MBP – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png MBP – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Wstrząsające zeznania świadków, które do dziś budzą przerażenie, czyli oprawca Żołnierzy Wyklętych przed sądem [WIDEO] https://niezlomni.com/wstrzasajace-zeznania-swiadkow-ktore-do-dzis-budza-przerazenie-czyli-oprawca-zolnierzy-wykletych-przed-sadem-wideo/ https://niezlomni.com/wstrzasajace-zeznania-swiadkow-ktore-do-dzis-budza-przerazenie-czyli-oprawca-zolnierzy-wykletych-przed-sadem-wideo/#comments Tue, 01 Nov 2016 17:26:52 +0000 http://niezlomni.com/?p=33101

Humer i inni to polski film dokumentalny z 1994 w reżyserii Aliny Czerniakowskiej. Dokument jest relacją z procesu przed Sądem Rejonowym w Warszawie. Na ławie oskarżonych zasiadał Adam Humer oprawca Żołnierzy Wyklętych funkcjonariusz z komunistycznego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.

Czerniakowska tak mówiła o powstawaniu filmu:

Nie było żadnej skruchy, ale pewność i buta. [...] [Humer] napluł mi na kamerę, mam taki kadr. Jak byli funkcjonariusze UB wychodzili z sądu to ludzie ustawili się szpalerem i mówili o nich, że to są bandyci, łobuzy. Humer był cyniczny, machnął ręką, że jego to w ogóle nie obchodzi.

W 1994 skazany za wymuszanie zeznań torturami. Udowodniono mu udział w wielu przesłuchaniach, upokarzanie, głodzenie i torturowanie więźniów politycznych. Skazany został na dziewięć lat więzienia, w drugiej instancji w 1996 zmniejszono wyrok do siedmiu i pół roku, zmarł podczas przerwy w wykonywaniu kary...

Na procesie zeznawały ofiary Humera – m.in. Juliusz Bogdan Deczkowski (AK) i Maria Hattowska (WiN), Stanisław Skalski. Według ich zeznań wobec kobiet Humer stosował m.in. bicie nahajką zakończoną stalową kulką oraz drutem kolczastym w piersi i krocze.

https://www.youtube.com/watch?v=QL5HyLRicy8

Artykuł Wstrząsające zeznania świadków, które do dziś budzą przerażenie, czyli oprawca Żołnierzy Wyklętych przed sądem [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wstrzasajace-zeznania-swiadkow-ktore-do-dzis-budza-przerazenie-czyli-oprawca-zolnierzy-wykletych-przed-sadem-wideo/feed/ 1
Komunistyczni kaci wciąż żyją wśród nas… https://niezlomni.com/komunistyczni-kaci-wciaz-zyja-wsrod-nas/ https://niezlomni.com/komunistyczni-kaci-wciaz-zyja-wsrod-nas/#respond Wed, 01 Jun 2016 22:21:04 +0000 http://niezlomni.com/?p=12686

Ciężką, ale jakże potrzebną pracę w bezpiece rozpoczęli jako młokosi. Byli dumni, że nazywa się ich "oficerami" Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Realizując "dyktaturę proletariatu", w praktyce brali udział w najważniejszych śledztwach przeciwko tzw. wrogom ludu - w więzieniu na warszawskim Mokotowie i tajnej willi "Spacer" w Miedzeszynie. Dwóch panów K. - Edmund Kwasek i Jerzy Kędziora. Pierwszy niedawno zmarł, drugi żyje nadal w Warszawie i kpi sobie z wymiaru sprawiedliwości.

[caption id="attachment_12761" align="aligncenter" width="650"]Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl[/caption]

Stefan Skwarek (wartownik w UB na Kielecczyźnie, potem "naukowiec" Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR) w książce "Na wysuniętych posterunkach" (Książka i Wiedza, 1977 r.) poświęcił Kwaskowi notę biograficzną: "Płk Edmund Kwasek, członek PPR i AL, uczestnik wielu akcji zbrojnych przeciwko siłom okupanta i polskiej reakcji. Po wyzwoleniu w styczniu 1945 r. jako naczelnik Wydziału Śledczego WUBP w Kielcach uczestniczył w wielu akcjach i walkach z bandami. W latach pięćdziesiątych przeszedł do pracy w cywilu".

W 1996 r. Edmund Kwasek został skazany w tzw. procesie Humera (od nazwiska głównego oskarżonego, b. wicedyrektora Departamentu Śledczego MBP), razem z 12 innymi śledczymi MBP na karę kilkuletniego więzienia. Z więzienia na Rakowieckiej - tego samego, w którym katował pół wieku wcześniej polskich patriotów - wyszedł jednak szybko "ze względu na zły stan zdrowia". Kwasek żył jeszcze sześć lat na wolności.

[caption id="attachment_12759" align="aligncenter" width="600"]Dawny Areszt Śledczy MBP w Warszawie, fot. slady.ipn.gov.pl Dawny Areszt Śledczy MBP w Warszawie, fot. slady.ipn.gov.pl[/caption]

Jerzy Kędziora zapewne opłakiwał śmierć kolegi. Mieszka na warszawskim Bródnie, pobierając wysoką, "resortową" emeryturę. Z dawnymi kolegami z bezpieki, których w samej stolicy żyje jeszcze co najmniej kilku, spotyka się systematycznie w siedzibie Związku Kombatantów RP (dawny ZBoWiD) w Alejach Ujazdowskich. Kilka lat temu Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych pozbawił go uprawnień, będących przecież uhonorowaniem szczególnych zasług dla Polski.

Śledztwo Instytutu Pamięci Narodowej w sprawie Kędziory umorzono w lutym 2005 r. ze względu na śmierć ich ofiar. Tymczasem żyje Wacław Sikorski (AK-owiec, skazany przez bezpiekę na karę śmierci, następnie ułaskawiony przez Bieruta na dożywocie, z więzienia wyszedł w 1956 r.), który dobrze zapamiętał zwyrodniałego śledczego: - Do dziś mam uszkodzone lewe ucho i przegrodę nosa. Straszono mnie, że jeśli nie podpiszę dokumentu kończącego śledztwo, znów będę miał do czynienia z Kędziorą.

Pomogła Dzierżyńska

[caption id="attachment_12757" align="alignleft" width="395"]Hieronim Dekutowski, pl.wikipedia.org Hieronim Dekutowski, pl.wikipedia.org[/caption]

Jerzy Kędziora prowadził m.in. sprawę żołnierza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, cichociemnego, mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zapory", legendarnego dowódcy oddziałów partyzanckich Armii Krajowej, Delegatury Sił Zbrojnych i Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość na Lubelszczyźnie.

We wspomnieniach Władysława Siła-Nowickiego, inspektora Zrzeszenia WiN na Lubelszczyźnie, czytamy: "Śledztwo prowadzili Kędziora i Chimczak [Eugeniusz Chimczak, inny, żyjący do dziś ubecki sadysta - TMP] (...) Nadzorował je mjr Serkowski [Ludwik Serkowski, naczelnik wydziału w Departamencie Śledczym MBP - TMP] i ppłk Humer. (...) Nasza sprawa, sprawa lubelskiego WiN czy sprawa »Zapory«, jak ją często określano, była o tyle specyficzna, że właściwie nie było sporów co do samych faktów. (...) Oddziały »Zapory«, których ja byłem w jakiś sposób kierownikiem politycznym, były czysto partyzanckimi, bez żadnych, ale to żadnych, domieszek przestępczych. Byli to ludzie na wysokim poziomie etycznym, co moich śledczych szczególnie bulwersowało".

Hieronim Dekutowski, po nieudanej próbie przedostania się za granicę i aresztowaniu przez UB, przechodził ciężkie śledztwo w więzieniu przy Rakowieckiej od 19 września 1947 r. do 1 czerwca 1948 r. Podczas niejawnej rozprawy 3 listopada 1948 r. przed Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie, dostał siedmiokrotną karę śmierci (KS). Wyrok na nim i jego podkomendnych wykonano 7 marca. Do dziś nie jest znane miejsce pochówku "Zapory" i jego ludzi. Jako jedyny z tej grupy ułaskawiony został Władysław Siła-Nowicki, któremu wyrok śmierci zamieniono na dożywocie, dzięki wstawiennictwu u Bolesława Bieruta spokrewnionej z rodziną Nowickich Aldony Dzierżyńskiej (siostry Feliksa).

