Włocławek – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Włocławek – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Czy „niekoronowany król Polski” doczeka się beatyfikacji? Niezwykła książka o Prymasie Tysiąclecia. [WIDEO] https://niezlomni.com/czy-niekoronowany-krol-polski-doczeka-sie-beatyfikacji-niezwykla-ksiazka-o-prymasie-tysiaclecia-wideo/ https://niezlomni.com/czy-niekoronowany-krol-polski-doczeka-sie-beatyfikacji-niezwykla-ksiazka-o-prymasie-tysiaclecia-wideo/#respond Mon, 10 Aug 2020 18:41:55 +0000 https://niezlomni.com/?p=51118

Książka przedstawia sylwetkę Prymasa Tysiąclecia, począwszy od jego dzieciństwa i młodości, przez rodzące się powołanie i pierwsze lata kapłaństwa, aż po służbę Kościołowi i Ojczyźnie w najtrudniejszym okresie jej komunistycznego zniewolenia.

Publikację wzbogacają liczne zdjęcia, relacje świadków, a także fragmenty nauczania oraz kalendarium życia Prymasa Tysiąclecia.

Dołączony do książki film dokumentalny Telewizji Polskiej w reżyserii Pawła Woldana przedstawia sylwetkę Prymasa, korzystając z archiwalnych zdjęć i filmów oraz dokumentów dotyczących jego domu rodzinnego, lat szkolnych, okresu studiów w seminarium duchownym we Włocławku i na KUL, lat uwięzienia i wytrwałej posługi, a także spotkań z przedstawicielami komunistycznych władz, wobec których bronił chrześcijańskiej tożsamości narodu i prześladowanych duchownych, przeciwstawiając się zbrodniom, kłamstwu i zniewoleniu ze słowami: Non possumus…

Gratis do książki: płyta DVD z filmem „Non possumus. Prymas Stefan Wyszyński”.

Joanna Wieliczko-Szarkowa, Prymas Tysiąclecia. Błogosławiony Stefan Kardynał Wyszyński, Wyd. AA, Kraków 2020. Książkę można nabyć na stronie religijna.pl. 

 

 

 

 

Artykuł Czy „niekoronowany król Polski” doczeka się beatyfikacji? Niezwykła książka o Prymasie Tysiąclecia. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czy-niekoronowany-krol-polski-doczeka-sie-beatyfikacji-niezwykla-ksiazka-o-prymasie-tysiaclecia-wideo/feed/ 0
W sprawę morderstwa ks. Jerzego Popiełuszki był uwikłany V Departament KGB. Oraz o związkach zabójstwa z aferą Żelazo [wywiad] https://niezlomni.com/sprawa-zabojstwa-ksiedza-jerzego-popieluszki-nie-zostala-do-dzis-wyjasniona-oraz-o-udziale-kgb-w-morderstwie-kaplana-i-zwiazkach-zabojstwa-z-afera-zelazowywiad/ https://niezlomni.com/sprawa-zabojstwa-ksiedza-jerzego-popieluszki-nie-zostala-do-dzis-wyjasniona-oraz-o-udziale-kgb-w-morderstwie-kaplana-i-zwiazkach-zabojstwa-z-afera-zelazowywiad/#comments Wed, 14 Sep 2016 08:41:29 +0000 http://niezlomni.com/?p=22132

Sprawa zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki nie została do dziś wyjaśniona – z dziennikarzem śledczym, Przemysławem Wojciechowskim, rozmawia Tomasz Plaskota.

 TOMASZ PLASKOTA: - Kto wydal decyzję o porwaniu ks. Popiełuszki?

PRZEMYSŁAW WOJCIECHOWSKI: - W mojej opinii nie było takiej decyzji, przynajmniej nie na piśmie. To była akcja esbeków działających prawdopodobnie na polecenie generała Mirosława Milewskiego i Moskwy.

Skąd ta pewność?

Decyzja o zabiciu księdza było poza logiką tamtych czasów, bo wszyscy na niej tracili oprócz ludzi związanych z generałem Milewskim. Kiszczak miał krew na rękach, ale potrafił logicznie myśleć i podejmować decyzje, które przynosiły mu korzyści.

W 1984 r. zawiesił stan wojenny, bo był dogadany z Solidarnością. Mówiło się o zniesieniu amerykańskich sankcji…

Sytuacja była w miarę stabilna, wszystko zmierzało do tego, by władze usiadły z opozycją i podały sobie ręce przy okrągłym stole. I nagle Kiszczak rozkazał porwać i zabić księdza i zniweczył swoje osiągnięcia? Bez sensu. Taka decyzja działała na niekorzyść Kiszczaka, który tracił wszystko co osiągnął od zawieszenia stanu wojennego.

Więc kto odpowiada za tę zbrodnię?

Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy cofnąć się do czasów, kiedy ministrem był Milewski, wtedy w MSW powstała samodzielna grupa D (nazwa pochodziła od dezintegracji środowisk kościelnych), która odpowiadała tylko przed szefem Departamentu IV MSW, czyli departamentu do walki z Kościołem katolickim. Była usytuowana z boku struktury hierarchicznej MSW, nie produkowała dokumentów operacyjnych, rozkazy, jeżeli były wydawane na piśmie, po zakończeniu akcji niszczono. Grupa nie zostawiała żadnych śladów i była poza kontrolą. W 1975 r. szef grupy, Konrad Straszewski, człowiek o mentalności betonowego stalinowca, podpisał w Moskwie z Departamentem V KGB umowę o współpracy w zakresie wspólnego zwalczania Kościoła w kraju i zagranicą. Był to więc byt niezależny związany z KGB, który posiadał uprawnienia wywiadowcze. Sytuacja kuriozalna nawet jak na standardy PRL. Do grupy D należał Piotrowski, Pękala, Chmielewski.

Ale generał Milewski nie został zastąpiony przez Kiszczaka, dlatego, że pozwolił na istnienie grupy D…

[caption id="attachment_22151" align="alignleft" width="240"]Czesław Kiszczak Czesław Kiszczak[/caption]

Oczywiście, że nie. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych mieliśmy w kraju deficyt wszystkiego, również dewiz, a za coś trzeba było spłacać kredyty wzięte przez Gierka. Polskie statki w portach zachodnich były aresztowane przez wierzycieli, żeby je wykupić trzeba było płacić dolarami. Wywiad już wcześniej wymyślił, że zorganizuje grupę, która będzie napadała na jubilerów. Jednak większość precjozów rabowanych na Zachodzie trafiała do prywatnych osób, Szlachcic i inni nosili złote zegarki. Milewski przymykał na to oczy, bo sam w tym partycypował. Powstawały małe fortuny w kraju, w którym generalnie nic nie było i to kuło w oczy. Kiszczak zastąpił Milewskiego w 1981 r. a afera „Żelazo” wyszła na jaw w 1985 r. Kiszczak przyszedł do MSW wiedząc o aferze i zaczął wycinać ludzi Milewskiego, którzy byli w nią umoczeni. Wycinał aż do końca. Po sprawie Popiełuszki zdecydował o wyciągnięciu afery na światło dzienne. Proces utraty wpływów Milewskiego na rzecz Kiszczaka trwał kilka lat. Kiszczak nie mógł tego zrobić szybciej, bo Milewski był ciągle silny i miał oparcie w Moskwie.

Kiedy i gdzie legendarny kapelan Solidarności został zamordowany?

Od razu w lesie, bądź w pierwszych godzinach po porwaniu. Przed śmiercią był bity i torturowany, bo to byli zawodowi  oprawcy.

[caption id="attachment_22136" align="aligncenter" width="800"]Górsk, pomnik upamiętniający porwanie ks. Popiełuszki, fot.wikipedia.pl Górsk, pomnik upamiętniający porwanie ks. Popiełuszki, fot.wikipedia.pl[/caption]

Jaki był udział służb wojskowych w tej zbrodni?

Żaden. WUSW nie do końca wiedziało co planują esbecy.

W 2008 r. był Pan przekonany, że to służby wojskowe zabiły ks. Popiełuszkę.

Nie wiem wszystkiego o tej sprawie, ale uważam, że zrobiła to grupa SB kierowana przez Piotrowskiego.

Dlaczego więc WUSW w Bydgoszczy obserwowała ks. Popiełuszkę podczas mszy św.?

Obserwowali Piotrowskiego i jego ludzi. Kiszczak wysłał obserwację, ponieważ wiedział, że jeżeli ktoś będzie chciał mu zaszkodzić i wysadzić go z siodła, będą to ludzie Milewskiego. Miał informacje, że ci esbecy coś planują, chcą coś księdzu zrobić, ale nie wiedział co. Choć trzeba przyznać, że działania księdza mocno doskwierały Kiszczakowi i Jaruzelskiemu.

[caption id="attachment_22137" align="aligncenter" width="800"]Przemysław Wojciechowski, fot. www.proszynski.pl Przemysław Wojciechowski, fot. www.proszynski.pl[/caption]

Twierdzi Pan, że śmierć księdza była Kiszczakowi nie na rękę, więc dlaczego WUSW  nie przeszkodziła esbekom w morderstwie?

Ludzie z WUSW byli świadkami porwania kapłana. Nie zdążyli go uratować, nie mieli zresztą takiej możliwości, ani takiego rozkazu. Za grupą Piotrowskiego jeździła „betka”, tzw. biuro B, czyli Biuro Obserwacji WSW. To byli wywiadowcy, nie mogli się zdekonspirować, że ich śledzą, nie byli też w stanie przejąć zatrzymanego czy udaremnić jego zabójstwo, nie byli to komandosi ze służb specjalnych. Gdyby wywiadowcy WUSW chcieli odbić księdza doszłoby do strzelaniny, bo to była tajna operacja, a Piotrowski nie chciał mieć świadków morderstwa. Wywiadowcy mogli nadać meldunek do Warszawy o porwaniu księdza i na tym zakończyła się ich rola. Grupę Piotrowskiego zatrzymali inni funkcjonariusze WUSW. Wtedy ksiądz już nie żył.

[caption id="attachment_22138" align="alignleft" width="400"]Zmasakrowana twarz ks. Jerzego Popiełuszki Zmasakrowana twarz ks. Jerzego Popiełuszki[/caption]

Co w tej sytuacji mógł zrobić Kiszczak?

Właśnie to, co zrobił. Za sprawą stał V departament KGB, więc służby wojskowe nie mogły po przesłuchaniu zastrzelić Piotrowskiego i spółki. Kiszczak złapał ich, przesłuchał i wykorzystał informację do swoich celów. Publicznie powiedział, że są winni, ale nic im nie zrobił, bo prawdopodobnie pracowali dla Moskwy. Proszę prześledzić taką hipotetyczną sytuację – ksiądz jest uprowadzony i zabity, a Kiszczak nie wie kto to zrobił. Władza jest skompromitowana, oskarżenia o zbrodnię dotykają Kiszczaka, a w kraju wybuchają rozruchy. Nie sądzę, że Kiszczak, czy Jaruzelski kazali zabić Popiełuszkę, aby ostatecznie rozprawić się z Milewskim.

