Żołnierze Niezłomni – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Żołnierze Niezłomni – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 ,,Ubek powiedział do mojego Ojca: My wiemy, że ty masz twardą d…, ale w celi obok jest twoja żona, z której wszystko wyciśniemy…” https://niezlomni.com/ubek-powiedzial-do-mojego-ojca-my-wiemy-ze-ty-masz-twarda-d-ale-w-celi-obok-jest-twoja-zona-z-ktorej-wszystko-wycisniemy/ https://niezlomni.com/ubek-powiedzial-do-mojego-ojca-my-wiemy-ze-ty-masz-twarda-d-ale-w-celi-obok-jest-twoja-zona-z-ktorej-wszystko-wycisniemy/#respond Wed, 17 May 2017 13:32:15 +0000 http://niezlomni.com/?p=38565

3 maja 1948 r. Najwyższy Sąd Wojskowy utrzymał wyrok na Pileckiego w mocy. Z ramienia Naczelnej Prokuratury Wojskowej dopilnował tego mjr Rubin Szwajg - pisze Tadeusz M. Płużański w swojej najnowszej książce "Obława na Wyklętych. Polowanie bezpieki na Żołnierzy Niezłomnych".

W dokumentach czytamy: Podlaski Hersz, syn Mojżesza i Szpryncy Austern, ur. 7 marca 1919 r. w Suwałkach. Później imiona rodziców zmieniono − odpowiednio − na Maurycego i Stanisławę. W 1956 r. Henryk Podlaski zaczął używać imienia Bernard, po czym ślad po nim zaginął. Przez dłuższy czas szukała go KG MO, bezskutecznie. Mówiło się, że utonął w nurtach Bugu. Miał to być albo akt samobójczy, albo wynik nieudanej ucieczki na Wschód. W 1966 r., po 10 latach starań, żona krwawego prokuratora uzyskała potwierdzenie jego zgonu. Istnieją jednak relacje, że cała sprawa została sfingowana, a Podlaski… zamieszkał w ZSRS u boku swojej siostry, która wyszła za mąż za wysokiego funkcjonariusza NKWD.

3 maja 1948 r. Najwyższy Sąd Wojskowy utrzymał wyrok na Pileckiego w mocy. Z ramienia Naczelnej Prokuratury Wojskowej dopilnował tego mjr Rubin Szwajg. Urodzony 15 listopada 1898 r. w Jarosławiu, podobnie jak Henryk (Hersz) Podlaski, w stalinowskiej prokuraturze był odpowiedzialny za sprawy szczególne. 10 lipca 1948 r. Szwajg napisał do MON prośbę o zwolnienie ze służby wojskowej: „z uwagi na to, że zamierzam wraz z żoną wyjechać do Izraela, by tam połączyć się z naszą najbliższą rodziną. Mamy w Izraelu córkę naszą, rodziców i rodzeństwo”.

„Człowiek wielkiego serca i dobroci”

W imieniu NSW wyrok na Pileckiego wydali: płk Kazimierz Drohomirecki, ppłk Roman Kryże i mjr (potem ppłk) Leo (Lew) Hochberg. O tym ostatnim można było przeczytać w Biuletynie Żydowskiego Instytutu Historycznego (kwiecień−czerwiec 1978 r., nr 2 (106)) w rubryce „In memoriam”: „Odszedł od nas wybitny erudyta, mądry doradca, uczynny i oddany współpracownik Żydowskiego Instytutu Historycznego w Polsce, człowiek wielkiego serca i dobroci”. Ani słowa o tym, że był stalinowskim pułkownikiem, a tym bardziej, że brał udział w mordzie sądowym na rotmistrzu Pileckim i w procesach innych żołnierzy AK.

Potem jest skrócony życiorys zmarłego: ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim, w czasie II wojny światowej przebywał w ZSRS, członek Związku Patriotów Polskich, sędzia Ludowego Wojska Polskiego, potem Najwyższego Sądu Wojskowego i cywilnego Sądu Najwyższego. Zmarły w latach 90. historyk Jerzy Poksiński w książce TUN napisał, że Hochberg „upowszechniał w sądzie »nowinki prawne« rodem z ZSRR, w tym przede wszystkim treści prac Andrieja Wyszyńskiego [prokurator generalny ZSRR, twórca teorii, że przyznanie się oskarżonego może stanowić decydujący dowód winy − TMP]”. Hochberg − warto dodać − nie był tylko teoretykiem, ale również praktykiem − orzekał w sądach I instancji.

Nienawiść do akowców

Niektóre stalinowskie śledztwa (te szczególnej wagi) nadzorował osobiście szef Departamentu Śledczego MBP, płk Jacek Różański (Józef Goldberg), który faktycznie wydawał wyroki. Tak było w przypadku grupy rotmistrza Witolda Pileckiego. Różańskiemu pomagał jego zastępca − naczelnik Wydziału II ppłk Adam Humer i dyr. Departamentu III MBP (ds. walki z bandytyzmem, czyli niepodległościowym podziemiem), inny płk Józef Czaplicki, ze względu na swoją nienawiść do AK-owców nazywany „Akowerem”. Różański ignorował fakty przemawiające „na korzyść” rotmistrza, np. raporty z jego pracy w Auschwitz, a nadawał specjalne znaczenie sfingowanym dokumentom (podstawą oskarżenia grupy Pileckiego były wymyślone przez bezpiekę plany zlikwidowania „mózgów MBP” − właśnie Różańskiego, Czaplickiego i szefowej Departamentu V MBP Julii Brystygier „Luny”), znanym jako raport „Brzeszczota”.
Na biurka Różańskiego i Czaplickiego trafiały notatki „agentów celnych”, czyli więziennych kapusiów, rozpracowujących Pileckiego i jego towarzyszy. Dostawał je również wiceminister bezpieki gen. Roman Romkowski (Natan Grinszpan-Kikiel).

