Niziołkowie – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Niziołkowie – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Dokąd nas zaprowadzisz. Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej, pełna ciepła i optymizmu saga rodzinna. [WIDEO] https://niezlomni.com/dokad-nas-zaprowadzisz-niziolkowie-z-ulicy-pamiatkowej-pelna-ciepla-i-optymizmu-saga-rodzinna-wideo/ https://niezlomni.com/dokad-nas-zaprowadzisz-niziolkowie-z-ulicy-pamiatkowej-pelna-ciepla-i-optymizmu-saga-rodzinna-wideo/#respond Sun, 09 Aug 2020 07:45:20 +0000 https://niezlomni.com/?p=51103

Janek pozostaje Jankiem praktycznie już tylko dla rodziny, a przeistoczyć się musi w proboszcza Jana z całym rozlicznym bagażem obowiązków i trosk. Jedną z takich chodzących trosk jest wikary Stanisław.


Równolegle poznajemy bliżej babcię Janka, panią Alicję Kotoń, z którą wnuk pokłócił się dramatycznie w poprzednim tomie. Teraz czytelnik ma okazję się przekonać, że nie taki diabeł straszny, jak go malują, a babcia – czy nawet dwie babcie, bo w tle pojawia się też babcia Stacha – też może mieć swoje troski i utrapienia oraz borykać się z własnymi słabościami.

Na szczęście Pan Bóg ma pod ręką znakomite narzędzie, którym dla zgody rodzinnej może się posłużyć: wnuczkę Wisię, która swoją energią, pogodą ducha i niezłomnym optymizmem doprowadza w końcu do pojednania babci i wnuka.

Saga opisuje losy poznańskiej rodziny Niziołków od lat sześćdziesiątych począwszy, na XXI wieku kończąc. Wszyscy członkowie rodziny uwielbiają książki, a rodzinnym numerem jeden jest Władca Pierścieni.

Historia rodziny, w której każdy może odnaleźć cząstkę swojej własnej przeszłości, wspomnienia z wychowywania dzieci i wydarzenia z życia codziennego. Ciekawa, mądra, ciepła i ozdobiona poczuciem humoru opowieść, w której wartości takie jak przyjaźń, miłość, rodzina, lojalność, godność, miłosierdzie, wiara – jeszcze coś znaczą.

Małgorzata Klunder, Dokąd nas zaprowadzisz. Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej Część 5, Wyd. Replika, Poznań 2020. Książkę można nabyć na stronie wydawnictwa Replika.

 

 

Fragment

Rozdział I
Druga zmiana

– Stachu, zakładaj, proszę, koloratkę, kiedy wychodzisz poza plebanię – powiedział proboszcz spokojnie.
Spokojnie, ale z takim specjalnym naciskiem, że księdzu Deskurowi nawet na myśl nie przyszło dyskutować, chociaż do tej pory księżowski rynsztunek przywdziewał tylko w kościele, do mszy. No, ewentualnie w konfesjonale. Na polu, jak mówią w Krakowie, zwykł był łazić po cywilnemu, przeważnie w dżinsach i kraciastej, flanelowej koszuli. Tak się czuł najlepiej, a uważał, że na wszystko jest właściwy czas – na sutannę i ornat też.

Z leciutkim uśmiechem otaksował postać swojego nowego zwierzchnika: garnitur skromny, ale elegancki, szyty chyba na miarę – nie bardzo się na tym znał, ale tak mu się wydawało, bo ciuch leżał na szefie jak ulał. O ubraniach na miarę czytał dotąd tylko w angielskich kryminałach (bo „Vivy” albo „Faktu” nie czytał z całą pewnością); sam zaopatrywał się w pierwszym lepszym sklepie, jaki był pod ręką, a sutannę wprawdzie zamówił na swój rozmiar, ale nie u krawca, tylko przez internet, i to wyłącznie dlatego, że najmniejsza z rozdzielnika była na metr siedemdziesiąt. Czyli, innymi słowy, wlokłaby się za nim jak tren.

