Norymberga – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Norymberga – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Miał dziesięć lat, gdy pojechał na wiec niemieckich nazistów. Wstrząsające wspomnienia fanatycznego „dziecka Hitlera”. [WIDEO] https://niezlomni.com/mial-dziesiec-lat-gdy-pojechal-na-wiec-niemieckich-nazistow-wstrzasajace-wspomnienia-fanatycznego-dziecka-hitlera-wideo/ https://niezlomni.com/mial-dziesiec-lat-gdy-pojechal-na-wiec-niemieckich-nazistow-wstrzasajace-wspomnienia-fanatycznego-dziecka-hitlera-wideo/#respond Sun, 18 Oct 2020 13:55:19 +0000 https://niezlomni.com/?p=51162

Alfons Heck miał dziesięć lat, gdy wyruszył na norymberski Reichsparteitag – doroczny uroczysty wiec narodowych socjalistów przypominający ogromną mszę ku czci Führera.

Jako członek Jungvolku, młodszej sekcji Hitlerjugend, wraz z tysiącami zafascynowanych młodych ludzi słuchał przemowy swego najwyższego przywódcy, boga nowego ładu świata, Adolfa Hitlera:

„Wy, moja młodzieży” – krzyczał i wydawało mi się, że wbija oczy prosto we mnie – „jesteście dla narodu najcenniejszą gwarancją wspaniałej przyszłości”. (…) Nie mieliśmy żadnych szans. Od tej chwili byłem duszą i ciałem oddany Adolfowi Hitlerowi.

Uderzająco szczera relacja chłopca, którego pochłonęły idee narodowego socjalizmu. Maszerując razem z nim w szeregach Hitlerjugend, poznajemy ukrytą stronę nazizmu, o której niewiele się pisze. Bardzo nieliczni, zapaleni niegdyś członkowie organizacji młodych nazistów, publicznie opowiadali o tamtych latach i swojej fascynacji hitleryzmem.

Niniejsza książka pokazuje, jak wyglądało ich życie w tamtych czasach; kim byli, w co wierzyli i dlaczego dokonywali takich, a nie innych wyborów.

Fragment książki Alfonsa Hecka pt. Dziecko Hitlera. Moja młodość wśród nazistów, Wyd. Replika, Poznań 2020. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika.

W Niemczech Hitlera, moich Niemczech, dzieciństwo kończyło się w wieku dziesięciu lat przyjęciem do Jungvolku, młodszej sekcji Hitlerjugend. Odtąd my, dzieci, zostawaliśmy politycznymi żołnierzami III Rzeszy.

Jednak tak naprawdę podstawowe szkolenie prawie każdego dziecka zaczynało się w szkole podstawowej, gdy miało ono lat sześc. W moim przypadku nastąpiło to w roku 1933, trzy miesiące po mianowaniu Adolfa Hitlera kanclerzem. Pierwsze lata jego rządów pamiętam oczami dziecka, chociaż dokładnie przypominam sobie powszechny zapał 7 marca 1936 roku, kiedy wojska niemieckie maszerowały przez miasto, odbierając Nadrenię znienawidzonym Francuzom, których oddziały wycofały się w 1932 roku.

Urodziłem się w Wittlich, winiarskim miasteczku czterdzieści kilometrów na wschód od granicy z Francją, w nadreńskiej dolinie Mozeli. Przodkowie od strony ojca przywędrowali do wioski Wittlich z okolic Bordeaux około roku 1770. W 1933 ludność wynosiła zaledwie około ośmiu tysięcy, ale miejscowość, o charakterze wyraźnie średniowiecznym, stała się siedzibą władz landu i ważnym ośrodkiem handlowym.
Zgodnie z traktatem wersalskim z 1919 roku Nadrenia została zdemilitaryzowana i przez piętnaście lat znajdowała się pod okupacją francuską. Francja (i w pewnym stopniu przyglądający się wszystkiemu obojętnie Brytyjczycy) umożliwiła Hitlerowi pierwsze bezkrwawe zwycięstwo, pozwalając niecałym trzem tysiącom niemieckich żołnierzy na ponowne wkroczenie do regionu bez utrudnień ze strony znacznie liczniejszej armii francuskiej. Kolejne przykłady appeasementu – Sudety, Austria, Czechosłowacja – utwierdziły Hitlera w przekonaniu, że jest niezwyciężony i że może bezkarnie zaatakować Polskę. To złudzenie kosztowało życie pięćdziesiąt milionów ludzi.

Mieszkańcy Wittlich w roku 1936 nie mieli rzecz jasna o tym wszystkim najmniejszego pojęcia. W tamten marcowy wieczór, usadowiony na barkach stryja Franza patrzyłem na oświetloną pochodniami defiladę żołnierzy w brunatnych mundurach i oddziałów Hitlerjugend przez zawieszony flagami plac, na który wyległa chyba cała ludność miasta. Gromady ludzi wychylały się z okien i balkonów, a nieustanne okrzyki „Heil Hitler” zagłuszały muzykę pierwszej wojskowej orkiestry, jaką ludzie widzieli od czternastu lat. To długi dla Niemca czas bez marszowej muzyki z prawdziwego zdarzenia, ale do autentycznej gorączki doprowadzał ludzi człowiek stojący przed średniowiecznym ratuszem w otwartym czarnym mercedesie. Był to sam Führer, reagujący na hołdy oszalałego tłumu bladym uśmiechem i wyciągniętą ręką. Wtedy widziałem go pierwszy raz i chociaż wiele lat później spotkałem się z nim osobiście, nigdy nie zapomnę ekstazy, jaką wzbudzał owego wieczoru. Najbardziej ponurzy obywatele, którzy często na pozdrowienie odpowiadali ledwie widocznym skinieniem głowy, wrzeszczeli co tchu w płucach. Hitler z pewnością symbolizował zapowiedź nowych Niemiec, dumnej Rzeszy, która na nowo odnalazła należne sobie miejsce.

W odróżnieniu od starszych my, dzieci lat trzydziestych, nie demokratycznych swobów ani politycznego bezwładu Republiki Weimarskiej. Zaraz po dojściu do władzy naziści gruntownie przebudowali całe szkolnictwo, napotykając niewielki opór. Dlatego indoktrynacja zaczynała się nie od przyjęcia do Jungvolk w wieku dziesięciu lat, lecz od pierwszego dnia w Volksschule, szkole podstawowej. Jako pięcio- i sześciolatkowie pobieraliśmy dzienną porcję nacjonalistycznej nauki, którą łykaliśmy tak samo odruchowo, jak poranne mleko. Bez przerwy powtarzano, że Adolf Hitler przywrócił Niemcom dumę i godność, i uwolnił nas z kajdan Wersalu, surowego traktatu pokojowego, który pogrążył nasz kraj w trwającym kilkanaście lat krwawym chaosie. Nawet w sprawnych demokracjach dzieci są zbyt niedojrzałe, by kwestionować prawdziwość nauczania. Jeśli nie mają wyjątkowo czujnych rodziców, stają się bezbronnymi naczyniami na wszystko, co się do nich wlewa. My, którzy nigdy nie słyszeliśmy ożywczego głosu niezgody, ani przez chwilę nie wątpiliśmy, że mamy szczęście, żyjąc w kraju dającym takie świetlane perspektywy.

