Wołyń – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Wołyń – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Czy metropolita Szeptycki ponosi współodpowiedzialność za powstanie zbrodniczego ruchu rozpowszechnionego przez OUN w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu? [WIDEO] https://niezlomni.com/czy-metropolita-szeptycki-ponosi-wspolodpowiedzialnosc-za-powstanie-zbrodniczego-ruchu-rozpowszechnionego-przez-oun-w-malopolsce-wschodniej-i-na-wolyniu-wideo/ https://niezlomni.com/czy-metropolita-szeptycki-ponosi-wspolodpowiedzialnosc-za-powstanie-zbrodniczego-ruchu-rozpowszechnionego-przez-oun-w-malopolsce-wschodniej-i-na-wolyniu-wideo/#respond Sat, 12 Sep 2020 09:45:18 +0000 https://niezlomni.com/?p=51133

Czy metropolita Andrzej Szeptycki ponosi współodpowiedzialność za powstanie ukraińskiego nacjonalizmu, zbrodniczego ruchu rozpowszechnionego przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu? Czy gdyby metropolita ekskomunikował OUN, zdołałaby ona zdobyć takie poparcie na Zachodniej Ukrainie?


Marek A. Koprowski szuka odpowiedzi na te fundamentalne pytania. Przedstawia historię ukraińskiego terroryzmu, który pojawił się za sprawą Ukraińskiej Wojskowej Organizacji. Opisuje jej ofensywę przeciwko państwu polskiemu, m.in. zamachy na Józefa Piłsudskiego i prezydenta Stanisława Wojciechowskiego oraz innych polskich dostojników państwowych. Prezentuje szczegóły rzadko przez historyków wspomniane, choćby dwie ofensywy UWO, w trakcie których łuny pożarów rozświetlały niebo Małopolski Wschodniej od Zbrucza do Sanu.
Lektura książki pozwala poznać korzenie i rozwój zbrodniczej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Pogłębia wiedzę o roli, jaką w jej rozwoju odegrali księża greckokatoliccy, w rodzinach których wychowała się większość przywódców ze Stepanem Banderą na czele. Czytelnik dowie się, kto i jak zamordował Tadeusza Hołówkę, którego śmierć oznaczała fiasko filoukraińskiej polityki Józefa Piłsudskiego, realizowanej przez jego ekipę. Pozna dzieje krwawego napadu bojówki OUN na pocztę w Gródku Jagiellońskim i inne popełnione przez nie morderstwa. Przypomni zabójstwo ministra Bronisława Pierackiego, kolejnego ukrainofila zamordowanego z rozkazu Bandery. To od tego morderstwa zbrodniarz ten rozpoczął swą wielką karierę.

Państwo polskie zamiast powiesić – darowało mu życie. Krótka odsiadka w ciężkich więzieniach na Świętym Krzyżu, we Wronkach i Brześciu, zamiast skruchy, dała Banderze legitymację do przeprowadzenia rozłamu w OUN. Powołał jej zbrodniczą frakcję, która w myśl wskazań swego przywódcy dokonała ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej…

Fragment książki Marka A. Koprowskiego pt. "Narodziny ukraińskiego nacjonalizmu. Bandera, Szeptycki, OUN,wyd. Replika, Poznań 2020. Tę i inne publikacje Marka A. Koprowskiego można zamówić na stronie wydawnictwa Replika.

Rozdział I UWO rusza do walki przeciw Polakom!

Terrorystyczna działalność UWO została znacznie ograniczona, ale sama organizacja funkcjonowała dalej. Musiała jednak znacznie przycichnąć i zmienić model działania. Straty materialne, jakie poniosło państwo polskie w wyniku tej pierwszej ofensywy UWO były bardzo bolesne. Według obliczeń Oddziału II Sztabu Głównego WP wyniosły co najmniej piętnaście mld marek polskich, czyli około osiemset tysięcy dolarów. Z jego opracowania wynika, że od stycznia 1922 r. do marca 1923 r. w czasie antypolskich wystąpień spalono dziewięćdziesiąt cztery dwory i folwarki, pięćdziesiąt zagród kolonistów i dokonano sześćdziesięciu aktów sabotażu. Zabito dwudziestu dwóch żołnierzy, żandarmów i policjantów, a także trzynastu Ukraińców. Jedenaście dworów zostało tylko ograbionych. Polskie siły bezpieczeństwa stoczyły z UWO osiemnaście potyczek, uniemożliwiły jedenaście zamachów i osiem aktów sabotażu oraz nie dopuściły do podpalenia dziewięciu folwarków i dworów. Ogółem według Oddziału II Sztabu Głównego Ukraińcy z UWO dokonali około trzystu ataków przeciwko państwu polskiemu na terenie Małopolski Wschodniej. Są to najbardziej wiarygodne dane. Szacunki niektórych badaczy, twierdzących, że wystąpień tych było ponad dwa tysiące, wydają się mocno przesadzone. Działania UWO nie spotkały się z masowym poparciem ukraińskiego chłopstwa. Zdecydowaną większość aktów terroru dokonali przedstawiciele inteligencji.

Do ukraińskich chłopów UWO nie dotarła. Powstanie antypolskie pod jej wodzą, mające wpływ na decyzje Rady Ambasadorów w Małopolsce Wschodniej, nie wybuchło. UWO, choć dotkliwie kąsała państwo polskie i swoich rodaków, którzy chcieli ułożyć z nim stosunki, nie sprawowała jeszcze rządów dusz nad masami ukraińskiego chłopstwa. Docierała ze swoimi ideami tylko do nielicznych warstw ukraińskiej inteligencji.

Przypomnieć trzeba, że UWO w Małopolsce Wschodniej nie działała w politycznej próżni. Stanowiła ona de facto zbrojne ramię emigracyjnego rządu ZURL, czyli Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej, który nie uznawał jurysdykcji polskiej nad Małopolską Wschodnią i traktował ją jako terytorium znajdujące się pod „polską okupacją”. Stojący na jej czele Jewhen Petruszewycz był przeciwnikiem jakichkolwiek rozmów z Polakami. Uważał je za niecelowe, bo jego zdaniem dobrowolnie nie zaakceptowaliby odrodzenia ZURL. Sądził, że tylko mocarstwa zachodnie mogłyby Polaków do tego zmusić. Swoich zwolenników w Małopolsce Petruszewycz zapewniał, że „[…] zainteresowanie problemem wschodniogalicyjskim na świecie rośnie z każdym dniem”. Poparcie to ze strony Wielkiej Brytanii, Włoch, Japonii i Stanów Zjednoczonych miało doprowadzić do reaktywacji ZURL.

Większość polityków galicyjskich uznawała wciąż emigracyjny rząd ZURL za legalnie działający i wykonywała jego polecenia. Wszelkie rozmowy z ich przedstawicielami podejmowane przez rząd w Warszawie, jak i bardziej poufne, inicjowane przez Oddział II Sztabu Głównego WP spaliły na panewce. Ukraińcy mieli bojkotować państwo polskie i traktować je jako nieistniejące oraz nie uznawać polskiej administracji. Ukraińscy politycy mieli mobilizować ludność do walki przeciw polskiej administracji. UWO miała być ich egzekutywą, wymuszającą posłuszeństwo ich decyzjom.

Stanowisko polityków ukraińskich popierał też metropolita lwowski Andrej Roman Marian Szeptycki. Ojciec duchowy i największy autorytet moralny dla ukraińskich separatystów, a co wykazał Biskup Stanisławowski Hryhoryj Chomyszyn, także jeden z ojców ukraińskiego nacjonalizmu. W swoich wspomnieniach zatytułowanych „Dwa Królestwa”, których odnalezienie i wydanie środowiska ukraińskie, dążące do wyniesienia Szeptyckiego na ołtarze, przyjęły ze zgrzytaniem zębów, Chomyszyn zarzucił Szeptyckiemu nadmierne uwielbienie swego narodu, całkowicie sprzeczne z Ewangelią. W okresie wojny polsko- -ukraińskiej o Małopolskę Wschodnią, jak pisze Krzysztof Krasowski, Szeptycki „[…] wspierał i inspirował działalność Ukraińskiej Rady Narodowej i Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. W liście pasterskim ze stycznia 1919 r. (nieopublikowanym) wezwał Ukraińców do obrony «zmartwychwstałego państwa ukraińskiego»”.

W 1920 r. Szeptycki wyjechał za granicę jako rzecznik „samostijnej Ukrainy”. Szukał w Watykanie poparcia dla utworzenia niepodległego państwa ukraińskiego.


Sprawę ukraińską doskonale znano w Stolicy Apostolskiej, która nie była zadowolona z animozji między Polakami – łacinnikami a Ukraińcami – grekokatolikami. Watykan miał bowiem nadzieję, że Cerkiew greckokatolicka stanie się znakomitym narzędziem dla ekspansji katolicyzmu na Wschód i nie był zainteresowany jego osłabieniem. Szeptycki zaś w swojej argumentacji twierdził, że tylko w niepodległym państwie ukraińskim Cerkiew greckokatolicka będzie mogła rozkwitnąć i promieniować na Wschód. Takie stanowisko metropolity musiało budzić sprzeciw państwa polskiego. W jego imieniu poseł RP – prof. Jan Kowalski ostro interweniował w Watykanie, widząc, że ten sprzyja Szeptyckiemu. Zygmunt Zieliński tak kurtuazyjnie opisuje tę sytuację:

„Rzym obserwował to z rosnącym niepokojem, przeceniając chyba możliwość unii w dziele ekspansji na Wschód i niwelowania wpływów prawosławia, a z drugiej strony widząc nieprzychylny stosunek władz polskich do umacniania się pozycji Kościoła greckokatolickiego (tak w Galicji nazywali się unici). Stąd też metropolita greckokatolicki lwowski Andrej Szeptycki cieszył się u Benedykta XV dużym mirem. Papież żałował, że alianci w obawie przed niepożądanymi machinacjami politycznymi nie zezwolili Szeptyckiemu w 1917 r. na udanie się do Rzymu. Przybył tam dopiero w 1920 r., co niewątpliwie ujemnie wpłynęło na stanowisko Watykanu wobec rządu polskiego. Obiektywnie bowiem musiano ocenić wkład metropolity w podniesieniu poziomu Cerkwi greckokatolickiej, jego uległość wobec Stolicy Apostolskiej, a przede wszystkim zapał dla „misji wschodniej”, tak bardzo w Rzymie upragnionej. Z drugiej strony niezaprzeczalna była także wzajemna niechęć między Szeptyckim i Polakami, przy czym rząd polski często skutecznie utrudniał realizację tych planów ambitnego metropolity, które umacniały kościelne i narodowe aspiracje Rusinów”.

