Polska Ludowa – rocznice – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Polska Ludowa – rocznice – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 11 stycznia 1946 UPA zaatakowała polską wioskę Cisna. Okrucieństwo mordów przywołało najgorsze wspomnienia… https://niezlomni.com/11-stycznia-1946-upa-zaatakowala-polska-wioske-cisna-okrucienstwo-mordow-przywolalo-najgorsze-wspomnienia/ https://niezlomni.com/11-stycznia-1946-upa-zaatakowala-polska-wioske-cisna-okrucienstwo-mordow-przywolalo-najgorsze-wspomnienia/#respond Fri, 12 Jan 2018 18:00:58 +0000 https://niezlomni.com/?p=45995

„Losy ludzkie są kręte jak drogi i ścieżki w Bieszczadach, zawsze jednak los człowieka zależy od drugiego człowieka”- pisał Jan Gerhard. Cytat ten doskonale ilustruje tragiczne wydarzenia, jakich przyszło doświadczyć mieszkańcom małej bieszczadzkiej wioski...

Cisna to przepięknie położona miejscowość w Bieszczadach. Malowniczo położona w dolinie Solinki, ze wszystkich stron otoczona wysokimi szczytami zwanymi „ciśniańskimi”: od południa wnoszą się nad nią Rożki i masyw Jasła, od wschodu grzbiet Ryczego Wołu, od północy Horb, Łopiennik i Łopieninka, na północnym zachodzie rozciąga się Hon i masyw Wysokiego Działu, stanowiący dawną granicę etniczną między Łemkami i Bojkami. Miejscowość należała niegdyś do Lubomirskich, a następnie do Fredrów. Aleksander Fredro (1793-1876) tak opisał Cisnę w pamiętniku:

„[…] leży w nieco obszernej kotlinie, folwark, cerkiew, karczma, dalej młynek i tartak ożywiają tę górską wioskę więcej niż wiele innych.”

[caption id="attachment_864" align="aligncenter" width="550"]Oddział UPA, 1946 r. Oddział UPA, 1946 r.[/caption]

Obecnie Cisna posiada status uzdrowiska i miejscowości wypoczynkowej, a przebywając tu trudno się zorientować, jak tragiczną i bolesną historię skrywa ta przepiękna miejscowość.

W okresie międzywojnia Cisna była ludną i zasobną wsią, przyciągającą letników. Niestety wojna i wydarzenia, jakie po niej nastąpiły, wyniszczyły ją i wykrwawiły. Mowa o walkach z nacjonalistami ukraińskimi z OUN-UPA, które przetoczyły się przez Bieszczady w ramach bezwzględnej i zaplanowanej depolonizacji Wołynia i Małopolski Wschodniej i zbrodniach z nimi powiązanych, które zostały zakwalifikowane przez prokuratorów z Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN jako ludobójstwo.

Pierwsza sotnia UPA pojawiła się w Cisnej latem 1944 roku i szybko dała odczuć mieszkańcom, z czym będą mieli do czynienia. Dwóch gospodarzy wyprowadzono do lasu jako podejrzanych o niechętny stosunek do Ukraińców i od tamtej pory nikt ich żywych nie zobaczył, po dłuższym czasie w lesie odnaleziono ich zmasakrowane zwłoki. W październiku 1944 ustanowiono w Cisnej posterunek MO. Służyli w nim doświadczeni ludzie, partyzanci, znający metody banderowców. W jednej z ich relacji czytamy:

„Po wycofaniu się wojsk niemieckich i wkroczeniu Armii Radzieckiej, w rejonie Cisnej zaczęły się organizować oddziały UPA, znajdując oparcie w miejscowej ludności ukraińskiej. Informowano nas o prowadzonej rekrutacji do UPA, o gromadzeniu broni, o przygotowywaniu napadu na nasz posterunek. [...] na jednym ze słupów telefonicznych, około 3 km od Cisnej, bandyci umieścili tablicę ostrzegającą, że Polakom wolno dochodzić tylko do tej granicy. Za jej przekroczenie grozi śmierć.”

11 stycznia 1946 roku miało tu miejsce wydarzenie, które obecnie upamiętnia pomnik znajdujący się na wzgórzu Betlejemka (zwanym również Kamionką). Pomnik wystawiono „Poległym w walce o utrwalanie władzy ludowej”, którzy w tym dniu odpierali ataki bandytów z UPA. Wokół pomnika zrekonstruowano drewniano – ziemne umocnienia, w których polska załoga Cisnej odpierała ataki Ukraińców.

[caption id="attachment_862" align="aligncenter" width="1024"]Pomnik "Poległym w walce o utrwalanie władzy ludowej" Pomnik "Poległym w walce o utrwalanie władzy ludowej" / fot. Wikipedia[/caption]

Upowcy najpierw podpalili szkołę i urząd gminy, następnie dwór oraz 8 polskich gospodarstw. Żywcem spłonęła 4-osobowa rodzina. Od wybuchu wrzuconego do domu granatu zginęła rodzina - matka i troje dzieci, najstarsze w wieku 12 lat. Zginęli trzej przedwojenni policjanci, upowcy bestialsko zamordowali ich masakrując ciała (obdzierając ze skóry, obcinając języki, uszy, genitalia), następnie wrzucili w ogień. Zginęło także kilku członków straży wiejskiej, zamienionej potem na ORMO. Posterunku broniło 9 milicjantów oraz 15 członków straży wiejskiej. W obronie dużą rolę odegrały miny, które obrońcy detonowali za pomocą rozciągniętych drutów. Po 10 godzinach walki upowcy odstąpili od oblężenia i uciekli w lasy, zabierając 27 zabitych. Bandyci nie wiedzieli, że obrońcom skończyła się amunicja i mogli utrzymać posterunek jeszcze najwyżej godzinę lub dwie.

Od wiosny 1946 r. w Cisnej stacjonowała konna grupa manewrowa Wojsk Ochrony Pogranicza. Po wysiedleniach ludności ukraińskiej w ramach akcji „Wisła” we wsi zostało 30 polskich rodzin.

źródło: Muzeum Wojska w Białymstoku / własne / fot. Wikipedia

Artykuł 11 stycznia 1946 UPA zaatakowała polską wioskę Cisna. Okrucieństwo mordów przywołało najgorsze wspomnienia… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/11-stycznia-1946-upa-zaatakowala-polska-wioske-cisna-okrucienstwo-mordow-przywolalo-najgorsze-wspomnienia/feed/ 0
9 października 1962 r. masakra na defiladzie, o której prawda była ukrywana przed Polakami. ,,Na gąsienicy było rozmiażdżone, dosłownie rozmiażdżone, dziecko…” https://niezlomni.com/9-pazdziernika-1962-r-masakra-defiladzie-o-ktorej-prawda-byla-ukrywana-polakami-gasienicy-bylo-rozmiazdzone-doslownie-rozmiazdzone-dziecko/ https://niezlomni.com/9-pazdziernika-1962-r-masakra-defiladzie-o-ktorej-prawda-byla-ukrywana-polakami-gasienicy-bylo-rozmiazdzone-doslownie-rozmiazdzone-dziecko/#respond Mon, 16 Oct 2017 15:35:24 +0000 http://niezlomni.com/?p=43881

55 lata temu, 9 października 1962 r., podczas defilady wojsk Układu Warszawskiego w Szczecinie wydarzył się śmiertelny wypadek. Polski czołg typu T-54A, nad którym załoga straciła panowanie, wjechał w tłum widzów, zabijając na miejscu co najmniej siedem osób, głównie dzieci, i raniąc 21 osób.

I. Układ Warszawski pręży muskuły

Początek lat 60-tych XX w. był b. niespokojnym okresem, w którym doszło do nasilenia napięcia między ZSRS i blokiem wschodnim, a Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami. 1 maja 1960 r. nad Swierdłowskiem w ZSRS został zestrzelony amerykański samolot zwiadowczy Lockheed U-2, co doprowadziło do przerwania trwającego od kilku lat odprężenia pomiędzy mocarstwami. Rok 1961 r. przyniósł kolejne wydarzenia: nieudaną inwazję w Zatoce Świń na Kubie, która w założeniu miała doprowadzić do obalenia rządów komunistycznych na na wyspie, oraz kryzys wokół Berlina Zachodniego. W 1962 r. tzw. kryzys rakietowy na Kubie o mało nie doprowadził do wybuchu III Wojny Światowej. Na świecie rosło napięcie, powszechne stały się demonstracje siły z obu stron.

Na przełomie września i października 1962 r. wojska Układu Warszawskiego odbyły wspólne manewry wszystkich rodzajów broni o kryptonimie Gryf Pomorski/Odra na pograniczu Polski i NRD oraz na Morzu Bałtyckim. Ich zwieńczeniem miała być wielka wspólna defilada wojsk ZSRS, NRD i PRL w Szczecinie, przy której mieli być obecni m.in. I sekretarz PZPR Władysław Gomułka, minister spraw wojskowych Marian Spychalski oraz marszałek ZSRS i naczelny dowódca sił zbrojnych Układu Warszawskiego Andriej Grieczko, a także goście z ZSRS i innych krajów komunistycznych. Defiladę obserwowały tłumy mieszkańców miasta, ustawionych wzdłuż trasy przejazdu wojsk biegnącej między innymi przez Plac Lenina i Aleję Piastów. Wśród widzów znajdowali się także uczniowie szczecińskich szkół wysłani na defiladę, by witać żołnierzy sprzymierzonych armii kwiatami. Uczniów zwolniono ze szkół pod warunkiem, że następnego dnia przyniosą wypracowania opisujące przebieg defilady.

W defiladzie brały udział piechota, broń pancerna, artyleria, wojska rakietowe i inżynieryjne. Na Odrze pojawiły się jednostki pływające marynarki wojennej, a nad miastem przelatywały w szyku samoloty i śmigłowce.

