Zagranica – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Zagranica – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Nagrodzona Pulitzerem, wybitna biografia ojca bomby atomowej. [WIDEO] https://niezlomni.com/nagrodzona-pulitzerem-wybitna-biografia-ojca-bomby-atomowej-wideo/ https://niezlomni.com/nagrodzona-pulitzerem-wybitna-biografia-ojca-bomby-atomowej-wideo/#respond Mon, 24 Oct 2022 03:20:23 +0000 https://niezlomni.com/?p=51439

Po zrzuceniu przez Amerykanów bomby atomowej na Hiroszimę, Robert Oppenheimer okrzyknięty został najsłynniejszym naukowcem swego pokolenia.

Dla wielu stał się także współczesnym ucieleśnieniem mitu o Prometeuszu, człowiekiem zmagającym się z konsekwencjami postępu naukowego, do którego przyłożył rękę. Pierwsza połowa XX wieku była złotym okresem fizyki teoretycznej, jednak obserwując w praktyce konsekwencje własnych odkryć, Oppenheimer stanowczo sprzeciwił się dalszemu rozwojowi broni atomowej, w szczególności bomby wodorowej. Krytykował plany sił powietrznych dotyczące potencjalnego przeprowadzenia niewyobrażalnie niebezpiecznej dla ludzkości wojny nuklearnej.

Książka dogłębnie przedstawia życie i czasy Roberta Oppenheimera, ujawniając wiele zdumiewających i bezprecedensowych szczegółów, intryg i napięć. To portret genialnego i ambitnego, a zarazem złożonego i pełnego wad człowieka, który na zawsze zmienił świat.
Już wkrótce premiera filmu w reżyserii Christophera Nolana. W rolach głównych wystąpią m.in. Cillian Murphy, Robert Downey Jr., Matt Damon i Emily Blunt.

Kai Bird Martin J. Sherwin, Oppenheimer. Triumf i tragedia ojca bomby atomowej, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika. 

Rozdział 23 „Ci biedni, mali ludzie”
Fragment
„(…)6 sierpnia 1945 roku, dokładnie o godzinie 8.14 rano, samolot B-29 Enola Gay,
nazwany tak na cześć matki pilota Paula Tibbets’a, zrzucił nieprzetestowaną
bombę uranową na Hiroszimę. John Manley był tego dnia w Waszyngtonie
i niecierpliwie czekał na wiadomości. Oppenheimer wysłał go tam tylko po
to, by poinformował go o bombardowaniu. Po pięciogodzinnym opóźnieniu
w nawiązaniu łączności z samolotem Manley w końcu otrzymał dalekopisową depeszę od komandora Parsonsa – który był oficerem uzbrajającym Enola
Gay – „efekt wizualny był większy niż w czasie próby w Nowym Meksyku”.
Lecz kiedy chciał zadzwonić do Oppenheimera w Los Alamos, powstrzymał
go Groves. Nikomu nie wolno było przekazywać żadnych informacji o bombardowaniu atomowym dopóki nie obwieści o nim sam prezydent. Zniechęcony Manley wybrał się na nocny spacer do parku Lafayette naprzeciwko Białego Domu. Wczesnym rankiem następnego dnia dowiedział się, że Truman wystąpi o godzinie 11.00 rano. W końcu Manley zadzwonił do Oppiego dokładnie w chwili, gdy słowa prezydenta transmitowane były przez radio. Choć wcześniej uzgodnili, że do przekazania wiadomości przez telefon użyją kodu, pierwsze słowa Oppenheimera brzmiały: „Co ty, do diabła, myślisz, po co wysłałem cię do Waszyngtonu?”.
Tego samego dnia o godzinie 14.00 w Waszyngtonie generał Groves chwycił słuchawkę telefonu i zadzwonił do Oppenheimera w Los Alamos. Generał
był w nastroju do składania gratulacji. „Jestem dumny z pana i z wszystkich
pańskich ludzi”, powiedział.
– Czy wszystko poszło dobrze? – zapytał Oppie.
– Wybuchło z ogromnym hukiem.
– Wszyscy są z tego powodu bardzo zadowoleni – powiedział Oppie. – Gratuluję z całego serca. Przebyliśmy długą drogę.
– Tak – odpowiedział Groves. – To była bardzo długa droga i myślę, że
jedną z najmądrzejszych rzeczy, jakie zrobiłem, był wybór pana na dyrektora
Los Alamos.
– Cóż – odpowiedział nieśmiało Oppenheimer – mam pewne wątpliwości,
generale Groves.
– Wie pan, że ani przez chwilę ich nie podzielałem – odparł Groves.
Później nowina została przekazana przez radiowęzeł w Los Alamos: „Uwaga, uwaga! Jedna z naszych jednostek została właśnie z powodzeniem zrzucona na Japonię”. Frank Oppenheimer usłyszał wiadomość, gdy stał w korytarzu
tuż obok biura brata. Jego pierwszą reakcją było: „Dzięki Bogu, że to nie był
niewypał”. Jednak po kilku sekundach „ogarnęło go przerażenie z powodu
wszystkich ludzi, którzy zginęli”.
Żołnierz Ed Doty opisał tę scenę swoim rodzicom w wysłanym następnego
dnia liście: „Te ostatnie 24 godziny były bardzo ekscytujące. Jeszcze nigdy
nie widziałem, żeby wszyscy byli tak bardzo podnieceni […]. Ludzie wychodzili na korytarze i tłoczyli się, jak podczas Nowego Roku na Times Square.
Wszyscy szukali radia”. Tego wieczora w auli zebrał się tłum. Jeden z młodszych fizyków, Sam Cohen, pamięta, jak ludzie, wiwatując i przytupując, czekali na pojawienie się Oppenheimera. Wszyscy spodziewali się, że tak jak to
miał w zwyczaju, przejdzie na scenę ze skrzydła auli. Lecz Oppie postanowił
wejść bardziej efektownie – od tyłu przez środek sali. Według relacji Cohena, gdy stanął na środku, splótł dłonie i uniósł je nad głową niby zwycięski
zawodnik. Cohen zapamiętał, że Oppie powiedział wiwatującym ludziom, iż
„jest za wcześnie, by stwierdzić, jakie są rezultaty bombardowania, lecz jest
pewien, że nie spodobało się ono Japończykom”. Gdy rzekł, że jest dumny
z tego, co osiągnęli, podniosły się wiwaty, a następnie ryk. Według Cohena
„Oppenheimer żałował tylko tego, że nie udało się zbudować bomby na tyle
wcześniej, by użyć jej przeciw Niemcom. Po tych słowach dach niemal uniósł
się w powietrze”.


Oppenheimer musiał odegrać rolę, do której nie całkiem się nadawał. Uczeni nie są zwycięskimi generałami. On był jednak tylko człowiekiem i cieszył
się z sukcesu. Udało mu się zdobyć metaforyczne złote runo i teraz radośnie
nim wymachiwał. Poza tym publiczność spodziewała się, że będzie upojony
sukcesem i triumfujący. Ta chwila trwała jednak bardzo krótko.
Ludzi, którzy widzieli oślepiający błysk i czuli podmuch eksplozji w Alamogordo, rozczarowała oczekiwana wiadomość z Oceanu Spokojnego. Było to tak, jakby po Alamogordo już nic nie mogło ich zdziwić. Innych wiadomość
ta jedynie otrzeźwiła. Phil Morrison usłyszał ją na Wyspie Tinian, gdzie pomagał przygotować bombę i załadować ją na pokład Enola Gay. „Tej nocy my z Los Alamos urządziliśmy przyjęcie – wspominał. – Była wojna, odnieśliśmy zwycięstwo i mieliśmy prawo świętować, ale pamiętam też, że siedziałem […] na skraju łóżka […], zastanawiając się, jak to wyglądało po tamtej stronie, co działo się tej nocy w Hiroszimie”. (…)”

Artykuł Nagrodzona Pulitzerem, wybitna biografia ojca bomby atomowej. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/nagrodzona-pulitzerem-wybitna-biografia-ojca-bomby-atomowej-wideo/feed/ 0
Anne Frank i jej towarzysze. Bohaterowie „Dziennika” w obozach zagłady. [WIDEO] https://niezlomni.com/anne-frank-i-jej-towarzysze-bohaterowie-dziennika-w-obozach-zaglady-wideo/ https://niezlomni.com/anne-frank-i-jej-towarzysze-bohaterowie-dziennika-w-obozach-zaglady-wideo/#respond Sun, 23 Oct 2022 13:05:20 +0000 https://niezlomni.com/?p=51435

„Dziennik” Anne Frank – młodej Żydówki zmuszonej ukrywać się wraz z rodziną przed ogarniającym świat niemieckim szaleństwem– stał się wyjątkowym, dramatycznym świadectwem epoki.

Oczami Anne świat poznał ośmioro bohaterów, którzy przez dwa lata ukrywali się w budynku przy Prinsengracht, widzianych z bliska w świetle osobistych przeżyć dorastającej nastolatki. Niniejsza książka dotyczy losów tych ośmiu osób, którymi są:

Otto, Edith, Margot i Anne Frank, Hermann, Auguste i Peter van Pels oraz Fritz Pfeffer i zaczyna się tam, gdzie kończy się „Dziennik” Anne Frank. Ostatni wpis do niego nosi datę 1 sierpnia 1944 roku, trzy dni później wszyscy ukrywający się w „oficynie” wraz z rodziną Franków zostali aresztowani. Co było potem?

27 stycznia 1945 roku Otto Frank doczekał wyzwolenia z obozu koncentracyjnego Auschwitz. Natychmiast rozpoczął poszukiwania informacji o tym, co stało się z jego żoną Edith, córkami Margot i Anne oraz czterema innymi osobami, z którymi przez dwa lata ukrywał się przy ulicy Prinsengracht w Amsterdamie. Kilka miesięcy później przekonał się, że pozostał jedynym, który przeżył Holokaust.

Książka holenderskiego badacza Bas von Benda-Beckmann stanowi pogłębioną kontynuację poszukiwań rozpoczętych przez Otto Franka.

Bazując na szczegółowych badaniach archiwalnych oraz dostępnych świadectwach odnośnie do dalszych losów ośmiu osób ukrywających się „oficynie”, autor rekonstruuje ich dzieje po aresztowaniu.

Efektem jego śledztwa jest porażająca relacja o życiu w obozach zagłady. Tym wnikliwsza i aktualniejsza, że mimo upływu tak wielu lat udało się mu dotrzeć do nowych informacji na temat życia i śmierci Anny Frank oraz jej współmieszkańców z „oficyny”.