Oficjalnie Szeptycki pojechał do Rzymu z wizytą ad limina, czyli do progów apostolskich, by przedstawić Ojcu Świętemu sprawozdanie ze swej pracy duszpasterskiej. Kurię rzymską interesowała zwłaszcza możliwość realizacji idei „katolicyzacji wschodu” w drodze unii z prawosławiem. Przy czym Kuria myślała zapewne o całej Rosji, a Szeptycki chciał głównie pozyskać dla grekokatolicyzmu prawosławnych Ukraińców na Kijowszczyźnie czy na Wołyniu, co miało głównie służyć integracji narodu ukraińskiego na płaszczyźnie religijnej. Oczywiście wiedząc, że Stolica Apostolska jest zainteresowana ekspansją na Wschód, podejmował działania rozpoznawcze w tym kierunku. Jak pisze Hansjakob Stehle, Szeptycki: „[…] udał się dwukrotnie pod fałszywym nazwiskiem do Rosji, aby zapoznać się z klimatem politycznym i ocenić szanse działań misyjnych. W 1908 r. przedstawił w Rzymie sprawozdanie; mimo iż papież ułożył się z carem, przyznał on jednocześnie Szeptyckiemu tajne pełnomocnictwo na wypadek „dnia X” w Rosji – przykład dwutorowości, która w następnych dziesięcioleciach dość często miała obciążać politykę wschodnią papieży”.

Charakteryzując osobę arcybiskupa Szeptyckiego Stehle pisze: „Taktycznie lawirując, pozyskiwał on zarówno względy wiedeńskiego cesarza, jak i petersburskiego cara, mając zawsze podwójny cel przed oczami: katolicyzację Rosji oraz ustanowienie niepodległego, katolickiego państwa narodowego Ukraińców”,

SPIS TREŚCI
Wstęp 7
Rozdział I: UWO rusza do walki przeciw Polakom! 12
Rozdział II: Na usługach Abwehry 46
Rozdział III: Jak powstała OUN 75
Rozdział IV: Łuny od Zbrucza do Sanu 93
Rozdział V: Zabójstwo Hołówki i komisarza
Czechowskiego 125
Rozdział VI: Krwawy napad OUN na pocztę
w Gródku 152
Rozdział VII: Dwuznaczna postawa metropolity 168
Rozdział VIII: Skąd się wziął Bandera? 191
Rozdział IX: Nie było tortur i bicia 219
Rozdział X: Po zamachu na Pierackiego 235
Rozdział XI: „Czerezwyczajka” Piłsudskiego 244
Rozdział XII: Proces Bandery 261
Rozdział XIII: Bandera bez przyłbicy 277
Rozdział XIV: Bandera na Świętym Krzyżu,
we Wronkach i Brześciu 288
Rozdział XV: OUN bez Bandery 313
Rozdział XVI: Jak dźwignąć Cerkiew i kler,
czyli Chomyszyn kontra Szeptycki 335
Rozdział XVII: Na Podkarpackiej Rusi OUN
chciała mieć państewko 344
Rozdział XVIII: Przygotowania OUN
do antypolskiego powstania 366
Bibliografia 402

Artykuł Czy metropolita Szeptycki ponosi współodpowiedzialność za powstanie zbrodniczego ruchu rozpowszechnionego przez OUN w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu? [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czy-metropolita-szeptycki-ponosi-wspolodpowiedzialnosc-za-powstanie-zbrodniczego-ruchu-rozpowszechnionego-przez-oun-w-malopolsce-wschodniej-i-na-wolyniu-wideo/feed/ 0
Zbrodniarze nie są już anonimowi! Bestie Bandery, kaci Małopolski Wschodniej. [WIDEO] https://niezlomni.com/zbrodniarze-nie-sa-juz-anonimowi-bestie-bandery-kaci-malopolski-wschodniej-wideo/ https://niezlomni.com/zbrodniarze-nie-sa-juz-anonimowi-bestie-bandery-kaci-malopolski-wschodniej-wideo/#respond Sat, 11 Jul 2020 04:14:09 +0000 https://niezlomni.com/?p=50989

Małopolska Wschodnia i Lubelszczyzna były kolebką ukraińskich nacjonalistów. Stąd pochodziło najwięcej morderców, którzy z ogromnym sadyzmem dawali upust swym zbrodniczym instynktom, uczestnicząc w rzeziach Polaków, Żydów i Ormian.


Oto członkowie OUN-UPA, którzy wydawali rozkazy mordowania Polaków, jak i ci, którzy z azjatyckim okrucieństwem je wykonywali. Ich nazwiska nie powinny ulec zapomnieniu. W świetle prawa międzynarodowego są zbrodniarzami winnymi ludobójstwa ludności cywilnej.
Niniejsze opracowanie bazuje na bogatym materiale źródłowym. Przytacza dokumenty OUN-UPA, zeznania ukraińskich morderców ujętych przez sowieckie organy bezpieczeństwa, a także ich wspomnienia i zapiski dostępne w innych źródłach. Przeplata się z nimi treść dokumentów sporządzonych przez polskich świadków ich zbrodni, zwłaszcza sprawozdań lokalnych Polskich Komitetów Opieki, wysyłanych do Rady Głównej Opiekuńczej.

Bestie Bandery zadają kłam oficjalnej propagandzie ukraińskiej, kreującej ukazanych tu osobników na bohaterów narodowych. Lektura tej książki pozwoli czytelnikowi zrozumieć, kim byli naprawdę. Zbrodniarze nie powinni zostać anonimowi

Fragment rozdziału Wasyl Andrusiak. „Rizun” ze Śniatynia z książki Marka A. Koprowskiego „Bestie Bandery. Kaci Małopolski Wschodniej”, Wydawnictwo Replika, Poznań 2020. Książkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Replika.

Wiosną 1944 r. „Rizun” dostał już rozkaz do rozpoczęcia nie likwidacji członków AK, ale ludności polskiej jako takiej i podjęcia wszelkich działań na rzecz jej usunięcia z Małopolski Wschodniej. W Dżurowie podwładni „Rizuna” najpierw zamordowali 25 marca 1944 r. w czasie powrotu z młyna Franciszka Glazera, który przed wojną był prezesem Związku Strzeleckiego „Strzelec”. Mordercy spalili także jego dom, w którym zostało wystawione w trumnie jego ciało. Główny napad na Polaków w Dżurowie nastąpił 26 marca 1944 r. Józef Matusiak tak wspomina akcję „rizunowców”:

„Dzień był ponury, mglisty, a pole pokryte było jeszcze cienką warstwą śniegu. Nabożeństwo w naszej kaplicy nie odbyło się, bo proboszcz parafii nie zezwolił księdzu na wyjazd do Dżurowa z obawy przed bandami ukraińskimi. Żandarmeria niemiecka opuściła wieś. Pozostała jedynie policja ukraińska współpracująca z bandami(…). Tego dnia zauważyłem późnym popołudniem maszerującą kolumną młodzież ukraińską w okolicy Domu Ludowego. Widać było, że nieśli ukrytą pod kożuchami i płaszczami broń. Wieczorem ojciec zauważył uzbrojone patrole Ukraińców chodzące po wsi. W rodzinie naszej pojawiła się obawa napadu na polskie zagrody. Mnie i siostrze ojciec zlecił ukrycie się u zaufanej sąsiadki Ukrainki w stodole na sianie i tam przespać tę noc. Uważałem, że powinniśmy wszyscy razem na noc opuścić nasz dom.

Stało się jednak inaczej. Pozostaliśmy w domu, gotowi i ubrani do ucieczki. Około godziny 23 zmęczeni wyczekiwaniem, zasnęliśmy. Nagle obudziłem się, usłyszałem strzały karabinowe. Zobaczyłem przez okno łunę pożaru. To paliły się budynki dworskie i sterty słomy na polu. Uzmysłowiłem sobie, że ten pożar to chyba sygnał do napadu na polskie domostwa. I nie pomyliłem się. Zobaczyłem biegnących od strony ulicy w kierunku naszego domu uzbrojonych mężczyzn. Obudziłem natychmiast ojca, matkę i siostrę. Napastnicy zastrzelili najpierw szczekającego naszego psa, uwiązanego przy budzie. Następnie wybili szyby w oknach naszego domu i zaczęli strzelać do środka naszego mieszkania. W oknach zauważyłem kilkanaście luf karabinowych. Ojciec został zabity strzałem od razu. Wtedy matka wyszła spod stołu i zapytała znajomego Ukraińca: „Hryciu, za co ty jego zabiłeś?” wtedy on ze złością odpowiedział „Ja Ne Hryćko, ja was ne znaju! Ja z Bukowyny”. Był to syn sąsiada H. Hrywaczuk, który chodził ze mną do szkoły. W tym momencie drugi banderowiec strzelił do matki prosto w głowę. Mama ciężko ranna, rzęziła w agonii”.
Napad na Dżurów był częścią akcji „oczyszczającej” z ludności polskiej powiat śniatyński. W tym samym czasie banderowcy napadli na inne miejscowości. Zaatakowali m.in. wieś Tuczapy, Rudniki i Rybne. W tej ostatniej miejscowości upowcy dorżnęli rodzinę Matusiaków, której wielodzietna gałąź mieszkała w tej miejscowości. Dorosłych zakłuto nożami, dzieciom roztrzaskano głowy o ściany budynków. Z rodziny Matusiaków uratował się tylko dziesięcioletni Stanisław, ranny zdołał się wydostać spod sterty martwych ciał.
Ludność polska była w tym czasie pozbawiona wszelkiej obrony. Nieliczne oddziały AK dopiero organizowały samoobronę. „Rizun” usiłował te samoobrony likwidować. W kwietniu 1944 r. jego kureń, szacowany wówczas przez wywiadowców AK na 450 ludzi, zaatakował samoobronę w Bitkowie. Wywiad AK na szczęście dowiedział się o zamia¬rach ataku kurenia „Rizuna”, znajdując jego plany u Ukraińca Maćkowskiego. Atak „rizunowców” nie stanowił więc zaskoczenia. W Bitkowie przebywało, jak podaje Grzegorz Mazur, 3000 Polaków. Samoobrona była wspomagana przez uzbrojoną straż kopalnianą. Strzegła ona ważnej dla Niemców kopalni ropy naftowej. Jak podaje Grzegorz Mazur, obrońcy mieli do dyspozycji 105 ludzi. Z tego dwudziestu pięciu z oddziału S. Kosiby, dwudziestu dwóch z oddziału Z. Muchy, a resztę z samoobrony. Siły te były niewystarczające jednak do odparcia ataku całego kurenia „Rizuna”. Ukraiński watażka wybrał też na moment ataku czas, kiedy Niemcy pod naporem ofensywy Armii Czerwonej wycofali się i gdy na drogach panowały bałagan i zamieszanie.

