodzku. W tym samym roku został zwerbowany do współpracy przez kłodzkie UB i przybrał pseudonim „Janek”. W opinii oficera prowadzącego bardzo chętnie udzielał informacji o kolegach, szczególnie pochodzenia niemieckiego. Potem, wraz z matką, około roku 1951 przybywa do Torunia i zaczyna studiować na UMK. Jest działaczem ZMP i nadal współpracuje z UB. W marcu roku 1953 „przestało bić serce ojca robotniczej ludzkości”. Po śmierci Stalina Ryszard zaczął osłabiać współpracę z UB. Nie wykonywał zadań i unikał spotkań. Wynika to z charakterystyki źródła, sporządzonej w 1956 roku przez kolejnego oficera prowadzącego. I co się dzieje? UB zawiesza współpracę, a właściwie ją kończy. Taki jest wniosek oficera. W tym samym roku Ryszard Bauer wstępuje do PZPR i wyjeżdża, przy zakończonej współpracy z komunistycznymi służbami specjalnymi, na stypendium naukowe z ministerstwa szkolnictwa do…Moskwy. Prawie rok przebywa w Instytucie Badań Jądrowych pod Moskwą. Po powrocie szybko rozpoczyna podobne prace badawcze na UMK.

SB „przypomina” sobie o nim w roku 1966 i od tej pory znowu pojawia się TW „Janek”. Jeździ na stypendia do instytutów zajmujących się tematyką „jądrową” na Węgrzech, w Kanadzie, a nawet w USA. Podczas drogi powrotnej do Polski odwiedza Berlin Zachodni, w którym mieszka jego siostra Irene Bolz, nauczycielka. Irene mieszka w ciekawym miejscu: w kamienicy przy murze berlińskim. Dla tych, którzy nigdy nie widzieli Muru powinienem napisać, że od strony zachodniej można było podejść pod sam mur. Stało przy nim kilka podniszczonych kamienic, służących za punkty obserwacyjne i mieszkania konspiracyjne głównie dla CIA. Ryszard żeni się, ma syna o imionach Maciej Karol. Dostaje mieszkanie w dzielnicy Torunia zwanej „ubowo”, ze względu na mieszkańców tego osiedla (UB, SB, MO). Rozwija swoją karierę. Nikt nie interesuje się jego przeszłością. Nawet listem byłego kolegi Ryszarda z Hitlerjugend, nadesłanym z Niemiec na adres I sekretarza KW PZPR w Toruniu. W liście ów „kolega” opisuje prześladowania młodzieży polskiej, jakich dopuszczał się Ryszard w czasie wojny, włącznie z próbą utopienia polskiego chłopca.

W roku 1981 Ryszard wyjeżdża do Berlina Wschodniego na konferencję naukową. W jej trakcie kilkakrotnie przechodzi do Berlina Zachodniego. Nie poinformował o tym prowadzącego oficera, a informację przesłał Grenschutz NRD. SB nie reaguje. W tym samym czasie, w sierpniu 1981 roku syn Ryszarda, Maciej Karol Bauer, student politechniki we Wrocławiu wyjeżdża do ciotki do Berlina Zachodniego i „wybiera wolność”. Ryszardowi to nie szkodzi w karierze i po wprowadzeniu stanu wojennego jedzie na kolejne stypendium do Kanady. W tym czasie przejmuje go Departament I MSW (prawdopodobnie Wydział VII). Do Polski już nie wraca, lecz pozostaje w Berlinie Zachodnim. Dołącza do syna i od razu zaczyna pracę na tamtejszym uniwersytecie. Dwa lata później, SB nie mogąc znieść widoku tęskniącej matki, zezwala żonie Ryszarda na dołączenie do męża i syna na Zachodzie. Nie bezpośrednio, bo najpierw pani Bauer jedzie do wujka do Kanady. W tym miejscu urywa się ślad Bauerów w Polsce, chociaż nie do końca.

