Wojciech Konigsberg – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Wojciech Konigsberg – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Niewielu o nim dziś słyszało, a uratował tysiące Polaków przed śmiercią z rąk UPA. ,,Kilka tysięcy Ukraińców czekało, aby ich wymordować…” [WIDEO] https://niezlomni.com/niewielu-o-nim-dzis-slyszalo-a-uratowal-tysiace-polakow-smiercia-rak-upa-tysiecy-ukraincow-czekalo-aby-wymordowac-wideo/ https://niezlomni.com/niewielu-o-nim-dzis-slyszalo-a-uratowal-tysiace-polakow-smiercia-rak-upa-tysiecy-ukraincow-czekalo-aby-wymordowac-wideo/#respond Tue, 28 Nov 2017 16:18:45 +0000 https://niezlomni.com/?p=44976

Kpt. Władysław Kochański ,,Bomba" to postać, której próżno szukać w podręcznikach historii. Kiedy w 1943 r. dla Polaków na Wołyniu rozpoczął się koszmar, dzięki niemu życie ocaliło wielu rodaków.

W cyklu ,,Bohaterowie" na łamach ,, Do Rzeczy" historyk Wojciech Königsberg przypomniał postać Kochańskiego.

Dzięki jego dowództwu od pięciu do dziesięciu tysięcy ludzi zdołało ewakuować się z Huty Stepańskiej, podczas gdy kilka tysięcy Ukraińców czekało, aby ich wymordować

- powiedział.

https://vimeo.com/244854076

Artykuł Niewielu o nim dziś słyszało, a uratował tysiące Polaków przed śmiercią z rąk UPA. ,,Kilka tysięcy Ukraińców czekało, aby ich wymordować…” [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niewielu-o-nim-dzis-slyszalo-a-uratowal-tysiace-polakow-smiercia-rak-upa-tysiecy-ukraincow-czekalo-aby-wymordowac-wideo/feed/ 0
Nie potrafił żyć bez walki https://niezlomni.com/nie-potrafil-zyc-bez-walki/ https://niezlomni.com/nie-potrafil-zyc-bez-walki/#respond Thu, 26 Jun 2014 14:47:49 +0000 http://niezlomni.com/?p=14006

O Janie Piwniku „Ponurym”, legendarnym dowódcy partyzanckim w siedemdziesiątą rocznicę jego śmierci z Wojciechem Königsbergiem, autorem książki "Droga Ponurego" rozmawia Mateusz Rawicz.

Mateusz Rawicz: Czym Jan Piwnik zajmował się przed wojną?

Wojciech Königsberg: Był w Mostach Wielkich, w jednej z największych i najnowocześniejszych szkół policyjnych. Po ukończeniu szkoły został skierowany do Warszawy, ochraniał premierów, m.in. Walerego Sławka, Leona Kozłowskiego. Kozłowski był znany z  hulaszczego trybu życia. Piwnik żalił się na niego koledze, że często imprezuje i jest trudny do upilnowania. Po tym jak zasłużył się w ochronie premierów, został przeniesiony na Wołyń, gdzie zasłynął jako dowódca policji, który zwalczał komunistów. Następnie otrzymał skierowanie do szkoły oficerów policji w Warszawie, a po jej ukończeniu przydział do kompanii rezerwy policji stacjonującej w Golędzinowie (dzielnica Warszawy), do oddziałów wykorzystywanych do tłumienia zamieszek. Do wybuchu wojny dosłużył się stopnia aspiranta, pierwszego ze stopni oficerskich.

Wojnę obronną 1939 r. też odbył w policji…

W stopniu podporucznika był dowódcą trzeciej kompanii rezerwy policji z Golędzinowa, jednostki zmilitaryzowanej, w której obowiązywały stopnie wojskowe. Jego kompania miała stanowić grupę zaporową i bronić przepraw przez Pilicę koło Nowego Miasta. Inne kompanie z Golędzinowa rozciągały się na linii Pilicy do Białobrzegów. Właśnie w Nowym Mieście Piwnik wykonał pierwszą akcję dywersyjną. Kiedy wojska niemieckie zaczęły podchodzić do linii rzeki, odprawił całą kompanię do Warszawy, pozostał tylko z jednym żołnierzem, pozorowali obronę mostu, gdy Niemcy podeszli, wysadzili most i również udali się do stolicy.

 

Droga ponurego wyd2Jak wyglądała jego droga na Zachód i powrót do Polski?

Wraz ze swoją kompanią, zgodnie z rozkazami władz naczelnych, cofał się do granicy węgierskiej. Po drodze spotkali się z wojskami sowieckimi, mieli nawet utarczkę z nimi, ale cała kompania przeszłą z bronią na Węgry. To był jeden z nielicznych przypadków polskiej jednostki wojskowej, która w pełnym uzbrojeniu przeszła na Węgry, oczywiście tam zostali rozbrojeni i internowani. Węgry były wtedy państwem neutralnym i nie brały udziału w wojnie. Piwnik został dowódcą obozu dla internowanych. Uznano go za jednego z najlepszych dowódców, bowiem poprzez organizowanie życie kulturalnego, naukę języków, starał się nie dopuścić żeby w szeregi żołnierzy wdarła się rozpacz i rozprężenie. Tłumaczył swoim podwładnym także sytuację, w jakiej znalazła się Polska. Działał ponadto w obozowej konspiracji, organizował ucieczki do Francji, zapewniał poprzez siatkę konspiracyjną dokumenty. W końcu jego kompania została rozwiązana, żołnierze porozsyłani do różnych obozów, a on sam miał zostać wysłany do obozu karnego. W literaturze przedmiotu pisano, że Piwnik siedział w Budapeszcie, a później w obozie karnym. Dotarłem do jego odręcznego notatnika, w którym pisze, że symulował ciężką chorobę brzucha, dostał się do szpitala w Budapeszcie, z którego następnego dnia uciekł i dzięki siatce przerzutowej poprzez Jugosławię i Włochy dotarł do Polskich Sił Zbrojnych we Francji, gdzie wcielono go do ostatniej wielkiej polskiej jednostki tworzonej na ziemi francuskiej, 4 Dywizji Piechoty. Była to formacja, która nie zdążyła osiągnąć swoich stanów uzbrojenia. Piwnik nie brał udziału w walkach we Francji, jak podają niektórzy historycy. Jego oddział został ewakuowany do Wielkiej Brytanii. Chcąc wejść na statek francuski musiał wyrzucić bagaże cywilów, bo kapitan statku powiedział, że już nie ma miejsca dla żołnierzy. Jednak dzięki determinacji Piwnika, kilkudziesięciu żołnierzy udało się ewakuować.