„Rizunowcy” uderzyli na Bitków w momencie, gdy ostatni Niemcy wyjechali na Zachód. Wpadli oni oczywiście w zastawioną przez Ukraińców zasadzkę. Trzech z nich zginęło, a czterech, salwując się ucieczką, wróciło do Bitkowa. Jeden z nich wskazał Polakom, gdzie Niemcy ukryli broń i amunicję, która znacząco wzmocniła siłę ogniową obrońców. Fantazję „Rizunów”, dyszących chęcią wyrżnięcia Bitkowa, skruszył zwłaszcza ogień moździerzy. Nie¬spodziewanie do walki włączył się oddział radziecki, który samochodami dotarł do Nadwórnej. Ukraińcy z „Rizuna” go ostrzelali, zabijając pięciu żołnierzy. Sowieci wysłali do Bitko¬wa większy oddział z czołgiem, co przesądziło o klęsce „Rizuna”. Oddział sowiecki śmiało wszedł w lasy i ujął dwie grupy upowców, bezlitośnie je rozstrzeliwując. Ponadto podczas ataku na Bitków „Rizun” utracił od trzydziestu do czterdziestu osób, które zostały zabite w trakcie walk. Miał również kilkudziesięciu rannych.

Oczywiście „Rizun”, jako spec od „riezania Lachiw”, nie działał tylko w okolicy swego matecznika. Razem ze swoim kureniem wyruszał także w rajdy na dalsze terytoria Mało¬polski Wschodniej, na których UPA nie radziła sobie z wypełnianiem zadań, a głównie z wyrzynaniem polskiej ludności. W czerwcu 1944 r. „Rizun” z kureniem wyruszył na Zachód. Miał pobudzić nacjonalistów na Drohobyczczyźnie, gdzie Polacy stanowili jeszcze dość spore i mało jeszcze naruszone skupisko. Kolumna poruszała się bardzo wolno, bo była obciążona taborem, liczącym dwadzieścia pięć wozów. Na górze Łopata drogę zagrodzili jej Niemcy i Węgrzy. Źródła ukraińskie twierdzą, że „Rizun” ten bój wygrał. Tylko Niemcy mieli stracić 120 zabitych. Dane te wydają się jednak mocno zawyżone. Niemcy nie uciekli i mocno kontratakowali. Gdy „Rizun” ruszył z pod¬władnymi naprzód, Niemcy znowu zagrodzili mu drogę. Do¬szło do walki wręcz. Ukraińscy historycy nie wspominają, czy „Rizun” kontynuował swój marsz, czy też zawrócił do Czarnego Lasu. Raczej zawrócił, bo front przybliżał się błyskawicznie i kureń w każdej chwili mógł zostać odcięty od swojego zaplecza i znaleźć się na obcym terenie.

Po zajęciu Małopolski Wschodniej przez Sowietów „Rizun” nie zaprzestał mordowania Polaków. Wręcz przeciw¬nie, sytuacja dla jego oddziałów była nawet korzystniejsza. Armia Krajowa w nowej sytuacji musiała zaprzestać działalności. Ośrodki samoobrony zostały zlikwidowane i Polaków nie miał kto bronić. Sowieci proponowali im tworzenie „Istriebitielnych Batalionów”, by te wzięły na siebie obronę skupisk polskich przed napadami UPA, ale wstępowali do nich szesnasto- i siedemnastoletni chłopcy, którzy z tym za¬daniem radzili sobie różnie. Banderowcy „Rizuna” działali zaś na bezczelnego. Na przełomie sierpnia i września 1944 r. uderzyli na centra rejonowe w województwie stanisławowskim. Zaatakowali m.in. Bohorodczany, Wojniłów, Lisiec, Bielszowce i inne miasta. Chcieli tym niewątpliwie pokazać, że dopóki oni działają, nikt nie może czuć się bezpieczny. Napadli też na szereg wsi, mordując Polaków m.in.: w Za¬woi, Majdanie, Mysłowie i innych wsiach przy drodze z Kałusza do Stanisławowa.

NKWD ściągnęło posiłki i ruszyło z obławą w góry. Kureniowi udało się wycofać, ale jedna z jego sotni została rozbita. W grudniu 1944 r. „Rizun” znów przypomniał o sobie i dokonał rajdu po wsiach, mordując Polaków, którzy nie uciekli jeszcze do dużych miast. Ukraińcy „odwiedzili” wówczas m.in.: Weleśnicę, Woronę, Pariszcze i Winograd.

Artykuł Zbrodniarze nie są już anonimowi! Bestie Bandery, kaci Małopolski Wschodniej. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zbrodniarze-nie-sa-juz-anonimowi-bestie-bandery-kaci-malopolski-wschodniej-wideo/feed/ 0
Akcja „Wisła”. Kres krwawych walk z OUN-UPA czy komunistyczna zbrodnia? [WIDEO] https://niezlomni.com/akcja-wisla-kres-krwawych-walk-z-oun-upa-czy-komunistyczna-zbronia-wideo/ https://niezlomni.com/akcja-wisla-kres-krwawych-walk-z-oun-upa-czy-komunistyczna-zbronia-wideo/#respond Mon, 22 Jul 2019 10:31:45 +0000 https://niezlomni.com/?p=50781

− Na tle praktyki międzynarodowej stosowanej po I i II wojnie światowej sprawa przesiedlenia ludności ukraińskiej w ramach Operacji „Wisła” nie jest więc odosobniona – mówi Władysław Filar.

− Wymuszone różnymi okolicznościami masowe przesiedlenia ludności miały miejsce także w innych krajach Europy. Była to po prostu zaakceptowana i przyjęta praktyka, która nie budziła niczyich zastrzeżeń. Takie podejście wynikało przede wszystkim z surowej oceny tragicznych wydarzeń, a także doświadczeń wojennych z okresu II wojny światowej i po jej zakończeniu. Nawiązywało do istniejącej wówczas sytuacji politycznej, społecznej i gospodarczej. Dlatego też nie można, w odniesieniu do podjętej przez władze polskie decyzji o przesiedleniu, stosować normy i oceny dnia dzisiejszego. Profesor Krzysztof Skubiszewski w artykule Akcja „Wisła” i prawo międzynarodowe opublikowanym w „Tygodniku Powszechnym” odrzucił tezę, że przesiedlając Ukraińców, strona polska złamała dwie konwencje międzynarodowe o ochronie ludności cywilnej podczas konfliktów wojskowych, a mianowicie konwencję haską z 1907 r. i genewską z 1947 r. Konwencja haska bierze w obronę ludność cywilną w konfliktach między państwami lub między państwami i organizacjami powstańczymi, a UPA nie była w tym czasie przez nikogo uznawana za stronę wojującą ani za organizację powstańczą. Konwencję genewską Polska podpisała po 1949 r. i ratyfikowała w 1955 r., a więc już po Akcji „Wisła”. Zdanie profesora w tej kwestii jest ważne nie tylko dlatego, że był on wówczas ministrem spraw zagranicznych, ale też
uznanym autorytetem w zakresie prawa międzynarodowego, sędzią Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze, przewodniczącym Trybunału Rozjemczego Iran−USA, a także wykładał na uczelniach we Francji, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii. Napisał również wiele publikacji, w których zajmował się m.in. problematyką wysiedleń ludności. Jest autorem pracy Wysiedlenia Niemców po II wojnie światowej. Oczywiście oceniając całą sprawę, trzeba się zgodzić, że przesiedlenie ludności ukraińskiej było dla niej rozwiązaniem bolesnym, ale wymuszonym przez zbrodniczą działalność OUN-UPA, koniecznym dla zlikwidowania na południowo - wschodnich terenach Polski stanu niepokoju i wrzenia oraz przywrócenia normalizacji życia kraju po zniszczeniach wojennych. Rzecz jasna, można się zastanawiać, czy można było zgnieść ukraińskie podziemie bez wysiedlenia resztek ludności ukraińskiej. Moim zdaniem żadne inne rozwiązanie nie istniało. Dopóki ludność ta mieszkałaby w południowo– wschodniej Polsce, OUN-UPA działałaby, prowadząc w dalszym ciągu terrorystyczną działalność wymierzoną w struktury państwa polskiego i jego obywateli.