Pogrzebał w komodzie, wydobył koszulę ze stójką i wsunął w nią listek. Zerknął, czy szefa to satysfakcjonuje, bo ten nosił świątek piątek koloratkę rzymską, czyli księżowską obrożę dookoła całej szyi. Chyba tak, bo nic już więcej nie mówił. Stanisław księdza Jana odrobinę się bał, chociaż tamten był tylko pięć lat od niego starszy – może niecałe sześć, bo szef zdążył już mu opowiedzieć o swojej zaplanowanej pomaturalnej obsuwie – i od razu spontanicznie zaczęli sobie mówić na ty; inaczej zresztą to byłoby po prostu śmieszne. Tak, Jan to równy gość, ale wzbudzał w nim szacunek od samego początku. Mimo że jak cała reszta świata wziął go za nastolatka i potem swobodnie przeprosił – a może właśnie dlatego.


A następnego dnia, kiedy zaczęli uzgadniać harmonogram służbowy,  jego nowy proboszcz zaproponował:
– To co, weźmiesz msze po księdzu Tadeuszu, angielską o jedenastej i polską o wpół do drugiej, dobrze? – Nawet nie pytał o znajomość języka, bo sprawa była jasna: skoro wykopali go na misje do Wielkiej Brytanii, to musiał być przynajmniej na poziomie nazywanym eufemistycznie komunikatywnym.
Naprawdę to u Kołłątaja w Jordanowie dostał taki wycisk, i to nie tylko z angielskiego, ale z niemieckiego też, że potem w seminarium mógł leżeć brzuchem do góry, i tak był najlepszy.
Z czego skwapliwie korzystał, utrwalając swój mit zdolnego lesera.
– No problem – zgodził się z marszu. – Tylko słuchaj, Jan, czy to dobrze, żebyś ty w ogóle nie odprawiał po polsku? Zapomnisz, jak to się robi!
Może lepiej podzielmy się łacińską w tym drugim kościele? Ja już trochę umiem – powiedział z dumą, bo co fakt, to fakt, umiał: ich liturgista był magikiem, który potrafił bez żadnego
wysiłku tak pognać chłopaków do formy nadzwyczajnej, że żaden nie mruknął, a jeszcze się napraszali. – Jakby co, to mnie douczysz. Byłbyś moim manduktorem.

– Okej, masz rację – przyznał Jan. – I dziękuję.
– Znowu punkt dla niego: nie trzyma się jak baran swojej koncepcji, można mu co nieco wyperswadować. – To teraz słuchaj, czy nie masz nic przeciwko takiemu podziałowi obowiązków
domowych: ja gotuję i zmywam, ty sprzątasz i pierzesz?
Mógł sprzątać, czemu nie, zawsze w domu sprzątał, ale jak tak dobrze poszło za pierwszym razem, to kto wie, czy i tu nie dałoby się czegoś urwać.
– Jasna sprawa, może być, ale… Nie możemy jadać w pubie? I co, nie mieliście zmywarki? To może kupimy raz dwa? A do sprzątania też by się ktoś dorywczo znalazł…
Jan westchnął.
– Widzisz, Stachu… Odpadły pensje szkolne, szkoły polskie płacą symbolicznie, to bardziej czyn społeczny… A rada parafialna przeznaczyła dla nas po sto pięćdziesiąt funtów tygodniowo.
– Tak naprawdę dla proboszcza miało być sto siedemdziesiąt, a dla młodego wikarego sto trzydzieści, ale włodarz parafii postanowił załatwić to krakowskim nomen omen targiem. – Na czysto, oczywiście, wszystkie historyjki związane z opłatami za plebanię lecą osobno, ale mimo to… Sam policz… No i chciałbym coś jeszcze odłożyć na lato, na wyprawę…
Cóż, tego wikary nie przewidział.