Bas von Benda-Beckmann, Anne Frank i jej towarzysze. Bohaterowie „Dziennika” w obozach zagłady, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

 

Fragment rozdziału „Mamo, czy wiesz, że Margot tu jest?”. Więzienie i obóz Westerbork

Więzienie

„(…)Po aresztowaniu 4 sierpnia 1944 r. osiem ukrywających się osób oraz pomagający im Johannes Kleiman i Victor Kugler po krótkim przesłuchaniu zostali przewiezieni ciężarówką do biura Zentralstelle für jüdische Auswanderung w Amsterdamie przy Adama van Scheltemaplein 1. Otto Frank był tu krótko przesłuchiwany przez dowódcę oddziału aresztowań, austriackiego esesmana Oberscharführera Karla Josepha Silberbauera. Przesłuchanie odbywało się spokojnie. Silberbauer nie używał żadnej przemocy i zadał tylko kilka pytań. Otto nie wiedział nic o innych przypadkach ukrywania się i został pozostawiony w spokoju. Następnego dnia, 5 sierpnia, przewieziono ich do więzienia przy Weteringschans w Amsterdamie. Od tego momentu osiem ukrywających się osób zostało uwięzionych jako „przypadki kryminalne”, nieuchronnie czekała je deportacja.

Johannes Kleiman i Victor Kugler zostali przeniesieni do więzienia na Havenstraat w Amsterdamie, a następnie przebywali w innych niemieckich zakładach karnych, czego nie będziemy tu omawiać. W więzieniu mężczyźni i kobiety zostali rozdzieleni i umieszczeni w dwóch oddzielnych, dużych celach. Według opisu Jacoba Swarta, innego więźnia, który trafił do więzienia przy Weteringschans po aresztowaniu 26 maja 1944 r., cela była „dużym, nagim pomieszczeniem z trzema szorstkimi drewnianymi stołami i kilkoma ławkami pośrodku, po lewej stronie było dziesięć łóżek i na górze za balustradą kolejne dziesięć łóżek (żelazne łóżeczka z workiem słomy); na ścianie wisiał regulamin i lustro, ponadto we wszystkich ścianach były judasze, tzw. oczka, przez które od czasu do czasu nas podglądano.

Gdy tylko cele zostały zapełnione – około 40 mężczyzn i 40 kobiet – następował transport do Westerbork. Jacob Swart przypomina sobie, że cela była prawie pusta w czasie, gdy go zamykano, ponieważ 26 maja rano odjechał właśnie pociąg do Westerbork. Opisuje, jak każdego dnia przybywało siedmiu lub ośmiu nowych więźniów – głównie byli to aresztowani, ukrywający się Żydzi.

W końcu było ich tak wielu, że brakowało łóżek i nowi przybysze musieli spać na słomianych workach na podłodze. Raz dziennie więźniowie (osobno kobiety i mężczyźni) przez piętnaście minut mogli się przewietrzyć na dziedzińcu. Swart pisze, że jedzenie nie było złe. Rano i wieczorem otrzymywał cztery kromki chleba bez masła lub dodatków, napój, który był uważany za „kawę” i „gorący posiłek” w południe. Opowiada też, jak niektórzy mężczyźni przykładali ucho do drzwi celi, aby usłyszeć głosy swoich żon, gdy te były w korytarzu przy umywalce, kiedy pozwalano im wylać wodę po myciu i odświeżały wodę do picia.(…)”

Artykuł Anne Frank i jej towarzysze. Bohaterowie „Dziennika” w obozach zagłady. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/anne-frank-i-jej-towarzysze-bohaterowie-dziennika-w-obozach-zaglady-wideo/feed/ 0
Niemcy ludziom zgotowali ten straszny los. Sekretny dziennik Holokaustu https://niezlomni.com/niemcy-ludziom-zgotowali-ten-straszny-los-sekretny-dziennik-holokaustu/ https://niezlomni.com/niemcy-ludziom-zgotowali-ten-straszny-los-sekretny-dziennik-holokaustu/#respond Wed, 08 Dec 2021 20:23:31 +0000 https://niezlomni.com/?p=51357

Niezwykła historia młodej arystokratki, która w niemieckim obozie pracy poznała prawdziwą miarę człowieczeństwa. Nonna Bannister spisywała pamiętniki jako młoda dziewczyna – na gorąco, podczas wojny. Jednak okropności Holokaustu, których doświadczyła, niemal zabrała ze sobą do grobu. Jej zapiski, odkryte na nowo, gdy była już wiekową kobietą, odsłaniają tę niezwykłą historię.


Nonna Lisowska pochodziła z bogatej rosyjskiej rodziny i jako jedyna spośród bliskich przeżyła II wojnę światową. W 1950 roku przyjechała do USA, gdzie poślubiła Henry’ego Bannistera. Nigdy nie wspominała o swoich doświadczeniach. Napomknęła o nich dopiero kilka lat przed śmiercią w 2004 roku. Wtedy ujawniła bliskim swoje pamiętniki, pierwotnie spisane w sześciu językach na skrawkach papieru, trzymane przez całą wojnę w poduszce przywiązanej do ciała.

Jako Rosjanka z rodziny cieszącej się przywilejami, młoda Nonna trafiła do niemieckiego obozu pracy, gdzie szybko poznała wartość ludzkiego życia i znaczenie przebaczenia.

Jej zapiski to niezwykłe spojrzenie na opresyjną naturę rosyjskiego komunizmu i okrutne zło nazistowskich Niemiec. Co jednak ważniejsze, zza przejawów ludzkiej deprawacji widocznej w przerażających aktach brutalności i mordach, przebijają promyki nadziei uosabiane przez ludzi: prawosławną babcię, wątłego żydowskiego chłopca czy grupę niemieckich katolickich zakonnic i księży. Za ich sprawą ten pamiętnik rozdziera serce, choć jednocześnie jest pełen nadziei, niezapomniany.

Dzięki współpracy autorek i syna Nonny, jej wspomnienia nabrały kształtu i jeszcze głębiej przemawiają do wyobraźni. Dają wgląd w osobiste i bolesne refleksje zrodzone w najmroczniejszym okresie w dziejach ludzkości.

To historia o miłości i stratach, których nie da się zapomnieć. Jednak mimo trudnej tematyki czytelnicy poczują się umocnieni, przeczytawszy tę poruszającą i pełną nadziei opowieść o odwadze, wierze i przebaczeniu.

Denise George jest autorką kilkudziesięciu książek publikowanych w dużych oficynach (Penguin Random House, Tyndale House, Zondervan, LifeWay, Bethany House itp.) oraz ponad 1500 artykułów w czasopismach i gazetach. Pisze o prawach obywatelskich, II wojnie światowej i życiu chrześcijańskim.

Carolyn Tomlin to autorka kilku książek, pisząca comiesięczne felietony do kilku magazynów i gazet. Opublikowała ponad trzy tysiące artykułów. Uczy pisania.

John Bannister, syn Nonny, który postanowił niezwykłą historię matki upublicznić ku pamięci i przestrodze dla kolejnych pokoleń.

Fragment książki Denise George, Carolyn Tomlin, John Bannister, Sekretny dziennik Holokaustu. Nieznana historia Nonny Bannister, Wyd. Replika, Poznań 2021. Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

NIE MIAŁYŚMY MLEKA

Niemcy wymagali, aby robotnice miały od szesnastu do trzydziestu pięciu lat, a chociaż nie pozwalano zabierać niemowląt, nie można było wykluczyć, że któraś kobieta niedawno urodziła i wciąż mogłaby karmić piersią.

Była jednak w naszym wagonie młoda kobieta, która kategorycznie odmówiła wszelkiego udziału. Miała na imię Dunia, pochodziła z tego samego miasta co Mama i ja. Powtarzała, że opowie Niemcom o wszystkim i że za nic nie będzie uczestniczyła w ochranianiu czy ratowaniu Żydówki, nawet niemowlęcia. Nie zgadzała się na żadne nasze pomysły – chciała ratować tylko siebie. Oczywiście wszyscy się nią przejmowali, zwłaszcza Mama, ponieważ Dunia kierowała wszystkie swoje groźby pod adresem Mamy.


Nagle, kiedy w ogóle się tego nie spodziewałyśmy, nasz pociąg zaczął zwalniać wśród pól i się zatrzymał. Dziecko płakało, wszystkie byłyśmy przerażone. Niemieccy żołnierze wyskoczyli z wagonów na przedzie i biegali do wszystkich wagonów, krzycząc: „Raus, raus!”. Przed nami koło toru stała ciężarówka pełna niemieckich żołnierzy, od razu poznałyśmy, że to SS-mani. Próbowałam słuchać Niemców i zgadnąć, co mówią, żeby zrozumieć, co się dzieje.

Wyglądało na to, że zbliżamy się do ziem niemieckich, a to była inspekcja wszystkich wagonów i pasażerów. Niemcy chcieli dopilnować, żeby z Polski nie przemycono żadnych Żydów. Obejrzałam się i zobaczyłam, że Mama trzyma w objęciach małą „Sarę”. Znów ogarnęło mnie przerażenie. Co teraz będzie? Nie musiałyśmy długo czekać, aby się dowiedzieć, ponieważ dziecko zapłakało, a niemiecki żołnierz, który je usłyszał, spojrzał na nas z niedowierzaniem.

Nim ktokolwiek zdążył się odezwać, Dunia wrzasnęła: „To mały Żyd! Żydówka wrzuciła go do naszego wagonu na poprzednim postoju!”. Nie potrafiła tego dobrze powiedzieć po niemiecku, ale wystarczyło, żeby niemiecki żołnierz zrozumiał. Machnął na innych żołnierzy, a ci ruszyli w naszą stronę. Mama trzymała niemowlę bardzo mocno i nie chciała puścić, kiedy niemiecki żołnierz próbował je zabrać. Zaczęłam błagać Mamę, żeby oddała mu dziecko, zanim Niemiec użyje przemocy. W końcu drugi żołnierz złapał Mamę za ramiona i tamten niemiecki żołnierz zabrał niemowlę.


Żołnierz podał niemowlę SS-manowi, a ten je zabrał – trzymając zwisające mu u boku ciałko jedną ręką. Mama zalała się łzami, a ja z trwogą w sercu patrzyłam, jak SS-man niesie niemowlę do ciężarówki. Podniósł jedno kolano i szybkim ruchem uderzył o nie ciałem niemowlęcia.
Nie słyszałam już płaczu niemowlęcia, a kiedy próbowałam się ruszyć, nie mogłam. Czułam, że krew odpływa mi z głowy, było mi niedobrze i kręciło mi się w głowie. Kiedy oprzytomniałam, stałam przy drzwiach wagonu, wymiotując. Mama klęczała przy mnie, powtarzając raz po raz: „Zabili moją Taisiję, moje kochane dzieciątko!”. Dotarło do mnie, że Mama wciąż jest w szoku. Objęłam ją i przytuliłam bardzo mocno.

