operacja Wisła – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png operacja Wisła – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Po przeprowadzeniu Rzezi Wołyńskiej, Ukraińcy chcieli spacyfikować Lubelszczyznę. Krwawa wojna z OUN-UPA. [WIDEO] https://niezlomni.com/po-przeprowadzeniu-rzezi-wolynskiej-ukraincy-chcieli-spacyfikowac-lubelszczyzne-krwawa-wojna-z-oun-upa-wideo/ https://niezlomni.com/po-przeprowadzeniu-rzezi-wolynskiej-ukraincy-chcieli-spacyfikowac-lubelszczyzne-krwawa-wojna-z-oun-upa-wideo/#comments Sun, 01 Dec 2019 20:08:18 +0000 https://niezlomni.com/?p=50871

Głównym powodem konfliktu na wschodniej Lubelszczyźnie był fakt, że Ukraińcy uznawali ją za ukraińskie Kresy Zachodnie i swoją koncepcję wpisywali w różnorakie plany niemieckie popierające Ukraińców. Jako przykład popierania Ukraińców przez Niemców może służyć chociażby akcja wysiedleńcza Polaków o kryptonimie „Ukraineaktion”, przeprowadzona między 15 stycznia a 6 marca 1943 r., która pociągnęła za sobą wysiedlenie z 64 wsi ponad 12 tys. Polaków z powiatu hrubieszowskiego i osiedlenie na ich miejscu ponad siedem tysięcy Ukraińców.


Wkroczenie Sowietów po II wojnie światowej nie zakończyło trwającej tam cały czas wojny z OUN-UPA. Organizacje te ostro sprzeciwiły się przesiedleniu Ukraińców na Ukrainę, natomiast przesiedlanie Polaków do Polski traktowały jako przejaw sprawiedliwości dziejowej. Także Chruszczow chciał przyłączenia Chełmszczyzny do sowieckiej Ukrainy.

OUN-UPA prowadząc na Lubelszczyźnie bezwzględną walkę z państwem polskim, usiłowało nawiązać współpracę z polskim podziemiem niepodległościowym. Z jego pomocą chciało zalegalizować swoje istnienie i uzyskać akceptację rządu londyńskiego. Miał się on stać ich adwokatem na arenie międzynarodowej, który zdjąłby z niej odium ludobójczej formacji, która dopuściła się zbrodni wołyńskiej i współpracowała z Niemcami.

Działalność UPA doprowadziła do tego, że na wschodniej Lubelszczyźnie udało się pozostać sporej ilości ukraińskiej ludności, stanowiącej wciąż zaplecze dla jej funkcjonowania. Oficjalnie przesiedlenie ludności ukraińskiej na Ukrainę już się zakończyło i Chruszczow nie był skory do przyjmowania kolejnego kontyngentu. Najprawdopodobniej, co potwierdzają jego dalsze kroki, myślał o innym wariancie przyłączenia Chełmszczyzny, opartej na tzw. wymianie terytoriów.
W takiej sytuacji, by zakończyć krwawe zmagania z OUN-UPA, władze polskie podjęły decyzję o przesiedleniu ludności ukraińskiej na Ziemie Odzyskane. Pozbawiły podziemie ukraińskie zaplecza i bardzo szybko jego resztki zostały wytropione i rozbite. Do historii działania te weszły pod nazwą Operacji „Wisła”. Autor opisuje szczegółowo jej przebieg na Lubelszczyźnie. OUN-UPA w czasie jej trwania stawiała tutaj szczególnie zażarty opór w walkach, w których zginęło wielu żołnierzy. Jej ostateczne rozgromienie nastąpiło już po formalnym zakończeniu Operacji „Wisła”, jesienią 1947 r.

Książka, jak większość prac autora, jest oparta na obficie cytowanych dokumentach, relacjach i wspomnieniach. Nie tylko polskich, ale również ukraińskich, niemieckich, a także na całej dostępnej literaturze.

Poniżej fragment rozdziału pierwszego Gdzie są te tysiące zamordowanych Ukraińców? z książki Marek A. Koprowski - „Łuny na Wschodzie. Krwawa wojna z OUN-UPA o Lubelszczyznę”. Książka ukazała się ukazała się nakładem wydawnictwa Replika, Poznań 2019. Można ją nabyć TUTAJ.

Część ukraińskich historyków wciąż idzie w zaparte i twierdzi, że masowe mordy rozpoczęły się nie na Wołyniu, a na Lubelszczyźnie i rzeź wołyńska była tylko odwetem za mordy na ludności ukraińskiej, popełnione przez Polaków m.in. na Chełmszczyźnie. Jeden z nich – Orest Subtelny – w 1994 r. zasugerował, że już w 1942 r. Polacy zabili tysiące ukraińskich chłopów, głównie na obszarze Chełmszczyzny. Owe tysiące ukraińskich ofiar nie znajduje jednak potwierdzenia w źródłach. Dane na ten temat są różne, ale żadne nie potwierdzają owych tysięcy ofiar! W latach 1941-1942 zginęło 4 Ukraińców, w 1942 – 1943 – 34. Według innych danych na Zamojszczyźnie w 1942 r. zginęło 123 Ukraińców. Były to ofiary niemieckich akcji pacyfikacyjnych, mających być inspirowanymi przez polską policję granatową. Miała ona brać w nich aktywny udział. Była to jednak zemsta czy raczej odwet za udział ukraińskich policyjno-wojskowych formacji w służbie niemieckiej w pacyfikacji polskich wsi. Miało w nich zginąć w 1942 r. 119 Polaków, a w 1943 r. 325 osób. Kto więc jest tu pokrzywdzony i gdzie są te tysiące zamordowanych Ukraińców? Krwawa wojna na Lubelszczyźnie zaczęła się w 1944 r. już po wyrżnięciu przez Ukraińców Wołynia i przeniesieniu rzezi na obszar Małopolski Wschodniej, a raczej całego obszaru UPA-Zachód, w skład którego wchodził m.in. Wojskowy Okręg „Bug”, obejmujący Lubelszczyznę. Wtedy to oddziały ukraińskie nasiliły na tym terenie działalność terrorystyczną przeciwko ludności polskiej. W kwietniu 1944 r. Sztab Główny UPA skierował na Chełmszczyznę dwa kurenie z zagonu im. „Bohuna”, dowodzonego przez pułkownika Ostrożśkoho, który wchodził w skład OW „Turiw”. Jak wynika z zeznań Aleksandra Andrejewicza Łuckiego, członka Głównego Wojskowego Sztabu UPA Krajowego Prowodu OUN „Galiczyna”, a wcześniej komendanta „UPA-Zachód”, ówczesny główny komendant UPA Roman Szuchewycz przywiązywał do panowania przez OUN-UPA na tym terenie ogromną wagę. Na jego polecenie miał zostawić niedokończone prace i udać się na Chełmszczyznę.

