Wołyniak – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Wołyniak – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Komunistyczna operacja, czy raczej akcja wojskowa wzorowana na doświadczeniach II RP i praktyce Korpusu Obrony Pogranicza? Fakty i mity akcji „Wisła”. [WIDEO] https://niezlomni.com/operacja-komunistyczna-raczej-akcja-wojskowa-wzorowana-doswiadczeniach-ii-rp-praktyce-korpusu-obrony-pogranicza-fakty-mity-akcji-wisla-wideo/ https://niezlomni.com/operacja-komunistyczna-raczej-akcja-wojskowa-wzorowana-doswiadczeniach-ii-rp-praktyce-korpusu-obrony-pogranicza-fakty-mity-akcji-wisla-wideo/#respond Sat, 25 Nov 2017 09:20:53 +0000 https://niezlomni.com/?p=44906

Siedemdziesiąt lat temu władze polskie rozpoczęły operację „Wisła”, która do podręczników historii przeszła pod nazwą akcji „Wisła”, choć nazwa ta nie jest właściwa. Użył jej któryś z historyków i tak już zostało.

Operacja „Wisła”, można powiedzieć, była rezultatem układu z 9 września 1944 roku zawartego między Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego a Radą Komisarzy Ludowych Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej o tzw. ewakuacji Ukraińców z Polski do USRR i obywateli polskich z USRR do Polski. Od 15 października 1944 roku do 15 czerwca 1946 roku przesiedlono łącznie 480 305 osób (122 450 rodzin). Władze polskie sądziły, że po zakończeniu przesiedleń na terenie południowo-wschodnich powiatów pozostało około 20 tysięcy Ukraińców, choć w rzeczywistości było ich około 150 tysięcy. Miało to dwie przyczyny. Pierwszą był fakt, że polski rząd nie dysponował realnymi statystykami ludnościowymi tego obszaru. Po drugie Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów i jej zbrojne ramię – Ukraińska Powstańcza Armia robiły wszystko, by nie dopuścić do przesiedlenia Ukraińców na sowiecką Ukrainę. To, że z Ukrainy wyjechało (a raczej musiało wyjechać) 787 674 obywateli polskich, OUN-UPA traktowały, rzecz jasna, jako „rozwiązanie jak najbardziej sprawiedliwe”. Same zresztą zrobiły wszystko, by Polaków zniechęcić do pozostania na Kresach. Azjatycka rzeź Polaków dokonana na Wołyniu przez OUN-UPA spowodowała, że Polacy, którzy przeżyli tę hekatombę, myśleli tylko o jednym: jak uciec przed nożami i siekierami ukraińskich morderców. OUN-UPA wymordowały około 100 tysięcy mieszkańców. Z ogólnej liczby 1150 polskich wiejskich osiedli, liczących w sumie ponad 31 tysięcy zagród, zdewastowanych przez OUN-UPA zostało na Wołyniu 1048 osiedli (z 26 167) zagrodami. Niemcy zniszczyli tylko 37 osiedli w czasie akcji pacyfikacyjnych. Zaledwie 66 osiedli przetrwało wojnę. Sowieci zburzyli je po wyjeździe Polaków. Z 253 kościołów i kaplic OUN-UPA obróciły w perzynę 103, natomiast 94 zrujnowali Sowieci, 25 kościołów po wojnie wykorzystywano do innych celów.

Podobną akcję eksterminacyjną OUN-UPA chciały przeprowadzić także w Małopolsce Wschodniej, lecz tu ze względu na siłę etosu i polskiego podziemia nie przybrała ona tak krwawego charakteru, choć nawet Niemcy odnotowali, że w lutym 1944 roku OUN-UPA za głównego wroga uznały Polaków i przygotowywały się do ich zupełnego usunięcia i wzięcia władzy w swoje ręce.

Następne meldunki mówią, że działalność OUN-UPA wzrasta w „przerażającym tempie”. Sprawozdanie Głównej Polowej Komendantury „365” z dnia 19 czerwca 1944 roku mówi, że: „celem działania oddziałów UPA jest wyzwolenie Ukrainy od Sanu i zniszczenie ludności polskiej na tym obszarze”. Panika i psychoza, jaka opanowała ludność Małopolski Wschodniej, spowodowała masowe wyjazdy za San. Polacy nie wierzyli w możliwość zorganizowania skutecznej obrony przed atakami OUN-UPA. Tylko w jednym tygodniu miejscowy komisarz w Borszczowie wydał 2,5 tysięcy przepustek zezwalających na ewakuację do województw krakowskiego i miechowskiego. Pogróżki i wezwania ukraińskich nacjonalistów budziły wśród Polaków z Małopolski przerażenie, które wzmagały relacje polskich uciekinierów z Wołynia.

