Sybiracy – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Sybiracy – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Ten klip po prostu trzeba zobaczyć. Doskonała odpowiedź dla tych, którzy atakują Polskę. ,,(…) mnie nikt nie przeprasza” (wideo) https://niezlomni.com/mnie-nikt-nie-przeprasza-klip-respectus-w-odpowiedzi-na-ataki-na-polske/ https://niezlomni.com/mnie-nikt-nie-przeprasza-klip-respectus-w-odpowiedzi-na-ataki-na-polske/#comments Wed, 28 Feb 2018 07:51:36 +0000 https://niezlomni.com/?p=47778

Coraz głośniej w mediach społecznościowych o kampanii #RespectUS. Jej autorzy podkreślają: ,,Międzynarodowa kampania przypisywania Polakom współodpowiedzialności za Holocaust to jedno z najbardziej szokujących i skandalicznych wydarzeń najnowszej historii Polski". W sieci pojawiło się nagranie, które po prostu trzeba zobaczyć.

Organizatorzy akcji przygotowali klip, na którym zakrwawiony mężczyzna mówi o wszystkich wydumanych winach Polaków, przepraszając za to.

Wstydu rumieniec zalewa mi twarz, łza polska powiekę mi zrasza, przepraszam was bardzo o wszystkie narody, serdecznie was tutaj przepraszam. Przepraszam was Niemcy, przezacni Germanie, za Grunwald, Drzymałę i Wrześnię. Przepraszam gorąco, postawię wam chlanie, za wuja Adolfa i resztę. Ciebie szlachetny narodzie radziecki, za Sybir, wywózki Stalina. Prastitie, przepraszam was słowem serdecznym

- mówi. Podkreśla:

Tylko jedno mnie przenika do głębi, że mnie nikt nie przeprasza

W klipie wykorzystano tekst zespołu Lumpex'75 - ,,Przepraszam".

Jednocześnie autorzy spotu prezentują objaśnienie:

„(…) Przepraszam cię także narodzie radziecki za Sybir, wywózki Stalina”

Syberia

– nieludzka ziemia. Jedna z najbardziej wyludnionych i wrogich człowiekowi części Rosji. Sybir stał się dla Polaków symbolem wielkiego cierpienia i śmierci. Od XVIII do XX wieku władze rosyjskie zsyłały na Syberię setki tysięcy naszych rodaków zmuszając ich do ciężkiej i katorżniczej pracy przy temperaturach sięgających (-40 stopni Celsjusza). Zsyłki Polaków na Syberię miały miejsce zarówno w czasach panowania rosyjskich carów jak i w XX wieku. Za tę hekatombę nikt nigdy nas nie przeprosił i nie zadośćuczynił cierpieniu setek tysięcy ludzi.

„(…)Prostitie przepraszam was słowem serdecznym, za testament Dubynina”

Wiktor Dubynin - radziecki generał. W 1980 i 1981 (lata stanu wojennego wprowadzonego w Polsce przez sowieckich emisariuszy) stał z dowodzoną przez siebie dywizją pancerną na granicy z Polską w rejonie Grodna na Białorusi. Przed śmiercią poinformował, że w roku 1981 armia sowiecka miała przekroczyć granice Polski.

„(…) Za carską cenzurę, czerwoną cenzurkę, Łysenkę, piosenkę i ciszę”

Trofim Łysenko - radziecki uczony z początku XX wieku. Jego pomysły „restrukturyzacji” rolnictwa doprowadziły do śmierci z głodu kilka milionów obywateli Związku Radzieckiego.

„(…) Za koniak gruziński z kiszonym ogórkiem. Przepraszam was towarzysze”

Koniak gruziński w czasach okupacji Polski przez sowietów i komunistów do roku 1989 był synonimem iluzorycznego luksusu. Był to alkohol niskiej jakości, na który stać było nielicznych.

„(…) Przepraszam was Szwedzi, zamorscy sąsiedzi za potop i mój kraj dziki”

"Potop Szwedzki" to Polska nazwa II Wojny Północnej. Był to trwający 5 lat najazd Szwecji na Polskę pomiędzy rokiem 1655 a 1660. Szacuje się, że w wyniku najazdu Polska utraciła 50% całego swojego majątku. Celowo niszczone były przez Szwedów średniowieczne zamki, twierdze i kościoły, które dziś miałyby po 800 i 900 lat.

„(…) Przepraszam cię także bolszewio-komuno za UB, Bermana, Humera”

W roku 1945 władzę w Polsce przejęli okupanci sowieccy. Najbrutalniejszym okresem okupacji był stalinizm trwający do 1954 roku. W latach 1944-1956 działał na terenie Polski Urząd Bezpieczeństwa (UB), organizacja militarna o charakterze przestępczym, założona przez Sowietów. Należało do niej wielu wyrodnych synów Polski. Bardzo duży procent w jej władzach stanowili obywatele polscy pochodzenia żydowskiego.

Jakub Berman - działacz komunistyczny żydowskiego pochodzenia. Nadzorował aparat represji stalinowskich w Polsce. Był współodpowiedzialny za represyjną działalność Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Koordynował przygotowywania licznych procesów politycznych, prześladowania kilkusettysięcznej rzeszy polskich bohaterów.

Adam Humer - stalinowski, komunistyczny zbrodniarz. Śledczy odpowiedzialny za stosowanie tortur na polskich więźniach politycznych. Chociaż bestialskich czynów dopuszczał się pomiędzy 1944 a 1954 rokiem został skazany dopiero w roku 1996. Humer podczas przesłuchań stosował – głównie wobec kobiet - bicie prętem zakończonym stalową kulką oraz drutem kolczastym w piersi i krocze.

Artykuł Ten klip po prostu trzeba zobaczyć. Doskonała odpowiedź dla tych, którzy atakują Polskę. ,,(…) mnie nikt nie przeprasza” (wideo) pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/mnie-nikt-nie-przeprasza-klip-respectus-w-odpowiedzi-na-ataki-na-polske/feed/ 6
Film o nieznanym schronieniu Sybiraków w czasie II Wojny Światowej. Wolność znaleźli w Meksyku. [WIDEO] https://niezlomni.com/to-film-o-nieznanym-schronieniu-sybirakow-w-czasie-ii-wojny-swiatowej-wolnosc-znalezli-w-meksyku/ Sat, 14 Oct 2017 13:35:42 +0000 http://niezlomni.com/?p=914

Film "Santa Rosa - Odyseja w rytmie mariachi" to historia kolonii polskich uchodźców wojennych w Meksyku, którzy po wywózce przez Sowietów na Syberię znaleźli schronienie na gościnnej meksykańskiej ziemi (ok. 1500 osób).

Ten praktycznie nieznany szerszej publiczności epizod II wojny światowej to opowieść o ludzkiej solidarności, tolerancji i bezinteresownej pomocy, która przemawia swoją uniwersalnością do każdego, niezależnie od kraju pochodzenia, wieku czy wykształcenia.

Film powstał w oparciu o nigdzie dotychczas nie publikowane materiały archiwalne i wywiady z żyjącymi jeszcze mieszkańcami hacjendy, którzy jako dzieci zostali skazani na piekło syberyjskiej tułaczki, a teraz po raz pierwszy mają szansę podzielić swoimi wspomnieniami przed kamerą.

 

Czesław Sawko – wynalazca, milioner, filantrop – jeden z bohaterów filmu:

[quote]Tego, co przeżyłem w wieku 10 lat, nigdy pewnie nie zapomnę. Pamiętam dokładnie, jak sowieci nas aresztowali, przejazd w bydlęcych wagonach do posiołka pod Archangielskiem, a potem długą walkę o przetrwanie … To wszystko jest bardzo bolesne. Ciężko o tym mówić czy nawet przyznać się, żeśmy żyli w tak strasznych warunkach, w takiej nędzy, w brudzie potwornym. Czasami wstydzę się opowiadać o tym Amerykanom, bo im trudno jest uwierzyć, że można coś takiego przeżyć i być „normalnym” człowiekiem.

(…)

Hacjenda Santa Rosa była dla mnie prawdziwym rajem. Po tym wszystkim, cośmy wcześniej przeszli, tak to był raj.[/quote]

[flagallery gid=15 skin=nivo_slider_js]

Polacy którzy przyjechali do Meksyku byli ludźmi ciężko doświadczonymi, bardzo nieufnymi wobec „obcych”. Trzy lata pobytu w Santa Rosa wystarczyły, aby odzyskać wiarę w drugiego człowieka i we własne możliwości. Na przykładzie bohaterów filmu można zaobserwować, jak człowiek, który w życiu stracił wszystko: dom, majątek, bliskich, ojczyznę, wolność, może swoje życie odbudować od nowa. Miejscowi, traktując Polaków z życzliwością, tolerancją, zrozumieniem dla innej kultury, pomogli odbudować im poczucie godności. Sposób, w jaki Meksykanie przyjęli „obcych”, może być wzorem humanitaryzmu dla całego świata.

JAK DOSZŁO DO NIECODZIENNEJ SYTUACJI?

Kiedy związek sowiecki został zaatakowany przez hitlerowskie Niemcy (czerwiec 1941 r.), 30 lipca 1941 został podpisany Układ Sikorski-Majski, który przywracał stosunki dyplomatyczne pomiędzy Polską i ZSRR. Układ przewidywał utworzenie armii polskiej (późniejsza Armia Andersa) oraz amnestię dla obywateli polskich: więźniów politycznych i zesłańców.

