Bez kategorii – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Bez kategorii – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 „Wzięli nas za Żydów”. Niezwykłe wspomnienia Polaka, który w czasie II wojny światowej walczył w serbskiej partyzantce https://niezlomni.com/niezwykle-wspomnienia-polaka-ktory-zbiegl-i-zostal-czetnikiem/ https://niezlomni.com/niezwykle-wspomnienia-polaka-ktory-zbiegl-i-zostal-czetnikiem/#respond Sun, 21 May 2023 11:41:57 +0000 https://niezlomni.com/?p=51442

Burzliwy czas II wojny światowej obfitował na Bałkanach w szczególnie brutalne i krwawe epizody. W grę wchodziły nie tylko potyczki z okupantem, ale także walki narodowe i ideologiczne.


W wydarzeniach przedstawionych z perspektywy królewskiego czetnika brało udział wielu naszych rodaków, a fakt ten wciąż jest mało znany. Te barwne, niekiedy wstrząsające, unikatowe zapiski stanowią niezwykle ciekawy dokument swoich czasów.

Ze wspomnień prof. Błażejczyka wynika, że pomimo upływu lat pozostał mocno związany z czetnikami, o czym mówi z dumą. Jednak swój szlak bojowy zakończył w Berlinie, walcząc w szeregach Wojska Polskiego podległego sowietom…

Tę kontrowersyjną autobiografię – zdumiewający epizod powikłanych polskich losów – uzupełniono o przypisy ułatwiające lepsze zrozumienie historii „bałkańskiego kotła”. Nie jest ona łatwa, gdyż pozostaje obciążona zadawnionymi konfliktami, o czym co pewien czas przypomina w sposób morderczy i bezlitosny.

„Jego wojennym i powojennym życiorysem dałoby się obdzielić kilka osób, zaś sama jugosłowiańska epopeja mogłaby posłużyć za fabułę wbijającego w fotel filmu fabularnego”.

Marian Błażejczyk, Polski czetnik. Krwawa bałkańska droga. 1943-1945, Wyd. Replika, Poznań 2023. Książkę można już nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

Fragment rozdziału Chorwaccy ustasze

Okrążyli nas. Zobaczyliśmy, że są dziwnie ubrani w stroje niewojskowe, takie góralskie kurtki. Zobaczyłem, że jeden miał trochę rozpiętą, z czerwoną podszewką. Nosił jednakowe, brązowe ubrania z takiego samodziału, ale wszyscy mieli na sobie niemieckie pasy wojskowe, z tą charakterystyczną sprzączką i wytłoczonym na niej hasłem „Gott mit uns” (Bóg z nami). Za pasem pozatykane niemieckie granaty, te z trzonkami drewnianymi „handgranaten” i niemieckie „mausery” oraz ładownice na amunicję. Zaczęli na nas strasznie krzyczeć i wszystkich bić kolbami karabinów. Spędzili nas w gromadkę i ustawili pod ścianą dworca. Niczego z tego, co mówili, nie mogliśmy zrozumieć. Kiedy zaczęliśmy wyrażać radość, że to partyzanci, zaprzeczali gwałtownie, że nie, nie są partyzantami. Byliśmy zdumieni, nie wiedząc, kim oni są.
Jeden z nich krzyczał, żeby coś pokazać. Sądziłem, że to może dokumenty, wyjąłem legitymację gimnazjalną, którą miałem przy sobie. Ale nie, nie to. Inny podszedł do mnie i swój strasznie wielki, brudny palec włożył mi w usta. Zaglądając na prawo i na lewo, śmiał się pokazując takie obcęgi. Były to pierwsze słowa, które zrozumiałem: „Ja sam zubar, leczim zube”. Zrozumiałem, że on leczy zęby. Nie rozumiałem jednak, jak to może być lekarz z taką brudną łapą i obcęgami do wyciągania gwoździ, a nie zębów. Kiedy odszedł do kogoś innego, splunąłem, bo trudno było po tym brudnym palcu zachować się inaczej. Za to następny zdzielił mnie kolbą w usta z lewej strony i, jak się okazało, wybił mi trzy zęby. Niezupełnie wypadły, ale jeden usunięto mi nazajutrz w Belgradzie, a dwa następne kilka tygodni później.

Ten, który krzyczał „pokaži balalu”, wreszcie rozpiął spodnie i pokazał sam, co my mamy pokazać jemu. Tak więc zrozumieliśmy, że oni wzięli nas za Żydów. Ale rzeczywiście mój kolega Stanisław Rastawicki z Warszawy miał czarne, kręcone włosy – wypisz wymaluj z wyglądu Żyd. Inny kolega, Janek Wąwoźny, też był właściwie ciemnowłosy. Byłem w tej grupie jedynym blondynem i to też ciemnym blondynem. Stąd wzięli nas za Żydów.

No więc krzyczymy, że jesteśmy katolicy, Polacy. Nie zrozumieli co to „Polacy”, ale zrozumieli słowo „katolicy”. Wtedy przestali nas bić, ale już wszyscy krwawili i to przeważnie z głów, z nosów. Jednemu krew leciała z uszu. Wszystkich nas strasznie pobili, tak że nie wszyscy staliśmy. Dwóch się oparło, siedziało opartych o ścianę.

Mówią: „Katolici, to se prekriżite” (Katolicy, to się przeżegnajcie). I to zrozumieliśmy, bo pokazywali, żeby się przeżegnać. No to każdy z nas się przeżegnał, mówiąc wyraźnie: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen”. Zobaczyli, że żegnamy się prawidłowo. Mówili więc: „Dobrze, jeśli katolicy, to powiedzcie »Ojcze nasz«”. No to wszyscy razem mówimy, wyciągając w międzyczasie medaliki. Rozpinamy pod brodą koszule i wyjmujemy krzyżyki. Na szczęście każdy miał. Wszyscy byli wierzący i każdy miał krzyżyk na łańcuszku albo sznureczku. No więc przestali nas bić i zaczęli obcałowywać: „Braćo katolici” itd.

Zrozumieliśmy, że „braćo” to „bracia”. Język podobny do polskiego. Jak się okazało, pomylili się. Ten, który wybił mi te zęby, wyciągnął z kieszeni kilka zębów w złotych koronach i wsunął do mojej kieszeni. Później je wyrzuciłem z obrzydzeniem, bo strasznie śmierdziały, gdyż powyciągał je gdzieś ludziom. Pokazywał mi, że wyciągał te złote zęby tymi obcęgami. Ja byłem młodym chłopcem i nie miałem żadnych złotych zębów. Nikt więc żadnego nam nie wyrwał, skoro nie mieliśmy złotych koron. Wybito nam natomiast wiele zdrowych zębów. Nasi prześladowcy, a teraz już „bracia”, zaprowadzili nas do swego oddalonego o kilkadziesiąt metrów lokum w postaci bunkrów wkopanych w burtę toru kolejowego.

SPIS TREŚCI
Od Wydawcy 11
Wstęp. Za Boga i Króla! 13
1. Indje 22

2. Chorwaccy ustasze 26
3. Polska wieś – Topolnica 33
4. Pod niemiecką ochroną 38
5. Wyboista droga znad Wisły 43
6. Wywózki do Berlina 48
7. Ku Jugoslawii 53
8. Z Borskiego Rudnika do Heidenau 57
9. Życie i praca w Heidenau 60
10. Frankenau 66
11. Žagubica 72
12. Pravac Homolje 75
13. Homoljska Brygada 78
14. Polski cichociemny z Londynu 85
15. Polski skandal wojenny i jego skutki 88
16. Złudny miraż nieoczekiwanej polskości 92
17. Ravanička Brygada 94
18. Rozkład dnia w brygadzie 100
19. Čika Vlado 104
20. Kolaboracja z okupantami 108
21. Geneza kolaboracji hitlerowsko-komunistycznej 112
22. Dramat wojny domowej 116
23. Katolički Božić 121
24. Nowojorskie relacje radiowe 124
25. Skłócenie komunistów z Niemcami 126
26. Zgrana drużyna 133
27. Troskliwa służba sanitarna 136
28. Śmierć kapitana Maciąga 140
29. Baliści 145
30. Organizacyjna destabilizacja i rozwiązanie polskiej brygady 149
31. Pierwsza wyprawa do Kosowa 153
32. Amerykańscy lotnicy 157
33. Klęska pod Gaglovem 163
34. Śmierć Janka 171
35. Ponowna wyprawa do Kosowa 175
36. Wywiadowcze sianokosy 180
37. Verenica czyli narzeczona 186
38. Sznurowa wyprawa 189
39. Wyzwoleńcze powstanie 194
40. Podstępne wyzwolenie Ravnej Reki 199
41. Oblężenie i zdobycie Senjskiego Rudnika 206
42. Nawiązanie współdziałania z sojuszniczą Armią Czerwoną 221
43. Rozbrojenie Ravaničkiej Brygady 228
44. Dwuletnie dokonania i doznania oraz refleksje 237
45. Belgrad – Bukareszt – Budapeszt – Śniatyn – Kołomyja – Lwów – Lublin 245
46. Ku Berlinowi 250
47. Niełatwe pożegnanie z mundurem 258
48. Z perspektywy minionego czasu 265
49. Październikowa triada 270
50. Supplementum ad futuram rei memoriam 272
Dodatki 278
Przypisy 282

Artykuł „Wzięli nas za Żydów”. Niezwykłe wspomnienia Polaka, który w czasie II wojny światowej walczył w serbskiej partyzantce pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niezwykle-wspomnienia-polaka-ktory-zbiegl-i-zostal-czetnikiem/feed/ 0
Nagrodzona Pulitzerem, wybitna biografia ojca bomby atomowej. [WIDEO] https://niezlomni.com/nagrodzona-pulitzerem-wybitna-biografia-ojca-bomby-atomowej-wideo/ https://niezlomni.com/nagrodzona-pulitzerem-wybitna-biografia-ojca-bomby-atomowej-wideo/#respond Mon, 24 Oct 2022 03:20:23 +0000 https://niezlomni.com/?p=51439

Po zrzuceniu przez Amerykanów bomby atomowej na Hiroszimę, Robert Oppenheimer okrzyknięty został najsłynniejszym naukowcem swego pokolenia.

Dla wielu stał się także współczesnym ucieleśnieniem mitu o Prometeuszu, człowiekiem zmagającym się z konsekwencjami postępu naukowego, do którego przyłożył rękę. Pierwsza połowa XX wieku była złotym okresem fizyki teoretycznej, jednak obserwując w praktyce konsekwencje własnych odkryć, Oppenheimer stanowczo sprzeciwił się dalszemu rozwojowi broni atomowej, w szczególności bomby wodorowej. Krytykował plany sił powietrznych dotyczące potencjalnego przeprowadzenia niewyobrażalnie niebezpiecznej dla ludzkości wojny nuklearnej.

Książka dogłębnie przedstawia życie i czasy Roberta Oppenheimera, ujawniając wiele zdumiewających i bezprecedensowych szczegółów, intryg i napięć. To portret genialnego i ambitnego, a zarazem złożonego i pełnego wad człowieka, który na zawsze zmienił świat.
Już wkrótce premiera filmu w reżyserii Christophera Nolana. W rolach głównych wystąpią m.in. Cillian Murphy, Robert Downey Jr., Matt Damon i Emily Blunt.

Kai Bird Martin J. Sherwin, Oppenheimer. Triumf i tragedia ojca bomby atomowej, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika. 