Uciekinierzy z Wołynia i Małopolski, szukający schronienia w województwach lubelskim, dzisiejszym podkarpackim i krakowskim, przenosili nastroje zagrożenia na te terytoria. Jeżeli dzisiaj któryś historyk mówi, że akcja „Wisła” nie ma nic wspólnego z ludobójstwem wołyńskim, to znaczy, że na studiach nie miał zajęć z psychologii społecznej. Akcja „Wisła” była konsekwencją działalności OUN-UPA na terenie południowo-wschodniej Polski. Działalności, która stanowiła przedłużenie walki z państwem polskim na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej. Akcja „Wisła” była ostatnim akordem tego ukraińsko-polskiego starcia! Taka jest historyczna prawda.

OUN-UPA nie pogodziły się z wyrokiem historii i z faktem, że mocarstwa zachodnie i Stalin już w Jałcie uznali, że wschodnia granica Polski będzie przebiegać wzdłuż linii Curzona, wyznaczonej w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Uznała, że kilkanaście powiatów leżących za tą linią to etniczne ziemie ukraińskie, które powinny zostać przyłączone do Ukrainy. OUN-UPA zakwestionowały przynależność tych ziem do Polski, nie uznały jej jurysdykcji nad nimi, zwalczały wszelkie tworzone przez nią struktury. Wzywały Ukraińców do bojkotu rozporządzeń polskich władz. Bez akceptacji OUN-UPA nikt na tym obszarze nie mógł zostać nawet sołtysem. Jeżeli się zgodził i był akceptowany przez władze polskie, wędrował na gałąź. UPA niszczyła posterunki milicji, w konsekwencji czego pospolity bandytyzm rozrósł się do niewyobrażalnych rozmiarów. Nie działały szkoły, nie ściągano podatków, nie prowadzono gospodarki leśnej itp. Państwo polskie w kilkunastu powiatach południowo-wschodniej Polski de facto nie funkcjonowało. W miejsce struktur polskich OUN utworzyła własne, obejmujące swoją siatką wsie i osady. Polacy z tych terenów uciekali, nie chcąc paść ofiarą mordów. Na niektórych obszarach OUN utworzyła partyzanckie republiki, do których nikt obcy nie miał wstępu.

Ludność polska, która nie chciała porzucać rodzinnej ziemi, tworzyła oddziały samoobrony i umacniała swoje wsie, żeby odeprzeć atak UPA. OUN-UPA traktowały je jako gniazda „polskich bandytów” i starały się je bezwzględnie likwidować, mordując bestialsko jej obrońców i cywilnych mieszkańców.

Demonstrując swą siłę i koncentrując oddziały, UPA trzykrotnie usiłowała zniszczyć garnizon w Birczy, w której chronili się Polacy z mordowanych polskich wsi. W marcu 1946 roku oddziały UPA zlikwidowały w Bieszczadach strażnice WOP, otwierając granicę państwa w całym pasie działania UPA. Z 96 wziętych do niewoli żołnierzy WOP i milicjantów, upowcy zamordowali „metodą katyńską” 36 żołnierzy w okolicy Jasiela. Pozostałych zlikwidowali w innym miejscu (jeden z żołnierzy uciekł oprawcom) – nie chcieli pozostawiać po sobie zbyt wielu śladów. Zamordowali ich w innym miejscu!


OUN-UPA od początku starały się zdecydowanie przeciwstawiać przesiedleniom Ukraińców do ZSRR. Zmuszały ich do pozostania na miejscu. Dobrowolne zgłoszenie się do wyjazd na sowiecką Ukrainę było przez OUN-UPA traktowane jako zdrada i karane śmiercią. Zmuszało to oddziały Wojska Polskiego, osłaniającego komisje przesiedleńcze, do stosowania siły i przymusu. Ukraińcy twierdzą dzisiaj, że było to ze strony polskiej nadużycie, bo wymiana ludności miała być dobrowolna. Unikają jednak pytania: czy wyjazd Polaków był dobrowolny? Część z nich Ukraińcy najzwyczajniej wymordowali. Przesiedlenia ludności po obu stronach granicy były konsekwencją wojny rozpoczętej na Wołyniu przez Ukraińców przeciwko polskiej społeczności. Była ona okrutna i bezwzględna, wyzwalała zbrodnie i żądzę odwetu. To jednak nie strona polska ją zaczęła.

Kierownictwo OUN-UPA wiedziało, że III wojna światowa, czym tłumaczyli kontynuowanie walki, nie wybuchnie! Ukrywało to starannie przed szeregowymi członkami, karmiąc je opowieściami oficerów polityczno-wychowawczych, że Amerykanie lada dzień ruszą, żeby wyzwolić Ukrainę z rąk Sowietów.

Swoją walkę z państwem polskim OUN-UPA prowadziły bardzo zaciekle. Wynikało to z koncepcji polityki kierownictwa OUN-UPA, w myśl której polskie powiaty, czyli tzw. Zakerzonie, miało odegrać rolę „terytorium propagandowego”. Kierownictwo OUN-UPA zdawały sobie sprawę, że Sowieci odgrodzą Ukrainę od świata „żelazną kurtyną” i żadna wiadomość o walce toczonej przez OUN-UPA z Sowietami nie dotrze do światowej opinii publicznej. Polska nie była tak szczelnie odgrodzona od świata, i kierownictwo OUN-UPA sądziło, że uda się poinformować świat o prowadzonej przez nich walce chociażby z pomocą akredytowanych w niej zachodnich korespondentów.