Nie widzieli, nie słyszeli

Informacje o „oficerach” śledczych torturujących Pileckiego znajdują się w kartotece personalnej, przekazanej Instytutowi Pamięci Narodowej przez UOP.

Marian Krawczyński (jeden z najbardziej „zasłużonych” w sprawie), rocznik 1920 r., przed wojną skończył zawodówkę, po wojnie otrzymał stanowisko pułkownika. Na Mokotowie pracował przez 1,5 roku, do 1948 r., w bezpiece do 1955 r.
Zbigniew Kiszel, rocznik 1923 r., major, w bezpiece do 1958 r.

Eugeniusz Chimczak, rocznik 1921 r., najpierw śledczy PUBP w Tomaszowie Lubelskim, potem pułkownik w warszawskiej centrali MBP, w bezpiece aż do 15 czerwca 1984 r.

Wszyscy „śledzie” ukończyli przyspieszone kursy dla funkcjonariuszy (Chimczak i Krawczyński Centralną Szkołę MBP w Łodzi). W III RP wszyscy mieszkali w centrum Warszawy (Krawczyński na tej samej ulicy co Chimczak).

Przesłuchiwani kilka lat temu przez prokuratora IPN przyznawali, że pracowali w MBP, ale „nie pamiętali” sprawy Pileckiego. Chimczakowi nie przeszkadzało to mówić: „O tym, w co był zamieszany Pilecki, mogłem się zorientować z wyjaśnień, jakie mi złożył. […] Moich zwierzchników interesowały wyjątkowo „sprawy szpiegowskie”, a sprawa Pileckiego do takich została zaliczona”.
Amnezja ustępowała po okazaniu im dokumentów z ich podpisami. Pytani o stosowanie przymusu fizycznego i psychicznego odpowiadali tak samo: nie było żadnego. Pozwalali sobie nawet na dalej idące dowcipy:

Krawczyński:aresztowani nie zgłaszali mi o tego typu sytuacjach”.

Kiszel:osoby te nie zgłaszały mi takiego faktu, aby były bite w śledztwie”.

Chimczak:nie widziałem żadnych obrażeń na ciele przesłuchiwanych i o nich nie słyszałem. […] Owszem, zostałem przez Tadeusza Płużańskiego oskarżony o znęcanie się nad nim w czasie przesłuchań, ale to nieprawda”.
Swoje skazanie w 1996 r. na 8 lat w procesie Humera uważał za „sprawę polityczną”. Na jego proces mój Ojciec nie poszedł: „Miałem go znowu oglądać?”. Podczas procesu ofiary musiały przekonywać, że były bite.

Napluć w twarz

- To były normalne przesłuchania [czyli stosowany na co dzień na Rakowieckiej fizyczny i psychiczny przymus – TMP], wyjaśniałem z Pileckim jego notatki, adresy. Dużo mówiliśmy [oczywiście o żadnym dialogu oprawcy z ofiarą nie mogło być mowy – TMP] o jego pobycie w Oświęcimiu, ucieczce, raporcie z obozu dla Armii Krajowej. Interesowało mnie to, gdyż w czasie wojny też należałem do AK. Dlatego przesłuchania nie były dla mnie łatwe – żalił się w pierwszej dekadzie XXI wieku śledczy Krawczyński.

Jeszcze bardziej krwawy Chimczak twierdził z kolei, że nie miał żadnego wpływu na czas trwania i charakter przesłuchań, bo wypełniał jedynie polecenia przełożonych. Bardziej „szczery” był Krawczyński: „Odnośnie częstotliwości przesłuchań mogę powiedzieć, że czasem z własnej inicjatywy przesłuchiwałem daną osobę dzień po dniu”.
Chimczak przypadkowo ujawniał mechanizmy śledztwa:Zawsze sporządzałem protokół przesłuchania, nawet gdy podejrzany nie chciał wyjaśniać” (czytaj: śledczy pisał, co chciał, nawet gdy przesłuchiwany nie dał się złamać biciem). Twierdzenia, że śledczy nie znali czasu trwania przesłuchań, też nie są prawdziwe. Sami, opowiadając o swojej „ciężkiej” pracy, przyznają, że przesłuchiwali od rana (8−9) do godzin popołudniowych (15−16), potem mieli trzy, cztery godziny przerwy (aresztowani nie mieli takiego luksusu) i znowu, do 24.

Mniej znany Zbigniew Kiszel też nie przebierał w środkach. Władysław Minkiewicz w książce Mokotów, Wronki, Rawicz wspominał, jak jego „główny oprawca” bił go gumową pałką, kopał, kazał siedzieć na nodze odwróconego stołka i robić w nieskończoność przysiady: „Lubił również, kiedy byłem już zupełnie wyczerpany, dusić mnie, ściskając za gardło. Podczas śledztwa dwa razy zemdlałem”.