Specjalista od WiN-u

W więzieniu przy Rakowieckiej por. Jerzy Kędziora przesłuchiwał również m.in. Edwarda Bzymka-Strzałkowkiego, w czasie wojny oficera wywiadu i kontrwywiadu Okręgu Kraków ZWZ-AK, po 1945 r. szefa Brygad Wywiadowczych Delegatury Sił Zbrojnych - WiN (opracowywał m.in. sprawozdania miesięczne o sytuacji w kraju, przesyłane następnie Rządowi Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie). W dniu aresztowania Bzymek-Strzałkowski wyskoczył z trzeciego piętra aresztu śledczego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie, łamiąc obie ręce i nogę. Po leczeniu śledztwo w jego sprawie wszczął szef Departamentu Śledczego MBP Józef Różański, a na "oficera" śledczego wyznaczono właśnie Kędziorę, ściągniętego specjalnie w tym celu do Krakowa z Warszawy. Skazanemu na trzykrotną karę śmierci we wrześniu 1947 r. w tzw. procesie krakowskim WiN i Polskiego Stronnictwa Ludowego (oskarżał zastępca naczelnego prokuratora Naczelnej Prokuratury Wojskowej, płk Stanisław Zarako-Zarakowski), złagodzono następnie wyrok do 15 lat. Z więzienia wyszedł w sierpniu 1956 r.

W tej samej sprawie Kędziora przesłuchiwał prezesa II Zarządu Głównego Zrzeszenia WiN Franciszka Niepokólczyckiego, również skazanego w "procesie krakowskim" na trzykrotną KS. Po zmianie kary na dożywocie, na wolność wypuszczono go w grudniu 1956 r.

Równie brutalny Kędziora był wobec Władysława Jedlińskiego, oficera wywiadu AK, a po wojnie kierownika sieci informacyjnej kolejnego, IV Zarządu Głównego WiN. W jego przypadku, pierwszy, pięciomiesięczny etap śledztwa miał bardzo brutalny przebieg. Jedliński był nieludzko torturowany, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, umieszczano go w karcerze, pozbawiano snu. Karę śmierci zamieniono Jedlińskiemu następnie na dożywocie, w końcu na 12 lat pozbawienia wolności, z więzienia mokotowskiego został warunkowo zwolniony 30 grudnia 1957 r. Kędziora maltretował również w śledztwie żonę Władysława - Henrykę Jedlińską, skazaną na 15 lat więzienia, i innych członków rodziny.

Mieliśmy pełne zaufanie do Różańskiego

[caption id="attachment_12764" align="alignleft" width="433"]Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl[/caption]

Prócz pracy na Mokotowie Jerzy Kędziora był członkiem Grupy Specjalnej MBP - tajnej komórki, powołanej latem 1948 r., przekształconej następnie w X Departament MBP, który zajmował się sprawami szczególnymi - "oczyszczaniem" szeregów PZPR z agentów i prowokatorów. Grupa działała w równie tajnym więzieniu MBP (kryptonim "Spacer") w Miedzeszynie pod Warszawą, które - wyłączone spod jakiejkolwiek zewnętrznej kontroli - stanowiło własność X Departamentu (prócz tego pod jego wyłączną kontrolą znajdował się wydział śledczy i pawilon w więzieniu mokotowskim).

Aby jeszcze lepiej służyć "ludowej" Ojczyźnie, w 1955 r. Kędziora został uczestnikiem Wyższego Kursu Przeszkolenia Oficerów Bezpieczeństwa. Wkrótce jednak sielanka życia "oficera" bezpieki skończyła się. Już w połowie tego roku, kiedy na fali rozpoczynającej się "odwilży" towarzysze zaczęli szukać w swoich szeregach winnych "łamania socjalistycznej praworządności", za "pracę" w Miedzeszynie został na krótko aresztowany.

Kędziora zeznawał jako świadek w sprawie odpowiedzialności Różańskiego i Romkowskiego (właściwie: Natana Grinszpana-Kikiela), wiceszefa bezpieki, nadzorującego tajną willę "Spacer":

"Kiedy zostałem skierowany do Miedzeszyna, miałem 23 lata. Podczas przesłuchań używano takich metod jak: klęczenie na stołku, karcer czy wkładanie ołówka między palce. Pierwszy wypadek z ołówkiem zastosował Światło [Józef Światło, właściwie: Izaak Fleischfarb, wicedyrektor X Departamentu MBP, pracownik sowieckich służb specjalnych - TMP]. Różański był z początku uważany przez nas za wzór komunisty i człowieka oddanego Partii. Mieliśmy pełne zaufanie do Różańskiego. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że bicie więźniów było zabronione prawem. (...) W 1949 roku były rozkazy karne na temat bicia, ale równocześnie Romkowski i Różański sami bili więźniów. W tym okresie, kiedy stosowaliśmy bicie, nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że to jest nieludzkie. Wydawało nam się, że stosowanie tego przymusu jest koniecznością. Słyszeliśmy w tym czasie opowiadania na temat metod stosowanych w »dwójce« i dlatego wydawało się nam, że nasze postępowanie było łagodne. (...) W początkowym okresie nie było gum, a któryś z oficerów śledczych, nie pamiętam nazwiska, bił podejrzanego kijem. Ponieważ bicie kijem było niewygodne, wartownicy znaleźli kawałek kabla grubości wiecznego pióra, ogumionego, z cienkim drutem wewnątrz. Tą gumą posługiwało się kilku oficerów, a później każdy zaopatrzył się w kawałek kabla. Te gumy nazywano »małymi konstytucjami« (faszystowskimi) w odróżnieniu od »dużej konstytucji«, którą zrobił oficer śledczy Laszkiewicz przy pomocy wartowników. Była ona zrobiona z kilku drutów izolowanych".

Cukrzyca albo "jakieś okaleczenie"

W trakcie "odwilżowego" śledztwa komunistyczna wierchuszka zrzucała z siebie odpowiedzialność za "nieprawidłowości", których dopuścił się aparat represji. Winni mieli być wyłącznie pracownicy niższego szczebla. Wtedy wyciągnięto Kędziorze, że podczas przesłuchań ciężko pobił Wacława Dobrzyńskiego (w czasie niemieckiej okupacji oficera Sztabu Głównego Armii Ludowej, przed aresztowaniem naczelnika wydziału w IV Departamencie MBP), w wyniku czego Dobrzyński zmarł.

I tak szef bezpieki Stanisław Radkiewicz zeznawał: "Przypominam sobie, że w Belwederze była omawiana na posiedzeniu Komisji Bezpieczeństwa [Komisji Biura Politycznego do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego - TMP] sprawa śmierci Dobrzyńskiego. Romkowski i Fejgin [Anatol Fejgin, dyrektor X Departamentu MBP - TMP] przedstawiali, że zejście śmiertelne było wynikiem cukrzycy, na którą chorował".

Jakub Berman, który z ramienia partii nadzorował bezpiekę, o tym samym posiedzeniu: "Zostało przedstawione zaświadczenie lekarskie, z którego wynikało, iż wskutek jakiegoś okaleczenia [!!! - TMP] i w związku z chorobą cukrzycy nastąpił zgon Dobrzyńskiego".

[caption id="attachment_12767" align="aligncenter" width="650"]Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl Dawna siedziba tajnego aresztu Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie-Miedzeszynie, fot. slady.ipn.gov.pl[/caption]

Bardziej szczery, choć oczywiście "niewinny", był Różański: "Kędziora wziął wieczorem Dobrzyńskiego na przesłuchanie, podczas nieobecności mojej, Romkowskiego i Fejgina, i w czasie przesłuchania zaczął go bić. Oficerowie śledczy, którzy byli w sąsiednim pokoju, wywołali Kędziorę i zwracali mu uwagę na to, co on robi".