Przy pomocy „Zakerzonia” OUN-UPA chciały wykreować swój nowy wizerunek jako organizacji narodowowyzwoleńczej, walczącej z komunizmem i Sowietami, która może być sojusznikiem Zachodu. OUN-UPA liczyły na to, że uda się jej nawiązać współpracę z aliantami. Swoimi działaniami na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej OUN-UPA skompromitowały się przed światem – uznano je za organizacje faszystowskie, współpracujące z Niemcami, która dokonały ludobójstwa ludności polskiej na Wołyniu. Kierownictwo OUN-UPA miało także nadzieję, że na Zakerzoniu uda się nawiązać współpracę z polskim podziemiem antykomunistycznym, która uwiarygodni obie organizacje w oczach aliantów. Naiwnie zakładała, że uzyska poparcie rządu londyńskiego, który poprze ich walkę z Sowietami, wydając swoiste świadectwo moralności.
OUN-UPA liczyły także, że poprzez pracę propagandowo-oświatową uda się jej zmienić nastawienie ludności polskiej do Ukraińców.

Działania OUN-UPA sprowadziły się do prowadzenia zażartej walki z państwem polskim, prowadzonej przy pomocy terroryzowanej przez nią ludności ukraińskiej. Ta stała się jej zapleczem, dostarczając oddziałom UPA żywność i wszelkiego innego zaopatrzenia, danych wywiadowczych i kontrwywiadowczych, melin, a także świeżego rekruta, dzięki czemu rozbite oddziały szybko odzyskiwały siłę. W oparciu o ludność zamieszkującą wsie ukraińskie działały szkoły podoficerskie UPA, sieci łączności sztafetowej itp.

OUN-UPA nie udało się osiągnąć swoich celów politycznych. Polskie podziemie antykomunistyczne podjęło wprawdzie rozmowy z UPA, przeprowadziło z nią nawet jedną akcję na Hrubieszów, ale na tym się skończyło. Rząd londyński odmówił zawarcia z OUN-UPA porozumienia. Takie oddziały podziemia antykomunistycznego jak: „Wołyniak”, „Żubryd” czy „Ogień”, a także „Jastrząb” czy „Żelazny”, odrzucały możliwość kontaktów z UPA, a co dopiero możliwość wspólnej walki z nimi. „Wołyniak” zwalczał UPA, stając w obronie mieszkańców polskich wsi.

Swoimi działaniami OUN-UPA nie zdobyły też sympatii na Zachodzie. Powiększyły znacząco przepaść dzielącą Polaków i Ukraińców. Wystarczy wspomnieć, że tylko jeden kureń pod dowództwem Iwana Szpontaka „Zalizniaka”, w czasie wojny zastępca komendanta powiatowego ukraińskiej policji pomocniczej w Rawie Ruskiej, przeprowadził ponad dwieście akcji bojowych przeciwko państwu polskiemu. Zniszczył pięć stacji kolejowych razem z garnizonami wojskowymi, zaminował i wysadził w powietrze 14 mostów kolejowych i 16 drogowych. Wysadził w powietrze cztery pociągi, zlikwidował wraz z załogą 14 posterunków milicji, mordując ich funkcjonariuszy. Zajął trzy miasta z garnizonami wojskowymi.

Natomiast takich kureni, jak „Zalizniak” było zaś wielu. Polaków i Ukraińców, którzy padli ich ofiarą, było bardzo dużo. Utworzona przez OUN Służba Bezpieky bezlitośnie mordowała wszystkich swoich ziomków, którzy nie zgadzali się z linią organizacji. Ilu ich zamordowała, nie wiadomo. Ich liczbę należy szacować w setkach. W każdym razie każde pojawienie się SB na ukraińskiej wsi budziło wśród jej mieszkańców strach.

Marek A. Koprowski, Akcja "Wisła". Ostateczna rozprawa z OUN-UPA, Replika, Zakrzewo 2017. Książkę można nabyć TUTAJ.

Operacja „Wisła” w ogniu polemik i kontrowersji

Na przełomie lat 1946-47 sytuacja w południowo-wschodniej Polsce daleka była od stabilizacji. Wsie ukraińskie w dalszym ciągu stanowiły zaplecze UPA. Najgorzej było w Bieszczadach i na Pogórzu Przemyskim. Ocena Sztabu Generalnego WP była jednoznaczna: „[…] Na terenie powiatów przemyskiego, sanockiego i leskiego większość ludności ukraińskiej i mieszanej współpracuje z bandami UPA”. Ukraińcy stanowili na tych obszarach 85 proc. mieszkańców.

