Kresy – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Kresy – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 Dziewiętnastowieczny Lwów, ruchy niepodległościowe i powikłane losy wielopokoleniowej rodziny. Ciepła i barwna powieść Ewy Bauer https://niezlomni.com/dziewietnastowieczny-lwow-ruchy-niepodleglosciowe-i-powiklane-losy-wielopokoleniowej-rodziny-ciepla-i-barwna-powiesc-ewy-bauer/ https://niezlomni.com/dziewietnastowieczny-lwow-ruchy-niepodleglosciowe-i-powiklane-losy-wielopokoleniowej-rodziny-ciepla-i-barwna-powiesc-ewy-bauer/#respond Sat, 21 Mar 2020 07:03:32 +0000 https://niezlomni.com/?p=50944

Michael opuszcza dom w Łanach, chcąc znaleźć szczęście w mieście. Zdobywa tytuł mistrza cechu piekarzy, bierze za żonę córkę znanego potentata i wiedzie na pozór szczęśliwe życie w Kołomyi, jednak w sercu wciąż czuje niepokój. Czy wstydliwe tajemnice, które skrywa, wyjdą kiedyś na jaw? Dlaczego przez lata nie ma kontaktu z rodziną i nie potrafi spojrzeć w oczy najlepszemu przyjacielowi?

Mieszanka narodowości w dziewiętnastowiecznym Lwowie, walki o władzę i ruchy niepodległościowe sprawiają, że także Michael będzie musiał odpowiedzieć sobie na pytanie: kim tak naprawdę jest.

Fragment powieści Ewy Bauer zatytułowanej "Kiedyś Ci wybaczę" z cyklu "Tułacze życie Tom 2", która ukazała się nakładem wydawnictwa Replika, Poznań 2020. Książkę można kupić na stronie internetowej wydawnictwa Replika.

Zainteresowanym twórczością pisarki polecamy jej blog, który można śledzić pod adresem ewabauer.pl.

Rozdział 1

Mieszkając w Łanach, Michael nie był do końca świa­dom sytuacji politycznej swojego regionu. W jego do­mostwie największym zmartwieniem było to, by żar­na dalej mieliły i ojciec mógł z pracy młyna wyżywić trzech młodzieńców, a nie spory o władzę czy przebieg odległych granic. W przekonaniu starego Josepha to właśnie ciężka praca fizyczna we młynie miała służyć krajowi, bo, jak wielokrotnie mawiał, tam, gdzie chleb jest, jest i pokój. Taką teorię wyznawał więc i młody Michael, daleko mu było do politycznych sporów, któ­re gdzieś tam się toczyły. Nauka natomiast nie była już taka ważna. Jako koloniści mieli zagwarantowa­ne szkoły założone w każdej wsi, w której osiedlili się przybysze z zachodu, jednak poziom nauczania był niski, a dostęp do źródeł wiedzy ograniczony. Ojciec, niegdyś kształcony w Bad Landeck, przez lata, kiedy zajmował się produkcją mąk i kasz, zdążył wiele zapo­mnieć, a i tak głosił, że te nauki na nic mu się nie zda­ły, bo to, co ważne, to hart ducha i mocny kręgosłup. Zupełnie nie interesował się tym, co się dzieje trochę dalej niż do pierwszego miasteczka, i tak też wycho­wywał synów.

Kiedy więc Michael zdał sobie sprawę, jaka przy­szłość czeka go, gdy pozostanie na wsi, mocno się przeciwko temu zbuntował. Kiedy tylko otworzyła się możliwość kształcenia w szkole w Kamionce Strumiłowej, chętnie z tego skorzystał. Na nauki przyjeżdżała młodzież z sąsiednich wsi, nie tylko niemieckojęzyczna, ale także polska. Był to pierw­szy bezpośredni kontakt młodego Neubinera z miej­scową kulturą i zwyczajami. Szczególnie polubił się z pochodzącym z Kamionki Kubą Muranem, które­go starszy brat mieszkał we Lwowie i terminował tam na cukiernika.

– Mówię ci, to inny świat. Kontakt z możnymi ludźmi, wielkie perspektywy! – opowiadał młody Po­lak z wypiekami na twarzy. Wszystko, czego nie znali, wydawało im się bardzo ciekawe.

Neubiner chłonął nowinki z wielkiego świata. Roz­marzył się:

– Też chciałbym zamieszkać w mieście… Wy­kształcić się, może nawet zostać urzędnikiem! A ty co planujesz po zakończeniu szkoły?

– Ojciec obiecał, że pójdę w ślady brata, jak tylko skończę szkołę. Pojadę do Lwowa! Otworzymy ra­zem cukiernię i wszystkie panny z okolicy będą do nas przychodzić po wypieki.

– Ee, kto kupuje ciasta? Przecież każdy w domu piecze. – Michael był sceptyczny, jednak przyjaciel wiedział, o czym mówi.

– Może na wsi, ale tam, w mieście, to mają pienią­dze. Chodzą eleganckie damy i robią zakupy. Mówię ci! Raz, jak pojechałem do Maćka, to oczu oderwać nie mogłem.

– Od tych panien? Tobie w głowie chyba amory, a nie cukiernictwo. To jest prawdziwy powód, dla któ­rego chcesz tam jechać.

Poprzekomarzali się jeszcze trochę, dopóki nauczy­cielka nie przerwała im rozmowy, by prowadzić lekcję algebry.

Tego dnia Michael wrócił do domu zamyślony. Nie miał ochoty pomagać przy obejściu ani we młynie, w związku z czym napotkał karcące spojrzenie ojca. Wieczorem Joseph wezwał jego i braci, by przedsta­wić plan przekazania gospodarstwa jednemu z synów. Dla Michaela była to okazja, by ujawnić swoje plany, by jasno powiedzieć ojcu, co chciałby w życiu robić, a jeśli nie było to jeszcze wystarczająco sprecyzowa­ne, przynajmniej dobitnie zaznaczyć, czego z pewno­ścią nie chce. Jego starszy o cztery lata brat, Johann, uwielbiał ogrodnictwo. Całe dnie spędzał w polu, a ogród kwiatowo-warzywny przed młynem pod jego nadzorem rozrósł się do nieplanowanych rozmiarów. Albo rośliny trafiły na podatny grunt, albo Johann miał do nich dobrą rękę.

– Ojcze, wiesz o tym, jak bardzo pragnę zamieszkać w mieście – odezwał się Michael, gdy Joseph zapropo­nował mu przyuczenie do zawodu młynarza. – Tam nie przyda mi się znajomość pracy we młynie.

– Tego nie wiesz, nie przewidzisz…

Na twarzy rodziciela zauważył zawód. Pewnie gdy­by matka żyła, stanęłaby w jego obronie, ale ojciec był inny; najważniejsze było jego zdanie, zawsze przeko­nany, że tylko on ma rację. Michael postanowił jednak być nieprzejednany. Tłumaczył, że marzy, by zostać urzędnikiem w mieście, ale przed tym musiał jeszcze przebyć długą drogę i kilka lat nauki z najwyższymi stopniami. Nie chciał rezygnować ze szkoły na rzecz pracy we młynie, zresztą w ogóle nie uśmiechał mu się zawód, jaki z pasją wykonywał ojciec.

Chwilę jeszcze rozmawiali, aż Joseph w końcu od­puścił i do pracy we młynie zaczął namawiać pozosta­łych synów.

Michael urodził się jako drugi, po nim, kilka lat póź­niej, na świat przyszedł Augustin. Kiedy przyjechali do Królestwa Galicji i Lodomerii, życie wywróciło się im do góry nogami. Najpierw zmarła matka, nie wytrzy­mawszy trudów podróży i ciężkich warunków. Potem, wraz z ojcem, który choć był obrotny i postarał się o dach nad głową, a następnie uruchomił młyn, to jed­nak nie miał pojęcia o potrzebach młodych chłopców, zamieszkali na odludziu. Przez kilka lat żyli odseparo­wani od innych dzieci, bez zabawek, nauki czy nawet dostatecznej opieki. Dobrze, że mieli choć siebie. Jo­hann z zamiłowaniem sadził warzywa, w uprawie ro­ślin odnajdując pasję. Ogród szybko zaczął przynosić korzyści, co znacznie ułatwiło im byt.