Rozdział 23 „Ci biedni, mali ludzie”
Fragment
„(…)6 sierpnia 1945 roku, dokładnie o godzinie 8.14 rano, samolot B-29 Enola Gay,
nazwany tak na cześć matki pilota Paula Tibbets’a, zrzucił nieprzetestowaną
bombę uranową na Hiroszimę. John Manley był tego dnia w Waszyngtonie
i niecierpliwie czekał na wiadomości. Oppenheimer wysłał go tam tylko po
to, by poinformował go o bombardowaniu. Po pięciogodzinnym opóźnieniu
w nawiązaniu łączności z samolotem Manley w końcu otrzymał dalekopisową depeszę od komandora Parsonsa – który był oficerem uzbrajającym Enola
Gay – „efekt wizualny był większy niż w czasie próby w Nowym Meksyku”.
Lecz kiedy chciał zadzwonić do Oppenheimera w Los Alamos, powstrzymał
go Groves. Nikomu nie wolno było przekazywać żadnych informacji o bombardowaniu atomowym dopóki nie obwieści o nim sam prezydent. Zniechęcony Manley wybrał się na nocny spacer do parku Lafayette naprzeciwko Białego Domu. Wczesnym rankiem następnego dnia dowiedział się, że Truman wystąpi o godzinie 11.00 rano. W końcu Manley zadzwonił do Oppiego dokładnie w chwili, gdy słowa prezydenta transmitowane były przez radio. Choć wcześniej uzgodnili, że do przekazania wiadomości przez telefon użyją kodu, pierwsze słowa Oppenheimera brzmiały: „Co ty, do diabła, myślisz, po co wysłałem cię do Waszyngtonu?”.
Tego samego dnia o godzinie 14.00 w Waszyngtonie generał Groves chwycił słuchawkę telefonu i zadzwonił do Oppenheimera w Los Alamos. Generał
był w nastroju do składania gratulacji. „Jestem dumny z pana i z wszystkich
pańskich ludzi”, powiedział.
– Czy wszystko poszło dobrze? – zapytał Oppie.
– Wybuchło z ogromnym hukiem.
– Wszyscy są z tego powodu bardzo zadowoleni – powiedział Oppie. – Gratuluję z całego serca. Przebyliśmy długą drogę.
– Tak – odpowiedział Groves. – To była bardzo długa droga i myślę, że
jedną z najmądrzejszych rzeczy, jakie zrobiłem, był wybór pana na dyrektora
Los Alamos.
– Cóż – odpowiedział nieśmiało Oppenheimer – mam pewne wątpliwości,
generale Groves.
– Wie pan, że ani przez chwilę ich nie podzielałem – odparł Groves.
Później nowina została przekazana przez radiowęzeł w Los Alamos: „Uwaga, uwaga! Jedna z naszych jednostek została właśnie z powodzeniem zrzucona na Japonię”. Frank Oppenheimer usłyszał wiadomość, gdy stał w korytarzu
tuż obok biura brata. Jego pierwszą reakcją było: „Dzięki Bogu, że to nie był
niewypał”. Jednak po kilku sekundach „ogarnęło go przerażenie z powodu
wszystkich ludzi, którzy zginęli”.
Żołnierz Ed Doty opisał tę scenę swoim rodzicom w wysłanym następnego
dnia liście: „Te ostatnie 24 godziny były bardzo ekscytujące. Jeszcze nigdy
nie widziałem, żeby wszyscy byli tak bardzo podnieceni […]. Ludzie wychodzili na korytarze i tłoczyli się, jak podczas Nowego Roku na Times Square.
Wszyscy szukali radia”. Tego wieczora w auli zebrał się tłum. Jeden z młodszych fizyków, Sam Cohen, pamięta, jak ludzie, wiwatując i przytupując, czekali na pojawienie się Oppenheimera. Wszyscy spodziewali się, że tak jak to
miał w zwyczaju, przejdzie na scenę ze skrzydła auli. Lecz Oppie postanowił
wejść bardziej efektownie – od tyłu przez środek sali. Według relacji Cohena, gdy stanął na środku, splótł dłonie i uniósł je nad głową niby zwycięski
zawodnik. Cohen zapamiętał, że Oppie powiedział wiwatującym ludziom, iż
„jest za wcześnie, by stwierdzić, jakie są rezultaty bombardowania, lecz jest
pewien, że nie spodobało się ono Japończykom”. Gdy rzekł, że jest dumny
z tego, co osiągnęli, podniosły się wiwaty, a następnie ryk. Według Cohena
„Oppenheimer żałował tylko tego, że nie udało się zbudować bomby na tyle
wcześniej, by użyć jej przeciw Niemcom. Po tych słowach dach niemal uniósł
się w powietrze”.


Oppenheimer musiał odegrać rolę, do której nie całkiem się nadawał. Uczeni nie są zwycięskimi generałami. On był jednak tylko człowiekiem i cieszył
się z sukcesu. Udało mu się zdobyć metaforyczne złote runo i teraz radośnie
nim wymachiwał. Poza tym publiczność spodziewała się, że będzie upojony
sukcesem i triumfujący. Ta chwila trwała jednak bardzo krótko.
Ludzi, którzy widzieli oślepiający błysk i czuli podmuch eksplozji w Alamogordo, rozczarowała oczekiwana wiadomość z Oceanu Spokojnego. Było to tak, jakby po Alamogordo już nic nie mogło ich zdziwić. Innych wiadomość
ta jedynie otrzeźwiła. Phil Morrison usłyszał ją na Wyspie Tinian, gdzie pomagał przygotować bombę i załadować ją na pokład Enola Gay. „Tej nocy my z Los Alamos urządziliśmy przyjęcie – wspominał. – Była wojna, odnieśliśmy zwycięstwo i mieliśmy prawo świętować, ale pamiętam też, że siedziałem […] na skraju łóżka […], zastanawiając się, jak to wyglądało po tamtej stronie, co działo się tej nocy w Hiroszimie”. (…)”

Artykuł Nagrodzona Pulitzerem, wybitna biografia ojca bomby atomowej. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/nagrodzona-pulitzerem-wybitna-biografia-ojca-bomby-atomowej-wideo/feed/ 0
Poznaj początki kariery słynnego dżentelmena włamywacza. Arsène Lupin i Hrabina Cagliostro. [WIDEO] https://niezlomni.com/poznaj-poczatki-kariery-slynnego-dzentelmena-wlamywacza-arsene-lupin-i-hrabina-cagliostro-wideo/ https://niezlomni.com/poznaj-poczatki-kariery-slynnego-dzentelmena-wlamywacza-arsene-lupin-i-hrabina-cagliostro-wideo/#respond Tue, 20 Sep 2022 04:16:36 +0000 https://niezlomni.com/?p=51424

Arsène Lupin, występujący pod przybranym nazwiskiem hrabiego Roula, staje się świadkiem przygotowań do egzekucji przepięknej hrabiny. Zauroczony jej pięknem, nie może pozwolić, żeby kobieta straciła życie i oswobadza ją z rąk oprawców.

Jakież jest jego zdziwienie, gdy następnego dnia po hrabinie nie ma już śladu. Poruszony i zaintrygowany rozpoczyna poszukiwania, których finał okaże się dla niego wielce nieoczekiwany. Maurice Leblanc z kunsztem plecie intrygę, zabierając czytelnika do Paryża końca dziewiętnastego wieku. Powoli rodzi się dżentelmen włamywacz, który swoich rąk nigdy nie splami krwią. Na platformie Netflix czeka serial inspirowany przygodami Arsène’a Lupina.

Maurice Leblanc, Arsène Lupin. Hrabina Cagliostro, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

Dwudziestoletni Arsène Lupin

Raoul d’Andrésy zgasił lampkę roweru, zsiadł z niego, oparł go o porośnięte krzakami zbocze. W tej chwili zegar na dzwonnicy w Bénouville wybił trzecią.

W gęstym mroku nocy Raoul szedł wiejską drogą prowadzącą do zamku zwanego Haie d’Étigues. Wkrótce znalazł się u stóp otaczającego rezydencję muru. Odczekał chwilę. Słyszał parskanie koni, stukot kół na kamiennym dziedzińcu, dzwonki uprzęży. Nagle otworzyły się oba skrzydła bramy i drogą pomknął rozpędzony powóz. Raoul dosłyszał głosy i dostrzegł lufę strzelby. Brek wjeżdżał już na główną drogę, kierując się w stronę Etretat.

— Cóż — rzekł do siebie — polowanie na ptactwo wodne to wciągające zajęcie, a skały, gdzie całe ich krocie można mordować, znajdują się daleko. Teraz wreszcie się dowiem, co oznacza owa niespodziewana wyprawa na łowy oraz w ogóle te wszystkie przyjazdy i wyjazdy.

Skierował się wzdłuż muru na lewo i za jego drugim załomem odliczył czterdzieści kroków. W ręce już trzymał klucze. Pierwszym otworzył małe, niskie drzwiczki, za którymi zaczynały się schody prowadzące wewnątrz grubego muru obronnego otaczającego jedno ze skrzydeł zamku. Doszedł nimi do tajemnego wejścia na pierwszym piętrze. Otworzył je drugim kluczem.

Zapalił latarkę. Nie podejmował jakichś szczególnych środków ostrożności, bo wiedział, że służba zamieszkuje przeciwległe skrzydło, a Clarisse d’Étigues, jedyna córka barona, przebywa na drugim piętrze. Podążył korytarzem, który zaprowadził go do obszernego gabinetu. To tutaj kilka tygodni temu Raoul poprosił barona o rękę jego córki, a odpowiedzią był wybuch gniewu i oburzenia, który pozostawił Raoulowi nader niemiłe wspomnienie.

Mijane lustro pokazało mu młodzieńczą twarz, bledszą niż zwykle. Jednak Raoul panował nad sobą, przywykł do silnych przeżyć. Z zimną krwią zabrał się do dzieła.

Nie trwało to długo. Podczas rozmowy z baronem spostrzegł, że arystokrata rzuca od czasu do czasu okiem w stronę pokaźnych rozmiarów mahoniowej sekretery, której pokrywa była wówczas podniesiona. Raoul znał doskonale wszystkie rodzaje skrytek wymyślanych przez ebenistów i wiedział, jakie mechanizmy stosuje się w podobnych meblach. Nie minęła minuta, a odkrył szczelinę, w której znajdował się list, napisany na bardzo cienkiej bibułce i zwinięty w rulonik jak papieros. List bez podpisu, bez adresata.
Raoul przestudiował wiadomość, która z początku wydawała się dziwnie banalna jak na to, by tak starannie ją ukrywać. Jednak dokonawszy wnikliwej, pracochłonnej analizy, uwzględniając pewne słowa, które wydawały się znamienne, i pomijając zdania wyraźnie służące jedynie temu, by zapełnić puste miejsca między nimi, zdołał odtworzyć, co następuje:


Odnalazłem w Rouen trop naszej nieprzyjaciółki i zadbałem, by w lokalnych gazetach zamieszczono wiadomość, że pewien wieśniak z okolic Etretat wykopał na swojej łące stary miedziany świecznik o siedmiu ramionach. Natychmiast do najemcy powozów w Etretat wysłała telegram z poleceniem, by dwunastego, o trzeciej po południu, przysłano jej coupé na dworzec w Fécamp. Rankiem tego dnia najemca otrzyma ode mnie depeszę odwołującą to polecenie. Tak więc to twój powóz czekać będzie w Fécamp i przywiezie ją pod odpowiednią eskortą tam, gdzie się odbędzie nasze zgromadzenie.
Powołamy wówczas trybunał i wydamy bezlitosny wyrok. W czasach, gdy szczytny cel uświęcał środki, kary wykonywano bez zwłoki. Martwa żmija nie kąsa. Wybierz rozwiązanie, które Ci przypadnie do gustu, pamiętaj jednak o ustaleniach, które powzięliśmy podczas naszego ostatniego spotkania,
i miej na uwadze, że powodzenie naszych przedsięwzięć i nawet nasze życie zależą od tej kreatury z piekła rodem. Bądź ostrożny. Aby odwrócić podejrzenia, udaj, że się wybierasz na polowanie. Przyjadę z Hawru punktualnie o czwartej w towarzystwie dwóch naszych przyjaciół. Nie niszcz tego listu, zwrócisz mi go we właściwym czasie.