A jeśli nie było się Żydem, Cyganem, homoseksualistą czy politycznym przeciwnikiem nazizmu, Niemcy lat trzydziestych rzeczywiście stały się ziemią obiecaną. Nie byłoby przesadą przypuszczenie, że gdyby Hitler umarł w 1938 roku, czczono by go jako jednego z najwybitniejszych niemieckich mężów stanu pomimo prześladowania Żydów (gwałtowny antysemityzm stał się już stałą cechą życia publicznego Niemiec, choć mało kto powiedziałby, że skończy się ludobójstwem).


Z roku 1936 dokładnie pamiętam jeszcze jedno zdarzenie: Igrzyska Olimpijskie, które tego roku odbyły się w Berlinie. Nie dość, że utwierdziły Niemców w poczuciu dumy, to jeszcze stały się popisem osiągnięć rządów nazistowskich dokonanych w zaledwie trzy lata. Z wyczynu Jessego Owensa zrobiono niestety sprawę polityczną, ku oburzeniu samego sportowca, który nie czuł do Niemców urazy. Mimo że pragnienie Hitlera, by bohaterem stał się przedstawiciel rasy germano-nordyckiej, nie doczekało się spełnienia, Niemcy wygrali klasyfikację medalową. Widziałem doskonały film Leni Riefenstahl z olimpiady co najmniej ze sto razy, stanowił bowiem nieodłączną część materiałów rozrywkowych Hitlerjugend, i wyczyn Jessego Owensa nie został z niego wycięty, jak twierdzili niektórzy krytycy. Założenie, że Owens wpłynął na politykę rasową Hitlera, jest niedorzeczne. Sam Hitler utrzymywał, że nawet rasy najniższe są w stanie wydać geniuszy. Był przekonany, że właśnie z tego powodu Żydzi są tak niebezpieczni. Na użytek nas, naiwnych członków Hitlerjugend, Żydów przedstawiano zazwyczaj jako chytrych i ambitnych oszustów, którym szczególnie zależy na zamąceniu czystości naszej aryjskiej rasy – choć nie za bardzo wiedzieliśmy, co to ma niby oznaczać.

Dla mnie rok 1936 wcale nie upłynął pod znakiem wydarzeń publicznych, mimo że istotnych. Po raz pierwszy zderzyłem się wówczas z nieodwołalnością śmierci: umarł mój dziadek. Byliśmy nierozłącznymi towarzyszami od chwili, gdy zacząłem chodzić. Każdego wieczoru brał mnie do baru na kufel piwa, który wypijał przed kolacją. Przez wiele tygodni chodziliśmy zgnębieni z jego psem Heinim na grób, dopóki nie przekonaliśmy się, że nie wróci. Dzięki sile młodości mój żal przeminął, ale psi nie. Jesienią tego roku Heiniego znaleziono martwego na dziadkowym grobie. „Wittlicher Tageblatt” zamieścił poruszający nekrolog psa, który zagłodził się na śmierć.

Gdy miałem jedyne sześć tygodni, rodzice przeprowadzili się do Oberhausen, dużego miasta w przemysłowym sercu Niemiec, Zagłębiu Ruhry, a dziadkowie, których wszystkie dzieci już dorosły, namówili rodziców, żeby chwilowo pozostawili mnie na wsi. W ten sposób będzie im łatwiej – przekonywali – rozkręcić interes, zwłaszcza że mój bliźniak Rudi jeszcze nie doszedł do siebie po operacji przepukliny.

Po urodzeniu ważyliśmy w sumie trzy kilogramy. Domyślam się, że moja matka nie miała szans w sporze z babką, niekwestionowaną głową rodu. „Chwilowy” pobyt przeciągnął się na rok, potem dwa. Matka, kobieta łagodna i pobożna, skapitulowała po trzecim, gdy babka oznajmiła jej dość brutalnie, że ani nie jest dobrą Hausfrau, ani nie ma głowy do interesów. Sklep spożywczy, który kupili im dziadkowie, po roku poszedł na dno, podobno dlatego, że matka rozdała większość towaru ubogim. Dopiero po latach dowiedziałem się, że za bankructwem stała niekompetencja ojca, a nie naiwność matki. Nie ulegało za to wątpliwości, że matka nie nadawała się na Hausfrau. Była wyjątkowo chaotyczna i w pośpiechu zaczynała w domu trzy, cztery prace naraz, żadnej potem nie kończąc. Ciotka Maria, skrupulatna jak kolumna cyfr w księgach rachunkowych i nieugięta jak pruski kapral, bez końca opowiadała, jak to kiedyś znalazła mojego braciszka śpiącego pod stosem brudnych pieluch, podczas gdy matka latała po całym domu, szukając go.

Ani dziadkowie, ani stryjkowie i ciotki nie uważali mnie już potem za syna mojej matki. To tak, jak przy kupowaniu psa – po przyniesieniu go do domu szybko zapomina się o suce. Pierwsze spotkanie z matką, które zapamiętałem, miało miejsce, gdy miałem cztery lata. Wzięła mnie na ręce, wycałowała i zaniosła się nieopanowanym szlochem. Wyrwałem się i uciekłem, ku uciesze babki. W taki mniej więcej sposób przedstawiały się moje stosunki z matką przez następne piętnaście lat. Nie potrafiłem odwzajemnić jej miłości. Wcale nie czułem, żeby mnie porzuciła, gdy miałem sześć tygodni, wręcz przeciwnie. Wiedziałem, że nikt nie jest w stanie przełamać żelaznej woli mojej babki. Miała wtedy pięćdziesiąt sześć lat, urodziła ósemkę dzieci, liczyła zaledwie sto pięćdziesiąt dwa centymetry wzrostu, ważyła czterdzieści cztery kilogramy i umiała uderzyć jak pneumatyczny młot. Za życia dziadka przy ludziach okazywała mu szacunek, jak przystało żonie Niemca, ale to ona ostatecznie zatwierdzała wszystkie ważniejsze decyzje. Nie zawsze wychodziło nam to na dobre, bo dziadek lepiej znał się na interesach. Najbardziej zależało jej na posiadaniu ziemi i dobrych mlecznych krów. On za to przekonał ją, że należy posadzić na polach pod winnicą także tytoń, co na początku lat dwudziestych było myślą radykalną. W ciągu kilku lat znacznie się dzięki temu dorobili. Jednak gdy postanowił zostać współwłaścicielem jedynego kina w promieniu dwudziestu kilometrów, narobiła takiego rabanu, że wbrew sobie musiał zarzucić ten pomysł. Potem musiała przyznać, że wskutek tej pomyłki drugi wspólnik dorobił się majątku w ciągu dziesięciu lat.

