Okręg Wilno AK – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Okręg Wilno AK – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 W nocy z 13 na 14 maja 1944 r. miała miejsce bitwa pod Murowaną Oszmianką. Oddziały AK po brawurowym ataku rozbiły litewskich kolaborantów https://niezlomni.com/nocy-13-14-maja-1944-r-miala-miejsce-bitwa-murowana-oszmianka-oddzialy-ak-brawurowym-ataku-rozbily-litewskich-kolaborantow/ https://niezlomni.com/nocy-13-14-maja-1944-r-miala-miejsce-bitwa-murowana-oszmianka-oddzialy-ak-brawurowym-ataku-rozbily-litewskich-kolaborantow/#respond Sat, 13 May 2017 19:18:12 +0000 http://niezlomni.com/?p=38402

Negatywny stosunek znacznej części społeczeństwa litewskiego do Polaków wynikał przede wszystkim z zadawnionych sporów, kiedy to po I wojnie światowej wybuchł konflikt o przynależność terytorialną Wileńszczyzny. Wyjątkowo mocno zaciążyło to na późniejszych stosunkach polsko-litewskich podczas II wojny światowej, o czym możemy dowiedzieć się m.in. z raportów Delegatury Rządu RP na Kraj przesyłanych do Londynu.

Antypolskie nastroje

W maju 1942 r. informowano, że „Litwini zawiedzeni w swych nadziejach przez Niemców jeszcze bardziej pragną zemsty nad pokonanymi Polakami. Stale grożą, że po wymordowaniu Żydów przyjdzie kolej na Polaków”. Raport z sierpnia 1942 r. pokazywał, że nie były to czcze pogróżki:

„Wileńszczyzna w dalszym ciągu jest terenem najcięższego na obszarze ziem wschodnich Rzeczypospolitej terroru politycznego, w którym Litwini prześcigają się z Niemcami”.

W zwalczaniu polskiego podziemia wyjątkowo aktywna była, całkowicie podporządkowana gestapo, tajna policja litewska Sauguma, zaś Ochotniczy Oddział Strzelców Ponarskich (tzw. szaulisi) od lipca 1941 r. do lipca 1944 r. wymordował w podwileńskich Ponarach ok. 100 tys. obywateli II Rzeczypospolitej – głównie Żydów, ale także przedstawicieli polskich elit.

[caption id="attachment_2646" align="alignright" width="500"]Povilas Plechavičius Povilas Plechavičius[/caption]

Na początku lutego 1944 r. Niemcy zezwolili na utworzenie, pod komendą gen. Povilasa Plechaviciusa, Litewskiego Korpusu Lokalnego (LVR), który miał posłużyć do zwalczania partyzantki polskiej i sowieckiej. Komenda Okręgu Wileńskiego AK, nie chcąc bardziej zaostrzać stosunków, w marcu 1944 r. zaproponowała Litwinom pakt o nieagresji i powołanie wspólnej komisji rozjemczej. Pewni siebie Litwini zażądali jednak całkowitego wycofania oddziałów AK z Wileńszczyzny, na co – rzecz jasna – Polacy nie mogli przystać. Wkrótce rozmowy zostały zerwane, a antypolskie nastroje potęgowały artykuły w litewskiej prasie, w których zapowiadano, że oddziały LVR zniszczą polską partyzantkę.

Litewskie grabieże

Na Wileńszczyznę skierowano sześć batalionów policji litewskiej oraz jeden łotewski, które wkrótce obsadziły kilkanaście miejscowości i rozpoczęły grabieże ludności cywilnej.

Wbrew buńczucznym pogróżkom oddziały litewskie nie podejmowały działań wobec AK, jednak zaczęły brutalnie atakować okoliczne wsie. W ciągu kilku pierwszych dni maja kompanie 310. batalionu LVR rozpoczęły akcje, podczas których spalono kilkanaście gospodarstw oraz zamordowano kilku Polaków i Białorusinów, jednak proceder ten przerwały skuteczne uderzenia brygad wileńskich AK. Działania Litwinów doprowadziły w końcu do tego, że ppłk Aleksander Krzyżanowski „Wilk” wspólnie z mjr. Czesławem Dębickim „Jaremą” i mjr. Antonim Olechnowiczem „Pohoreckim” postanowili rozbić 301. batalion LVR stacjonujący w Murowanej Oszmiance, Nowosiółkach i Tołominowie.