Czy to prawda, że rozbicie więzienia w Pińsku w 1943 r. zostało uznane za wzorcową akcję dywersyjną?

[quote]Piwnik był szkolony do takich akcji w Szkocji i Anglii na kursach dla cichociemnych. Uderzenie przeprowadzono podręcznikowo, „Ponury” rozpisał wszystkie role dla uczestników akcji. Na podstawie ataku na więzienie nie tylko Piwnik wykładał na kursach dywersji Komendy Głównej AK, ale z raportu o jego przebiegu do szkolenia swoich ludzi, korzystały służby specjalne Wielkiej Brytanii. Atak na pińskie więzienie był jedną z najbardziej znanych akcji podziemia, porównywano go z akcją pod Arsenałem czy z zamachem na Kutscherę. Piwnik otrzymał za nią Virtutti Militari od generała Stefana Roweckiego „Grota”.[/quote]

W marcu 1943 r. Piwnik otrzymał zgodę KG AK na tworzenie oddziału partyzanckiego. Jak to się stało, że szybko zdobył sobie uznanie jako dowódca i wiele oddziałów, nie tylko AK, samo mu się podporządkowało?

armiakrajowa-lagiernicy.pl

Przede wszystkim zaprzyjaźnił się z pułkownikiem Emilem Fieldorfem „Nilem”, kierownikiem dywersji KG AK. Rozbicie więzienia w Pińsku przyniosło mu sławę w całej Polsce, zaczęły o niej pisać gazety podziemne, m.in. Biuletyn Informacyjny. Nawiasem mówiąc, nie zachowano przy tym zasad konspiracji, przecież kiedy Piwnik przeprowadzał akcję w Pińsku kazał rozmawiać tylko po rosyjsku lub niemiecku, żeby Niemcy nie domyślili się, że to zrobiło polskie podziemie, ale gazety już tego nie przestrzegały. Na Kielecczyźnie spotkał dwóch swoich kolegów cichociemnych, którzy wcześniej niż on pojawili się w Górach Świętokrzyskich, por. Eugeniusza Gedymina Kaszyńskiego „Nurta” i ppor. Waldemara Szwieca „Robota”. Dzięki nim oraz sławie, która przyszła z Pińska, Piwnik zdołał skupić pod swoim dowództwem oddziały partyzanckie wywodzące się z NSZ, NOW, BCH, AK, GL. Całe niemal spektrum oddziałów partyzanckich walczących na Kielecczyźnie skupiło się pod jego dowództwem. Brał wszystkich, którzy chcieli walczyć o wolność Polski, czy to z Niemcami, czy gdy przyjdzie taka konieczność z wojskami sowieckimi.

[caption id="attachment_12306" align="aligncenter" width="320"]armiakrajowa-lagiernicy.pl armiakrajowa-lagiernicy.pl[/caption]

Już wtedy przewidywał, że trzeba będzie walczyć z Sowietami?

Był wykształcony i przewidujący. Przed wojną służył w policji na Kresach Wschodnich. Kiedy bliżej zacząłem zajmować się tą postacią, zrozumiałem, że był dobrze wykształcony, władał językiem francuskim, opanował język angielski, znał trochę rosyjski. Był głęboko wierzącym katolikiem o patriotycznych poglądach. Zawsze stał po stronie polskiej racji stanu i gdyby przyszła konieczność walczyłby także z komunistami.

Miał ogromne poważanie również u ludności cywilnej…

Był dowódcą partyzanckim, który nie pozwalał ograbiać ludności cywilnej, nawet z żywności. Mówił, że jeżeli partyzant cokolwiek zabiera z domu wiejskiego, co nie będzie mu dane, będzie zastrzelony. Potwierdzają to dokumenty, „Ponury” wykonywał wyroki śmierci za grabieże czy za nadużywanie alkoholu w partyzantce. Dla lokalnej ludności był namiastką władzy wojskowej i cywilnej. Przychodzili do niego ludzie, aby rozwiązał spory sąsiedzkie o ziemię. Po wojnie mieszkańcy okolicznych wiosek, gdzie „Ponury” kwaterował cenili sobie, że ich spór rozsądził dwadzieścia lat wcześniej właśnie Piwnik, podkreślali, że są dumni z tego sądu i dalej się tego rozsądzenia trzymają. Twierdzili, że nigdy tego nie zmienią, bo co powiedział „Ponury” to jest  święte. Był drugą po „Hubalu” ikoną partyzancką Gór Świętokrzyskich. „Hubala” rozsławił film wyprodukowany w latach siedemdziesiątych. Były plany zrobienia także serialu o „Ponurym”, jednak ten bohater okazał się dla władzy ludowej tak niewygodny, że serial nie powstał. Ale taki obraz musi kiedyś zaistnieć w polskiej filmografii, bo jest to postać, której upamiętnienie w tej formie jest warte największych pieniędzy.