Jak wspominają świadkowie, podczas defilady zawiodła całkowicie organizacja. Sama parada przypominała wyścigi, sowieckie i wschodnioniemieckie czołgi i pojazdy opancerzone jechały ulicami z ogromną prędkością. Jednocześnie władze porządkowe niedostatecznie zabezpieczyły ulice i tłumy gapiów wyległy na jezdnię i nadmiernie zbliżyły się do pojazdów wojskowych.

Po jednostkach ZSRS i NRD ulicami miały przejechać jednostki polskie, w tym pojazdy 1. Kompanii Czołgów 23. Pułku Czołgów Średnich 5. Dywizji Pancernej w Słubicach. Załogi polskich czołgów były popędzane przez dowódców. Tymczasem 1. KCz była jednostką sił szybkiego reagowania, przygotowaną do natychmiastowego wejścia do walki w razie wybuchu wojny. Jej żołnierze byli szkoleni do klasycznej walki w terenie, natomiast nie do jazdy po ulicach miasta. Przed defiladą nie odbyli też żadnych próbnych przejazdów po jej planowanej trasie.

II. Tragedia

[caption id="attachment_43882" align="alignright" width="443"] Feralny czołg nr 0165 i jego załoga (na wieży). Drugi od lewej dowódca Bronisław Bieniarz. Domena publiczna.[/caption]

Kolumnę zamykał czołg typu T-54A o numerze taktycznym 0165 dowodzony przez pchor. Bronisława Bieniarza. Ponaglani rozkazami dowódcy pułku płk. Wojnara, pancerniacy przyspieszają, czołg jedzie ulicą z prędkością ok. 30 km/h zamiast planowanych 20. Na pełnej prędkości kolumna pojazdów skręciła z ul. Jagiellońskiej w Al. Piastów, skąd już niedaleko było do trybuny honorowej na Placu Kościuszki. W tym czasie służby porządkowe całkowicie utraciły panowanie nad tłumami widzów, którzy zapchali chodniki, a część z nich wyległa na jezdnię.

Nagle jadący z tyłu pędzącej kolumny czołg nr 0165 wpadł w poślizg na biegnących w poprzek ulicy torach tramwajowych. Dowódca nakazał kierowcy-mechanikowi zatrzymanie czołgu, st. szer. Karol Gieliszkiewicz usiłował hamować. W tłumie na chodniku wybuchła panika, ludzie zaczęli się nawzajem przepychać i tratować. Ważącym 34 tony pojazdem zarzuciło w lewą stronę, czołg w sposób niekontrolowany przejechał skosem 150-200 m wjeżdżając w tłum gapiów, na samym końcu spadła z niego lewa gąsienica.

Skutki wypadku były tragiczne. Czołg dosłownie rozjechał gromadę ludzi, w większości dzieci, spadająca gąsienica dopełniła masakry. Dowódca po zatrzymaniu pojazdu nakazał jego wycofanie – na gąsienicach i pod nimi odnaleziono co najmniej kilka zmasakrowanych ciał lub ich resztek, pourywane kończyny, ślady krwi, elementy ubrań…

Po latach naoczni świadkowie wspominali:

„W momencie, gdy to się stało, znalazłem się pomiędzy gąsienicami. Zrobiło się ciemno i straciłem przytomność. Czołg najechał bratu na miednicę. Moja mama w jednym momencie mogła stracić dwóch synów”.

„Leżąc, otworzyłam oczy. Widziałam gąsienice. Miałam głowę między krawężnikiem a gąsienicą. Pomyślałam sobie, że teraz mnie przejedzie. A on się cofał i zobaczyłam niebo”.

„Na gąsienicy było rozmiażdżone, dosłownie rozmiażdżone, dziecko. Poznałam, że to jest mój uczeń, ponieważ miał charakterystyczne bardzo ubranie, a mianowicie spodenki w bardzo jaskrawych kolorach”.

„Zobaczyłam, że leżą dzieci, dorosłe osoby, a wśród nich mój brat”.
„Ja tylko zobaczyłam bucik mojego brata. Brązowy bucik”.

Tłum początkowo próbował zlinczować załogę czołgu, ta jednak zamknęła włazy. Wkrótce na miejscu pojawił się oddział WSW, który przejął kontrolę nad miejscem zdarzenia. Przybył także prokurator wojskowy, który domagał się przerwania defilady. Ta faktycznie wkrótce się zakończyła, a dostojnicy w pośpiechu opuścili Szczecin.

W wypadku zginęło co najmniej kilkoro dzieci, ciężko rannych zostało około dwudziestu osób, a drugie tyle poturbowano w zamieszaniu, które powstało na miejscu. W pierwszych godzinach po defiladzie nie udzielano jednak żadnych informacji. Lekarze bali się rozmawiać z rodzinami zabitych i rannych, które nie wiedziały nic o losie swoich bliskich. Później, wśród wymienionych z imienia i nazwiska ofiar znalazło się siedmioro dzieci, w wieku od 6 do 12 lat. Byli także ciężko ranni dorośli. Jeden z mężczyzn trafił do szpitala ze zmiażdżoną nogą i jądrami. Urazy czaszek, połamane miednice i kończyny to najczęstsze obrażenia, z którymi musieli się zmierzyć szczecińscy lekarze. Karetki przywoziły także pourywane nogi i ręce. Z braku informacji niedługo po wypadku wśród mieszkańców miasta pojawiły się plotki, że masakry dokonała załoga sowieckiego czołgu.

III. Następstwa i próby tuszowania

Władze cywilne i wojskowe, jak również Służba Bezpieczeństwa natychmiast rozpoczęły działania mające nie dopuścić do rozpowszechnienia się informacji o wypadku. Całkowicie kontrolowana przez władze prasa następnego dnia zamieszczała niemal wyłącznie propagandowe relacje ze „wspaniałej defilady”, jedynie w Głosie Szczecińskim ukazał się komunikat następującej treści:

„Z głębokim bólem i żalem donosimy, że w dniu wczorajszym – w czasie przejazdu polskiej jednostki zmechanizowanej przez nasze miasto w pobliżu skrzyżowania ulic Jagiellońskiej i Piastów – zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. W wyniku doznanych obrażeń zmarło sześć osób, w tym pięcioro dzieci. Jednocześnie z przykrością stwierdzamy, iż mimo wielu apeli, w których proszono o zachowanie zdyscyplinowania na trasie przemarszu wojsk, część mieszkańców Szczecina nie wykazała właściwej postawy. Szczególnie przykrym jest fakt, iż wielu rodziców pozostawiło swoje dzieci bez właściwej opieki. W celu szczegółowego ustalenia przyczyn wypadku powołana została specjalna komisja.”

Funkcjonariusze MO, SB i WSW wkroczyli także do placówek medycznych i zakładów pogrzebowych. Jak ustalono w toku dochodzenia prowadzonego przez Instytut Pamięci Narodowej w latach 90-tych oraz dwa niezależne śledztwa dziennikarskie, z księgi oddziałowej chirurgii dziecięcej szpitala klinicznego nr 1 w Szczecinie wyrwane zostały strony z informacjami dotyczącymi 30 małych pacjentów przyjętych pomiędzy 7 a 13 października 1962 r. W archiwum lecznicy brakuje dokumentów historii choroby z 1962 r. Z kolei z Archiwum Państwowego w Szczecinie zginęły protokoły posiedzeń prezydium z niemal całego ostatniego kwartału 1962 r., podczas których podnoszona była kwestia odszkodowań.

Osobne postępowanie prowadziła Prokuratura Wojskowa, która przesłuchała rodziny ofiar oraz żyjących rannych, a także świadków wypadku. Szybko wypłacono odszkodowania „za wypadek drogowy”: po 30 tys. zł bliskim ofiar śmiertelnych i od kilku do kilkunastu tysięcy rodzinom rannych. W zamian musieli oni podpisać specjalne oświadczenie, w którym zrzekli się wszelkich pretensji i roszczeń. Pogrzeby ofiar – dzieci – odbywały się po cichu i bez rozgłosu, pod nadzorem funkcjonariuszy SB i WSW.

Śledztwo prowadzone przez Naczelną Prokuraturę Wojskową odbywało się za zamkniętymi drzwiami, a opinia publiczna nie była informowana o jego wynikach. Według zachowanej notatki sporządzonej przez wiceprokuratora w czołgach biorących udział w defiladzie nie stwierdzono żadnych usterek, a prowadzący pojazd, który wpadł w poślizg, miał wszelkie wymagane kwalifikacje i dobrą opinię. Prokuratorzy nie znaleźli przyczyny, dla której czołg zjechał z „właściwej osi marszu”. Podejrzewano, że stało się to „na skutek zaciągnięcia przez kierowcę lewego drążka kierowniczego w I poziomie, co mogło spowodować raptowny skręt czołgu w lewo i dalsze poruszanie się jego na lewo w skos”. Podkreślano, że trasa przejazdu poza okolicami trybuny honorowej nie była zabezpieczona, zaś w miejscu, w którym nastąpił wypadek, publiczność weszła na ulicę, zwężając tym samym jezdnię do około 7-8 metrów. Stwierdzono, że „nakazana szybkość jazdy czołgów nie była przestrzegana”.

Śledczy ustalili także, że przed defiladą dokładnie sprawdzono stan wszystkich pojazdów, zaś poprzedniego dnia kierowcy-mechanicy czołgów zostali przewiezieni dokładnie wytyczoną trasą, by mogli ją dobrze poznać. Nie było jednak próbnego przejazdu samych czołgów, a mechanicy nie byli przygotowani do ich prowadzenia po ulicach. Nieskutecznie odgrodzono tłum od jezdni, a ludzie nie słuchali milicjantów każących im się cofnąć. Mimo to ostatecznie uznano, że nie popełniono błędów w organizacji widowiska. Kierowca feralnego pojazdu został uniewinniony, ponieważ nie zjechał z drogi – zatrzymał się około 20 centymetrów od krawężnika. W istocie mało kto przejmował się losem żołnierzy – ich uniewinnienie de facto oznaczało zdjęcie odpowiedzialności z dowództwa.

