WiN – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png WiN – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Sowiecka akcja dezinformacyjna na którą nabrali się najwięksi przeciwnicy komunizmu. Rosyjskie służby do dziś wykorzystują jej schemat. [WIDEO] https://niezlomni.com/sowiecka-akcja-dezinformacyjna-na-ktora-nabrali-sie-najwieksi-przeciwnicy-komunizmu-rosyjskie-sluzby-do-dzis-wykorzystuja-jej-schemat-wideo/ https://niezlomni.com/sowiecka-akcja-dezinformacyjna-na-ktora-nabrali-sie-najwieksi-przeciwnicy-komunizmu-rosyjskie-sluzby-do-dzis-wykorzystuja-jej-schemat-wideo/#respond Sat, 09 May 2020 06:45:22 +0000 https://niezlomni.com/?p=51061

Jak zapewnić nowopowstałemu bolszewickiemu państwu okres oddechu dla ustabilizowania sytuacji wewnętrznej? Jak uniknąć interwencji zbrojnej państw zachodnich oszukując „białą” emigrację i obce wywiady? Wystarczy rozgłaszać, że Związek Sowiecki upadnie z hukiem, bo na jego terenie działa rozbudowana konspiracja, która obali władzę czerwonych. Jak zwabić przy okazji liderów „białej” rosyjskiej opozycji do Rosji i jak przewerbować oficerów służb zachodnich penetrujących Bolszewię?

Pomysł tej – nie da się ukryć – błyskotliwej operacji wyszedł z gabinetu Feliksa Dzierżyńskiego. „Trust” to precyzyjnie przygotowana i brawurowo poprowadzona akcja dezinformacyjna – matka wszystkich późniejszych akcji sowieckich służb wywiadu. Czerwona bezpieka stworzyła fikcyjną organizację podziemną „przygotowującą przewrót” w Sowieckiej Rosji i restaurację dawnej władzy.

Smutną rolę w tej paneuropejskiej zagrywce odegrał polski wywiad, wywiedziony umiejętnie w pole.

­

Rosyjskie służby przejęły aktywa wywiadowcze swoich sowieckich poprzedniczek i udoskonaliły akcje dezinformacyjne montowane według schematu kombinacji Trust.

Postsowieckie służby wciąż wmawiają nam, że właściwie ich nie ma, że są bezsilne, że nie wpływają na wydarzenia w naszym kraju. A nasza podejrzliwość to tylko kompleksy i rusofobia. Przyszło nam zatem żyć w rozkwicie akcji Trust 2.0, choć nie chcemy tego przyjąć do wiadomości. Nie znamy rozmachu działań skierowanych przeciwko Polsce, ale możemy podejrzewać, że następcom Dzierżyńskiego z FSB nie brakuje fantazji i - znajomości charakteru Polaków.

Sprawdźmy jak wyglądał mechanizm działania pierwowzoru tych operacji.

Wyselekcjonowani agenci operacji „Trust” ruszyli na Zachód, szukając sprzymierzeńców. Przekonali rządy, służby państw zachodnich i media o słabości sowieckich sił, o nieuchronności upadku Związku Sowieckiego, a przy okazji przejęli wszystkie fundusze przeznaczone na wspomożenie „opozycji”. Państwa zachodnie w znacznym stopniu sfinansowały więc akcję wymierzoną przeciwko sobie.

Do wybuchu drugiej wojny światowej Sowieci przeprowadzili 40 operacji według metodyki Trustu. Po kapitulacji III Rzeszy, kolejne klony Trustu - zwane dwojnikami, zostały zrealizowane na Ukrainie - w ramach zwalczania UPA (akcja „Arsenał 1“), i w Polsce, gdzie ubecja stworzyła całą fikcyjną V komendę WiN (akcja „Cezary”).

Marek Świerczek, Największa klęska polskiego wywiadu. Sowiecka akcja dezinformacyjna „Trust” 1921-1927, Wyd. Fronda, Warszawa 2020. Książkę można zamówić na stronie wydawnictwa Fronda.

https://www.youtube.com/watch?v=otGhyc4YZW0&t=2s

O autorze:

Marek Świerczek (ur. 1970) – polski historyk, publicysta i pisarz. Współpracuje z miesięcznikiem Stosunki Międzynarodowe oraz Przeglądem Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zamieszczał swoje teksty w miesięczniku "Alfred Hitchcock poleca". Na rynku literackim objawił się w 2006 r. przy okazji konkursu na opowiadanie grozy miesięcznika "Nowa Fantastyka" w którym zajął II miejsce. Kilka miesięcy później opublikował powieść Bestia, łączącą powieść gotycką z narodową tradycją i historią powstania styczniowego. W 2013 r. wydał kolejną powieść Dybuk, gdzie wykorzystał historyczne klisze pogromu z 1946 r. Dwa lata później na rynku literackim pojawiła się jego kolejna książka, łącząca powieść szkatułkową, kryminał i horror, zatytułowana Skowyt. Książka Największa klęska polskiego wywiadu jest owocem zawodowych zainteresowań Marka Świerczka – historyka.

Fragment książki Największa klęska polskiego wywiadu:

Rola sowieckich służb specjalnych

Głównym narzędziem do osiągnięcia bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego Rosji Sowieckiej była oczywiście policja polityczna, która stała się wszechobecną strukturą biurokratyczną, obejmującą kontrolą całość życia publicznego Rosji Sowieckiej1. Szczególną rolę w tym zadaniu powierzono kontrwywiadowi, który od samego początku swego istnienia miał charakter ofensywny i nie uznawał granic państwowych, prowadząc gry kontrwywiadowcze w Europie i Azji2. Z tego też powodu wywiad sowiecki, który powstał relatywnie późno, bo dopiero w kwietniu 1920 roku, był od początku uplasowany w strukturach kontrwywiadu, dopiero z czasem przekształcając się w osobną jednostkę3.

W założeniach teoretycznych bolszewików w Rosji Sowieckiej miało nie być tajnej policji. Lenin nawet w swoim utopijnym credo wyłożonym w „Państwie i rewolucji” zakładał, że nie będzie nawet policji kryminalnej. Szybko jednak okazało się, że opór wobec reżimu bolszewickiego jest na tyle poważny, a wsparcie mas tak słabe, że niezbędne jest oparcie się na RKKA chroniącej „socjalistyczną republikę” od wrogów zewnętrznych oraz na „organach” walczących z wrogiem wewnętrznym.

20 grudnia 1917 roku na posiedzeniu Sownarkomu Feliks Dzierżyński zażądał utworzenia organów dla rewolucyjnego rozliczenia się z kontrrewolucję4. Tego samego dnia powołano CzeKa5. Pomimo początkowego braku w niej wyodrębnionych struktur odpowiedzialnych za wywiad i kontrwywiad, od samego początku swego istnienia prowadziła działalność na tych kierunkach6. W maju 1918 roku powstała sekcja kontrwywiadowcza Czeka, która w latach 1921-1922 została powiększona do rangi wydziału (Kontrrazwiedywatielnyj Otdiel – KRO).

CzeKa (przemianowana wkrótce na GPU i OGPU) – choć formalnie była tylko jedną z wielu historycznie ukształtowanych w Europie służb specjalnych – de facto była zjawiskiem historycznym bez analogii7. Wszystkie istniejące ówcześnie służby specjalne, nawet tak brutalne jak carska Ochrana, były instytucjami państwowymi działającymi w mniejszym lub większym stopniu w ramach obowiązującego porządku prawno-moralnego8, zaś CzeKa powstała na gruzach dawnych instytucji państwowych i nie respektowała ani dawnych praw, ani moralności, traktowanej jako burżuazyjny przeżytek.

Żadna służba specjalna działająca na terenie własnego kraju nie miała wcześniej tak szerokich pełnomocnictw i nie stosowała tak brutalnych metod. Ponadto, w CzeKa doszło do niezwykłego zjawiska polegającego na dokonaniu syntezy byłych struktur ochrony prawa z przedstawicielami przestępczego podziemia. W CzeKa/GPU pracowali bowiem ramię przy ramieniu byli urzędnicy carskiego MSW i zawodowi rewolucjoniści. Dzięki współpracy dwóch do tej pory zwalczających się grup, możliwym stała się praktyczna weryfikacja stosowanych do tej pory metod i stworzenia nowych, całkowicie rewolucjonizujących dotychczasowy modus operandi służb specjalnych. Zainicjowano proces, w czasie którego w skostniałe formy tajnej, carskiej policji politycznej wlano doświadczenie rewolucyjnych spiskowców oraz rewolucyjny ferment myśli, który ogarnął wtedy elity Rosji Sowieckiej9. Tego typu procesom zwykle towarzyszą rewolucyjne zmiany w działalności służb specjalnych10 i tak też było w CzeKa/GPU, która wypracowała narzędzia, sprawiające, że skuteczność jej działania była nieprawdopodobnie wysoka.

Pierwszym z nich był terroryzm. Sowieckie służby specjalne sięgały do metod niestosowanych zwykle w Europie wobec ludności własnej: do masowych egzekucji, brania zakładników z rodzin i tortur.