Oto fragment protokołu z jego przesłuchania, które potwierdził swoim podpisem, a który sporządził naczelnik Śledczego Oddziału NKGB USRR Pawłowskij w asyście starszego śledczego NK USRR Pogrebnego:

W początku maja 1944 r. (…) otrzymałem od Szuchewycza zadanie wyjechać na Chełmszczyznę i stanąć na czele tamtejszych oddziałów UPA, aktywizować ich działalność i rozbudować szeregi UPA na bazie miejscowych możliwości.”
Pytanie: „Czym był podyktowany wasz wyjazd na Chełmszczyznę?”
Odpowiedź: „Polskie nacjonalistyczne podziemie w lasach Zamościa i Lublina sformowało tzw. Dywizję im. Kościuszki dla walki z kunowskim podziemiem i oddziałami UPA.

Wiosną 1944 r. dywizja ta przedostała się na Chełmszczyznę i w odpowiedzi na likwidację polskiej ludności przez oddziały UPA zaczęła zabijać Ukraińców. W związku z tym „Główny Prowod OUN” podjął decyzję, żeby posłać na Chełmszczyznę część oddziałów UPA z zadaniem rozgromienia polskiej dywizji, zlikwidowania lub wygnania całej polskiej ludności za granice Chełmszczyzny. Wcześniej na Chełmszczyznę z Wołynia i Galicji zostało skierowanych szereg oddziałów UPA, liczących 6 tysięcy ludzi, a oprócz tego w najbliższym czasie miało być przerzuconych jeszcze kilka dodatkowych oddziałów UPA. Ja udawałem się z rozkazu Głównego Prowodu, aby kierować działaniami tych oddziałów dla rozgromienia Dywizji im. Kościuszki i zlikwidowania polskiej ludności, następnie po tym miałem utworzyć nowe oddziały UPA.
Zadania swego Łucki nie wykonał, ponieważ nie zdołał dotrzeć na Chełmszczyznę. Po drodze w Kamionce Strumiłowej został aresztowany przez Niemców. Jego zeznania potwierdzają, że UPA planowała całkowite opanowanie Chełmszczyzny, likwidację polskiego podziemia i wymordowanie ludności polskiej. Nie było też tysięcy wymordowanych Ukraińców.

Głównym powodem konfliktu na wschodniej Lubelszczyźnie był fakt, że Ukraińcy uznawali ją za ukraińskie Kresy Zachodnie i swoją koncepcję wpisywali w różnorakie plany niemieckie popierające Ukraińców. Jako przykład popierania Ukraińców przez Niemców może służyć chociażby akcja wysiedleńcza Polaków o kryptonimie „Ukraineaktion”, przeprowadzona między 15 stycznia a 6 marca 1943 r., która pociągnęła za sobą wysiedlenie z 64 wsi ponad 12 tys. Polaków z powiatu hrubieszowskiego i osiedlenie na ich miejscu ponad siedem tysięcy Ukraińców. Zanim przejdziemy do omówienia szerzej wspierania etosu ukraińskiego na Lubelszczyźnie, trzeba podkreślić, że wcześniej takim adwokatem Ukraińców był carat i Rosyjska Cerkiew Prawosławna. Zostawiły one na Lubelszczyźnie dziedzictwo, z którym Polska międzywojenna nie potrafiła sobie poradzić… Dziedzictwem tym było prawosławie, które przymusowo zastępowały struktury likwidowanego Kościoła unickiego. Szczególnym terenem poddanym obróbce przez władze carskie, lansujące hasło: „jedna Rosja, jedna wiara, jeden car”, stała się Chełmszczyzna, która w 1912 r. stała się gubernią chełmską utworzoną z całych powiatów hrubieszowskiego i tomaszewskiego oraz części powiatów: chełmskiego, zamojskiego, krasnostawskiego i lubartowskiego. Ponadto do guberni chełmskiej włączono w całości powiat bialski oraz częściowo powiaty: włodawski, konstantynowski i radzyński. Ten teren w znacznej mierze pokrywał się z terytorium zlikwidowanej w 1875 r. unickiej diecezji chełmskiej. Parafie unickie zostały w niej zlikwidowane i zastąpione przez przymusowo zakładane prawosławne. Był to pierwszy etap ekspansji „carosławia”, jak określano rosyjskie prawosławie. Region ten szybko nabierał cech wschodnich. Uwieńczeniem tego procesu było odłączenie go od Królestwa Polskiego i przyłączenie bezpośrednio do Rosji. Gdyby Polska dłużej znajdowała się pod zaborami, proces ten z pewnością ruszyłby dalej na Zachód i dotarł co najmniej do Wisły. Przedłużeniem tego procesu było oddanie przez Niemców utworzonej pod ich patronatem Ukrainie na mocy traktatu brzeskiego w 1918 r. guberni chełmskiej zwanej Chełmszczyzną.,. Rozpoczęto tam wtedy antypolską agitację, która nasiliła się zdecydowanie od kwietnia 1918 r., gdy metropolita lwowski wznowił działalność unickiej diecezji chełmskiej i jej hierarchii. Społeczeństwo polskie potraktowało oderwanie Chełmszczyzny jako czwarty rozbiór Polski i solidarnie zareagowało wielkim oburzeniem i protestami. Ówczesne nastroje bardzo celnie oddał w swoich wspomnieniach Wincenty Witos, pisząc:

Dzień 18 lutego 1918 r. został wyznaczony jako termin ogólnego narodowego protestu. I rzeczywiście, w dniu tym stanęło zupełnie wszelkie życie na całym obszarze Galicji, a także częściowo i Śląska Cieszyńskiego. Mimo, że kraj pozostawał pod władzą wojskową, a koleje były zmilitaryzowane – stanęły one wszystkie, stanęła też praca w urzędach, fabrykach, zakładach. W wielu kościołach odbywały się nabożeństwa żałobne z odpowiednimi kazaniami, wygłaszanymi z bardzo dużą odwagą, przez młodszych szczególnie księży. W każdym mieście, miasteczku, wsi – odbywały się masowe wiece i demonstracje, na których przemawiali liczni mówcy, przedstawiając stan sprawy i piętnując otwarcie w słowach najostrzejszych postępowanie rządu austriackiego i niemieckiego.