Działaniom OUN-UPA sprzyjał górzysty, silnie zalesiony teren, słabo rozwinięte sieci dróg, a w zasadzie ich brak, a także mała liczba ośrodków miejskich i garnizonów wojskowych. UPA zbudowała tam sieć bunkrów, kryjówek, w których rozlokowano składy materiałowe oraz szpitale. Sotnie „Chrina”, „Bira” i „Stacha” czuły się tu jak prawowici gospodarze, nie bardzo przejmując się istnieniem państwa polskiego.

Doraźne działania, podjęte przez grupę operacyjną wojsk WP i KBW, nie przyniosły oczekiwanych skutków. By skończyć z OUN-UPA, postanowiono połączyć zmasowaną operację przeciwko oddziałom UPA z przesiedleniem ludności ukraińskiej na Ziemie Zachodnie i Północne. W tym celu powołano Grupę Operacyjną „Wisła”.

Historycy ukraińscy chcą wyizolować akcję „Wisła” z całego procesu dziejowego lat czterdziestych i stosunków polsko-ukraińskich. Nazywają ją „zbrodnią komunistyczną”, „czystką etniczną”, a nawet ludobójstwem. Twierdzą, jak pisze Roman Drozd, że „Ukraińców ukarano dlatego, że byli i chcieli być Ukraińcami”. Nie chcą za to przyznać, że ich pobratymcy wymordowali Polaków na Wołyniu tylko dlatego, że byli Polakami.

Gen. Stefan Mossor, wybitny teoretyk sztuki wojennej, opracowując koncepcję operacji „Wisła”, brał pod uwagę doświadczenia II Rzeczypospolitej i praktykę Korpusu Obrony Pogranicza. Obowiązujące w niej prawo zezwalało na wysiedlenie ze strefy przygranicznej każdego obywatela, którego władze uznały za „niepożądanego ze względu na bezpieczeństwo granic państwa”. Akcja „Wisła” miała zatem przedwojenną podstawę prawną. Z komunizmem nie miała ona nic wspólnego.

[caption id="attachment_14687" align="alignleft" width="600"] Tablica upamiętniająca wypędzonych podczas akcji Wisła w Beskidzie Niskim[/caption]

Nie jest prawdą, że Polska, dokonując przesiedlenia Ukraińców, złamała prawo międzynarodowe. Mitem jest, że podczas akcji „Wisła” Wojsko Polskie zabiło kilka tysięcy osób. Mitologizacji uległ również obóz filtracyjny w Jaworznie, do którego kierowano Ukraińców i Łemków podejrzewanych o przynależność do OUN-UPA.

Oceniając operację „Wisła”, zgodzić się trzeba natomiast, że w jednym przypadku popełniono błąd. Łemków Rusinów ze środkowej i zachodniej Łemkowszczyzny nie należało przesiedlać, ale otoczyć opieką.

O tych wszystkich, ważnych, a często pomijanych i kontrowersyjnych sprawach pisze w swej najnowszej książce Marek Koprowski. Szeroko ujęte konteksty i polemiki wzbogaca omówieniem praktycznie zapomnianej akcji „H-T” oraz biogramami największych ukraińskich zbrodniarzy.

Marek Koprowski jest jednym z najciekawszych polskich popularyzatorów historii - „Do Rzeczy”

Artykuł Komunistyczna operacja, czy raczej akcja wojskowa wzorowana na doświadczeniach II RP i praktyce Korpusu Obrony Pogranicza? Fakty i mity akcji „Wisła”. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/operacja-komunistyczna-raczej-akcja-wojskowa-wzorowana-doswiadczeniach-ii-rp-praktyce-korpusu-obrony-pogranicza-fakty-mity-akcji-wisla-wideo/feed/ 0
„Był krzyż, płomień świecy i jakaś nienaturalna wręcz powaga w szeregach tych młodych ludzi”. Jak o wolność walczyły Dziewczyny Wyklęte https://niezlomni.com/byl-krzyz-plomien-swiecy-i-jakas-nienaturalna-wrecz-powaga-w-szeregach-tych-mlodych-ludzi-jak-o-wolnosc-walczyly-dziewczyny-wyklete/ https://niezlomni.com/byl-krzyz-plomien-swiecy-i-jakas-nienaturalna-wrecz-powaga-w-szeregach-tych-mlodych-ludzi-jak-o-wolnosc-walczyly-dziewczyny-wyklete/#respond Wed, 11 Mar 2015 09:20:59 +0000 http://niezlomni.com/?p=23205

Miało się ku wieczorowi i dzień się już nachylił, a czerwień zachodzącego słońca przyświecała jeszcze złowróżbnie nad wsią. Choć strzały w Kuryłówce wygasły, to w powietrzu czuć było wciąż ostry zapach strzelniczego prochu, swąd dymu i spalenizny. Dopiero co zakończone dudnienie wystrzałów spowodowało, że powietrze nadal falowało i drżało, jak gdyby nadciągała burza. Zwierzęta, które pochowały się podczas walki, zaczęły powoli wychodzić z ukrycia i gasić pragnienie. Kilka psów lizało rany zabitych, a może tylko rannych, żołnierzy. Sowieci uciekli, pozostawiwszy sporo trupów, ale i polskich partyzantów nie ominęły straty. Z naszej strony zginęło siedmiu ludzi, pięciu było ciężko rannych. Tych ostatnich znoszono i opatrywano na miejscowej plebanii, a sanitariuszki oraz ksiądz dwoili się i troili, by ulżyć im w cierpieniach.