[caption id="attachment_12268" align="aligncenter" width="800"]Powitanie księdza kapelana przez komendanta "Ponurego" - por. Jana Piwnika. W tle zastępca "Ponurego” por. "Nurt" - Eugeniusz Gedymin Kaszyński [ze zbiorów Stowarzyszenie Pamięci Świętokrzyskich Zgrupowań Partyzanckich AK, fot. martyrologiawsipolskich.pl Powitanie księdza kapelana przez komendanta "Ponurego" - por. Jana Piwnika. W tle zastępca "Ponurego” por. "Nurt" - Eugeniusz Gedymin Kaszyński [ze zbiorów Stowarzyszenie Pamięci Świętokrzyskich Zgrupowań Partyzanckich AK, fot. martyrologiawsipolskich.pl[/caption]Dlaczego przestał być dowódcą zgrupowania i przeniesiono go na Nowogródczyznę?

[caption id="attachment_12278" align="alignleft" width="240"]pl.wikipedia.org pl.wikipedia.org[/caption]

To wynikało trochę z jego niepokornego charakteru. Chciał walczyć, ale dowódca okręgu AK, płk Stanisław Dworzak „Daniel” miał inne podejście do prowadzenia walki partyzanckiej, chciał czekać jak najdłużej z walką zbrojną. „Ponury” uważał natomiast, że nie należy „szczypać Szwaba”, lecz „bić pięścią w mordę”. Chciał walczyć, źle się czuł gdy nie walczył.

Agentem Gestapo okazał się jego przyjaciel, Jerzy Wojnowski „Motor”, który przyszedł z „Ponurym” z „Wachlarza” i również uczestniczył w akcji na więzienie w Pińsku…

Był jednym z najważniejszych agentów niemieckich w podziemiu, wydał Niemcom większość akcji Piwnika. „Ponury” do końca nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel zdradził. Przez to, że popadł w konflikt z dowództwem i przez to, że został rozpracowany przez Gestapo został odwołany. Muszę jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz – kiedy dowódcy AK byli karnie odwoływani – zostawiano ich dość często do dyspozycji sztabu AK. Piwnik natomiast po miesiącu został rzucony na Nowogródczyznę, gdzie dowodził dwukrotnie większym oddziałem, liczącym blisko 800 osób. Tam podobnie jak na Kielecczyźnie stał się partyzancką ikoną.

Źródło: Tygodnik "Nasza Polska".

Artykuł Nie potrafił żyć bez walki pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/nie-potrafil-zyc-bez-walki/feed/ 0
Partyzancka legenda, która wciąż żyje https://niezlomni.com/partyzancka-legenda-ktora-wciaz-zyje/ https://niezlomni.com/partyzancka-legenda-ktora-wciaz-zyje/#respond Fri, 09 May 2014 08:22:10 +0000 http://niezlomni.com/?p=13492

Droga ponurego wyd2

Są tematy i postacie, które nie są nudne. Takim bohaterem bez wątpienia jest cichociemny i żołnierz AK, płk Jan Piwnik „Ponury”.

Książka Wojciecha Königsberga, chociaż oparta na obszernym materiale źródłowym, na licznych i często niepublikowanych wcześniej dokumentach, jest niezwykle barwnie napisana, doskonale oddaje postacie, wydarzenia i atmosferę tamtych czasów.

podpis ponury

[quote]„Ponury” stał się legendą nie tylko dlatego, że skutecznie walczył z wrogiem, ale dzięki ogromnej dbałości o żołnierzy i troski o ludność cywilną. Surowy, sprawiedliwy, zawsze dbający o ludzi - dzięki tym cechom zapisał się w pamięci mieszkańców nie tylko rodzinnych Gór Świętokrzyskich.[/quote]

Pamięć o nim przetrwała w różnych częściach Polski, a dowodem był jego powtórny pogrzeb, który zgromadził tysiące ludzi przybyłych z całego kraju i zagranicy, żeby oddać hołd jednemu z wielkich obrońców Rzeczypospolitej w jego ostatniej drodze.

Wojciech Königsberg, „Droga . Rys biograficzny majora Jana Piwnika”, Wyd. Rytm, Warszawa.

Artykuł Partyzancka legenda, która wciąż żyje pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/partyzancka-legenda-ktora-wciaz-zyje/feed/ 0
„Na pierwszy rozkaz szliśmy w góry, by błysnąć bronią spoza drzew. W bój nas prowadzi wódz „Ponury”, ze stoków wzgórz spłynęła krew…” https://niezlomni.com/na-pierwszy-rozkaz-szlismy-w-gory-by-blysnac-bronia-spoza-drzew-w-boj-nas-prowadzi-wodz-%c2%84ponury%c2%94-ze-stokow-wzgorz-splynela-krew/ https://niezlomni.com/na-pierwszy-rozkaz-szlismy-w-gory-by-blysnac-bronia-spoza-drzew-w-boj-nas-prowadzi-wodz-%c2%84ponury%c2%94-ze-stokow-wzgorz-splynela-krew/#respond Sun, 06 Apr 2014 15:59:51 +0000 http://niezlomni.com/?p=12664

Lipiec 1943 roku można uznać za właściwy początek bojowej działalności Zgrupowań. O ile wcześniejszy okres poświęcony był przede wszystkim sprawom organizacyjnym, to w lipcu można było już przejść do działań wymierzonych w niemieckie struktury okupacyjne. W przeciągu tego miesiąca liczba podporządkowanych „Ponuremu” partyzantów wzrosła do około 300. Miał więc do swej dyspozycji poważną siłę, z którą musiały się liczyć władze Dystryktu Radom. Siłę, którą mógł wykorzystać zarówno do działań dywersyjnych, jak i do prowadzenia otwartej wojny partyzanckiej. Pierwszą poważną akcją, którą można uznać za chrzest bojowy Zgrupowań jako całości, były przeprowadzone w nocy z 2 na 3 lipca uderzenia na 2 pociągi pospieszne.