[quote]Kędziora nie dawał za wygraną, odpowiedzialnością obarczając przełożonych: "Według mnie odpowiedzialnym za wprowadzenie terroru jest Romkowski. Zostałem zdjęty z pracy na skutek pobicia Dobrzyńskiego, który poprzednio był bity przez Romkowskiego i Różańskiego. Po 1949 roku byłem szykanowany przez Różańskiego do tego stopnia, że po usunięciu mnie z Departamentu Śledczego dostałem rozstroju nerwowego i choroby psychicznej. Do 1954 roku chodziło za mną to, że jestem wrogiem". Ostatecznie sprawę cukrzycy bądź "jakiegoś okaleczenia" Dobrzyńskiego zatuszowano, ale Kędziorę zwolniono z bezpieki.[/quote]

"Pompować rozum z tyłka do głowy"

W Grupie Specjalnej MBP, a następnie X Departamencie Kędziora spotkał Edmunda Kwaska. Kwasek też pracował w Miedzeszynie. Przesłuchiwał tam m.in. komunistów, oskarżonych w jednej z najgłośniejszych spraw stalinizmu - o "odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne". Jednego z nich, Włodzimierza Lechowicza, zmuszał do wykonywania setek przysiadów, aby - jak to sam nazywał - "pompować rozum z tyłka do głowy".
W tajnej willi MBP prowadził też śledztwo przeciwko Bolesławowi Kontrymowi "Żmudzinowi", oficerowi Policji Państwowej II RP, majorowi WP, żołnierzowi AK, cichociemnemu. Z dokumentów wynika, że Kwasek śledztwo wszczął 30 października 1948 r. Celem było "przyznanie się" zatrzymanego do rzekomych przestępstw popełnionych w latach 1923 - 1944. Bezpieka chciała przede wszystkim, aby wydał polskich wywiadowców działających w Komunistycznej Partii Polski do 1939 r. Jeśli chodzi o okres niemieckiej okupacji, "Żmudzin" miał obciążyć szereg osób, wobec których UB prowadziło wówczas śledztwo. Śledczy Kwasek torturował Kontryma przez prawie rok - do 8 września 1949 r. Jest podpisany pod 23 protokołowanymi przesłuchaniami.

Bolesław Kontrym "Żmudzin" wyrokiem Sądu Wojewódzkiego dla m.st. Warszawy z 26 czerwca 1952, zatwierdzonym przez Sąd Najwyższy 9 października, został skazany na karę śmierci, którą wykonano prawdopodobnie 2 stycznia 1953.

Kablem, kijem, nahajką

Kwasek przede wszystkim jednak urzędował na Mokotowie (stał m.in. na czele Wydziału II, który zajmował się penetracją obcych wywiadów w partii). Więźniowie tej bezpieczniackiej katowni zaliczali go do najgorszych oprawców. Jeden z nich, zrehabilitowany w 1957 r., wspominał: "W godzinach wieczornych zostałem wezwany do Światły, który w obecności Kwaska powiedział, że jeśli nie przyznam się do współpracy z Niemcami, to aresztowana zostanie moja żona, wobec której zastosowane będą te same metody i będzie tak długo bita, aż ujawni szczegóły mojej współpracy. Dziecko natomiast zostanie zabrane i ślad po nim zaginie. Wobec takiej groźby, począłem podawać zmyślone fakty... W czasie jednego z następnych przesłuchań Kwasek, kopiąc mnie leżącego na podłodze, kopnął tak silnie w okolice serca, że miałem naruszony mięsień serca i odczuwałem dotkliwe bóle przez trzy lata. Ponadto Kwasek i oddziałowi stosowali jeszcze inne formy udręczeń, jak ciągłe przysiady, klęczenie z rękami do góry, trzymanie krzesła przez wiele godzin przy wyciągniętych rękach w pozycji przysiadu, polewanie zimną wodą w karcu (...). Tego rodzaju metody doprowadziły mnie do kompletnego załamania fizycznego i psychicznego".

[quote]I dalej: "Mając jeszcze w pewnym stopniu zachowane poczucie rzeczywistości i opory psychiczne, nie chciałem przyznać się do stawianego mi zarzutu współpracy z Niemcami, jak też nie chciałem obciążać współpracą innych osób, gdyż w rzeczywistości z Niemcami nie współpracowałem. Różański odparł na to, w obecności Kwaska i Światły, że jeśli nie potwierdzę tych faktów, zostanę zabity i tak pogrzebany, że śladu po mnie nie będzie. Mimo, że od tego dnia byłem ciągle i bez przerwy bity, przy czym zaczęto bić mnie kablem w pięty i stopy, zadając mi w ten sposób potworne cierpienia przez kilka następnych dni, nie chciałem przyznać się do stawianych mi zarzutów, godząc się nawet na pozbawienie mnie życia, by w ten sposób ujść dalszym torturom. (...) W czasie przesłuchań, jak też w czasie przerwy pomiędzy jednym przesłuchaniem a drugim, byłem ciągle bity przez Kwaska i oddziałowych kablem, kijem, nahajką plecioną ze skóry. (...). W czasie jednego z przesłuchań Kwasek w czasie pastwienia się nade mną wybił mi pięścią 10 zębów w górnej szczęce i 6 zębów w szczęce dolnej".[/quote]

Zarozumiały, z tendencją efekciarstwa

Zanim trafił do warszawskiej centrali MBP, Edmund Kwasek - były uczeń Gimnazjum im. Chreptowicza w Ostrowcu Świętokrzyskim, a w czasie wojny partyzant AL - pod koniec stycznia 1945 r. trafił do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach. Miał wówczas 22 lata. Swoją krwawą karierę zaczynał jako "oficer" tamtejszego Wydziału Śledczego, aby już na początku 1946 r. zostać naczelnikiem tego Wydziału. Tę "zaszczytną" funkcję pełnił przez następne trzy lata. Więźniów kieleckiego więzienia śledczego WUBP przy ul. Focha (obecnie Paderewskiego) przetrzymywano w małych, zawszonych celach i przesłuchiwano, stosując niewybredne metody, po kilka godzin dziennie. Przykład dawał Kwasek. Nie tylko katował osadzonych, ale występował też w roli ich "sędziego". Tak było 11 lipca 1945 r., kiedy Okręgowy Sąd Wojskowy w Łodzi na sesji w Kielcach skazał żołnierza niepodległościowego podziemia Konrada Zygmunta Suwalskiego na karę śmierci.

[caption id="attachment_12754" align="alignleft" width="160"]Tadeusz M. Płużański, pl.wikipedia.org Tadeusz M. Płużański, pl.wikipedia.org[/caption]

Edmund Kwasek był na tym procesie ławnikiem. To jemu również powierzono prowadzenie śledztwa w sprawie pogromu kieleckiego. W przygotowaniu tej ubeckiej prowokacji brał udział Adam Humer.

Naczelnikiem Wydziału Śledczego WUBP w Kielcach Kwasek przestał być w 1948 r., aby przez rok pełnić to samo stanowisko w Gdańsku. Potem był już Departament X MBP, którego szef Józef Różański napisał w opinii służbowej: "Mjr Kwasek. Zdolny oficer śledczy. Może trochę zarozumiały, z tendencją efekciarstwa".

Tadeusz M. Płużański

 

Artykuł Komunistyczni kaci wciąż żyją wśród nas… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/komunistyczni-kaci-wciaz-zyja-wsrod-nas/feed/ 0
Nieznana historia cichociemnych, czyli zawiedzione nadzieje. O tym, jak Amerykanie szkolili Polaków w latach 50. w obliczu eskalacji konfliktu USA – ZSRS https://niezlomni.com/nieznana-historia-cichociemnych-czyli-zawiedzione-nadzieje-o-tym-jak-amerykanie-szkolili-polakow-w-latach-50-w-obliczu-eskalacji-konfliktu-usa-zsrs/ https://niezlomni.com/nieznana-historia-cichociemnych-czyli-zawiedzione-nadzieje-o-tym-jak-amerykanie-szkolili-polakow-w-latach-50-w-obliczu-eskalacji-konfliktu-usa-zsrs/#respond Wed, 23 Jul 2014 08:15:25 +0000 http://niezlomni.com/?p=15239

Telewizyjny serial „Czas honoru” przypomniał Polakom o cichociemnych – żołnierzach szkolonych na Zachodzie podczas tajnych kursów, którzy przerzuceni drogą powietrzną zasilali  szeregi Armii Krajowej. Jednak mało kto  wie, że dzieje tej elitarnej formacji nie  zakończyły się w 1945 r. I nie chodzi tu o dalsze losy tych, którzy nie złożyli broni i kontynuowali walkę w konspiracji.

Wybuch wojny w Korei w czerwcu 1950 r. gwałtownie przybliżył możliwość rozpoczęcia konfliktu na pełną skalę między mocarstwami. Przygotowania do niego podjęła także polska emigracja niepodległościowa. W grudniu 1951 r. do monachijskiej siedziby Delegatury Zagranicznej WiN zaczęli z różnych krajów Europy zjeżdżać młodzi mężczyźni. W ciągu kilku tygodni przeszli badania lekarskie, uczyli się alfabetu Morse’a i opanowali posługiwanie się nim w łączności radiowej.