Z armią Andersa do Persji (Iranu) przedostało się ok. 56 tys. cywili. Wśród nich grupa kobiet z dziećmi i sierot.

W Persji nie mogli zostać. Armia zaczęła się ewakuować na zachód, w kierunku Palestyny, Afryki i dalej Włoch, ale nie wiadomo było, co zrobić z kobietami i dziećmi. Niespodziewanie pomoc zaoferował ambasador Meksyku w Londynie Alfonso Rozenzweig Diaz.

[quote]Namówił swój rząd do przyjęcia części polskich uchodźców. Amerykanie dali 3 mln dolarów pożyczki na ich utrzymanie. W ten sposób Meksyk stał się jedynym poza Wielką Brytanią i jej byłymi koloniami państwem oficjalnie przyjmującym Polaków podczas drugiej wojny światowej. Nigdy wcześniej ani później Meksyk nie przyjął też imigrantów spoza obszaru języka hiszpańskiego.[/quote]

Tymczasem dwa tysiące polskich kobiet i dzieci znalazło się w Karaczi, a stamtąd brytyjski statek „The Old City of London” zabrał ich do Bombaju, a następnie trafili do Los Angeles na pokładzie amerykańskiego statku transportowego USS „The Hermitage”.

Jak wspominają, wrażenie, jakie zrobiła na nich Ameryka, było negatywne. Wcale nie kojarzyła im się z wolnością: Polacy byli przewożeni wojskowymi ciężarówkami z uzbrojoną eskortą i traktowani niemal jak więźniowie. Wolność znaleźli w Meksyku – był listopad 1943 roku.

Artykuł Film o nieznanym schronieniu Sybiraków w czasie II Wojny Światowej. Wolność znaleźli w Meksyku. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
Polski antysemityzm? Paweł Kukiz podzielił się tragiczną historią swojej rodziny, za którą stał Żyd. ,,Takich jak on były dziesiątki tysięcy” https://niezlomni.com/polski-antysemityzm-pawel-kukiz-podzielil-sie-tragiczna-historia-rodziny-ktora-stal-zyd-takich-byly-dziesiatki-tysiecy/ https://niezlomni.com/polski-antysemityzm-pawel-kukiz-podzielil-sie-tragiczna-historia-rodziny-ktora-stal-zyd-takich-byly-dziesiatki-tysiecy/#respond Mon, 10 Jul 2017 16:22:41 +0000 http://niezlomni.com/?p=41135

10 lipca to rocznica wydarzenia określanego jako pogrom w Jedwabnem. Zazwyczaj stanowi przyczynek do pokazania Polaków jako antysemitów, mimo że sama zbrodnia jak i udział w niej Niemców, nie został dokładnie zbadany (brak ekshumacji). Do sprawy odniósł się Paweł Kukiz, który przy okazji opisał historię swojej rodziny.

300 Żydów- w tym kobiety i dzieci- zostało żywcem spalonych w stodole. Blisko 50 kolejnych zostało zastrzelonych lub pobitych na śmierć. Nie ma i niech nigdy nie będzie usprawiedliwienia dla tej i podobnych jej zbrodni. Nigdy jednak nie pogodzę się z jednoznaczną oceną Polaków jako zagorzałych, „urodzonych” antysemitów z przykładem Jedwabnego w tle. Oceną bez analizy tła historycznego oraz zdarzeń i zachowań części Żydów względem ludności polskiej, które miały miejsce na teretorium Kresów RP po wejściu tam Sowietów. Nie pogodzę się z propagandą, która tę eksplozję zła wywodzi jedynie z "wrodzonego polskiego antysemityzmu". Nie szukam też usprawiedliwienia, nie chcę "zrozumieć" tego mordu ale...

- napisał na Facebooku.

W 1940 roku mój Dziadek, Marian Kukiz (przedwojenny policjant) został aresztowany przez NKWD a w czerwcu 1941 zamordowany przez Sowietów we lwowskim więzieniu. Mój ś.p. Ojciec (wówczas 11 letnie dziecko) wraz ze swoją matką i starszą siostrą w kwietniu 1940 roku zostali wywiezieni do Kazachstanu. Ojciec cudem wywózkę przeżył – chorował dwukrotnie na tyfus, potem cholerę. Do Polski wraz z rodziną wrócił dopiero rok po zakończeniu wojny. Z piekła. W lecie temperatury 40 stopni na plusie. W zimie też 40 ale w drugą stronę. Potworny głód, niewolnicza praca, wegetacja w ziemiankach na kilkadziesiąt osób, brud, wszawica, powolne umieranie… Żeby zakończyć – taki los spotkał ponad milion Polaków a jedna czwarta z nich straciła życie. Dlaczego o tym piszę? Po to, by spróbować przybliżyć tło jedwabieńskiej zbrodni, znaleźć jedno ze źródeł bestialskich, rewanżystycznych zachowań...

- przypomniał, aby opisać historię, która miała wpływ na ten tragiczny los.

do tej traumy, przez jaką przeszła moja Rodzina w ogromnej mierze przyczynił się obwoźny handlarz, Żyd Orgiel, który najpierw doniósł sowieckim władzom o miejscu ukrywania się mojego Dziadka i jego rodziny a jakiś czas później, już w czapce NKWDzisty, z pałą w ręku zapędzał moją Babcię, Ojca i jego Siostrę do bydlęcego wagonu - kierunek Śmierć...

- podkreślił, który opisał, co działo się później:

Niemcy doskonale zdawali sobie sprawę ze zbrodni sowieckich na terytorium Kresów i z aktywnej pomocy części Żydów przy ich realizacji. 29 czerwca 1941 r. Reinhard Heydrich wydał dyrektywę o prowadzeniu wojny na terenie ZSRR, nakazującą zachęcanie i inspirację pogromów antyżydowskich dokonywanych przez miejscową ludność. M.in. w Jedwabnem owa dyrektywa została wykonana w sposób "doskonały".Rękami Polaków Niemcy zrealizowali część swojego planu eksterminacji Narodu Żydowskiego

- napisał, dodając, że nie ma usprawiedliwienia dla mordu starców, kobiet, dzieci...

Jednak przypomnę słowa Chrystusa, Żyda, któremu Faryzeusze przyprowadzili kobietę oskarżoną o cudzołóstwo, by ten osądził ją według prawa. W rzeczywistości była to prowokacja ze strony kapłanów: jeśliby uznał kobietę winną (zgodnie z Prawem Mojżeszowym), sprzeciwiłby się prawu rzymskiemu, które zabraniało Żydom wydawania wyroków śmierci, jeśli by ją ułaskawił – sprzeciwiłby się prawu Mojżeszowemu. Jezus zamiast wydawać wyroki, wypowiedział słowa: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem”.

- zakończył.

Artykuł Polski antysemityzm? Paweł Kukiz podzielił się tragiczną historią swojej rodziny, za którą stał Żyd. ,,Takich jak on były dziesiątki tysięcy” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/polski-antysemityzm-pawel-kukiz-podzielil-sie-tragiczna-historia-rodziny-ktora-stal-zyd-takich-byly-dziesiatki-tysiecy/feed/ 0
,,Za te słowa dostałby Pan ode mnie w pysk”. Ten wpis dziennikarza GW w sprawie uchodźców dorównał wypowiedziom Anny Pamuły https://niezlomni.com/slowa-dostalby-pan-ode-pysk-wpis-dziennikarza-gw-sprawie-uchodzcow-dorownal-wypowiedziom-anny-pamuly/ https://niezlomni.com/slowa-dostalby-pan-ode-pysk-wpis-dziennikarza-gw-sprawie-uchodzcow-dorownal-wypowiedziom-anny-pamuly/#respond Tue, 20 Jun 2017 13:47:46 +0000 http://niezlomni.com/?p=40350

,,Za te słowa dostałby Pan ode mnie w pysk" - tak napisała jedna z użytkowniczek Twittera pod adresem Pawła Wrońskiego, dziennikarza Gazety Wyborczej. Arsenał argumentów przekonujących Polaków do przyjęcia uchodźców powoli wyczerpuje się, pora więc sięgnąć po te najbardziej absurdalne.

W jednym szeregu z Anną Pamułą, pisującą dla GW, stanął Wroński. Pamuła wyjaśniała:

Ja, tak analizując, myślę sobie w ten sposób. Że ile Polska miała przyjąć tych uchodźców? 7 tysięcy. No to załóżmy, że przyjmujemy te 7 tysięcy i wśród nich jest jeden zamachowiec. I wysadza w powietrze, ginie 10 Polaków. Ale uratowaliśmy życie tych 6999 osób, które uciekały przed wojną.

Z kolei Wroński powiązał sprawę uchodźców z zesłanymi przez Rosję Sowiecką Polakami:

Polskim imigrantom na Syberii w czasie II WŚ powinno się pomagać na miejscu. :)

- kpił. Wroński pisał o tych zapakowanych przez NKWD w bydlęce wagony ludziach, którzy umierali po drodze, albo już na miejscu, musząc przeżyć w nieludzkich warunkach.