Ostatecznie 9 marca 1963 r. prokuratura Śląskiego Okręgu Wojskowego umorzyła śledztwo. Jego dokumentacja niemal w całości została zniszczona w Toruniu w czasie Stanu Wojennego w 1982 r., zachowała się jedynie cytowana powyżej notatka.

Załoga czołgu została teoretycznie oczyszczona z wszelkich zarzutów. Jednak dowódca załogi, pchor. Bronisław Broniarz został przydzielony na stanowisko sanitariusza w Plutonie Ratownictwa Ogólnego w Rzepinie. Kierowca-mechanik st. szer. Karol Gieliszkiewicz załamał się psychicznie po wypadku (świadkowie wspominają, że bezpośrednio po nim wyszedł z czołgu i klęczał na ulicy płacząc), zmarł kilka lat później w wyniku nowotworu (wg innej wersji zginął w wypadku samochodowym).

W latach 90-tych XX w. historią wypadku zaczęli zajmować się dziennikarze. W 1993 r. pojawił się pierwszy nieocenzurowany artykuł w kwartalniku Morze i Ziemia. W 1996 r. powstał film dokumentalny dziennikarki Iwony Bartólewskiej pt. „…I wjechał czołg”, zawierający wywiady ze świadkami i żyjącymi ofiarami tragedii. Osobne śledztwo prowadził także red. Wojciech Tochman z Gazety Wyborczej.

Działania te umożliwiły ustalenie listy siedmiu ofiar katastrofy. Ich nazwiska zostały upamiętnione na specjalnej tablicy wmurowanej na ścianie Szkoły nr 1 przy Alei Piastów, koło której zdarzył się wypadek:

Bogumiła Florczak, lat 8
Leszek Kolczyński, lat 9
Ryszard Krawczyński, lat 7
Henryk Sikuciński, lat 6
Ryszard Stachura, lat 9
Fryderyk Zawiślak, lat 12
Marian Zdanowicz, lat 10.

[caption id="attachment_43886" align="alignleft" width="311"]Wzmianka w Głosie Szczecińskim z 10 października 1962 r., będąca jedynym śladem wypadku na defiladzie w prasie. Wzmianka w Głosie Szczecińskim z 10 października 1962 r., będąca jedynym śladem wypadku na defiladzie w prasie.[/caption]

Wiele wskazuje jednak, że powyższa lista jest mocno niekompletna. Według zeznań świadków ujawnionych podczas śledztwa w latach 90-tych, zginąć miały jeszcze co najmniej trzy osoby: 9-letni Leszek Lipiński, który zmarł na stole operacyjnym, oraz dwoje dorosłych: mężczyzna i starsza kobieta, którzy zmarli w szpitalu.

Według zeznań osób mieszkających wówczas w Szczecinie pod gąsienicą czołgu miała zginąć czwórka rodzeństwa. Ich matka w wyniku wypadku postradała zmysły i została w tajemnicy wywieziona, a funkcjonariusze SB b. dokładnie przesłuchali jej sąsiadów i rodzinę, zabraniając rozmów na temat jej i jej tragicznie zmarłych dzieci.

Traf chciał, że tego samego dnia którego wydarzył się wypadek na defiladzie w Szczecinie, 9 października 1962 r., miała miejsce katastrofa kolejowa w Moszczenicy k. Piotrkowa Trybunalskiego. Tego dnia, ok. godz. 21, kilka minut po opuszczeniu Piotrkowa Trybunalskiego, a kilkaset metrów za wsią Jarosty, trzy ostatnie wagony pociągu pośpiesznego relacji Gliwice-Warszawa odczepiły się od całego składu i wypadły z torów blokując tym samym równoległy tor. Oprócz oderwanej części, kilka końcowych wagonów było również wykolejonych. Kilkanaście minut później nadjechał na pełnej prędkości pociąg pośpieszny relacji Warszawa-Budapeszt. Kolejarze usiłowali zatrzymać skład, jednak ze względu na warunki atmosferyczne (panowała gęsta mgła) próby nie powiodły się. Pociąg uderzył w oderwaną cześć składu stojącą na jego torze. Siła zderzenia była tak duża, że wielotonowe wagony spiętrzyły się na wysokość kilku pięter, a metalowe fragmenty zostały porozrzucane w promieniu stu metrów.

[caption id="attachment_43883" align="alignright" width="395"] Na zdjęciu: miejsce katastrofy kolejowej w Moszczenicy, która miała miejsce w tym samym dniu, co wypadek na defiladzie wojsk Układu Warszawskiego w Szczecinie. Władze PRL wykorzystały zdarzenie do odwrócenia uwagi od kompromitującej masakry podczas pokazów wojskowych.[/caption]

W katastrofie, wg. oficjalnych danych, miało zginąć 34 osoby, a 67 zostało rannych. Jednak ustalenia te są niewiarygodne wobec zeznań świadków, z których wynika, że zabitych mogło być nawet 160 osób.

Katastrofa kolejowa stała się tematem nr 1 w ówczesnych mediach, co może budzić zdziwienie, gdyż do tej pory wydarzenia tego typu w PRL tuszowano i przemilczano, jak np. katastrofę pod Nowym Dworem Mazowieckim (22 października 1949 r., ok. 200 ofiar) oraz pod Rzepinem (9 lutego 1952 r., ok. 150 osób). W tym przypadku władze komunistyczne potraktowały katastrofę kolejową jako mniej kompromitującą od wypadku na defiladzie wojsk Układu Warszawskiego i wykorzystały ją do odwrócenia uwagi.

Maciej Orzeszko / Blogpublika

Artykuł 9 października 1962 r. masakra na defiladzie, o której prawda była ukrywana przed Polakami. ,,Na gąsienicy było rozmiażdżone, dosłownie rozmiażdżone, dziecko…” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/9-pazdziernika-1962-r-masakra-defiladzie-o-ktorej-prawda-byla-ukrywana-polakami-gasienicy-bylo-rozmiazdzone-doslownie-rozmiazdzone-dziecko/feed/ 0
7 sierpnia 1952 to czarna karta w historii Polski. ,,Kto tego nie przeżył, ten nigdy nie jest w stanie zrozumieć i uwierzyć, jakie tortury stosowano wobec osób, które już nigdy nie przemówią…” https://niezlomni.com/7-sierpnia-1952-to-czarna-karta-w-historii-polski-kto-tego-nie-przezyl-ten-nigdy-nie-jest-w-stanie-zrozumiec-i-uwierzyc-jakie-tortury-stosowano-wobec-osob-ktore-juz-nigdy-nie-przemowia/ https://niezlomni.com/7-sierpnia-1952-to-czarna-karta-w-historii-polski-kto-tego-nie-przezyl-ten-nigdy-nie-jest-w-stanie-zrozumiec-i-uwierzyc-jakie-tortury-stosowano-wobec-osob-ktore-juz-nigdy-nie-przemowia/#respond Mon, 07 Aug 2017 11:15:03 +0000 http://niezlomni.com/?p=42090

6 oficerów-lotników zostało rozstrzelanych 7 sierpnia 1952 roku w więzieniu na Mokotowie. Byli oskarżeni o ,,udział w spisku mającym na celu obalenie siłą władz państwa i szpiegostwo". Większość z nich w czasie II Wojny Światowej walczyła na Zachodzie w lotnictwie Polskich Sił Zbrojnych.

8 maja 1952 roku przed Najwyższym Sądem Wojskowym stanęło ośmiu oficerów. Na wyrok w procesie tzw. grupy kierownictwa konspiracji Wojsk Lotniczych czekali płk Bernard Adamecki, płk August Menczak, płk Józef Jungraw, ppłk Stanisław Ziach, ppłk Aleksander Majewski, ppłk Władysław Minakowski, ppłk Szczepan Ścibior i ppłk Stanisław Michowski. Z tej grupy tylko Adamecki i Menczak nie walczyli w czasie II wojny na Zachodzie. Obaj byli uczestnikami Powstania Warszawskiego, a wcześniej pierwszy z nich należał do Armii Krajowej, a drugi do Armii Ludowej.

Śledztwo prowadził płk Antoni Skulbaszewski, któremu pomagali płk Władysław Kochan i ppłk Naum Lewandowski. Szczególnie ten ostatni, były oficer Armii Czerwonej, zasłynął z brutalności i sadyzmu.

Wszyscy piloci, oprócz ppłk Minakowskego, pod wpływem okrutnych tortur przyznali się do winy.

Najpierw po 8 godzin dziennie trwało śledztwo przez cały tydzień, później po szesnaście godzin i wreszcie w trzecim tygodniu po 22 godziny intensywnego śledztwa, bez przerwy, przy trzech zmianach śledczych. Gdy to nie skutkowało, rozpoczynał się drugi okres o ostrzejszym rygorze. Te same godziny śledztwa (…) z tą różnicą, że obowiązywała więźnia nieruchoma postawa siedząca.(…) Potem, jeżeli ktoś się nie załamał, zaczynała podczas przesłuchań obowiązywać więźnia postawa stojąca oraz postawa stojąca nieruchoma

- wspominał Piotr Woźniak, który został osadzony w jednej celi w Minakowskim.

Kto tego nie przeżył, ten nigdy nie jest w stanie zrozumieć i uwierzyć, jakie tortury stosowano wobec osób, które już nigdy nie przemówią

- dodawał Woźniak.

Ostatecznie ppłk Iwan Amons, który sporządził akt oskarżenia, zażądał kary śmierci dla pięciu oficerów i długoletniego więzienia dla płk Adameckiego, ppłk Majewskiego i ppłk Ziacha za ,,tworzenie tajnej organizacji w Wojskach Lotniczych, której celem miało być obalenie siłą władzy państwowej oraz prowadzenie działalności szpiegowskiej na rzecz mocarstw imperialistycznych".