Po śmierci dziadka przeważnie nikt nie sprzeciwiał się jej decyzjom, choć prawdą jest, że w odniesieniu do ziemi, krów i tytoniu myliła się rzadko. W przyzwoitych ramach zdominowanego przez mężczyzn niemieckiego społeczeństwa była niezależną kobietą sukcesu mimo bardzo skromnego wykształcenia. Prawie nie umiała czytać i pisać, ale wielu z jej przeciwników przekonało się, że nie sposób wkraść się w jej łaski. Nic dziwnego, że uważała moją matkę – wykształconą, lecz beznadziejnie ufną – za partię niegodną swego pierworodnego. Jak na ironię losu, to babka zaaranżowała ich małżeństwo.

Mimo że matka z ojcem znali się całe życie, ich związek zaczął się, gdy oboje mieli po trzydzieści cztery lata. Słowo „związek” nie oddaje ich emocji przy pierwszym spotkaniu. Bez wątpienia czuli do siebie pociąg, chociaż łączyło ich niewiele. Ojciec był typowym mężczyzną swojego pokolenia: gadatliwym, z wyrobionymi poglądami na wszystko, pracowitym i żyjącym w przekonaniu, że mężczyźni z natury przewyższają kobiety. Wszystkie cztery lata I wojny światowej spędził w okopach i chociaż z dumą nosił przydomek Frontschweine, dosłownie „frontowej świni”, nie żywił bynajmniej sympatii ani dla ówczesnego rządu, ani do kajzera, którzy go tam posłali. W okresie gorzkiego zawodu po klęsce Niemiec w 1918 roku został na chwilę komunistą, a potem socjaldemokratą, być może z szacunku dla babki, bezwzględnie pobożnej katoliczki. Nie był aktywistą partyjnym, ale od początku nie znosił nazistów (marginalnego wtedy ugrupowania pośród mnóstwa innych prawicowych partyjek). Gdy w 1926 roku zaczął zalecać się do matki, miał przed sobą wiele lat harówki na roli za nędzne grosze. Jako pierworodny miał w końcu odziedziczyć gospodarstwo, ale mogło to nastąpić nawet za dwadzieścia lat. W odróżnieniu od braci nie przyuczył się do żadnego fachu, a sytuacja gospodarcza w Niemczech lat dwudziestych była tak fatalna, że życie na dobrym gospodarstwie mógł uważać za uśmiech losu. Był jednak człowiekiem dumnym, do tego zahartowanym na wojnie, i z pewnością źle znosił długotrwałe oczekiwanie na przejęcie schedy. Nawet jako oficjalny dziedzic był w położeniu niewiele lepszym niż szanowany parobek. Jestem przekonany, że ożenił się z matką po części dlatego, że jako starsza z dwóch córek, jedynych dzieci swoich rodziców, miała odziedziczyć wartościową winnicę. Gdy rodzice obojga stron zdali sobie sprawę z zainteresowania młodych, nadal kierowali się przede wszystkim zmysłem do interesów. Jako że matka była wysoką i już trzydziestoczteroletnią tyczką, jej pozycja przetargowa – czy raczej jej rodziców – była słabsza niż ojca. Był w idealnym wieku do żeniaczki i spodziewał się odziedziczenia ładnego gospodarstwa (chociaż dopiero po latach). Ciotka powiedziała mi kiedyś, że do małżeństwa doszło dlatego, że rodzice czuli się jak w matni: pracowali u swoich rodziców prawie jak najmici. Gdy dziadek od strony matki zgodził się na sprzedaż jednej z mniejszych winnic i pomoc przyszłym nowożeńcom w założeniu sklepu, dobito targu.
Najwięcej zyskali na tym dziadkowie z obu stron. Ojciec lekkomyślnie zrzekł się roszczeń do gospodarstwa w zamian za sklep w dalekim mieście, a drudzy dziadkowie pozbyli się niezgrabnej córy. Ich ulubienicą zawsze była młodsza. W ten sposób zaczęło się małżeństwo niemal pozbawione miłości, która rzadko jest w Niemczech elementem niezbędnym. Miłości tej przybyło niewiele przez długie lata małżeństwa, które jednak przetrwało, nie bardziej nieszczęśliwe od wielu innych i może równie dobre, jak większość innych. Było to w zasadzie złączenie dwojga ludzi w celu wspólnego przetrwania i pod tym względem się sprawdziło. Najlepiej wyszła na tym babka, zwłaszcza po śmierci dziadka, bo teraz sama stanęła za sterami i mogła z czasem przekazać gospodarstwo jednemu z trzech młodszych synów. Nie posiadając się z radości, oznajmiła rodzinie, że od chwili zrzeczenia się prawa do schedy przez pierworodnego, nie ma prawnego obowiązku wyznaczania dziedzica.
Jednego członka rodziny babka kochała nad wszystkich innych, a osobą tą byłem ja.

– Może dlatego, że wykradła cię matce – powiedział kiedyś mój brat Rudi, ale nawet on przyznawał, że z nas dwóch to ja miałem więcej szczęścia. On spędzał dzieciństwo w mieszkaniu w jednej z najbrudniejszych części Niemiec, mnie w jednej z najbardziej uroczych dolin naszej krainy wychowywała kobieta, która mnie uwielbiała i którą stać było na zapewnienie mi najlepszego wykształcenia i pozycji społecznej. Zamiast czuć się opuszczonym przez rodziców, wiedziałem, co oznacza dla mnie babka. W dzieciństwie najbardziej bałem się odesłania do rodziców.
Ponad dziewięćdziesiąt procent mieszkańców Nadrenii było wtedy katolikami i babka doszła do wniosku, że powinienem zostać księdzem. Planowi temu z całym zapałem przyklaskiwała matka, choć nikt jej nie pytał o zdanie. Gdy miałem dziewięć lat i poruszono ze mną tę sprawę, nie miałem nic przeciwko. Od pół roku, od pierwszej komunii – na którą babka wydała więcej, niż na ślub swych córek, ponieważ byliśmy jedynymi tego roku bliźniakami – służyłem do mszy. Rudi chodził na kurs komunijny w Wittlich, a nie do swojej parafii w Oberhausen. Był to jeden z nielicznych okresów naszego dzieciństwa, gdy mieszkaliśmy razem, ale przeważnie się kłóciliśmy. Spory wybuchały głównie dlatego, że zacząłem się już uważać za pierworodnego, bo byłem piętnaście minut starszy od Rudiego.

Ponieważ rodzina nie dawała sobie z nami rady, dziadkowie od strony matki wzięli brata na wakacje na swoje niewielkie gospodarstwo z sadami i winnicą. Nieustannie z sobą rywalizowaliśmy. Z pewnością miało to jakiś związek z nieskrywanym faworyzowaniem mnie przez babkę. Wiele lat później brat powiedział mi, że miał do mnie wielki żal z tego powodu. Jednak wkrótce te dziecinne problemy straciły na znaczeniu.