Jednoznacznie można to wnioskować z lektur wspomnień dowódców upowskich sotni, których ostatnio ukazało się bardzo dużo. Weźmy chociażby pod uwagę wspomnienia Stepana Stebelskiego „Chrina”, które są tym cenniejsze, że pisał on je w bunkrze na Ukrainie, a nie gdzieś na Zachodzie, gdzie miały służyć głównie propagandzie działalności ukraińskich nacjonalistów. Stebelski pisze w nich, że dzięki działalności OUN-UPA w południowo-wschodniej Polsce:
[…] świat dowiedział się, że naród ukraiński broni swoich zachodnich ziem, dążąc do niepodległego państwa, stawia czoło wszystkim okupantom jednocześnie. Przez dłuższy czas na terenach Zakerzonia autorytet polsko-bolszewickiej władzy był nadszarpnięty. I dopiero po porozumieniu trzech państw: ZSRR, czerwonej Polski i Czech − przy bezwarunkowym wysiedleniu ukraińskiej ludności Zakerzonia − nasze dalsze działania na jego terenach stały się politycznie niepotrzebne. W momencie wysiedlenia resztek ludności ukraińskiej nasze zadanie było zakończone". 

Takich wypowiedzi można cytować znacznie więcej. Wszyscy upowcy, którzy spisali swoje wspomnienia, zgodnie podkreślają, że wysiedlenie ludności ukraińskiej położyło kres działalności ich formacji na Zakerzoniu. Żadne inne rozwiązanie nie wchodziło w grę. Twierdzenia niektórych historyków, sugerujące, że można było rozbić ukraińskie podziemie bez wysiedlania ukraińskiej ludności, wynikają z politycznej poprawności, a nie z realnej oceny faktów. Odrzucić trzeba jako absurdalną tezę, że z ukraińskim podziemiem powinny rozprawić się władze bezpieczeństwa. Jak wcześniej mówiłem, UB wobec OUN-UPA był całkowicie bezradny. Nie potrafił rozpracowywać tego środowiska. Dysponował tylko ogólnym rozeznaniem na temat oddziałów UPA. Nie potrafił zdobyć żadnych konkretnych informacji dotyczących struktur, oddziałów czy osób. Nie przekazywał wojsku użytecznych informacji. Działał po omacku, uderzając w próżnię. Dopiero w trakcie samej Operacji „Wisła” zwiększył ilość informatorów w środowisku ukraińskim, werbując ich głównie spośród jeńców wziętych do niewoli i dezerterów. Wtedy jednak już los OUN-UPA stał się przesądzony. Informacje pozyskiwane od jeńców i dezerterów były przydatne w zasadzie
już w końcówce Operacji „Wisła” i po jej zakończeniu, do lokalizacji i niszczenia niewykrytych jeszcze bunkrów i schronów UPA. Najbardziej cennym współpracownikiem pozyskanym w OUN-UPA był, jak mówiłem, Jarosław Hamiwka − „Wyszyński”, „Meteor” i „UNRRA”. W sumie dobrowolnie do władz zgłosiło się tylko 35 członków cywilnej siatki OUN i UPA.

Był to więc bardzo nikły procent spośród tak dużej struktury. Nie można też zapominać, że ci „dobrowolcy” zaczęli się zgłaszać, kiedy zrozumieli, że z chwilą wysiedlenia ludności ukraińskiej gra stanie się skończona. Wcześniej UB nie był w stanie zdobyć informatora na żadnej ukraińskiej wsi czy wewnątrz UPA. OUN miał wyspecjalizowaną strukturę w postaci Bojówek Służby Bezpieczeństwa, które wykonywały zadania wywiadowcze i kontrwywiadowcze. Jednocześnie zajmowały się prowadzeniem śledztw, wykonywaniem wyroków i sprawowaniem funkcji policyjnych na danym terenie. Sprawowały też władzę sądowniczą wobec ludności zamieszkałej na podległym jej terytorium. BSB dzieliła się na rejony i nadrejony. W każdym Łuszczu, obejmującym kilka wsi, działali tajni informatorzy. Z kolei w każdej wsi był co najmniej jeden tajny współpracownik, a najczęściej dwóch lub trzech. Raz w miesiącu składali oni raporty rejonowemu referentowi SB. Ten analizował je, prowadził śledztwa, przesłuchania oraz wydawał wyroki. Jego organem wykonawczym była bojówka. Zatrzymywała ona podejrzanego i uprowadzała do lasu, jeżeli spodziewała się, że torturami wydobędzie z niego jakieś informacje. Po „przesłuchaniu” obwiniony bardzo rzadko był zwalniany i najczęściej od razu wykonywano na nim wyrok śmierci przez powieszenie albo mordowano go strzałem w tył głowy. Wyroki, choć nie zawsze, realizowano publicznie, by zastraszyć ludność. Bojówki Służby Bezpieczeństwa z równym okrucieństwem mordowały Polaków, jak i Ukraińców, zarówno mężczyzn, jak i kobiety, a nawet dzieci. Od lektury „sprawozdań z pracy” tej zbrodniczej formacji włosy się jeżą na głowie. W sprawozdaniu z pracy za okres od 10 października do 10 listopada 1945 r. Referaty SB Nadrejonu „Chołodnyj Jar” czytamy m.in.:

W okresie sprawozdawczym aresztowano i zatrzymano 83 osoby. Z tej liczby zlikwidowano 27 osób, protokolarnie przesłuchano 12 osób. Z liczby zatrzymanych zwolniono 56 osób, z czego 45 osób przed zwolnieniem ukarano kijami za prowadzenie agitacji przesiedleńczej, za zmianę metryk oraz niepodporządkowanie się władzom organizacyjnym. Prócz tego zlikwidowano również dwie podejrzane rodziny polskie z tego powodu, że gdy BSB weszła do ich domów, celem przesłuchania ich i aresztowania, wówczas na bojówkarzy posypały się strzały. Obydwie wspomniane rodziny w liczbie 15 osób zlikwidowano.

Do dokumentu tego dołączono listę zamordowanych. Wszystkich zgładzono, jak głosi napis na dokumencie na „Chwałę Ukrainie!”. Działalność BSB-OUN rażąco odbiegała od norm prawnych obowiązujących w cywilizowanym świecie. W Armii Krajowej była ona nie do pomyślenia. Także w poakowskim podziemiu niepodległościowym skazać kogoś na śmierć mógł tylko sąd, a wyrok musiał być zatwierdzony na wyższym szczeblu. Często skazany dostawał pisemne ostrzeżenie, że jeżeli się poprawi, to wyrok nie zostanie na nim wykonany. Nie do przyjęcia było, żeby o czyimś życiu czy śmierci decydował referent lub jego pomocnik, i to po poddaniu podejrzanego torturom! BSB-OUN terroryzowała nie tylko ludność cywilną, ale także oddziały UPA. W każdym z nich SB miała swojego rezydenta, który obserwował
postawy żołnierzy, ich lojalność, morale itp. Jeżeli któryś z upowców wydawał się podejrzany, to SB też brała go na tapetę. Po ewentualnym skazaniu delikwent był rozstrzeliwany przez bojówkę przed frontem sotni. Zdarzało się też, że wyrok wykonywano przez powieszenie na szubienicy. Gdy 2 lutego patrol strażnicy z XXXVI Batalionu WOP odkryli w rejonie wsi Braniów 7 zamaskowanych bunkrów, zobaczyli w ich pobliżu szubienicę. W jednym z bunkrów odkryli też areszt na kilka osób. Bunkry te należały do sotni „Burłaki” i „Łastowki”. W miarę zaostrzającej się sytuacji SB-OUN doskonaliła swoje metody. „Dalnycz”, krajowy referent Służby Bezpieczeństwa Zakerzonia, wydał 16 marca 1947 r. instrukcję dla referentów SB nadrejonów, którą zaopatrzył w klauzulę: „Nie podawać na piśmie do rejonów”. Dwa punkty z tej instrukcji głosiły:

Pkt. 8. W każdym nadrejonie zbudować 1–2 kryjówki wyłącznie do prowadzenia śledztwa. Śledztwo prowadzone na wolnym powietrzu nie daje pełnego rezultatu.

Pkt. 9. Ważnym jest, by przy aresztowaniu i przesłuchiwaniu agenta występować w polskim mundurze. W takich przypadkach trzeba dobrze władać językiem polskim, aby siebie nie zdekonspirować przed otoczeniem i badanym, jeśli chcemy osiągnąć odpowiedni wynik.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Polacy mają prawo wiedzieć, kto stał za ludobójstwem na Wołyniu! Marek Koprowski pokazuje twarze katów [WIDEO]

Podkreślić też trzeba, że OUN-UPA nie wymuszała lojalności na ludności ukraińskiej wyłącznie terrorem. Prowadziła wśród niej intensywną pracę propagandową. Agitatorzy regularnie organizowali na wsiach zebrania, na których mamili cywilną ludność, że III wojna światowa wybuchnie lada dzień, Amerykanie pobiją Sowietów i ich polskich sługusów oraz wyzwolą Ukrainę, musi więc ona jeszcze trochę wytrwać! Nie można też zapominać, że UPA była bardzo związana z miejscową ludnością.

Fragment książki Marka A. Koprowskiego, "AKCJA „WISŁA”. Kres krwawych walk z OUN-UPA", Wyd. Replika, Poznań 2019. Książkę można nabyć TUTAJ

 

Wszystkim pasjonatom historii polskich kresów, Marka A. Koprowskiego nie trzeba przedstawiać. Za serię książek pod wspólnym tytułem „Wołyń” otrzymał Nagrodę im. Oskara Haleckiego w kategorii „Najlepsza książka popularnonaukowa poświęcona historii Polski w XX wieku”. Jest też laureatem nagrody „Polcul – Jerzy Boniecki Foundation” za działalność na rzecz utrzymania kultury polskiej na Wschodzie. „Akcja Wisła”, „Kaci Wołynia” oraz „Wołyń. Krwawa Epopeja Polaków” to trzy ostanie książki Koprowskiego poświęcone tematyce kresowej.

