Ludwik Hass – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Ludwik Hass – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 „Stał na stopniach wagonu, a te wszystkie baby obcałowywały go po rękach!”. Mason, teozof, „kapłan”, wyznawca kamienia magicznego i miejsc mocy, Komendant Główny Służby Zwycięstwu Polsce https://niezlomni.com/stal-na-stopniach-wagonu-a-te-wszystkie-baby-obcalowywaly-go-po-rekach-mason-teozof-kaplan-wyznawca-kamienia-magicznego-i-miejsc-mocy-komendant-glowny-sluzby-zwyciestwu-polsce/ https://niezlomni.com/stal-na-stopniach-wagonu-a-te-wszystkie-baby-obcalowywaly-go-po-rekach-mason-teozof-kaplan-wyznawca-kamienia-magicznego-i-miejsc-mocy-komendant-glowny-sluzby-zwyciestwu-polsce/#respond Fri, 29 Sep 2017 05:03:52 +0000 http://niezlomni.com/?p=21047

Najwybitniejszy w Polsce badacz wolnomularstwa,  prof.  Ludwik Hass, podaje:  „W pierwszej  połowie  1921  r.,  powstała w  formalnie znajdującym  się poza granicami  państwa polskiego Wilnie loża »Tomasz Zan«, pomyślana jako loża prowincjonalna dla terenów  Litwy Środkowej,  czy też  w  ogóle ziem litewsko-białoruskich”.

Skupiała ona  -  informuje z  kolei świadek   tamtych  czasów,  Kazimierz   Okulicz:  „[...]   miejscowe  inteligenckie   elementy demokratyczne spod znaku PPS, ludowców i demokratów, czyli krajowców, ze znaczną przewagą ideologicznych wpływów tych ostatnich”.

Wkrótce po erygowaniu, właśnie członkiem wspomnianej loży  zostaje dowódca tamtejszej  19. Dywizji Piechoty, płk Michał Karaszewicz-Tokarzewski.

[caption id="attachment_21049" align="aligncenter" width="601"]Michał Karaszewicz-Tokarzewski, wikipedia.pl Michał Karaszewicz-Tokarzewski, wikipedia.pl[/caption]

Loża  wileńska,    poprzez   swego    Patrona, nawiązywała,  oczywiście,  do  mickiewiczowskich tradycji.  Nie  od   rzeczy  więc   będzie  może przypomnienie,  iż   niczym   innym  jak   para-masońskimi związkami były kiedyś koła filomatów, filaretów i promienistych, a Mickiewiczowska Oda do młodości to -jakby nie zaprzeczać- manifest par excellence wolnomularski.  Znany nam  z Dziadów prokurator,  Hieronim Botwinko  (Senator:  „Hej, posłać  po   Botwinkę!  zatrzymać  tu  klechę  -") uzyskał w 1822 roku od przesłuchiwanego Mistrza loży „Gorliwy  Litwin" wyznanie, iż „[...] główna tajemnica masonerii jest wolność i równość, czyli zaprowadzenie między wszystkimi  klasami ludów wolności i równości, a zniesienie  wszelkiego despotyzmu [...]”; toteż nie dziwi nas, że  sądzony dwa lata później Tomasz Zan skazany zostanie za swą „wywrotową" działalność na rok twierdzy, Jan Czeczot i Adam Suzin  otrzymują po pół roku, a już los Mickiewicza powszechnie wszystkim jest znany.

Symboliczne ma tedy  chyba znamię  fakt, iż nowo erygowana po I wojnie światowej loża wileńska   sprawowała   będzie  z  czasem  swoje  obrzędy   w  murach   pobazyliańskich, unieśmiertelnionych procesem filaretów i przemiana Gustawa w Konrada.