Mały Augustin był za to bardzo ruchliwym dziec­kiem, więc Michael głównie jego pilnował, żeby nie zrobił sobie krzywdy. Mieszkali nad Bugiem, rzeką w tym miejscu dziką, jednak dzięki wytężonej pracy ojca i kilku pomocników wartką i zdolną poruszyć koła młyńskie. Otoczenie było niebezpieczne dla kilkuletnie­go dziecka, które nie potrafiło przewidzieć, co też może je spotkać, gdy wykona jeden nierozważny krok. Sam Michael nie zbliżał się do rzeki, jeśli tylko nie musiał. Bał się wody, choć nie potrafił wytłumaczyć sobie źró­dła tego lęku. Nigdy nie nauczył się pływać, może dlate­go, że wysiłek fizyczny, a w szczególności gimnastyka nigdy go nie interesowały. Jako nastolatek był chudy, niedożywiony, przygarbiony, o bladej cerze. Ojciec długo tego nie zauważał, przyjmując, że pajda chleba, garść orzechów, kwaterka mleka i micha kaszy to wy­starczające pożywienie dla dojrzewających chłopców. Po kilku latach od przeprowadzki sytuacja dzieci się poprawiła, gdyż w ich domu pojawiła się Margare­tha, dwujęzyczna opiekunka mieszkająca na co dzień w sąsiedniej wsi. Od tej chwili miały zawsze wszystko przygotowane; i ciepłe posiłki, i czyste ubrania, i po­moc w nauce oraz gorące mleko przed snem. Sam Jo­seph korzystał na tym, mogąc cały swój czas poświęcić pracy we młynie bez wyrzutów sumienia, że pozosta­wia synów bez opieki. Praca dawała mu poczucie, że coś w życiu osiągnął, nadawała sens ich przeprowadz­ce, ale także budowała jego pozycję społeczną i posza­nowanie wśród mieszkańców Łanów oraz okolicznych wsi, którzy początkowo bardzo nieufnie podchodzili do przybywających z zachodu kolonistów. Niektórzy całymi latami pracowali na zaufanie lokalnej społecz­ności. Miejscowi obawiali się, że zostaną przez no­wych mieszkańców pozbawieni dóbr albo będą zmu­szeni przyjąć obcą kulturę i zwyczaje.

Neubinerowie tacy nie byli. Trzymali się raczej na uboczu, a jeśli już dochodziło do kontaktów z miej­scowymi, zawsze odnosili się do nich z szacunkiem. Dla dzieci to w ogóle nie był problem, one nie zważały ani na pochodzenie, ani na status społeczny współto­warzyszy zabaw. Pewne utrudnienie stanowiły począt­kowo różnice językowe, ale jako że dzieci posiadają niezwykłą zdolność adaptacji i przyswajania obcych języków, ta bariera szybko zniknęła. Michael często wyrywał się z domu, by włóczyć się z przyjacielem po łąkach i gawędzić o różnych chło­pięcych sprawach. Ciekawiły go wszystkie nowinki, które przynosił od brata. Żaden z nich nigdy nie miesz­kał w mieście, więc mogli sobie jedynie wyobrażać, jak wygląda tam życie. Ich młodzieńcze marzenia co­raz bardziej nabierały kształtów.

Gdy pewnego dnia do wsi przyjechał brat Kuby i opowiedział osobiście o swojej pracy, młody Neu­biner nie wytrzymał i poszedł do ojca prosić go o po­zwolenie na wyjazd. Zastał go we młynie na rozkręca­niu żaren, które w ostatnim czasie zacinały się podczas mielenia.

– Ojcze? – zagadnął, ale stary zbył go ruchem ręki. Nie miał czasu na pogawędki, robota stała, a tuzin wo­rów pszenicy czekał na zmielenie. Michael jednak się nie poddawał, stał obok i wpatrywał się w rodziciela.

– Czego? A wiesz co? Idź, zagrzej wodę, ziół się napiję, wtedy porozmawiamy.

Syn skinął posłusznie głową i zostawił ojca mocu­jącego się z ciężkim sprzętem. Przez myśl przeszło mu nawet, że mógłby mu pomóc, ale zaraz potem się wy­cofał. W końcu Joseph poprosił o zioła, nie o pomoc we młynie, więc to powinien dla niego zrobić. Chwilę później stary Neubiner wszedł do izby cały obsypany mąką, na jego czole widać było krople potu. Uwalane smarem ręce wytarł w kawałek szmaty i usiadł przy ławie, na której parzyły się zioła. Michael usiadł naprzeciwko. Tym razem nie zamierzał dać się zbyć i od razu przeszedł do sedna:

– Ojcze, chciałbym terminować w cechu piekarzy i cukierników.

Stary spojrzał na niego z zainteresowaniem. Nie spodziewał się, że syn wytrwale będzie obstawał przy wyjeździe do miasta. Założył, że jeszcze wiele razy zmieni zdanie, a wobec trudności, które się z tym wią­żą, odsunie marzenia na dalszy plan. Nawet mu się spodobała ta stanowczość, ale nie dał niczego po sobie poznać.

– Jednak nie zostaniesz na wsi, co? Ciągnie cię coś do miasta, oj ciągnie…

Michael się zaczerwienił, komentarz ojca sugero­wał, że coś przed nim ukrywa, a przecież nic takie­go nie było. Może myślał, że jakaś dziewczyna tam na niego czeka? Zaprzeczył szybkim ruchem głowy, jakby odpowiadał na swoje myśli. Zaraz jednak posta­nowił się wytłumaczyć, żeby nie było żadnych niedo­mówień.

– Wiesz, ojcze, że tak. W szkole w Kamionce po­znałem takiego jednego, co we Lwowie mieszka i tam terminuje. – Trochę to uprościł, bo w rzeczywistości chodziło o brata kolegi ze szkoły. Joseph zresztą nie dopytywał. – Zadowolony jest. Praca ciężka, ale jakie możliwości! Chciałbym spróbować. Starał się, żeby jego ton był poważny, a on pewny siebie. Tylko w ten sposób mógł przekonać ojca, od którego potrzebował właściwie nie tylko pozwolenia, ale przede wszystkim pieniędzy, bez których byłoby mu bardzo ciężko.

– A nie boisz ty się, że nie podołasz? W domu taki delikatny jesteś, a tam nikt nie będzie się tobą przej­mował. Przecież chciałeś się uczyć z książek, skąd na­głe zainteresowanie piekarstwem?

Ojciec pokpiwał sobie z niego, ale on nie dał się sprowokować. Sam nie wiedział, skąd taka zmiana za­interesowań. Duży wpływ miały opowieści brata Kuby, który odradzał mu zostanie urzędnikiem, za to mocno zachwalał pracę w cechu. W związku z tym, że Micha­el spodziewał się podobnych argumentów, przygotował się do tej rozmowy i dlatego nie dał się zbić z tropu.

– Dam sobie radę, ojcze – odpowiedział twardo i się wyprostował, by zademonstrować, jaki jest pew­ny swojej decyzji.

Joseph długo na niego patrzył i się zastanawiał. Fach w ręku to nie był zły pomysł, lepsze to niż urzęd­nik nie wiadomo jakiego urzędu. Ale biorąc pod uwagę dotychczasowe zaangażowanie, a właściwie jego brak, w prace fizyczne w gospodarstwie i we młynie, nie był do końca pewien, czy Michael podoła wyzwaniu.

– Proszę, zgódź się. – Syn zaczynał tracić rezon, ale jeszcze tego po sobie nie pokazał. Joseph upił łyk ziółek i wzdrygnął się, wypluwając fragmenty rośliny, które zostały mu na ustach.

– Wiem, że cię tu nie utrzymam. Tyś już miastowy jest. Jeśli tak właśnie chcesz, to się zgadzam.