Dlaczego sprawa nie wyszła na jaw od razu?

Po zabiciu księdza mordercy wpadli w ręce WUSW i przez kilka dni byli przesłuchiwani. Piotrowski uczestniczył początkowo w czynnościach śledczych, ale był pod ścisłą obserwacją Kiszczaka. Być może sprawdzano w ten sposób z kim się kontaktuje i od kogo odbiera dyspozycje.  Ciało księdza prawdopodobnie trzymano w bunkrach w Kazuniu albo w Legionowie. Mówi się też o zamku w Toruniu. Zanim oficjalnie zatrzymano Piotrowskiego trzymano go w budynku MSW. Mówiono, że szukano ciała księdza, ale było już wiadomo, że on nie żyje.

Czemu służyła ta dezinformacja?

Służby wojskowe potrzebowały czasu, aby wydobyć od zabójców księdza, dlaczego i na czyj rozkaz to zrobili. Myślę, że Piotrowskiemu zaproponowano kontrakt – przeżyjesz albo nawet odzyskasz wolność, ale musisz powiedzieć. Potrzebowali kilku dni, żeby ustalić wersję, dlatego są te niejasności co do miejsca porwania, daty i miejsca śmierci, daty wrzucenia i wydobycia z Wisły, dlatego, że to było na bieżąco dostosowywane do zeznań Piotrowskiego i spółki. Przygotowali ciało, żeby pasowało im do wersji. Rozmawiałem z nurkiem, który znalazł ciało i wyciągał je, to wszystko wyglądało inaczej niż w aktach.

Z akt IPN wynika, że służby wszystko wiedziały o księdzu i miały wszystko pod kontrolą…

Tak, gdyby wojskowe, a nawet cywilne służby chciały zabić księdza Popiełuszkę, to by to zrobiły to dyskretnie, powiesiliby go w domu, zginąłby w wypadku samochodowym, albo sprawili, że ksiądz zmarłby na zawał. Był schorowany, był pod wielką presją psychologiczną, mieli wokół niego agenturę, o której wiedział. Mógł dostać zawału. Rozmawiałem z oficerem departamentu I Wydziału XI, powołanego do zwalczania opozycji w kraju i zagranicą, czyli pracownikiem wywiadu PRL. Pod fałszywą tożsamością był działaczem opozycji solidarnościowej i woził na parafię św. Stanisława Kostki podziemne wydawnictwa. Mówił, że w jego mieszkaniu odbywały się zebrania Tymczasowej Komisji Solidarności. Spytałem więc, po co porywali księdza, o którym wiedzieli wszystko. Odpowiedział, że nie wie i nikt tego nie wie, bo to było bez sensu. Ksiądz Popiełuszko był opleciony agenturą, poza tym zgodził się na wyjazd, nie było sensu go zabijać.

[caption id="attachment_22142" align="aligncenter" width="625"]Proces toruński, nowahistoria.interia.pl Proces toruński, nowahistoria.interia.pl[/caption]

W jaki sposób zmanipulowano proces toruński?

[quote]Sprawa jest zakłamana od samego początku, wyniki śledztwa oraz wyniki procesu i sam przebieg procesu to jedna wielka mistyfikacja. Dostosowywano zeznania do potrzeb. Proces wykazał, że oni go porwali i zabili, ale nie proces nie opisał całego mechanizmu, nie opisał konstrukcji tej zbrodni, na czyje polecenie działali sprawcy, kto na tym zyskał. Ale to nie było niemożliwe, ponieważ wyjaśnienie sprawy pokazałoby siatkę agenturalną wokół księdza, agenturę w Kościele i wśród opozycji. 2-3 dni przed procesem Pudysz odwiedził Piotrowskiego i spółkę w więzieniu. Nie wiem o czym z nimi rozmawiał. Może ich dyscyplinował? Może mówił jak mają zeznawać? Tego nie wiem. Ale myślę, że to był prosty kontrakt – weźcie winę na siebie, bo nie macie innego wyjścia, a przeżyjecie.[/quote]

[caption id="attachment_22145" align="alignleft" width="300"]Waldemar Chrostowski Waldemar Chrostowski[/caption]

Jaka była rola ochroniarza ks. Popiełuszki, Waldemara Chrostowskiego?

Nie mam żadnego dowodu, że był agentem SB czy WUSW. Był jedyną osobą, która potwierdziła wersję porywaczy w procesie toruńskim. Może dostał propozycję ucieczki w zamian za zachowanie życia? Nie wiem. Przed sądem dziwnie się zachowywał, cedził słowa, opowiadał głupoty, gubił się w szczegółach. Prokurator Jęczmyk, który oskarżał w procesie toruński chciał go oskarżyć o współudział w uprowadzeniu. Ale nie zrobił tego, bo Chrostowski nie mógłby potwierdzić wówczas oficjalnej wersji jako świadek. Nie byłby wiarygodny.

[caption id="attachment_22143" align="aligncenter" width="830"]fot. Fakt/wpolityce.pl Płk Adam Pietruszka, fot. Fakt/wpolityce.pl[/caption]

Pod koniec lat osiemdziesiątych Chrostowski otrzymał wysokie odszkodowanie od MSW…

Odpowiadało równowartości piętnastu małych fiatów. To duża kwota nawet dziś. Decyzję o wypłacie odszkodowania podjął Zbigniew Pudysz, wtedy podsekretarz stanu w MSW, powiedział mi: „zapłaciłem mu, bo się chłopisko wycierpiało. Biedny był, porwany, ciężko to przeżył”. Spytałem, dlaczego nie zapłacił odszkodowań rodzinom górników z kopalni Wujek. Odpowiedział, że się nie zgłosili.

[caption id="attachment_22147" align="aligncenter" width="625"]Grzegorz Piotrowski Grzegorz Piotrowski[/caption]

Prokurator Andrzej Witkowski prowadzący sprawę zabójstwa ks. Popiełuszki miał postawić na początku lat dziewięćdziesiątych zarzuty Czesławowi Kiszczakowi…

Tak, to on sformułował zdanie o związku przestępczym działającym w MSW.

[caption id="attachment_22148" align="aligncenter" width="819"]Trumna z ciałem ks. Jerzego Popiełuszki, fot. wikipedia.pl Trumna z ciałem ks. Jerzego Popiełuszki, fot. wikipedia.pl[/caption]

Dlaczego minister sprawiedliwości Wiesław Chrzanowski odsunął go od wyjaśniania sprawy?

Trudne pytanie. Najlepiej pytać o to prokuratora Andrzeja Witkowskiego. Prowadził też drugie śledztwo, w ramach IPN i również został odsunięty od sprawy, wówczas przez Kieresa.

W listopadzie nakładem wydawnictwa Editions Spotkania ukaże się książka Przemysława Wojciechowskiego o zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki.

Źródło: tygodnik Nasza Polska.

[caption id="attachment_22149" align="aligncenter" width="800"]Nagrobek księdza Jerzego Popiełuszki na terenie kościoła św. Stanisława Kostki w Warszawie, fot. wikipedia.pl Nagrobek księdza Jerzego Popiełuszki na terenie kościoła św. Stanisława Kostki w Warszawie, fot. wikipedia.pl[/caption]

Artykuł W sprawę morderstwa ks. Jerzego Popiełuszki był uwikłany V Departament KGB. Oraz o związkach zabójstwa z aferą Żelazo [wywiad] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/sprawa-zabojstwa-ksiedza-jerzego-popieluszki-nie-zostala-do-dzis-wyjasniona-oraz-o-udziale-kgb-w-morderstwie-kaplana-i-zwiazkach-zabojstwa-z-afera-zelazowywiad/feed/ 1
Wałęsa Żydem? Były prezydent odpowiada https://niezlomni.com/lech-walesa-zydem-stanowcza-odpowiedz-bylego-prezydenta/ https://niezlomni.com/lech-walesa-zydem-stanowcza-odpowiedz-bylego-prezydenta/#comments Sat, 30 Apr 2016 10:29:49 +0000 http://niezlomni.com/?p=27129 Nigdy w mojej rodzinie nie było krwi żydowskiej, co przyjmuję z ubolewaniem, daję słowo, gdybym był kawalerem i młodszy, naprawiłbym ten błąd historyczny – napisał…

Artykuł Wałęsa Żydem? Były prezydent odpowiada pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/lech-walesa-zydem-stanowcza-odpowiedz-bylego-prezydenta/feed/ 2
Kraj Warty, czyli poligon narodowego socjalizmu. Zbrodnicze eksperymenty społeczne a Polacy, którzy nie zostali wypędzeni do Generalnego Gubernatorstwa https://niezlomni.com/kraj-warty-czyli-poligon-narodowego-socjalizmu-zbrodnicze-eksperymenty-spoleczne-a-polacy-ktorzy-nie-zostali-wypedzeni-do-generalnego-gubernatorstwa/ https://niezlomni.com/kraj-warty-czyli-poligon-narodowego-socjalizmu-zbrodnicze-eksperymenty-spoleczne-a-polacy-ktorzy-nie-zostali-wypedzeni-do-generalnego-gubernatorstwa/#respond Tue, 15 Jul 2014 10:09:15 +0000 http://niezlomni.com/?p=14384

Arthur Greiser nazwał Kraj Warty „poligonem narodowego socjalizmu”. To w Poznaniu, Gnieźnie, Inowrocławiu, Łodzi, Kaliszu i Włocławku w latach 1939–1945 przeprowadzano zbrodnicze eksperymenty społeczne. W ich cieniu próbowali żyć, a nawet walczyć Polacy, których nie wypędzono do Generalnego Gubernatorstwa.

„Poligon” to kolejna książka Leszka Adamczewskiego o Kraju Warty. Z dziejów tego utworzonego jesienią 1939 roku z ziem polskich okręgu Rzeszy autor wybrał kilkadziesiąt sensacyjnych historii: od tragicznej śmierci syna Greisera pod Międzychodem, przez tajemniczą katastrofę Halifaksa nad Nowymi Skalmierzycami i amerykańskie bombardowania Poznania, po ostatnią defiladę w Posen. Autor przedstawia też nieznaną historię oddziału partyzanckiego na Pałukach i nie pomija najbardziej tragicznych epizodów z dziejów Kraju Warty, w tym zagłady Żydów.

Poligon_72dpi

Leży przede mną 32-stronicowa broszura Albina Wietrzykowskiego Powrót Arthura Greisera, kupiona w 2012 roku za złotówkę w jednym z poznańskich antykwariatów. Z wielu względów to unikatowe wydawnictwo. Książeczka, która w 1946 roku błyskawicznie ukazała się nakładem Księgarni Wydawniczej Spółdzielni „Pomoc” w Poznaniu, miała poznaniakom uświadomić ogrom zbrodni człowieka zasiadającego na ławie oskarżonych w procesie przed Najwyższym Trybunałem Narodowym. Uświadomić, a nie przypomnieć, bo w Wielkopolsce o zbrodniach hitlerowskich nikt nie zapomniał.

