Jugosławia – Niezłomni.com https://niezlomni.com Portal informacyjno-historyczny Sun, 03 Dec 2023 21:00:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.8 https://niezlomni.com/wp-content/uploads/2017/08/cropped-icon-260x260.png Jugosławia – Niezłomni.com https://niezlomni.com 32 32 „Pewnie chciałbyś spytać, czy zabijałem?”. Poruszające wspomnienia polskiego ochotnika w wojnie na Bałkanach. [WIDEO] https://niezlomni.com/pewnie-chcialbys-spytac-czy-zabijalem-poruszajace-wspomnienia-polskiego-ochotnika-w-wojnie-na-balkanach-wideo/ https://niezlomni.com/pewnie-chcialbys-spytac-czy-zabijalem-poruszajace-wspomnienia-polskiego-ochotnika-w-wojnie-na-balkanach-wideo/#respond Thu, 03 Oct 2019 05:14:15 +0000 https://niezlomni.com/?p=50845

"W mediach śledziłem obronę Vukovaru. Miasta broniło 1800 lekko uzbrojonych Chorwatów przed 38 tysiącami Serbów dysponujących ciężką artylerią i lotnictwem. Skala porównawcza sił była jak w Powstaniu Warszawskim. Serbowie zamordowali rannych w szpitalu" - wspomina Adam Bednarczyk, autor książki „Dobij mnie Europo”, wspomnień z wojny bałkańskiej w wywiadzie dla portalu sdp.pl.

[caption id="attachment_50846" align="alignleft" width="459"] fot. WarBook.pl[/caption]

"[Strzelalem] z Kałasznikowa albo z „argentynki”, czyli z argentyńskiej wersji amerykańskiego karabinu M-16. Kałasznikow był lepszy, nie było problemów z amunicją do niego. Wrogowie też używali takiej broni. Kiedy zdobyliśmy ich pozycje, można było zaopatrzyć się w amunicję, która pasowała do naszych karabinów. Pewnie chciałbyś spytać, czy zabijałem?

Tak.

Zabijałem. Na wojnie nie ma wyboru. Albo zabijesz wroga albo zginiesz. Nie wiem ile osób zabiłem. Tego nikt nie wie i nikt tego nie powie. Najniebezpieczniejsze było wynoszenie rannych kolegów z pola walki, ponieważ cały czas trwał ostrzał.

Zdarzało się wam zostawić rannych na polu walki?

Nigdy. Byliśmy i jesteśmy jak rodzina. Cztery lata temu pierwszy raz od wojny pojechałem na tereny, gdzie walczyłem. Odnalazłem dom mojego dowódcy, Krešo.  (...)

(...) To była wojna religijna, katolików z prawosławnymi. Każdy Chorwat nosił za pagonem albo na szyi różaniec. Serbów poznawało się po prawosławnych krzyżach. Tam, gdzie walczyłem, dwie muzułmańskie brygady biły się po stronie chorwackiej. Składały się głównie z uchodźców z terenów bośniackich zajętych przez Serbów. Nie mieliśmy żadnych konfliktów z muzułmanami. Inaczej było w Mostarze, gdzie Chorwaci walczyli z muzułmanami. W Bośni jest w dalszym ciągu tygiel. Ręczę ci, że Serbowie nigdy nie odpuszczą Kosowego Pola. Dla nich to świętość. Jak dla nas Gniezno czy Jasna Góra.

 

Cały wywiad zatytułowany "ZAMIENIŁEM PIÓRO NA KARABIN" można przeczytać na portalu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich sdp.pl.

Vukovar 1991-2015

O AUTORZE
Adam Bednarczyk

Wspomnienia te spisałem ponad dwadzieścia lat temu. W mediach zaczęły się pojawiać pierwsze informacje o walkach w Jugosławii. Ten kraj przeciętnemu Polakowi kojarzył się z rajskimi plażami i sklepami pełnymi towarów, a nie z wojną. Zobaczyłem w telewizji oblężony Vukovar, bombardowany Osijek, Dubrownik, Zagrzeb… Narodziły się pytania – o co w tym wszystkim chodzi?! Chciałem zrozumieć. Wychowany w tradycyjnej, polskiej rodzinie nie mogłem postąpić inaczej. Musiałem tam jechać. To był świadomy wybór...