Odwet

Celem głównego uderzenia miał być 750-osobowy litewski garnizon w Murowanej Oszmiance. Dowódcą akcji był mjr Czesław Dębicki „Jarema”, który dysponował ok. 600 ludźmi, zaś ppłk „Wilk” osobiście nadzorował operację. O zmroku 13 maja 1944 r. brygady zajęły pozycje wyjściowe. Wcześniej przecięto linie telefoniczne i spalono mosty, uniemożliwiając przysłanie posiłków. Cztery brygady AK – 3., 8., 12. i 13. – otrzymały zadanie jednoczesnego uderzenia na Murowaną Oszmiankę i Tołominów, a 9. brygada zaryglowała drogę na Oszmianę. Na 1. i 2. kompanię 301. batalionu LVR uderzyły jednocześnie od wschodu, zachodu i południa trzy brygady AK. Szturm odbywał się nocą, a pole walki oświetlały palące się zabudowania. Adam Walczak „Nietoperz”, dowódca 13. Brygady Wileńskiej AK, relacjonował:

„Plutony poderwały się i jak burza wpadły do wsi. Rozległy się alarmowe strzały czujek litewskich. Drużyny jednym skokiem osiągnęły zabudowania Tołominowa. Żołnierze wpadają z granatami do szkoły, gdzie kwaterowali oficerowie litewscy. Zaskoczeni nie zdążyli wydać jakichkolwiek rozkazów. Pod groźbą polskich automatów podnosili ręce w górę. Z innych budynków wychodzili na wpół umundurowani Litwini. Pozbawieni dowódców nie okazywali chęci do walki, poddawali się masowo”.

[caption id="attachment_2647" align="alignright" width="478"]Do niewoli wzięto ponad 300 żołnierzy litewskich - rozebrani do bielizny, zostali puszczeni wolno i w trzech kolumnach skierowani do Jaszun, Wilna i Oszmiany Do niewoli wzięto ponad 300 żołnierzy litewskich - rozebrani do bielizny, zostali puszczeni wolno i w trzech kolumnach skierowani do Jaszun, Wilna i Oszmiany[/caption]

W głębi wsi Litwini nadal stawiali opór, ale partyzanci gwałtownie zaatakowali zabudowania wskazane przez przewodników, obrzucając je granatami. Przerażeni żołnierze Plechaviciusa wyskakiwali wprost pod lufy i z rękoma w górze prosili o przerwanie ognia. Wziętych do niewoli zgrupowano na ulicy. Zachodnia część Tołominowa była w rękach Polaków, jednak po przeciwnej stronie natrafiono na silny opór bunkrów litewskich, który w brawurowym ataku przełamano i zmuszono przeciwnika do kapitulacji. Akowcy zostawili ludzi do pilnowania jeńców i szturmowali nadal. Pomagali im okoliczni mieszkańcy, którzy wskazywali ukrywających się Litwinów. Niedługo później bitwa dobiegła końca. W trakcie walki zginęło 13 partyzantów, 25 zostało rannych, w tym por. Gracjan Fróg „Szczerbiec”, jednak sukces był niewątpliwy. Zginęło 50 Litwinów, ok. 60 zostało rannych. Wzięto do niewoli ponad 300 jeńców, których partyzanci rozebrali do bielizny, uniemożliwiając im tym samym ucieczkę.

Po bitwie przemówił ppłk „Wilk”, podkreślając polskość ziem północno-wschodniej Rzeczypospolitej, wyraził nadzieję, że stosunki polsko-litewskie ułożą się w przyszłości poprawnie. Jeńcy litewscy, którzy także brali udział w uroczystości, zostali nakarmieni, a gdy wreszcie uwierzyli, że zostaną uwolnieni, wznieśli okrzyk na cześć Polaków. Wkrótce w trzech kolumnach wysłano – jak to żartobliwie określono – „białą procesję” do Jaszun, Wilna i Oszmiany, dokąd jednak mogliby nie dotrzeć, gdyby nie konwojujący żołnierze AK, zmuszeni do obrony ich przed samosądem okolicznej ludności, której tak mocno dali się we znaki.

Pojednanie?