Koło Polskie w parlamencie w Wiedniu wydało też odezwę, w której stwierdzało m.in.:

(…) Pierwszy traktat pokojowy zawarty dnia 9 lutego 1918 r. w Brześciu uderzył w naród polski, jak grom, jak zapowiedź złowroga, że militaryzm niemiecki wraz z chytrą i nieszczęśliwą dyplomacją staro austriacką zamierzają ziemie polskie okaleczyć i naród polski we własnym jego kraju uczynić niewolnikiem i nędzarzem. Przyjaźń niemiecko-ukraińska, mająca się ugruntować na trupie Polski i Litwy, chce zasiać nienawiść między polskim i ukraińskim narodem, chce Polsce odebrać wszelkie znaczenie narodowe, państwowe, gospodarcze i uczynić z niej niewolnika państwa, przemysłu i handlu niemieckiego, niewolnika strzeżonego od wschodu wspólnie przez Niemcy i ukraińskie państwo.

Ludność polska protestowała też na terenie samej Chełmszczyzny. Do masowych wystąpień doszło m.in. w 97 wsiach zamieszkałych przez Polaków w powiecie hrubieszowskim, 78 w chełmskim. W zamojskim protesty Polaków też były masowe. Odbyły się one w 14 gminach na 15 istniejących.

Zadowolenie z przyłączenia „prastarych ukraińskich ziem Chełmszczyzny i Podlasia” wyraziło natomiast zgromadzenie duchownych trzech diecezji greckokatolickich, które uznało to za akt: „oparty na historycznych tradycjach i rdzennej, etnicznej ukraińskiej większości”.
Już u zarania odbudowy państwa polskiego Wojsko Polskie tworzone ad hoc musiało odbijać także Chełmszczyznę, z której Ukraińcy ani myśleli rezygnować i chcieli ją przyłączyć do Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. W sprawę włączył się aktywnie metropolita Andrzej Szeptycki , który nie ukrywał swojej radości, że Chełmszczyzna została oderwana od Polski. Zawarcie pokoju w Brześciu, jak pisze Kost Łewyckyj, adwokat i polityk, poseł do parlamentu austriackiego i sejmu galicyjskiego, a w latach 1918 – 1919 premier ZURL, traktował symbolicznie. W mieście tym sfinalizowano unię kościelną. Szeptycki zabiegał u władz niemieckich, zarówno cywilnych, jak i wojskowych, o poparcie działalności duszpasterskiej, a raczej misyjnej, księży greckokatolickich na terenie Chełmszczyzny i Podlasia. Jak pisze Maciej Mróz, Szeptycki w swoich memoriałach i petycjach do władz niemieckich: „wysuwał oskarżenia przeciwko duchowieństwu łacińskiemu, które utrudniało reaktywowanie Unii na Chełmszczyźnie i Podlasiu. Dotyczyły one m.in. konfliktów z duchowieństwem łacińskim o sporne świątynie pounickie w Szczebrzeszynie, Radecznicy, Kostobudach i Lipsku oraz profanacji cerkiewnych ikonostasów”.
Fragment rozdziału pierwszego Gdzie są te tysiące zamordowanych Ukraińców?

Marek A. Koprowski - „Łuny na Wschodzie. Krwawa wojna z OUN-UPA o Lubelszczyznę”.

Pamięci Stanisława Basaja „Rysia”, dowódcy I Batalionu Oddziałów Hrubieszowskich BCh, który pierwszy stanął do obrony mieszkańców polskich wsi, mordowanych przez nacjonalistów ukraińskich. Po wojnie oficera MO, walczącego z oddziałami UPA o polskość Ziemi Hrubieszowskiej, bestialsko zamordowanego przez oprawców „Jahody”.

Marek A. Koprowski. Pisarz, dziennikarz, historyk zajmujący się losami Polaków. Plonem jego wypraw i poszukiwań jest wiele książek, z czego kilkanaście ukazało się nakładem Wydawnictwa Replika.

Za serię książek pod wspólnym tytułem Wołyń otrzymał Nagrodę im. Oskara Haleckiego w kategorii „Najlepsza książka popularnonaukowa poświęcona historii Polski w XX wieku”. Jest też laureatem nagrody „Polcul – Jerzy Boniecki Foundation” za działalność na rzecz utrzymania kultury polskiej na Wschodzie.

Artykuł Po przeprowadzeniu Rzezi Wołyńskiej, Ukraińcy chcieli spacyfikować Lubelszczyznę. Krwawa wojna z OUN-UPA. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/po-przeprowadzeniu-rzezi-wolynskiej-ukraincy-chcieli-spacyfikowac-lubelszczyzne-krwawa-wojna-z-oun-upa-wideo/feed/ 3
Operacja „Wisła” w ogniu polemik i kontrowersji. Marek A. Koprowski pisze dlaczego akcja „Wisła” musiała zostać przeprowadzona. [WIDEO] https://niezlomni.com/operacja-wisla-ogniu-polemik-kontrowersji-marek-a-koprowski-pisze-dlaczego-akcja-wisla-musiala-zostac-przeprowadzona-wideo/ https://niezlomni.com/operacja-wisla-ogniu-polemik-kontrowersji-marek-a-koprowski-pisze-dlaczego-akcja-wisla-musiala-zostac-przeprowadzona-wideo/#respond Sat, 20 Jan 2018 16:30:46 +0000 https://niezlomni.com/?p=46217

Siedemdziesiąt lat temu władze polskie rozpoczęły operację „Wisła”, która do podręczników historii przeszła pod nazwą akcji „Wisła”, choć nazwa ta nie jest właściwa. Użył jej któryś z historyków i tak już zostało.

Operacja „Wisła”, można powiedzieć, była rezultatem układu z 9 września 1944 roku zawartego między Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego a Radą Komisarzy Ludowych Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej o tzw. ewakuacji Ukraińców z Polski do USRR i obywateli polskich z USRR do Polski. Od 15 października 1944 roku do 15 czerwca 1946 roku przesiedlono łącznie 480 305 osób (122 450 rodzin). Władze polskie sądziły, że po zakończeniu przesiedleń na terenie południowo-wschodnich powiatów pozostało około 20 tysięcy Ukraińców, choć w rzeczywistości było ich około 150 tysięcy. Miało to dwie przyczyny. Pierwszą był fakt, że polski rząd nie dysponował realnymi statystykami ludnościowymi tego obszaru. Po drugie Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów i jej zbrojne ramię – Ukraińska Powstańcza Armia robiły wszystko, by nie dopuścić do przesiedlenia Ukraińców na sowiecką Ukrainę. To, że z Ukrainy wyjechało (a raczej musiało wyjechać) 787 674 obywateli polskich, OUN-UPA traktowały, rzecz jasna, jako „rozwiązanie jak najbardziej sprawiedliwe”. Same zresztą zrobiły wszystko, by Polaków zniechęcić do pozostania na Kresach. Azjatycka rzeź Polaków dokonana na Wołyniu przez OUN-UPA spowodowała, że Polacy, którzy przeżyli tę hekatombę, myśleli tylko o jednym: jak uciec przed nożami i siekierami ukraińskich morderców. OUN-UPA wymordowały około 100 tysięcy mieszkańców. Z ogólnej liczby 1150 polskich wiejskich osiedli, liczących w sumie ponad 31 tysięcy zagród, zdewastowanych przez OUN-UPA zostało na Wołyniu 1048 osiedli (z 26 167) zagrodami. Niemcy zniszczyli tylko 37 osiedli w czasie akcji pacyfikacyjnych. Zaledwie 66 osiedli przetrwało wojnę. Sowieci zburzyli je po wyjeździe Polaków. Z 253 kościołów i kaplic OUN-UPA obróciły w perzynę 103, natomiast 94 zrujnowali Sowieci, 25 kościołów po wojnie wykorzystywano do innych celów.