Nigdzie, poza aktami, nie ma zdjęć Ryszarda, a właściwie Herr Professora Richarda Bauera. W Internecie jest tylko jedno: klepsydra po jego śmierci w 1997 roku na stronach UMK. Herr Bauer nie utrzymywał jawnych kontaktów z uczelnią od czasu swojego wyjazdu. Oprócz pracy naukowej założył firmę, którą prowadzi obecnie jego syn, lecz nie Maciej Karol, ale Mattheus Karl Bauer. Jego ostatni kontakt z Polską miał miejsce w roku 1984. Młody Maciej Karol pojawił się w Polskiej Misji Wojskowej i bardzo chciał wrócić do Polski. Sama Misja nie mogła wyjść ze zdumienia. Napisał żarliwą prośbę, która została odrzucona przez władze PRL i na tym zakończyła się jego polskość. Browar w Wąbrzeźnie „odzyskał” ktoś z Monachium na podstawie aktu darowizny spadkobierców Herberta. Nikt z rodziny Bauerów oficjalnie nie ma już nic w naszym kraju.

Dziwna historia. Prawda? Napisałem ją na podstawie akt IPN i własnych ustaleń. Nie mogłem skontaktować się z synem Ryszarda, gdyż w jego firmie nikt nigdy nie odbierał, a na podróż do Berlina nie miałem środków. Zresztą, nawet z Googla nie widać firmy, gdyż jest „zasłonięta”. Nic dziwnego. Ze strony internetowej wynika, iż wykonuje głównie zamówienia rządowe, również w Polsce i to często związane z bezpieczeństwem państwa. Właśnie! Którego państwa, bo Herr Mattheus Karl unika jakichkolwiek polskich konotacji z naszym krajem i ukrywa, że urodził się i wychował w Toruniu. Jest już tylko Niemcem, a jego firma owiana jest nimbem niemieckiej tajemnicy.

Gabinet luster? Jak to rozwikłać? Nie wiem. Wiem tylko, że najbardziej zbliżony do rzeczywistości obraz pokazuje pierwsze lustro, od którego odbijają się pozostałe. W tym przypadku jestem pewien, że jest to lustro produkcji rosyjskiej.

Piotr Wroński

Artykuł Temat na doskonały film. Były oficer Agencji Wywiadu: Czy PRL pomógł Pakistanowi zbudować bombę atomową pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/temat-na-doskonaly-film-byly-oficer-agencji-wywiadu-czy-prl-pomogl-pakistanowi-zbudowac-bombe-atomowa/feed/ 0
Czy śmierć posła Wójcikowskiego ma związek z nowelizacją ustawy hazardowej? [WIDEO] https://niezlomni.com/czy-smierc-posla-wojcikowskiego-ma-zwiazek-z-nowelizacja-ustawy-hazardowej-wideo/ https://niezlomni.com/czy-smierc-posla-wojcikowskiego-ma-zwiazek-z-nowelizacja-ustawy-hazardowej-wideo/#comments Fri, 20 Jan 2017 21:05:27 +0000 http://niezlomni.com/?p=35280

Czy śmierć posła Wójcikowskiego ma związek z nowelizacją ustawy hazardowej, która naraża nasz budżet na straty około 5 miliardów złotych?

Poseł był bardzo przeciwny tej regulacji - stwierdziła Magdalena Derucka w programie "Komentarz Tygodnia" emitowanym na portalu wRealu24.pl.

- To wszystko wymaga sprawdzenia, być może nie ma związku, być może (ta śmierć - przyp. red.) jest przypadkowa - odpowiedział były pułkownik Agencji Wywiadu Piotr Wroński.

Podczas programu poruszono również sprawę "seryjnego samobójcy".

https://www.youtube.com/watch?v=XbtJxSbA8fw

Artykuł Czy śmierć posła Wójcikowskiego ma związek z nowelizacją ustawy hazardowej? [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czy-smierc-posla-wojcikowskiego-ma-zwiazek-z-nowelizacja-ustawy-hazardowej-wideo/feed/ 1
Pułkownik wywiadu: ,,To co się stało w Polsce, nie byłoby to możliwe w żadnym innym kraju NATO” https://niezlomni.com/pulkownik-agencji-wywiadu-piotr-wronski-zatrudnianie-obcokrajowcow-w-spolkach-typu-pwpw-jest-naruszeniem-ochrony-kontrwywiadowczej-polski/ https://niezlomni.com/pulkownik-agencji-wywiadu-piotr-wronski-zatrudnianie-obcokrajowcow-w-spolkach-typu-pwpw-jest-naruszeniem-ochrony-kontrwywiadowczej-polski/#respond Tue, 20 Dec 2016 05:58:03 +0000 http://niezlomni.com/?p=34755

Pomoc dla potrzebujących, uchodźców wojennych i wszystkich skrzywdzonych przez siły, na które wpływu nie mieli to rzecz godna najwyższej pochwały i szacunku - pisze były płk Agencji Wywiadu Piotr Wroński.