– A biskup nic nie odpala? – zadał niezwykle niedyskretne pytanie.
Proboszcz westchnął po raz drugi i zaczął oglądać żyrandol.
– Aha, już wiem – ucieszył się Stach jak głupi, chociaż niby nie było z czego. Ale ucieszył się autentycznie; jedyne, czego w podróży bał się naprawdę, to tego, że trafi pod skrzydła nudnego safanduły, ulubieńca biskupa. Jan od pierwszego rzutu oka, kiedy tylko stanął w drzwiach, wydał mu się porządnym gościem, a teraz po raz kolejny jego przeczucie się potwierdzało. – Dyscyplinowanie wyrywnych, tak? Żeby im się nie chciało za dużo? A co z tą twoją fuchą w seminarium?
– Stary, jakie seminarium? – westchnął Jan po raz trzeci. – Tu nie będzie żadnego seminarium przez najbliższe pięć lat, optymistycznie licząc.
– Więcej wiary. – Wyszczerzył do szefa zęby, a ten odwzajemnił uśmiech.
Tak, Jan to fajny gość. Dobra, może chodzić w koloratce, jak mu na tym zależy. W sumie nawet chyba ma rację. Co nie znaczy, że nie można by spróbować małego numeru. Zupełnie maleńkiego, ot tyle, żeby się odrobinę posiłować.
I zobaczymy, co zwierzchność na to. Tylko potrzebna mu będzie niewielka pomoc krawieckiej siły fachowej…
To wesele miało być wydarzeniem w Kirkcaldy: na ślub dwojga polskich emigrantów zjechało pół Żywca.
Dobre trzy godziny przed uroczystością ksiądz Jan z lekkim zdziwieniem zarejestrował osobliwe zachowanie swojego wikarego. Ten mianowicie najpierw pieczołowicie rewaloryzował jakieś ludowe ciuchy, by wreszcie stanąć przed nim w pełnym stroju górali żywieckich i zapytać:
– No i jak? Mogę tak iść?
Trzeba przyznać, że Stach, choć wzrostu mizernego, swoim widokiem zbijał z nóg: od kierpców i kopytek począwszy, poprzez pas i czarno- -czerwony bruclik, czyli kamizelkę, na kłobuku (dla ceprów: kapeluszu) skończywszy. Ale najlepszy był akcent służbowy: zamiast kokardy pod szyją – koloratka zainstalowana w przerobionym kołnierzyku koszuli.
– Cool! – zawyrokował z podziwem Jan.
Wikary odetchnął z ulgą, bo bał się jednak trochę reakcji władzy.
– A Bystra to już nie Beskid Śląski? – zapytała inkryminowana władza z ciekawością. – Strój żywiecki ci przysługuje
Ksiądz Deskur popatrzył na cepra z pobłażliwą wyrozumiałością. Przynajmniej w tej chwili jego było na wierzchu.
– Jan, ale to nie ta Bystra. Ty masz na myśli Bystrą pod Bielskiem, która po połowie jest Śląska, a po połowie Krakowska, czyli żywiecka. A ja jestem z tej, skąd pochodził ksiądz Pyrtek. Ona się teraz nazywa Podhalańska. Spod Jordanowa. No wiesz, za Babią Górą.
Po takim tłumaczeniu ksiądz, jak by nie było Niziołek, zgłupiał jeszcze bardziej. Do tej pory wydawało mu się, że zna wszystkie miejscowości od Ustronia do Ustrzyk Górnych. I że Jordanów to jeszcze Beskid, a nie Podhale. A tym bardziej Babia Góra.
Stach, widząc konsternację szefa, pospieszył z tłumaczeniami.
– Powiedzmy, że Bystra jest taka w pół drogi, i ja sam też. Moja babcia była z Milówki, to już ci mówiłem, a dziadek z Czarnego Dunajca