Kiedy Tadeusz Płużański odmawiał zeznań, Chimczak powiedział:My wiemy, że ty masz twardą d…, ale w celi obok jest twoja żona, z której wszystko wyciśniemy”. I rzeczywiście, ubeckie „badania” doprowadziły żonę taty – Stanisławę Płużańską – do stanu przedagonalnego. Wrzucona przez morderców do karceru poroniła, a oni jeszcze kazali jej leżeć w kałuży krwi i odchodach innych więźniów.

Po wyjściu ze stalinowskiego więzienia na fali „odwilży” w 1956 r. ojciec spotkał Chimczaka na warszawskim Nowym Świecie, ale nie zemścił się za tortury w śledztwie: „Mogłem mu tylko napluć w twarz, ale nawet na to nie zasłużył”.

Fragment rozdziału Witold Pilecki • Święty polskiego patriotyzmu, Tadeusz M. Płużański, Obława na Wyklętych. Polowanie bezpieki na Żołnierzy Niezłomnych, Replika, Poznań 2017. Książkę można nabyć TUTAJ.

Książkę będzie można nabyć na stoisku Wydawnictwa Replika przedpremierowo na Warszawskich Targach Książki. 20 maja na targach odbędzie się spotkanie z Tadeuszem M. Płużańskim.


Wyklęci przez komunę Żołnierze Niezłomni, ścigani jak wilki...

1 marca 1951 roku komunistyczne władze zamordowały w więzieniu mokotowskim w Warszawie członków IV Zarządu Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Razem z prezesem ppłk Łukaszem Cieplińskim od strzału w tył głowy zginęło sześciu jego współpracowników ‒ mjr Lazarowicz, mjr Kawalec, kpt. Błażej, kpt. Rzepka, por. Chmiel, por. Batory...
Obława na Wyklętych to opis kilkunastu spraw prowadzonych przez Urząd Bezpieczeństwa i władze komunistyczne przeciwko Żołnierzom Wyklętym. Ukazuje, w jaki sposób PRL‒owskie organy ścigania rozpracowywały i tropiły oddziały oraz poszczególnych członków podziemia niepodległościowego, m.in. Łukasza Cieplińskiego, Hieronima Dekutowskiego, Mieczysława Dziemieszkiewicza, Augusta Emila Fieldorfa, Witolda Pileckiego, Jana Rodowicza, Danuty Siedzikówny, Zygmunta Szendzielarza czy Antoniego Żubryda.

Na podstawie zachowanych akt, jak również wspomnień oraz korespondencji, książka ukazuje nie tylko sam pościg, ale także przebieg brutalnych śledztw i marionetkowych procesów, zakończonych kuriozalnymi wyrokami. Wszystkim z przedstawionych tu bohaterów za działalność niepodległościową przyszło zapłacić cenę najwyższą.
38-letni Ciepliński wiedział, że nie będzie miał pogrzebu, tylko zostanie wrzucony w tajemnicy do jakiegoś bezimiennego dołu. Dlatego tuż przed śmiercią połknął medalik z Matką Boską. To jak dotąd nie wystarczyło do identyfikacji jego szczątków na „Łączce” Powązek Wojskowych w Warszawie. Łukasz Ciepliński nawet w III RP pozostaje wyklęty, ale jego idea przetrwała. Idea Żołnierza Niezniszczalnego, Niezłomnego.

Życie poświęcić warto jest tylko dla jednej idei, idei wolności! Jeśli walczymy i ponosimy ofiary, to dlatego, że chcemy właśnie żyć, ale żyć jako ludzie wolni, w wolnej Ojczyźnie” - kpt. Zdzisław Broński „Uskok”

Tadeusz Marek Płużańskidziennikarz, historyk i publicysta. Specjalizuje się w powojennej historii Polski. Od 2013 roku jest prezesem Fundacji „Łączka”, opiekującej się Kwaterą na Łączce na warszawskich Powązkach. Jest członkiem Rady Fundacji Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga przeciw Zniesławieniom oraz prezesem Społecznego Trybunału Narodowego – obywatelskiego sądu nad zbrodniami komunistycznymi. Autor kilku publikacji na temat Żołnierzy Wyklętych oraz ich prześladowców.

Artykuł ,,Ubek powiedział do mojego Ojca: My wiemy, że ty masz twardą d…, ale w celi obok jest twoja żona, z której wszystko wyciśniemy…” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/ubek-powiedzial-do-mojego-ojca-my-wiemy-ze-ty-masz-twarda-d-ale-w-celi-obok-jest-twoja-zona-z-ktorej-wszystko-wycisniemy/feed/ 0
To dzięki niemu zamordowani Żołnierze Niezłomni odzyskali godność. Poruszające słowa prof. Szwagrzyka https://niezlomni.com/to-dzieki-niemu-zamordowani-zolnierze-niezlomni-odzyskali-godnosc-poruszajace-slowa-prof-szwagrzyka/ https://niezlomni.com/to-dzieki-niemu-zamordowani-zolnierze-niezlomni-odzyskali-godnosc-poruszajace-slowa-prof-szwagrzyka/#respond Mon, 29 Aug 2016 06:30:57 +0000 http://niezlomni.com/?p=30674

Oto przemówienie prof. Krzysztofa Szwagrzyka wygłoszone podczas pogrzebu „Inki” i „Zagończyka”. Prof. Szwagrzyk był szefem ekipy zajmującej się ekshumacjami żołnierzy niepodległościowego podziemia. Kierował zespołem, który odnalazł grób "Inki" i "Zagończyka".