[caption id="attachment_12795" align="aligncenter" width="973"]pibwl.republika.pl pibwl.republika.pl[/caption]

Uderzono wtedy na pociąg relacji Warszawa–Kraków w rejonie bloku kolejowego Jędrów koło Suchedniowa, gdzie akcją dowodził ppor. „Robot” oraz na pociąg relacji Kraków–Warszawa koło stacji kolejowej Łączna, gdzie dowodził ppor. „Rafał”. Na odprawie, która odbyła się przed akcją ustalono podział zadań dla poszczególnych oddziałów. Z „Robotem” na akcję poszły oddziały „Szorta” i „Czerwonego Jurka” natomiast z „Rafałem” grupy „Grota”, „Oseta” oraz ludzie z ochrony radiostacji, a także „Nurt” i „Ponury”, którzy nadzorowali całość akcji. Początkowo wszyscy partyzanci szli razem, ale w połowie drogi rozdzielili się na dwie części i podążyli w ustalone miejsca.

[quote]Plan zakładał, że obydwa pociągi zostaną zatrzymane za pomocą semafora, a następnie opanowane przez partyzantów. Pierwszy akcję rozpoczął „Robot”. Pociąg jadący z Warszawy został zatrzymany pod semaforem. Unieruchomiono lokomotywę poprzez wypuszczenie z niej pary. Bosmanmat „Katylina” (możliwe, że nazywał się Peliksze) nakazał pasażerom opuszczenie wagonów. Jednak Niemcy nie chcieli się poddać i otworzyli ogień. Partyzanci nie pozostali im dłużni i doszło do ostrej strzelaniny. Nie udało się wysadzić drzwi do wagonu pocztowego. Jednak zmasowana kanonada skierowana na niemieckie wagony przyniosła wyraźny skutek, bowiem dały się słyszeć krzyki i jęki rannych Niemców. Akcje przerwał trzykrotny gwizd – sygnał do wycofania.[/quote]

okladka498Wydarzenia koło stacji Łączna przybrały nieco inny obrót. Grupa uderzeniowa nie doszła do samej stacji, tylko zatrzymała się w pewnej odległości. Natomiast kilku partyzantów opanowało stację i rozpoczęło kierowanie ruchem. Jako pierwszy zatrzymano pociąg towarowy, którego światła wygaszono. Następnie nadjechał pociąg osobowy z Krakowa, który, nie zważając na zapalone światła ani semafor, nie zatrzymywał się. Dalszy przebieg akcji wyglądał następująco: Zagdakały erkaemy, zapikały empiki i steny, a w pojedyńczych strzałach było słychać chrzęst zamków kabeków. […]. Pociąg jechał, wymykał nam się, ale nie uszedł daleko, bo wpadł na pociąg towarowy, który stał na wygaszonych światłach. Zaczęła się rzeczywista grzechotanina i huk łamiących się i wywracających wagonów, które spinając się, waliły się z dość dużego nasypu.

Obie akcje, mimo że nie zdołano zająć wagonów, można uznać za udane. Zgrupowania zdobyły pewną ilość uzbrojenia oraz amunicji. Był to także świetny sprawdzian zdolności współdziałania poszczególnych oddziałów w takich przedsięwzięciach. Niestety, poległ jeden partyzant strz. Bronisław Zaczkiewicz „Ignac”. Natomiast wysokość strat po drugiej stronie nie jest dokładnie znana. Według niemieckich danych było 8 zabitych i około 40 rannych.

[quote]Prawdopodobnie nie jest to ostateczna liczba, zważywszy na częste pomniejszanie efektów akcji partyzanckich przez okupanta oraz na rozmiar samej akcji, w tym zderzenie pociągów. Jeżeli chodzi o wysokość strat niemieckich podawaną w relacjach partyzantów, to jest ona kilkadziesiąt razy większa. Niektórzy mówili nawet o 200 zabitych! Liczba ta wydaje się raczej kilkakrotnie zawyżona. Jednak dziś nie jest możliwe ustalenie ścisłych danych. Do tego doszła 12-godzinna przerwa w ruchu kolejowym. Należy ponadto zaznaczyć, że jedną z wymiernych korzyści akcji pod Łączną i Jędrowem był również ich aspekt psychologiczny. Z jednej strony podniesienie na duchu ludności polskiej, a z drugiej wywołanie czynnika strachu w szeregach okupanta.[/quote]

[caption id="attachment_12316" align="alignleft" width="600"]polska-zbrojna.pl polska-zbrojna.pl[/caption]

„Ponury” był wyraźnie zadowolony z przebiegu akcji. Jak pisał jeden z partyzantów: Teren został oświetlony, sprawiło to nam wszystkim małego pietra, ale ja zaraz się uspokoiłem, bo zobaczyłem koło siebie uśmiechniętego, maszerującego i podpierającego się laską kmdt. „Ponurego”. „Chłopcy – powiedział – aby mi czapek i butów nie pogubić”. Wspomniany powyżej fakt, że używał laski, może świadczyć o odnowieniu się kontuzji, której doznał w Wielkiej Brytanii. Bowiem, jak zaznaczył były członek plutonu ochronnego „Ponurego” – Leszek Zahorski „Leszek Biały”, komendant przez cały okres dowodzenia Zgrupowaniami nigdy nie był ranny.