W przeciwieństwie do terroru jakobińskiego, większość egzekucji odbywała się w piwnicach, a nie na oczach tłumu, co wzmagało lęk społeczeństwa i generowało legendy na temat orgii okrucieństwa mających miejsce w lochach tajnej policji. Co więcej, terror nie miał charakteru jednostkowego, lecz odbywał się według kryteriów klasowych. Powodowało to niezdolność do stworzenia przez przeciwników nowej władzy strategii przetrwania w postaci udawania bierności lub wycofania się z życia publicznego. Można było przecież być aresztowanym bez powodu, na podstawie czyjegoś donosu lub po prostu wskutek bycia carskim żandarmem lub posiadaczem ziemskim. W tej sytuacji jedyną rozsądną strategią nie mogła być pasywna próba przeczekania, tylko aktywne współuczestnictwo, które – w sytuacji irracjonalnych kryteriów doboru ofiar – mogło dawać nadzieję przeżycia. W tej sytuacji nie mogło dziwić wykorzystywanie przez Czeka/GPU byłych wrogów do działań operacyjnych. Ludzie – złamani torturami, śmiertelnie przerażeni i świadomi tego, że ich rodziny padną ofiarą represji w razie niebezpieczeństwa – podejmowali współpracę, gdyż jedynie ona dawała szansę uratowania siebie i bliskich. Po czym, włączały się (opisane w dalszej części pracy) psychologiczne mechanizmy dysonansu poznawczego, które mogły prowadzić nawet do pełnej identyfikacji z oprawcami12. Jednak sam terror nie mógł zapewnić sukcesu13, gdyż łatwo jest przekroczyć granicę, gdy ludzie zaczynają wierzyć, że nie mają już nic do stracenia i kierują się jedynie nienawiścią i żądzą zemsty. Dlatego koniecznym uzupełnieniem terroru była ideologia komunistyczna, która po pierwszej wojnie światowej nabrała rangi quasi religijnej i była atrakcyjna nie tylko dla sporej części społeczeństwa sowieckiego, ale i dla szerokich kręgów w całej Europie14. Lewicowa inteligencja i spora część robotników widziała w Rosji Sowieckiej „Nowe Jeruzalem”15. Pomagało to z jednej strony oprawcom w uporaniu się z poczuciem winy i dawało im przekonanie o swojej misji, a z drugiej, stawiało przeciwników na słabych pozycjach obrońców skompromitowanego porządku społecznego, który po wiekach eksploatacji upośledzonych grup, doprowadził do hekatomby I wojny światowej.

Z tego punktu widzenia, łatwo było propagandzie bolszewickiej przedstawiać swoich ideologicznych przeciwników jako zdegenerowane jednostki, pragnące jedynie odzyskania swoich uprzywilejowanych pozycji społecznych, obojętnych na los społeczeństwa sowieckiego i całej ludzkości, którą rewolucja miała doprowadzić do komunizmu, kiedy to – zdaniem Lenina – nie miało już być wyzysku człowieka przez człowieka. Ideologia bolszewicka, wraz z jej tak zadziwiającymi przejawami, jak wolna miłość i rozbicie tradycyjnych więzów religii, rodziny, moralności i obyczaju, jawiła się jako nowa jakość, jako droga do nowego, wspaniałego świata. Było to niebywale atrakcyjne, zwłaszcza dla ludzi, których dotychczasowy światopogląd zdruzgotała wojna światowa. W tej sytuacji, terror był przedstawiany jako samoobrona młodej republiki przed siłami reakcji, a w naturze ludzkiej leży zgoda na użycie wszelkich dostępnych środków do samoobrony. Co więcej, oprawcy z Czeka/GPU nie tylko przedstawiali tak własne działania, ale – jak się wydaje – sami w to wierzyli16, co dawało im w zetknięciu z przeciwnikami politycznymi niebywałą przewagę argumentacji. (…)

Artykuł Sowiecka akcja dezinformacyjna na którą nabrali się najwięksi przeciwnicy komunizmu. Rosyjskie służby do dziś wykorzystują jej schemat. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/sowiecka-akcja-dezinformacyjna-na-ktora-nabrali-sie-najwieksi-przeciwnicy-komunizmu-rosyjskie-sluzby-do-dzis-wykorzystuja-jej-schemat-wideo/feed/ 0
Akcja „Wisła”. Kres krwawych walk z OUN-UPA czy komunistyczna zbrodnia? [WIDEO] https://niezlomni.com/akcja-wisla-kres-krwawych-walk-z-oun-upa-czy-komunistyczna-zbronia-wideo/ https://niezlomni.com/akcja-wisla-kres-krwawych-walk-z-oun-upa-czy-komunistyczna-zbronia-wideo/#respond Mon, 22 Jul 2019 10:31:45 +0000 https://niezlomni.com/?p=50781

− Na tle praktyki międzynarodowej stosowanej po I i II wojnie światowej sprawa przesiedlenia ludności ukraińskiej w ramach Operacji „Wisła” nie jest więc odosobniona – mówi Władysław Filar.

− Wymuszone różnymi okolicznościami masowe przesiedlenia ludności miały miejsce także w innych krajach Europy. Była to po prostu zaakceptowana i przyjęta praktyka, która nie budziła niczyich zastrzeżeń. Takie podejście wynikało przede wszystkim z surowej oceny tragicznych wydarzeń, a także doświadczeń wojennych z okresu II wojny światowej i po jej zakończeniu. Nawiązywało do istniejącej wówczas sytuacji politycznej, społecznej i gospodarczej. Dlatego też nie można, w odniesieniu do podjętej przez władze polskie decyzji o przesiedleniu, stosować normy i oceny dnia dzisiejszego. Profesor Krzysztof Skubiszewski w artykule Akcja „Wisła” i prawo międzynarodowe opublikowanym w „Tygodniku Powszechnym” odrzucił tezę, że przesiedlając Ukraińców, strona polska złamała dwie konwencje międzynarodowe o ochronie ludności cywilnej podczas konfliktów wojskowych, a mianowicie konwencję haską z 1907 r. i genewską z 1947 r. Konwencja haska bierze w obronę ludność cywilną w konfliktach między państwami lub między państwami i organizacjami powstańczymi, a UPA nie była w tym czasie przez nikogo uznawana za stronę wojującą ani za organizację powstańczą. Konwencję genewską Polska podpisała po 1949 r. i ratyfikowała w 1955 r., a więc już po Akcji „Wisła”. Zdanie profesora w tej kwestii jest ważne nie tylko dlatego, że był on wówczas ministrem spraw zagranicznych, ale też
uznanym autorytetem w zakresie prawa międzynarodowego, sędzią Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze, przewodniczącym Trybunału Rozjemczego Iran−USA, a także wykładał na uczelniach we Francji, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii. Napisał również wiele publikacji, w których zajmował się m.in. problematyką wysiedleń ludności. Jest autorem pracy Wysiedlenia Niemców po II wojnie światowej. Oczywiście oceniając całą sprawę, trzeba się zgodzić, że przesiedlenie ludności ukraińskiej było dla niej rozwiązaniem bolesnym, ale wymuszonym przez zbrodniczą działalność OUN-UPA, koniecznym dla zlikwidowania na południowo - wschodnich terenach Polski stanu niepokoju i wrzenia oraz przywrócenia normalizacji życia kraju po zniszczeniach wojennych. Rzecz jasna, można się zastanawiać, czy można było zgnieść ukraińskie podziemie bez wysiedlenia resztek ludności ukraińskiej. Moim zdaniem żadne inne rozwiązanie nie istniało. Dopóki ludność ta mieszkałaby w południowo– wschodniej Polsce, OUN-UPA działałaby, prowadząc w dalszym ciągu terrorystyczną działalność wymierzoną w struktury państwa polskiego i jego obywateli.

Jednoznacznie można to wnioskować z lektur wspomnień dowódców upowskich sotni, których ostatnio ukazało się bardzo dużo. Weźmy chociażby pod uwagę wspomnienia Stepana Stebelskiego „Chrina”, które są tym cenniejsze, że pisał on je w bunkrze na Ukrainie, a nie gdzieś na Zachodzie, gdzie miały służyć głównie propagandzie działalności ukraińskich nacjonalistów. Stebelski pisze w nich, że dzięki działalności OUN-UPA w południowo-wschodniej Polsce:
[…] świat dowiedział się, że naród ukraiński broni swoich zachodnich ziem, dążąc do niepodległego państwa, stawia czoło wszystkim okupantom jednocześnie. Przez dłuższy czas na terenach Zakerzonia autorytet polsko-bolszewickiej władzy był nadszarpnięty. I dopiero po porozumieniu trzech państw: ZSRR, czerwonej Polski i Czech − przy bezwarunkowym wysiedleniu ukraińskiej ludności Zakerzonia − nasze dalsze działania na jego terenach stały się politycznie niepotrzebne. W momencie wysiedlenia resztek ludności ukraińskiej nasze zadanie było zakończone". 

Takich wypowiedzi można cytować znacznie więcej. Wszyscy upowcy, którzy spisali swoje wspomnienia, zgodnie podkreślają, że wysiedlenie ludności ukraińskiej położyło kres działalności ich formacji na Zakerzoniu. Żadne inne rozwiązanie nie wchodziło w grę. Twierdzenia niektórych historyków, sugerujące, że można było rozbić ukraińskie podziemie bez wysiedlania ukraińskiej ludności, wynikają z politycznej poprawności, a nie z realnej oceny faktów. Odrzucić trzeba jako absurdalną tezę, że z ukraińskim podziemiem powinny rozprawić się władze bezpieczeństwa. Jak wcześniej mówiłem, UB wobec OUN-UPA był całkowicie bezradny. Nie potrafił rozpracowywać tego środowiska. Dysponował tylko ogólnym rozeznaniem na temat oddziałów UPA. Nie potrafił zdobyć żadnych konkretnych informacji dotyczących struktur, oddziałów czy osób. Nie przekazywał wojsku użytecznych informacji. Działał po omacku, uderzając w próżnię. Dopiero w trakcie samej Operacji „Wisła” zwiększył ilość informatorów w środowisku ukraińskim, werbując ich głównie spośród jeńców wziętych do niewoli i dezerterów. Wtedy jednak już los OUN-UPA stał się przesądzony. Informacje pozyskiwane od jeńców i dezerterów były przydatne w zasadzie
już w końcówce Operacji „Wisła” i po jej zakończeniu, do lokalizacji i niszczenia niewykrytych jeszcze bunkrów i schronów UPA. Najbardziej cennym współpracownikiem pozyskanym w OUN-UPA był, jak mówiłem, Jarosław Hamiwka − „Wyszyński”, „Meteor” i „UNRRA”. W sumie dobrowolnie do władz zgłosiło się tylko 35 członków cywilnej siatki OUN i UPA.