By zaś pokazać, że autor książeczki jest osobą, która ma sporo do powiedzenia o zbrodniach oskarżonego, na jej stronie tytułowej zamieszczono reprodukcję urzędowego dokumentu. Sąd Apelacyjny w Poznaniu, Wydział Karny, w imieniu Najwyższego Trybunału Narodowego wzywa w nim obywatela Albina Wietrzykowskiego, zamieszkałego w Poznaniu przy ulicy Wyspiańskiego 10/8, do osobistego stawienia się w charakterze świadka 23 czerwca 1946 roku o godzinie 14:00 w Auli Uniwersyteckiej w Poznaniu w sprawie karnej przeciwko Arturowi (tak w oryginale) Greiserowi.

„Spełniły się nasze najgorętsze życzenia z lat tyranii hitlerowskiej w Wielkopolsce. Ten największy i najnikczemniejszy kat, który przez przeszło pięć lat pluł nam w twarz, deptał naszą godność narodową, gnębił, uciskał, wywoził, katował i mordował – ów przeklęty Greiser jest w naszych rękach”. Tak rozpoczyna się Powrót Arthura Greisera.

Młody Greiser – według Wietrzykowskiego – już w swej rodzinnej Środzie „przede wszystkim lubił się bić. Chętnie zaczepiał Polaków, ubliżał, wszczynał awantury i uciekał się do rękoczynów”. Gdy za „brudne machinacje” ojca całą rodzinę przesiedlono do Inowrocławia, „młody Greiser na tle nienawiści do Polaków wszczynał stałe awantury na terenie szkoły, stwarzając atmosferę otwartej walki narodowościowej. Do jakiego stopnia Greiser spotęgował wymienione awantury, świadczyć może fakt, iż rada pedagogiczna, składająca się z samych niemców, uznała za wskazane wreszcie wydalić niepohamowanego ucznia z gimnazjum. Ta wymowna decyzja pobudziła Greisera do zemsty, ale nad Polakami”. By uniknąć podejrzenia o błąd, dodam więc, że słowa „Niemcy” i „Niemiec” Wietrzykowski konsekwentnie pisał z małej litery.

Gwoli ścisłości trzeba dodać, że Polacy pamiętający mieszkającą w Środzie rodzinę Greiserów, tuż po drugiej wojnie światowej wystawiali jej dobrą opinię. „Polakom krzywdy nie robiła” – twierdziła Marianna Dolata, jednocześnie podkreślając, że w Urzędzie Namiestnika Rzeszy w Kraju Warty pracowali również Polacy, co jest faktem mało znanym, bo po wojnie celowo go przemilczano. Zajmowali oni podrzędne stanowiska urzędnicze lub obsługi technicznej. To byli – powtórzę – Polacy i nikt od nich nie wymagał podpisania volkslisty, czyli deklaracji przynależności do narodu niemieckiego. Jest niemożliwe, by świadek Albin Wietrzykowski o tych i innych sprawach nie wiedział.

Można dzisiaj – przy pełnym szacunku dla ofiar hitleryzmu – kpić z broszury Wietrzykowskiego, cytować co bardziej charakterystyczne dla jego stylu zdania; ale po co? Tak się wtedy pisało i Wietrzykowski nie był wcale wyjątkiem. Co więcej, gdyby ktoś w połowie 1946 roku napisał rzetelną biografię Arthura Greisera, na wzór wielokrotnie cytowanej na następnych stronach pracy Catherine Epstein Wzorcowy nazista z 2010 roku, prawdopodobnie zostałby powieszony razem z byłym namiestnikiem Rzeszy i gauleiterem Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników. Takie to były czasy i dlatego z tym większym szacunkiem należy odnosić się do Najwyższego Trybunału Narodowego – jego sędziów, prokuratorów i obrońców – którzy zapewnili Greiserowi mimo wszystko uczciwy proces.

Gdy po ogłoszeniu wyroku skazującego Arthura Greisera na karę śmierci w Auli Uniwersyteckiej zgaszono światła w ozdobnych żyrandolach i wyłączono dodatkowe reflektory, nad głową skazańca rozpoczął się polityczny taniec hien. Jego publiczna egzekucja na stokach poznańskiej Cytadeli nie miała bowiem nic wspólnego ze sprawiedliwością, co poniewczasie zrozumiał nawet ówczesny minister sprawiedliwości w Tymczasowym Rządzie Jedności Narodowej RP Henryk Świątkowski. „Pragnę podkreślić z całą stanowczością, iż jestem zdecydowanym przeciwnikiem publicznego wykonywania kary śmierci” – napisał Świątkowski w tygodniku „Przekrój” z 29 września 1946 roku. I w dalszej części swej publikacji minister dodał między innymi: „Publiczne obwieszczenie przez prokuratora o wykonaniu wyroku śmierci czyni całkowicie zadość wymogom odwetu prewencji ogólnej. Aby uzyskać zadośćuczynienie za potworną krzywdę, jaką wyrządził nam hitleryzm – nie musimy koniecznie przyglądać się przedśmiertnym drgawkom skazańca. Wystarczy, gdy na publicznej rozprawie sądowej możemy obserwować, jak butny pan życia i śmierci tysięcy […] przeistacza się w łachman ludzki, płaszczy się i żebrze o litość – aby tylko ocalić swe nędzne istnienie”.

Postać Arthura Greisera przewijać się będzie przez następne strony tej książki. I nic dziwnego, bo Greiser był rzeczywistym, a nie malowanym rządcą Kraju Warty. Interesował się praktycznie wszystkimi sprawami: od wielkiej polityki nazistowskiej, poprzez zwalczanie polskości i eksterminację Żydów, po losy poszczególnych dzieł sztuki, zrabowanych polskim właścicielom. W Poznaniu Greiser osiągnął szczyt swej kariery politycznej, chociaż przed wojną przez kilka lat był głową państwa i jednocześnie szefem rządu, bo te dwa urzędy łączył w sobie prezydent Senatu Wolnego Miasta Gdańska, ale tam pełnia władzy spoczywała w rękach gdańskiego gauleitera NSDAP Alberta Forstera. Także w Poznaniu nastąpił upadek Greisera. Wcale nie podczas procesu i egzekucji, jakby się wydawało, ale w chwili jego panicznej ucieczki ze stolicy swego „królestwa”. Ze szczytu stoczył się na samo dno, wielu swych ziomków zostawiając na pastwę losu.

Poligon nie jest jednak biografią Arthura Greisera. I nie jest monografią Kraju Warty. To zbiór mniej lub bardziej sensacyjnych reportaży z dziejów tej powstałej w październiku 1939 roku prowincji Rzeszy i dni poprzedzających jej utworzenie z części okupowanych przez Niemcy ziem polskich.

Krajowi Warty i jej namiestnikowi poświęciłem wydany na początku 2011 roku Zmierzch bogów w Posen, który spotkał się z życzliwym przyjęciem Czytelników i był nominowany do organizowanego przez Bibliotekę Raczyńskich konkursu na najlepszą książkę o Poznaniu w tymże 2011 roku. Poligon utrzymany jest w podobnej konwencji, a jeśli w pojedynczych przypadkach wracam do tematów poruszonych w pierwszej książce poświęconej „królestwu” Greisera, to tylko dlatego, że udało mi się dotrzeć do nowych materiałów, które uznałem za interesujące i warte przedstawienia Czytelnikom.

Był czwartek, 31 sierpnia 1939 roku. Jak się miało nazajutrz okazać, ostatni dzień pokoju w tej części Europy. Prezydent Senatu Wolnego Miasta Gdańska Arthur Greiser zapewne zastanawiał się, co się z nim stanie, gdy odezwą się działa przebywającego w Danzig z wizytą kurtuazyjną starego pancernika Schleswig-Holstein. Nie miał złudzeń, że z chwilą przygotowanej już likwidacji wolnego miasta i przyłączenia Gdańska do Rzeszy zostanie bezrobotnym. Skonfliktowany z nim Albert Forster postara się już, by nad Motławą nie miał czego szukać. Później opowiadał, że myślał wtedy o służbie wojskowej w Kriegsmarine.

Tymczasem w Poznaniu dobiegał końca kolejny upalny dzień kończącego się lata. Nad miasto nadciągały czarne burzowe chmury…

Artykuł Kraj Warty, czyli poligon narodowego socjalizmu. Zbrodnicze eksperymenty społeczne a Polacy, którzy nie zostali wypędzeni do Generalnego Gubernatorstwa pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/kraj-warty-czyli-poligon-narodowego-socjalizmu-zbrodnicze-eksperymenty-spoleczne-a-polacy-ktorzy-nie-zostali-wypedzeni-do-generalnego-gubernatorstwa/feed/ 0
Zabić niewygodnego księdza – o komunistycznej akcji trwającej od lat 80. do dzisiaj https://niezlomni.com/zabic-niewygodnego-ksiedza-o-komunistycznej-akcji-trwajacej-od-lat-80-do-dzisiaj/ https://niezlomni.com/zabic-niewygodnego-ksiedza-o-komunistycznej-akcji-trwajacej-od-lat-80-do-dzisiaj/#respond Sat, 19 Oct 2013 10:10:05 +0000 http://niezlomni.com/?p=344

Jerzy PopieluszkoNIEWYGODNA PRAWDA O ŚMIERCI KSIĘDZA

Sprawa zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki – kapelana podziemnej „Solidarności” – największego ruchu wolnościowego w powojennej Europie pozostaje nadal nie wyjaśniona. Pomimo upływu ponad 20 lat od tamtego jakże dramatycznego dla wszystkich Polaków wydarzenia, nadal nie znamy pełnej prawdy o kulisach tej zbrodni i jej głównych zegarmistrzach. Dwukrotne próby wyjaśnienia okoliczności tej zbrodni i ustalenia rzeczywistych sprawców morderstwa księdza przez prokuratora Andrzeja Witkowskiego niestety nie zakończyły się całkowitym sukcesem. Prokurator Witkowski dwukrotnie odsuwany był od tego śledztwa, zazwyczaj wtedy gdy udawało mu się zebrać nowy materiał dowodowy. Jednak pomimo niedokończenia śledztwa, A. Witkowskiemu udało ustalić wiele nowych faktów dotyczących przebiegu zdarzeń w wyniku których doszło do śmierci księdza.