II RP przez całe swoje istnienie nie potrafiła sobie poradzić z problemem ukraińskiego terroryzmu, którego kulminacją było zamordowanie w czerwcu 1934 roku ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego. W czasie II wojny światowej ukraińscy nacjonaliści sprzymierzyli się z III Rzeszą i brali czynny udział w mordowaniu polskiej ludności, kontynuując swoją zbrodniczą działalność zaraz po wojnie. Książka Marka A. Koprowskiego to ostatni akt krwawych zmagań polsko-ukraińskich.

W 1943 r. ukraińscy nacjonaliści rozpoczęli czystki etniczne na Wołyniu. Niniejsza książka dowodzi, że Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, podobnie jak ukraińscy komuniści, dążyła do opanowania części ziem, stanowiąc realne zagrożenie dla integralności Polski. W efekcie tuż po wojnie, na przełomie lat 1946-47, sytuacja w południowo-wschodniej Polsce daleka była od stabilizacji. Wsie ukraińskie w dalszym ciągu stanowiły zaplecze UPA. Najgorzej było w Bieszczadach i na Pogórzu Przemyskim. Działaniom OUN-UPA sprzyjał ponadto górzysty, silnie zalesiony teren, słabo rozwinięte sieci dróg, a w zasadzie ich brak, a także mała liczba ośrodków miejskich i garnizonów wojskowych.

UPA zbudowała tam sieć bunkrów, kryjówek, w których rozlokowano składy materiałowe oraz szpitale. Doraźne działania grupy operacyjnej wojsk WP i KBW nie przyniosły oczekiwanych skutków. By skończyć z OUN-UPA, postanowiono połączyć zmasowaną operację przeciwko oddziałom UPA z przesiedleniem ludności ukraińskiej na Ziemie Zachodnie i Północne. W tym celu powołano Grupę Operacyjną „Wisła”. Wokół jej działań, jak i samej akcji, narosło mnóstwo pytań i kontrowersji. Wciąż toczy się wiele polemik. Historycy ukraińscy dążą do wyizolowania operacji „Wisła” z całego procesu dziejowego lat czterdziestych i stosunków polsko-ukraińskich. Nazywają ją „zbrodnią komunistyczną”, „czystką etniczną”, a nawet ludobójstwem. Koncepcja akcji „Wisła” zbudowana została na bazie prawa przedwojennego, które zezwalało na wysiedlenie ze strefy przygranicznej każdego obywatela, którego władze uznały za „niepożądanego ze względu na bezpieczeństwo granic państwa”. Nie miała zatem nic wspólnego z komunizmem. Nie jest więc prawdą, że Polska złamała prawo międzynarodowe.

Akcja Wisła przeprowadzona w 1947 roku była szybką i humanitarną operacją antyterrorystyczną, która zakończyła banderowskie ludobójstwo, tym samym była operacją konieczną dla zapewnienia bezpieczeństwa ludności polskiej.

Artykuł Akcja „Wisła”. Kres krwawych walk z OUN-UPA czy komunistyczna zbrodnia? [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/akcja-wisla-kres-krwawych-walk-z-oun-upa-czy-komunistyczna-zbronia-wideo/feed/ 0
Polacy mają prawo wiedzieć, kto stał za ludobójstwem na Wołyniu! Marek Koprowski pokazuje twarze katów [WIDEO] https://niezlomni.com/polacy-maja-prawo-wiedziec-kto-stal-za-ludobojstwem-na-wolyniu-najkrwawsi-mordercy-polakow-wideo/ https://niezlomni.com/polacy-maja-prawo-wiedziec-kto-stal-za-ludobojstwem-na-wolyniu-najkrwawsi-mordercy-polakow-wideo/#respond Thu, 11 Jul 2019 04:52:31 +0000 https://niezlomni.com/?p=50768

Polacy mają prawo wiedzieć, kto stał za terrorem i bestialską rzezią, której w barbarzyński sposób dokonano na Wołyniu. Kto zaplanował tamtejsze pogromy i czystki etniczne, wydawał rozkazy i likwidował polskie skupiska, mordując ich mieszkańców.

W powszechnej świadomości Polaków oprawcy z Wołynia nie posiadają twarzy. Sytuację tę może zmienić książka Marka A. Koprowskiego, którą trzymają Państwo w rękach. Jej autor – znany popularyzator historii – udowadnia, że za ludobójstwem Polaków na Wołyniu stali konkretni ludzie. Znani z imienia i nazwiska działacze OUN i dowódcy sotni UPA. To oni zaplanowali, a następnie zrealizowali metodyczną operację wymierzoną w polskich cywilów. (…)

Zarąbywanie siekierą, rżnięcie piłą, rozbijanie czaszki młotem, palenie żywcem, podrzynanie gardła nożem, topienie w studni, szlachtowanie kosą, wycinanie płodów z brzuchów konających matek, ćwiartowanie, patroszenie, dekapitacja – to nie jest zestawienie makabrycznych średniowiecznych tortur ani wyliczenie metod stosowanych przez czerń kozacką w trakcie powstania chmielnickiego w połowie XVII wieku. W ten sposób członkowie Ukraińskiej Powstańczej Armii mordowali polskich cywilów w 1943 roku na Wołyniu. W ten sposób zadawano śmierć ludziom w Europie w połowie XX wieku.

Ludobójstwo dokonane przez ukraińskich szowinistów na polskiej ludności Wołynia przeraża nie tylko swoją skalą, ale również okrucieństwem oprawców. (…)

Największym atutem książki Marka A. Koprowskiego jest obfite wykorzystanie źródeł banderowskich. Przede wszystkich wspomnień i meldunków działaczy i żołnierzy tej formacji. Dzięki temu możemy spojrzeć na ludobójstwo Polaków z nowej perspektywy. Nie z perspektywy ofiar, ale z perspektywy katów. Banderowcy wcale bowiem nie ukrywali, że konflikt z Polakami rozwiązali „ogniem i mieczem”. Bez litości i bez pardonu. Z wprowadzenia Piotra Zychowicza.

Marek Koprowski jest jednym z najciekawszych polskich popularyzatorów historii.
„Do Rzeczy”

Marek A. Koprowski - pisarz, dziennikarz, historyk zajmujący się losami Polaków. Plonem jego wypraw i poszukiwań jest wiele książek, z czego  kilkanaście ukazało się nakładem Wydawnictwa Replika. Za serię książek pod wspólnym tytułem Wołyń otrzymał Nagrodę im. Oskara Haleckiego w kategorii „Najlepsza książka popularnonaukowa poświęcona historii Polski w XX wieku”. Jest też laureatem nagrody „Polcul – Jerzy Boniecki Foundation” za działalność na rzecz utrzymania kultury polskiej na Wschodzie.

Poniżej prezentujemy fragment książki Marka A. Koprowskiego "Kaci Wołynia. Najkrwawsi ludobójcy Polaków", Wyd. Replika, Poznań 2019. Książkę można nabyć TUTAJ

Niemcy w tym czasie od dawna wspierali nacjonalistyczny ruch, który był im potrzebny do walki ze Związkiem Radzieckim. Finansowali obie frakcje OUN. Tylko w 1940 r. otrzymały one około 5 mln marek. Tworzyli też ukraińskie oddziały złożone z najbardziej zażartych nacjonalistów. Niemcy przypomnieli sobie także o dawnym agencie. Chcąc mu wynagrodzić wydanie władzom polskim po aresztowaniu w Szczecinie, powierzono mu obowiązki ukraińskiego komendanta szkoły dywersyjno-szpiegowskiej w Zakopanem. O jej utworzenie zabiegała OUN, chcąca z absolwentów utworzyć własną służbę bezpieczeństwa. Niemcy zgodzili się i utworzyli placówkę.

Ze strony ukraińskiej jej komendantem mianowano właśnie Mykołę Łebedia, natomiast z niemieckiej szkołą dowodził SS-hauptsturmführer Hans Kruger. W placówce szkoliła się sotnia kunowskich działaczy, specjalnie przez Łebedia wyselekcjonowanych. To oni tworzyli zręby Służby Bezpieczeństwa OUN, zbrodniczej formacji gorszej od gestapo i NKWD razem wziętych.

W szkole tej, zorganizowanej i funkcjonującej według niemieckich regulaminów, uczono gestapowskich metod śledczych oraz mordowania przy użyciu wyrafinowanych sposobów. Wśród nich było m.in. duszenie przy pomocy „pęta Rubana”. Uczono także metodyki przesłuchań, zaznajamiano z propedeutyką szpiegostwa itp. Nocami „studenci” tej szkoły wyłapywali na ulicach Zakopanego Polaków i Żydów i ćwiczyli na nich metody śledcze.

Łebedʹ wszedł też do tzw. „siódemki”, która tworzyła Służbę Bezpieczeństwa OUN. Wstępowali do niej absolwenci szkoły nie tylko z Zakopanego, ale innych podobnych placówek, które zorganizowano jeszcze w Krynicy i Komańczy.

Po rozłamie w OUN w 1940 r. Łebedʹ został pierwszym szefem powstałej wówczas Służby Bezpieki i delegatem do pertraktacji z władzami III Rzeszy. Praktycznie już wtedy był w OUN drugą osobą po Banderze. Pomógł mu umocnić władzę we frakcji, mordując jego przeciwników. Podział wewnątrz OUN nie był bezbolesny. Służba Bezpieczeństwa OUN pod komendą Łebedia wymordowała około 400 melnykowców. Zaraz po ukonstytuowaniu się frakcji banderowskiej na tajnym posiedzeniu ścisłego jej kierownictwa został powołany Główny Trybunał Rewolucyjny – kapturowy sąd wydający wyroki, od których nie było odwołania. Trybunał ten już w dniu powstania skazał na śmierć Senyka, Sciborśkiego i Baranowśkiego oraz tych czołowych działaczy OUN, którzy nie przystąpili do „buntu” Bandery. Wykonywaniem tych wszystkich wyroków zajmował się Łebedʹ i jego podwładni z SB. Wówczas wymordowano wspomnianych 400 melnykowców. Ci oczywiście nie pozostali dłużni i w odwecie zlikwidowali 200 banderowców.