Był to więc bardzo nikły procent spośród tak dużej struktury. Nie można też zapominać, że ci „dobrowolcy” zaczęli się zgłaszać, kiedy zrozumieli, że z chwilą wysiedlenia ludności ukraińskiej gra stanie się skończona. Wcześniej UB nie był w stanie zdobyć informatora na żadnej ukraińskiej wsi czy wewnątrz UPA. OUN miał wyspecjalizowaną strukturę w postaci Bojówek Służby Bezpieczeństwa, które wykonywały zadania wywiadowcze i kontrwywiadowcze. Jednocześnie zajmowały się prowadzeniem śledztw, wykonywaniem wyroków i sprawowaniem funkcji policyjnych na danym terenie. Sprawowały też władzę sądowniczą wobec ludności zamieszkałej na podległym jej terytorium. BSB dzieliła się na rejony i nadrejony. W każdym Łuszczu, obejmującym kilka wsi, działali tajni informatorzy. Z kolei w każdej wsi był co najmniej jeden tajny współpracownik, a najczęściej dwóch lub trzech. Raz w miesiącu składali oni raporty rejonowemu referentowi SB. Ten analizował je, prowadził śledztwa, przesłuchania oraz wydawał wyroki. Jego organem wykonawczym była bojówka. Zatrzymywała ona podejrzanego i uprowadzała do lasu, jeżeli spodziewała się, że torturami wydobędzie z niego jakieś informacje. Po „przesłuchaniu” obwiniony bardzo rzadko był zwalniany i najczęściej od razu wykonywano na nim wyrok śmierci przez powieszenie albo mordowano go strzałem w tył głowy. Wyroki, choć nie zawsze, realizowano publicznie, by zastraszyć ludność. Bojówki Służby Bezpieczeństwa z równym okrucieństwem mordowały Polaków, jak i Ukraińców, zarówno mężczyzn, jak i kobiety, a nawet dzieci. Od lektury „sprawozdań z pracy” tej zbrodniczej formacji włosy się jeżą na głowie. W sprawozdaniu z pracy za okres od 10 października do 10 listopada 1945 r. Referaty SB Nadrejonu „Chołodnyj Jar” czytamy m.in.:

W okresie sprawozdawczym aresztowano i zatrzymano 83 osoby. Z tej liczby zlikwidowano 27 osób, protokolarnie przesłuchano 12 osób. Z liczby zatrzymanych zwolniono 56 osób, z czego 45 osób przed zwolnieniem ukarano kijami za prowadzenie agitacji przesiedleńczej, za zmianę metryk oraz niepodporządkowanie się władzom organizacyjnym. Prócz tego zlikwidowano również dwie podejrzane rodziny polskie z tego powodu, że gdy BSB weszła do ich domów, celem przesłuchania ich i aresztowania, wówczas na bojówkarzy posypały się strzały. Obydwie wspomniane rodziny w liczbie 15 osób zlikwidowano.

Do dokumentu tego dołączono listę zamordowanych. Wszystkich zgładzono, jak głosi napis na dokumencie na „Chwałę Ukrainie!”. Działalność BSB-OUN rażąco odbiegała od norm prawnych obowiązujących w cywilizowanym świecie. W Armii Krajowej była ona nie do pomyślenia. Także w poakowskim podziemiu niepodległościowym skazać kogoś na śmierć mógł tylko sąd, a wyrok musiał być zatwierdzony na wyższym szczeblu. Często skazany dostawał pisemne ostrzeżenie, że jeżeli się poprawi, to wyrok nie zostanie na nim wykonany. Nie do przyjęcia było, żeby o czyimś życiu czy śmierci decydował referent lub jego pomocnik, i to po poddaniu podejrzanego torturom! BSB-OUN terroryzowała nie tylko ludność cywilną, ale także oddziały UPA. W każdym z nich SB miała swojego rezydenta, który obserwował
postawy żołnierzy, ich lojalność, morale itp. Jeżeli któryś z upowców wydawał się podejrzany, to SB też brała go na tapetę. Po ewentualnym skazaniu delikwent był rozstrzeliwany przez bojówkę przed frontem sotni. Zdarzało się też, że wyrok wykonywano przez powieszenie na szubienicy. Gdy 2 lutego patrol strażnicy z XXXVI Batalionu WOP odkryli w rejonie wsi Braniów 7 zamaskowanych bunkrów, zobaczyli w ich pobliżu szubienicę. W jednym z bunkrów odkryli też areszt na kilka osób. Bunkry te należały do sotni „Burłaki” i „Łastowki”. W miarę zaostrzającej się sytuacji SB-OUN doskonaliła swoje metody. „Dalnycz”, krajowy referent Służby Bezpieczeństwa Zakerzonia, wydał 16 marca 1947 r. instrukcję dla referentów SB nadrejonów, którą zaopatrzył w klauzulę: „Nie podawać na piśmie do rejonów”. Dwa punkty z tej instrukcji głosiły:

Pkt. 8. W każdym nadrejonie zbudować 1–2 kryjówki wyłącznie do prowadzenia śledztwa. Śledztwo prowadzone na wolnym powietrzu nie daje pełnego rezultatu.

Pkt. 9. Ważnym jest, by przy aresztowaniu i przesłuchiwaniu agenta występować w polskim mundurze. W takich przypadkach trzeba dobrze władać językiem polskim, aby siebie nie zdekonspirować przed otoczeniem i badanym, jeśli chcemy osiągnąć odpowiedni wynik.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Polacy mają prawo wiedzieć, kto stał za ludobójstwem na Wołyniu! Marek Koprowski pokazuje twarze katów [WIDEO]

Podkreślić też trzeba, że OUN-UPA nie wymuszała lojalności na ludności ukraińskiej wyłącznie terrorem. Prowadziła wśród niej intensywną pracę propagandową. Agitatorzy regularnie organizowali na wsiach zebrania, na których mamili cywilną ludność, że III wojna światowa wybuchnie lada dzień, Amerykanie pobiją Sowietów i ich polskich sługusów oraz wyzwolą Ukrainę, musi więc ona jeszcze trochę wytrwać! Nie można też zapominać, że UPA była bardzo związana z miejscową ludnością.

Fragment książki Marka A. Koprowskiego, "AKCJA „WISŁA”. Kres krwawych walk z OUN-UPA", Wyd. Replika, Poznań 2019. Książkę można nabyć TUTAJ

 

Wszystkim pasjonatom historii polskich kresów, Marka A. Koprowskiego nie trzeba przedstawiać. Za serię książek pod wspólnym tytułem „Wołyń” otrzymał Nagrodę im. Oskara Haleckiego w kategorii „Najlepsza książka popularnonaukowa poświęcona historii Polski w XX wieku”. Jest też laureatem nagrody „Polcul – Jerzy Boniecki Foundation” za działalność na rzecz utrzymania kultury polskiej na Wschodzie. „Akcja Wisła”, „Kaci Wołynia” oraz „Wołyń. Krwawa Epopeja Polaków” to trzy ostanie książki Koprowskiego poświęcone tematyce kresowej.

II RP przez całe swoje istnienie nie potrafiła sobie poradzić z problemem ukraińskiego terroryzmu, którego kulminacją było zamordowanie w czerwcu 1934 roku ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego. W czasie II wojny światowej ukraińscy nacjonaliści sprzymierzyli się z III Rzeszą i brali czynny udział w mordowaniu polskiej ludności, kontynuując swoją zbrodniczą działalność zaraz po wojnie. Książka Marka A. Koprowskiego to ostatni akt krwawych zmagań polsko-ukraińskich.

W 1943 r. ukraińscy nacjonaliści rozpoczęli czystki etniczne na Wołyniu. Niniejsza książka dowodzi, że Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, podobnie jak ukraińscy komuniści, dążyła do opanowania części ziem, stanowiąc realne zagrożenie dla integralności Polski. W efekcie tuż po wojnie, na przełomie lat 1946-47, sytuacja w południowo-wschodniej Polsce daleka była od stabilizacji. Wsie ukraińskie w dalszym ciągu stanowiły zaplecze UPA. Najgorzej było w Bieszczadach i na Pogórzu Przemyskim. Działaniom OUN-UPA sprzyjał ponadto górzysty, silnie zalesiony teren, słabo rozwinięte sieci dróg, a w zasadzie ich brak, a także mała liczba ośrodków miejskich i garnizonów wojskowych.