Tak absurdalne porównanie poruszyło czytelników:

Dziennikarka Marzena Paczuska komentowała:

Paranoja sięgnęła tego poziomu, że Czerska, nazywa imigrantami polskich zesłańców, skazanych przez Sowietów na katorgę ?!

Dziennikarz Polskiego Radia Karol Darmoros:

cała rodzina mojego dziadka spod Lwowa zesłana na Sybir, wróciło niewielu... dałem w życiu parę banów, ale ten chyba najbardziej zasłużony

Rafał Ziemkiewicz puentował:

Polacy na Syberii nie byli imigrantami, zostali tam relokowani przez rosyjski odpowiednik niemieckiej Unii Europejskiej

Artykuł ,,Za te słowa dostałby Pan ode mnie w pysk”. Ten wpis dziennikarza GW w sprawie uchodźców dorównał wypowiedziom Anny Pamuły pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/slowa-dostalby-pan-ode-pysk-wpis-dziennikarza-gw-sprawie-uchodzcow-dorownal-wypowiedziom-anny-pamuly/feed/ 0
Zapomniane ludobójstwo Polaków. Niemcy tylko naśladowali Sowietów, czyli co wrogowie Polski ustalali na trzech wspólnych konferencjach w latach 1939-40 https://niezlomni.com/zapomniane-ludobojstwo-polakow-niemcy-tylko-nasladowali-sowietow-czyli-co-wrogowie-polski-ustalali-na-trzech-wspolnych-konferencjach-w-latach-1939-40/ https://niezlomni.com/zapomniane-ludobojstwo-polakow-niemcy-tylko-nasladowali-sowietow-czyli-co-wrogowie-polski-ustalali-na-trzech-wspolnych-konferencjach-w-latach-1939-40/#comments Tue, 21 Feb 2017 10:40:15 +0000 http://niezlomni.com/?p=9350

Pierwsza tzw. lutowa fala deportacji z 1940 roku stanowiła jeden z elementów planu eksterminacji elit przywódczych Narodu Polskiego i była warunkiem koniecznym do pełnego opanowania zdobytych i podzielonych między okupantów ziem Rzeczypospolitej.

Osoby „groźne”, zdaniem służb rosyjskich mogące organizować lub stawić czynny opór, były fizycznie zlikwidowane. Przedstawicieli innych „niebezpiecznych” grup społecznych i zawodowych Narodu zsyłano na wieloletnie wyroki do łagrów. Rodziny mordowanych i wywożonych, przede wszystkim ich żony i dzieci, przesiedlano głównie na Syberię, do Republiki Komi oraz do Kazachstanu i innych republik azjatyckich. Działania te noszą wszelkie znamiona ludobójstwa, czyli eksterminacji pewnych kategorii osób ze względu na ich cechy narodowe, religijne, społeczne.

[caption id="attachment_9353" align="aligncenter" width="642"]Polacy zesłani na Syberię Polacy zesłani na Syberię[/caption]

Zagłada elit

Wydaje się, że wśród współcześnie żyjących Polaków masowe zbrodnie i zesłania na wschodzie naszego kraju kojarzone są tylko z okresem lat 1939-1941 (tzw. okresem okupacji „za pierwszego Sowieta”). Planowe ludobójstwo Narodu Polskiego na Wschodzie zaczęło się jednak kilka lat wcześniej.

Kategorie osób oraz metody likwidacji elit zostały opracowane i realizowane przez NKWD już w latach 1937-1938, gdy w ramach tzw. operacji polskiej w ciągu zaledwie roku zabito na terenie ZSRS 111 tysięcy Polaków, głównie w okolicach Mińska Białoruskiego, Żytomierza, Berdyczowa, Kamieńca Podolskiego. W tym czasie zesłano do łagrów ok. 55 tys. Polaków. Żony zamordowanych i zesłanych skazano na 5-8 lat obozu koncentracyjnego (łagru). Dzieci z represjonowanych polskich rodzin były odbierane krewnym i przymusowo rusyfikowane. Rozdzielano rodzeństwa, zmieniano nazwiska, wywożono do odległych domów dziecka.

Przypominam o tych rosyjskich ludobójczych metodach, dlatego że pozwala się nam pamiętać tylko o podobnej akcji niemieckiej, zorganizowanej trzy lata później, gdy polskie dzieci (często sieroty po zamordowanych członkach podziemia niepodległościowego) poddawano przymusowej germanizacji w ośrodkach Lebensbornu.

Ta zbieżność akcji i metod nie wydaje się jednak przypadkowa. Zaledwie rok po zakończeniu tzw. akcji polskiej, bezpośrednio po zdobyciu i podzieleniu ziem polskich, jesienią 1939 r. i zimą 1940 r. na wspólnych konferencjach metodycznych sojuszniczych rosyjskich i niemieckich służb specjalnych NKWD i gestapo sprecyzowano zasady eksterminacji elit polskich oraz wykorzystania polskiej siły roboczej. Zdaniem historyków, trudno jest obecnie ustalić, o czym dokładnie debatowano we Lwowie, Krakowie i w Zakopanem na przełomie 1939/1940. Śmiem jednak twierdzić w oparciu o zbieżność kategorii społecznych i zawodowych poddanych eksterminacji już w trakcie konferencji i bezpośrednio po ich zakończeniu (np. Palmiry i Katyń) oraz w oparciu o kategorie przesiedlanych i zsyłanych Polaków (z Kresów i ziem włączonych do Rzeszy), że można z dużą dozą prawdopodobieństwa wnioskować o tematyce i wypracowanych na konferencjach ustaleniach.

Badanie dokumentacji sowieckich archiwów pozwoliło ustalić, że zamiary obu okupantów były zakrojone na wielką miarę. Wierząc w niezłomność nazistowsko-bolszewickiej przyjaźni, planowano wywiezienie do roku 1975 (!) - 30 milionów Polaków do Obłasti Wierchojańskiej - tj. 95% populacji. Związek Sowiecki, mimo wojny z "brunatnymi braćmi", realizował te cele. W cyklu 114 wielkich deportacji w latach 1945-48 ogołocono dawne Kresy z Polaków, wywożąc z nich ponad 7,5 mln mieszkańców, nie tylko dawnych obywateli Polski, ale dawnych "polskich Ukraińców", " polskich Białorusinów" i "polskich Litwinów". Nie była to bynajmniej wyłącznie "polska psychoza". Zamierzenia "ostatecznego rozwiązania kwestii ukraińskiej" przerwała śmierć "Ojca Ludów" w 1953 r., ale już w styczniu-lutym 1953 r. zdążono deportować 700 tys. "niepokornych". Był to zalążek bezprecedensowej akcji przemieszczenia na Syberię 40 mln ludzi!

adolf-hitler-jozef-stalin

Minęło od tego czasu ponad 70 lat, jednak bezpośrednie skutki ludobójczej polityki sowieckiej odczuwają jeszcze setki tysięcy osób. I nie są to tylko sędziwi już sybiracy, łagiernicy czy dzieci i wnuki rodzin katyńskich. W północnym Kazachstanie przetrwała grupa kilkudziesięciu tysięcy Polaków i ich potomków deportowanych w 1936 r. na stepy w ramach „oczyszczania” terenów przygranicznych, po sowieckiej stronie rzeki Zbrucz, z „groźnego” polskiego elementu. Polaków z sowieckiej części Wołynia przesiedlono do Kazachstanu zaledwie cztery lata wcześniej niż ich rodaków z Grodna czy Lwowa. Zostali oni jednak zapomniani przez swoich rodaków z Macierzy, opuszczeni przez rząd polski, do 1996 r. nie mieli nawet cienia szansy na powrót. A jednak przetrwali. Większość potomków przesiedlonych mieszka obecnie w północnym Kazachstanie w kilkudziesięciu wsiach, w granicach jednego rejonu (powiatu), gdzie stanowią największą grupę narodowościową, liczniejszą od Kazachów i Rosjan.

[caption id="attachment_9351" align="aligncenter" width="450"]polacy Polacy zesłani do Kazachstanu[/caption]

 

Dr Robert Wyszyński, artykuł ukazał się w Naszym Dzienniku, Poniedziałek, 10 lutego 2014, Nr 33 (4875)

Artykuł Zapomniane ludobójstwo Polaków. Niemcy tylko naśladowali Sowietów, czyli co wrogowie Polski ustalali na trzech wspólnych konferencjach w latach 1939-40 pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zapomniane-ludobojstwo-polakow-niemcy-tylko-nasladowali-sowietow-czyli-co-wrogowie-polski-ustalali-na-trzech-wspolnych-konferencjach-w-latach-1939-40/feed/ 1
10 lutego 1940 – początek gehenny 140 tys. Polaków https://niezlomni.com/10-lutego-1940-poczatek-gehenny-140-tys-polakow/ https://niezlomni.com/10-lutego-1940-poczatek-gehenny-140-tys-polakow/#respond Fri, 10 Feb 2017 08:21:51 +0000 http://niezlomni.com/?p=35449

10 lutego 1940 roku rozpoczęła się pierwsza masowa deportacja Polaków na Sybir, przeprowadzona przez NKWD. W głąb Związku Sowieckiego wywieziono około 140 tys. obywateli polskich. Wielu umarło już w drodze, tysiące nie wróciły do kraju. Wśród deportowanych były głównie rodziny wojskowych, urzędników, pracowników służby leśnej i kolei ze wschodnich obszarów przedwojennej Polski.