https://youtu.be/KWR4v_WHKAE

Artykuł To dzięki niemu zamordowani Żołnierze Niezłomni odzyskali godność. Poruszające słowa prof. Szwagrzyka pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/to-dzieki-niemu-zamordowani-zolnierze-niezlomni-odzyskali-godnosc-poruszajace-slowa-prof-szwagrzyka/feed/ 0
Najmłodszy żołnierz Żubryda https://niezlomni.com/najmlodszy-zolnierz-zubryda/ https://niezlomni.com/najmlodszy-zolnierz-zubryda/#respond Sat, 27 Feb 2016 07:35:19 +0000 http://niezlomni.com/?p=26394

[caption id="attachment_26395" align="alignleft" width="300"]Antoni Żubryd Antoni Żubryd[/caption]

Julian Kilar jest ostatnim żyjącym członkiem legendarnego oddziału Antoniego Żubryda, który po „wyzwoleniu” w 1944 r., czyli po zajęciu powiatu sanockiego przez Armię Czerwoną, podjął walkę z komunistami, stacjonującymi na tym terenie Sowietami, a także nacjonalistami ukraińskimi. Tym ostatnim marzyło się przyłączenie ziemi sanockiej do „samostijnej Ukrainy” i pozbycie się z niej Polaków!

— Pochodzę z rodziny osiadłej w Rymanowie od XVIII wieku — wspomina Julian Kilar. — Tyle przynajmniej udało mi się ustalić na podstawie zachowanych dokumentów. Wielu przedstawicieli mojej rodziny pełniło wiele funkcji w mieście. Jeden z pradziadów był burmistrzem, inny cechmistrzem, kilku wypełniało również obowiązki radnych. Ja jestem drugim synem Jana Kilara i Marii z domu Ćwiek, urodzonym w 1929 r. Rodzice, niestety, wcześnie odeszli; matka zmarła, gdy miałem osiem miesięcy, a kiedy ukończyłem cztery lata, straciłem także ojca. Choć taty praktycznie nie zapamiętałem, zostałem wychowany w kulcie dla wartości, które były mu bliskie. Ojciec był legionistą i brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. W domu zachowało się wiele śladów pamięci po nim. Dzięki temu, że broniąc ojczyzny, wykazał się odwagą i został ranny, otrzymał przywilej, który po jego śmierci pozwolił nam jakoś żyć: koncesję na detaliczną sprzedaż alkoholu i papierosów, czyli artykułów monopolowych.

[…]

„Grupa rymanowska” miała początkowo charakter nieformalny, a jej członkowie nie zaprzątali sobie głowy sprawami ideologicznymi. Podstawowe problemy były dwa. Pierwszy brzmiał: z czego żyć?, zaś drugi: za co prowadzić działalność konspiracyjną? Niektórzy zgłaszali propozycje, żeby nałożyć kontrybucje na osoby kolaborujące podczas wojny z Niemcami, które dorobiły się na tym znaczących majątków. Takich osób w Rymanowie na pewno trochę było, nie konfidentów gestapo, ale osób prowadzących za aprobatą Niemców różnorakie interesy, głownie sklepy i restauracje. Ich powodzenie zależało od życzliwości okupantów, bo w znacznej mierze funkcjonowały one poza stworzonym przez Niemców systemem kartkowym.

[quote]Przez całą okupację jeden z restauratorów prowadził lokal, w którym można było zjeść i wypić bez oddawania kartek żywnościowych. Częstymi gośćmi byli w nim Niemcy. Restaurator ten z pewnością odpłacał się im, a niewykluczone, że przekazywał też informacje zebrane wśród gości knajpy, którym po pijaku rozwiązywały się języki. Byli też w Rymanowie sklepikarze działający na podobnych zasadach. Kilku chłopaków z „grupy rymanowskiej” postanowiło oskubać tych kolaborantów i odebrać im część pieniędzy zgromadzonych dzięki dobrym stosunkom z okupantem. Napisali do nich listy, w których powiadomili, że w tym a tym dniu mają przygotować określoną kwotę, po którą zgłosi się posłaniec. Ostrzegli też adresatów tych pism, że jeżeli nie zastosują się do poleceń, to dostaną kulę w łeb. Sprawa nie wypaliła, bo do jej sfinalizowania nie dopuścił Adam Zmarz. W ostatnim momencie zawrócił chłopaków spod furtki domu jednej z osób, do której wysłali taki list. Zrugał ich strasznie: Co to? Wyciągacie rękę po złodziejskie pieniądze?!, wrzasnął, przywołując ich do porządku. Był to człowiek bardzo uczciwy, któremu w głowie nigdy by nie powstała myśl, by ci, którzy walczyli o niepodległość ojczyzny, mogli czerpać zyski z bandyckiej działalności.[/quote]
Wkrótce dowództwo nad grupą objął Edmund Sawczyn, który używał też nazwiska Sawczyszyn oraz pseudonimów „Mundek” i „Puma”. Czy były to prawdziwe nazwiska, nie wiadomo. Wiedzieliśmy tylko, że pochodził z Kresów i że strasznie nienawidził Sowietów oraz komunistów, których obwiniał za utratę rodzimych stron. Przybył w okolice Rymanowa latem1945 r. Tu ożenił się z Michaliną Stiach. Do Rymanowa trafił po jednej z akcji w Mrzygłodzie, podczas której został przypadkowo ranny. Wzięto wówczas do niewoli jakiegoś ubowca. Jeden z żołnierzy „Mundka” przyprowadził jeńca do niego na przesłuchanie, w trakcie którego Stanisław Dębiec „Osioł” uderzył go kolbą automatu, żeby rozwiązać mu język. Automat wystrzelił i ranił „Mundka” w rękę. „Osioł”, widząc, co zrobił, zastrzelił ubowca. „Mundka” do Rymanowa przywieźli podwładni. Wśród nich byli między innymi mój kuzyn Bolesław Kilar i Stanisław Ryglewicz. Rana „Mundka” okazała się groźniejsza, niż się wydawało. (...)