Adam Bednarczyk, DOBIJ MNIE, EUROPO, Wyd. WarBook, Ustroń 2015. Książkę można nabyć TUTAJ. 

Znajdziecie tu gniew i strach, przejmujące zimno, błoto i brud. Długotrwałe oczekiwanie na walkę, wszechobecną żołnierską nudę, jak i nagłe skoki adrenaliny podczas chaotycznych starć. Są rany i śmierć, o którą ociera się Autor. Jest wreszcie niewybredny żołnierski humor, prawdziwe braterstwo broni oraz subtelna miłość.

Książka ta po raz pierwszy ukazała się drukiem ponad 20 lat temu i sprowadziła na Autora niemałe kłopoty, gdyż wojenne historie opisuje on z perspektywy „obserwatora uczestniczącego”, przez co zainteresowały się nim tajne służby.

Mimo upływu wielu lat tekst nie utracił swej pierwotnej mocy, wciąż „pachnie prochem”, a mechanika konfliktu, który toczył się wówczas w byłej Jugosławii, niepokojąco przywodzi na myśl ostatnie wydarzenia na Ukrainie. Nowe, uzupełnione wydanie przedstawia wojnę w czystej postaci. To opowieść kondotiera – okrutna, straszna, fascynująca.

FRAGMENTY książki "Dobij mnie Europo"

– Krešo jest oficerem armii chorwackiej. Poznałem go podczas walk w Chorwacji – mówił do mnie Marko – Jako ochotnik objął dowództwo nad kilkusetosobowym batalionem obrońców Bosanskiej Posaviny.

– Dlaczego był taki nieufny? Spytałem.

– Chcesz tutaj zostać na dłużej?

– Tak.

– To zrozum, większość dziennikarzy frontowych jest na usługach wywiadów. Stąd ta nieufność. Ale trafiłeś bardzo dobrze, sam kiedyś mi podziękujesz.

– Teraz już chciałem...

- Nema problema – poklepał mnie po plecach.

Pożegnaliśmy się z Marko, który odjechał na parę dni w głąb Bośni. Tymczasem mnie z Węgrem odwieziono do bazy plutonu dywersyjno‐zwiadowczego. Wytrawny żołnierz, jakim bez wątpienia był Marko, bardzo dobrze wiedział gdzie na froncie znajdę najbardziej interesujące mnie materiały. Trafiłem do plutonu, w którym skupiały się prawie wszystkie specjalności żołnierskie tej wojny.

Baza mieściła się w centrum Oštrej Luki. Był to duży, dwupiętrowy dom z czerwonej cegły opuszczony przez właściciela. W progu przywitał nas Bego, do którego przez krótkofalówkę dotarła wieść o nowych przybyszach.

Wyglądał komicznie. Niski, tęgi, z butelką rakiji w ręce. W bazie był sam, reszta chłopców poszła na zwiad. Miesiąc wcześniej, dwa metry od niego wybuchł granat raniąc odłamkami nogi i plecy. Rany nie były jeszcze na tyle wygojone, aby mógł wrócić do akcji, pełnił więc rolę stróża.

Nie pozwalając się rozpakować oprowadzał nas po domu. Kuchnia, łazienka, pokoje. Normalne, prywatne mieszkanie z dywanami na podłogach. Tylko porozrzucane wszędzie umundurowanie i uzbrojenie wojskowe wskazywało, że stacjonuje tutaj armia. Magazynem broni był jeden z pokoi. Bego dumny z posiadanego arsenału, demonstrował nam po kolei:

– Ovdje RKM, RPG, super, brrrrr – objaśniał dźwiękowo – Bum! Nema tenka.

– Snajper optika, četnik petsto metara, puk! Nema četnika – wskazał na kilka sztuk hecklerów.

Zapewne długo by jeszcze trwało opisywanie broni przez gadułę, jakim był Bego, gdyby nie powrót plutonu z akcji...