[caption id="attachment_2648" align="aligncenter" width="800"]Aleksander Krzyżanowski "Wilk" przed frontem oddziałów wileńskiej AK Aleksander Krzyżanowski "Wilk" przed frontem oddziałów wileńskiej AK[/caption]

Po tych wydarzeniach ppłk Krzyżanowski wystosował do Litwinów odezwę, by zaprzestali działań antypolskich i podjęli wspólną walkę przeciwko Niemcom. Uprzedził ponadto, że w wypadku zastosowania represji wobec polskiej ludności cywilnej podejmie działania odwetowe na Litwie właściwej. List wysłany do gen. Plechaviciusa i gen. Rastikisa pozostał bez odpowiedzi, co nie powinno zbytnio dziwić. Bitwa pod Murowaną Oszmianką, jak i wcześniejsze porażki formacji litewskich w walce z wileńską AK, były tak kompromitujące, że w następstwie tego Niemcy rozwiązali LVR, a gen. Plechaviciusa wraz z członkami jego sztabu aresztowali i osadzili w obozie Salspils pod Rygą.

Niedługo później historia okrutnie zadrwiła z obydwu narodów, a niedawni wrogowie do połowy lat 50. w lasach Litwy i polskich Kresów toczyli śmiertelny bój z sowieckim okupantem, płacąc za to tysiącami zabitych i kilkudziesięcioma tysiącami deportowanych do łagrów. Być może wielu z nich dopiero w barakach archipelagu Gułag podało sobie dłonie. Niestety, obserwując obecny stan stosunków polsko-litewskich, aż strach pamiętać, że przecież historia tak często lubi się powtarzać...

Grzegorz Makus, źródło: „Gazeta Polska Codziennie”

Artykuł W nocy z 13 na 14 maja 1944 r. miała miejsce bitwa pod Murowaną Oszmianką. Oddziały AK po brawurowym ataku rozbiły litewskich kolaborantów pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/nocy-13-14-maja-1944-r-miala-miejsce-bitwa-murowana-oszmianka-oddzialy-ak-brawurowym-ataku-rozbily-litewskich-kolaborantow/feed/ 0
Niezłomny Bojownik o wolność Rzeczypospolitej Polskiej. Szczęśliwie zdołał zbiec z więzienia NKWD. Po latach zostanie upamiętniony https://niezlomni.com/niezlomny-bojownik-o-wolnosc-rzeczypospolitej-polskiej-szczesliwie-zdolal-zbiec-z-wiezienia-nkwd-po-latach-zostanie-upamietniony/ https://niezlomni.com/niezlomny-bojownik-o-wolnosc-rzeczypospolitej-polskiej-szczesliwie-zdolal-zbiec-z-wiezienia-nkwd-po-latach-zostanie-upamietniony/#respond Sun, 20 Jul 2014 10:49:11 +0000 http://niezlomni.com/?p=14912

25 lipca 2014 r. na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie odbędzie się odsłonięcie tablicy upamiętniającej płk. Edmunda Banasikowskiego. Uroczystość będzie poprzedzona mszą św. w Katedrze Polowej Wojska Polskiego o godz. 11.30. Następnie około godz.12.20 nastąpi przejazd na Cmentarz Powązkowski, gdzie o godz.13.00 planowane jest rozpoczęcie uroczystości w Panteonie Żołnierzy Polski Walczącej. Odsłonięcie tablicy poprzedzi wystąpienie Prezesa IPN dr. Łukasza Kamińskiego i przedstawicieli rodziny: Barbary Banasikowski-Smith i Ryszarda Banasikowskiego.

Płk Edmund Jerzy Banasikowski, ps. Mundek, Jeż  (ur. 3 kwietnia 1914 w Siedlcach, zm. 3 kwietnia 2010 w DeWitt w stanie Michigan w USA)

mundek

Oficer WP, uczestnik kampanii wrześniowej 1939 r. oraz konspiracji i partyzantki ZWZ-AK. Żołnierz „Wachlarza", następnie Okręgu AK Wilno. Zastępca dowódcy Zgrupowania AK nr 3 na Oszmiańszczyźnie, uczestnik operacji „Ostra Brama".

Wiosną 1945 roku aresztowany przez NKWD. Zdołał zbiec z więzienia i przedostać się do Warszawy. Wobec narastającego terroru radzieckiego i represji wobec byłych żołnierzy AK, podjął decyzję o wyjeździe z kraju. Wiosną 1946 roku przedostał się do Szwecji, a w 1951 wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie zamieszkał na stałe w Milwaukee.

Przez wiele lat aktywny działacz polonijny, członek Rady Głównej Kongresu Polonii Amerykańskiej, Rady Naczelnej Koła Byłych Żołnierzy AK w Londynie oraz Rady Naczelnej Stowarzyszenia Polskich Kombatantów. Pisarz i publicysta.

Odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari, Krzyżem Walecznych, Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami oraz w 1993 roku Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (przez prezydenta Lecha Wałęsę; wcześniej również Krzyżem Kawalerskim tego orderu przez Rząd RP na uchodźstwie w 1989).

[caption id="attachment_14914" align="aligncenter" width="621"]Edmund Banasikowski w 1939 Edmund Banasikowski w 1939[/caption]

Artykuł Niezłomny Bojownik o wolność Rzeczypospolitej Polskiej. Szczęśliwie zdołał zbiec z więzienia NKWD. Po latach zostanie upamiętniony pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niezlomny-bojownik-o-wolnosc-rzeczypospolitej-polskiej-szczesliwie-zdolal-zbiec-z-wiezienia-nkwd-po-latach-zostanie-upamietniony/feed/ 0
Polscy partyzanci uciekają przed rozbrojeniem przez sowieckich „sojuszników”. Gdzieś w Puszczy Rudnickiej… [foto] https://niezlomni.com/polscy-partyzanci-uciekaja-przed-rozbrojeniem-przez-sowieckich-sojusznikow-gdzies-w-puszczy-rudnickiej-foto/ https://niezlomni.com/polscy-partyzanci-uciekaja-przed-rozbrojeniem-przez-sowieckich-sojusznikow-gdzies-w-puszczy-rudnickiej-foto/#respond Sat, 19 Jul 2014 23:39:52 +0000 http://niezlomni.com/?p=14925

puszcza20 lipca 1944 roku, Puszcza Rudnicka, pow. Wileńsko-Trocki

Oddział partyzancki Bazy z Kedywu Komendy Okręgu Wileńskiego AK. Odpoczynek w marszu, po ucieczce przed rozbrojeniem przez Sowietów.

Z lewej, u góry Edward Jeleński "Baśka". Leży w jasnych spodniach po prawej Jan Wojciechowski "Kolarz". Na dole z prawej prawdopodobnie Jan Leszczyński "Mefisto".

Fot. Zygmunt Zniszczyński, zbiory Ośrodka KARTA.

Artykuł Polscy partyzanci uciekają przed rozbrojeniem przez sowieckich „sojuszników”. Gdzieś w Puszczy Rudnickiej… [foto] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/polscy-partyzanci-uciekaja-przed-rozbrojeniem-przez-sowieckich-sojusznikow-gdzies-w-puszczy-rudnickiej-foto/feed/ 0
Operacja Wisła, czyli jak Ukraińcy po latach chcą napisać historię na nowo. A jak było naprawdę z wydarzeniami z 1947 roku https://niezlomni.com/operacja-wisla-czyli-jak-ukraincy-po-latach-chca-napisac-historie-na-nowo-a-jak-bylo-naprawde-z-wydarzeniami-z-1947-roku/ https://niezlomni.com/operacja-wisla-czyli-jak-ukraincy-po-latach-chca-napisac-historie-na-nowo-a-jak-bylo-naprawde-z-wydarzeniami-z-1947-roku/#comments Fri, 18 Jul 2014 09:16:08 +0000 http://niezlomni.com/?p=14686

[caption id="attachment_14688" align="alignright" width="494"]Miasto Bukowsko, spalone przez UPA w marcu, kwietniu i listopadzie 1946, zdjęcie z 1946 Miasto Bukowsko, spalone przez UPA w marcu, kwietniu i listopadzie 1946, zdjęcie z 1946[/caption]

Przesiedlenie Ukraińców w 1947 roku przeprowadzono w stanie wyższej konieczności. Taka ocena tego historycznego faktu wydawała się przez lata bezsporna, podobnie jak oczywistość, że „czarnymi charakterami” podczas ostatniej wojny byli Niemcy.

ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W SERWISIE KRESY24.PL

Z drugiej jednak strony w okresie powojennym przemilczano w Polsce z oczywistych powodów zbrodnie sowieckie. Słuszne przerwanie po 1989 roku zasłony milczenia w tej sprawie i wykazanie sowieckiego ludobójstwa i zniewolenia ma jednak także niekorzystny efekt uboczny w postaci próby dokonania rewizji ocen, których słuszności nikt dotąd nie zaprzeczał.