[quote]Wszystkie ustalone przez Witkowskiego fakty w sposób fundamentalny podważają  całą dotychczasową wiedzę na temat śmierci ks. Jerzego.[/quote]

OBRAZ ZNIEKSZTAŁCONY PRZEZ PROPAGANDĘ KOMUNISTYCZNĄ

czeslaw-kiszczakZ zebranego przez prokuratora materiału wyłania się pierwszoplanowa rola w całej sprawie kierownictwa MSW i gen. Czesława Kiszczaka. Tym samym ustalone przez Witkowskiego fakty wskazują nieodparcie, że sprawę morderstwa ks. J. Popiełuszki należy wyjaśnić ponownie i w sposób całościowy. Śledztwo jest nadal prowadzone przez prokuratorów IPN, jednak nadal nie jesteśmy w stanie oficjalnie poznać prawdy na temat tej zbrodni. Przez wiele lat obraz tego zdarzenia kształtowany był przez komunistyczną propagandę, w rezultacie czego, nieprawdziwy obraz zdarzeń w wyniku których miał zginąć ksiądz Popiełuszko, został głęboko zakorzeniony w świadomości polskiego społeczeństwa jako obraz prawdziwy. Nic zresztą dziwnego, skoro za propagandowym obrazem tej zbrodni stały ustalenia przeprowadzonego przez aparat ścigania śledztwa i wyrok Sądu Wojewódzkiego w Toruniu wobec czterech zatrzymanych funkcjonariuszy Departamentu IV MSW. Opinia publiczna do końca istnienia PRL poprzez zaplanowane działania MSW, pozbawiona była możliwości zweryfikowania oficjalnej wersji na temat tego zdarzenia.  Tymczasem oficjalna wersja śmierci ks. J.Popiełuszki była wersją całkowicie skonstruowaną przez aparat władzy a ściślej, jego zbrojne ramię czyli Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.

Zacznijmy jednak od scenariusza zdarzeń, a w szczególności od motywów uprowadzenia i zamordowania księdza. Na scenie politycznej PRL ks. J. Popiełuszko pojawił się w latach 1981-1982 jako duszpasterz wyjątkowo aktywnie wspierający strajkujących robotników „Solidarności”. Swoim prostym  pasterskim słowem elektryzował tłumy, które przybywały na odprawiane przez niego msze za ojczyznę. Niebawem kościół św. Stanisława na Żoliborzu stał się prawdziwą „mekką” patriotyzmu.

SŁOWA MOCNIEJSZE OD CZOŁGÓW I PAŁEK

ksiadz-jerzyJednak na celowniku Służby Bezpieczeństwa ks. J. Popiełuszko znalazł się dopiero we wrześniu 1982 r., gdy Wydział IV Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych (SUSW) w Warszawie zaczął prowadzić sprawę o krypt. „POPIEL” w ramach której zaczęto operacyjnie rozpracowywać jego osobę. Jednak początkowe efekty prowadzenia sprawy były mizerne. SB-kom nie udawało się zdobyć „interesujących” informacji na temat działalności księdza. Było lato 1983 r., msze za ojczyznę – odprawiane w kościele na Żoliborzu stały się już na dobre kanonem manifestacji patriotycznych. Kazania księdza Popiełuszki coraz mocniej ukazywały obłudę i zakłamanie komunistycznego systemu.

Gdy w lipcu 1983 r. zrelacjonowano gen. W. Jaruzelskiemu jedno z kazań księdza, wygłoszone przez niego w trakcie mszy za ojczyznę, gen. W. Jaruzelski, zazwyczaj opanowany, wpadł w istną furię. Zrozumiał bowiem, że społeczeństwa nie można zdobyć za pomocą „dywizji” uzbrojonych w czołgi i karabiny, pałki i gaz łzawiący. Uświadomił sobie, że od takiego oręża znacznie bardziej skuteczne jest słowo, a taką właśnie bronią dysponuje ks. J. Popiełuszko. Z perspektywy gen. W. Jaruzelskiego należało zatem księdza albo zneutralizować, albo odsunąć od wpływu na „masy”. Gen. W. Jaruzelski natychmiast wezwał do siebie szefa MSW – gen. Cz. Kiszczaka i w trakcie ożywionej rozmowy na temat księdza oznajmił mu wprost:

[quote]Zrób  coś z nim, niech przestanie szczekać.[/quote]

jaruzelski-kiszczakJest to  udokumentowane w aktach sprawy  ”TRAWA” jakie znajdują się w IPN. Kiszczak potraktował te słowa jako służbowe polecenie przełożonego. Natychmiast po powrocie do MSW zwołał naradę z udziałem m.in. gen. Z. Płatka, gen. Ciastonia i innych wysokich funkcjonariuszy swojego ministerstwa. Poinformowany o małej efektywności dotychczasowych działań w prowadzonej wobec księdza sprawie POPIEL natychmiast polecił opracowanie planu  operacyjnego „dotarcia” do bezpośredniego otoczenia księdza i wypracowania dogodnej sytuacji operacyjnej do dalszych działań wobec ks. J. Popiełuszki. W trakcie wspomnianej narady zebrani uznali także, że istnieje konieczność podjęcia wobec księdza wspomagających działań dezintegracyjnych, licząc na jego ewentualne nerwowe załamanie.

Od tego momentu sprawa działań operacyjnych wobec ks. J.Popiełuszki jako priorytetowa dla resortu znalazła się pod bezpośrednim nadzorem szefa MSW  gen. Cz. Kiszczaka, który na bieżąco miał być informowany o wszystkich szczegółach. Taki cele  wyłaniają się ze szczegółowej  analizy dokumentów  archiwalnych w archiwach IPN, jakie zostały odnalezione przez zespół kierowany przez Prokuratora Witkowskiego.

Formalnie sprawę działań wobec księdza przejęła wówczas od SUSW w Warszawie grupa kpt. G. Piotrowskiego z Wydziału VI Departamentu IV MSW, odpowiadającego za dezinformację i dezintegrację w kościele.

ANIOŁ STRÓŻ KSIĘDZA

[caption id="attachment_349" align="alignleft" width="300"]Waldemar Chrostowski Waldemar Chrostowski[/caption]

Poza operacyjnymi działaniami nękającymi księdza jak np. podrzucenie mu nielegalnej literatury i amunicji do prywatnego mieszkania oraz wielu innymi tego typu akcjami, znacznie ważniejsze było ulokowanie informatora w bezpośrednim otoczeniu księdza. Gdy w lutym 1984r. funkcjonariuszom SB udało się zarejestrować jako „Desperata” w ewidencji operacyjnej osobistego kierowcę księdza Waldemara Chrostowskiego, sprawa zaczęła rokować jakiś postęp. W. Chrostowski mógł bowiem dać SB to czego od dawna oczekiwała, czyli „świeżych” informacji o działalności księdza, a przede wszystkim mógł pomóc w realizacji strategicznych planów jakim był werbunek księdza. Nikt bowiem nie przyjął w MSW prostego i nie wymagającego skomplikowanych działań planu zabicia księdza natychmiast.

Idea realnego zwerbowania ks. J. Popiełuszki jako informatora SB pojawiła się dopiero wiosną 1984 r. Gen. Cz. Kiszczak jako „spec” od pracy operacyjnej, wszak w przeszłości był szefem wywiadu wojskowego był przekonany, że zwerbowanie księdza, o ile zakończyłoby się sukcesem, zneutralizuje go, a być może dzięki werbunkowi uda się go skanalizować w kierunku wykorzystania jego osoby w rozgrywkach z opozycją w przyszłości. Latem 1984 r. w trakcie spotkań z przedstawicielami Episkopatu Polski gen. Cz. Kiszczak uznał, że inną koncepcją rozwiązania problemu ks. J. Popiełuszki, która mogła by zostać zaakceptowana zarówno przez stronę rządową jak i przez Episkopat było wysłanie księdza za granicę. I tutaj właśnie w naturalny sposób pojawiła się koncepcja wyjazdu księdza na studia do Rzymu.

GENERAŁ KISZCZAK NA TROPIE

Jednak gen. Cz. Kiszczak uznał, że optymalnym rozwiązaniem „operacyjnym” byłoby połączenie obu koncepcji dotyczących księdza w jedną koncepcję  bardzo perspektywiczną dla resortu. Taki obraz "filozofii"  działania resortu wyłania się zwłaszcza z dokumentacji powstałej w wyniku inwigilacji skazanych na procesie toruńskim SB-eków i ich rodzin.

Rodzi się w tym miejscu jedno zasadnicze pytanie. Co dla szefa MSW dawało zwerbowanie księdza?

Otóż wysłanie zwerbowanego uprzednio księdza do Rzymu dawało gen. Cz. Kiszczakowi bardzo wiele. Po pierwsze byłby to rzeczywiście ogromny sukces operacyjny – ważny polski duchowny – kapelan „Solidarności” w najważniejszym wówczas miejscu dla wszystkich wywiadów komunistycznego bloku – w samym centrum kościoła katolickiego. I nieważne byłyby jego rzeczywiste możliwości operacyjne w Rzymie i to, czy ks. J. Popiełuszko miałby rzeczywisty dostęp do Jana Pawła II lub do jego najbliższego otoczenia. Ważne było przede wszystkim to, że taki sukces operacyjny na pewno wzmacniałby pozycje polskich służb w komunistycznym bloku. Gen Cz. Kiszczak mógłby się pochwalić się nim przed towarzyszami radzieckim, co niewątpliwie umacniałoby również jego pozycję na Kremlu, na czym mu niezmiernie zależało. Pamiętać trzeba, że gen. Cz. Kiszczak rywalizował z nadzorującym aparat bezpieki z ramienia BP KC PZPR – gen. J. Milewskim, którego pozycja na Kremlu nadal wydawała się mocna. Werbunek ks. J. Popiełuszki przed jego wyjazdem do Rzymu był strategiczny także dlatego, że KGB pomimo podejmowania usilnych starań nie posiadało wartościowej agentury w Watykanie, a problem ten ujawnił się w szczególności, w trakcie roboczych rozmów strony radzieckiej z przedstawicielami polskiego MSW, jakie miały miejsce na przełomie 1982-1983. W archiwach IPN istnieje dokumentacja na ten temat.

PRYMAS GLEMP UZNAJE POMYSŁ GENERAŁA ZA SWÓJ

[caption id="attachment_350" align="alignleft" width="300"]prymas-glemp Prymas Glemp[/caption]

Te wszystkie aspekty były niesłychanie ważne dla szefa MSW w planowaniu wszystkich działań wobec osoby ks. J. Popiełuszki.  Niezależnie od działań SB zmierzających do wypracowania „pozycji werbunkowej” gen. Cz. Kiszczak postanowił sam zainspirować możliwość wysłania księdza do Rzymu. W jednej z rozmów z arcybiskupem warszawskim B. Dąbrowskim gen. Cz. Kiszczak „niezobowiązująco” wyszedł z pomysłem wysłania ks. Popiełuszki do Rzymu jako projektem najlepszego rozwiązania problemu księdza, sugerując, że taki ruch ze strony kościoła na pewno polepszyłby atmosferę wokół relacji rząd - episkopat. Kiszczak świadomie nie  naciskał w tej sprawie a przedstawił swój pomysł  jako jedną z możliwych dróg. Abp. B. Dąbrowski pomysł ten przedstawił prymasowi J. Glempowi, który nie zaakceptował go, ale i nie odrzucił. Jednak z biegiem czasu sam zaczął rozważać takie posunięcie. Efektem subtelnej „inspiracji” gen. Cz. Kiszczaka było to, że jesienią 1984 r. zarówno abp. Dąbrowski jak i prymas J. Glemp zaczęli skłaniać się ku decyzji o wysłaniu ks. J. Popiełuszki do Rzymu. Wyrażony przez ks. J. Popiełuszkę opór w przeprowadzonych z nim przez hierarchów rozmowach na ten temat, a przede wszystkim złożona przez księdza deklaracja pozostania ze swoją „owczarnią”, w relacjach kościelnych mogły być jedynie potwierdzeniem, ze rzeczywiście należy go wysłać za granicę. Polski kościół w relacjach z państwem zakładał raczej bierny opór niż otwarte demonstrowanie politycznego sprzeciwu wobec tego państwa. Stąd wielu „radykalnych” politycznie księży naraziło się swoim hierarchom, uważającym bierność wobec oporu za najlepszą formę przetrwania komunistycznej dyktatury.