Artykuł Dokąd nas zaprowadzisz. Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej, pełna ciepła i optymizmu saga rodzinna. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/dokad-nas-zaprowadzisz-niziolkowie-z-ulicy-pamiatkowej-pelna-ciepla-i-optymizmu-saga-rodzinna-wideo/feed/ 0
Pełna ciepła i optymizmu saga rodzinna. Niezwykła historia na przekór nadmiernej konsumpcji i wyścigowi szczurów. [WIDEO] https://niezlomni.com/pelna-ciepla-i-optymizmu-saga-rodzinna-na-przekor-nadmiernej-konsumpcji-i-wyscigowi-szczurow-niziolkowie-tworza-niezwykla-historie-wielopokoleniowej-rodzin-wideo/ https://niezlomni.com/pelna-ciepla-i-optymizmu-saga-rodzinna-na-przekor-nadmiernej-konsumpcji-i-wyscigowi-szczurow-niziolkowie-tworza-niezwykla-historie-wielopokoleniowej-rodzin-wideo/#respond Thu, 19 Mar 2020 07:57:36 +0000 https://niezlomni.com/?p=50939

Róża i Robert, i ich wchodzące w dorosłość dzieci − Gosia (Perełka), Jan Peregryn oraz Elanora Pulcheria, dla swoich po prostu Elka, to główni bohaterowie opowieści o rodzinie o wdzięcznym nazwisku Niziołek.

Wszyscy czytają książki, a numerem jeden jest zdecydowanie Władca Pierścieni. Na przekór nadmiernej konsumpcji i wyścigowi szczurów, Niziołkowie oddychają atmosferą książek, żyją życiem bohaterów, toczą boje w ich imieniu, sami tworząc niezwykłą historię zwykłej, wielopokoleniowej rodziny. Powtarzając za Autorką, śmiemy marzyć, że Niziołkowie podarują Wam odrobinę uśmiechu i wzruszeń, jednocześnie wnosząc do Waszych domów ciepło i ponadczasowe, niezmienne wartości.

Fragment książki Małgorzaty Klunder, Tadeusz od spraw zwykłych, Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej Część 4. Książki można nabyć na stronie wydawnictwa Replika.

Prolog

Była sobota, dziewiąty lipca dwa tysiące szesnastego roku. Ksiądz Jan, pełniący do czasu nowej nominacji obowiązki proboszcza parafii St Marie’s przy Reminder Street, jak zawsze w sobotnie popołudnie ukląkł obok krzesła w dużym pokoju.

 

– Odbija ci, Janeczku? – zapytał dobrotliwie ksiądz Tadeusz.

 

– Robię tylko rachunek sumienia! – pośpiesznie odpowiedział Janek. – Może być ksiądz spokojny, do spowiedzi pójdę normalnie do Świętego Niniana albo gdzieś…

 

– A, jak tylko rachunek sumienia, to jazda – zachęcił go były proboszcz.

 

Pani Smith tak mnie wkurzyła na pogrzebie księdza, że… – zawahał się odrobinę penitent, to jest bzdury gada narrator, robiący rachunek sumienia, oczywiście.

 

– Tak?… – z naciskiem dopytywał się ksiądz Tadeusz.

 

– Podpuściłem Ethana i Adama, żeby… – Oj, nabroił ten były wikary i ciężko mu teraz szło!

 

– Żeby?… – popędził go ksiądz Tadeusz.

 

– Wysmarowali jej samochód… – Jasiek nabrał oddechu – …nieczystościami – dokończył elegancko.

 

– Znaczy, gównem? – sprecyzował szef. Może już nie proboszcz, ale szefem pozostanie na wieki wieków.