UPA zbudowała tam sieć bunkrów, kryjówek, w których rozlokowano składy materiałowe oraz szpitale. Doraźne działania grupy operacyjnej wojsk WP i KBW nie przyniosły oczekiwanych skutków. By skończyć z OUN-UPA, postanowiono połączyć zmasowaną operację przeciwko oddziałom UPA z przesiedleniem ludności ukraińskiej na Ziemie Zachodnie i Północne. W tym celu powołano Grupę Operacyjną „Wisła”. Wokół jej działań, jak i samej akcji, narosło mnóstwo pytań i kontrowersji. Wciąż toczy się wiele polemik. Historycy ukraińscy dążą do wyizolowania operacji „Wisła” z całego procesu dziejowego lat czterdziestych i stosunków polsko-ukraińskich. Nazywają ją „zbrodnią komunistyczną”, „czystką etniczną”, a nawet ludobójstwem. Koncepcja akcji „Wisła” zbudowana została na bazie prawa przedwojennego, które zezwalało na wysiedlenie ze strefy przygranicznej każdego obywatela, którego władze uznały za „niepożądanego ze względu na bezpieczeństwo granic państwa”. Nie miała zatem nic wspólnego z komunizmem. Nie jest więc prawdą, że Polska złamała prawo międzynarodowe.

Akcja Wisła przeprowadzona w 1947 roku była szybką i humanitarną operacją antyterrorystyczną, która zakończyła banderowskie ludobójstwo, tym samym była operacją konieczną dla zapewnienia bezpieczeństwa ludności polskiej.

Artykuł Akcja „Wisła”. Kres krwawych walk z OUN-UPA czy komunistyczna zbrodnia? [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/akcja-wisla-kres-krwawych-walk-z-oun-upa-czy-komunistyczna-zbronia-wideo/feed/ 0
Zapraszamy na spotkanie pt. „Żołnierze Wyklęci dzisiaj”. Otwock, 13 marca 2019 r. https://niezlomni.com/zapraszamy-na-spotkanie-pt-zolnierze-wykleci-dzisiaj-otwock-13-marca-2019-r/ https://niezlomni.com/zapraszamy-na-spotkanie-pt-zolnierze-wykleci-dzisiaj-otwock-13-marca-2019-r/#respond Wed, 06 Mar 2019 21:28:10 +0000 https://niezlomni.com/?p=50724

Zapraszamy na spotkanie pt. "Żołnierze Wyklęci dzisiaj" do Otwocka. W spotkaniu wezmą udział prelegenci – uznani eksperci: dr Lech Kowalski – historyk oraz mjr Zygmunt Boczkowski – AK, WiN.

Spotkanie odbędzie się 13 marca 2019 r., o godz. 18.15 w siedzibie Powiatowego Młodzieżowego Domu Kultury w Otwocku, ul. Poniatowskiego 10.

Organizator: Społeczny Komitet Upamiętnienia Żołnierzy Wyklętych w Otwocku.
Patron Medialny: Linia Otwocka, Niezłomni
Patronat Honorowy: Starosta Powiatu Otwockiego, Prezydent Miasta Otwocka

Artykuł Zapraszamy na spotkanie pt. „Żołnierze Wyklęci dzisiaj”. Otwock, 13 marca 2019 r. pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zapraszamy-na-spotkanie-pt-zolnierze-wykleci-dzisiaj-otwock-13-marca-2019-r/feed/ 0
Nieznane karty polskiej historii. Jak siatki wywiadowcze Żołnierzy Wyklętych i PSZ na Zachodzie wspierały aliantów. [WIDEO] https://niezlomni.com/nieznane-karty-polskiej-historii-siatki-wywiadowcze-zolnierzy-wykletych-psz-zachodzie-wspieraly-aliantow-wideo/ https://niezlomni.com/nieznane-karty-polskiej-historii-siatki-wywiadowcze-zolnierzy-wykletych-psz-zachodzie-wspieraly-aliantow-wideo/#respond Sun, 18 Feb 2018 18:32:56 +0000 https://niezlomni.com/?p=47354

To swoista terra incognita wysiłku wywiadowczego i kontrwywiadowczego przetrzebionych w czasie II wojny światowej elit polskich na tajnym froncie zmagań z okupantem sowieckim.

Prezentowany w niniejszym tomie zbiór tekstów o powojennych siatkach wywiadowczych AK-WiN. Mówi też o ekspozyturach obsługiwanych przez oficerów wywiadu i kontrwywiadu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie (istniejących nadal po ich demobilizacji) w okupowanym przez komunistów kraju, a także rozrzuconych na kontynencie europejskim i na Bliskim Wschodzie w czasach zimnej wojny jest dla czytelnika bez wątpienia wejściem na swego rodzaju ziemię nieznaną.

 

Dotyka bowiem sfery zwyczajowo tajemniczej i pełnej niedomówień, co na badaczach z kolei wymusza niekiedy formułowanie wielu karkołomnych hipotez. To swoista terra incognita wysiłku wywiadowczego i kontrwywiadowczego przetrzebionych w czasie II wojny światowej elit polskich na tajnym froncie zmagań z okupantem sowieckim.

 

Publikacja w ramach centralnego projektu badawczego IPN „Aparat bezpieczeństwa w walce z podziemiem politycznym i zbrojnym 1944–1956”.

 

W sieci. Powojenne polskie siatki wywiadowcze (AK-NIE-DSZ-WiN, PSZ) w latach 1944–1955, red. Mariusz Bechta, Warszawa 2016. Książkę można nabyć TUTAJ

 

 

 

Artykuł Nieznane karty polskiej historii. Jak siatki wywiadowcze Żołnierzy Wyklętych i PSZ na Zachodzie wspierały aliantów. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/nieznane-karty-polskiej-historii-siatki-wywiadowcze-zolnierzy-wykletych-psz-zachodzie-wspieraly-aliantow-wideo/feed/ 0
Dziewiąta i niestety ostatnia część komiksowej odysei. Antek Srebrny ma przekazać ONZ memoriał o sowieckich zbrodniach w Polsce [ZDJĘCIA, WIDEO] https://niezlomni.com/dziewiata-niestety-ostatnia-czesc-komiksowej-odysei-antek-srebrny-przekazac-onz-memorial-o-sowieckich-zbrodniach-polsce-zdjecia-wideo/ https://niezlomni.com/dziewiata-niestety-ostatnia-czesc-komiksowej-odysei-antek-srebrny-przekazac-onz-memorial-o-sowieckich-zbrodniach-polsce-zdjecia-wideo/#respond Mon, 12 Feb 2018 20:10:11 +0000 https://niezlomni.com/?p=45997

Dziewiąta część „Wojennej odysei Antka Srebrnego 1939‒1946” opisuje ostatni fragment przygód głównego bohatera i jego przyjaciela Romana. Po wyrwaniu się z zasadzki NKWD w Gdańsku nawiązują kontakt z działaczami Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”.

Z rozkazu ppłk. „Lotnego” biorą udział w niebezpiecznej misji ukrycia organizacyjnego archiwum, a następnie w przerzucie do ONZ memoriału opisującego zbrodnie sowieckie na terenie Polski. Wciąż ścigają się z czasem i tropiącym ich bez wytchnienia Timurem.

- Trochę szkoda, że kończymy serię. Ale mam też przekonanie , że jest to dobry moment na jej zamknięcie, z wielu względów - poczynając od fabuły, kończąc na typowo autorskich sprawach. Ogromny plus jest taki, że nie do końca żegnamy się z bohaterami tej opowieści i już pracujemy nad nowym komiksem, w którym pojawią się znajomi bohaterowie. Są plany na serie opowiadające o postaciach, które w "Antku" nie grały głównych ról - w takiej sytuacji dużo łatwiej zamknąć ten etap - podsumował projekt, jeden z jego twórców Hubert Ronek.

 

Michał Konarski, Hubert Ronek, Wojenna odyseja Antka Srebrnego 1939–1946. Zeszyt 9. W matni 1946 r., Warszawa 2017. Komiks i inne wydawnictwa IPN można nabyć TUTAJ

 

Artykuł Dziewiąta i niestety ostatnia część komiksowej odysei. Antek Srebrny ma przekazać ONZ memoriał o sowieckich zbrodniach w Polsce [ZDJĘCIA, WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/dziewiata-niestety-ostatnia-czesc-komiksowej-odysei-antek-srebrny-przekazac-onz-memorial-o-sowieckich-zbrodniach-polsce-zdjecia-wideo/feed/ 0
Żołnierz WiN: „Terror panował ogromny. Władze więzienne robiły wszystko, żeby jak najwięcej więźniów, których ułaskawiono, zmarło z wycieńczenia” [WIDEO] https://niezlomni.com/zolnierz-win-terror-panowal-ogromny-wladze-wiezienne-robily-wszystko-zeby-jak-najwiecej-wiezniow-ktorych-ulaskawiono-zmarlo-z-wycienczenia-wideo/ https://niezlomni.com/zolnierz-win-terror-panowal-ogromny-wladze-wiezienne-robily-wszystko-zeby-jak-najwiecej-wiezniow-ktorych-ulaskawiono-zmarlo-z-wycienczenia-wideo/#respond Thu, 08 Jun 2017 06:43:24 +0000 http://niezlomni.com/?p=39691

- Miałem pomóc UB w aresztowaniu Józka Franczaka - wspomina żołnierz WiN Wacław Szacoń.