Musi to być jednak proces przemyślany, szczególnie gdy chodzi o państwo i jego bezpieczeństwo, a także gdy angażują się weń instytucje państwowe. Zanim przejdę do rzeczy wspomnę, iż będzie to historia z PWPW (Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych) w tle, spółką skarbu państwa, jedną z najważniejszych w Polsce o szczególnej wrażliwości kontrwywiadowczej, a która czasem korzysta z moich usług.

Wspominam o tym, gdyż dziennikarze dawnego mainstreamu już zaatakowali kierownictwo Wytwórni między innymi za wynajmowanie mojej skromnej osoby, by uderzyć w osoby pragnące rzeczywiście dobrych zmian i przywrócenia Polsce podmiotowości w kwestiach wyjątkowo ważnych dla jej bezpieczeństwa. Uspokoję wielu: moje honoraria są mniejsze od honorariów tzw. wywiadowni gospodarczych i bywam dużo bardziej skuteczniejszy od nich. Ten wstęp nie jest autoreklamą, a tylko wprowadzeniem w złożoność sytuacji oraz ukazaniem w jakich warunkach działają ludzie odpowiadający za nasze wspólne dobro.

PWPW prowadzi szeroko zakrojoną działalność charytatywną. Nie unika też pomocy potrzebującym. Nie będę tego opisywał, ponieważ każdy może zajrzeć do dwóch artykułów na ten temat. Pierwszy zamieścił „Wprost”, drugi „Do Rzeczy”. W obu pojawia się nazwisko państwa Znovenko, uchodźców z Ukrainy i o nich chciałbym napisać kilka słów. Część ich historii oraz to, co polski podatnik dla nich zrobił znajdziemy we wspomnianych publikacjach. Nie ma tam jednak całości, a przede wszystkim pytań, które jako były oficer kontrwywiadu zadać muszę.

Z moich ustaleń wynika, iż państwo Znovenko zostali skierowani do pracy w PWPW przez MSW rządzone jeszcze przez PO, przy czym nie jest wiadome, kto zmusił ówczesny zarząd Wytwórni do zatrudnienia pary Ukraińców. Czy poprzednie kierownictwo tego resortu nie wiedziało o roli Spółki w zabezpieczeniu kontrwywiadowczym państwa? Jeśli uznało, że państwo Znovenko nie stanowią zagrożenia, to dlaczego nie zatrudniło ich u siebie, albo nie znalazło pracy bardziej zgodnej z ich preferencjami zawodowymi i oczekiwaniami? I tu przechodzimy do następnego pytania.

U siebie, na Ukrainie, państwo Znovenko mieli dobrą pracę. Przynajmniej głowa rodziny. Pan Znovenko do marca 2015 roku był kierownikiem działu obsługi POS-terminali i bankomatów obwodu Ługańskiego. W swojej karierze zawodowej pracował m.in. w ukraińskim banku „Aval”, który jest ukraińską mutacją niemieckiego banku „Reiffeisen”. Zajmował stanowiska kierownicze, bezpośrednio związane z systemami komputerowymi, sieciami informatycznymi, bazami danych. Każdy kontrwywiad powinien założyć, że takiej pracy nie dostaje się „z ulicy”, a przynajmniej miejscowa służba specjalna nie pozostawi takich osób w spokoju, nie mówiąc już o oligarchicznej specyfice Ukrainy Janukowicza.

Pani Znovenko nie miała tak odpowiedzialnej pracy i do października 2014 roku prowadziła prace badawcze i kierowała „Działem Przyrodniczym” Muzeum Krajoznawczego w Ługańsku. Do Polski przyjechała pierwsza, po czym ściągnęła męża. Czy ABW, przyznając Karty stałego Pobytu wzięło pod uwagę możliwość, iż nasi uchodźcy, mogą nimi nie być, a tylko wykorzystali sytuację do uplasowania się w Polsce? Tego nie wiem. Nie mam dostępu do tajnych materiałów, ale bardzo chciałbym wiedzieć w jaki sposób owa para dostała się do Polski i dlaczego akurat nimi, spośród wielu tysięcy ludzi uciekających przed wojną, zainteresowały się polskie instytucje, których zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa, a nie narażanie polskich podmiotów na zagrożenia.