[quote]Tokarzewski,  wstępując w  grono „synów Światła",  poddaje się skomplikowanemu rytuałowi inicjacyjnemu, w czasie którego uroczyście przysięga „[...] prowadzić się i zachowywać uczciwie, być chętnym i godnym  obywatelem, szanującym Prawa Państwa,  wiernym przyjacielem, dobrym członkiem rodziny i Wolnym Mularzem, zwalczającym nałogi i szerzącym cnoty".[/quote]

Pod przewodnictwem,  czyli - wedle wolnomularskiej terminologii - „pod młotkiem" Witolda Abramowicza (prezydenta miasta  Wilna  i  posła na  Sejm Wileński,  a  z  czasem  senatora Rzeczypospolitej) działa  on w  loży wraz z bratem Marszałka,  mecenasem Janem Piłsudskim, a także wespół z  piłsudczykami:  płk.  Józefem  Kordianem  Zamorskim,  Stefanem  Kirtiklisem (wojewodą  - kolejno -  wileńskim, pomorskim i  białostockim), z  Marianem Zyndramem-Kościałkowskim (również  wojewodą białostockim, a następnie -  po  Maju -  ministrem spraw wewnętrznych i premierem, zaś  przed samym wybuchem wojny - ministrem opieki społecznej) oraz - być może  - między innymi  z  późniejszym prezydentem  RP na Uchodźstwie,  Władysławem Raczkiewiczem.

Jak bowiem  stwierdza inny historyk  masonerii, Leon Chajn: „[... ] najliczniej reprezentowaną grupą w zakonie [wolnomularskim] byli piłsudczycy różnych odcieni, z legionową tradycją, peowiacką lub strzelecką - często mający przeszłość socjalistyczną, przeważnie we Frakcji Rewolucyjnej,  radykalno-chłopską  -   działacze  stronnictw   zrzeszających  postępowo -demokratyczną inteligencję".

Według wyliczeń  tegoż Badacza, ponad 60 polskich wolnomularzy służyło  niegdyś  w  Legionach,  około 80  w  POW i  „Strzelcu", kilkunastu było  w  Drużynach Strzeleckich, około 90 należało do PPS, a 50 związało się uprzednio z ruchem ludowym.

Również  i  Ludwik Hass podaje: „Wstąpiło też  do lóż  sporo cywilnych  i wojskowych piłsudczyków, w tym niektórzy z najwyższego szczebla ich elity, jak B. Miedziński, W.  Sławek, A. Skwarczyński, A. Koc, czy znany  bon vivant B. Wieniawa-Długoszowski  [Choć ten  ostatni - zauważa prof. Hass  -należał zapewne do stosunkowo licznej grupy adeptów, która tylko »masońsko się bałamuciła«]".

Jozef_PilsudskiCzego wszakże szukali ludzie Marszałka pośród „dzieci Wdowy" (jak się w swym własnym kręgu określają masoni)? Odpowiedzi udzielił nam niespodzianie,  wspomniany tu przed chwilą, Kordian Zamorski.  W nie wydanym do tej pory Dzienniku pisze bowiem: „Komendant sam  [do masonerii] nie należał, ale uważając, że trzeba wiedzieć co się tam dzieje i pozatem licząc się że przynależność Polski do światowej masonerji może nam dać poparcie w rokowaniach pokojowych polecił nam [do niej] wstąpić.

Po  1926 r. polecił [jednak] szczególniej wojskowym wystąpić, a lożom dać się uśpić uważając, że już jesteśmy dość  silny [sic!], by nie podlegać wpływom międzynarodowym. Większość lóż, zwłaszcza wojskowych, uśpiła się [wtedy]".

Czyli  -  jasno z tego  wynika  - zarówno  Piłsudski,  jak i   jego zwolennicy  traktowali wolnomularstwo całkiem  instrumentalnie.  I  stąd  śmieszyć  ich musiał pewnie skomplikowany
ceremoniał masoński, zaś do szczytnych ideałów tej organizacji odnosili się chyba, w większości, z
przymrużeniem oka.