Nadmiar ostrożności wiedzie do zguby — pomyślał Raoul. — Gdyby korespondent barona nie był aż tak nieufny, pan d’Étigues po prostu spaliłby list, a ja nie dowiedziałbym się o planowanym porwaniu, samosądzie… Ba, morderstwie. A niech to! Mój niedoszły teść, choć niby tak pobożny, najwyraźniej wplątał się w jakieś diabelskie machinacje. Czy posunie się do zbrodni? To poważna sprawa, a skoro już o niej wiem, może dzięki temu zyskam nad nim przewagę.
Raoul zatarł dłonie. Taki obrót spraw przypadł mu do gustu, przy czym nie był szczególnie zdumiony, bo już od kilku dni jego uwagę zwracały pewne znamienne detale. Postanowił więc wrócić do oberży, przespać się, a potem wrócić na czas, by się dowiedzieć, co knuje baron wraz ze swoimi gośćmi i kim jest ta „kreatura”, którą najwyraźniej zamierzali uśmiercić.
Odłożył list na miejsce i zamknął skrytkę, lecz zamiast odejść, siadł przed gerydonem, na którym stała oprawiona w ramki fotografia Clarisse. Ustawił zdjęcie tak, by się znajdowało naprzeciwko, i przez chwilę z czułością mu się przyglądał. Clarisse d’Étigues, młodziutka, młodsza jeszcze od niego! Zaledwie dziewiętnaście lat. Zmysłowe usta… Rozmarzone oczy… Twarzyczka okolona jasnymi włosami, taka delikatna. I te włosy jak u dziewczynek, które widuje się na wiejskich drogach w krainie Caux, sama słodycz i wdzięk!…
Błogi wyraz na twarzy Raoula z wolna ustępował miejsca determinacji. Pragnienie, którego nie potrafił pohamować, zaczynało brać górę nad rozsądkiem. Clarisse była sama, piętro wyżej, w swoich pokojach, z dala od reszty domowników. Już dwukrotnie, posługując się kluczami, które sama mu wręczyła, owszem, już dwukrotnie ją tam odwiedził w godzinie podwieczorku. Cóż więc teraz mogło go powstrzymać? Służba nie usłyszy najmniejszego szelestu. Baron wróci dopiero po południu. Wracać do oberży? Co za absurd.
Raoul nie miał w sobie nic z cynicznego uwodziciela. Wrodzona delikatność i poczucie przyzwoitości walczyły w nim o lepsze z instynktem i aż nazbyt gwałtownym pożądaniem. Jak jednak się oprzeć takiej pokusie? Duma, żądza, miłość, wola zdobywcy… Wszystko to wzywało go do działania. Zapomniał o skrupułach, szybko wbiegł po schodach.
Zawahał się jednak przed zamkniętymi drzwiami. Owszem, przekraczał już ten próg, ale w blasku dnia, jako pełen uszanowania wielbiciel. Tymczasem ten sam czyn w środku nocy nabierał całkiem innego znaczenia!
Rozterki sumienia nie trwały długo. Zastukał cichutko, szepcząc jednocześnie:
— Clarisse… Clarisse… to ja.
Minęła minuta bez odzewu. Już miał zapukać mocniej, gdy drzwi buduaru uchyliły się i ujrzał w nich dziewczynę, trzymała w dłoni latarnię.
Dostrzegł, jaka jest blada i przestaszona, zmieszał się do tego stopnia, że aż postąpił krok w tył, gotów uciec.
— Wybacz mi, Clarisse… To silniejsze ode mnie… Jednak powiedz tylko, że mam odejść, a zniknę.
Clarisse musiała nie dosłyszeć tych ostatnich słów, bo w przeciwnym razie niewątpliwie wszystko potoczyłoby się inaczej. Przecież bez trudu rozprawiłaby się z przeciwnikiem, który od razu gotów był się poddać. Jednak nie słyszała nic i widziała niewiele więcej. Pragnęła wyrazić na głos swoje oburzenie, lecz zdołała wykrztusić tylko jakieś niezrozumiałe słowa wyrzutu. Chciała go odepchnąć, ale zabrakło jej siły, by choćby ruszyć ręką. Drżąca dłoń odstawiła lampę na ziemię. Clarisse bez sił osunęła się w jego ramiona…

Artykuł Poznaj początki kariery słynnego dżentelmena włamywacza. Arsène Lupin i Hrabina Cagliostro. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/poznaj-poczatki-kariery-slynnego-dzentelmena-wlamywacza-arsene-lupin-i-hrabina-cagliostro-wideo/feed/ 0
Członkowie polskiej konspiracji na Wołyniu bronili zagrożonej ludności. Nie wolno pozwolić, aby ich imiona zatarły się w pamięci. [WIDEO] https://niezlomni.com/czlonkowie-polskiej-konspiracji-na-wolyniu-bronili-zagrozonej-ludnosci-nie-wolno-pozwolic-aby-ich-imiona-zatarly-sie-w-pamieci-wideo/ https://niezlomni.com/czlonkowie-polskiej-konspiracji-na-wolyniu-bronili-zagrozonej-ludnosci-nie-wolno-pozwolic-aby-ich-imiona-zatarly-sie-w-pamieci-wideo/#respond Fri, 16 Sep 2022 02:40:43 +0000 https://niezlomni.com/?p=51415

Członkowie polskiej konspiracji na Wołyniu występowali w obronie zagrożonej ludności, przeciwko mordom i masowej eksterminacji. O polską rację walczyło wielu bohaterów. Nie wolno pozwolić, aby ich imiona zatarły się w pamięci.


Zorganizowany opór wobec okupanta pojawił się na Wołyniu już w kilka tygodni po zajęciu tego terenu przez Sowietów. Samodzielne grupy konspiracyjne składały się najczęściej z młodych, niedoświadczonych zapaleńców, dlatego Sowieci rozbijali je bez trudu.
Kierownictwo polskiego podziemia nie pozostawiło biegu spraw samemu sobie. Związek Walki Zbrojnej skierował na Wołyń oficera mającego zmontować tam siatkę organizacyjną. Ją również rozbito bardzo szybko, a Sowieci dokonali masowych aresztowań, zatrzymując ponad dwa tysiące osób. Utrudniło to niezmiernie zbudowanie struktur konspiracyjnych po wkroczeniu Niemców. Brakowało zwłaszcza osób mających jakiekolwiek doświadczenie wojskowe.

Co prawda Komenda Główna ZWZ-AK powołała tam do istnienia struktury „Wachlarza”, miał też powstać Okręg AK, ale wszystko skończyło się gigantyczną „wsypą” i aresztowaniem kolejnych dwustu członków konspiracji, co ponownie ogromnie ją osłabiło.

Funkcjonująca na tych terenach administracja cywilna pozbawiona była zaplecza wojskowego. W efekcie, wobec narastającej agresji ze strony Ukraińców, niektórzy Wołyniacy zaczęli tworzyć samorzutne oddziały samoobrony. Były one zalążkiem legendarnej 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK – formacji stanowiącej absolutny fenomen nawet w skali Polskiego Państwa Podziemnego.

Pamiętając, że historia poznawana przez pryzmat indywidualnych ludzkich losów, jest ciekawsza od narracji ogólnej, niniejsza książka przybliża kilkunastu bohaterów, którzy trwale zapisali się w dziejach Wołynia. Praca ta oparta jest na ich osobistych wspomnieniach i relacjach, a także na dokumentach i innych opracowaniach. Są to zarazem dzieje polskiego oporu wobec trzech wrogów: Sowietów, Niemców i Ukraińców.

Fragment książki Marek A. Koprowski, Obrońcy Wołynia, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

Działalność polskiej konspiracji na Wołyniu podczas okupacji sowieckiej w latach 1939–41 jest mało znana i popada w zapomnienie. Warto więc przypomnieć postać Kazimierza Tadeusza Majewskiego, który był pierwszym komendantem Okręgu Wołyń w Równem i za polskość Wołynia oddał życie. Nie przewidział, że sowieckie organy bezpieczeństwa będą aż tak sprawne. Do końca był wierny swoim ideałom.

Urodził się w 1894 r. we wsi Słoboda Komarowce, położonej na terytorium ówczesnego Księstwa Bukowiny. Ukończył Seminarium Nauczycielskie we Lwowie. Od 1910 r. należał do Polskich Drużyn Strzeleckich. Ukończył Szkołę Podchorążych i objął funkcję dowódcy plutonu, posługując się pseudonimem „Wallenrod”. Przed I wojną światową został komendantem Polskich Drużyn w Brodach. Po wybuchu wojny wyjechał z ośmioma „drużyniakami” do Krakowa, gdzie wstąpił do legionów. Walczył w I, a następnie w IV Baonie I Brygady.

W lipcu 1915 r. został mianowany chorążym, a w kwietniu 1916 r. był już podporucznikiem. Jako kadet-aspirant ukończył kurs oficerski w XXIII Korpusie Austriackim w Borowicy. W 1918 r. działał bardzo aktywnie w Polskiej Organizacji Wojskowej. W Kijowie był kurierem i oficerem do zleceń specjalnych. Następnie został dowódcą okręgu Równe („F”) POW. Po mobilizacji POW został kierownikiem posterunków wywiadowczych na tyłach armii ukraińskiej, kierował też działalnością dywersyjną. Dowodził między innymi akcją wysadzenia mostu pod Nimowiczami, na linii Sarny – Kowel. Następnie pracował w Oddziale Informacyjnym Dowództwa Okręgu Lublin. Następnie w wojnie polsko-bolszewickiej dowodził baonem w 35 Pułku Piechoty. Wyróżnił się zwłaszcza w bitwie pod Kalenkowiczami.

W następnych latach służby był zastępcą dowódcy i dowódcą pułku. W 1939 r., u progu wojny, powierzono mu dowództwo Pomorskiej Brygady Obrony Narodowej. Miał znakomitą opinię, w której podkreślano, że jest wybitnym oficerem, który świetnie sobie radzi jako dowódca powierzonych mu jednostek. W wojnie obronnej w 1939 r. dowodził Oddziałem Wydzielonym ze Zgrupowania „Chojnice”, a także innymi jednostkami, które organizował z różnych rozbitych oddziałów. Udało mu się uniknąć niewoli i zaraz potem zaangażował się w konspirację. W 1939 r. został członkiem podziemnej organizacji Służba Zwycięstwu Polski, założonej przez generała Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza. 26 września 1939 r. przyprowadził go do niego pułkownik Stefan Rowecki z propozycją wysłania Majewskiego na Wołyń. Pułkownik Majewski był Tokarzewskiemu doskonale znany. Jak zapisał we własnoręcznie złożonych uzupełnieniach do zeznań po aresztowaniu przez NKWD, znał go jeszcze z I Brygady Legionów Polskich, i potem jako dowódcę pułku w Przemyślu.