Artykuł „Pewnie chciałbyś spytać, czy zabijałem?”. Poruszające wspomnienia polskiego ochotnika w wojnie na Bałkanach. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/pewnie-chcialbys-spytac-czy-zabijalem-poruszajace-wspomnienia-polskiego-ochotnika-w-wojnie-na-balkanach-wideo/feed/ 0
Andrzej Brenner trafia do Kosowa, w sam środek „bałkańskiego kotła”. TYLKO U NAS „Smak Wojny” Witolda Gadowskiego. [WIDEO] https://niezlomni.com/andrzej-brenner-trafia-do-kosowa-w-sam-srodek-balkanskiego-kotla-tylko-u-nas-smak-wojny-witolda-gadowskiego-wideo/ https://niezlomni.com/andrzej-brenner-trafia-do-kosowa-w-sam-srodek-balkanskiego-kotla-tylko-u-nas-smak-wojny-witolda-gadowskiego-wideo/#respond Sat, 15 Dec 2018 05:30:43 +0000 https://niezlomni.com/?p=50420

Fabuła powieści Smak wojny rozgrywa się kilka lat przed wydarzeniami znanymi czytelnikom z bestsellerowej Wieży komunistów. Andrzej Brenner, niezależny dziennikarz i awanturnik, jako korespondent wojenny zostaje wysłany wraz ze swoim przyjacielem do Kosowa, gdzie osobiście doświadcza chaosu będącego konsekwencją działań militarnych na południu Europy. Jest świadkiem krwawych starć między Albańczykami i Serbami, a przy tym niespodziewanie wplątuje się w rozprzestrzenioną na całe Bałkany niebezpieczną aferę.

Puste mieszkania są jak płytki oddech, wystarczy go na to, by żyć, i niewiele więcej.
To mieszkanie było puste bardziej niż inne. Nikt nie otwierał w nim okien ani nie przesuwał ubogich sprzętów. Kurz wielomiesięczną warstwą pokrył parapet, poplamiony parkiet, a nawet dwa nieumyte talerze leżące w zlewie.
Mieszkania, w których od dawna nikt nie oddychał, stają się obce dla każdego, kto przekroczy ich próg.
To mieszkanie wyglądało tak, jakby właściciel pozostawił je na pastwę losu. Jakby nagle zniknął albo w pewnym momencie te ciasne pomieszczenia przestały go interesować. Było tak puste, że nawet nie zalęgły się w nim insekty.
Było puste i suche – kaloryfery wciąż grzały w nim jak wściekłe. Tylko ciężkie od kurzu powietrze i głuche pomruki miasta, tłumione nieco przez brudne szyby, sprawiały, że odbijały się w nim blade oznaki życia.

Żelazne łóżko, przypominające te, które zwykle można znaleźć w powiatowych szpitalach, niepasujące do siebie sztućce w kredensie i dawno niemalowane ściany.
To mieszkanie wyglądało tak, jakby kiedyś mieszkał w nim samotny mężczyzna.

Ktoś nie mógł, albo nie chciał, już tu mieszkać, a może tego kogoś już nie było?

Drrrryńńń dryń dryń – coś sprawiało mu ból, niepokoiło, czuł, jak obcy dźwięk wdziera się w jego mózg.
Naraz rozmyły się kontury oświetlonego słońcem budynku, zniknęły zbudowane ze stali i szkła ściany. Budynek stał naprzeciw niego. Dostrzegał go z wysokiego dachu, skąd napawał się widokiem rozedrganej panoramy wielkiego miasta.
Stał na dachu i z lubością wystawiał twarz na smagnięcia ciepłego wiatru.
Aż tu nagle ten podstępny, nieprzewidziany jazgot…
Brenner z trudem uniósł powieki i uderzeniem dłoni uciszył wyjący budzik. Nakrył się kołdrą. Skulił się przy tym tak, aby uniknąć światła, które przez brudne okno wdzierało się do jego pokoju.
Uwielbiał zwijać się w kłębek i leżeć z kolanami podciągniętymi pod brodę. Napełniało go wtedy poczucie spokoju. Czuł, że zwinięty potrafi odgrodzić się od wszystkich problemów.