Ostatecznie 13 maja 1952 roku sąd skazał na śmierć sześciu pilotów: płk Bernarda Adameckiego, płk Augusta Menczaka, płk Józefa Jungrawa, ppłk Władysława Minakowskiego, ppłk Szczepana Ścibiora i ppłk Stanisława Michowskiego. Ppłk Majewski i ppłk Ziach dostali dożywocie. Zgromadzenie Sędziów Najwyższego Sądu Wojskowego odrzuciło wnioski skazanych i ich rodzin o rewizję wyroków. Prezydent RP Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski. 7 sierpnia wykonano wyrok.

Prof. Poksiński w książce „TUN. Tatar-Utnik-Nowicki” pisał:

„Naczelna Prokuratura Wojskowa już w grudniu 1954 r. miała pełną świadomość tego, że w sprawie tej brutalnie złamano prawo (…) Poinformowano o tym, kierownictwo państwa i partii: Bieruta, Zawadzkiego, Ochaba i marsz. Rokossowskiego. Polecili oni nadal badać sprawę. (…) Wnioski, które sformułowała prokuratura były przerażające”.

Artykuł 7 sierpnia 1952 to czarna karta w historii Polski. ,,Kto tego nie przeżył, ten nigdy nie jest w stanie zrozumieć i uwierzyć, jakie tortury stosowano wobec osób, które już nigdy nie przemówią…” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/7-sierpnia-1952-to-czarna-karta-w-historii-polski-kto-tego-nie-przezyl-ten-nigdy-nie-jest-w-stanie-zrozumiec-i-uwierzyc-jakie-tortury-stosowano-wobec-osob-ktore-juz-nigdy-nie-przemowia/feed/ 0
W nocy 27 na 28 maja 1947 r. miała miejsce potyczka plutonu Ludowego Wojska Polskiego z czerwonoarmistami. Wyrok dla Polaków pokazał, w jakim kraju naprawdę żyją https://niezlomni.com/nocy-27-28-maja-1947-r-miala-miejsce-potyczka-plutonu-ludowego-wojska-polskiego-czerwonoarmistami-wyrok-dla-polakow-pokazal-jakim-kraju-naprawde-zyja/ https://niezlomni.com/nocy-27-28-maja-1947-r-miala-miejsce-potyczka-plutonu-ludowego-wojska-polskiego-czerwonoarmistami-wyrok-dla-polakow-pokazal-jakim-kraju-naprawde-zyja/#respond Mon, 29 May 2017 05:43:05 +0000 http://niezlomni.com/?p=39204

Potyczka plutonu Ludowego Wojska Polskiego z czerwonoarmistami na dworcu kolejowym w Lesznie w nocy z 27 na 28 maja 1947 r. była w istocie walką o suwerenność Rzeczypospolitej Polskiej.

Poszło o kobietę, którą mieli porwać Sowieci. Sprzedana im ponoć przez męża za butelkę wódki Zofia Rojuk, repatriantka z Baranowicz, jechała z pijanymi sowieckimi żołnierzami do ich jednostki pociągiem z Poznania. W trakcie podróży dyskretnie przedstawiła swoją sytuację Feliksowi Lisowi, który jechał w tym samym przedziale. I poprosiła o pomoc.

Alarm na stacji

W Kościanie interweniowali powiadomieni przez Lisa funkcjonariusze Służby Ochrony Kolei. Bezskutecznie. Przekazali więc wiadomość o porwanej kobiecie do Leszna. Tam akcję podjął pełniący dyżur na stacji milicjant - Zygmunt Handke. Gdy usłyszał groźby i zobaczył wymierzone w siebie lufy, zrezygnował. Powiadomił jednak o sytuacji garnizon WP.

Pluton alarmowy, dowodzony przez 22-letniego podporucznika Jerzego Przerwę, szybko dotarł na leszczyński dworzec. Przerwa, doświadczony frontowiec, wydał żołnierzom rozkazy i poszedł rozmawiać z sowieckim dowódcą.

[caption id="attachment_3129" align="aligncenter" width="500"]Porucznik Jerzy Przerwa Porucznik Jerzy Przerwa[/caption]

Warto przypomnieć, że po wojnie na terytorium Polski, a zwłaszcza na Ziemiach Odzyskanych, stacjonowało wiele oddziałów sowieckich. Praktycznie przez cały czas PRL-u - ostatnie rosyjskie jednostki opuściły Polskę raptem 20 lat temu. Sowieccy żołnierze nie podlegali polskim władzom ani sądom. Porucznik Przerwa, podejmując interwencję w sprawie porwanej przez Rosjan kobiety, wykazał się więc zdecydowaniem i odwagą. Prawdopodobnie podczas rozmowy dowódców żołnierze sowieccy usiłowali wyjść z dworca. Polacy, wypełniając rozkaz swojego dowódcy, nie chcieli na to pozwolić. Nastąpiły przepychanki, doszło do strzelaniny. W jej efekcie zginęło trzech Rosjan, dalszych pięciu zostało rannych. Z Polaków nie ucierpiał nikt. W tym miejscu i momencie… Bo w kilka godzin później zostali aresztowani.

Proces odbył się 10 dni później, 7 czerwca 1947 r. w trybie doraźnym - sądowi przewodniczył podpułkownik Franciszek Szeliński, pod aktem oskarżenia podpisał się major Maksymilian Lityński (obaj oficerowie byli później niezwykle skuteczni w stalinowskich procesach zakończonych zwykle wyrokami śmierci. Nie ponieśli nigdy żadnej odpowiedzialności). Jak jednak ustalił badający tę sprawę dziennikarz Krzysztof M. Kaźmierczak, faktycznie śledztwo prowadził oficer sowiecki w polskim mundurze Wilhelm Świątkowski.

Trzech za trzech

W śledztwie przyjęto oczywiście wersję żołnierzy sowieckich, którzy utrzymywali, że zostali ostrzelani, gdy spali, i nie zdążyli odpowiedzieć ogniem. Zeznania pozostałych świadków, wedle których pierwsi mieli zacząć strzelać Rosjanie, zignorowano. Wyrok za „gwałtowny zamach na żołnierzy radzieckich” mógł być tylko jeden. Polscy żołnierze - podporucznik Jerzy Przerwa, kapral Wiesław Warwasiński oraz szeregowcy Władysław Łabuza i Stanisław Stachura - zostali skazani na karę śmierci. Ekspertyzę rusznikarza, wedle której Warwasiński i Stachura w ogóle nie użyli broni - sąd również zignorował.

Ponadto szeregowy Tadeusz Nowicki i milicjant kapral Zygmunt Handke usłyszeli wyroki po 10 lat więzienia; a pasażer Feliks Lis - jako ten, który pośrednio sprowokował starcie - dostał 12 lat. Skazani wystąpili o ułaskawienie do ówczesnego prezydenta Bolesława Bieruta. 14 czerwca Bierut zamienił karę śmierci na 15 lat więzienia Stanisławowi Stachurze. Uwolnił też Tadeusza Nowickiego. Następnego dnia - 15 czerwca 1947 r. - podporucznik Jerzy Przerwa, szeregowy Władysław Łabuza i kapral Wiesław Warwasiński zostali rozstrzelani.

W innym procesie skazano funkcjonariuszy SOK-u z Kościana: Ignacego Dworaka i Stanisława Bresińskiego. Chociaż rozprawa miała charakter „pokazowy”, historia potyczki na leszczyńskim dworcu wciąż nie jest szerzej - może poza Lesznem - znana. Rozstrzelani żołnierze - faktycznie ofiary politycznego mordu sądowego - zostali zrehabilitowani w 1990 r. Proces rehabilitacyjny odbył się jednak bez rozgłosu.

Przywracanie pamięci

Pierwszy tekst przypominający potyczkę i jej dramatyczne skutki opublikował właśnie Krzysztof M. Kaźmierczak na łamach „Gazety Poznańskiej” w 2004 r. Od tamtej pory dziennikarz walczy o upamiętnienie skazanych żołnierzy. Udało się mu m.in. dotrzeć do córki porwanej kobiety. Okazało się, że Zofię Rojuk potraktowano wówczas, ze względu na pochodzenie, jako obywatelkę ZSRS - została wywieziona, osądzona i zesłana na Syberię. Po zwolnieniu z łagru nie mogła wrócić do Polski, zamieszkała na Ukrainie. Na początku lat 60. przez Czerwony Krzyż odnalazła córkę. Zmarła w 2000 r. W 65. rocznicę potyczki, Kaźmierczak opublikował w „Głosie Wielkopolskim” zdjęcia skazanych żołnierzy i ich ostatnie słowa. Do dziś nie wiadomo, gdzie zostali pochowani.

Potyczka plutonu Ludowego Wojska Polskiego z żołnierzami Armii Radzieckiej na dworcu kolejowym w Lesznie w nocy z 27 na 28 maja 1947 r. była na dobrą sprawę walką o suwerenność Rzeczypospolitej Polskiej. Bo tak właśnie pojmowali deklarowane wówczas oficjalnie wolność i suwerenność prości ludzie i zwykli obywatele. Tacy jak porucznik Jerzy Przerwa i jego żołnierze, kolejarze czy nawet milicjant. Z perspektywy czasu widać, jak bardzo naiwnie. Wówczas jednak byli przekonani, że są w we własnym kraju - powołani do ochrony i obrony współobywateli, działali więc zgodnie z obowiązującymi przepisami i sumieniem. Za to przekonanie i wypełnianie służbowych obowiązków przyszło im zapłacić życiem i więzieniem. Zostali w majestacie ówczesnego prawa przeklęci. Na marginesie obchodów Roku Żołnierzy Wyklętych warto więc przypomnieć również ich tragiczny los.

Paweł Tomczyk

W tekście wykorzystałem informacje z m.in. z tekstów Krzysztofa K. Kaźmierczaka „Zgładzeni za to, że mieli odwagę” („Głos Wielkopolski” 16.06.2012), „Znamy losy kobiety, za którą 65 lat temu oddali życie polscy żołnierze” („Głos Wielkopolski” 22.06.2012).

Tekst opublikowany w Gazecie Polskiej Codziennie 28 maja 2013 roku.