Owóż -  w przeciwieństwie  do  wielu  „bałamucących się wolnomularsko"  piłsudczyków -
Tokarzewski udział  swój  w pracach  Zakonu potraktował bardzo  serio. J stąd przeżył wnet – wolno sądzić - głęboki konflikt duchowy. Nieobce musiały mu wszak być enuncjacje papieskie. Choćby ta z  encykliki   Mirari vos Grzegorza XVI  z roku  1832, głosząca, iż: „Tajne  organizacje są rynsztokiem, do  którego  spłynęły i w którym się zmieszały  razem  wszystkie krzywoprzysięstwa, nieuczciwość i bluźnierstwo, jakie  się zawierały we  wszystkich najohydniejszych herezjach".

(…)

Historyk   podaje  dalej:   ...W   1913   r.   nawiązali   teozofowie  współpracę  z   ruchem niepodległościowym"  ;  my  zaś z  innych  źródeł  wiemy, że Lutosławski  podejmował jeszcze wcześniej od Królewiaków starania wokół organizacji  polskiej siły zbrojnej; i mamy też w pamięci, że w okopach nad  Styrem zetknął  się był Tokarzewski z żołnierzem o  legionowym pseudonimie „Teozofowicz”.  Tak że - jak widać  - „chmura" teozofii już przed pierwszą wojną światową wisiała nad Polską w powietrzu.

KaraszewiczTeraz zaś, po odzyskaniu niepodległości, twórca „Eleuterii" podejmuje obie swe dawne misje:  z
jednej  strony  -  wydaje szereg  antybolszewickich broszur,  a  z drugiej  -  kontynuuje rozważania,
utrwalone poprzednio w pracy pt.  Rozwój potęgi woli przez psychofizyczne ćwiczenia, po  którą-
choćby tylko z profesjonalnego zainteresowania - sięgnął pewnie Dowódca  19. Dywizji Piechoty.

Równocześnie, powołane na nowo do życia Polskie Towarzystwo Teozoficzne, wybiera na swym I Zjeździe  -  w  lutym  1921  roku - prezesem  organizacji Wandę Dynowską  „[...] osobę  mającą dostęp  do  J. Piłsudskiego",  a w  skład Zarządu  Głównego wchodzą,  w przeważającej liczbie, zwolennicy Pierwszego Marszałka.

W tym właśnie czasie w szeregi teozofów wstępuje także płk Tokarzewski, by z miejsca stać się
wśród  nich  postacią  sztandarową,   wiodącą;   niewątpliwie  -  najwybitniejszym  członkiem
Towarzystwa.

Prowadzone dotychczas z inspiracji masońskich studia ezoteryczne uzupełnia obecnie Pułkownik
o lektury - przetłumaczonych akurat na język polski - utworów poetyckich Rabindranatha Tagore,
jak również fragmentów  Wed i  Upaniszad  oraz innych  świętych ksiąg Jndii; rozczytuje się
zwłaszcza  w przepięknym wytworze hinduskiego  mistycyzmu  - w słynnej Bhagawadgicie. J, jak wiemy  z   kierowanej  doń  korespondencji, wkrótce całe  partie  tego  poematu  potrafił  będzie recytować z pamięci.

Poznanie Bhagawadgity to fakt niezwykle ważny w jego duchowym rozwoju. Sygnalizowaliśmy już wcześniej, że okrucieństwa wojny, że bezwzględny przymus zabijania przeciwników kłóciły się w umyśle  niejednego legionisty z przeświadczeniem o  świętości życia. Eliminowanie wrogów wywoływało ich moralne rozterki; zwłaszcza po krwawej masakrze kostiuchnowskiej.

[caption id="attachment_21053" align="aligncenter" width="717"]Wanda Dynowska, bhagavadgita.eu Wanda Dynowska, bhagavadgita.eu[/caption]

(...)
Dla kszatriji, jakim  się czuł  bez wątpienia Tokarzewski,  oznaczało to, że  prawo dharmy (czyli moralny obowiązek wypełniania powinności nakazanych przez stanową kondycję) urastało do rangi prawa Natury, któremu musi się podporządkować nie tylko on, dowódca Wielkiej Jednostki, ale także każdy jego podkomendny, i  to niezależnie od tego, czy tego  chce,  czy nie. J stąd każdy też żołnierz - zgodnie z tym, do czego został powołany - musi, w razie potrzeby, wypełnić  nałożony nań rozkaz zabijania.