W lutym 1952 r. zostali przeniesieni w okolice Frankfurtu, gdzie rozpoczął się już regularny kurs. Na ważniejszym działem było szkolenie radiowe – budowa, konserwacja, a przede wszystkim obsługa radiostacji, ale oprócz tego kursanci zdobywali podstawową wiedzę w zakresie dywersji, sabotażu, obsługi różnego typu sprzętu bojowego, posługiwania się bronią, terenoznawstwa, minerstwa, obserwacji, wyszkolenia bojowego i pierwszej pomocy. Istotną częścią szkolenia był kurs spadochronowy, a także nauka przetrwania w obcym terenie. Baczną uwagę zwracano na zaprawę fizyczną, w tym naukę dżudo. Wszystkie zdobyte teoretycznie wiadomości sprawdzano natychmiast w praktyce na ćwiczeniach terenowych.

[caption id="attachment_15240" align="aligncenter" width="579"]Stefan Skrzyszowski i Dionizy Sosnowski Stefan Skrzyszowski i Dionizy Sosnowski[/caption]

W oczekiwaniu na nową wojnę

Przeprowadzenie kursu wzorowanego ściśle na programie szkolenia cichociemnych w czasie II wojny światowej było możliwe dzięki umowie Delegatury Zagranicznej WiN z władzami amerykańskimi, zawartej  w listopadzie 1950 r. Konflikt w Korei sprawił, że USA zaczęły szukać sojuszników wśród zniewolonych przez komunistów narodów Europy Środkowej i Wschodniej. Tak narodziło
się finansowe, sprzętowe i logistyczne wsparcie dla WiN. Delegatura Zagraniczna WiN ściśle współpracowała w sprawach militarnych z polskimi władzami wojskowymi na uchodźstwie i wspólnie opracowano plan działań dywersyjnych, które przeprowadzone po wybuchu wojny siłami konspiracji, miały zastąpić amerykańskie uderzenia atomowe na cele w Polsce. Właśnie do realizacji tego planu szkolona była pierwsza grupa, która miała zapewnić łączność kraju z sojusznikami na Zachodzie.

31 lipca 1952 r. nastąpiło uroczyste zakończenie kursu. Jego absolwenci otrzymali awanse, niektórzy zaczęli się przygotowywać do przerzutu do Polski, inni zostali zatrudnieni przy organizacji kolejnego kursu czy utrzymaniu bieżącej łączności. Następny turnus rozpoczął się we wrześniu 1952 r.Tym razem wprowadzono specjalizację i np. dawni partyzanci wileńskiej Brygady AK „Juranda” Czesław Pławski i Mieczysław Fijałkowski, którzy rok wcześniej na trzymetrowej łódce uciekli przez Bałtyk do Szwecji, byli
szkoleni na dowódców oddziałów dywersyjnych. Po wybuchu wojny mieli zostać zrzuceni na Wileńszczyznę. Polskim kierownikiem kursów był kpt. Stanisław Kolasiński, cichociemny zrzucony do Polski w marcu 1943 r., kawaler Virtuti Militari.

Ofiary prowokacji

Jednym z wyróżniających się kursantów był Stefan Skrzyszowski „Bolek”, urodzony w 1911 r. w Złoczowie. Na początku lat 30. służył w WP w oddziałach telegraficznych, później pracował jako wiertacz, kierowca i mechanik. Wcielony w 1944 r. do „ludowego” WP, gdy w lutym następnego roku jako byłemu akowcowi groziło mu aresztowanie, zdezerterował. Pod nazwiskiem Janusz Patera zamieszkał na Wybrzeżu, od początku 1949 r. pracował jako mechanik w kapitanacie portu w Elblągu. W maju 1951 r. nawiązał z nim kontakt funkcjonariusz MBP na stopie niejawnej Henryk Wendrowski „Józef”, czołowy agent w prowokacyjnej V Komendzie WiN i wciągnął go do „organizacji”.

W listopadzie 1951 r. szlakiem przez Nysę Łużycką i Berlin został przerzucony do Delegatury Zagranicznej WiN. Od sierpnia 1952 r. kilkakrotnie przymierzano się do zrzucenia „Bolka” w Polsce, jednak operacja nie dochodziła do skutku i zaczął się domagać wysłania go drogą lądową. Wreszcie 6 października lot się odbył, jednak nie dostrzeżono świateł placówki odbiorczej i „Bolek” wrócił do Niemiec.

Zdecydowano wówczas, że podczas kolejnej próby towarzyszyć mu będzie młodszy od niego o 16 lat Dionizy Sosnowski „Józef”. W 1948 r. Sosnowski przyjechał z Goniądza do Warszawy i podjął studia na Akademii Medycznej, jednak wkrótce z przyczyn politycznych musiał je przerwać i podjął pracę jako wychowawca w ośrodku szkoleniowo--wychowawczym. Wiosną 1951 r. został wytypowany na Zlot Młodzieży w Berlinie, co postanowił wykorzystać do ucieczki na Zachód. Gdy informacja ta dotarła do bezpieki, został wciągnięty do operacji „Cezary”. Jego wyjazd do Berlina został zablokowany przez MBP, lecz nocą z 5 na 6 stycznia 1952 r.wraz z kolegą Januszem Borkowskim „Karolem” został przerzucony przez „organizację” do Niemiec. Obaj trafili na kurs radiotelegrafistów.Wieczorem 4 listopada 1952 r. z lotniska w Wiesbaden wystartował nieoznakowany samolot z polską załogą i dwoma skoczkami na pokładzie. Chwilę po godzinie 23 „Józef” i „Bolek” wylądowali szczęśliwie w okolicach Koszalina. Organizacja przejęła przywieziony przez nich sprzęt, wyposażenie i pieniądze. Umieszczeni w Warszawie sporządzali pisemne raporty z przebiegu kursu i konspekty szkoleniowe. Pełni entuzjazmu nie zdawali sobie sprawy, że otoczeni są przez agentów. Gdy zapadła decyzja o zakończeniu operacji „Cezary”, 6 grudnia 1952 r. zostali aresztowani. Po pokazowej rozprawie, jako „szpiedzy amerykańscy”, zostali straceni 15 maja 1953 r.

Ujawnienie V Komendy WiN, które uświadomiło Amerykanom, że w warunkach totalitarnych nie można liczyć na stworzenie masowej organizacji konspiracyjnej, śmierć Stalina oraz zmiana klimatu międzynarodowego sprawiły, że szkolenie cichociemnych zakończono, a jego uczestnicy zamiast trafić do Polski, rozproszyli się po świecie.

Wojciech Frazik, dodatek IPN do Gazety Polskiej

Artykuł Nieznana historia cichociemnych, czyli zawiedzione nadzieje. O tym, jak Amerykanie szkolili Polaków w latach 50. w obliczu eskalacji konfliktu USA – ZSRS pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/nieznana-historia-cichociemnych-czyli-zawiedzione-nadzieje-o-tym-jak-amerykanie-szkolili-polakow-w-latach-50-w-obliczu-eskalacji-konfliktu-usa-zsrs/feed/ 0
Hymn 5 Brygady Wileńskiej powstał w 1945 r. gdzieś na Podlasiu. To świadectwo niezłomnej postawy podkomendnych „Łupaszki” [wideo] https://niezlomni.com/wiernie-isc-bedziemy-hymn-5-brygady-wilenskiej/ https://niezlomni.com/wiernie-isc-bedziemy-hymn-5-brygady-wilenskiej/#respond Sat, 01 Mar 2014 21:29:01 +0000 http://niezlomni.com/?p=10952

WIERNIE IŚĆ
(autor „Fryc” z 1 szwadronu 5 Brygady Wileńskiej AK, na mel. Piechoty)

Gdy ziemia ojczysta skąpana we łzach
o pomstę krew woła męczeńska.
Kto walczy o wolność i mści się za krew
to Piąta Brygada Wileńska.

A szlakiem zuchwałym prowadzi ją wódz,
„Łupaszka” – bohater nieznany.
Z nim tylko umierać i walczyć by móc
z niewoli kraj wyrwać kochany.

Wiernie iść będziemy twoim śladem,
Bo ty jesteś z nami, z tobą Bóg.
Śmiało trwać będziemy pod kul gradem,
aż wolności zagrzmi złoty róg.

Przez szturmy zuchwałe i walki od lat
dla wroga on stał się zagładą.
I płynie pieśń wolna i dumna we świat
za Piątą Wileńską Brygadą.

Dziś naszym udziałem jest walka i znój
Przyszłości los czeka nieznany.
Za Polskę kochaną prowadzi nas w bój
„Łupaszka” nasz wódz ukochany.