Michael aż podskoczył z radości. Obszedł ławę i do­padł do ręki ojca. Chwycił ją oburącz, po czym schylił głowę, by ucałować, oddając w ten sposób należny mu szacunek. Joseph zabrał rękę i ponownie podniósł ku­bek. Wychylił napar na tyle, na ile pozwoliły mu na to pływające tam zioła, i wstał od stołu. Zamierzał wracać do roboty. Syn dostał, co chciał, a w związku z tym, że na jego pomoc nie można było już liczyć, Neubiner musiał sam się zatroszczyć o młyn. Michael jednak nie odstępował go, zagradzając mu drogę. Jak się wkrótce okazało, jednak nie był to koniec rozmowy.

– Ojcze… Tam potrzebna opłata do cechu, żeby mnie przyjęli. Ja ci wszystko zwrócę, jak będę zara­biał…

Artykuł Dziewiętnastowieczny Lwów, ruchy niepodległościowe i powikłane losy wielopokoleniowej rodziny. Ciepła i barwna powieść Ewy Bauer pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/dziewietnastowieczny-lwow-ruchy-niepodleglosciowe-i-powiklane-losy-wielopokoleniowej-rodziny-ciepla-i-barwna-powiesc-ewy-bauer/feed/ 0
Czy Krzysztof Kolumb miał polsko-żydowskie korzenie? Emigrant z Kresów stawia niezwykłą tezę. [WIDEO] https://niezlomni.com/czy-krzysztof-kolumb-mial-polsko-zydowskie-korzenie-emigrant-z-kresow-stawia-niezwykla-teze-wideo/ https://niezlomni.com/czy-krzysztof-kolumb-mial-polsko-zydowskie-korzenie-emigrant-z-kresow-stawia-niezwykla-teze-wideo/#comments Mon, 10 Feb 2020 15:33:59 +0000 https://niezlomni.com/?p=50907

Zaskakujący pośmiertny debiut emigranta z Kresów do Ameryki Południowej. Adam Góralski stawia w napisanej prawie 30 lat temu książce „Krzysztof Kolumb – historia niezwykła” tezę, że słynny żeglarz miał polsko-żydowskie korzenie.

Jego odnalezione niedawno dzieło w nietypowy sposób łączy w sobie cechy publikacji historycznej z literacką prozą, jest po części opowieścią, a po części gawędą, którą dobrze się czyta.

Książka Góralskiego odbiega od kanonu literatury poświęconej wielkim odkryciom geograficznym. Autor nie powtarza encyklopedycznych wiadomości o Kolumbie. Przenosi uwagę z powszechnie znanych dokonań wielkiego podróżnika na jego motywację do działania, problemy i sprawy osobiste. Skupia uwagę na zagadkowych zachowaniach odkrywcy Ameryki oraz fałszowaniu jego życiorysu. Przedstawia w epicki sposób średniowieczne realia nie stroniąc przy tym od ich brutalności. „Krzysztof Kolumb – historia niezwykła” zawiera przy tym ogromny zasób interesujących informacji.

Zaskakujący pośmiertny debiut emigranta z Kresów do Ameryki Południowej. Adam Góralski stawia w napisanej prawie 30 lat temu książce „Krzysztof Kolumb – historia niezwykła” tezę, że słynny żeglarz miał polsko-żydowskie korzenie. Jego odnalezione niedawno dzieło w nietypowy sposób łączy w sobie cechy publikacji historycznej z literacką prozą, jest po części opowieścią, a po części gawędą, którą dobrze się czyta.

Książka Góralskiego odbiega od kanonu literatury poświęconej wielkim odkryciom geograficznym. Autor nie powtarza encyklopedycznych wiadomości o Kolumbie. Przenosi uwagę z powszechnie znanych dokonań wielkiego podróżnika na jego motywację do działania, problemy i sprawy osobiste. Skupia uwagę na zagadkowych zachowaniach odkrywcy Ameryki oraz fałszowaniu jego życiorysu. Przedstawia w epicki sposób średniowieczne realia nie stroniąc przy tym od ich brutalności. „Krzysztof Kolumb – historia niezwykła” zawiera przy tym ogromny zasób interesujących informacji.

Co ciekawe, Góralski nigdy nie zobaczył swojego dzieła, które było ukoronowaniem jego wielkiej życiowej pasji w poznawaniu tajemniczej przeszłości Kolumba i innych wielkich żeglarzy. Z powodu choroby stracił bowiem wzrok i całą książkę podyktował. Do tego w języku hiszpańskim, gdyż większą część życia spędził w Wenezueli i Hiszpanii. Podeszły wiek i pogarszający się stan zdrowia nie pozwoliły Adamowi Góralskiemu zabiegać o publikację swojego dzieła. Maszynopis tej intrygującej książki przez wiele lat po śmierci emigranta leżał w szufladzie jego domu na Wyspach Kanaryjskich. To, że ukazuje się teraz to skutek starań dziennikarza i pisarza, Krzysztofa M. Kaźmierczaka. Przed laty zetknął się on z historią Adama Góralskiego, a niedawno dowiedział od jego rodziny o książce, której wydanie było życiowym, niespełnionym marzeniem emigranta.

O autorze

Adam Góralski urodził się jeszcze w czasach, gdy Polska była pod zaborami – 5 maja 1912 roku w Kotówce, w pobliżu miasta Kopyczyńce (obecnie jest to terytorium Ukrainy). Ojciec, Antoni i matka, Anna Maria Pawlikowska, pochodzili ze szlacheckich rodów. Góralski był z wykształcenia chemikiem. W 1933 roku zdobył tytuł inżyniera na Politechnice Lwowskiej. Potem pracował przy przemysłowym barwieniu tkanin m.in. w fabryce we Francji, a do wybuchu II wojny ukończył jeszcze podyplomowe studia doktoranckie. Po zaatakowaniu Polski przez Niemcy znalazł się najpierw w Rumunii, a potem pracował przymusowo na terenach III Rzeszy. Nie chciał opowiadać o okupacyjnych przejściach, pytany o nie mówił swoim dzieciom: „To co było, już nie jest”. Wspominał tylko, że podczas wojny poznał Karola Wojtyłę, przyszłego papieża oraz że pracował w niemieckich zakładach produkujących mundury, a potem trafił do obozu koncentracyjnego w Dachau.

Po zakończeniu wojny Góralski został przez Amerykanów zatrudniony, jako tłumacz w UNRRA (United Nations Relief and Rehabilitation Administration – Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Pomocy i Odbudowy, międzynarodowej organizacji udzielającej pomocy na obszarach wyzwolonych) i pomagał byłym więźniom obozów i pracownikom przymusowym. Wybrał się w swoje rodzinne strony na Kresy w poszukiwaniu rodziców i rodzeństwa, ale ich nie odnalazł, wszyscy zginęli w czasie wojny. Wrócił wówczas do Niemiec, gdyż ostrzegano go, że może zostać aresztowany. Nadal pracował dla UNRRA. W 1945 roku wziął ślub z Tatianą Filonov, a dwa lata później opuścił z nią Europę, wyjechał do Wenezueli. Miał pracować na polach naftowych, ale okazało się to nieopłacalne. Zajął się handlem, a z czasem założył fabrykę szyb i luster. Stał się krajowym potentatem w ich sprzedaży. W tym czasie (na przełomie lat 50. i 60.) pomagał przybywającym do Wenezueli uchodźcom z Kuby, gdzie władzę przejęli komuniści. Chociaż żona Góralskiego była Serbką, w ich domu mówiono zawsze po polsku. Języka ojczystego emigranta i polskich tradycji uczone były od małego ich dzieci: Jadwiga, Julia, Sabina, Stanisław i Wanda.

Góralski wspierał Polonię w Wenezueli i czynnie brał udział w jej życiu, także na Zachodzie (m.in. był członkiem Towarzystwa Polskiego „Zgoda” w Zurychu). Dużo podróżował do Europy wraz ze swoimi dziećmi. Był jednym z fundatorów Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego (POSK) w Londynie, a po 1980 roku przekazywał dotacje także na „Solidarność”.