 

– Tak – potwierdził ze skruchą Janek. Księżowska rutyna tak w nim siedziała, że ani mu w głowie nie postało tłumaczyć swoje postępowanie okolicznościami obiektywnymi. A okoliczności były doprawdy obiektywne: pani Smith najpierw nad grobem zalewała się łzami, przeszkadzając spazmowaniem w obrządku, by potem, nim jeszcze ostatnia garść ziemi spadła na trumnę, zacząć obgadywać proboszcza i rozpuszczać niewiarygodne plotki, że ponoć zostawił po sobie dwustuakrową posiadłość koło Aviemore i ciekawe, komu ją zapisał. Czy aby nie wikaremu i dlaczego właśnie jemu?

– A wiesz, że to podpada pod gorszenie maluczkich? – zapytał surowo ksiądz Tadeusz.

 

– Wiem – szepnął Janek i pochylił nisko głowę.

 

– Coś jeszcze? – zapytał szef.

 

– To, co zawsze. – Janeczek się ożywił. – Opowiadałem na stypie kawał o grabarzu, którego chciał przestraszyć pewien pijak…

 

– To nie jest nieprzyzwoite – zadecydował ksiądz Tadeusz.

 

– I o pijaku, do którego przyszła maleńka śmierć… – kontynuował Jasiek.

 

– Tego nie znam! – wciągnął się były proboszcz.

 

– Pijak padł na kolana i dalej błagać: „Nie zabieraj mnie jeszcze! Poprawię się! Przestanę pić!”.

 

– I co dalej? – spytał ochoczo ksiądz Tadeusz.

 

– A śmierć na to: „Zamknij się, ja nie po ciebie, ja po chomika!”.

 

– Jeżeli w miejsce „zamknij się” nie powiedziałeś „spierdalaj”, to również nie jest grzech – uznał ksiądz Tadeusz, a Janeczek tylko się spłonił. – Wieczorek przy tym był?

 

– Specjalnie się przecież do niego dosiadłem – potwierdził Jasiek.

 

– Pił na stypie? – chciał wiedzieć szef.

 

– Tak ksiądz pyta, jakby nie wiedział najlepiej! – żachnął się p.o. proboszcza, bo może i był łobuzem, co na stypie po proboszczu pikantne kawały opowiadał, ale wiary nikt mu odmówić nie mógł. – Nie pije od marca i na stypie też wytrzymał!

 

– W takim razie to dobry uczynek, a nie grzech – zawyrokował ksiądz Tadeusz. – Jeszcze coś? A jak tam biskup?

 

– Na razie w porządku, niech się ksiądz nie boi, w tej materii poza grzeszenie myślą się nie posunę! – obiecał natychmiast były wikary.

 

– No dobrze – powiedział z namysłem ksiądz Tadeusz. – To zrobimy tak: za pokutę pójdziesz do spowiedzi do Piotrowinów w Glenrothes…

 

– Za jaką pokutę?! – oburzył się momentalnie Janek. – Przecież to tylko rachunek sumienia!

 

– Nie chrzań, synu – usłyszał w odpowiedzi. – Nie musisz latać do nich co tydzień, raz na miesiąc wystarczy. Co tydzień zrób sobie tylko rachunek sumienia. I możesz chodzić raz do jednego, raz do drugiego, na zmianę. Im to też dobrze zrobi – powiedział szef z satysfakcją – bo chociaż raz posłuchają sobie ciekawej spowiedzi, a nie takich pobożnych blubrów 1. Poza tym będą ci się musieli zrewanżować, a to też im się przyda. Spowiednikiem jesteś, synu, doskonałym, wiem coś o tym…

 

– Okej, proszę księdza – uśmiechnął się Jasiek. Po czym wstał, ruszył do jeepa i pojechał prosto do Glenrothes, żeby mu się po drodze nie odechciało.

 

– Chciałem prosić o spowiedź – powiedział w drzwiach do Piotrowina od Smartfonu.