Naraz z przedpokoju dobiegł go dźwięk domofonu.
Zrezygnowany wyskoczył spod kołdry i kilkoma susami dopadł do skrzeczącego głośnika.
– Andrzej, czekam pod twoim blokiem. Jesteś gotowy? – zniecierpliwiony głos Witka przywrócił go do rzeczywistości.
Spojrzał na stół, na którym stał niewielki, odrapany budzik, i zrozumiał, że najzwyczajniej w świecie zaspał. Piąta trzydzieści – o tej porze mieli razem z Witkiem wyjechać do Nowego Targu.
Pospiesznie odszukał bieliznę i niedbale obandażował kolana. Robił tak już od kilku tygodni, czując, jak kolejne skoki coraz mocniej naruszają mu stawy. Właściwie już dawno powinien był odwiedzić porządnego lekarza.
Szybko włożył luźne, sportowe spodnie i ciepłą polarową kurtkę. W biegu złapał wysokościomierz i ulubioną skórzaną pilotkę, wyłuskał z niej okulary, zamknął drzwi i wciskając stopy w czarne adidasy, pognał schodami w dół. Przeskakiwał po kilka stopni naraz.
Witek czekał na niego przy swoim samochodzie. Niebieski fiat tempra był jedyną wartościową rzeczą, jaką posiadał. Przyjaciel Brennera palił papierosa. Kiedy zobaczył, że z odrapanej klatki schodowej wyłoniła się szczupła postać w pilotce, teatralnym gestem stuknął palcem w zegarek.


– Co, zapomniałeś o naszej randce? Dziesięć minut po czasie. Już mnie nie kochasz? – warknął modulowanym głosem, naśladując sposób mówienia Bogusława Lindy.
Patrząc na jego minę, Andrzej nie mógł powstrzymać uśmiechu. Poza filmowego twardziela zbyt jaskrawo kontrastowała z pogodną, okrągłą twarzą. Zwalista sylwetka przyjaciela wzbudzała sympatię i zaufanie. Brenner często miał ochotę klepnąć go w wiecznie trzęsące się od rechotania brzuszysko.
Wielki jak drwal, prawie dwumetrowy Witek na pewno w niczym nie przypominał neurotycznego Franza Maurera z filmu Psy. Brenner wiedział jednak, że ta chodząca pogodność i gargantuiczny sposób bycia to tylko pozory, które często okazywały się niebezpieczną pułapką. Flegmatyczny i dobroduszny z natury Witek w sytuacji zagrożenia przemieniał się w niesłychanie szybką i sprawną maszynę do walki. Jego sto pięćdziesiąt kilogramów żywej wagi potrafiło poruszać się z dynamiką i zwinnością wprawnego zapaśnika.
– Czołem, niedźwiadku. – Rozbawiony Andrzej klepnął wielkoluda w zarośnięty policzek. – Zerwałeś mnie z łóżka, to teraz za karę będziesz całą drogę prowadził – mruknął, udając głos rozkapryszonej panienki.
– Jak wreszcie nauczysz się powozić czymś, co ma więcej niż dwa koła, to chyba umrę z rozpaczy. – Wielkolud westchnął i wtłoczył swoje cielsko na przednie siedzenie fiata.