Chorował na jaskrę, w wyniku czego w latach 60. stracił wzrok. Nadal jednak zajmował się prowadzeniem biznesu. W latach 70. zaangażował się w popularyzację esperanto – był to jeden z dziewięciu języków, które biegle znał. Góralski był wenezuelskim esperantystą i członkiem honorowym UEA (Universal Esperanto Association – Światowego Związku Esperantystów).

W 1982 roku założył w Rotterdamie Fundację Antoniego Grabowskiego (był to żyjący w latach 1857-1921 polski inżynier chemik, wybitny uczestnik międzynarodowego ruchu esperantystów), która wspierała różnorodne przedsięwzięcia kulturalne dotyczące esperanto. W związku z tą działalnością zaczął przyjeżdżać do Polski.

Góralski był zaangażowany również w inicjatywy na rzecz osób ociemniałych. Przez szereg lat wydawał dla nich nagrania o różnorodnej tematyce. Publikował też po hiszpańsku, pod pseudonimem Kamilo Gradas, w prasie w Wenezueli i na Teneryfie artykuły – głównie poświęcone historii, którą od lat się pasjonował. Swoją pierwszą i jedyną książkę zaczął pisać (a właściwie dyktować) w latach 80. Praca nad nią zajęła mu pięć lat. Opierał się głównie na swojej fenomenalnej pamięci do książek, które przeczytał, zanim stracił wzrok.

W ostatnich latach swojego życia mieszkał na przemian w Wenezueli i na Wyspach Kanaryjskich, a okresowo też w Polsce, z którą czuł się cały czas silnie związany, mimo iż większą część życia spędził poza jej granicami. Adam Góralski zmarł 11 czerwca 2005 roku w Poznaniu i w tym mieście został pochowany.

Co ciekawe, Góralski nigdy nie zobaczył swojego dzieła, które było ukoronowaniem jego wielkiej życiowej pasji w poznawaniu tajemniczej przeszłości Kolumba i innych wielkich żeglarzy. Z powodu choroby stracił bowiem wzrok i całą książkę podyktował. Do tego w języku hiszpańskim, gdyż większą część życia spędził w Wenezueli i Hiszpanii. Podeszły wiek i pogarszający się stan zdrowia nie pozwoliły Adamowi Góralskiemu zabiegać o publikację swojego dzieła. Maszynopis tej intrygującej książki przez wiele lat po śmierci emigranta leżał w szufladzie jego domu na Wyspach Kanaryjskich. To, że ukazuje się teraz to skutek starań dziennikarza i pisarza, Krzysztofa M. Kaźmierczaka. Przed laty zetknął się on z historią Adama Góralskiego, a niedawno dowiedział od jego rodziny o książce, której wydanie było życiowym, niespełnionym marzeniem emigranta.

„Krzysztof Kolumb – historia niezwykła”, Adam Góralski, Wyd. KMK, Poznań 2019.

Artykuł Czy Krzysztof Kolumb miał polsko-żydowskie korzenie? Emigrant z Kresów stawia niezwykłą tezę. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czy-krzysztof-kolumb-mial-polsko-zydowskie-korzenie-emigrant-z-kresow-stawia-niezwykla-teze-wideo/feed/ 17
Fascynująca opowieść o ludziach, którzy uratowali się przed ukraińskimi mordami https://niezlomni.com/fascynujaca-opowiesc-o-ludziach-ktorzy-uratowali-sie-przed-ukrainskimi-mordami/ https://niezlomni.com/fascynujaca-opowiesc-o-ludziach-ktorzy-uratowali-sie-przed-ukrainskimi-mordami/#comments Fri, 29 Jun 2018 21:33:21 +0000 https://niezlomni.com/?p=49061

Zabierając Kresy, Stalin zakładał, że Polską będą rządzić komuniści i chciał im to zrekompensować, maksymalnie przy tym osłabiając. Oto opowieść o fragmencie Ziem Odzyskanych, czyli o Pomorzu Zachodnim, a konkretnie o Ziemi Kamieńskiej, leżącej nad Zalewem Kamieńskim. Tu w końcu 1945 r. przybyli przesiedleńcy z Lwowszczyzny, którzy z wyroku historii musieli opuścić rodzinne tereny, by na nieznanym im Pomorzu zacząć życie na nowo.


Gdy przyjechali, przebywali tu jeszcze dawni mieszkańcy tego zakątka, czyli Niemcy. Oni też, wbrew własnej woli, musieli stąd wyjechać. Część z nich zrobiła to zawczasu, wielu zginęło bądź najzwyczajniej zostało zamordowanych. Taką decyzję podjął Stalin i żaden z aliantów zachodnich nie ośmielił mu się sprzeciwić.

Książka składa się z dwóch części. Pierwsza stanowi obszerny wstęp – rys historyczny, który kończy się na polskiej transformacji ustrojowej. Koncentruje się siłą rzeczy na kilku najważniejszych wątkach, przede wszystkim na okolicznościach, w jakich Polska weszła w posiadanie Pomorza.

Część druga to relacje ostatnich świadków historii, którzy pamiętają życie w Małopolsce i powojenny exodus na Ziemie Odzyskane. Ich autorzy pochodzą ze wsi Brzozdowce.

Opowiadają o barwnym życiu w okresie II Rzeczypospolitej, kiedy to miejscowość ta stanowiła wspólnotę polsko-rusińsko-żydowską z całym związanym z tym kresowym kolorytem. Relacje te przybliżają również życie pionierów w pierwszych latach na nowych gospodarstwach, a także w okresie późniejszym.

Obie części nawzajem się uzupełniają. Relacje pokazują życie powojennych pionierów na Ziemiach Odzyskanych nie gorzej niż film „Sami Swoi”.

W końcu lata 1945 r. wydarzenia zaczęły przyspieszać. Jeszcze nie byliśmy spakowani, gdy już musieliśmy się wynieść z domów, żeby oddać je Ukraińcom. Któregoś dnia Sowieci przygnali gromadę Ukraińców z Bieszczad, przesiedlanych na nasze miejsca. Jechali na wozach zaprzęgniętych w krowy, prowadzonych przez kobiety. Mężczyzn, zwłaszcza młodych, było mało. Głównie starcy i jakieś podrostki. Priedsiedatiel ich przywitał i kazał im wybrać sobie domy. Ani człowiek się nie obejrzał, a już ich zgraja stała na podwórku i mówiła, że nasz dom jest teraz ich i mamy się wynosić. Chciałem protestować, ale towarzyszący im urzędnik kazał mi szybko iść do gminy po zaświadczenie, że zostawiamy tu dom i inne budynki, bo jak nie będę miał tego zaświadczenia, to nie dostanę w Polsce rekompensaty.

Cóż było robić, razem z żoną, która była wówczas w ciąży, pojechaliśmy na stację w Chodorowie, gdzie przez wiele tygodni czekaliśmy na transport. Wszyscy zrobiliśmy sobie takie budy, w których siedzieliśmy i pilnowaliśmy wywożonego majątku. Ja miałem jeszcze swoją „tetetkę”. Nie chciałem jej zdać ani wyrzucić, bo bałem się, że Ukraińcy będą chcieli nas okraść. W razie czego byłem gotowy jej użyć.

W Chodorowie toczyła się wojna o wagony, bo część z nich była kryta, a część otwarta. Ksiądz Kaspruk z rzeczami kościelnymi i ukrytym cudownym obrazem jechał w wagonie ze mną, Baranem i jego żoną. Co zrobił ze swoimi krowami i końmi, nie wiem. Pewnie musiał komuś dać. Nigdy o to nie pytałem. Po paru tygodniach tego koczowania wyjechaliśmy do Polski. Po jakimś czasie dotarliśmy do miejscowości Łabędy koło Gliwic, w których zanosiło się na dłuższy postój. Ja już nawet wyruszyłem na rekonesans, żeby się rozejrzeć, i znalazłem domek, który byłby w sam raz dla naszej rodziny. Mówię o tym Kasprukowi, a on na to, że nie będziemy się od innych odczepiać. W Łabędach odszukali nas pochodzący z Brzozdowiec Kłosowski i Ciura. Powiedzieli, że nie ma co sobie zawracać głowy Śląskiem, tylko jechać na Pomorze Zachodnie, gdzie stacjonuje ich pułk i są do wzięcia całe puste wsie.