Artykuł W nocy 27 na 28 maja 1947 r. miała miejsce potyczka plutonu Ludowego Wojska Polskiego z czerwonoarmistami. Wyrok dla Polaków pokazał, w jakim kraju naprawdę żyją pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/nocy-27-28-maja-1947-r-miala-miejsce-potyczka-plutonu-ludowego-wojska-polskiego-czerwonoarmistami-wyrok-dla-polakow-pokazal-jakim-kraju-naprawde-zyja/feed/ 0
9 kwietnia 1951: Polak zwrócił sowieckiemu żołnierzowi uwagę. Spotkała go śmierć. Zginęli też inni Polacy. Polska Ludowa chroniła mordercę, natomiast aresztowano 210 Polaków https://niezlomni.com/9-kwietnia-1951-polak-zwrocil-sowieckiemu-zolnierzowi-uwage-spotkala-go-smierc-zgineli-tez-inni-polacy-polska-ludowa-chronila-morderce-natomiast-aresztowano-210-polakow/ https://niezlomni.com/9-kwietnia-1951-polak-zwrocil-sowieckiemu-zolnierzowi-uwage-spotkala-go-smierc-zgineli-tez-inni-polacy-polska-ludowa-chronila-morderce-natomiast-aresztowano-210-polakow/#respond Mon, 10 Apr 2017 12:18:45 +0000 http://niezlomni.com/?p=37124

9 kwietnia 1951 roku minęła rocznica bestialskiego mordu, którego w Szczecinie dokonał na Polaku sowiecki żołnierz. Przy okazji zginęli inni Polacy. Wszystko przez to, że wojskowy został napomniany za swoje nieodpowiednie zachowanie.

28-letni robotnik budowlany Marian Szulc postanowił zwrócić uwagę Danile Nieczupejowi. Pijany w sztok sowiecki żołnierz załatwiał swoje potrzeby fizjologiczne w bramie. Polak zwrócił uwagę oddającemu mocz Rosjaninowi i zapłacił za to życiem. Nieczupej zastrzelił go, bo Szulc odważył się zareagować na naganne zachowanie sołdata.

Mieszkańcy Szczecina chcieli schwytać Nieczupeja, ale ten zdołał się wymknąć i uciekając, strzelał do goniących. Pijany żołnierz zabił w ten sposób kolejne osoby. Życie stracili wezwany do Szulca lekarz Zbigniew Koniewicz oraz sprzedawca Stanisław Wierzchowski. Kilka osób zostało rannych.

Nieczupeja w końcu dopadnięto. Tłum chciał go zlinczować, ale z opresji uratowali żołnierza milicjanci. Funkcjonariusze sami musieli odpierać ataki świadków zbrodni na Szulcu i w końcu udało się im zabarykadować w jednym ze sklepów. Tam przeczekali do pojawienia się posiłków. Nieczupeja przewieziono do aresztu Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego.

Sytuacja na ulicach się nie uspokoiła. W wielu miejscach Szczecina wybuchały zamieszki. Na pomoc wezwano żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Dopiero z ich pomocą udało się opanować sytuację. Aresztowano w sumie aż 210 osób. Większość została skazana za udział w "zaplanowanych i sprowokowanych przez wrogów władzy ludowej rozruchach", bo tak została przedstawiona cała sytuacja, która rozpoczęła się od morderstwa Szulca. Spisku jednak nie wykryto

Paweł Miedziński z IPN zwraca uwagę w rozmowie z Wirtualną Polską, że podczas śledztwa nie zajmowano się w ogóle sprawą zabójstw dokonanych przez sowieckiego oficera.

Przesłuchiwani musieli podpisać zobowiązanie, że nie ujawnią tajemnicy śledztwa pod groźbą kary śmierci.

Los Nieczupeja pozostał nieznany. Najprawdopodobniej został wysłany w głąb ZSRS i nie spotkała go żadna większa kara...

Artykuł 9 kwietnia 1951: Polak zwrócił sowieckiemu żołnierzowi uwagę. Spotkała go śmierć. Zginęli też inni Polacy. Polska Ludowa chroniła mordercę, natomiast aresztowano 210 Polaków pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/9-kwietnia-1951-polak-zwrocil-sowieckiemu-zolnierzowi-uwage-spotkala-go-smierc-zgineli-tez-inni-polacy-polska-ludowa-chronila-morderce-natomiast-aresztowano-210-polakow/feed/ 0
W dniu śmierci Stalina uciekł z Polski Ludowej https://niezlomni.com/w-dniu-smierci-stalina-uciekl-mig-iem-z-polski-ludowej-wyczyn-skrzydlatego-franka-nie-schodzil-z-pierwszych-stron-gazet-mimo-ze-swiat-zyl-smiercia-stalina/ https://niezlomni.com/w-dniu-smierci-stalina-uciekl-mig-iem-z-polski-ludowej-wyczyn-skrzydlatego-franka-nie-schodzil-z-pierwszych-stron-gazet-mimo-ze-swiat-zyl-smiercia-stalina/#comments Sun, 05 Mar 2017 11:55:47 +0000 http://niezlomni.com/?p=11405

Wyczyn "skrzydlatego Franka" nie schodził z pierwszych stron gazet, mimo że świat żył śmiercią Stalina.

Franciszek Jareckijar- Przybywając do wolnego świata, chciałem przekonać Polaków w kraju i za granicą, jak również obcych, że naród polski nie pogodził się z niewolą, a młodzież polska nie jest komunistyczną. Naród polski wierzy, że przyjdzie jeszcze czas, kiedy będzie mógł stanąć do walki o wolność i zwyciężyć – mówił ppor. Franciszek Jarecki na antenie RWE.

5 marca 1953 roku pilot Ludowego Wojska Polskiego podporucznik Franciszek Jarecki uprowadził ćwiczebny samolot odrzutowy MIG-15 bis i wylądował nim na duńskiej wyspie Bornholm. Dokonał tego w dniu śmierci Stalina.

Ucieczka młodego Polaka stała się świadectwem prawdziwych uczuć pokolenia wychowanego w epoce Stalina. Sam pilot wyjaśniał swój wyczyn następująco:

Uciekłem na zachód, żeby udowodnić, że młodzież polska nie jest komunistyczna”.

Podporucznik Franciszek Jarecki był pilotem elitarnego 28. Pułku Lotnictwa Myśliwskiego w Słupsku. 5 marca 1953 roku miał odbyć swój pierwszy ćwiczebny lot na myśliwcu MIG-15 bis. Był to w tym czasie jeden z najnowocześniejszych samolotów sowieckich. Decyzję o ucieczce pilot podjął już kilka miesięcy wcześniej, po tym jak Informacja Wojskowa zaczęła go werbować i zmuszać do donoszenia na kolegów. Postanowił wtedy udać się na Bornholm, bo tam według komunistycznej propagandy miała się znajdować amerykańska baza lotnicza.

Wystartował o godzinie 9.10. Na wysokości Kołobrzegu, Jarecki wykonał zwrot w dół, lecący obok Józef Caputa poinformował lotnisko, że kolega miał prawdopodobnie wypadek. Wkrótce rozpoczął się pościg, w który wyruszyło osiem radzieckich MIG-ów patrolujących Bałtyk.

Tymczasem Jarecki, znając z nasłuchu położenie ścigających go samolotów, zniknął z radarów i po kilku minutach wylądował na Bornholmie. Przez kilka dni wyczyn młodego Polaka nie schodził z pierwszych stron gazet, choć cały świat żył wtedy śmiercią Stalina. 20 marca maszyna, po wcześniejszych "dokładnych oględzinach”, została zwrócona stronie polskiej.

"Skrzydlaty Franek” został nawet tematem skocznej poleczki, piosenkarz powstańczej Warszawy Jan Markowski skomponował popularną "Polkę migową”. Pilot za swój wyczyn został odznaczony w Londynie przez gen. Władysława Andersa Krzyżem Zasługi z Mieczami.

 

Do Rozgłośni Polskiej RWE przychodziły liczne listy Polaków, którzy popierali ucieczkę Jareckiego:

naprawdę zasłużył sobie na wysokie odznaczenie za tak bohaterski wyczyn. Ślemy dla niego gorące pozdrowienia i braterski uścisk dłoni. To co Jarecki mówił do nas przez radio to samo my czujemy w sobie, jesteśmy wszyscy takimi samymi Polakami. Wiemy doskonale jak kremlowskich pachołków zalewa krew, kiedy słuchają jak Jarecki mówi przez radio: ››niech nie myślą komuniści, że Polacy będą walczyli przeciwko wojskom amerykańskim czy anglosaskim‹‹”.

Jan Nowak-Jeziorański mówił do pilota na antenie Rozgłośni Polskiej RWE: - Pokazał Pan całemu światu, że Polska jest w dalszym ciągu sojusznikiem zachodu i że musi być traktowana jako sojusznik, jako przyjaciel.

Skazany na karę śmierci

Polski Sąd Wojskowy wydał wyrok, w którym uciekinier został zaocznie skazany na karę śmierci. W 1961 roku Jarecki przeżył zamach na swoje życie, jego samochód został ostrzelany. Do dziś nie udało się ustalić kto próbował go zabić.

"Skrzydlaty Franek” osiadł w USA, a władze amerykańskie przyznały mu 50 tysięcy dolarów za to, że jako pierwszy dostarczył na zachód egzemplarz MIG-a. Pilota usynowił jeden z kongresmanów polskiego pochodzenia, dzięki czemu Jarecki mógł otrzymać amerykańskie obywatelstwo. Zmarł 24 października 2010 roku w Erie w Pensylwanii. Kombinezon lotniczy, w którym odbył swój pamiętny lot na Bornholm znajduje się dzisiaj w National Air and Space Museum w Waszyngtonie.

Miesiąc po wyczynie porucznika Franciszka Jareckiego podobnej ucieczki dokonał pilot Zdzisław Jaźwiński.