Artykuł Niemcy ludziom zgotowali ten straszny los. Sekretny dziennik Holokaustu pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niemcy-ludziom-zgotowali-ten-straszny-los-sekretny-dziennik-holokaustu/feed/ 0
Sto lat temu dokonano rozbioru Węgier! Traktat z Trianon zabrał Węgrom większość terytorium i znaczną część ludności. [WIDEO] https://niezlomni.com/sto-lat-temu-dokonano-rozbioru-wegier-traktat-z-trianon-zabral-wegrom-wiekszosc-terytorium-i-znaczna-czesc-ludnosci-wideo/ https://niezlomni.com/sto-lat-temu-dokonano-rozbioru-wegier-traktat-z-trianon-zabral-wegrom-wiekszosc-terytorium-i-znaczna-czesc-ludnosci-wideo/#comments Thu, 04 Jun 2020 16:31:32 +0000 https://niezlomni.com/?p=51069

Na mocy traktatu pokojowego z Trianon Węgry utraciły aż siedem ósmych swego terytorium i jedną trzecią rodaków, którzy znaleźli się w państwach ościennych - pisze Grzegorz Górny w świetnej książce zatytułowanej "Węgry. Tysiąc lat samotności".

Książka Grzegorza Górnego jest zbiorem esejów o kraju „naszych Bratanków", wobec których żywimy wielką sympatię trwając w braterskich relacjach przypieczętowanych wspólną tysiącletnią historią. Zarazem tak naprawdę niewiele wiemy o Węgrzech. Książka Grzegorza Górnego uzupełnia nam tę wiedzę, w niesłychanie interesujący sposób odkrywając sekrety tego niezwykłego kraju i bogactwo jego kultury. Autor zabiera nas w pasjonującą podróż przez węgierskie dzieje: od św. Stefana do Victora Orbana. Wprowadza nas w tajniki węgierskiej duszy. Węgry. Tysiąc lat samotności to książka, którą trzeba przeczytać - w wielu miejscach zaskakująca, pełna nieznanych faktów, a przy tym napisana z lekkością i pasją.

Fragment książki G. Górnego "Węgry. Tysiąc lat samotności". Książkę można nabyć na stronie religijna.pl.

Dążenie do zrewidowania niekorzystnego układu trianońskiego pchnęło Budapeszt do przystąpienia do II wojny światowej po stronie państw Osi. Klęska, jaka potem nastąpiła, przypieczętowana została zagarnięciem przez sowiecką Rosję całych Węgier do swej strefy wpływów. Próba zrzucenia sowieckiej zależności w 1956 roku zakończyła się zbrojną interwencją Kremla i krwawą pacyfikacją powstania. Ten kontekst historyczny pozwala lepiej zrozumieć, dlaczego w utworach muzycznych Béli Bartóka czy Zoltána Kodálya jest tak wiele smutku i rzewności, dlaczego w filmach Zoltána Huszárika czy Miklósa Jancsó panuje nastrój melancholii, dlaczego w esejach Béli Hamvasa czy Tomasa Molnára dominuje pesymistyczne spojrzenie na dzieje ludzkie i kondycję człowieka. Wspomniani twórcy potrafili uogólnić doświadczenie węgierskości tak, by stało się ono uniwersalną figurą rozpięcia między acedia a virtus, między rezygnacją a dzielnością. Przebywający na emigracji w Stanach Zjednoczonych Tomas Molnár jedną ze swoich książek diagnozujących współczesny kryzys cywilizacyjny zakończył stwierdzeniem, że pośród wszystkich pesymistów tego świata chrześcijanie posiadają nadprzyrodzoną broń, której nie mają inni – Nadzieję.

(...)

Traktat podpisany 4 czerwca 1920 roku w Trianon pod Paryżem okazał się dla Węgier olbrzymim ciosem. Na mocy postanowień pokojowych terytorium Korony św. Stefana zostało zredukowane do jednej ósmej dawnego obszaru, a poza nowo wytyczonymi granicami państwa pozostawiono jedną trzecią Węgrów. Madziarzy utracili dostęp do morza, około 90 proc. lasów i złóż rudy żelaza, 78 proc. przemysłu papierniczego, 61 proc. tekstylnego czy 50 proc. hutniczego. Siedmiogród znalazł się w Rumunii, Słowacja i Ruś Zakarpacka w Czechosłowacji, Chorwacja, Banat i Baczka w Jugosławii, a Burgenland w Austrii. Przygnębienie z powodu upokarzających warunków traktatu było powszechne, ale osłabieni wojną Węgrzy musieli ten stan zaakceptować. Przeciwko sobie mieli nie tylko państwa Wielkiej Ententy, takie jak Francja czy Anglia, lecz także kraje Małej Ententy – czyli Czechosłowację, Rumunię i Jugosławię. Sąsiedzi Węgier, którzy najbardziej skorzystali na traktacie w Trianon, zawiązali bowiem wspólny sojusz, by w przyszłości uniemożliwić Budapesztowi rewizję granic i odzyskanie utraconych terytoriów.

(...)

Koniec I wojny światowej Polacy i Węgrzy powitali w krańcowo odmiennych nastrojach. Polacy upojeni byli radością, ponieważ po 123 latach niewoli mogli świętować odzyskanie niepodległości. Węgrzy natomiast przygnieceni byli smutkiem. I to nie tylko dlatego, że przegrali wojnę, ale przede wszystkim dlatego, że na mocy traktatu w Trianon terytorium Korony św. Stefana zostało zredukowane do jednej ósmej dawnego obszaru, a poza nowo wytyczonymi granicami państwa pozostawiono jedną trzecią Węgrów. Ta różnica doświadczenia historycznego powodowała, że w okresie międzywojennym bardzo trudno było polskim i węgierskim elitom politycznym znaleźć płaszczyznę porozumienia dla realizacji wspólnych projektów międzynarodowych. O ile polską racją stanu była obrona ustaleń konferencji pokojowej w Wersalu, o tyle dla Węgier jednym z podstawowych celów stała się rewizja postanowień wersalskich, których elementem był krzywdzący dla nich traktat w Trianon. Wśród polskich działaczy i myślicieli politycznych mało było więc postaci, które w Węgrach widziałyby strategicznego sojusznika Polski. Na tym tle najbardziej konsekwentnymi hungarofilami w II Rzeczpospolitej byli Władysław Studnicki i Marian Zdziechowski.

Krytyka ładu wersalskiego

Profesor Marian Zdziechowski, wybitny filozof, rektor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, być może dlatego tak dobrze rozumiał Węgrów, że sam bardzo ostro krytykował ustalenia konferencji wersalskiej. Cieszył się co prawda z odzyskania przez Rzeczpospolitą niepodległości, ale jego radość zmącona była rezultatami traktatu wersalskiego i pokoju ryskiego. Zwłaszcza Wersal oceniany był przez niego niezwykle surowo. Konferencja ta będzie, jego zdaniem, „zdumiewać pokolenia przyszłe nie potęgą genialnego pomysłu, lecz odwrotnie – ubóstwem myśli i nieuleczalną krótkowzrocznością jego twórców, niebędących w stanie wznieść się ponad chwilę i sięgnąć w przyszłość, nawet bardzo niedaleką”. W innym zaś miejscu zauważał na temat Wersalu: „dzielono się tam krajami i prowincjami mniej więcej tak, jak podchmieleni włamywacze dzielą się łupami”, pisząc tak o działalności „wielkiej czwórki”, która decydowała wówczas o losach świata. Stanowili ją – jak pisze w swych wspomnieniach Hipolit Korwin Milewski – „antyklerykał i półkomunista z 1871 r., Clemenceau, wolnomularz Orlando, niby purytanin i pogromca Izby Lordów, Lloyd George i prezbiterianin, osobisty wróg zasady monarchistycznej, Wilson”.

 

 

 

 

Artykuł Sto lat temu dokonano rozbioru Węgier! Traktat z Trianon zabrał Węgrom większość terytorium i znaczną część ludności. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/sto-lat-temu-dokonano-rozbioru-wegier-traktat-z-trianon-zabral-wegrom-wiekszosc-terytorium-i-znaczna-czesc-ludnosci-wideo/feed/ 2
To był jedyny przywódca na świecie, który chciał uratować Węgry. Ale jego pomoc została zablokowana https://niezlomni.com/to-byl-jedyny-przywodca-na-swiecie-ktory-chcial-pomoc-wegrom-ale-jego-pomoc-zostala-zablokowana/ Wed, 23 Oct 2019 03:00:35 +0000 http://niezlomni.com/?p=621

Jesienią 1956 roku Stany Zjednoczone i inne zachodnie mocarstwa nie chciały słyszeć wołania o pomoc dochodzącego z Węgier, kraju zagrożonego przez radzieckiego olbrzyma. Nie kiwnęły nawet palcem i wielu Węgrów do dziś nie może im tego wybaczyć.

27 października amerykański sekretarz stanu John Foster Dulles postawił sprawę jasno:

[quote]Nie traktujemy tego kraju [Węgier] jako naszego potencjalnego sojusznika wojskowego.[/quote]

Zachód wiedział, że jakikolwiek nieostrożny ruch grozi załamaniem równowagi jądrowej między dwoma wrogimi blokami.

Jedynym krajem, który zaoferował Węgrom militarną pomoc, była Hiszpania pod rządami generała Franco. Przypomnieli o tym ostatnio węgierscy historycy i weterani rewolucji podczas debaty na temat wydarzeń 1956 roku. (...) Choć plan pomocy nie został zrealizowany, to jednak jeden z prelegentów określił to jako „romantyczną historię”, owianą wciąż, po pięćdziesięciu latach, aurą tajemnicy.

Żyjący na emigracji Ferenc Marosy, w tamtym czasie ambasador Węgier w Madrycie, zawarł w swych wspomnieniach dokładny opis całej sytuacji.

4 listopada 1956 roku, kiedy Armia Czerwona wkroczyła do Budapesztu, aby zdławić rewolucję, Otto von Habsburg, syn ostatniego władcy Austro-Węgier zadzwonił do Marosy’ego i poinformował go, że wojska radzieckie przekroczyły granicę.

- Powiedział, żebym natychmiast jechał do generała Franco i w jego imieniu poprosił go o udzielenie pomocy węgierskim powstańcom – pisze ambasador. Te słowa przytoczył w swojej książce z 1999 roku „Radziecka interwencja wojskowa na Węgrzech” („A szovjet katonai intervenció 1956”) historyk Miklós Horváth, jeden z uczestników wspomnianej debaty. Dziennikarz Paul Lendvai w swoim wydanym niedawno opracowaniu „Powstanie węgierskie 1956 roku” również nawiązuje do tego epizodu.

Jak wspomina dalej ambasador Marosy, dyktator Francisco Franco zwołał posiedzenie rady ministrów i rozkazał przygotować dywizję do wyjazdu na Węgry. Misją miał dowodzić minister obrony Agustín Munoz Grandes, który podczas II wojny światowej stał na czele Błękitnej Dywizji (hiszpańskiego oddziału walczącego u boku nazistowskich wojsk niemieckich na froncie wschodnim). Na tej podstawie niektórzy historycy wyciągnęli wniosek, że Franco miał zamiar wysłać na Węgry właśnie Błękitną Dywizję.