Tak! Zagrożenia, bo uważam, że zatrudnianie obcokrajowców w spółkach typu PWPW jest naruszeniem ochrony kontrwywiadowczej Polski. Nie byłoby to możliwe w żadnym innym kraju NATO. Czy ktoś z ówczesnych władz MSW i ABW pomyślał w ten sposób? Wątpię. Wątpię również, by zastanowił się, dlaczego wykształcone i doświadczone w konkretnych polach zawodowych osoby, godzą się na podjęcie pracy na stanowiskach robotniczych, z dostępem, co prawda, do spraw uznawanych w Spółce za poufne, ale bardzo odległych od tego, co robili dotychczas. Właśnie! Znów pytanie: czy jakaś służba specjalna kontrolowała ich poczynania w Polsce? Każdy kontrwywiad na świecie robiłby to wobec każdego uchodźcy tego typu. Przykro mi, ale bezpieczeństwo państwa, jego zapewnienie, nie może polegać li tylko na wierze, iż każdy mówi prawdę. Taka to praca i taka to służba. Idźmy dalej.

Państwo Znovenko skończyli okres próbny. Umowy z nimi nie przedłużono, co stało się dla niektórych środowisk kolejną okazją do rzucenia kamieniem w „okrutne” kierownictwo PWPW. Nikt jednak nie zadał sobie trudu, by sprawdzić, dlaczego ta umowa nie została przedłużona i na czyj wniosek tak się stało. Otóż, państwo Znovenko nie mieli dobrej opinii w pracy. Ich poszczególni kierownicy niezbyt chcieli mieć dalej takich pracowników. W dodatku, pan Znovenko usilnie i trochę nachalnie, wykorzystując w tym swoich politycznych „opiekunów”, starał się o przejście do wyjątkowo chronionego działu IT.

Nie chciał być już robotnikiem, ale wrócić na stanowisko kierownicze, podobne do tego, jakie piastował na Ukrainie. To pewnie nie ma znaczenie, lecz muszę w tym miejscu przytoczyć pewne zdarzenie sprzed kilku lat. Otóż, w Wytwórni pracował pewien „Polak”, urodzony w ZSRR, w rodzinie rosyjskiej, bez śladu polskich korzeni. Służył nawet w Armii Czerwonej. Pomińmy, jak przyjechał do Polski i został „Polakiem” (taką narodowość podawał wbrew świadectwom urodzenia). Ten pan pracował przy systemach IT i bazach danych. Pewnego dnia, kilka lat temu, udostępnił dość wrażliwe bazy „komuś z zewnątrz” oraz zablokował je uniemożliwiając na kilka dni niektóre transakcje. Nikt nie wie komu, ponieważ poprzedni zarząd Spółki rozwiązał z nim, po prostu, umowę o pracę, nie powiadamiając nikogo, ani prokuratury, ani jakiejkolwiek służby.

Nic więc dziwnego, że w tej sytuacji, przy negatywnych opiniach bezpośrednich przełożonych, kierownictwo PWPW nie przedłużyło umowy o pracę z państwem Znovenko. Tym bardziej, że nasi „uchodźcy” mieli już w Polsce niezłą i stabilną pozycję. Nie pozostawiło ich też w sytuacji beznadziejnej, ponieważ złożono im wiele propozycji, na przykład mieszkaniowych. Tu wyjaśnię, iż małżeństwo zamieszkało w lokalu Wytwórni, wyremontowanym specjalnie dla nich za pieniądze Spółki. Niestety, Ukraińcy odrzucili każdą ofertę. Interesowała ich wyłącznie praca w PWPW i pewnie na kierowniczych stanowiskach.

To jednak nie koniec historii. Państwo Znovenko postanowili zawalczyć, a raczej ktoś postanowił zawalczyć z nimi. Wykorzystano do tego dziennikarkę, panią Annę M. Pani Anna podała się za dziennikarza telewizji publicznej i jako taka dotarła, a właściwie wymusiła interwencję na szczeblu ministerialnym. Jak wiadomo, nasi politycy strasznie boją się prasy. Nie mają też czasu i nie sprawdzili, iż Anna M. już od jakiegoś czasu nie jest dziennikarką żadnej telewizji publicznej i posługuje się jedynie mailem prywatnym. To też ciekawa postać, ponieważ rzeczywiście kiedyś pracowała w TVP Info, lecz dość dawno. Poza tym jest absolwentką filologii rosyjskiej, co samo w sobie nie jest naganne oczywiście, oraz współpracowniczką portali związanych z naftą i gazem, które to portale są dość enigmatyczne i dokładnie nie wiadomo, kto jest ich właścicielem. „Dziennikarz” Anna M. to już inna historia i nie ja powinienem się zająć jej osobą, ponieważ wydaje mi się, że podszywanie się pod określone redakcje, kiedy nie jest się tychże redakcji pracownikiem oraz „straszenie” nimi polityków jest przestępstwem.