W chłodne i wietrzne popołudnie 20 kwietnia 1938 roku, w czterdzieste dziewiąte urodziny Hitlera, zostałem członkiem Jungvolku, młodszej sekcji Hitlerjugend. Od dwóch lat Hitlerjugend było jedynym legalnym ruchem młodzieżowym w kraju, któremu powierzono wychowanie młodzieży. Przynależność nie była jeszcze obowiązkowa. Ustawa o służbie młodzieży Rzeszy z grudnia następnego, 1939 roku, nakładała ten obowiązek na każde zdrowe niemieckie dziecko od dziewiątego roku życia. Chodziło, oczywiście, tylko o dzieci aryjskie. Do organizacji nie mogły wstąpić dzieci z poważnym kalectwem, nawet jeśli rodzice byli fanatycznymi nazistami. Opóźnionych w rozwoju dzieci i dorosłych zabijano wtedy w ośrodkach eutanazji, zakładanych po cichu przez władze, najczęściej przy placówkach dla umysłowo chorych. Tak zwanych nutzlose Esser, „bezużytecznych zjadaczy”, zabijano zastrzykami lub gazem. Było to pole doświadczalne przygotowujące eksterminację milionów w niemal zupełnej tajemnicy.

Artykuł Miał dziesięć lat, gdy pojechał na wiec niemieckich nazistów. Wstrząsające wspomnienia fanatycznego „dziecka Hitlera”. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/mial-dziesiec-lat-gdy-pojechal-na-wiec-niemieckich-nazistow-wstrzasajace-wspomnienia-fanatycznego-dziecka-hitlera-wideo/feed/ 0
Niemcy i Austria nie chcą o tym pamiętać! Zakłady opiekuńcze, które służyły jako centra eutanazji. [WIDEO] https://niezlomni.com/niemcy-i-austria-nie-chca-pamietac-o-tej-niewygodnej-prawdzie-zaklady-opiekuncze-ktore-sluzyly-nazistom-jako-centra-eutanazji-wideo/ https://niezlomni.com/niemcy-i-austria-nie-chca-pamietac-o-tej-niewygodnej-prawdzie-zaklady-opiekuncze-ktore-sluzyly-nazistom-jako-centra-eutanazji-wideo/#respond Mon, 20 Apr 2020 17:49:58 +0000 https://niezlomni.com/?p=51020

Badając sprawę pewnej paczki ze złotem, wysłanej przez jednego z techników z obozu koncentracyjnego Auschwitz do żony, Konrad Morgen przekonał się, że tego typu praktyki to codzienność. Przechwycona przesyłka okazała się wierzchołkiem góry lodowej nielegalnego procederu kradzieży, korupcji i przemytu, mającego miejsce w obozach.

Na miejscu, w Auschwitz, Morgen zaobserwował także, iż załoga obozu regularnie dopuszcza się samowolnych zbrodni na więźniach. W cieniu pracujących pełną parą komór gazowych postanowił więc tropić owe „nielegalne” morderstwa.

Przenosząc się na kolejne placówki z rozkazu Reichsführera SS Heinricha Himmlera, Morgen wizytuje także inne obozy, na obszarach mu podległych: Hertogenbosch/Vught, Kraków Płaszów, Majdanek.

Bada przypadek aresztowanego w KL Buchenwald Karla Kocha i jego zboczonej żony Ilse. Za jego sprawą Karl zostaje ostatecznie skazany na śmierć i trafia przed pluton egzekucyjny na tydzień przed zajęciem obozu przez Amerykanów.

Z 800 wszczętych przez Morgena spraw, 200 kończy się wyrokami skazującymi, 5 wniosków o wszczęcie sprawy wobec komendantów umorzono.

Po wojnie Morgen występuje jako świadek w głośnych procesach zbrodniarzy wojennych, m.in. w procesach norymberskich i w drugim procesie oświęcimskim we Frankfurcie nad Menem. W czasie procesu w Norymberdze określa SS jako praworządną organizację, która nie miała nic wspólnego z zagładą Żydów…

 

Fragment rozdziału "Samotna krucjata przeciw „Endlösung”?" z książki Kevina Prengera pod tytułem "Sędzia w Auschwitz. Sędzia SS Konrad Morgen i jego walka z korupcją oraz „nielegalnymi” morderstwami w obozach koncentracyjnych", Wyd. Replika, Poznań 2020 r. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika. 

Eutanazja stosowana wobec więźniów oznaczana była kodem 14f13, i w większości przypadków była wykonywana w zakładach opiekuńczych, używanych poprzednio do „eutanazjowania” osób upośledzonych w ramach operacji „Aktion T4”. W sumie od 10 000 do 20 000 więźniów stało się ofiarami akcji 14f13. Istot­nie, operacja ta została oficjalnie wstrzymana w 1943 roku, ale w tym również nie było udziału Morgena. Himmler zakończył tę akcję, uważając, że uśmiercanie zdolnych do pracy więźniów jest nieodpowiedzialne. Od tej pory tylko psychicznie upośledzeni więźniowie byli nadal poddawani „eutanazjowaniu”. Wszystkie centra eutanazyjne zostały zamknięte z wyjątkiem Hartheim w Austrii, gdzie w 1944 roku uśmiercono około 3 000 więźniów z obozów koncentracyjnych Mauthausen i Gusen. Chociaż Morgen twierdził co innego, jego dochodzenia w żadnym momencie nie miały wpływu na realizację programu zagłady i euta­nazji.

W jego późniejszym wywiadzie udzielonym The World of War, Morgen był nieco bardziej realistyczny, opisu­jąc swoją rolę w czasie wojny. Opowiedział wówczas, że Auschwitz „[był] dla niego tak strasznym doświad­czeniem, że rozmyślał nad planem prześlizgnięcia się przez granicę, do Szwajcarii”. Ostatecznie postanowił tego nie robić, gdyż obawiał się, że nikt mu nie uwie­rzy w jego opowieści o komorach gazowych. „Z trud­nością mogłem uwierzyć moim oczom i uszom, kiedy po raz pierwszy to zobaczyłem”. Ponadto bał się, że zostanie uznany za „agenta-prowokatora, szpiega lub szaleńca”. „Mogło to doprowadzić tylko do tego, że ja lub moi rodzice bardzo by ucierpieli. A i tak nie miało to sensu, gdyż nie byłem w stanie niczego zmienić”.

Potem obmyślił inny plan:

„Jakkolwiek nie mogłem nic zrobić tym, którzy ponosili odpowiedzialność za zagładę milionów ludzi, mogłem przynajmniej posta­wić przed sądem tych spośród wykonawców owych zbrodni, którzy zboczyli z tak zwanej legalnej ścieżki i z własnej inicjatywy działali dla własnego wzbogace­nia się, próbowali zakamuflować swoje przestępstwa, których pobudką do działania była żądza władzy, lub mieli inne motywy brutalnego traktowania więźniów. Za takie czyny mogłem ich postawić w stan oskarże­nia, umieścić te potwory w zamknięciu za kratami i położyć kres ich zbrodniom”.

Rozumiał dobrze, że nie był w stanie zmienić całego systemu, „zwłaszcza w czasie wojny”. To oświadczenie jest znacznie bar­dziej wiarygodne niż jego zeznania w Norymberdze. Można z pewnością założyć, że było ono oparte na prawdzie.