źródło: Polskie Radio

Artykuł W dniu śmierci Stalina uciekł z Polski Ludowej pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/w-dniu-smierci-stalina-uciekl-mig-iem-z-polski-ludowej-wyczyn-skrzydlatego-franka-nie-schodzil-z-pierwszych-stron-gazet-mimo-ze-swiat-zyl-smiercia-stalina/feed/ 5
3 marca 1948 rozpoczął się proces Rotmistrza Pileckiego. O tym, jak kat ukradł legendę ofiary oraz o zakazie wymieniania nazwiska Bohatera https://niezlomni.com/66-lat-temu-rozpoczal-sie-proces-rotmistrza-pileckiego-o-tym-jak-kat-ukradl-legende-ofiary-oraz-o-zakazie-wymieniania-nazwiska-bohatera/ https://niezlomni.com/66-lat-temu-rozpoczal-sie-proces-rotmistrza-pileckiego-o-tym-jak-kat-ukradl-legende-ofiary-oraz-o-zakazie-wymieniania-nazwiska-bohatera/#respond Fri, 03 Mar 2017 08:06:13 +0000 http://niezlomni.com/?p=11248

- Nikt nie miał prawa o nim pisać ani nawet wymieniać jego nazwiska - mówiła córka Witolda Pileckiego. Proces rotmistrza rozpoczął się 66 lat temu, 3 marca 1948.

[caption id="attachment_35962" align="aligncenter" width="741"] Oni zamordowali śp.Rotmistrza Witolda Pileckiego.
Zdjęcia z Albumu „Rotmistrz Witold Pilecki 1901-1948”- Jacek Pawłowicz[/caption]

Dobrowolny więzień Auschwitz, uczestnik Powstania Warszawskiego, żołnierz armii Andersa. Jak mało kto walczył o wolną Polskę. Komuniści skazali go na śmierć.

3 marca 1948 r. przed Rejonowym Sądem Wojskowym w Warszawie rozpoczął się proces Witolda Pileckiego.

Był jedną z niewielu osób, które trafiły do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu dobrowolnie. - Od wywożonych do Auschwitz działaczy państwa podziemnego dochodziły naprawdę straszne informacje - tłumaczy historyk Jacek Pawłowicz z Instytutu Pamięci Narodowej. - Po prostu nie można było uwierzyć w to, co tam się dzieje, że można na Ziemi stworzyć takie piekło. Potrzebny był ktoś odpowiedzialny do przeprowadzenia akcji wywiadowczej.

Zobaczyć na własne oczy

Do tego zadania zgłosił się właśnie Pilecki. 19 września 1940 roku pozwolił się aresztować Niemcom w łapance ulicznej na Żoliborzu. Trafił do KL Auschwitz jako Tomasz Serafiński. Jego misja mogła się zakończyć właściwie już pierwszego dnia. Niemcy, żeby zastraszyć przywiezionych ludzi, przeprowadzili tragiczną inscenizację ucieczki.

- Jeden z wachmanów wyciągnął przywiezioną osobę i powiedział: "Biegnij do ogrodzenia". Ten człowiek, nieświadomy tego, co się za chwilę wydarzy, pobiegł. Został zastrzelony. Jako współodpowiedzialnych za tę rzekomą ucieczkę rozstrzelano jeszcze dziesięciu innych ludzi - mówił Jacek Pawłowicz.

pilecki

W łapach bezpieki

Kiedy pięć lat później, 8 maja 1947 r. Pilecki został aresztowany przez komunistów, przyznał, że - w porównaniu z tym co robiła bezpieka - Oświęcim był igraszką.

Rotmistrz Pilecki został oskarżony o nielegalne przekroczenie granicy, posługiwanie się fałszywymi dokumentami, brak rejestracji w Rejonowej Komendzie Uzupełnień, nielegalne posiadanie broni palnej, prowadzenie działalności szpiegowskiej na rzecz Andersa oraz przygotowywanie zamachu na grupę dygnitarzy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Zarzut o przygotowywanie zamachu Pilecki stanowczo odrzucił, zaś działania wywiadowcze uznał za działalność informacyjną na rzecz II Korpusu, za którego oficera wciąż się uważał. Podczas procesu przyznał się do pozostałych zarzutów. Prokuratorem oskarżającym Pileckiego był mjr Czesław Łapiński, przewodniczącym składu sędziowskiego ppłk Jan Hryckowian (obaj byli dawnymi oficerami AK), sędzią kpt. Józef Brodecki.

Wyrok

15 marca 1948 r. rotmistrz został skazany na karę śmierci. Żona wraz z przyjaciółmi rozpaczliwie walczyła o jego ułaskawienie. O łaskę zabiegano m.in. u Józefa Cyrankiewicza, który wraz z nim był w Auschwitz. - Cyrankiewicz nic nie zrobił - mówił historyk. - Co więcej: on ukradł legendę rotmistrza. To przecież o Cyrankiewiczu mówiono, że tworzył konspirację w Auschwitz, że był przywódcą ruchu oporu.

W maju 1948 roku wykonano wyrok strzałem w tył głowy. Rodzina miała się nigdy nie dowiedzieć, gdzie Pilecki został pochowany. Nie wydano im ciała. Jak wspomina córka rotmistrza Zofia Pilecka-Optułowicz, nikt nie miał prawa o nim pisać ani nawet wymieniać jego nazwiska. Dopiero po 42 latach od procesu, w demokratycznej Polsce, wyrok anulowano. Żona Pileckiego doczekała jego rehabilitacji.

pilecki

Poszukiwania szczątków rotmistrza

W lipcu 2012 r. IPN, w ramach ogólnopolskiego projektu badawczego "Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944–1956", rozpoczął prace ekshumacyjne na tzw. Łączce na Powązkach Wojskowych. Z analizy archiwaliów wynika, że mogą być tu pochowane 284 osoby – w tym wielu bohaterów Polskiego Państwa Podziemnego, powstańców warszawskich i żołnierzy powojennego podziemia niepodległościowego. Historycy IPN-u poinformowali, że są pewni, iż właśnie tu, na Łączce został pochowany rotmistrz Witold Pilecki. - Ale daleko do stwierdzenia, że odnaleziono jego szczątki - zaznaczył dr hab. Krzysztof Szwagrzyk, który kieruje ekshumacją.

Naukowcy są zdania, że prędzej czy później natkną się na Powązkach na ciało rotmistrza Pileckiego. Bowiem bezpieka grzebała tam ofiary już od wiosny 1948 roku, a rotmistrz został zgładzony w maju 1948 roku.

źródło: Polskie Radio

Artykuł 3 marca 1948 rozpoczął się proces Rotmistrza Pileckiego. O tym, jak kat ukradł legendę ofiary oraz o zakazie wymieniania nazwiska Bohatera pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/66-lat-temu-rozpoczal-sie-proces-rotmistrza-pileckiego-o-tym-jak-kat-ukradl-legende-ofiary-oraz-o-zakazie-wymieniania-nazwiska-bohatera/feed/ 0
15 lutego 1951 r. Polska Ludowa ,,podarowała” Sowietom ziemie bogate w węgiel kamienny https://niezlomni.com/15-lutego-1951-r-polska-ludowa-podarowala-sowietom-ziemie-bogate-wegiel-kamienny/ https://niezlomni.com/15-lutego-1951-r-polska-ludowa-podarowala-sowietom-ziemie-bogate-wegiel-kamienny/#respond Wed, 15 Feb 2017 22:07:19 +0000 http://niezlomni.com/?p=35618

15 lutego 1951 r. władze komunistycznej Polski zawarły ze Związkiem Sowieckim umowę o wymianie obszarów przygranicznych. Do ZSRS przyłączono fragmenty województwa lubelskiego z miejscowościami Bełz, Uhnów, Krystynopol, Waręż i Chorobrów. Polska otrzymała w zamian fragmenty obwodu drohobyckiego z miejscowością Ustrzyki Dolne oraz wsiami Czarna, Lutowiska, Krościenko, Bandrów Narodowy, Bystre i Liskowate.

Oficjalnie z inicjatywą wymiany wystąpiła Polska, motywując to chęcią pozyskania wschodniego dorzecza górnego Sanu i wybudowania zbiornika zapobiegającego powodziom. Prawdziwym powodem było to, że na terenach Sokalszczyzny polscy geolodzy odkryli bogate złoża węgla kamiennego.

https://youtu.be/Xty9_lMmCGQ

[caption id="attachment_35620" align="aligncenter" width="960"]Tereny przyłączone do ZSRS w 1951 r. Tereny przyłączone do ZSRS w 1951 r.[/caption]

[caption id="attachment_35621" align="aligncenter" width="545"] Tereny przyłączone do Polski.[/caption]

[caption id="attachment_35622" align="aligncenter" width="960"]Bełz. Panorama miasta. Na pierwszym planie widoczny kościół i klasztor podominikański Bełz. Panorama miasta. Na pierwszym planie widoczny kościół i klasztor podominikański[/caption]

Artykuł 15 lutego 1951 r. Polska Ludowa ,,podarowała” Sowietom ziemie bogate w węgiel kamienny pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/15-lutego-1951-r-polska-ludowa-podarowala-sowietom-ziemie-bogate-wegiel-kamienny/feed/ 0
8 lutego 1953: Literaci potępili skazanych na śmierć „agentów USA”. Wśród sygnatariuszy pisma nie brak głośnych nazwisk… https://niezlomni.com/rocznica-o-ktorej-milczaly-media-literaci-potepiali-skazanych-na-smierc-agentow-usa-wsrod-sygnatariuszy-pisma-nie-brak-glosnych-nazwisk/ https://niezlomni.com/rocznica-o-ktorej-milczaly-media-literaci-potepiali-skazanych-na-smierc-agentow-usa-wsrod-sygnatariuszy-pisma-nie-brak-glosnych-nazwisk/#comments Thu, 09 Feb 2017 12:06:52 +0000 http://niezlomni.com/?p=9438

Rezolucja Związku Literatów Polskich w Krakowie w sprawie procesu krakowskiego została podpisana 8 lutego 1953 r. przez 53 sygnatariuszy – pisarzy epoki stalinizmu członków krakowskiego oddziału Związku Literatów Polskich, wyrażająca poparcie dla stalinowskich władz PRL po aresztowaniu pod sfabrykowanymi zarzutami duchownych katolickich, skazanych na karę śmierci w sfingowanym procesie pokazowym zwanym procesem księży kurii krakowskiej. Wśród sygnatariuszy nie brak głośnych nazwisk...

proces

Był to pokazowy czterech księży kurii krakowskiej i trzech osób świeckich, oskarżonych bezpodstawnie o działalność szpiegowską na rzecz Stanów Zjednoczonych i „sprzedawanie swojej ojczyzny za judaszowe pieniądze”.