Tak więc należy jeszcze raz podkreślić, że polskie MSW samo w sobie nie przyjęło planu zabicia księdza. W jego interesie było jedynie zwerbowanie księdza i wysłanie go do Rzymu. Oczywiście kierownictwo MSW zdawało sobie sprawę z tego, ze zwerbowanie ks. J.Popiełuszki może być niezwykle trudne. Wiedział to też sam gen. Cz. Kiszczak, stąd dopuszczał w planowanych działaniach werbunkowych sytuację, w której ksiądz zostanie doprowadzony do stanu „bliskości śmierci”, ale mimo wszystko zachowa życie. Fakt ten został potwierdzony w zeznaniach funkcjonariuszy byłego Departamentu IV,  gdy po raz  pierwszy podjęto śledztwo.

GŁOWA KSIĘDZA NA URODZINY KISZCZAKA

[caption id="attachment_351" align="alignleft" width="300"]Grzegorz Piotrowski Grzegorz Piotrowski[/caption]

Zbliżał się październik 1984 rok. Realizująca pierwszoplanowe zadania operacyjne grupa kpt. G. Piotrowskiego z Wydziału VI Departamentu IV MSW jest coraz bardziej zdeterminowana.

 

 

 

[quote]Wszystkie zrealizowane wobec księdza działania dezintegracyjne nie „zmiękczyły go”. Jego hart ducha i odwaga zadziwiły nawet esbeków. Nie potrafili zrozumieć źródła jego „nadprzyrodzonej” siły. [/quote]

Zbliżały się urodziny ministra Kiszczaka – 19 października.  Kpt G. Piotrowski wiedział doskonale, że sfinalizowanie werbunku księdza byłaby znakomitym prezentem urodzinowym dla szefa MSW - Cz.Kiszczaka. Przełożony kpt G. Piotrowskiego – gen. Z. Płatek w odnalezionym przez prokuratora Witkowskiego swoim kalendarzu służbowym zapisał wówczas: Nadchodzi 19, a oni chcą.

Był to język, który był  doskonale rozumiany przez  kierownictwo MSW - nikt już nie pytał o co chodzi, sprawa ks. J. Popiełuszki była priorytetowa.  Kpt. G. Piotrowski wybrał tą właśnie datę, on sam i jego ludzie poczuli, że nadchodzi dla nich  czas próby.

GRA W CHOWANEGO SŁUŻB: PIOTROWSKI ŚLEDZI POPIEŁUSZKĘ, A KISZCZAK PIOTROWSKIEGO

Nie zdawali sobie sprawy, że ich ulubiony minister nakazał już kilka tygodni temu inwigilowanie całego zespołu przez grupy operacyjne WSW.

Gen. Cz. Kiszczak już od dawna nie miał zaufania do kpt. G. Piotrowskiego, nie bez podstaw podejrzewając go o konsultowanie swojej „działalności” operacyjnej z KGB, zwłaszcza po jego spotkaniach z przedstawicielami KGB w Bułgarii i we Lwowie. Dla gen. Cz. Kiszczaka szczególnie podejrzane były kontakty z gen. Michajłowem, rezydentem KGB w Warszawie, odpowiedzialnym za sowieckie działania w Polsce. Kpt. G. Piotrowski co prawda wiedział od swojego kolegi Kościuka z Biura Techniki MSW, że jest śledzony, jednak nie bardzo chciał dać wiarę informacjom swojego kolegi, który niebawem właśnie za tą informację zakończy swoją karierę w polskiej bezpiece i zostanie skazany za ujawnienie tajemnicy państwowej.

KRĄG WOKÓŁ KSIĘDZA ZACIEŚNIA SIĘ...

Wreszcie nadszedł 19 października 1984. Grupa kpt. G. Piotrowskiego wiedziała kilka dni wcześniej, że ksiądz zamierza pojechać do Bydgoszczy, gdzie odprawi mszę w intencji ojczyzny w Kościele Braci Męczenników Polskich.

[caption id="attachment_352" align="alignleft" width="300"]Zenon Płatek Zenon Płatek[/caption]

W ostatniej chwili kierowcę księdza J. Popiełuszki Jacka Lipińskiego zamienił„Desperat”, który bardzo chciał jechać razem z księdzem. Od kilku miesięcy pomimo różnych „zgrzytów” pomiędzy nim a księdzem nie odstępował go na krok. Od momentu wyjazdu z Warszawy kpt. G. Piotrowski był informowany o miejscu znajdowania się księdza i na bieżąco kontaktował się z Dyrektorem Departamentu IV – gen. Zenonem Płatkiem, który z kolei na bieżąco informował ministra Kiszczaka o sytuacji.

Gdy wieczorem Ks. Jerzy odprawiał mszę,  kpt. G. Piotrowski z kompanami siedzieli w stojącym w pobliżu kościoła wysłużonym służbowym Fiacie 125p czekając na podróż powrotną księdza do Warszawy. Decyzja o podjęciu akcji wobec księdza została przekazana Piotrowskiemu przez gen. Z. Płatka, co zresztą potwierdził później Piotrowski. Kilkadziesiąt metrów od kościoła, w którym ks. Jerzy odprawiał swoją ostatnią mszę, znajdowały się samochody z ubranymi po cywilnemu żołnierzami WSW prowadzącymi inwigilację grupy kpt. G. Piotrowskiego. Fakt ten na początku lat 90 -tych potwierdził jeden z szefów WSI prokuratorowi A. Witkowskiemu udostępniając dzienniki prowadzonych przez WSW inwigilacji.

SB UDERZA W POPIEŁUSZKĘ, "DESPERAT" "CUDOWNIE" OCALONY

Gdy ks. Jerzy po zakończeniu mszy wsiadł do swojego Volkswagena Golfa, za kierownicą którego siedział „Desperat”, miał realną szansę uciec czyhającym na niego SB-kom. Tak się jednak nie stało. Na trasie do Warszawy Volkswagen księdza pomimo jego sprzeciwu zatrzymał się przed jadącym za nim Fiatem 125p. Poszturchiwania księdza i uderzenia pałką przez kpt. G. Piotrowskiego i jego kolegów doprowadziły do wepchnięcia księdza do bagażnika samochodu SB- eków. Tymczasem „Desperat” z założonymi kajdankami wsiadł do środka samochodu sprawców, lokując się obok kierowcy. Po drodze w trakcie jazdy udało mu się nie ponosząc żadnych obrażeń „wyskoczyć” z pędzącego samochodu, pomimo, że jak później zeznał, był szarpany za połę marynarki. Według ustaleń dokonanych prok. A. Witkowskiego kajdanki były spiłowane i umożliwiały wyzwolenie się z nich , zaś uszkodzona w trakcie skoku z samochodu poła marynarki jaki ustalili biegli, została odcięta ostrym narzędziem. Sam skok z samochodu po przeprowadzeniu wizji lokalnej przez prokuratora Witkowskiego okazał się niewykonalny przy prędkości wskazanej na procesie toruńskim przez „Desperata”. Kaskader biorący udział w wizji lokalnej złamał rękę i odniósł poważne potłuczenia.

ESBECY "ROZMIĘKCZAJĄ" KSIĘDZA

Tymczasem auto SB-eków z szamocącym się w bagażniku księdzem jechało dalej. Pierwszy postój zaplanowano w ruinach zamku, gdzie w trakcie śledztwa odnaleziono różaniec jakim posługiwał się ksiądz, jednak ten jakże ważny dowód ukryto w śledztwie. Tutaj rozpoczęło się „zmiękczanie” księdza za pomocą pałki przez głodnego operacyjnego „sukcesu” kpt. G. Piotrowskiego. Następny większy postój zaplanowano w jednym ze starych bunkrów wojskowych w rejonie Kazunia. Tutaj grupa G. Piotrowskiego kontynuowała swoje działania, jeszcze bardziej brutalnie. Nad ranem półprzytomnego księdza przejęła inna grupa operacyjna. Kpt. G. Piotrowski ze swoimi kompanami wracał do Warszawy wściekły z powodu „operacyjnego” niepowodzenia i pełen obaw co do dalszych losów przedsięwzięcia. Tymczasem ksiądz znalazł się w rękach drugiej grupy operacyjnej. Czy była to jakaś grupa z kontrwywiadu l wojskowego, czy była to inna grupa operacyjna MSW? Poszlaki uzyskane w śledztwie wskazują na „wojskowych”, którzy na prośbę gen. Cz. Kiszczaka śledzili wszelkie działania grupy kpt. Piotrowskiego i od momentu mszy w kościele pilotowali G. Piotrowskiego i jego kompanów.

DZIAŁANIA POZOROWANE WŁADZ ZE ŚLADEM KGB W TLE

Jak wyglądały losy księdza w dniach następnych i kto dalej się nim „zajmował”? Na pewno kontynuowano brutalny proces werbunku księdza nie stroniąc od bicia i szantażowania go śmiercią. Poszlaki śledcze wskazują także, że w dniach 20 – 25 października ksiądz mógł przebywać na terenie jednej z sowieckich jednostek w rejonie Kazunia, gdzie była m.in. ekspozytura KGB. W tym czasie kilkadziesiąt tysięcy ludzi resortu przeczesywało okoliczne tereny, mając do dyspozycji wszelkie środki, jakimi dysponowało wówczas MSW. Trwały akcje poszukiwawcze o krypt. „Przeszukanie” i „Sutanna”. Gęste kordony Milicji i ZOMO uniemożliwiały przedarcie się „przysłowiowej myszy”. Komunikaty radiowe i telewizyjne informowały o zaginięciu księdza i trwających poszukiwaniach, tak jakby władza całkowicie nie wiedziała, co się stało. W dniu 20 października organa ścigania szukały księdza i sprawców jego porwania, gdy tymczasem późniejsi skazani poruszali się w gmachu MSW przy ul. Rakowieckiej. Był to pierwszy element kłamstwa ze strony MSW i gen. Cz. Kiszczaka.