 

******************************************************************************

 

Ksiądz Tadeusz nie żyje i wydawałoby się, że historia jest definitywnie skończona. Ale nagle zaczyna się coś dziać, po cichutku, dyskretnie, zwyczajnie. Ojciec Ryan, jeden z Piotrowinów, czyli adwersarzy naszych bohaterów, postanawia najlepiej jak potrafi kontynuować działo księdza Tadeusza. Biskup, który przeprowadził całą intrygę, odczuwa wyrzuty sumienia i chce naprawić to, co jeszcze naprawie podlega. Alexander, zamożny właściciel ziemski, wspiera swoim majątkiem i własną pracą działania Ryana. David i Ela żyją w pewności, że ksiądz Tadeusz otacza ich opieką z nieba. To samo powiedziałby o sobie, gdyby mówić potrafił, kot Ginger, trzy dni wędrujący w poszukiwaniu swojego ulubionego Człowieka w Białej Obroży. Księdza Jędrzeja, objazdowego duszpasterza z Highlandu, wyprowadził z mgły jak mleko jakiś nieznany kierowca. Leo, teść Rafała Anioła, nie waha się ani chwili, komu przedstawić problemy swojej wnuczki Michasi. Dziwne, choć zwykłe przypadki, mają miejsce także na polskiej ziemi, na Lednicy, w parafii na Ratajach, gdzie dożywa swoich dni niegdysiejszy proboszcz Tadka, ksiądz Wincenty, a także u wuja Anioła w Gołuchowie, który ni stąd ni zowąd dowiaduje się, że jego drugi syn Gabriel wziął po kryjomu ślub. Co oczywiste, w najbliższy, najbardziej namacalny sposób kontakt z księdzem utrzymuje Janek, który cały czas w swoim sercu, głowie i duszy prowadzi z nim rozmowy. Ale podobnego fenomenu, choć na bardzo skromną, niziołkowo zwyczajna miarę, doznają jego rodzice. Nawet Rasta, stary harleyowiec, jeszcze jeden polski emigrant, dokonuje pewnych wyborów życiowych pod wpływem wspomnień – ale czy tylko wspomnień? – o dawnym proboszczu. Jednak największy cud, uratowanie w wypadku samochodowym syna pani Marioli ze sklepu z garniturami, widoczny jest jedynie dla oczu czytelnika, bo tak jak wszystkie inne pozostaje cicho, wręcz pokornie w ukryciu.

 

Chciałoby się powiedzieć, że tych najzwyklejszych przypadków, choć każdy z osobna można po ziemsku zwyczajnie wyjaśnić, robi się stanowczo za dużo. A do drzwi plebanii puka już kolejny przypadek w osobie niezwykle barwnego księdza Stanisława Deskura z Bystrej Podhalańskiej, który będzie pełnił posługę wikarego. W tym samym czasie odbywa się chrzest drugiego synka Bachów, Tadka, co do losów którego dziadek Robert dostał wyraźne wskazówki. Zatem gdzieś tam hen w Szkocji pojawia się druga i trzecia zmiana jednocześnie.

 

Saga opisuje losy poznańskiej rodziny Niziołków od lat sześćdziesiątych począwszy, na XXI wieku kończąc. Wszyscy członkowie rodziny uwielbiają książki, a rodzinnym numerem jeden jest Władca Pierścieni.

 

Historia rodziny, w której każdy może odnaleźć cząstkę swojej własnej przeszłości, wspomnienia z wychowywania dzieci i wydarzenia z życia codziennego. Ciekawa, mądra, ciepła i ozdobiona poczuciem humoru opowieść, w której wartości takie jak przyjaźń, miłość, rodzina, lojalność, godność, miłosierdzie, wiara – jeszcze coś znaczą.

 

Artykuł Pełna ciepła i optymizmu saga rodzinna. Niezwykła historia na przekór nadmiernej konsumpcji i wyścigowi szczurów. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/pelna-ciepla-i-optymizmu-saga-rodzinna-na-przekor-nadmiernej-konsumpcji-i-wyscigowi-szczurow-niziolkowie-tworza-niezwykla-historie-wielopokoleniowej-rodzin-wideo/feed/ 0