Bardzo ciężki był dla nas początek 1949 r. 22 i 23 stycznia milicja oraz KBW przeprowadziły operację przeciwko patrolowi „Lalusia”. W trakcie tej akcji zginął Jerzy Marciniak „Sęk”. Ja przeszedłem do patrolu „Strzały”. „Laluś” od tego momentu ukrywał się samotnie.
Władze doskonaliły się w walce z podziemiem. Po terenie zaczęły krążyć niewielkie patrole UB udające partyzantów. Zachodziły one do wsi podejrzewanych o sprzyjanie partyzantom i prosiły o pomoc, usiłując zdekonspirować nasze meliny, składy broni.... Postanowiłem naszą ukrytą w Wilczopolu koło Lublina broń przenieść do lasów bliżej swego rodzinnego domu. Pewien znajomy zgodził się przewieźć swoim wozem arsenał ukryty pod workami z owsem. Było tego ze czterysta kilogramów; erkaem, dużo amunicji, angielskie granaty, a nawet radiostacja. Całość zawinięto w brytyjskie celty, była to bowiem broń zrzutowa. Ukryłem ją w leśnym zagłębieniu, w gęstym sosnowym zagajniku, pięćdziesiąt metrów od skrzyżowania leśnych dróg. Wracałem zmęczony ze stenem pod pachą i łopatą w ręku, gdy nagle natknąłem się na patrol złożony z ubowca i straży leśnej. Na domiar złego z mojego stena wypadł magazynek i nie mogłem podjąć walki. Aresztowano mnie i zawieziono do siedziby Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Lublinie przy ulicy Chopina 17. Trzymano mnie tam pięć dni.

Następnie zostałem przewieziony do więzienia na Zamku Lubelskim. W śledztwie, jak każdego schwytanego bandytę, brutalnie mnie bito. Związano mnie w kij, bito po nogach i karku, do nosa lano wodę… Najgorsze było bicie po jądrach. W wyniku tego ostatniego po wyjściu z więzienia musiałem mieć operację chłoniaka. Śledztwo, na szczęście, było krótkie. Dzięki wcześniejszym zeznaniom aresztowanych członków podziemia UB sporo wiedziało i uznało, że nie ma co ze mnie wybijać następnych zeznań, bo to, co mają, i tak wystarczy, żeby mnie skazać. Ja też uznałem, że nie mam co zatajać tego, co UB i tak już wie. Przyznałem się. Zataiłem jednak wszystko, czego UB nie wiedziało. Nie powiedziałem, co robiłem w czasie okupacji ani dwa lata po wojnie. Sądzono mnie za działalność od 1947 r.

[caption id="attachment_35928" align="alignleft" width="480"] 1 marca, NSZ, wyklęci[/caption]

Śledczy podejrzewali, że ich oszukuję, ale żadnych dowodów nie mieli. Mój proces w trybie doraźnym przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Lublinie odbył się w listopadzie 1949 r. Zdaniem sądu byłem: „jednostką wybitnie aspołeczną, wrogo ustosunkowaną do obecnego ustroju” i jako jednostka powinienem „zostać wyeliminowany raz na zawsze ze społeczeństwa”. Oskarżono mnie, że od 11 lipca 1947 r. do 26 kwietnia 1949 r. brałem udział w walkach w bandzie „Uskoka”, będąc członkiem patrolu pod dowództwem „Strzały”, posługując się pseudonimem „Czarny”. Oskarżono mnie również o to, że posiadałem bez zezwolenia automat pepeszę, pistolet vis, automat sten, pistolet steyr oraz cztery granaty. Prokurator zarzucił mi także udział w szeregu akcji, między innymi w napadzie na spółdzielnię w Nowej Soli w styczniu 1948 r., napadzie na salę biletową i ambulans pocztowy na stacji Grudek we wrześniu 1948 r. i napadzie na stację kolejową w Dominowie. To oczywiście wystarczyło, żeby mnie skazać na karę śmierci. Wyrok 26 listopada wydała trójka orzekająca: porucznik Bolesław Kardasz, a także ławnicy: st. strzelec Jan Jankowski i strzelec Lech Wasik. Właściwie psychicznie byłem przygotowany na taki werdykt.

Jakoś za bardzo nie przejmowałem się tym, że skazano mnie na śmierć. Mam taką naturę, że nastawiam się zawsze na najgorsze, spodziewałem się tego. Po jakimś czasie miałem widzenie z siostrami, które płakały, sądząc, że widzą mnie po raz ostatni. Powiedziałem im, żeby przestały, bo przecież nikt nie będzie żył wiecznie, a ja ginę za wiarę i Ojczyznę, a nie jako sowiecki pachołek. Wyroki wydane w trybie nadzwyczajnym wykonywano z reguły w dwadzieścia jeden dni po ich wydaniu. 17 grudnia 1949 r. ówczesny prezydent Bolesław Bierut ułaskawił mnie, zamieniając mi karę śmierci na dożywotnie więzienie. Mój adwokat, nie pytając mnie nawet o zdanie, napisał podanie z prośbą o łaskę do Bieruta, i ten się przychylił.

[caption id="attachment_467" align="alignleft" width="567"] Józef Franczak "Lalek"[/caption]

Z Lublina przewieziono mnie do więzienia w Rawiczu. Spędziłem w nim cztery lata. Na kwarantannie siedziałem ze słynnym pilotem Stanisławem Skalskim. W Rawiczu panowały bardzo ciężkie warunki. O, to zdecydowanie było najgorsze ze wszystkich więzień komunistycznych. Oddział przeznaczony dla więźniów politycznych nie był zimą ogrzewany. Woda w celach zamarzała. Często trafiałem do karceru, bo byłem hardym więźniem; siedziało się tam nago, w absolutnych ciemnościach, w wodzie i fekaliach. Podpaść można było bardzo łatwo. Władze więzienne robiły wszystko, żeby jak najwięcej więźniów, których ułaskawiono, zmarło z wycieńczenia. Bywało, że w tygodniu umierało dwóch, trzech… Zdarzały się takie okresy, że codziennie umierał jakiś więzień. Jeżeli rano usłyszeliśmy stukot kopyt na wybrukowanym dziedzińcu, znaczyło to, że wywożą kogoś w skrzyni na cmentarz.

Cele były zatłoczone. Pamiętam, że w długiej na 380 cm, szerokiej na 240 cm i 260 cm wysokiej siedziało szesnastu więźniów. W celi o połowę mniejszej przebywało zazwyczaj od siedmiu do dziesięciu. Jak się człowiek w takiej celi położył, to mógł przewrócić się tylko na komendę. Spało się na siennikach, w których było tylko trochę pyłu. Pomieszczenia były zapluskwione i pełne wszelkiego robactwa.

Terror panował olbrzymi. Z jedzenia do spożycia nadawał się tylko chleb, taki, jaki dostawało wojsko. Rano do chleba dodawano czarną kawę. Na obiad otrzymywaliśmy zupę, która poza nazwą nie miała z zupą nic wspólnego. Jak dali niby grochówkę, to w każdej misce było około dwudziestu wołków zbożowych i łupinki z grochu. Dostawaliśmy też zupę z suszonej kapusty i marchwi. Niektórzy się załamywali, popełniali samobójstwa, wieszali się… Wytrzymywali przede wszystkim ci, którzy mieli mocną psychikę. Ci stawali się nawet twardsi! Odsuwali wołki na brzeg miski i jedli tę lurę.

Jeśli chodzi o personel więzienny, czyli oddziałowych, z którymi najczęściej mieliśmy do czynienia, muszę stwierdzić, że nie można wszystkich wrzucać do jednego worka.

Owszem, zdarzali się zwyrodnialcy, ale byli też i ludzie. Pamiętam takiego Majchra, przedwojennego komunistę, który walczył w Hiszpanii, a który później, aresztowany przez wojska Franco, siedział przez wiele lat w więzieniu w Maroku. Po powrocie do kraju w nagrodę za przekonania władze komunistyczne zrobiły go oddziałowym w Rawiczu. Zakładali zapewne, że jako prześladowany przez faszystów będzie się mścił na wrogach. Tymczasem on okazał się bardzo dobrym człowiekiem. Współczuł więźniom i starał się im pomagać. Zdarzało się, że za swoje pieniądze kupował im papierosy. Jak się go poprosiło, żeby zaniósł papierosa do sąsiedniej celi i dał koledze, zawsze to zrobił. W rozmowach z nami mówił: Ja myślałem, że będę księży i burżujów trzymał, a tu same chłopy i robotniki! Nie mógł się nadziwić, że to oni, a nie jacyś panowie, są głównymi wrogami ustroju. Mówił, że wie, co to siedzieć w więzieniu, i podkreślał, że dopóki on będzie oddziałowym, krzywda nam się nie stanie. Opowiadał nam też, że hiszpańscy faszyści lepiej traktowali siedzących w ich więzieniach komunistów, niż polskie władze swoich przeciwników. Jedzenie, które sam otrzymywał za kratami, było znacznie lepsze. Dostawał mięso i owoce, o czym my mogliśmy tylko pomarzyć.
Kiedyś poprosiłem go, żeby zaniósł papierosa koledze z jednej z cel. On wziął, ale po chwili się zawahał: A wiesz, kto tam jest, kapusia tam też mają… Spojrzał na mnie i wulgarnie dodał: Chuj mu na grób! Poszedł z tym papierosem do tej celi i powtórzył to samo. Oświadczył chłopakom w celi, że mają kapusia, którego powinni rozdeptać jak mysz.
Zapamiętałem także takiego Lidziejewskiego, też był porządnym człowiekiem. Zawsze po cichu podkreślał, że jest przedwojennym kapralem, a nie jakimś komunistą.

Jak umarł Stalin, to ja pierwszy z całego pawilonu zobaczyłem wiszący na budynku młyna informujący o tym transparent. Miałem wtedy bardzo dobry wzrok, a drzewa na plantach, oddzielające więzienie od sąsiednich budynków, nie miały jeszcze liści; mogłem zobaczyć napis przez gołe konary. Natychmiast zastukałem do sąsiedniej celi z tą wiadomością.