Ale Hiszpania, jak twierdzi Horváth, nie dysponowała samolotami, które byłyby w stanie dolecieć na Węgry bez międzylądowania. Aby hiszpańskie oddziały mogły dotrzeć do Budapesztu, trzeba było wypożyczyć inne samoloty lub zatrzymać się na terenie Niemiec dla zatankowania paliwa. Stany Zjednoczone nie chciały jednak pożyczyć Hiszpanom samolotów i odmówiły udostępnienia im swoich baz wojskowych.

Ponadto, jak twierdzi Miklós Horváth, Waszyngton wysłał instrukcje swemu ambasadorowi w Madrycie. Miał on przekonać Hiszpanów, by nie angażowali się w kryzys na Węgrzech. „Niestety – pisze ambasador Marosy – plan Franco nie został wprowadzony w życie. Na przeszkodzie stanęła haniebna postawa Amerykanów, a poza tym wypadki potoczyły się zbyt szybko”.

Marc Bassets, artykuł w "La Vanguardia"

Artykuł To był jedyny przywódca na świecie, który chciał uratować Węgry. Ale jego pomoc została zablokowana pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
Czy generał Franco był Żydem? Oraz o udziale Żydów w wojnie domowej w Hiszpanii. „Nie można udawać, że nie byli oni wśród cudzoziemskich rewolucjonistów nadreprezentowani” https://niezlomni.com/czy-general-franco-byl-zydem-oraz-o-udziale-zydow-w-wojnie-domowej-w-hiszpanii-nie-mozna-udawac-ze-nie-byli-oni-wsrod-cudzoziemskich-rewolucjonistow-nadreprezentowani/ https://niezlomni.com/czy-general-franco-byl-zydem-oraz-o-udziale-zydow-w-wojnie-domowej-w-hiszpanii-nie-mozna-udawac-ze-nie-byli-oni-wsrod-cudzoziemskich-rewolucjonistow-nadreprezentowani/#respond Wed, 17 Jul 2019 00:32:09 +0000 http://niezlomni.com/?p=21155

Pytać czy „Żydzi" planowali spisek to nieporozumienie. Histeryczne podejście do problematyki żydowskiej, ciągłe ustalanie; kto jest, a kto nie jest Żydem, powoduje, że wielu szanujących się historyków unika badania kontrowersyjnych tematów związanych z dziejami Żydów, tym bardziej, że dochodzą tu jeszcze manipulacje, związane z doraźnymi rozgrywkami politycznymi.

Etniczne korzenie znanej postaci historycznej stają się nierzadko przedmiotem niesmacznych rozgrywek naznaczonych duchem czasu. W antysemickim klimacie Europy lat trzydziestych i czterdziestych często zatajano żydowskie pochodzenie ważnych osobistości. Ujawnione, stawało się ono przedmiotem nagonki, w której uczestniczyła w różny sposób zarówno prawica, jak i lewica.

Dyskusje na temat ich pochodzenia nie ominęły też bohaterów wojny domowej w Hiszpanii, włączając w to również postać samego Franco. Lewicowy historyk Preston odrzuca argumenty o żydowskim pochodzeniu generała jako „bezpodstawne spekulacje". Ale przecież Preston sam
przyznaje, że zarówno nazwisko jego ojca - Franco, jak i matki - Bahamonde „są pospolitymi nazwiskami żydowskimi."

W Hiszpanii mają taki sam wydźwięk jak Rozenzweig i Warszawski w Polsce. Co więcej, Preston nie badał kwestii korzeni rodu Franco w archiwach parafialnych. Powinien więc był ten aspekt biografii generała albo pominąć, albo przedstawić jako kwestię otwartą. Konserwatywny badacz dziejów Hiszpanii Brian Crozier uważa, że rozważania o pochodzeniu Franco wcale nie są „jałowe", ale powinny być przedstawione w odpowiednim kontekście historycznym. Żydów z Hiszpanii wypędzono w 1492 roku. Rodziny Franco i Bahamonde były od wieków katolickie. Tak więc, podkreśla Crozier, Franco nie może być uznany za „Żyda" w tradycyjnym, religijnym sensie. A poczucie narodowe generał bez wątpliwości miał hiszpańskie.

Nikt nie oskarżył socjalistycznego historyka Thomasa o „jałowe spekulacje", gdy ten ujawnił, że liberał Miguel de Maura pochodził z „wyjątkowej żydowskiej rodziny". A przecież de Maura był jednym z dwóch praktykujących katolików, zasiadających w lewicowych rządach Republiki przed lipcem 1936 roku. Zawsze bronił Kościoła. Ponadto, podczas wojny wyemigrował i zachował neutralność, co w tym czasie lewica uważała właściwie za zdradę. Z powodu swego liberalizmu Miguel de Maura został uznany przez swą rodzinę za „czarną owcę". Większość jego krewnych to monarchiści i konserwatyści. Ojciec Miguela, Don Antonio, i jego brat, książę de Maura, służyli królowi na stanowiskach ministerialnych. Tylko siostrzenica Miguela, Constancia de la Mora y Maura została komunistką i popierała Republikę. Ale mówić o rodzie de Maura jako o „Żydach" można tylko w takim kontekście historycznym, jak o Franco czy Pablo Picasso.

Czy nie było „prawdziwych" Żydów w Hiszpanii? W tym czasie kraj ten zamieszkiwało ich najwyżej kilkuset. Niewiele wiadomo, jaki stosunek miała wspólnota żydowska do wojny domowej w Hiszpanii. Najpewniej mniejszość żydowska podzieliła się według sympatii politycznych, a najliczniejsza grupa zapewne zachowała postawę neutralną. Ale, jak podał von Kuehnelt-Leddihn, Żydzi sefardyjscy z Maroko hiszpańskiego poparli generała Franco. Wydaje się też, że wśród cudzoziemskich ochotników po stronie nacjonalistycznej było więcej Żydów z rozmaitych części świata, niż polskich chrześcijan.

Odrębną kategorię stanowią osoby pochodzenia żydowskiego, które przybyły do Hiszpanii, aby przeprowadzić tam rewolucję. Nie można jednak zapomnieć, że zjawiły się one w Hiszpanii nie jako Żydzi, tylko jako rewolucjoniści.

[quote]Nie można też udawać, że nie byli oni wśród cudzoziemskich rewolucjonistów nadreprezentowani. Badacz żydowski Arno Lustiger uważa, że na 32,109 rewolucjonistów z Brygad Międzynarodowych 7,758 to Żydzi. Publicysta Izraelski Lenni Brenner twierdzi, że odsetek Żydów wśród rewolucjonistów dochodził do 16%, „proporcjonalnie najwyższy procent wśród wszystkich grup etnicznych.” Dokładna statystyka dla poszczególnych krajów nie została jeszcze opublikowana. Wiadomo, że żydowscy rewolucjoniści walczyli z wielkim poświęceniem.
Na przykład, w lipcu 1937 roku w bitwie o Brunete zginęło „wyjątkowo dużo żydowskich członków batalionu amerykańskiego."[/quote]

Czasami dochodziło do zabawnych sytuacji. Jeden z polskich Żydów został posłany jako łącznik do oddziału XV Brygady pod Belchite. Nie potrafił dogadać się z członkami tego oddziału, bo nie znał angielskiego. W końcu, zdesperowany, jął się sposobu: Przyglądałem się ich uśmiechniętym twarzom i znalazłem w nich coś znajomego. «Towarzysze,» powiedziałem, «czy znacie jidysz?» Ku memu zdziwieniu, wielu żołnierzy w oddziale było Żydami. Niektórzy znali jidysz albo rozumieli kilka słów w tym języku. Ich rodziny pochodziły z Polski albo Rosji i oni byli pierwszym pokoleniem urodzonym w Stanach Zjednoczonych. W ten sposób łatwo przyszło mi porozumieć się z nimi. Oto dowód na to, że jidysz jest językiem międzynarodowym. Pewna część żydowskich członków Brygad to komuniści. Ale nie wszyscy. W Hiszpanii znaleźli się też żydowscy działacze organizacji socjalistycznych i anarchistycznych. Byli nawet lewicowi syjoniści. Lewicowy historyk niemiecki Konrad Kwiet stwierdził, że „w 1936 roku kilkuset [niemieckich] Żydów o różnych poglądach [politycznych] pojechało do Hiszpanii, aby walczyć przeciw
faszyzmowi."

Rewolucjoniści z organizacji niekomunistycznych mieli pełne poparcie swych władz partyjnych. Z Polski sam Wiktor Alter odwiedził w kwietniu 1937 swych współtowarzyszy partyjnych z Bundu, walczących w Brygadach Międzynarodowych. Przy okazji spotkał się tam ze swym kuzynem Benjaminem Lipszycem.

W swoich wspomnieniach kominternowiec Szurek wspomina, że wśród komunistów znajdowała się pewna ilość wysoko postawionych rewolucjonistów o korzeniach żydowskich. Ze Związku Sowieckiego przybyli, między innymi, ambasador Marcel Rosenberg, korespondent "Prawdy" Michaił Kołcow, komisarz Iwan Nikiforowicz Nestorenko z Ukrainy, generał Lazar Stern („Emilio Kleber") oraz późniejszy tyran Węgier Ernó Geró („Singer"). Była też pokaźna grupa z Polski: Mieczysław Szleyen („Mietek"), Seweryn Ajzner („Wiktor"), Gerszon Szyr („Eugeniusz"), Mojżesz Flato („Stanisław"), Jan Rutkowski („Szymon"), Dawid Hibner („Juliusz"), Leon Winter („Zagórski"), Wiktor Taubenfligel („Julio") i wielu innych. Część z nich występowała pod pseudonimami partyjnymi jak „Wacław Komar" (Mendel Kossoj), „Roman Kornecki” (Salomon Stramer), czy „Henryk Toruńczyk".

Należy podkreślić, że oprócz pochodzenia, ci ludzie nie mieli nic wspólnego z żydostwem. Inspirowała ich walka o Światową Republikę Sowiecką, a nie o Izrael. Wyznawali Stalina, a nie Jahwe. Jak skomplikowane były losy Żydów-rewolucjonistów świadczy historia jednej z niemieckich trockistek. Została ona uwięziona przez stalinowskich komunistów w więzieniu Las Cortes, skąd wyswobodzili ją żołnierze generała Franco. Według Thomasa, gdy 25 stycznia 1939 roku nacjonaliści zdobyli miasto, „na pierwszym czołgu, który wjechał do Barcelony, siedziała śmiejąca się niemiecka Żydówka z ręką uniesioną w faszystowskim salucie."