Łebedʹ zajmował się także przygotowywaniem instrukcji dla swoich podwładnych z SB, wytyczającej dla niej zadanie po wkroczeniu na Wołyń i Małopolskę Wschodnią. To on przygotował rozdział instrukcji zatytułowanej Walka i działalność OUN w czasie wojny (1941), traktujący o zadaniach dla Służby Bezpieczeństwa „ludowej milicji”. Głosiła ona, że owa formacja ma „zlikwidować wrogie Ukrainie elementy, które staną się na jej terytorium szkodnikami, a także będą mieć możliwość kontrolować całkowicie życie społeczno- -polityczne”.
W innym akapicie dokument stwierdzał, że „elementami wrogimi Ukrainie”, których „można pozwolić sobie zlikwidować”, są: „polscy, moskiewscy i żydowscy działacze”.

Dokument ten w innym miejscu mówi, że przy:

budowie nowego rewolucyjnego porządku na Ukrainie powinni być neutralizowani: Polacy na zachodnioukraińskich ziemiach, którzy nie odrzucili marzenia o zbudowaniu Wielkiej Polski kosztem ukraińskich ziem, choćby Polska stała się czerwoną.

Niektórzy badacze wiążą też osobę Łebedia i podległych mu członków SB z mordem dokonanym na profesorach lwowskich. Teza ta została sporządzona w myśl przytaczanej wcześniej instrukcji, mówiącej, że w pierwszej kolejności należy likwidować tych Polaków, którzy w czasie sowieckiej okupacji utrzymywali kontakty bądź nawet współpracowali z władzą radziecką. Spośród 168 profesorów autorzy listu wybrali.

Czołową osobą w tej grupie był prof. Kazimierz Bartel, kilkakrotny premier Rzeczypospolitej, człowiek obdarzony ogromnym międzynarodowym autorytetem. W lipcu 1940 r. w Moskwie Stalin przeprowadził z nim rozmowy polityczne. Mogło to dać asumpt ukraińskim nacjonalistom do ukucia teorii, że Stalin myśli o utworzeniu na Zachodniej Ukrainie „polskiej republiki” w ramach ZSRR, i postanowili zlikwidować wszystkich członków polskiej elity mogących współpracować z Sowietami i niebędących komunistami. Tych bowiem Niemcy likwidowali z urzędu.

Fragment rozdziału Mykoła Łebed’ • Od terroryzmu do ludobójstwa

Artykuł Polacy mają prawo wiedzieć, kto stał za ludobójstwem na Wołyniu! Marek Koprowski pokazuje twarze katów [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/polacy-maja-prawo-wiedziec-kto-stal-za-ludobojstwem-na-wolyniu-najkrwawsi-mordercy-polakow-wideo/feed/ 0
Gdzie była AK w lipcu 1943 r., gdy na Wołyniu ukraińscy nacjonaliści wyrzynali naszych rodaków? Ważne pytania Piotra Zychowicza. [WIDEO] https://niezlomni.com/gdzie-byla-ak-w-lipcu-1943-r-gdy-na-wolyniu-ukrainscy-nacjonalisci-wyrzynali-naszych-rodakow-wazne-pytania-piotra-zychowicza-wideo/ https://niezlomni.com/gdzie-byla-ak-w-lipcu-1943-r-gdy-na-wolyniu-ukrainscy-nacjonalisci-wyrzynali-naszych-rodakow-wazne-pytania-piotra-zychowicza-wideo/#comments Thu, 20 Jun 2019 05:21:38 +0000 https://niezlomni.com/?p=50775

– Co to za podziemna armia, która chce walczyć z Niemcami, a nie jest w stanie ochronić kobiet i dzieci przed bandami uzbrojonymi w widły?To dramatyczne pytanie pada z ust Zosi, głównej bohaterki filmu Wołyń Wojciecha Smarzowskiego. Adresatem tego pytania jest ukochany dziewczyny, Antek. Żołnierz Armii Krajowej.

Antek na pytanie nie odpowiada. Zamiast tego, wykonując rozkaz podziemnej organizacji, opuszcza wieś. Odchodzi. Zosia, jej dzieci, sąsiedzi i pozostali polscy mieszkańcy wioski zostają sami. Porzuceni na pastwę morderców. W nocy na miejscowość napadają bowiem ukraińscy nacjonaliści.

Na oczach oszołomionych widzów dzieją się sceny przekraczające wszelkie wyobrażenie. Oszalali z przerażenia Polacy próbują się wymknąć, ale nie ma dokąd. Nie ma drogi ucieczki. Oprawcy są wszędzie. Dopadają Polaków i rozrąbują ich siekierami. Dźgają nożami i widłami. Jednej z kobiet wyłupują oczy. Innej wycinają z brzucha płód.

(...)

Kiedy oglądałem te naturalistyczne, pełne okrucieństwa obrazy, podświadomie liczyłem, że w ostatniej chwili – niczym w hollywoodzkiej superprodukcji – zaatakowanym Polakom ktoś przybędzie na ratunek. Że zaraz zagrają trąbki i na plan jak burza wpadną na koniach „nasi chłopcy”. Zobaczę przekrzywione zawadiacko rogatywki, zielone partyzanckie mundury, orzełki na czapkach. Błysk wzniesionej do cięcia szabli, huk rewolwerowego wystrzału. I plecy uciekających w popłochu banderowców.

Ale „nasi chłopcy” nie przybyli…

Historycy oceniają, że nacjonaliści z Ukraińskiej Powstańczej Armii na Wołyniu i w Galicji Wschodniej mogli zgładzić nawet około 100 tysięcy Polaków. Ta szokująca swoim okrucieństwem i skalą operacja eksterminacyjna trwała wiele miesięcy. Od lutego 1943 roku aż do całkowitego opanowania tych terenów przez Armię Czerwoną w roku 1945.

Ludobójstwa na Polakach dopuściły się kiepsko wyszkolone, kiepsko dowodzone i kiepsko uzbrojone leśne grupy, a niekiedy naprędce skrzyknięte watahy chłopów. Pospolite ruszenie. Narzędziami zbrodni były prymitywne narzędzia rolnicze: widły, siekiery, cepy, kosy, noże, łomy, kije i maczugi. To, co się wtedy działo na Wołyniu, bardziej przypominało obrazy z Ogniem i mieczem Henryka Sienkiewicza niż nowoczesną wojnę dwudziestego wieku.

Wszystko to zupełnie nie pasuje do narracji, którą karmi się każde polskie dziecko od najwcześniejszych lat szkolnych. Wychowuje się nas bowiem w całkowicie bezkrytycznym kulcie Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego. Najliczniejszej, najpotężniejszej i najlepiej zorganizowanej organizacji konspiracyjnej w całej okupowanej przez Niemców Europie.

Opowiada się nam o wszechmocy Armii Krajowej i jej żołnierzy, którzy przez pięć lat grali na nosie wrednym szkopom i nie ugięli się przed potęgą III Rzeszy. Dokonywali brawurowych akcji partyzanckich, wysadzali w powietrze pociągi i koszary, wykradali najściślej chronione tajemnice imperium Adolfa Hitlera. Zlikwidowali generała Franza Kutscherę i wielu innych niemieckich oprawców. Dla Armii Krajowej nie było zadań niewykonalnych! To nasza największa duma.

Ta historyczna propaganda sukcesu jest tak sprawna i wszechobecna, że nikt nie kwapi się do zadania podstawowych pytań, które wręcz cisną się na usta. A są to pytania nadzwyczaj niepoprawne politycznie i niewygodne. Od rozpoczęcia ludobójstwa na Wołyniu minęło już jednak siedemdziesiąt sześć lat i należy je w końcu zadać. Jesteśmy to winni ofiarom i ich zawiedzionym nadziejom.

Gdzie było Polskie Państwo Podziemne w lipcu 1943 roku, gdy na Wołyniu ukraińscy nacjonaliści wyrzynali naszych rodaków?

Skoro Armia Krajowa była tak potężna, to jak mogła dopuścić do tego ludobójstwa?

Dlaczego pozwolono na to, aby luźne watahy uzbrojonych w cepy i siekiery oprawców przez wiele miesięcy całkowicie bezkarnie wycinały w pień polskie wioski?

Dlaczego nikt nie przybył na odsiecz Wołyniowi? Gdzie byli ci wszyscy malowani chłopcy z AK o dziarskich, groźnie brzmiących pseudonimach? Gdzie były te wszystkie „Wilki”, „Błyskawice” i „Gromy”?

Dlaczego wielka wojskowa organizacja dowodzona przez zawodowych oficerów, generałów, pułkowników i majorów, pompowana przez brytyjskiego sojusznika dolarami, sprzętem i bronią, w lipcu 1943 roku nie podjęła żadnych poważniejszych działań wymierzonych w morderców z UPA?

Dlaczego Wołyniacy umierali w osamotnieniu?

Współczesnym Polakom wydaje się, że Wołyń leży bardzo daleko. Traktują tę część przedwojennej Polski jak na poły realną, na poły mityczną krainę leżącą gdzieś, hen, na krańcach świata. Ale to nieprawda! W linii prostej z Lublina do Włodzimierza Wołyńskiego jest tylko 130 kilometrów.

Straszliwa gehenna naszych rodaków rozgrywała się więc pod samym nosem Armii Krajowej, niemal na jej oczach. Tuż za miedzą. Tuż obok terytoriów, na których operowały silne oddziały partyzanckie Okręgu Lublin Armii Krajowej.

Zachowane dokumenty archiwalne nie pozostawiają żadnych wątpliwości – Komenda Główna AK i kierownictwo Polskiego Państwa Podziemnego były na bieżąco informowane, co się dzieje na Wołyniu. Od 1942 roku do Warszawy napływały liczne ostrzeżenia i alarmujące raporty na temat rosnącego banderowskiego zagrożenia. A później – gdy zaczęły się mordy – dramatyczne błagania o ratunek.