W owym czasie na Sanocczyźnie panował duży bałagan. Zaczęły działać na niej różne grupy zbrojne, wśród których trudno było się rozeznać. Tworzyli je dezerterzy z wojska, milicji, UB, a także mieszkańcy polskich wsi, zagrożonych przez działalność band Ukraińskiej Powstańczej Armii. Ukraińcy stanowili prawie połowę mieszkańców powiatu. Podczas II wojny światowej Sanok, z czego mało kto zdaje sobie sprawę, był w Generalnym Gubernatorstwie jednym z głównych centrów ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego. W 1939 r. Ukraińcy witali tu Niemców bramami powitalnymi i ogromną owacją na ulicach. Niemcy powołali w Sanoku ukraiński zarząd miejski, to Ukraińcy objęli też urzędnicze stanowiska w administracji okupacyjnej. Niemcy zgodzili się nawet na stworzenie reprezentacji ukraińskich interesów narodowych, która nazywała się Ukrainischer Volksrat. W pamięci mieszkańców Sanocczyzny krwawo zapisała się też wspomagająca hitlerowców ukraińska policja, której doradcą był Wasyl Mizerny („Ren”), późniejszy herszt UPA na tym terenie. Stosowała ona bezwzględny terror wobec ludności polskiej. Po przejściu frontu bandy wzmogły swoją działalność na terenie powiatu. Niemal codziennie słyszeliśmy o napadach i zabójstwach milicjantów, sołtysów, żołnierzy i ludności polskiej.
W tej sytuacji w polskich wsiach tworzyły się oddziały samoobrony, a członkowie Armii Krajowej wstępowali do milicji czy nawet Urzędów Bezpieczeństwa, by móc skutecznie bronić ludności polskiej przed Ukraińcami. Taka była według mnie ich główna motywacja. Także oddziały zbrojne trwające w podziemiu stawiały sobie obronę ludności polskiej przed Ukraińcami za jeden ze głównych celów. W północnej części powiatu sanockiego działała tzw. grupa mrzygłodzka, która zaczęła współpracować z rymanowską. Wkrótce dołączyła do nich kolejna grupa, dowodzona przez Antoniego Żubryda, który objął kierownictwo nad całością.[/quote]
Od tej pory w świadomości społecznej nasza „grupa rymanowska” stała się częścią oddziału Antoniego Żubryda. A to był nie lada zawadiaka! Pierwszy raz przyjechał do Rymanowa mundurze oficerskim, na koniu, w towarzystwie Mariana Skiby, który we Wróbliku Szlacheckim stworzył grupę podobną do tej, jaką w Rymanowie miał Sawczyn. On też podporządkował ją Żubrydowi. Przyjechali do „Mundka” na jakieś rozmowy, w biały dzień, nie bardzo się przejmując tym, że w mieście znajdowała się sowiecka wojenna komendantura i stacjonowali Sowieci. „Mundka” w Rymanowie Żubryd nie zastał. W trybie alarmowym poderwał całą grupę, bo otrzymał meldunek, że ukraińska banda podchodzi pod Rymanów-Zdrój i może go zaatakować. Nie zastawszy nikogo, Żubryd ze Skibą przywiązali konie przy słupie na Rynku i poszli do restauracji na rogu, prowadzonej przez Franciszka Ziajkę. Szybko okazało się jednak, że w Rymanowie jest więcej szpicli niż zwykłych obywateli. Ktoś doniósł sowieckiej komendanturze, że w mieście przebywa Żubryd.

Wkrótce do restauracji Ziajki przybiegł sam sowiecki komendant Cićwierikow, którego imienia niestety nie pamiętam. Rymanowianie dobrze go zapamiętali, bo puszył się straszliwie. Chodząc po mieście, zachowywał się jak udzielny książę. Nie wiadomo, dlaczego przybiegł aresztować Żubryda sam. Może nie miał nikogo pod ręką albo tylko sobie chciał przypisać zasługę ujęcia groźnego bandyty? Wprost od drzwi ruszył do stolika, przy którym siedzieli Żubryd ze Skibą. Od razu zapytał: Kak wasza familia? Żubryd, który doskonale znał rosyjski, zapytał go: Szto wam nada?. Ten zaś dalej indagował: Kak wasza familia? Żubryd wyjął wtedy z kabury pistolet , położył na stoliku i powiedział: Eto moja familia. Cićwierikow zaczął wtedy uciekać. Żubryd strzelił za nim raz czy dwa, i nie wiadomo, czy nie chciał go trafić, czy też źle wycelował, w każdym razie tylko drasnął tego Cićwierikowa gdzieś w ramię. Ten wyskoczył na Rynek i zaczął się drzeć jak opętany.W miasteczku podniósł się alarm, ale zanim Cićwierikow ściągnął posiłki, Żubryd i Skiba wsiedli na konie i odjechali.