Rezolucja literatów została podpisana po zakończeniu procesu, w okresie gdy trzech skazanych oczekiwało na wykonanie wyroków śmierci. Rezolucja literatów miała stwarzać pozór społecznego poparcia dla rozprawy z Kościołem, a w rezultacie legitymizować wydane w stalinowskim procesie pokazowym wyroki śmierci. Stanowiła element propagandowej nagonki na Kościół katolicki i dawała stalinowskim władzom PRL pretekst do dalszego zaostrzenia represji wobec ludzi wierzących.

Rezolucja Związku Literatów Polskich w Krakowie w sprawie procesu krakowskiego

W ostatnich dniach toczył się w Krakowie proces grupy szpiegów amerykańskich powiązanych z krakowską Kurią Metropolitarną. My zebrani w dniu 8 lutego 1953 r. członkowie krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich wyrażamy bezwzględne potępienie dla zdrajców Ojczyzny, którzy wykorzystując swe duchowe stanowiska i wpływ na część młodzieży skupionej w KSM działali wrogo wobec narodu i państwa ludowego, uprawiali – za amerykańskie pieniądze – szpiegostwo i dywersję.

Potępiamy tych dostojników z wyższej hierarchii kościelnej, którzy sprzyjali knowaniom antypolskim i okazywali zdrajcom pomoc, oraz niszczyli cenne zabytki kulturalne.

Wobec tych faktów zobowiązujemy się w twórczości swojej jeszcze bardziej bojowo i wnikliwiej niż dotychczas podejmować aktualne problemy walki o socjalizm i ostrzej piętnować wrogów narodu - dla dobra Polski silnej i sprawiedliwej.

(cyt.za: "Życie Literackie", 08.02.1953)

Rezolucję podpisały 53 osoby:

Kazimierz Barnaś, Wł. Błachut,

Jan Błoński - w latach 1996–2001 juror Literackiej Nagrody Nike. Członek Collegium Invisibile. W listopadzie 1995 uhonorowany Nagrodą Krakowska Książka Miesiąca za Wszystkie sztuki Sławomira Mrożka. W styczniu 2007 otrzymał Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis". 2 marca 2009 został pośmiertnie uhonorowany Nagrodą im. ks. Stanisława Musiała.

J. Bober, Władysław Bodnicki, A. Brosz, B. Brzeziński, Karol Bunsch, Bronisław Mróz-Długoszewski, Władysław Dobrowolski, Kornel Filipowicz,

Ludwik Flaszen - 10 maja 2000 Ludwik Flaszen został odznaczony przez prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. 12 stycznia 2009 z rąk Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdana Zdrojewskiego odebrał Złoty Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis.

Józef Andrzej Frasik, Zygmunt Greń, Leszek Herdegen, Roman Husarski, J. Janowski, Jan Jaźwiec, Andrzej Kijowski, Ryszard Kłyś, W. Krzemiński, J. Kurczab, Jalu Kurek, Tadeusz Kwiatkowski, Jerzy Lovell, J. Łabuz, Władysław Machejek, Włodzimierz Maciąg, Henryk Markiewicz,

Bruno Miecugow -  polski dziennikarz, publicysta i pisarz, przez wiele lat związany z „Dziennikiem Polskim”. Ojciec Grzegorza Miecugowa.

Hanna Mortkowicz-Olczakowa,

Sławomir Mrożek - polski dramatopisarz, prozaik oraz rysownik. Autor wielu satyrycznych opowiadań i utworów dramatycznych o tematyce filozoficznej, politycznej, obyczajowej i psychologicznej. Jako dramaturg zaliczany do nurtu teatru absurdu

Tadeusz Nowak, Stefan Otwinowski, Adam Polewka, Marian Promiński, Julian Przyboś, E. Rączkowski, E. Sicińska, Stanisław Skoneczny, Maciej Słomczyński, Karol Szpalski,

Wisława Szymborska -  polska poetka, eseistka, krytyk literacki, tłumaczka, felietonistka; członkini oraz założycielka Stowarzyszenia Pisarzy Polskich (1989), członkini Polskiej Akademii Umiejętności (1995), laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (1996), odznaczona Orderem Orła Białego (2011).

Tadeusz Śliwiak, Anna Świrszczyńska, Olgierd Terlecki, Henryk Vogler, Jan Wiktor, Adam Włodek, Jerzy Zagórski, Marian Załucki, Witold Zechenter, A. Znamierowski.

[caption id="attachment_9440" align="aligncenter" width="700"]lawa-oskarzonych ława oskarżonych[/caption]

Proces był elementem represji władz PRL wobec Kościoła katolickiego. Było to jedno z najbardziej brutalnych uderzeń w Kościół Katolicki w czasach PRL. Celem procesu było przedstawienie Kościoła Katolickiego jako agentury "Watykanu" a duchownych jako szpiegów państw imperialistycznych. Jednocześnie chodziło o skompromitowanie środowisk emigracyjnych.

W wyroku ogłoszonym 27 stycznia 1953 uznano oskarżonych za agentów wywiadu amerykańskiego bądź członków siatki szpiegowskiej. Sąd skazał na karę śmierci Edwarda Chachlicę, Michała Kowalika i księdza Józefa Lelitę. Pozostałym oskarżonym wymierzono następujące kary:
ks. Franciszek Szymonek – dożywotnie pozbawienie wolności
ks. Wit Brzycki, notariusz Kurii metropolitalnej – 15 lat więzienia
ks. Jan Pochopień, notariusz Kurii metropolitalnej – 8 lat więzienia
Stefania Rospond z Kongregacji Żywego Różańca Dziewcząt – 6 lat więzienia

Artykuł 8 lutego 1953: Literaci potępili skazanych na śmierć „agentów USA”. Wśród sygnatariuszy pisma nie brak głośnych nazwisk… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/rocznica-o-ktorej-milczaly-media-literaci-potepiali-skazanych-na-smierc-agentow-usa-wsrod-sygnatariuszy-pisma-nie-brak-glosnych-nazwisk/feed/ 1
Relacja z pola bitwy 15 grudnia 1970: naprzeciw siebie stanęło 20 tys. demonstrantów i 5 tys. milicjantów i żołnierzy. Zapłonął gdański Reichstag… https://niezlomni.com/relacja-z-pola-bitwy-15-grudnia-1970-naprzeciw-siebie-stanelo-20-tys-demonstrantow-i-5-tys-milicjantow-i-zolnierzy-zaplonal-gdanski-reichstag/ https://niezlomni.com/relacja-z-pola-bitwy-15-grudnia-1970-naprzeciw-siebie-stanelo-20-tys-demonstrantow-i-5-tys-milicjantow-i-zolnierzy-zaplonal-gdanski-reichstag/#respond Fri, 16 Dec 2016 07:37:39 +0000 http://niezlomni.com/?p=3674

 

We wtorek 15 grudnia 1970 r. okazało się, że rozszerzyła się akcja strajkowa w Gdańsku. Do strajkujących stoczniowców z „Lenina” dołączyli m.in. pracownicy Portu Gdańskiego, Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego, Zakładów Futrzarskich, Zakładów Meblarskich, Zakładów Urządzeń Okrętowych „Hydroster”, Fabryki Wyrobów Cukierniczych, Gdańskiej Stoczni Remontowej i Stoczni Północnej.

Po 6.00 pracę przerwało osiem wydziałów Stoczni Gdańskiej im. Lenina, a przed 7.00 robotnicy przeszli pod budynek dyrekcji stoczni, domagając się zwolnienia aresztowanych. Jednak przemówienia dyrektora Żaczka i sekretarza zakładowej PZPR Pieńkowskiego, którzy ponownie apelowali o spokój i wytypowanie do rozmów reprezentacji robotniczej, zaogniły tylko sytuację.

„Odbijemy uwięzionych kolegów, idziemy na więzienie!” – krzyczeli stoczniowcy.

[caption id="attachment_3676" align="alignleft" width="490"]Przy KW PZPR w Gdańsku, 15 grudnia 1970 r Przy KW PZPR w Gdańsku, 15 grudnia 1970 r[/caption]

Ponad 2 tys. robotników przeszło mostem pontonowym z Gdańskiej Stoczni Remontowej do Stoczni Gdańskiej. Wówczas zapadła decyzja o wyjściu na miasto i demonstracji pod gmachem KW PZPR. Około 7.15 robotnicy ruszyli w stronę Śródmieścia i idąc całą szerokością ulicy, wykrzykiwali hasła: „Precz z podwyżką!”, „Uwolnić aresztowanych!”.

Kilkanaście minut później na wysokości Dworca Głównego PKP było już ponad 7 tys. ludzi. Tutaj doszło do pierwszych starć z milicją. Oddziały ZOMO zostały zmuszone do odwrotu i część demonstrantów ruszyła w stronę siedziby KW PZPR, a stamtąd pod budynek Prezydium Miejskiej Rady Narodowej i Komendę Miejską MO przy ulicy Świerczewskiego.