„Oczyszczanie” Kresów

Władze ZSRS traktowały wywózki nie tylko jako formę walki z wrogami politycznymi, ale także element eksterminacji polskich elit, a przede wszystkim możliwość wykorzystania tysięcy osób jako bezpłatnej siły roboczej. Katorżnicza praca w syberyjskiej tajdze przy sięgającym kilkadziesiąt stopni mrozie, głodzie i chorobach zabijała wielu zesłańców. Była to przemyślana i planowo przeprowadzana zbrodnia na polskim narodzie.

Początek deportacji na masową skalę umożliwiło Sowietom zaanektowanie wschodnich województw Rzeczpospolitej, usankcjonowane tajnym protokołem dołączonym do Paktu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku. Po 17 września tego roku, kiedy Armia Czerwona przekroczyła granice Polski, na zagarniętych przez nią terenach rozpoczął się terror na niespotykaną dotychczas skalę.

O wywózkach setek tysięcy Polaków zdecydowali najwyżsi przedstawiciele sowieckiej władzy – z Józefem Stalinem, szefem NKWD Ławrentijem Berią oraz ludowym komisarzem spraw zagranicznych Wiaczesławem Mołotowem na czele. Zarządzenia dotyczące deportacji wydano w Moskwie już w grudniu 1939 roku; na ich podstawie sporządzono instrukcje dla terenowych komórek NKWD, odpowiadających za „oczyszczanie” zachodnich części sowieckich republik Ukrainy i Białorusi. Deportacje były realizowane według imiennych spisów, opracowanych przez funkcjonariuszy NKWD przy współpracy miejscowych komunistów.

W bydlęcych wagonach

Wysiedlani mieszkańcy Kresów Wschodnich byli często zaskakiwani przez Sowietów w nocy lub o świcie, a następnie zmuszani do jak najszybszego spakowania najpotrzebniejszych rzeczy i prowiantu. Deportowanych, często całe rodziny, kierowano na dworzec kolejowy, na którym oczekiwały już nieocieplane wagony. Panujące w nich przepełnienie, chłód, fatalne warunki sanitarne oraz niedostatek wody pitnej, wpływały na znaczny odsetek śmiertelności już w czasie trwającego wiele tygodni transportu.

W lutym 1940 roku deportowano łącznie ok. 140 tys. polskich obywateli – wywieziono ich do Kraju Krasnojarskiego, Komi, a także obwodów: archangielskiego, swierdłowskiego oraz irkuckiego. Ci, którzy przeżyli transport, byli skazani na niewolniczą pracę, m.in. przy wyrębie lasów i budowie linii kolejowych. Codziennie toczyli walkę o przetrwanie w sowieckich obozach, w których - poza mrozem - więźniom dawały się we znaki głód, powodowane przez robactwo choroby, a także stosujący represje sowieccy strażnicy.

Masowe zsyłki rozpoczęte 10 lutego władze ZSRS kontynuowały w następnych miesiącach – kolejne wielkie akcje deportacyjne przeprowadzono 13 kwietnia, na przełomie czerwca i lipca oraz w maju i czerwcu 1941 roku. Ponadto Sowieci wywozili z terenów przedwojennej Polski mniejsze, kilkusetosobowe grupy mieszkańców.

Milion wysiedlonych

Według szacunków władz RP na emigracji, w wyniku wywózek zorganizowanych w latach 1940–1941 do syberyjskich łagrów trafiło około milion osób cywilnych, choć w dokumentach sowieckich mówi się o 320 tys. wywiezionych. Część z nich z łagrów wydostała się dzięki formowanej na terenie ZSRS (po zawarciu układu Sikorski-Majski) armii gen. Władysława Andersa.

Nie wszyscy ochotnicy dotarli jednak na miejsce tworzonych jednostek, gdyż podejmowane przez nich próby były blokowane przez Sowietów. Dokumenty potwierdzające obywatelstwo polskie były odbierane przez NKWD – zmuszano Polaków do przyjęcia dokumentów sowieckich.

Kolejną szansą na opuszczenie Syberii stało się wstąpienie do tworzonej pod auspicjami Moskwy i z inspiracji komunistów polskich, a za zgodą Stalina Dywizji im. Tadeusza Kościuszki, będącej zalążkiem późniejszego „ludowego” Wojska Polskiego.

Deportacje ludności polskiej w głąb ZSRS z lat 1940–1941 nie były ostatnimi. Po wkroczeniu Armii Czerwonej w 1944 roku na teren okupowanej przez Niemców Polski warunków życia w surowym klimacie syberyjskich stepów doświadczyli m.in. wywiezieni do łagrów żołnierze AK oraz ludność cywilna z zajętego przez Sowietów terytorium. Gros deportowanych wróciło do kraju w ramach przeprowadzanych do końca lat 50. akcji repatriacyjnych.

źródło: IPN

Artykuł 10 lutego 1940 – początek gehenny 140 tys. Polaków pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/10-lutego-1940-poczatek-gehenny-140-tys-polakow/feed/ 0
,,Wigilia na Syberii” – piękny obraz i przejmująca piosenka o losie naszych rodaków… [WIDEO] https://niezlomni.com/wigilia-syberii-piekny-obraz-przejmujaca-piosenka-o-losie-naszych-rodakow-wideo/ https://niezlomni.com/wigilia-syberii-piekny-obraz-przejmujaca-piosenka-o-losie-naszych-rodakow-wideo/#respond Sun, 25 Dec 2016 15:39:56 +0000 http://niezlomni.com/?p=34944

Obraz Jacka Malczewskiego ,,Wigilia na Syberii" został namalowany w 1892 roku. Aktualnie dzieło znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowym w Krakowie. Obraz był inspiracją dla Jacka Kaczmarskiego do napisania wiersza o tym samym tytule w roku 1980.

https://www.youtube.com/watch?v=uVIPp6LJ7MU

Zasyczał w zimnej ciszy samowar
Ukrop nalewam w szklanki
Przy wigilijnym stole bez słowa
Świętują polscy zesłańcy
Na ścianach mokry osad wilgoci
Obrus podszyty słomą
Płomieniem ciemnym świeca się kopci
Słowem – wszystko jak w domu
Słyszę z nieba muzykę i anielskie pieśni
Sławią Boga, że nam się do stajenki mieści
Nie chce rozum pojąć tego, chyba okiem dojrzy czego
Czy się mu to nie śni
Nie będzie tylko gwiazdki na niebie
Grzybów w świątecznym barszczu
Jest nóż z żelaza przy czarnym chlebie
Cukier dzielony na kartce
Talerz podstawiam, by nie uronić
Tego czym życie się słodzi
Inny w talerzu pustym twarz schronił
Bóg się nam jutro urodzi
Król wiecznej chwały już się nam narodził
Z kajdan niewoli lud swój oswobodził
Brzmij wesoło świecie cały, oddaj ukłon Panu chwały
Bo to się spełniło, co nas nabawiło serca radością
Nie, nie jesteśmy biedni i smutni
Chustka przy twarzy to katar
Nie będzie klusek z makiem i kutii
Będzie chleb i herbata
Siedzę i sam się w sobie nie mieszczę
Patrząc na swoje życie
Jesteśmy razem – czegóż chcieć jeszcze...
Jutro przyjdzie zbawiciel
Lulajże Jezuniu moja perełko
Lulaj ulubione me pieścidełko
Lulajże Jezuniu, lulajże lulaj
A ty go Matulu w płaczu utulaj
Byleby świecy starczyło na noc
Długo się czeka na Niego
By jak co roku sobie nad ranem
Życzyć tego samego
Znów się urodzi, umrze w cierpieniu
Znowu dopali się świeca
Po ciemku wolność w Jego imieniu
Jeden drugiemu obieca

Artykuł ,,Wigilia na Syberii” – piękny obraz i przejmująca piosenka o losie naszych rodaków… [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wigilia-syberii-piekny-obraz-przejmujaca-piosenka-o-losie-naszych-rodakow-wideo/feed/ 0
Sybirska kolęda: „Malutki Jezus w zgrzebnej koszulinie porzucił żłobek, idzie do wygnańców” [wideo] https://niezlomni.com/sybirska-koleda-malutki-jezus-w-zgrzebnej-koszulinie-porzucil-zlobek-idzie-do-wygnancow-wideo/ https://niezlomni.com/sybirska-koleda-malutki-jezus-w-zgrzebnej-koszulinie-porzucil-zlobek-idzie-do-wygnancow-wideo/#respond Sat, 24 Dec 2016 06:35:48 +0000 http://niezlomni.com/?p=4534

Kolędę napisała poetka Anna Rudawcowa na Sybirze w Wigilję Bożego Narodzenia w roku 1943, w okresie największego głodu i najsurowszej zimy. Miała ona na celu rozgrzać skostniałe, zabiedzone ciała, rozpędzić smutki i rozweselić przede wszystkim dzieci.

polacySłowa: Anna Rudawcowa, muzyka i śpiew: Adaśko Wojdyga

Na niebie gwiazda betlejemska świeci
Na ziemi zamieć, szalony mróz na szybie
Czy znajdzie drogę do nas Boże dziecię
Czy znajdzie drogę w dalekim Sybirze