Samochód ostrzegawczo zakołysał się i jęknął.
– No to batem go, panie woźnico, i w drogę! – fuknął Brenner.
– Jakoś marnie dziś wyglądasz, drobinko. – Witek zmarszczył brwi, położył wielkie łapska na kierownicy i sprawnie manewrując pomiędzy wiosennymi kałużami, wyjechał na drogę.
Pół godziny później pędzili już zakopianką w stronę Nowego Targu. Na trasie panował jeszcze względny spokój. Dzięki wczesnej porze wyjazdu mieli szansę dotrzeć na miejsce przed siódmą rano.
Na nowotarskim lotnisku umówili się na spotkanie z Andrzejem Palenikiem, szefem „Fabryki Spadochroniarzy”.
To był dzień skoków. Plan lotów przewidywał delikatny rozruch o ósmej rano, potem filiżankę kawy i od dziesiątej pierwsze wyloty. Andrzej i Witek mieli zamiar wykonać trzy skoki.
Planowali poćwiczyć loty w parze, co przy różnicy wagi, jaka dzieliła obu przyjaciół – Brenner, nawet gdy intensywnie ćwiczył, nigdy nie przekraczał wagi osiemdziesięciu kilogramów – wcale nie było łatwe.
Dotychczasowe próby kończyły się zwykle tym, że Brenner jak odważnik pikował w dół, ściągany przez – zachowujące nawet najbardziej klasyczną pozycję „deski” – sto pięćdziesiąt kilogramów przyjaciela.
Długo wymyślali technikę chwytów i lotu, tak aby sprawić, że będą mogli razem swobodnie spadać. Obaj wierzyli w te same magiczne reguły, więc nie ogolili się przed wyjazdem do Nowego Targu.


Witek co chwila rzucał na Brennera badawcze spojrzenie. Od jakiegoś czasu martwił się o przyjaciela – ten stał się melancholijny, nieobecny, a bruzdy pod oczami były wyraźniejsze niż zwykle.
Silnik samochodu mruczał miarowo. Brenner szybko zapadł w drzemkę. Kiedy Witek odrywał wzrok od drogi i spoglądał na jego prawie czterdziestoletnią twarz, widział, jak ten marszczy brwi i nerwowo porusza głową. Wyglądało na to, że spiera się z kimś we śnie. Kilka razy się budził. Nie żartował jednak z ocierającego się prawie o kierownicę brzuszyska, nie próbował nawet, jak zwykle, wmotać Witka w kolejną, wymyśloną przez siebie, historię romansową.
– No a ta… – tu padało zwykle imię kolejnej dziewczyny, na którą aktualnie zwrócona była uwaga kompana. – Ostatnio tylko o tobie mówi – kusił i nieodmiennie wciągał Witka w krąg sercowych wynurzeń.
Czynił tak wiele razy i zawsze udawało mu się wprowadzić go w stan duchowej nieważkości. Twarz mu kraśniała i zasypywał Brennera dziesiątkami pytań, dotyczących okoliczności, w jakich miały paść przychylne dla niego słowa.


Wyglądało na to, że pomimo wielokrotnych wpadek Witek wciąż z łatwością dawał się przenosić w krainę własnych marzeń o kobietach i prawdziwej miłości. Skłonność do bujania w obłokach i słodkiego rozmyślania o prawdziwym, platonicznym uczuciu, której ulegał Witek, stała się nawet tematem wielu środowiskowych anegdot.
Tym razem Brenner nie miał jednak najmniejszej ochoty na przekomarzania.
Półtorej godziny jazdy do Nowego Targu minęło im więc w ciszy. Wewnątrz samochodu słychać było jedynie urywane chrapnięcia i świszczenie drzemiącego Brennera. Jego oddech budził podejrzenie o rozwijające się schorzenia o podłożu astmatycznym. Ciężki, często chrapliwy odgłos sprawiał wrażenie, jakby oddychanie było nieustanną, ciężką
walką.
Przypadłość ta miała jednak prozaiczną przyczynę. Była wynikiem kilku bijatyk, po których Brennerowi pozostał wielokrotnie złamany nos. Nie był to jednak płaski, bokserski nochal. Zachował swój wyrazisty, lekko garbaty kontur – prawdziwe spustoszenie kryło się jednak pod niewinnie wyglądającą powłoką. Nastąpiło tam skomplikowane pokręcenie korytarzy, którymi z trudem przeciskało się
powietrze.
Dawno powinien to zoperować, ale kto by mu kazał iść do lekarza – pomyślał Witek i skierował samochód w stronę murawy okalającej nowotarskie lotnisko. (…)

Fragment pierwszego rozdziału książki Witolda Gadowskiego Smak Wojny, Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ

Smak wojny to uderzająco prawdziwa, pełna przemocy, ale również poruszająca powieść, od której nie sposób się oderwać.
Fabuła powieści Smak wojny rozgrywa się kilka lat przed wydarzeniami znanymi czytelnikom z bestsellerowej Wieży komunistów. Tym razem Andrzej Brenner, niezależny dziennikarz i awanturnik, jako korespondent wojenny zostaje wysłany wraz ze swoim przyjacielem do Kosowa, gdzie osobiście doświadcza chaosu będącego konsekwencją działań militarnych na południu Europy. Jest świadkiem krwawych starć między Albańczykami i Serbami, a przy tym niespodziewanie wplątuje się w rozprzestrzenioną na całe Bałkany niebezpieczną aferę. Jego dziennikarski zmysł pcha go coraz głębiej w rzeczywistość, którą rządzą krwawe porachunki i handel bronią, a jednocześnie pozwala mu poznać wojnę z perspektywy pojedynczego człowieka, który próbuje odnaleźć swoje miejsce w opisywanym konflikcie.
Wśród wystrzałów i wybuchów, cierpienia i śmierci – Brenner ma również szansę odnaleźć miłość. Piękna Serbka Vesna okazuje się promieniem słońca w tym ogarniętym ciemnością świecie.

Kołysanka Vesny, słowa Witold Gadowski:

Artykuł Andrzej Brenner trafia do Kosowa, w sam środek „bałkańskiego kotła”. TYLKO U NAS „Smak Wojny” Witolda Gadowskiego. [WIDEO] pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/andrzej-brenner-trafia-do-kosowa-w-sam-srodek-balkanskiego-kotla-tylko-u-nas-smak-wojny-witolda-gadowskiego-wideo/feed/ 0
20 lipca 1797 r. wykonano po raz pierwszy „Mazurka Dąbrowskiego”, który stał się inspiracją dla innych hymnów https://niezlomni.com/20-lipca-1797-r-wykonano-pierwszy-mazurek-dabrowskiego-ktory-stal-sie/ https://niezlomni.com/20-lipca-1797-r-wykonano-pierwszy-mazurek-dabrowskiego-ktory-stal-sie/#comments Wed, 20 Jul 2016 09:03:05 +0000 http://niezlomni.com/?p=29124

20 lipca 1797 r.: pierwsze wykonanie „Mazurka Dąbrowskiego”.

9 stycznia 1797 r. podpisano umowę między zależną od Francji Republiką Lombardzką a Polakami w Mediolanie w sprawie powstania Legionów Polskich we Włoszech. Prace nad ich organizacją postępowały bardzo szybko. W ciągu trzech pierwszych miesięcy ich dowódca Jan Henryk Dąbrowski zebrał ok. 3600 ludzi. Ostatecznie pod bronią znalazło się ok. 7 tys. Polaków. Na wiosnę planowano walkę z Austriakami i przedarcie się do Galicji, jednak zamierzenia te pokrzyżował rozejm francusko-austriacki w Leoben 18 kwietnia 1797 r.

http://niezlomni.com/87-lat-temu-mazurek-dabrowskiego-zostal-hymnem-polski-po-wojnie-czekal-do-1976-roku-na-oficjalne-uznanie-wideo/

W lipcu do Reggio d’Emilia - kwatery Dąbrowskiego - przybył Józef Wybicki, dawny konfederat barski oraz działacz reformatorski z okresu Sejmu Czteroletniego, oferując mu swoje usługi jako polityka i ideologa Legionów, którym rzeczywiście został. Między 15 a 20 lipca ułożył też specjalną pieśń legionową (najpewniej pod wrażeniem ducha patriotycznego dostrzeżonego wśród podkomendnych Dąbrowskiego), przypominającą melodycznie mazurka, a zaczynającą się od słów: "Jeszcze Polska nie umarła, kiedy my żyjemy". Miała ona być tym dla Polaków we Włoszech, co Marsylianka dla Francuzów.

http://niezlomni.com/jedno-z-najstarszych-zachowanych-nagran-hymnu-polski-mazurek-dabrowskiego-z-1926-r/