Podobną akcję eksterminacyjną OUN-UPA chciały przeprowadzić także w Małopolsce Wschodniej, lecz tu ze względu na siłę etosu i polskiego podziemia nie przybrała ona tak krwawego charakteru, choć nawet Niemcy odnotowali, że w lutym 1944 roku OUN-UPA za głównego wroga uznały Polaków i przygotowywały się do ich zupełnego usunięcia i wzięcia władzy w swoje ręce.

Następne meldunki mówią, że działalność OUN-UPA wzrasta w „przerażającym tempie”. Sprawozdanie Głównej Polowej Komendantury „365” z dnia 19 czerwca 1944 roku mówi, że: „celem działania oddziałów UPA jest wyzwolenie Ukrainy od Sanu i zniszczenie ludności polskiej na tym obszarze”. Panika i psychoza, jaka opanowała ludność Małopolski Wschodniej, spowodowała masowe wyjazdy za San. Polacy nie wierzyli w możliwość zorganizowania skutecznej obrony przed atakami OUN-UPA. Tylko w jednym tygodniu miejscowy komisarz w Borszczowie wydał 2,5 tysięcy przepustek zezwalających na ewakuację do województw krakowskiego i miechowskiego. Pogróżki i wezwania ukraińskich nacjonalistów budziły wśród Polaków z Małopolski przerażenie, które wzmagały relacje polskich uciekinierów z Wołynia.

Uciekinierzy z Wołynia i Małopolski, szukający schronienia w województwach lubelskim, dzisiejszym podkarpackim i krakowskim, przenosili nastroje zagrożenia na te terytoria. Jeżeli dzisiaj któryś historyk mówi, że akcja „Wisła” nie ma nic wspólnego z ludobójstwem wołyńskim, to znaczy, że na studiach nie miał zajęć z psychologii społecznej. Akcja „Wisła” była konsekwencją działalności OUN-UPA na terenie południowo-wschodniej Polski. Działalności, która stanowiła przedłużenie walki z państwem polskim na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej. Akcja „Wisła” była ostatnim akordem tego ukraińsko-polskiego starcia! Taka jest historyczna prawda.

OUN-UPA nie pogodziły się z wyrokiem historii i z faktem, że mocarstwa zachodnie i Stalin już w Jałcie uznali, że wschodnia granica Polski będzie przebiegać wzdłuż linii Curzona, wyznaczonej w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Uznała, że kilkanaście powiatów leżących za tą linią to etniczne ziemie ukraińskie, które powinny zostać przyłączone do Ukrainy. OUN-UPA zakwestionowały przynależność tych ziem do Polski, nie uznały jej jurysdykcji nad nimi, zwalczały wszelkie tworzone przez nią struktury. Wzywały Ukraińców do bojkotu rozporządzeń polskich władz. Bez akceptacji OUN-UPA nikt na tym obszarze nie mógł zostać nawet sołtysem. Jeżeli się zgodził i był akceptowany przez władze polskie, wędrował na gałąź. UPA niszczyła posterunki milicji, w konsekwencji czego pospolity bandytyzm rozrósł się do niewyobrażalnych rozmiarów. Nie działały szkoły, nie ściągano podatków, nie prowadzono gospodarki leśnej itp. Państwo polskie w kilkunastu powiatach południowo-wschodniej Polski de facto nie funkcjonowało. W miejsce struktur polskich OUN utworzyła własne, obejmujące swoją siatką wsie i osady. Polacy z tych terenów uciekali, nie chcąc paść ofiarą mordów. Na niektórych obszarach OUN utworzyła partyzanckie republiki, do których nikt obcy nie miał wstępu.

Ludność polska, która nie chciała porzucać rodzinnej ziemi, tworzyła oddziały samoobrony i umacniała swoje wsie, żeby odeprzeć atak UPA. OUN-UPA traktowały je jako gniazda „polskich bandytów” i starały się je bezwzględnie likwidować, mordując bestialsko jej obrońców i cywilnych mieszkańców.

Demonstrując swą siłę i koncentrując oddziały, UPA trzykrotnie usiłowała zniszczyć garnizon w Birczy, w której chronili się Polacy z mordowanych polskich wsi. W marcu 1946 roku oddziały UPA zlikwidowały w Bieszczadach strażnice WOP, otwierając granicę państwa w całym pasie działania UPA. Z 96 wziętych do niewoli żołnierzy WOP i milicjantów, upowcy zamordowali „metodą katyńską” 36 żołnierzy w okolicy Jasiela. Pozostałych zlikwidowali w innym miejscu (jeden z żołnierzy uciekł oprawcom) – nie chcieli pozostawiać po sobie zbyt wielu śladów. Zamordowali ich w innym miejscu!

OUN-UPA od początku starały się zdecydowanie przeciwstawiać przesiedleniom Ukraińców do ZSRR. Zmuszały ich do pozostania na miejscu. Dobrowolne zgłoszenie się do wyjazd na sowiecką Ukrainę było przez OUN-UPA traktowane jako zdrada i karane śmiercią. Zmuszało to oddziały Wojska Polskiego, osłaniającego komisje przesiedleńcze, do stosowania siły i przymusu. Ukraińcy twierdzą dzisiaj, że było to ze strony polskiej nadużycie, bo wymiana ludności miała być dobrowolna. Unikają jednak pytania: czy wyjazd Polaków był dobrowolny? Część z nich Ukraińcy najzwyczajniej wymordowali. Przesiedlenia ludności po obu stronach granicy były konsekwencją wojny rozpoczętej na Wołyniu przez Ukraińców przeciwko polskiej społeczności. Była ona okrutna i bezwzględna, wyzwalała zbrodnie i żądzę odwetu. To jednak nie strona polska ją zaczęła.

Kierownictwo OUN-UPA wiedziało, że III wojna światowa, czym tłumaczyli kontynuowanie walki, nie wybuchnie! Ukrywało to starannie przed szeregowymi członkami, karmiąc je opowieściami oficerów polityczno-wychowawczych, że Amerykanie lada dzień ruszą, żeby wyzwolić Ukrainę z rąk Sowietów.