Podobnie jak przewiny Niemiec podczas II wojny światowej, za bezsporne uważano dotychczas także zbrodnie wysługujących się im oficjalnych i nieoficjalnych sprzymierzeńców, w tym Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Jednak na obecnej fali informacji o zbrodniach sowieckich neobanderowcy postanowili udowodnić, że zbrodniarze z UPA wcale nie byli tacy źli – byli przecież wrogami sowietów. Antykomunizm ma się dla nich stać niejako usprawiedliwieniem i wystarczającym wytłumaczeniem wszystkich ciążących na nich zarzutów. Presja mająca na celu mechaniczną niejako reinterpretację historii rodzi więc zagrożenie, że zanegowane zostaną także dotychczasowe słuszne osądy dotyczące OUN, jedynie pod pretekstem, że w zwalczaniu tej organizacji partycypowali sowieci i komuniści.

Pierwszą taką akcją – tuż po upadku komunizmu – była podjęta 3 sierpnia 1990 roku przez Związek Ukraińców w Polsce udana próba bezwzględnego wykorzystania słabej wiedzy ówczesnych polskich elit na temat zbrodniczości ukraińskich nacjonalistów w celu przeforsowania w Senacie potępienia operacji „Wisła”. Przeciwne temu były środowiska kombatanckie od lewa do prawa. Członkowie Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej 10 września tego samego roku wystosowali do senatorów list, załączając im pierwsze wyniki zbierania danych na temat zbrodniczości OUN-UPA. Ze stu senatorów, którzy wzięli udział w głosowaniu, weteranów AK nie zignorowało zaledwie siedmiu, którzy zareagowali na ten list.

Od tej pory między dawnymi żołnierzami AK i środowiskami kresowymi, a środowiskiem ZUwP rozgorzał spór o ewentualne potępienie „Wisły” także przez Sejm. Trwa on do dziś, zaś najnowsza próba przeforsowania tej uchwały w Sejmie ręką posła Mirona Sycza omal nie zakończyła się powodzeniem na przełomie 2012 i 2013 roku. Ostatecznie jednak na tym etapie sporu środowiska kresowo-kombatanckie wyszły z niego obronną ręką.

Od 1990 roku obie strony inaczej odpowiadają na dwa związane ze sobą pytania: czy operacja „Wisła” była konieczna i jaki cel przyświecał tej operacji? Zdaniem ZUwP, konieczna nie była. Jednak co ciekawe – ci, którzy tak twierdzą, nie bardzo potrafią wskazać alternatywne rozwiązanie, które w ówczesnej sytuacji byłyby racjonalnym, skutecznym i możliwie bezkrwawym sposobem rozwiązania problemu UPA.

Dość szyderczo brzmi teza, że lepsze byłoby w tamtym czasie zwiększanie kontyngentów polskiego wojska na objętym działaniami banderowców terenie. Kontyngenty i tak były już bowiem zwiększone do tego stopnia, że wielokrotnie przewyższały liczebność UPA. I nie dawało to wystarczającego efektu, bo nie mogło. Szczególną przeszkodą były górzyste i pagórkowate tereny Bieszczad i Beskidu, wykorzystywane przez UPA do stworzenia całego systemu zamaskowanych ziemianek, a nawet podziemnego szpitala polowego.

Tego typu wojny nie wytrzymali nawet Amerykanie we Wietnamie, a ludność cywilna w wyniku takich działań przeżyła straszliwą mękę. Teren całkowicie kontrolowany w nocy i „w zakamarkach” przez przeciwnika, niemożność odróżnienia partyzantów od zwykłych wieśniaków, czy też wykrycie cywilów współpracujących z Wietkongiem i dostarczających mu zaopatrzenie. Sami Amerykanie pokazali w licznych filmach zbrodnie wojenne, które rodziła taka sytuacja i wojenną traumę będącą jej skutkiem.

Nie wspominając już o polskiej ludności cywilnej, również ludność ukraińska przechodziła w wyniku walki na tych terenach gehennę. Nawet ci, którzy nie chcieli dokarmiać UPA, czy dawać jej swoich synów jako rekrutów, z obawy o życie swoje i rodziny musieli to robić. I nie można się temu dziwić. Wielu jednak autentycznie sympatyzowało z banderowcami i ofiarnie ich wspomagało. System kontroli wywiadowczej UPA na tym terenie znacznie przewyższał możliwości LWP. Polscy rekruci byli wysyłani na nieznane sobie terytorium w roli mięsa armatniego. Żal tych młodych chłopców w polskich mundurach, którzy ideologicznie z komunizmem nie mieli nic wspólnego, niejednokrotnie pochodzili z Kresów, a ginęli w wyniku bezsensownych niekiedy decyzji dowództwa.