[caption id="attachment_23206" align="alignleft" width="431"]Stefania Krupa, fot. wyd. Fronda Stefania Krupa, fot. wyd. Fronda[/caption]

Dwudziestoletnia Stefania Krupa została trafiona pod koniec bitwy. To prawdziwy pech – była sanitariuszką i biegła z pomocą swemu rannemu koledze, ale po drodze coś podcięło jej nogi. Próbowała się jeszcze podnieść, by dopaść do potrzebującego, lecz już nie zdołała. Lewa noga stawała się coraz bardziej bezwładna, a z dziur po postrzale tryskała krew. Czy czuła strach? Rany wyglądały przerażająco. Spróbujcie wbić sobie w nogę z całych sił ostrza wideł, a potem gwałtownie je wyszarpnijcie. Właśnie tak to wyglądało – małe dziurki w równych odstępach. No i strużki krwi, miarowo wypływające z otworów po sowieckich nabojach.

Potem okazało się także, że jedna z kul (a była to cała seria z wrogiej pepeszy) uszkodziła kość. Stefania nie straciła przytomności, w pobitewnym i pourazowym szoku obserwowała wszystko, co się wokół niej działo. Ci, którzy znosili ją z drogi, próbowali być bardzo delikatni, ale „Perełka” czuła się jak bezwładna kłoda drzewa targana po wertepach, a potem jeszcze chybocząca się w takt nierównych kroków „noszowych”. Noszowych? Jakich znowu noszowych? Żadnych noszy nie było – partyzanci nieśli ją na jakiejś starej wyblakłej kapie znalezionej w jednej z najbliższych chat. Przy kościele na plebanii koleżanki sanitariuszki zaraz zajęły się jej ranami. Spod lekko przymkniętych powiek obserwowała świat, jej twarz stawała się nawet nie blada, lecz szara, a rysy w grymasie bólu wyostrzały się. Zgryzła wargi, kiedy bezpośrednio na ranę lali jej roztwór kalihipermanganikum, stary, ale sprawdzony środek odkażający. A potem sprawne ręce obandażowały ranę.

– Trzymaj się, mała – rzuciły jej na odchodne i musiały biec dalej do kolejnego rannego.
– Nie umieraj tylko – ostrzegła jedna z nich.
Nie chciała teraz umierać, była za młoda! Chciała żyć! Pragnęła poznać tego najukochańszego, jedynego. I jak każdy – wziąć ślub, urodzić dzieci, mieć rodzinę. A tu takie nieszczęście i ciężka rana.
– Chciałabym mieć chłopca, a potem męża – szepnęła księdzu, który właśnie udzielał ostatniego namaszczenia konającemu obok żołnierzowi.
– Panienko – odrzekł ksiądz Węgłowski lekko zmęczonym głosem – a ja bym chciał, żeby wszyscy komuniści wymarli. Naprawdę – zaśmiał się nienaturalnie, ale nie odszedł. Zbliżył się do Stefanii tak, że końcówka zakrwawionej stuły wisiała przed jej oczyma.

– Moje dziecko, nie minie rok, a będziesz miała swego wymarzonego wspaniałego męża, od zaraz będę się o to modlił. Obiecuję. Pocałował ją w czoło i odszedł ciąć prześcieradła na bandaże. W tej samej chwili „Perełka” zauważyła, że cichną odgłosy bitwy. Coraz rzadsze strzały zwiastowały koniec walki. Ale czy to był kres obrony naszych, czy też koniec natarcia wroga? Obok przegalopowało kilku konnych jeźdźców. Nasi uciekają? I co teraz? Wejdą Ruskie i wybiją wszystkich rannych, jak to było w Surkontach? Nie słyszeliście? Po tamtej walce Sowieci z NKWD (Narodnyj Komissariat Wnutriennich Dieł – Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych) dobijali rannych Polaków. Żeby oszczędzić amunicję, uśmiercali ich wprawnymi dźgnięciami swych długich stożkowych bagnetów. Raz za razem, każdego z osobna, wszystkich, do samego końca…