Swoją walkę z państwem polskim OUN-UPA prowadziły bardzo zaciekle. Wynikało to z koncepcji polityki kierownictwa OUN-UPA, w myśl której polskie powiaty, czyli tzw. Zakerzonie, miało odegrać rolę „terytorium propagandowego”. Kierownictwo OUN-UPA zdawały sobie sprawę, że Sowieci odgrodzą Ukrainę od świata „żelazną kurtyną” i żadna wiadomość o walce toczonej przez OUN-UPA z Sowietami nie dotrze do światowej opinii publicznej. Polska nie była tak szczelnie odgrodzona od świata, i kierownictwo OUN-UPA sądziło, że uda się poinformować świat o prowadzonej przez nich walce chociażby z pomocą akredytowanych w niej zachodnich korespondentów.

Przy pomocy „Zakerzonia” OUN-UPA chciały wykreować swój nowy wizerunek jako organizacji narodowowyzwoleńczej, walczącej z komunizmem i Sowietami, która może być sojusznikiem Zachodu. OUN-UPA liczyły na to, że uda się jej nawiązać współpracę z aliantami. Swoimi działaniami na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej OUN-UPA skompromitowały się przed światem – uznano je za organizacje faszystowskie, współpracujące z Niemcami, która dokonały ludobójstwa ludności polskiej na Wołyniu. Kierownictwo OUN-UPA miało także nadzieję, że na Zakerzoniu uda się nawiązać współpracę z polskim podziemiem antykomunistycznym, która uwiarygodni obie organizacje w oczach aliantów. Naiwnie zakładała, że uzyska poparcie rządu londyńskiego, który poprze ich walkę z Sowietami, wydając swoiste świadectwo moralności.

OUN-UPA liczyły także, że poprzez pracę propagandowo-oświatową uda się jej zmienić nastawienie ludności polskiej do Ukraińców.
Działania OUN-UPA sprowadziły się do prowadzenia zażartej walki z państwem polskim, prowadzonej przy pomocy terroryzowanej przez nią ludności ukraińskiej. Ta stała się jej zapleczem, dostarczając oddziałom UPA żywność i wszelkiego innego zaopatrzenia, danych wywiadowczych i kontrwywiadowczych, melin, a także świeżego rekruta, dzięki czemu rozbite oddziały szybko odzyskiwały siłę. W oparciu o ludność zamieszkującą wsie ukraińskie działały szkoły podoficerskie UPA, sieci łączności sztafetowej itp.

OUN-UPA nie udało się osiągnąć swoich celów politycznych. Polskie podziemie antykomunistyczne podjęło wprawdzie rozmowy z UPA, przeprowadziło z nią nawet jedną akcję na Hrubieszów, ale na tym się skończyło. Rząd londyński odmówił zawarcia z OUN-UPA porozumienia. Takie oddziały podziemia antykomunistycznego jak: „Wołyniak”, „Żubryd” czy „Ogień”, a także „Jastrząb” czy „Żelazny”, odrzucały możliwość kontaktów z UPA, a co dopiero możliwość wspólnej walki z nimi. „Wołyniak” zwalczał UPA, stając w obronie mieszkańców polskich wsi.
Swoimi działaniami OUN-UPA nie zdobyły też sympatii na Zachodzie. Powiększyły znacząco przepaść dzielącą Polaków i Ukraińców. Wystarczy wspomnieć, że tylko jeden kureń pod dowództwem Iwana Szpontaka „Zalizniaka”, w czasie wojny zastępca komendanta powiatowego ukraińskiej policji pomocniczej w Rawie Ruskiej, przeprowadził ponad dwieście akcji bojowych przeciwko państwu polskiemu. Zniszczył pięć stacji kolejowych razem z garnizonami wojskowymi, zaminował i wysadził w powietrze 14 mostów kolejowych i 16 drogowych. Wysadził w powietrze cztery pociągi, zlikwidował wraz z załogą 14 posterunków milicji, mordując ich funkcjonariuszy. Zajął trzy miasta z garnizonami wojskowymi.
Natomiast takich kureni, jak „Zalizniak” było zaś wielu. Polaków i Ukraińców, którzy padli ich ofiarą, było bardzo dużo. Utworzona przez OUN Służba Bezpieky bezlitośnie mordowała wszystkich swoich ziomków, którzy nie zgadzali się z linią organizacji. Ilu ich zamordowała, nie wiadomo. Ich liczbę należy szacować w setkach. W każdym razie każde pojawienie się SB na ukraińskiej wsi budziło wśród jej mieszkańców strach.

OUN-UPA wiedziały, że przesiedlenie całości ludności ukraińskiej będzie dla niej równoznaczne z wyrokiem śmierci. Pozbawiona zaplecza, nie byłaby w stanie funkcjonować. Dlatego też w trakcie przesiedlenia ludności ukraińskiej starały się tak działać, by jak najwięcej Ukraińców pozostało na miejscu. Atakowały konwoje wojskowe, eskortujące komisje jadące dokonać przesiedlenia. Gdy ten docierał wreszcie do wsi, okazywało się, że ta jest pusta. Jej mieszkańcy chronili się w tym czasie wraz z dobytkiem w okolicznych lasach. Bywało także, że konwój zastawał tylko część mieszkańców, dokonywał ich przesiedlenia i wpisywał do sprawozdań, że wieś została przesiedlona. Tymczasem reszta mieszkańców wracała do wioski. W sumie, jak wcześniej nadmieniono, w tych wsiach pozostało około 150 tysięcy osób. Jednocześnie OUN-UPA zaczęły stosować taktykę „spalonej ziemi”. Te wsie, które wojsku udało się wysiedlić, całkowicie palono, by nie osiedlili się tam Polacy ekspatriowani z Wołynia i Małopolski Wschodniej. Puścili z dymem praktycznie wszystkie opuszczone wsie – większość z nich już nigdy się nie odrodziło!

Na przełomie 1946/1947 roku sytuacja w południowo-wschodniej Polsce daleka była od stabilizacji. Wsie ukraińskie w dalszym ciągu stanowiły zaplecze materialne, a także źródło rezerw ludzkich UPA. Najgorzej było w Bieszczadach i na Pogórzu Przemyskim. Ocena Sztabu Generalnego WP była jednoznaczna: „[…] Na terenie powiatów przemyskiego, sanockiego i leskiego większość ludności ukraińskiej i mieszanej współpracuje z bandami UPA”. W ocenie Sztabu Ukraińcy stanowili na tych obszarach 85 proc. mieszkańców.
W dokumencie czytamy:

Pozostałe 15 proc. ludności polskiej sterroryzowanej i zdemoralizowanej nie przedstawia w obecnej chwili wartości moralnej. Znaczna większość tych rozrzuconych rodzin polskich nie chce, zresztą boi się pozostać na miejscu.