Przesiedlenie Ukraińców, które natychmiast rozpoczęło regularny spadek strat wśród ludności cywilnej i doprowadziło w końcu do zagłady UPA, opierało się na bardzo prostym założeniu. Nie ma ukraińskich mieszkańców – nie ma pomyłek w identyfikacji ludzi, nie ma zaopatrzenia dla upowskich oddziałów, nie ma rekruta dla UPA. I rzeczywiście, formacja ta skończyła się po operacji „Wisła” bardzo szybko.

[caption id="attachment_14687" align="aligncenter" width="600"]Tablica upamiętniająca wypędzonych podczas akcji Wisła w Beskidzie Niskim Tablica upamiętniająca wypędzonych podczas akcji Wisła w Beskidzie Niskim[/caption]

Warto przypomnieć, że kiedy w czasie wspólnych debat polskich i ukraińskich uczonych „Polska-Ukraina; trudne pytania” zaczęto rozważać, „czy nie było lepszego rozwiązania niż zastosowane”, przedstawiciele ZUwP wycofali się ze współorganizacji tych seminariów. Stara zasada: jeśli fakty przemawiają przeciw, tym gorzej dla faktów…

By zaprzeczyć konieczności przeprowadzenia operacji „Wisła” używa się niekiedy argumentu, że polska władza komunistyczna nie zastosowała takiej samej metody w stosunku do ludności polskiej wspierającej polskie podziemie niepodległościowe. O ile już samo porównywanie UPA do polskiego podziemia jest nieuprawnione moralnie, to nawet z czysto „praktycznego” punktu widzenia podobny argument jest kompletnie absurdalny. Przesiedlenie ludności polskiej wspierającej Żołnierzy Wyklętych na Ziemie Odzyskane w ogóle nie ucinałoby możliwości odrodzenia się podziemnych struktur. W ten sposób odrodziła się przecież na Pomorzu zwalczana przez bezpiekę sieć Wileńskiej Armii Krajowej.

Nie pamiętał zapewne o tym prof. Grzegorz Motyka, który powyższy argument stosował, powołując się na fakt, że widział dokument, w którym proponowano przesiedlić mieszkańców z Urzędowa na Lubelszczyźnie na Mazury, ale pomysłu tego nie zrealizowano. Motyka to z pewnością bardzo dobry specjalista, ale tutaj się myli. Rezygnacja z przesiedlenia Polaków nie oznaczała, że z Ukraińcami można było postąpić inaczej niż postąpiono. Świadczy to raczej o tym, że uznano, iż w przypadku mieszkańców Urzędowa i tak nie osiągnie się w ten sposób celu.

Wileńskie brygady Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” przeniosły się z Wileńszczyzny na Białostocczyznę i Podlasie i działały skutecznie, choć nie miały tam oparcia w postaci doskonałej znajomości tego obszaru, systemu ziemianek, a i samo ukształtowanie terenu nie było korzystne dla partyzantów. Mogli oni jednak liczyć na pomoc i życzliwość Polaków zamieszkujących te ziemie. Na terytorium Polski komunistycznej nie stosowano represji za wspieranie podziemia w skali masowej, tak jak to miało miejsce na zajętej przez sowietów Wileńszczyźnie, gdzie uderzono we wszystkich Polaków jako społeczność niepożądaną.

Z kolei na Kresach Południowo-Wschodnich, gdy liczba polskiej ludności zrobiła się zbyt mała, by opierać na niej struktury podziemia niepodległościowego, działalność partyzancka zamarła, bądź została szybko zdławiona. Znacznie dłużej trwał opór na północy Kresów, ale i tam wraz z ubytkiem Polaków i donosami ze strony ludności nie-polskiej – również topniał. Metoda odcinania zaplecza, niezależnie od tego kto i w jakim celu ją stosował – zawsze była skuteczna. Podziemie upowskie różniło się od polskiego wyjątkową amoralnością w walce, co odbijało się rykoszetem na ludności miejscowej, toteż sprawa stawała się coraz bardziej paląca.

Posyłanie kolejnych oddziałów polskiego wojska w Bieszczady bez wcześniejszego rozpoznania terenu wiązało się więc ze stratami nie tylko wśród żołnierzy, ale i ludności cywilnej obu narodowości. Zaznaczmy również, że to zwłaszcza na tym terenie w odwety za zabijanie ludności polskiej zaangażowane było podziemie poakowskie. To jedyny region, gdzie straty wśród ludności cywilnej – w porównaniu do jednostronnej rzezi na Kresach – zaczęły mieć po obu stronach podobną skalę.