W zeznania, które Morgen złożył w Norymberdze, niektórzy ludzie jednak uwierzyli, i nie był to byle kto. Jednym z nich był amerykański pisarz historyczny i laureat nagrody Pulitzera – John Toland. W swojej biografii Adolfa Hitlera, opublikowanej w 1976 roku, pisał o Morgenie: „samotnie usiłował powstrzymać «Endlösung»” i doszedł do wniosku, że „samotna krucjata Morgena […] miała druzgocący skutek dla kompleksu obozów zagłady w Lublinie. Kriminalkom­missar Wirth otrzymał polecenie zlikwidowania bez zostawienia śladu trzech z czterech obozów, które sam zbudował – w Treblince, Sobiborze i Bełżcu”.

Toland pisał dalej, że 24 listopada 1944 roku Himmler wydał rozkaz zamknięcia centrów masowej zagłady, „zmu­szony do tego szybkim zbliżaniem się Armii Czerwo­nej i nieustającymi dochodzeniami upartego Konrada Morgena […]”. Toland opierał się przy tym na wy­wiadzie, jaki przeprowadził z Morgenem, i którego zapis dźwiękowy się zachował. Można tam usłyszeć fascynację Tolanda dochodzeniami prowadzonymi przez Morgena w obozach koncentracyjnych. Wyrażał też zdumienie faktem, że była tam mowa o „jedynym [prawdziwym] wymiarze sprawiedliwości” w Trzeciej Rzeszy. „Wielu ludzi na Zachodzie nie dałoby temu wiary”, zapewniał Morgena.

Pisarz okazywał zdziwienie, że Morgen nigdy nie został uhonorowany po wojnie za swoją pracę, którą wykonywał w obozach jako sędzia SS, przy czym, we­dług niego, ryzykował za nią swoim życiem. Amery­kanin pozwalał sobie na zbyt wielką fascynację opo­wiadaniami Morgena i prawie wcale nie zadawał mu krytycznych pytań. Nie było mowy o żadnej jednooso­bowej krucjacie, gdyż Morgen pracował z zespołem sę­dziów śledczych, a orzekanie wyroków należało do za­dań sądów SS i Policji pod nadzorem Gerichtsherren, z Himmlerem i Hitlerem jako najwyższymi sędziami. Toland nie podbudował żadnymi dowodami przedsta­wionego przez siebie związku pomiędzy działalnością Morgena a zakończeniem programu zagłady Żydów. Podobnie jak zamknięcie obozów, „Aktion Reinhard” nie miało nic wspólnego z działalnością Morgena, tak i zamknięcie Auschwitz w rzeczywistości nie było z nim związane. Fabryka śmierci w Auschwitz została unieruchomiona dopiero w listopadzie 1944 roku. Je­dynym powodem, dla którego Himmler wydał rozkaz zniszczenia krematoriów w Birkenau, była jego chęć ukrycia śladów masowej zagłady przed coraz bardziej zbliżającą się Armią Czerwoną. Krótko przed wyzwo­leniem obozu 27 stycznia, esesmani dokonali egzeku­cji kilkuset więźniów, ale nie mieli wystarczająco dużo czasu, by wymordować wszystkich pozostałych309. Ocaleli z Auschwitz zawdzięczali swoje życie szybko nacierającej sowieckiej armii, a nie sędziemu z SS.

Artykuł Niemcy i Austria nie chcą o tym pamiętać! Zakłady opiekuńcze, które służyły jako centra eutanazji. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/niemcy-i-austria-nie-chca-pamietac-o-tej-niewygodnej-prawdzie-zaklady-opiekuncze-ktore-sluzyly-nazistom-jako-centra-eutanazji-wideo/feed/ 0
Gdzie leży granica pomiędzy sprawiedliwością a obłudą? Sędzia SS i jego walka z korupcją oraz „nielegalnymi” morderstwami w obozach koncentracyjnych. [WIDEO] https://niezlomni.com/gdzie-lezy-granica-pomiedzy-sprawiedliwoscia-a-obluda-sedzia-ss-i-jego-walka-z-korupcja-oraz-nielegalnymi-morderstwami-w-obozach-koncentracyjnych-wideo/ https://niezlomni.com/gdzie-lezy-granica-pomiedzy-sprawiedliwoscia-a-obluda-sedzia-ss-i-jego-walka-z-korupcja-oraz-nielegalnymi-morderstwami-w-obozach-koncentracyjnych-wideo/#respond Sat, 11 Aug 2018 07:52:59 +0000 https://niezlomni.com/?p=49417

W SS i w siłach policyjnych w Generalnej Guberni, na których czele od 1939 do 1943 roku stał Wyższy Dowódca SS i Policji, SS-Obergruppenführer Friedrich Wilhelm Krüger, również panowała nieograniczona chciwość i chęć bogacenia się. Była tam zatem wystarczająca ilość pracy dla sędziego SS.

[caption id="attachment_49418" align="alignleft" width="550"] Wyd. Replika[/caption]

Po okresie przygotowawczym w Monachium, Morgen w styczniu 1941 roku został przeniesiony do Sądu SS i Policji w Krakowie, stolicy Generalnej Guberni i siedziby Hansa Franka, jako sędzia pomocniczy. 1 marca 1941 roku został mianowany SS-Untersturmführerem. Jako sędzia śledczy prowadził wiele spraw. Jedna z nich toczyła się w obozie szkoleniowym SS w Dębicy w południowo-wschodniej Polsce. To, co go zaskoczyło, to duża liczba spraw karnych stamtąd zgłaszanych. Rozpoczął więc śledztwo i ustalił, że komendant obozu, Leckebusch, czerpał zyski z nielegalnego kasyna w jednej z willi w Krakowie. Morgen polecił zająć kasyno i przeprowadzić rewizję w prywatnym domu Leckebuscha. Odkryto, że komendant obozu posyłał podarunki Wyższemu Dowódcy SS i Policji, przypuszczalnie by go przekupić. Większość esesmanów pracujących w obozie została aresztowana. Leckebusch popełnił samobójstwo, zanim doszło do jego aresztowania.

Kilka miesięcy po jego nominacji w Krakowie Morgen wyjaśnił inny skandal korupcyjny w magazynach SS. Doprowadził do aresztowania szefa magazynów, SS-Hauptsturmführera dr. Georga von Sauberzweiga i jego sztabu (40 osób), podejrzanych o poważne przestępstwa gospodarcze. Von Sauberzweig sprzedawał rekwirowane w Polsce dobra, a zyskami dzielił się z podległymi mu wspólnikami. Pomimo jego wysokiego statusu w partii nazistowskiej, jako zasłużonego długoletniego towarzysza, został on postawiony przed Sądem SS i Policji w Warszawie. Tam uznano go za winnego „długotrwałego przekupywania urzędników, stałych grabieży i poważnych defraudacji”. Skazano go na rozstrzelanie przez pluton egzekucyjny. Nie pomogło mu nawet to, że cieszył się osobistą protekcją Oswalda Pohla, szefa Hauptamt Verwaltung und Wirtschaft (wydziału odpowiedzialnego za sprawy ekonomiczne i administracyjne w SS), ani nawet prośba o ułaskawienie skierowana do Hitlera. 9 marca 1942 roku wyrok został zatwierdzony przez Führera i 9 kwietnia 1942 roku egzekucja została wykonana.