Refren: Wiernie iść…

Piosenka „Wiernie iść będziemy ...”, znana jest najczęściej jako „Hymn 5 Brygady Wileńskiej”. Została napisana wiosną 1945 r. w partyzanckich obozowiskach gdzieś na Podlasiu. Jej autor, podoficer o pseudonimie „Fryc”, służył w 1 szwadronie tej słynnej jednostki partyzanckiej, dowodzonej przez mjr Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Ujęty 8 VIII 1945 r. przez komunistyczną grupę operacyjną po zwycięskim dla partyzantów boju koło wsi Sikory (pow. Sokołów Podlaski), zaginął bez śladu w kazamatach bezpieki.

Piosenka jest wyrazem szczególnego stosunku podkomendnych do majora „Łupaszki”. Ten wybitny oficer i zarazem charyzmatyczny dowódca, zawsze potrafił zorganizować i poprowadzić żołnierzy do kolejnych walk, pomimo niepowodzeń spadających na ruch niepodległościowy. Tak było we wrześniu 1943 r., gdy na Wileńszczyźnie z rozbitków oddziału „Kmicica”, wymordowanego przez partyzantkę sowiecką, formował 5 partyzancką Brygadę Wileńską, zwaną „Brygadą Śmierci”. Tak też było, gdy po rozbrojeniu przez Armię Czerwoną oddziałów AK pod Wilnem w lipcu 1944 r., jesienią 1944 i wiosną 1945 r. ze spływających na Podlasie kresowych niedobitków odtwarzał 5 Brygadę, a także, gdy ponownie organizował ją w kwietniu 1946 r. w Borach Tucholskich. Dowodzone przezeń oddziały należą do najbitniejszych i zarazem najlepiej prowadzonych jednostek bojowych partyzantki antykomunistycznej. Rzeczywiście, „przez szturmy zuchwałe i walki od lat” prowadził swą brygadę do zwycięstw „stając się dla wroga zagładą”. Wpierw dla okupanta niemieckiego, potem dla okupanta sowieckiego i rodzimych komunistycznych zdrajców. Partyzanci 5 Brygady śpiewali, że „przyszłości los czeka nieznany”. Los osamotnionych kresowych partyzantów był jednak z góry przesądzony. Major „Łupaszka”, ujęty przez bezpiekę, zginął zamordowany w więzieniu mokotowskim przy ul. Rakowieckiej w dniu 8 II 1951 r. W walce z komunistami poległa lub została zamordowana ponad połowa spośród jego 300 podkomendnych. Poza nielicznymi wyjątkami, miejsca pochówku żołnierzy mjr „Łupaszki” pozostają nieznane. „Dumna i wolna pieśń” 5 Brygady Wileńskiej AK nie została usłyszana przez świat, z obojętnością patrzący na poczynania ZSRS w powojennej Polsce. Dla nas jednak pozostaje świadectwem niezłomnej postawy podkomendnych „Łupaszki”, walczących konsekwentnie z kolejnymi wrogami Rzeczypospolitej.

[caption id="attachment_10957" align="aligncenter" width="819"]Kadra 5 Brygady Wileńskiej AK, Podlasie, sierpień 1945 roku. Od lewej: ppor. Mikołaj Kuroczkin „Leśny” (aresztowany, brutalnie torturowany w siedmiomiesięcznym śledztwie, skazany na karę śmierci i zastrzelony 18 II 1947 r. w mokotowskim wiezieniu, miał 33 lata, miejsce jego spoczynku jest nieznane), NN, ppor. Lucjan Minkiewicz „Wiktor” (skazany na ośmiokrotną karę śmierci, zastrzelony w piwnicach więzienia mokotowskiego w Warszawie 8 II 1950 r., miał 32 lata, miejsce jego pochówku jest nieznane.), por. Marian Pluciński „Mścisław” (aresztowany w wyniku donosu, torturowany, skazany na śmierć, stracony 28 VI 1946 r., miał 34 lata), por. Zygmunt Błażejewicz „Zygmunt” (opuścił Polskę na fałszywych papierach, mieszka w USA), mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” (zamordowany 8 II 1951 r. w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie, miejsce pochówku nieznane, miał 41 lat), ppor. Władysław Łukasiuk „Młot” (zginął 27 VI 1949 r. na kolonii wsi Czaje Wólka, zwłoki zostały wykopane 13 VIII 1949 r. przez funkcjonariuszy UBP – miejsce pochówku do dziś jest nieznane, miał 43 lata.), ppor. Jan Zaleski „Zaja”, ppor. Romuald Rajs „Bury”(skazany na karę śmierci, stracony 30 XII 1950r. w Białymstoku, miejsce pochówku nieznane, miał 37 lat). Kadra 5 Brygady Wileńskiej AK, Podlasie, sierpień 1945 roku. Od lewej: ppor. Mikołaj Kuroczkin „Leśny” (aresztowany, brutalnie torturowany w siedmiomiesięcznym śledztwie, skazany na karę śmierci i zastrzelony 18 II 1947 r. w mokotowskim wiezieniu, miał 33 lata, miejsce jego spoczynku jest nieznane), NN, ppor. Lucjan Minkiewicz „Wiktor” (skazany na ośmiokrotną karę śmierci, zastrzelony w piwnicach więzienia mokotowskiego w Warszawie 8 II 1950 r., miał 32 lata, miejsce jego pochówku jest nieznane.), por. Marian Pluciński „Mścisław” (aresztowany w wyniku donosu, torturowany, skazany na śmierć, stracony 28 VI 1946 r., miał 34 lata), por. Zygmunt Błażejewicz „Zygmunt” (opuścił Polskę na fałszywych papierach, mieszka w USA), mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” (zamordowany 8 II 1951 r. w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie, miejsce pochówku nieznane, miał 41 lat), ppor. Władysław Łukasiuk „Młot” (zginął 27 VI 1949 r. na kolonii wsi Czaje Wólka, zwłoki zostały wykopane 13 VIII 1949 r. przez funkcjonariuszy UBP – miejsce pochówku do dziś jest nieznane, miał 43 lata.), ppor. Jan Zaleski „Zaja”, ppor. Romuald Rajs „Bury”(skazany na karę śmierci, stracony 30 XII 1950r. w Białymstoku, miejsce pochówku nieznane, miał 37 lat).[/caption]

Artykuł Hymn 5 Brygady Wileńskiej powstał w 1945 r. gdzieś na Podlasiu. To świadectwo niezłomnej postawy podkomendnych „Łupaszki” [wideo] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/wiernie-isc-bedziemy-hymn-5-brygady-wilenskiej/feed/ 0
Żołnierz Wyklęty z legendarnego oddziału „Bartka” odnaleziony w Beskidach. Oprawca był później wiceministrem PRL https://niezlomni.com/zolnierz-wyklety-z-legendarnego-oddzialu-bartka-odnaleziony-w-beskidach-oprawca-byl-pozniej-wiceministrem-prl/ https://niezlomni.com/zolnierz-wyklety-z-legendarnego-oddzialu-bartka-odnaleziony-w-beskidach-oprawca-byl-pozniej-wiceministrem-prl/#respond Tue, 19 Nov 2013 09:19:38 +0000 http://niezlomni.com/?p=1770

ipn18 listopada 2013 r. na Błatniej, gmina Brenna ekshumowano z leśnego grobu doczesne szczątki plut. Edwarda Biesoka, pochodzącego z Mazańcowic grupowego Narodowych Sił Zbrojnych ze Zgrupowania Partyzanckiego „Bartka”.

13 maja 1946 r. w starciu między dwudziestoczteroosobowym osobowym plutonem operacyjnym KWMO, wykonującym zadania związane ze zwalczaniem partyzantki niepodległościowej, a 10-osobowym oddziałem NSZ doszło do walki, w wyniku której śmierć poniósł niespełna 19-letni partyzant Edward Biesok oraz dziewięciu funkcjonariuszy.

 


Wyświetl większą mapę

Pozostali milicjanci wraz ze swym dowódcą kpt. Tadeuszem Pietrzakiem zbiegli w stronę Skoczowa.Tadeusz Pietrzak w 1956 roku był komendantem wojewódzkim MO w Poznaniu, następnie zastępcą szefa Głównego Zarządu Informacji WP, komendantem głównym MO (1965-1971) i wiceministrem spraw wewnętrznych PRL (1968-1978). 

matka

Edward Biesok został pochowany 16 maja 1946 r. przez partyzantów ze swojego oddziału.