Na drugi dzień Sowieci zrobili w Rymanowie obławę, ale nikogo nie złapali. Żubryd przyjechał potem do Rymanowa jeszcze raz. Nie lazł władzy pod nos, tylko zatrzymał się u mojego kuzyna, Bolesława Kilara. Chłopaki zaraz się tam zgromadzili, bo Żubryd przyciągał jak magnes. Ja także od razu zjawiłem się w tym domu. Kuzyn Bolesław chciał mnie przegonić, ale Żubryd nie pozwolił. Zapytał, czy umiem czyścić broń, po czym wyciągnął z kabury pistolet i spytał jeszcze, czy „z tym” sobie poradzę. Odpowiedziałem wówczas, że tak. Wyjął wtedy magazynek i dał broń. Nie pamiętam już, jaki to był pistolet, jeśli się nie mylę, to niemieckie parabellum, ale głowy nie dam. Czyścić go za dużo nie trzeba było, bo pistolet był dobrze utrzymany. Duma mnie oczywiście rozpierała, że sam Żubryd powierzył mi wyczyszczenie własnej spluwy. Gdy mu ją oddawałem, uśmiechnął się, pozostawił w magazynku tylko trzy naboje, wręczył mi paczkę po papierosach i kazał wypróbować, jak strzela wyczyszczona broń. Wyszedłem do ogrodu, ustawiłem opakowanie na płocie i wystrzeliłem te trzy naboje. Nie pamiętam, czy trafiłem w cel, ale gdy zwracałem Żubrydowi pistolet, byłem bardzo podekscytowany. Wtedy nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, że z tej broni zginęło wielu ludzi, bo Żubryd bardzo często sam wykonywał wyroki…

[…]

żołnierze_wyklęci_300_dpi„Grupa rymanowska” nie spotykała się tylko przy okazji wieczorków towarzyskich u mojego kuzyna Bolesława, ale także w restauracji prowadzonej przez Dominika, w której pomagałem. Byłem świadkiem rozmów kolegów brata, w związku z czym byłem dobrze zorientowany w działaniach grupy, choć miałem tylko szesnaście lat i do wielu tajemnic oddziału nie byłem dopuszczany. Nie brano mnie między innymi na akcje zbrojne, co bardzo przeżywałem, bo też chciałem się bić. Przed akcją w Haczowie zacząłem się domyślać, że grupa gdzieś się wybiera. Jej członkowie, czyli koledzy brata, żegnając się, mówili: No, to do jutra! Jutro jedziemy! Tu może zaznaczę, że w lesie lub w ukryciu przebywali tylko ci członkowie oddziału Żubryda, którzy byli „spaleni”, czyli znani UB. Pozostali byli mobilizowani do przeprowadzenia konkretnych akcji.

By zaatakować Brzozów, Żubryd musiał zmobilizować wszystkich podwładnych. Pomimo że na akcję w Brzozowie nikt mnie nie wezwał, postanowiłem wziąć w niej udział, „wpraszając się” na zgrupowanie w Haczowie. Rymanowianie jechali na koncentrację saniami, a ja wiedziałem, w którym miejscu będzie zbiórka. Zgłosiłem się na nie i podczepiłem do jednych sań. Jadący na nich Ryglewicz, starszy ode mnie o kilka lat, wrzasnął, żebym wracał do domu, i koniec! Uważał, że jestem stanowczo za młody, by chwycić za broń i walczyć. Ja jednak kurczowo trzymałem się sań. Zerwał mi wtedy z głowy czapkę i musiałem się puścić, żeby ją podnieść. Woźnica na saniach zaciął wtedy konie i o dogonieniu ich nie było mowy. Nie dałem jednak za wygraną. Wiedziałem, kto na drugi dzień ma się udać do Haczowa, i dostałem się do celu z Bronkiem Pelczarem. Tam przespałem z oddziałem jedną noc. Ryglewicz był na mnie wściekły, za to „Mundek” okazywał dumę. Był wyraźnie zadowolony, że wykazałem charakter i oznajmił: To jest mój najmłodszy żołnierz! To właśnie tamtego dnia wreszcie oficjalnie zostałem przedstawiony Antoniemu Żubrydowi. Pamiętam, że zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. Ubrany w oficerski mundur prezentował się wspaniale. Dla mnie, chłopaka wychowanego w kulcie munduru, wydawał się niemal Bogiem. Od razu było widać, że to człowiek obdarzony ogromną charyzmą, szanowany przez podwładnych. Żubryd się ze mną oczywiście przywitał, poklepał mnie także po ramieniu. Czułem się ogromnie zaszczycony i wyróżniony.