Nie ona jedna zawdzięczała życie hiszpańskim nacjonalistom. Tysiące innych Żydów przeżyło II wojnę światową dzięki azylowi, jakiego udzielił im generał Franco i dzięki fałszywym dokumentom, wystawionym im przez hiszpańskie władze konsularne.

Źródło: Marek Jan Chodakiewicz, Zagrabiona Pamięć: Wojna domowa w Hiszpanii 1936-1939.

Zagrabiona_pamiec

Artykuł Czy generał Franco był Żydem? Oraz o udziale Żydów w wojnie domowej w Hiszpanii. „Nie można udawać, że nie byli oni wśród cudzoziemskich rewolucjonistów nadreprezentowani” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czy-general-franco-byl-zydem-oraz-o-udziale-zydow-w-wojnie-domowej-w-hiszpanii-nie-mozna-udawac-ze-nie-byli-oni-wsrod-cudzoziemskich-rewolucjonistow-nadreprezentowani/feed/ 0
TYLKO U NAS. Wspomnienia jednego z nielicznych więźniów sowieckich, który zbiegł z Wysp Sołowieckich. [WIDEO] https://niezlomni.com/tylko-u-nas-wspomnienia-jednego-z-nielicznych-wiezniow-sowieckich-ktory-zbiegl-z-wysp-solowieckich-wideo/ https://niezlomni.com/tylko-u-nas-wspomnienia-jednego-z-nielicznych-wiezniow-sowieckich-ktory-zbiegl-z-wysp-solowieckich-wideo/#respond Sat, 30 Mar 2019 22:45:10 +0000 https://niezlomni.com/?p=50744

Pośród tysięcy osadzonych gnijących w więzieniach Czeki na Zakaukaziu równocześnie ze mną było piętnastu oficerów gruzińskich, a między nimi generał Cułukidze, książę Kamczijew i książę Muchrański. Po długich i uciążliwych przesłuchaniach oficerów tych uznano za wplątanych w rewoltę gruzińską w 1923 roku i organizację kontrrewolucyjnego spisku. Skazano ich na rozstrzelanie.

Książę Muchrański postanowił drogo sprzedać skórę. W swojej celi zdołał wyszukać wielki gwóźdź. W noc egzekucji, gdy otwarły się drzwi i z grupą pachołków wszedł komendant Czeki na Zakaukaziu, Szulman zwany „komendantem śmierci”, aby wyprowadzić skazanych oficerów, Muchrański rzucił gwoździem, celując w jego oczy. Szulman zaskowyczał z bólu, bo hufnal złamał mu nos. Zabrzmiały zaraz straszliwe wrzaski i strzały. Cela napełniła się dymem. Piętnastu oficerów, którzy znajdowali się w celi, zginęło na miejscu. Więźniowie z innych cel dostali rozkaz zmycia strug krwi. Oprawca Zlijew, nadzwyczajny delegat GPU Górskiej Republiki w Osetii, uciekał się do następującej tortury: podczas przesłuchań wsuwał lufę swego rewolweru do ust więźnia i obracał nią, raniąc dziąsła i łamiąc zęby ofiary. Starszy Osetyniec, który dzielił zemną celę w więzieniu GPU Republiki Górali tak właśnie był torturowany. Jaką popełnił zbrodnię? Cytuję akt oskarżenia: „Oskarżony o przejście przed wejściem do domu Czełokajewa”.Kilka tygodni później przeniesiono mnie do zamku Metechi w Tyflisie, głównego więzienia Kaukazu. W roku 1923, jak i za naszych dni Metechi zarezerwowane było dla więźniów politycznych. Pospolitych przestępców odsyłano do więzienia państwowego. Dwa tysiące sześciuset białogwardzistów i mienszewików gruzińskich tam trafiło. Nieludzkie represje spotykały systematycznie bezbronnych ludzi. Napotykałem wielu starców, kobiet i dzieci. Raz w tygodniu, w każdy czwartek, specjalna komisja złożona na zmianę z czekistów zakaukaskich i gruzińskich obradowała w biurze dyrektora więzienia, aby sporządzić listę skazanych na śmierć, nie martwiąc się zanadto o stopień ich winy. „Dowody” najmniejszej winy przerastały ludzkie pojęcie. Kadry zakaukaskiej i gruzińskiej Czeki świadomie skomponowano z sadystów. Każdego czwartku w nocy rozstrzeliwano od sześćdziesięciu do stu osób. W te noce cały zamek Metechi stawał się piekłem. Nie wiedzieliśmy, na kogo padnie. Każdy z nas czekał na śmierć. Nikt nie zmrużył oczu aż do rana.

Ten nieprzerwany rozlew krwi był istną udręką nie tylko dla więźniów, lecz również dla ludzi żyjących na wolności poza więzieniem. Przez długi czas ulice sąsiadujące z zamkiem Metechi pozostawały niezamieszkałe. Ludność stopniowo wynosiła się z tej dzielnicy, bo mieszkańcy nie mogli już słuchać strzałów i krzyków ofiar. Czekiści z Metechi ciągle byli pijani. Z rękawami zakasanymi do łokci przechadzali się po korytarzach i celach jak autentyczni rzeźnicy. Czasem padali na posadzkę upojeni winem i ludzką krwią.W noc egzekucji z każdej celi brano pięciu do dziesięciu ludzi. Czekistom zajmowało to przynajmniej kwadrans, bo bardzo powoli czytali listę skazanych na śmierć. Zanim odczytali kolejne nazwisko, robili długą pauzę, a więźniowie drżeli z trwogi. Nawet ci, którzy mieli stalowe nerwy, nie byli w stanie wytrzymać tej tortury. W tamte noce połowa więźniów zamku płakała do rana. Nazajutrz nikt z nas nie tykał posiłku, bo nikt nie mógł przełknąć kęsa pożywienia. I tak powtarzało się to tydzień w tydzień. Więźniowie, którzy trafili z Metechi na Sołówki w roku 1925 opowiadają, że te katusze zadawane są nadal. Wielu jest takich, którzy niezdolni znieść tego koszmaru postradali zmysły lub popełnili samobójstwo. Gdy jeszcze przebywałem w zamku, czekista Zuzula (Kozak z Kubania) został wprowadzony pomiędzy osadzonych jako agent celny, prowokator. W przeszłości ten oprawca osobiście rozstrzelał sześćset osób (Zuzula sam się do tego przyznał). W końcu więźniowie zdemaskowali go i zabili. W Metechi pozostawałem cztery i pół miesiąca. w każdy czwartek gotowałem się na śmierć.

Los kobiet

Największe dobro, jakie przypadło politycznym, polega na tym, że ich żony i dzieci nie muszą mieć kontaktu z kryminalistkami. Kompania tych kobiet jest nieznośna. Obecnie w SŁON przetrzymywanych jest około sześciuset kobiet. W klasztorze osadzono je w „budynku kobiecym”, w kremlu. Na Wyspie Popiej dla przeznaczono całkowicie dla nich barak nr 1 i część innych. Trzy czwarte z nich to żony, kochanki, krewne i po prostu wspólniczki przestępców pospolitych. Oficjalnie kobiety zsyłane są na Sołówki i do kraju narymskiego za „uporczywą prostytucję”. W określonych okresach w dużych miastach Rosji europejskiej organizuje się łapanki w celu odesłania ich do koncłagrów. Prostytutki, które za władzy radzieckiej skupiły się w swego rodzaju oficjalne związki zawodowe, raz na jakiś czas urządzają w Moskwie i Piotrogrodzie protestacyjne marsze uliczne przeciwko łapankom i zsyłkom, ale efekt jest mizerny. Charakter i tryb życia tych kobiet jest do tego stopnia dziki, że za urojenia obłąkanego może uznać opowieść o tym każdy, kto nie zna warunków więziennictwa radzieckiego. Gdy na przykład kryminalistki idą do kąpieli, uprzednio rozbierają się w swoich barakachi zupełnie nagie przechadzają się po obozie wśród wybuchów śmiechu i aplauzu sołowieckiego personelu.

Kryminalistki tak samo jak mężczyźni uwielbiają gry hazardowe. W razie przegranej nie mogą się wypłacić pieniędzmi, porządną odzieżą lub żywnością. Nic nie mają. W rezultacie codziennie można być świadkiem nieludzkich scen. Kobiety grają w karty pod tym warunkiem, że ta, która przegra, ma obowiązek niezwłocznie udać się do męskiego baraku i oddać się dziesięciu mężczyznom z rzędu. Wszystko to ma się odbywać w obecności oficjalnych świadków. Obozowa administracja nigdy nie wtrącała się do tych świństw. Można sobie wyobrazić odrazę, jaką kryminalistki wywołują wśród dobrze wychowanych kobiet z kategorii kontrrewolucyjnej. Najohydniejsze przekleństwa z użyciem imion Boga, Chrystusa, Matki Bożej i wszystkich świętych, nieustanne pijaństwo, nieopisane brewerie, złodziejstwo, brak higieny, syfilis – tego byłoby za dużo nawet dla człowieka z mocnym charakterem. Zesłać uczciwą kobietę na Sołówki – to znaczy w kilka miesięcy zamienić ją w coś gorszego od prostytutki, w kłębek milczącego, brudnego ciała, przedmiot handlu wymiennego w rękach personelu obozowego.

Czerwonoarmiści z ochrony łagru gwałcą kobiety zupełnie bezkarnie. Każdy czekista na Sołówkach ma naraz trzy do pięciu nałożnic. Toropow, którego w 1924 roku mianowano zastępcą komendanta obozu kemskiego do spraw gospodarczych, urządził w łagrze oficjalny harem, ustawicznie uzupełniany wedle jego gustu i dyspozycji.Według obozowych zasad od kontrrewolucjonistów i kryminalistek codziennie pobiera się po dwadzieścia pięć kobiet do obsługi czerwonoarmistów z 95. Dywizji pilnującej Sołówek. Żołnierze są na tyle leniwi, że aresztantki muszą nawet słać im łóżka. Staroście łagru kemskiego Czistiakowowi kobiety nie tylko gotują obiady i czyszczą buty, ale nawet go myją. Do tego celu zwykle wybiera się najmłodsze i najatrakcyjniejsze kobiety. Czekiści robią z nimi, co chcą. Wszystkie kobiety na Sołówkach podzielone są na trzy kategorie. Pierwsze – „za rubla”, druga „za pół rubla”, trzecia – „za piętnaście kopiejek”, czyli „pięć ałtynów”. Jeśli ktokolwiek z obozowej administracji życzy sobie kobiety „pierwszej klasy”, to znaczy młodej kontrrewolucjonistki świeżo przybyłej do obozu, mówi do strażnika: „Sprowadź mi za rubla”. Uczciwa kobiet,a odmówiwszy „wzmocnionej” racji żywnościowej wyznaczanej przez czekistów nałożnicom, bardzo szybko umiera z niedożywienia i na gruźlicę. Na Wyspie Sołowieckiej takie wypadki są szczególnie częste. Chleba na całą zimę nie starcza. Dopóki nie ruszy żegluga i nie dotrą nowe zapasy żywności, oszczędne i tak racje redukowane są do połowy. Czekiści i pospolici zarażają kobiety kiłą i innymi chorobami wenerycznymi.