NIE TYLKO PIOTROWSKI I KOMPANI TORTUROWALI KSIĘDZA

Jak wyglądała styczność księdza z radzieckimi towarzyszami z KGB, tego nie wiemy i prawdopodobnie się już nie dowiemy. Odnalezione a następnie ujawnione ciało księdza jednoznacznie wskazywało, ze ks. Jerzy był fizycznie maltretowany znacznie dłużej, niż mógłby to robić kpt. G. Piotrowski ze swoimi kompanami. A więc zdecydowanie nie mógł tego robić kpt. Piotrowski i jego dwaj kompanii. Dotychczasowe ustalenia wskazują, że 25 października 1984 r. ks. jeszcze żył. W tym właśnie dniu u lekarza leczącego ks. Jerzego pojawiło dwóch osobników z MSW z zapytaniem, jakie leki brał ksiądz i jakie dawki, sugerując zarazem, że wszystko jest w porządku z księdzem. Przerażona pani doktor zaskoczona wieczorową porą udzieliła niezbędnych informacji tajemniczym osobnikom.

Kiedy więc ksiądz zakończył życie? Wiele poszlak wskazuje, że miało to miejsce w 25 października 1984 r.

trumna-z-ksiedzemWątpliwości mogą dotyczyć jedynie godziny zgonu. Prof. Andre Horve z jednego uniwersytetów paryskich sugeruje również datę po 25 października 1984 r. opierając swój pogląd na podstawie zdjęć z oględzin zwłok księdza, sprzedanych później francuskiemu „Paris Match”. Prof. A. Horve wskazuje jednocześnie na wiele innych obrażeń księdza, których nie podano w oficjalnych komunikatach z przeprowadzonych oględzin. Krótko mówiąc jego opinia kwestionuje ustalenia prof. Marii Byrdy, która prowadziła oględziny medyczne zwłok księdza. Prof. A. Horve swoje niezwykle cenne spostrzeżenia publikuje we francuskiej prasie.

JAK SŁUŻBY "ZNAJDUJĄ" I "GUBIĄ" CIAŁO KSIĘDZA

26 października ludzie gen. Kiszczaka lokalizują zwłoki w Wiśle po raz pierwszy.  Fakt ten  potwierdza zeznanie jednego z prokuratorów, któremu wydano polecenie wyjazdu i przeprowadzenia czynności na miejscu zdarzenia. W dniu 26  października zwłoki księdza zostają wydobyte z wody i poddane oględzinom przez medyka, czego nie ujawniono na procesie toruńskim, następnie z powrotem wrzucone do Wisły. Szef Biura Śledczego MSW – płk Z. Pudysz konsultuje sprawę publicznego ujawnienia zwłok księdza i dalszych szczegółów związanych z kierunkiem śledztwa. W dniu 30 października gen. Kiszczak przylatuje helikopterem na tamę we Włocławku wraz ze swoim orszakiem i buńczucznie oznajmia do zebranych ekip poszukiwawczych: Dziś musi się znaleźć.

Do akcji ruszają płetwonurkowie, którzy mają ujawnić i wydobyć zwłoki. Lokalizacja i wydobycie zwłok księdza w dniu 30 października 1984 r. są również scenariuszem skonstruowanym przez MSW nawet w detalach. Wystarczy wspomnieć, że inna ekipa nurków ujawniła zwłoki księdza w wodzie, a inna je wydobyła. Jeszcze przez wiele lat biorący udział w akcji płetwonurkowie będą poddawani naciskom ludzi gen. Cz. Kiszczaka. Nawet po 1989 r. wielu z nich będzie się bało złożyć zeznania przed prokuratorem prowadzącym śledztwo obawiając się o swoje życie. Wersję odnalezienia zwłok księdza uzupełnia fakt, że ani Piotrowski ani jego koledzy nie byli w stanie na procesie toruńskim precyzyjnie określić miejsca ich porzucenia.

SZUKANIE KOZŁA OFIARNEGO

[caption id="attachment_354" align="alignleft" width="220"]Adam Pietruszka Adam Pietruszka[/caption]

Równolegle do akcji poszukiwań księdza i przygotowań do ujawnienia jego zwłok w wąskim kierownictwie MSW prowadzone były intensywne rozmowy sztabowe z udziałem gen. Kiszczaka w sprawie „sprecyzowania” osób winnych śmierci księdza. Gen. Cz. Kiszczak miał świadomość tego, że w odbiorze społecznym to kierowane przez niego MSW faktycznie odpowiada za mord księdza i że ta sprawa może w konsekwencji doprowadzić do niepokojów społecznych i destabilizacji w kraju. Z perspektywy MSW należało zatem sprawę winy odpowiednio „ukierunkować”. Było to o tyle możliwe,że to MSW „produkowało” dowody zbrodni dla prokuratury i nieuchronnego procesu sprawców. Zatem MSW nie mogło oskarżać samego siebie. Zdecydowano się na ograniczenie winnych do jedynie grupy kpt. Piotrowskiego wzmacniając ją osobą wicedyrektora Departamentu IV MSW – płk Adama Pietruszki. Poświęcenie czterech funkcjonariuszy mogło w przekonaniu Kiszczaka uratować cały resort. Takie założenie, z jego punktu widzenia wydawało się najbardziej racjonalne.

Grzegorz Piotrowski, Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski nie mieli w zasadzie wyboru, jednak ich wiedza i potencjalna możliwość jej ujawnienia przed sądem była zagrożeniem dla MSW. Co by się bowiem stało, gdyby zeznali pod rygorem odpowiedzialności karnej, ze przekazali księdza innej ekipie i nic nie wiedzą o jego dalszych losach. Sam kpt. Piotrowski po zatrzymaniu go w MSW napisał 70-stronicowy elaborat szczegółowo opisujący bieg zdarzeń, wskazując w nim na wiele faktów kompromitujących gen. Kiszczaka. Jednak Kiszczak

[caption id="attachment_355" align="alignleft" width="205"]Leszek Pękala Leszek Pękala[/caption]

za obietnicę pomocy oskarżonym „gdy się sytuacja uspokoi” zażądał od nich by w trakcie procesu „nie brnęli w głąb”. Kpt. G.Piotrowski uwierzył w zapewnienie Kiszczaka  i zgodził się z sugestiami Kiszczaka  i jego śledczych. Pękala i Chmielewski przyjęli podobny  kierunek w śledztwie. Najtrudniejszym orzechem do zgryzienia był płk A.Pietruszka, który nie mógł pogodzić się ze statusem oskarżonego. Kiszczak w osobistej rozmowie z nim obiecał mu nawet szlify generalskie, o ile zgodzi się na status bycia oskarżonym. Zwrócił się do niego wówczas wprost: Generale Pietruszka trzeba się dać chwilowo zamknąć.

Pietruszka jednak nie mógł do końca pogodzić się z mianowaniem go wykonawcą zbrodni na księdzu i to on będzie wymagał po procesie największej „opieki” ze strony MSW.

OSKARŻONYCH JUŻ MAMY, PORA NA ZNALEZIENIE ODPOWIEDNIEGO SĘDZIEGO

Koncepcja czterech oskarżonych, działających poza wiedzą i wbrew interesom MSW zwyciężyła z czterema innym koncepcjami, jakie opracowały zespoły Biura Śledczego MSW.

Teraz należało przekuć spreparowany pod kątem przyjętej koncepcji materiał dowodowy w projekt aktu oskarżenia.

[caption id="attachment_356" align="alignleft" width="211"]Waldemar Chmielewski Waldemar Chmielewski[/caption]

W trakcie jednego posiedzeń Biura Politycznego KC PZPR gen. Kiszczak oznajmił wprost towarzyszom, że sprawa jest już na ukończeniu i że w chwili obecnej trwają prace nad „doszlifowaniem” aktu oskarżenia, tak aby jak to określił, „nie popełnić politycznego błędu”. Problemem było jedynie znalezienie odpowiedniego składu sędziowskiego, który podobnie jak akt oskarżenia nie poszerzałby sprawy „w głąb”. Jednak i tutaj Kiszczak był dobrej myśli. Zakładano, ze proces zakończy się przed końcem roku i sprawa zostanie odsunięta od MSW. Resort naciskał aby jak najszybciej skierować akt oskarżenia do sądu i jak najszybciej wyznaczyć termin pierwszej rozprawy . Kiszczak był tak pewien swojego scenariusza, że na kolejnym posiedzeniu BP KC PZPR odnosząc się do sprawy ks. J. Popiełuszki trywialnie oznajmił zebranym: Nie ma tu żadnych nowych rewelacyjnych danych.[...] Na razie sprawa kończy się na płk Pietruszce.

Rozpoczęty w grudniu 1984 r. proces G. Piotrowskiego, Pękali, Chmielewskiego i Pietruszki był transmitowany przez telewizję i szeroko nagłaśniany w reżimowej prasie. O ile udało się dość łatwo zneutralizować prokuraturę, serwując jej spreparowany w MSW szkielet aktu oskarżenia, o tyle trudniej było w sądzie. Jednak presja resortu na skład orzekający zrobiła swoje. Przewodniczącym składu orzekającego sędzią Arturem Kujawą zajął się osobiście sam szef Biura Śledczego MSW – płk Zbigniew Pudysz. Naciski wywierano także na sędziego Juranda Maciejewskiego, który swoją rolę na procesie ciężko odchoruje popadając po latach w alkoholizm. Ludzie Kiszczaka skrupulatnie zajęli się również rolą pełnomocników – oskarżycieli posiłkowych reprezentowanych przez znanych

[caption id="attachment_357" align="alignleft" width="290"]Edward Wende Edward Wende[/caption]

adwokatów Jana Olszewskiego, Edwarda Wendego, Krzysztofa Piesiewicza i Andrzeja Grabińskiego. Operacyjna kontrola wymienionych przez MSW w trakcie trwania procesu przyniosła wiele strategicznych informacji, pozwalających na przygotowanie „obrony resortu MSW” na sali sadowej.

ODDECH ULGI GENERAŁA

Gdy w lutym 1984 r. zapadł wreszcie wyrok Kiszczak odetchnął w poczuciu przejścia najgorszego etapu sprawy. Sąd Wojewódzki w Toruniu skazał sprawców na kary : G. Piotrowskiego na 25 lat, A. Pietruszkę na 25 lat Pękalę i Chmielewskiego na 12 lat pozbawienia wolności. Pozostawało jeszcze zatwierdzenie wyroku przez Sąd Najwyższy, ale tutaj obawy resortu były znacznie mniejsze.

Co zyskał generał Kiszczak doprowadzając do procesu toruńskiego? Zyskał bardzo wiele. Przede wszystkim doprowadził do procesu i ukarania sprawców. Oddalił podejrzenia od kierownictwa MSW a tym samym pokazał „praworządność” w komunistycznym państwie przynajmniej w pozorach. Sam publiczny proces mógł dla wielu niezaangażowanych politycznie Polaków być przykładem jawności w komunistycznym państwie o którą walczyli ludzie „Solidarności”. Koszta nie były wielkie, tylko 4 ludzi dla liczącego sto kilkadziesiąt tysięcy aparatu MSW. A przede wszystkim uniknięto na kanwie tego wydarzenia zamieszek i destabilizacji kraju.