Na koniec ostatnie pytanie, chociaż proszę je potraktować jako spekulację. Państwo Znovenko zostali zainstalowani w PWPW poprzez MSW w momencie przegrywanych przez prezydenta Komorowskiego wyborów. Można już wtedy było przewidzieć dalszy bieg wydarzeń. Ówczesne kierownictwo państwa oraz Spółki dobrze wiedziało, że „nowi” będą musieli poradzić sobie z zastawionymi minami i pułapkami. Czyżby dlatego użyto biednych, w sumie, ludzi? Może chciano ich wykorzystać w innych celach, bo przecież ABW i AW musiało uczestniczyć w sprawdzaniu „uchodźców”? Pozostawię te pytania bez odpowiedzi.

Casus państwa Znovenko przypomina mi szereg spraw, z którymi miałem do czynienia w ZK UOP. Wielu „uciekinierów” z krajów ZSRR prezentowało postawy roszczeniowe i konsekwentnie dążyło do plasowania siebie w miejscach, umożliwiających dotarcie do instytucji wrażliwych kontrwywiadowczo. Nie twierdzę, że państwo Znovenko są takimi osobami. Wręcz przeciwnie! Uważam, że zostali wykorzystani i nadal są wykorzystywani w walce Polską sprywatyzowanej przeciwko Polsce państwowej. Oni sami nie rozumieją, że ich „sponsorzy” nie interesują się zupełnie ich losem. Dla tych „opiekunów” są tylko przedmiotami, którymi uderza się każdego, kto stanął na przeszkodzie prywatnym, nie polskim interesom i zyskom, o których my maluczcy możemy tylko pomarzyć.

Piotr Wroński - wRealu24.pl

Artykuł Pułkownik wywiadu: ,,To co się stało w Polsce, nie byłoby to możliwe w żadnym innym kraju NATO” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/pulkownik-agencji-wywiadu-piotr-wronski-zatrudnianie-obcokrajowcow-w-spolkach-typu-pwpw-jest-naruszeniem-ochrony-kontrwywiadowczej-polski/feed/ 0
Były pułkownik Agencji Wywiadu: Dlaczego działania polskiego rządu po katastrofie w Smoleńsku były programowane, kto to robił i jakim celu https://niezlomni.com/byly-pulkownik-agencji-wywiadu-dlaczego-dzialania-polskiego-rzadu-po-katastrofie-w-smolensku-byly-programowane-kto-to-robil-i-jakim-celu/ https://niezlomni.com/byly-pulkownik-agencji-wywiadu-dlaczego-dzialania-polskiego-rzadu-po-katastrofie-w-smolensku-byly-programowane-kto-to-robil-i-jakim-celu/#respond Sat, 10 Dec 2016 13:05:58 +0000 http://niezlomni.com/?p=34367

- (...) zarówno premier polskiego rządu, jak i jego minister, dobrze wiedzieli, jaka jest sytuacja i chcieli to ukryć, stąd to pospieszne pismo SANEPIDU, instytucji, która nie powinna pojawić się przy takiej skali tragedii (zginął prezydent) i to tak szybko - pisze były pułkownik Agencji Wywiadu Piotr Wroński.

- Raz jeszcze o Smoleńsku w kontekście poprzedniego postu. Najpierw zastrzeżenie: nie dyskutuję o technice i proszę nie komentować "technikaliami". Nie znam się na tym i mówię to od samego początku. Nie interesuje mnie to nawet na tym etapie, bo skupiam się na wszystkim poza tym, choć może to być pomocne inżynierom, a na pewno prowadzącym działania operacyjne, o ile ktoś takowe poradzi. Trochę się znam na ochronie lotnictwa i procedurach operacyjnych związanych z wydarzeniami lotniczymi. Przez pewien czas, na początku lat dziewięćdziesiątych byłem oddelegowany do ówczesnego GILC, gdzie zajmowałem się adaptacją polskiego prawa do przepisów międzynarodowych w tej dziedzinie. Pierwszy przetłumaczyłem Aneks XVII na język polski. Odbyłem też szereg szkoleń i praktyk w USA (pal sześć dyplomy i zaświadczenia, nie będę ich publikował). Potem zająłem się, nie do końca z mojej "winy" czymś innym, ale zainteresowania zostały i staram się śledzić na bieżąco zmiany w systemach ochrony lotnictwa na świecie. Przez sześć lat w Londynie miałem pełny dostęp do Heathrow i innych lotnisk i często dyskutowałem na ten temat przy okazji wizyt oficjalnych, w czym szkolenia FAA (ówczesnego) i FBI mi pomogło. Nie napisałem tego, by się pochwalić, bo od dawna nie mam już z tym do czynienia, ale po to, by pokazać, ze taki naiwny nie jestem. Dobra! Zbierzmy kilka faktów:

1. Ekshumacje udowadniają. iż nie wszystkie ciała są we własnych grobach (to okrutne, ale muszę tego użyć, za co przepraszam rodziny ofiar).
2. Części Tupolewa są w rękach prywatnych osób, co świadczy, iż Rosjanie nie postępowali zgodnie z nakazami prawa międzynarodowego i złamali procedury postępowania w przypadkach wydarzeń lotniczych.
3. SANEPID rozesłał do rodzin ofiar, poprzez Kancelarię Premiera, pismo zabraniające na podstawie konkretnych paragrafów kodeksu otwierania trumien.

O czym to wszystko nam mówi? Ano, prowadzi do bardzo niepokojącego wniosku, że zarówno premier polskiego rządu, jak i jego minister, dobrze wiedzieli, jaka jest sytuacja i chcieli to ukryć, stąd to pospieszne pismo SANEPIDU, instytucji, która nie powinna pojawić się przy takiej skali tragedii (zginął prezydent) i to tak szybko. Rodzi się więc pytanie, dlaczego publicznie mówili coś innego? Nie można na tym szczeblu tłumaczyć tych wypowiedzi niewiedzą. Musieli wiedzieć i musiał im ktoś podpowiedzieć sposób postępowania. Kto i dlaczego? W jakim celu? O ile jestem w stanie uwierzyć, choć będzie to bardzo trudne, że premier Tusk na samym początku stracił po prostu panowanie nad sytuacją, co wykorzystał Putin, to dalsze działanie polskiego rządu było intencjonalne, a więc programowane. Przez kogo? Dlaczego? W jakim celu? Scenarzyści nie przewidzieli tylko determinacji niektórych środowisk i to był ich błąd, polegający na przecenieniu jednych i niedocenieniu drugich.

Chyba po raz pierwszy ktoś mówi to tak otwarcie i konkretnie, bez względu na konsekwencje. Prosiłbym, abyście Państwo zauważyli, iż powstrzymałem się od determinowania czy to był zamach, czy wypadek. Nie o to mi teraz chodzi, a moje osobiste przekonania nie mają tu znaczenia - napisał na swoim profilu facebookowym Piotr Wroński.

W drugim wpisie Piotr Wroński odniósł się do artykułu, który ukazał się na portalu Telewizji Republika:

- Nawet laik po tym artykule musi stwierdzić, że to "śledztwo" Rosjan, to był cyrk. Nigdy nie słyszałem o turystach zbierających szczątki po katastrofach lotniczych. Na szkoleniu z bezpieczeństwa lotnictwa cywilnego (Oklahoma 1990 potwierdzone dyplomem i późniejsze kursy) FBI uczyło, iż każdy najmniejszy nawet fragment musi być zebrany i przebadany, a obszar izoluje się całkowicie od publiczności, póki nie zabezpieczy się wszelkich śladów. czasem to trwa dość długo. Nie wierzę, by ówczesny rząd PO i premier Tusk nie wiedzieli co dzieje się na miejscu tragedii Tupolewa. Jeśli nawet przyjmiemy, że popełniono błąd oddając śledztwo Rosjanom, to dlaczego nie monitorowano go operacyjnie? Dlaczego nie zadaniowano wywiadu i kontrwywiadu? Przecież premier musiał zakładać, że Rosjanom najmniej zależy na wyjaśnieniu prawdziwych przyczyn katastrofy. Jeśli tego nie zakładał, to nie powinien nigdy być premierem, bo się do tego absolutnie nie nadawał, albo interes kraju, którym rządził nie był dla niego najważniejszy.

Co za koszmar! - napisał były pułkownik Agencji Wywiadu na swoim profilu na Facebooku.