Cały niemal następny tydzień pogoda nie rozpieszczała partyzantów. Lało tak niemiłosiernie, że przemokły wszystkie szałasy i ludzie zmuszeni byli chodzić niemal nago, bo wszystkie rzeczy mieli przemoczone do suchej nitki. Do tego nie było prawie nic do jedzenia. W tym właśnie tygodniu „Ponury” opracował schemat rozdzielenia oddziałów na 3 Zgrupowania. Projekt zakładał, że przejdą w trzy różne tereny i tworząc sobie tam bazę, będą prowadzić działania przeciwko okupantowi. Natomiast „Ponury” przebywając na zamelinowanej kwaterze będzie dowodził Kedywem oraz sprawował nadzór nad Zgrupowaniami.

[caption id="attachment_12268" align="aligncenter" width="800"]Powitanie księdza kapelana przez komendanta "Ponurego" - por. Jana Piwnika. W tle zastępca "Ponurego” por. "Nurt" - Eugeniusz Gedymin Kaszyński [ze zbiorów Stowarzyszenie Pamięci Świętokrzyskich Zgrupowań Partyzanckich AK, fot. martyrologiawsipolskich.pl Powitanie księdza kapelana przez komendanta "Ponurego" - por. Jana Piwnika. W tle zastępca "Ponurego” por. "Nurt" - Eugeniusz Gedymin Kaszyński [ze zbiorów Stowarzyszenie Pamięci Świętokrzyskich Zgrupowań Partyzanckich AK, fot. martyrologiawsipolskich.pl[/caption]

[quote]W niedzielę 11 lipca na Wykusie odbyło się wielkie święto, podczas którego partyzanci złożyli przysięgę i otrzymali symboliczne orzełki. W uroczystościach udział wziął między innymi szef sztabu okręgu ppłk „Jan”, który udzielił Zgrupowaniom pochwały za udane akcje na pociągi. „Ponury” postarał się, aby święto miało uroczystą oprawę: Nosiło ono charakter ogólnej zbiórki wszystkich oddziałów będących pod dowództwem komendanta „Ponurego”, również wtedy komendanta Kedywu. […]. Był to apel wojskowy. […]. „Ponury” odczytał awanse, udzielił gratulacji i pochwał zasłużonym. […]. Po tym dano rozejść się dowolnie do ognisk. Przed rozejściem się komendant „Ponury” wyjaśnił, że w czasie obiadu będzie podany rozcieńczony spirytus dla wesołości i rozgrzewki, na uroczystości spotkania przybyłych tu bliskich. Zaznaczył, że nigdy nie należy nadużywać alkoholu, bo żołnierz zawsze musi być gotowy do akcji. Jest to dość ciekawy fragment, zważywszy negatywny stosunek „Ponurego” wobec osób nadużywających alkoholu, za co karał z całą surowością, z karą śmierci włącznie. Przykładem może być rozstrzelanie wyrokiem sądu polowego partyzanta, który pod wpływem alkoholu uderzył w twarz jednego z oficerów Zgrupowań.[/quote]

[caption id="attachment_12278" align="alignleft" width="240"]pl.wikipedia.org pl.wikipedia.org[/caption]

Wesoła atmosfera związana z uroczystościami nie trwała jednak zbyt długo, bowiem już następnego dnia rano na Wykus zawitała straszna wiadomość. Przyniósł ją ppor. Stefan Obara „Stefan” z Michniowa, który, wracając do wioski, natknął się na niemieckich żołnierzy. Szybko się zorientował, że wieś jest otoczona i mimo że Niemcy zauważyli go i oddali za nim serię strzałów, zdołał się wyrwać i cały czas biegnąc (było to około 15 kilometrów) dotarł na Wykus.
Wiadomość przyniesiona przez ppor. „Stefana” zelektryzowała całość Zgrupowań. „Ponury” wydał rozkaz natychmiastowego wymarszu części oddziałów w celu pójścia wsi z pomocą. Jednak na pokonanie kilkunastu kilometrów dzielących obóz od wsi potrzebne było około 2 godzin szybkiego marszu. Kiedy partyzanci doszli do Michniowa, Niemców już tam nie było. Natomiast to co zobaczyli zmroziło im krew w żyłach. Świadek tych tragicznych wydarzeń Zdzisław Rachtan tak opisał moment wejścia do Michniowa: Stanęliśmy na lizjerze lasu. Dochodził do nas dym. Ja z patrolem zszedłem do wsi. Wszystko się jeszcze tliło, głownie całe leżały. Niezapomniany obraz kobiety, która stała spalona z dzieckiem na ręku. Stała spalona między ścianą a piecem, takim jak były na wsi do spania. Straszny widok. Coś niesamowitego. Słodki, przedziwny zapach. Ja pamiętam swoje krótkie włosy, bo byłem ostrzyżony, to pod furażerką myślałem, że mi się to wszystko podnosi. To było tak straszne zetknięcie się, że tam ludzie. Gdy wyszedłem na to z moimi trzema chłopcami i patrzyliśmy na to – to straszne było. Nie wiem czy da się to słowami opisać. Równie makabrycznie brzmi konspiracyjne sprawozdanie z Michniowa, spisane zaraz po pacyfikacji: Tlejące zgliszcza chat, na pół spalone trupy bestialsko pomordowanych mieszkańców. Stary, siwy chłop leży na wznak. W zastygłej ręce trzyma jeszcze drzewce siekiery, a oczy otwarte, zwrócone ze straszliwym wyrzutem ku niebu... Skulona, z głową na progu swej chaty, leży młoda kobieta, a obok... co to. Roczna dziewczynka z oczkami zamkniętymi, trzyma w okrwawionej, wychylającej się spod zgrzebnej koszuliny rączce osmaloną kukiełkę – lalkę.