Inny pomysł na rozwiązanie tej sytuacji, który również spotyka się niekiedy wśród dyskutantów, mówi o możliwości negocjowania przez władze komunistyczne z banderowcami. Jest on jednak na tyle niepoważny i nierealny, że można go pozostawić bez komentarza.

Bardzo niewygodne dla środowisk ZUwP, które walczą o potępienie akcji „Wisła”, są – paradoksalnie – relacje banderowców zbierane przez historyków związanych z tym środowiskiem, które zostały już wydane. Upowcy niejednokrotnie powtarzają w nich tezę, że gdyby nie operacja „Wisła”, UPA na tym trudnym terenie nigdy nie zostałaby pokonana, a oni trzymaliby się bez końca w swoim mateczniku. Oczywiście mówią to „w dobrej wierze” by wśród młodych nacjonalistów ukraińskich budzić dumę z „niepokonanej UPA”. Nieopatrznie jednak sami potwierdzają w ten sposób, że innego niż akcja „Wisła” rozwiązania by ich pokonać po prostu nie było.

Pytanie o to, czy operacja „Wisła” była koniecznością wiąże się ściśle z innym: jaki miała cel? Jeśli bowiem założymy, że nie była konieczna, a zwalczyć UPA dałoby się w inny sposób, pojawia się teza, że jej cel był inny – likwidacja etnosu ukraińskiego, wynarodowienie. Taką interpretację przyjmują członkowie ZUwP. Zgodnie z tym myśleniem, jeśli celem akcji „Wisła” nie była likwidacja struktury dążącej do oderwania części terytorium Polski i mordowania Polaków – to operacja ta była po prostu komunistyczną zbrodnią. Jeśli zaś zbrodnia ta wiązała się z utratą mienia (choć raczej była to jego zamiana) to państwo, które dziedziczy zobowiązania musi jej zadośćuczynić – „zlikwidować skutki akcji Wisła”. To sformułowanie pojawiało się już wśród członków ukraińskiego Związku. „Zadośćuczynienie” byłoby wręcz idealne – nowe gospodarstwa zasiedziane na Ziemiach Odzyskanych plus ziemie poprzednie, ewentualnie odszkodowanie za to zarekwirowane mienie. Jak sami potomkowie przesiedlonych zrzeszeni w ZUwP zaznaczają – są oni przecież obywatelami Polski.

Szans na takie „zadośćuczynienie” nie mają, niestety, potomkowie ludzi ocalałych i ofiar Ludobójstwa Wołyńsko-Małopolskiego. Członkowie Związku odcinali się w przeszłości od tego tematu, twierdząc, że jest to sprawa między Polską a Ukrainą. Oni zaś są obywatelami polskimi i nie mają nic wspólnego z tamtą rzezią. Dziwne jednak, że jako obywatele polscy jakoś dotychczas tego ludobójstwa nie potępili, co więcej – próbują je nawet usprawiedliwiać. A żeby zyskać sprzymierzeńców na polskiej prawicy głoszą, że celem działalności UPA, także tej, która walczyła na terytorium dzisiejszej Polski, była „walka z komuną”. Mija się to z prawdą – celem OUN była walka o terytorium. OUN zwalczał tak samo II RP jak PRL. Polska ludność, którą ta organizacja mordowała, popierała w zdecydowanej większości legalny polski rząd londyński.

[caption id="attachment_14689" align="aligncenter" width="692"]Opuszczona i zniszczona cerkiew greckokatolicka w nieistniejącej już wsi Królik Wołoski Opuszczona i zniszczona cerkiew greckokatolicka w nieistniejącej już wsi Królik Wołoski[/caption]

Wśród krytyków operacji „Wisła” często powtarzana jest również teza, że w jej wyniku wysiedlono ludność ukraińską także z tych terenów, gdzie UPA jeszcze nie działała. Owszem, było tak. Jednak jest prawie pewne, że formacja ta wkrótce by się tam przeniosła. A przecież ukraińskie podziemie nie liczyło się z żadnymi stratami i ludzkim życiem, nawet Ukraińców, a co dopiero Polaków.