Sprawa przeciwko von Sauberzweigowi naprowadziła Morgena na ślad innego skorumpowanego oficera SS. Zanim von Sauberzweig został zatrzymany, zdołał zaalramować swoją żonę, że Standartenführer Fegelein musi być zawiadomiony o jego aresztowaniu. Hermann Fegelein (1906–1945) wstąpił do Allgemeine-SS w 1933 roku i jako doświadczony kawalerzysta pełnił rozmaite dowódcze funkcje w kawalerii SS. W czasie wojny dowodził 8. Dywizją Kawalerii SS (8. SS-Kavallerie-Division), ale zasłynął przede wszystkim jako małżonek siostry Evy Braun, Gretl, którą poślubił w 1944 roku. W ostatnich tygodniach wojny był także łącznikiem pomiędzy Himmlerem a kwaterą główną Führera w Berlinie. Ta pełna sukcesów kariera skończyła się jednak 29 kwietnia 1945 roku, kiedy Fegelein został zastrzelony na rozkaz Hitlera na podstawie podejrzenia o dezercję. Gdy Morgen w 1941 roku rozpoczął śledztwo w jego sprawie, Fegelein był wciąż wielce obiecującym oficerem SS i jednym z faworytów Himmlera. Podczas śledztwa w sprawie von Sauberzweiga Morgen odkrył, że wielkie ilości luksusowych artykułów były w podejrzanych okolicznościach sprzedawane magazynom SS przez członków regimentu kawalerii dowodzonego przez Fegeleina. Ponadto okazało się, że von Sauberzweig przekazał kierownictwo skonfiskowanej żydowskiej firmy futrzarskiej jednemu z oficerów SS z jednostki Fegeleina. Zamieszani w to osobnicy twierdzili, że wiele międzynarodowych kontaktów tej firmy było wykorzystywanych do celów szpiegowskich, ale nie znaleziono na to żadnych dowodów. Bogacenie się na sprzedawaniu futer niemieckim klientom wydawało się jedynym

Fragment rozdziału 6 W GENERALNEJ GUBERNI, Kevin Prenger, Sędzia w Auschwitz. Sędzia SS Konrad Morgen i jego walka z korupcją oraz „nielegalnymi” morderstwami w obozach koncentracyjnych, Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ

Gdzie leży granica pomiędzy sprawiedliwością a obłudą? Badając sprawę pewnej paczki ze złotem, wysłanej przez jednego z techników z obozu koncentracyjnego Auschwitz do żony, Konrad Morgen przekonał się, że tego typu praktyki to codzienność. Przechwycona przesyłka okazała się wierzchołkiem góry lodowej nielegalnego procederu kradzieży, korupcji i przemytu, mającego miejsce w obozach. Na miejscu, w Auschwitz, Morgen zaobserwował także, iż załoga obozu regularnie dopuszcza się samowolnych zbrodni na więźniach. W cieniu pracujących pełną parą komór gazowych postanowił więc tropić owe „nielegalne” morderstwa.

Georg Konrad Morgen (8 czerwca 1909 r. - 4 lutego 1982 r.) Był sędzią SS i zajmował się śledztwami w sprawie nadużyć i zbrodni popełnianych w niemieckich obozach koncentracyjnych.

Przenosząc się na kolejne placówki z rozkazu Reichsführera SS Heinricha Himmlera, Morgen wizytuje także inne obozy, na obszarach mu podległych: Hertogenbosch/Vught, Kraków Płaszów, Majdanek. Bada przypadek aresztowanego w KL Buchenwald Karla Kocha i jego zboczonej żony Ilse. Za jego sprawą Karl zostaje ostatecznie skazany na śmierć i trafia przed pluton egzekucyjny na tydzień przed zajęciem obozu przez Amerykanów.

Z 800 wszczętych przez Morgena spraw, 200 kończy się wyrokami skazującymi, 5 wniosków o wszczęcie sprawy wobec komendantów umorzono.

Po wojnie Morgen występuje jako świadek w głośnych procesach zbrodniarzy wojennych, m.in. w procesach norymberskich i w drugim procesie oświęcimskim we Frankfurcie nad Menem. W czasie procesu w Norymberdze określa SS jako praworządną organizację, która nie miała nic wspólnego z zagładą Żydów…

Kevin Prenger, urodzony w 1980 roku, mieszka w Holandii. Jest redaktorem naczelnym Go2War2.nl, największego holenderskiego portalu poświęconego II wojnie światowej, a ponadto autorem licznych artykułów zamieszczanych m.in. w portalu Historiek.net oraz czasopiśmie „Wereld in Oorlog” („Świat w stanie wojny”). W swych publikacjach stara się rzucać światło na mniej znane aspekty II wojny światowej oraz Holokaustu.

 

Artykuł Gdzie leży granica pomiędzy sprawiedliwością a obłudą? Sędzia SS i jego walka z korupcją oraz „nielegalnymi” morderstwami w obozach koncentracyjnych. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/gdzie-lezy-granica-pomiedzy-sprawiedliwoscia-a-obluda-sedzia-ss-i-jego-walka-z-korupcja-oraz-nielegalnymi-morderstwami-w-obozach-koncentracyjnych-wideo/feed/ 0
Co stało się z członkami Gestapo po II wojnie światowej? Los niemieckich zbrodniarzy (wideo) https://niezlomni.com/co-stalo-sie-z-czlonkami-gestapo-po-ii-wojnie-swiatowej-los-niemieckich-zbrodniarzy-wideo/ https://niezlomni.com/co-stalo-sie-z-czlonkami-gestapo-po-ii-wojnie-swiatowej-los-niemieckich-zbrodniarzy-wideo/#respond Wed, 04 Apr 2018 05:55:16 +0000 https://niezlomni.com/?p=48199

W lutym 1944 roku Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) dokonał ostatniego zachowanego do dziś zestawienia istniejących zasobów kadrowych.

Według niego 1 stycznia tego roku do Gestapo należały 31374 osoby, do Policji Kryminalnej Rzeszy – 12792, a do Służby Bezpieczeństwa SS Reichsführera Rzeszy (SD) – 6482, w sumie więc 50648 osób. Wiele z nich straciło życie w walkach podczas wycofywania się wojsk niemieckich lub poległo podczas walk o Berlin w 1945 roku. Ocenia się, że co najmniej 25000 funkcjonariuszy Gestapo, czyli zdecydowana większość, mogło przeżyć wojnę. Dla nich dzień 8 maja 1945 roku oznaczał wielką niewiadomą. Instytucja, do której należeli, została co prawda rozbita, ale właśnie wtedy ich zbrodnie uwidoczniły się w całej pełni. Jednocześnie w tym samym czasie rozpoczęło się drugie życie narodowego socjalizmu, w pewnym sensie drugi etap jego historii. Był to początek trwających do dziś, pełnych konfliktów zmagań dotyczących poczucia winy i jej wypierania, walk pomiędzy zmianami o charakterze politycznym a trwaniem specyficznej mentalności, nawarstwiania się procesów publicznego odzyskiwania pamięci i spychania w niepamięć, historiograficznych interpretacji i reinterpretacji, odnajdywania faktów z przeszłości i ich przemilczania.