[quote]Na drugi dzień całe zgrupowanie z Haczowa przeniosło się na Milczę. Żubryd od wtyczki z UB otrzymał wiadomość, że krośnieńskie UB szykuje operację przeciwko jego oddziałowi i będzie koncentrować swoje siły na stacji w Rymanowie, mieszczącej się we Wróbliku Szlacheckim. Żubryd postanowił podjąć kontrakcję i uderzyć. „Mundek” świtem wysłał mnie z meldunkiem do Pelczara, który miał naprzeciwko stacji w Rymanowie gospodarstwo i który prowadził restaurację. Przekazałem Pelczarowi meldunek od „Mundka”, odebrałem też napisany przez niego krótki raport o sytuacji na stacji. Rzuciłem też okiem na samą stację i na własne oczy widziałem, że wszystkie budynki stacyjne były zajęte przez żołnierzy KBW, którzy przekształcali je w punkt zaporowy na linii kolejowej Sanok–Krosno–Jasło.[/quote]
Kiedy wróciłem do Milczy, cały oddział był już podzielony na trzy części i ustawiony w szyku. Jedna miała atakować z północy, a pozostałe ze wschodu i zachodu. Milcza leżała jakieś trzy kilometry od stacji Rymanów. Szliśmy odważnie, ze śpiewem, jakby na defiladę, a nie na ciężki bój. Mną zaopiekował się Marian Bieganowski, który poradził: W walce trzymaj się mnie! Znałem go wcześniej. Był to taki pan z Kresów, który doznał wiele przykrości od komunistów; szczerze nienawidził Sowietów i przyniesionego przez nich na bagnetach systemu. Wyjeżdżając gdzieś chyba spod Lwowa do Polski w nowych granicach, osiedlił się w Rymanowie i tu założył rodzinę. Cały czas trwałem u jego boku, kiedy dotarliśmy do Wróblika Szlacheckiego, ściskając jednocześnie otrzymaną pepeszę.

Gdy dotarliśmy w okolicę, w której znajdowały się zabudowania Pelczara, nagle straciłem Bieganowskiego z oczu. Wtedy właśnie rozpoczął się atak na stację. Przed sobą zobaczyłem swojego brata oraz Gienia Hanusa. Brat stał za drzewem, a Gienek za jakimś węgłem. Nie zdołałem jednak do nich dobiec, bo przycisnęła mnie do ziemi seria z karabinu maszynowego, wystrzelona ze stacji. Jakiś żołnierz KBW walił chyba z cekaemu, bo drewniana sławojka, czyli kibel, została przecięta niemal na pół. Już nie próbowałem dobiec do brata, Hanusa i innych, tylko wycofałem się i dotarłem do stacji od strony wschodniej. Tu przy ścianie stał dowodzący akcją „Mundek”. Zbliżywszy się do budynku stacji, zauważyłem, że Bronek Pelczar i Edek Wojnar z Klimkówki chwieją się na nogach. Mój sąsiad, Zbigniew Białas, zawołał mnie, krzycząc: Chodź, pomóż! Pomogliśmy im dostać się do furmanek, które zawiozły ich do Milczy.



Bój pod stacją trwał zaś nadal. „Mundek” dowodził, kryjąc się za ścianą stacji, zaś pod oknami leżał ten, którego miałem się trzymać, czyli Marian Bieganowski. Staszek Dębiec („Osioł”) usiłował go przeciągnąć na naszą stronę, podając mu lufę erkaemu. Szturchał go, licząc, że ten ją złapie i Staszek będzie mógł go przeciągnąć na naszą stronę. Marian jednak nie reagował. Był martwy! Liczył, że poderwie chłopaków jednym skokiem, ale dostał serię i padł. Widząc jakiś ruch przy ciele Bieganowskiego, KBW wzmogło ostrzał naszych pozycji z okien i o wdarciu się do budynku stacji nie było mowy. Trzeba było myśleć o szybkim odwrocie. Sawczyn kazał Zbyszkowi Białasowi wziąć grupę chłopaków i sprowadzić pod stację stojący pod semaforem pociąg, składający się z parowozu i dwóch czy trzech wagonów. Dołączyłem do nich i podsadzony przez Zbyszka, wtargnąłem do parowozu. Kazałem maszyniście jechać pod stację. Wykonał polecenie i cały czas gwiżdżąc (jechał bowiem na czerwonym świetle i przy opuszczonym semaforze), wolno podjechał na wskazane miejsce. W wagonach znajdowało się trzech żołnierzy i oficer, eskorta dla przewożonego ładunku. Nie stawiali oporu i zostali rozbrojeni. Żołnierzy wypuszczono, a oficera zabrano razem z nami. Cały oddział Sawczyna załadował się na wagony i szybko odjechaliśmy w kierunku Milczy. Chłopaki były wściekłe: atak się nie powiódł, a oddział poniósł straty. Chcieli się zemścić na zatrzymanym oficerze i w odwecie za śmierć Bieganowskiego rozwalić go! Jeszcze w wagonie szturchali go lufami i zaczęli mu ubliżać…

Gdy wyładowaliśmy się w Milczy, na miejscu był już oddział Żubryda, który nie zdążył dotrzeć do Wróblika Szlacheckiego i wziąć udziału w ataku na stację. Pamiętam, że Żubryd siedział na koniu i od razu zainteresował się tym zatrzymanym oficerem. Chłopaki myśleli, że każe go od razu ustawić pod ścianą i rozstrzelać. Gdy zapytali dowódcę, co z nim zrobić, ten oświadczył niespodziewanie: Ja bym go wypuścił, to przecież też taki sam oficer Wojska Polskiego jak ja! Chłopaki zbaranieli. Miny im zrzedły. Słowa Żubryda zawsze były rozkazem: musieli oficera wypuścić.

Fragment książki Marka A. Koprowskiego, Przecież to dziecko bandyty, Wyd. Replika, Poznań.

Książkę Marka A. Koprowskiego można nabyć TUTAJ.