O tym, jak rozprzestrzeniły się te niedomagania na Sołówkach, można się przekonać za sprawą faktu następującego: Do niedawna chorzy na syfilis rozmieszczani byli na Wyspie Popiej w specjalnym baraku (nr 8). W związku z postępującym przyrostem zachorowań barak nr 8 nie mógł już pomieścić wszystkich pacjentów. Jeszcze przed moją ucieczką administracja„rozwiązała” ten problem, rozmieszczając ich w innych barakach ze zdrowymi. Naturalnie doprowadziło to do szybkiego wzrostu liczby zakażonych. Kiedy nękanie spotyka się ze sprzeciwem, czekiści bez zahamowań mszczą się na ofiarach. W końcu 1924 roku na Sołówki zesłano bardzo atrakcyjną dziewczynę, około siedemnastoletnią Polkę. Skazano ją razem z rodzicami za „szpiegostwo na rzecz Polski”, rodziców rozstrzelano. Dziewczynie z racji niepełnoletniości najwyższy wymiar kary zamieniono na zsyłkę do SŁON na dziesięć lat. Dziewczyna miała pecha i zwróciła uwagę Toropowa. Miała jednak dość odwagi, żeby odmówić jego ohydnym naprzykrzaniom. W odwecie Toropow rozkazał przyprowadzić ją do komendantury i oskarżając ją kłamliwie o „ukrywanie kontrrewolucyjnych dokumentów”, rozebrał ją do naga i w obecności całej obozowej straży skrupulatnie przeszukał ciało w tych miejscach, w których jego zdaniem najłatwiej było schować dokumenty. Któregoś z lutowych dni w kobiecym baraku zjawił się bardzo pijany czekista Popow w asyście kilku jeszcze czekistów (też pijanych). Bez ceregieli wlazł do łóżka madame X, damy z najwyższych sfer społecznych, zesłanej na Sołówki na dziesięć lat po rozstrzelaniu męża. Popow wywlókł ją z łóżka, mówiąc: „Nie zechciałaby się pani przejść z nami za druty?”. Dla kobiet oznaczało to zgwałcenie. Madame X aż do rana była obłąkana. Niewykształcone i słabo wykształcone kobiety ze środowiska kontrrewolucyjnego czekiści wykorzystywali bezlitośnie. Szczególnie opłakany był los kobiet kozackich, które zesłano, rozstrzelawszy ich mężów, ojców i braci.

Fragment wspomnień Sozerki Malsagowa
Piekielna wyspa. Radziecka katorga na dalekiej Północy
Rozdział 5. Poprzednicy

Komendanci tych obozów mianowani przez Moskwę wykonywali rozkazy przychodzące z centrali. Średni i niższy personel natomiast rekrutował się spośród samych czekistów zesłanych w wyniku zbyt rzucających się w oczy dużych nadużyć – rabunków, defraudacji, pijaństwa itd. Indywidua te nie mając jak inaczej zemścić się za utratę intratnych funkcji w aparacie Czeki centralnej Rosji, traktowali osadzonych z nieopisanym okrucieństwem.

Szczególnie bestialski był zastępca komendanta w Chołmogorach, Polak Kwiciński. Potworności „Białego Domu” w okolicach Chołmogor obarczają sumienie tego sadystycznego oprawcy. Cytowaną nazwę nadano majątkowi porzuconemu przez właścicieli. Dwór pomalowany był na biało. Przez dwa lata od 1920 do 1922 roku pod rozkazami Kwicińskiego dokonywano tam codziennych rozstrzeliwań. Reputacja domu przerażała w dwójnasób, bo ciał nie grzebano. Około schyłku 1922 roku wszystkie pomieszczenia Białego Domu pełne były trupów aż po sufity. Dwa tysiące marynarzy z Kronsztadu rozstrzelano w trzy dni. Odór rozkładających się ciał zatruwał powietrze na całe kilometry naokoło. Więźniowie obozu dusili się, a niektórzy tracili przytomność z powodu jadowitego zaduchu za dnia i w nocy. Trzy czwarte mieszkańców Chołmogor nie mogąc tego znieść porzuciło domy. Z całą pewnością rząd radziecki na bieżąco śledził potworności popełniane w Chołmogorach i Pertomińsku. Ponieważ jednak kierownictwo partii komunistycznej miało było zainteresowane bezlitosnym eliminowaniem rzeczywistych lub urojonych przeciwników, umywało ręce. Egzekucje wykonywano nie tylko w Białym Domu, ale i w wielu innych miejscach. Tak więc czekiści wkraczali do baraku i palcem wskazywali ofiary ze słowami: „Odin”, „Dwa”, „Tri”. „Odin” oznaczało, że osadzony będzie rozstrzelany jeszcze tego samego dnia. „Dwa” – że nazajutrz. „Tri” – że jeszcze dzień później. Tak działo się gdy przyjeżdżały nowe konwoje i trzeba było zwolnić miejsce dla nowo przybyłych.

Według miejscowych świadków, w Chołmogorach i Pertominsku zastrzelono dziesięć tysięcy więźniów. Wydaje się to straszne, ale nie ma w tej liczbie nic nadzwyczajnego. Przez trzy lata bowiem, aż do likwidacji, obozy te były głównym więzieniem całej radzieckiej Rosji. Ze wszystkich stron Rosji europejskiej i azjatyckiej zwożono tam konwoje z ofiarami, których czekiści nie chcieli zabić od razu, a mianowicie z tymi, których „amnestionowały” władze lokalne. W Chołmogorach i Pertomińsku oprawcy uciekali się również do innej metody eksterminacji – topienia. Przytoczę kilka przypadków spośród licznych, które znam. W roku 1921 załadowano cztery tysiące oficerów i żołnierzy armii Wrangla na pokład barki i spuszczono ją do ujścia Dźwiny. Tych, którzy umieli pływać, zastrzelono.

 

W 1922 roku kilka kolejnych barek załadowanych więźniami zatopiono w Dźwinie na oczach ludzi. Innych więźniów, w tym wiele kobiet, wysadzono na pewnej wyspie koło Chołmogor i zastrzelono z łodzi, które ich przywiozły. Na tej wyspie masowe mordy trwały długo. Podobnie jak Biały Dom pełna była trupów. Czekiści zabijali tych, którzy przeżyli katorżniczą pracę. Katorżnicy mieli prawo tylko do wzmiankowanej racji żywnościowej, a byli wśród nich starcy i kobiety harujący po dwanaście godzin bez przerwy. Uważali się za szczęściarzy, jeśli na polu znaleźli zgniłego kartofla i pochłaniali go na surowo. Kiedy czekiści zauważyli, że autochtoni – Lapończycy – rzucają chleb więźniom przechodzącym koło ich chat w drodze do pracy, wybierali inny szlak, żeby nieszczęśnicy przemierzali tylko rozległe lasy i mokradła. Jeśli nowo przybyły miał na sobie porządne ubranie, natychmiast go rozstrzeliwano, aby przejąć odzież. Z początkiem lata 1922 roku marynarz z Kronsztadu cudem ocalony od śmierci uciekł z obozu w Chołmogorach. Zdołał przedrzeć się aż do Moskwy, gdzie użył starych kontaktów, aby uzyskać spotkanie z Kalininem we WCIK (Wszechrosyjskim Centalnym Komitecie Wykonawczym).

 

Oznajmił mu: „Zróbcie ze mną, co chcecie, ale zwróćcie uwagę na zbrodnie popełniane w obozach na północy”. Czekiści eksterminowali już 90 proc. katorżników i jaskrawo zamanifestowali swoje „humanitarne nastawienie” . Wtedy WCIK łaskawie zgodził się wysłuchać litanii zbiega. Z końcem lipca komisja pod przewodnictwem niejakiego Feldmana przybyła z Moskwy do Chołmogor na inspekcję78. Rzeczony Feldman nie mógł ukryć przerażenia wobec tego, co ujrzał i usłyszał. Kazał rozstrzelać komendantów obozów i wysłał ich zastępców oraz resztę obsady do Moskwy w celu „dochodzenia”. W końcu wszystkich czekistów ułaskawiono, a następnie mianowano na odpowiedzialne stanowiska w GPU na południu Rosji. Ponieważ Biały Dom z dziesiątkami tysięcy ofiar przeszkadzał Moskwie, Feldman musiał zatrzeć ślady horroru. Kazał wszystko spalić. WCIK upoważnił komisję Feldmana do amnestionowania wszystkich katorżników z obydwu obozów, lecz zwolniono tylko pospolitych kryminalistów. Nie amnestionowano ani jednego kaera. W sierpniu 1922 roku wszyscy kontrrewolucjoniści opuścili Pertomińsk i Chołmogory. Pod solidną eskortą przewieziono ich na Sołówki.

Fragment książki: POCZĄTKI GUŁAGU. Opowieści z Wysp Sołowieckich, Sozerko Malsagow, Nikołaj Kisieliow-Gromow, Wyd. Replika, Poznań 2019. Książkę można nabyć TUTAJ

Dwa wstrząsające świadectwa o źródłach „piekła, jakie bolszewicy zgotowali swoim wrogom”, czyli o powstawaniu „obozu specjalnego przeznaczenia” na Wyspach Sołowieckich.

Pierwsze zredagował w 1925 roku Sozerko Malsagow, jeden z bardzo nielicznych więźniów, którzy zbiegli z „piekielnej wyspy”. Trafił na Wyspy Sołowieckie z trzyletnim wyrokiem. Tam dręczony był przez głód i mróz i zmuszany do ciężkiej, katorżniczej pracy. Ukazuje obóz jako nieludzkie, urągające wszelkim prawom miejsce odosobnienia, z zimą trwającą 260 dni, a latem cuchnącym odorem rozkładających się zwłok.

Świadectwo drugie – zupełnie niepowtarzalne – pochodzi od Nikołaja Kisieliowa-Gromowa, jedynego z wyznaczonych do nadzorowania obozu sołowieckiego czekisty, który zbiegł stamtąd za granicę. Opisuje nieludzki wyzysk i warunki bytowania oraz pracy w łagrze. Relacjonuje bezskuteczne przypadki samookaleczeń, które miały zekom pomóc w unikaniu pracy. Ogrom zbrodni dokonywanej w obozie mającym „przekształcać obywateli” wedle nowej władzy, co oznaczało w rzeczywistości pracę do śmieci, przeraził go.