(…)

Dotykamy tu po drodze innego podstawowego terminu hinduistycznego, a mianowicie - karmy. Pojęcie to interpretowała Bławatska, jako prawo przyczyny i skutku, lub - jak to też formułowała -„przyczynowości etycznej"  .

[quote]Mówiąc jaśniej (ale też i nieuchronnie przy tym trywializując), Bławatska - w ślad za naukami Orientu - uważała,  iż człowiek realizuje  w życiu zadania, nałożone nań jeszcze w poprzednich wcieleniach,  albo - mówiąc jeszcze  inaczej - twierdziła, że ludzkie czyny  są, przynajmniej po części, zdeterminowane wolą kosmicznego Prawa i nawet po śmierci indywiduum przechodzą - w celu ich kontynuowania - do dalszych inkarnacji. Nie jesteśmy więc - według niej - tak do końca  kowalami własnego losu.[/quote]

[caption id="attachment_21054" align="alignleft" width="250"]Symbol Towarzystwa Teozoficznego założonego przez H. Bławatską. Symbol Towarzystwa Teozoficznego założonego przez H. Bławatską.[/caption]

Że poglądy owe przyjął Tokarzewski za własne, poświadcza dobry dziesiątek świadectw:

Jeśli wierzyć, na przykład, gen. Marianowi Kukielowi, to podczas dramatycznych sporów między Piłsudskim a  Sikorskim na temat  organizacji  najwyższych władz wojskowych "[...]  pułkownik Michał Tokarzewski-Karaszewicz, na perswazje, by nie rozwalać wojska i nie burzyć uczciwej w nim roboty, miał jako odpowiedź fatalistyczne »Kiszmet«”.

Podobnie w pierwszych miesiącach hitlerowskiej  okupacji,  gdy Dowódca Główny  Służby Zwycięstwu Polski ukrywał się  w mieszkaniu ówczesnej  żony mjr. Aleksandra Krzyżanowskiego(słynnego później  z Wileńszczyzny „Generała  Wilka"),  to prowadził  z  nią „[...] bardzo często rozmowy podtrzymujące na duchu, wytyczające drogę nadziei".

Doktor Janina Makowska, ps. „Josek" - bo o niej tu mowa - w biesiadzie z autorem tej  książki, podkreśliwszy  wpierw, iż  wszyscy  wtedy przybici byli wojennymi  wypadkami, oświadczyła: „Mówił także [Tokarzewski] wiele ze mną o sensie życia.  Zapamiętałam dokładnie słowa, które stały mi  się dewizą na cały czas okupacji: »Pamiętaj, Josek, nic  się więcej nie stanie, niż  się stać musi«". A więc - czystej wody  determinizm, iście godny bramina!

(...)

Kiedy  Wanda  Dynowska   dokona  po   drugiej  wojnie   światowej  własnego   przekładu Bhagawadgity, to jeden z egzemplarzy dzieła Tokarzewski i Antonina Płońska ofiarują - jak głosi, wpisana  ręką Generała,  dedykacja - współmieszkance ich domu na londyńskim Ansonie,  por. Jadwidze Baranowskiej. Otóż w zachowanej książce, pośród licznych podkreśleń, znajdą się dwa - wyróżnione ołówkiem - akapity, pochodzące z „Objaśnień terminów sanskryckich", sporządzonych przez samą Tłumaczkę.

39853601975KS
(…)

Nauki  Wschodu  to jednakże  tylko  jedno  ze  źródeł,  z których  czerpał  natchnienie ruch neoteozoficzny. Historyczną zasługą Bławatskiej wydaje się nam również to, że próbowała  (udolnie czy nie, to inna kwestia) zbudować system, łączący okcydentalne intuicje filozoficzne z mistyczną wiedzą Orientu.  Stąd w nauce jej,  prócz hinduistycznych  i buddyjskich inspiracji,  wiele było odniesień do  eleuzyńsko-orfickiego  nurtu myśli greckiej i  do  tradycji pitagorejsko-platońskiej, rozwijanej  później   przez  tzw.  filozofów  aleksandryjskich, a  zarazem  -  do tajemnej  wiedzy chaldejskich magów i kapłanów staroegipskich.