Ruszyliśmy więc na północ i po wielu perypetiach na Wigilię 1945 r. dojechaliśmy do Golczewa. Dalej pociąg nie jechał, bo nie było torów. Droga w wagonie z cudownym obrazem zakończyła się dla nas szczęśliwie. Najbardziej się bałem o ciężarną żonę. Kaspruk zawsze mówił: – Madziu! – bo żonie było Maria Magdalena. – Trzymaj się! – Ja zawsze żartowałem, że jak żona zacznie rodzić, to ksiądz zostanie akuszerem, ale na szczęście małżonka urodziła dopiero tutaj. Ksiądz Kaspruk, co trzeba podkreślić, był bardzo zmęczony i zażenowany całą sytuacją, w jakiej znalazł się podczas transportu. Nigdy wcześniej nie musiał strząsać wszy z sutanny. W Golczewie na stacji czekał na nas Bronisław Sętysz, który był kierowcą wojskowego trzykołowego ciągnika amerykańskiej produkcji. On mnie, księdza z wszystkimi klamotami i tego Barana przywiózł do Trzebieszewa. Tu jednak długo nie zabawiłem. Bardzo mi się tu podobało, ale wolnych chałup, które by się nam nadały, już nie było. Trzeba było się rozejrzeć za czymś gdzie indziej. Miałem takiego konika i wózek i postanowiłem się rozejrzeć, gdzie moglibyśmy z rodziną osiedlić się na stałe. Pojechałem tym wózkiem w stronę Golczewa.

Przed zmrokiem dojechałem, jak się później okazało, na obrzeża jakiejś wsi. Bałem się do niej zajechać. Nakryłem konika, rozpaliłem ognisko i chciałem jakoś doczekać rana. Naraz usłyszałem kroki, zerwałem się, bo w tym czasie po tych stronach kręciły się różne podejrzane typy i niebezpiecznie było samemu poruszać się po drodze. Nagle słyszę polecenie: – Ręce do góry! – Oczywiście podniosłem, bo co miałem robić. Podeszło do mnie dwóch żołnierzy z karabinami gotowymi do strzału. Zaprowadzili mnie do wsi, która dzisiaj nazywa się Ciesław. Okazało się, że ma ona już swojego sołtysa i załogę wojskową, która pilnowała Niemców młócących zboże w stogach. Żołnierze zaprosili mnie w gościnę, a sołtys powiedział, że w Ciesławie jest sporo wolnych domów i stodół pełnych paszy. Zachęcał mnie, żebym się osiedlił. Nie trzeba było mi tego dwa razy powtarzać. Pojechałem po żonę i przywiozłem ją do Ciesława. Tu urodziła się moja córka Zofia. Pierwsze dziecko, które ochrzcił ksiądz Kaspruk na tym Dzikim Zachodzie. To ona zapoczątkowała tworzenie się tu nowego pokolenia Polaków.

Fragment wspomnień Stanisława Kaweckiego, Mieli przedsmak grobu z książki Marka A. Koprowskiego, KRESY NA POMORZU. Tułaczka po Ziemiach Odzyskanych, Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ

Artykuł Fascynująca opowieść o ludziach, którzy uratowali się przed ukraińskimi mordami pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/fascynujaca-opowiesc-o-ludziach-ktorzy-uratowali-sie-przed-ukrainskimi-mordami/feed/ 2
Apel Kresowian, świadków Zagłady. „Żądamy ukarania zbrodniarzy. Żądamy kar za kłamstwa i fałszowanie naszej historii” https://niezlomni.com/apel-kresowian-swiadkow-zaglady-zadamy-ukarania-zbrodniarzy-zadamy-kar-za-klamstwa-i-falszowanie-naszej-historii/ https://niezlomni.com/apel-kresowian-swiadkow-zaglady-zadamy-ukarania-zbrodniarzy-zadamy-kar-za-klamstwa-i-falszowanie-naszej-historii/#comments Fri, 04 May 2018 05:19:43 +0000 https://niezlomni.com/?p=48223

 

My, Kresowianie, do dziś odczuwamy straszliwe zbrodnie z czasów wojny. Widzimy przed oczami spalone wsie i osiedla, domy i zabudowania gospodarcze, martwe ciała naszych ojców, matek, braci, sióstr i dzieci. Widzimy wydłubane oczy i odcięte języki, odrąbane głowy i przekłute widłami ciała. Widzimy rzeki polskiej krwi. Tego widoku nigdy nie zapomnimy.

Wciąż w naszych uszach brzmi przerażający krzyk ukraińskich sąsiadów : „Smert Lacham!”. Wciąż słyszymy, jak wyrzynając nas, wołają „Sława Ukrainie!” i odpowiadają, „Herojom sława”. Mordowali pod osłoną nocy i w dzień, napadali na kościoły pełne wiernych, wyciągali z kołysek niemowlęta i wrzucali do ognia, i zdzierali z pleców skórę. Nigdy nie zostali za to ukarani. Mordowali też Żydów, Ormian, Rosjan, Czechów i Cyganów. Zaś ich przywódcy, Stepan Bandera, Roman Szuchewycz, Dmytro Kłaczkiwski, Mykoła Łebed, najwięksi mordercy i organizatorzy tego straszliwego ludobójstwa, stali się dzisiaj bohaterami Ukrainy. Kaci i zbrodniarze są wznoszeni na cokoły.
Kategorycznie żądamy ukarania zbrodniarzy. Żądamy kar za kłamstwa i fałszowanie naszej historii. Żądamy nazywania prawdy po imieniu. Zbrodnia była zbrodnią. Ufamy, że nowelizacja ustawy o IPN, jako aktu dziejowej sprawiedliwości, zablokuje wszelkie kłamstwa i manipulacje w sprawie ukraińskiego ludobójstwa.

Martwią nas tylko ostatnie doniesienia, że nowelizacja ustawy o IPN może być zagrożona. Niepokoją wypowiedzi marszałka Senatu, Stanisława Karczewskiego, a także takich polityków, jak Jan Olszewski, którzy haniebnie kłamią w sprawie ludobójstwa.
Oświadczamy z całą mocą, że wszelkie blokowanie i ograniczanie siły sprawczej tej ustawy, spotka się z naszym ostrym sprzeciwem i potępieniem. Byłby to akt wrogi wobec narodu polskiego oraz wobec prawdy historycznej. I na dziesięciolecia skompromitowałby państwo polskie i jego polityczne elity.

Żądamy zachowania nowelizacji Ustawy o IPN w tym kształcie, w jakim została uchwalona. Prawda jest święta!

PODPISALI ŚWIADKOWIE HISTORII

Janina Kalinowska z d. Sokół , ur. w Uściługu, pow Włodzimierz, woj.Wołyń

Stanisław Srokowski, Hnilcze, pow. Podhajce, woj. Tarnopol

Feliks Trusiewicz, Obórki, pow. Łuck, woj. Wołyń

Wacław Moroziński, Horodynie, pow. Szczurzyn, woj. Wołyń

Rozalia Wiwlosz, Teresin gm. Werba, pow. Włodzimierz Woł, woj.Wołyń /rodowe nazwisko Bojko/

Alfreda Magdziak zd. Kiciak, Dubienka, od1928 r zam. Jasiniec pow. Horochów, woj. Wołyń.

Zofia Szwal janina, Orzeszyna, pow. Włodzimierz Woł., woj. Wołyń

Stanisława Mogielnicka, zd. Ziemińska, Zagaje, pow. Horochów, woj. Wołyń

Franciszka Chomicka, kolonia Marcelina, gromada Szczekiczyn, gmina Międzyrzec, powiat Równe, woj. wołyńskie, parafia Niewirków

Maria Piesik z domu Raczyńska urodzona w 1929 roku w Perczynie, gm. Werba, pow. Dubno na Wołyniu.