Prawykonanie nowej pieśni odbyło się w czasie pożegnalnego bankietu dla Dąbrowskiego w Reggio 21 sierpnia 1797 r., choć niewykluczone, że w rzeczywistości mogło to być już wcześniej, nawet 16 lipca (dokładna data powstania i pierwszego publicznego odśpiewania tej pieśni nie jest znana). Pieśń bardzo szybko stała się niezwykle popularna nie tylko wśród legionistów, lecz także w Warszawie, gdzie działacze Towarzystwa Republikanów Polskich zmienili słowo "umarła" na "zginęła". W czasie Powstania Listopadowego nabrała charakteru ogólnonarodowego. W 1927 r. uznano ją ostatecznie za hymn państwowy. Do dziś w Będominie na Pomorzu można zwiedzać dwór (miejsce urodzenia Wybickiego), w którym znajduje się stała ekspozycja poświęcona dziejom polskiego hymnu narodowego.

W XIX wieku Mazurek Dąbrowskiego stał się inspiracją dla hymnów 17 narodów i grup etnicznych. Został przetłumaczony na kilkanaście języków. Był inspiracją dla pieśni napisanej przez Samuela Tomašika, która stała się hymnem wszechsłowiańskim, przyjętym później, jako hymn Republiki Jugosławii.

źródło: Muzeum Historii Polski

opublikowane na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska

Artykuł 20 lipca 1797 r. wykonano po raz pierwszy „Mazurka Dąbrowskiego”, który stał się inspiracją dla innych hymnów pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/20-lipca-1797-r-wykonano-pierwszy-mazurek-dabrowskiego-ktory-stal-sie/feed/ 1
14 maja 1955: powołanie Układu Warszawskiego https://niezlomni.com/14-maja-1955-powolanie-ukladu-warszawskiego/ https://niezlomni.com/14-maja-1955-powolanie-ukladu-warszawskiego/#respond Sat, 14 May 2016 07:16:16 +0000 http://niezlomni.com/?p=27553 zatwierdzony przez ministra obrony Wojciecha Jaruzelskiego w 1970 r. plan udziału ludowego Wojska Polskiego w ataku Układu Warszawskiego na zachodnią Europę

W maju 1955 r. do Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego przyjęto Republikę Federalną Niemiec. Wydarzenie to dało impuls do działań Związku Radzieckiego i bloku państw pozostających w zasięgu jego wpływów.

14 maja w Warszawie został zawarty układ podpisany przez 8 państw: Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, Albańską Republikę Ludową, Bułgarską Republikę Ludową, Socjalistyczną Republikę Rumunii, Niemiecką Republikę Demokratyczną, Węgierską Republikę Ludową, Polską Rzeczpospolitą Ludową i Czechosłowacką Republikę Socjalistyczną. Organizacja miała charakter polityczno-wojskowy i skierowana była przeciwko NATO. Układ nabrał mocy obowiązującej 4 czerwca 1955 r., kiedy to sygnatariusze złożyli rządowi PRL wszystkie dokumenty ratyfikujące. Organizacja została powołana na dwadzieścia lat z automatycznym przedłużeniem o dalszych dziesięć.

Do paktu nie przystąpiła Jugosławia, a od 1962 r. w pracach organów Układu nie uczestniczyła również Albania, która ostatecznie wycofała się 13 września 1968 r. W ramach Układu działały dwa główne organy, tj. Doradczy Komitet Polityczny oraz Zjednoczone Dowództwo Sił Zbrojnych. Później powstały dalsze ciała organizacyjne, z których najważniejsze były Komitet Ministrów Spraw Zagranicznych i Komitet Ministrów Obrony. Powołano również wspólne dowództwo Układu w Moskwie.

Układ Warszawski przyczynił się do umocnienia pojałtańskiego porządku międzynarodowego w Europie i dominacji ZSRS we wschodniej Europie. Struktury polityczne Układu zostały rozwiązane 1 lipca 1991 na posiedzeniu Doradczego Komitetu Politycznego państw w Pradze.