W stajence dzisiaj szara pustka płynie
Nie ma tam grania, śpiewów ani tańców
Malutki Jezus w zgrzebnej koszulinie
Porzucił żłobek, idzie do wygnańców

W zmarznięte rączki Boże dziecię chucha
Przez zaspy brnie zsiniałą Bożą nóżką
Opłatka białe niesie nam okruchy
Promyczek gwiazdy grzeje na serduszku

Lecz do sybirskiej zapomnianej chaty
Cichutko puka narodzone bóstwo
Otwórzcie wszak jestem waszym bratem
On także poznał chłód, nędzę i ubóstwo

Nieobce dla mnie serc krwawiące rany
I łzy co płyną spod zmęczonych powiek
Otwórzcie mi, jam też prześladowany
Ma długą mękę osądzony człowiek

W cudowną noc Bożego Narodzenia
Głoszącą pokój ludziom dobrej woli
Jam nie z Betlejem przybył, lecz z więzienia
Z samego dna rozpaczy i niedoli

Choć dąży tłum za gwiazdą promienistą
By uczcić mnie, by schylić się przed Panem,
Ja biedny, mały, wypędzony Chrystus,
Do was przyszedłem i wśród was zostanę
Ja biedny, mały, wypędzony Chrystus,
Do was przyszedłem i wśród was zostanę
Do was przyszedłem i wśród was zostanę
Do was przyszedłem i wśród was zostanę

Artykuł Sybirska kolęda: „Malutki Jezus w zgrzebnej koszulinie porzucił żłobek, idzie do wygnańców” [wideo] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/sybirska-koleda-malutki-jezus-w-zgrzebnej-koszulinie-porzucil-zlobek-idzie-do-wygnancow-wideo/feed/ 0
„- Nigdzie nie jedziemy. Polska tu wróci. – Więc zostaliśmy. A Polska nie wróciła”. Zaczął się koszmar… https://niezlomni.com/nigdzie-jedziemy-polska-wroci-wiec-zostalismy-a-polska-wrocila-zaczal-sie-koszmar/ https://niezlomni.com/nigdzie-jedziemy-polska-wroci-wiec-zostalismy-a-polska-wrocila-zaczal-sie-koszmar/#respond Sun, 30 Oct 2016 08:56:35 +0000 http://niezlomni.com/?p=33060

Postawili mnie przed sądem. Siedziałam w otoczeniu milicjantów i słuchałam wyroku. Kiedy to było? Niedawno. W roku 2013. Rozprawa odbyła się w Szczuczynie. Białoruskie władze nałożyły na mnie wysoką grzywnę ‒ równowartość mojej emerytury. Za co? Za kultywowanie pamięci o moich poległych towarzyszach. O żołnierzach kresowych oddziałów Armii Krajowej, którzy zginęli w walce z sowieckim najeźdźcą.

Opublikowany fragment pochodzi z książki Anny Herbich "Dziewczyny z Syberii. Prawdziwe historie" Znak Horyzont, Kraków 2015

na zdjęciu: Weronika Sebastianowicz z domu Oleszkiewicz (rocznik 1931) - fotografia z książki "Dziewczyny z Syberii" /materiały prasowe

Formalnie postawiono mi zarzut zorganizowania nielegalnego zgromadzenia. Odbyło się ono we wsi Raczkowszczyzna. W miejscu, gdzie w 1949 roku poległ podporucznik Anatol Radziwonik "Olech", dowódca jednego z ostatnich oddziałów Żołnierzy Wyklętych. Postawiliśmy tam krzyż, zorganizowaliśmy mszę polową. Pojawiło się dużo polskiej młodzieży, przyjechał nawet konsul. Doprowadziło to do wściekłości białoruskie władze. Dla nich my, akowcy, nadal jesteśmy "bandytami" i "faszystami".

Organizacja, której jestem prezesem ‒ Związek Żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi ‒ cały czas boryka się z problemami ze strony reżimu. Krzyż, który postawiliśmy, został spiłowany przez "nieznanych sprawców" i gdzieś wywieziony.

Jeżeli jednak władze myślą, że mnie zastraszą, to się grubo mylą. Nie złamały mnie katownie NKWD i łagry na Workucie. Nie uda się więc to również im. Dopóki będę żyła, będę stawiała krzyże upamiętniające poległych Polaków.

[caption id="attachment_3241" align="aligncenter" width="625"]Anna Herbich "Dziewczyny z Syberii. Prawdziwe historie" Znak Horyzont, Kraków 2015 Anna Herbich "Dziewczyny z Syberii. Prawdziwe historie" Znak Horyzont, Kraków 2015[/caption]

Synagoga, kościół i cerkiew

Urodziłam się we wsi Pacewicze w powiecie wołkowyskim. Wtedy była to część II Rzeczpospolitej. Nasza, licząca około dwieście domów, wieś była mieszana. Większość mieszkańców stanowili Białorusini, ponadto dwadzieścia cztery polskie rodziny. I jedna żydowska.

Jak układały się nasze relacje z sąsiadami? Bardzo dobrze. Obie społeczności okazywały sobie szacunek. Kiedy wypadały prawosławne święta, nie robiliśmy prania ani innych prac domowych, żeby nie urazić Białorusinów. Oni postępowali tak samo w święta katolickie.
(...)
Ojciec mój, Józef Oleszkiewicz, był inżynierem, budował drogi i mosty. Mieliśmy mały, ładny domek, tata prowadził w nim swoją kancelarię. We współpracy z miejscowymi gospodarzami położył bruk na naszej wiejskiej drodze. Była to duma całej wsi.
Proponowali nam, żebyśmy przenieśli się do miasta, ale ojciec ‒ mimo że warunki pracy byłyby tam lepsze ‒ odrzucił tę ofertę. Tak jak my wszyscy, był fanatycznie przywiązany do naszej ziemi. To była dla nas świętość.

W domu było nas troje: Irena, Antoni i ja, najmłodsza. Mama, Stanisława, nie pracowała zawodowo, zajmowała się domem. W naszej przedwojennej szkole narodowość nie miała znaczenia. Polak czy Białorusin ‒ wszyscy byli traktowani jednakowo.

Synagoga, kościół i cerkiew stały blisko siebie. Wspomniałam już o tej rodzinie żydowskiej, która mieszkała w Pacewiczach. Ich dom znajdował się naprzeciwko naszego, po drugiej stronie drogi. Kiedy przychodził szabas, szliśmy z rodzeństwem przed ich dom i z ciekawością przyglądaliśmy się żydowskim rytuałom. Modlili się, nakręcając na ręce skórzane pasy. W szabas ‒ zgodnie z nakazem ich religii ‒ nie robili nic, nawet nie palili w piecu. Stosunek do tej rodziny był życzliwy.

W Wołkowysku mieszkała krawcowa Ilda, Żydówka. Ależ ona pięknie szyła! Kiedy Niemcy zaczęli wywozić Żydów, ludzie ze wsi proponowali, że ją ukryją. Nie zgodziła się. Z getta już nie wyszła. Ani ona, ani jej mąż, Muszwa, ani ich siedmioro dzieci. Wszyscy zostali zgładzeni.

Kula dla "polskiego pana"

Przyszedł nieszczęsny wrzesień 1939 roku. Najpierw na Polskę napadli Niemcy, a zaraz potem spadł kolejny cios: wkroczyli bolszewicy! Na Kresach rozegrały się wówczas dramatyczne, rozdzierające sceny.
(...)
Dwa dni po rozpoczęciu okupacji sowieckiej do naszego domu przyszedł znany miejscowy komunista. Na rękawie miał czerwoną opaskę. Przyszedł po to, żeby... zabić ojca. Na moich oczach rozegrała się przerażająca scena. Wszedł z załadowanym, gotowym do strzału karabinem. Ojciec akurat wychodził z kancelarii. Komunista podniósł broń i wycelował w tatę. Ojciec zamarł. Stali tak naprzeciwko siebie dobrą chwilę. Tata patrzył w czarny wylot lufy, a ten człowiek miał palec na spuście. W końcu ojciec wydusił z siebie:
‒ Za co?
A on mu odpowiedział, że za to, że on polski "pan".

Zaczęłyśmy strasznie płakać, byłyśmy przerażone. Największą przytomnością umysłu wykazała się moja siostra Irena. W ostatnim momencie doskoczyła do tego komunisty, podbiła mu karabin i kula zamiast w tatę poszła w sufit. Ojciec skorzystał z zamieszania i uciekł. Schronił się w chlewie u sąsiada ‒ prawosławnego Białorusina. Komunista chodził wściekły po całej wsi i go szukał. Na szczęście nie znalazł.
(...)
W czerwcu 1941 roku rozpoczęła się wojna z Niemcami. Komuniści wpadli w panikę i uciekli w popłochu, a okupacja sowiecka zmieniła się w niemiecką. Rozpoczął się nowy rozdział naszego życia.

Pseudonim "Różyczka"

Pamiętam, jak przyjechali do nas żołnierze Wehrmachtu na ryczących motorach. Na pierwszy rzut oka wyglądali lepiej niż Sowieci. Mieli inteligentniejsze twarze, czystsze mundury. Szybko jednak przekonaliśmy się, że byli siebie warci. Najważniejsze było jednak to, że tata mógł wreszcie wrócić do domu.