To na Wyspach Sołowieckich rodził się i wykuwał świat Gułagu, najrozleglejszy system obozów pracy w XX wieku, przez który tylko spośród obywateli radzieckich przeszło od końca lat dwudziestych do połowy lat pięćdziesiątych dwadzieścia milionów ludzi, czyli co szósty dorosły.
Do lektury wspomnień wprowadza obszerny wstęp uznanego historyka i sowietologa Nicolasa Wertha.

Sozerko Artaganowicz Malsagow (1895-1976) – z pochodzenia Ingusz, oficer rosyjski i polski, uczestnik wojny obronnej 1939 roku, pisarz, publicysta i działacz antykomunistyczny.
Nikołaj Kisieliow-Gromow – oficer armii carskiej i Czeki.
Nicolas Werth (ur. 1950) – francuski historyk, sowietolog, badacz komunizmu; współautor Czarnej księgi komunizmu.

Artykuł TYLKO U NAS. Wspomnienia jednego z nielicznych więźniów sowieckich, który zbiegł z Wysp Sołowieckich. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/tylko-u-nas-wspomnienia-jednego-z-nielicznych-wiezniow-sowieckich-ktory-zbiegl-z-wysp-solowieckich-wideo/feed/ 0
Andrzej Brenner trafia do Kosowa, w sam środek „bałkańskiego kotła”. TYLKO U NAS „Smak Wojny” Witolda Gadowskiego. [WIDEO] https://niezlomni.com/andrzej-brenner-trafia-do-kosowa-w-sam-srodek-balkanskiego-kotla-tylko-u-nas-smak-wojny-witolda-gadowskiego-wideo/ https://niezlomni.com/andrzej-brenner-trafia-do-kosowa-w-sam-srodek-balkanskiego-kotla-tylko-u-nas-smak-wojny-witolda-gadowskiego-wideo/#respond Sat, 15 Dec 2018 05:30:43 +0000 https://niezlomni.com/?p=50420

Fabuła powieści Smak wojny rozgrywa się kilka lat przed wydarzeniami znanymi czytelnikom z bestsellerowej Wieży komunistów. Andrzej Brenner, niezależny dziennikarz i awanturnik, jako korespondent wojenny zostaje wysłany wraz ze swoim przyjacielem do Kosowa, gdzie osobiście doświadcza chaosu będącego konsekwencją działań militarnych na południu Europy. Jest świadkiem krwawych starć między Albańczykami i Serbami, a przy tym niespodziewanie wplątuje się w rozprzestrzenioną na całe Bałkany niebezpieczną aferę.

Puste mieszkania są jak płytki oddech, wystarczy go na to, by żyć, i niewiele więcej.
To mieszkanie było puste bardziej niż inne. Nikt nie otwierał w nim okien ani nie przesuwał ubogich sprzętów. Kurz wielomiesięczną warstwą pokrył parapet, poplamiony parkiet, a nawet dwa nieumyte talerze leżące w zlewie.
Mieszkania, w których od dawna nikt nie oddychał, stają się obce dla każdego, kto przekroczy ich próg.
To mieszkanie wyglądało tak, jakby właściciel pozostawił je na pastwę losu. Jakby nagle zniknął albo w pewnym momencie te ciasne pomieszczenia przestały go interesować. Było tak puste, że nawet nie zalęgły się w nim insekty.
Było puste i suche – kaloryfery wciąż grzały w nim jak wściekłe. Tylko ciężkie od kurzu powietrze i głuche pomruki miasta, tłumione nieco przez brudne szyby, sprawiały, że odbijały się w nim blade oznaki życia.

Żelazne łóżko, przypominające te, które zwykle można znaleźć w powiatowych szpitalach, niepasujące do siebie sztućce w kredensie i dawno niemalowane ściany.
To mieszkanie wyglądało tak, jakby kiedyś mieszkał w nim samotny mężczyzna.

Ktoś nie mógł, albo nie chciał, już tu mieszkać, a może tego kogoś już nie było?

Drrrryńńń dryń dryń – coś sprawiało mu ból, niepokoiło, czuł, jak obcy dźwięk wdziera się w jego mózg.
Naraz rozmyły się kontury oświetlonego słońcem budynku, zniknęły zbudowane ze stali i szkła ściany. Budynek stał naprzeciw niego. Dostrzegał go z wysokiego dachu, skąd napawał się widokiem rozedrganej panoramy wielkiego miasta.
Stał na dachu i z lubością wystawiał twarz na smagnięcia ciepłego wiatru.
Aż tu nagle ten podstępny, nieprzewidziany jazgot…
Brenner z trudem uniósł powieki i uderzeniem dłoni uciszył wyjący budzik. Nakrył się kołdrą. Skulił się przy tym tak, aby uniknąć światła, które przez brudne okno wdzierało się do jego pokoju.
Uwielbiał zwijać się w kłębek i leżeć z kolanami podciągniętymi pod brodę. Napełniało go wtedy poczucie spokoju. Czuł, że zwinięty potrafi odgrodzić się od wszystkich problemów.


Naraz z przedpokoju dobiegł go dźwięk domofonu.
Zrezygnowany wyskoczył spod kołdry i kilkoma susami dopadł do skrzeczącego głośnika.
– Andrzej, czekam pod twoim blokiem. Jesteś gotowy? – zniecierpliwiony głos Witka przywrócił go do rzeczywistości.
Spojrzał na stół, na którym stał niewielki, odrapany budzik, i zrozumiał, że najzwyczajniej w świecie zaspał. Piąta trzydzieści – o tej porze mieli razem z Witkiem wyjechać do Nowego Targu.
Pospiesznie odszukał bieliznę i niedbale obandażował kolana. Robił tak już od kilku tygodni, czując, jak kolejne skoki coraz mocniej naruszają mu stawy. Właściwie już dawno powinien był odwiedzić porządnego lekarza.
Szybko włożył luźne, sportowe spodnie i ciepłą polarową kurtkę. W biegu złapał wysokościomierz i ulubioną skórzaną pilotkę, wyłuskał z niej okulary, zamknął drzwi i wciskając stopy w czarne adidasy, pognał schodami w dół. Przeskakiwał po kilka stopni naraz.
Witek czekał na niego przy swoim samochodzie. Niebieski fiat tempra był jedyną wartościową rzeczą, jaką posiadał. Przyjaciel Brennera palił papierosa. Kiedy zobaczył, że z odrapanej klatki schodowej wyłoniła się szczupła postać w pilotce, teatralnym gestem stuknął palcem w zegarek.


– Co, zapomniałeś o naszej randce? Dziesięć minut po czasie. Już mnie nie kochasz? – warknął modulowanym głosem, naśladując sposób mówienia Bogusława Lindy.
Patrząc na jego minę, Andrzej nie mógł powstrzymać uśmiechu. Poza filmowego twardziela zbyt jaskrawo kontrastowała z pogodną, okrągłą twarzą. Zwalista sylwetka przyjaciela wzbudzała sympatię i zaufanie. Brenner często miał ochotę klepnąć go w wiecznie trzęsące się od rechotania brzuszysko.
Wielki jak drwal, prawie dwumetrowy Witek na pewno w niczym nie przypominał neurotycznego Franza Maurera z filmu Psy. Brenner wiedział jednak, że ta chodząca pogodność i gargantuiczny sposób bycia to tylko pozory, które często okazywały się niebezpieczną pułapką. Flegmatyczny i dobroduszny z natury Witek w sytuacji zagrożenia przemieniał się w niesłychanie szybką i sprawną maszynę do walki. Jego sto pięćdziesiąt kilogramów żywej wagi potrafiło poruszać się z dynamiką i zwinnością wprawnego zapaśnika.
– Czołem, niedźwiadku. – Rozbawiony Andrzej klepnął wielkoluda w zarośnięty policzek. – Zerwałeś mnie z łóżka, to teraz za karę będziesz całą drogę prowadził – mruknął, udając głos rozkapryszonej panienki.
– Jak wreszcie nauczysz się powozić czymś, co ma więcej niż dwa koła, to chyba umrę z rozpaczy. – Wielkolud westchnął i wtłoczył swoje cielsko na przednie siedzenie fiata.


Samochód ostrzegawczo zakołysał się i jęknął.
– No to batem go, panie woźnico, i w drogę! – fuknął Brenner.
– Jakoś marnie dziś wyglądasz, drobinko. – Witek zmarszczył brwi, położył wielkie łapska na kierownicy i sprawnie manewrując pomiędzy wiosennymi kałużami, wyjechał na drogę.
Pół godziny później pędzili już zakopianką w stronę Nowego Targu. Na trasie panował jeszcze względny spokój. Dzięki wczesnej porze wyjazdu mieli szansę dotrzeć na miejsce przed siódmą rano.
Na nowotarskim lotnisku umówili się na spotkanie z Andrzejem Palenikiem, szefem „Fabryki Spadochroniarzy”.
To był dzień skoków. Plan lotów przewidywał delikatny rozruch o ósmej rano, potem filiżankę kawy i od dziesiątej pierwsze wyloty. Andrzej i Witek mieli zamiar wykonać trzy skoki.
Planowali poćwiczyć loty w parze, co przy różnicy wagi, jaka dzieliła obu przyjaciół – Brenner, nawet gdy intensywnie ćwiczył, nigdy nie przekraczał wagi osiemdziesięciu kilogramów – wcale nie było łatwe.
Dotychczasowe próby kończyły się zwykle tym, że Brenner jak odważnik pikował w dół, ściągany przez – zachowujące nawet najbardziej klasyczną pozycję „deski” – sto pięćdziesiąt kilogramów przyjaciela.
Długo wymyślali technikę chwytów i lotu, tak aby sprawić, że będą mogli razem swobodnie spadać. Obaj wierzyli w te same magiczne reguły, więc nie ogolili się przed wyjazdem do Nowego Targu.


Witek co chwila rzucał na Brennera badawcze spojrzenie. Od jakiegoś czasu martwił się o przyjaciela – ten stał się melancholijny, nieobecny, a bruzdy pod oczami były wyraźniejsze niż zwykle.
Silnik samochodu mruczał miarowo. Brenner szybko zapadł w drzemkę. Kiedy Witek odrywał wzrok od drogi i spoglądał na jego prawie czterdziestoletnią twarz, widział, jak ten marszczy brwi i nerwowo porusza głową. Wyglądało na to, że spiera się z kimś we śnie. Kilka razy się budził. Nie żartował jednak z ocierającego się prawie o kierownicę brzuszyska, nie próbował nawet, jak zwykle, wmotać Witka w kolejną, wymyśloną przez siebie, historię romansową.
– No a ta… – tu padało zwykle imię kolejnej dziewczyny, na którą aktualnie zwrócona była uwaga kompana. – Ostatnio tylko o tobie mówi – kusił i nieodmiennie wciągał Witka w krąg sercowych wynurzeń.
Czynił tak wiele razy i zawsze udawało mu się wprowadzić go w stan duchowej nieważkości. Twarz mu kraśniała i zasypywał Brennera dziesiątkami pytań, dotyczących okoliczności, w jakich miały paść przychylne dla niego słowa.