Wtedy, we wrześniu, rozmowa była krótka. Zorientował się tylko, że Majewski chce jechać na Wołyń, ponieważ ma tam krewnych i zna tamtejsze stosunki. Tokarzewski kazał Roweckiemu przyjąć Majewskiego do organizacji i w ciągu dwóch, trzech tygodni zapoznać z jej działalnością. Był jednak przeciwnikiem wysłania Majewskiego na Wołyń. Zapisał, że ze względów konspiracyjnych uważał za niewskazane wysyłanie go do sowieckiej strefy okupacyjnej, ponieważ kierownictwo organizacji nic nie wiedziało o sytuacji panującej na tym terenie. Uważał, że należy skierować tam najpierw jakiegoś młodego oficera, aby rozeznał się w terenie. Dopiero po jego powrocie i złożeniu raportu zostałaby podjęta decyzja o wyjeździe (lub nie) Majewskiego. Uważał, że nie należy szafować krwią pułkowników, których w organizacji nie było zbyt wielu.

Fragment rozdziału Kazimierz Tadeusz Majewski „Szmigiel” • Służył zwycięstwu Polski

Artykuł Członkowie polskiej konspiracji na Wołyniu bronili zagrożonej ludności. Nie wolno pozwolić, aby ich imiona zatarły się w pamięci. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czlonkowie-polskiej-konspiracji-na-wolyniu-bronili-zagrozonej-ludnosci-nie-wolno-pozwolic-aby-ich-imiona-zatarly-sie-w-pamieci-wideo/feed/ 0
Najsłynniejsza mistyfikacja kontrwywiadowcza II wojny światowej. Operacja „Mielonka”. [WIDEO] https://niezlomni.com/najslynniejsza-mistyfikacja-kontrwywiadowcza-ii-wojny-swiatowej-operacja-mielonka-wideo/ https://niezlomni.com/najslynniejsza-mistyfikacja-kontrwywiadowcza-ii-wojny-swiatowej-operacja-mielonka-wideo/#comments Mon, 12 Sep 2022 04:59:08 +0000 https://niezlomni.com/?p=51416

W kwietniu 1943 r. wody oceanu wyrzuciły na wybrzeże Hiszpanii ciało Williama Martina, majora Królewskiej Piechoty Morskiej. Przewoził on niezwykle cenną korespondencję pomiędzy najwyższymi dowódcami alianckimi.

Niewielu wówczas wiedziało, że Martin to postać fikcyjna – główny pionek w wielkiej rozgrywce wywiadów nazwanej przewrotnie operacją „Mincemeat” – „Mielonka”.

Martwe ciało spuszczone z pokładu okrętu podwodnego Królewskiej Marynarki Wojennej stanowiło kluczowy element zakrojonej na ogromną skalę akcji dezinformacyjnej.

Jej celem było wprowadzenie Niemców w błąd, co do miejsca przyszłego lądowania wojsk sprzymierzonych w południowej Europie.

Detale operacji „Mincemeat” jeszcze długo po wojnie trzymano w ścisłej tajemnicy. Dopiero po latach Ewen Montagu, jako jeden z dwóch głównych pomysłodawców i wykonawców akcji, przedstawił jej przebieg.

Znając całą sprawę od wewnątrz, ukazał fascynujące szczegóły i trudności napotykane podczas tworzenia osobowości człowieka, którego nigdy nie było.

Podjęto wówczas ogromne ryzyko, a porażka mogła przynieść katastrofalne skutki. Jednak Major Martin odegrał swoją rolę wzorowo, skutecznie przekonując Niemców, że lipcowa inwazja pod kryptonimem „Husky” nie odbędzie się na Sycylii…

Historia Williama Martina momentalnie po opublikowaniu stała się sensacją i przedmiotem zainteresowania filmowców, którzy na jej podstawie kręcą kolejne obrazy mające upamiętnić największe udane oszustwo II wojny światowej.

Ewen Montagu (1901-1985) – brytyjski pisarz, adwokat, oficer wywiadu i sędzia. Urodzony w prominentnej rodzinie szlacheckiej, podczas II wojny światowej służył jako prawnik w Wydziale Wywiadu Marynarki Wojennej Admiralicji Brytyjskiej, zdobywając stopień komandora porucznika. Zasłynął jako współtwórca operacji „Mincemeat”. Za rolę w jej opracowaniu otrzymał Order Imperium Brytyjskiego.

Ewen Montagu, Człowiek, którego nie było. Operacja „Mincemeat” – największe oszustwo II wojny światowej, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika.

Fragment

Jeszcze dwa tygodnie po dokonaniu przez aliantów faktycznej inwazji na Sycylię, Hitler nadal był przekonany, że główny cios spadnie na Grecję. Historia ta powtórzyła się rok później. Jego przekonanie, że lądowanie w Normandii było jedynie dystrakcją, a prawdziwy atak nastąpi w Pas-de-Calais – co jeszcze raz zagłębiło się w jego umyśle nie bez współudziału alianckiego wywiadu – odsunęło realne zagrożenie wojskowe (w tym elitarną 1 Dywizję Pancerną SS) od rejonu walk w najbardziej krytycznym momencie.

Dzisiaj wiemy już, jak skuteczna okazała się „Mincemeat”. Pod koniec maja 1943 r. generał Jodl, szef sztabu dowodzenia w Naczelnym Dowództwie Wehrmachtu (dalej OKW), miał gorączkowo krzyczeć przez telefon do niemieckiego attaché wojskowego w Rzymie: „Niech pan zapomni o Sycylii. Wiemy, że będzie to Grecja”. Warto przytoczyć tutaj uwagę Churchilla, który wydawał zgodę na „Mincemeat”: „Tylko największy głupek nie domyśliłby się, że celem będzie Sycylia”. Oto jaką siłę ma autosugestia.

Fragment Wprowadzenia

Artykuł Najsłynniejsza mistyfikacja kontrwywiadowcza II wojny światowej. Operacja „Mielonka”. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/najslynniejsza-mistyfikacja-kontrwywiadowcza-ii-wojny-swiatowej-operacja-mielonka-wideo/feed/ 1
Wołyń zapomniany. Tragiczne losy Polaków na sowieckiej Ukrainie. [WIDEO] https://niezlomni.com/wolyn-zapomniany-tragiczne-losy-polakow-na-sowieckiej-ukrainie-wideo/ https://niezlomni.com/wolyn-zapomniany-tragiczne-losy-polakow-na-sowieckiej-ukrainie-wideo/#respond Sun, 11 Sep 2022 11:54:35 +0000 https://niezlomni.com/?p=51413

Dzieje Polaków na Wołyniu to nie tylko historia ukraińskich rzezi. To zdecydowanie dłuższa i bogatsza epopeja pisana potem i łzami. Pisana krwią zamordowanych przez władze sowieckie w podziemiach odebranego wiernym kościoła w Połonnem.

Tych, którzy podczas zesłania trudzili się w kazachskich kopalniach, i łzami tych, którzy potracili rodziny w wyniku Wielkiego Głodu oraz licznych represji. Dzieje Wołyniaków to historia heroizmu prostych ludzi i cichego bohaterstwa duchownych, którzy w czasach sowietyzacji i ateizacji, ryzykując życie za rodaków i wiarę, umacniali na Ukrainie Kościół katolicki i poczucie przynależności do narodu polskiego.


Od Wielkiego Głodu lat trzydziestych i przymusowej kolektywizacji, przez zsyłki do łagrów i wywózki na Daleki Wschód, aż po bestialstwa banderowców oraz represje ze strony Sowietów, Polacy na Wołyniu robili wszystko, by ocalić własną tożsamość narodową oraz wychować w wierze katolickiej i poszanowaniu polskich tradycji następne pokolenia, które także nie powinny zapomnieć o swoich korzeniach.
Choć po upadku ZSRR represje ustały, dla Polaków mieszkających na Wołyniu batalia o polskość i Kościół katolicki na Ukrainie się nie zakończyła. Nadal walczą o swobodne kultywowanie tradycji, nauczanie języka ojczystego czy jego obecność w liturgii. Robią, co mogą, by ocalić od zapomnienia tragiczną opowieść o poległych. Opowiadają o przeszłości, gdyż wiedzą, że w obliczu historii każdy, kto milczy na ten temat, jest po prostu zdrajcą.

Marek A. Koprowski, Wołyń zapomniany. Tragiczne losy Polaków na sowieckiej Ukrainie, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można kupić na stronie wydawnictwa Replika.

Fragment rozdziału Was Polakiw skoro ne bude

Posterunek policji mieścił się w budynku, w którym teraz znajduje się w Dowbyszu rada wiejska. Wszyscy omijali go z daleka. Sam widok policjanta z tryzubem na czapce budził strach. W grupie pochodowej OUN do Dowbysza przyszli także Ukraińcy z Zachodu, przejęli radę wiejską i zaczęli uczyć w szkole. Chodziłem wtedy do siódmej klasy. Pamiętam takiego nauczyciela nacjonalistę, który na pierwszej lekcji zaczął tłumaczyć nam, że teraz będzie tu wolna Ukraina i musimy sprzyjać Niemcom, którzy nam w tym pomogą. Sami jak najszybciej musimy zrobić porządek z Polakami, Żydami i kacapami. Dopiero, jak się oczyści ukraińską ziemię z tych nacji, będzie ona naprawdę wolna. Ponadto wszyscy Ukraińcy muszą zacząć kochać i cenić swój język i w żadnym innym nie rozmawiać. Był bardzo zdziwiony, że tylu uczniów w klasie przyznało się do tego, że są Polakami. Zaśmiał się tylko i oświadczył: Polakiw skoro ne bude! Po zakończeniu nauki zawołał swoich kolegów, żeby pomogli mu „Polaczkiw wybiraty!”. Spędzili nas na plac przed szkołą. Nie wiedzieliśmy, co z nami będzie, wszystko mogło się zdarzyć. Wyprowadzili nas na ten plac przed szkołą, na którym była taka wielka kałuża, bo w nocy padał deszcz; zbliżała się jesień. Ten nauczyciel, Ukrainiec w czapce z tryzubem, kazał wszystkim Polakom stanąć właśnie w tej kałuży, a następnie uklęknąć w niej. Później wziął kij do ręki, żeby walnąć nim pierwszego, który ośmieli się wstać.

Klęczeliśmy bardzo długo. Kiedy wreszcie ten cyniczny nacjonalista pozwolił nam wstać, nie mogliśmy wyprostować nóg, by normalnie iść do domu. Czołgaliśmy się. Tymczasem oprawca nie wziął pod uwagę tego, że wśród nas były, jak się później mówiło w Dowbyszu, tzw. partyzanckie dzieci, których ojcowie wstąpili do tworzącego się w pobliskich lasach oddziału. Ten zaś od razu postanowił zrobić porządek z grupą pochodową OUN. To jednak trochę potrwało. Na drugi dzień znów poszliśmy do szkoły, ale wtedy przyszedł do nas już nie ten nacjonalista, tylko nasz miejscowy, dowbyski nauczyciel, który ze łzami w oczach oświadczył: Didki dobre, idite po domach, bo szkoła zakrywajetsa, ne bude tej szkoły!