We wsi był pewien młody chłopak, który zaciągnął się do stworzonej przez Niemców policji. To był nasz, Polak. Zakochał się po uszy w mojej siostrze, ale ona nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Dała mu kosza. Wtedy on ze złości zapisał ją na roboty do Niemiec. Przyszli po Irenę do domu i zabrali ją do Wołkowyska. Tam udało jej się jakoś uciec i wróciła do Pacewicz. Od tamtej pory musiała się jednak ukrywać.

Mój brat Antoni działał w konspiracji. Bardzo mu zazdrościłam, rwałam się do działania. Czasami powierzał mi jakieś drobne zadania, pozwalał, żebym mu pomagała ‒ przenosiła meldunki i jakieś paczki. Nie zgadzał się jednak na formalne wstąpienie przeze mnie do Armii Krajowej. Mówił, że jestem za mała, że nie wytrzymam, nie podołam. Tak długo jednak go prosiłam i namawiałam, że w końcu ustąpił. To był rok 1944, miałam trzynaście lat. Kazał mi przyjechać w umówione miejsce do lasu, miałam tam zostać zaprzysiężona. Na miejscu był już mój brat, Antoni Oleszkiewicz "Iwan", lokalny komendant Bronisław Chwieduk "Cietrzew" oraz kapelan Antoni Bańkowski "Eliasz". Byłam bardzo przejęta. Tosiek, czyli mój brat, nagle zmienił jednak zdanie. Powiedział, że to za wcześnie, że może za rok mnie przyjmie. Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież już mi obiecał! W jednej sekundzie zalałam się łzami. Wtedy ksiądz kapelan zaczął przekonywać Antoniego.

‒ No, pozwólcie jej. Ona już przecież długo z nami współpracuje. Dużo wie, zna tę robotę. Po co zwlekać? ‒ mówił.

Antoni znowu musiał zmienić zdanie. Komendant wtedy zapytał, jaki bym chciała przyjąć pseudonim. Z tego wszystkiego nie pomyślałam o pseudonimie! Stałam jak oniemiała, próbując coś wymyślić, zanim znowu nie zmienią zdania. Wtedy ksiądz powiedział:

‒ Zobaczcie, jaka ona śliczna, jak różyczka. Niech będzie "Różyczką".
Taki mi właśnie nadali pseudonim. Stałam się członkiem Armii Krajowej.

A w międzyczasie znowu zmieniła się okupacja. Niemcy odeszli, na ich miejsce wrócili bolszewicy. Nasze okolice zostały wydarte Polsce i włączone do Związku Sowieckiego. Rozpoczęła się epopeja Żołnierzy Wyklętych. Byłam jednym z nich.

[caption id="attachment_3242" align="aligncenter" width="625"]Weronika Oleszkiewicz przed aresztowaniem, początek lat 50. (zdjęcie z archiwum rodzinnego, opublikowane w książce "Dziewczyny z Syberii" /materiały prasowe Weronika Oleszkiewicz przed aresztowaniem, początek lat 50. (zdjęcie z archiwum rodzinnego, opublikowane w książce "Dziewczyny z Syberii"
/materiały prasowe[/caption]

Polska tu wróci

Na naszych oczach rozgrywał się wielki dramat. 19 stycznia 1945 roku Armia Krajowa została rozwiązana. Komendant naszego okręgu Władysław Liniarski "Mścisław" zniósł przysięgę i rozpuścił wojsko do domów.

Nie mogliśmy się z tym pogodzić. Polska przecież nie odzyskała wolności, nasza walka zatem nie dobiegła końca. W 1945 roku złożyliśmy powtórną przysięgę, teraz już w Zrzeszeniu "Wolność i Niezawisłość".

Zadania dostawałam różne. Przenosiłam meldunki, zbierałam informacje na temat rozmieszczenia oddziałów Armii Czerwonej i NKWD. Gdy Sowieci urządzali obławę, razem z innymi łączniczkami nosiłam im zaopatrzenie do leśnych bunkrów. Byłam niepozorna, zwinna i niesamowicie zaangażowana w służbę.

Większość ludzi była jednak zmęczona trwającą od sześciu lat wojną. W naszych okolicach zginęło tylu Polaków... Nie było domu, w którym kogoś by nie opłakiwano. Modlono się, żeby ten koszmar się wreszcie skończył. Nikt, w najgorszych snach, nie przypuszczał jednak, że przegramy. Że zostaniemy potraktowani tak okrutnie.
Zakończenie wojny było dla Polaków szokiem. Wielu straciło ducha. Kiedy okazało się, że znaleźliśmy się w Związku Sowieckim, dużo osób postanowiło porzucić domy i wyjechać do komunistycznej Polski. Moja rodzina również. Mieliśmy już przygotowane dokumenty na tę podróż, byliśmy spakowani. Planowaliśmy dołączyć do sióstr ojca, które były już po tamtej stronie.

Ojciec nagle gdzieś jednak wyjechał. Wrócił dopiero po kilku dniach. Przestąpił próg, spojrzał na nas i powiedział:
‒ Nigdzie nie jedziemy. Polska tu wróci.
Więc zostaliśmy. A Polska nie wróciła.

Długo żyliśmy jednak tą nadzieją. Gdyby nie ona, nikt by nie służył w podziemiu, nikt nie szedłby na śmierć. A przecież walczyliśmy dalej. Mało kto wie, że po 1945 roku za linią Curzona jeszcze przez kilka lat biły się polskie oddziały partyzanckie.

Kresowiacy nie chcieli pogodzić się z zaborem ich ziemi, nie chcieli zgodzić się na stworzenie kołchozów. Młodzież chciała się bić.

Sytuacja stawała się jednak coraz trudniejsza. Ziemie nasze "oczyszczano" z Polaków, bezpieka była coraz groźniejsza, zaciskała się wokół nas pętla. Obławy, areszty, śmierć. Znam takie rodziny, które miały po pięcioro dzieci i wszystkie służyły w naszych leśnych oddziałach. I wszystkie zginęły...

Nie tak to sobie wyobrażaliśmy! Pamiętam rozmowy, jakie toczyliśmy jeszcze podczas wojny. Mówiliśmy o naszych planach, o tym, co będziemy robić, kiedy skończy się wojna, kiedy Polska odzyska niepodległość. Jedni mówili, że pójdą się uczyć, drudzy, że zostaną i będą uprawiać ziemię. Oczywiście żaden z tych planów nie został zrealizowany. Nasze pokolenie było stracone.

[topten included_categories="656" title="Dzienniki i wspomnienia" icon="alert" timeperiod="all"]

Po wojnie nadeszły ciężkie czasy. Ojca aresztowali z czterdzieści razy. Enkawudziści przychodzili zawsze nocą. Bili kolbami w okna i drzwi. Wrzeszczeli. A my trzęśliśmy się ze strachu. Każdej nocy, zasypiając, obawialiśmy się, że się pojawią.

Bolszewikom nie podobało się to, że ojciec pod okupacją niemiecką pracował w swoim zawodzie. Czyli budował drogi. Stąd te aresztowania. Za każdym razem jednak go wypuszczano, ktoś się musiał za nim wstawiać ‒ był w końcu świetnym fachowcem. Niestety, szczęście się od niego odwróciło. Po kolejnym aresztowaniu nie wrócił.
Ojca skazano na dziesięć lat. Daleko go nie wysyłali, siedział w więzieniu w Wołkowysku. Dwa razy go odwiedzałam. Enkawudziści powiedzieli mi tam, że ojca mogą wypuścić na wolność. Ale pod warunkiem, że mój brat wyjdzie z lasu. Ujawni się, zaprzestanie walczyć. Gdy powtórzyłam to Antoniemu, żachnął się:
‒ Czyś ty zwariowała? Złożyłem przysięgę i nigdy nie złożę broni. Nie porzucę swoich ludzi i nie zdradzę organizacji. Nigdy! Zresztą ‒ machnął ręką ‒ ojca i tak nie wypuszczą.

Rozumiałam go, bo przecież w podziemiu byliśmy wszyscy. Nawet mama pomagała. Potajemnie piekła chleb i prała bieliznę dla naszych chłopaków. Każdy Polak wspierał ich, jak mógł. Ryzyko było olbrzymie, bo bezpieka miała wszędzie swoje oczy i uszy.
W 1948 roku nasz komendant "Cietrzew" został aresztowany. Wpadł również kapelan. Wtedy na czele oddziału stanął Alfons Kopacz "Wróbel". A mój brat został jego zastępcą. Nosił pseudonim "Iwan". Walczyliśmy dalej.
(...)
Niedługo potem poznałam mojego Jasia. Był szalenie przystojny. Pochodził z zamożnej chłopskiej rodziny, bolszewicy takich jak oni nazywali kułakami. Mieli kawał lasu, czterdzieści hektarów ziemi. Na tamte czasy to był majątek. Byliśmy z jednej parafii.
(...)
Wkrótce zauważyłam, że jestem śledzona. Chodzili za mną wszędzie. Gdy pojechałam z meldunkiem, wsiedli nawet ze mną do pociągu. Musiałam uciekać. Schroniłam się w innej wiosce w powiecie wołkowyskim. Tam poczułam się bezpiecznie, przestałam się bać. I to mnie zgubiło.

Pojechałam w odwiedziny do siostry i wtedy dopadło mnie NKWD. Był 7 kwietnia 1951 roku. Wtrącili mnie do straszliwego więzienia w Grodnie. Moje dotychczasowe życie zostało raptownie przecięte, urwane. Rozpoczął się koszmar.