Dajczak Włodzimierz urodzony w 1935 r. Białogłowy gmina Olejów woj. tarnopolskie.

Maliszewski Józef urodzony w 1939 roku w koloni Mytnica, pow. Dubno na Wołyniu.

Wladyslaw Szumigalski, Mama zd Pachołek, z ,WOŁYNIA, mieszkała w kol.Nowy-Swiat

APEL DO PREZYDENTÓW, STAROSTÓW, BURMISTRZÓW I SAMORZĄDÓW POLSKICH MIAST WSPÓŁPRACUJĄCYCH Z MIASTAMI UKRAINY

 

Artykuł Apel Kresowian, świadków Zagłady. „Żądamy ukarania zbrodniarzy. Żądamy kar za kłamstwa i fałszowanie naszej historii” pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/apel-kresowian-swiadkow-zaglady-zadamy-ukarania-zbrodniarzy-zadamy-kar-za-klamstwa-i-falszowanie-naszej-historii/feed/ 1
O raporcie Jana Karskiego z 1942 r. słyszał cały świat. Ale jego relacji o sytuacji z 1940 r. pod okupacją sowiecką nie zna prawie nikt… https://niezlomni.com/raport-jana-karskiego-o-zydach-na-kresach-z-1940-r/ https://niezlomni.com/raport-jana-karskiego-o-zydach-na-kresach-z-1940-r/#respond Wed, 21 Feb 2018 12:39:16 +0000 https://niezlomni.com/?p=47451 Raport Jana Karskiego o Żydach na Kresach

Raport Jana Karskiego o Żydach na Kresach z 1940 r. O słynnym raporcie Jana Karskiego z jesieni 1942 r. mówi się powszechnie. Natomiast niezauważony pozostaje inny raport, także autorstwa Karskiego, i również dotyczący sytuacji Żydów na okupowanych ziemiach polskich. Sporządzony został on na potrzeby podziemia i jest zatytułowany „Zagadnienie żydowskie w Polsce pod okupacjami”. W części dotyczącej ziem II Rzeczypospolitej pod okupacją sowiecką, Karski napisał m.in. takie słowa.

Żydzi są tu u siebie; nie tylko, że nie doznają upokorzenia i prześladowań, ale posiadają dzięki swemu sprytowi i umiejętności przystosowania się do każdej nowej sytuacji pewne uprawnienia natury zarówno politycznej, jak i gospodarczej. Wchodzą do komórek politycznych, w dużej części zajęli poważniejsze stanowiska polityczno –administracyjne, odgrywają dość dużą rolę w związkach zawodowych, na wyższych uczelniach, a przede wszystkim w lichwie i paskarstwie, w handlu nielegalnym (….).

Stosunek Żydów do bolszewików uważany jest przez polskie społeczeństwo za bardzo pozytywny. Uważa się powszechnie, że Żydzi zdradzili Polskę i Polaków, że w zasadzie są komunistami, że przeszli do bolszewików z rozwiniętymi sztandarami. Istotnie w większości miast bolszewików witali Żydzi bukietami czerwonych róż, przemówieniami, uległymi oświadczeniami itp. I tak, oczywiście, komuniści Żydzi odnieśli się do bolszewików z entuzjazmem, bez względu na klasę społeczną, z której pochodzili. Proletariat żydowski, drobne kupiectwo, rzemiosło, ci wszyscy, których pozycja obecnie strukturalnie poprawiła się, a którzy uprzednio wystawieni byli przede wszystkim na prześladowania, zniewagi, ekscesy itp. elementu polskiego – ci wszyscy również pozytywnie jeśli nie entuzjastycznie, odnieśli się do nowego regime’u.

Trudno im zresztą się dziwić. Gorzej już jest np., gdy denuncjują oni Polaków, polskich narodowych studentów, polskich działaczy politycznych, gdy kierują pracą milicji bolszewickich zza biurek lub są członkami tej milicji, gdy niezgodnie z prawdą szkalują stosunki w dawnej Polsce. Niestety, trzeba stwierdzić, że wypadki te są bardzo częste, dużo częstsze niż wypadki wskazujące na lojalność wobec Polaków czy sentyment wobec Polski.(…) W zasadzie jednak i w masie Żydzi stworzyli tu sytuację, w której Polacy uznają ich za oddanych bolszewikom i – śmiało można powiedzieć – czekają na moment, w którym będą mogli po prostu zemścić się na Żydach. W zasadzie wszyscy Polacy są rozżaleni i rozczarowani w stosunku do Żydów – olbrzymia większość (przede wszystkim oczywiście młodzież) dosłownie czeka na sposobność krwawej zapłaty.

cytat za: Fundacja Pamiętamy

Artykuł O raporcie Jana Karskiego z 1942 r. słyszał cały świat. Ale jego relacji o sytuacji z 1940 r. pod okupacją sowiecką nie zna prawie nikt… pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/raport-jana-karskiego-o-zydach-na-kresach-z-1940-r/feed/ 0
Historia o ludziach, którzy 70. lat temu wykazali się nieprzeciętną odwagą. Ta książka będzie uhonorowaniem bohaterów. Pomóż w jej wydaniu https://niezlomni.com/historia-o-ludziach-ktorzy-70-temu-wykazali-sie-nieprzecietna-odwaga-ta-ksiazka-bedzie-uhonorowaniem-bohaterow-pomoz-wydaniu/ https://niezlomni.com/historia-o-ludziach-ktorzy-70-temu-wykazali-sie-nieprzecietna-odwaga-ta-ksiazka-bedzie-uhonorowaniem-bohaterow-pomoz-wydaniu/#respond Sun, 03 Dec 2017 22:29:29 +0000 https://niezlomni.com/?p=45116

„Rozstrzelani za uratowanie kobiety” – ruszyła społeczna akcja zbiórki na wydanie książki o wydarzeniu, o którym milczano przez dziesiątki lat. Chodzi o potyczkę żołnierzy Wojska Polskiego i Armii Sowieckiej w obronie kobiety, do której doszło w 1947 roku w Lesznie.


To historia, która nie pozostawia obojętnym nikogo, kto ją poznał. Nadaje się na wbijający w kinowy fotel film. Być może kiedyś on powstanie, teraz jednak trwają starania o wydanie książki pod tytułem „Rozstrzelani za uratowanie kobiety”. Jej autorem jest Krzysztof M. Kaźmierczak, dziennikarz śledczy i autor książek, który od 2004 roku bada i nagłaśnia niezwykłe okoliczności potyczki na dworcu kolejowym.

Poznałem wiele tajemniczych historii, ale to wydarzenie zrobiło na mnie wrażenie szczególne. Poruszył mnie nie tylko bohaterstwo ludzi, którzy mieli odwagę wystąpić przeciwko wszechpotężnemu militarnemu sojusznikowi władz PRL, ale także solidarność, która wykazali się, by uratować kobietę z rąk czerwonoarmistów. Ci ludzi zostali za swoją postawę skazani na śmierć i więzienie. Oni zasługuję na pamięć i szacunek. Moja książka jest formą ich uhonorowania po 70. latach od zbrojnej potyczkimówi autor, Krzysztof M. Kaźmierczak.

Książka „Rozstrzelani za uratowanie kobiety” napisana jest w przystępnej (nienaukowej ani nie podręcznikowej) formie. Z pewnością zaciekawi nie tylko osoby, które interesuje historia. To bowiem przede wszystkim publikacja o ludziach - ich postawach w sytuacjach, gdy trzeba podejmować dramatyczny wybór i przyjąć na siebie jego konsekwencje. Wiele z przedstawionych w książce okoliczności jest zaskakująca, a niektóre cały czas okrywa tajemnica. Tropy historii wiodą na przedwojenne polskie Kresy (m.in. Wołyń), na tereny obecnie znajdujące się na Ukrainie i Białorusi oraz na Pomorze.