18 listopada 2013 r. staraniem Związku Żołnierzy NSZ Okręg Podbeskidzie, z udziałem przedstawicieli wojewody śląskiego i wójta gminy Brenna, oddziału IPN w Katowicach, archeologa z Muzeum w Cieszynie oraz przedstawicieli Muzeum 4 Pułku Strzelców Podhalańskich z Cieszyna wykonano ekshumację. Uroczystości pogrzebowe w Mazańcowicach planowane są na grudzień b.r.

Edward Biesok urodził się w 1927 roku w Mazańcowicach. W czasie okupacji Edward Biesok został usunięty ze szkoły za manifestowanie niechęci do Niemców. Z powodu odmowy podpisania Volkslisty przez rodziców w wieku 13 lat został wywieziony na roboty do III Rzeszy, skąd uciekł. Ukrywał się w rodzinnym domu.


Wyświetl większą mapę

[caption id="attachment_1772" align="alignleft" width="349"]Edward Biesok Edward Biesok[/caption]

Od lata 1945 roku miał kontakty z partyzantami z oddziału por. Henryka Flame „Bartka”, którzy walczyli w okolicach Czechowic. Od września 1945 roku poszedł do gimnazjum w Bielsku, lecz został z niego usunięty, prawdopodobnie w wyniku interwencji działaczy PPR oraz funkcjonariuszy UBP w związku z podejrzeniami o udział w NSZ. Dołączył do oddziału „Bartka”.

W styczniu i lutym 1946 r. na rozkaz Flamego organizował własną grupę, która rozpoczęła działalność wiosną. Liczyła osiem osób. Przeprowadzili kilkanaście akcji. Upominali członków PPR i zajmowali się aprowizacją na rzecz całego Zgrupowania.

Oddział „Bartka” był największym antykomunistycznym ugrupowaniem na Górnym Śląsku i w Beskidach. Liczył kilkuset żołnierzy i podobną liczbę współpracowników. Stoczył wiele walk z UB i KBW. Najgłośniejszą akcją było zajęcie 3 maja 1946 roku Wisły w Beskidach. Funkcjonariusze MO i UB byli tak zaskoczeni, że zabarykadowali się na posterunkach.

informacje biograficzne za "Dziennik Zachodni"

Artykuł Żołnierz Wyklęty z legendarnego oddziału „Bartka” odnaleziony w Beskidach. Oprawca był później wiceministrem PRL pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/zolnierz-wyklety-z-legendarnego-oddzialu-bartka-odnaleziony-w-beskidach-oprawca-byl-pozniej-wiceministrem-prl/feed/ 0
Jak Julian Tuwim chwalił się prześladowcy Pileckiego wierszem o Dzierżyńskim. „W sfaszyzowanej Polsce na hitlerowskim pasku…” https://niezlomni.com/jak-julian-tuwim-chwalil-sie-przesladowcy-pileckiego-wierszem-o-dzierzynskim-w-sfaszyzowanej-polsce-na-hitlerowskim-pasku/ https://niezlomni.com/jak-julian-tuwim-chwalil-sie-przesladowcy-pileckiego-wierszem-o-dzierzynskim-w-sfaszyzowanej-polsce-na-hitlerowskim-pasku/#respond Fri, 15 Nov 2013 09:56:05 +0000 http://niezlomni.com/?p=1581 Szanowny i Drogi Panie Pułkowniku, żeby ten list napisać, oderwałem się od pewnej pracy, która mnie od paru tygodni pochłania i jeszcze parę tygodni potrwa.…

Artykuł Jak Julian Tuwim chwalił się prześladowcy Pileckiego wierszem o Dzierżyńskim. „W sfaszyzowanej Polsce na hitlerowskim pasku…” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/jak-julian-tuwim-chwalil-sie-przesladowcy-pileckiego-wierszem-o-dzierzynskim-w-sfaszyzowanej-polsce-na-hitlerowskim-pasku/feed/ 0
Jak PRL niszczył pisarzy wybitnych i kto zajmował ich miejsce. „Za nimi żaden pies nie pójdzie” https://niezlomni.com/jak-prl-obchodzil-sie-z-pisarzami-wybitnymi-i-kto-zajmowal-ich-miejsce-za-nimi-zaden-pies-nie-pojdzie/ Sat, 02 Nov 2013 21:58:44 +0000 http://niezlomni.com/?p=1014

[caption id="attachment_1015" align="alignleft" width="200"]Lech Leon Beynar "Nowina", Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka". Lech Leon Beynar "Nowina", Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka".[/caption]

Nie można o nich mówić jako o rówieśnikach w sensie dosłownym, bo Paweł Jasienica (1909 – 1970) był o 13 lat starszy od Janusza Przymanowskiego (1922 – 1998). Ale obaj wzięli czynny udział w II wojnie światowej, obaj później zajmowali się pisaniem o historii i obaj najsilniej oddziaływali na społeczeństwo w okresie Gomułki. Poza tym – same różnice. Jak między partyzantką Armii Krajowej a Armią Czerwoną, między wielką historiozofią a propagandą i bajkami dla dzieci, wreszcie między troską, by rodacy widzieli dzieje ojczyzny we właściwym wymiarze, a fałszowaniem przeszłości w interesie PRL i Sowietów. Czy ten drugi ze spokojnym sumieniem?

PAWEŁ JASIENICA

19 marca 1968 roku prawdziwe nazwisko Pawła Jasienicy – Leon Lech Beynar – usłyszała cała Polska. Z ust Władysława Gomułki, który na wiecu w Sali Kongresowej wskazał winnych tzw. wydarzeń marcowych. I sekretarz KC PZPR za jednego z głównych oskarżonych uznał właśnie Beynara, pod nazwiskiem Jasienicy znanego jako autor historycznych bestsellerów: „Myśli o dawnej Polsce”, „Polska Piastów”, „Polska Jagiellonów”.

Zdumionemu narodowi towarzysz Wiesław oznajmił, że wzięty pisarz w czasie wojny był prawą ręką „Łupaszki”, w którego „bandzie” (właściwie: V Brygada Wileńska AK) podpalał po wojnie wsie i zabijał niewinnych ludzi. Beynara, aresztowanego w 1948 roku, zwolniono jednak z powodów – zaakcentował mówca – mu znanych. W ten sposób Jasienica został potrójnie

[caption id="attachment_1016" align="alignleft" width="300"]Władysław Gomułka Władysław Gomułka[/caption]

unicestwiony: jako człowiek ukrywający tożsamość (zapewne Żyd), bandyta strzelający do chłopów na Białostocczyźnie, wreszcie jako ubecka wtyka, która w ręce władz wydała towarzyszy broni (w tym samego „Łupaszkę”, mjr. Zygmunta Szendzielarza, aresztowanego również w 1948 r., a dwa lata później skazanego na karę śmierci i straconego).

Pisarz wiedział, że najbliższe mu środowisko zna prawdę o nim i jego pochodzeniu, z korzeniami – jeśli już, to tatarskimi. Ma też świadomość, że nie prowadził akcji w Narewce, gdzie zginęli czterej sprzyjający komunistom chłopi, a „w Boćkach i Siemiatyczach (zdarzyć się tam miały podobne wypadki – przyp. K.M.) nie był nigdy w życiu, nie spalił żadnej wioski, białoruskiej ani innej”.

Znane też były okoliczności jego zwolnienia z więzienia, w którym przesiedział dwa miesiące. Po skutecznej interwencji Bolesława Piaseckiego, który za niego poręczył, zapewniając, że Jasienica nie należy do żadnej konspiracji, uwolniła go dyrektor Departamentu Politycznego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, sławna Luna Brystygierowa, mówiąc:

„Wyjdzie pan na wolność, zobaczymy, czy się to Ojczyźnie opłaci”.

Ale wyjaśnienia Jasienicy trafiły do ograniczonej liczby osób, a większość zapamiętała oszczerstwa Gomułki, czytała też to, co wypisywali o Jasienicy Ryszard Gontarz i inni marcowi propagandyści. Autor „Polski Piastów” był tym zgnębiony, co niewątpliwie – obok nieuleczalnej choroby nowotworowej – przyspieszyło jego zgon w 1970 roku. Miał 61 lat.

Jego ostatnią, nieukończoną książką był „Pamiętnik”, w którym m.in. stwierdzał z goryczą:

[quote]Mój dom wcale nie jest moją twierdzą. Nie jestem panem szuflady własnego biurka.[/quote]

Jasienica nie wiedział nawet, do jakiego stopnia prawdziwe są te słowa: donosiła bowiem na niego Służbie Bezpieczeństwa Zofia Nena Beynarowa, z którą ożenił się w 1969 r.