Ten ostatni  nurt  będzie niezmiernie ważny  w  biografii Tokarzewskiego.  Albowiem  -  jak wskazują odkryte przez nas dokumenty - został on pod koniec lat dwudziestych wprowadzony w tajniki starożytnych  misteriów egipskich oraz przyjęto go do ekskluzywnego - otoczonego nawet wśród teozofów aurą sekretności - bractwa pod nazwą The Egyptian Rite  of the Ancient Mysteries, a w latach pięćdziesiątych, w Londynie, powołany będzie nawet do jego dziewięcioosobowego ciała kierowniczego - The Sovereign Sanctuary, czyli do „Najwyższej Świątyni”.

Jeszcze innym źródłem filozoficznej  inspiracji była dla uczniów i  naśladowców Bławatskiej chrześcijańska  mistyka  średniowieczna,  uosabiana  w   takich   zwłaszcza   postaciach,  jak dominikańscy „gwałtownicy Boży" - błogosławiony Henryk Suzo, jak mistrz Jan Eckhart, głoszący „konieczność totalnego (psychologicznego i moralnego) ogołocenia się  w celu zjednoczenia się z Bogiem" i w związku z tym oskarżony o herezję, czy też jak Jan Tauler, „teolog głębi woli".

[quote]Kolejny rezerwuar, z którego czerpali inspiracje teozofowie, to działalność ideowa templariuszy i katarów oraz (po części  apokryficzne) „obrazoburcze" poczynania różokrzyżowców, a wreszcie - doświadczenia  duchowe   Jakuba   Boehme,   Emanuela   Swedenborga,  Angelusa  Silesiusa (spolszczonego przez Mickiewicza na Anioła Ślązaka)  i Ludwika Klaudiusza  de  Saint-Martina, którego  parę myśli  przyswoił  nam także Pierwszy Wieszcz.  Ci ostatni  ezoterycy,  szerzej spopularyzowani w  Polsce  dopiero  przez  Czesława Miłosza w  Ziemi  Ulro, studiowani bywali przez  rodzimych naszych  teozofów już w  połowie  międzywojennego  dwudziestolecia,   co niewątpliwie należy na dobro kręgowi temu zapisać.[/quote]

(…)

I nie zaskoczy nas  też  wiadomość, iż przechowywał  on pieczołowicie  w  biurku horoskopy, sporządzane mu przez profesora  paryskiej  Sorbony  Jeana Marcaulta, oraz że - wierząc w siłę astralnych koniunkcji  -  zwracał  zawsze uwagę na  dokładny  czas narodzin  bliskich  swoich  i krewnych (Stąd - mówiąc nawiasem - ze skrupulatnych jego zapisków wiemy,  iż, między innymi, Córka urodziła mu się o  godz. 19.15,  a stryjeczny wnuk,  Michał Tokarzewski,  przyszedł na świat 15 minut po północy).

[caption id="attachment_21061" align="aligncenter" width="800"]Dworek w Mężeninie Dworek w Mężeninie[/caption]

Poza tym dysponujemy świadectwem, że przekonany on był o istnieniu „kosmicznych fluidów" (czy może tylko tzw. sił magnetycznych, lub, po prostu, promieniowania jonizującego?), albowiem Aleksandra Piłsudska  twierdzi, iż  pewnego  dnia, pod  nieobecność  w  willi  w  Sulejówku  jej Gospodarza, ani też kogokolwiek z mieszkańców, „[...] wpadł do domu gen. Tokarzewski, podobno z jakąś panią /później  dowiedziałam się - wyjaśnia Marszałkowa - że była to  pani Meklińska/. Gen. Tokarzewski przeszedł całe mieszkanie, jakoby dla stwierdzenia, czy i jaką stwarzam atmosferę w domu. Pani ta podobno stwierdziła, że fluidy  są dobre i dodatnie dla męża".