[quote]Widok, jaki partyzanci zastali w Michniowie, przerósł ich najgorsze obawy. Tragedię pogłębiał fakt, że wielu z nich pochodziło z tej wsi i w zamordowanych rozpoznawali swoich rodziców, bliskich czy sąsiadów. „Ponury” również był zszokowany. Przez jakiś czas siedział na pniaku ściskając dłońmi głowę. Zebrane wokół niego dowództwo Zgrupowań porozumiewało się między sobą szeptem. Jak relacjonuje Zdzisław Rachtan: Myślę, że „Ponury” to odczuł. Tak samo jak oni wszyscy. Było nas około setki zebranej z poszczególnych oddziałów. To on musiał coś zrobić, bo to była jedna wściekłość, on musiał to rozładować. Rozładowaniem był ten atak na pociąg. Komendant podjął śmiałą decyzję, że w odwet za bestialskie spacyfikowanie wsi odpowie ludność niemiecka. Niedaleko znajdowały się tory kolejowe, więc postanowił, że oddziały wykonają atak na pociąg, a następnie rozprawią się z niemieckimi pasażerami.[/quote]

[caption id="attachment_12796" align="aligncenter" width="960"]ponury-nurt.blogspot.com ponury-nurt.blogspot.com[/caption]

Opracowanie planu uderzenia zlecił „Nurtowi”. Na miejsce akcji wybrano blok kolejowy Podłazie, położony między Suchedniowem a Łączną. Jednak wskutek słabej jakości materiału wybuchowego pierwszy pociąg jadący z Warszawy do Krakowa zdołał bezpiecznie przejechać. Dowództwo nad akcją przejął „Robot”. Powiodło się zatrzymanie składu idącego około godziny 2.40 po północy z Krakowa do Warszawy. Przy czym zamiast materiałów wybuchowych zastosowano opuszczenie semafora.

[quote]Teraz sytuacja rozwinęła się już błyskawicznie. Wagony pokryte zostały huraganowym ogniem. Część Niemców wyskoczyła z pociągu i rozpoczęła ostrzeliwać napastników. Zasłaniały ich kłęby pary buchające z lokomotywy. Wybuchy granatów wstrząsały powietrzem. Rozwścieczeni partyzanci pamiętający makabryczne widoki z Michniowa przypuścili atak na wagony, skupiając się na niemieckich. Jak wspomina świadek wydarzeń: Rzeczywiście to było rozładowanie, ale tam doszło do normalnych mordów naszych w wagonach „Nur für Deutsche” jak wpadliśmy tam. „Ponury” musiał dać ujście temu straszliwemu gniewowi jaki w nas narastał. Człowieka roznosiło. Wtedy wydawało się, że mur musi się rozwalić jak my grzmotniemy w to. On jako dowódca musiał to odczuwać.[/quote]

[caption id="attachment_12797" align="alignleft" width="759"]Kapliczka na Wykusie, fot. ponury-nurt.blogspot.com Kapliczka na Wykusie, fot. ponury-nurt.blogspot.com[/caption]

Po jakimś czasie Komendant dał sygnał do zakończenia akcji i odskoku. W boju rany odnieśli por. „Czarka”, ppor. Witold Waligórski „Witek” oraz trzech innych partyzantów. Trudniejsze jest ustalenie wysokości strat niemieckich. W jednym z sierpniowych numerów „Biuletynu Informacyjnego” napisano: W ramach akcji odwetowej za bestialstwa niemieckie w rej. Skarżyska i Suchedniowa nasze oddziały partyzanckie dokonały w lipcu pod. st. kol. Łączna drugiego napadu na pociąg pospieszny. W akcji zabito i raniono ok. 180 Niemców. Liczbę tę podał również szef wywiadu okręgu por./mjr Zygmunt Szewczyk „Bartek”. Natomiast jeden z partyzantów – plut. pchor. Stanisław Wolf „Staszek” w swym pamiętniku ocenił, że zginęło około 70 Niemców, w tym jeden generał, a 80 zostało rannych. Co ciekawe informacja o zabiciu generała podawana jest również w innym źródle. Tyle strona polska.

Natomiast Niemcy w jednym z wojskowych meldunków swoje straty ocenili na 5 zabitych oraz 10 ciężko rannych, a liczba lżej rannych nie była jeszcze w czasie spisywania meldunku znana. Natomiast w kolejnym meldunku niemieckim występuje już liczba 8 zabitych i 14 rannych.

Po akcji na pociąg na skraju lasu pod Michniowem założono zasadzkę na Niemców. Jak napisał w swych wspomnieniach Marian Świderski: Czekaliśmy na Niemców, ale interwencja nie nastąpiła. Zasadzka była dobrze obmyślona i gdybyśmy spotkali jakąś karną ekspedycję, bylibyśmy dodatkowo pomścili Michniów. Cóż – nie mogliśmy się doczekać. Zgrupowanie pomaszerowało więc na Wykus. Przed odejściem do obozu „Ponury” namawiał ocalałą ludność Michniowa, żeby schroniła się w lesie, jednak nie wierząc w to, że Niemcy mogą wrócić, pozostali na miejscu. Nikt się chyba nie spodziewał, że jeszcze tego samego dnia, w kilka godzin po odejściu partyzantów Niemcy powrócą do spacyfikowanej wioski i dokończą zbrodni, którą rozpoczęli dzień wcześniej. Tak się niestety stało. Żandarmeria z Kielc, Bielin, Częstochowy i Skarżyska-Kamiennej pod dowództwem komendanta żandarmerii w Kielcach Gerulfa Mayera 13 lipca dokonała ponownej pacyfikacji Michniowa. Na tablicy ku czci pomordowanych w dwudniowej pacyfikacji widnieją imiona i nazwiska 203 mieszkańców Michniowa. Do tego dodać należy ukrywające się w wiosce osoby, na przykład Żydów oraz przesiedleńców z poznańskiego i straty okażą się dużo wyższe. Oprócz tego kilkadziesiąt osób wywieziono do obozów koncentracyjnych.