[caption id="attachment_27554" align="alignleft" width="800"]zatwierdzony przez ministra obrony Wojciecha Jaruzelskiego w 1970 r. plan udziału ludowego Wojska Polskiego w ataku Układu Warszawskiego na zachodnią Europę zatwierdzony przez ministra obrony Wojciecha Jaruzelskiego w 1970 r. plan udziału ludowego Wojska Polskiego w ataku Układu Warszawskiego na zachodnią Europę[/caption]

opublikowane na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska

Artykuł 14 maja 1955: powołanie Układu Warszawskiego pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/14-maja-1955-powolanie-ukladu-warszawskiego/feed/ 0
Amerykański znaczek z polską flagą. Polski symbol został wyróżniony przez USA jako pierwszy, przed innymi sojusznikami https://niezlomni.com/amerykanski-znaczek-z-polska-flaga-polski-symbol-zostal-wyrozniony-przez-usa-jako-pierwszy-przed-innymi-sojusznikami/ https://niezlomni.com/amerykanski-znaczek-z-polska-flaga-polski-symbol-zostal-wyrozniony-przez-usa-jako-pierwszy-przed-innymi-sojusznikami/#respond Wed, 23 Jul 2014 23:11:51 +0000 http://niezlomni.com/?p=15340

W serii znaczków pocztowych przedstawiających flagi Narodów Sojuszniczych poczta amerykańska, jako pierwszą umieściła flagę Polski.

Postmaster General Frank C. Walker w swoim wystąpieniu stwierdził:

Dedykujemy dzisiaj znaczek pocztowy amerykański w hołdzie Polsce, ponieważ czcimy ją, jako pierwszy spośród krajów Zjednoczonych Narodów najechanych przez nieprzyjaciół. Hołd ten podnosimy do godności aktu urzędowego. Nie wydaliśmy tego znaczka niechętnie, lecz przeciwnie, z dumą i poczuciem słuszności. (...) Tu, w Chicago, serca nasze i umysły napełnia świadomość tego, co się dzieje tysiące mil od nas. Najeźdźca zajął spokojne wzgórza i szumiące pola Polski i stara się w bezwzględny sposób złamać naród, który broni się i nie chce się ugiąć".

znaczek"Jeśli chodzi o Polaków, to wnieśli oni do naszego kraju bogate tradycje narodu, który chociaż cierpiał przez długie wieki znany jest z charakteru pełnego żywotności. Polska jest starym krajem w tragedii i cierpieniu, lecz jest zawsze młodym krajem, ponieważ ciągle ożywia ją nowa nadzieja i nowe życie" - mówił do zebranych w Chicago Frank C. Walker.

Nawiązując do projektu graficznego znaczka stwierdził: "W feniksie przedstawionym na znaczku mamy podkreślony klasyczny symbolizm. Starożytni wierzyli, że ptak ten żyjąc przez wieki spalony został na popiół i że odrodzi się w swej młodzieńczej świeżości, z własnych popiołów. Po prawej stronie znaczka mamy inny symbol w postaci klęczącej kobiety wznoszącej ręce, z których spadły kajdany. Pomiędzy tymi dwoma figurami symbolizującymi nieśmiertelność i odrodzenie powiewa sztandar Polski...".

"Amerykanie, zaczerpnijcie podnietę wpatrując się w bohaterskie czyny Polski. Nauczmy się od Polski wiary w zwycięstwo i sprawiedliwość, nauczmy się śmiałego patrzenia w przyszłość, nauczmy się od Polski i Polaków jak walczyć o wolność wszędzie, gdzie tylko można znaleźć karabin, okręt lub samolot"- zakończył przemówienie Frank C. Walker.

Na kolejnych znaczkach serii znalazły się flagi - Czechosłowacji, Norwegii, Luksemburga, Holandii, Belgii, Francji, Grecji, Jugosławii, Albanii, Austrii, Danii i Korei (ukazał się w 1944 r.) - wszystkie o nominale 5 centów.

za Dziennikiem Polskim", Londyn 1943

Artykuł Amerykański znaczek z polską flagą. Polski symbol został wyróżniony przez USA jako pierwszy, przed innymi sojusznikami pochodzi z serwisu Niezłomni.com.

]]>
https://niezlomni.com/amerykanski-znaczek-z-polska-flaga-polski-symbol-zostal-wyrozniony-przez-usa-jako-pierwszy-przed-innymi-sojusznikami/feed/ 0