Książka oparta jest na dokumentach historycznych, relacjach świadków oraz własnych analizach i ustaleniach autora. Znajdą się w niej także liczne informacje ciekawostkowe. Uzupełnieniem będzie szczegółowa, ilustrowana rekonstrukcja wydarzeń na leszczyńskim dworcu oraz historia ludzi, którzy dokonali zbrodni sądowej – doprowadzili do skazania bohaterów. Ponadto książka będzie zawierać ekskluzywny dodatek – niepublikowane nigdy dotąd dokumenty i zdjęcia.

Wspierający akcję wydania książki „Rozstrzelani za uratowanie kobiety” mogą liczyć nie tylko na jej egzemplarze w specjalnych, ekskluzywnych wersjach, ale także na dodatkowe, ciekawe nagrody – w tym pamiątki sprzed 70. lat (oryginały znaczków pocztowych i kopie banknotów z 1947 roku).

Akcja prowadzona jest na stronie wspieram.to/1947 - tam tez znaleźć można szczegółowe informacje. Co warte uwagi, autor bezpłatnie przekaże część egzemplarzy książki „Rozstrzelani za uratowanie kobiety” do bibliotek publicznych. Ich ilość zależeć będzie bezpośrednio od uczestników akcji. Prócz tego można także zostać fundatorem książek dla bibliotek – wybierając pakiety po 5, 10 lub 20 książek dla bibliotek. Projekt posłuży w ten sposób popularyzacji wiedzy o najnowszej, nieznanej historii Polski oraz promowaniu czytelnictwa.

W akcji na wspieram.to/1947 można wziąć udział bez żadnego ryzyka. Wspierający nie ponoszą żadnych dodatkowych opłat, a w razie niepowodzenia zbiórki mają gwarancję zwrotu pieniędzy.

 

Artykuł Historia o ludziach, którzy 70. lat temu wykazali się nieprzeciętną odwagą. Ta książka będzie uhonorowaniem bohaterów. Pomóż w jej wydaniu pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/historia-o-ludziach-ktorzy-70-temu-wykazali-sie-nieprzecietna-odwaga-ta-ksiazka-bedzie-uhonorowaniem-bohaterow-pomoz-wydaniu/feed/ 0
Często pojawia się w mediach, ale o jego ogromnej pracy na rzecz Wileńszczyzny wie niewielu. Dariusz Loranty: Bycie Polakiem na Litwie to bohaterstwo [WIDEO] https://niezlomni.com/czesto-pojawia-sie-mediach-o-ogromnej-pracy-rzecz-wilenszczyzny-wie-niewielu-dariusz-loranty-bycie-polakiem-litwie-bohaterstwo-wideo/ https://niezlomni.com/czesto-pojawia-sie-mediach-o-ogromnej-pracy-rzecz-wilenszczyzny-wie-niewielu-dariusz-loranty-bycie-polakiem-litwie-bohaterstwo-wideo/#respond Wed, 04 Oct 2017 06:33:59 +0000 http://niezlomni.com/?p=43733

Polskie Kresy zabrane w 1939 r. - czego dziś oczekują od nas - "Koroniarzy"? - Dagmara Kliks & Dariusz Loranty z Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Wilna i Grodna.

Spotkanie odbyło się 14.09.2017 r. w Warszawie.

Akcje cykliczne, prowadzone "od zawsze" na Litwie przez Warszawskie Towarzystwo Przyjaciół Wilna i Grodna.

"Wyprawka dla pierwszaka" - tornistry z pełnym wyposażeniem dla maluchów idących do zerówki i I klasy.

"Pełny brzuszek" - projekt zakładający cykliczne dostawy do szkół trwałej żywności. Dofinansowanie dożywienia dzieci ze strony samorządów jest niewystarczające w stosunku do potrzeb. Potrzebujmy dwojakiego wsparcia: rzeczowego (żywność trwała) oraz finansowego (transport żywności na Litwę i Białoruś).

"Czysta szkoła" - projekt zakładający cykliczne dostawy do szkół niezbędnych środków czystości, aby odciążyć ich skromne budżety i pozwolić na skupienie się na nauczaniu, a nie rozwiązywaniu problemów finansowych. Jw.: potrzebujmy dwojakiego wsparcia: rzeczowego (środki czystości) oraz finansowego (transport środków na Litwę i Białoruś). Od 2011 r.

"Niezbędnik" - wyposażanie szkół - pozyskujemy na ten cel dary rzeczowe oraz środki finansowe. Dzięki temu wyposażyliśmy biblioteki szkolne w kilkadziesiąt tysięcy książek, meble szkolne, pomoce naukowe i urządzenia niezbędne w procesie nauczania. Od kilku lat Senat RP wspiera finansowo nasze inicjatywy.

Przedświąteczne zbiórki darów - przed Bożym Narodzeniem i Świętami Wielkanocnymi organizujemy zbiórkę żywności trwałej, słodyczy, przyborów szkolnych, a także środków czystości. Dary te trafiają do uczniów najbiedniejszych rodzin i do stołówek szkolnych.

Z okazji Święta Zmarłych kwestujemy na Cmentarzu Powązkowskim obok IV Bramy prosząc o datki na remont i odbudowę pomników. W trzech ostatnich latach przekazaliśmy Społecznemu Komitetowi z Wilna około 50 tys. zł. na kontynuowanie ich renowacji.

Nie zapominamy o tragicznych wydarzeniach, które miały miejsce w latach drugiej wojny światowej na Ponarach. W ich rocznicę zbieramy się na Powązkach, pod Krzyżem Ponarskim, by chwilą wspomnień, minutą milczenia ku pamięci ofiar, dać świadectwo prawdzie o tej tragedii.

Blisko tysiąc uczniów i przedszkolaków rokrocznie otrzymuje od nas paczki świąteczne ze słodyczami. Dla części dzieci są to JEDYNE prezenty gwiazdkowe.

Artykuł Często pojawia się w mediach, ale o jego ogromnej pracy na rzecz Wileńszczyzny wie niewielu. Dariusz Loranty: Bycie Polakiem na Litwie to bohaterstwo [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/czesto-pojawia-sie-mediach-o-ogromnej-pracy-rzecz-wilenszczyzny-wie-niewielu-dariusz-loranty-bycie-polakiem-litwie-bohaterstwo-wideo/feed/ 0
Prof. Mieczysław Ryba: Katolicyzm w życiu społecznym w ujęciu ks. Piotra Skargi [WIDEO] https://niezlomni.com/prof-mieczyslaw-ryba-katolicyzm-w-zyciu-spolecznym-w-ujeciu-ks-piotra-skargi-wideo/ https://niezlomni.com/prof-mieczyslaw-ryba-katolicyzm-w-zyciu-spolecznym-w-ujeciu-ks-piotra-skargi-wideo/#respond Tue, 09 May 2017 19:34:59 +0000 http://niezlomni.com/?p=38199

Wykład profesora Mieczysława Ryby pt. „Katolicyzm w życiu społecznym w ujęciu ks. Piotra Skargi”.

Prelekcja została wygłoszona podczas konferencji „Wielki misjonarz Wschodu. Ks. Piotr Skarga i jego dzieło katolicyzmu na Kresach” zorganizowanej przez Klub Polonia Christiana w Warszawie 20 kwietnia 2017 r.

Artykuł Prof. Mieczysław Ryba: Katolicyzm w życiu społecznym w ujęciu ks. Piotra Skargi [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/prof-mieczyslaw-ryba-katolicyzm-w-zyciu-spolecznym-w-ujeciu-ks-piotra-skargi-wideo/feed/ 0
Świetna książka w genialnej interpretacji Henryka Machalicy [AUDIO] https://niezlomni.com/swietna-ksiazka-genialnej-interpretacji-henryka-machalicy-audio/ https://niezlomni.com/swietna-ksiazka-genialnej-interpretacji-henryka-machalicy-audio/#respond Fri, 04 Nov 2016 13:50:20 +0000 http://niezlomni.com/?p=33199

Diabeł na dzwonnicy to miejscami liryczna, lecz podszyta czarnym humorem minisaga dwóch kresowych rodów, doprowadzona do końca lat pięćdziesiątych.