Dowództwo Armii Krajowej pozostało jednak bierne. W obronie ginących rodaków nie kiwnęło palcem.

Polacy są narodem, który woli nie słuchać o przykrych sprawach. A jeżeli już nie mają wyboru – oczekują, że te przykre sprawy zostaną im podane w kojącym opakowaniu patriotycznych frazesów. W lekkostrawnym sosie rozmaitych okoliczności łagodzących i tłumaczeń mających wykazać, że w gruncie rzeczy wcale nie było tak źle, jak mogłoby się wydawać.

Ja nie podzielam tego zamiłowania moich rodaków. Uważam, że prawdę – nawet najtrudniejszą i najbardziej bolesną – należy walić prosto w oczy. Książka, którą trzymacie państwo w rękach, została napisana zgodnie z tą zasadą. Dlatego jej lektura może być szokująca.

Nie mam jednak najmniejszych wątpliwości, że bezczynność Komendy Głównej AK wobec ludobójstwa polskich cywilów na Wołyniu można skwitować tylko jednym słowem. Hańba.

Fragment wstępu Piotra Zychowicza do jego książki Wołyń zdradzony czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA, Wyd. Rebis, Poznań 2019. Książkę można nabyć TUTAJ

Wołyń zdradzony to najbardziej wstrząsająca książka autora Obłędu ’44 i Paktu Ribbentrop–Beck.

W latach 1943–1945 na Wołyniu i w Galicji Wschodniej ukraińscy nacjonaliści wymordowali 100 tysięcy Polaków. Do zbrodni tej posłużyły im głównie prymitywne narzędzia rolnicze – siekiery, widły i cepy. Gdzie wtedy była Armia Krajowa? Gdzie było Polskie Państwo Podziemne? Dlaczego nic nie zrobiono, by ratować polską ludność cywilną? Dlaczego Wołyniacy konali w osamotnieniu?

Piotr Zychowicz udziela na te pytania szokującej odpowiedzi. Armia Krajowa zlekceważyła banderowskie zagrożenie, zignorowała liczne ostrzeżenia o nadciągającym niebezpieczeństwie. Wszystkie wysiłki skupiła bowiem na szykowaniu przyszłego powstania – operacji „Burza”. Dowódcy AK nie chcieli walczyć z UPA, by nie „trwonić” sił potrzebnych im do walki z Niemcami. Do końca wierzyli, że z banderowcami uda się dogadać. Gdy Polskie Państwo Podziemie podjęło wreszcie interwencję, była ona tragicznie spóźniona i niewystarczająca. Niestety AK na Wołyniu całkowicie zawiodła.

Piotr Zychowicz jest publicystą historycznym. Pisze o II wojnie światowej, zbrodniach bolszewizmu i geopolityce europejskiej XX wieku. W swoich koncepcjach nawiązuje do idei Józefa Mackiewicza, Władysława Studnickiego, Stanisława Cata-Mackiewicza oraz Adolfa Bocheńskiego. Był dziennikarzem „Rzeczpospolitej” i tygodnika „Uważam Rze” oraz zastępcą redaktora naczelnego miesięcznika „Uważam Rze Historia”. Obecnie jest redaktorem naczelnym miesięcznika „Historia Do Rzeczy”. Absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego.

Jego bestseller Pakt Ribbentrop–Beck (REBIS 2012) wywołał nieustającą dyskusję, czy we wrześniu 1939 r. Polska nie powinna była zawiązać tymczasowego sojuszu z III Rzeszą. W Obłędzie ’44 (REBIS 2013) uznał akcję „Burza”, a zwłaszcza Powstanie Warszawskie, za zbiorowe samobójstwo popełnione w interesie Stalina. W Opcji niemieckiej (REBIS 2014) ukazał sylwetki polskich „kandydatów na Quislingów”, a w Pakcie Piłsudski–Lenin (REBIS 2015) oskarżył elity II RP o ocalenie bolszewizmu. Cykl „Opowieści niepoprawnych politycznie” – Żydzi i Sowieci (REBIS 2016), Niemcy (REBIS 2017) oraz Żydzi 2 (REBIS 2018) – Piotr Zychowicz poświęcił zaś narodom i państwom mającym największy wpływ na nasze dzieje. W 2018 r. REBIS wydał jego wstrząsające Skazy na pancerzach. Czarne karty epopei Żołnierzy Wyklętych.

Pakt Ribbentrop–Beck i Obłęd ’44 „Magazyn Literacki KSIĄŻKI” wyróżnił nagrodą historycznej Książki Roku.

Artykuł Gdzie była AK w lipcu 1943 r., gdy na Wołyniu ukraińscy nacjonaliści wyrzynali naszych rodaków? Ważne pytania Piotra Zychowicza. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/gdzie-byla-ak-w-lipcu-1943-r-gdy-na-wolyniu-ukrainscy-nacjonalisci-wyrzynali-naszych-rodakow-wazne-pytania-piotra-zychowicza-wideo/feed/ 1
„Polska wciąż żyje, bije w kresowych sercach. Ilu Polaków spotkało tu męczeństwo”. KARAT NM i „Kresowe Serca” https://niezlomni.com/polska-wciaz-zyje-bije-w-kresowych-sercach-ilu-polakow-spotkalo-tu-meczenstwo-karat-nm-i-kresowe-serca/ https://niezlomni.com/polska-wciaz-zyje-bije-w-kresowych-sercach-ilu-polakow-spotkalo-tu-meczenstwo-karat-nm-i-kresowe-serca/#respond Thu, 12 Jul 2018 14:02:09 +0000 https://niezlomni.com/?p=49067

Utwór pochodzi z najnowszej płyty KARATA NM "Orzeł i Syrenka".

Utwór pochodzi z najnowszej płyty KARATA NM "ORZEŁ I SYRENKA". Płyta do kupienia na stronie www.orzel-syrenka.pl.

KRESOWE SERCA:
rap - KARAT NM
produkcja - KARAT NM i WOWO
skrzypce - Krzysztof Pietkiewicz
miks, mastering - WOWO

Ujęcia do teledysku powstawały m.in. na terenie obecnej Ukrainy, podczas wyjazdu Fundacji RED IS BAD z darami dla Kresowiaków.
Wiele przebitek nagrano również podczas marszu, obchodów i apelu pamięci poświęconego ofiarom Ludobójstwa na Kresach Wschodnich (8 lipca Warszawa 2018).

 

Artykuł „Polska wciąż żyje, bije w kresowych sercach. Ilu Polaków spotkało tu męczeństwo”. KARAT NM i „Kresowe Serca” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/polska-wciaz-zyje-bije-w-kresowych-sercach-ilu-polakow-spotkalo-tu-meczenstwo-karat-nm-i-kresowe-serca/feed/ 0
Co dzieje się ze szczątkami Polaków pomordowanych przez OUN-UPA? Dr Leon Popek (IPN) o dołach śmierci na Kresach [WIDEO] https://niezlomni.com/co-dzieje-sie-ze-szczatkami-polakow-pomordowanych-przez-oun-upa-dr-leon-popek-ipn-o-dolach-smierci-na-kresach-wideo/ https://niezlomni.com/co-dzieje-sie-ze-szczatkami-polakow-pomordowanych-przez-oun-upa-dr-leon-popek-ipn-o-dolach-smierci-na-kresach-wideo/#respond Thu, 28 Jun 2018 05:17:08 +0000 https://niezlomni.com/?p=49059

Dr Leon Popek od 1990 roku organizuje akcje renowacji i porządkowania wołyńskich cmentarzy. W 1992 roku współorganizował ekshumacje szczątków ofiar OUN-UPA w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej, kontynuowane w latach późniejszych. źródło: wikipedia.pl

Artykuł Co dzieje się ze szczątkami Polaków pomordowanych przez OUN-UPA? Dr Leon Popek (IPN) o dołach śmierci na Kresach [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/co-dzieje-sie-ze-szczatkami-polakow-pomordowanych-przez-oun-upa-dr-leon-popek-ipn-o-dolach-smierci-na-kresach-wideo/feed/ 0
Trudny Wołyń, pełna historia złożonej tragedii. Zbrodnie ukraińskie w świetle zachowanych dokumentów, pamiętników, relacji i świadectw [WIDEO] https://niezlomni.com/trudny-wolyn-pelna-historia-zlozonej-tragedii-zbrodnie-ukrainskie-w-swietle-zachowanych-dokumentow-pamietnikow-relacji-i-swiadectw-wideo/ https://niezlomni.com/trudny-wolyn-pelna-historia-zlozonej-tragedii-zbrodnie-ukrainskie-w-swietle-zachowanych-dokumentow-pamietnikow-relacji-i-swiadectw-wideo/#comments Wed, 11 Apr 2018 08:19:15 +0000 http://niezlomni.com/?p=40978

Wśród wielu książek, które napisano o Wołyniu, brakuje takich, które w całości opisywałyby kontekst tamtejszej tragedii. Z myślą o czytelnikach chcących go poznać, Marek Koprowski podjął się tę lukę wypełnić.

Ukazuje zbrodnie ukraińskie w świetle zachowanych dokumentów, pamiętników, relacji i świadectw. Nie tylko polskich, ale także ukraińskich i rosyjskich. Cytuje je bardzo obficie, co pozwala samodzielnie wyrobić sobie pogląd na rozwój wydarzeń, które rozegrały się na Wołyniu w czasie II wojny światowej.

Materiału jest bardzo wiele. Wśród ośrodków samoobrony najbardziej eksponowane są Zbaraż i Zasmyki, podczas gdy mało mówi się o Zasłuczu, który odegrał równie ważną rolę w ratowaniu ludności polskiej przed nożami i siekierami Ukraińców. Na wschodzie Wołynia działało też wiele mało znanych ośrodków samoobrony. Niektóre powstawały ad hoc.