Wkrótce wszyscy już wiedzieli. Kiedy wyszliśmy na spacer, wszyscy byli uśmiechnięci i szli z podniesionymi głowami. Taki strażnik Przekota, warszawiak, od razu to zauważył i zaczął wrzeszczeć: Co wam tak wesoło?

W 1952 r. wyrok dożywocia zamieniono mi na dwanaście lat więzienia. W Rawiczu spędziłem w sumie cztery; potem na rok przeniesiono mnie do więzienia we Wronkach, a następnie do Strzelec Opolskich. Zwolniono mnie 10 grudnia 1956 r.

W lipcu 1956 r. grupa więźniów zaczęła przygotowywać ucieczkę. Zaczęła się odwilż, rygor w więzieniach zmalał. Pracując w kamieniołomach, zgromadziliśmy nawet materiał wybuchowy. Teoretycznie bunt i ucieczka mogłyby nam się udać, za daleko byśmy jednak nie uciekli. Starałem się wyperswadować to kolegom, o co niektórzy mieli do mnie nawet pretensje. Tłumaczyłem zwolennikom tego rozwiązania, wśród których większość trafiła do więzienia tuż po wojnie, że czasy się zmieniły i władza ludowa znacznie się umocniła. Nawet jak się uda, szybko wpadniemy, bo milicja zrobi gigantyczną obławę. Wszystkie drogi, mosty, dworce i tym podobne zostaną obstawione, a w domu na każdego będzie czekał kocioł. Tłumaczyłem, że skoro sytuacja polityczna się zmienia, pewnie nas wypuszczą. Okazało się, że miałem rację.

Kiedy zamieniono mi dożywocie na dwanaście lat więzienia, przyjechał do mnie oficer śledczy, niejaki Stachyra, którego znałem, bo w czasie okupacji ukrywał się w naszej wiosce. Jak tylko mnie zobaczył, powiedział: Wacek, przywiozłem ci wolność! Zdziwiłem się, ale szybko okazało się, że za owo wyjście wyznaczono określoną cenę. Miałem pomóc UB w aresztowaniu Józka Franczaka. Wcześniej w ogóle nie wiedzieli, że go znałem, bo się do tego nie przyznawałem. Z czasem jednak, na podstawie zeznań innych aresztowanych, UB ustaliło, że nie tylko znam Józka, ale i się z nim przyjaźnię. Józek dalej działał w podziemiu i jako wyjęty spod prawa był jednym z najbardziej poszukiwanych ludzi w kraju. UB uznało, że jeżeli wyjdę na wolność, to on na pewno się ze mną skontaktuje. Stachyra powiedział, że wyposażą mnie w takie urządzenie, w którym tylko przycisnę guzik, i oni będą wiedzieli, w którym kwadracie się znajdujemy; dotarliby do nas pół godziny później. I że nic więcej nie będę musiał robić. Oczywiście zdecydowanie odmówiłem.

Fragment wspomnień Wacława Szaconia W kontrwywiadzie WiN, Marek A. Koprowski, Żołnierze Wyklęci. Wspomnienia i relacje. Tom 2, Replika, Zakrzewo 2017. Książkę można nabyć TUTAJ.

Żołnierze Wyklęci – Niezłomni, którzy walczyli za wolną Polskę, nie wątpiąc w to, czy warto.
Po zakończeniu II wojny światowej nie wszyscy złożyli broń. Wciąż byli ludzie, dla których walka o wolność ojczyzny z każdym jej wrogiem stanowiła oczywistość. Tak zostali wychowani.

Oto zbiór autentycznych relacji żołnierzy podziemia antykomunistycznego, którzy ocaleli z nierównej walki z komunistyczną władzą. Tych nielicznych, którzy wyszli cało z sowieckich więzień i katowni. Wielokroć spoglądali oni śmierci w oczy, znosili nieludzkie tortury, porzucali domy i rodziny, aby nie dać się złapać. Pokonywali wszelkie przeciwności za sprawą charyzmatycznych dowódców oraz dzięki własnej odwadze, sprytowi i poświęceniu. Słowa bezpośrednich świadków tamtych czasów ukazują szeregowych żołnierzy i dowódców nie jako spiżowych bohaterów, ale jako zwykłych ludzi. Tym bardziej wstrząsający jest obraz represji, jakim poddawano nie tylko ich samych, ale także ich rodziny czy kolegów. Męczeni w ubeckich katowniach, trzymani w więzieniach i zakładach karnych, byli skazywani na śmierć lub nieustannie nadzorowani nawet po wyjściu na wolność.

[caption id="attachment_39729" align="alignleft" width="503"] Marek A. Koprowski, fot. screen youtube.com TV Republika[/caption]

Bohaterowie Koprowskiego również obecnie udowadniają, że ojczyzna i jej losy wciąż są dla nich niezwykle ważne. Angażują się w pielęgnowanie pamięci o Żołnierzach Wyklętych i należnej im pamięci.

Marek A. Koprowski - pisarz, dziennikarz, reporter, od ponad dwudziestu lat zajmujący się problematyką wschodnią i losami Polaków na Wschodzie. Jako wysłannik kilku pism odbył ponad sto dwadzieścia podróży – od Brześcia po Sachalin i Kamczatkę, odwiedzając wszystkie kraje na obszarze postsowieckim. Plonem tych wypraw, oprócz tysięcy artykułów, jest też kilkanaście książek. Laureat nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego w 2007 r. za działalność na rzecz utrzymania kultury polskiej na Wschodzie. Obok pierwszego tomu Żołnierzy Wyklętych, ostatnio ukazały się dwa tomy zebranych przez niego relacji Wołyń. Wspomnienia ocalałych oraz integralnie związana z tą tematyką Akcja „Wisła”. Krwawa wojna z OUN–UPA.

- Marek Koprowski jest jednym z najciekawszych polskich popularyzatorów historii - „Do Rzeczy”

Artykuł Żołnierz WiN: „Terror panował ogromny. Władze więzienne robiły wszystko, żeby jak najwięcej więźniów, których ułaskawiono, zmarło z wycieńczenia” [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zolnierz-win-terror-panowal-ogromny-wladze-wiezienne-robily-wszystko-zeby-jak-najwiecej-wiezniow-ktorych-ulaskawiono-zmarlo-z-wycienczenia-wideo/feed/ 0
Żołnierz Wyklęty, skazany przez komunistów na karę śmierci: Kiedyś znali tylko jedno zdanie ,,Mów k…o”. Dziś walczą o demokrację… https://niezlomni.com/zolnierz-wyklety-skazany-komunistow-kare-smierci-kiedys-znali-jedno-zdanie-mow-k-o-dzis-walcza-o-demokracje/ https://niezlomni.com/zolnierz-wyklety-skazany-komunistow-kare-smierci-kiedys-znali-jedno-zdanie-mow-k-o-dzis-walcza-o-demokracje/#respond Thu, 30 Mar 2017 12:28:11 +0000 http://niezlomni.com/?p=36661

Leszek Mroczkowski ps. "Andrzej" to żołnierz WiN, który sześć lat po II wojnie światowej wpadł w łapy UB i komunistyczny ,,sąd" skazał go na karę śmierci, której cudem uniknął. Teraz odwołuje się do tamtych czasów, by opisać teraźniejszość.

Jeszcze słyszę krzyki bólu moich torturowanych kolegów...
A, może to ja krzyczę?
Dziś widzę na pochodach te same twarze, które kiedyś znały tylko jedno zdanie: „Mów k...o!".
Dziś walczą o demokrację... Tamtą sprzed lat?

- napisał.

Mroczkowski był żołnierzem WiN-u w latach 1948-51, został aresztowany w 1951 r. w 1952 skazany na karę śmierci. W II instancji wyrok zmieniono na 12 lat więzienia. Zwolniony w 1959 na mocy amnestii. W latach 80. XX wieku był działaczem „Solidarności”.

Artykuł Żołnierz Wyklęty, skazany przez komunistów na karę śmierci: Kiedyś znali tylko jedno zdanie ,,Mów k…o”. Dziś walczą o demokrację… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zolnierz-wyklety-skazany-komunistow-kare-smierci-kiedys-znali-jedno-zdanie-mow-k-o-dzis-walcza-o-demokracje/feed/ 0
Karat NM i „Piwnice Ubeckie”: „Panie Boże proszę, Miej w opiece wszystkich umęczonych i pomordowanych przez resort bezpieczeństwa” [WIDEO] https://niezlomni.com/karat-nm-i-piwnice-ubeckie-panie-boze-prosze-miej-w-opiece-wszystkich-umeczonych-i-pomordowanych-przez-resort-bezpieczenstwa-wideo/ https://niezlomni.com/karat-nm-i-piwnice-ubeckie-panie-boze-prosze-miej-w-opiece-wszystkich-umeczonych-i-pomordowanych-przez-resort-bezpieczenstwa-wideo/#respond Sat, 18 Mar 2017 06:15:32 +0000 http://niezlomni.com/?p=36373

"Orzeł i Syrenka" prezentuje kolejny klip promujący drugi album Karat NM i jego singiel "Za Orła w Koronie".