Bez przebaczenia

Bito mnie co noc. Gdy nocą zabierali mnie z celi, jakoś szłam o własnych siłach, nad ranem, z powrotem, ciągnęli mnie nieprzytomną po korytarzu. Na ogół zresztą po przesłuchaniach nie trafiałam do celi, tylko do betonowego karceru. To była niewielka klitka, miała może metr na metr. Biegały po niej szczury, a blaszany kubek był przytwierdzony łańcuchem do ściany. Wieczorem znowu zabierali mnie na te straszne przesłuchania. Pamiętam, że raz kazali mi klęczeć z rękami wyprostowanymi nad głową. A do każdej dłoni wsadzili mi po cegle. To była straszliwa tortura. Z ogromnego wyczerpania zemdlałam. Obudziły mnie potężne kopnięcia oficera śledczego. Pierwsze w bok, drugie w głowę. Innym razem oprawcy złamali mi dwa palce w drzwiach.
Chodziło im o Antoniego. "Gdzie jest twój brat? Gdzie jest twój brat? Gdzie jest twój brat?" − powtarzali to pytanie w kółko podczas bicia i katowania... Setki i tysiące razy. Nic im jednak nie mówiłam. W końcu urządzili mi konfrontację z pewnym młodym akowcem. Powiedział wszystko. Że mnie rozpoznaje, że byłam łączniczką komendanta... Nawet nie mam o to do niego wielkich pretensji. Zmaltretowali go w sposób nieludzki.
Po jednym z kopnięć w głowę pękła mi czaszka. Wgnieciona kość do dzisiaj uciska nerw. Wielokrotnie byłam z tym w szpitalu. Prześwietlali mnie, badali, niestety, lekarze są bezradni. Nic nie da się zrobić. Do dzisiaj co pewien czas mam ataki straszliwych bólów głowy. Kiedy to się zaczyna, krzyczę na cały dom.

Mówią mi często: "Trzeba wybaczyć". A ja nie potrafię.
(...)
W sumie w więzieniu siedziałam pięć miesięcy. Pod koniec stałam się apatyczna, straciłam chęć do życia. Nie widziałam już sensu w tym, żeby dalej to znosić. Przestałam jeść bałande, czyli rzadką, paskudną więzienną zupę. Chciałam się zagłodzić na śmierć. Wtedy postawili mnie przed sądem. To była kpina. Trzech zbirów odczytało mi gotowy wyrok: jako "wróg ludu" zostałam skazana na dwadzieścia pięć lat łagru z artykułu 58. Ćwierć wieku. Po zakończeniu rozprawy podjęłam próbę samobójczą. Próbowałam powiesić się w celi na ręczniku.

W sądzie poprosiłam, żeby przysłali moją mamę do tego samego miejsca, gdzie ja będę. O dziwo, zrobili to. Ona podczas śledztwa wcale nie kryła się z tym, że pomagała partyzantom. Mówiła o tym otwarcie.

‒ Tam mój syn, tam dzieci, tam Polacy ‒ mówiła śledczym. ‒ Cóż więc dziwnego, że im nosiłam różne rzeczy.

W ten sposób również okazała się "zdrajcą sowieckiej ojczyzny" i "elementem kontrrewolucyjnym". Kara mogła być tylko jedna ‒ obóz koncentracyjny na straszliwej, skutej lodem Workucie.

Tak rozpoczęła się nasza łagrowa tułaczka. Na stacji kolejowej w Grodnie, jeszcze przed załadowaniem nas do wagonów bydlęcych, spotkałam pewną polską staruszkę. Miała siedemdziesiąt pięć lat i była w naszym transporcie.

‒ Dzieci, a co to takiego ta polityka? ‒ dopytywała się zdezorientowana. ‒ Dostałam wyrok za to, że zajmuję się polityką. Ale ja nie wiem, o co chodzi. Przyszli chłopcy z mojej wioski, ci sami, którzy jako malcy bawili się z moimi synkami. Nakarmiłam ich, dałam chleba na drogę. Jaka to polityka?

Sowieci wlepili jej dwadzieścia pięć lat łagru za wspieranie "faszystowskiej organizacji podziemnej". Nawet się z tego śmiała. Mówiła, że władze w ten sposób przedłużyły jej życie do stu lat. Tyle bowiem będzie miała, jak skończy jej się wyrok. Nawet nie dojechała do Workuty. Jej ciało wyrzucili w drodze z pędzącego pociągu.
(...)
Wkrótce przyjechała również moja mama. Wylądowałyśmy razem w łagrze numer cztery. Od razu zapędzono nas do katorżniczej pracy. Kopałyśmy kanał kilofami. Praca była nieprawdopodobnie ciężka. Brnęłyśmy po pas w śniegu, najpierw nasze ubrania były całkowicie przemoknięte, a po dwóch godzinach zamarzały na kość. Do tego ten straszliwy głód. Dzienna racja żywnościowa wynosiła zaledwie trzysta gramów chleba. Szybko zaczęłam chorować. Pewnego dnia dostałam ataku ślepej kiszki. Upadłam na ziemię, z której podniosło mnie dwóch strażników. Wzięli mnie pod pachy i zaczęli prowadzić do lazaretu. Znowu się jednak przewróciłam. Oni stanęli nade mną i jeden mówi do drugiego:
‒ Chyba zdechła.
A ja miałam dwadzieścia jeden lat! Chciałam żyć. Wycharczałam więc:
‒ Nie...
Wtedy mnie podnieśli i zaczęli prowadzić dalej.
(...)
Po tygodniu od powrotu do baraku przeniesiono mnie do innego łagru, tak zwanego specjalnego. Był to obóz o zaostrzonym rygorze, lepiej pilnowany. Rozdzielono mnie z mamą.

W łagrze specjalnym trzymali między innymi psychicznie chorych. Wielu ludzi w tym obozie zostało wykończonych. Pewnego dnia jedna z więźniarek powiedziała do mnie:
‒ Weronika, chodź do okna, zobacz, co się dzieje.

Podeszłam i to, co zobaczyłam, prześladuje mnie do dzisiaj. Do jednego z budynków podjechał ciężarowy samochód. Strażnicy zaczęli wrzucać do niego straszliwie wychudzone ludzkie ciała. Jedno na drugie, jak worki z kartoflami. Było ich mnóstwo. Nagle spostrzegłam coś, co zmroziło mi krew w żyłach. Niektóre ręce i nogi drgały, ruszały się. Wiele tych osób nadal żyło! Jedna z nich wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi, pełnymi cierpienia i rozpaczy oczami. Nie było w nich nawet błagania o pomoc. Ten człowiek wiedział, że nic nie mogę zrobić, że jego los jest przesądzony.

Kim byli ci ludzie? Chorzy, wycieńczeni głodem i pracą więźniowie. Wymieszano ich z trupami i wywieziono w step. Tam umierali, zwaleni na kupę. Takie transporty opuszczały obóz bardzo często. Dopiero kiedy przychodziła odwilż i ziemia odmarzała, władze obozowe kazały wykopywać wielkie doły i wrzucano tam te wszystkie ciała.
Gdyby Bóg zechciał wskrzesić wszystkich więźniów łagrów, to w całej Rosji podniosłaby się ziemia.

Jestem już w takim wieku, że miewam problemy z zaśnięciem. W takie bezsenne noce wraca do mnie ten obraz. Ta ruszająca się góra trupów i te oczy... Do rana nie mogę wtedy zasnąć. Może to grzech, ale do dziś czuję nienawiść do ludzi, którzy byli za to odpowiedzialni. Ludzi, którzy stworzyli ten straszliwy system. Dręczyli nas, upokarzali i mordowali.

W 1952 roku przewieziono mnie do łagru pod Krasnojarskiem. Tam pracowałam przy wyrębie lasu. Ważyłam czterdzieści pięć kilo, a piła, którą musiałam operować, ważyła trzydzieści sześć. Chleba dawali nam śmiesznie mało, do tego parzony owies ‒ taki jak dla koni. Były dni, gdy zazdrościliśmy tym, którzy umierali. Ich udręka wtedy się kończyła.

Pogoda była ekstremalna. Śnieg leżał do maja, a w lipcu temperatura dochodziła do ponad czterdziestu stopni na plusie. We wrześniu znowu jednak spadał śnieg i mróz trzymał aż do maja.
(...)
W październiku 1952 roku zostałam wezwana do obozowej kancelarii. Przyjął mnie tam oficer operatywny, czyli miejscowy bezpieczniak.
‒ Mogę cię pocieszyć... ‒ powiedział.

Zrobiło mi się gorąco, tysiące myśli przeleciało mi przez głowę. Czyżby moje modły przyniosły efekt?! Zwolnienie! Wracam do domu! Wtedy jednak on dokończył:
...twój brat bandyta został zabity.