Przed funkcjonariuszami Gestapo piętrzyło się wiele pytań: jaki będzie stosunek do nich ze strony aliantów? Jakie stanowisko najlepiej będzie zająć w powojennym społeczeństwie? Czy otrzymają drugą szansę? Czy możliwa będzie kontynuacja kariery? Jaki będzie stosunek do nich niemieckiego społeczeństwa? Czy pozwoli ona na ich reintegrację? Jakie będą powszechne wyobrażenia o sprawcach tych zbrodni? Czy będzie im dane prowadzenie polityki historycznej w swoim własnym interesie, wpływanie na obraz historii czy wręcz jego kształtowanie? Jaki będzie stosunek do nich wymiaru sprawiedliwości? Jakie kary czekają ich za popełnione zbrodnie? Czy będzie istniała możliwość odrzucenia winy? Jak dalece będą się różnić pod tym względem powstające właśnie na gruzach Trzeciej Rzeszy powojenne społeczeństwa Republiki Federalnej, NRD i Austrii? Tak właśnie wyglądają podstawowe kwestie omawiane w tym tomie. W centrum uwagi znajdują się zagadnienia: analiza dalszej życiowej drogi byłych funkcjonariuszy Gestapo po 1945 roku, ich dostosowanie się do zmienionych warunków, strategie legitymizacji przeszłości i wszelkie opcje dotyczące przyszłości. W jaki sposób przetrwali pierwsze powojenne lata i jak odnosili się do swej własnej przeszłości, czy i jak odnaleźli drogę powrotu do społeczeństwa, jak ono na nich reagowało, jak bardzo to społeczeństwo zostało ukształtowane przez narodowo-socjalistyczne elity lub zmaganie się z nimi – wszystkie te kwestie były dotąd przez badaczy okresu powojennego podejmowane niechętnie i fragmentarycznie.

Zachodnie strefy okupacyjne: interregnum norymberskie

Początkowo to właśnie proces norymberski określał perspektywy wszystkich dopuszczalnych po 1945 roku sposobów postrzegania przeszłości. W sporach wokół odpowiedzialności za zbrodnie udało się Policji Porządkowej (Ordnungspolizei), Policji Kryminalnej i Wehrmachtowi wycofać poza obszar oskarżeń, podczas gdy Gestapo i SD uznano za „organizacje zbrodnicze”. Ta pierwsza próba uporządkowania przeszłości niosła ze sobą dalekosiężne, oddziałujące do dzisiaj konsekwencje dla zbiorowej pamięci. Umieszczając sprawców zbrodni w zaklętych rewirach postrzeganej w czarnych barwach Rzeszy Himmlera i tym samym rugując je z przestrzeni wspólnej, dokonano instytucjonalnego aktu wykluczenia zbrodni. Jednocześnie w ten sposób wyjęto Gestapo poza nawias społeczeństwa, naznaczając je stygmatem całkowitej odmienności i demonizując jako siedlisko zjawisk patologicznych, dostępne jedynie poprzez kategorie używane przy analizie patologii. Dzięki tej operacji wydzielenia i odsunięcia udało się mocno zredukować szeregi sprawców, a także przeprowadzić pozorny rozdział przeszłości na dwie sfery: zbrodni i normalności. Aresztowanych lub ukrywających się funkcjonariuszy Gestapo to uznanie winy całej instytucji mogło wręcz szokować nie mniej niż wydanie wyroku śmierci na ich byłego szefa, dr. Ernsta Kaltenbrunnera. Zaczęli podejrzewać, że wszyscy osobiście mogą zostać potraktowani jako zwykli przestępcy. Także następujące po głównym procesie zbrodniarzy wojennych decyzje o egzekucji z powodu linczów na załogach alianckich samolotów, podejmowane w Dachau, dotyczące również licznych zbrodniarzy z szeregów Gestapo, przestraszyły ich nie na żarty. Gdy Amerykanie w roku 1948, w dziewiątym norymberskim procesie dotyczącym Einsatzgruppen, wobec 14 spośród 24 oskarżonych oficerów SS z Gestapo i SD orzekli karę śmierci, ostatecznie stało się jasne, że alianci swoje zadanie traktują poważnie.

Rzeczywiście główne dowództwo brytyjsko-amerykańskie już w listopadzie 1944 roku ogłosiło „automatyczny areszt” wszystkich funkcjonariuszy Gestapo, których liczbę szacowano wtedy zaledwie na 15000 osób. Aresztowania ich rozpoczęły się natychmiast w momencie wkroczenia wojsk alianckich na terytorium Niemiec i miały pierwotnie za zadanie niedopuszczenie do utworzenia podziemnych struktur narodowosocjalistycznych. Okres internowania jeńców trwał z reguły od dwóch do trzech lat. Przedsięwzięcie to okazało się skuteczne, gdyż na długo wyeliminowało z życia publicznego grupę najważniejszych osób reżimu narodowosocjalistycznego, a oprócz tego okazało się najskuteczniejszym narzędziem denazyfikacji zastosowanym przez aliantów. W trzech zachodnich strefach okupacyjnych do 1 stycznia 1947 roku uwolniono 86244 z ogólnej liczby 182713 internowanych. W areszcie pozostały przede wszystkim osoby, wobec których istniały najcięższe zarzuty, wśród nich wielu funkcjonariuszy Gestapo, ponieważ Komisje Weryfikacyjne względnie niemieckie Obozowe Izby Orzekające w pierwszej kolejności rozpatrywały przypadki tak zwanych biernych uczestników (Mitläufer). W obozach na terenie amerykańskiej strefy okupacyjnej 28 lutego 1947 roku pozostawało jeszcze 1367 internowanych funkcjonariuszy Gestapo.

Fragment rozdziału Mordercy są wśród nas. Funkcjonariusze Gestapo w społeczeństwach powstałych po upadku Trzeciej Rzeszy, GESTAPO PO 1945 ROKU.

Kariery, konflikty, konteksty, Klaus-Michael Mallmann, Andrej Angrick, Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ.

Co stało się z członkami zbrodniczej tajnej policji Gestapo po II wojnie światowej?

Gestapo zlikwidowano w 1945 r., a jego zbrodnie zostały w pełni ujawnione przed światem. Jednak większość członków tajnej policji Hitlera przeżyła wojnę.

Jak odnaleźli się i zachowywali w okresie powojennym? Jak potraktowało ich niemieckie społeczeństwo? Jaki obraz wytworzyło? Jak podchodziły do nich instytucje prawne? Czy ich zbrodnie doczekały się rzetelnego wyjaśnienia i osądzenia?

Oto główne pytania stawiane przez autorów tej wielowątkowej książki. Piętnastu uznanych badaczy stara się na nie odpowiedzieć, opierając się na losach konkretnych członków Gestapo. Bazując na ich przykładach, autorzy wykazują pewne tendencje. Wskazują tych, którzy spokojnie funkcjonowali po wojnie w społeczeństwie, jak i tych, których więziono i po wyrokach zabito.

W części pierwszej pojawiają się, m.in. Walter Rauff, Horst Kopkow, Ludwig Hahn czy Hans Schumacher. Część druga ukazuje sytuacje powojenne, uwarunkowania społeczne i polityczne, w których znaleźli się byli gestapowcy. Największy nacisk kładzie na niemożność wyegzekwowania odpowiedzialności, zwłaszcza od ludzi często powiązanych mocno z rożnymi instytucjami powojennymi. Tu też padają konkretne nazwiska: Otto Bradfisch czy Albert Rapp.