Działaniom OUN-UPA w południowo-wschodniej Polsce sprzyjał górzysty, silnie zalesiony teren, słabo rozwinięte sieci dróg, a w zasadzie ich brak, a także mała liczba ośrodków miejskich i garnizonów wojskowych. W trudno dostępnych terenach UPA zbudowała sieć bunkrów, kryjówek, w których rozlokowano składy materiałowe oraz szpitale. Sotnie „Chrina”, „Bira” i „Stacha” czuli się tu jako prawowici gospodarze, nie bardzo przejmując się istnieniem państwa polskiego. W pierwszej dekadzie marca 1947 roku sotnia „Chrina” przeprowadziła m.in. przymusowy pobór młodzieży ukraińskiej do UPA. Dnia 28 marca 1947 roku w zasadzce UPA zginął gen. Karol Świerczewski, co było kroplą, która przelała czarę goryczy. Pojechał on na inspekcję, by osobiście ocenić sytuację i zaproponować wnioski w sprawie dalszych działań, niezbędnych dla przywrócenia pełnej jurysdykcji państwa polskiego nad powiatami południowo-wschodniej Polski. Jako frontowy generał nie do końca wierzył w to, że regularne wojsko nie może sobie dać rady z ukraińskim podziemiem. Jego śmierć wywołała szok, bo pełnił on funkcję wiceministra obrony narodowej. Była dowodem na to, że w południowo-wschodniej Polsce nikt nie może czuć się bezpiecznie. Kule UPA mogą dosięgnąć każdego, nawet ministra obrony narodowej. Sytuacja ta sprawiła, że większość polskiego społeczeństwa, jeżeli nie całe, zaczęła się pytać, kiedy rząd polski zrobi porządek z OUN-UPA? Po śmierci gen. Świerczewskiego niemal w tym samym miejscu sotnia „Bira” zorganizowała zasadzkę na grupę manewrową WOP z Koszalina, która po wykonaniu zadań w Bieszczadach wracała do miejsca stałego zakwaterowania. Zginęło w niej 18 żołnierzy, jeden milicjant, a 10 żołnierzy upowcy wzięli do niewoli i następnie zamordowali. Dwaj żołnierze zostali ciężki ranni, a tylko jednemu udało się wymknąć z zasadzki. Utwierdziło to władze polskie w przekonaniu, że trzeba się spieszyć i skończyć z rozzuchwaleniem OUN-UPA, podejmując zdecydowane kroki. Doraźne działania podjęte przez powołaną ad hoc grupę operacyjną, złożoną z oddziału manewrowego z Okręgu Wojskowego Nr 5 i wojsk KBW, nie przyniosły oczekiwanych skutków. Liczące około 3,5 tysiąca żołnierzy zgrupowanie pobiegało sobie trochę po górach, nie napotykając na przeciwnika. By skończyć z OUN-UPA, postanowiono połączyć zmasowaną operację przeciwko oddziałom UPA z przesiedleniem ludności ukraińskiej na Ziemie Zachodnie i Północne. W tym celu powołano Grupę Operacyjną „Wisła”.

Historycy ukraińscy chcą najczęściej wyizolować akcję „Wisła” z całego procesu dziejowego lat czterdziestych i stosunków polsko-ukraińskich. Nazywają ją „zbrodnią komunistyczną”, „czystką etniczną”, a nawet ludobójstwem. Twierdzą, jak pisze Roman Drozd, że „Ukraińców ukarano dlatego, że byli i chcieli być Ukraińcami”. Tego typu badacze nie chcą z reguły przyznać, że ich pobratymcy wymordowali Polaków na Wołyniu tylko dlatego, że byli Polakami. Twierdząc zaś, że akcja „Wisła” była „zbrodnią komunistyczną”, chcą ułatwić stronie polskiej zadanie. Uważają, że skoro zrobili to komuniści, a wy potępiacie wszystko, co komunistyczne, to potępcie jeszcze i akcję „Wisła”. Powiedzcie, że zrobili to komuniści na rozkaz Moskwy, akcją dowodzili sowieccy generałowie, którzy wtedy rządzili Wojskiem Polskim, i sprawa będzie załatwiona. Tymczasem sprawie trzeba się przyjrzeć z innej perspektywy. Jej autorzy działali zgodnie z polską racją stanu. Polska nie mogła sobie pozwolić na istnienie sił dążących do oderwania części jej terytorium. Mitem jest, że operację „Wisła” przeprowadzili oficerowie radzieccy albo że Polska na zlecenie ZSRR. Była to polska inicjatywa, wykonana polskimi rękami. Nie opracowali jej oficerowie radzieccy, ale polscy, i to „sanacyjnego chowu”. Jej plan opracował gen. Stefan Mossor, wybitny teoretyk sztuki wojennej, prawa ręka Tadeusza Kutrzeby, twórca planów wojny Polski z Niemcami. Optował on twardo za przesiedleniami Ukraińców na Ziemie Odzyskane, uważając, że jest to jedyna droga ostatecznego rozprawienia się z OUN-UPA. Sztab Grupy Operacyjnej „Wisła” w znacznej mierze skompletował sam Mossor. Otaczał się on oficerami przedwrześniowymi. Do oficerów przybyłych ze Wschodu odnosił się niechętnie. Nie krył swojej rezerwy wobec oficerów radzieckich, którym często odmawiał umiejętności dowódczych i beształ za pomocą niecenzuralnych słów.