Poszliśmy do domów, a nacjonaliści kontynuowali swoją robotę. Odwiedzali miejscowych Ukraińców i mobilizowali ich do rozprawy z Polakami. Zwracali się przede wszystkim do młodych. Usiłowali zorganizować z nich oddział UPA. Wieczorem nagle wpadli do Dowbysza radzieccy partyzanci i zaczęli polować na tych banderowców. Kolejno dopadali wszystkich. Ci bohaterowie, którzy chcieli walkę o wolną Ukrainę zaczynać od robienia porządku z Polakami, uciekali, gdzie pieprz rośnie. Ostatnich dwóch partyzanci dopadli w lesie aż pod Nowym Zawodem. W samym Dowbyszu na ulicach leżało trzynaście trupów. Ukraińscy policaje nie spieszyli się, żeby pomóc. Siedzieli na posterunku i nie strzelali. Rano kazali tylko pozbierać i pochować trupy.

— Niemcy zorganizowali posterunki przy jednym z najstarszych piętrowych budynków w Dowbyszu, zbudowanym jeszcze w 1902 r. — kontynuuje Samuel Arabski. — Otoczyli teren płotem, postawili jakieś baraki i spędzili wszystkich Żydów, nie tylko z Dowbysza, lecz także z okolicznych miejscowości. Ciasnota tam panowała straszna, bo na małym obszarze zgromadzono ich około czterystu: dzieci, starców, kobiety, mężczyzn. Ja, mimo iż byłem młodym chłopakiem, umiałem prowadzić samochód ciężarowy, bo nauczyłem się tego w kołchozie; był tam stary grat, ja umiałem go prowadzić, a mój brat, mechanik, naprawić. Dlatego też stałem się świadkiem wymordowania Żydów z dowbyskiego getta. Kazali mi podjechać samochodem pod posterunek, gdzie wsiadło do niego czterech policjantów. Nakazano wsiąść na samochód grupie Żydów. Gdy ci spytali, dokąd jadą, usłyszeli, że do Iwanówki, kopać kartofle. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, gdzie Żydzi zobaczyli żółty piasek na pryzmach i wykopane doły, już wiedzieli, że przyjechali na własną śmierć.

Na miejscu było kilkunastu innych policjantów. Żydom kazano się rozebrać, ale nie do naga, tylko do bielizny. Ich ubrania i rzeczy wrzucano następnie do ciężarówki. Później ukraińscy policjanci obszukiwali jeszcze wszystkich, odbierając pierścionki, kolczyki i inne kosztowności. Tymi precjozami dzielili się między sobą. Gdy już uznali, że zabrali wszystko, co wartościowe, przeganiali ich do dołów i kazali siadać. Żydzi nie protestowali i wykonywali polecenia policjantów. Ci, po przygotowaniu jednej grupy do rozstrzelania, kazali mi z czterema funkcjonariuszami jechać po następnych Żydów. Najpierw odwoziłem zrabowane Żydom rzeczy do magazynu, a później podjeżdżałem pod getto. Do 14:00 wszyscy Żydzi siedzieli już w bieliźnie nad dołami. Policjanci nie mieli rozkazu i czekali na jakiegoś wyższego przełożonego, a ponieważ nie nadjeżdżał, usiedli na trawie i czekali razem z Żydami. Aż do końca nie rozumiałem tej sytuacji. Nie chciałem uwierzyć, że policjanci wymordują wszystkich Żydów. Kiedy jednak łazikiem przyjechał z Marianówki ich przełożony, zaczęła się rzeź. Oficer stanął w samochodzie, coś krzyknął i machnął ręką. Wtedy się zaczęło. Policjanci kazali stawać nad dołami kolejno całym żydowskim rodzinom i jednych po drugich ich rozstrzeliwali. Nie sprawdzali, czy ofiara padająca do dołu była zabita, czy tylko ranna. Jak zapełnili już dwa duże doły, przypędzili ludzi z wioski i kazali zasypać. Później chcieli zrobić to samo z trzecim dołem, ale policjanci nie pozwolili. Jeden z nich oświadczył: Z Żydami się rozprawiliśmy, ale na Polaków przyjdzie jeszcze kolej!

Zbrodniarze ci nie zdążyli jednak zacząć rozprawy z Polakami. Nie przewidzieli, że wkrótce sowieccy partyzanci wybiją ich co do jednego.

Artykuł Wołyń zapomniany. Tragiczne losy Polaków na sowieckiej Ukrainie. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wolyn-zapomniany-tragiczne-losy-polakow-na-sowieckiej-ukrainie-wideo/feed/ 0
Polska demonologia ludowa. Wierzenia dawnych Słowian https://niezlomni.com/polska-demonologia-ludowa-wierzenia-dawnych-slowian/ https://niezlomni.com/polska-demonologia-ludowa-wierzenia-dawnych-slowian/#respond Sat, 10 Sep 2022 12:12:48 +0000 https://niezlomni.com/?p=51421

Jedna z najważniejszych książek poświęconych polskiej demonologii. Fascynujący świat słowiańskich duchów i demonów od lat inspiruje najznakomitsze osobistości nauki.

Doktor Leonard Pełka, uczeń Bohdana Baranowskiego, spędził wiele lat swojego życia na studiowaniu tego intrygującego tematu. Efektem jego badań jest Polska demonologia ludowa. Wierzenia dawnych Słowian – pozycja wyjątkowa i ponadczasowa.

Demony chmur burzowych i gradowych. Demony wiatrów i wirów powietrznych. Demony domowe, demony zła. Istoty szkodzące położnicom, duszące i wysysające krew. Demony chorób i śmierci. Demony patroszące zwierzęta domowe. Skąd się wzięły? Dlaczego w nie wierzono? Jak z nimi walczono?

Autor odwołuje się do folkloru, nawiązuje do baśni oraz opowieści ludowych z różnych stron kraju, a także do podań i porzekadeł regionalnych. Przedstawia barwny obraz świata polskich demonów, diabłów i istot półdemonicznych, jak również wszelakich strachów, zjaw i mar. Czyni to dokładnie i z pasją, która emanuje z każdej strony tego dzieła.

Leonard J. Pełka, Polska demonologia ludowa. Wierzenia dawnych Słowian, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika.

ROZDZIAŁ I W POSZUKIWANIU RODOWODU DEMONOLOGII LUDOWEJ

Ludzkość w toku wielowiekowej drogi swego rozwoju, obok tworów kultury materialnej, ukształtowała również – niezmiernie bogaty, a także nie pozbawiony swoistej ekspresji i kolorytu – nadzmysłowy świat istot boskich i antyboskich czy bogopodobnych (demonicznych). Stanowiły one podłoże dla powstawania rozlicznych mitów, legend, podań i opowieści ludowych.

„Każda mitologia – twierdził K. Marks – przezwycięża, opanowuje i kształtuje siły przyrody w wyobraźni i za pomocą wyobraźni, znika więc z opanowaniem tychże. Rychło jednak obok sił przyrody zaczynają też działać siły społeczne, siły, które się przeciwstawiają ludziom jako tak samo obce i na pozór tak samo niewytłumaczalne, panujące nad nimi z tą samą na pozór koniecznością naturalną, co same siły przyrody. Fantastyczne postacie, w których początkowo znajdowały odzwierciedlenie tajemnicze siły przyrody, nabierają w ten sposób atrybutów społecznych, stają się reprezentantami sił dziejowych”.

Zaistniałe rozdwojenie rzeczywistości na realny świat zjawisk materialnych i fantastyczny świat istot duchowych zapoczątkowało, trwający po czasy współczesne, proces powstawania najróżnorodniejszych postaci demonicznych. Wyobraźnia ludzka powołała do życia całe plejady istot fantastycznych, jak anioły, biesy, cyklopy, diabły, dziwożony, elfy, fauny, gnomy, nimfy, parki, syreny, topce, ubożęta, wilkołaki czy zmory. Istotami tymi zaludnił człowiek otaczający go świat. Pustka nieznanego wypełniona została tworami imaginacji ludzkiej.

Wyobrażenia danych istot demonicznych stanowiły początkowo uosobienie tajemniczych zjawisk przyrody, nie zawsze zrozumiałych oraz często budzących lęk i przerażenie. Za szczególnie groźne i tajemne uważane były zwłaszcza zjawiska atmosferyczne, zjawiska nadchodzące „z góry”, jak wyładowania piorunów, wiry powietrzne, burze gradowe, zawieje śnieżne itp. Wyobrażeniom istot symbolizujących dane zjawiska przypisywano więc poczesne miejsce w pierwotnej hierarchii demonicznej. Z kolei w tworzonych koncepcjach doktrynalnych rodzących się systemów religijnych mianem demonów określać zaczęto istoty bogopodobne, najczęściej spełniające funkcje pośredników między światem boskim a światem ludzi, lub istoty antyboskie działające na szkodę człowieka (np. diabeł).

Generalnie rzecz biorąc, wyobrażenia demoniczne zaliczyć można do rzędu powszechnych wątków wierzeniowych. Stanowią one bowiem istotny składnik doktryn religijnych oraz zajmują określone miejsce w archetypie magiczno-mitologicznych poglądów ludowych na rzeczywistość przyrodniczą i społeczną.

Wierzenia demoniczne i związane z nimi praktyki magiczno-religijne najogólniej określane są mianem demonologii. Należy tu jednakże zwrócić uwagę na fakt, iż terminowi temu przypisywane są różne konteksty znaczeniowe, co zresztą stanowi logiczną konsekwencję zajmowania różnych postaw wobec samej istoty omawianego zjawiska. Np. dla filozofa włoskiego z XV w. Pico delia Mirandoli demonologia oznaczała wiedzę „…o mechanizmach działania demonów i oddziaływaniu poprzez demony, za pomocą środków magicznych, na naturę”. (Demon jako siła sprawcza w tzw. „magii naturalnej”). Współcześnie można wyróżnić trzy zasadnicze płaszczyzny pojmowania demonologii: potoczną, naukową i teologiczną.

W ujęciu potocznym demonologia pojmowana jest jako sfera wierzeń w różnorodne istoty duchowe, najczęściej nie zindywidualizowane i niekiedy bezpostaciowe, które mają występować w otaczającej człowieka rzeczywistości przyrodniczej i społecznej. Istoty te pozbawione są atrybutów boskości, ale – w przekonaniu osób wierzących – mają one określony wpływ (pozytywny bądź negatywny) na bieg życia ludzkiego. Inaczej mówiąc jest to sfera określonych poglądów magiczno-religijnych funkcjonujących w sferze świadomości społecznej. Wiedza o danych poglądach zobiektywizowana została w wielu opracowaniach etnograficznych i religioznawczych, a także teologicznych, które już samym ujęciem problemu bardzo istotnie różnią się od siebie. W czym tkwią te różnice? Przede wszystkim w odmiennym pojmowaniu demonologii przez naukę i teologię.