Część trzecia dotyczy konsekwencji wchłonięcia członków Gestapo przez społeczeństwo oraz obrazów tej instytucji kreowanych w powszechnej świadomości, np. przez media.

Klaus-Michael Mallmann jest dyrektorem naukowym Centrum Badawczego Ludwigsburg i profesorem historii nowożytnej na Uniwersytecie w Stuttgarcie.

Andrej Angrick jest badaczem w Hamburskiej Fundacji na rzecz Promocji Nauki i Kultury.

Książka w ciekawy sposób traktuje o złożonych procesach zachodzących w społeczeństwie niemieckim po przegranej wojnie oraz wymierzaniu sprawiedliwości indywidualnej i masowej. Pozycja obowiązkowa dla miłośników powojennej historii — Artur Parzybut, Historyk.eu

Artykuł Co stało się z członkami Gestapo po II wojnie światowej? Los niemieckich zbrodniarzy (wideo) pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/co-stalo-sie-z-czlonkami-gestapo-po-ii-wojnie-swiatowej-los-niemieckich-zbrodniarzy-wideo/feed/ 0
Pogrom w Kielcach wydarzył się w dniu, w którym w Norymberdze rozpoczął się sąd nad Katyniem https://niezlomni.com/kakolewski-pogrom-w-kielcach-wydarzyl-sie-w-dniu-w-ktorym-przed-trybunalem-w-norymberdze-rozpoczal-sie-sad-nad-katyniem/ https://niezlomni.com/kakolewski-pogrom-w-kielcach-wydarzyl-sie-w-dniu-w-ktorym-przed-trybunalem-w-norymberdze-rozpoczal-sie-sad-nad-katyniem/#respond Mon, 04 Jul 2016 11:29:06 +0000 http://niezlomni.com/?p=28937

Najważniejsze skojarzenie jakie mi przyszło, w trakcie pracy nad tą książką do głowy, to było odkrycie, które przypomina nieco sławne jajko Kolumba.

Zwykłe porównanie dat - system jaki stosuje się porównując tablice chronologiczne, np. Starożytnej Judei, Persji, Grecji i Rzymu.

Okazało się, że pogrom Żydów w Kielcach wydarzył się w dniu, w którym przed Trybunałem Narodów w Norymberdze rozpoczęło się osądzanie Katynia.

[caption id="attachment_28941" align="alignnone" width="960"]Pogrom ubecki, nie kielecki, Kieleccy Patrioci, 4.7.2016 r., fot. KL Pogrom ubecki, nie kielecki, Kieleccy Patrioci, 4.7.2016 r., fot. KL[/caption]

[...] 4 lipca - sprzyjający Rosjanom zbieg okoliczności - w czasie narodowego święta Stanów Zjednoczonych, wykorzystując przyję­cie wydane dla dyplomatów i dziennikarzy w siedzibie ambasadora Bliss - Lane'a w hotelu „Polonia”, ogłoszono, że w Kielcach ma miejsce straszliwy po­grom Żydów - holocaust po holocauście, dokonany rękoma reakcji polskiej, przeciwstawiającej się nowej władzy. Natychmiast sprawa Katynia, sądzona w Norymberdze, zeszła na dalsze strony gazet, wobec wiadomości o straszli­wej zbrodni Polaków, którzy idąc za przykładem swoich nazistowskich nau­czycieli, usiłowali wymordować żydowską ludność Kielc. Podkreślano nie­zwykłą operatywność władz komunistycznych w Warszawie i Kielcach, które zapobiegły większej tragedii, schwytały sprawców i przygotowują ich proces.

Tak więc, pomiędzy Katyniem a pogromem kieleckim istnieje szereg związ­ków, wynikających z nienawiści do Polaków, z trudnego położenia Rosjan, którzy - zdobywszy część Polski w 1939 roku jako sojusznicy III Rzeszy - te­raz mienili się wyzwolicielami Polski, oraz narzucili Polsce stalinowski, czy prestalinowski system władzy, który po pogromie wydał się Zachodowi ko­nieczny dla poskromienia dzikiego nacjonalizmu Polaków. Kulturalna i wol­ność niosąca Armia Radziecka stała się gwarantem spokoju w Polsce i mode­racji zachowań zdziczałego polskiego motłochu.

Krzysztof Kąkolewski, Umarły cmentarz, von Borowiecky, Warszawa.

Książkę można nabyć TUTAJ.

Umarly cmentarz - Krzysztof Kakolewski (9788387689735)-610x860 (1)

Artykuł Pogrom w Kielcach wydarzył się w dniu, w którym w Norymberdze rozpoczął się sąd nad Katyniem pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/kakolewski-pogrom-w-kielcach-wydarzyl-sie-w-dniu-w-ktorym-przed-trybunalem-w-norymberdze-rozpoczal-sie-sad-nad-katyniem/feed/ 0
To dzieło jednego z nawybitniejszych kompozytorów polskiego renesansu. „Już się zmierzka” [wideo] https://niezlomni.com/to-dzielo-jednego-z-nawybitniejszych-kompozytorow-polskiego-renesansu-juz-sie-zmierzka-wideo/ https://niezlomni.com/to-dzielo-jednego-z-nawybitniejszych-kompozytorow-polskiego-renesansu-juz-sie-zmierzka-wideo/#respond Mon, 06 Jan 2014 00:01:38 +0000 http://niezlomni.com/?p=5702

[caption id="attachment_5703" align="alignright" width="469"]Wacław z Szamotuł Wacław z Szamotuł[/caption]

Wacław z Szamotuł, "Już się zmierzka" (Modlitwa, gdy dziatki spać idą)

Już sie zmierzka, nadchodzi noc,
Poprośmy Boga o pomoc,
Aby on naszym strażem był,
Od złych czartów nas obronił,
Którzy nawięcej w ciemności
Używają swej chytrości.

Kim był Wacław z Szamotuł?

Wacław z Szamotuł, Szamotulczyk (ok. 1524 - ok. 1560), polski kompozytor i poeta. Kształcił się w Akademii Krakowskiej, w latach 1547-1555 kompozytor kapeli królewskiej Zygmunta II Augusta, a od ok. 1557 na dworze Mikołaja Radziwiłła Czarnego w Wilnie.

Wybitny kompozytor polskiego renesansu, komponował czterogłosowe motety (In Te Domine speravi, wydany w Norymberdze 1554, Ego sum pastor bonus, wydany tamże 1564) oraz pieśni, m.in. Już się zmierzka, Kryste, dniu naszej światłości (1549-1558).  Wiele spośród jego kompozycji (m.in. ośmiogłosowa msza) zaginęło.

Artykuł To dzieło jednego z nawybitniejszych kompozytorów polskiego renesansu. „Już się zmierzka” [wideo] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/to-dzielo-jednego-z-nawybitniejszych-kompozytorow-polskiego-renesansu-juz-sie-zmierzka-wideo/feed/ 0