– Wygraliśmy! – zakrzyknął ktoś obok podnieconym młodzieńczym głosem.
To prawda! Choć z pewnością przewaga była po stronie sowieckich wojsk NKWD, pod Kuryłówką wygrali Polacy. Do leżącej Stefanii podbiegł jej brat – Michał, zdyszany, ale szczęśliwy.
– Jak tam, siostrzyczko? E tam, tylko noga. To nic wielkiego. W końcu ma się dwie – zaśmiał się ze swojego dowcipu. – Dobrze, że to nic poważnego. Wiesz, jest decyzja, że będziemy się wycofywać, jeszcze nie wiem, jak i gdzie, ale powoli żegnaj się z Kuryłówką.
Chciał pogładzić siostrę po głowie, ale wyszło mu niezgrabne pacnięcie, więc tylko potarmosił jej włosy. Michał ps. „Wierzba” pobiegł dalej, a Stefania została sama. No, nie całkiem, wokół leżeli inni ranni, niektórzy jęczeli, niektórzy wzdychali, inni szeptali bezgłośnie słowa modlitwy.
– Pani, wysłuchaj modlitwy nasze, a wołanie nasze niech do Ciebie przyjdzie – w otchłaniach skłębionych myśli odnalazła tylko melodię i słowa przepięknych Godzinek. – Błogosławmy Panu, Bogu chwała, a dusze wiernych zmarłych przez miłosierdzie Boże niech odpoczywają w pokoju. Amen.

Wojna jest straszna. Nie daj, Panie Boże, wojny. To wojna przerwała szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo Stefanii. To wojna sprawiła, że zamiast się uczyć, musiała konspirować. Nie używała już książek, pióra. Nie czytała gazet i nie pisała listów. Nawet rozmowy i spotkania z rówieśniczkami ograniczyły wojna, okupacja, godzina policyjna. Stefania Krupa urodziła się w 1925 roku w Kuryłówce w powiecie leżajskim. Do wybuchu walk zdążyła ukończyć szkołę powszechną. Potem zostały jej jedynie tajne komplety i nauka przysposobienia wojskowego. Przez tych zaprzańców – Hitlera i Stalina – normalne życie wszystkich Polaków wywróciło się do góry nogami.

– Chcę konspirować – powiedziała któregoś dnia swemu bratu.
Na początku wyśmiał ją – wiadomo, przecież Michał był od niej starszy aż o pięć lat. Jednak minęło kilka dni, a brat sam wrócił do tematu rozmowy. Na wstępie przedstawił trudności i niedogodności życia konspiratorów podziemnej armii. Miało to naturalnie zniechęcić Stefanię. Potem opowiedział, co może się stać z rodziną, z nią samą, kiedy gestapo wpadnie na jej trop i zaczną się aresztowania. Przestrzegał praktycznie przed wszystkim.
– To nie dla ciebie – mówił, dodając, że jest na to zbyt delikatna.

DZIEWCZYNY-3D-72dpiZniechęcał, ale równocześnie dawał czas do namysłu. Był wtedy rok 1943 i wiele zmieniło się od wybuchu wojny. Po pierwsze, Niemcy dostawali solidnego łupnia na wschodzie i przegrywali bitwę za bitwą. Po drugie, polscy partyzanci coraz śmielej sobie poczynali w terenie. Bardzo wielu znajomych gdzieś należało, coś robiło w wielkiej tajemnicy, znikało co pewien czas na kilka dni. Stefania też tego chciała i nie ustąpiła, więc brat koniec końców wciągnął ją do organizacji. Była to Narodowa Organizacja Wojskowa, scalona z Armią Krajową.

Przysięgę złożyła z kilkorgiem innych osób w jakiejś tajnej konspiracyjnej kwaterze. Był krzyż, płomień świecy i jakaś nienaturalna wręcz powaga w szeregach tych młodych ludzi. Jako pseudonim Stefania wybrała sobie określenie „Perełka” – tak w dzieciństwie, kiedy miała kilka lat, mawiał do niej ojciec: jesteś moją perełką. Wreszcie mogła konspirować. Jej zadaniem było początkowo utrzymywanie konspiracyjnej placówki w Kuryłówce. To wtedy poznała bliżej Jankę Oleśkiewicz ps. „Jaga”, z którą dzieliła tę podziemną misję. Dziewczęta szybko się zaprzyjaźniły.


Po pechowej i przegranej przez Polaków partyzanckiej bitwie w Grabie (grudzień 1943 roku) spaleni u niemieckiego okupanta konspiratorzy musieli się ukryć w lesie. Tak również postąpiła Stefania, dołączając do oddziału Józefa Zadzierskiego „Wołyniaka”, gdzie zaufanym człowiekiem był jej brat – Michał Krupa. To wtedy jej zadania stały się trudniejsze i wymagające. Była łączniczką, sanitariuszką, zajmowała się zdobywaniem informacji i ochroną osób.

Okazało się, że mimo obiekcji brata nadawała się do partyzantki – świetnie jeździła konno i (to raczej rzadkość wśród kobiet) rzucała celnie nożem. Uzbrojona była najczęściej w niezawodny rewolwer Nagant, bagnet oraz dwa granaty, a ubierała się po męsku – nosiła spodnie i wysokie buty z cholewami oraz ostrogami. Często wysyłano ją na stację kolejową do Leżajska, gdzie jako łączniczka i przewodniczka doprowadzała do oddziału przybywających w ten rejon oficerów i kurierów podziemnej armii, gdyż świetnie znała okoliczne lasy. Kilkakrotnie w ten sposób eskortowała np. siostrę „Wołyniaka” – Alinę Glińską.