Opracowując koncepcję operacji „Wisła”, brał pod uwagę doświadczenia II Rzeczypospolitej i praktykę Korpusu Obrony Pogranicza. Obowiązujące w niej prawo zezwalało na wysiedlenie ze strefy przygranicznej każdego obywatela, którego władze uznały za „niepożądanego ze względu na bezpieczeństwo granic państwa”. Pas ten był szeroki na 30 kilometrów. Strefa ta obejmowała więc zdecydowaną większość terenów, z których dokonano wysiedleń. Akcja „Wisła” miała zatem przedwojenną podstawę prawną. Z komunizmem nie miała ona nic wspólnego.
Nie jest też prawdą, że Polska, dokonując przesiedlenia Ukraińców, a złamała prawo międzynarodowe. Profesor Krzysztof Skubiszewski w artykule Akcja „Wisła” i prawo międzynarodowe, opublikowanym w „Tygodniku Powszechnym” nr 10 z 11 marca 1990 roku odrzucił tezę, że przesiedlając Ukraińców, strona polska złamała dwie konwencje międzynarodowe o ochronie ludności cywilnej podczas konfliktów wojskowych, a mianowicie konwencję haską z 1907 roku i genewską z 1947 roku. Konwencja haska bierze w obronę ludność cywilną w konfliktach między państwami lub między państwami i organizacjami powstańczymi, a UPA nie była w tym czasie przez nikogo uznawana za stronę wojującą ani za organizację powstańczą. Konwencję genewską natomiast Polska podpisała po 1949 roku i ratyfikowała w 1955 roku, a więc już po akcji „Wisła”. Zdanie profesora w tej kwestii jest ważne nie tylko dlatego, że był on ministrem spraw zagranicznych. Był on wówczas uznanym autorytetem w zakresie prawa międzynarodowego, sędzią Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze, przewodniczącym Trybunału Rozjemczego Iran-USA, wykładał również na uczelniach we Francji, w Wielkiej Brytanii i Szwajcarii. Jest autorem wielu publikacji, w których zajmował się m.in. problematyką wysiedleń ludności, a także pracy Wysiedlenia Niemców po II wojnie światowej. Oczywiście oceniając całą sprawę, trzeba się zgodzić, że przesiedlenie ludności ukraińskiej było rozwiązaniem bolesnym, ale wymuszonym przez zbrodniczą działalność OUN-UPA, koniecznym dla zlikwidowania na południowo-wschodnich terenach Polski stanu niepokoju i wrzenia oraz przywrócenia normalizacji życia kraju po zniszczeniach wojennych. Oczywiście można się zastanawiać, czy można było zgnieść ukraińskie podziemie bez wysiedlenia resztek ludności ukraińskiej. Moim zdaniem żadne inne rozwiązanie nie istniało. Dopóki ludność ukraińska mieszkałaby w południowo-wschodniej Polsce, dopóty OUN-UPA prowadziłyby w dalszym ciągu terrorystyczną działalność wymierzoną w struktury państwa polskiego i jego obywateli. Jednoznacznie można to wnioskować z lektur wspomnień dowódców upowskich sotni, których ostatnio ukazało się bardzo dużo. Weźmy chociażby pod uwagę wspomnienia Stepana Stebelskiego „Chrina”, które są tym cenniejsze, że pisał on je w bunkrze na Ukrainie, a nie gdzieś na Zachodzie, gdzie służyłyby głównie propagandzie działalności ukraińskich nacjonalistów. Stebelski pisze w nich, że dzięki działalności OUN-UPA w południowo-wschodniej Polsce:

Świat dowiedział się, że naród ukraiński broni swoich zachodnich ziem, dążąc do niepodległego państwa, stawia czoło wszystkim okupantom jednocześnie. Przez dłuższy czas na terenach Zakerzonia autorytet polsko-bolszewickiej władzy był nadszarpnięty. I dopiero po porozumieniu trzech państw: ZSRR, czerwonej Polski i Czech – przy bezwarunkowym wysiedleniu ukraińskiej ludności Zakerzonia – nasze dalsze działania na jego terenach stały się politycznie niepotrzebne. W momencie wysiedlenia resztek ludności ukraińskiej, nasze zadanie było zakończone1.
Zasadność przeprowadzenia operacji „Wisła” potwierdza też niechcący ukraiński działacz nacjonalistyczny, uczestnik walk OUN-UPA i historyk, Łew Szankowśkyj. W pracy wydanej w 1961 roku w Nowym Jorku napisał:

Walka zbrojna UPA oraz podziemia OUN w przemyskim, jak również na całej zakerzońskiej Ukrainie, została powstrzymywana dlatego, że była taka lub inna przewaga sił zbrojnych wroga. Została ona wstrzymana dlatego, że zabrakło szerokich mas ludowych, które tę walkę popierały i w ten sposób w niej uczestniczyły. […] Kiedy wysiedlono z Zakerzonia prawie wszystkich Ukraińców […] oddziały UPA oraz podziemie OUN nie mogło istnieć2.

Z wypowiedzi tej jednoznacznie wynika, że gdyby ludność ukraińska nie została przesiedlona, to OUN i UPA działałaby w Polsce południowo-wschodniej jeszcze długo.

Mitem jest także, że podczas akcji „Wisła” Wojsko Polskie zabiło kilka tysięcy osób. Dane takie podał jeszcze w 1993 roku ukraiński historyk Eugeniusz Misiło. Grupa Operacyjna „Wisła” przeprowadziła w sumie 357 akcji przeciwko OUN-UPA, w wyniku których zlikwidowano 655 członków UPA. Ujęto 1466 członków OUN i tych, którzy współpracowali z UPA. Według danych Ministerstwa Publicznego od momentu rozpoczęcia operacji „Wisła” do 31 września 1947 roku aresztowano 2274 Ukraińców oskarżonych o przynależność do podziemia zbrojnego. Z tej liczby skierowano do sądu sprawy przeciwko 851 osobom, 1648 osób zwolniono, śledztwo trwało wobec 115 aresztowanych. W obozie filtracyjnym w Jaworznie osadzono w sumie 3873 osoby. Łącznie w 1947 roku skazano na karę śmierci 372 osoby! Gdzie są więc te tysiące, o których pisze Misiło? W ramach Wojskowego Sądu GO „Wisła” na śmierć skazano 173 osoby! Wszystkim postawiono zarzuty z przepisów art. 85 Kodeksu Karnego Wojska Polskiego z września 1944 roku, który stanowił: „Kto usiłuje pozbawić Państwo Polskie niepodległego bytu lub oderwać część jego obszaru, podlega karze więzienia od 10 do 15 lat, albo karze śmierci”.

Mitologizacji uległ też obóz filtracyjny w Jaworznie, do którego kierowano Ukraińców i Łemków podejrzewanych o przynależność do OUN-UPA. Został on utworzony na mocy decyzji Biura Politycznego KC PPR z dnia 23 kwietnia 1947 roku. Jego powstanie było rezultatem nieudolności Urzędu Bezpieczeństwa, który nie posiadał, co udowodniła akcja „Wisła”, żadnych realnych informacji o ukraińskim podziemiu, i Wojsko Polskie w czasie całej operacji działało po omacku. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów nie została przez UB rozpoznana. Nie miał osobowych źródeł informacji. Zaczął ją zdobywać dopiero w czasie operacji „Wisła”. Najprawdopodobniej na jego życzenie władze partyjne zgodziły się na powołanie obozu dla ludności ukraińskiej, w którym UB osadzał podejrzanych o przynależność do OUN-UPA. Władze najzwyczajniej obawiały się, że siatka OUN wraz z wysiedlonymi Ukraińcami rozleje się po całych Ziemiach Odzyskanych i będzie stanowić zagrożenie dla państwa. W sumie przez Jaworzno przeszło 3761 Ukraińców i Łemków podejrzewanych o związki z nacjonalistami. W sumie zmarło w obozie 161 osób. Głównie z powodu wycieńczenia organizmu, chłodu, chorób zakaźnych, braku ciepłej odzieży, fatalnych warunków sanitarnych. Śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Wojewódzką w Katowicach nie potwierdziły faktów bezpośrednich zabójstw na terenie obozu. 547 osadzonych w obozie uznano za osoby prowadzące działalność przeciwko państwu polskiemu. Odesłano ich do więzienia Montelupich w Krakowie. Czterech więźniów przekazano (do dalszych śledztw) władzom bezpieczeństwa do Rzeszowa, a sześciu do Szczecina. Końcem 1947 roku rozpoczęto likwidację obozu, co trwało przez kilka miesięcy. W połowie 1948 roku liczba osadzonych była już niewielka. Pozostali jako wolni ludzie wyjeżdżali transportami, i to bynajmniej nie tylko na Ziemie Odzyskane. 443 osoby odjechały do Rzeszowa, 200 do Lublina, 727 osób pojechało do Olsztyna, 554 do Szczecina, 389 do Wrocławia.