Członkowie ZUwP i związani z nimi historycy często stawiają tezę, że decyzja o przeprowadzeniu operacji „Wisła”, która pierwotnie nosiła kryptonim „Wschód”, była niezależną decyzją polskich komunistów. Nie znaleziono, nie istnieją lub nie są dostępne dokumenty, które wskazywałyby, że były to wytyczne Moskwy. Jest, oczywiście, dość prawdopodobne, że mają rację. Pytanie tylko jaka faktycznie motywacja stoi za eksponowaniem tej tezy: badanie historii, czy coś więcej? Zauważmy bowiem, że w przypadku wersji przeciwnej – to znaczy gdyby ekspatriacje dokonane zostały na życzenie Moskwy – to ona musiałaby odpowiadać za nie finansowo. Tymczasem, jak wiadomo, dygnitarze moskiewscy są pod tym względem „głęboko zrelaksowani” – odszkodowania stałyby się praktycznie nieściągalne, nie to co w przypadku spolegliwych władz RP. Warto w tym kontekście przypomnieć, że w tym samym roku 1947, po drugiej stronie granicy, sowieci przeprowadzili operację „Zachód”, wysiedlając rodziny kilkudziesięciu tysięcy Ukraińców podejrzanych o sprzyjanie UPA.

Aby zakończyć rozważania wokół tez ZUwP, jakoby rzeczywistym celem operacji „Wisła” było „wynarodowienie”, zaś problem można było rozwiązać poprzez zwiększenie obecności wojsk polskich na tym terenie, przytoczmy dwa cytaty autorstwa nie kogo innego jak wiceprzewodniczący Ukraińskiego Towarzystwa Historycznego Bohdana Halczaka z posiedzenia sejmowej Komisji Mniejszości. Można powiedzieć, że faktycznie strzelił on nimi samobójczą bramkę ZUwP, podobnie jak wspomniani wcześniej banderowscy weterani, według których bez akcji „Wisła” walka UPA tliłaby się bez końca:

„(…) Proszę państwa, chciałem podkreślić to, o czym już mówili moi poprzednicy, że w świetle tej dokumentacji akcji „Wisła” się po prostu obronić nie da. Chociaż współcześnie w Polsce występują tendencje do obrony tejże akcji, to właściwie nie wiadomo, jak jej bronić. Niektóre argumenty są śmieszne, np. sugerowanie, że Wojsko Polskie było niezdolne do pokonania UPA bez akcji „Wisła”. Biorąc pod uwagę, że w walkę z UPA było zaangażowanych w 1947 r. ponad 20 tys. żołnierzy, a liczebność wszystkich sił UPA nie przekraczała wtedy w Polsce 2 tys., no to, proszę państwa… A do tego jeszcze dodatkowo wspomagające oddziały czechosłowackie i radzieckie. W tej sytuacji byłaby to straszliwa kompromitacja polskiej armii, czy my tego chcemy, czy nie chcemy. Druga sprawa. Pamiętajmy o tym, że z podziemiem ukraińskim poradziła sobie armia czechosłowacka i to bez wysiedleń. W tej sytuacji musielibyśmy uznać wyższość armii czechosłowackiej nad armią polską. (…)

(…) Proszę państwa, czasem można spotkać się z opinią: gdyby nie akcja „Wisła”, to co by było teraz? A może by się Ukraińcy wynarodowili? Pamiętajmy o tym, że w Czechosłowacji też istniała mniejszość ukraińska. Nawiasem mówiąc, o podobnej liczebności – gdzieś około 100 tys. ludzi. Współcześnie na Słowacji narodowość ukraińską deklaruje trochę powyżej 9 tys. ludzi. Natomiast podczas ostatniego spisu narodowość ukraińską w Polsce zadeklarowało blisko 50 tys. ludzi. Proszę państwa, z tego wniosek, że akcja „Wisła” okazała się jakoś dziwnie mało skuteczna. (…)”.

Takie stwierdzenie z ust takiego historyka jest poniekąd bezcenne. Gdyż innymi słowy: w Czechosłowacji nie było podobnej akcji, a jednak Ukraińcy się wynarodowili, zaś w Polsce – pomimo operacji „Wisła” – się nie wynarodowili. Może więc nie była to operacja wynaradawiająca?

Aleksander Szycht

wisla

Artykuł Operacja Wisła, czyli jak Ukraińcy po latach chcą napisać historię na nowo. A jak było naprawdę z wydarzeniami z 1947 roku pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/operacja-wisla-czyli-jak-ukraincy-po-latach-chca-napisac-historie-na-nowo-a-jak-bylo-naprawde-z-wydarzeniami-z-1947-roku/feed/ 4