Henryk Sienkiewicz

Zagłoba, Wołodyjowski i Kmicic o Lapończykach w ,,Potopie”



Na Boga! A to co za małe monstra? – zakrzyknął nagle Zagłoba ukazując kupę małych człowieczków z oliwkową cerą i czarnymi, wiszącymi po obu stronach głowy włosami.
– To Lapończykowie, którzy do najdalej siedzących Hiperborejów się liczą.
– Dobrzyż do bitwy? Bo mi się widzi, że mógłbym po trzech w każdą garść wziąść i póty łbami stukać, póki bym się nie zmachał!
– Z pewnością mógłbyś waszmość to uczynić! Do bitwy oni na nic. Szwedowie ich ze sobą do posług obozowych wodzą, a w części dla osobliwości. Za to czarownicy z nich exquisitissimi, każden najmniej jednego diabła, a niektórzy po pięciu do usług mają.
Skądże im taka ze złymi duchami komitywa? – pytał, żegnając się znakiem krzyża, Kmicic.
– Bo w ustawicznej nocy brodzą, która po pół roku i więcej u nich trwa, wiadomo zaś waszmościom, że w nocy najłatwiej z diabłem o styczność.
– A dusze mają?
– Nie wiadomo, ale tak myślę, że animalibus są podobniejsi.
Kmicic posunął konia, chwycił jednego Lapończyka za kark, podniósł go jak kota do góry i obejrzał ciekawie, następnie postawił go na nogi i rzekł:
– Żeby mi król takiego jednego podarował, kazałbym go uwędzić i w Orszy w kościele powiesić, gdzie z innych osobliwości strusie jaje się znajduje.
– A w Łubniach była u fary szczęka wielorybia alboli też wielkoluda- dodał Wołodyjowski.
– Jedźmy, bo jeszcze co paskudnego od nich się do nas przyczepi! – rzekł Zagłoba.

(291)