Oceniając operację „Wisła”, zgodzić się trzeba, że w jednym przypadku jej organizatorzy i przeprowadzający popełnili błąd. Łemków Rusinów ze środkowej i zachodniej Łemkowszczyzny nie należało przesiedlać, ale otoczyć opieką. W odróżnieniu od Łemków z woj. sanockiego byli oni lojalnymi obywatelami państwa polskiego, wśród których OUN miał wpływy minimalne. Uważali się oni za Rusinów, a nie Ukraińców. Nie zasilali oni UPA, ani pod względem materialnym, ani ludzkim. Jeżeli w społeczeństwie polskim były żądania, by Łemków także wysiedlić, to należało się im przeciwstawić. Szkoda, że tego nie uczyniono i potraktowano Łemków na równi z ukraińskimi nacjonalistami.

Przypisy
1. S. Stebelski „Chrin”, W bunkrze sotni UPA, w zasadzce której zginął Karol Świerczewski, Przez śmiech żelaza, Zimą w bunkrze, przeł. K. Byzdra; W łemkowskim „Trójkącie” przeciwko trzem armiom, przeł. P. Tomanek, Kraków–Warszawa 2014, s. 329.
2. Cyt. za W. Filar, Wołyń–Lublin–Warszawa 1939-1989. Wspomnienia żołnierza 27 Dywizji Piechoty Armii Krajowej, Warszawa 2013, s. 140.

 

Fragment książki Marka A. Koprowskiego, Akcja „Wisła”. Ostateczna rozprawa z OUN-UPA, Replika, Zakrzewo 2017. Książkę można nabyć TUTAJ

Operacja „Wisła” w ogniu polemik i kontrowersji
Na przełomie lat 1946-47 sytuacja w południowo-wschodniej Polsce daleka była od stabilizacji. Wsie ukraińskie w dalszym ciągu stanowiły zaplecze UPA. Najgorzej było w Bieszczadach i na Pogórzu Przemyskim. Ocena Sztabu Generalnego WP była jednoznaczna: „[…] Na terenie powiatów przemyskiego, sanockiego i leskiego większość ludności ukraińskiej i mieszanej współpracuje z bandami UPA”. Ukraińcy stanowili na tych obszarach 85 proc. mieszkańców.

Działaniom OUN-UPA sprzyjał górzysty, silnie zalesiony teren, słabo rozwinięte sieci dróg, a w zasadzie ich brak, a także mała liczba ośrodków miejskich i garnizonów wojskowych. UPA zbudowała tam sieć bunkrów, kryjówek, w których rozlokowano składy materiałowe oraz szpitale. Sotnie „Chrina”, „Bira” i „Stacha” czuły się tu jak prawowici gospodarze, nie bardzo przejmując się istnieniem państwa polskiego.
Doraźne działania, podjęte przez grupę operacyjną wojsk WP i KBW, nie przyniosły oczekiwanych skutków. By skończyć z OUN-UPA, postanowiono połączyć zmasowaną operację przeciwko oddziałom UPA z przesiedleniem ludności ukraińskiej na Ziemie Zachodnie i Północne. W tym celu powołano Grupę Operacyjną „Wisła”.

Historycy ukraińscy chcą wyizolować akcję „Wisła” z całego procesu dziejowego lat czterdziestych i stosunków polsko-ukraińskich. Nazywają ją „zbrodnią komunistyczną”, „czystką etniczną”, a nawet ludobójstwem. Twierdzą, jak pisze Roman Drozd, że „Ukraińców ukarano dlatego, że byli i chcieli być Ukraińcami”. Nie chcą za to przyznać, że ich pobratymcy wymordowali Polaków na Wołyniu tylko dlatego, że byli Polakami.
Gen. Stefan Mossor, wybitny teoretyk sztuki wojennej, opracowując koncepcję operacji „Wisła”, brał pod uwagę doświadczenia II Rzeczypospolitej i praktykę Korpusu Obrony Pogranicza. Obowiązujące w niej prawo zezwalało na wysiedlenie ze strefy przygranicznej każdego obywatela, którego władze uznały za „niepożądanego ze względu na bezpieczeństwo granic państwa”. Akcja „Wisła” miała zatem przedwojenną podstawę prawną. Z komunizmem nie miała ona nic wspólnego.

Nie jest prawdą, że Polska, dokonując przesiedlenia Ukraińców, złamała prawo międzynarodowe. Mitem jest, że podczas akcji „Wisła” Wojsko Polskie zabiło kilka tysięcy osób. Mitologizacji uległ również obóz filtracyjny w Jaworznie, do którego kierowano Ukraińców i Łemków podejrzewanych o przynależność do OUN-UPA.

Oceniając operację „Wisła”, zgodzić się trzeba natomiast, że w jednym przypadku popełniono błąd. Łemków Rusinów ze środkowej i zachodniej Łemkowszczyzny nie należało przesiedlać, ale otoczyć opieką.

O tych wszystkich, ważnych, a często pomijanych i kontrowersyjnych sprawach pisze w swej najnowszej książce Marek Koprowski. Szeroko ujęte konteksty i polemiki wzbogaca omówieniem praktycznie zapomnianej akcji „H-T” oraz biogramami największych ukraińskich zbrodniarzy.

Artykuł Operacja „Wisła” w ogniu polemik i kontrowersji. Marek A. Koprowski pisze dlaczego akcja „Wisła” musiała zostać przeprowadzona. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/operacja-wisla-ogniu-polemik-kontrowersji-marek-a-koprowski-pisze-dlaczego-akcja-wisla-musiala-zostac-przeprowadzona-wideo/feed/ 0