[quote]Na koniec wreszcie, głoszona  i uprawiana  przez teozofów gliptomancja  przejawiała  się u Tokarzewskiego  w tym, że  stale nosił  na  palcu pierścień  z pokaźnych rozmiarów ametystem, „namagnesowanym" ponoć przez  następczynię Bławatskiej  i Przewodniczącą Międzynarodowego Towarzystwa Teozoficznego, Annę  Besant. Ów  kamień  magiczny stał się  zresztą  wkrótce źródłem komicznego nieporozumienia, aby potem przez lat jeszcze wiele  przysparzać Generałowi podejrzanej sławy, „promieniującej" nawet po śmierci Właściciela pierścienia.[/quote]

po-trzykroc-pierwszy,pdl,33302
Kiedy bowiem autor tych słów przeprowadzał kwerendę w Londynie, to rozmowy o MTK  - prowadzone z osobami spoza kręgu „wtajemniczonych" - rozpoczynały się zazwyczaj od pytania: „A czy pan wie, że był On biskupem teozofów?"

Tak zaczął, w każdym razie, rozmowę z  nami ś.p. prezydent RP na Uchodźstwie, Kazimierz Sabbat, tak premier jego rządu in Exile, prof. Edward Szczepanik, i takie  też pytanie wtrącił w dyskurs  ówczesny minister do  spraw Kraju,  a następnie ostatni prezydent II Rzeczypospolitej, Ryszard Kaczorowski.

Mało tego, nieżyjący już dziś emigracyjny  dziennikarz, Wiesław Wohnout, napomykając również o  owym mniemanym biskupstwie, wspomniał,  iż  w latach dwudziestych był przypadkowym świadkiem  pożegnania Tokarzewskiego na  dworcu w Poznaniu przez grono  - jak je  nazwał  - „wielbicielek".

„I niech pan  sobie  wyobrazi  - mówił do  magnetofonowego mikrofonu Wohnout  - On stał na stopniach wagonu, a te wszystkie baby obcałowywały go po rękach!".

Oczywiście, nie -  „po rękach" i nie „obcałowywały". Bo nie były to  zwykłe „wielbicielki" (których, zresztą miał MTK  zawsze  na kopy), lecz  z całą pewnością teozofki, oddające  cześć magicznemu  kamieniowi  Anny  Besant, nie zaś  przystojnemu  „biskupowi"  w  generalskim mundurze, a tym bardziej - nie jego „biskupiemu" pierścieniowi.

Ponieważ jednak podobne scenki będą się jeszcze nieraz pojawiać w różnych wspomnieniach, śpieszymy już teraz z zapewnieniem, iż Polskie Towarzystwo Teozoficzne nie miało episkopalnej struktury i -  ma się  rozumieć - z tego  choćby powodu  Tokarzewski nie mógł w nim być „biskupem". A chociaż, faktycznie, został z czasem wyświęcony na kapłana, to przecież nie było to „u teozofów". Ale o tym już wkrótce, z zachowaniem chronologicznego rzeczy porządku.

[caption id="attachment_21062" align="aligncenter" width="536"]Stopnie masońskie w rycie szkockim Stopnie masońskie w rycie szkockim[/caption]

Wcześniej musimy bowiem opowiedzieć o kolejnej inicjatywie Tokarzewskiego na polu ezoterii.

Ludwik Hass tak o niej pisze:  „W 1924 r. sekretarz Towarzystwa Teozoficznego W. Dynowska wespół  z  jego  niedawnej daty członkiem  gen.  M. Karaszewicz[em]-Tokarzewskim,  wówczas adeptem obediencji  polskiej, powzięli zamiar utworzenia w kraju wolnomularstwa mieszanego [zwanego  też »zjednoczonym«  {mix co-free masonry) - D.B.], o którym zapewne słyszeli,  że  na świecie skupia  wiele  czołowych osobistości ze  środowisk  teozoficznych".