Artykuł Najmłodszy żołnierz Żubryda pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/najmlodszy-zolnierz-zubryda/feed/ 0
Św. Jan Paweł II o Żołnierzach Niezłomnych https://niezlomni.com/sw-jan-pawel-ii-o-zolnierzach-niezlomnych/ https://niezlomni.com/sw-jan-pawel-ii-o-zolnierzach-niezlomnych/#respond Fri, 15 May 2015 05:37:48 +0000 http://niezlomni.com/?p=24012

[caption id="attachment_24013" align="alignleft" width="336"]fot. wikipedia.pl fot. wikipedia.pl[/caption]

„Trzeba  wspomnieć wszystkich, zamordowanych rekami także polskich instytucji  i służb bezpieczeństwa, pozostających na usługach systemu przyniesionego ze  wschodu. Trzeba ich przynajmniej  przypomnieć przed Bogiem i historią, aby nie zamazywać prawdy naszej przeszłości, w tym decydującym momencie dziejów”.

Jan Paweł II (10.05.1994 r.).

Artykuł Św. Jan Paweł II o Żołnierzach Niezłomnych pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/sw-jan-pawel-ii-o-zolnierzach-niezlomnych/feed/ 0
Dla Niepodległej. Żołnierze Wyklęci 1944-1963 [pdf z książką] https://niezlomni.com/dla-niepodleglej-zolnierze-wyklecie-1944-1963-pdf-z-ksiazka/ https://niezlomni.com/dla-niepodleglej-zolnierze-wyklecie-1944-1963-pdf-z-ksiazka/#comments Mon, 26 Jan 2015 09:13:09 +0000 http://niezlomni.com/?p=22783

W niedzielę 1 marca 2015 roku obchodzimy po raz piąty Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. W całej Polsce a także zagranicą, środowiska patriotyczne, organizacje społeczne i samorządy składają hołd niezłomnym bohaterom antykomunistycznego podziemia, mordowanym, katowanym i wyklętym za obronę naszej niepodległości. Ich walka i tragiczne losy ożywiają dzisiaj wyobraźnię wielu pokoleń Polaków, zwłaszcza ludzi młodych, którym do szczęścia nie wystarczy hasło róbta co chceta, kolejna telenowela i ciepła woda w kranie.

[quote]Przede wszystkim z myślą o nich, zespół wybitnych znawców tematu działający pod patronatem Ogólnopolskiego Społecznego Komitetu Upamiętnienia Żołnierzy Wyklętych przygotował książkę wprowadzającą w trudną i przez długi czas zakłamywaną historię. Zachęcamy do lektury i podzielenia się tą publikacją z jak najszerszym kręgiem odbiorców poprzez rozesłanie wersji elektronicznej (plik pdf) do organizacji, instytucji i znajomych, umieszczenie na stronach internetowych, bądź - jeśli znajdą się na to fundusze - poprzez jej wydrukowanie. Zadbajmy wspólnie o to, aby wiedza o dziejach Żołnierzy Wyklętych trafiła "pod strzechy", do szkolnych, miejskich i osobistych bibliotek![/quote]

1509757_1525348441078947_8835636098752561092_n

Prace związane z książką były prowadzone społecznie. Przekazujemy ją nieodpłatnie jako pomoc edukacyjną w przywracaniu Niezłomnych do społecznej świadomości.

Wyrażamy zgodę na jej rozpowszechnianie w dowolnym nakładzie podczas tegorocznych obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych i później, zarówno w formie papierowej, jak i elektronicznej. Ostatnią stronę książki (128) pozostawiamy pustą. Przeznaczamy ją dla Państwa, np. dla uhonorowania sponsorów wydania lub umieszczenia nazwy drukarni, natomiast nie wyrażamy zgody na ingerencję w tekst (s. 1-127) i w formę okładki.

Materiały i wskazówki drukarskie (pdf i jpg, ok. 30 mb) dostępne są pod linkiem:

https://onedrive.live.com/?cid=24563d5ae756cf60&id=24563D5AE756CF60!965&ithint=folder,txt&authkey=!AOrY-yG7d4V-GnI

Z wyrazami szacunku i pozdrowieniem,

Ogólnopolski Społeczny Komitet
Upamiętnienia Żołnierzy Wyklętych

[email protected]

Dla Niepodległej. Żołnierze Wyklęci 1944-1963, pod redakcją Dariusza Piotra Kucharskiego i Rafała Sierchuły, Poznań 2015, ss. 128, il. (format B5, wymiary okładki: 165 × 236, kolor)

Autorzy: Leszek Długosz, dr Rafał Drabik, abp Stanisław Gądecki, Dawid Golik, Tomasz Greniuch, Maciej Grzesiński, dr hab. Waldemar Handke, Bogna Hołyńska, Bartłomiej Ilcewicz, dr Ksawery Jasiak, Jacek Karczewski, dr Tomasz Kenar, dr Dariusz Piotr Kucharski, Barbara Lipińska-Postawa, dr Agnieszka Łuczak, Renata Łukaszewicz, dr hab. Filip Musiał, dr Wojciech Jerzy Muszyński, Aleksandra Pietrowicz, Tadeusz M. Płużański, Marcin Podemski, dr Rafał Sierchuła, dr Jarosław Szarek, Władysław Tarnowski, Bartosz Wiczyński, Michał Wołłejko, Leszek Żebrowski, dr Jacek Żurek.

Artykuł Dla Niepodległej. Żołnierze Wyklęci 1944-1963 [pdf z książką] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/dla-niepodleglej-zolnierze-wyklecie-1944-1963-pdf-z-ksiazka/feed/ 2