Naukowe pojmowanie demonologii przedstawić można w dwu aspektach: religioznawczym i etnograficznym. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z dziedziną badań nad teoriami wyobrażeń istot bogopodobnych czy antyboskich, ukształtowanymi w poszczególnych doktrynach religijnych. Przedmiotem badań w tym względzie są zagadnienia genezy tych wyobrażeń, ich miejsca i roli w danym systemie religijnym oraz uwarunkowań społecznych ich rozwoju, funkcjonowania i obumierania. W drugim natomiast przypadku jest to dziedzina badań nad tą sferą wierzeń ludowych, które dotyczą wyobrażeń istot demonicznych, postaci półdemonicznych i zjawisk parademonicznych oraz związanych z tymi wierzeniami praktyk i czynności magiczno-religijnych.

Według interpretacji teologicznej demony nie są tworami wyobraźni ludzkiej, lecz stanowią istniejące sensu stricto byty duchowe (istoty ponadnaturalne, ale niższe od istot boskich), powołane do życia w wyniku działalności sprawczej nadprzyrodzonej istoty boskiej. Stąd też teologia zajmuje się rozważaniami nad strukturą owych bytów oraz zasięgiem ich negatywnej ingerencji w życie ludzkie, jak też możliwościami obrony człowieka przed nimi. Demonologia – jak podaje współczesna polska „Encyklopedia katolicka” – jest to „…nauka o istnieniu, naturze i działaniu szatana, dział teologii systematycznej związany z angelologią”.

W konkretnym przypadku niniejszych rozważań przyjęte zostało etno-religioznawcze rozumienie demonologii jako refleksji badawczej nad społecznymi uwarunkowaniami występowania w polskiej kulturze ludowej wierzeń o wyobrażeniach demonów, postaciach półdemonicznych i zjawiskach parademonicznych, nad ich genezą, istotą i strukturą, nad socjo- i psychologicznymi mechanizmami ich funkcjonowania w życiu społecznym i kulturze obyczajowej środowisk wiejskich oraz nad procesami ich obumierania i zanikania.

Śladami przeobrażeń słowiańskich wyobrażeń demonicznych

Różnorodne postacie rodzimych demonów, zarejestrowane w naszej kulturze ludowej, przynależą do licznej rodziny słowiańskich wyobrażeń demonicznych, o których pierwotnym kształcie posiadamy fragmentaryczną wiedzę. Stosunkowo bowiem niewiele możemy powiedzieć o formach ich społecznego funkcjonowania w odległych czasach przedchrześcijańskich. Dopiero znacznie późniejsza dokumentacja historyczna pozwala na konstruowanie obrazu słowiańskich wierzeń demonicznych. Nie jest to jednak obraz stabilny i jednolity. Tkwią w nim ślady różnorodnych przewartościowań, jakim w ciągu wieków ulegały wyobrażenia demoniczne pod wpływem przemian zachodzących w strukturze życia społecznego i kulturze umysłowej poszczególnych ludów słowiańskich.

Pierwszą wzmiankę o słowiańskich wierzeniach demonicznych odnajdujemy w „Dziejach wojen” Prokop z Cezarei (VI w.). Dotyczy ona występowania kultu duchów przyrody u południowosłowiańskich plemion Antów i Sklawinów, którzy – jak podaje Prokop – „oddają ponadto cześć rzekom, nimfom i innym jakim duchom i składają im ofiary, a w czasie tych ofiar czynią wróżby”.

Znacznie bogatszy zasób wiadomości dostarczają nam późniejsze przekazy historyczne (X–XIII w.), jak: zapisy kronikarzy niemieckich, duńskich i słowiańskich (Sakso Gramatyk, Helhold, Adam Bremeński, Thiethmar, Nestor, Kosmas), relacje podróżników arabskich (ibn Rosteh,al-Gardeli), opracowany przez Rudolfa z Rud Raciborskich tzw. „Katalog magii Rudolfa” oraz wczesnoruskie utwory literackie („Byliny” kijowskie i nowogorodzkie, „Słowo o wyprawie pułku Igora”) i kazania („Słowo niejakiego Chrystolubca”, „Słowo św. Grzegorza Teologa o tym, jak poganie kłaniali się bożkom” czy „Słowo ojca naszego Jana Złotoustego Chryzostoma”). Powyższe źródła zawierają szereg drobnych opisów wątków słowiańskich wierzeń demonicznych. Niektórzy badacze kultury słowiańskiej (np.Al. Brückner, L. Niederle czy V.J. Manzikka) uważali, iż z pewną rezerwą odnosić się należy do wartości poznawczych danych opisów, a zwłaszcza do obiektywizmu zawartych w nich sądów i ocen, jak również do stopnia adekwatności przedstawiania ówczesnego stanu wierzeń słowiańskich.

Artykuł Polska demonologia ludowa. Wierzenia dawnych Słowian pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/polska-demonologia-ludowa-wierzenia-dawnych-slowian/feed/ 0
Wyśmienita powieść autora wojennych bestsellerów! Mroczny, szokujący wgląd w okrucieństwo nazistowskiego reżimu. https://niezlomni.com/wysmienita-powiesc-autora-wojennych-bestsellerow-mroczny-szokujacy-wglad-w-okrucienstwo-nazistowskiego-rezimu/ https://niezlomni.com/wysmienita-powiesc-autora-wojennych-bestsellerow-mroczny-szokujacy-wglad-w-okrucienstwo-nazistowskiego-rezimu/#respond Sun, 31 Jul 2022 17:05:55 +0000 https://niezlomni.com/?p=51408

Sven Hassel i jego towarzysze zostają rzuceni w wir walk na froncie fińskim. Stawiają czoło arktycznej zimie, okrutniejszej niż wszystko, z czym przyszło im się do tej pory zmagać. Zdają sobie sprawę, że śmierć depcze im po piętach.

Ceną przetrwania będzie jednak odsiadka w surowym więzieniu Torgau – centrum hitlerowskiego systemu karnego. Trafiają tam dezerterzy i właściwie każdy, kto wykazuje „uczucia antynazistowskie”. Pobyt tam może przynieść wszystko, w tym sąd wojskowy i egzekucję albo głód i tortury. Sąd wojenny to historia zmagań wojennych na niemal wszystkich frontach II wojny światowej. Oparta w dużej mierze na osobistych przeżyciach autora, doskonale skonstruowana, zapadająca w pamięć powieść, od której trudno się oderwać!

Sven Hassel, Sąd Wojenny, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika.

Fragment rozdziału „Grupa Bojowa”

„(…) Dwa, trzy, w sumie pięć T-34 z rumorem parło przez śnieg w naszą stronę. Ześlizgnęły się bokiem po stromym, oblodzonym brzegu rzeki. Przez chwilę mieliśmy naiwna nadzieję, że zrezygnują. Jednak kontynuowali natarcie z ogłuszającym zgiełkiem, wyrzucając spod gąsienic tumany śniegu. Sylwetki tych czołgów są wręcz przepiękne. Atakujące w otwartym terenie T-34 to naprawdę imponujący widok – wyglądają jak wielkie, zgrabne drapieżniki.
Wszystkie krawędzie pancerza mają zaokrąglone i wygładzone. Człowiek patrzy na nie z dumą, gdy zda sobie sprawę, że to dzieło ludzkich rąk. Chwyciliśmy granaty i związaliśmy je po kilka sztuk razem. To w zasadzie jedyna broń, jaką mieliśmy przeciwko tym potworom.
Podłożyłem jedną nogę pod pośladki, aby łatwiej mi było wyskoczyć w górę. Sztuka polega na tym, aby podskoczyć w odpowiednim momencie – kiedy znajdziesz się w martwym
polu widzenia załogi czołgu. Napiąłem się jak dzikie zwierzę zagonione w narożnik i szykujące się do śmiertelnej walki. To nie ma nic wspólnego z odwagą. Czysty strach, obawa przed śmiercią – to właśnie pchnęło nas do desperackiego ataku na T-34 za pomocą granatów i pistoletów maszynowych. Czołowy czołg radziecki otworzył ogień w naszą stronę. Grupka żołnierzy, która próbowała uciec, padła w koncentrycznym ogniu karabinów maszynowych. Nie wszyscy zginęli od razu. Wysoki Feldfebel zatrzymał się, podniósł ręce w błagalnym geście do nieba, by po chwili potoczyć się po śniegu i znieruchomieć. Następna grupka ludzi biegła zygzakiem po śniegu. Czołgi rozgniatały ich szerokimi gąsienicami. Słyszeliśmy
chrzęst łamanych kości i zgniatanego metalu oraz przeraźliwe krzyki. Stalowe pudła obracały się w miejscu i wgniatały naszych towarzyszy w lód i śnieg. Krew tryskała we wszystkie
strony.
– Pochylić łby! – darł się Stary.
Na szycie pagórka znajdującego się przed nami kołysały się dwa T-34. Bliższy z nich skierował lufę swego karabinu maszynowego lekko w lewo, w naszą stronę.
– Te świnie nas widzą – powiedziałem do siebie cicho.
Wydawało mi się, że ich strzelec patrzy na mnie.
– Jeśli strzeli, to po mnie.
Wiem, jak to jest siedzieć w takim „samowarze”, jak nazywaliśmy T-34. Strzelec czołowy musi być doświadczonym czołgistą, który wie, że nie powinno się zbyt dużo myśleć.
Lepiej działać.. „Rób cokolwiek i rób to szybko” – to jego
główna myśl. „Strzelaj do wszystkiego, co jest przed tobą
– nieważne, co to jest” – to podstawowy rozkaz wyryty
w mózgu każdego czołgisty.
Jeśli chcesz przeżyć, zapomnij, że jesteś człowiekiem. Je-
śli nie możesz zastrzelić, to rozjedź gąsienicami!” .Wyskoczyłem z ukrycia, ześlizgnąłem się po oblodzonym stoku
i wylądowałem w miękkiej zaspie. Po chwili obok mnie pojawił się Porta.
– To diabeł – dyszał mi w ucho, przygotowując wiązkę
granatów. – Tu wszystko śmierdzi Walhallą i krótkim życiem.