Wyglądało na to, że pomimo wielokrotnych wpadek Witek wciąż z łatwością dawał się przenosić w krainę własnych marzeń o kobietach i prawdziwej miłości. Skłonność do bujania w obłokach i słodkiego rozmyślania o prawdziwym, platonicznym uczuciu, której ulegał Witek, stała się nawet tematem wielu środowiskowych anegdot.
Tym razem Brenner nie miał jednak najmniejszej ochoty na przekomarzania.
Półtorej godziny jazdy do Nowego Targu minęło im więc w ciszy. Wewnątrz samochodu słychać było jedynie urywane chrapnięcia i świszczenie drzemiącego Brennera. Jego oddech budził podejrzenie o rozwijające się schorzenia o podłożu astmatycznym. Ciężki, często chrapliwy odgłos sprawiał wrażenie, jakby oddychanie było nieustanną, ciężką
walką.
Przypadłość ta miała jednak prozaiczną przyczynę. Była wynikiem kilku bijatyk, po których Brennerowi pozostał wielokrotnie złamany nos. Nie był to jednak płaski, bokserski nochal. Zachował swój wyrazisty, lekko garbaty kontur – prawdziwe spustoszenie kryło się jednak pod niewinnie wyglądającą powłoką. Nastąpiło tam skomplikowane pokręcenie korytarzy, którymi z trudem przeciskało się
powietrze.
Dawno powinien to zoperować, ale kto by mu kazał iść do lekarza – pomyślał Witek i skierował samochód w stronę murawy okalającej nowotarskie lotnisko. (…)

Fragment pierwszego rozdziału książki Witolda Gadowskiego Smak Wojny, Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ

Smak wojny to uderzająco prawdziwa, pełna przemocy, ale również poruszająca powieść, od której nie sposób się oderwać.
Fabuła powieści Smak wojny rozgrywa się kilka lat przed wydarzeniami znanymi czytelnikom z bestsellerowej Wieży komunistów. Tym razem Andrzej Brenner, niezależny dziennikarz i awanturnik, jako korespondent wojenny zostaje wysłany wraz ze swoim przyjacielem do Kosowa, gdzie osobiście doświadcza chaosu będącego konsekwencją działań militarnych na południu Europy. Jest świadkiem krwawych starć między Albańczykami i Serbami, a przy tym niespodziewanie wplątuje się w rozprzestrzenioną na całe Bałkany niebezpieczną aferę. Jego dziennikarski zmysł pcha go coraz głębiej w rzeczywistość, którą rządzą krwawe porachunki i handel bronią, a jednocześnie pozwala mu poznać wojnę z perspektywy pojedynczego człowieka, który próbuje odnaleźć swoje miejsce w opisywanym konflikcie.
Wśród wystrzałów i wybuchów, cierpienia i śmierci – Brenner ma również szansę odnaleźć miłość. Piękna Serbka Vesna okazuje się promieniem słońca w tym ogarniętym ciemnością świecie.

Kołysanka Vesny, słowa Witold Gadowski:

Artykuł Andrzej Brenner trafia do Kosowa, w sam środek „bałkańskiego kotła”. TYLKO U NAS „Smak Wojny” Witolda Gadowskiego. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/andrzej-brenner-trafia-do-kosowa-w-sam-srodek-balkanskiego-kotla-tylko-u-nas-smak-wojny-witolda-gadowskiego-wideo/feed/ 0
„Bracia krwi”. Budapeszt: Tak Węgrzy i Polacy świętowali 60 rocznicę węgierskiego powstania [FOTO, WIDEO] https://niezlomni.com/budapeszt-wegrzy-polacy-swietowali-60-rocznice-wegierskiego-powstania-foto-wideo/ https://niezlomni.com/budapeszt-wegrzy-polacy-swietowali-60-rocznice-wegierskiego-powstania-foto-wideo/#respond Fri, 04 Nov 2016 16:48:47 +0000 http://niezlomni.com/?p=33202

W 60 rocznicę wybuchu węgierskiej rewolucji w Budapeszcie odbyły się uroczystości rocznicowe. Nie zabrakło licznych polskich akcentów.

W sobotę (22.10) odbył się marsz – demonstracja przeszła od politechniki, gdzie 22 października 1956 r. odbyło się wielkie zgromadzenie studentów, domagających się opuszczenia kraju przez Sowietów, do placu Józefa Bema. Natomiast w niedzielę (23.10) prezydent Andrzej Duda spotkał się pod pomnikiem Józefa Bema z Polonią Węgierską, a później przemawiał na placu pod parlamentem (video).

Rewolucja przeciwko Sowietom wybuchła 23 października 1956 r. 4 listopada na ulice Budapesztu wjechały sowieckie czołgi, które utopiły węgierskie powstanie we krwi.

Polacy wsparli węgierską walkę, w całym kraju odbywały się liczne zbiórki krwi i darów. Wartość polskiej pomocy dla powstańców węgierskich była większa niż pomoc amerykańska.

[caption id="attachment_33248" align="aligncenter" width="960"]"Bracia krwi. Ojczulek Bem i lud Kossuta. Idźmy razem, ramię w ramię", fot. MD/niezlomni.com "Bracia krwi. Ojczulek Bem i lud Kossuta. Idźmy razem, ramię w ramię", fot. MD/niezlomni.com[/caption]

 

 

 

[caption id="attachment_33245" align="aligncenter" width="1024"]Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

https://www.youtube.com/watch?v=BHzl6_zpbOw

[caption id="attachment_33247" align="alignleft" width="576"]Węgier z Siedmiogrodu, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Węgier z Siedmiogrodu, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33246" align="alignleft" width="576"]Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33243" align="aligncenter" width="1024"]Prezydent Andrzej Duda przemawia pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Prezydent Andrzej Duda przemawia pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33235" align="aligncenter" width="1024"]Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33236" align="aligncenter" width="1024"]Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33236" align="aligncenter" width="1024"]Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33237" align="aligncenter" width="1024"]Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

20161023_123722

[caption id="attachment_33240" align="aligncenter" width="1024"]Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33241" align="aligncenter" width="576"]Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33242" align="aligncenter" width="1024"]Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33231" align="aligncenter" width="1024"]Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33232" align="aligncenter" width="576"]Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33233" align="aligncenter" width="1024"]Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33234" align="aligncenter" width="1024"]Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Pod pomnikiem Bema, Budapeszt, 23.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33230" align="aligncenter" width="768"]Pomnik Bema, Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Pomnik Bema, Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33229" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33219" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33220" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33220" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33221" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33222" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33223" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33224" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33225" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33218" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33227" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33228" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

 

[caption id="attachment_33209" align="aligncenter" width="1024"]Uczestnik walk z 1956 r., Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Uczestnik walk z 1956 r., Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33210" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33211" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com.[/caption]

[caption id="attachment_33212" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33213" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33214" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33216" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33203" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33204" align="aligncenter" width="1024"]Wzgórze Gellerta, Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Wzgórze Gellerta, Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

 

[caption id="attachment_33205" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33206" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

[caption id="attachment_33208" align="aligncenter" width="1024"]Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com Budapeszt, 22.10.2016 r., fot. Niezlomni.com[/caption]

Artykuł „Bracia krwi”. Budapeszt: Tak Węgrzy i Polacy świętowali 60 rocznicę węgierskiego powstania [FOTO, WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/budapeszt-wegrzy-polacy-swietowali-60-rocznice-wegierskiego-powstania-foto-wideo/feed/ 0
„1956 Polska – Węgry. Historia i Pamięć”. Wystawa węgierskiego i polskiego IPN w Budapeszcie [FOTO] https://niezlomni.com/1956-polska-wegry-historia-pamiec-wystawa-wegierskiego-polskiego-ipn-budapeszcie-foto/ https://niezlomni.com/1956-polska-wegry-historia-pamiec-wystawa-wegierskiego-polskiego-ipn-budapeszcie-foto/#respond Wed, 26 Oct 2016 14:52:37 +0000 http://niezlomni.com/?p=32951

W 60 rocznicę węgierskiego powstania na jednym ze skwerów w centrum Budapesztu stanęła węgiersko-polsko wystawa.

Celem wystawy jest przybliżenie wypadków z 1956 roku w Polsce i na Węgrzech oraz ukazanie uniwersalnego dążenia do wolności ludzi żyjących w systemie komunistycznym.

20161023_093350

20161023_093351

20161023_093406

20161023_093422

20161023_093441

20161023_093524

20161023_093535

20161023_093546

20161023_093549

20161023_093600

20161023_093610

20161023_093618

20161023_093628

20161023_093644

20161023_093650

20161023_093659

20161023_093716

Wystawa „1956: Polska – Węgry. Historia i pamięć” została przygotowywana równolegle w wersji polsko-angielskiej (na potrzeby prezentacji w Polsce) i w węgiersko-angielskiej (na potrzeby prezentacji na Węgrzech). Jest jednym w z elementów wspólnych działań Instytutu Pamięci Narodowej, Komitetu Pamięci Narodowej i Węgierskiego Instytutu Kultury w Warszawie, realizowanych w związku z przypadającą w tym roku 60. rocznicą wydarzeń 1956 roku w Polsce i na Węgrzech.

Główny przekaz podporządkowany jest idei walki o wolność i prawdę oraz solidarności między narodem polskim i węgierskim, niezależnej od dekretowanej odgórnie przyjaźni. Celem jest przybliżenie wypadków z 1956 roku w Polsce i na Węgrzech oraz ukazanie uniwersalnego dążenia do wolności ludzi żyjących w systemie komunistycznym. Jest to również okazja do pokazania losów dwóch narodów, które, mimo różnej historii w czasie II wojny światowej, znalazły się po tej samej stronie żelaznej kurtyny, oraz losów ludzi, którzy mimo trudnej sytuacji umieli walczyć o wolność, nieść sobie wzajemnie pomoc i dawać wsparcie. Równolegle w przekazie jest akcentowany polski wymiar roku 1956.

http://warszawa.ipn.gov.pl/waw/aktualnosci/36411,Oprowadzanie-po-wystawie-plenerowej-1956-Polska-Wegry-Historia-i-Pamiec-polaczon.html

Wspomnienia gen. Lajosa Martona, uczestnika węgierskiego powstania 1956 r. przeczytasz TUTAJ.

„Naprzód chłopcy z Budy! Naprzód chłopcy z Pesztu! Naprzód wszyscy, których Ojczyzna wzywa” [WIDEO]

Fot. Niezlomni.com

Artykuł „1956 Polska – Węgry. Historia i Pamięć”. Wystawa węgierskiego i polskiego IPN w Budapeszcie [FOTO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/1956-polska-wegry-historia-pamiec-wystawa-wegierskiego-polskiego-ipn-budapeszcie-foto/feed/ 0