[caption id="attachment_12310" align="alignleft" width="300"]polishclub.org polishclub.org[/caption]

Jak podają w swych wspomnieniach partyzanci: komendant, mimo że sam nie posiadał w Michniowie rodziny, był jedną z tych osób, które najbardziej przeżyły fakt pacyfikacji. „Ponury” w tym czasie nie wiedział jeszcze, że w jego otoczeniu znajduje się zdrajca, który informuje Niemców o ruchach podległych mu oddziałów. Dopiero w kilka miesięcy później wyszło na jaw, że konfidentem gestapo w szeregach Zgrupowań był jeden z jego najbliższych towarzyszy, z którym w styczniu 1943 roku dokonywał rozbicia więzienia w Pińsku, a mianowicie ppor. Jerzy Wojnowski „Motor”. Według dr. Cezarego Chlebowskiego, który zbadał tę sprawę bardzo wnikliwie, to właśnie „Motor” lub jak kto woli „Garibaldi” albo „Mercedes” – pseudonimy Wojnowskiego w gestapo, przyczynił się do pacyfikacji Michniowa oraz do niemal wszystkich następnych niepowodzeń Zgrupowań, w tym trzech potężnych obław.

„Ponury” dotknięty michniowską tragedią podjął decyzję, że da możliwość osobom, które źle się czują pod jego komendą, odejścia do domu. W tym celu wydał rozkaz znany jako „Dodatek do rozkazu nr 233”. Pozwolę sobie przytoczyć ważniejsze jego fragmenty: Podaję do wiadomości wszystkich żołnierzy, którzy jeszcze do tego czasu nie orientują się w kierunku zadań Polskiej Partyzantki, że oddziały, którymi ja dowodzę, zostały stworzone i zorganizowane na rozkaz naczelnego Wodza i Komendanta Sił Zbrojnych w Kraju. […]. Zadaniem naszym i obowiązkiem jest nękanie przeciwnika i zadawanie coraz mocniejszych ciosów przez akcję sabotażową, terrorystyczną i partyzancką oraz stosowanie wobec okupanta już w obecnej chwili zorganizowanej samoobrony i odwetu za akty gwałtu w stosunku do ludności polskiej. […]. W związku z tym rozkazuję, by żołnierze, którzy w przeciągu służby w partyzantce doszli do przekonania, że nie mogą podołać obowiązkom żołnierza polskiego, zgłosili o tym swym dowódcom. Żołnierze ci zostaną z Armii Polskiej zwolnieni. Pozostali będą traktowani jako armia ochotnicza, w stosunku do której obowiązywać będą twarde postanowienia regulaminów wojskowych. Następnie „Ponury” wymienił za jakie przewinienia grozi kara śmierci: opuszczanie obozu bez zezwolenia […], wynoszenie wszelkich wiadomości co do naszych oddziałów […], pozostawienie broni bez opieki […], tchórzostwo. Żaden z partyzantów nie zgłosił chęci odejścia.

[quote]W czerwcu i lipcu wraz z rozwojem Zgrupowań nastąpił spadek wypadków bandytyzmu na terenach, gdzie operowali partyzanci „Ponurego”. Wszelkie przejawy tej działalności były surowo karane, z karą śmierci włącznie. Nakryci na gorącym uczynku szabrownicy mieli ogromne szczęście, jeżeli za swoje postępowanie otrzymali jedynie po kilkadziesiąt uderzeń wyciorem na gołą skórę. Partyzant Michał Basa „Mściciel” opisał jedną z takich akcji we wsi Bączków: Rabowali i mówili, że to wszystko potrzebne chłopcom z lasu, że ludzie się wygrzewają, a partyzanci przymarzają w lesie. […]. Po rozbrojeniu prowadziliśmy ich po wsi i wszędzie świecąc światło biliśmy bez miłosierdzia, i co gdzie wzięli, kazaliśmy ludziom oddać. „Ponury”, jako przedwojenny policjant, był bardzo surowy w stosunku do przejawów złodziejstwa. Każdy partyzant wiedział o tym doskonale. Często przyjmując nowych ochotników do oddziałów, już na wstępie informował ich, że jeżeli w trakcie wyprawy po żywność przywłaszczą sobie jakąkolwiek rzecz, która nie była im darowana, zostaną rozstrzelani . Jak wspominała siostra „Oseta”, Józefa Stefanowska-Rybus z domu Wasilewska ps. „Poranek”, która dołączyła do Zgrupowań po śmierci brata: „Ponury” był niezwykle wymagający dla ludzi z wojska. Miał porywczy charakter i jeśli ktoś mu rzeczywiście podpadł, krzaki się „ruszały” od jego krzyku. Jednak nie hołubił nikogo, ani nie poniżał i zawsze kierował się zasadą, że: Bezpodstawnie nie można odbierać honoru i czci żołnierzom. Jeśli zawinił, ukarać jak najsurowiej.[/quote]