Utwór "Piwnice Ubeckie" poświęcony jest wszystkim żołnierzom AK, WiN, NSZ i innych organizacji niepodległościowych, umęczonych i pomordowanych przez Resort Bezpieczeństwa Polski Ludowej.


produkcja: KARAT NM
skrzypce: Krzysztof Pietkiewicz "Skrzypek"
miks, mastering: DOMOFONIA STUDIO
Realizacja klipu: ARRAY REC
https://www.facebook.com/ArrayREC
Info o singlu na stronie: www.orzel-syrenka.pl
ARMIO WYKLĘTA, POLSKA O WAS PAMIĘTA

Artykuł Karat NM i „Piwnice Ubeckie”: „Panie Boże proszę, Miej w opiece wszystkich umęczonych i pomordowanych przez resort bezpieczeństwa” [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/karat-nm-i-piwnice-ubeckie-panie-boze-prosze-miej-w-opiece-wszystkich-umeczonych-i-pomordowanych-przez-resort-bezpieczenstwa-wideo/feed/ 0
1 marca 1951 r. – ten ponury dzień w sterroryzowanej Polsce stał się symbolem. Tak ginęli bohaterowie zastrzeleni „metodą katyńską”… https://niezlomni.com/1-marca-1951-r-ponury-dzien-sterroryzowanej-polsce-stal-sie-symbolem-gineli-bohaterowie-zastrzeleni-metoda-katynska/ https://niezlomni.com/1-marca-1951-r-ponury-dzien-sterroryzowanej-polsce-stal-sie-symbolem-gineli-bohaterowie-zastrzeleni-metoda-katynska/#respond Wed, 01 Mar 2017 07:57:04 +0000 http://niezlomni.com/?p=35890

66 lat temu 1 marca 1951 r. w więzieniu przy Rakowieckiej w Warszawie o godz. 20 rozpoczęła się egzekucja IV Zarządu WiN. Skazani byli kolejno przyprowadzani do tunelu pod Pawilonem X, a następnie zastrzeleni "metodą katyńską". Ciała zamordowanych pogrzebano sekretnie w nieznanym miejscu.

Ku pamięci właśnie tego wydarzenia 1 marca jest od kilku lat Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych.

1 marca 1951 r. w więzieniu mokotowskim był podobny do wielu innych ponurych dni w przenikniętej strachem i terrorem stalinowskiej Polsce. Pomiędzy godziną 20.00 a 20.45 strzałem w tył głowy rozstrzelani zostali przywódcy IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość" – prezes WiN ppłk Łukasz Ciepliński („Pług", „Ludwik") i jego najbliżsi współpracownicy.

Ostatni żołnierze

Tworzyli ostatnie kierownictwo ostatniej ogólnopolskiej konspiracji, wprost (organizacyjnie i personalnie) kontynuującej od 1945 r. dzieło Armii Krajowej. Data ich kaźni – 1 marca1951 r. – symbolicznie zamyka dzieje konspiracji niepodległościowej, zapoczątkowanej 27 września 1939 r. w przededniu kapitulacji oblężonej przez Niemców Warszawy, kiedy to grupa oficerów WP z gen. Michałem Tokarzewskim-Karaszewiczem zawiązała Służbę Zwycięstwu Polski (później przekształcaną kolejno w Związek Walki Zbrojnej i Armię Krajową, zaś w 1945r. w Delegaturę Sił Zbrojnych, na bazie której utworzono we wrześniu tego roku WiN).

Spośród organizatorów SZP dwóch współorganizowało i kierowało Zrzeszeniem WiN: prezesem IZG WiN był płk Jan Rzepecki, rozpracowany i aresztowany przez NKWDiUB w listopadzie 1945 r., zaś prezesem IIZGWiN – płk Franciszek Niepokólczycki, aresztowany przez komunistyczną bezpiekę w październiku 1946r.

Egzekucja Łupaszki

Z tej samej zbiorczej celi więzienia mokotowskiego nieco wcześniej, 8 lutego 1951 r., wyprowadzono na śmierć oficerów Wileńskiego Okręgu AK: ppłk. Antoniego Olechnowicza „Podhoreckiego", mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę", kpt. Henryka Borowskiego „Trzmiela", por. Lucjana Minkiewicza „Wiktora". „Łupaszka", oficer kawalerii w kampanii wrześniowej 1939r., był najsłynniejszym chyba polskim dowódcą partyzanckim w czasie II wojny światowej.

Kiedy kaci przyszli do zbiorczej celi śmierci po majora „Łupaszkę", ten jak wspominał współwięzień Mieczysław Chojnacki –„właśnie wyszedł z »kaplicy« [przepierzenia w celi], gdzie się modlił. Podszedł spokojnie do drzwi, następnie zatrzymał się na chwilę, odwracając bokiem do pozostających w celi, i pożegnał słowami: »z Bogiem panowie«. Odpowiedział mu chór głosów: »z Bogiem«. Zniknął nam z oczu za zatrzaśniętymi drzwiami."

Skazany prowadzony był wieczorem, w porze więziennego apelu, przez dziedziniec, pod związane z tyłu ręce, przez dwóch strażników; trzeci strażnik – kat – postępował tuż za nimi. W pomieszczeniu pomiędzy magazynem a łaźnią więzienną następował strzał w tył głowy. Straconych chowano w bezimiennych grobach, do dzisiaj niezidentyfikowanych.

Została legenda

Po egzekucji „Łupaszki" i towarzyszy – wspominał współwięzień – „dano sygnał zakończenia apelu i w tym momencie, nim zdążyliśmy się rozejść, wystąpił[więzień] Maciej Jeleń, zwracając się do nas, abyśmy chwilą ciszy uczcili pamięć kolegów żołnierzy. Padła komenda »baczność«", a po minucie »spocznij«, po czym powiedział jeszcze »dziękuję panom«". To niezwykła scena w miejscu, gdzie komuniści starali się swe ofiary upodlić i zdegradować psychicznie. Tej legendy nie udało się zabić.

Janusz Kurtyka

(artykuł opublikowany w specjalnym dodatku IPN w „Gościu Niedzielnym")

https://www.youtube.com/watch?v=9CkW07XseHk#t=25

https://www.youtube.com/watch?v=WTfCW4XA4fc#t=48

Artykuł 1 marca 1951 r. – ten ponury dzień w sterroryzowanej Polsce stał się symbolem. Tak ginęli bohaterowie zastrzeleni „metodą katyńską”… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/1-marca-1951-r-ponury-dzien-sterroryzowanej-polsce-stal-sie-symbolem-gineli-bohaterowie-zastrzeleni-metoda-katynska/feed/ 0
,,Kiedy przyszło UB, mama pod moją kołdrą schowała broń i granaty”. Córka Żołnierza Wyklętego opowiada traumatyczną historię Jana Leonowicza „Burty” https://niezlomni.com/przyszlo-ub-mama-moja-koldra-schowala-bron-granaty-corka-zolnierza-wykletego-opowiada-traumatyczna-historie-jana-leonowicza-burty/ https://niezlomni.com/przyszlo-ub-mama-moja-koldra-schowala-bron-granaty-corka-zolnierza-wykletego-opowiada-traumatyczna-historie-jana-leonowicza-burty/#respond Thu, 09 Feb 2017 12:23:10 +0000 http://niezlomni.com/?p=35438

To nie było dla mnie i mamy łatwe. Tata jakby grał z UB w chowanego. Pojawiał się u nas tuż przed rewizją lub zaraz po. Albo przychodził w nocy, pakował co było pod ręką i przewoził nas do nowego domu.

— Pamiętam, jak kiedyś słysząc stukanie do drzwi, zerwałam się z łóżka, krzycząc z radością „Tata, tata” — wspomina Barbara Leonowicz-Babiak, córka jednego z bohaterów Lubelszczyzny — porucznika Jana Leonowicza „Burty”. — Mama kazała mi się szybko położyć z powrotem, tłumacząc że to nie tata, tylko funkcjonariusze UB z Tomaszowa Lubelskiego. Pod moją kołdrą schowała broń i granaty. Miałam udawać, że śpię, a gdyby któryś podchodził do łóżka — płakać. Miałam wtedy około pięciu lat.

Rodzinna codzienność

Mama pani Basi, Ludwika, i tato — Jan bardzo się kochali. Jednak nie dane im było nacieszyć się sobą. Zanim jeszcze urodziła się Basia, w 1941 r., pan Leonowicz już walczył poza domem. Brał udział w starciach wrześniowych. Walczył kolejno w szeregach Służby Zwycięstwu Polski, Związku Walki Zbrojnej, Armii Krajowej i Wolności i Niezawisłości. Chronił polską ludność przed atakami ugrupowań ukraińskich, walczył z Niemcami, a potem z narzuconą przez komunistów władzą. W kwietniu 1945 r. założył konny oddział dywersyjny, liczący od 16 do nawet 65 żołnierzy i będący w stałej łączności radiowej z dowództwem w Londynie.

Pani Barbara najlepiej pamięta lata 1945—1946. Mieszkała wtedy wraz z mamą w Koszelach koło Suśćca, zaś oddział stacjonował w Puszczy Solskiej. — Każde działanie w rodzinie było podporządkowane najważniejszej wartości: służbie Ojczyźnie. Nasze nocne wyjazdy w głąb lasu — by dostarczyć ojcu prowiant, rozczarowanie rodziców — gdy do spotkania nie doszło, wychowanie dzieci, które miały udawać głupiutkie, a równocześnie z odwagą i umiejętnością właściwą dorosłym zachowywać tajemnice. — Ojca prawie nie obchodziły nasze sprawy materialne — dodaje pani Barbara. — A to trudne dla żony. Potrafił wynieść z domu ostatnią rzecz, jeśli była potrzebna dla jego żołnierzy. Albo przyprowadzić kilka osób lub nawet cały oddział, którym organizowałyśmy żywność i nocleg.