[quote]Sama zaś Wanda Dynowska stwierdza w liście do znanego historyka Władysława Poboga-Malinowskiego: „Gdy gen. Tokarzewski wstąpił do T.[owarzystwa]  T.[eozoficznego]  i dowiedziałam  się, że  jest  członkiem Zakonu Woln.[omularskiego Rytu] Szkockiego, gdzie był Strug i b. wielu wybitnych ludzi  w Polsce, przyszło nam na myśl, że warto  by i u nas założyć  Zjednoczone [Wolnomularstwo] -  I, rewelując  dalej,  czołowa polska  Teozofka powiada: [...] Gdy uznaliśmy z generałem, że  warto założyć Z.[akon] W.[olnomularstwa]  Zj.[ednoczonego] w   Polsce,  zwróciłam   się z  tym  do Komendanta,  pytając o zdanie, radę, niemal »pozwolenie«". Piłsudski, będący podówczas „osobą prywatną", „samotnikiem z Sulejówka", wypytał wpierw ponoć Dynowską o szczegóły nieznanego mu dotąd  obrządku,  a upewniwszy się, iż jego obediencja angielska nie jest powiązana  z żadnymi określonymi siłami politycznymi: „[...]  zastanawia! się długo,  wreszcie powiedział, iż widzi nasze motywy,  zgadza się  z  nimi,  »pozwala  i  zachęca«, bylebym go zawsze  o  rozwoju  prac informowała”.[/quote]

 

[caption id="attachment_21063" align="alignleft" width="389"]Loża masońka Loża masońska[/caption]

Nieco  odmiennie zrelacjonuje  tę  samą sprawę  Małżonka  Piłsudskiego  (która jednakże  - uprzedźmy z miejsca - nie uczestniczyła w najistotniejszych rozmowach, o jakich pisze po latach): „Było to w Sulejówku zdaje się  w r. 1924. Bytność jego [tj. MTK] mam w pamięci  z powodu długich jego  wykładów o teozofach i ich charytatywnej działalności oraz, jak  mi mówił Ziuk, narzekań na Peowiaczki. To mnie oczywiście niemal osobiście dotykało. Zarzucać im miał, że nie umieją trzymać  języka za zębami  i  wiele spraw dekonspirują. Równocześnie  zainteresował Piłsudskiego organizacją kobiecą, prowadzoną przez panią Dynowską,  organizacją teozofów, której dobór personalny odpowiada wszelkim wymogom konspiracji. Uważał, że jeżeli zajdzie potrzeba, Piłsudski może się nią posłużyć bez obawy, gdyż p. Dynowską ręczy za solidność członkiń.

Pamiętam też - dodaje dawna Towarzyszka »Ola« - że Piłsudski rzeczywiście zainteresował się
wówczas działalnością teozoficzną tak Tokarzewskiego jak  i Dynowskiej, która była  doskonale zorjentowana, jak stwierdził Piłsudski  w ustnych  z nią rozmowach,  w stosunkach polskich i w organizacjach społecznych.

[...] Ponieważ teozofowie byli odłamem masonerji  angielskiej, o czem Ziuk wiedział, dlatego nalegał w  rozmowach  z Dynowską i Tokarzewskim na odłączenie się i  stworzenie samodzielnej polskiej organizacji teozoficznej”.

Jak więc widzimy, miszmasz w relacji  tej panuje całkiem spory. Francuska masoneria mieszana myli się bowiem Piłsudskiej wyraźnie z angielskim ruchem teozoficznym.

(…)

Po-trzykroc-pierwszy-Michal-Tokarzewski-Karaszewicz-General-broni-teozof-wolnomularz_D,images_product,22,83-87893-76-5Do niej  to właśnie,  do Londynu - po uzyskaniu aprobaty  Piłsudskiego -  udała się w 1924 r. Wanda Dynowska, i wkrótce przyjęto ją tam - wraz z Tadeuszem Bibrą, przywódcą krakowskiego ogniska teozoficznego - do loży o rytuale mieszanym.