Prowadzący czołg zatrzymał się gwałtownie. Wstrzymaliśmy ze strachu oddechy. Taki potwór zatrzymuje się tylko
po to, aby wystrzelić z działa. Z napięciem na twarzach czekaliśmy na krótki, groźny grzmot, a potem huk eksplozji,
który mógłby rozerwać nas na kawałki. Na pewno nie spudłują, jeśli nas zauważyli. T-34 ma bardzo dobre pole obserwacji. O wiele lepsze niż w naszych czołgach. Odgłos z lufy zatkał nam uszy i pojawiły się płomienie. Gorący podmuch gazów prochowych niemal nas przewrócił. Usłyszeliśmy głuche stuknięcie w śnieg parę centymetrów od nas, ale nie było wybuchu. Spudłowali, pomyślałem i zesztywniałem jak zwierzak na widok grzechotnika. Eksplozja nie nastąpiła.
– Niewypał– mruknął Porta i patrzył z fascynacją na
dziurę pozostawioną w śniegu przez pocisk.
– Święta Agnieszko! Bubel! Może pastor miał rację i germański bóg dba o swoich!
– Zwiewajmy stąd – powiedziałem i zacząłem się czołgać
w kierunku czołgu, którego silniki ponownie ryknęły.
– Święta Matko Kazańska! – zawołał Porta. – Załatwimy
go! Kładź się, bo jedzie prosto na nas!
Rosyjski czołg ruszył na najwyższych obrotach. Wyglądało to, jakby kot podrywał się do skoku. We wnętrzu śmierdzącego olejem pojazdu, porucznik Pospielow przyciskał czoło do gumowej osłony wizjera.
– Wieża na godzinę drugą! – zakomenderował.
Mniej niż trzysta metrów przed czołgiem niewielka grupka ludzi walczyła z porywami burzy śnieżnej. Pospielow uśmiechnął się z satysfakcją, po czym rozkazał podległym mu czterem czołgom ustawić się w linii. Taki szyk dawał szerokie pole ostrzału. Nawet przez chwilę nie odrywał oczu od szkieł. W szczelinie obserwacyjnej. Ogarnęła go gorączka łowów – marzenie każdego czołgisty. Cele są świetnie rozmieszczone, jakby miała za chwilę odbyć się egzekucja. I tak właśnie będzie. Przeciwpancerne 20-milimetrowe działko szczeknęło
gniewnie i wypluło niewielki pocisk, aby rozerwać skórę radzieckiego potwora. Zaraz potem odezwały się karabiny maszynowe. Kierowca czołgu, kapral Barycz, roześmiał się
głośno.
– Czy te tępe Niemiaszki myślą, że zatrzymają nas za pomocą karabinów maszynowych?
– Job twoju mać! – zawołał strzelec czołgowy.
– Zaraz im zagramy piękną melodię na naszych fujarkach.
– Odłamkowym – rozkazał zimnym głosem porucznik
Pospielow. Pocisk zadźwięczał w komorze zamkowej, a potem
szczęknęły zamykane rygle. Ręka porucznika na chwilę zawisła w powietrzu tuż nad
czerwonym przyciskiem, jakby ogarnęły go wątpliwości, po
czym powoli opadła na spust. Działo zawyło i wyrzuciło
z siebie pocisk wraz z czerwoną strugą ognia. Czołg się pochylił. Gorąca łuska wypadła na podłogę wieżyczki. Kolejny szczęk zamka armatniego i nowy pocisk utkwił w komorze
działa. Raz po raz strzelały działa czołgowe. Śnieg przed nimi poczerniał od sadzy i prochu, zaś trzysta metrów dalej był czerwony od krwi. Wyglądało to tak, jakby wariat porozlewał wiadra z dżemem. Przed oczami porucznika pokazały się miliony gwiazd.
Otrzymał potężne uderzenie w pierś i zsunął się w głąb wieżyczki. Jego kierowcę, kaprala Barycza, odrzuciło do tyłuz wielką siłą. Ładowniczy uderzył potężnie czołem w kolbę
karabinu maszynowego, co spowodowało głęboką ranę. Powietrze wyleciało z płuc zaskoczonych czołgistów, a to odebrało im na chwilę świadomość.
– Cholerna banda sodomitów! – krzyczał Mały, waląc ze wściekłości pięściami w śnieg.
Mina, której użył, była za słaba, aby zniszczyć pancerz czołgu. Jego załoga ocalała cudem.
– Szybciej, szybciej! – krzyczał porucznik Pospielow do kierowcy, który niezdarnie chwytał za drążki sterownicze i naciskał na pedały. W głowach szumiało im jak w ulu. Pospielow ledwie był w stanie pojąć, co się działo i cieszył się, że mogą się poruszać.
Czołg poderwał się do przodu, aby wyrwać się z objęć Niemców, bo ci już pewnie przygotowywali kolejną minę. Nieprzewidywalni desperaci są niebezpieczni dla każdego
czołgu. Albo ty ich gonisz, albo oni ciebie. Porucznik Pospielow postanowił uciekać.
– Szybko! – krzyknął z furią dowódca i kopnął kierowcę w plecy. Kapral, klnąc siarczyście, nacisnął pedał gazu, nie patrząc, gdzie jedzie, byle tylko wyrwać się ze śmiertelnej pułapki.
Porta i ja leżeliśmy w śniegu, ściskając wiązki granatów. Czekaliśmy tylko na odpowiedni moment, aby zaatakować potwora, który rozrzucał na boki tumany śniegu.
Jeden z włazów na wieżyczce został otwarty i pokazał się w nim skórzany hełmofon.
– Zabić ich! – wrzeszczał porucznik w śnieżną biel. Był to jednak raczej okrzyk strachu, a nie zachęty.
– W takim razie w porządku, Iwanie Wasilewiczu – za-
śmiał się demonicznie Porta, biegnąc krótkimi skokami
w stronę burty czołgu, który zatrzymał się ponownie, aby
wystrzelić z armaty. To zadziwiające, ale porucznik siedzący na wieżyczce nie zauważył go.
Wiązka granatów wylądowała u nasady wieżyczki. Długim skokiem Porta schował się za wielką zaspą, aby uchronić się przed wielką burzą kawałków stali, która za chwilę miała pojawić się w powietrzu. Dwa inne T-34 działały razem. Najpierw zganiały żołnierzy w grupy, a potem, gdy już były pewne łupu, rozjeżdżały ich gąsienicami czołgów. Nieraz cofały się lekko, potem obracały czołami do siebie i zgniatały przerażonych żołnierzy znajdujących się pomiędzy nimi jak szczęki imadła.
– Poddajmy się – powiedział podoficer z obrony przeciwlotniczej ze łzami w oczach. – Inaczej urządzą rzeź.
Porta spojrzał na niego, by po chwili głośno się roześmiać.
– Nie zapominaj, synku, że to jest wojna i obydwie strony
traktują ją poważnie.
– Prawdopodobnie gramy w jakimś filmie. Cisza Verdun, opuszczone ruiny albo coś podobnego – zakpił Gregor,
rzucając błyskawicznie ładunek wybuchowy w tylny właz silnika przejeżdżającego z rykiem czołgu.
– Uważajcie, do diabła! – krzyknął, nurkując śniegu.
Pokrywa włazu odskoczyła, jakby uderzył w nią wielki młot. Porucznik Pospielow zawył jak rodząca kobieta, przyszpilony resztkami pokrywy do krawędzi włazu.
Krzyczał jeszcze długo, gdy powoli obejmowały go płomienie.
Ładowniczy rzucił się do drugiego otwartego włazu. Wyskoczył i wpadł w morze płomieni otaczające czołg. Zaraz potem zaczął skwierczeć jak bekon na patelni, by zamienić
się w błyszczącą mumię. – Z wozu! – krzyknął kapral Barycz, odrzucając klapę
przed sobą. Zaczął biec, gdy tylko poczuł grunt pod nogami. Jego śladem natychmiast poleciała ulewa pocisków z karabinu maszynowego. Strzelec czołowy był już w połowie drogi na zewnątrz, kiedy czołg poleciał w powietrze jak piłka futbolowa. Potem
opadł na ziemię z paskudnym zgrzytem, nim potężna eksplozja wewnątrz rozdarła go na kawałki. Niewiele dalej następny pojazd jeździł w kółko. Coraz szybciej i szybciej. Z otwartych włazów buchały czerwone płomienie i gęsty oleisty dym. Z tej rozgrzanej do czerwoności stalowej trumny zdołał uciec tylko jeden człowiek. Biegł po śniegu jak płonąca żywa pochodnia, krzycząc przeraźliwie. Do miejsca, w którym leżeliśmy, docierał żar płonącego czołgu. Legionista podniósł empi i posłał długą serię w stronę płonącego Rosjanina, który próbował ugasić ogień, tarzając się w śniegu.
– Spasajcie! Spasajcie! – wołał, wyciągając ręce w naszą
stronę. Natychmiast odezwały się kolejne pistolety maszynowe. Rosjanin opadł na ziemię, a jego ciało zaczęło skwierczeć pod wpływem płomieni Dowódca cały czas próbował uwolnić się z wieżyczki T-34. Nie krzyczał, nie błagał. Usiłował o własnych siłach wydostać się z płonącej pułapki. Twarz miał popaloną i pełną pęcherzy, usta były zwęglone, tylko oczy mu dziko błyszczały. Nos przypominał surowy kawałek mięsa, włosy miejscami spłonęły. Ale ręce były w najgorszym stanie. Poczerniałe grudy mięsa, które desperacko próbowały odrzucić klapę i wydźwignąć ciało ponad zdradziecki właz.

Artykuł Wyśmienita powieść autora wojennych bestsellerów! Mroczny, szokujący wgląd w okrucieństwo nazistowskiego reżimu. pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wysmienita-powiesc-autora-wojennych-bestsellerow-mroczny-szokujacy-wglad-w-okrucienstwo-nazistowskiego-rezimu/feed/ 0
Niezwykła, poruszająca powieść o sile wspomnień i rodzinnych wartościach. Wyszła spod pióra jednej ze współczesnych ikon literatury. https://niezlomni.com/niezwykla-poruszajaca-powiesc-o-sile-wspomnien-i-rodzinnych-wartosciach-wyszla-spod-piora-jednej-ze-wspolczesnych-ikon-literatury/ https://niezlomni.com/niezwykla-poruszajaca-powiesc-o-sile-wspomnien-i-rodzinnych-wartosciach-wyszla-spod-piora-jednej-ze-wspolczesnych-ikon-literatury/#respond Tue, 03 May 2022 03:03:32 +0000 https://niezlomni.com/?p=51400

W wieku dziewięćdziesięciu jeden lat Ptolemeusz Grey jest człowiekiem zapomnianym przez świat – przyjaciół, rodzinę, a nawet przez siebie samego. Zamknięty w czterech ścianach mieszkania pogrąża się samotnie w demencji.


Pewnego dnia na pogrzebie siostrzeńca spotyka siedemnastoletnią Robyn i doświadcza znaczącej odmiany – w głowie, w sercu i w życiu.
Robyn jest inna niż wszyscy. Zabrania Ptolemeuszowi żyć w zapomnieniu, wśród dręczących go wspomnień, i całkowicie odmienia jego egzystencję. Z jej pomocą, a także za sprawą eksperymentalnej terapii, Ptolemeusz wynurza się z izolacji. Znów doświadcza radości życia, a jego blaknący umysł odzyskuje klarowność i wigor, co pozwala odkryć niedostępne od dekad tajemnice.

Majstersztyk. Opowiadana intymnym szeptem książka wbija nas głęboko w umysł wiekowego człowieka, który zachował resztki wspomnień i poszukuje klucza do rozwiązania starej zagadki. – “The New York Times Book Review”.

Na podstawie książki powstał serial z Samuelem L. Jacksonem dostępny na platformie Apple TV+.

Fragment książki Walter Mosley, Ostatnie dni Ptolemeusza Greya, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książę można nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

Fragment
– Halo? – odezwał się do słuchawki bardzo, bardzo stary, czarnoskóry mężczyzna.
Telefon według jego własnych obliczeń nie dzwonił już od ponad półtora tygodnia, ale tak naprawdę milczał zaledwie od trzech dni. I wówczas ktoś wybrał jego numer, kobieta. Wydawała się smutna. Pamiętał, że telefonowała więcej niż jeden raz.
W tle cicho sączyły się z radia dźwięki klasycznej muzyki fortepianowej. Z pocieszyciela telewizora dobiegała paplanina, gdyż nastawiony był na stację, która przez dwadzieścia cztery godziny na dobę nadawała wiadomości.
– Kto mówi? – zapytał stary człowiek, zanim usłyszał głos rozmówcy.
– Papa Grey? – dotarł do niego męski głos.
Był to głos człowieka młodego, wolnego od stresu i ciężaru starczego wieku.
– To ty, Reggie? Gdzie się podziewałeś, chłopaku? Czekam na ciebie od tygodnia. Nie, nie, od dwóch tygodni. Właściwie to nie wiem dokładnie, ale od bardzo długiego czasu.
– Nie, papo Grey, nie, to ja, Hilly.
– Kto? A gdzie jest Reggie?
Hilly milczał przez dwie sekundy i stary człowiek szybko zapytał:
– Jest tam kto?
– Jestem, papo Grey – zapewnił go głos. – Jestem.