Artykuł Były pułkownik Agencji Wywiadu: Dlaczego działania polskiego rządu po katastrofie w Smoleńsku były programowane, kto to robił i jakim celu pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/byly-pulkownik-agencji-wywiadu-dlaczego-dzialania-polskiego-rzadu-po-katastrofie-w-smolensku-byly-programowane-kto-to-robil-i-jakim-celu/feed/ 0
„Czas nielegałów” Wrońskiego. Książka, która zachęca do „uważniejszego spojrzenia naokoło. W każdą stronę” https://niezlomni.com/czas-nielegalow-wronskiego-ksiazka-ktora-zacheca-uwazniejszego-spojrzenia-naokolo-kazda-strone/ https://niezlomni.com/czas-nielegalow-wronskiego-ksiazka-ktora-zacheca-uwazniejszego-spojrzenia-naokolo-kazda-strone/#respond Fri, 07 Oct 2016 17:01:24 +0000 http://niezlomni.com/?p=31737

„Czas nielegałów” pułkownika Piotra Wrońskiego to lektura obowiązkowa i fascynująca, czyta się ją z zapartym tchem od pierwszej do ostatniej strony. Nie znajdziecie w niej opisów spektakularnych akcji szpiegowskich w stylu Jamesa Bonda (nie był nielegałem, tylko „zwykłym” agentem brytyjskich służb), znajdziecie za to ciekawą analizę na temat położenia i sytuacji Polski oraz masę informacji na temat metod pracy wywiadu i kontrwywiadu.

czas-nielegalow-okladka-360x512Bardzo ciekawy jest przytoczony w książce casus generała Cz., (absolwenta szkoły KGB dla sierot?), który w PRL i w III RP sprawował kluczowe funkcje w państwie, i mógł być uplasowany przez sowiecką agenturę jeszcze w latach czterdziestych XX wieku. Był człowiekiem wpływowym „stworzone mechanizmy pozwoliły mu na sterowanie rzeczywistością i całkowite ukrycie się w cieniu”. Przypadek generała Cz. nie był jednym, Sowieci, a później Rosjanie umieścili w Polsce wielu nielegałów, korzystali z migracji ludności po wojnie, repatriacji, powrotów żołnierzy, a w latach dziewięćdziesiątych legalizowali się i uzyskiwali obywatelstwo poprzez małżeństwa z Polkami. 

Piotr Wroński nie gloryfikuje służb, w których pracował. Wręcz przeciwnie, wskazuje wiele błędów systemowych, (np. brak listy środowisk szczególnie narażonych na działania obcych służb specjalnych), które sprawiły, że służby III RP były przejrzyste dla służb ze Wschodu i Zachodu. Pokazuje, jak wpadały w pułapkę przekonania o swojej nieomylności, hermetyczności i odporności na działania obcych agentur.

W UOP-ie obecna była niewątpliwie świadomość, że służba ta jest obiektem zainteresowania reformujących się KGB oraz GRU – pisze Wroński. – Założono jednak, że wszelkie próby dotarcia organizowane będą z zewnątrz i chociaż nikt tego nie sformułował głośno, praktycznie wykluczono możliwość funkcjonowania rosyjskiej agentury wewnątrz instytucji”.

Stało się tak dlatego, bo „UOP był rządzony przez polityków, byłych działaczy podziemia antykomunistycznego, którzy szybko przejęli nawyki oraz sposób patrzenia na rzeczywistość od tych, którzy przedtem pracowali w SB”. Być może z nieudacznictwa, być może z „chciejstwa”, o którym w kontekście naiwnego postrzegania przez Polaków polityki pisał Melchior Wańkowicz, a może jeszcze z innych powodówprzyjęto założenie, że Rosjanie przede wszystkim będą docierać do byłych funkcjonariuszy aparatu władzy oraz aparatu partyjnego PRL, a zostawią w spokoju pojawiający się w wyniku transformacji establishment”. No tak, przecież antykomuniści, musieli być „czyści” i podobno nie mogli być niczyimi agentami… Tyle, że przyjęcie takich założeń, jak wskazuje Wroński, a przede wszystkim jak uczy zdrowy rozsądek, jest błędne.

Z racji, że pułkownik Wroński przez wiele lat pracował w UOP i Agencji Wywiadu na odcinku rosyjskim, lwia część opowieści jest poświęcona Rosji i jej agenturze w Polsce, pojawiają się postacie związane z wywiadem rosyjskim w naszym kraju, m. in. niespełniony polityk czy biznesmen, którego nazwisko pojawiło się w związku z aferą taśmową.