„Po jego [tj. Bibry] powrocie  do kraju  -  pisze Ludwik Hass - utworzono w maju 1925 r. w Warszawie pierwsze w Polsce kółko obrządku mieszanego. Na jego otwarcie  przyjechał do stolicy Polski wybitny działacz teozoficzny,  zarazem piastujący odpowiedzialne stanowisko w Federacji Brytyjskiej »Droit Humain« /ofic. nazwa: Universal Co-Masonry in Great Britain and the British Dependenciesl, George Sydney Arundale”.

Wraz z Arundalem przybyła  do Warszawy jego zjawiskowo piękna żona, tancerka i choreografka Shrimati Rukmini Devi. Oboje zostają z miejsca oczarowani nie tylko naszą ojczyzną, ale także i... osobą Tokarzewskiego. Jerzy Sydney Arundale, który był bojownikiem o wolność Indii i nawet z tego powodu, wraz z Następczynią Bławatskiej, parę lat I wojny spędził w brytyjskim więzieniu, fascynuje się krajem, potrafiącym po 123 latach niewoli „wybić się na niepodległość" ; odwiedza Piułsudzkiego i staje się, wedle słów samej Rukmini: „[...] najgorętszym orędownikiem Polski".

Zaś  miłość  do   Tokarzewskiego  (bo  takim słowem należy chyba określić uczucie,  żywione do  Generała  przez tę egzotyczną parę)  trwać będzie w sercach Arundale'ów aż po grób.

Po  „zapaleniu świateł"  w warszawskiej loży rytu „Le Droit Humain", udają się Arundale'owie wraz  z Tokarzewskim  do  Krakowa.  W roku 1964,  na  prośbę  Rukmini  Devi,  napisze nasz Generał wspomnienie ojej  Mężu. Przeczytamy tam: „Po drodze do Krakowa zatrzymaliśmy się w   Częstochowie,   gdzie   w   jasnogórskim klasztorze znajduje się  słynny obraz Madonny [...] Arunda-le'owie byli  poruszeni [impressed]

[caption id="attachment_21066" align="aligncenter" width="938"]Cyrkiel i węgielnica. Masońskie symbole i przedmioty rytualne. Cyrkiel i węgielnica. Masońskie symbole i przedmioty rytualne.[/caption]

(…)

„W parę miesięcy później [tj. po zainstalowaniu przez Arundale'ów obrządku mieszanego w Polsce - D.B.] - pisze L. Hass - ta pierwsza komórka organizacyjna została przekształcona w lożę-matkę »Orzeł Biały«. Przez oddzielenie się od niej grup członków powstały następnie kolejne warsztaty [tak w terminologii masońskiej nazywają się loże - D.B.]".

„Bratem Najczcigodniejszym", czyli  przewodniczącą,  loży-matki  została Wanda Dynowska, przybrawszy imię zakonne „Doboszówna" . „W tymże roku albo na początku 1925 - twierdzi ona - pytałam  [Piłsudskiego]  czy nie  będzie miał nic przeciwko  temu, że do W.[olnomularstwa] Zj.[ednoczonego] będą wstępowali wojskowi, co przy członkostwie wówczas płk. Tokarzewskiego może być bardzo łatwe. Odpowiedź była: będę rad jeśli moralny i idealistyczny wpływ dosięgnie i oficerów, których poziom nie zawsze odpowiada moim życzeniom".

(…)

Daniel Bargiełowski, Po trzykroć pierwszy, Rytm, Warszawa 2000.

po-trzykroc-pierwszy-a,pdl,33292

Artykuł „Stał na stopniach wagonu, a te wszystkie baby obcałowywały go po rękach!”. Mason, teozof, „kapłan”, wyznawca kamienia magicznego i miejsc mocy, Komendant Główny Służby Zwycięstwu Polsce pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/stal-na-stopniach-wagonu-a-te-wszystkie-baby-obcalowywaly-go-po-rekach-mason-teozof-kaplan-wyznawca-kamienia-magicznego-i-miejsc-mocy-komendant-glowny-sluzby-zwyciestwu-polsce/feed/ 0