Tak, z pewnością ktoś tam był, na drugim końcu linii telefonicznej. Ale właściwie kto? Grey rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu jakiejś wskazówki, która pozwoliłaby mu zidentyfikować rozmówcę, ale zobaczył tylko sterty gazet, pudła każdego rozmiaru i kształtu, no i meble. Stało tu przynajmniej dziesięć krzeseł oraz wielkie biurko, podparte w miejscu wyłamanej nogi. Dwa stoły jadalne były przysunięte do południowej i wschodniej ściany.
– „Nadaliśmy etiudę As-dur numer 2 Fryderyka Szopena” – oznajmił spiker z radia. – „A teraz wspólnie posłuchamy…”
– Papo Grey? – odezwał się głos z telefonu.
– „…dzisiaj w Bagdadzie i okolicach miasta eksplodowało pół tuzina bomb. Zginęły sześćdziesiąt cztery osoby…”
Czy źródłem głosu było radio, czy może telewizor? Nie. To jego własne ucho. Telefon…
– Kto mówi? – zapytał Ptolemy Grey, przypomniawszy sobie, że prowadzi rozmowę telefoniczną.
– To ja, Hilly, papo. Syn twojej siostrzenicy. Syn córki June.
– Kto?
– Hilly – odparł młody człowiek, lekko unosząc głos. – Twój siostrzeniec.
– Gdzie jest Reggie? – zapytał Ptolemy. – Gdzie jest mój syn?
– On dzisiaj nie może przyjść, wujku – odparł Hilly. – Mama poprosiła mnie, żebym do ciebie zatelefonował i zapytał, czy czegoś nie potrzebujesz.
– Do diabła, tak – powiedział Ptolemy, zastanawiając się, co właściwie ma na myśli rozmówca.
– Tak?
– Co tak?
– Potrzebujesz czegoś?
– Oczywiście. Potrzebuję bardzo wielu różnych rzeczy. Reggie nie dzwonił do mnie pewnie od tygodnia, ale może minęły dopiero trzy dni. Zostały mi cztery puszki sardynek, a on zawsze kupuje mi karton z czternastoma. Codziennie zjadam jedną puszkę na lunch. Ale Reggie nie zadzwonił i nie wiem, co będę jadł, kiedy skończą się ryby i… i… i… płatki owsiane.
Rozpoczęła się sonata fortepianowa.
– Co mam ci przywieźć? – zapytał Hilly.
– Przywieźć? Tak, tak. Przyjedź tutaj i zawieź mnie na zakupy. Razem z Reggiem.
– Mogę sam z tobą pojechać, wujku – powiedział Hilly bez entuzjazmu.
– Wiesz, gdzie jest sklep? – zapytał stryjeczny dziadek.
– Jasne, że tak.
– No nie wiem. Nigdy cię tam nie widziałem.
– Ale wiem, gdzie jest sklep.
– Przyjdzie Reggie?
– Nie dzisiaj.
– Dlaczego? Nie… nie, nie mów mi, dlaczego. Nie rób tego. A więc ty przyjdziesz… hmmm… hmmm, Hilly? – Ptolemy uśmiechnął się, zadowolony, że zapamiętał to imię.
– Tak, papo Grey?
– Kiedy?
– Za godzinę.
Staruszek zerknął na zegar, stojący na kulawym biurku.
– Mój zegar mówi, że jest piętnaście po czwartej – powiedział Ptolemy do wnuka swojej siostry, Hilly’ego Browna.
– Jest za dziesięć druga, wujku, a nie czwarta piętnaście.
– Ale musisz jeszcze dodać czterdzieści pięć minut. Będę na ciebie czekał krótko po piątej. No, przynajmniej przed szóstą.
– No tak, oczywiście.

Artykuł Niezwykła, poruszająca powieść o sile wspomnień i rodzinnych wartościach. Wyszła spod pióra jednej ze współczesnych ikon literatury. pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niezwykla-poruszajaca-powiesc-o-sile-wspomnien-i-rodzinnych-wartosciach-wyszla-spod-piora-jednej-ze-wspolczesnych-ikon-literatury/feed/ 0
Najsłynniejszy w dziejach traktat o walce z mocami zła. Po raz pierwszy w całości w języku polskim! [WIDEO] https://niezlomni.com/najslynniejszy-w-dziejach-traktat-o-walce-z-mocami-zla-po-raz-pierwszy-w-calosci-w-jezyku-polskim-wideo/ https://niezlomni.com/najslynniejszy-w-dziejach-traktat-o-walce-z-mocami-zla-po-raz-pierwszy-w-calosci-w-jezyku-polskim-wideo/#respond Mon, 02 May 2022 04:40:43 +0000 https://niezlomni.com/?p=51393

Oto ostatnia, trzecia część Malleus Maleficarum, której dotychczas brakowało.

Część ta składa się z trzech rozdziałów. W pierwszym znajdziemy dokładnie omówione przesłanki i sposoby wszczynania postępowań przeciwko czarownicom. W drugim autorzy przedstawiają zasady prowadzenia procesu, a w trzecim przybliżają sposoby wydawania wyroku. Wszystko to czynią z rozwagą, bardzo szczegółowo, w zależności od rodzaju i ciężaru rozpatrywanego przypadku. Ten swoisty kodeks postępowania w sprawach przeciwko czarownicom stanowi ważne i dotąd mało znane dopełnienie całości dzieła Kramera i Sprengera. Jest zarazem cennym dokumentem epoki objaśniającym zasady działania ówczesnego prawa. Jego treść niejednokrotnie okazuje się zaskakująca, gdyż w swej istocie przeczy wielu uproszczeniom i narosłym stereotypom przypisywanym działalności Inkwizycji oraz jej trybunałom i procesom.

Fragment książki Heinrich Kramer Jacob Sprenger, Młot na czarownice. Pars Tertia. Malleus Maleficarum, Wyd. Replika, Poznań 2022. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika.

WPROWADZENIE OGÓLNE

Kto jest stosownym i godnym sędzią w procesie czarownic?

Pojawia się pytanie, czy czarownice, wraz z ich klientami, protektorami i obrońcami, podlegają całkowicie jurysdykcji Diecezjalnego Sądu Kościelnego i Sądu Cywilnego, aby Inkwizytorzy badający zbrodnie herezji mogli zostać całkowicie zwolnieni z obowiązku osądzania ich? I stwierdza się, że tak jest. Tak rzecze Canon [Episcopi] (c. accusatus, § sane, lib. VI):

„Z pewnością tych, których najwyższym przywilejem jest wydawanie sądów w sprawach Wiary, nie powinny rozpraszać inne sprawy. Inkwizytorzy wyznaczeni przez Stolicę Apostolską do zbadania zarazy herezji ewidentnie nie powinni zajmować się wróżbitami czy wieszczami, chyba że są oni również heretykami. Również karanie tychże nie powinno być ich sprawą, jako że mogą pozostawić takowe ukaranie sędziom własnym tamtych”.

Nie wydaje się też nastręczać żadnej trudności to, iż herezja czarownic nie została wspomniana w tymże Canonie. Podlegają one bowiem takiej samej karze jak inne na sądzie sumienia, jak dalej mówi o tym Canon (dist. I, pro dilectione). Jeśli grzech wróżbitów i czarownic jest ukryty, nałożona zostanie na nich czterdziestodniowa pokuta; jeśli jest jawny, odmówi się im Eucharystii. Ci, których kara jest identyczna, powinni otrzymać ją od tego samego sądu. Zatem, jeszcze raz, wina obu jest taka sama, gdyż jak wieszcze uzyskują swoje wyniki dziwacznymi środkami, tak czarownice szukają i uzyskują od Diabła krzywdy, które wyrządzają stworzeniom, bezprawnie wyzyskując Boskie stworzenia do tego, co powinno się zyskać jedynie od Niego. Stąd jedni i drudzy są winni grzechu bałwochwalstwa.

Taka jest intencja Ez 21,23, kiedy król babiloński stanął na rozdrożu, potrząsając strzałami i wypytując posążki bóstw. Znów można stwierdzić, że kiedy Canon mówi: „O ile nie są to zarazem heretycy”, dopuszcza się, że niektórzy wróżbici i wieszcze są heretykami i dlatego powinni zostać poddani sądowi Inkwizytorów. W tym jednak przypadku udawani wieszcze również byliby mu poddani, a to nie znajduje żadnego pisemnego umocowania.

I znowu, jeśli czarownice mają podlegać śledztwu Inkwizytorów, musi to być za sprawą przestępstwa herezji. Jasne jest wszakże, iż czarownice mogą spełniać swe występki bez herezji. Kiedy wdeptują w błoto Ciało Chrystusa, choć jest to zbrodnia najstraszliwsza, mogą to czynić bez błędu w rozumieniu, a zatem bez herezji. Albowiem jest w pełni możliwe, że człowiek wierzy, iż To jest Ciało Pana, a jednak wrzuca je w błoto, aby zadowolić Diabła i tak, ze względu na jakiś pakt z nim, osiągnąć pewien upragniony cel, jakim jest odnalezienie skarbu lub coś w tym rodzaju. Dlatego uczynki czarownic nie muszą wiązać się z błędem w Wierze, bez względu na to, jak wielki grzech mogą stanowić. W takim przypadku nie podlegają Sądowi Inkwizycji, ale pozostają w dyspozycji własnych Sędziów. Salomon wszak okazał szacunek bogom swoich żon przez uprzejmość i nie był z tego powodu winny odstępstwa od Wiary, gdyż w swoim sercu pozostał wierny i zachowywał prawdziwą Wiarę. Tak samo, gdy czarownice oddają cześć Diabłom ze względu na zawarty z nimi pakt, ale zachowują Wiarę w swoich sercach, nie mogą przez to zostać uznane za heretyczki.


Można wszelako stwierdzić, iż wszystkie czarownice muszą zaprzeczać Wierze i dlatego muszą zostać osądzone jako heretyczki. Tymczasem wręcz przeciwnie, nawet gdyby zaprzeczały Wierze w swoich sercach i umysłach, nadal nie można by uważać ich za heretyczki, ale za odstępczynie. Różni się bowiem heretyk od odstępcy i to heretycy podlegają Sądowi Inkwizycji. Dlatego czarownice tak naprawdę im nie podlegają. I znowu jest powiedziane w c. 26, quest. 5:

„Niech Biskupi i ich przedstawiciele dążą wszelkimi sposobami do całkowitego oczyszczenia swoich parafii ze zgubnej sztuki wróżbiarstwa i magii pochodzącej od Zaratustry. A jeśli znajdą mężczyznę lub kobietę uzależnionych od tej zbrodni, niech ci zostaną w pohańbieniu i niełasce wydaleni ze swoich parafii”.

Artykuł Najsłynniejszy w dziejach traktat o walce z mocami zła. Po raz pierwszy w całości w języku polskim! [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/najslynniejszy-w-dziejach-traktat-o-walce-z-mocami-zla-po-raz-pierwszy-w-calosci-w-jezyku-polskim-wideo/feed/ 0