Owszem, trudne chwile mieszały się z chwilami radości, ciepła i humoru. Jak choćby wtedy, gdy partyzanci pozwolili koniowi komendanta wejść do kuchni i zjeść wszystkie pierogi, przeznaczone na obiad dla oddziału. Albo gdy porucznik robił „psikusy” — nie tylko domownikom. Słynął z poczucia humoru i prowokacyjnej odwagi. Potrafił np. przysiąść się do rozmawiającej przed siedzibą UB w Tomaszowie Lubelskim grupy funkcjonariuszy, by „zasięgnąć języka” o przyczynie ich nagłego zgrupowania. Ta zuchwałość sprawiała, że stawał się coraz bardziej popularny.

Najmłodsza konspiratorka

Trudnych chwil było coraz więcej. Komuniści szukali go z zaciętością, wysyłali listy gończe. —Pamiętam, jak UB wpadało domu, a my chowałyśmy się w pobliskiej kukurydzy i obserwowałyśmy. Słyszałam, jak dowódca groził, że „Burtę” zabiją, mamę zabiorą na przymusowe roboty, a mnie — do sierocińca na Syberię, i wychowają tak, że „będę pluła na prochy ojca” — wspomina pani Barbara. — Mama bardzo to przeżywała, bojąc się i o mnie, i o tatę — dodaje. — Dla mnie, mimo wszystko, był to jakiś rodzaj przygody, za którą płacę do dziś nadzwyczajną i niepotrzebną czujnością, niemożnością zaufania obcym i ucieczką w pracę. W tej przygodzie „źli ludzie” wpadali do domu, wyrzucali wszystko z szuflad i szukali ojca, broni i zdjęć (dzięki czujności rodziny funkcjonariusze UB nie wiedzieli jak wygląda poszukiwany). Albo tato przychodził niespodziewanie i zabierał mnie do innej miejscowości, gdzie miał załatwić jakieś swoje ważne sprawy; mężczyzna z dzieckiem był mniej podejrzany dla obserwatorów na usługach UB. Nigdy nie wiedziałam, jak to się skończy: pamiętam jak na odpuście w Suśccu tato wręczył mi do ręki świeżo kupioną świstawkę, szepnął: „Poczekaj tu na mnie” i zniknął. Coś musiało się wydarzyć, bo minęło dużo czasu, zanim przyszła po mnie jakaś nieznajoma pani. Miałam wątpliwości, czy mogę jej zaufać. Zanim podjęłam próbę ucieczki, kobieta przekonała mnie do siebie i bezpiecznie odprowadziła do domu.

— Innym razem tato wziął mnie wieczorem do lasu — pani Barbara mówi z uśmiechem na ustach, lecz w jej oczach widać łzy. — Nie mówił, że będę musiała kogoś przyprowadzić, tylko objaśniał drogę. „Zobacz, ta brzoza nie jest zwykłą brzozą. Schyla się i kłania Ci, jakbyś była księżniczką” — mówił. Potem mijaliśmy sosny, których wystające z ziemi korzenie tworzyły coś na kształt pomostu. „A widzisz, tu taki mostek specjalny, żebyś mogła przejechać jako królewna”. Utrwalał mi w ten sposób całą drogę tak, że pamiętam ją do dziś. A o brzasku mama mnie obudziła, mówiąc żebym zaprowadziła trzech panów do oddziału.

Jakby rozpłynął się wśród drzew

Co sprawiło, że „Burta” przetrwał „w lesie” do 1951 r. i UB nigdy go nie aresztowało? Od dziecka przemierzał puszczę, podpatrywał zwierzęta, poznając ich zwyczaje. Z ich zachowania czerpał informacje o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Umiał poruszać się bez szmeru. Był mistrzem w maskowaniu się. I pomagała mu miejscowa ludność. — Pamiętam, szłam kiedyś z rodzicami, gdy tato usłyszał najpierw przestraszony głos ptaków, potem zobaczył, że stado zerwało się i poleciało w określonym kierunku. Za chwilę poderwało się drugie. Wiedział już, skąd ktoś nadchodzi. Kazał nam iść do domu. Obejrzałam się — a on jakby się rozpłynął się wśród drzew. Potrafił wsunąć się pod ściółkę leśną lub pomiędzy paprocie tak, że nawet gdy ktoś stał obok, nie potrafił go dostrzec.

Do Basi docierały opowieści o odwadze i prawości ojca, obserwowała pełne szacunku zachowanie mieszkańców wiosek. Ludzie czuli do niego respekt i sympatię: za to, że nie unikał walki i rozwiązywał sprawy, z którymi przychodzili i za to, że walczył także za ich ideały. Jego oddział współpracował z 600 rodzinami w pięciu powiatach: tomaszowskim, hrubieszowskim, zamojskim, lubaczowskim i biłgorajskim. Pani Barbara z wdzięcznością wspomina reakcje sąsiadów, gdy stacjonujący w domu oddział partyzantów musiał nagle uciekać, ostrzeżony przez patrol, przed nadchodzącymi ubekami. Sąsiedzi natychmiast zbiegali się ze wszystkich stron, z grabiami i miotłami. Zbierali rozstawione na podwórku koryta na obrok dla koni, uprzątali drabiniaste wozy z sianem, grabili ziemię i zasypywali piaskiem wszelkie ślady.

Wybór

Gdy rozwiązano AK, większość żołnierzy „Burty” ujawniła się. On, z zasłużonym zastępcą „Paskiem” i kilkoma żołnierzami nie złożył broni. Zaczęły dochodzić do nich informacje, że wiele osób, które się ujawniły, osadzano w więzieniach, torturowano, pozbawiano życia. Wkrótce do porucznika zaczęli się zgłaszać zagrożeni aresztowaniem ludzie, którzy chcieli walczyć z reżimem. To był zalążek późniejszego WiN-u.

— Przeżywałyśmy, gdy kogoś aresztowano lub gdy ginął. Był, śmiał się, żartował, a wkrótce okazywało się, że go nie ma. Niektórzy nie wytrzymywali, bali się, zdradzali. Nieraz trudno się było dziwić — wspomina Barbara Leonowicz-Babiak.

W 1946 r. dziadek pani Barbary postanowił, że rodzina przeprowadzi się w olsztyńskie. Zaniepokojony wiadomościami o planowanych przez UB zaostrzonych akcjach na Leonowiczów, chciał sam zorientować się w sytuacji i zgłosił się do UB pod pozorem ustalenia, na jakich ewentualnych warunkach „Burta” mógłby się ujawnić. Zakomunikowano mu, że dostanie mniejszą karę pod warunkiem, że zda całą broń, ujawni się z całym oddziałem i zdradzi współpracujących z nim, głęboko zakonspirowanych ludzi: gospodarzy, urzędników, nauczycieli. Stało się jasne, że porucznik Leonowicz nie podejmie innego wyboru niż ten, by pozostać w lesie. Do momentu wybuchu trzeciej wojny światowej, co wówczas jeszcze było prawdopodobne, lub do śmierci. „Chcesz, żeby was wzięli jako zakładniczki i w ten sposób zmusili Jana do ujawnienia się?” — tym argumentem dziadek pani Barbary ostatecznie przekonał jej mamę.

Rozstanie

Pani Leonowicz z goryczą opowiada o trudnej sytuacji Wyklętych. O tym, jak wierzyli, że zbudują wolną Polskę — taką na wzór tej z lat 20. O sytuacji rządu w Londynie, którego autorytet zależał od tego, czy Polacy w kraju walczą o wolną Ojczyznę, o decyzjach aliantów, politycznym graniu Żołnierzami Wyklętymi jak pionkami na szachownicy. — Czy Pani wie, jak to jest: czuć się zdradzonym przez wszystkich? — pyta.

Na ostatnim spotkaniu z mamą i nią „Burta” już zdawał sobie sprawę, że wkrótce zginie. Wiedział, że ma zdrajcę w oddziale. Nie chciał tylko dostać się w ręce wrogów żywy, dlatego gdy strzelał, liczył kule. Tę ostatnią przeznaczał dla siebie.

Zginął w zasadzce, w szkole w Nowinach, 9 lutego 1951 r. Miał 39 lat. Został zdradzony przez nauczycielkę, którą prawdopodobnie zmuszono do współpracy i opłacono. Tak samo nagrodzono innych kilkadziesiąt osób, które wzięły udział w zorganizowanej obławie. Ciało wywieziono do Tomaszowa i wystawiono na widok publiczny przed budynkiem UB, następnie zakopano nocą w nieznanym miejscu.

Rodzina także zapłaciła wysoką cenę: oprócz utraty ojca i męża — zagrożeniem własnego zdrowia, życia, upokorzeniami, kłopotami ze znalezieniem pracy, inwigilacją. Gdy pytam panią Barbarę, czy uważa, że ojciec podjął słuszną decyzję, mówi: — Tak, było warto. Pomimo wszystko. Tylko taka postawa pozostawia w kolejnych pokoleniach ślad. Zapala, by w razie potrzeby także oddać za ojczyznę życie.

źródło: Przewodnik Katolicki

Artykuł ,,Kiedy przyszło UB, mama pod moją kołdrą schowała broń i granaty”. Córka Żołnierza Wyklętego opowiada traumatyczną historię Jana Leonowicza „Burty” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/przyszlo-ub-mama-moja-koldra-schowala-bron-granaty-corka-zolnierza-wykletego-opowiada-traumatyczna-historie-jana-leonowicza-burty/feed/ 0