KGB TRZYMA RĘKĘ NA PULSIE

Wątek rosyjski nie zakończył się wraz z uprowadzeniem i śmiercią  księdza. Przedstawiciel radzieckiej rezydentury w Warszawie od początku interesowali się postępami MSW w prowadzeniu śledztwa. O dziwo, towarzysze radzieccy interesowali się nawet wynikami prac Laboratorium Kryminalistycznego zabezpieczającego i badającego ślady związane z uprowadzeniem i zamordowaniem śledztwa. Po latach potwierdzi to ówczesny szef tego laboratorium. Ludzie gen. Michajłowa [z- ca szefa rezydentury KGB w Warszawie] uspokoili się dopiero gdy pewne było, ze krąg osób oskarżonych został zamknięty i dowiedzieli się , ze resort MSW zrobi wszystko, aby nie poszerzać sprawy.

Jednak Centrala KGB w Moskwie była wściekła. W dzień pogrzebu księdza w podwarszawskim Zalesiu, w jednym z obiektów należących do MSW zorganizowano wspólną naradę przedstawicieli kierownictwa SB i przedstawicieli radzieckiego KGB pod roboczym tytułem: „Sprawa ks. J. Popiełuszki i jej skutki”, w której polska strona przedstawiła różne aspekty operacyjne całej sprawy towarzyszom radzieckim. Towarzysze radzieccy podsumowali całą sprawę jako „spartoloną robotę”. Nie znamy jednak szczegółów wszystkich prowadzonych na ten temat rozmów na linii MSW – KGB. Pełną wiedzę na ten temat zawiera z pewnością archiwum KGB na Łubiance. Pewne jest jednak, ze w latach 80. istniała bardzo bliska współpraca pomiędzy Departamentem IV MSW a Zarządem V KGB, co potwierdzają dokumenty archiwalne znajdujące się w zasobie IPN. Wiemy również, że wspólne działania na tzw. Kierunku  kościelnym nie ograniczały się jedynie do realizacji sprawy o krypt., „TRIANGOLO” i użyczania polskiej agentury ulokowanej w kościele katolickim towarzyszom radzieckim. Przedstawiciele KGB wielokrotnie spotykali się w tej sprawie z polskimi kolegami z Departamentu IV poza granicami Polski. To dotyczyło między innymi szefa Departamentu IV MSW – gen. Z. Płatka jak i jego zastępcy płk. A. Pietruszki.

Dzisiaj wiemy na pewno, że dla rosyjskiego KGB na początku lat 80-tych sprawa pozyskania wartościowej agentury w Rzymie bądź agentury, która miałaby naturalny dostęp do Kurii Rzymskiej była jednym z priorytetowych kierunków. Jednak w tym wypadku radzieckie KGB musiało liczyć na wsparcie służb z bratnich krajówPolska bezpieka wydawała się służbą która miała największe możliwości w tym zakresie. I z tej właśnie przyczyny działania KGB w sprawie ks. J.Popiełuszki mają swoje racjonalne uzasadnienie.

ZACIERANIE ŚLADÓW

Wyrok Sądu Wojewódzkiego na czterech funkcjonariuszach nie był końcem działań SB w sprawie ks. J. Popiełuszki. Scenariusz zdarzeń jaki został zarysowany na procesie toruńskim należało utrwalić w oczach opinii publicznej. Sprawić, aby większość Polaków uwierzyła w samowolny „wybryk”, jak to określił Kiszczak „młodych  nieodpowiedzialnych ludzi”. To również zostało skrupulatnie przygotowane przez MSW. Jeszcze w okresie trwania śledztwa, w ramach MSW powołano specjalną grupę operacyjną SGO II na czele która m.in. kierował ppłk Edward Janczura, która m.in. podjęła działania zacierające ślady wcześniejszej działalności SB wobec osoby ks. J. Popiełuszki. Przede wszystkim należało „zabezpieczyć” wszelkie akta operacyjne dotyczące sprawy, jakie znajdowały się w Departamencie IV, które mogłyby kompromitować resort.

W ten sposób zabezpieczono akta dotyczące zarejestrowanego w sprawie „Popiel” „Desperata”, które w końcu grudnia 1989 r. zostały bezpowrotnie zniszczone z powodu jak to określono w urzędowym zapisie „braku jakiejkolwiek wartości operacyjnej”. Podobny los spotkał akta dotyczące samego ks. J. Popiełuszki – jego akta operacyjne i śledcze w MSW zostały wybrakowane. Zniszczono także meldunki operacyjne dotyczące ks. Jerzego, jakie opracowano w Wydziale VI Departamentu IV – całościowo odpowiadającym za działania dezintegracyjne i dezinformacyjne wobec kościoła.

Dokumentacja Sprawy Operacyjnego Rozpracowania "POPIEL” poddana została skrupulatnej analizie. Z liczących ponad 450 kart wybrakowano ponad 200 kart – zawierających doniesienia. W tak wybrakowanej postaci akta te ocalały zawieruchę resortową z lat 1989-1990, jednak nie ma ich w zasobie IPN, który prowadzi śledztwo i  nie podjęto nawet ich poszukiwań. Dokonano również zafałszowania wszelkiej ewidencji operacyjnej MSW w odniesieniu do wszystkich osób związanych ze sprawa ks. J. Popiełuszki.Wystarczy wspomnieć jedynie o kartach ewidencyjnych „Desperata”, które były wielokrotnie kreślone i zmieniano naniesione wcześniej zapisy, co sprzeczne było z obowiązującymi w MSW przepisami w zakresie prowadzenia ewidencji operacyjnej.

TAJEMNICZE ZGONY

Ginęli uczestnicy prowadzonego przez MSW śledztwa, którzy posiadali cenną wiedzę na temat „kuchni” tego śledztwa jak płk Stanisław Trafalski i mjr Wiesław Piątek. Czyszczono Departament IV gen. Z. Płatek wyczerpany nerwowo, podejrzewał nawet Kiszczaka o próbę otrucia go – nie ufał nawet własnej sekretarce.  Gdy w maju 1985 r. szefem Departamentu IV został ściągnięty z Katowic płk. Zygmunt Baranowski, niebawem został znaleziony martwy za biurkiem po, jak to określone zostało w dokumentach, rozległym zawale, a jego ciało nigdy nie zostało wydane rodzinie. Po latach okaże się, że płk. Z. Baranowski nigdy nie był leczony na schorzenia mogące spowodować natychmiastowy rozległy zawał. Na  szczęście  zachowały się jego akta osobowe.

UTRWALANIE "PRAWDZIWEJ PRAWDY"

Jednak zasadnicze działania w związku ze sprawą śmierci ks. J. Popiełuszki prowadzone były przez MSW w ramach trzech spraw operacyjnych „ROBOT”, „TERESA”, „TRAWA”.

Ich zasadniczym celem było jak określono to w jednym z dokumentów źródłowych „ochrona interesu resortu spraw wewnętrznych”, a interesem tym było oczywiście utrwalenie scenariusza toruńskiego i uniemożliwienie przedostania się do opinii publicznej jakichkolwiek informacji mogących rzucić światło prawdy na rzeczywista rolę resortu w działaniach, które doprowadziły do śmierci księdza. Formalnie prowadzenie tych spraw przejął Zarząd Ochrony Funkcjonariuszy MSW czyli nowo powstała wewnętrzna komórka w MSW mająca uprawnienia kontrolne wobec funkcjonariuszy i kierowana przez ściągniętego przez Kiszczaka ze służb wojskowych płk Sylwestra Gołębiewskiego – jednego z najbardziej jego zaufanych ludzi. Okres prowadzenia tych spraw to listopad 1984 -kwiecień 1990.

W realizację wspomnianych spraw zaangażowanych było kilka pionów MSW. Poza realizującym sprawy bezpośrednio Zarządem Ochrony Funkcjonariuszy działania prowadziły także Biuro Techniki, Biuro „W”, Biuro Obserwacji, Biuro Śledcze oraz wojewódzkie Urzędy Spraw Wewnętrznych w Łodzi, Rzeszowie, Wrocławiu. Minister MSW - gen. Cz. Kiszczak zalecił stosowanie w ramach spraw TERESA, TRAWA i ROBOT „wszelkich możliwych środków i metod operacyjnych”. Należy podkreślić, że już w samym założeniu kierownictwa MSW wspomniane sprawy rysowały się jako niezwykle kluczowe. Nigdy bowiem resort MSW, nawet wobec działaczy z kierownictwa podziemnej „Solidarności”, nie angażował w takim stopniu swojego potencjału. Ale nie tylko to świadczyło o randze tych spraw w resorcie MSW.

[quote]Wszystkie działania, jakie były prowadzone w ramach sprawach TERESA, TRAWA i ROBOT, osobiście nadzorował sam szef gen. Cz. Kiszczak osobiście dokonując adnotacji na dokumentach i sugerując dalsze kierunki działań operacyjnych.[/quote]

Po co MSW po prawomocnym procesie sprawców mordu ks. J. Popiełuszki prowadziło tak szerokie działania i to osobiście nadzorowane przez samego Ministra?

W języku MSW zasadniczym celem wspomnianych spraw była „operacyjna ochrona interesu resortu spraw wewnętrznych przed wrogimi działaniami skazanych w procesie i ich rodzin”. Przekładając to na język bardziej zrozumiały, chodziło o zagrożenia związane z możliwością nagłośnienia rzeczywistego przebiegu zdarzeń, które doprowadziły do śmierci księdza i dokonaną przez MSW Manipulacją śledztwem i procesem sądu w Toruniu.

Kiszczak miał świadomości tego, że wersja zdarzeń dotycząca uprowadzenia księdza, jego zabójstwa i sprawców tego zabójstwa, jaka została utrwalona w wyniku procesu toruńskiego jest fikcją i wcale nie jest pewne, czy uda się ten scenariusz utrzymać przed opinia publiczną.

WROGOWIE Z REAKCYJNEGO ZACHODU

Jeszcze większe obawy miał szef MSW wobec dziennikarzy zachodnich akredytowanych w Polsce, których opinie i doniesienia prasowe w zasadniczej mierze kształtowały obraz Polski na arenie międzynarodowej. Kiszczak wielokrotnie stawiał problem przekazania informacji przez skazanych bądź ich rodziny właśnie dziennikarzom zachodnim. Problem ściśle kontrolowanych mediów krajów był bowiem bez znaczenia, tutaj była możliwość bezpośredniej ingerencji, inaczej było zaś w przypadku źródeł informacji przedstawicieli zachodniej prasy.

Wróćmy jednak do kontroli operacyjnej skazanych w procesie toruńskim i ich rodzin, jakiej dokonano w ramach spraw TERESA TRAWA i ROBOT.