Ale to nie tylko książka o tym, jak rozpoznawać i przeciwstawiać się wpływom rosyjskich służb specjalnych, ale jak zwalczać wszelkie obce agentury, bo o czym chętnie się w naszym kraju zapomina, Polska ma więcej niż jednego wroga. A co przyjaciółmi? Należy im ufać, ale również kontrolować. Podkreśla to autor w zakończeniu:

„Mam nadzieję, że ten skromny tekst skłoni przynajmniej kilka osób do przemyśleń, a kontrwywiad do uważniejszego spojrzenia naokoło. W każdą stronę”.

Zachęcam do lektury, a potem do uważnego spojrzenia, wokół siebie.

TePe

Piotr Wroński, Czas nielegałów. Krótki kurs kontrwywiadu dla amatorów, Fronda, Warszawa 2016.

Książkę można nabyć TUTAJ.

https://www.youtube.com/watch?v=TyvsUszVEpA

Artykuł „Czas nielegałów” Wrońskiego. Książka, która zachęca do „uważniejszego spojrzenia naokoło. W każdą stronę” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czas-nielegalow-wronskiego-ksiazka-ktora-zacheca-uwazniejszego-spojrzenia-naokolo-kazda-strone/feed/ 0
Zastępca szefa Agencji Wywiadu miał wypadek. Zderzenie z ciężarówką https://niezlomni.com/zastepca-szefa-agencji-wywiadu-mial-wypadek-zderzenie-ciezarowka/ https://niezlomni.com/zastepca-szefa-agencji-wywiadu-mial-wypadek-zderzenie-ciezarowka/#respond Mon, 04 Jul 2016 22:06:54 +0000 http://niezlomni.com/?p=28963

Wiceszef Agencji Wywiadu Piotr Krawczyk miał wypadek samochodowy. Jego służbowa limuzyna zderzyła się z samochodem ciężarowym.

Krawczyk miał ranę głowy i był hospitalizowany.

Jak informuje portal Kulisy24.com, Krawczyk czekał kilka godzin na pomoc na szpitalnym oddziale ratunkowym.

Dopiero po kilku godzinach zajęła się nim grupa operacyjna AW, mimo że zgodnie z procedurami powinna być na miejscu wcześniej.

Krawczyk to jedyny zastępca pułkownika Grzegorza Małeckiego, szefa AW. Ich wspólnym zadaniem jest nadzór nad pracą oficerów i ich źródeł poza granicami Polski.

Krawczyk to były wiceambasador w Ankarze. Dyplomata biegle władający m.in. dari i farsi przez lata pracował w Afganistanie i Iraku (razem ze Stetsonem Sandersem z Departamentu Stanu USA doradzał gubernatorowi Ghazni Musie Khanowi w okresie, gdy w prowincji stacjonował polski kontyngent).

Artykuł Zastępca szefa Agencji Wywiadu miał wypadek. Zderzenie z ciężarówką pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zastepca-szefa-agencji-wywiadu-mial-wypadek-zderzenie-ciezarowka/feed/ 0
„Wojskowe Służby Informacyjne wracają na wysokie stanowiska do służb za rządów PiS” https://niezlomni.com/witold-gadowski-wsi-wraca-do-sluzb/ https://niezlomni.com/witold-gadowski-wsi-wraca-do-sluzb/#respond Thu, 09 Jun 2016 15:45:13 +0000 http://niezlomni.com/?p=28144 WSI wraca do służb

Zmiany w Agencji Wywiadu nie podobają mi się bardzo. Niedawno wiceszefem tej służby już za czasów rządów PiS został pan K., który wcześniej pracował w ambasadzie w Moskwie, a moim zdaniem jest powiązany z WSI.

Wraca kadra wojskowych służb na wysokie stanowiska w Agencji Wywiadu. Co to ma znaczyć? Nie wiem

- mówi Witold Gadowski. Omawia także m.in. skandaliczne słowa Francoisa Hollanda, szaleństwo islamskie we Francji i tajemniczym zakupie akcji Agory przez George'a Sorosa.

Artykuł „Wojskowe Służby Informacyjne wracają na wysokie stanowiska do służb za rządów PiS” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/witold-gadowski-wsi-wraca-do-sluzb/feed/ 0