[caption id="attachment_12294" align="alignleft" width="581"]wikimedia.org wikimedia.org[/caption]

W kilka dni po pacyfikacji Michniowa i akcji odwetowej, na Wykus dotarła informacja, że Niemcy szykują dużą operację antypartyzancką, skierowaną przeciw Zgrupowaniom. Według Leszka Popiela źródłem informacji był wywiad NOW, który zawiadomił, że celem niemieckiego uderzenia będą lasy siekierzyńskie, w których znajduje się Wykus. „Ponury” postanowił, że nie będzie bezczynnie oczekiwał na nieprzyjaciela i podjął decyzję o przerzuceniu oddziałów w inne tereny, tak aby uderzenie niemieckie trafiło w próżnię. Wyjście z obozu nastąpiło 18 lipca wieczorem. Inne natomiast rozwiązanie wybrał oddział ochrony radiostacji pod dowództwem ppor. „Jacka”, który przemieścił się na zachodnią stronę biegnącego przez Wykus traktu Wąchock–Bodzentyn, a następnie przeszedł na Górę Chełmową.

Na czele wychodzących z Wykusu oddziałów stanął „Ponury” z plutonem ochronnym, za nimi jechał wóz z rannymi, szły sanitariuszki, kwatermistrzostwo i poszczególne oddziały. Zgrupowania skierowały się na wschód, w kierunku lasów Nadleśnictwa Rataje, a następnie lasów starachowickich, gdzie 21 lipca „Ponury” spotkał się z komendantem podobwodu Iłża – ppor. Antonim Hedą „Szarym”, który w swych wspomnieniach o lipcowym spotkaniu napisał: Po kilku godzinach uścisnęliśmy się z „Ponurym” i innymi oficerami. Nie trzeba była żadnych słów, żeby zauważyć jak bardzo byli strudzeni. Dowiedziałem się, że przeżyli kolejną obławę, która zaczęła się przed kilkoma dniami. Udało im się wyrwać, ale kosztowało ich to wiele trudu i nerwów. […]. Rozmawialiśmy potem o tym, co ich spotkało w ostatnich dniach i o naszych działaniach, a także umówiliśmy się, że zastanowimy się nad naszym położeniem i wykonamy wspólnie jakąś akcję.

[quote]Obława na Wykus rozpoczęła się 19 lipca rano. Niemcy wpadli do lasu z okropnym wrzaskiem, ostrzeliwując gęsto krzaki i zarośla oraz obrzucając je granatami. Wściekli, że nie zdołali zaskoczyć Zgrupowań, wyładowali swój gniew na partyzanckich szałasach, które doszczętnie zniszczyli. Zarekwirowali również pasące się w pobliżu chłopskie krowy, które uważali za własność partyzantów. Liczebność wszystkich sił niemieckich, które zostały użyte do obławy, ocenia się na około 3000.[/quote]

Z planów „Ponurego”, aby 24 lipca wraz z oddziałem „Szarego” uderzyć na Iłżę, niestety, nic nie wyszło, bowiem wysłani przez „Szarego” łącznicy zostali schwytani przez żandarmerię. „Ponury” świadom, że Niemcy rozpoczęli przeczesywanie lasów starachowickich, postanowił zastosować pewien fortel. Zgrupowania przeszły przez tor kolejowy Skarżysko–Szydłowiec i schroniły się na niewielkim, porośniętym lasem wzgórzu, na północ od Skarżyska. Zapewne Piwnik przypomniał sobie „sztuczki” jakich uczył się na kursach dla cichociemnych w Wielkiej Brytanii, a których zasady można sparafrazować znanym przysłowiem, że: „Najciemniej jest zawsze pod latarnią”. Niemieccy dowódcy kierujący obławą, zawsze bardzo schematyczni w działaniu, prawdopodobnie nie dopuścili do siebie myśli, że 300-osobowy oddział może ukrywać się na tak niewielkiej przestrzeni. Dzięki temu wybiegowi Zgrupowania przetrwały pod nosem niemieckich oddziałów.

Jednak w dalszym ciągu sytuacja nie była dobra, dlatego „Ponury” skierował wojsko w lasy Nadleśnictwa Skarżysko, a następnie dalej na zachód w lasy majdowskie. Podczas stacjonowania w lasach majdowskich część oddziałów wykonała ostatnią lipcową akcję. Polegała ona na tzw. kontrolowaniu szosy, na trasie Szydłowiec–Kielce. Akcją dowodził „Robot”, który z zatrzymanych samochodów uzyskał nieco uzbrojenia, a kilku osobom wymierzył karę chłosty. „Ponury” planując powyższe działanie miał nadzieję, że w zatrzymanych samochodach znajdą się żandarmi, na których od pacyfikacji Michniowa nieustannie polował. Niestety, tym razem nie miał szczęścia. W tym samym mniej więcej czasie otrzymał również wezwanie od komendanta okręgu na odprawę, podczas której płk „Daniel” nakazał mu niezwłocznie stawić się do jego dyspozycji w Skarżysku-Kamiennej.

Wojciech Konigsberg, Droga "Ponurego". Rys biograficzny majora Jana Piwnika, Rytm, Warszawa 2014.

Artykuł „Na pierwszy rozkaz szliśmy w góry, by błysnąć bronią spoza drzew. W bój nas prowadzi wódz „Ponury”, ze stoków wzgórz spłynęła krew…” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/na-pierwszy-rozkaz-szlismy-w-gory-by-blysnac-bronia-spoza-drzew-w-boj-nas-prowadzi-wodz-%c2%84ponury%c2%94-ze-stokow-wzgorz-splynela-krew/feed/ 0