Fragment książki „Dziewczyny Wyklęte”, Szymona Nowaka, wydawnictwo Fronda s. 13-17.

Książkę można nabyć TUTAJ.

Artykuł „Był krzyż, płomień świecy i jakaś nienaturalna wręcz powaga w szeregach tych młodych ludzi”. Jak o wolność walczyły Dziewczyny Wyklęte pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/byl-krzyz-plomien-swiecy-i-jakas-nienaturalna-wrecz-powaga-w-szeregach-tych-mlodych-ludzi-jak-o-wolnosc-walczyly-dziewczyny-wyklete/feed/ 0
Nieustępliwy dla wrogów, walczył z Niemcami i Sowietami, rozgromił ekspedycję NKWD. Dla swoich podwładnych i okolicznej ludności troskliwy jak ojciec https://niezlomni.com/nieustepliwy-dla-wrogow-walczyl-z-niemcami-i-sowietami-rozgromil-ekspedycje-nkwd-dla-swoich-podwladnych-i-okolicznej-ludnosci-troskliwy-jak-ojciec/ https://niezlomni.com/nieustepliwy-dla-wrogow-walczyl-z-niemcami-i-sowietami-rozgromil-ekspedycje-nkwd-dla-swoich-podwladnych-i-okolicznej-ludnosci-troskliwy-jak-ojciec/#respond Fri, 04 Apr 2014 06:31:03 +0000 http://niezlomni.com/?p=12538

oddzialy-wykletych-okladka31 marca 1945 r. z rąk ubeków zginęła Janina Przysiężniak ps. Jaga, młoda 23-letnia żona Franciszka Przysiężniaka ps. Ojciec Jan, dowódcy antyniemieckiej partyzantki Narodowej Organizacji Wojskowej. W tym czasie Franciszek nie angażował się w konspirację, wiele miesięcy wcześniej zakończył walkę, rozformował swój oddział i chciał unormować swoje życie w cywilu. W Wielki Czwartek 30 marca Janina Przysiężniak została aresztowana w Kuryłówce wraz ze swoim bratem Marianem Oleszkiewiczem. Mimo iż była w siódmym miesiącu ciąży, przesłuchiwano ją przez całą noc i traktowano w nieludzki sposób. Następnego dnia, w Wielki Piątek, funkcjonariusze UB załadowali ją do samochodu i odwieźli do rodziców. Kiedy „Jaga” szła w stronę domu, jeden z ubeków o nazwisku Machaj wystrzelił do niej serię z pepeszy. Komunistyczni kaci odjechali, zostawiwszy umierającą ciężarną kobietę. Po półgodzinie na miejsce zbrodni przybyli partyzanci Józef Zadzierski ps. Wołyniak i Józef Krzysztanowicz ps. Hanys. Tuż przed śmiercią „Jaga” zdołała opowiedzieć im, co się stało. To tragiczne wydarzenie sprawiło, że Franciszek Przysiężniak przyjął nalegania przełożonych z NOW-NZW i ponownie stanął na czele oddziałów partyzanckich w terenie.

Franciszek Przysiężniak urodził się w 1909 roku w Krupem koło Krasnegostawu. Ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim i w 1938 roku rozpoczął służbę w Pomorskim Pułku Artylerii Lekkiej w Grudziądzu. Brał udział w walkach we wrześniu 1939 roku. 28 września pod Tomaszowem Lubelskim dostał się do niewoli niemieckiej, ale uciekł z transportu. W 1942 roku został mianowany przez kpt. Adama Mireckiego ps. Adam na szefa Komendy Powiatowej Narodowej Organizacji Wojskowej w Krasnymstawie, a następnie na dowódcę oddziału partyzanckiego NOW-AK w powiecie biłgorajskim. Początkowo por. Franciszek Przysiężniak posługiwał się pseudonimem Jan, ponieważ jednak dla swych podkomendnych oraz miejscowej polskiej ludności był jak dobry i troskliwy ojciec, dlatego też przyjął się jego nowy pseudonim – Ojciec Jan.

Franciszek_Przysiężniak

Pierwotnie grupa liczyła zaledwie kilkunastu ludzi, ale działała prężnie. Pierwszy rkm zarekwirowano w ukraińskiej wsi Goździe Huciańskie, następnie zabraną żywność wymieniono na kolejny rkm i cztery karabiny. W bunkrze pod Pszczelną drukowano nawet konspiracyjną gazetkę i powielano narodowego „Szczerbca”. Pierwsze drobne akcje to głównie niszczenie dokumentów w gminach, zasadzki na drogach, likwidacja niewielkich patroli niemieckich i policji ukraińskiej oraz napominanie zbyt gorliwych polskich granatowych policjantów. Na początku 1943 roku oddział liczył już około 40 partyzantów i utrzymywał też kontakty z sąsiednim okręgiem NOW, którym dowodził brat „Adama” ppor. Kazimierz Mirecki ps. Żmuda. W nocy z 12 na 13 maja przeprowadzono nieudaną akcję na niemiecki majątek w Groblach.