NAJSŁABSZE OGNIWO - PŁK PIETRUSZKA

Kluczowe działania podejmowane były wobec płk. A. Pietruszki i kpt. G. Piotrowskiego.

Kierownictwo MSW wiedziało, ze największe zagrożenie może wiązać się z postawą płk A. Pietruszki i jego rodziny, nie akceptujących roli jaka Kiszczak wyznaczył mu w śledztwie i na procesie toruńskim. Resort cały czas sprawował opiekę nad przebywającym w więzieniu na Rakowieckiej a następnie w ZK w Barczewie płk A. Pietruszką. Początkowo usiłowano wpłynąć na postawę płk A. Pietruszki poprzez jego żonę Różę Pietruszka oferując jej pomoc finansową MSW i syna – proponując mu kolei wyjazd do Szwajcarii. Propozycje te nie zostały przyjęte przez Pietruszków. Gdy ludzie Kiszczaka uzyskali poszlaki wskazujące, że rodzina płk. A. Pietruszki może być w posiadaniu ważnych kompromitujących resort dokumentów dotyczących sprawy ks. Jerzego, nie zawahano się nawet dokonać włamania i przetrząśnięcia mieszkania Pietruszków. Podsłuch, kontrola korespondencji, ograniczenie kontaktów

[caption id="attachment_358" align="alignleft" width="139"]Ewa Łętowska Ewa Łętowska[/caption]

z rodziną, wywieranie presji psychicznej na Pietruszkę i jego żonę, zwolnienie Jarosława Pietruszki z MSW to tylko niektóre elementy z bogatego wachlarza działań wobec Pietruszków. MSW chciało mieć wyprzedzające informacje odnośnie planowanych przez Pietruszków prób  nagłośnienia sprawy ks. J. Popiełuszki, rewizji wyroku toruńskiego i wznowienia procesu. W ten sposób Kiszczak wiedział o wysyłanych przez żonę pułkownika - Różę Pietruszka pismach do Prokuratury Generalnej, Rzecznika Praw Obywatelskich Ewy Łętowskiej czy próbach dotarcia w marcu 1989 r. do uczestników obrad „okrągłego stołu” i prof. Adama Strzembosza. MSW kontrolowało również kontakty R. Pietruszki z szefem powstałej we wrześniu 1989 r. Nadzwyczajnej Sejmowej Komisji do Zbadania Działalności MSW – posłem Janem Rokitą, chcąc wiedzieć, czy wspomniana komisja może zająć się sprawą rzeczywistej roli resortu w sprawie ks. J. Popiełuszki.

PIOTROWSKI PRZESTAJE UFAĆ OPIEKUNOM

O ile podejmowane przez MSW działania wobec płk A. Pietruszki cechuje destrukcja,, o tyle działania wobec skazanego kpt. G. Piotrowskiego są bardziej elastyczne, zmierzające do odpowiedniego ukształtowania zachowania Piotrowskiego i jego rodziny, zachowania określanego jako „zgodne z interesem resortu spraw wewnętrznych”. Początkowo skazany w Toruniu G. Piotrowski traktował swój pobyt w więzieniu jako tymczasowy, nadal głęboko wierząc w „opiekę” Resortu, z którym się nadal identyfikował. Nieprzypadkowy był również gryps Piotrowskiego do Pietruszki w więzieniu na Rakowieckiej „Jak długo zamierza Pan tu siedzieć”.

Problem kpt. Piotrowskiego zaczął się dopiero w następnych latach, gdy złożona wcześniej Piotrowskiemu przez Kiszczaka obietnica wyjścia z więzienia zaczęła się w przekonaniu Piotrowskiego oddalać.

W końcu 1988 r. w trakcie prowadzonej inwigilacji, MSW uzyskało informacje, że kpt. G. Piotrowski miał przygotować w więzieniu kilka dokumentów dotyczących sprawy ks. J. Popiełuszki i roli w sprawie kierownictwa MSW, które miał zdeponować u osób trzecich za pośrednictwem swojej żony – Janiny Pietrzak. MSW zdecydowało się wówczas na podjęcie z G. Piotrowskim specyficznego dialogu operacyjnego za pośrednictwem jego żony. Kiszczakowi chodziło o wysondowanie przede wszystkim tego, jak zamierza dalej zachowywać się G. Piotrowski, jak mógłby się zachowywać po ewentualnym wyjściu na wolność oraz jakiej ewentualnie pomocy spodziewa się od MSW. W takcie prowadzenia wspomnianego dialogu operacyjnego MSW z jednej strony usiłowało wpłynąć na jego w taki sposób, aby „nie wracać do spraw minionych”, z drugiej zaś strony w pełni kontrolowało jego plany i zamierzenia w zmieniającej się sytuacji politycznej.

Gen. Kiszczak liczył, że kształtując postawę Piotrowskiego wpłynie on również na postawę dwóch pozostałych skazanych czyli W. Chmielewskiego i L. Pękali, dla których Piotrowski nadal był autorytetem. Elastyczność tych działań była uzależniona od aktualnej sytuacji. Wystarczy wspomnieć, że MSW jednym razem oferowało pomoc w uzyskaniu paszportu dla żony Piotrowskiego, z drugiej zaś strony straszyło ją konsekwencjami ujawnienia tajemnicy państwowej przez nią lub jej męża w sytuacji, gdyby ujawnione zostały nowe informacje lub dokumenty odnośnie sprawy ks. J. Popiełuszki. Gama działań wobec płk Pietruszki i kpt. Piotrowskiego była szeroka.

Omówione działania MSW to tylko niektóre z nich. Resort MSW podejmował także działania wobec pozostałych skazanych w procesie toruńskim, czyli L. Pękali i W. Chmielewskiego, nad którymi roztoczono skrupulatnie „opiekę” nawet wówczas, gdy opuścili więzienie i trafili na wolność.

DŁUGIE MACKI MSW

[caption id="attachment_359" align="alignleft" width="257"]Andrzej Grabiński Andrzej Grabiński[/caption]

Kontrola MSW nie ograniczała się jedynie do skazanych w Toruniu funkcjonariuszy MSW i ich rodzin, ale objęła wszystkich którzy mieli bądź mogli mieć jakikolwiek związek ze sprawą ks. J. Popiełuszki. Krąg tych ludzi obejmował m.in. adwokatów – oskarżycieli posiłkowych na procesie czyli E. Wendego, J. Olszewskiego, A. Grabińskiego i K. Piesiewicza. Szczególną „opieką” otoczono mecenasa Grabińskiego, który już w trakcie procesu toruńskiego zapowiedział złożenie apelacji. Pewne poszlaki wskazują, że morderstwo tłumaczki literatury angielskiej Anny Grabińskiej w Warszawie na Saskiej Kempie, jakiego dokonali nieznani sprawcy, mogło mieć związek z działaniami resortu właśnie wobec mecenasa A. Garbińskiego i jego rodziny. Interesowano się również rodziną i bliskimi znajomymi księdza.

MSW WYNAGRADZA CHROSTOWSKIEGO

Z kierowcą księdza Waldemarem Chrostowskim zawarto w dniu 31 sierpnia 2007 r. [ugoda pomiędzy pomiędzy mecenasem E. Wende reprezentującym W. Chrostowskiego a Skarbem Państwa reprezentowanym przez MSW] ugodę, co nigdy nie było praktykowane w MSW. W świetle cytowanej ugody MSW wypłaciło W. Chrostowskiemu niebotyczną jak na owe czasy sumę 1 650 000 zł za straty materialne i w ramach jednorazowego odszkodowania, zamykając drogę do ewentualnych roszczeń w przyszłości, jak zostało to zaznaczone w tekście ugody. Kuriozalne jest to, że nawet gdyby MSW chciało naprawiać szkody, to w pierwszej kolejności tego typu ugodę powinno zawrzeć z rodziną ks. Jerzego pogrążoną na zawsze w bólu i cierpieniu po starcie ukochanego syna. Tymczasem propozycja rzekomego naprawienia szkód fizycznych i moralnych została wystosowana jedynie wobec kierowcy księdza.

Ocena takiego postępowania MSW może być tylko jedna, otóż zawarta pomiędzy Chrostowskim a MSW ugoda nie była ona forma zadośćuczynienia, ale nagrodą za milczenie w sprawie księdza. Zacieranie śladów przez ekipę gen. Kiszczaka trwało do ostatnich dni jego pobytu w MSW, czyli do lipca 1990 r.

PROKURATOR WITKOWSKI NIEWYGODNY POMIMO UPŁYWU LAT

[caption id="attachment_360" align="alignleft" width="300"]Andrzej Witkowski i Wojciech Sumliński Andrzej Witkowski i Wojciech Sumliński[/caption]

Gdy w 1990 r. prokurator Witkowski wraz z innymi prokuratorami podjął śledztwo dotyczące istnienia związku przestępczego w strukturach MSW, pojawiła się realna szansa na wyjaśnienie sprawy morderstwa księdza i roli w tym kierownictwa MSW. Jednak jego odsunięcie od sprawy zahamowało dalsze postępy w sprawie. Istniejący wówczas klimat polityczny i obowiązująca filozofia „grubej kreski” utopiły proceduralnie to śledztwo, podobnie jak wiele innych, w których przedmiotem były czyny przestępcze mające związek z działaniami resortu spraw wewnętrznych.

Gdy w 1999 zaczęto organizować IPN, ponownie pojawiły się szanse powrotu do sprawy ks. Jerzego. Jeszcze bardziej stało się to realne gdy w 2001 r. sprawę podjęli prokuratorzy Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni w Lubelskim Oddziale IPN. Wszystko wskazywało, że tym razem sprawa zostanie doprowadzona do końca, zwłaszcza, ze merytoryczny nadzór nad nim sprawował prokurator A. Witkowski. Jednak i tym razem, podobnie jak w 1991 r., gdy ustalono szereg niezwykle istotnych faktów i rozważane było przedstawienie zarzutów Gen. Cz. Kiszczakowi, A. Witkowski został odsunięty a sprawę przekazano prokuratorom IPN z Katowic a następnie prokuratorom IPN

WA080313BWA_001w Warszawie. Nic nie wskazuje, że i tym razem uda się sprawę śmierci księdza wyjaśnić do końca. Czy i tym razem prawda przegra, a śledztwo utonie w proceduralnych zaułkach?

Bez tej prawdy nie będziemy mogli jednak zrozumieć istoty komunistycznego systemu, jego brutalności, zakłamania i deptania godności człowieka, a więc tak naprawdę nie będziemy mogli poznać tragicznej historii Polski doby komunizmu. Wreszcie tylko poprzez prawdę możemy oddać hołd człowiekowi który swoje życie poświęcił głosząc ją i za nią ginąc.

Leszek Pietrzak ("Polska The Times", 19 października 2008 r.)

 

Artykuł Zabić niewygodnego księdza – o komunistycznej akcji trwającej od lat 80. do dzisiaj pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zabic-niewygodnego-ksiedza-o-komunistycznej-akcji-trwajacej-od-lat-80-do-dzisiaj/feed/ 0