Był historykiem z wykształcenia i zamiłowania, autorem nie tylko słynnej trylogii z dziejów Polski („Polska Piastów”, „Polska Jagiellonów”, „Rzeczpospolita Obojga Narodów”), ale książki o Annie Jagiellonce – „Ostatnia z rodu”, i pasjonujących reportaży archeologicznych z zamierzchłej przeszłości, jak „Słowiański rodowód”, czy wreszcie wydanych już po jego śmierci szkiców „Polska anarchia” i „Rozważania o wojnie domowej”.

Ten urodzony w Symbirsku (jak Lenin), wykształcony w Wilnie, terminujący literacko w krakowskim „Tygodniku Powszechnym” autor od 1950 roku mieszkał w Warszawie. Był ostatnim prezesem rozwiązanego przez władze w 1962 r. Klubu Krzywego Koła. Wiceprezesował Polskiemu Pen Clubowi i Związkowi Literatów Polskich. W 1964 r. podpisał „List 34”, protest największych autorytetów polskiego świata nauki i kultury przeciw ograniczeniom wydawniczym i działalności cenzury.

Za zasługi dla Rzeczypospolitej i za wybitne osiągnięcia pisarskie 3 maja 2007 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Pawła Jasienicę Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski.

JANUSZ PRZYMANOWSKI

[caption id="attachment_1017" align="alignleft" width="300"]Janusz Przymanowski Janusz Przymanowski[/caption]

W lipcu 1988 roku Michaił Gorbaczow spotkał się na Zamku Królewskim w Warszawie ze starannie wyselekcjonowanymi przez władze przedstawicielami polskiego świata kultury. Był wśród nich Janusz Przymanowski, który zaproponował, że załaduje na ciężarówkę 50 tysięcy egzemplarzy swoich książek i będzie je sprzedawał w Kraju Rad. – Niech mi pan, panie Michale, pozwoli to zrobić – poprosił. Gorbaczow nie ustosunkował się do tej oferty.

Książką, którą pisarz sprzedawałby w ZSRR z ciężarówki, mogliby być jedynie „Czetyre tankista i sobaka”. W Związku Sowieckim ta spopularyzowana przez serial telewizyjny opowieść o dzielnej załodze czołgu „Rudy” i mądrym psie Szariku, którzy do spółki pokonali połączone siły Wehrmachtu i jednostek SS, cieszyła się dużym powodzeniem; na spotkania z aktorami grającymi role czołgistów przychodziły tłumy, a książka doczekała się czterech masowych wydań. W NRD „Pancerni” też mieli cztery edycje („Vier Panzernsoldaten und ein Hund” – to dopiero brzmiało!), a w Czechosłowacji sześć. W PRL 17.

[caption id="attachment_1018" align="alignleft" width="173"]Maria Hulewiczowa Maria Hulewiczowa[/caption]

„Pancernych” pokochały narody miłujące pokój (ale, odnotuję, były też tłumaczenia na szwedzki i portugalski), co umożliwiło ich twórcy nabyć w Warszawie dom przy ulicy Idzikowskiego, niedaleko willi generała Jaruzelskiego. Zamieszkał tam z drugą żoną Marią Hulewiczową, dawną współpracowniczką Stanisława Mikołajczyka, torturowaną w śledztwie przez UB.

Ale w lutym 1982 r. Mieczysław F. Rakowski zanotował w „Dzienniku”, że autor „Czterech pancernych i psa” „połowę swojego domu musi wydzierżawić Pumie (Przedsiębiorstwu Usług Mieszkaniowych i Administracji, w latach komuny zajmującemu się wynajmem mieszkań dla cudzoziemców – przyp. K.M.), ponieważ nie jest w stanie go utrzymać”. Komunikat ten ówczesny wicepremier opatrzył zgryźliwym komentarzem: „Chyba nie należy do najbiedniejszych”. Przymanowski w końcu sprzedał ten dom... Andrzejowi Szczypiorskiemu. Czy ten wyrzucił z ogrodu tabliczkę z napisem „Ulica Czterech Pancernych”, historia milczy.

W latach 1980 – 1985 Przymanowski był posłem na Sejm PRL, po wprowadzeniu stanu wojennego wsławiając się wystąpieniami wyjątkowo agresywnymi wobec „Solidarności”. W stanie wojennym krążył po Polsce krótki wierszyk:

 

[quote]Hołuj, Żukrowski, Przymanowski, Lenart

czterej pancerni.

Mierni, ale ujdzie.

Na nowy serial byłby niezły temat,

cóż, gdy za nimi żaden pies nie pójdzie.[/quote]

 

[caption id="attachment_1019" align="alignleft" width="197"]Andrzej Szczypiorski Andrzej Szczypiorski[/caption]

W 1939 roku zgłosił się do wojska na ochotnika. Internowany pod Tarnopolem, trafił do sowieckiego obozu, skąd go – jako nieletniego (miał 17 lat) – zwolniono do... pracy w kopalni bazaltu na Wołyniu. W 1941 r. wstąpił do Komsomołu. W styczniu 1943 r. zasilił szeregi Armii Czerwonej i walczył nad Morzem Azowskim, gdzie został ranny. Następnie zmienił mundur na polski. W 1. Armii Wojska Polskiego był politrukiem, by w 5. Brygadzie Artylerii dojść do funkcji zastępcy dowódcy baterii, a wkrótce dywizjonu. W lutym 1945 r. wstąpił do PPR.

15 lat później był już członkiem Komitetu Warszawskiego PZPR. Bibliografia jego książek jest bardzo obszerna. Pisał powieści i opowiadania, utwory dla dzieci, broszury propagandowe i piosenki. Np. „Takie ładne chłopaki” czy „Balladę studziankowską” ze słowami:

Dziesiąty sierpnia upalny dzień,
Ziemia pod stalą zadrży,
Trzecia kompania przez dymów
cień
Wali w pancernej szarży.

Większą popularność poza „Czterema pancernymi i psem” (1964, przerobionymi też na musical i komiks) zdobyły „Tajemnice wzgórza 117” (1954), napisani razem z Owidiuszem Gorczakowem „Minerzy podniebnych dróg” (1959) i „Bitwa pod Studziankami” (1964). Pułkownik Janusz Przymanowski zmarł w 1998 roku.

Krzysztof Masłoń, "Rzeczpospolita" (2007 r.)

Artykuł Jak PRL niszczył pisarzy wybitnych i kto zajmował ich miejsce. „Za nimi żaden pies nie pójdzie” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
Śmierć, wokół której panuje zmowa milczenia od 65 lat. On mógł zmienić bieg historii… https://niezlomni.com/smierc-wokol-ktorej-panuje-zmowa-milczenia-od-65-lat-on-mogl-zmienic-bieg-historii/ https://niezlomni.com/smierc-wokol-ktorej-panuje-zmowa-milczenia-od-65-lat-on-mogl-zmienic-bieg-historii/#comments Wed, 30 Oct 2013 15:03:09 +0000 http://niezlomni.com/?p=936

[caption id="attachment_937" align="alignleft" width="597"]Biskup Stanisław Kostka-Łukomski Biskup Stanisław Kostka-Łukomski[/caption]

Nie wiem, jak potoczyłyby się losy Kościoła katolickiego w Polsce, gdyby nie zagadkowa śmierć bp. Stanisława Kostki Łukomskiego. Nie wiem, czy jego hipotetyczne prymasostwo mogłoby ocalić Kościół w Polsce w taki sposób, w jaki on sam ocalił przed zniszczeniem zaminowaną już przez Niemców łomżyńską katedrę.

Październik to miesiąc, w którym zawsze silnie nurtują mnie pytania dotyczące zmian, jakie zaszły w łonie Kościoła katolickiego w Polsce po roku 1945. Dlaczego właśnie w październiku? Bo w karty tego miesiąca na stałe wpisała się na wskroś tajemnicza śmierć polskiego biskupa, śmierć, która do dziś waży na losach Polski i Kościoła, śmierć, o którą nikt się nie głośno upomina.

[caption id="attachment_938" align="alignleft" width="411"]Pogrzeb prymasa Augusta Hlonda Pogrzeb prymasa Augusta Hlonda[/caption]

26 października 1948 r. ceremoniom pogrzebowym Prymasa Augusta Hlonda przewodniczył powszechnie uznawany za jego następcę biskup łomżyński Stanisław Kostka Łukomski, sekretarz Episkopatu Polski. Nikt wówczas nie podejrzewał, że dwa dni później umrze on w tym samym szpitalnym łóżku co dotychczasowy zwierzchnik polskiego Kościoła! Zaskakujące, nieprawdaż?