[caption id="attachment_3243" align="aligncenter" width="625"]Weronika po wyjsciu z łagru, rok 1955 (fotografia z archiwum rodzinnego, opublikowana w książce "Dziewczyny z Syberii" Weronika po wyjsciu z łagru, rok 1955 (fotografia z archiwum rodzinnego, opublikowana w książce "Dziewczyny z Syberii"[/caption]

Gdy to usłyszałam, ugięły się pode mną nogi.
Okazało się, że bolszewicy zrobili obławę na oddział mojego brata. Został ranny, okrążony. Ostatni pocisk zostawił dla siebie, nie chciał dostać się żywcem w ręce wroga. Miał dwadzieścia cztery lata. Do dziś nie wiemy, gdzie zakopali jego ciało.
(...)
"Dawno wróciłaś?"
Pewnego dnia, był już rok 1953, wezwał mnie komendant obozu. Spytał, ile mam lat i na ile zostałam skazana. Okazało się, że właśnie zdechł Stalin. Użyłam takiego słowa, bo uważam, że słowo "umarł" jest zarezerwowane dla ludzi. A on człowiekiem nie był.
Ogłoszono amnestię, w ramach której zmniejszono mi wyrok o piętnaście lat. Potem moja sprawa została jeszcze raz rozpatrzona. Uznano, że skoro wstąpiłam do Armii Krajowej jako niepełnoletnia, to można mnie wypuścić. Wyszłam z łagru w 1955 roku, tuż przed Sylwestrem. Władze obozowe kupiły mi bilet, dały parę groszy na jedzenie. Wsadzili mnie do pociągu na zachód. Przed samą Moskwą zostałam napadnięta przez bandę chuliganów. Przystawili mi nóż do gardła i zabrali pieniądze. Kolejne trzy doby jechałam bez jedzenia.

Na wolność wypuszczono również moich rodziców. Zamieszkaliśmy u siostry w Skidlu, mieście w Białoruskiej Republice Sowieckiej. Tu mieszkam do dzisiaj. Do naszej wsi nie mogliśmy powrócić. Ojciec pracował fizycznie, robił beczki. Podobnie mama, którą przydzielono do palenia w szpitalnym piecu.

Dopiero latem 1956 roku postanowiłam odwiedzić naszą rodzinną wieś. Spotkałam tam wielu znajomych, krewnych i kolegów, z którymi chodziłam do szkoły. Wieczorem poszłam z kuzynką na zabawę, która ‒ zgodnie z dawnym zwyczajem ‒ odbywała się u nas zawsze po odpuście. Weszłam do środka i nagle go zauważyłam. Nie mogłam uwierzyć. Mój Jasio. Był na parkiecie, tańczył z jakąś pielęgniarką. Po chwili on również mnie zobaczył. Odprowadził natychmiast tę dziewczynę na ławkę i podszedł do mnie.

‒ Dawno wróciłaś? ‒ spytał.
‒ W zeszłym roku.
‒ I nie dałaś znać?!
Nie odpowiedziałam. Spytałam tylko:
‒ A ty jak, żonaty?
‒ Siądźmy, porozmawiajmy.
Usiedliśmy. Nie minęło pół godziny, gdy mi się oświadczył. Okazało się, że się nie ożenił, pozostał kawalerem. Odpowiedziałam mu jednak, że nie mogę wyjść za mąż, bo nie mam dosłownie nic. Ani pościeli, ani palta. Wszystko straciłam, wszystko rozkradli. Nie mam nawet pracy. Kiepska ze mnie partia. Wtedy on się uśmiechnął.

‒ Nie martw się tym ‒ powiedział. ‒ Od tej pory o wszystko będziemy się starać razem.

(...)
Było nam ciężko. W Związku Sowieckim panowała powszechna nędza, wszystkiego brakowało. A ja jeszcze nie mogłam dostać pracy. Trochę szyłam, potem sprzedawałam lody. Kiedy już miałam dzieci, skończyłam technikum handlowe.

Miałam dostać posadę, wszystko było już umówione. Aż tu nagle do tego zakładu zadzwonili z NKWD. Pracy oczywiście nie dostałam. Bezpieka mnie obserwowała, byłam inwigilowana. Nękali również mojego męża. Był w końcu synem kułaka, a poza tym również służył w Armii Krajowej.

Kiedy w 1991 roku Związek Sowiecki wreszcie się zawalił, świętowaliśmy. To był jeden z najwspanialszych dni w moim życiu, nadzieje miałam olbrzymie. Od razu przywrócono katolickie święta, wydawało się, że będzie tak jak dawniej. Niestety, trwało to bardzo krótko. Na Białorusi szybko cofnięto zmiany. Kraj ten dzisiaj niewiele różni się od Związku Sowieckiego.

Mojego wyroku nie anulowano, nigdy nie zostałam zrehabilitowana. Władze uważają mnie więc nadal za "wroga ludu". A moich katów, zbirów z NKWD, za bohaterów. Wielokrotnie pisałam podania, żeby wskazano mi, gdzie znajduje się grób mojego brata. Za każdym razem odmawiano.

W ogóle Polakom jest tu źle. Musimy walczyć o to, żeby msza mogła być odprawiana po polsku, żeby nasze dzieci mogły w szkołach uczyć się polskiego. Wychodzimy na ulicę, protestujemy, a oni pakują nas do aresztów. Zupełnie jak dawniej. Chociaż mam osiemdziesiąt cztery lata, nie składam broni. Walczę. Mam tyle energii, jest tyle do zrobienia. (...)

Pozostaje już tylko nadzieja, że może naszym wnukom ułoży się lepiej. Wnuczkę Marynę, gdy tylko skończyła czternaście lat, wyprawiłam do Polski. Skończyła studia w Białymstoku. Wyszła za mąż, ma dwoje dzieci, Agatkę i Marcinka.

Czasami pytają mnie, dlaczego ja również nie wyjadę. Dlaczego nie opuszczę Białorusi. Odpowiadam, że nie ma o tym mowy. Że ja się stąd nie ruszę za żadne skarby. Jestem w tę ziemię wrośnięta korzeniami. To jest bowiem nasza ziemia. Tu są groby moich przodków i moich najbliższych. W tę ziemię wsiąkła krew mojego brata. Tu jedenaście lat temu pochowany został mój mąż. Chcę spocząć u jego boku.

Weronika Sebastianowicz z domu Oleszkiewicz (rocznik 1931)

Opublikowany fragment pochodzi z książki Anny Herbich "Dziewczyny z Syberii. Prawdziwe historie" Znak Horyzont, Kraków 2015

[caption id="attachment_3244" align="aligncenter" width="625"]Weronika Sebastianowicz: "W tę ziemię wsiąkła krew mojego brata" /materiały prasowe Weronika Sebastianowicz: "W tę ziemię wsiąkła krew mojego brata"
/materiały prasowe[/caption]

Artykuł „- Nigdzie nie jedziemy. Polska tu wróci. – Więc zostaliśmy. A Polska nie wróciła”. Zaczął się koszmar… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/nigdzie-jedziemy-polska-wroci-wiec-zostalismy-a-polska-wrocila-zaczal-sie-koszmar/feed/ 0
Bohaterowie Sybiru – polski film z 1936 r. z niezapomnianym Eugeniuszem Bodo. Polscy zesłańcy, by walczyć o wolność Ojczyzny, ruszają w długą drogę https://niezlomni.com/bohaterowie-sybiru-polski-film-z-1936-roku-z-niezapomnianym-eugeniuszem-bodo-polscy-zeslancy-by-walczyc-o-wolnosc-ojczyzny-ruszaja-w-dluga-droge-wideo/ https://niezlomni.com/bohaterowie-sybiru-polski-film-z-1936-roku-z-niezapomnianym-eugeniuszem-bodo-polscy-zeslancy-by-walczyc-o-wolnosc-ojczyzny-ruszaja-w-dluga-droge-wideo/#respond Sun, 09 Oct 2016 15:44:32 +0000 http://niezlomni.com/?p=15694

Bohaterowie Sybiru to polski film fabularny z 1936 roku. Opowiada o losach polskich zesłańców, którzy po powstaniach narodowych znaleźli się pośród śniegów Syberii. Gdy w pobliskim miasteczku zostaje otwarty punkt rekrutacyjny do armii gen. Żeligowskiego, Polacy tłumnie się stawiają, gotowi nie pierwszy raz walczyć o wolność Ojczyzny. Lecz droga do domu, pośród mrozu, śniegu i głodu, może być najtrudniejszą drogą w ich dotychczasowym życiu.

Obsada:
Krystyna Ankwicz - wnuczka powstańca polskiego
Adam Brodzisz - porucznik
Eugeniusz Bodo - Władek
Kazimierz Junosza-Stępowski - oficer gwardii carskiej
Leon Wyrwicz
Ludwik Fritsche
Lala Górska - córka porucznika Zofia
Żenia Magierówna
Eugeniusz Koszutski
Stanisław Daniłowicz
Jerzy Roland
Jan Kurnakowicz - Stiopa
Feliks Chmurkowski - inżynier
Stefan Hnydziński
Mieczysław Cybulski - student rosyjski Roman Kłosewicz
Stanisław Grolicki
Jan Bonecki

Artykuł Bohaterowie Sybiru – polski film z 1936 r. z niezapomnianym Eugeniuszem Bodo. Polscy zesłańcy, by walczyć o wolność Ojczyzny, ruszają w długą drogę pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/bohaterowie-sybiru-polski-film-z-1936-roku-z-niezapomnianym-eugeniuszem-bodo-polscy-zeslancy-by-walczyc-o-wolnosc-ojczyzny-ruszaja-w-dluga-droge-wideo/feed/ 0