[quote]Pomysłodawcą i dowódcą ataku był leśniczy Szklarek, który także był w konspiracji. Około 30 partyzantów nie zdołało zaskoczyć uzbrojonych Niemców. Po stronie polskiej zginęło czterech partyzantów, a kilku zostało rannych (w tym także „Ojciec Jan”). Niemcy przyznali się do dwóch poległych oraz dwóch rannych. Po akcji w Groblach ranny Przysiężniak leczył się w Leżajsku. W tym czasie jego oddział zastrzelił folksdojcza w Ulanowie, a kilka dni później ze spółdzielni zabrano kilka tysięcy złotych. Także w maju grupa spaliła tartak w Bielinach, a 17 czerwca przeprowadziła ponowny atak w Ulanowie, uwalniając więzionych przez Niemców ludzi. Podobno w czasie tej akcji zlikwidowano też Józefa Etryka, pomyłkowo wziętego za niemieckiego donosiciela.[/quote]

[caption id="attachment_12628" align="alignleft" width="265"]Józef Zadzierski, "Wołyniak". Józef Zadzierski, "Wołyniak".[/caption]

W końcu maja lub na początku czerwca do oddziału „Ojca Jana” dołączył bardzo młody, ale niezwykle bojowy i zadziorny chłopak o pseudonimie Zawisza. Józef Zadzierski, bo o nim mowa, urodził się w 1923 roku w Kostopolu. Był synem Władysława i Stanisławy z domu Korczyc-Brochwicz. Od najmłodszych lat bardzo pociągała go wojaczka i kawaleria. Jako cztero lub pięcioletni chłopczyk dosiadał już sam kawaleryjskiego konia, a przez kilka miesięcy był uczniem Korpusu Kadetów we Lwowie. W 1937 roku wraz z rodzicami przeprowadził się do Warszawy. Kiedy we wrześniu 1939 roku wybuchła wojna, uciekł z domu, zostawiwszy kartkę, że idzie walczyć za Polskę. Kiedy już wszyscy domownicy opłakiwali młodego żołnierza, pod koniec października cały i zdrów zjawił się niespodziewanie w Warszawie. Okazało się, że walczył w Samodzielnej Grupie Operacyjnej „Polesie” gen. Franciszka Kleeberga, a po bitwie pod Kockiem dostał się do niewoli. Jednak w związku z młodocianym wiekiem został puszczony wolno przez Niemców. Potem uczył się na tajnych kompletach i uzyskał maturę oraz skończył konspiracyjną podchorążówkę. Józef Zadzierski od samego początku włączył się w konspiracyjną działalność Stronnictwa Narodowego, a następnie był żołnierzem podziemnej grupy Jana Kamera ps. Bolesław. Zagrożony dekonspiracją, został przerzucony na Rzeszowszczyznę i skierowany do oddziału partyzanckiego „Ojca Jana”. Wtedy też zmienił pseudonim z „Zawiszy” na „Wołyniaka”. Należy jeszcze dodać, że brat Józefa Zadzierskiego został zamordowany przez Sowietów w Katyniu, a dwie siostry brały potem udział w powstaniu warszawskim i przeżyły wojnę.

[quote]Zaraz po przybyciu „Wołyniaka” cały oddział wziął udział w uroczystej przysiędze w związku z akcją scaleniową NOW i AK. Latem 1943 roku grupa „Ojca Jana” nawiązała bliższą współpracę z oddziałem por. Bolesława Ostrowskiego ps. Lanca. Przeprowadzono wtedy kilka wspólnych akcji, m.in. 26 lipca zaatakowano wieś Bukowina, w której w miejsce wysiedlonych Polaków zamieszkali ukraińscy koloniści. Wieś była chroniona przez kilkunastu niemieckich i ukraińskich żandarmów. Budynek żandarmerii podpalono, w płomieniach zginęło dwóch Ukraińców, a pozostali uciekli w pole. Polscy partyzanci zabrali zdobytą broń, podpalili część domów, a kolonistom ukraińskim nakazali opuszczenie polskiej osady w ciągu 24 godzin. Zdobyto wówczas także pewną liczbę zwierząt: koni, krów, świń, a także kilka zaprzęgów konnych. W kolejnych dniach oddziały por. Przysiężniaka i por. Ostrowskiego przeprowadziły udany zamach na niemieckiego inspektora lasów o nazwisku Quisling oraz rozbiły posterunek policji w Potoku Górnym.[/quote]

Szymon Nowak, Oddziały wyklętych, Fronda, Warszawa.

 

Artykuł Nieustępliwy dla wrogów, walczył z Niemcami i Sowietami, rozgromił ekspedycję NKWD. Dla swoich podwładnych i okolicznej ludności troskliwy jak ojciec pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/nieustepliwy-dla-wrogow-walczyl-z-niemcami-i-sowietami-rozgromil-ekspedycje-nkwd-dla-swoich-podwladnych-i-okolicznej-ludnosci-troskliwy-jak-ojciec/feed/ 0