W kolejnych rozdziałach autor dowodzi jednoznacznie, iż ludobójstwo dokonane przez Ukraińców na Wołyniu wynikało z ideologii, wytworzonej przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów. Ukazuje kulisy bezpośredniej współpracy OUN z Abwehrą w czasie agresji Niemiec na ZSRR oraz późniejszej, kiedy to Niemcy oparli swą władzę na Wołyniu na Ukraińcach, z których sformowali administrację i policję ‒ głównych sprawców holocaustu na Wołyniu. Koprowski przedstawia także proces powstawania na Wołyniu partyzantki sowieckiej i polskiej oraz jej stosunek do OUN-UPA.

Opisuje przygotowania OUN-UPA do uruchomienia na Wołyniu machiny zbrodni, jako narzędzia walki o przejęcie kontroli nad całym regionem i usunięcie z niego wszystkich elementów niepożądanych, w tym Polaków. Nawiązuje do współczesnej polityki historycznej Ukrainy, z której wynika, że to nie Polacy byli ofiarami ukraińskich mordów i ludobójstwa, ale na odwrót: to Polacy mordowali Ukraińców. Dalej stara się znaleźć odpowiedź na pytanie, co sprawiło, że Ukraińcy, bez żadnych skrupułów, z takim zezwierzęceniem mordowali polskie skupiska.

Tom 1 kończy opis reakcji polskiego podziemia na ukraińskie zbrodnie i mordy ludności polskiej. Szeroko omawia działalność polskich ośrodków samoobrony w Przebrażu i Zasmykach.

Marek A. Koprowski, Mord na Wołyniu. Zbrodnie ukraińskie w świetle relacji i dokumentów Tom 1, Replika, Zakrzewo 2017. Książkę można nabyć TUTAJ.

https://www.youtube.com/watch?v=NXQzNNXe2KM

Marek A. Koprowski - pisarz, dziennikarz, historyk zajmujący się tematyką wschodnią i losami Polaków na Wschodzie. Plonem jego wypraw i poszukiwań jest wiele książek, z czego kilkanaście ukazało się nakładem Wydawnictwa Replika. Za serię Wołyń. Epopeja polskich losów 1939–2013 otrzymał Nagrodę im. Oskara Haleckiego w kategorii „Najlepsza książka popularnonaukowa poświęcona historii Polski w XX wieku”. Jest też laureatem nagrody „Polcul – Jerzy Bonicki Fundation” za działalność na rzecz utrzymania kultury polskiej na Wschodzie.

 

Artykuł Trudny Wołyń, pełna historia złożonej tragedii. Zbrodnie ukraińskie w świetle zachowanych dokumentów, pamiętników, relacji i świadectw [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/trudny-wolyn-pelna-historia-zlozonej-tragedii-zbrodnie-ukrainskie-w-swietle-zachowanych-dokumentow-pamietnikow-relacji-i-swiadectw-wideo/feed/ 1
Płonące pochodnie, czerwono-czarne sztandary, nazistowskie „modlitwy”. Ukraińcy maszerują ku czci UPA, morderców Polaków na Wołyniu [WIDEO] https://niezlomni.com/plonace-pochodnie-czerwono-czarne-sztandary-nazistowskie-modlitwy-ukraincy-maszeruja-ku-czci-upa-odpowiedzialnej-za-ludobojstwo-polakow-na-wolyniu-wideo/ https://niezlomni.com/plonace-pochodnie-czerwono-czarne-sztandary-nazistowskie-modlitwy-ukraincy-maszeruja-ku-czci-upa-odpowiedzialnej-za-ludobojstwo-polakow-na-wolyniu-wideo/#comments Wed, 14 Mar 2018 22:51:32 +0000 https://niezlomni.com/?p=48105

Centralnymi ulicami Lwowa przeszła demonstracja, zorganizowana z okazji rocznicy śmierci Romana Szuchewycza, dowódcy UPA. Według organizatorów w manifestacji wzięło udział około tysiąca osób.

Większość uczestników demonstracji stanowili członkowie utworzonego na bazie pułku „Azow” Korpusu Narodowego, a także „Drużyn Narodowych”. Oprócz nich w marszu wzięli też udział członkowie partii „Swoboda” oraz „Prawego Sektora”. Tym razem chcielibyśmy pokazać modlitwę ukraińskich nazistów, którą odmówiono przy okazji tejże manifestacji… Demonstracja odbyła się 4 marca.

Artykuł Płonące pochodnie, czerwono-czarne sztandary, nazistowskie „modlitwy”. Ukraińcy maszerują ku czci UPA, morderców Polaków na Wołyniu [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/plonace-pochodnie-czerwono-czarne-sztandary-nazistowskie-modlitwy-ukraincy-maszeruja-ku-czci-upa-odpowiedzialnej-za-ludobojstwo-polakow-na-wolyniu-wideo/feed/ 1
Historia o ludziach, którzy 70. lat temu wykazali się nieprzeciętną odwagą. Ta książka będzie uhonorowaniem bohaterów. Pomóż w jej wydaniu https://niezlomni.com/historia-o-ludziach-ktorzy-70-temu-wykazali-sie-nieprzecietna-odwaga-ta-ksiazka-bedzie-uhonorowaniem-bohaterow-pomoz-wydaniu/ https://niezlomni.com/historia-o-ludziach-ktorzy-70-temu-wykazali-sie-nieprzecietna-odwaga-ta-ksiazka-bedzie-uhonorowaniem-bohaterow-pomoz-wydaniu/#respond Sun, 03 Dec 2017 22:29:29 +0000 https://niezlomni.com/?p=45116

„Rozstrzelani za uratowanie kobiety” – ruszyła społeczna akcja zbiórki na wydanie książki o wydarzeniu, o którym milczano przez dziesiątki lat. Chodzi o potyczkę żołnierzy Wojska Polskiego i Armii Sowieckiej w obronie kobiety, do której doszło w 1947 roku w Lesznie.


To historia, która nie pozostawia obojętnym nikogo, kto ją poznał. Nadaje się na wbijający w kinowy fotel film. Być może kiedyś on powstanie, teraz jednak trwają starania o wydanie książki pod tytułem „Rozstrzelani za uratowanie kobiety”. Jej autorem jest Krzysztof M. Kaźmierczak, dziennikarz śledczy i autor książek, który od 2004 roku bada i nagłaśnia niezwykłe okoliczności potyczki na dworcu kolejowym.

Poznałem wiele tajemniczych historii, ale to wydarzenie zrobiło na mnie wrażenie szczególne. Poruszył mnie nie tylko bohaterstwo ludzi, którzy mieli odwagę wystąpić przeciwko wszechpotężnemu militarnemu sojusznikowi władz PRL, ale także solidarność, która wykazali się, by uratować kobietę z rąk czerwonoarmistów. Ci ludzi zostali za swoją postawę skazani na śmierć i więzienie. Oni zasługuję na pamięć i szacunek. Moja książka jest formą ich uhonorowania po 70. latach od zbrojnej potyczkimówi autor, Krzysztof M. Kaźmierczak.

Książka „Rozstrzelani za uratowanie kobiety” napisana jest w przystępnej (nienaukowej ani nie podręcznikowej) formie. Z pewnością zaciekawi nie tylko osoby, które interesuje historia. To bowiem przede wszystkim publikacja o ludziach - ich postawach w sytuacjach, gdy trzeba podejmować dramatyczny wybór i przyjąć na siebie jego konsekwencje. Wiele z przedstawionych w książce okoliczności jest zaskakująca, a niektóre cały czas okrywa tajemnica. Tropy historii wiodą na przedwojenne polskie Kresy (m.in. Wołyń), na tereny obecnie znajdujące się na Ukrainie i Białorusi oraz na Pomorze.

Książka oparta jest na dokumentach historycznych, relacjach świadków oraz własnych analizach i ustaleniach autora. Znajdą się w niej także liczne informacje ciekawostkowe. Uzupełnieniem będzie szczegółowa, ilustrowana rekonstrukcja wydarzeń na leszczyńskim dworcu oraz historia ludzi, którzy dokonali zbrodni sądowej – doprowadzili do skazania bohaterów. Ponadto książka będzie zawierać ekskluzywny dodatek – niepublikowane nigdy dotąd dokumenty i zdjęcia.

Wspierający akcję wydania książki „Rozstrzelani za uratowanie kobiety” mogą liczyć nie tylko na jej egzemplarze w specjalnych, ekskluzywnych wersjach, ale także na dodatkowe, ciekawe nagrody – w tym pamiątki sprzed 70. lat (oryginały znaczków pocztowych i kopie banknotów z 1947 roku).

Akcja prowadzona jest na stronie wspieram.to/1947 - tam tez znaleźć można szczegółowe informacje. Co warte uwagi, autor bezpłatnie przekaże część egzemplarzy książki „Rozstrzelani za uratowanie kobiety” do bibliotek publicznych. Ich ilość zależeć będzie bezpośrednio od uczestników akcji. Prócz tego można także zostać fundatorem książek dla bibliotek – wybierając pakiety po 5, 10 lub 20 książek dla bibliotek. Projekt posłuży w ten sposób popularyzacji wiedzy o najnowszej, nieznanej historii Polski oraz promowaniu czytelnictwa.

W akcji na wspieram.to/1947 można wziąć udział bez żadnego ryzyka. Wspierający nie ponoszą żadnych dodatkowych opłat, a w razie niepowodzenia zbiórki mają gwarancję zwrotu pieniędzy.

 

Artykuł Historia o ludziach, którzy 70. lat temu wykazali się nieprzeciętną odwagą. Ta książka będzie uhonorowaniem bohaterów. Pomóż w jej wydaniu pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/historia-o-ludziach-ktorzy-70-temu-wykazali-sie-nieprzecietna-odwaga-ta-ksiazka-bedzie-uhonorowaniem-bohaterow-pomoz-wydaniu/feed/ 0