Ale po kolei. Nazajutrz po pogrzebie Prymasa Hlonda z Warszawy w kierunku Łomży wyruszył samochód, którym podróżowali: bp Stanisław Kostka Łukomski, ks. kanonik Henryk Kulbat oraz Aleksander Sokołowski, kierowca biskupa. Z nie do końca ustalonych przyczyn (nieoficjalna wersja mówi o podpiłowanej kierownicy) pojazd uderzył w drzewo rosnące tuż przy krawędzi szosy. Poszkodowanych opatrzono w szpitalu w Ostrowi Mazowieckiej.

Biskupa Łukomskiego odwieziono zaraz potem karetką do szpitala sióstr Elżbietanek w Warszawie (stukilometrowa podróż trwała aż cztery godziny!). Następnego dnia stan chorego nagle pogorszył się i biskup zmarł. Co ciekawe, kierowca biskupiego samochodu wkrótce zatrudnił się w strukturze Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego zajmującej się inwigilacją duchowieństwa. Zastanawia też fakt, że ks. Henryk Kulbat jakby „zapomniał” o całym zdarzeniu i nigdy publicznie nie wypowiedział się na jego temat, ani nie podniósł żądania wyjaśnienia wszystkich okoliczności śmierci biskupa! Co więcej, nie uczynił tego żaden inny oficjalny przedstawiciel Kościoła katolickiego, nawet po upadku tzw. komuny!

Kim był biskup Stanisław Kostka Łukomski i komu mogło ewentualnie zależeć na jego śmierci? Jako zwolennik Narodowej Demokracji, a także przyjaciel Romana Dmowskiego i gen. Józefa Hallera, nigdy nie uznał porządku, jaki zapanował w Polsce po zamachu majowym 1926 r., a podczas obu okupacji i po zakończeniu II wojny światowej wspierał konspiracyjne ugrupowania ruchu narodowego.

[quote]Polityczne sympatie i ortodoksyjna bezkompromisowość powodowały, że wciąż rosły szeregi jego wrogów. Było to szerokie spektrum: począwszy od przedwojennych wolnomyślicieli, socjalistów, lóż masońskich, piłsudczykowskiej sanacji, aż po utrwalaczy tzw. władzy ludowej. Ci ostatni przygotowywali biskupowi pokazowy proces sądowy, jednak jakość zebranych przeciw niemu „dowodów” była tak licha, że rozśmieszyła nawet stalinowskich prokuratorów. [/quote]

Czy to wówczas w białostockim Urzędzie Bezpieczeństwa podjęto decyzję fizycznego pozbycia się ks. Łukomskiego? A może rozkaz przyszedł z Warszawy? Brak jakiegokolwiek zainteresowania sprawą ze strony Instytutu Pamięci Narodowej uniemożliwia dziś uzyskanie odpowiedzi na te pytania.

[caption id="attachment_939" align="alignleft" width="300"]ksiądz Bronisław Dąbrowski ksiądz Bronisław Dąbrowski[/caption]

Kłamstwem byłoby twierdzenie, że poglądy i postawa biskupa łomżyńskiego nie rodziły opozycji w samym Kościele. Wręcz przeciwnie. Posługując się modnym do niedawna dualizmem można by powiedzieć, że ks. Stanisław Łukomski reprezentował „narrację Niepokalanowa”, z którą konkurowała (dziś okazuje się, że czyniła to nadzwyczaj skutecznie) „narracja Lasek”. Tę pierwszą powszechnie określa się mianem Kościoła integrystycznego, a drugą otwartego.

Było też coś dodatkowego, coś, co dodawało pikanterii stosunkom biskupa łomżyńskiego ze środowiskami „Kościoła otwartego”: przed- i powojenne bezpodstawne zarzucanie mu antysemityzmu. Twórcy i współpracownicy ośrodka w Laskach to w dużej mierze prozelici (jak np. Zofia Landy, krewna bp. Bronisława Dembowskiego - kapelana Lasek, uczestnika spisku w Magdalence), stąd resentymenty o charakterze narodowościowym i ekumenicznym miały wymiar szczególny.

[quote]Mało kto wie, że to właśnie w kościele w Laskach odbyło się pierwsze w Polsce (10 stycznia 1962 r., a więc jeszcze przed obradami Soboru Watykańskiego II) nabożeństwo ekumeniczne zorganizowane przez ks. Bronisława Dembowskiego![/quote]

Równo rok temu nad tragiczną śmiercią bp. Łukomskiego pochylili się dziennikarze tygodnika "Uważam Rze", którzy wskazując na ubecką rękę sprawczą skwapliwie podważyli tezę o możliwości objęcia przez niego urzędu prymasowskiego. Argumenty podnieśli dwa. Po pierwsze, wytknęli mu zbyt zaawansowany wiek, choć wcale nie byłby on najstarszym dwudziestowiecznym prymasem-elektem (nota bene Jorge Mario Bergoglio objął tron papieski w 77 roku życia). Drugi argument był innej natury, choć równie schopenhauerowski: Dziś wiemy, że przed śmiercią wskazał on (Prymas Hlond) na swojego następcę młodego biskupa Stefana Wyszyńskiego z Lublina.

A co wiemy tak naprawdę? Niewiele. Oficjalna, a zarazem nieweryfikowalna wersja mówi o tym, że tę zaskakującą wolę Kardynał August Hlond przekazał na łożu śmierci swojemu sekretarzowi, ks. Antoniemu Baraniakowi. Nie było żadnych innych świadków tego niezwykle ważnego przecież zdarzenia, choć choremu prymasowi posługiwała spora grupa księży i zakonnic. Pius XII nie podważył przedstawionej mu wersji wydarzeń i godnością arcybiskupa gnieźnieńskiego obdarzył wychowanka Lasek, ks. bp. Stefana Wyszyńskiego.

[caption id="attachment_940" align="alignleft" width="211"]ks. bp Antoni Baraniak ks. bp Antoni Baraniak[/caption]

Ks. bp Antoni Baraniak to postać ciekawa choćby z tego względu, że jest jednym z tych hierarchów Kościoła, którzy pośmiertnie cieszą się niesłabnącą estymą środowisk lewicowych, z Gazetą Wyborczą na czele. Przez wielu nazywany był szarą eminencją Episkopatu, a przeze mnie Józefem Retingerem w sutannie, gdyż zewnętrznie i z racji charakteru swojej służby jako żywo przypominał sekretarza gen. Władysława Sikorskiego.

Karierę rozpoczął bardzo szybko, bo już w wieku 29 lat został osobistym sekretarzem prymasa Augusta Hlonda, a później w wyżej naszkicowanych okolicznościach nowego prymasa, kardynała Stefana Wyszyńskiego. Wielu wskazywało go też jako najbliższego przyjaciela ks. bp. Karola Wojtyły. Za zgodą władz komunistycznych wszyscy trzej ( ks. ks. Wyszyński, Wojtyła i Baraniak) czynnie uczestniczyli w sesjach Soboru Watykańskiego II, a ks. Baraniak wpisał się w soborowe annały jako promotor ONZ-owskiej koncepcji zmiany kalendarza na 13-miesięczny.

Nie wiem, jak potoczyłyby się losy Kościoła katolickiego w Polsce, gdyby nie zagadkowa śmierć bp. Stanisława Kostki Łukomskiego. Nie wiem, czy jego hipotetyczne prymasostwo mogłoby ocalić Kościół w Polsce w taki sposób, w jaki on sam ocalił przed zniszczeniem zaminowaną już przez Niemców łomżyńską katedrę. Nie wiem także, czy ewentualni kontynuatorzy jego misji wykazaliby tyle samo niezłomności i hartu ducha.

[quote]Wiem jedno: wokół tej postaci od sześćdziesięciu pięciu lat panuje dziwna zmowa milczenia, a publiczne artykułowanie narzucających się pytań dotyczących okoliczności jej śmierci nie przysporzą mi sympatii w kręgach Kościoła posoborowego.[/quote]

krzysztof-zagozdaKrzysztof Zagozda

Artykuł Śmierć, wokół której panuje zmowa milczenia od 65 lat. On mógł zmienić bieg historii… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/smierc-wokol-ktorej-panuje-zmowa-milczenia-od-65-lat-on-mogl-zmienic-bieg-historii/feed/ 4