352x500Książka skrzy się od barwnych postaci wilnian, którzy żyli sobie swojsko i niespiesznie w swoim mieście, dopóki ich nie przetrzebiły i nie rozproszyły kolejne okupacje, deportacje i repatriacje. Autor opisuje dzieje zwyczajnej rodziny, rozpoczynające się w dniach wybuchu pierwszej wojny, a kończące po drugiej wojnie światowej, gdy główni bohaterowie opuszczają już radzieckie Wilno.

Diabelskie okrucieństwo losu ludzi zmuszanych z powodu wyroków historii do opuszczenia rodzinnych domów zostało tu pokazane z całą bolesną ostrością, pozbawioną jednak stereotypowej martyrologii. Ławrynowiczowi bliższe jest poczucie groteski, ironii i humoru.Książka otrzymała nagrodę Fundacji "Wyzwania" i wyróżnienie PTWK oraz Biblioteki im. Raczyńskich w Poznaniu. Niemiecki przekład Diabła ukazał się w 2000 roku.

Marek Ławrynowicz, Diabeł na dzwonnicy, WAB, Warszawa 1998.

Źródło: www.old.wab.com.pl

Artykuł Świetna książka w genialnej interpretacji Henryka Machalicy [AUDIO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/swietna-ksiazka-genialnej-interpretacji-henryka-machalicy-audio/feed/ 0
Banderowcy napadli na kościół podczas mszy św. Zabili księdza przy ołtarzu https://niezlomni.com/w-chrynowie-banderowcy-napadli-na-kosciol-podczas-mszy-sw-zabili-ksiedza-jana-kotwickiego-przy-oltarzu/ https://niezlomni.com/w-chrynowie-banderowcy-napadli-na-kosciol-podczas-mszy-sw-zabili-ksiedza-jana-kotwickiego-przy-oltarzu/#respond Tue, 05 Jul 2016 05:42:28 +0000 http://niezlomni.com/?p=28914

O świcie wstałem i wyszedłem na drogę. Wieś była uśpiona. Wydawało się, że nic się nie dzieje. Znienacka słyszę jednak straszny, rozdzierający powietrze krzyk: Uciekajcie, mordują!

Patrzę na ulicę, a biegnie kobieta i znów krzyczy: Uciekajcie, mordują! Tak, jakby chciała ostrzec sąsiadów. Banderowcy mordowali w tym czasie rodzinę Chomczyńskich. Zaczęli od niej, bo liczyli na niezły łup. Uchodziła ona za zamożną, mającą sporo ukrytych kosztowności. Chomczyńscy ukryli się jednak w solidnej piwnicy, jak gdyby coś przeczuwając, i nie dali się łatwo wykurzyć. Banderowcy, chcąc ich zmusić do wyjścia, wytracili czas i nie zdążyli przyjść o świcie do Giergielewiczów. Natychmiast pobiegłem do wujostwa i mówię im, co się dzieje i też krzyczę, że trzeba uciekać. W progu spotkałem Władka, który też się obudził, ale on tylko wzruszył ramionami. Wpadłem do wujostwa, krzycząc, że musimy się ratować. Wuj jednak tylko wzruszył ramionami i ofuknął mnie: Czego ty się boisz? Mnie Ukraińcy powiedzieli, że mogę spać spokojnie, bo jestem im potrzebny. Beze mnie nie będzie miał kto kuć im koni, wykonywać obręczy żelaznych na koła do wozów. Ja wtedy, nie czekając na nic, wsiadłem na konia i do Włodzimierza. Władek też zdecydował się zaprząc konia do wozu i z żoną i dzieckiem pogalopował za mną. W okolicy, gdzie banderowcy mordowali kolejne polskie rodziny, rozległy się strzały i już nikt nie mógł mieć wątpliwości, że we wsi dzieje się coś złego. Gdy banda zbliżała się do domu Giergielewiczów, wujenka, jakby coś przeczuwając, uciekła w zboże. Była niewidoczna, ale mogła obserwować, co dzieje się na podwórku jej domostwa. Ukraińcy jak wpadli na nie, od razu zastrzelili wujka Giergielewicza. Zrobił to Ukrainiec o nazwisku Trofimiuk. Zbrodniarze rozbiegli się po całym obejściu, szukając pozostałych domowników, w tym mnie. Byli wściekli, że nikogo oprócz wujka Giergielewicza nie było. Wściekali się również, że na stole nie znaleźli wódki i śniadania, które ja miałem przygotować. Zbrodniarze chcieli zapewne dokończyć mord w Smołowej u wujostwa, a następnie wszystkich zabić.

Gdy przybyłem do Włodzimierza, był on już cały zapchany uchodźcami. Przedstawiali straszliwy widok. Byli zakrwawieni, mieli odrąbane ręce, niektórzy wykłute oczy. Znajdowali się w szoku, a od tego, co mówili, włosy stawały dęba. Zezwierzęcenie Ukraińców przerastało wszystkie ludzkie wyobrażenia. Dowiedziałem się nawet, co działo się w Chrynowie, do którego tego dnia, bo zapomniałem dodać wcześniej, że była to niedziela, wybierałem się do kościoła. Banderowcy napadli na kościół podczas mszy św. Zabili księdza Jana Kotwickiego przy ołtarzu. Ich ofiarą padło też wiele moich koleżanek. Bestialsko zabito m.in. Elizę Kruczyńską. Ranna w rękę została Aniela Janusz. Janinę Winiarz, mieszkającą obok Mrozów, banderowiec trafił najpierw w nogę, gdy uciekała w stronę lasu. Padła na plecy i banderowiec chciał ją dobić i trafił w oko. Oblaną krwią znalazł Mróz i zaniósł do rodziców. Ci wpadli w popłoch i uznali, że naprawdę trzeba uciekać do Włodzimierza. W innej wsi, Kałusowie, banderowcy spędzili mieszkańców pod pozorem zebrania do dwóch stodół. Mężczyzn do stodoły Grabowskiego, a kobiety do stodoły Fila. Taka Adela zdołała uchylić deskę w ścianie stodoły i uciec w zboże. Pozostałych mieszkańców zamkniętych w stodołach zamordowano, strzelając do nich z broni maszynowej. Rannych dobijano siekierami, widłami, bagnetami. Łącznie Ukraińcy zamordowali w Kałusowie ponad sto osób. Z masakry uratował się m.in. Władysław Drożdżowski, któremu w trakcie spędzania mieszkańców wioski do stodół udało się ukryć. Przeżył także ranny Jan Sikora. Tego dnia po mordzie zostali jednak odkryci przez penetrujących teren upowców i ciężko ranni. Upowcy myśleli, że dobili ich już ostatecznie, i pozostawili. Z postrzeloną, zmasakrowaną twarzą Drożdżowski doczołgał się do studni, bo chciał napić się wody, i wpadł do niej. Wyciągnął go Polak, Ignacy Łaniucha, który ranny wyczołgał się spod zwału trupów. Następnie umieścił go na furmance wraz z Grabowskim i zawiózł do Włodzimierza.
Obserwując tragedię Polaków, szukających we Włodzimierzu schronienia przed ukraińskimi zwyrodnialcami, 18-letni chłopak, jakim był wówczas Zygmunt Maguza, musiał wykazać sporo hartu, żeby nie postradać zmysłów. Najgorsze było jednak dopiero przed nim. Po kilku dniach postanowił z wujkami pojechać do Witoldowa, żeby zobaczyć, co dzieje się u dziadków Stankiewiczów. To, co ujrzał, przerosło jego najgorsze oczekiwania.

Fragment wspomnień Zygmunta Maguzy „Uciekajcie, mordują”!

Marek A.Koprowski, Wspomnienia ocalałych. Tom I, Replika, Poznań 2016. 

Książkę można nabyć TUTAJ.

 

Artykuł Banderowcy napadli na kościół podczas mszy św. Zabili księdza przy ołtarzu pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/w-chrynowie-banderowcy-napadli-na-kosciol-podczas-mszy-sw-zabili-ksiedza-jana-kotwickiego-przy-oltarzu/feed/ 0