Około 7.40 prawie 4 tys. robotników oblegało Komendę Miejską MO, gdzie w aresztach przetrzymywano stoczniowców. Uczestniczący w demonstracji Henryk Jagielski wspomina:

Część ludzi została pod Komitetem Wojewódzkim [PZPR], a część poszła pod Komendę Miejską [MO] po to, aby uwolnić ludzi, którzy zostali zamknięci poprzedniego dnia. Kiedy podeszliśmy pod budynek, otworzyły się okna chyba na drugim piętrze i ukazał się Lech Wałęsa. Ja byłem akurat w tym czasie zajęty czymś innym i ludzie zaczęli w niego rzucać kamieniami, krzyczeć »zdrajca« czy coś podobnego. Odwracam się, patrzę, że to Lech Wałęsa, podszedłem bliżej i krzyknąłem: – »Nie rzucajcie! Zostawcie! To ten, który dzisiaj przemawiał, żeby uwolnić tych ludzi «.Przestali rzucać i Lechu jeszcze raz ukazał się w oknie i mówi: – »Słuchajcie, za chwilę wyjdą ci, co wczoraj zostali zamknięci«. Ale w tym czasie, kiedy Lechu rozmawiał przez okno, z trzeciego piętra zaczęli rzucać granatami. To były granaty łzawiące. W oknie obok Wałęsy ukazał się major i mówi: – »Słuchajcie, ja jestem odpowiedzialny za to piętro, a za trzecie piętro, co się dzieje, nie odpowiadam«. Ludzie z powrotem zaczęli rzucać kamieniami”.

[caption id="attachment_3677" align="alignleft" width="495"]Demonstracja robotników i mieszkańców Gdańska pod KW PZPR, 15 grudnia 1970 r. Demonstracja robotników i mieszkańców Gdańska pod KW PZPR, 15 grudnia 1970 r.[/caption]

Rzeczywiście, krótko przed 8.00 robotnicy zaczęli szturmować milicyjny budynek. Według różnych meldunków, w okolicach komendy zgromadzić się miało od 6 do 10 tys. osób. Niszczono samochody MO, rzucano kamieniami i butelkami z benzyną w okna komendy, ale przebywający w budynku milicjanci opanowali pożar.

Po walkach i wyparciu ich z rejonu ulicy Świerczewskiego demonstranci skierowali się w stronę siedziby Wojewódzkiej Rady Związków Zawodowych i siedziby partii, gdzie zaatakowali „Reichstag” (tak od grudnia 1970 r. w Gdańsku określano gmach KW PZPR).

W tym czasie w Warszawie naradzało się kierownictwo MSW, po czym o 9.00 zebrało się Biuro Polityczne KC PZPR pod przewodnictwem Władysława Gomułki. W posiedzeniu wzięli też udział: premier Józef Cyrankiewicz, przewodniczący Rady Państwa Marian Spychalski i sekretarze KC – Mieczysław Moczar, Ryszard Strzelecki i Bolesław Jaszczuk. Na spotkanie politbiura zaproszono również kierownika Wydziału Administracyjnego KC PZPR Stanisława Kanię, ministra obrony narodowej Wojciecha Jaruzelskiego, ministra spraw wewnętrznych Kazimierza Świtałę i komendanta głównego MO Tadeusza Pietrzaka.

Gomułka miał określić zasady użycia broni palnej:

W obliczu brutalnego pogwałcenia porządku publicznego, masakrowania milicjantów, palenia gmachów publicznych itp. należy użyć broni wobec napastników, przy czym strzelać w nogi.

[caption id="attachment_3678" align="alignleft" width="486"]Płonący gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku, 15 grudnia 1970 r. Płonący gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku, 15 grudnia 1970 r.[/caption]

Wypowiedź tę uznano nie tylko za przyzwolenie na użycie broni, ale za decyzję, którą wprowadzono w życie o 12.00 tego samego dnia. Zebrany na posiedzeniu kolektyw partyjny nie sprzeciwił się Gomułce, a Cyrankiewicz dodatkowo zwrócił się do gen. Jaruzelskiego z prośbą o większe wsparcie ze strony wojska, z wykorzystaniem ciężkiego sprzętu (czołgi, wozy opancerzone, helikoptery). Następnie o 9.50 premier PRL telefonicznie zawiadomił o powziętych decyzjach gen. Korczyńskiego, który od 14 grudnia przebywał w Gdańsku.

Po 9.00 centrum Gdańska przerodziło się w pole regularnej bitwy. Naprzeciw siebie stanęło około 20 tys. demonstrantów oraz ponad 5 tys. interweniujących milicjantów i żołnierzy. W różnych rejonach Śródmieścia wciąż wybuchały walki z milicją i wojskiem. W meldunku MO z 15 grudnia 1970 r. znajdujemy dramatyczny opis tamtych wydarzeń:

Do akcji wprowadzono natychmiast siły MO, które początkowo prowadziły działania blokujące, a wkrótce przeszły do działań rozpraszających. Tłum nie koncentrował się początkowo przy KW PZPR. Dopiero wyparty z rejonu Prezydium Miejskiej Rady Narodowej zaczął koncentrować się wokół KW PZPR i dworca PKP. Zaczęto podpalać samochody łączności w okolicy dworca PKP. Około godz. 9.00 tłum, który osiągnął liczbę kilkunastu tysięcy osób, zaczął atakować budynek KW PZPR. Ponieważ dysponowaliśmy zbyt szczupłymi siłami, nie zdecydowano się na działanie rozpraszające.

[caption id="attachment_3679" align="alignright" width="243"]Podpalony „Reichstag” – gmach KW PZPR w Gdańsku, 15 grudnia 1970 r. Podpalony „Reichstag” – gmach KW PZPR
w Gdańsku, 15 grudnia 1970 r.[/caption]

W miarę napływania sił MO z rezerw centralnych zdecydowano się na rozpoczęcie rozpraszania. W tym czasie tłum mocno napierał na KW PZPR i zdecydowano się wysłać siły pierwszej kompanii szkolnej ze Słupska do wnętrza gmachu PZPR.

Około 9.30 tłum zaatakował KW PZPR butelkami z benzyną, wzniecając pożar na parterze. Budynek w szybkim tempie zaczął obejmować pożar. Obecni w KW PZPR zaczęli wycofywać się tylnym wyjściem. W gmachu pozostali odcięci ogniem zastępca dowódcy 13. pułku Wojsk Ochrony Wewnętrznej oraz naczelnik Wydziału Prewencji i Wydziału Ruchu MO oraz jeden z oficerów ze sztabu MO w Iwicznej. Na tłum uderzono wszystkimi siłami będącymi w naszej dyspozycji i do akcji kierowano natychmiast rezerwy nadsyłane samochodami. Walka z tłumem trwała w miejscu.

Dążąc do odbicia budynku KW PZPR, zdecydowano się użyć czołgi i transportery opancerzone z Łużyckiej Dywizji Desantowej. Kolumny pojazdów skierowano w kierunku Gdańska-Wrzeszcza, które rozbiły tłum, pozwalając skuteczniej wkroczyć oddziałom MO i prowadzić działania rozpraszające.

W czasie tych działań tłum podpalił transporter opancerzony. Walki trwały w okresie od godziny 10.00

[caption id="attachment_3680" align="alignleft" width="561"]Wypalony gmach KW PZPR w Gdańsku Wypalony gmach KW PZPR w Gdańsku[/caption]

do godziny 19.00. O godzinie 15.00 udało się wypchnąć tłum poza Komitet Wojewódzki i wyprowadzić z płonącego budynku oficerów, o których wspomniano w meldunku.

W czasie działań przed KW PZPR od strony Pruszcza Gdańskiego nadciągnęła grupa 1000 osób z zamiarem dołączenia do głównego tłumu. Skład grupy składał się w przeważającej części z elementu chuligańskiego. Grupa ta zatrzymana przez pododdział MO i WP środkami chemicznymi uległa rozproszeniu, lecz małe grupki dotarły do głównego tłumu. Udało go się rozbić przy wsparciu wojska około godziny 19.00”.

Wskutek użycia ostrej amunicji i rozprzestrzeniania się informacji o ofiarach śmiertelnych po 20.00 walki w Śródmieściu Gdańska wygasły, a ulice patrolowały jednostki milicji i wojska. O 20.00 gdańska telewizja wyemitowała przemówienie wicepremiera Stanisława Kociołka, który całą winą za zaistniałą sytuację obarczył robotników i wezwał wszystkich do powrotu do pracy „od jutra, od zaraz”

Bilans 15 grudnia 1970 r. w Gdańsku był tragiczny. Tego dnia wskutek użycia broni lub w wyniku wypadków towarzyszących walkom zginęło siedmiu demonstrantów: Bogdan Sypka (zginął, wyskakując z samochodu przy zbiegu ulic Podwale Grodzkie i Wały Jagiellońskie), Kazimierz Stojecki (zmiażdżony pod gąsienicami transportera wojskowego przy dworcu PKP), Andrzej Perzyński (trafiony w głowę w rejonie Podwala Grodzkiego i Wałów Jagiellońskich), Waldemar Rebinin (trafiony przez pocisk w rejonie Podwala Grodzkiego i Wałów Jagiellońskich), Kazimierz Zastawny (trafiony przez pocisk w klatkę piersiową w rejonie Podwala Grodzkiego i Wałów Jagiellońskich) oraz Józef Widerlik (trafiony pociskiem w szyję podczas walk w rejonie ulicy Świerczewskiego). Setkom rannych udzielono pomocy medycznej w szpitalach. W ciągu dnia i w nocy z 15 na 16 grudnia 1970 r. zatrzymano i osadzono w areszcie 500 osób.

fragment tekstu Sławomira Cenckiewicza "Gdańsk '70. Zbrodnia nieukarana i bitwa o pamięć"

tekst i zdjęcia pochodzą z biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej, nr 12 grudzień 2010

Artykuł Relacja z pola bitwy 15 grudnia 1970: naprzeciw siebie stanęło 20 tys. demonstrantów i 5 tys. milicjantów i żołnierzy. Zapłonął gdański Reichstag… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/relacja-z-pola-bitwy-15-grudnia-1970-naprzeciw-siebie-stanelo-20-tys-demonstrantow-i-5-tys-milicjantow-i-zolnierzy-zaplonal-gdanski-reichstag/feed/ 0